Stanisław Kotowski
Niektóre współczesne problemy ruchu niewidomych w Polsce
Wydawca zbioru artykułów w wersji elektronicznej, w standardzie DAISY
Fundacja Klucz
Warszawa 2016
O problemach ruchu niewidomych w Polsce, przede wszystkim Polskiego Związku Niewidomych, piszę od wielu lat. Publicystyka moja na ten temat jest różnie odbierana. W ostatnich kilkunastu latach, z powodu tej publicystyki, uznawany jestem za wroga Polskiego Związku Niewidomych. Osoby, które tak oceniają moją publicystykę i mnie uważają, że władze PZN-u i jego działacze to cały Związek. Każdy, kto krytycznie ocenia ich działalność, ich zdaniem, krytycznie ocenia Związek i działa na jego szkodę. Tymczasem to nie nadmiar krytyki tylko jednomyślność i bezkrytyczne popieranie władz PZN-u w latach dziewięćdziesiątych doprowadziło PZN na skraj upadku ekonomicznego, moralnego i organizacyjnego. Cud, że wówczas PZN nie upadł.
Obecnie również w PZN panuje całkowita albo prawie całkowita jednomyślność. Wiem i wielu to wie, że obecnie bardzo trudno jest prawidłowo, sensownie i celowo działać na rzecz niewidomych i słabowidzących. Wynika to przede wszystkim z faktu, że nie ma stałego finansowania tej działalności. Jest jeszcze gorzej - nie ma finansowania, a tylko dofinansowywanie konkretnych zadań i to niekoniecznie tych ważnych. Nigdy nie wiadomo, czy będą pieniądze, na co będą, ile ich będzie i kiedy będą - najczęściej późno.
To prawda, ale są działania, które nie wymagają wielkich pieniędzy. Powinny być działania, które powodowałyby, że osoby najbardziej potrzebujące pomocy czułyby, że są przedmiotem troski, że Związek zawsze im pomoże w miarę możliwości, a zawsze będą życzliwie, ze zrozumieniem przyjmowane, wysłuchiwane, że przynajmniej na dobre rady i informacje liczyć mogą.
Niestety, tak nie jest. Świadczy o tym masowe opuszczanie szeregów PZN-u przede wszystkim przez całkowicie niewidomych. Uważają oni, że na nic liczyć nie mogą, a nawet że są dyskryminowani. Nie rozszerzam tego tematu, gdyż będzie on przewijał się w wielu artykułach składających się na tę publikację.
Warto jednak już teraz zwrócić uwagę Czytelników na fakt, że w konkursie dla kół PZN dotyczącym działalności na rzecz całkowicie niewidomych, ogłoszonym w 2014 r. zgłosiły się tylko trzy koła - czyli mniej niż jeden procent ogniw podstawowych.
O tym, że całkowicie niewidomi nie czują się dobrze w "swoim Związku" świadczy fakt, że przez ostatnie kilkanaście lat, do 2014 r., liczba całkowicie niewidomych członków PZN spadła aż o 52,31 procent. W tym samym okresie liczba członków z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności zmniejszyła się o 13,55 procent.
Nie mam informacji dotyczące członków PZN w 2015 r. Ponieważ jest stały spadek ich liczby, można przyjąć, że nastąpiło dalsze pogorszenie, że ubyło proporcjonalnie więcej całkowicie niewidomych niż słabowidzących.
Z myślą o całkowicie niewidomych i niewidomych ze złożoną niepełnosprawnością dedykuję tę publikację działaczom Polskiego Związku Niewidomych, a przede wszystkim delegatom na Krajowy Zjazd Delegatów oraz przyszłym członkom centralnych władz Związku.
Publikacja ta zawiera moje artykuły publikowane przez ponad 20 lat na łamach "Pochodni", "Biuletynu Informacyjnego", "Biuletynu Informacyjnego Trakt" oraz "Wiedzy i Myśli". Jako pierwszą zamieszczam moją pracę konkursową z 1994 r. pt. "Związek moich wyobrażeń". Znajdą w niej Czytelnicy mój stosunek do PZN-u oraz moje poglądy na temat najważniejszych kierunków jego działalności. Przede wszystkim znajdą w niej moją głęboką wdzięczność za pomoc w przekształceniu się niespełna dwudziestoletniego młodzieńca ze świadectwem ukończenia drugiej klasy szkoły podstawowej w absolwenta Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz za późniejszą pomoc. Na tej podstawie Czytelnicy powinni uwierzyć, że bardzo bliskie jest mi dobro Związku i niewidomych albo uznać mnie za ostatniego łajdaka.
W pracy tej, a także we wcześniejszych moich artykułach, Czytelnicy mogą znaleźć informacje o nieprawidłowościach, których nie chcieli dostrzec członkowie Zarządu Głównego co najmniej dwóch kadencji, ani delegaci na krajowe zjazdy. Działacze ci do dzisiaj nie mają sobie nic do zarzucenia.
Dwadzieścia lat to bardzo długi okres. W okresie tym zmieniły się zasadniczo warunki działania PZN-u i innych stowarzyszeń. Zmieniały się też moje poglądy. Zawsze uważałem, że całkowicie niewidomym potrzebna jest większa pomoc niż osobom słabowidzącym. Teraz jednak zaczynam poważnie wątpić, czy ich potrzeby mogą być zaspokajane w Związku razem ze słabowidzącymi. Zawsze uważałem, że słabowidzący to nie niewidomi. Teraz uważam, że słabowidzący to nie niewidomi, którzy trochę widzą, lecz widzący, którzy widzą gorzej, a to nie to samo. Słabowidzący, którzy czytają zwykłe pismo i swobodnie poruszają się po drogach publicznych, zachowują się jak ludzie widzący, czują oraz myślą jak ludzie widzący i boją się utraty wzroku, nawet bardziej niż ludzie widzący.
Artykuły pisane w okresie ponad dwudziestu lat zawierają wiele nieaktualnych informacji i danych liczbowych, wiele poglądów przewija się i powtarza w różnych artykułach. W tego rodzaju publikacji nie da się uniknąć takich powtórzeń. Trzeba by przeredagowywać wiele tekstów, ale wówczas powstałaby już inna praca.
Dla ułatwienia zrozumienia treści artykułu niezbędna jest informacja, kiedy został on napisany. Jeżeli jest w nim mowa na przykład o potrzebie załatwienia jakiejś sprawy, a sprawa ta została dawno załatwiona albo stała się nieaktualna z innych przyczyn, to trzeba wiedzieć, że artykuł był napisany wtedy, kiedy była ona ważna. Dlatego pod tytułem każdego artykułu, w nawiasie podaję datę jego opublikowania. Każdy z artykułów natomiast zawiera jakieś oceny, informacje, wnioski i poglądy, które zachowały teoretyczną lub praktyczną wartość.
Na końcu tej publikacji znajdą Czytelnicy opracowanie "Rola Związku w nowej sytuacji prawno-finansowej", przygotowane w styczniu 2003 r. Zawiera ono wiele nieaktualnych już informacji i rozważań. Daje jednak możliwość wyrobienia sobie poglądu na zmiany, które zaszły w PZN-ie i jego otoczeniu. Przede wszystkim jednak, opracowanie to wskazuje na przyczyny mojej troski i na poglądy dotyczące PZN-u.
Opracowanie to Prezydium Zarządu Głównego PZN przedstawiło Zarządowi Głównemu podczas jego plenarnych obrad. Spotkało się tam z bardzo niechętnym przyjęciem. Jeden ze znanych działaczy, nie podaję jego nazwiska, bo już nie żyje, uznał je za dreszczowiec. Następnie kolejni mówcy stwierdzali, że zgadzają się z taką oceną i chwalili się swoją pracą w okręgach i kołach PZN. Opracowanie nie odniosło żadnego skutku.
Być może ten sam los spotka i tę publikację, ale może będzie też inaczej. Może znajdą się osoby, które zechcą ją przejrzeć, zastanowić się i podjąć wysiłek zmierzający do poprawy stylu pracy PZN-u, a zwłaszcza poprawy sytuacji całkowicie niewidomych oraz niewidomych ze złożoną niepełnosprawnością w Polskim Związku Niewidomych.
O taką refleksję serdecznie proszę delegatów na Krajowy Zjazd Polskiego Związku Niewidomych. Nie myślę przy tym o personaliach, tylko o niewidomych, którzy potrzebują pomocy, wsparcia, zrozumienia i życzliwości.
Stanisław Kotowski
(I nagroda w konkursie "Pochodni"
(Pochodnia, maj 1994)
"35 lat to szmat czasu, który liczy się nawet w życiu organizacji, a co dopiero w życiu człowieka. 35 lat w okresie wielkich przeobrażeń ustrojowych, gospodarczych i społecznych to dopiero właściwy wymiar. Zmieniają się formacje społeczne, systemy polityczne, zmienia się wszystko wokół nas, także i nasz Związek. Czy jednak zmienia się we właściwym kierunku i wystarczającym stopniu? Czy jest zdolny do zaspokajania potrzeb swoich członków w zadowalający sposób? Jaka powinna być ta organizacja? Związek w moim życiu35 lat mojej przynależności do Polskiego Związku Niewidomych to plejada różnorodnych ludzi, mnóstwo wydarzeń, spraw, trudności i sukcesów, wiele splątanych ludzkich losów, w których mieści się i mój. 35 lat temu po raz pierwszy zetknąłem się ze Związkiem i nie mogę powiedzieć, że było to spotkanie miłe, oczekiwane i radosne. Do Związku, tak jak zdecydowana większość jego członków, trafiłem z konieczności. Gdyby nie utrata wzroku, nie takie były moje marzenia. Byłem młodym, znerwicowanym człowiekiem, bez zawodu, wykształcenia, bez przyszłości oraz wiary i nadziei na odmianę losu. Życie mi obmierzło - bezczynność, brak kolegów, własnych pieniędzy, bieda. Nie było za co rąk zaczepić, czym zająć myśli, nie było nic, co być powinno. Była za to ludzka litość, mnóstwo drwin, dokuczań, natrząsania się kolegów w dzieciństwie i wczesnej młodości. Później już nie było ani drwin, ani kolegów. Było za to unikanie ludzi, schodzenie im z drogi, nierealne rojenia, marzenia, które nigdy nie miały się ziścić. Ot, los, jak wielu niewidomych! Wydarzeniem wielkim, doniosłym i niebywałym w moim życiu było zainstalowanie w rodzinnym domu głośnika radiofonii przewodowej. Na co dzień to cudowne urządzenie nazywało się mniej wykwintnie - toczka lub kołchoźnik. Jak zwał, tak zwał, ale od tej pory moje życie uległo radykalnej zmianie, gdyż mogłem korzystać z informacji napływających ze świata. Toteż korzystałem z nich od świtu do nocy. Cóż, kiedy były to informacje zakłamane, tak zwana komunistyczna propaganda. Jednak kołchoźnika słuchałem, chociaż mu nie wierzyłem. Nie mogłem wówczas przewidzieć, jakie będą konsekwencje tego słuchania. Z tego komunistycznego diabelstwa do ogłupiania ludzi dowiedziałem się, że niewidomi gdzieś tam pracują, że są jakieś spółdzielnie, szkoły, związek. Jednak w nic z tego nie uwierzyłem, bo wiadomo, komunistyczna propaganda. Nie wierzyłem aż do czasu, póki życie nie obrzydło mi dokumentnie. Kiedy stało się już nie do zniesienia, zacząłem szukać i znalazłem. Po dłuższych perypetiach zgłosiłem się do biura zarządu okręgu Polskiego Związku Niewidomych i przedstawiłem swoją sytuację. Szef okręgu wyraził wielkie zdziwienie, że do tej pory nic o mnie nie wiedział, choć przecież znał wszystkich niewidomych w całym województwie. Nie mógł w to uwierzyć, ale bardzo chciał mi pomóc. Nie było to jednak łatwe, gdyż nie było miejsca ani w "internacie”, czyli hotelu robotniczym, ani w warsztatach. I jak tu pomóc? Ja jednak uparcie prosiłem, nalegałem, miałem wszystkiego dosyć, a tu warsztaty spółdzielcze pracują aż furczy. Ta komunistyczna propaganda w tym przypadku okazała się prawdą. Jak to? To jednak pracują, więc i ja mogę. Ponieważ jednak na razie pracy dla mnie nie było, zaproponowano mi wyjazd na wczasy do Muszyny. O tym, jaka to piękna miejscowość, dowiedziałem się jednak dopiero kilka lat później. Na razie nie chciałem słyszeć o żadnych wczasach, sądząc iż pan prezes ma nie po kolei w głowie. Zaproponowano mi więc wyjazd do ośrodka Związku Spółdzielni Niewidomych w Bydgoszczy na naukę zawodu. To już brzmiało lepiej niż wczasy. Ja jednak już wiedziałem, że niewidomi mogą pracować, więc także chciałem, i to natychmiast. Tak długo prosiłem, aż wreszcie otrzymałem warunkową zgodę na pracę. Warunek jednak był zaiste ciężki - pan prezes bowiem oświadczył, że przyjmie mnie do pracy i załatwi mieszkanie pod warunkiem, że będę się uczył. Teraz już nie obawiałem się komunistycznej propagandy, gdyż wszystko, co pan prezes mówił, było przekonujące, no może z wyjątkiem tych wczasów. Miałem przecież otrzymać pracę i miałem się uczyć! Ileż to moich marzeń błąkało się po szkolnych korytarzach, ile przygód przeżywałem na lekcjach, jakieś sukcesy tam odnosiłem... Moje siostry uczyły się w szkole podstawowej i średniej. Ja mogłem o tym tylko marzyć. Aż tu nagle taka propozycja! Przyjąłem więc pracę i zobowiązanie do nauki z ogromną radością i wdzięcznością. Pertraktacje trwały dwa dni. Oczywiście zapewniono mi nocleg. Wówczas nie wiedziałem, że pan prezes sprawdza moją wiarygodność. Trafił, telefonicznie oczywiście, do urzędu gminnego i na komisariat milicji obywatelskiej. Te szacowne instytucje potwierdziły moje "zeznania" i trzeciego dnia z rana decyzja zapadła. Zanim to jednak nastąpiło, zostałem przyjęty przez panią Grażynę na kurs brajla, który trwał już kilka miesięcy. W ten sposób zaczęła się realizacja panaprezesowego warunku. Związek postarał się o pozwolenie eksternistycznego zdawania egzaminów z pierwszych klas do wieczorowej szkoły podstawowej dla pracujących i przyznał stypendium lektorskie na przygotowanie się do egzaminów. Wtedy też okazało się, jak przydatne było słuchanie kołchoźnika od rana do nocy. W szkole średniej zastosowałem już bardzo modne obecnie przyśpieszenie. Związek popierał mnie w tym całą swą siłą i autorytetem, ale nie tylko. Wyższe studia na uniwersytecie - stypendium lektorskie, organizacja praktyk wakacyjnych, obozy rehabilitacyjno-sportowe dla młodzieży uczącej się, maszyna Pichta, magnetofon "Melodia" i maszyna do pisania - reporterski "Consul". Nie wiem, jak radziłbym sobie bez tej pomocy. Oczywiście, że nie płaciłem koleżankom i kolegom za czytanie. Ale na papierosy "sporty" dla mnie i dla kolegi w okresach, gdy nie miał on grosza przy duszy, starczało. Było też na lody dla koleżanek, na bilety do teatru i kina oraz na lampkę wina. Dzięki Związkowi łatwiej było mi pokonywać niezliczone trudności. Studia się skończyły, a szkoda, i znowu Związek pomógł mi otrzymać pracę i mieszkanie. Do tego stypendium lektorskie, wczasy w Muszynie, o których wcześniej nie chciałem słyszeć, książki mówione, sprzęt rehabilitacyjny, prasa brajlowska, możliwość działania. czego chcieć więcej?
Czy pomógł mi Związek? A może tylko ludzie? Czy jednak można to rozdzielić? Zdobyłem wykształcenie, osiem zawodów, nie licząc tych miłosnych, jaką taką pozycję społeczną, pracę, założyłem rodzinę, wychowałem dzieci. Czy mógłbym to wszystko osiągnąć bez pomocy Związku?
Nie mam zamiaru nie doceniać także swego wkładu, wysiłku, wyrzeczeń i konsekwentnego upartego dążenia do celu. Ale oprócz mojego wysiłku ogromne znaczenie miała też wydatna pomoc Związku.
No, ale dość już o sobie. Mam przecież pisać o Polskim Związku Niewidomych. Myślę jednak, że ten przydługi może wstęp ułatwi zrozumienie, jaką rolę w moim życiu odegrał Związek oraz jakie mam oczekiwania, odnoszące się do naszej organizacji.
Uwagi ogólne
Związek pomógł mi znaleźć sens życia i miejsce na tym nie najlepszym świecie. Miałem szczęście spotkać ludzi, dla których pomoc innym, słabszym, nieradzącym sobie, biednym, nie była tylko propagandowym hasłem, kiełbasą wyborczą, przykrywką dla realizacji własnych celów. Związek i ludzie ze Związku pomogli mi nie raz i nie dwa. Związek i jego działacze oraz pracownicy w różnych sytuacjach pomagali tysiącom niewidomych.
Czasy się zmieniają. Budowę socjalizmu mamy już za sobą. Bardzo często nie potrafimy spokojnie mówić o latach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Albo wszystko w czambuł potępiamy, albo tęsknie wzdychamy do tamtych czasów, jak byśmy zapomnieli o wszystkich trudnościach, narzekaniach, krytyce, a nawet czynnej walce z ustrojem. Jedno i drugie jest nieprawdziwe. Przeszłość naszego kraju była bardziej złożona, niż mogą ją odzwierciedlić powierzchowne, zwykle emocjonalne oceny. Bez wątpienia, oprócz miliona różnego rodzaju wad, ustrój ten miał i pozytywne strony.
Dla nas, niewidomych, niezmiernie ważne było stworzenie warunków do życia, rozwoju i budowy poczucia godności osobistej, wiary w siebie, poczucia bezpieczeństwa. Nie można o tym zapominać. Niezmiernie ważnym czynnikiem budowy losu niewidomych było powołanie ich ogólnopolskiej organizacji. Dziś może tego nie doceniamy, ale bez wątpienia ten właśnie fakt znakomicie ułatwił rozwiązywanie wielu problemów. Pamiętać jednak należy, że jedna silna organizacja, to układ monopolistyczny, a ten, jak wiadomo, nie posiada samych zalet. Wygląda na to, że brakuje nam stałej, zorganizowanej opozycji w stosunku do władz Związku, jakim był najpierw Związek Spółdzielni Niewidomych, a następnie Centralny Związek Spółdzielni Niewidomych. Istnienie takiej zorganizowanej siły być może wywierało pozytywny wpływ na władze Związku, pozwalało uniknąć wielu błędów, wprowadzało elementy konkurencji, wzajemnej kontroli itp.
Obecnie brakuje podobnie znaczącej, dobrze zorganizowanej siły opozycyjnej. Związek istnieje silny, jednolity, niczym niezagrożony. Czy jednak tak jest w rzeczywistości? Czy może tak skutecznie działać, jak oczekują tego niewidomi? Czy dziś, gdy już prawie połowa niewidomych straciła pracę, Związek mógłby udzielić tak skutecznej pomocy młodemu człowiekowi, całkowicie nieprzygotowanemu do życia, jakim byłem ja przed 35 laty? Nie wyobrażam sobie tego. Co Związek może zaoferować niewidomej młodzieży kończącej zasadnicze szkoły zawodowe? Co może zaoferować dwóm czy trzem tysiącom niewidomych, którzy stracili stałe zasiłki? Przy pomocy jakiego komitetu Związek może załatwić niewidomemu mieszkanie?
Oczywiście dawny ustrój nie stwarzał perspektyw życia na odpowiednim poziomie. Była większa lub mniejsza bieda, ale bieda. Nie odczuwaliśmy jednak tej biedy aż tak dotkliwie. Większość społeczeństwa żyła w podobnych warunkach, a narzekać można było do woli. Warunki te jednak przyczyniły się do "wyhodowania" rasy niewidomych nieprzygotowanych do samodzielnego życia w środowisku naturalnym, niewidomego roszczeniowca, tyflocentryka. O tym też należy wiedzieć i pamiętać.
Obecnie powstały nowe warunki społeczno-ekonomiczne i polityczne. Czy nasza organizacja przygotowana jest do działania w tej sytuacji? Czym jest Związek? Przecież to nie tylko koła i okręgi, działacze i pracownicy, biura, statut i inne akty normatywne. Związek to przede wszystkim jego członkowie, czyli ludzie. Ludzie zaś są tacy, jakie jest ich środowisko społeczne i jakie warunki, w których się wychowali. Społeczeństwo nasze jest uformowane przez setki lat niekorzystnej historii. Jego morale kształtowały różne wpływy: anarchia ostatniego okresu pierwszej Rzeczpospolitej, rozczarowania wielkich powstań narodowych i wojen napoleońskich, okrucieństwa dwu wojen światowych, dziesiątki lat wprowadzania ustroju socjalistycznego i rozliczne afery ostatnich lat. Społeczeństwo nasze jest chore moralnie, zatraciło wiele wartości, nabyło wiele poglądów i zachowań niegodnych porządnych ludzi, zaś niewidomi są tacy, jak całe społeczeństwo. Zostali również ukształtowani przez te same warunki, no może z jednym wyjątkiem - na kształtowanie postaw społecznych i moralnych niewidomych wywierało swoje piętno również ich inwalidztwo.
Nasz Związek podobny jest do innych instytucji i organizacji w naszym kraju. Pod wieloma względami nawet różni się niekorzystnie od innych organizacji społecznych. Trzeba pogodzić się z tym, że świadomość celów, zadań, mechanizmów działania i możliwości znacznej liczby członków Związku jest bardzo niska. Składa się na to wiele przyczyn. Do najważniejszych należy zaliczyć fakt, że do Związku, podobnie jak ja, wstępują ludzie nie z własnej woli, ale z konieczności, ludzie już ukształtowani, z całym dorobkiem postaw, poglądów, nawyków. Wnoszą oni do naszej organizacji swoje niewłaściwe poglądy na temat niewidomych i swoje niewłaściwe postawy w stosunku do niewidomych.
W naszym Związku nie dopracowaliśmy się mechanizmów przekazywania informacji, oddziaływania na świadomość członków, wymiany poglądów. Nie można przecież uznać, że nasza prasa idealnie spełnia te wszystkie funkcje. Do Związku przychodzą często ludzie starzy, chorzy, o zwiększonych potrzebach materialnych i ograniczonych możliwościach ich zaspokajania. Potrzeby niewidomych są bardzo zróżnicowane, większe niż innych ludzi, a możliwości ich zaspokajania mniejsze. Są to potrzeby materialne, kulturalne, potrzeby zdobywania wykształcenia i udzielania pomocy rodzicom wychowującym niewidome dzieci. Mamy do zaspokojenia potrzeby zdrowotne i psychiczne. Występują duże potrzeby w dziedzinie rehabilitacji zawodowej i zatrudnienia. Wielu niewidomych żyje w nędzy, a więc niezbędna jest pomoc socjalna, wielu jest niezaradnych życiowo i nie posiada rodzin, które mogłyby się nimi opiekować, więc - niezbędna jest pomoc w miejscu zamieszkania. Niewidomi i słabowidzący, sprzęt rehabilitacyjny i optyczny, przedszkola i domy opieki, niewidomi ze złożonym inwalidztwem, upośledzeni umysłowo, niewidomi odbywający kary pozbawienia wolności, podręczniki i turystyka - jakich że to potrzeb nie musi zaspokajać nasz Związek? Czy więc może on podołać tak wielkim zadaniom w tak niekorzystnych warunkach? Wydaje się, że tak.
Mimo wszystkich ograniczeń, mamy wśród nas sporą liczbę ludzi światłych, doświadczonych, znających możliwości i ograniczenia swych współtowarzyszy losu. To jednak nie wystarczy. Do wyżej wymienionych cech należy jeszcze dodać kwalifikacje moralne. A te zmniejszają liczbę działaczy, na których można liczyć. Mimo to istnieją pewne możliwości zmiany tego stanu rzeczy i trzeba je wykorzystać. Mówiąc o zadaniach Związku, zaspokajaniu potrzeb, działalności, należy najpierw odpowiedzieć na pytania: czyje potrzeby Związek powinien zaspokajać? Komu powinien służyć? Łatwo jest głosić populistyczne hasła, że pomagamy wszystkim potrzebującym. Jest to niezmiernie trudne, a może nawet niemożliwe.
Obecnie nic szczególnego nie oczekuję od naszego Związku. Nie oznacza to jednak, że nie korzystam z jego pomocy. Ot, chociażby biała laska, książki mówione, zegarek czy wyjazd do sanatorium. Bez tego wszystkiego jednak, no, może za wyjątkiem książek, jakoś sobie i sam bym poradził. Nie oczekuję więc dla siebie szczególnej pomocy. Tak jest obecnie, ale czy tak będzie zawsze? moja sytuacja może ulec pogorszeniu, a wówczas...
Obecnie moje oczekiwania dotyczące naszego Związku odnoszą się do innych, a nie do mnie. Przedmiotem mojej troski są, i chciałbym żeby byli również Związku, niewidomi biedni, chorzy, ze złożonym inwalidztwem, starzy, bezrobotni - mali, zagubieni ludzie, którzy sami sobie nie poradzą, którym koniecznie trzeba pomóc.
Myślę też o dzieciach, o warunkach ich nauki i rozwoju. Im również, a także ich rodzicom musi pomagać Związek.
A młodzież? To jest obecnie najtrudniejsze zadanie do rozwiązania dla naszej organizacji. Jak pomóc absolwentom zasadniczych szkół zawodowych? Jak pomóc maturzystom i absolwentom wyższych uczelni? Przecież wszyscy nie mogą zostać masażystami. A poza tym nie wiadomo, jak długo jeszcze masażyści będą mieli pracę? Moim zdaniem uprawnienia, które pozostały nam po socjalizmie, wcześniej czy później wyeliminują niewidomych ze służby zdrowia. I to jest też zadanie dla Związku - przekonywać swoich członków, że czas domagania się znaczących czy mniej znaczących uprawnień już minął, że są uprawnienia szkodliwe, których należy jak najszybciej się pozbyć. Jeżeli nie ma pracy, zbędne i szkodliwe są uprawnienia z nią związane, bowiem utrudniają otrzymanie zatrudnienia i utrzymanie się na stanowisku pracy.
Konieczne jest też zwalczanie poglądów, że wszyscy niepełnosprawni są jednakowi, wszyscy mają jednakowe potrzeby i należy im w tym samym stopniu pomagać, nie jest to bowiem prawdą. Ograniczenia i możliwości różnych rodzajów inwalidów są różne, więc i pomoc im udzielana musi też być zróżnicowana. Jak jednak możemy głosić tego rodzaju poglądy, jeżeli we własnych szeregach trudno nam stosować takie zasady.
Członkowie naszego Związku nie zawsze chcą uznać, że są niewidomi, którzy wymagają większej pomocy niż oni. Słabowidzący nie chcą uznać, że całkowicie niewidomym należy pomagać w większym stopniu, niż im. Całkowicie niewidomi również nie zawsze chcą uznać, że życie na przykład niewidomych ze stwardnieniem rozsianym, chorych na cukrzycę czy głuchoniewidomych jest znacznie trudniejsze i że należy pomagać im przede wszystkim. Niezbędna jest odwaga, aby skutecznie podejmować i takie problemy.
Niezbędna jest też odwaga, aby walczyć z silnie zakorzenionymi postawami roszczeniowymi, aby zacząć myśleć i działać zgodnie z rzeczywistymi potrzebami niewidomych. Chciałbym, żeby tej odwagi nie zabrakło działaczom naszego Związku.
Mamuty wyginęły, bo nie dostosowały się do zmienionych warunków klimatycznych. My jesteśmy ludźmi, a nie mamutami, więc i nasze zdolności dostosowawcze powinny być większe. Powinny, ale czy są w rzeczywistości? Zadania są olbrzymie. Oby nie zabrakło nam sił, odwagi, umiejętności i woli działania. Oby motorem napędowym naszych poczynań była troska o najsłabszych spośród nas. Jeżeli tak będzie - Związek sprosta wszystkim zadaniom i tak jak niegdyś - będzie w dalszym ciągu służył niewidomym i będzie im niezbędny.
Mój Związek, nasz Związek
Jak byłoby cudownie, gdyby niewidomi we wszystkich ogniwach Związku czuli się jak u siebie, zawsze mogli liczyć na pomoc, a przynajmniej zrozumienie i życzliwość. W ogrodzie ośrodka w Muszynie, w świetlicy koła w Iksacinie, w warsztacie spółdzielni czy w biurze okręgu - niewidomi narzekają na swój Związek. Narzekają, że nie mogą liczyć na pomoc, nie są wysłuchiwani, że wszystkiego jest zbyt mało, a to co jest - jest dla wybranych. Chciałoby się, żeby tych narzekających było jak najmniej.
Jak już pisałem, Związek to przede wszystkim ludzie. Łatwo naprawić uszkodzoną maszynę, instalację elektryczną czy gazową, niełatwo jednak zmienić człowieka, a jeszcze bardziej całe społeczeństwo czy jakąś społeczność.
Nasz Związek jest taki, jakich zrzesza ludzi. Napisałem "ludzi", a ludzie to nie same tylko anioły. Niewidomi też są ludźmi. W ich działaniach, dążeniach i zachowaniach nie zawsze chodzi o dobro innego człowieka. Często, nieraz aż nazbyt często, chodzi tylko o własny interes. Czy można więc oczekiwać poprawy działalności wszystkich ogniw naszej organizacji? Czy można liczyć na zmianę postaw naszych ludzi, a chociażby tylko działaczy?
Na pewno nie jest to łatwe, ale przecież wystarczyły niespełna trzy lata, żeby ekspedientki nauczyły się grzeczności. Piszę "nauczyły się", a nie "zostały nauczone". W innych dziedzinach naszego życia społecznego jeszcze nie nastąpiły tak korzystne przeobrażenia. Dlaczego więc handel okazał się tak czuły na zachodzące zmiany? Dlaczego jego pracownicy tak łatwo zmienili się z szafarzy łask i dóbr, którzy mogli sobie pozwolić na opryskliwość, gburowatość, chamstwo - w pracowników usługowych, uprzejmych, grzecznych, życzliwych? Sprawiła to obfitość towarów i dobrze pojęty własny interes.
Wynika stąd bardzo optymistyczny wniosek - nasze społeczeństwo, niewidomi także, podatne jest na korzystne zmiany. Jednak fakt, że takie zmiany nie nastąpiły w innych dziedzinach, na przykład w służbie zdrowia, nasuwa inny wniosek - korzystne zmiany w zachowaniach ludzkich następują tam, gdzie zmieniają się warunki ich działalności. Jeżeli tak jest, to czy my zmieniamy warunki działalności naszego Związku tak, aby wymusić zmiany postaw jego działaczy i pracowników?
Styl i metody działania Związku zmieniają się bardzo powoli. Wymaga to stałego dopingu i to nie tylko słownego - nakazów, poleceń, zaleceń. Wielu niewidomych uważa, że Związek istnieje głównie dla wybranej grupy działaczy i pracowników. Niektórzy twierdzą, że już od wielu lat nie prowadzi się polityki kształtowania właściwych postaw pracowników i działaczy. Nie musi to być prawdą, jednak sam fakt funkcjonowania w odczuciu społecznym takich poglądów jest wielce niepokojący i powinien być przyczynkiem do gruntownego zastanowienia się nad działalnością naszej organizacji.
Okazją do takich refleksji i ocen powinny być zebrania sprawozdawczo-wyborcze w kołach oraz okręgowe i krajowe zjazdy delegatów. Czy jednak są? Czy wybory władz nie stają się najważniejszym celem tych gremiów? A może tylko niektórych osób? Jeżeli nie można pomóc, a w wielu przypadkach tak jest, to przynajmniej należałoby z należytą uwagą wysłuchać skarżącego się czy proszącego.
Ostatnie lata przyniosły nam utratę poczucia bezpieczeństwa socjalnego, pracy, źródeł utrzymania. Może to doprowadzić do utraty poczucia godności osobistej, przyzwoitości, wstydu, szacunku do siebie.
Tym bardziej ludziom znajdującym się w tak trudnych warunkach niezbędne jest "dobre słowo", uwaga, zainteresowanie ich losem. Ale jak tu wysłuchiwać, interesować się, gdy pomóc nie można.
Denerwują ludzi nierozliczone, wielkie afery, powodujące straty dla budżetu państwa. Straty te jednak nie są tak wielkie jak te, które są spowodowane w tysiącach biur, zakładów pracy, pociągach i wielu podobnych miejscach przez rozrzutność, marnotrawstwo, celowe niszczenie różnego mienia, niedbalstwo, drobne kradzieże, luksusowe zakupy za państwowe lub społeczne pieniądze. Wszystko to powoduje znacznie większe straty niż wielkie afery, ale nas nie drażni, bo przyzwyczailiśmy się do tego, bo to my powodujemy te straty. A czy w naszym Związku nie ma rozrzutności, niedbalstwa, marnotrawstwa?
"Pochodnia" nie jest czasopismem szukającym sensacji, jednak jej uważne czytanie nasuwa wnioski, że i my nie jesteśmy wolni od tych plag, które nękają całe społeczeństwo. Czy Związek pomaga biednym ludziom? Przecież jest to jego obowiązkiem. Nasuwają się wątpliwości, że nie starczy na pomoc i na rozrzutność. Można też mieć wątpliwości, czy wszyscy działacze chcą pomagać ludziom biednym, niezaradnym, wielokrotnie poszkodowanym? Ilu niewidomych ma takie szczęście jak miałem ja, ilu trafi na tak wspaniałych ludzi, chociaż nie byli oni aniołami?
Chciałoby się, żeby w naszym Związku niewidomi czuli się jak u siebie, żeby chętnie przychodzili do biur czy świetlic. Chciałoby się, żeby Związek mógł i chciał pomagać, żeby nie trwonił sił i pieniędzy na elitarne działania lub takie, które nikomu pożytku nie przynoszą.
W ostatnich latach można obserwować w naszym kraju rozpowszechnianie się aroganckiego stylu rządzenia. Różne władze przejawiają wyjątkową arogancję, samowolę, nieliczenie się z kimkolwiek czy z czymkolwiek. Chcę wierzyć, że u nas takie zjawiska nie mają miejsca, chociaż w opinii wielu są one i naszym udziałem. Jeżeli tak jest rzeczywiście, to bardzo źle się dzieje. Okradzenie bogatego jest przestępstwem, ale okradzenie biedaka jest zbrodnią.
Jak już wspomniałem, niewidomi mają bardzo różne potrzeby i ograniczone możliwości ich zaspokajania. Marzy mi się, żeby nigdy nie spotykali się z odmową, obojętnością, brakiem zrozumienia wówczas, gdy niezbędna jest im pomoc, żeby ludzie, którzy nie mają pieniędzy na najpotrzebniejsze nawet lekarstwa, nie musieli patrzeć na dostatek osiągnięty ich kosztem, na trwonienie związkowego grosza. Może te moje marzenia są nierealne, ale czyż nie marzenia są motorem wszelkiego postępu?
Trzeba dążyć do zmian na lepsze, chociaż jest to niezmiernie trudne. Kto jednak ma to robić? My wszyscy, bowiem nikt za nas tego nie zrobi. Przy okazji zaspokoimy wiele własnych potrzeb - potrzebę aktywności, uznania, szacunku dla siebie, potrzeby moralne. Będzie to niewątpliwy zysk. Warto więc podjąć ten trud i ryzyko natrafienia na mur obojętności czy nawet wrogości. Nikt za nas naszych spraw porządkować nie będzie i byłoby źle, gdyby tak się stało. A może się stać, jeśli będziemy obojętni, bierni i będziemy bezwarunkowo i bezkrytycznie godzić się ze wszystkimi poczynaniami władz różnych szczebli. Przecież w naszym Związku powinniśmy czuć się jak u siebie w domu. Czy we własnym mieszkaniu przechodzimy obojętnie, gdy woda zalewa nam łazienkę? Czy wychodząc z domu pozostawiamy palące się światło? Czy jest nam obojętne, gdy coś się niszczy lub marnuje? Oczywiście, że nie. Chcemy zaradzić złu i robimy wszystko, aby uniknąć strat, szkód, zniszczenia. Czy tak również postępujemy w naszym Związku? Czy nie rażą nas przejawy zła, marnotrawstwa, rozrzutności? Czy staramy się im przeciwdziałać? Czy przynajmniej członkowie władz czują się odpowiedzialni za nasz wspólny Związek?
Chciałbym, żeby tak było. Jeżeli jest czegoś mało, jeżeli coś jest trudno dostępne i dla wszystkich nie wystarcza, należy tym rozważnie, oszczędnie gospodarować i posiadane dobra kierować tam, gdzie są one najbardziej potrzebne. W naszym Związku jest mnóstwo potrzeb i bardzo dużo ludzi potrzebujących pomocy materialnej, szkolenia i sprzętu rehabilitacyjnego, rady, uważnego, życzliwego słuchacza, wyjazdu na wczasy, do sanatorium, usług przewodnika, pomocy w prowadzeniu gospodarstwa domowego, miejsca w domu pomocy społecznej, pracy, książki i czego jeszcze?
Chciałbym, żeby w naszym Związku każdy mógł liczyć na pomoc. Nie da się jednak zaspokajać wszystkich potrzeb w jednakowym stopniu, gdyż nie są one jednakowo ważne. Jeżeli ktoś ma bardzo mało pieniędzy, to raczej kupi chleb, a nie bilet do filharmonii. Jeżeli komuś niezbędne są leki, bo bez nich grozi śmierć - na pewno nie zgodzi się, zamiast pomocy finansowej na ich zakup, wyjechać na wczasy. Słabowidzącym niezbędne są pomoce optyczne, niewidomym chorym na cukrzycę - specjalne strzykawki, umożliwiające samodzielne dozowanie insuliny, niewidomym dzieciom i młodzieży niezbędne są podręczniki, mapy, globusy, cyrkle, niewidomemu naukowcowi - optacon czy komputer, a samotnemu w podeszłym wieku - miejsce w domu pomocy społecznej.
Nie można wszystkich tych potrzeb zaspokoić w dostatecznym stopniu, bo nie ma wystarczającej ilości pieniędzy, fachowców, domów seniora. W tej sytuacji należy mądrze gospodarować posiadanymi skromnymi zasobami. Nie można wyposażać na przykład masażystów czy szczotkarzy w komputery zaopatrzone w mowę syntetyczną i programy powiększające. Nie można wyposażać w drogi sprzęt na przykład działaczy społecznych, którzy sprzętem tym się nie posługują.
(Proszę pamiętać, że pisałem to w 1994 r. Elektroniczny sprzęt wówczas był bardzo drogi i trzeba było myśleć o tych, którym jest najbardziej potrzebny. - Przypis autora)
Pomoc musi być dostosowana do potrzeb konkretnego niewidomego, a nie do jego chęci. Konieczne jest podejmowanie starań, aby pomoc, jaką możemy zapewnić, była efektywnie wykorzystywana przez niewidomego, a nie przez jego rodzinę. Czy jednak zawsze kierujemy się podobnymi zasadami? Chciałbym, żeby tak było. Wówczas niewidomi i słabowidzący członkowie Związku wiedzieliby, że mogą liczyć na niezbędną im pomoc. Wówczas czuliby się w naszym Związku, jak u siebie.
Odpowiedzialność
W środowisku naszym można spotkać się niejednokrotnie z beztroskim obciążaniem bliźnich za to, co należy do obowiązków osoby oskarżającej. Bez wątpienia nie jest aż tak dobrze, żeby członkowie Związku mogli wywierać bezpośredni wpływ na jego władze, chociaż bardzo by się chciało, żeby tak właśnie było. Jeżeli ktoś nie ma wpływu na to, co się wokół niego dzieje, ma prawo narzekać i oskarżać. Jeżeli jednak o to, kto odpowiada za zły bieg spraw w kole, pyta członek jego zarządu, zaś przewodniczący okręgowej komisji rewizyjnej pyta, kto odpowiada za nieprawidłowości występujące w okręgu, zamiast wykonywać to, do czego został wybrany, jeżeli członek Zarządu Głównego pyta, kto odpowiada za to czy tamto, odpowiedź jest tylko jedna. No tak... Ale przed kim, w jaki sposób i za co?
Statut naszej organizacji dyskretnie pomija kwestię odpowiedzialności. Władze okręgu nie mogą rozliczać działaczy kół, bo przecież oni będą na okręgowym zjeździe delegatami, będą głosowali i wybierali. Władze centralne, z tych samych przyczyn, nie mogą rozliczać działaczy szczebla okręgowego. Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe nie zawahało się przed ukaraniem posłów, którzy złamali dyscyplinę partyjną i głosowali w marcu 1993 roku przeciwko przyjęciu rządowego projektu ustawy o prywatyzacji oraz posłanki, która nie wzięła udziału w głosowaniu nad wotum nieufności dla rządu w maju 1993. Kto u nas odważyłby się ukarać za jednym zamachem dziewięciu działaczy? Patrząc i słuchając można dojść do wniosku, że bez mordobicia, kradzieży czy demonstracyjnego ochlajstwa nie da się w naszym Związku zasłużyć na karę organizacyjną czy służbową. No, może jeszcze, oprócz wymienionych wykroczeń, równie źle widziana jest krytyka władz tej organizacji.
Chciałoby się, żeby w naszym Związku liczyły się argumenty, a nie układy, żeby liczyły się: praca, zaangażowanie, wyniki, a nie tylko lojalność w stosunku do kolegów aktualnie piastujących odpowiedzialne funkcje, ale bez odpowiedzialności. Chciałoby się, żeby w naszym Związku z takim niemądrym opozycjonistą zechciał ktoś porozmawiać, wyjaśnić to i owo, wytłumaczyć, poinformować. Może zmieniłby on swoje nieprawomyślne poglądy.
Jak należy na przykład rozumieć straty, spowodowane działalnością związkowych zakładów? Przecież setki zakładów państwowych bankrutuje, a tysiące przynosi straty. To przecież prawda, to nas tłumaczy, rozgrzesza, usprawiedliwia, zaś o takim "drobiazgu", jak ten, iż państwo wyzbywa się deficytowych zakładów, a już na pewno nie tworzy nowych, które będą przynosiły straty, można nie mówić ani nawet nie myśleć. A jak wytłumaczyć fakt, że tworzymy coraz to nowe zakłady, które następnie przynoszą nam straty? Robimy to przecież dla dobra niewidomych.
Taki niedoinformowany opozycjonista może mieć jednak trudności ze zrozumieniem, że wszystko to robi się dla dobra niewidomych. A już na pewno nie będzie zdolny dostrzec, gdzie jest to dobro niewidomych. No, bo jak takiemu zbuntowanemu opozycjoniście wytłumaczyć, że brak odpowiedzialności jest najwyższą formą odpowiedzialności. Przecież on na to nigdy nie wpadnie, jest bowiem zbyt głupi, bo przecież gdyby był człowiekiem mądrym, byłby członkiem władz i wszystko by zrozumiał. Oczywiście rozumiałby, dopóki byłby członkiem władz. Jeśli jednak poślizgnęłaby mu się noga i przestałby być we władzach, znów straciłby zdolność rozumienia.
Mamy tego naoczne przykłady - krytykowania władz Związku przez byłych działaczy "wielkiego formatu", którzy krytykują na przykład kumulowanie w jednych rękach stanowisk i funkcji: kierownika okręgu, przewodniczącego zarządu okręgu i członka Zarządu Głównego, choć sami w niezbyt odległej przeszłości wszystkie te funkcje piastowali jednocześnie. Wówczas jednak było to w należytym porządku, bo to oni piastowali te godności. Z chwilą, gdy z wielkim hukiem pozbawiono ich tych zaszczytów, ich punkt widzenia zmienił się radykalnie.
Bywa też inaczej. Ktoś nic nie rozumie i wiele mu się nie podoba, ale gdy awansuje, zaczyna rozumieć wszystko i ze wszystkim się zgadzać. Czy jest to przejawem odpowiedzialności lub też troski o niewidomych? Myślę, że tak. Tacy działacze troszczą się o niewidomych, czyli o siebie. Przecież oni są niewidomymi.
Odpowiedzialność za każdą pracę, decyzję, przyjęty program i jego realizację jest podstawowym warunkiem dobrej działalności naszej organizacji. Niestety, odpowiedzialne działanie jest bardzo niemiłe i uciążliwe dla osób współdziałających. No, bo i jak takiemu odpowiedzialnemu wyjaśnić rzeczy oczywiste, jak chociażby te miliardowe straty? Czy odpowiedzialnie można pełnić osiemnaście funkcji społecznych? Czy odpowiedzialnie można być działaczem dużego formatu i przez dziesiątki lat pełnienia różnych funkcji żyć w zgodzie z każdą władzą, jaka by ona nie była? Czy można odpowiedzialnie podejmować decyzje, wiedząc że są one niewłaściwe?
Ważna jest też odpowiedzialność za słowa. Jeżeli wytrawny działacz mówi: "obiecywać można dużo, a zrobi się tyle, ile będzie można", to jak należy traktować tę wypowiedź lub fakt, że wytrawny działacz zmienia front, a swoje poprzednie dokonania tłumaczy tym, że nie wiedział, co podpisuje... Ale może tak właśnie trzeba? Przecież ludzie chętniej słuchają i łatwiej wierzą w to, co chcą usłyszeć i uwierzyć. Może więc należy mówić im same miłe słowa, nie troszcząc się o ich prawdziwość? Może tak będzie lepiej, tylko dla kogo?
Po co jednak te bezsensowne pytania, trzeba robić tak, jak wszyscy. Otóż to - jak wszyscy. Chciałoby się, aby w naszym Związku nie było tych wszystkich, aby byli tylko ci, którzy chcą pomagać - nie sobie, lecz innym. Takich, którzy chcą i potrafią pomagać sobie nigdzie nie brakuje i wszędzie mają oni pole do działania. Mogą spokojnie działać na swoją korzyść, bo nie mają skrupułów, nie martwią się innymi, niech każdy sam się o siebie martwi.
Związek nasz podobny jest do całego kraju - nie jest w nim ani lepiej ani gorzej. Czy jest to jednak dla nas jakąkolwiek pociechą? Wręcz przeciwnie - to dopiero może martwić. Jeżeli społeczeństwo i władze w znacznej mierze są zdemoralizowane, a także nasi członkowie i działacze, to czy w naszym kraju lub Związku kiedykolwiek będzie lepiej?
Będzie, jeśli ci, którzy nie są zdemoralizowani, nie będą godzić się ze wszystkim. Na pociechę powinni wiedzieć, że ci, którzy faktycznie dążyli, czynnie i konsekwentnie do sprawiedliwości, nigdy nie mogli liczyć na szerokie poparcie. Zawsze jednak udawało się im coś dobrego zrobić, warto więc walczyć, zastanawiać się, myśleć, szukać odpowiednich metod i działać. Nie warto natomiast przejmować się zbytnio guzami, jakie sobie przy okazji tego działania można ponabijać.
Bez wątpienia trzeba mieć niemałe poczucie obowiązku, żeby nie ulec naciskowi otoczenia, pokusie łatwiejszego, przyjemniejszego życia, żeby odmówić sobie doraźnych korzyści w imię zasad moralnych. Przestrzeganie tych zasad jest niezmiernie trudne, nawet w instytucjach powołanych do szerzenia moralności, do przekształcania ludzkich dusz. W naszej organizacji więcej niż gdzie indziej jest ludzi potrzebujących pomocy, dlatego potrzebni nam są ludzie - niewidomi, słabowidzący i widzący - dla których każdy ciężki los jest wyzwaniem. Obyśmy takich ludzi mieli jak najwięcej.
Ludzie, którzy mają głowy i serca, są cenniejsi dla każdej organizacji, dla każdej społeczności, niż znaczne nawet dobra materialne czy pieniądze. Gdy jest wszystko, prócz uczciwych, wrażliwych i mądrych ludzi, to znaczy, że nie ma nic. To co jest, wcześniej czy później zostanie zmarnowane, roztrwonione, zużyte na zaspokojenie potrzeb decydentów i ich przyjaciół.
Odpowiedzialność na wszystkich odcinkach naszej działalności, przy podejmowaniu decyzji ważnych, bardzo ważnych i mniej, odpowiedzialność w realizacji ustaleń, to warunek skutecznego kierowania naszym Związkiem jako całością i poszczególnymi ogniwami. Gdyby tylko połowa naszych działaczy i pracowników chciała więcej myśleć o swojej pracy, działalności, osobistej odpowiedzialności, zamiast krytykować wszystkich i wszystko dokoła, gdyby choć trochę wymagali od siebie, byli ludźmi odpowiedzialnymi, znaczyłoby to więcej, niż podwojenie budżetu Związku.
Wszystko co do tej pory powiedziano o działaczach i pracownikach Związku dotyczy również szeregowych jego członków. To oni są źródłem wszelkiej związkowej władzy, oni bowiem wybierają i oceniają. I dlatego właśnie powinni być odpowiedzialni za swoje skreślenia czy podnoszenie rąk. Czy jednak tak jest w rzeczywistości? Każdy z osobna myśli, iż on jest jak najbardziej w porządku, to inni mają takie czy inne wady. My nie odpowiadamy za pracę zarządu koła, za źle zorganizowaną wycieczkę, za to, że pomoc otrzymała nie ta osoba, która powinna. Czy taka postawa jest słuszna? Czy w ten sposób da się prawidłowo oceniać innych i kierować Związkiem?
Członkowie Związku są niedoinformowani, nie wiedzą o wielu sprawach wielkich i małych. Wielu spraw nie rozumieją, ale też nie mogą rozumieć, skoro nie mamy skutecznych sposobów rzetelnego informowania rzesz członkowskich. Brak informacji równa się brakowi kontroli społecznej. Przewodniczący czy członek komisji rewizyjnej łatwo może wejść w układy władzy w kole czy okręgu. W układy takie nie mogą wejść dziesiątki tysięcy zwykłych członków. Nie mogą, ale też i nie muszą wchodzić. Tym dziesiątkom tysięcy członków brakuje informacji i wiedzy, dlatego niemal nic zrobić nie mogą. Czy w podobnych warunkach można mówić o odpowiedzialności? Porzekadło mówi, iż okazja czyni złodzieja. Wydaje się, że w naszym Związku aż nazbyt często zdarzają się okazje do przejawów nieodpowiedzialności, czy można jednak z nimi walczyć? Oczywiście tak, trzeba tylko chcieć.
Działalność Związku
Niewiele na szczęście, ale rodzą się niewidome dzieci. Na szczęście niezbyt często, lecz czasami, maleńkie dzieci, na skutek różnorodnych schorzeń lub wypadków, tracą wzrok. Mają one prawo, chociaż o tym nie wiedzą, do pomocy ze strony Związku. Ich rodzice nie są bowiem zdolni do samodzielnego rozwiązywania licznych problemów rehabilitacyjnych i wychowawczych i Związek im pomaga. Jednak ta działalność wymaga doskonalenia, tak by pomoc była bardziej skuteczna. Niewidome dzieci powinny mieć odpowiednie zabawki, dostosowane do ich potrzeb rozwojowych i rehabilitacyjnych, powinny mieć warunki do kontaktów z rówieśnikami, rodzice nie powinni ograniczać ich samodzielności, dążeń poznawczych, działań eksploracyjnych, nie powinni płakać nad każdym nabitym guzem. Bez tego niewidome dzieci będą w przyszłości ludźmi mało zrehabilitowanymi, niesamodzielnymi i niezaradnymi. Rodzice niewidomych maluchów zatem powinni mieć możność korzystania z fachowej porady, literatury, konsultacji, obserwacji innych niewidomych dzieci, udziału w turnusach rehabilitacyjnych. Powinni też wiedzieć o skutkach niewłaściwego postępowania z niewidomym dzieckiem. Jest to bardzo ważne zadanie Związku. I tylko choćby dla realizacji tego jednego zadania warto angażować pracowników i działaczy społecznych.
Maluchy rosną, a wraz z nimi i problemy związane z ich wychowaniem i rehabilitacją. Teraz przydałyby się książeczki z brajlowskimi rysunkami i literkami, a dla słabowidzących dzieci - z pięknymi, wyrazistymi kolorami. Konieczne jest, oprócz oddziaływania na rodziców, oddziaływanie na wychowawczynie w przedszkolu. Potrzebna jest pomoc fachowców. Działacze tylko w niewielkim stopniu mogą pomóc w takich przypadkach. Związek nie dysponuje fachowcami od wychowania przedszkolnego niewidomych dzieci, powinien jednak mieć możliwość podejmowania i takich zadań, skoro nie ma innych instytucji, które mogą je realizować. Powinien pomagać albo, o ile nie jest to możliwe - skutecznie domagać się, aby realizowały to zadanie odpowiednie służby państwowe.
Dzieci rosną, idą do szkół i pojawiają się nowe problemy. Potrzebne są podręczniki brajlowskie i pisane powiększonym drukiem, mapy, przybory szkolne, sprzęt rehabilitacyjny i to coraz droższy, bardziej skomplikowany, stypendia lektorskie, zorganizowany wakacyjny wypoczynek, no i pomoc rodzicom oraz nauczycielom, o ile dzieci uczą się w zwykłych szkołach. Konieczne jest zwalczanie taryfy ulgowej stosowanej często wobec niewidomego dziecka przez nauczycieli szkół masowych, kształtowanie właściwych postaw od najwcześniejszych lat, przeciwstawianie się postawom roszczeniowym, najpierw rodziców, a następnie dzieci i młodzieży. W tym przypadku Związek również nie ma możliwości prowadzenia takiej działalności. Nie ma też skutecznych metod oddziaływania na władze oświatowe, aby przekonać o jej potrzebie.
Odrębny problem stanowią dzieci uczące się w szkołach dla niewidomych i słabowidzących. Popełniamy tu poważny błąd, dopuszczając do przekształcenia niemal wszystkich tego typu placówek w szkoły dla niewidomych i słabowidzących. W ten sposób tworzone są warunki, w których żadna z grup - ani dzieci niewidome, ani słabowidzące - nie korzysta w zadowalającym stopniu z nauczania i rehabilitacji.
Pomoc Związku nie powinna kończyć się na szkole podstawowej czy średniej. Konieczne jest wypracowanie odpowiedniej działalności na rzecz młodzieży, dla młodzieży i z młodzieżą. Ważne, by wszyscy, którzy mają odpowiednie zdolności, mogli się uczyć, zdobywać zawód i wykształcenie ogólne, żeby mogli studiować. Ważne, by w działalność Związku angażować młodzież uczącą się. Do tej pory nie w pełni nam się to udaje.
Praca dla młodzieży i z młodzieżą jest niezbędna zarówno dla młodych, jak i dla Związku. Jest to jedno z trudniejszych zadań rehabilitacyjnych, nie można go jednak z tego powodu zaniedbywać.
Rehabilitacja zawodowa i zatrudnienie to chyba najtrudniejszy problem lat dziewięćdziesiątych. Bez wątpienia należy docenić starania Związku i szkół dla niewidomych, zmierzające do rozszerzenia możliwości szkolenia zawodowego. Sukcesy w tym względzie nie są jednak na tyle wielkie, aby mogły gwarantować rozwiązanie problemu zatrudnienia. Szkolenie w zawodach wymagających wyższych kwalifikacji nie jest dostępne dla większości niewidomych. Istnieje więc konieczność poszukiwania na szerszą skalę możliwości szkolenia zawodowego i zatrudnienia, jest to bowiem fundament rehabilitacji młodszych niewidomych. Bez rozwiązania tego problemu nie będziemy mieli sukcesów również w innych dziedzinach rehabilitacji.
Konieczne jest szukanie możliwości zatrudnienia niewidomych o przeciętnych i obniżonych zdolnościach. Pamiętać należy, że u znacznej części dzieci i młodzieży, oprócz wady wzroku, występuje obniżona sprawność psychomotoryczna. Pewna część niewidomych, na skutek błędów rehabilitacyjnych i wychowawczych popełnionych w dzieciństwie, nie ma dostatecznej motywacji, aspiracji, dążeń do samodzielności. Błędy te zmniejszają ich możliwości życiowe i zawodowe, nawet tych, którzy legitymują się formalnym wykształceniem zawodowym i ogólnym.
Nie wszyscy ociemniali w późniejszych latach życia są również przygotowani do sprostania nowym wielkim trudnościom. Uwarunkowania psychologiczne i społeczne są niekiedy tak wielkie, że nie wykorzystują oni nawet połowy swych faktycznych możliwości. Rozbudowa zakładów pracy chronionej może stworzyć warunki do zatrudnienia również niewidomych i ociemniałych o obniżonych możliwościach zawodowych. Powinna więc stać się jednym z kierunków działania w rehabilitacji zawodowej.
Fundamentalne znaczenie dla setek nowo ociemniałych ma rehabilitacyjna działalność Związku. Często czy nawet bardzo często nie jest ona doskonała. Poziom szkoleń rehabilitacyjnych niekiedy jest niski czy nawet bardzo niski. Są jednak i takie, które w pełni zaspokajają potrzeby rehabilitacyjne nowo ociemniałych. Dodać należy, że nawet te nie najlepsze odgrywają również pewną rolę w usamodzielnieniu osób tracących wzrok. Samo stworzenie kontaktów z innymi inwalidami wzroku jest wartościowe. Jeżeli jeszcze przy tym prowadzone są jakieś zajęcia rehabilitacyjne, to kurs częściowo spełnia swoje zadania.
Związek musi doskonalić działalność rehabilitacyjną we wszystkich jej formach - od bydgoskiego zakładu, poprzez różnego rodzaju kursy, aż do szkolenia indywidualnego włącznie. Bez tego trudno będzie wielu, zwłaszcza całkowicie ociemniałym, osiągnąć dostępny im stopień samodzielności.
Ostatnio Związek nasz nie ma zbyt wielu możliwości udzielania pomocy socjalnej. Utracił je w okresie, gdy taka pomoc jest szczególnie potrzebna. Słusznym jest założenie, żeby organy administracji państwowej i samorządowej sprawowały opiekę socjalną. Wymaga to jednak ciągłej współpracy z wieloma ogniwami takiej administracji, w celu zabezpieczenia potrzeb niewidomych, a nie jest to łatwe. Konieczna jest zatem większa troska o ludzi, będących w trudnych warunkach materialnych, zwłaszcza starszych i chorych, którzy nie mają rodzin, gwarantujących im opiekę i pomoc. Jest tu wiele jeszcze problemów do rozwiązania, ważne jednak, żeby te problemy rozwiązywać.
Z zadowoleniem trzeba stwierdzić, że Związek od wielu lat podejmuje podobne problemy. Przykładami mogą być: wybudowanie domu pomocy społecznej dla niewidomych w Chorzowie, Ośrodka Rehabilitacyjno-Mieszkalnego w Olsztynie. To jednak nie wystarcza. Trzeba dążyć do tworzenia dalszych tego typu placówek oraz przeznaczać własne środki na pomoc najsłabszym. Jak na razie na niektóre cele, na przykład pomoc dzieciom i młodzieży, rehabilitację dorosłych niewidomych - Związek otrzymuje pieniądze. Na pomoc socjalną - nie. Dlatego należy własnymi środkami gospodarować bardzo oszczędnie, nie wydawać ich na ekskluzywne działania, a w większym stopniu wykorzystywać na udzielanie pomocy socjalnej ludziom, którym nie można pomóc inaczej.
Na słowa najwyższego uznania zasługuje działalność Związku, zmierzająca do udostępnienia niewidomym literatury. Osiągnięcia nasze na tym polu są imponujące. Większość potrzeb czytelniczych jest już zaspokojonych. Tak jest w odniesieniu do literatury beletrystycznej i popularnonaukowej. Znacznie gorzej wygląda sprawa z prasą. Związek wprawdzie ma w tej dziedzinie znaczne osiągnięcia, wydaje bowiem kilkanaście tytułów czasopism, jednak zasięg ich oddziaływania jest niewielki. Cykl produkcyjny czasopism dla niewidomych i słabowidzących jest bardzo długi. Między innymi z tego powodu nie mogą one zawierać bieżących informacji. Niedoinformowanie środowiska niewidomych jest totalne. Większość działaczy nie orientuje się w bieżącej działalności Związku, nie mówiąc już o występujących nieprawidłowościach. Konieczne jest więc jak najszybsze rozwiązanie tego problemu.
Imponujące są również dokonania Związku w zakresie tworzenia bazy rehabilitacyjnej i wypoczynkowej. Zakup ośrodków w Ustroniu-Zawodziu i Ustroniu Morskim oraz budowa ośrodka w Ciechocinku zwiększyły niepomiernie możliwości korzystania z leczenia klimatycznego i wypoczynku.
Podobnie znaczące sukcesy odnotować można w dziedzinie pomocy niektórym grupom niewidomych ze złożonym inwalidztwem. Dotyczy to głównie głuchoniewidomych i niewidomych chorych na cukrzycę. Pomoc ta jest jeszcze niewystarczająca, ale już przynosi niewątpliwe korzyści.
Od wielu lat PZN podejmuje próby prowadzenia działalności gospodarczej. W tym celu tworzy zakłady produkcyjne, handlowe, usługowe. Tworzy i likwiduje. Ostatnio te zakłady przekształcone są w jednoosobowe spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Jak na razie nie wydaje się, żeby niewidomi mieli z tej działalności większą korzyść. Wyjątek może stanowią pracownicy tych zakładów. Niewidomi, najogólniej rzecz ujmując, nie mają korzyści z działalności gospodarczej Związku, a być może ponoszą z tego tytułu straty.
Działalność gospodarcza Związku może mieć trzy cele:
- Produkowanie i dostarczanie niewidomym sprzętu rehabilitacyjnego, książek, czasopism oraz zaspokajanie innych potrzeb, na przykład leczniczych, wypoczynkowych.
- Zatrudnianie niewidomych i słabowidzących.
- Przynoszenie zysków, które będą wykorzystane na zaspokojenie różnorodnych potrzeb inwalidów wzroku.
Można pogodzić się ze stratami zakładów, których celem jest zaspokajanie potrzeb niewidomych. Te chyba jednak nie przynoszą strat.
Można pogodzić się ze stratami zakładów, których celem jest zatrudnienie inwalidów wzroku, bowiem możliwość pracy zawodowej odgrywa tak wielką rolę w procesie rehabilitacji, że warto łożyć na tworzenie możliwości zatrudnienia. Zakłady te jednak, jak się wydaje, również nie przynoszą strat.
Nie można natomiast pogodzić się, jeżeli straty przynoszą zakłady, których jedynym celem jest przynoszenie zysków. Działalność tych zakładów powinna być jak najszybciej usprawniona, tak żeby były one w pełni dochodowe. Jeżeli jednak okazałoby się to niemożliwe, trzeba je natychmiast zlikwidować i to niezależnie od tego, czy są one jednoosobowymi spółkami, czy też mają inną formę organizacyjną.
Uwagi końcowe
Trudno wyczerpująco omówić wszystkie istotne aspekty działalności Polskiego Związku Niewidomych, jest ona bowiem wielokierunkowa, zróżnicowana, bogata. Każdemu rodzajowi naszej działalności można poświęcić odrębny traktat. Bez wątpienia pogłębiona analiza działalności dobrze pracującego koła PZN mogłaby być niezmiernie interesująca i pouczająca.
W kołach bowiem niewidomi powinni załatwiać większość swoich związkowych spraw. W kołach powinno skupiać się życie kulturalne i towarzyskie, tam też powinny być warunki do rehabilitacji, samorehabilitacji oraz społecznego zaangażowania.
Można napisać książkę poświęconą jedynie zadaniom Związku i innych instytucji na rzecz małych niewidomych dzieci i ich rodziców. Ocena tej działalności, określenie potrzeb i warunków ich zaspokajania, wytyczenie kierunków działalności bez wątpienia godne jest całego tomu.
Podobnie ma się rzecz z innymi zagadnieniami, dotyczącymi niewidomych i ich Związku. Dlatego ta praca, pisana na konkurs, może stanowić tylko drobny przyczynek do rozważań nad działalnością, rolą, osiągnięciami, nieprawidłowościami i wieloma innymi zagadnieniami dotyczącymi Polskiego Związku Niewidomych.
(październik 2012) r.
Niewidomi i słabowidzący w Polsce nie są pozbawieni dostępu do różnorodnej prasy, która ukazuje się na naszym rynku wydawniczym. Zapewnia to Mazowieckie Stowarzyszenie Pracy dla Niepełnosprawnych "De Facto" przez prowadzenie e-Kiosku. Mamy możliwość korzystania z kilkudziesięciu (około sześćdziesięciu) tytułów. W ten sposób, kiedy tylko jednotomowy brajlowski miesięcznik "Nasz Świat" umożliwiał samodzielne zapoznawanie się w każdym miesiącu z kilkunastoma wybranymi artykułami z prasy ogólnodostępnej mamy już poza sobą. Obecne możliwości stwarzane przez e-Kiosk są chyba tysiąc razy większe i mogą zaspokoić różnorodne potrzeby osób z uszkodzonym wzrokiem.
Można więc powiedzieć, że potrzeby czytelnicze pod tym względem są zaspokajane, jeżeli nie całkowicie, to w znacznym stopniu. To jednak nie wystarczy. Niezbędna jest jeszcze prasa środowiskowa, która zaspokajałaby zapotrzebowanie na publikacje, których nie znajdzie się w prasie ogólnodostępnej, a przynajmniej łatwo się ich nie znajdzie. Dodam, że te które są, nie zawsze są zgodne z naszymi potrzebami i naszym rozumieniem problematyki.
Prasa jest czwartą władzą. Określenie to uwypukla jej znaczenie w społeczeństwie. Pełni ona kilka niezmiernie ważnych funkcji.
1) Podstawową funkcją prasy i innych środków przekazu jest informowanie społeczeństwa o wszystkim, co może mieć dla niego znaczenie. No i środki przekazu pełnią tę funkcję, czasami aż przesadnie. Mam tu na myśli tabloidy, czyli brukowce, które karmią swoich czytelników plotkami, sensacjami i niesprawdzonymi informacjami. Niezależnie od tego funkcja informacyjna środków przekazu jest bardzo ważna. Bez niej państwo i społeczeństwo nie mogłyby prawidłowo funkcjonować.
O znaczeniu prasy świadczy dowcip: Czym różni się polityk od muchy? Niczym. Jedno i drugie można zabić gazetą. Nie twierdzę, że jest to w stu procentach dobre i prawidłowe, ale tak jest. Mówi się, że żaden polityk nie wygrał jeszcze z prasą, a zwłaszcza z tabloidami. Ale środowiskowi politycy świetnie sobie z tym radzą. Potrafią podporządkować sobie środowiskową prasę, a jak się im to nie uda, ignorują ją jest wszystko w należytym porządku, oczywiście, ich zdaniem.
A czy niewidomym i słabowidzącym potrzebna jest rzetelna, szybka i wyczerpująca informacja? A czy środowiskowe środki przekazu dostarczają nam takich informacji? Myślę, że nie jest konieczne zatrzymywanie się nad tym pytaniem. Państwo doskonale wiedzą, że nie mogą liczyć na takie informacje. Dodam, że niechęć do środowiskowej, pogłębionej informacji odczuwają niemal wszystkie osoby znaczące w naszym środowisku. Dlatego nie mamy takiej informacji, a jak już wspomniałem, jest ona niezbędna do prawidłowego funkcjonowania państwa i społeczeństwa, a także takich społeczności, jak członkowie stowarzyszeń osób z uszkodzonym wzrokiem. Bez informacji bowiem niemożliwa jest orientacja w rzeczywistości społecznej i politycznej, niemożliwe są oceny i wybory, niemożliwy wpływ członków na działalność ich stowarzyszeń.
Dodam, że mam również wątpliwości, czy aż tak wielu niewidomych i słabowidzących odczuwa potrzebę rzetelnej informacji prasowej, dotyczącej problematyki naszego środowiska. Obawiam się, że nie jest pod tym względem najlepiej.
2) Środki przekazu pełnią funkcje kontrolną wobec władz. Mamy możliwość obserwować to w prasie, w radiu i w telewizji. Politycy muszą liczyć się z opinią publiczną, z wyborcami i nie mogą bezkarnie robić co chcą. Żadna instytucja kontrolna: Najwyższa Izba Kontroli, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Centralne Biuro Antykorupcyjne ani policja nie mogą kontrolować tak skutecznie poczynań polityków, jak mogą to czynić środki przekazu. W USA mówią, że jeden dobry prawnik i jeden zdolny dziennikarz mogą zniszczyć karierę każdego polityka. Znowu dodam, że nie zachwyca mnie taka rola dziennikarzy, ale znowu to jest faktem i funkcjonuje. Ma więc jakieś uzasadnienie.
Myślę, że dla większości z nas jest oczywiste, iż środowiskowe środki przekazu funkcji takich nie pełnią. I nie łudźmy się, żadne komisje rewizyjne, żadne sądy koleżeńskie nie są i nie mogą być skuteczne. Nie zastąpią niezależnej prasy i innych środków przekazu. Ci, którzy potrafią obserwować i mają dobrą pamięć, wiedzą, jak np. GKR wspaniale współdziałała z Zarządem Głównym PZN w doprowadzaniu do ruiny tego stowarzyszenia. A prasa? A prasa milczała, bo musiała milczeć, bo nie mogła o tym pisać. Nie pozwalała na to pezetenowska cenzura. Obecnie... Jak jest obecnie? Proszę poczytać "Pochodnię", a dowiedzą się Państwo, że wiele dowiedzieć się nie można.
Członkowie Związku nic nie wiedzą, co się w nim dzieje, czym kierują się władze, jakie mają niepowodzenia, jakie błędy popełniają, jak sukcesy wyolbrzymiają. Tracą więc zainteresowanie swoim stowarzyszeniem.
Chcę jasno powiedzieć, że nie jest to jedyna przyczyna, a nawet nie najważniejsza, osłabiania zainteresowania przynależnością do PZN-u, ale ma swoją negatywną wagę.
3) Prasa organizuje społeczną dyskusję, wymianę myśli i idei. Taka wymiana wymaga różnorodności poglądów i opinii, a różnorodność to nie jednomyślność. Zaryzykuję twierdzenie, że tam gdzie jest jednomyślność, z wyjątkiem sytuacji nadzwyczajnych, nie ma żadnej myśli. Jeżeli jest jednomyślność, oznacza to, że myśli jedna osoba lub kilka osób, a reszta myślenie to uznaje za własne. Nie sprzyja to postępowi, rozwojowi ani prawidłowej działalności. Powszechnie wiadomo, że tylko w dyskusji, polemikach, argumentowaniu, przekonywaniu, w społecznej debacie można wypracować kompromis, najlepsze programy działania i najlepsze metody postępowania.
A u nas nie ma takiej dyskusji. W oficjalnej prasie jest jednomyślność. Stanowczo uważam, że nie jest to zdrowa sytuacja.
Pisałem o roli środków przekazu w sensie ogólnym i starałem się porównywać je z sytuacją w naszym środowisku. To jednak nie wyczerpuje zagadnienia. Jest prasa o charakterze ogólnym, ale jest też specjalistyczna - dla policjantów, dla pszczelarzy, dla rolników, dla nauczycieli itd. Jest też prasa dla niewidomych i słabowidzących.
Taka specjalistyczna prasa pełni określone funkcje. W naszym przypadku, oprócz wyżej omówionych, środowiskowa prasa powinna pełnić szeroko pomyślane funkcje rehabilitacyjne. Nie może więc unikać problemów trudnych, bo życie i rehabilitacja nie są łatwe.
Środowiskowa prasa powinna propagować wzorce i metody rehabilitacji, przeciwstawiać się stereotypom osób niewidomych, starać się zmieniać postawy roszczeniowe, starać się wpływać na świadomość tak, żeby ułatwiać współżycie z osobami widzącymi, zwalczać przejawy dyskryminacji niewidomych przez osoby widzące i dyskryminacji osób widzących przez niewidomych. W tym ostatnim przypadku chodzi głównie o oceny, o zaufanie i nieufność, o przypisywanie osobom widzącym złej woli wobec niewidomych itp. Rehabilitacyjne znaczenie prasy środowiskowej jest naprawdę wielkie. Trzeba tylko starać się je wykorzystywać.
Pewien prominentny działacz naszego środowiska twierdził, że nie czyta prasy środowiskowej, bo ma dosyć tej problematyki w codziennym życiu, w pracy zawodowej i w działalności społecznej. Mógł tak twierdzić i mógł nie czytać, ponieważ rzeczywiście dobrze znał problematykę niewidomych, a uważał, że to mu wystarczy i nie musi znajomości tej poszerzać ani pogłębiać. Najważniejsze było jednak co innego. Otóż ten działacz doskonale wiedział, że w prasie nic złego na swój temat nie znajdzie. Może znaleźć jedynie pochwały, których i tak mu nie szczędzono w rozmowach bezpośrednich. Gdyby wiedział, że np. "Pochodnia" negatywnie oceni jego pracę, że zakwestionuje jakąś decyzję, że przeciwstawi mu pogląd innego prominentnego działacza, czytałby z całą pewnością.
Jedna ze znanych w środowisku osób twierdziła, że "Pochodnia" powinna zamieszczać tylko lekkie, bezproblemowe publikacje. Twierdziła, że życie niewidomych jest bardzo trudne, że mają tyle przykrości, że stanowczo im tego wystarczy. W prasie nie powinni już się z nimi spotykać. No tak, niewidomi jak dzieci, bajeczka, paciorek i spać.
Uważam, że omawianie nawet bardzo trudnych problemów może być korzystne. Może ułatwić zrozumienie własnych odczuć i doznań, może ułatwić zrozumienie ludzi widzących, może ułatwić korzystanie z doświadczeń innych osób i pokonywanie trudności. Uważam, że unikanie trudnych problemów nie sprzyja ich rozwiązywaniu, niczego nie ułatwia i niczemu nie przeciwdziała.
Jedną z form unikania trudnych problemów jest uciekanie w problematykę ogólną - pisanie o zdrowym żywieniu, o pięknych krajobrazach, o wydarzeniach historycznych, o odmiennych kulturach itp. Jak już pisałem, niewidomi mają bardzo szeroki dostęp do tej ogólnej problematyki. Nie musimy wypełniać nią łam naszych czasopism.
A muszę Państwu powiedzieć, że ciągle spotykam się z naciskami, żeby takie teksty publikować w "WiM". Dodam, że utraciłem kilku autorów, którzy potrafią pisać bardzo dobrze, ale chętniej właśnie na tematy ogólne. Uważam, że "Wiedza i Myśl" oraz inne czasopisma adresowane do niewidomych i słabowidzących, nie powinny publikować tekstów niedotyczących problematyki środowiskowej. Niewidomi naprawdę mają jej pod dostatkiem w e-Kiosku, za co chwała Mazowieckiemu Stowarzyszeniu Pracy dla Niepełnosprawnych "De Facto", które prowadzi e-Kiosk, Fundacji Polskich Niewidomych i Słabowidzących "Trakt", która doprowadziła do wypracowania technologii przygotowywania dla nas czasopism ogólnodostępnych.
Teraz kilka zdań o "Wiedzy i Myśli". Staram się, żeby miesięcznik ten zawierał różnorodną problematykę, oczywiście, wyłącznie dotyczącą środowiska niewidomych i słabowidzących, a częściowo również osób niepełnosprawnych. W tym ostatnim przypadku, chodzi głównie o prawo, które dotyczy osób niepełnosprawnych, w tym niewidomych.
Staram się, żeby były prezentowane różne poglądy. Nie zawsze mi się udaje pozyskać autorów, którzy zechcieliby podzielić się swoimi przemyśleniami, ale jeżeli tylko zechce ktoś to uczynić, nie stawiam żadnych warunków. Zachęcam do przedstawiania różnych poglądów i opinii, bo tylko tak można tworzyć wartościowe czasopismo.
Uważam na przykład, że wszelkie działalności w ciemnościach, które mają coś tam uświadamiać osobom widzącym, są szkodliwe. Uważam, że w ten sposób osoby widzące nic nie zrozumieją, gdyż pokazy takie nie uwzględniają doświadczenia niewidomych, opanowania bezwzrokowych metod, przezwyciężenia lęku. Osoby widzące nie mogą przeszkolić się w tym wszystkim, dlatego nie mogą nic zrozumieć. Taka działalność więc przyczynia się do utrwalania stereotypów niewidomych. Wszyscy wiedzą, że ślepota jest najgorszym kalectwem, a próba radzenia sobie w ciemnościach, w nieznanym miejscu, bez żadnego doświadczenia, tylko utwierdza ich, że tak właśnie jest.
Piszę o tym, nie dlatego, żeby polemizować ze zwolennikami ciemnych kawiarni i restauracji, wystaw i spektakli w ciemności. Na ten temat na łamach "WiM" odbyła się już dyskusja. Chcę tylko powiedzieć, że mimo mojej negatywnej oceny tego rodzaju działalności, wszyscy, którzy chcieli, mogli się swobodnie wypowiedzieć. Mało tego, dyskusja nie zakończyła się w jednym numerze "WiM". W grudniu 2011 r. opublikowanych było kilkanaście wypowiedzi na ten temat. Były to publikacje za i przeciw. Żadna nie została odrzucona ze względu na prezentowany pogląd. Następnie wpłynęły trzy kolejne, wszystkie od zwolenników występów w ciemnościach. Zostały one opublikowane w styczniu 2012 r.
Dałem ten przykład, gdyż świadczy on wymownie, że "WiM" chce publikować różne poglądy, to czyni i zamierza nadal czynić.
Niestety, "WiM" nie może należycie pełnić funkcji informacyjnej. Nie mam możliwości obserwowania najważniejszych wydarzeń w naszym środowisku, postaw, poglądów i zachowań działaczy, motywów podejmowania i zaniechania podejmowania działań. Państwo pamiętają, że nawet na tak ważne wydarzenie, jak Krajowy Zjazd Delegatów PZN Prezydium ZG PZN odmówiło mi akredytacji. Czego jednak mogłem oczekiwać, skoro redaktor naczelny "Pochodni" nie może obserwować obrad Zarządu Głównego i jego Prezydium. Tak wieść głosi, a jeżeli informacja ta nie jest prawdziwa, z największą przyjemnością ją sprostuję na łamach "WiM".
Biuro ZG PZN, zwane Instytutem Tyflologicznym muszę omijać z daleka, żeby nie narażać znajomych na szykany. Krótko mówiąc, nie mam dostępu do informacji, a więc nie mogę przekazywać ich czytelnikom.
Na koniec dodam, że niektórzy zarzucają mi, iż szkodzę Polskiemu Związkowi Niewidomych, że zwalczam go, że szkodzę niewidomym. Nie jest to moim zamiarem. Może przejaskrawiam niektóre zjawiska, może wyolbrzymiam niektóre fakty, może zbyt złośliwie piszę o tym i o owym. Zwłaszcza Stary Kocur celuje w złośliwości.
Jednak nie jest moim zamiarem szkodzenie PZN-owi i nigdy nie krytykuję PZN-u, nie podważam sensu jego istnienia. Krytykuję jego władze, negatywne postawy niektórych działaczy, niedostateczną działalność na rzecz całkowicie niewidomych.
Do PZN-u należę od maja 1958 r. Korzystałem z jego pomocy przez wiele lat i w różnej formie. Bez pomocy Związku nie byłbym człowiekiem takim, jakim jestem, nie zdobyłbym wykształcenia i pracy, nie założył rodziny i nie wychował dzieci. Pracowałem i działałem w PZN. Bardzo mi zależy na tym, żeby inni niewidomi, którym potrzebna jest pomoc, mogli z niej korzystać. Niestety, nie wygląda to dobrze. Ja byłem w niezmiernie trudnej sytuacji - miałem 20 lat i ukończone dwie klasy szkoły podstawowej. Z takim dorobkiem, dzięki pomocy PZN, głównie wspaniałego działacza Józefa Stroińskiego, zostałem zatrudniony, ukończyłem szkołę podstawową, szkołę średnią, kurs masażu leczniczego i wreszcie studia wyższe. Nie wyobrażam sobie, żeby obecnie było to możliwe. Chciałbym jednak, żeby niewidomi i ociemniali mogli korzystać z pomocy chociaż w części tak wielkiej, z jakiej ja korzystałem. Właśnie wszystkie moje publikacje, łącznie z tymi podpisywanymi Stary Kocur, mają na celu wzbudzenie refleksji, skłonienie do poszukiwania sposobów efektywnej pomocy nowo ociemniałym i niewidomym.
Wiem, że nie jest to łatwe w obecnych realiach. Nie jest tu miejsce na omawianie tych realiów. Uważam jednak, że stowarzyszenia i fundacje działające w naszym środowisku, a zwłaszcza PZN, powinny robić na rzecz całkowicie niewidomych znacznie więcej niż robią. Na ten temat również odbyła się dyskusja na łamach "WiM". Można skorzystać z przemyśleń naszych czytelników. Ja zawsze mam na uwadze potrzeby osób najbardziej potrzebujących. Dlatego staram się o nich pisać, podsuwać rozwiązania, krytykować niedostateczne działania, denerwować, pisać poważnie i żartem, a nawet kpić w nadziei, że skłonię osoby decydujące do zastanowienia i podejmowania działań, które może nie są bardzo efektowne, ale bardzo potrzebne. Wiem, że niełatwo zdobyć pieniądze na to, co jest ważne, niejednokrotnie trzeba brać na to, na co można wziąć, chociaż nie jest to niewidomym najbardziej potrzebne. Pieniądze nie zawsze można zdobywać, ale zawsze można by było dbać, żeby całkowicie niewidomi nie czuli się dyskryminowani we własnym stowarzyszeniu. I temu mają służyć moje publikacje, moje kpiny i wysiłki innych autorów współpracujących z "WiM".
Czy nam się to udaje? Ocena należy do Państwa.
("WiM", jak wiadomo już nie istnieje, ale poruszane problemy pozostały. - Przypis autora)
(czerwiec 2007)
Obecnym władzom Polski wielu przypisuje tworzenie "państwa policyjnego", dyktatorskie ciągotki, autorytaryzm, marginalizowanie opozycji, zamach na wolne media. Nie mam zamiaru rozstrzygać, czy zarzuty te są uzasadnione. Chcę jednak niektóre wypowiedzi polityków odnieść do sytuacji w naszym środowisku.
Pod koniec kwietnia miały miejsce ważne wydarzenia - podjęcie starań posła PiS-u Marka Jurka o utworzenie nowej partii i wybór nowego marszałka Sejmu. Obchodziliśmy 216. rocznicę Konstytucji 3 maja - próby ratowania upadającego państwa i bardzo postępowej myśli politycznej.
Nie oceniając intencji PiS-u, warto zastanowić się nad niektórymi wypowiedziami czołowych przedstawicieli tego ugrupowania. Jeżeli wymienione wyżej zarzuty są nieprawdziwe, wypowiedzi te oddają wielką prawdę, przyjętą przez cały cywilizowany świat. Jeżeli są prawdziwe, mają jeszcze większe znaczenie. Świadczyłyby bowiem o tym, że nawet politycy o dyktatorskich ciągotkach, w obecnym świecie, muszą liczyć się z obowiązującymi regułami.
Przypomnijmy więc słowa Ludwika Dorna, posła PiS-u, wówczas kandydata na marszałka Sejmu RP i lakoniczną ocenę tej wypowiedzi przez Tadeusza Cymańskiego, również posła PiS-u oraz słowa wypowiedziane przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, który wywodzi się z PiS-u i utożsamia się z tym ugrupowaniem. Spróbujmy odnieść je do reguł obowiązujących w naszym środowisku, przede wszystkim w PZN-ie.
Fragment wypowiedzi Ludwika Dorna
W dniu 27 kwietnia br., przed wyborem na marszałka Sejmu RP, Ludwik Dorn powiedział m.in.:
"... Nie do pomyślenia jest także marszałek, który uniemożliwia decydujące starcia związane czy to z wyłanianiem władz publicznych, czy to ze stanowieniem prawa, czy to z pełnieniem roli krytyki i kontroli parlamentarnej nad rządem. Nie do pomyślenia jest zatem marszałek, który ograniczałby uprawnienia opozycji. I to niezależnie od tego, jak on osobiście czy ugrupowanie, z którego się wywodzi, jakość intelektualną, polityczną i moralną tej opozycji ocenia. Bo lepsza najgorsza opozycja niż żadna, bądź opozycja niema i ograniczona. To trochę tak, jak jest z wolną prasą i dziennikarzami. Można na to straszliwie narzekać i wytykać różne wady, niemniej dla funkcjonowania systemu demokratycznego, dla kontroli władz, lepsza jest kontrola czasami niekulturalna, niekompetentna, ignorancka niż żadna. To wartość dla funkcjonowania autonomiczna.
Taka jest wizja demokracji parlamentarnej i parlamentaryzmu, do której jestem niesłychanie przywiązany..."
Wypowiedź tę przerwał poseł Tadeusz Cymański mówiąc, że są to święte słowa.
Warto pomyśleć, jakie zastosowanie mają one w naszym środowisku. Jak jest u nas z demokracją? A jak z wolnością prasy?
Wypada dodać, że wypowiedź ta wzięta została z internetu. Są tam stenogramy wszystkich obrad, wszystkie wypowiedzi z mównicy i dopowiedzi z sali, oklaski i przerwy. Każdy może czytać do woli. Warto też wiedzieć, że 1300 dziennikarzy ma akredytację w Sejmie RP.
Fragmenty wypowiedzi prezydenta Lecha Kaczyńskiego
Prezydent w dniu 3 maja br. powiedział m.in.:
"... Na czym owa demokracja powinna polegać? Po pierwsze, w ustroju demokratycznym nie ma wyjątków. Nikt, nawet należący do najbardziej autentycznej elity, nie może nie podporządkowywać się prawu, które zostało uchwalone zgodnie z przepisami Konstytucji. Po drugie, demokracja oparta jest o prawo obywatela do informacji - do informacji prawdziwej, niewykrzywionej i do informacji, która dotyczy zarówno teraźniejszości, jak i przeszłości, szczególnie tej niedawnej, która ma wpływ na nasze dzisiaj".
Jak jest z demokracją i informacją w PZN-ie?
W PZN-ie delegaci na ostatnim nadzwyczajnym zjeździe odrzucili wniosek dotyczący jawności obrad i uprawnień środowiskowych dziennikarzy. W PZN-ie, do kolegium redakcyjnego "Pochodni" wprowadza się ludzi mało zorientowanych i wyprowadza tych z dużą wiedzą i dużym doświadczeniem. Czytając zaś "Pochodnię" - idylla, władze idealne, żadnych odmiennych zdań, żadnych problemów, żadnej krytyki władz Związku. A jak czytaliśmy przytaczane wypowiedzi, opozycja i wolna prasa są konieczne do prawidłowego funkcjonowania państwa, w tym przypadku, Związku.
Warto pomyśleć o podobnych sprawach w roku zebrań sprawozdawczo-wyborczych w kołach i zjazdów okręgowych, w roku poprzedzającym Krajowy Zjazd Delegatów PZN-u.
Warto nad tym pomyśleć, bo przecież najgorsza opozycja jest lepsza od jej braku, bo przecież niezależna prasa pełni funkcje, nie tylko informacyjne, ale również kontrolne. Warto pomyśleć, bo przecież bez rzetelnej informacji, bez swobody wymiany poglądów, bez wolności słowa, nie ma demokracji. Wrogiem numer 1 wszystkich dyktatorów świata, były i są wolne środki przekazu, prasa, radio, telewizja, literatura, film. Stąd w PRL-u mieliśmy cenzurę krajowych środków przekazu i zagłuszanie zagranicznych polskojęzycznych rozgłośni.
Czy niewidomi są inni niż reszta społeczeństwa? Czy niewidomi nie muszą wiedzieć, co dzieje się w ich stowarzyszeniu? Czy niewidomi mogą decydować, oceniać i wybierać, jeżeli nie wiedzą? Czy niewidomi nie chcą wiedzieć? Czy PZN-owska dyktatura i cenzura służą niewidomym, czy władzom Związku i wąskiemu gronu osób znaczących?
Warto spróbować odpowiedzieć sobie na te i podobne pytania. Przecież wybieramy w kołach, w okręgach i na Krajowym Zjeździe Delegatów. Przecież bez znajomości faktów, opinii, ocen i poglądów wybierać i decydować świadomie nie można. A może uważamy, podobnie jak delegaci na zjeździe PZN-u w grudniu ubiegłego roku, że jawność i informacja są nam zbędne?
(luty 2011)
Omawiamy niezmiernie ważne zagadnienia, wiążące się bardzo ściśle z poziomem naszej środowiskowej świadomości, poczuciem godności własnej, społecznymi i psychicznymi uwarunkowaniami naszych postaw i poglądów. A przecież od tego zależy los każdego z nas oraz przyszłość ruchu niewidomych i słabowidzących.
Z pewnością niektóre twierdzenia i oceny na ten temat można podważać. Tu i ówdzie można wygłaszać inne poglądy. Nie zmieni to faktu, że ruch niewidomych i słabowidzących w Polsce przeżywa kryzys.
Rzecz w tym, że nie znamy głębi tego kryzysu. Być może, jest on mniejszy, niż nam się wydaje, ale może być też większy. Nikt w Polsce nie wie dokładnie, jak sprawy się mają.
Najlepszym, najpełniejszym źródłem informacji o osobach z uszkodzonym wzrokiem są statystyki Polskiego Związku Niewidomych. Tak, jest to najlepsze źródło informacji. Nie znaczy to jednak, że jest to dobre źródło. To tak, jak w tym powiedzeniu - nie trzeba być dobrym, wystarczy być najlepszym.
Statystyki PZN-u nigdy nie były pełne, zbyt dokładne, całkowicie wiarygodne, ale nigdzie lepszych nie znajdziemy. Nawet liczby polskich niewidomych nikt nie zna. Oczywiście, formalnie niewidomych czy uznawanych za niewidomych, prawnie niewidomych, z grubsza wiadomo ilu jest. Całkowicie niewidomych, a to co innego. Statystyki PZN-u podają, że na koniec 2009 r. osób całkowicie niewidomych było tylko 3556, ale z pewnością nie jest to dokładna liczba. Niektóre źródła podają, że w Polsce jest sto tysięcy niewidomych, w prasie można przeczytać, że dwieście tysięcy - rozbieżność zaiste wielka.
Jak już wspomniałem, statystyk PZN-u nigdy nie można było uznać za dokładne i w pełni wiarygodne, a teraz jest jeszcze gorzej. Kiedy jeszcze pracowałem w biurze ZG PZN, twierdziłem, że okręgów PZN nie wolno pytać dwa razy o to samo, bo za każdym razem otrzymamy inną informację, inne wartości liczbowe, i to nawet w jednym sprawozdaniu. Obecnie znacznie większa liczba osób z uszkodzonym wzrokiem nie należy do PZN, a więc Związek nie ma o nich informacji. A i z tych, którzy należą do PZN, nie wszyscy ujawniają, że np. podjęli pracę.
Czy wielu jest wielofakultetowych studentów? Nie wiadomo. Może rzeczywiście jest to liczna grupa, może są to jednostki. Nie wiemy.
Niektórzy twierdzą, że tylko nieliczni niewidomi chcą pracować na otwartym rynku w warunkach normalnej konkurencji. Czy naprawdę jest ich tak mało? A no, nie wiemy. Może tak, a może nie.
Czy naprawdę jest bardzo wielu, którzy jeżdżą ze szkolenia na szkolenie, z imprezy na imprezę? Nie wiemy.
Niestety, o cokolwiek byśmy zapytali, nie otrzymamy dokładnych informacji, zawsze szacunkowe, zawsze intuicyjne, zawsze powstałe na podstawie jednostkowych uogólnień. Mam pewne odczucia na ten temat, ale właśnie odczucia, a nie rzetelną wiedzę, a odpowiednie przykłady znamy.
Ciekawy jestem, ilu członków PZN-u potrafiłoby wymienić wszystkich, aż sześcioro, członków Prezydium ZG PZN. Myślę, że nawet jeden na dziesięciu by tego nie potrafił. Myślę, że spora liczba członków nie wie, kto to jest Anna Woźniak-Szymańska. A gdybym zapytał, jaką rolę pełnią poszczególni członkowie, pozytywną czy negatywną, są aktywni czy bierni, czy mają własne poglądy na różne sprawy i potrafią ich bronić, czy tylko zgadzają się z panią prezes i panią dyrektor - a tego to nawet delegaci na krajowe zjazdy oraz członkowie Zarządu Głównego nie wiedzą. Głosują, decydują, wybierają, ale nie wiedzą. Bo i skąd mają wiedzieć? Czy ktoś z Państwa przeczytał kiedykolwiek w "Pochodni", że o coś toczyła się ostra walka na posiedzeniu Prezydium ZG albo na plenarnym zebraniu tego gremium i jakie kto zajmował stanowisko? To, co wiedzą delegaci i członkowie ZG PZN pochodzi albo z przekazu szefostwa, albo z plotek. Obydwa źródła trudno uznać za wiarygodne. Władza zawsze przedstawia swoje dokonania w korzystniejszym świetle, a plotka z reguły jest mało wiarygodna. Na domiar złego, nawet jeżeli jest najbardziej nonsensowna i nieprawdziwa, nie ma jak się przed nią bronić.
A więc wiemy, że wiemy bardzo mało i tylko w przybliżeniu. Obawiam się, że jest spora część "wybitnych" działaczy, którzy nawet tego nie wiedzą. W tej sytuacji trudno jest wyciągać wiarygodne wnioski, podejmować trafne decyzje, oceniać wielkości potrzeb itd. Trudno też mówić o środowiskowej świadomości, o poczuciu środowiskowej dumy. Nie możemy też oceniać, jak jest z indywidualnym poczuciem własnej wartości.
Nie jest to krytyka niczyich wniosków i opinii. Również w wielu publikacjach dokonuję ocen i wyciągam wnioski z luźnych, jednostkowych przykładów, spostrzeżeń i szczątkowych informacji. W tych warunkach jest to nieuniknione. I to wystarcza do artykułu, do felietonu czy innej publikacji, albo do zwrócenia uwagi na jakiś problem. Nie wystarcza natomiast do prawidłowego działania. Żadna armia wojny, a nawet większej bitwy, nie wygra bez wywiadu, bez wiedzy o przeciwniku, o warunkach, w jakich przyjdzie walczyć itp. Wywiad, czyli informacje są niezbędne dowódcom, którzy podejmują decyzje i sztabom, które opracowują plany bitew i kampanii. Oczywiście, można dokonywać rozpoznania bojem, ale to kosztuje dużo krwi i jest niebezpieczne.
Podobne problemy powinny stać się przedmiotem pogłębionych analiz. Analizy takie należy zlecać fachowcom, bo działacze tego robić nie mogą. Śmiem jednak wątpić, że się tak stanie. A moje wątpliwości wynikają z pesymistycznych wniosków i ocen dotyczących naszego środowiska. Władze działają bez społecznej kontroli, bez wolnej prasy, bez zorganizowanej opozycji, bez nacisku członków, a nawet bez zainteresowania członków ich poczynaniami. Leszek Kołakowski stwierdził, że nawet anioła postawić przy korycie, to wcześniej czy później ryj mu wyrośnie.
W tej sytuacji, obawiam się, że nieprędko znajdzie się wymarzona grupa, która podejmie walkę o godność i poczucie własnej wartości niewidomych. Tego się obawiam, a jestem pewien, że to nie ja ani nie moi rówieśnicy dokonają przełomu, wytyczą nowe kierunki i wyprowadzą środowisko na czyste wody. Mimo tych obaw i tej pewności, uważam, że należy robić swoje, robić to co można i, mimo wszystko, wierzyć, że instynkt samozachowawczy niewidomych i słabowidzących nie zanikł całkowicie. Zgodnie z tą wiarą będę robił, to co mogę i dokąd będę mógł, chociaż wiele nie mogę.
(luty 2013)
W grudniowym wydaniu "Wiedzy i Myśli" z 2012 roku, pod pozycją 5.1. został zamieszczony mój artykuł, w którym dzieliłem się troską o los PZN-u w związku z sytuacją w Okręgu Mazowieckim PZN.
Przypomnę, że w dniu 25 października 2012 odbył się Nadzwyczajny Zjazd Delegatów Mazowieckiego Okręgu PZN. Wybrano nowe Prezydium Zarządu Okręgu.
Przewodniczącą Zarządu Okręgu została Anna Dąbrowska. Pisałem wówczas, że problemem jest brak informacji, że nie wiadomo, dlaczego odbył się ten zjazd, dlaczego była konieczność zmian władz Okręgu. Drugim problemem, na który zwracałem uwagę było powierzenie najwyższej funkcji samorządowej w okręgu osobie o bardzo krótkim stażu w naszym stowarzyszeniu - zaledwie dwa miesiące upłynęło od czasu przyjęcia do PZN-u pani Anny Dąbrowskiej do jej wyboru na przewodniczącą Zarządu Okręgu. Nawiasem mówiąc, plotka głosi, a może to prawda, że i dwóch miesięcy nie było, a legitymację PZN-u p. Anna Dąbrowska otrzymała tuż przed zjazdem.
Nie byłoby powodu wracać do tej sprawy, gdyby nie dalszy rozwój sytuacji. Otóż w dniu 10 stycznia br. odbyło się plenarne posiedzenie Zarządu Okręgu, w czasie którego została przyjęta rezygnacja p. Anny Dąbrowskiej z pełnionej funkcji. Zarząd Okręgu powierzył funkcję przewodniczącego Zarządu Okręgu panu Andrzejowi Mazurowi. Zostały też dokonane inne zmiany w Prezydium ZO, nad którymi nie będę się zatrzymywał, gdyż główny problem nie polega na imionach i nazwiskach, ale na nieodpowiedzialnym postępowaniu mazowieckich działaczy PZN i chyba pani Anny Dąbrowskiej.
Delegaci na Nadzwyczajny Zjazd powierzyli tak ważną funkcję osobie nieznanej, bez stażu w stowarzyszeniu, bez znajomości problematyki, a osoba ta funkcję przyjęła i po dwóch miesiącach z kawałkiem z niej zrezygnowała.
Poprzednio pisałem, że nie wiadomo dlaczego konieczne były te zmiany. Teraz wypada ponownie postawić to pytanie. Przecież członkowie Związku powinni wiedzieć, jak pracują ich władze jako całość oraz poszczególni ich członkowie. Przecież nie można uznać sytuacji w Okręgu Mazowieckim PZN za normalną, prawidłową, niebudzącą zastrzeżeń.
Piszę to naprawdę z głęboką troską. To mój Związek. Należę do niego od maja 1958 r., korzystałem z jego pomocy, pracowałem w nim i starałem się pomagać osobom potrzebującym. Dumny byłem z jego osiągnięć i martwiły mnie jego patologie. Przecież to nie jedna osoba doprowadziła do ruiny nasz Związek w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Przecież obłędną politykę ówczesnego przewodniczącego ZG PZN popierali niemal jednomyślnie członkowie Zarządu Głównego i delegaci na Krajowe Zjazdy. Nie to jest jednak najważniejsze. Każdy może się pomylić. Najważniejsze jest jednak to, że w świadomości społecznej naszego środowiska ugruntowało się przekonanie, że przedstawiciele okręgów w ZG PZN, którzy podejmują najważniejsze decyzje, za nic nie odpowiadają. Oni sami też tak uważają i twierdzą: byłem jeden, byłam jedna, co mogłem, co mogłam zrobić.
Wielu członków PZN, być może nawet większość tych, którzy się trochę interesują działalnością PZN-u i funkcjonowaniem jego władz, uważa, że to wyłącznie przewodniczący i może dyrektor za wszystko odpowiadają, a reszta członków władz za nic. Może jest jeszcze gorzej, wielu uważa, że to widzący pracownicy winni są wszystkich nieprawidłowości. Oczywiście, można by nie wracać do tak odległych wydarzeń, gdyby obecnie było inaczej.
Czy naprawdę mazowieccy delegaci na zjazd nie mają sobie nic do zarzucenia w związku z wyborem pani Anny Dąbrowskiej na funkcję przewodniczącej Zarządu Okręgu? Czy członkowie ZG PZN i delegaci na Krajowy Zjazd naprawdę nie chcą wiedzieć, jak pracują osoby przez nich wybrane do naczelnych władz Związku? Czy uważają oni, a także członkowie Zarządu Głównego PZN, że członkom PZN-u nie należy się żadne wyjaśnienie w związku z wydarzeniami w Okręgu Mazowieckim PZN? A w ogóle, czy uważają, że członkom Związku nie należą się żadne informacje, chociaż by dotyczyły najważniejszych dla nich spraw?
Takich pytań można sformułować więcej. Pytać można, ale jak znam stosunki w naszym Związku, odpowiedzi nie będzie na żadne z nich.
Serdecznie gratuluję wyboru panu Andrzejowi Mazurowi i życzę, żeby sprostał niełatwej sytuacji Okręgu, którym podjął się kierować. Życzę mu sukcesów w tej pracy, gdyż jego sukcesy będą przyczyniały się do lepszego zaspokajania potrzeb osób niewidomych i słabowidzących.
***
No tak, ale te dziwne wybory dotyczą jednego okręgu, wielkiego, ale jednego. Czy jednak na pewno jednego? A czy tylko o wybory chodzi? Jak wyglądają inne sprawy w naszym stowarzyszeniu i jak wygląda informacja dotycząca ważnych wydarzeń?
Proszę przeczytać anons z "Biuletynu Informacyjnego Pochodni" nr 1 (46), styczeń 2013. A oto ten anons.
***
Instytut Tyflologiczny: Z obrad posiedzenia Zarządu Głównego PZN
Wiesława Kowalska
Posiedzenie Zarządu Głównego PZN odbyło się w dniu 12 grudnia 2012 roku w Ośrodku L-R PZN "KLIMCZOK" w Ustroniu Morskim.
W czasie tych obrad członkowie Zarządu Głównego zatwierdzili trzy regulaminy:
1. Regulamin pracy Zarządu Głównego,
2. Wzorcowy Regulamin pracy Zarządu Okręgu,
3. Wzorcowy Regulamin pracy Zarządu Koła.
Nowe regulaminy uwzględniły zmiany wprowadzone do statutu PZN na XVI Krajowym Zjeździe.
Wzorcowy Regulamin Zarządu Okręgu będzie podstawą do przyjęcia przez poszczególne zarządy okręgów własnych regulaminów.
Wzorcowy Regulamin Zarządu Koła po przyjęciu przez prezydia poszczególnych zarządów okręgów będzie drugim, po statucie, dokumentem stanowiącym podstawę pracy dla zarządów kół.
Zarząd Główny zaakceptował harmonogram realizacji uchwały programowej XVI Krajowego Zjazdu Delegatów. Określa on realizatorów poszczególnych tematów uchwały i terminy realizacji.
Najwięcej czasu w dyskusji poświęcono wypracowanemu projektowi zasad zatrudniania pracowników w kołach PZN. Jak stwierdzono, z jednej strony usprawnia to pracę dotychczas opartą tylko na działalności społecznej, a z drugiej strony, budzi niekiedy konflikty, zwłaszcza w przypadku, gdy nie we wszystkich kołach danego okręgu tacy pracownicy są zatrudniani. Niezależnie od różnych opinii na ten temat zobowiązano Prezydium ZG PZN do przygotowania wytycznych w sprawie zatrudniania pracowników w kołach PZN, powierzając zarządom okręgów opracowanie i wdrożenie na ich podstawie własnych zasad.
Dyskutowano również na temat propozycji ustalenia kodeksu etyki lidera Związku. Zgromadzeni odstąpili od przyjmowania takiego dokumentu uznając, że żaden kodeks nie zastąpi „kultury”, to znaczy kulturalnych, prawidłowych relacji między liderami oraz między członkami Stowarzyszenia.
Posiedzenie Zarządu Głównego odbyło się w dzień po zakończeniu cyklu szkoleń pn. "Przez szkolenie do włączenia społecznego", którego uczestnikami byli w przeważającej większości liderzy Związku. Zebranym przedstawiono podsumowanie realizowanego projektu.
Jedną z refleksji trenerów prowadzących zajęcia była potrzeba lepszej komunikacji i szerszej informacji dotyczącej problematyki środowiska, która powinna docierać do kół PZN.
Podczas posiedzenia przedstawiciele okręgów PZN wymienili doświadczenia z ostatnich kontroli przeprowadzonych w niektórych jednostkach dotyczących realizacji zadań zleconych przez PFRON.
***
No i co Państwo wiedzą z tej informacji? Jakimi to sprawami zajmował się Zarząd Główny, które interesują członków?
Oczywiście, punkt porządku obrad dotyczący harmonogramu realizacji uchwały programowej XVI Krajowego Zjazdu Delegatów może mieć znaczenie dla członków PZN, ale czy wiemy coś więcej na ten temat oprócz tego, że był on przedmiotem obrad, że ustalono terminy realizacji i realizatorów poszczególnych zadań. Coś takiego można by wiedzieć i bez tej informacji.
Pozostałe punkty obrad omówione w informacji dotyczą spraw organizacyjnych, działaczy i pracowników. Nie będę się nad nimi zatrzymywać. Warto natomiast poświęcić trochę uwagi ostatnim dwom informacjom, o ile są to informacje. Cytuję:
"Posiedzenie Zarządu Głównego odbyło się w dzień po zakończeniu cyklu szkoleń pn. "Przez szkolenie do włączenia społecznego", którego uczestnikami byli w przeważającej większości liderzy Związku. Zebranym przedstawiono podsumowanie realizowanego projektu.
Jedną z refleksji trenerów prowadzących zajęcia była potrzeba lepszej komunikacji i szerszej informacji dotyczącej problematyki środowiska, która powinna docierać do kół PZN".
Nasuwa się pytanie, dlaczego do kół PZN, a nie do jego członków. Czyżby członków nic nie interesowało? A może nie powinni nic wiedzieć?
I chyba tak jest, bo to co dotrze do członków za pośrednictwem "BIP" wygląda tak:
"Podczas posiedzenia przedstawiciele okręgów PZN wymienili doświadczenia z ostatnich kontroli przeprowadzonych w niektórych jednostkach dotyczących realizacji zadań zleconych przez PFRON".
I cóż my z tego wiemy? Ja nic, a Państwo?
Głucha wieść, plotka, a może wroga propaganda głosi, że w lubuskim PFRON wykrył na tyle ważne nieprawidłowości, że zgłosił do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. A może to nieprawda? Z największą przyjemnością zamieszczę sprostowanie tej informacji, a może dezinformacji. Z przykrością informuję, że dementi nie będzie, bo prokuratura już się sprawą zajmuje.
Ta sama fama niesie, że PFRON zdenerwował się wynikami kontroli w lubuskim i zarządził kontrolę we wszystkich okręgach, a może i innych jednostkach organizacyjnych Związku. Jest bardzo źle, jeżeli to prawda i jest bardzo źle, jeżeli ktoś rozpuszcza takie wieści, jeżeli to nie jest prawda. I znowu muszę z przykrością poinformować, że PFRON już kontroluje.
Głucha wieść niesie, że w kołach innego okręgu do list uczestników turnusów czy innych imprez dopisywano martwe dusze, czyli nazwiska osób zmarłych.
W kolejnym okręgu wystąpiły bliżej mi nieznane nieprawidłowości, a może nie wystąpiły. Na wszelki wypadek nie podaję nazw tych okręgów. A przecież przy tak daleko posuniętej tajności życia organizacyjnego tylko o niektórych utajnionych wydarzeniach mogę się dowiedzieć. Może więc być, że jest jeszcze gorzej niż to wygląda.
Ostatnia sprawa, również za głuchą wieścią, za plotką czy za wrogą propagandą - Okręg Lubuski ponoć nie może rozliczyć się z 400 tysięcy złotych, a Okręg Mazowiecki z 350 tysięcy złotych. Nie wiem, czy to prawda, ale jak się to ma do cytowanej informacji z "BIP", że przedstawiciele okręgów wymienili doświadczenia z ostatnich kontroli przeprowadzonych w niektórych jednostkach dotyczących realizacji zadań zleconych przez PFRON? Co wiemy z informacji, jakie władze PZN-u raczą nam przekazać, a co z plotki? Wiemy, że plotka nie jest dobrym źródłem informacji, że często nie można jej sprawdzić, że często nie jest prawdziwa, krzywdząca. Jeżeli jednak oficjalny organ PZN-u karmi nas ogólnikami... Jeżeli władze Związku boją się rzetelnych informacji, jak diabeł święconej wody...
Jawność życia społecznego jest najlepszym, najskuteczniejszym zabezpieczeniem przed nieprawidłowościami. A jakaż jest ta "jawność" w naszym Związku? Mogli to Państwo sami ocenić. Informację z "BIP" zamieściłem w całości.
Ponieważ w PZN wszystko jest poufne, tajne i ściśle tajne, nie mam prawdziwych, pełnych informacji. Publikuję więc te, których nie mogę sprawdzić. Raz jeszcze podkreślam, że z największą przyjemnością zamieszczę sprostowanie w takiej objętości i w takiej formie, w jakiej zechcą władze PZN-u.
Publikuję nie do końca potwierdzone niektóre informacje po to, żeby spowodować dementi nieprawdziwych informacji, o ile są one nieprawdziwe. Innych możliwości nie mam, a sprawy uważam za bardzo ważne. Nie jest dobrze, jeżeli nieprawdziwe informacje krążą w postaci plotki. Plotek nie ma jak prostować, wyjaśniać, nie ma jak przed nimi się bronić. Wyciągnięcie ich na światło dzienne może ułatwić rozprawę z nimi, jeżeli podawane w ten sposób informacje nie są prawdziwe. Jednak faktem jest, że PFRON zarządził kontrolę w jednostkach organizacyjnych PZN-u, a zarządzenie to było spowodowane nieprawidłowościami w Okręgu Lubuskim PZN.
Wygląda na to, że źle się dzieje w państwie duńskim. Jeżeli powtórzą się nieprawidłowości podobne do tych z lat dziewięćdziesiątych, PZN zostanie przysypany gruzami bezideowości swoich elit, obojętności członków, długami i niesławą.
Wiem, że nikt ze zwykłych członków nic na to poradzić nie może. Ja również nic więcej nie mogę uczynić, jak tylko pisać, apelować, wytykać, prosić, informować. Może kiedyś odniesie to jakiś pozytywny skutek. Może osoby wybierane do władz PZN-u uwierzą, że to one odpowiadają za nasz Związek i w swoich poczynaniach zechcą kierować się dobrem jego członków.
(lipiec 2002)
Niejednokrotnie pisaliśmy o trudnościach z finansowaniem prasy środowiskowej i innych wydawnictw. Trudności te są zaiste wielkie. Kilka tytułów czasopism zostało zawieszonych, Mamy nadzieję, że pozostałe będzie można finansować w dalszym ciągu w ramach programu "Papirus". Warto więc zastanowić się nad rolą naszej prasy.
Środki przekazu, prasa, radio, telewizja uważane są za czwartą władzę. Pierwszą jest władza ustawodawcza, a więc parlament, drugą - wykonawcza, czyli rząd, trzecią - sądownicza, tj. wymiar sprawiedliwości, no i czwartą - środki przekazu.
Wszystkie te władze są warunkiem prawidłowego funkcjonowania społeczeństwa i państwa, podstawą demokratycznego ustroju.
Trudno sobie wyobrazić życie bez gazet, bez radia, bez telewizji.
Codziennie otrzymujemy porcję bardzo ważnych, mniej ważnych i nieważnych informacji, mamy komentarze, różne opinie na każdy temat i reklamy.
Środki przekazu kształtują naszą świadomość, nasze poglądy, wzbogacają wiedzę, no i mącą w głowach. Ich roli nie można nie doceniać.
Ludzie widzący dobierają sobie lekturę w zależności od zainteresowań, poglądów politycznych i religijnych oraz od wielu innych czynników. Jeżeli kogoś interesują ploteczki z życia gwiazd filmowych, siódmy mąż ulubionej artystki, wyskoki aktora itp. czyta mało ambitne, kolorowe czasopisma. Ktoś, kogo interesuje życie gospodarcze, polityka czy zagadnienia społeczne - wybiera poważne tytuły.
Niewidomi nie mają takich możliwości. Bez wątpienia, nie jest to dobre, ale te pieniądze, a raczej ich brak...
O czym należy pisać w naszej, środowiskowej prasie, żeby lepiej spełniała swoją rolę?
Nie muszę tu przekonywać, że jej rola jest podobna do tej, jaką pełni zwykła prasa. Zakres tematyczny jednak musi być ograniczony. W czterech niewielkich miesięcznikach nie da się pomieścić różnorodnego bogactwa wiedzy, wiadomości, opinii itd. Musimy ograniczyć się do naszej, środowiskowej tematyki. Uwaga ta dotyczy trzech tytułów, gdyż "Nasz Świat" jest czasopismem przedrukowym i zawiera tematykę ogólną.
Mamy do dyspozycji tylko trzy miesięczniki. Ich łączna objętość jest mniejsza niż jednego numeru codziennej "Gazety Wyborczej". Nie można więc wykorzystywać ich na publikacje niezwiązane z tematyką środowiskową, rehabilitacyjną. Jest to tym bardziej uzasadnione, że z tą ogólną tematyką niewidomi mogą zapoznawać się w radiu, telewizji no i w "Naszym Świecie". I tu zaczynają się schody.
Wielu twierdzi, że nudzi ich ta problematyka, że niepełnosprawności mają dosyć w codziennym życiu, wszystko o niej wiedzą i nie muszą czegoś takiego czytać. Czy to prawda?
Ludzie widzący korzystają z najróżnorodniejszych publikacji - gazet, czasopism, ulotek, broszur, poradników, książek popularnonaukowych i naukowych. Są książki kucharskie, z których korzystają nawet, a może przede wszystkim, wytrawne gospodynie, są poradniki poświęcone pielęgnacji niemowląt i wychowaniu dzieci, są czasopisma dla osób interesujących się majsterkowaniem, informatyką, hodowlą pszczół, uprawą ogródka i wiele innych. Nauczyciele mają swoje czasopisma, lekarze też nie są gorsi, filateliści chcą wiedzieć jak najwięcej o znaczkach pocztowych, kolekcjach, wymianie, możliwościach zakupu itd.
Ludzie uczą się wszystkiego i to niekoniecznie na własnych błędach. Korzystają z cudzych doświadczeń, przemyśleń czy wreszcie badań naukowych. A wielu niewidomych i słabowidzących jest już tak mądrych, doświadczonych, zrehabilitowanych, że nie musi czytać.
Nasza prasa przekazuje trochę informacji, lecz są to miesięczniki. Nie bardzo nadają się one do przekazywania bieżących wiadomości. No, ale trochę ich można znaleźć. I proszę... Wielu ma pretensje do Związku, że nie informuje, że nic nie wiedzą, że mogliby skorzystać z tego czy owego, ale nie wiedzieli, nie słyszeli. To prawda; tak jest, tylko że ci, którzy najgłośniej uskarżają się na brak informacji, nie czytają związkowych czasopism.
Jednym z poważniejszych zarzutów stawianych naszej prasie jest to, że zbyt często podejmuje podobne zagadnienia oraz to, że dwa miesięczniki piszą niekiedy na podobne tematy. Czy to prawda? A jeżeli tak, czy jest to złe?
Zastanówmy się nad tematyką poruszaną w środkach przekazu. Okazuje się, że bardzo często poruszają one tematy sensacyjne, mające niewiele wspólnego z naszym życiem. Pełno jest w nich pożarów, trzęsień ziemi, katastrof samolotowych i kolejowych, karamboli na autostradach, morderstw, porwań, napadów, zamachów bombowych itp. Kiedyś w telewizyjnych "Wiadomościach" usłyszałem aż 11 takich doniesień. Ambicją wielu dziennikarzy jest napisać o czymś niezwykłym, najlepiej o tym, że niemowlę rozszarpało tygrysa. To byłby dopiero temat... I w ten sposób powstaje zniekształcony obraz świata, w którym nic dobrego się nie dzieje.
Oczywiście prasa pisze i o budżecie państwa, o tworzeniu prawa, o życiu gospodarczym itd. Ale to już dla wielu jest nudne.
Jakby nie było, jeżeli środki przekazu podłapią dobry temat, eksploatują go bez nijakiego umiaru, chociaż nie ma on żadnego znaczenia dla odbiorców tych informacji.
Przez 7 miesięcy ukazało się chyba tysiące informacji, doniesień, komentarzy, wypowiedzi i Bóg wie czego jeszcze o sprawie Eliana Gonzaleza. Nikt mi chyba nie powie, że sprawa ta miała jakikolwiek wpływ na życie przeciętnego Polaka. Podobnie miała się sprawa z aferą "rozporkową" i jej bohaterką - Moniką Lewinsky.
Oczywiście jest i bardziej wartościowa prasa i są bardzo wartościowe publikacje. Faktem jest jednak, że część środków przekazu lubuje się w takich wydarzeniach. I czymże jest trzykrotne poruszenie jakiegoś tematu na łamach naszych czasopism? Pomyślmy tylko, ile razy słyszeliśmy o zamachu terrorystycznym w Stanach Zjednoczonych. Pomyślmy, ile w radiu i telewizji mówią o wejściu Polski do Unii Europejskiej. A jeszcze okazuje się, że jest to zbyt mało, że społeczeństwo jest niedoinformowane.
O dziennikarzach, reporterach, publicystach, pisarzach itp. mówi się "środowiska opiniotwórcze". Kształtowanie opinii społecznej jest bez wątpienia domeną środków przekazu. Opinii jednak nie da się kształtować poruszając jakieś zagadnienie raz na 10 lat. Są sprawy ważne, o których trzeba pisać często, naświetlać, wyjaśniać, komentować, przedstawiać różne poglądy. Bez wątpienia, z zagadnień ogólnych, do tematów takich należą: wspomniane już nasze wejście do Unii Europejskiej, zwalczanie przestępczości, problemy bezrobocia, problemy rolnictwa, zwalczanie rasizmu, ksenofobii, problematyka kulturalna, stosunki z Niemcami, Rosją, Ukrainą i pozostałymi sąsiadami itd. O zagadnieniach podobnych trzeba pisać i mówić często.
W środowisku naszym również są tematy, o których należy pisać bardzo dużo. Należą do nich: stosunki niewidomych z osobami widzącymi, postawy roszczeniowe niewidomych i słabowidzących, swoiste problemy niewidomych i słabowidzących, rehabilitacja i samorehabilitacja, działalność władz Związku, pomoc niewidomym i słabowidzącym, potrzeba samodzielności, zaradności, inicjatywy, rehabilitacja zawodowa, szacunek dla działaczy społecznych, ich obowiązki i odpowiedzialność itp. Tu również nie można poprzestać na jednym artykule. Kształtowanie postaw jest procesem ciągłym i ciągle podobne zagadnienia należy poruszać.
Oczywiście, trzeba to robić tak, żeby ludzie chcieli czytać, chociaż to wcale nie jest łatwe i wcale nie mamy nadmiaru chętnych do pisania. Jeżeli jednak ludzie nie będą czytali, niczego nie da się im przekazać. Ale to już inne zagadnienie.
Jeżeli ktoś nie zechce czytać, bo uważa, że wszystko wie, jego sprawa i jego strata. Jeżeli jednak nie będzie miał możliwości czytania o sprawach ważnych dla niego, dla jego rehabilitacji, dla współżycia z ludźmi - będzie to wina władz Związku i redakcji naszych czasopism.
(grudzień 2003)
Wśród wielu problemów, które powinny być rozważane przed kolejnym Zjazdem naszego Związku, na czołowym miejscu należy umieścić dostęp do informacji o działalności naszych przedstawicieli we władzach wszystkich szczebli. Ukształtowała się tradycja traktowania wszystkich organów władzy związkowej jako całości. W prasie wydawanej centralnie, a i w tej regionalnej, niełatwo znaleźć oceny działalności poszczególnych działaczy. Oczywiście pochwały, pozytywne oceny, laurki można znaleźć. Negatywnych ocen nasza prasa niemal nie publikuje. Każda próba krytycznej oceny, nawet bez podawania nazwisk, kończy się pretensjami, dąsami, skargami. Łatwo sobie wyobrazić, co działoby się, gdyby negatywnie ocenić poczynania działacza wysokiego szczebla podając jego imię i nazwisko.
Przy takim nastawieniu środowiska, Czytelnicy naszej prasy nie mogą wyrobić zdania o roli swoich przedstawicieli we władzach Związku. Oceniają więc ich pracę bez uwzględniania wkładu poszczególnych osób, zaangażowania, zgłaszanych propozycji, zajmowanego stanowiska, głosowania za i przeciw.
Przy braku informacji o pracy poszczególnych członków, np. Prezydium ZG lub Głównej Komisji Rewizyjnej, nie może być rzetelnej oceny wywiązywania się z przyjętych obowiązków społecznych ani świadomych wyborów. Wyobraźmy sobie, że członek Prezydium ZG przez 4 lata niczym się nie interesował, drzemał na zebraniach, głosował zawsze w sposób przypadkowy, bez myśli przewodniej, bez troski o dobro Związku, dobro niewidomych i słabowidzących. Przecież delegaci na Krajowy Zjazd nie będą o tym wiedzieli, bo i skąd mają wiedzieć. Jeżeli jeszcze działacz ten potrafi ładnie mówić, domagać się, żeby inni coś zrobili, załatwili - ma zapewnione miejsce we władzach na następne 4 lata.
Wyjściem z tej mocno nieprawidłowej sytuacji mogłoby być zobowiązanie naszej prasy do publikowania, jakie stanowisko w ważniejszych sprawach zajmują, np. członkowie Prezydium ZG, za jakimi rozwiązaniami opowiadają się w głosowaniu i czym konkretnie się zajmują. Nałożenie takiego obowiązku uwolniłoby osobę piszącą relację z obrad od obawy, że poniesie konsekwencje. Przeciwnie, groziłyby jej nieprzyjemności, gdyby nie wywiązywała się z tego obowiązku. Przecież obrady Sejmu są jawne, wypowiedzi posłów są dostępne dla dziennikarzy i wszystkich zainteresowanych. Dostępne są też informacje, jak każdy z posłów głosował we wszystkich sprawach.
Drugą możliwością wzbogacenia naszej wiedzy o sposobie sprawowania mandatu przez poszczególnych członków, np. Prezydium ZG, mogłoby być ustanowienie rzecznika prasowego Głównej Komisji Rewizyjnej. Miałby on zarezerwowane miejsce na łamach naszych czasopism i mógłby przedstawiać wyniki kontroli, oceny, wnioski, bez merytorycznej interwencji redaktora czasopisma.
Warto też rozważyć celowość publikowania ważniejszych uchwał Zarządu Głównego i jego Prezydium z zaznaczeniem, kto głosował za i kto przeciw. W przypadku Zarządu Głównego trudno byłoby przy każdej uchwale pisać ponad 30 nazwisk, ale Prezydium składa się tylko z sześciu osób. Być może okazałoby się to dla niektórych nudne, ale może pożyteczne.
Warto też zaznaczyć, że w kołach i okręgach nie ma takich możliwości, lecz w odniesieniu do władz centralnych Związku są.
Propozycje te z pewnością nie wyczerpują problemu. Byłby to jednak początek.
Zwróćmy uwagę, pod jaką obserwacją znajdują się czołowi politycy w kraju i na całym demokratycznym świecie. Przecież prasa nie przepuści, np. premierowi żadnej niestosownej wypowiedzi. Opozycja krytykuje rząd. Nikt, nawet prezydent, nie znajduje się poza kontrolą społeczną. Nasi działacze natomiast mogą być tylko chwaleni. Nic więc dziwnego, że delegaci na zjazdy wiedzę o kandydatach do władz czerpią z propagandy szeptanej. Na tej samej zasadzie oceniają ustępujące władze. Myślę, że już czas zmienić tę praktykę. Mam nadzieję, że wyjdzie to na dobre naszemu Związkowi. Myślę też, że wyjdzie to na dobre przynajmniej czołowym działaczom PZN-u.
(Zdrowo się uśmiałem, kiedy przeczytałem ten artykuł. Żadna z moich propozycji nie została podjęta, przeciwnie nastąpiło poważne pogorszenie informacji środowiskowej. Można nawet powiedzieć, że informacja taka zupełnie nie istnieje w sensie powszechnego dostępu do niej. - Przypis autora)
(wrzesień 2008)
We wrześniu br. mija 60 lat istnienia "Pochodni", prasowego organu Polskiego Związku Niewidomych. Jest to piękny jubileusz. Wiadomo, jubileusz to czas podsumowań. "Pochodnia" ma piękny dorobek - 60 lat w służbie niewidomym, to nie byle co.
Podsumowaniami dorobku, pokazaniem osiągnięć i wszystkim innym, co przystoi z takiej okazji, z pewnością zajmą się inni. Ja natomiast chcę zwrócić uwagę Szanownych Czytelników na pewne okoliczności, którym z pewnością oficjalnie nikt inny nie poświęci nawet jednego akapitu w jubileuszowej publikacji. Nie będzie to krytyka "Pochodni". Przeciwnie, na tym tle, sukcesy "Pochodni" staną się jeszcze bardziej znaczące.
Pragnę podkreślić, że wiem, co piszę. Z "Pochodnią" mam kontakty już ponad 40 lat - najpierw tylko jako czytelnik, a potem również bardziej aktywne.
Gdzieś na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia opublikowałem na łamach "Pochodni" pierwszy artykuł. Wysłałem go do redaktora Józefa Szczurka pisząc: "Jeżeli uzna Pan, że załączony artykuł jest coś wart, proszę zamieścić go w "Pochodni", jeżeli nie - w koszu". Znalazł się w "Pochodni". Był to początek. Później opublikowałem chyba ze dwie setki artykułów, w tym trzy duże cykle: "Jak być powinno w rehabilitacji?", "Pomyślmy i porozmawiajmy" oraz "Tak albo inaczej". Tytuły dwóch ostatnich cyklów świadczą o moim stosunku do problemów środowiska. Uważam, że nie ma tu spraw biało-czarnych. Jest cała paleta odcieni szarości i kolorów. Stąd zachęta do myślenia i stąd przeciwstawienie "tak albo inaczej".
Z "Pochodnią" miałem też kontakty innej natury. Przez trzy kadencje byłem członkiem Prezydium ZG PZN. Zmuszało to do zajmowania się różnymi sprawami, w tym wydawniczymi i polityką informacyjną. Przez kilka lat byłem też członkiem kolegium redakcyjnego "Pochodni". Uważam więc, że mam solidne podstawy do przedstawienia swoich refleksji na temat miesięcznika, z którym wiązały mnie tak bliskie stosunki.
"Pochodnia" ma wielkie osiągnięcia, wielkie sukcesy, zaspokaja ważne potrzeby niewidomych i słabowidzących. Sukcesy te byłyby jeszcze większe, gdyby nie osobliwe zainteresowanie działaczy jej zawartością.
PZN wydawał wiele różnych czasopism, ale tylko "Pochodnia" była godna uwagi jego władz i działaczy. Był krótki okres, że interesowali się oni też "Biuletynem Informacyjnym" wydawanym przez PZN. Podkreślam to, żeby nie mylić z obecnym "Biuletynem Informacyjnym Trakt". Otóż władze Związku i działacze interesowali się tylko jednym, czy w "Pochodni" nie ma, broń Boże, jakiegoś słowa krytyki pod ich adresem, czy jest dostatecznie dużo wychwalania, czy redakcja dba o interesy Związku, czytaj o ich interesy. Był też czas, że nad właściwą linią polityczną czuwał Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w osobie towarzysza Zdzisława Mordzaka. To jednak nie było aż tak uciążliwe. Cenzura, ta z ul. Mysiej i ta Towarzysza Mordzaka, nie były tak groźne, jak groźna była cenzura wewnętrzna.
Chcę tu z całą mocą podkreślić, że nie chodzi mi tylko o czasy obecne. Wewnętrzna cenzura była zawsze, a przynajmniej ja nie pamiętam okresu, w którym by jej nie było. Zawsze występowała i występuje w dalszym ciągu.
Rzecz jasna, natężenie wewnętrznej cenzury zmieniało się. Czasami były to nakazy i zakazy, czasami awantury na plenarnych posiedzeniach ZG PZN, czasami żądania wycofania jakichś publikacji, "sprostowania", przeproszenia albo tylko wyrażanie niezadowolenia. Było i tak, że redaktor Józef Szczurek dostał polecenie przekazywania do oceny przewodniczącemu ZG PZN każdego artykułu, w którym znajdował się chociażby cień krytyki władz Związku. Nie było przypadku, żeby artykuł wrócił do redakcji ze zgodą na jego publikację. Przekazanie panu prezesowi równało się wyrzuceniu do kosza. Obecnie "Pochodnia" przeżywa okres wzmożonego zainteresowania ze strony władz Związku. Wynika to oczywiście z ich troski o dobro niewidomych, czytaj o swoje dobro.
Myślę, że czytelnicy "Pochodni" powinni wiedzieć, że redakcja ich miesięcznika, przez całe 60 lat istnienia, działała w warunkach uciążliwych, mniej lub bardziej, ale zawsze uciążliwych. Gdyby nie to, łatwiej by się jej pracowało i z pewnością czasopismo byłoby znacznie lepsze.
Redakcji "Pochodni", kolegium redakcyjnemu i czytelnikom życzę, by miesięcznik rozwijał się i doskonalił, żeby wszyscy byli z niego zadowoleni, żeby doczekał w dobrej kondycji diamentowych godów i okrągłej setnej rocznicy swojej działalności.
(sierpień 2013)
W Biuletynie Informacyjnym "Pochodni" - BIP, nr 12 (57), lipiec 2013 znalazłem niepokojącą informację. Informacja ta jest podwójnie niepokojąca.
Po pierwsze dotyczy złej sytuacji w czterech okręgach PZN,
po drugie utajnione zostały nazwiska przewodniczących zarządów okręgów i dyrektorów, którzy przestali pełnić te funkcje.
Postanowiłem więc przedrukować tę informację i uzupełnić ją nazwiskami, moimi opiniami i uwagami.
Informacje z "BIP" zamieszczam w cudzysłowach, a własne dopiski bez cudzysłowów. Poza tym jedne od drugich oddzielam wolnymi wierszami.
"Z obrad Prezydium Zarządu Głównego PZN
Posiedzenie Prezydium Zarządu Głównego w dniu 28 maja br. obradowało w Ośrodku PZN "HOMER" w Bydgoszczy".
Czytelnicy informację tę otrzymali w dniu 3 lipca br. Dlaczego tak późno?
"Znaczną część obrad poświęcono dyskusji na temat sytuacji finansowej i organizacyjnej w niektórych okręgach PZN. Odbyło się także nadzwyczajne posiedzenie Lubuskiego Zarządu Okręgu, w którym uczestniczyli członkowie Prezydium ZG oraz przewodniczący Głównej Komisji Rewizyjnej.
W dniu poprzedzającym posiedzenie Prezydium ZG, Zarząd Dolnośląskiego Okręgu, który znalazł się w trudnej sytuacji finansowej, podjął decyzję o rozwiązaniu umowy o pracę z dotychczasową dyrektor, która została odwołana także z funkcji sekretarza Zarządu. W najbliższym czasie ogłoszony zostanie konkurs na nowego dyrektora Dolnośląskiego Okręgu".
Czyżby pani dyrektor nie posiadała imienia i nazwiska? Uzupełniam tę informację. Dotyczy ona odwołanej pani dyrektor i sekretarz Zarządu Okręgu pani Bożeny Małgorzaty Jankowskiej. Nie powinno być tak, że działacze i pracownicy na stanowiskach kierowniczych chodzą w chwale, kiedy nic złego się nie dzieje. Jeżeli jednak jest inaczej, są anonimowi.
"Dotychczasowy długoletni prezes Zarządu Okręgu złożył rezygnację ze swojej funkcji. Spośród członków Zarządu zgodnie ze statutem wybrano nowego prezesa. Został nim Wiesław Świętochowski z Wałbrzycha".
Panu przewodniczącemu Wiesławowi Świętochowskiemu serdecznie gratuluję i życzę uporania się z trudnościami. Czy jednak przewodniczący, który ustąpił z pełnionej funkcji ma zostać nieznany? Moim zdaniem tak się stać nie powinno. Podaję jego imię i nazwisko. Był nim Tadeusz Malawski.
"W Okręgu Kujawsko-Pomorskim również dotychczasowy dyrektor przestał pełnić swoje obowiązki. Przyczyną decyzji były wyniki kontroli przeprowadzonej przez PFRON. Dotychczasowy dyrektor pozostał nadal sekretarzem Zarządu Okręgu. W związku z trudną sytuacją finansową Zarząd Kujawsko-Pomorskiego Okręgu zdecydował do końca bieżącego roku nie zatrudniać nowego dyrektora. Na ten czas obowiązki dyrektora powierzono pracownikowi biura Okręgu".
Wyjątkowo skąpa informacja. Co to znaczy "dyrektor przestał pełnić swoje obowiązki. "Przyczyną decyzji były wyniki kontroli przeprowadzonej przez PFRON"? Jakie były wyniki tej kontroli? A może to nie powinno obchodzić członków PZN-u? Jeżeli były one tak złe, dlaczego pan Jerzy Deja nadal pełni funkcję sekretarza Zarządu Okręgu? A czy ta osoba pełniąca obowiązki dyrektora ma to robić incognito?
"Najtrudniejsza sytuacja wystąpiła w Okręgu Lubuskim. Po przeprowadzonej kontroli PFRON wypowiedział trzyletnią umowę na prowadzenie przez Okręg placówki. Okręg znalazł się w bardzo trudnej sytuacji organizacyjnej i finansowej. W grudniu 2012 rezygnację z pełnienia funkcji złożył wybrany na Okręgowym Zjeździe delegatów prezes ZO. Odwołano wówczas także sekretarza, który pełnił funkcję dyrektora Okręgu.
Zgodnie ze statutem uzupełniono skład Prezydium ZO. Nowym prezesem została Elżbieta Czerwonka a sekretarzem i pełniącą obowiązki dyrektora - Anna Sierpińska. Na dwa tygodnie przed majowym posiedzeniem Prezydium ZG, poza prezes ZO, pozostałe osoby złożyły rezygnacje z pracy w Prezydium ZO. W związku z tym zwołane zostało nadzwyczajne posiedzenie plenarne Lubuskiego Zarządu Okręgu. Omówiono na nim aktualną sytuację jednostki. Zarząd Okręgu podjął decyzję o rozwiązaniu umowy o pracę z dotychczasową dyrektor Okręgu, która poinformowała o zakończeniu długotrwałego zwolnienia lekarskiego. Z kolei Prezydium Zarządu Głównego powołało tymczasowe Prezydium ZO w skład którego weszły osoby z dotychczasowego Prezydium ZO i nowe, które zdecydowały się na dalszą pracę mimo trudnej sytuacji finansowej Okręgu. Nadal prezesem tego Okręgu będzie Elżbieta Czerwonka. Liderzy tego Okręgu mają świadomość, że na dłuższy czas mają zablokowany dostęp do środków publicznych i aby przetrwać, muszą szukać sponsorów finansowania swojej działalności".
Wyjątkowo dużo znaków zapytania. Może warto by przybliżyć dokonania Zarządu tego okręgu, które doprowadziły do takiej sytuacji. Ciekawe też, jak lubuscy działacze poradzą sobie z finansowaniem działalności bez dofinansowania z PFRON.
Nie wdając się w szczegółowe rozważania, kto odszedł, a kto mimo ciężkiej sytuacji pozostał, podam tylko, że przewodniczącym Zarządu Okręgu był pan Wiesław Żarna, a dyrektorem i sekretarzem Zarządu Okręgu pani Elżbieta Cieślak.
"Jak zawsze Prezydium ZG podjęło szereg decyzji organizacyjnych (np. zmiany w statucie dotyczące zakładów aktywności zawodowej, odznak honorowych itp.). Podjęto także uchwałę o zwołaniu pod koniec czerwca br. plenarnego posiedzenia Zarządu Głównego, które podsumuje działalność Związku za 2012 rok".
Jest informacja, a jakoby jej nie było. Wiemy tylko, na kiedy postanowiono zwołać plenarne posiedzenie Zarządu Głównego i w jakim celu.
"Już po obradach Prezydium ZG, w dniu 10.06.2013 nastąpiły zmiany personalne w kolejnym Okręgu. Tym razem dotyczyły Okręgu Śląskiego. Rezygnację z funkcji złożył prezes ZO. Wybór jego następcy odłożono do jesieni br. Zarząd Okręgu dokonał również wyboru nowego dyrektora w osobie Jerzego Janasa, którego następnie wybrano także na sekretarza Okręgu".
Nie wiadomo, co stało się z poprzednim dyrektorem, a brak tej informacji może być mylący. Ktoś może dojść do wniosku, że chodzi o pana Jana Kwietnia. Tak jednak nie jest. Pan Jan Kwiecień przed kilkoma miesiącami odszedł na emeryturę, a na stanowisko dyrektora został powołany Grzegorz Draga.
Dodam jeszcze, że przewodniczącym Zarządu Okręgu nie była osoba anonimowa. Przez wiele lat funkcję tę pełnił pan Norbert Galla.
Tak wyglądają informacje, które członkom Związku przekazuje prasa wydawana przez to stowarzyszenie. Ciekawe, ile mogli z omawianej informacji dowiedzieć się członkowie PZN-u z pozostałych okręgów, a nawet z tych, których informacje dotyczyły.
I ostatnia uwaga - chcę jasno i wyraźnie powiedzieć, że za stan informacji w PZN-ie nie odpowiada pani redaktor Ewa Fraszka-Groszkowska ani kolegium redakcyjne. Taka jest polityka informacyjna władz Polskiego Związku Niewidomych.
(Luty 2010)
W pełni zgadzam się z poglądami dotyczącymi nienajlepszej oceny dziennikarskiej "fachowości". Taka jest natura prasy, że goni za sensacjami. Nie wystarczy napisać, że "polityk" takiego to a takiego ugrupowania, dopuścił się tego czy owego. Musi być "prominentny polityk". Informacja, że coś zdrożało o 1,5 proc. lub o 11 groszy na litrze np. paliwa, to żadna informacja. Trzeba więc napisać lub powiedzieć: "Ceny poszybowały w górę". Tak samo informacja, że temperatura spadła do minus 11 stopni - to przecież nikogo nie wzruszy. Czytamy więc, że wystąpiły siarczyste mrozy, a że stanowiły one mniej niż jedną trzecią mrozów, jakie występowały już w Polsce... Kto by się tam przejmował takimi szczegółami. Nie wystarczy napisać "zbrodnia". Musi to być "makabryczna zbrodnia", "bestialska zbrodnia" albo "zbrodnia stulecia" i do tego dać zdjęcie płaczącej matki ofiary zbrodni albo matki zbrodniarza. Jeżeli nie ma akurat nic sensacyjnego, trzeba tak spreparować mało "interesującą" wiadomość, żeby stała się sensacyjna. Przykład, proszę bardzo.
W czasie ostatnich świąt Bożego Narodzenia gdzieś tam wystąpiło trzęsienie ziemi, ale nie było ofiar. Środki przekazu przypomniały więc trzęsienie ziemi i wywołaną nim falę tsunami sprzed pięciu lat, która zabiła ponad 200 tysięcy osób.
Dodam, że gdyby była możliwość podania tylko jednej z dwóch wiadomości:
a) w Kapolinie rozjuszony zięć zabił cztery swoje teściowe,
b) polski produkt krajowy brutto wzrósł o 3,1 procent,
- wielu dziennikarzy wybrałoby tę pierwszą informację.
Mało tego, wielu czytelników, bez zastrzeżeń by w nią uwierzyło, natomiast informację drugą wielu uznałoby za propagandę, kłamstwo i miałoby mnóstwo argumentów na poparcie swoich poglądów.
Nakręcanie spirali histerii, najpierw w związku z ptasią grypą, a następnie grypą świńską najlepiej świadczy o tym, do czego zdolni są dziennikarze. Należy oczekiwać, że w najbliższym czasie będziemy mieli grypę dziennikarską.
Taka jest natura mediów, zwłaszcza elektronicznych, albo lepiej, taka jest natura ludzi. Bo to przecież potrzeby czytelników, słuchaczy lub widzów zaspokajają media. Gdyby nie było popytu na sensację, nie byłoby też podaży. I tak to media, dla zysku zaspokajają niskie potrzeby ludzi i kształtują wypaczony, jednostronny, karykaturalny obraz świata.
Dodać należy, że są publicyści, którzy specjalizują się w jakiejś dziedzinie, piszą fachowo, nie gonią za sensacją i rzetelnie przekazują informacje oraz obiektywne opinie.
Niestety, te same zasady funkcjonują w publikacjach dotyczących osób niewidomych. No, bo i cóż to za informacja, że niewidomy jest masażystą, że pracuje w systemie telepracy, że założył rodzinę i wychowuje dzieci. To przecież nikogo nie zainteresuje. Ale jeżeli wypłynie w dalekomorski rejs, jeżeli poprowadzi samochód i jeszcze przy tym będzie miał krew w promilach, jeżeli wholują go na szczyt wysokiej góry, najlepiej Mount Everest - to co innego. A jeszcze, jeżeli jako pierwszy wylądowałby na Marsie, lepiej na Słońcu, to by było coś. Interesujące jest też, że gdzieś tam nie chcieli wynająć mieszkania parze niewidomych, gdzieś dyskryminują, krzywdzą.
Oczywiście, można sobie pokpić z podobnych publikacji, można się uśmiechnąć, albo oburzyć. Wszystko to jednak będzie tylko cząstką prawdy. Niestety, w rehabilitacji niewidomych, podobnie jak we wszystkich dziedzinach działalności człowieka, we wszystkich naukach społecznych, w polityce i w praktyce nie ma jednej prawdy. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że nawet w naukach ścisłych nie ma jednej prawdy. Jest geometria euklidesowa, w której dwie równoległe linie nigdy się nie przecinają i jest inna geometria, w myśl której dwie równoległe przecinają się nieskończoną liczbę razy. Jest kwantowa teoria światła i jest falowa teoria światła. No i która z nich jest prawdziwa? A raczej obie są prawdziwe. Każde sformułowane prawo z dziedziny fizyki jest następnie doprecyzowywane, o okazuje się, że w jednych warunkach się sprawdza, a w innych nie. Trzeba więc podać, w jakich warunkach prawo to ma zastosowanie.
W rehabilitacji niewidomych, najogólniej ujmując, są dwie szkoły. Według jednej, niewidomym od urodzenia do śmierci trzeba się opiekować, bo ślepota jest najgorszym kalectwem i niewiele tu można zrobić. Według drugiej, niewidomy potrzebuje tylko niewielkiej pomocy, odpowiedniego sprzętu i już wszystko może, byle tylko chciał. Ślepota jest drobną niedogodnością, nawet łagodniejszą od kataru, którą łatwo pokonać.
No i jest mnóstwo poglądów pośrednich, znajdujących się w środku tych skrajności albo bliżej jednej z nich.
Według pierwszej szkoły, dla niewidomych wszystko powinno być specjalne, dostosowane, łatwe. Niewidomi powinni mieć specjalne żłobki, przedszkola, szkoły podstawowe, gimnazja, szkoły średnie i wyższe, zakłady pracy, domy pomocy społecznej i cmentarze, specjalnych lekarzy, w tym stomatologów i wszystko inne.
Według drugiej szkoły, niewidomi nic nie potrzebują, oprócz specjalnego sprzętu, oprogramowania i innych drobnych pomocy. Jak im się to zapewni, świat stoi przed nimi otworem, a ich możliwości są nawet większe od tych, którymi dysponują ludzie widzący.
Oczywiście, żaden z tych krańcowych poglądów nie odpowiada rzeczywistości. Nie jest prawdą, że niewidomi nic nie mogą i nie jest prawdą, że mogą wszystko.
Z pewnością, niewidomym potrzebna jest pomoc, potrzebny specjalny sprzęt rehabilitacyjny i specjalne warunki. Niewidomi, np. nie mogliby uprawiać sportu, bez stworzenia im odpowiednich udogodnień, bez organizacji specjalnych imprez sportowych, specjalnych piłek, pistoletów, szachów i wielu innych.
Z drugiej strony, specjalne świetlice, zespoły muzyczne, imprezy integracyjne, specjalne ośrodki itp. wprawdzie ułatwiają integrację środowiskową i osiąganie niektórych celów rehabilitacyjnych, ale utrudniają szeroko rozumianą integrację społeczną, niekiedy prowadzą do izolacji.
Niektóre wyczyny niewidomych, np. skakanie ze spadochronem, zdobywanie szczytów górskich, żeglowanie po oceanach - wykazują możliwości, jakimi dysponują, ale też wprowadzają w błąd opinię społeczną i niekiedy ją bulwersują. Ludzie przestają rozumieć cokolwiek i albo nie wierzą, albo dziwią się, po co im to. Informacje takie mają więc pozytywne skutki rehabilitacyjne, ale mają też negatywne.
Nie miejsce tu na rozwijanie wszystkich twierdzeń. Wymagałoby to traktatu na temat rehabilitacji osób niewidomych. Moim celem było tylko pokazanie, że jest wiele prawd na świecie, w tym dotyczących osób niewidomych. To samo dotyczy publikacji, w myśl których dobrze jest stracić wzrok, bo wówczas dopiero można stać się w pełni człowiekiem i w pełni przekonać się o swoich możliwościach. Każda publikacja jednak, jeżeli wywołuje zastanowienie, budzi sprzeciw, denerwuje, napawa dumą i optymizmem, nawet jeżeli robi to przesadnie, może być pożyteczna z punktu widzenia rehabilitacji. Ważne jest jednak, żeby niczego nie przyjmować na wiarę, żeby zastanawiać się, oceniać, konfrontować fakty z poglądami, teorię z praktyką, własne doświadczenia z doświadczeniami innych osób niewidomych i z wiedzą specjalistów rehabilitacji.
Dlatego niewidomi i słabowidzący powinni dużo wiedzieć na temat swojej niepełnosprawności, uwarunkowań społecznych, istniejących możliwości i ograniczeń. Powinni też wiedzę tę każdorazowo przemyśleć i twórczo dostosowywać do własnych potrzeb i możliwości. Dlatego też potrzebne są różne poglądy, opinie i informacje. Czytelnicy wówczas mogą wyciągnąć z nich właściwe wnioski.
(kwiecień 2014)
O znaczeniu informacji dla współczesnego człowieka, w tym dla osób niewidomych i słabowidzących, mogliśmy przeczytać niejednokrotnie na łamach środowiskowych czasopism. Nie będę więc po raz kolejny udowadniać tego, co jest oczywiste. Jednak fakt, że coś ma wielkie znaczenie i jest oczywiste nie oznacza, że funkcjonuje jak należy.
Nie mogę stwierdzić, że informacja dotycząca problematyki osób niewidomych i słabowidzących jest dla nich dostępna w zadowalającym stopniu. Kiepska jakość informacji zależy od kilku czynników, przede wszystkim od cenzury stosowanej przez władze stowarzyszeń działających w naszym środowisku, szczególnie konsekwentnie i zdecydowanie przez władze Polskiego Związku Niewidomych. Boją się one rzetelnej informacji jak diabeł święconej wody i skutecznie ją eliminują. To jednak nie jest niczym nowym dla czytelników "WiM". Jakość środowiskowej informacji "jaka jest, każdy widzi". Jest jednak i inny ważny aspekt tego zagadnienia.
Nie wszystko zależy od władz PZN-u i władz innych stowarzyszeń. Odpowiedzialny jest również system finansowania prasy środowiskowej, który jest niepełnosprawny w stopniu znacznym. Że tak jest, może to i korzystne dla środowiskowych władz, ale dla niewidomych i słabowidzących korzystne nie jest z całą pewnością.
W "Biuletynie Informacyjnym POCHODNI" nr 5 (74), (marzec 2014r.) przeczytałem, że PFRON nie przyznał Związkowi dofinansowania na wydawanie prasy.
Poczytajmy!
"Instytut Tyflologiczny: Brak funduszy na nasze wydawnictwa
Mamy złe wieści dla Czytelników "Pochodni", "Naszych Dzieci, "Światełka" i "Promyczka". Wydawanie naszych czasopism dla osób niewidomych i słabowidzących stanęło pod znakiem zapytania. Po raz pierwszy bowiem w historii Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych nie przyznał Polskiemu Związkowi Niewidomych dofinansowania na wydawnictwa.
PZN co roku na nowo stara się o dofinansowanie na wydawanie czasopism z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Wniosek, złożony jeszcze w październiku ubiegłego roku, uzyskał pozytywną ocenę formalną oraz merytoryczną, wszystko więc wskazywało na to, że środki będą. 20 lutego PFRON opublikował jednak na stronie internetowej komunikat, z którego wynika, że na cel programowy 4 (zapewnienie osobom niepełnosprawnym dostępu do informacji i specjalistycznych usług) dofinansowanie przyznano tylko 14 spośród 86 ocenionych pozytywnie projektów. W rezultacie PZN nie otrzymał środków na: wydawanie czasopism "Pochodnia" i "Nasze Dzieci", czasopism dziecięcych "Promyczek" i "Światełko", a także na szkolenie psów przewodników, na które złożono wniosek w celu 5 (poprawa jakości funkcjonowania otoczenia osób niepełnosprawnych).
Mimo trudnej sytuacji finansowej, nie zawieszamy jednak na razie działalności wydawniczej. "Promyczek" i "Światełko" będą wychodziły tak jak dotychczas, jako miesięczniki, ale tylko w wersji elektronicznej. "Pochodnia" natomiast będzie się ukazywać z mniejszą częstotliwością - raz na kwartał, w wersji elektronicznej oraz na płycie CD. Wydawanie "Naszych Dzieci" natomiast zostało na razie zawieszone.
Wiemy oczywiście, że wiele osób niewidomych, szczególnie starszych, nie korzysta z nowoczesnych technologii, a brajlowskie wersje to dla nich często jedyna możliwość kontaktu z prasą, zrobimy więc wszystko, by tę sytuację zmienić.
Zapewniamy, że będziemy walczyć o utrzymanie czasopism i robimy wszystko, by pozyskać pieniądze na druk. W tej chwili przygotowujemy się do konferencji prasowej, na której będziemy chcieli poinformować opinię publiczną o naszej trudnej sytuacji i poprosić o wsparcie zarówno instytucje publiczne, jak i osoby prywatne.
Prosimy Czytelników o wyrozumiałość i cierpliwość.
Centrum Komunikacji"
Podkreślam z całą mocą, że za cenzurę prasy wydawanej przez PZN odpowiadają władze Związku, ale za jej finansowanie już nie. Za to odpowiada niepełnosprawny system w stopniu znacznym.
Prasa powinna ukazywać się systematycznie, bez przerw. Żeby jednak mogło tak być, muszą być na to pieniądze. Konieczne jest więc uznanie tego zadania za stałe i zapewnienie stałego finansowania. Nie może być tak, że raz jacyś decydenci uznają potrzebę przyznania pieniędzy na ten cel, a innym razem nie przyznają. Na domiar złego, niewiadomo, czym te władze się kierują przy podejmowaniu decyzji.
Prawda jest taka, że "Pochodnia" i inne nasze czasopisma muszą rywalizować, raz z innowacją, innym razem z projektami walki z wykluczeniem społecznym, jeszcze innym razem z dostosowaniem Korony Świata do potrzeb wózkowiczów, ze zorganizowaniem zawodów w skokach ze spadochronem dla niewidomych mieszkańców domów pomocy społecznej oraz z przyjmowaniem osób z upośledzeniem umysłowym na uniwersytety.
A jak na przykład uzasadnić, że wydawanie "Pochodni" jest projektem innowacyjnym? Może ona być lepsza lub gorsza, ale jest i musi być na wskroś tradycyjna - słowo pisane. Tylko nośniki mogą się zmieniać.
To samo dotyczy szkolenia psów przewodników, uczenia orientacji przestrzennej czy pisma punktowego.
Jeżeli nie zmieni się system dofinansowywania zadań o stałym charakterze, jeżeli decydenci w dalszym ciągu będą się kierowali własnym widzimisię - nie możemy liczyć na poprawę jakości związkowej prasy, ale nawet na jej istnienie. Nie można też liczyć na sensowne zaspokajanie innych potrzeb osób niepełnosprawnych przez stowarzyszenia działające na ich rzecz. Mogą one działać trochę lepiej czy trochę gorzej, ale dobrze działać nie mogą. Uniemożliwia to konieczność walki o dofinansowania według zmieniających się reguł i zasad. I nie zależy to od władz tych stowarzyszeń tylko od władz instytucji, które dysponują pieniędzmi oraz od Rządu i Parlamentu RP.
(czerwiec 2003)
W numerze 3/03 "Biuletynu" ukazał się artykuł Liliany Laske pt. "Po pierwsze informacja". Autorka wykazała, jak ważna jest informacja w działalności naszego Związku. Zaproponowała, żeby wszystkie koła PZN przygotowały zbiór informacji, które są niezbędne niewidomym i słabowidzącym. Zaproponowała również, jakie informacje zbiór taki powinien zawierać.
Nasza redakcja uznała tę inicjatywę za bardzo pożyteczną. Uważamy jednak, że zbiór informacji powinien składać się z trzech części.
Część zawierającą informacje ogólne, dotyczące całego kraju, należy opracować centralnie dla wszystkich kół i okręgów.
Drugą część opracować powinny władze okręgu. Powinna ona zawierać informacje dotyczące instytucji i organizacji działających na rzecz osób niewidomych i słabowidzących na terenie województwa, wojewódzkich regulacji prawnych itp.
Dopiero część trzecią powinny przygotować koła. Ta część powinna zawierać adresy: pcpr-u, mops-u, sklepów i punktów usługowych potrzebnych niewidomym itp. Powinna też zawierać uchwały rady powiatu dotyczące osób niepełnosprawnych, zarządzenia starosty, zasady stosowane w danym pcpr itd.
Przygotowanie pełnej informacji przerasta możliwości większości kół PZN. Podział na trzy części natomiast umożliwi jej opracowanie przez wszystkie zainteresowane ogniwa PZN.
Uważamy też, że warto pomyśleć o systemie stałego aktualizowania informatora. Wydawnictwo np. broszurowe szybko by się dezaktualizowało. Zawierałoby informacje aktualne i te, które straciłyby już ważność.
Przedsięwzięcie jest w fazie opracowywania. Przedstawiamy projekt w ogólnych założeniach. Liczymy, że Czytelnicy podsuną nam pomysły jego udoskonalenia.
Zamierzamy w sierpniu opublikować w "Biuletynie", na oddzielnych, przedziurkowanych arkuszach grubszego papieru, informacje dotyczące zagadnień, które interesują niewidomych i słabowidzących. Nie zamierzamy natomiast publikować takich informacji, które interesują instytucje. One poradzą sobie ze zdobyciem potrzebnych przepisów i bez naszej pomocy.
Będziemy informowali o tych programach celowych realizowanych przez PFRON, które dotyczą indywidualnych osób np. "Student", "Komputer dla Homera". Będziemy informowali o ulgach w podatku dochodowym od osób fizycznych, uprawnieniach komunikacyjnych, szkołach dla niewidomych i słabowidzących, instytucjach działających na rzecz osób z dysfunkcjami wzroku, turnusach rehabilitacyjnych itp.
Tak przygotowane informacje umożliwią łatwą ich aktualizację. Jeżeli np. jakiś przepis ulegnie zmianie - w "Biuletynie" opublikowana zostanie jego nowa wersja, również na oddzielnym arkuszu.
Wystarczy tylko nieaktualny arkusz w segregatorze zamienić na nowy. Łatwo też będzie znaleźć potrzebną informację i przeczytać ją zainteresowanemu.
Informacje ukazywać się będą jako artykuły we wszystkich wersjach wydawniczych naszego miesięcznika. Jednak w formie dostosowanej do przechowywania w segregatorze i łatwego posługiwania się, publikowane będą tylko w druku powiększonym.
Rozpatrujemy różne sposoby ułatwienia wyszukiwania informacji. Jednym z takich ułatwień może być np. drukowanie informacji z poszczególnych grup tematycznych na papierze określonego koloru - dotyczące pcpr np. na jasnoniebieskim, PZN-u na kremowym, uprawnień komunikacyjnych na różowym.
Być może, kolejnym wersjom warto nadawać numery oraz datować. Oczekujemy twórczego udziału Czytelników w wypracowaniu najlepszych sposobów przekazywania informacji. Propozycje prosimy nadsyłać do połowy lipca.
Zachęcamy zarządy kół i okręgów PZN do opracowywania w podobnej formie swoich informacji.
Wszystkie jednostki organizacyjne PZN oraz inne instytucje działające na rzecz niewidomych i słabowidzących zachęcamy do założenia segregatorów, umieszczenia w nich informacji z sierpniowego "Biuletynu", uzupełniania ich informacjami o zakresie wojewódzkim i powiatowym oraz stałego ich aktualizowania.
Zbiory takich informacji powinny być gromadzone przez: koła i okręgi PZN, ośrodki leczniczo-rehabilitacyjne PZN, szkoły dla niewidomych i słabowidzących, spółdzielnie niewidomych i inne zakłady pracy chronionej zatrudniające osoby z poważnymi dysfunkcjami wzroku itd. Ułatwi to udzielanie informacji zainteresowanym osobom, przyczyni się do lepszego zaspokajania potrzeb niewidomych i słabowidzących, stanowić będzie liczącą się pomoc. Sobie i naszym współpracownikom życzymy systematyczności i wytrwałości w realizacji tego zadania.
(Sposób przygotowywania, gromadzenia i aktualizowania informacji został dopracowany i wdrożony. Począwszy od sierpnia 2003 r. do końca 2004 r. opracowanych zostało co najmniej kilkadziesiąt informacji z różnych dziedzin, interesujących niewidomych i słabowidzących. Następnie "Biuletyn Informacyjny" został zlikwidowany i praca nie była kontynuowana.
Uważam, że informowanie niewidomych i słabowidzących jest bardzo ważnym zadaniem Związku. System informowania opracowany przez redakcję "Biuletynu Informacyjnego" mógł spełniać bardzo ważną i potrzebną rolę. Szkoda, że został zaniechany, gdyż była to najtańsza forma przekazywania potrzebnych informacji w jednostkach podstawowych PZN. - przypis autora)
(grudzień 2004)
Wyodrębnienie grupy społecznej czy klasy przedmiotów wymaga znalezienia cech, które odróżniają je od innych. Nie, nie jest to wykład logiki. Uwaga ta jednak jest niezbędna, gdyż zamierzam rozpatrywać podobieństwa i odmienności wyróżniające niewidomych, słabowidzących oraz widzących. Konieczne jest więc zastanowienie się, kim są niewidomi, kim słabowidzący, czy jest to grupa jednolita, czym różni się od innych grup.
Na temat niewidomych funkcjonuje tyle nieprawidłowych poglądów, tyle błędnych wyobrażeń, tyle obaw, lęków itd., że trzeba o tym mówić, pisać, dyskutować, zastanawiać się. Jest to tym bardziej ważne, że do naszego Związku wstępuje w każdym roku około czterech tysięcy, a w niektórych latach pięć tysięcy osób, najczęściej nowo ociemniałych. Osoby te przychodzą do nas z bagażem uprzedzeń, błędnych wyobrażeń, lęków i w różny sposób wypaczonych poglądów. Nie ułatwia to im wejścia w nasze środowisko i nam nie ułatwia zrozumienia ich problemów.
Według poglądu, lansowanego przez władze krajowe i międzynarodowe oraz przez niektóre środowiska, dotyczącego osób niepełnosprawnych, wszystkie rodzaje niepełnosprawności i wszystkie osoby niepełnosprawne są jednakowe, wszystkie mają takie same potrzeby i wymagają jednakowej pomocy.
Czym wyróżniają się osoby niepełnosprawne? Co wyróżnia je w społeczeństwie?
Jeżeli się dobrze zastanowić, nie znajdziemy żadnej cechy, poza samą niesprawnością, która wyróżnia osoby niepełnosprawne. Rozważanie tej kwestii zawężę do niewidomych. Niewidomi z natury rzeczy najbardziej nas interesują, są nam najbliżsi i niby najlepiej ich znamy.
Może kogoś zbulwersuje to ostatnie twierdzenie. Ale to prawda. My również obciążeni jesteśmy nieprawidłowymi, często sprzecznymi poglądami na nasz temat. Nie ułatwia to zrozumienia siebie i innych.
Nawet tak dobrze zdefiniowana społeczność jak niewidomi, nie stanowi jednolitej grupy. Osoby uznane za niewidomych różnią się między sobą wszystkimi możliwymi cechami: wiekiem, w którym nastąpiła utrata wzroku, wykształceniem, środowiskiem społecznym, z jakiego pochodzą, poziomem inteligencji, stanem zdrowia, cechami osobowości itp. Różnią się również poglądami na temat swojej niepełnosprawności, swoich możliwości i ograniczeń, na temat rehabilitacji, potrzeby samodzielności i zakresu niezbędnej pomocy.
Wspólną cechą niewidomych jest tylko wada wzroku, jednak i pod tym względem jest to zróżnicowana grupa.
Już samo nazewnictwo nastręcza spore trudności. W odczuciu społecznym niewidomym jest osoba, która nie widzi. Tymczasem prawnie niewidomymi są osoby, które nie mają poczucia światła, osoby z poczuciem światła, posiadające większe lub mniejsze użytkowe możliwości widzenia aż do 0,1 normalnej ostrości, a nawet przy zachowaniu stuprocentowej ostrości wzroku, ale zawężonym polem widzenia do 30 stopni. Jak widzimy, rozpiętość możliwości widzenia jest znaczna. Dodam, że mówimy tu o normach prawem określonych. Gdybyśmy uwzględnili, jak się wydaje, częste ich przekraczanie, okazałoby się, że niewidomi widzą, a wielu wcale nieźle.
Sposobem na przezwyciężenie tych trudności jest używanie określenia "praktycznie niewidomi". Oznacza ono, że dana osoba zachowała jakieś możliwości widzenia, ale są one na tyle małe, że nie mają praktycznego znaczenia. Nie jest to ścisłe określenie. Każda, nawet niewielka możliwość widzenia ma bowiem duże znaczenie. Oczywiście, im jest ona większa, tym większe jest jej znaczenie w codziennym życiu.
Inną próbą uniknięcia omawianej trudności jest określenie: "jeszcze trochę widzący niewidomy". No, brzmi to nieco humorystycznie, jak "jeszcze trochę żyjący nieboszczyk".
Niewidomi więc nie są jednolitą grupą. Część z nich nie ma nawet poczucia światła, inni posługują się wzrokiem wcale nieźle. Niektórzy nie widzą od urodzenia - inni utracili wzrok w dojrzałym wieku. Niektórzy ze słabowidzących zachowali widzenie centralne, inni obwodowe, u jednych występuje ślepota zmierzchowa, u innych światłowstręt itd.
Dodajmy, że każda z wymienionych cech jest ważna.
Już tylko na przykładzie niepełnosprawności wzrokowej nie można mówić, że wszystkie osoby niepełnosprawne są jednakowe i mają jednakowe potrzeby. Ale taka teoria jest niekiedy wygodna dla decydentów i znawców "z bożej łaski". Gołym okiem widoczna jest jej bezzasadność.
Każdy rodzaj niepełnosprawności powoduje inne ograniczenia i w każdym przypadku niezbędne są inne sposoby, środki techniczne itp. do ich przezwyciężania. Oczywiście, im wyższy stopień niepełnosprawności, niezależnie od jego rodzaju, tym większe ograniczenia, tym bardziej potrzebna jest pomoc rehabilitacyjna, techniczna, edukacyjna, socjalna.
Wózek inwalidzki - niezbędny jest jedynie osobom z poważnie uszkodzonym narządem ruchu, aparaty słuchowe - jedynie osobom z poważnym osłabieniem słuchu, brajlowska maszyna do pisania - tylko niewidomym. Nie można porównywać całkowicie niewidomego ze słabowidzącym o ostrości wzroku 0,1, ani osoby mogącej poruszać się wyłącznie na wózku z taką, która ma jedynie unieruchomiony staw kolanowy.
Dodać należy, że są osoby, u których występują dwie lub więcej ciężkich niepełnosprawności, głuchoniewidomi, niewidomi bez obydwu rąk, głuchoniewidomi z porażeniem spastycznym i jednocześnie chorzy na cukrzycę. Skutki złożonej niepełnosprawności są czymś więcej niż suma skutków powodujących każdą z nich. Osoba głucha traci świat dźwięków i świat mowy ludzkiej. Niewidomy traci bodźce wzrokowe i dostęp do informacji pisemnych. Trzeba tu zastrzec, że tak było w przeszłości. Obecnie tych ograniczeń jest nieco mniej, ale nadal istnieją.
Połączenie utraty wzroku i słuchu powoduje niemal całkowite odcięcie od świata zewnętrznego. Obrazowo skutki dwóch niepełnosprawności występujących jednocześnie porównać można do ciężaru branego na plecy. Przeciętny mężczyzna może przenieść worek o ciężarze 50 kg. Niechaj jednak spróbuje jednocześnie przenieść dwa worki po 25 kg... Będzie to bardzo niewygodne, chociaż ciężar ogólny pozostał niezmieniony. A jak wyglądałaby sprawa, gdyby jeden z tych worków ważył 50 kg a drugi 35? A gdyby dołożyć trzeci worek o ciężarze 25 kg?
To fizyczne porównanie nie oddaje pełni złożoności problemu. W przypadku niepełnosprawności, chyba tylko głęboki niedorozwój umysłowy, najcięższe psychozy i brak woli walki z przeciwnościami osoby niepełnosprawnej mogą przekreślić wszystkie możliwości człowieka. Poza tym skutki każdej niepełnosprawności można w znacznym stopniu przezwyciężyć. Zależy to od wielu okoliczności, w tym przede wszystkim od woli, uporu, konsekwentnego dążenia do celu osoby niepełnosprawnej.
Dodam, że podział osób niepełnosprawnych na trzy stopnie powoduje konieczność zaliczenia do tego samego stopnia - niewidomego bez dodatkowych ograniczeń, którego ostrość widzenia wynosi 0,05 i osoby całkowicie niewidomej, całkowicie sparaliżowanej i dodatkowo z osłabionym słuchem. Jest to przecież monstrualny nonsens.
Należy więc stwierdzić, że niewidomi nie stanowią jednolitej grupy, ich potrzeby i możliwości są zróżnicowane i wymagają zróżnicowanych form pomocy rehabilitacyjnej, sprzętu rehabilitacyjnego itd. Wyróżnia ich jedynie wada wzroku, chociaż i ona w niektórych przypadkach jest mało precyzyjnie określona.
Zamierzałem napisać cykl artykułów na ten temat. Rozpatrzyć wiele błędnych poglądów na nasz temat i nie tylko nasz. Zamierzałem wspólnie z Czytelnikami zastanowić się nad źródłami błędnych poglądów, nad ich skutkami i kilkoma innymi zagadnieniami wiążącymi się z niepełnosprawnością.
Ze względu jednak na zawieszenie wydawania "Biuletynu" ograniczę się tylko do omówienia różnic między niewidomymi i słabowidzącymi oraz między niewidomymi i ociemniałymi.
Rozważanie różnic między niewidomymi i słabowidzącymi wywołuje w naszym środowisku wiele emocji. Niedawno toczyła się dyskusja na ten temat na liście dyskusyjnej PZN. Miała ona również bardziej emocjonalny niż rzeczowy charakter. Odnoszę wrażenie, że słabowidzący obawiają się, iż uznanie ich właśnie za słabowidzących, a nie niewidomych, spowoduje utratę jakichś uprawnień. Myślę, że nie są to uzasadnione obawy. Tych uprawnień pozostało nam już tak niewiele, że prawie nie ma już czego tracić. Ponadto ze względu na tendencję do jednakowego traktowania wszystkich osób niepełnosprawnych, o których pisałem na początku tego artykułu, obawy takie nie są uzasadnione. Rozróżnienie to natomiast jest niezbędne do zrozumienia możliwości i ograniczeń oraz potrzeb każdej z tych grup osób z dysfunkcjami wzroku.
Generalnie można stwierdzić, że niewidomi mają więcej obiektywnych trudności i ograniczeń. Według szacunków aż 85% informacji z otoczenia człowiek odbiera przy pomocy wzroku. Na pozostałe zmysły - dotyk, słuch, węch, zmysł smaku, temperatury, równowagi, wibracji i może jeszcze jakieś przypada tylko 15%.
Z zestawienia tego wynika ogrom strat powodowanych odcięciem od tak bogatego źródła informacji.
Niewidomy ma ograniczone możliwości poznawcze, ograniczone możliwości orientacji w otoczeniu, a przez to ograniczone możliwości wykonywania wielu czynności niezbędnych w życiu codziennym. O tym wiemy z własnego doświadczenia lub z obserwacji niewidomych. Wiemy również, że trudności te niewidomy może nauczyć się pokonywać. Warto jednak wiedzieć, że jest to możliwe tylko do pewnego stopnia i wymaga wielkiego wysiłku.
Każda możliwość widzenia, nawet minimalna, zmniejsza trudności i ograniczenia. Porozmawiajmy z osobami, które traciły wzrok stopniowo. Z pewnością powiedzą, że nawet tylko możliwość rozróżnienia nocy od dnia miała dla nich duże znaczenie. Widzenie chociażby tylko konturów przedmiotów czy kontrastów ułatwia orientację w otoczeniu i funkcjonowanie w życiu codziennym. Korzyści te są tym większe im większe możliwości widzenia pozostały. Jeżeli ktoś dysponuje 0,1 normalnego wzroku, jego możliwości są bez porównania większe.
Niestety, dysponowanie osłabionym wzrokiem, oprócz możliwości jakie stwarza, powoduje również poważne trudności. Mają one charakter głównie psychiczny.
Osoba słabowidząca funkcjonuje w pewnych warunkach jak osoba widząca. W innych warunkach musi postępować jak osoba niewidoma. Możliwość jej widzenia bowiem zależy od wielu czynników, a głównie od zmieniającego się oświetlenia. Osoba taka raz poznaje ludzi, innym razem nie, raz w pewnych sytuacjach może zachowywać się jak osoba dobrze widząca, innym razem musi stosować bezwzrokowe metody. Dodać wypada, że tych bezwzrokowych metod najczęściej nie opanowała w zadowalającym stopniu. Nie uważa bowiem, że jest to konieczne.
Zachowanie osoby słabowidzącej powoduje wiele nieporozumień. Ona sama i jej otoczenie nie zawsze wiedzą, z kim mają do czynienia. Słabowidzący, jeżeli tylko mogą, udają widzących. Jest to przyczyną większości nieporozumień. Niewidomi nie mogą udawać widzących i nie udają. Ich sytuacja jest jednoznaczna, zrozumiała dla nich samych i dla ich otoczenia. Mają więc znacznie mniej trudności natury psychicznej. Powtórzę tu opinię, że dla sportowców najgorsze jest zajęcie czwartego miejsca. Medal był w zasięgu ręki. Słabowidzący są zawsze na tym czwartym miejscu. W ich zasięgu niby jest funkcjonowanie jak ludzie widzący, a mimo to - nie są widzącymi i nie mogą tak funkcjonować.
Występują zasadnicze różnice w sposobie poznawania wzrokowego i dotykowego. Nie zatrzymując się dłużej nad tym zagadnieniem można stwierdzić, że wzrokiem ogarnia się najpierw cały przedmiot, a następnie zapoznaje się z jego szczegółami. Najpierw jest więc ujęcie syntetyczne, a potem analiza.
Inaczej jest z poznaniem dotykowym. Dotykiem poznaje się małe fragmenty, z których następnie trzeba tworzyć obraz całości. Występuje tu najpierw analiza, a dopiero później synteza. Poznanie takie jest mniej dokładne, o wiele trudniejsze i wymaga więcej czasu.
No i strach przed utratą resztek wzroku. Niewidomi nie mają już czego bać się. A słabowidzący? Oczywiście, że mają i boją się. Są to ciężkie przeżycia.
Z zasygnalizowanych okoliczności wynika, że występują znaczne różnice między niewidomymi i słabowidzącymi. Wynika również, że niewidomi nie zawsze są w gorszej sytuacji, że trudności natury psychicznej są niezmiernie ważne.
Na koniec kilka zdań na temat niewidomych i ociemniałych. Mogłoby wydawać się, że jest to podział czysto teoretyczny. Tak jednak nie jest.
Ociemniali mają wytworzony system wyobrażeń. Wiedzą i rozumieją, czym jest niebo roziskrzone gwiazdami, czym są uśmiech i oczy matki, barwna łąka, gra światła, tęcza, perspektywa itp. Dla niewidomych wszystko to jest czarną magią.
Dotykowo nie można poznawać przedmiotów bardzo dużych, np. łańcuchów górskich czy wielkich budowli, przedmiotów odległych - Księżyca i gwiazd, kruchych - bańka mydlana, gorących, bardzo małych, przedmiotów w ruchu. Ogranicza to możliwości poznawcze niewidomych i zubaża ich świat doznań oraz wyobrażeń.
Ociemniali rozumieją, mają gotowe wyobrażenia chmur na niebie, barwnych kwiatów i roześmianych twarzy. Nie mają trudności ze zrozumieniem mowy potocznej, tj. dostosowania własnych wyobrażeń do ich słownych sygnałów.
Z podanych przyczyn niewidomi są w gorszej sytuacji niż ociemniali. Z drugiej zaś strony, nauczyli się oni żyć bez wzroku i łatwiej im przychodzi radzenie sobie w życiu codziennym.
Tak jest, jeżeli rozpatrujemy sytuację całkowicie niewidomych i całkowicie ociemniałych. Gdy zostały zachowane resztki widzenia, obraz nie jest już tak klarowny.
Myślę, że warto zastanowić się nad różnicami i podobieństwami występującymi w naszym środowisku. Ułatwi to zrozumienie swojej sytuacji i sytuacji innych członków Związku.
(lipiec 2014)
Od dłuższego czasu rozważam różne uwarunkowania działalności PZN-u i innych stowarzyszeń osób z uszkodzonym wzrokiem. Może czas rozważania te rzucić na tło ogólnospołeczne. Niewidomi i słabowidzący są częścią społeczeństwa. Nie mogą więc różnić się zasadniczo od społeczeństwa, w którym żyją.
Władze naszego państwa, obecne, byłe i przyszłe są złe, nieudolne, myślą tylko o sobie, kradną, malwersują, marnują.
Politycy, wszyscy od lewa do prawa i od prawa do lewa to sami cynicy, oszuści, krętacze, kłamcy, dranie, jakich mało.
Społecznicy wszelkiej rasy i maści są interesowni, robią tylko to, co jest dla nich korzystne i nie przejmują się biednymi ludźmi.
Księża są pazerni, nieudani. E! Szkoda gadać.
Oni malują wulgarne grafity na murach, sypią wulgaryzmami w miejscach publicznych i przed kamerami telewizji. Tacy są oni, a my? A my zawsze idealni. Oni pozostawiają na chodnikach psie odchody, a my je rozdeptujemy, zwłaszcza my niewidomi.
Partie i organizacje pozarządowe są do niczego, nawet o nich nie warto wspominać.
Urzędnicy, nauczyciele, lekarze, pielęgniarki - samo barachło.
Wszyscy są do luftu i tyle!
A my? A my jesteśmy idealni.
Zaśmiecone lasy, parki, trawniki, ulice, wszędzie psie odchody - to oni, a nie my.
Połamane ławki w parkach, porozbijane przystanki tramwajowe i autobusowe, zdewastowane autobusy, wagony, budki telefoniczne, toalety i kto to robi? Oni!
Na meczach lepiej się nie pokazywać, bo burdy, bo bijatyki, bo niebezpiecznie. Tacy są kibice, kibole, oni!
A my? A my jesteśmy idealni!
Nawet palcem w bucie nie ruszymy, żeby zmienić to, co się nam nie podoba, bo nie warto. Warto natomiast na wszystko i na wszystkich narzekać.
Przyjdą wybory - jedne, drugie, trzecie i czwarte, ależ to nie nasza sprawa! My jesteśmy ponad to! Pójście do urn, a po co? I tak się nic nie zmieni! To po niżej naszej godności!
Niektórzy to są nawet dumni z tego, że na wybory nie chodzą i publicznie chwalą się tą cnotą.
Niektórzy poszliby nawet do lokalu wyborczego, ale może padać, ale jest zbyt ciepło, zbyt zimno, wiatr. Lepiej wyjechać za miasto, na ryby, na grzyby, na weekend, na piknik, iść do kumpla, piwko wypić, na telewizor się pogapić - wszystko stoi na przeszkodzie, bo wszystko jest ważniejsze od tego, kto rządzi naszym krajem, naszym miastem, naszą gminą.
A jak już się pofatygujemy do urn, to wielu z nas odda głos na Stanisława Tymińskiego, na bohatera z Big Brothera, na Polską Partię Piwa, a ostatnio na Kongres Nowej Prawicy.
Warto przypomnieć niektóre poglądy przewodniczącego Kongresu Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikkego dotyczące osób niepełnosprawnych. Wybrane fragmenty pochodzą z publikacji "Para-olimpiada czyli paranoja" (http://jkm.nowyekran.pl2012-09-04(. Publikacja ta została przedrukowana na łamach "WiM" w październiku 2012 r.
***
"Jednak ONI (budowniczy obecnej anty-cywilizacji) wielkie "halo" robią nie z okazji rozgrywek innych kategorii niepełnosprawnych - np. (istniejącej w USA!) ligi koszykówki dla niziołków, lub (nieistniejącej) olimpiady dla młodzików - lecz z okazji rozgrywek inwalidów, zwanych "Para-olimpiadą".
Dlaczego? To oczywiste. Cywilizacja europejska, która panowała nad światem, stawiała na najmądrzejszych, najsilniejszych, najinteligentniejszych, najszybszych - a obecna anty-cywilizacja za najważniejsze uważa forowanie biednych, głupich, niezaradnych - i również inwalidów.
W efekcie to nie my dziś kolonizujemy świat - to nas kolonizują. Ciekawe, czy jak dojdzie do rozgrywki, np. z muzułmanami, to bronić nas będą żołnierze bez ręki lub na wózkach inwalidzkich?
Ludzie z defektami odruchowo starają się je ukrywać. Inni starają się takich ludzi unikać. Kiedy kobieta ma pryszcz na twarzy - stara się nie wychodzić z mieszkania. Podobnie z inwalidami. I nie chodzi tu o względy estetyczne..."
***
"Tymczasem to wcale nie jest kretyn: p.Tadzio Turner, właściciel potężnej CNN, omal nie doprowadził jej do bankructwa pokazując bodaj osiem lat temu para-olimpiadę. Więc żadna "opinia" się nie wzburzyła, bo mało kto chce tę para-olimpiadę oglądać - i słusznie.
I nie chodzi o estetykę: w społeczeństwie obowiązuje zasada: "Z kim przestajesz, takim się stajesz", więc i oglądanie - godnych podziwu skądinąd - wysiłków para-sportowców może przynieść - przejściowe, na szczęście - zaburzenia w motoryce!
Jeśli chcemy, by ludzkość się rozwijała, w telewizji powinniśmy oglądać ludzi zdrowych, pięknych, silnych, uczciwych, mądrych - a nie zboczeńców, morderców, słabeuszy, nieudaczników, kiepskich, idiotów - i inwalidów, niestety.
***
"Przy okazji: obejrzałem sobie klasyfikację medalową para-olimpiady. Nie ma tam prawie w ogóle państw afrykańskich. Tam zaraza nie dotarła.
Ale to oznacza, że Murzyni niedługo podbiją świat. I wyrżną nas. Zaczynając od niepełnosprawnych".
***
"Podsumujmy: para-olimpiadę forują ci sami, którzy odbierają pieniądze dobrym pracownikom i dają je nierobom. Socjaliści. Ludzie żywiący nienawiść do naszej cywilizacji: do tych najlepszych, najwydajniejszych, najsprawniejszych. Kochający za to nieudaczników wszelkiej maści".
***
Kobieta zapytana na plaży, czy już głosowała, odpowiedziała, że nie i nie ma zamiaru. Dziennikarz zapytał, dlaczego. Dowiedział się, że nie ma na kogo.
Słusznie! Kilkudziesięciu kandydatów i wszyscy do niczego, wszyscy gorsi od tej kobiety.
Jak to się dzieję, że Janusz Korwin-Mikke, który głosi tak "pochlebne" poglądy na temat osób niepełnosprawnych i równie "pochlebne" na temat kobiet, w wyborach do europarlamentu osiągnął ponad 7 procent głosów osób uczestniczących w wyborach?
Gdyby tylko połowa osób niepełnosprawnych wzięła udział w wyborach i zagłosowała na którąś z partii, a nie na Korwin-Mikkego, Nowa Prawica nie przekroczyłaby progu wyborczego i nie kompromitowałaby nas wszystkich. A gdyby jeszcze kobiety poszły do wyborów i zagłosowały podobnie, pan Janusz Korwin-Mikke osiągnąłby wynik liczony chyba w promilach, a nie w procentach. Tym czasem aż jedna czwarta wyborców tego pana to kobiety! I kto to zrozumie?
Dlatego nie można mówić, że nie ma na kogo głosować, bo zawsze można wybrać kogoś lepszego od pana Korwin-Mikkego, a gorszego bardzo trudno.
Tak, głosowalibyśmy, żeby to nasze nazwiska figurowały na listach kandydatów, a nie oni. No tak, ale wówczas, jeżeli zostalibyśmy wybrani, natychmiast z "my" staliby się "oni", i co nam by pozostało? Jak my przerobieni w oni mielibyśmy narzekać i na kogo?
Niektórzy politologowie twierdzą, że Polacy tworzą bardzo słabe społeczeństwo obywatelskie. Ich zdaniem większość organizacji pozarządowych nie pełni statutowych zadań, niedostatecznie rozwija się wolontariat.
Jeżeli takie jest nasze społeczeństwo, to niewidomi i słabowidzący nie mogą być inni. Jest jeszcze gorzej, bo oni znacznie mniej wiedzą o swoim środowisku - o instytucjach, fundacjach i stowarzyszeniach w nim działających. Obywatele naszego kraju mają prasę codzienną i czasopisma, radio i telewizję oraz internet. Wszędzie tam jest mnóstwo informacji na tematy polityczne, gospodarcze, kulturalne oraz wszelkie inne, a wszystkie z małymi wyjątkami dotyczą problemów ludzi widzących. Osoby z uszkodzonym wzrokiem mają bardzo skromne możliwości pogłębiania swojej wiedzy na własny temat oraz na temat środowiska. Nic oprócz pochwał nie mogą dowiedzieć się na temat osób znaczących w tym środowisku. Może dlatego też nic, ale to zupełnie nic, nie zrobią, żeby poprawić funkcjonowanie PZN-u lub innego swojego stowarzyszenia. Tam działają oni, a my? My jesteśmy idealni i w coś takiego bawić się nie będziemy. Nie będziemy jeszcze i dlatego, że musielibyśmy walczyć z "zasłużonymi" działaczami, z przyzwyczajeniami, z układami, z upodobaniami, z niedorzecznymi zasadami zdobywania pieniędzy na działalność rehabilitacyjną i przede wszystkim z samymi sobą.
Czy więc można liczyć, że znajdą się siły, które będą zdolne przezwyciężyć kryzys stowarzyszeń zrzeszających osoby niewidome i słabowidzące? Czy mamy przywódców zaangażowanych, którym dobro wspólne środowiska leży na sercu?
W sytuacji, w jakiej znalazł się polski ruch niewidomych konieczny jest przywódca silny, zdecydowany, taki który wie, czego naprawdę potrzebują osoby z uszkodzonym wzrokiem i jak to osiągnąć. Przywódca taki musiałby być obdarzony wielką charyzmą, która umożliwiłaby mu przełamanie oporu tradycjonalistów, egoistów, biernotę i gnuśność, obojętność na sprawy ogólne. Przywódca ten musiałby potrafić zgromadzić wokół siebie grupę ludzi zdolnych do bezinteresownego, mądrego działania. Znam osoby ze środowiska obdarzone taką charyzmą, którą jednak wykorzystywały niezgodnie z interesami środowiska. Nie znam takich, którzy obdarzeni są rzeczywistymi cechami przywódczymi, wiedzą i wolą działania dla środowiska. Zawsze czegoś brakuje: cech przywódczych, charyzmy, wiedzy, uczciwości, a najczęściej woli działania wbrew wszystkiemu i wbrew wszystkim dla dobra ogółu osób z uszkodzonym wzrokiem.
Jeżeli nie mylę się w ocenach, autentyczny ruch niewidomych w Polsce będzie stopniowo zanikał. Na jego gruzach będą powstawały różne fundacje i stowarzyszenia, które dla własnych korzyści będą wykorzystywały pozytywny stosunek społeczeństwa i decydentów do niewidomych.
Jan Paweł II twierdził: "Jeżeli chcesz znaleźć źródło, musisz płynąć pod prąd". Właśnie, pod prąd, a nasi działacze tak lubią płynąć z prądem, chociażby sternik nawę stowarzyszenia kierował prosto na skały. Tak już było w niedawnej historii PZN-u. Mam nadzieję, że teraz aż tak nie jest, chociaż... Chyba w ten sposób do źródła nie dopłyniemy. Z prądem to wszystko spływa, ludzie bez charakteru również. Smutne to, ale może nieprawdziwe.., może się mylę, może nie jest aż tak źle?
(czerwiec 2009)
W dniu czwartego czerwca 2009 r. przypada dwudziesta rocznica pierwszych, częściowo wolnych, wyborów w Polsce po II wojnie światowej. Zapoczątkowana została budowa systemu demokratycznego sprawowania władzy w państwie. W okresie tym kraj nasz zmienił się nie do poznania. Wielu z nas już nie pamięta czasów PRL-u, bo byli wówczas dziećmi albo urodzili się już w wolnej Polsce. Wielu też zapomniało, jak wyglądało wówczas ich życie i życie całego narodu.
Nie zamierzam dokonywać analiz ogólnych, rozważać wkładu Polski i Solidarności w zmiany ustrojowe na skalę międzykontynentalną. Rzecz jasna, że jestem dumny z tych zmian i naszego wkładu w ich dokonanie. Nie "Wiedza i Myśl" jednak jest miejscem na takie analizy. Dokonają tego inni i pewnie zrobią to lepiej, niż ja mógłbym zrobić. Mnie interesuje, jak zmiany te wpłynęły na życie osób niepełnosprawnych, głównie niewidomych i słabowidzących.
Żeby nie było żadnych wątpliwości, zacznę od stwierdzenia, że całym sercem popieram to, co dokonało się w naszym kraju w ostatnich dwudziestu latach. Nie oznacza to, że wszystko akceptuję i że wszystko mi się podoba. Jest w naszym życiu wiele nieprawidłowości, wiele mankamentów, waśni i innego zła. Generalnie jednak Polska wstąpiła na prawidłową drogę rozwoju i to mnie cieszy. Cieszą mnie też osiągnięte wyniki gospodarcze i polityczne, wolność słowa, wolność zrzeszania się i prowadzenia różnorodnej, nieskrępowanej działalności. Ale osoby niepełnosprawne, przede wszystkim niewidome i słabowidzące, niekoniecznie zyskały na tych zmianach.
Zrobiłem to zastrzeżenie, żeby ktoś nie podejrzewał mnie o sympatię do "ustroju sprawiedliwości społecznej", który doprowadził nasz kraj i wiele innych narodów, do nędzy. Na tle tej nędzy jednak, wielu niewidomym i słabowidzącym żyło się względnie nieźle. I to się skończyło. Nie każdy może się z tym pogodzić i nie każdy rozumie przyczyny pogorszenia.
Jak na przykład pogodzić się z faktem, że pracuje obecnie około trzy razy mniej niewidomych niż było zatrudnionych przed 1989 r.? Jeżeli jeszcze uwzględnimy, że na wspieranie zatrudnienia osób niepełnosprawnych, w naszym kraju, przeznacza się niewyobrażalnie wielkie kwoty, zupełnie można zgłupieć i nic nie rozumieć.
Na jakość życia wpływa wiele czynników, które nie zawsze są zrozumiałe i doceniane. Od dawna przywykliśmy przyrównywać naszą sytuację do sytuacji obywateli najbogatszych krajów i nie zawsze czynimy to prawidłowo. Niewidomi również lubią porównywać swoje dochody z dochodami niewidomych niemieckich, francuskich i amerykańskich i również sprawy mocno zniekształcają.
Pamiętam rozmowę na tarasie ośrodka PZN-u w Muszynie gdzieś pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. PZN przyjmował niewidomych gości z krajów Europy Zachodniej. Na wspomnianym tarasie stanęło dwóch naszych dygnitarzy i kilkoro gości zagranicznych. Nasi dygnitarze wyliczyli, że zarabiają po kilkadziesiąt dolarów miesięcznie i ustaleniami tymi ochoczo dzielili się z zagranicznymi gośćmi. Muszę powiedzieć, że bogaci biedacy za nic pojąć nie mogli, jak można żyć za kilkadziesiąt dolarów miesięcznie. Oczywiście nie wiedzieli, że nasi dygnitarze wciskają im kit, w który zresztą sami wierzą. Ich błędny przekaz polegał na tym, że podawali tylko jeden czynnik wpływający na poziom życia i to w karykaturalnie wypaczonej postaci.
Nasi dygnitarze mówili tylko o swoich zarobkach. Fakt, że posiadają również renty pomijali. Swoje zarobki przeliczali na czarnorynkową cenę dolarów i wychodziły im bzdury. Według takich przeliczeń, każdy z nich płacił czynsz za mieszkanie w wysokości kilku dolarów miesięcznie, wówczas gdy w krajach Europy Zachodniej, za mieszkanie o takiej powierzchni i standardzie musieliby płacić pewnie około tysiąca dolarów miesięcznie. O tym jednak już nie wspominali. Bo i jak mieliby wyjaśnić, że zarabiają kilkadziesiąt dolarów, a za mieszkanie płacą kilkaset? Tytułem wyjaśnienia podam, że wówczas w Peweksie (specjalnym sklepie) za 80 centów amerykańskich można było kupić pół litra żytniej wódki. Spróbujcie teraz kupić tę wódkę za 80 centów, czyli około dwa i pół złotego. Tak wyglądały te przeliczenia.
Zatrzymałem się nad tym zagadnieniem, gdyż obecnie skłonni jesteśmy zapominać o kartkach na mięso, na wódkę, na papierosy, o kolejkach wielogodzinnych, o społecznych komitetach kolejkowych, o cenzurze, o talonach na atrakcyjne towary, o tym, że używany samochód na giełdzie kosztował wielokrotnie więcej od nowego samochodu przyznawanego wybranym. Chcemy natomiast pamiętać o niemal darmowych wczasach, lekarstwach, zapomogach, niskich czynszach itp.
Niezależnie od tych zastrzeżeń, z całą pewnością, sytuacja niewidomych i słabowidzących uległa relatywnemu pogorszeniu. W PRL-u wielu niewidomym żyło się lepiej niż przeciętnym obywatelom, a obecnie żyje się im gorzej. I właśnie ta różnica kształtuje postawy wielu osób niepełnosprawnych, głównie starszych i ich stosunek do zmian ustrojowych w naszym kraju. Dodam, że łatwo zauważa się wszelkie niedogodności i ograniczenia. Trudniej natomiast zauważyć coś, co jest prawidłowe. Nie zauważamy np. powietrza, którym oddychamy. Niech go jednak zabraknie... Od razu to odczujemy.
1. Ograniczenia uprawnień osób niepełnosprawnych
Jak już wspomniałem, na poziom życia wpływa wiele czynników. Podstawowe, rzecz jasna, są zarobki i świadczenia z ubezpieczeń społecznych - renty i emerytury. Oczywiście, jeżeli nie ma pracy, nie ma też zarobków. A jak wiemy, obecnie pracuje tylko jedna trzecia niewidomych i słabowidzących z liczby wcześniej zatrudnionych. Już tylko ten fakt może bardzo negatywnie wpłynąć na ocenę zmian, które zaistniały w Polsce po 1989 r., a podobnie niekorzystnych zmian było więcej.
Ważnym czynnikiem wpływającym na poziom życia są różnego rodzaju świadczenia, uprawnienia i przywileje. Niewidomi i słabowidzący korzystali z wielu takich uprawnień. Jedne z nich miały wielkie znaczenie i stanowiły dużą pomoc, inne miały charakter raczej propagandowy. Żadnego wpływu na poziom życia niewidomych nie miały np. prawo do zakupu ulgowych biletów na przejazd statkami żeglugi białej i kolejami linowymi. Ale uprawnienia takie istniały.
Od początku transformacji ustrojowej w Polsce następuje ograniczanie uprawnień, z których wcześniej korzystali niewidomi i słabowidzący. Wymienię niektóre z utraconych lub ograniczonych uprawnień.
a) Wcześniej osoby niepełnosprawne w stopniu znacznym uprawnione były do pobierania pełnej renty przy jednoczesnym wykonywaniu pracy zawodowej i uzyskiwaniu nielimitowanych zarobków. Zawieszeniu ulegał tylko dodatek pielęgnacyjny. Obecnie uprawnienie to zostało ograniczone i można zarabiać tylko określone kwoty, których przekroczenie powoduje obniżenie renty albo nawet jej zawieszenie.
b) Istniała możliwość otrzymania renty inwalidzkiej po pięciu latach pracy niezależnie od daty i przyczyny zaistnienia niepełnosprawności. Obecnie nie ma takiej możliwości.
c) Niewidomi korzystali z bezpłatnych biletów dla przewodników przy podróżowaniu samolotami. Uprawnienie to zostało wycofane, jako jedno z pierwszych.
d) Niewidomi korzystali z prawa bezpłatnego przewozu przewodnika przy przejazdach PKP i PKS. Obecnie trzeba kupować bilet za 5 proc. jego ceny. Nie jest to wielki wydatek, ale raczej utrudnienie.
e) Ograniczeniu uległy uprawnienia do zniżek przy zakupie biletów PKP i PKS oraz do bezpłatnych przejazdów, w niektórych miastach, środkami lokomocji miejskiej.
f) Niewidomi byli zwolnieni z podatku drogowego za posiadany samochód oraz otrzymywali dodatek na paliwo do posiadanego samochodu osobowego, w wysokości umożliwiającej zakup kilkunastu litrów etyliny.
g) Jeżeli nie mieli własnych źródeł dochodów, pobierali stałe zasiłki niezależnie od sytuacji materialnej osób zobowiązanych do alimentacji.
h) Otrzymywali też talony, przydziały, inne ułatwienia w nabywaniu atrakcyjnych towarów, z samochodami włącznie. Oczywiście, nie wszyscy korzystali z takiej pomocy, ale możliwości istniały i oddziaływały na wyobraźnię.
2. Znaczenie utraciły niektóre uprawnienia, np. prawo do dokonywania zakupów i załatwiania spraw urzędowych poza kolejnością. Obecnie towary sklepy dostarczą do domu, byle było czym płacić. Dlatego uprawnienie ich zakupu bez kolejki nie ma sensu, bo i kolejek nie ma.
3. Ograniczenia pomocy świadczonej za pośrednictwem Polskiego Związku Niewidomych
Na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat w Polsce nastąpiły zmiany warunków funkcjonowania organizacji pozarządowych działających na rzecz osób niepełnosprawnych, w tym niewidomych i słabowidzących. Zmiany te mają głównie charakter finansowy. Nastąpiły tu istotne zmiany i generalnie ograniczenia. Dawniej państwo, za pośrednictwem PZN-u, finansowało wiele form pomocy i działań na rzecz niewidomych i słabowidzących. Stwarzało to wielkie możliwości udzielania pomocy niewidomym i słabowidzącym oraz kształtowało ich stosunek do tej organizacji.
PZN do końca lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia był głównym szafarzem wszelkich dóbr świadczonych niewidomym i słabowidzącym przez państwo. Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej finansowało niemal całą działalność PZN-u. Ministerstwo to jednak wycofało się z tej formy pomocy. Okresowo przejął ją Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób niepełnosprawnych, ale nie trwało to długo. PFRON również zaprzestał finansowania działalności PZN-u. W ogóle zmieniony został system pomocy osobom niepełnosprawnym. Przejęły ją oddziały PFRON oraz powiatowe centra pomocy rodzinie. Organy państwa przestały finansować działalność stowarzyszeń działających na rzecz osób niepełnosprawnych. Zamiast finansowania - wprowadzono dofinansowywanie, zamiast finansowania działalności - dofinansowywanie zadań, które władze uznają za ważne. Dofinansowanie trzeba zdobywać co roku w drodze konkursów i trzeba do każdego zadania wnosić wkład własny. Dawniej, co roku było więcej pieniędzy na działalność PZN-u, a tylko wielkości wzrostu nie można było przewidzieć. Obecnie niemal nic przewidzieć nie można. Dofinansowywane są często formy działalności, które nie mają większego znaczenia dla niewidomych i słabowidzących, a niekiedy nie mają żadnego znaczenia. Dają się natomiast łatwo uzasadnić decydentom, którzy nie orientują się w rzeczywistych potrzebach osób z uszkodzonym wzrokiem. W ten sposób obniżona została rola stowarzyszeń, w tym Polskiego Związku Niewidomych i obniżona została ocena tej roli przez członków PZN-u i członków innych stowarzyszeń. Wywarło to wielki, negatywny wpływ na zainteresowanie niewidomych i słabowidzących Związkiem. Powstało zresztą wiele stowarzyszeń i wszystkie są słabsze od PZN-u.
4. Co dawniej oferował PZN?
Państwo za pośrednictwem PZN-u finansowało niemal całą działalność na rzecz niewidomych oraz różnorodne formy pomocy do połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia.
Do początku lat dziewięćdziesiątych MZiOS finansowało:
a) szkolenia rehabilitacyjne, w tym nowo ociemniałych, niewidomych ze złożoną niesprawnością, ociemniałych z powodu cukrzycy,
b) działalność kulturalno-oświatową,
c) wypoczynek niewidomych i ich rodzin, w tym bezpłatne wczasy dla działaczy społecznych,
d) sport i turystykę,
e) działalność wydawniczą PZN-u - książki i czasopisma,
f) działalność Centralnej Biblioteki PZN,
g) zakup szeroko rozumianego sprzętu rehabilitacyjnego, w tym sprzętu gospodarstwa domowego,
h) wypłatę stypendiów lektorskich oraz zawodowych i społecznych lektoratów,
i) przyznawanie zapomóg socjalnych i losowych,
ł) turnusy prewentoryjne organizowane w ośrodkach PZN-u,
k) utrzymanie lokali biurowych kół, okręgów i biura ZG PZN,
l) działalność inwestycyjną,
m) zatrudnienie pracowników etatowych Związku,
Ponadto z Zarządu Lecznictwa Uzdrowiskowego niewidomi i słabowidzący za pośrednictwem PZN otrzymywali ponad 1 000 skierowań sanatoryjnych,
Następnie od 1992 r. finansowanie działalności PZN-u przejął Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Fundusz jednak nie finansował działalności Związku w takim zakresie, jak czyniło to MZiOS. Poza tym szybko wycofał się z finansowania i zaczął dofinansowywać.
W tym miejscu należy zauważyć, że PFRON dofinansowuje zakup sprzętu rehabilitacyjnego, w tym komputerowego i specjalnego oprogramowania, udział w turnusach rehabilitacyjnych i inne formy pomocy. Czyni to jednak bezpośrednio lub za pośrednictwem pcpr-ów. Pomoc ta jednak przyznawana jest bez udziału PZN-u i nie podnosi jego atrakcyjności dla niewidomych i słabowidzących.
W roku 1994 finansowanie Centralnej Biblioteki PZN przejęło Ministerstwo Kultury. W tym przypadku jednak również występują poważne problemy i trudności w uzyskaniu funduszy. Po zakończeniu okresu, na który PZN otrzymał gwarancje finansowania BC i pewnie wrócą trudności z ostatnich lat ubiegłego i pierwszych lat bieżącego stulecia.
Dawniej również Ministerstwo Edukacji Narodowej udzielało niewidomym i słabowidzącym znacznej pomocy za pośrednictwem PZN-u. MEN zlecał produkcję podręczników w brajlu i w druku powiększonym Zakładowi Nagrań i Wydawnictw Związku Niewidomych. Obecnie rozpisywane są przetargi na produkcję podręczników.
Z pomocy tej korzystają niewidomi i słabowidzący uczniowie bez pośrednictwa PZN-u. Natomiast starania Związku o to, żeby podręczniki były produkowane, nie zawsze są doceniane. Często podręczniki wydawane są w połowie roku szkolnego.
MEN dofinansowuje wydawanie czasopism dla dzieci z uszkodzonym wzrokiem - "Światełko" i "Promyczek". W każdym roku jednak występują tu poważne problemy.
MENiS dofinansowuje również inne zadania rehabilitacyjne, np. turnusy lingwistyczne, ale jest to niewielka pomoc.
5. Sytuacja niewidomych spółdzielców
Niewidomi spółdzielcy, których w 1989 r. było ponad 10 500 osób byli w dawnych czasach szczególnie uprzywilejowani. Na ogół pobierali renty inwalidzkie i mogli zarabiać bez prawnych ograniczeń. Spółdzielnie organizowały zaopatrzenie w deficytowe towary, w tym żywnościowe. Otrzymywali też talony czy inne udogodnienia zakupu sprzętu gospodarstwa domowego, mebli, telewizorów i samochodów. Mogli liczyć na przydział mieszkań, dotacje i nieoprocentowane pożyczki na wkład mieszkaniowy do spółdzielni. Mniej sprawni korzystali ze specjalnych norm, tj. płacono im więcej za wykonywanie pracy niż innym pracownikom.
Szczególną formą wyróżnienia niewidomych był dodatek za podatek. Otóż niewidomi zwolnieni byli z obowiązku płacenia podatku dochodowego. Następnie podatek ten został zlikwidowany i przestali płacić go wszyscy obywatele. Nie pamiętam, kiedy to się stało, ale jest to faktem. Wówczas, dzięki staraniom Związku Spółdzielni Niewidomych, uznano, że relatywnie obniżył się poziom dochodów osób niewidomych. Pracownicy widzący zyskali na zwolnieniu z podatku dochodowego, a oni nie, bo go nie płacili. Przyznano więc im specjalne dodatki w wysokości podatku, który płaciliby, gdyby nie byli z niego wcześniej zwolnieni. Dotyczyło to tylko spółdzielców. Niewidomi zatrudnieni w innych sektorach gospodarki czy np. w PZN, nie otrzymywali takiego dodatku.
Z wymienionych przyczyn niewidomym i słabowidzącym spółdzielcom żyło się względnie dobrze na tle ogólnej biedy. I jak się pogodzić z utratą tak uprzywilejowanej pozycji społecznej? Dodam, że liczba niewidomych spółdzielców zmniejszyła się chyba sześciokrotnie i nie korzystają już oni z żadnych, specjalnych przywilejów, oprócz tych, które przysługują pracownikom zakładów pracy chronionej.
6. Pozafinansowe ograniczenia
Wyeliminowanie PZN-u z pośrednictwa w udzielaniu niewidomym i słabowidzącym znacznej części istotnej pomocy obniżyło jego rangę i zmniejszyło chęć przynależności wielu osób do tej organizacji.
Wielkim ciosem w prestiż PZN-u było w 2002 r. wykreślenie legitymacji PZN-u z wykazu dokumentów uprawniających do ulgowych przejazdów autobusami PKS i pociągami PKP. Ma to głównie moralny wymiar, gdyż z przysługujących uprawnień korzystać można na podstawie legitymacji wystawionej przez pcpr. Legitymacja PZN jednak przestała być ważnym i cenionym dokumentem.
Zaistniały też poważne utrudnienia w dokonywaniu odpisów od podatków z tytułu korzystania z usług przewodników. W tym przypadku, uprawnienie pozostało bez zmian, ale urzędy skarbowe mają prawo żądać wskazania osoby, której niewidomy płacił za te usługi. Osoba ta zobowiązana jest zapłacić podatek od tych dochodów, co równa się niemal likwidacji uprawnienia.
W obydwu przypadkach usilne starania PZN-u okazały się nieskuteczne. Podobnie, nieskuteczne okazały się starania o zachowanie prawa do zakupu ulgowych biletów w komunikacji kolejowej PKP i autobusowej PKS. To również wpłynęło na obniżenie rangi PZN-u.
7. Skutki zmian
Wszystko to wywarło wielki wpływ na świadomość wielu niewidomych i słabowidzących, na powstanie poczucia krzywdy, zniechęcenie, wycofywanie się z życia społecznego i rezygnację z członkostwa w PZN. Spowodowało też wielkie pogorszenie warunków działalności PZN-u i innych stowarzyszeń. Zaistniała pilna potrzeba poszukiwania nowych możliwości pomagania niewidomym i słabowidzącym, zabiegania o zaspokajanie ich potrzeb. Konieczne jest wypracowanie nowych metod działalności, form organizacyjnych i zadań, które powinny być realizowane.
Obawiam się jednak, że świadomość środowiska osób niewidomych i słabowidzących nie jest jeszcze na tyle wysoka, żeby było to możliwe. Dawne przyzwyczajenia, zniechęcenie i tendencja do obciążania winą za wszelkie niepowodzenia wyłącznie władz państwowych i pezetenowskich oraz poczucie bezsilności uniemożliwiają, miejmy nadzieję, że tylko poważnie ograniczają, możliwości poszukiwania niezbędnych rozwiązań.
Ocenę tę piszę w 58 rocznicę powstania PZN-u. Jestem jego członkiem od 1958 r. Organizacja ta dużo mi pomogła, bez jej pomocy wiele bym nie osiągnął. Dlatego zależy mi na tym, by PZN był w dalszym ciągu silną organizacją, żeby przezwyciężył kryzys i żeby mógł efektywnie pomagać niewidomym i słabowidzącym. Mnie obecnie nie jest to niezbędne, ale jest wielu, którzy nie staną mocno na własnych nogach, jeżeli nie otrzymają takiego wsparcia, takiej pomocy, jaką ja otrzymałem od PZN-u.
(czerwiec 2008)
Rozmawiam z niewidomymi, czytam środowiskowe listy dyskusyjne i środowiskową prasę. Nie mogę powiedzieć, że rozmowy te i lektura tchną optymizmem. Obserwuję zniechęcenie, apatię i brak wiary, że może nastąpić zmiana na lepsze.
Bez wątpienia obserwujemy kryzys środowiskowej świadomości, brak uświadamiania sobie środowiskowych celów, dominowanie postaw egoistycznych i obojętności.
Niewidomi zawsze byli i chyba zawsze będą. Zawsze potrzebowali pomocy i chyba tak pozostanie. Niewidomi od bardzo dawna usiłowali brać swoje sprawy we własne ręce i mieli wielkie sukcesy. A teraz, czy również chcą decydować o swoich sprawach? Czy chcą walczyć z przeciwnościami i stanowić środowisko, którego celem jest solidarność, a nie "ja sobie poradzę"?
Artykuł ten zacząłem pisać w dniu 2 maja, na kilkanaście godzin przed 217. rocznicą uchwalenia Konstytucji 3 maja.
W szlacheckiej, a raczej magnackiej Polsce, w XVIII wieku panowały: anarchia, egoizm, korupcja, liberum veto, bałagan, pusty skarbiec, pospolite ruszenie, które nie chciało się ruszać i co jeszcze? Nie było tylko porządku, silnej władzy, dbałości o wspólne dobro.
W tak trudnej sytuacji znaleźli się ludzie mądrzy, uczciwi i odważni. Podjęli oni wielki wysiłek, żeby ratować Rzeczpospolitą. Nie uratowali. Kto wie, może ich działalność nawet przyspieszyła upadek państwa. Przecież po uchwaleniu Ustawy Rządowej, którą obecnie nazywamy Konstytucją 3 maja, zawiązała się zdradziecka konfederacja targowicka, Nastąpił drugi rozbiór Polski, insurekcja kościuszkowska i trzeci rozbiór - wszystko w ciągu czterech lat.
Wysiłek patriotów, na krótką metę, okazał się nieskuteczny. W dłuższej perspektywie jednak, wywarł przemożny wpływ na świadomość narodu, na jego tożsamość i na podejmowanie walki o wyzwolenie. Konstytucja, która powstała w tak dramatycznych okolicznościach, okazała się wielkim dobrem.
Mam nadzieję, chcę w to wierzyć, że środowisko polskich niewidomych nie jest w tak fatalnej sytuacji moralnej, w jakim było społeczeństwo polskie w XVIII wieku. No tak, nie jest... Niestety, nie widzę też reformatorów na miarę Hugo Kołłątaja i Stanisława Staszica.
Nie jest łatwo o genialnych przywódców. Nie w każdym okresie historycznym można ich spotkać. Teraz polskim niewidomym zabrakło wizjonerów i wybitnych działaczy. Cóż, nie moja wina, że nie jestem genialny, że nie jestem obdarzony charyzmą, że nie potrafię porwać ludzi. Czy jednak nic nie mogę?
Myślę, że tak nie jest. Kiedy w XIX wieku okazało się, że zbrojne zrywy nie prowadzą do odzyskania niepodległości, powstała idea pozytywizmu, pracy organicznej, pracy od podstaw. I chyba polskim niewidomym potrzebny jest "pozytywizm", praca od podstaw. Może znajdą się ludzie, którzy taką pracę podejmą, może doprowadzi ona do 1918 r. i do "cudu nad Wisłą".
I tak nastroiła mnie ta rocznica, to święto narodowe.
(Wrzesień 2010)
W publikacji pt. "Finansowanie w 2010 r. magazynu Integracja"(redaktor Piotr Pawłowski pisze:
"Drodzy Czytelnicy, pragnę podzielić się z Wami dobrymi wiadomościami, że w dniu 27lipca 2010 została podpisana umowa pomiędzy PFRON a Stowarzyszeniem Przyjaciół Integracji- wydawcą Magazynu Integracja na realizację projektu wydawniczego Magazyn Integracja i portal www.niepelnosprawni.pl, co oznacza, iż nasz portal i magazyn uzyskały z PFRON środki finansowe niezbędne do dalszej działalności".
"Integracja" jest dwumiesięcznikiem. Do lipca więc powinny ukazać się już 3 numery tego czasopisma, a tu dopiero 27 lipca podpisana została umowa na jego finansowanie. Czy więc jest to dobra wiadomość?
Dobra, jeżeli uznamy, że lepiej późno niż wcale, że w ogóle umowy i pieniędzy mogłoby zupełnie nie być. Jeżeli jednak prawdziwe jest porzekadło: "Dwa razy daje ten, kto szybko daje", trzeba przyznać, że szybkości to PFRON-owi zabrakło.
"Integracja" jest magazynem o problematyce dotyczącej wszystkich rodzajów niepełnosprawności i sposób dofinansowywania działalności na rzecz osób niepełnosprawnych dotyczy wszystkich organizacji pozarządowych działających na ich rzecz.
Moim zdaniem, taki stan finansowania należy uznać za fatalny, nonsensowny i niczym nieuzasadniony. Żeby nie było wątpliwości, stan taki istnieje od wielu lat, chyba od czasu powstania Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Umowy z PFRON-em podpisywane były, raz nieco wcześniej, innym razem później, ale nigdy nie w rozsądnym czasie, który umożliwiałby spokojną realizację zadań.
Uczciwie stwierdzić trzeba, że rozwiązanie tego problemu nie leży w możliwościach Zarządu ani Rady PFRON-u. Oczywiście, władze Funduszu mogłyby trochę usprawnić przeprowadzanie konkursów i podpisywanie umów, ale tylko trochę. Główne trudności wynikają z prawa ogólnopaństwowego, do którego PFRON musi się dostosowywać. A zgodnie z tym prawem, najpierw Sejm RP musi przyjąć budżet na dany rok, co zwykle następuje w pierwszym kwartale roku, którego dotyczy. Następnie poszczególne działki budżetu są rozpracowywane przez ministerstwa, a następnie przez instytucje, których dotyczą, w tym przypadku przez PFRON.
Władze PFRON-u muszą mieć zatwierdzony budżet i dopiero wówczas mogą rozpisywać konkursy. Wymaga to czasu, rozpisania konkursu, zebrania ofert, opracowania, zaopiniowania, podjęcia decyzji, przygotowania umów i pewnie dopełnienia innych formalności. Można te procedury trochę usprawnić, skrócić, ale nie na tyle, żeby umożliwiały sensowne planowanie działalności i sensowną działalność.
Ale przecież, na litość Boską, tak być nie musi. Przecież wszystkie jednostki administracji państwowej i wszystkie instytucje finansowane z budżetu państwa działają od pierwszego stycznia, a nie od 27 lipca. Czy ktoś może sobie wyobrazić, żeby od pierwszego stycznia nie było pieniędzy na opłatę pracowników urzędów państwowych, policjantów, służby dyplomatycznej, wyżywienia więźniów itp.? Przecież pracownicy PFRON-u również otrzymują wynagrodzenia w styczniu za styczeń, a nie w sierpniu. Przecież biura PFRON-u pokrywają rachunki za usługi telekomunikacyjne, energię elektryczną, dostawę zimnej i ciepłej wody, za ogrzewanie, wywóz śmieci itd. I jest na to sposób, i nie trzeba czekać do sierpnia, żeby zapłacić za toner do drukarek, papier i przesyłki pocztowe. Dlaczego więc organizacje pozarządowe działające na rzecz osób niepełnosprawnych, np. PZN, PZG, TPG muszą czekać tak długo? Dodam, że niekiedy mogą nie doczekać się na dofinansowanie. W takiej sytuacji znalazł się w br. PZG.
Myślę, że istnieje możliwość radykalnego usprawnienia przyznawania dofinansowania i to nawet przy zachowaniu zasad budżetów zadaniowych i konkursów.
Wiadomo, że na zadania przewidziane ustawą o rehabilitacji w każdym roku będą pieniądze, nie wiadomo tylko, ile ich będzie. Może więc dobrym rozwiązaniem byłoby przyznawanie pod koniec roku na rok następny zaliczkowo środków finansowych w wysokości np. 25, 40 czy 50 procent kwot przyznanych w roku mijającym? W takim przypadku, konkursy powinny być rozstrzygnięte do końca października, a umowy podpisane do 30 listopada na rok następny. W umowie należałoby zaznaczać, że przyznana jest kwota na działalność w pierwszym kwartale albo w pierwszych czterech miesiącach, albo w pierwszym półroczu, a w tym czasie, podjęta zostanie decyzja co do wysokości całej kwoty na dany rok. W ten sposób, unikałoby się niebezpieczeństwa przekroczenia budżetu, bo zawsze byłaby możliwość dostosowania wielkości dofinansowania do posiadanych środków finansowych, które zatwierdził Sejm RP.
Inną możliwością byłoby przyjęcie, że rok finansowy organizacji pozarządowych rozpoczyna się 1 lipca i trwa do 30 czerwca roku następnego. Jeżeli pół roku jest okresem zbyt krótkim na załatwienie wszystkich formalności, rok budżetowy omawianych organizacji mógłby zaczynać się 1 października i trwać do 30 września. Wówczas organizacje te mogłyby spokojnie pracować, przynajmniej w okresach rocznych. Pomijam tu trudności związane z odmową przyznania dofinansowania na kontynuowanie zadań wcześniej rozpoczętych albo o charakterze ciągłym, np. wydawanie prasy. To już inne zagadnienie.
Być może, podobne pomysły nie są realne. Z całą pewnością są one niezgodne z obowiązującym prawem, ale prawo można zmieniać tak, żeby służyło ludziom. To nie ludzie są dla prawa, lecz prawo dla ludzi.
Z całą stanowczością pragnę stwierdzić, że obecna praktyka w omawianej dziedzinie, jest nieefektywna i powinna być zmieniona. Jeżeli na pomoc osobom niepełnosprawnym, ze środków publicznych przeznacza się olbrzymie kwoty, to pieniądze te powinny być efektywnie wykorzystywane i to niezależnie od tego, co na ten temat mają do powiedzenia urzędnicy ministerstw i PFRON-u. Obecny stan powinien być szybko zmieniony. Zmiana taka przyczyniłaby się do lepszego zaspokajania potrzeb osób niepełnosprawnych bez zwiększania nakładów na ten cel.
(maj 2014)
W dniu 4 czerwca br. mija 25 lat polskiej transformacji, polskiej demokracji. Warto zastanowić się, co zmiany ustrojowe przyniosły polskim niewidomym i słabowidzącym. Jaka była sytuacja osób z uszkodzonym wzrokiem i jaka jest obecnie.
Zacznę od stwierdzenia, że nie tęskno mi do PRL-u, że był to okres bardzo niekorzystny dla całego narodu, okres w którym Polska nie rozwijała się prawidłowo. W spadku po PRL-u otrzymaliśmy zacofaną gospodarkę, olbrzymie braki wszystkich dóbr i przyzwyczajenia, które utrudniały pokonywanie wielkich trudności. Taka jest moja ocena z ogólnego punktu widzenia. Trzeba jednak wiedzieć, że ten ogólny punkt widzenia nie odnosi się do wszystkich obywateli, a zwłaszcza do ich odczuć i ocen. Jest wielu, którzy gotowi są twierdzić, że dawniej żyło się im lepiej niż obecnie.
Warto wiedzieć, że Polska Rzeczpospolita Ludowa powstała w wyniku decyzji wielkich mocarstw, które wykazały dużą naiwność, albo nie mogły przeciwstawić się późniejszym poczynaniom generalissimusa Józefa Stalina i Związku Radzieckiego. Polacy nie chcieli takiego ustroju i nawet walczyli z nim zbrojnie.
Nie znaczy to jednak, że wszystko było bezdennie złe. Prawda, że były długie okresy, w których nie było prawie żadnych towarów na półkach, że niemal wszystko, co było, było na kartki. Prawda, że problemem wielu Polaków była rolka papieru toaletowego, że nic się nie kupowało, ale się zdobywało, załatwiało, miało szczęście dostać, tj. zapłacić i jeszcze dać łapówkę, ale mieć. Prawda, że towarów nie sprowadzano, nie sprzedawano, tylko dzielono, rzucano, dawano.
Przychodzi klient do sklepu mięsnego, patrzy - tylko ocet na półkach i godło państwa na ścianie. Pyta więc, co może dostać. Na to ekspedientka - to co widać. Klient - to proszę pół orła.
Oczywiście, że były i lepsze okresy, ale mówiło się, że gospodarkę Polski charakteryzują permanentne braki dóbr konsumpcyjnych.
Prawda, że wszystko było zakazane, że nie było wolności zrzeszeń, działalności politycznej poza PZPR-em, nie było wolności słowa poza państwowym radiem, państwową telewizją i "Trybuną Ludu".
Pytanie: czym różni się PRL od USA?
Odpowiedź: niczym, bo: W USA wolno krytykować prezydenta Stanów Zjednoczonych i w Polsce wolno krytykować prezydenta Stanów Zjednoczonych, w USA za dolary wszystko można kupić i w Polsce za dolary wszystko można kupić, w USA za złotówki nic nie można kupić i w Polsce też za złotówki nic kupić nie można.
Młodsi czytelnicy pewnie nie bardzo wiedzą, o czym piszę. Oni nie znają pustych półek, sklepów za żółtymi firankami, Peweksów i sklepów Baltony, w których kupowało się za dolary. Ale starsi to pamiętają.
Dowcip z tamtych czasów głosi, że kiedy zaczęli budować socjalizm na Saharze, to piasku zabrakło. Taki to był ustrój.
Nie było towarów, ale i bezrobocia nie było. Nie oznacza to, że cała siła robocza była efektywnie wykorzystywana. Brak bezrobocia wynikał z założeń ideologii realnego socjalizmu, a nie ze sprawnie działającej gospodarki.
Delegacja francuskich związków zawodowych zwiedzała budowę w Polsce. Zobaczyli dwóch robotników pchających taczkę, którą powinien pchać jeden robotnik. Zapytali więc, dlaczego taczkę tę pcha dwóch robotników. W odpowiedzi usłyszeli, że dlatego, bo trzeci jest na zwolnieniu lekarskim. W ten sposób realizowano pełne zatrudnienie.
Nie znaczy to, że w okresie PRL-u nic dobrego się nie działo. Tak nie było, a było i coś bardzo dobrego. Otóż w tym okresie przybyło kilkanaście milionów Polaków, a teraz nas ubywa. Odbudowywano kraj potwornie zniszczony w czasie wojny, a po wojnie znaczna część maszyn i urządzeń fabrycznych, które nie uległy zniszczeniu, została wywieziona do Związku Radzieckiego. Dodać należy, że druga Rzeczpospolita pod względem gospodarczym zajmowała jedno z ostatnich miejsc w Europie, co było spadkiem po zaborach, pierwszej wojnie światowej oraz wojnie z bolszewikami. No i te potworne zniszczenia po drugiej wojnie. Polska była też potężnie wykrwawiona, straciła kilka milionów obywateli. Niełatwo było o jakiekolwiek sukcesy gospodarcze. A mimo to Warszawa, Wrocław, Gdańsk, Łomża i setki mniejszych miast powstały z rumowiska gruzów. Zagospodarowane zostały ziemie zachodnie i północne (ziemie odzyskane), budowaliśmy tysiąc szkół na tysiąclecie Polski, służba zdrowia organizowała białe niedziele, czyli w czynie społecznym badanie i leczenie ludności wiejskiej. W PRL wykształciło się tysiące inżynierów, lekarzy, nauczycieli, prawników, naukowców, odtworzono niemal zupełnie wyniszczoną inteligencję.
Taka też była prawda. Trzeba to uwzględnić i starać się zrozumieć. Nie można wszystkiego potępiać w czambuł, chociaż do dzisiaj odrabiamy straty, jakie wówczas powstały. A były to straty gospodarcze, polityczne, społeczne, moralne i świadomościowe. Polska była tylko częściowo suwerenna. Nie mogła np. skorzystać z planu Marshalla, na wszystko, co było ważne, musiała mieć zgodę ZSRR. No i była bieda.
Muszę też zwrócić uwagę Szanownych Czytelników, że nie ma czegoś takiego, jak obiektywna ocena poziomu życia. Nie możemy powiedzieć, że ktoś jest zamożny, bogaty bez porównania z bogactwem, z zamożnością innych ludzi. Jest to bardzo ważne dla zrozumienia sytuacji niewidomych w PRL-u.
Czytałem kiedyś o bardzo bogatym Eskimosie. Rzecz działa się w dziewiętnastym stuleciu. Otóż Eskimos ten miał 3 metalowe haczyki do wędek na ryby. Nikt inny takiego skarbu nie miał, a haczyki musiał sobie robić z ości rybich. No i ten, kto miał haczyki metalowe, czuł się niezmiernie bogaty.
Milioner jest bardzo bogaty w porównaniu ze zdecydowaną większością naszych czytelników, ale jest ubogi w porównaniu z multimiliarderami. Społeczeństwo polskie było bardzo biedne, żyło superskromnie. A jak na tym tle wyglądała sytuacja niewidomych?
Oczywiście, również żyli bardzo nędznie, zwłaszcza w porównaniu z niewidomymi z krajów Zachodniej Europy czy Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. To jednak było daleko, za żelazną kurtyną. A w kraju? Odpowiedź nie jest już tak oczywista. Warto jednak pamiętać, że nie można naszej sytuacji porównywać do sytuacji obywateli krajów, które i przed wojną były o wiele bogatsze od Polski. Nie zostały zniszczone tak potwornie jak Polska i mogły korzystać z zasobów bogatych Stanów Zjednoczonych Ameryki.
Po tych zastrzeżeniach zastanówmy się nad sytuacją niewidomych w PRL-u.
Niewidomi korzystali z wielu uprawnień i przywilejów. Niektóre z nich miały duże znaczenie, a inne były wręcz śmieszne. Wymienię te uprawnienia, które zdołam sobie przypomnieć, a każdy będzie mógł ocenić ich wartość. I tak niewidomi mieli prawo do:
a) pobierania pełnej renty przy jednoczesnym wykonywaniu pracy zawodowej i uzyskiwaniu nielimitowanych zarobków,
b) otrzymania renty inwalidzkiej po pięciu latach pracy, niezależnie od daty i przyczyny utraty wzroku,
c) pobierania przez jakiś czas znacznie wyższego dodatku pielęgnacyjnego niż pozostałe osoby niepełnosprawne - 800 zł, a inni 500 zł, oczywiście wartość pieniądza była wówczas znacznie mniejsza niż obecnie,
d) zwolnienia z podatku od dochodów osobistych w czasie, w którym Polacy płacili taki podatek,
e) zniżek za przejazdy kolejami i autobusami PKS,
f) bezpłatnych biletów dla przewodników przy podróżowaniu samolotami,
g) bezpłatnego przewozu przewodnika przy przejazdach PKP i PKS,
h) bezpłatnego podróżowania środkami lokomocji miejskiej z przewodnikiem,
i) zwolnienia z podatku drogowego za posiadany samochód osobowy,
j) zwolnienia z podatku "bykowego" w okresie, kiedy podatek ten płaciły osoby samotne,
k) dodatku na paliwo do posiadanego samochodu osobowego, o ile pamiętam, miesięcznie w wysokości umożliwiającej zakup dziesięciu litrów benzyny,
l) pobierania stałych zasiłków, jeżeli nie mieli własnych źródeł utrzymania, niezależnie od sytuacji materialnej osób zobowiązanych do alimentacji,
ł) do otrzymywania talonów, przydziałów, innych ułatwień w nabywaniu atrakcyjnych towarów,
m) dokonywania zakupów, korzystania z pomocy medycznej i załatwiania spraw urzędowych poza kolejnością,
n) zakupu z pięćdziesięcioprocentową zniżką biletów na przejazd kolejami linowymi i statkami żeglugi białej,
o) wyjazdu do sanatorium i prewentorium z przewodnikiem,
p) do dodatkowego pokoju w mieszkaniu przydziałowym lub w spółdzielczym,
r) niewidomi studenci do otrzymywania wszystkich trzech rodzajów stypendiów, tj. pieniężnych, mieszkaniowych i stołówkowych,
s) niewidomi studenci do otrzymywania z uczelni stypendiów lektorskich - była to znaczna pomoc, bo kiedy podstawowe stypendium na wyższych latach studiów wynosiło 450 zł miesięcznie, stypendium lektorskie wynosiło 375 zł miesięcznie.
Być może o jakimś uprawnieniu zapomniałem, ale i tak prawie alfabetu mi zabrakło do ich wypunktowania. Dodam, że nie wszystkie uprawnienia przysługiwały przez cały czas trwania PRL. Wprowadzane były stopniowo, a niektóre również wycofywane.
Jest rzeczą oczywistą, że nie licząc uprawnień do zniżek za bilety na koleje linowe i statki żeglugi białej, uprawnienia te wpływały na poprawę poziomu życia.
Obecnie, jeżeli niektórzy niewidomi z tęsknotą wspominają dawny ustrój, można to zrozumieć, zwłaszcza jeżeli uwzględni się czynniki kształtujące świadomość, o których piszę poniżej.
Warunki funkcjonowania Polskiego Związku Niewidomych
PZN był i jest stowarzyszeniem, ale w PRL-u nieformalnie był również jakby urzędem państwowym do spraw niewidomych. Nie miał takiej swobody działania jak obecnie, był nadzorowany przez Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej oraz, co nawet było ważniejsze, przez Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Dotyczyło to władz centralnych, a władze okręgowe nadzorowane były przez komitety wojewódzkie PZPR i wojewódzkie wydziały zdrowia, koła przez komitety miejskie i wydziały zdrowia odpowiednich rad narodowych. Ale to może i dobrze, bo PZN nie mógł narobić tylu głupstw, ile udało się mu w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego stulecia. Z drugiej strony, działacze PZN-u nie mogli nauczyć się rzeczywistej samorządności. To jednak mniej interesuje przeciętnych jego członków, ale to, że był silny, potężny, ważny, już tak.
PZN był na całkowitym utrzymaniu państwa. Jego budżet był planowany w Ministerstwie Zdrowia i Opieki Społecznej. Budżet ten był w każdym roku większy, nigdy mniejszy.
Do początku lat dziewięćdziesiątych MZiOS finansowało:
a) szkolenia rehabilitacyjne, w tym nowo ociemniałych, niewidomych ze złożoną niesprawnością, ociemniałych z powodu cukrzycy,
b) działalność kulturalno-oświatową - utrzymanie i funkcjonowanie świetlic, zespołów muzycznych, wokalnych, recytatorskich i innych, klubów esperanckich,
c) wypoczynek niewidomych i ich rodzin,
d) sport i turystykę,
e) działalność wydawniczą PZN-u - książki brajlowskie i mówione oraz kilkanaście tytułów czasopism,
f) działalność Centralnej Biblioteki PZN,
g) zakup szeroko rozumianego sprzętu rehabilitacyjnego, w tym sprzętu gospodarstwa domowego,
h) wypłatę stypendiów lektorskich oraz zawodowych i społecznych lektoratów,
i) przyznawanie zapomóg doraźnych i losowych,
j) działalność inwestycyjną,
k) utrzymanie lokali związkowych,
l) środki na fundusz płac zatrudnionych pracowników,
ł) z Zarządu Lecznictwa Uzdrowiskowego w każdym roku PZN otrzymywał tysiąc do tysiąc sto skierowań sanatoryjnych.
Ważnym uprawnieniem, chociaż wynikającym tylko z praktyki, a nie z prawa, były przydziały różnego rodzaju dóbr. I tak, niewidomi za pośrednictwem PZN-u mogli otrzymać: przydział na mieszkanie, talony na sprzęt gospodarstwa domowego, na meble, samochody i opony do samochodów, i pewnie to nie wszystko.
PZN otrzymywał przydziały: papieru na druk czasopism brajlowskich, czasami papier toaletowy, maszyny do pisania, magnetofony i wiele innych dóbr, a nawet przydział kawy na Dzień Kobiet.
Obecnie PZN nie ma zapewnionego stałego finansowania. Może ubiegać się jedynie o dofinansowanie zadań, ale musi zapewnić część kosztów ich realizacji z własnych pieniędzy, a ponadto nigdy nie wiadomo, kiedy i na co uda się otrzymać pieniądze. W 2014 r. np. PFRON nie przyznał pieniędzy na zakup psów przewodników oraz na wydawanie prasy. Warto dodać, że z kilkunastu tytułów zostały tylko trzy, a i na te nie ma pieniędzy. Zostało zawieszone wydawanie "Naszych Dzieci", natomiast "Promyczek", "Światełko" i "Pochodnia" ukazują się tylko w wersji elektronicznej, przy czym "Pochodnia" została przekształcona w kwartalnik.
Legitymacja PZN-u była dokumentem uprawniającym do korzystania z wyżej wymienionych uprawnień. Obecnie legitymacja Związku nie uprawnia już chyba do niczego. Może jeszcze w niektórych miastach do korzystania z ulgowych przejazdów środkami lokomocji miejskiej, ale np. w Warszawie od 1 kwietnia 2014 r. nie jest honorowana.
Większość wyżej wymienionych uprawnień już nie przysługuje, a inne straciły znaczenie, np. prawo do dokonywania zakupów poza kolejnością.
Prawda, że pojawiły się nowe możliwości, np. renty socjalne, możliwość uzyskania dofinansowania kosztów turnusów rehabilitacyjnych, dofinansowania zakupu sprzętu rehabilitacyjnego czy dofinansowania likwidacji barier komunikacyjnych oraz architektonicznych w mieszkaniu. Możliwości te jednak uzależnione są od dochodów, nie są obligatoryjne i istnieją poza Związkiem. Można o nie ubiegać się w PCPR-ach lub w PFRON-ie.
Utrata możliwości świadczenia przez PZN tak szerokiej pomocy i uprawnień wynikających z przepisów państwowych, odbierana jest przez wielu jako krzywda i niesprawiedliwość. Wielu uważa, że PZN jest dla nich nieprzydatny, niepotrzebny i nie warto płacić składek członkowskich.
Dodać należy, że istniały również inne formy pomocy, z których korzystali niewidomi i słabowidzący, np. Wojewódzki Wydział Zdrowia w Katowicach finansował działalność Zakładu Rehabilitacji i Szkolenia Inwalidów Wzroku w Chorzowie, a Wojewódzki Wydział Zdrowia w Krakowie Szkołę Masażu Leczniczego. Cały czas finansowane były i są ośrodki szkolno-wychowawcze dla niewidomych i słabowidzących.
Sytuacja osób z uszkodzonym wzrokiem zatrudnionych w spółdzielczości niewidomych
Spółdzielczość ta zatrudniała ponad dziesięć i pół tysiąca niewidomych i słabowidzących. Korzystali oni ze wszystkich uprawnień wynikających z przepisów państwowych i częściowo z pomocy PZN-u. Poza tym spółdzielnie zapewniały im:
a) mieszkanie w internacie (hotel robotniczy spółdzielni),
b) żywienie w spółdzielczej stołówce,
c) wyjazdy na wczasy, na obozy, rajdy,
d) pieniądze na zakup sprzętu rehabilitacyjnego i każdego innego, który spółdzielca chciał uznać za rehabilitacyjny, np. glazurę do łazienki i dywany do pokoi,
e) czasami talony na zakup deficytowych towarów,
f) zaopatrzenie w produkty żywnościowe, których brakowało w sprzedaży,
g) opiekę lekarską.
Było nawet tak, że niewidomi i słabowidzący spółdzielcy otrzymywali dodatek za podatek. Jak już pisałem, niewidomi zwolnieni byli z podatku od dochodów osobistych. Kiedy podatek ten został zniesiony i nikt w Polsce go nie płacił, uznano że sytuacja materialna niewidomych relatywnie uległa pogorszeniu w stosunku do reszty społeczeństwa. Spółdzielnie więc wyrównywały im tę stratę wypłacając równowartość podatku, jaki powinni płacić, a nie płacili.
Ważną pomocą dla spółdzielni była wyłączność produkcji niektórych wyrobów, np. szczotek oraz przydziały surowców, środków transportu i maszyn.
Oczywiście, że nie we wszystkich spółdzielniach było aż tak dobrze, że nie wszyscy korzystali ze wszystkiego. Świadomość istnienia różnych przywilejów i uprawnień pozytywnie wpływała na ocenę własnej sytuacji. Można powiedzieć, że niewidomym spółdzielcom żyło się lepiej niż przeciętnym obywatelom PRL-u. Zresztą, nie tylko im. Dobrze żyło się też niewidomym masażystom, którzy korzystali z dużej zniżki czasu pracy - pracowali po 6 godzin dziennie, a widzący masażyści po 8 godzin. W rezultacie niewidomi mogli pracować bez trudu na 1,5 etatu albo i więcej.
Uprawnienia te i przywileje powodowały, że poziom życia wielu niewidomych i słabowidzących był wyższy w porównaniu z poziomem życia osób, które nie korzystały z podobnych uprawnień. Niewidomi wprawdzie nie korzystali z takich uprawnień, przywilejów i różnych świadczeń jak milicjanci, pracownicy komitetów Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, nie mówiąc już o dygnitarzach partyjnych, ale mieli nieco lepiej niż większość społeczeństwa. Obrazowo można powiedzieć, że wtedy większość obywateli PRL-u jadła chleb cienko posmarowany margaryną, a niewidomi spółdzielcy jedli chleb cienko posmarowany masłem. Nie był to luksus, ale zawsze coś nieco lepszego. No i trzeba dodać, że wszystko to dotyczyło tych bardziej aktywnych, pracujących, studiujących.
Zatrudnienie dawniej i obecnie
Pracowałem w Białostockiej Spółdzielni Niewidomych w dziale metalowym. Produkowaliśmy zamknięcia pałąkowe do butelek. Warunki pracy były podłe, ale prawie wszędzie wówczas dobrze nie było. Brygadzista Tolek mówił nam: gdybym miał odpowiednie maszyny, mógłbym z wami samoloty produkować. Tolek nie miał najmniejszego pojęcia o produkcji samolotów, ale i my go nie mieliśmy. Ja wówczas miałem 20 lat i wierzyłem. Bo w okresie międzywojennym pracowało w Polsce 250 niewidomych, może nieco więcej, a tylko Białostocka Spółdzielnia zatrudniała kilkaset osób z uszkodzonym wzrokiem. Jak tu nie wierzyć?
Niewidomi spółdzielcy byli dumni z pracy, cieszyli się, że mogą pracować, że mają tyle różnorodnej pomocy. Byli dumni, niektórzy bardziej niż dumni, buta ich rozpierała. Czuli się ważni, potrzebni, budowali Polskę, byli szanowani przez władze państwowe i przez PZPR, przez członków ich rodzin i znajomych. To się liczyło, to się musiało liczyć.
Nie liczył się natomiast fakt, że spółdzielnia pracowała na zasadach dalekich od ekonomicznych. Wszystkie zakłady pracowały na innych zasadach niż ekonomiczne. Gdyby liczono się wówczas z prawami ekonomii i ekonomiki, ustrój realnego socjalizmu by się nie zawalił. Spółdzielnie nie były więc czymś wyjątkowym, a spółdzielcy byli takimi samymi pracownikami jak pozostali.
Takimi samymi pracownikami byli również niewidomi masażyści, pracownicy spółdzielczości inwalidów i wszędzie tam, gdzie byli zatrudnieni. Nikt nie liczył się z wydajnością pracy, ze skróconym czasem pracy, ani z niczym podobnym.
Niewidomi i słabowidzący mogli czuć się wartościowymi pracownikami, mieć dobre mniemanie o sobie i dobre samopoczucie. A jak jest obecnie?
PFRON dofinansowuje koszty zatrudnienia osób niepełnosprawnych. Od pierwszego kwietnia 2014 r. wysokość refundacji uległa zmniejszeniu, ale do tego czasu w zakładach pracy chronionej mogła wynosić nawet 100 procent kosztów. I może nawet nie byłoby w tym nic złego, gdyby pracodawcy nie wmawiali wszystkim, w tym niepełnosprawnym pracownikom, że ich zatrudnianie jest nieopłacalne. Wyglądało to tak, że niewidomi pracownicy pracują za darmo, bo ich koszty zatrudnienia pokrywa PFRON, a i tak pracodawcy nie mają z tego żadnej korzyści, no może minimalną korzyść. Kiedy zmniejszył się poziom dofinansowania, podniósł się raban, że będą zwalniać, bo się nie opłaci zatrudniać.
Powstały możliwości fikcyjnego zatrudniania. Polegało to na tym, że dofinansowaniem otrzymywanym z PFRON-u pracodawcy dzielili się z "niepełnosprawnymi pracownikami", z tym że pracownicy dostawali mniejszą część tego łupu, ale za to nie musieli nic robić.
Piszę w czasie przeszłym, bo obniżony poziom dofinansowania obowiązuje zaledwie kilkanaście dni i jeszcze nie wiadomo, czy nadal będą stosowane takie praktyki. Nie wiadomo też, czy będą masowe zwolnienia. Nie wiem, jak będzie wyglądało zatrudnienie niepełnosprawnych pracowników po zmniejszeniu poziomu dofinansowania kosztów ich zatrudniania. Jest jednak oczywiste, że takie warunki nie stanowią podstawy do dumy z wykonywanej, albo tylko pozorowanej pracy, podstawy wysokiej samooceny, zadowolenia ani uznania społecznego.
Z pewnością nie udało mi się zwrócić uwagi na wszystkie okoliczności życia niewidomych dawniej i obecnie. Z przedstawionych jednak wynika jasno, że są podstawy do porównań i to na niekorzyść obecnej sytuacji. Oczywiście teraz mamy komputery, dostęp do internetu, do prasy, ale to wszyscy mają. Mało jest natomiast uprawnień, z których korzystają tylko niewidomi, które powodowały, że niewidomi czuli się w jakiś sposób wyróżniani i żyło im się lepiej.
I jeszcze pozwolę sobie na przedstawienie osobistej sytuacji. Otóż w maju 1958 r. rozpocząłem poszukiwanie własnego miejsca w życiu, w społeczeństwie. Miałem wówczas dziewiętnaście i pół roku oraz ukończone dwie klasy szkoły podstawowej. Dzięki istnieniu Białostockiej Spółdzielni Niewidomych i jej prezesowi Józefowi Stroińskiemu miejsce dla siebie znalazłem. Otrzymałem pracę, możliwości zamieszkania i zobowiązanie, że mam się uczyć. Spółdzielnia stworzyła mi warunki egzystencji i podstawy dalszego rozwoju. Dzięki temu zatrudnieniu mogłem ukończyć szkołę podstawową, średnią, masaż leczniczy i studia wyższe, a później uzyskać stopień doktora. Konia z rzędem temu, kto potrafiłby obecnie tak pomóc dwudziestoletniemu niewidomemu analfabecie. Można by tylko zaproponować mu warsztat terapii zajęciowej, jeżeli byłby taki w pobliżu lub na pół fikcyjne zatrudnienie w jakiejś firmie, która specjalizuje się w takich praktykach.
Być może młodsi czytelnicy nie do końca będą rozumieli, o czym piszę. Starsi natomiast, zwłaszcza byli pracownicy spółdzielczości niewidomych, z pewnością znajdą powody do podobnych ocen we własnych wspomnieniach.
Obecnie, mimo przeznaczania około pięciu miliardów złotych w każdym roku na wspieranie zatrudnienia osób niepełnosprawnych, osiągane cele są niewspółmiernie małe do ponoszonych kosztów.
Jak widzimy, nawet w tak złym ustroju, jaki mieliśmy przed dwudziestomapięcioma laty, niewidomi mogli znaleźć powody do zadowolenia. Niewidomi żyli nieco lepiej niż przeciętni Polacy, nie licząc członków komitetów PZPR, milicjantów, górników i może jeszcze jakichś innych grup ludności. Ustrój bardzo zły dla narodu, był dla niewidomych łaskawy. Łaskawość ta przejawiała się w pewnych dobrach materialnych, ale co może jest nawet ważniejsze, w tworzeniu warunków do budowania poczucia własnej wartości i godności.
Dodam jeszcze, że ten ustrój był zły dla całego narodu, ale nie wszystko w nim było złe. Pisałem o tym wyżej. Teraz to podkreślam, bo jest to konieczne do zrozumienia, nie tylko postaw niektórych niewidomych, ale również wielu Polaków, którzy przez dziesiątki lat angażowali się w budowę Polski Rzeczypospolitej Ludowej. I nie jest ich winą, że ideologia niszczyła owoce ich wysiłku.
Z drugiej strony nie tylko niewidomi, ale byli pracownicy państwowych gospodarstw rolnych, pracownicy upadłych stoczni itd. mają podstawy do pozytywnych wspomnień i ocen. Sprzyja temu również charakter ludzkiej pamięci, która jest bardzo wybiórcza i selektywna. Dlatego, mimo że PKB Polski przez ostatnie 25 lat uległ podwojeniu, że przybyło mnóstwo sklepów, a ich półki wypełniły się rozmaitymi towarami, mimo że przybyło dróg ekspresowych i autostrad, a wszystkie drogi i ulice wypełniły się samochodami ponad wszelkie wyobrażenia, mimo że miliony Polaków urlopy spędza w zagranicznych kurortach, nie zawsze potrafimy to docenić.
Wiem, że mamy w kraju również biedę, że transformacja nie wszystkim przyniosła korzyści, ale wiem też, że obecny poziom życia większości Polaków jest bez porównania wyższy od tego sprzed dwudziestupięciu laty.
(styczeń 2006)
Jerzy Ogonowski, oprócz spostrzeżeń i opinii, które podzielam, przekazał propozycję organizacji ruchu niewidomych. Propozycja ta polega z grubsza rzecz ujmując na współistnieniu, wzajemnym uzupełnianiu się i współdziałaniu wielu organizacji osób z uszkodzonym wzrokiem. Autor zaprezentował pogląd, że piętnastu przedstawicieli różnych organizacji będzie miało większą siłę niż jedna, trzyosobowa delegacja.
Uważam, że teoretycznie koncepcja ta mogłaby się sprawdzić. W praktyce jednak istnieje znacznie większe prawdopodobieństwo, że różne władze będą wykorzystywały jedne organizacje przeciwko innym i będą osiągały cele, które nie muszą odpowiadać potrzebom osób niewidomych i słabowidzących. Istnieje wielkie niebezpieczeństwo, że te piętnaście organizacji skupi się na rywalizacji, staraniu o pieniądze na własne zadania, na grupowych lub koleżeńskich interesach. Uważam, że zaprezentowana koncepcja jest niebezpieczna i niekorzystna dla naszego środowiska.
Nie oznacza to, że nie są potrzebne poszukiwania nowszych form organizacyjnych, bardziej dostosowanych do obecnych potrzeb. Bez wątpienia wszystko ulega zmianom, przemianom, powstaje, rozwija się i zanika. Niekiedy procesy te zachodzą bardzo szybko, niekiedy trwają setki lat. Niezależnie od tego, zmiany są stałym składnikiem rozwoju.
Interesującą koncepcję organizacji ruchu niewidomych przedstawił w grudniowym numerze "Pochodni" Józef Szczurek w artykule "Najprostsza droga". Czytamy: "Moim zdaniem, optymalna sytuacja powstaje wówczas, gdy działa jedna organizacja niewidomych i słabowidzących, mająca charakter powszechny, obejmująca swym zasięgiem cały kraj. Do jej obowiązków powinny należeć zadania dotyczące wszystkich inwalidów wzroku,/.../". Józef Szczurek uważa, że organizacja ta powinna zajmować się m.in.: obroną interesów niewidomych i słabowidzących na szczeblu ogólnopaństwowym, występowaniem wobec władz rządowych, parlamentarnych i innych instytucji o zasięgu krajowym, staraniem się o jak najkorzystniejsze rozwiązania prawne i instytucjonalne, organizowaniem wydawnictw książkowych, prasowych i edukacyjnych oraz zaopatrzeniem w sprzęt rehabilitacyjny.
Dalej czytamy: "Obok niej powinno istnieć nawet kilkadziesiąt stowarzyszeń mających wyraźnie określone programy, na przykład - edukacyjne, samopomocowe, rehabilitacyjne, usługowe, kulturalne."
Zachęcam do zapoznania się z tym artykułem. Z powyższych cytatów wyraźnie wynika, że jest to koncepcja odmienna od zaprezentowanej przez Jerzego Ogonowskiego.
Rozważenia wymaga każda przemyślana propozycja. Dyskutujemy o sprawach dotyczących nas wszystkich. Nikt z nas nie ma monopolu na mądrość, na najlepsze, jedynie słuszne poglądy i propozycje. Wspólnymi siłami natomiast można wypracować rozwiązania optymalne, osiągnąć kompromis, uwzględnić różne punkty widzenia i różne interesy.
Można rozstrzygnąć, co jest korzystniejsze: federacja, organizacja jednolita, osobowość prawna kół, jedna czy wiele organizacji, organizacje wąskotematyczne i o działalności ogólnej. Koncepcji może być wiele, a każda z nich wymaga szczegółowych zapisów.
Nie tylko my widzimy potrzebę zmian. W grudniowym numerze "Pochodni" czytamy m.in.: "Członkowie prezydium zapoznali się też z wnioskami GKR z narady szkoleniowej przedstawicieli okręgowych komisji rewizyjnych. Jednym z postulatów jest konieczność wprowadzenia kolejnych zmian do statutu Związku. W przeszłości prace nad zmianami podejmowano na kilka miesięcy przed zjazdem. Okres ten był jednak chyba za krótki na szerokie konsultacje, dlatego już można zacząć taką pracę. Postanowiono więc powołać zespół, który będzie pracować pod egidą prezydium."
Jest to słuszna decyzja. Zespół taki jednak nie jest w stanie ogarnąć całokształtu problematyki środowiska, uwzględnić ogólnych i szczegółowych potrzeb oraz zaproponować kompleksowych rozwiązań. Potrzebuje inspiracji wielu osób, doświadczeń wielu działaczy, wiedzy z różnych dziedzin itp. Włączmy się więc w te prace. Publikujmy nasze przemyślenia, wnioski, oceny i propozycje. Jestem przekonany, że jeżeli uda się nam zaproponować dobre rozwiązania, propozycje nasze zostaną uwzględnione.
(lipiec 2013)
Często używamy określeń: "nasze środowisko", "środowisko niewidomych", "środowisko niewidomych i słabowidzących", "środowisko osób z uszkodzonym wzrokiem". Warto się zastanowić, czym jest to środowisko. Oczywiście, istnieją różne środowiska, np. środowisko przyrodnicze, środowisko zasadowe (chemia), środowiska zawodowe. Nas interesuje środowisko społeczne, ponieważ określenie to dotyczy ludzi.
Według Wikipedii: "Środowisko społeczne to względnie trwały układ jednostek, grup społecznych innych zbiorowości ludzkich oddziałujących na rozwój, zachowanie się i aktywność człowieka.
Szczególne znaczenie dla funkcjonowania jednostki mają takie składniki środowiska społecznego, jak:
* rozmieszczenie zbiorowości, decydujące o intensywności i różnorodności kontaktów międzyludzkich
* wykształcenie innych jednostek i grup, najsilniej powiązanych z daną jednostką
* pozycja społeczna jednostek i grup, które mają wpływ na ekonomiczny i kulturalny poziom życia jednostki".
Jest to prosta definicja. Spróbujmy zastanowić się nad jej składnikami i odnieść je do naszego środowiska.
"Środowisko społeczne to względnie trwały układ jednostek, grup społecznych innych zbiorowości ludzkich oddziałujących na rozwój, zachowanie się i aktywność człowieka".
Z pewnością takie ujęcie odnosi się w całości również do niewidomych i słabowidzących. Czy jednak to, co określamy jako "nasze środowisko" spaja w względnie trwały sposób osoby z uszkodzonym wzrokiem? Można mieć poważne wątpliwości. Postaram się wykazać różnice między naszym środowiskiem a innymi środowiskami. Uczynię to na podstawie trzech składników środowiska, które mają szczególne znaczenie dla funkcjonowania jednostek ludzkich.
1) "rozmieszczenie zbiorowości, decydujące o intensywności i różnorodności kontaktów międzyludzkich"
Nasze środowisko, ogólnie rzecz ujmując, jest rozproszone. Niewidomi i słabowidzący wtopieni są w społeczność ludzi widzących, żyją wśród nich i z nimi kontaktują się najczęściej. Intensywność kontaktów osób z uszkodzonym wzrokiem z osobami widzącymi jest bez porównania większa niż kontaktów między sobą. Jeżeli niewidomi mieszkają na wsiach lub w małych miasteczkach, ich kontakty z innymi niewidomymi czy słabowidzącymi są raczej sporadyczne, albo nie istnieją zupełnie. Oczywiście, w ośrodkach szkolno-wychowawczych dla niewidomych i słabowidzących, w zakładach pracy chronionej i podobnych instytucjach kontakty te wyglądają inaczej, ale dotyczą one tylko niewielkiej części osób z uszkodzonym wzrokiem.
Jeżeli kontakty niewidomych i słabowidzących między sobą nie są tak intensywne, jak z osobami widzącymi i jak osób widzących między sobą, nie mogą powstawać między nimi równie silne więzi społeczne. Środowisko to więc nie może być silnie zintegrowane.
2) "wykształcenie innych jednostek i grup, najsilniej powiązanych z daną jednostką"
Dotyczy to głównie grup zawodowych - nauczycieli, prawników, lekarzy, rolników itp. Wśród niewidomych i słabowidzących czynnik wykształcenia nie pełni podobnej roli, gdyż nie wiąże się z pracą zawodową. Jeżeli nawet mogłyby powstać jakieś grupy np. niewidomych prawników czy masażystów, ich rozproszenie i ograniczone kontakty nie pozwalają na powstawanie silnych więzi społecznych. Wykształcenie nie jest więc czynnikiem integrującym.
3) "pozycja społeczna jednostek i grup, które mają wpływ na ekonomiczny i kulturalny poziom życia jednostki"
Można powiedzieć, że w otoczeniu niewidomych najczęściej nie ma innych osób z uszkodzonym wzrokiem, które wpływałyby na ich ekonomiczny i kulturalny poziom życia. Są natomiast osoby widzące, które wywierają taki wpływ. Pozycja ta więc również nie integruje naszego środowiska.
Czynnikiem integrującym jest chyba tylko sama niepełnosprawność. Ze względu na rozproszenie osób z uszkodzonym wzrokiem, a także ich zróżnicowanie pod względem właśnie niepełnosprawności, czynnik ten działa w bardzo ograniczonym zakresie.
Osoby słabowidzące utożsamiają się raczej z osobami widzącymi, a nie niewidomymi. Ich techniki społecznego bytowania są prawie identyczne z tymi, które stosują osoby widzące, gdyż głównym zmysłem, którym się posługują jest wzrok.
Osoby niewidome natomiast stosują odmienne techniki społecznego bytowania - ich dominującymi zmysłami jest dotyk i słuch. Mógłby to być silny czynnik integrujący, ale osób tych nie ma zbyt dużo, czyli rozproszenie osób niewidomych jest jeszcze większe niż osób z uszkodzonym wzrokiem, czyli niewidomych i słabowidzących. Brak wzroku więc, mimo że potencjalnie powinien integrować, ze względu na brak intensywnych kontaktów słabo pełni rolę integracyjną. Dodać należy, że sam brak wzroku nie jest wystarczający do wzajemnych kontaktów. Jest to tylko jeden z wielu czynników, które ludzi łączą lub dzielą. Czynnikami takimi są np.: poziom kulturalny, wykształcenie, status społeczny, poziom zamożności, zainteresowania, preferencje polityczne i ideowe, zainteresowania, możliwości fizyczne. Trudno sobie wyobrazić, aby człowiek kulturalny, subtelny, porządny przyjaźnił się z niewykształconym gburem, osobą o usposobieniu awanturniczym, o wątpliwych walorach moralnych. A niewidomi, podobnie jak pozostali ludzie, różnią się między sobą pod każdym względem, pod wymienionymi również.
W tej sytuacji powinniśmy raczej mówić o dwóch środowiskach, o środowisku osób niewidomych i o środowisku osób słabowidzących. Jednak ze względu na bardzo słaby poziom integracji tych grup, są to raczej bardzo luźne środowiska, które tworzą się na skutek pewnych uwarunkowań prawnych, socjalnych, czy pomocowych. Nie są to zwarte środowiska, które łączy wykonywany zawód, codzienne kontakty, wspólne interesy, zainteresowania itp. W zasadzie nie ma środowiska osób z uszkodzonym wzrokiem. Tezę taką można przyjąć, mimo że tu i ówdzie są zwarte grupy osób, które łączą silne więzi. Jak już jednak wspomniałem, dotyczy to niewielkiej części wszystkich osób z uszkodzonym wzrokiem. Można więc przyjąć, że teza ta jest w znacznej mierze prawdziwa.
Jeżeli nie ma środowiska to i o jego organizacji trudno jest mówić. Oczywiście, istnieją stowarzyszenia, które zrzeszają osoby z uszkodzonym wzrokiem oraz fundacje i instytucje działające na ich rzecz. Niewidomi i słabowidzący jednak bardzo słabo i coraz słabiej identyfikują się z tymi stowarzyszeniami, fundacjami i instytucjami.
Czy więc istnieje potrzeba organizowania omawianego środowiska? Czy istnieją potrzeby, których nie można zaspokajać w innych ramach organizacyjnych? Czy dążność osób niewidomych występująca jako silna tendencja w przeszłości odchodzi do historii?
Na podobne pytania postaram się odpowiadać w przyszłych publikacjach. Myślę, że zajmę się też niewidomymi i słabowidzącymi jako grupą społeczną. W tym przypadku występują podobne uwarunkowania, jak przy środowisku osób z uszkodzonym wzrokiem. Występują jednak inne, bardzo ważne czynniki, które sprawiają, że grupa ta ma odmienny charakter niż inne grupy społeczne. O niewidomych i słabowidzących, jako o grupie społecznej, napiszę za miesiąc. Będzie to uzupełnienie rozważań o środowisku osób niewidomych i słabowidzących.
Nie są to akademickie ani jałowe rozważania. Wiedza na podobne tematy ma wielkie znaczenie przy organizowaniu się osób z niepełnosprawnością wzroku. Przynależność do grupy społecznej, jaką jest stowarzyszenie, ma tylko wówczas sens, kiedy zaspokaja ważne potrzeby. Jeżeli jednak niewiele jest tego, co łączy tzw. środowisko, niewiele też jest wspólnych potrzeb, które w ramach stowarzyszenia mogą być zaspokajane. Przykładem mogą tu być osoby niewidome i osoby słabowidzące, których potrzeby różnią się zasadniczo. Czy więc mogą być zaspokajane w ramach jednego stowarzyszenia? Niełatwo odpowiedzieć na tak postawione pytanie i niełatwo problem taki rozwiązać. Trzeba jednak o nim wiedzieć, bo bez tego nie może być efektywnego działania.
(sierpień 2013)
Wcześniej zastanawiałem się, czy uprawnione jest określenie "środowisko niewidomych i słabowidzących". Doszedłem do wniosku, że środowisko to, jeżeli nawet go będziemy tak określać, jest bardzo luźne, które charakteryzuje się wielką różnorodnością, jest rozproszone i nie wytwarza silnych więzi między jego członkami. Zapowiedziałem też, że w następnym odcinku zastanowię się nad niewidomymi i słabowidzącymi jako grupą społeczną.
Według socjologii począwszy od trzech osób można już mówić o grupie społecznej. Jest to minimum, a maksimum - nie ma górnej granicy liczbowej grupy społecznej. Grupą społeczną jest np. naród, co w przypadku Chińczyków jest grubo ponad miliard osób. Tak samo można mówić o np. katolikach czy buddystach i również będą to bardzo liczne grupy.
Możemy więc mówić o małych i wielkich grupach społecznych - małe to takie, których wszyscy członkowie znają się wzajemnie. W dużych grupach nie ma takiej możliwości.
Możemy też mówić o grupach formalnych i nieformalnych. Często małe grupy są grupami nieformalnymi, a duże formalnymi.
Małe nieformalne grupy to np. grupy towarzyskie, turystyczne, brydżowe. Członkiem takiej grupy jest ktoś, kogo inni członkowie akceptują i tyle. Grupa taka nie ma statutu, ani formalnego przywódcy.
Duże grupy - są to formalne grupy. Mają jakąś organizację, prawo, władze. Grupami takimi są, oprócz już wymienionych, związki zawodowe, duże stowarzyszenia, np. PZN, partie polityczne i podobne.
Przywództwo w grupie może być również formalne i nieformalne. W grupach towarzyskich np. nie ma wyborów, ktoś podsuwa pomysły, z kimś się wszyscy bardziej liczą niż z innymi członkami, ale nie jest to szef, prezes, dyrektor czy inny kierownik wybrany w drodze jawnych czy tajnych wyborów. W dużych grupach - w PZN-nie czy w partiach politycznych ich kierownictwa są jakoś tam wybierane, w mniej czy w bardziej demokratyczny sposób.
Grupę społeczną zawsze musi coś łączyć, musi być coś wspólnego, coś, co jest ważne dla większości tej grupy. Naród łączy historia, kultura, obyczaje, najczęściej język, teren, na którym żyje. Grupę religijną łączy wiara w Boga lub bogów, wspólne obrządki religijne, tradycja. Partię polityczną łączy idea, poglądy i program polityczny, wspólne cele.
Po tym ogólnym wstępie zastanówmy się, czy wszyscy niewidomi i słabowidzący stanowią grupę społeczną, czy jest coś takiego, co ich łączy?
Sam fakt, iż mówimy o niewidomych i słabowidzących świadczy, że niepełnosprawność nie jest tym klarownym czynnikiem łączącym. Jak pisałem przy omawianiu środowiska niewidomych i słabowidzących, osoby z uszkodzonym wzrokiem różnią się między sobą pod wszystkimi możliwymi względami. Chyba nie ma nic poza uszkodzeniem wzroku, trudnościami z tego wynikającymi i odmiennymi technikami wykonywania różnych czynności, co byłoby tym spoiwem. Ale przecież i pod względem uszkodzenia wzroku niewidomi i słabowidzący różnią się w sposób istotny. Osoby słabowidzące funkcjonują w sposób zbliżony do funkcjonowania ludzi widzących i w odmienny od całkowicie niewidomych. Można powiedzieć, że uszkodzenie wzroku raczej dzieli członków tej grupy niż ich łączy.
Czynnikiem łączącym jest prawo, które traktuje niemal jednakowo osoby słabowidzące i niewidome. Osoby te często, chociaż nie zawsze, należą do tych samych stowarzyszeń. To mogłoby również ich łączyć, ale w praktyce raczej dzieli niż łączy.
Każdy człowiek należy do wielu różnych grup, do rodziny, narodu, grona towarzyskiego, jakiegoś stowarzyszenia, czasami do partii politycznej, kółka zainteresowań itd. Niewidomi i słabowidzący należą również do różnych grup. Dobrze jest, jeżeli właśnie tak jest. W przeciwnym przypadku człowiek jest samotny i nie czuje się z tym dobrze.
Część niewidomych i słabowidzących należy do jakiegoś stowarzyszenia osób z uszkodzonym wzrokiem. Niestety, coraz więcej osób, przede wszystkim całkowicie niewidomych, nie chce należeć do największego stowarzyszenia tj. do PZN-u. Coraz mniej jest okoliczności, które skłaniają ich do tego, coraz mniej PZN im oferuje, a w trudniejszych sytuacjach życiowych nie mogą liczyć na jego pomoc. Dawniej spoiwem PZN-u były: lektoraty społeczne i zawodowe, stypendia lektorskie, skierowania na wczasy, skierowania do sanatoriów i prewentoriów, przyznawanie dofinansowania do zakupu sprzętu rehabilitacyjnego, przyznawanie zapomóg, wydawanie kilkunastu tytułów prasy środowiskowej, wypożyczanie książek brajlowskich i mówionych oraz bogata oferta różnorodnej działalności, w tym pomoc w uzyskaniu pracy, mieszkania, renty. Czynnikiem łączącym była też legitymacja PZN-u, która miała charakter państwowego dokumentu uprawniającego do korzystania z różnych uprawnień. Obecnie niewiele z tego pozostało. Zabrakło więc materialnego spoiwa tej grupy.
Zauważyć należy, że nikt, albo prawie nikt, nie chce być niewidomym ani słabowidzącym. Niemal każdy, gdyby tylko mógł, zrzekłby się członkostwa w tej grupie. Niestety, najczęściej nie jest to możliwe, a przynajmniej nie zależy od osób niewidomych ani od słabowidzących. Jeżeli ktoś tylko chce, z większymi lub mniejszymi trudnościami, może zrzec się obywatelstwa swego kraju i przyjąć inne, może wystąpić ze wspólnoty religijnej i wstąpić do innej albo pozostać poza takimi wspólnotami. Każdy, kto chce może wystąpić ze stowarzyszenia, do którego należy, z partii politycznej, a nawet ze wspólnoty rodzinnej. Niemal każdy ma takie możliwości. Niewidomi jednak nie mogą przestać być niewidomymi, a jeżeli nawet im się to uda, będzie to dzięki staraniom lekarzy okulistów, a nie ich decyzji.
Obserwujemy dwie wielkie tendencje występujące wśród osób z uszkodzonym wzrokiem:
a) odcinania się od wszystkiego, co ma związek z tą niepełnosprawnością,
b) izolowania się od reszty społeczeństwa i dążenie do życia wśród innych osób z podobną niepełnosprawnością.
Każda z tych tendencji powoduje różne postawy, różne zachowania i ma różne konsekwencje.
Niektóre osoby odcinają się jak mogą od niewidomych i słabowidzących i nie życzą sobie, żeby ich utożsamiano z niewidomymi. Odrzucają one wszystko, co mogłoby ich łączyć w tę specyficzną grupę społeczną.
Inne osoby z kolei potrafią funkcjonować tylko w specjalnych warunkach. W tym przypadku instytucje dla niewidomych są silnym spoiwem.
Ze względu na charakter niepełnosprawności, osoby z uszkodzonym wzrokiem są postrzegane przez otoczenie jako odrębna grupa. To jednak raczej nie jest czynnikiem spajającym.
Przy dokładniejszym zastanowieniu się nad tą grupą społeczną, o niewidomych można mówić, jako o grupie mniejszościowej, gdyż występują tu znaczne podobieństwa. Dotyczą one głównie całkowicie niewidomych. Osoby słabowidzące bowiem mniej wyróżniają się, są mniej zauważalne, są postrzegane jako osoby widzące, tyle że nieco gorzej. Łatwiej jest im wtopić się w tło społeczne i identyfikować z ludźmi widzącymi.
Sytuacja osób słabowidzących podobna jest do imigrantów z sąsiedniego kraju, w którym żyją ludzie o podobnych cechach fizycznych. Imigrant taki nie jest zauważany na ulicy. Zdradza go tylko sposób mówienia, akcent i inne drobiazgi.
Całkowicie niewidomy natomiast podobny jest do imigranta odmiennej rasy w społeczeństwie jednolitym pod względem etnicznym i rasowym. Jest on doskonale widoczny. Nie może zmienić swoich cech fizycznych, koloru skóry i nie może udawać tubylca.
Ludzie często postrzegają mniejszości etniczne i rasowe jako grupy odrębne, charakteryzujące się odmiennymi cechami. W zależności od nastawienia, skłonni są przypisywać im cechy pozytywne lub negatywne, częściej te drugie. Zauważają niewłaściwe zachowania u niektórych przedstawicieli danej grupy mniejszościowej i przypisują je całej grupie.
Grupy mniejszościowe z kolei mają tendencję do izolowania się, kultywowania swojej tradycji, zawierania małżeństw w obrębie grupy. Utrudnia to ich integrację ze społeczeństwem, w którym żyją. Podobne cechy i tendencje zauważyć można u niewidomych. Posiadają oni własne przedszkola, szkoły, zakłady pracy, duszpasterstwo, stowarzyszenia, organizacje sportowe, instytucje kultury, wydawnictwa, prasę. Wymienione czynniki utrudniają integrację, chociaż również ją ułatwiają. Zależy to od tego, jak poszczególne osoby potrafią wykorzystywać tę specjalną infrastrukturę.
A więc niewątpliwie są tu istotne podobieństwa, ale są też różnice. Niewidomi, a zwłaszcza ociemniali, w przeciwieństwie do etnicznych czy rasowych grup mniejszościowych, nie odczuwają tak silnej więzi wewnątrzgrupowej. Mimo to są oni jak imigranci w pierwszym pokoleniu. Żyją sprawami "starego kraju", czyli ludzi widzących, którymi już nie są. Ich rodzice, rodzeństwo, członkowie dalszej rodziny i znajomi są osobami widzącymi. Zwykle nie mają "przodków", z dokonań których mogliby być dumni. Najczęściej nie znają wybitnych niewidomych, nic albo niewiele o nich wiedzą i nie chcą wiedzieć. Nie są oni im bliscy kulturowo, rasowo, etnicznie. Nie chlubią się więc nimi i przez to nie podnoszą poczucia własnej wartości. Nie ma tu czegoś takiego, jak wielka duma Polaków z Jana Pawła II czy mieszkańców Wisły z Adama Małysza.
Oczywiście, od każdej zasady są jakieś wyjątki, każde uogólnienie pozostawia margines, który nie mieści się w jego ramach. Tak jest i w tym przypadku. Trafiają się niewidomi, którzy potrafią się integrować, a jednocześnie odczuwać dumę z osiągnięć chociażby Stanisława Bukowieckiego, Januarego Kołodziejczyka czy sukcesów na paraolimpiadzie sportowców z uszkodzonym wzrokiem. Jednak stanowią oni mniejszość. Większość nic nie wie ani o tym ociemniałym polityku, ani o ociemniałym naukowcu z ciężką złożoną niepełnosprawnością, ani o rekordach niewidomych sportowców.
Podobieństwo części niewidomych do grup mniejszościowych, ich tendencje do izolacji społecznej, tworzenie mikrokultury itp. powinno być uwzględniane w programach i metodach rehabilitacji. Podobnie niechęć znacznej części osób z uszkodzonym wzrokiem do identyfikacji z grupą niewidomych i słabowidzących musi być uwzględniana przy różnych działaniach na ich rzecz i formach organizacyjnych. Jest to wielkie zadanie dla teoretyków i praktyków rehabilitacji. Wszyscy natomiast powinni wiedzieć, że są takie problemy, i że mogą one rzutować na zachowanie niewidomych i słabowidzących oraz na postawy lokalnych społeczności do osób z tą niepełnosprawnością.
(wrzesień 2005)
Do czasu zmian ustrojowych w naszym kraju cele, zadania i możliwości nielicznych stowarzyszeń działających na rzecz niewidomych i słabowidzących były jasne i proste. Stowarzyszenia te, a głównie PZN i ZOŻ, działały w imieniu państwa i za państwowe pieniądze. Sytuacja ta uległa radykalnym zmianom po 1989 r. Teraz cele działania pozostały niezmienione, ale możliwości finansowania działalności i warunki, w jakich należy działać uległy poważnym zmianom. Zmianie ulega też stosunek niewidomych i słabowidzących do własnych stowarzyszeń. Coraz więcej ich potrzeb zaspokajanych jest przez służby publiczne.
Nie znaczy to, że zaspokajane są najważniejsze potrzeby i w niezbędnym zakresie. Wielu jednak godzi się z takim stanem rzeczy i uważa, że własne stowarzyszenie jest im zbędne. Obiektywnie rzecz biorąc tak nie jest. Ale przecież nie zawsze decydują względy obiektywne. Często subiektywne oceny i wyobrażenia są decydujące.
Myślę, że sytuacja dojrzewa do rozpoczęcia pogłębionej dyskusji nad celami i możliwościami działania stowarzyszeń zrzeszających osoby niewidome i słabowidzące.
Nie jest moim celem przedstawienie konkretnych rozwiązań, propozycji i programów. Chcę tylko rozpocząć dyskusję na ten temat. Chcę wskazać dwa problemy, których natury nie zawsze sobie uświadamiamy, a które mają wielki wpływ na możliwości działania. Problemów takich jest oczywiście znacznie więcej, w tym niektóre tkwią głęboko w nas samych. Ich ujawnienie i omówienie powinno być przedmiotem wielu przemyśleń i wypowiedzi w inicjowanej dyskusji.
Działalność stowarzyszeń jest dofinansowywana, a nie finansowana. Oznacza to, że w realizację każdego zadania należy angażować własne pieniądze, których brakuje.
Można sobie wyobrazić, że jakaś instytucja, np. PFRON zechce dodatkowo dofinansować zadania realizowane przez stowarzyszenie na rzecz niewidomych i słabowidzących w wysokości 80% ich kosztów i przeznaczy na ten cel 10 milionów złotych. Oznacza to, że stowarzyszenie musi dołożyć do tego interesu dwa i pół miliona złotych. Na to nie stać żadnego stowarzyszenia. Jeżeli by znalazł się taki dobroczyńca, żadne z działających stowarzyszeń nie mogłoby przyjąć i wykorzystać tych pieniędzy.
Stowarzyszenia powinny pełnić funkcje postulatywne. Powinny oceniać jakość działalności na rzecz niewidomych i słabowidzących oraz domagać się zaspokajania ich potrzeb. Byłoby to zupełnie proste, gdyby stowarzyszenie nie korzystało z dofinansowania swojej działalności.
Wyobraźmy sobie, że stowarzyszenie negatywnie oceni działalność Ministerstwa Zdrowia, Ministerstwa Edukacji Narodowej, PFRON-u czy innej instytucji. Będzie domagało się poprawy jakości ich pracy, załatwienia jakichś spraw itd., a następnie poprosi to ministerstwo lub inną krytykowaną instytucję o dofinansowanie swoich zadań. Jasne jest, że krytykowani urzędnicy zrobią wszystko, by sprawy nie załatwić.
Przykłady te świadczą, jak skomplikowana i trudna stała się działalność w nowej rzeczywistości.
Nie oznacza to jednak, iż należy zaprzestać pracy na rzecz niewidomych i słabowidzących. Poszukujmy wspólnie możliwości takiej pracy, najlepszych metod działania środowiskowych stowarzyszeń i instytucji oraz form organizacyjnych umożliwiających realizację celów indywidualnych i zbiorowych.
(listopad 2011)
Na łamach "Wiedzy i Myśli" autorzy poruszają wiele ważnych zagadnień. Z pewnością jednak nie wyczerpali zagadnienia, bo nie jest to możliwe w kilku czy nawet kilkunastu krótkich publikacji, a poza tym każdy z nas może mieć inne spojrzenie na ten sam problem, zjawisko, działanie itd. Korzystając z tego, że również mogę mieć własny pogląd na omawiane zagadnienia, przedstawię kilka ocen, które, moim zdaniem, są ważne dla naszego środowiska.
Nie będę starał się pokazywać różnic między pracą społeczną a wolontariatem. I bez tego zagadnienie jest bardzo złożone, głęboko osadzone w aktualnej i historycznej rzeczywistości. Bezinteresowne zaangażowanie w pracę na rzecz innych zależy od wielu czynników i wymaga pogłębionych analiz socjologicznych. Chcę jedynie zwrócić uwagę na pewne aspekty tej działalności, które mogły i mogą wpływać na postawy niewidomych i słabowidzących wobec pracy społecznej.
W Statucie PZN czytamy:
"Związek opiera swoją działalność na pracy społecznej członków do prowadzenia swych spraw może zatrudniać pracowników".
Jest to prawidłowy zapis, gdyż bez zatrudnienia pracowników, stowarzyszenie takie jak PZN, nie mogłoby funkcjonować i zaspokajać potrzeb swoich członków. Czy zaspokaja je dzięki zatrudnionym pracownikom, to już inne zagadnienie. Z pewnością oceny są tu zróżnicowane i zależą od osobistych doświadczeń. Jeżeli np. ktoś skorzystał ze szkolenia w orientacji przestrzennej, uzna, że PZN mu pomógł. Jeżeli ktoś wymaga pomocy socjalnej i nie zawsze ją otrzyma, to uzna, że PZN jest zbędny.
Postawy te mają wpływ również na ocenę działalności społecznej w Związku, a więc i na chęci angażowania się w nią.
Myślę, że PZN nie wypracował jeszcze form działalności, tej opartej o pracę społeczną również, która zaspokaja istotne potrzeby osób z uszkodzonym wzrokiem, a nie wymaga wielkich pieniędzy, grantów, programów, udziału w konkursach o fundusze, rozliczeń, własnego wkładu itd. Może to kiedyś nastąpi, ale obecnie takiej działalności nie ma w nadmiarze.
Działalność społeczna, ta najbliższa zwykłym ludziom, powinna odbywać się przede wszystkim w kołach PZN-u. Tymczasem koła skupiają się przede wszystkim na pozyskiwaniu pieniędzy i organizowaniu, najogólniej rzecz ujmując, imprez integracyjnych. Taka działalność nie wszystkim odpowiada. Starania o pieniądze są w jakiś sposób upokarzające dla działaczy, a imprezy integracyjne dotyczą niewielkiej części członków PZN, w większości tych samych. Myślę, że jest to jedna z istotnych przyczyn osłabienia zainteresowania działalnością społeczną w PZN. Ciekawe, jak sprawa ta wygląda w małych organizacjach.
Od lat działają też w PZN-ie czynniki, które negatywnie wpływają na ocenę działalności społecznej. Pomijam tu wszelkie uwarunkowania wynikające z natury ludzkiej, konflikty, wygórowane ambicje, zawiść itd., chociaż one również odgrywają jakąś rolę. Rola ta jednak jest ani mniejsza, ani większa niż w innych środowiskach.
Przed laty PZN zaczął wypłacać tak zwane lektoraty społeczne. Uznano to za wielki sukces ówczesnych władz Związku. Moim zdaniem nie było to korzystne. Przez cały czas toczyła się walka - z jednej strony o różnicowanie wysokości lektoratów w zależności od stanu wzroku i pełnionych funkcji społecznych, a z drugiej strony o ich ujednolicenie, tj. wypłacanie w jednakowej wysokości. Przez kilkanaście lat znajdowałem się w środku tej walki i brałem w niej czynny udział po stronie zwolenników różnicowania. Były okresy, w których odnosiliśmy sukces i ZG PZN uchwalał regulamin uwzględniający zróżnicowanie. Następnie, na skutek nacisku oddolnego, częściowo wycofywał się z wcześniejszych decyzji.
W rezultacie, lektoraty otrzymywało wiele osób, którym były one zbędne - zbędne jako pomoc rehabilitacyjna, która ułatwiała działalność społeczną, ale oczywiście, bardzo przydatne jako zastrzyk finansowy. Ilustracją tych nieprawidłowości może być dwóch przewodniczących kół, którzy otrzymywali omawianą pomoc. Okazało się, że jeden z przewodniczących, który otrzymywał lektorat i zatrudniał lektora, był jednocześnie lektorem innego przewodniczącego. Z pewnością zjawiska takie nie były powszechną praktyką, ale w bardziej "strawnej" postaci występowały tak często, jak często członkowie PZN-u nieźle widzą i mogą posługiwać się pismem.
Jak się wydaje, społeczne lektoraty przyczyniały się do osłabiania etosu działalności społecznej. Ale to zamierzchła przeszłość, bo PZN już od kilkunastu lat lektoratów nie przyznaje i nie wypłaca. A jak jest obecnie?
W sprawozdaniu z działalności PZN w 2010 r. czytamy:
"Do realizacji zadań na rzecz niewidomych i słabowidzących Związek zatrudniał pracowników. Było to 1091 osób zatrudnionych na 899,52 etatach przeliczeniowych.
Wzrost zatrudnienia w osobach stosunku do 2009 roku wyniósł 2,8 proc. a w etatach 3,9 proc.
Wśród zatrudnionych było ponad 350 osób z dysfunkcją wzroku.
Ponadto do realizacji wielu działań, zwłaszcza w ramach projektów zatrudniano specjalistów na umowy-zlecenia lub umowy o dzieło. W skali Związku było to ok. 1000 osób na ponad 15 tys. godzin.
Wiele zadań wykonywali niewidomi działacze Związku oraz wolontariusze, którym należą się specjalne podziękowania".
Jak Państwo widzą, Związek jest wielkim pracodawcą, zatrudnia również niewidomych i słabowidzących. Oczywiście, nie można podważać potrzeby zatrudnienia pracowników, niewidomych, słabowidzących i widzących. Uwzględniając jednak ich liczbę, można by dojść do wniosku, że praca w PZN wre. Niestety, jego członkowie nie zawsze tak to oceniają.
Zwróćmy uwagę na zatrudnienie osób niewidomych i słabowidzących. Było ich ponad 350 i byli to dyrektorzy okręgów, różni specjaliści, ale także przewodniczący kół. W ubiegłym roku działało 359 kół PZN. Można więc przyjąć, że w większości z nich zatrudnione były osoby, które pełniły funkcje społeczne z wyboru.
Nie można powiedzieć, że zatrudnienie niewidomych i słabowidzących, jeżeli są tylko takie możliwości, jest czymś złym. Jednak z pewnością nie podnosi to rangi pracy społecznej. Myślę, że osoby, które za swą pracę nie otrzymują wynagrodzenia, nie patrzą dobrze na kolegów, którzy wykonują podobne czynności, tyle że za pieniądze.
Takie również są dylematy działalności społecznej i wolontariatu, a jako że są to dylematy, nie ma dobrego wyjścia. Zresztą może i jest, ale ja go nie znam.
(wrzesień 2013)
W poprzednich publikacjach pisałem, że niewidomi nie stanowią jednolitej grupy społecznej, oraz że w zasadzie nie istnieje zintegrowane środowisko niewidomych i słabowidzących. Mimo to zastanawiamy się nad organizacją tego środowiska. Istnieją bowiem stowarzyszenia działające w tym środowisku, a stowarzyszenia w sensie socjologicznym są grupami społecznymi.
Nie będę jednak więcej zatrzymywać się nad rozważaniami socjologicznymi czy natury ogólnej. Faktem jest, że są osoby z uszkodzonym wzrokiem, które mają wcale niemałe potrzeby i chcą się organizować w celu lepszego ich zaspokajania. No właśnie, jak to jest z tymi chęciami do zrzeszania się we własnych stowarzyszeniach?
Z pewnością doświadczenia historyczne świadczą o tendencjach do tworzenia silnych stowarzyszeń, najlepiej ogólnopolskich. Obawiam się jednak, że teraz mamy do czynienia z zanikiem, a przynajmniej osłabieniem, tych tendencji.
W okresie istnienia Polski Ludowej nie było swobody zrzeszania się obywateli. Istniały prawie wyłącznie stowarzyszenia akceptowane i popierane przez władze partyjne i państwowe. Nie wnikając w szczegóły można powiedzieć, że w tym okresie, nie licząc Związku Ociemniałych Żołnierzy RP i Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach oraz kilku mniej znaczących, Polski Związek Niewidomych był monopolistą, a nawet czymś więcej - był jakby urzędem do spraw osób niewidomych. Po 1989 r. powstało kilkadziesiąt stowarzyszeń działających w środowisku niewidomych i słabowidzących. PZN jednak nadal jest największym stowarzyszeniem i najbardziej uniwersalnym. Dlatego w dalszym ciągu moich rozważań będę posługiwał się danymi PZN-u i jego przykładem. Uważam bowiem, że PZN nie wyczerpał jeszcze swoich możliwości i należy starać się usilnie, żeby zachował znaczenie i był potrzebny, zwłaszcza osobom całkowicie niewidomym oraz osobom ze złożoną niepełnosprawnością.
Dlatego na przykładzie PZN-u postaram się odpowiedzieć, czy niewidomi i słabowidzący czują potrzebę przynależności do własnego stowarzyszenia. Wiem, że nie będzie to wyczerpujący opis problemu, bo inne stowarzyszenia również istnieją i działają. Cóż, mogę zrobić tylko tyle i nic więcej.
W sprawozdaniu PZN-u z działalności w 2012 r. znajdujemy interesujące dane dotyczące członków Związku. Czytamy:
"Liczba członków Związku (zwyczajnych i podopiecznych) na koniec 2012 r. wynosiła 59876, co w stosunku do liczby niewidomych na koniec 2011 r. wynoszącej 62337 osób stanowi spadek o 2461 osób tj. o 4,0 proc. Spadek liczby członków w 2011 rok w stosunku do 2010 wynosił 2,0 proc.".
A więc w ostatnich dwóch latach liczba członków PZN-u ulegała zmniejszaniu. Dwa lata to jednak dosyć krótki okres i nie upoważnia do wyciągania wiarygodnych wniosków. Dlatego przekażę dane za ostatnie 13 lat. Żeby jednak nie męczyć Czytelników nadmiarem liczb, podam tylko jeszcze jedną lub dwie, a następnie będę posługiwał się tylko procentami.
Do 1998 roku liczba zwyczajnych i podopiecznych członków Związku wzrastała i osiągnęła 83507 osób. Natomiast od 1999 r. liczba ta ulega stałemu zmniejszaniu. Przez ostatnie trzynaście lat zmniejszyła się aż o 23631 osób, tj. o 28,3 procent.
Ogólne liczby nie dają w miarę pełnego obrazu sytuacji. Trzeba nieco bardziej wniknąć w strukturę rezygnujących z członkostwa Związku, żeby wyrobić sobie pogłębiony pogląd.
W sprawozdaniu czytamy:
"Zauważyć należy, że największy spadek liczby niewidomych członków zwyczajnych odnotowujemy w grupie wiekowej 36-64 lat - o 5,5 proc.; kolejno w grupie wiekowej 17-24 lata - o 5,1 proc.; 65 i więcej - o 1,4 proc. a w grupie 25-35 lat spadek o 0,9 proc.".
Widzimy, że bardzo mały spadek nastąpił wśród osób powyżej 65 roku życia i wśród młodych w wieku od 25 do 35 roku życia.
Oznacza to, że w najbliższych latach może występować jeszcze większe zmniejszanie się liczby członków. Osoby powyżej 65 roku życia, którzy nie opuszczały szeregów Związku z własnej woli, będą go opuszczały ze względów biologicznych. Być może nadzieją PZN-u są osoby w wieku od 25 do 35 lat, ale trudno to obecnie przewidzieć.
Teraz dane dotyczące stopni niepełnosprawności.
Liczba niewidomych zaliczonych do znacznego stopnia niepełnosprawności zmniejszyła się w ostatnim roku o 2,1 proc., a w stopniu umiarkowanym o 2,7 proc. Liczba całkowicie niewidomych zmniejszyła się o 5,7 proc.
Z powyższych danych wynika, że proporcjonalnie najwięcej całkowicie niewidomych opuszcza szeregi PZN-u. Powinno to zaniepokoić wszystkich działaczy PZN-u i wszystkich, dla których osoby całkowicie niewidome nie są obojętne.
Dane te nie świadczą o szczególnym zainteresowaniu niewidomych i słabowidzących przynależnością do tego stowarzyszenia. Oczywiście, istnieją też inne organizacje pozarządowe zrzeszające niewidomych i słabowidzących. Nie mogę jednak doszukać się informacji na temat liczby ich członków. Myślę, że nie jest ona imponująca, a poza tym prawdopodobnie większość stanowią członkowie PZN-u, którzy jednocześnie należą do innych stowarzyszeń lub działają w fundacjach.
Krótka perspektywa, jak już wspomniałem, nie upoważnia do uogólniających wniosków. Porównajmy więc dane dotyczące zmniejszania się liczby członków Związku na przestrzeni 13. lat w zależności od stopnia utraty wzroku.
Wiemy już, że ogólna liczba członków zwyczajnych i podopiecznych zmniejszyła się o 28,3 procent. Nie mogę podać danych dotyczących stopnia utraty wzroku w odniesieniu do podopiecznych członków PZN-u, gdyż w stosunku do dzieci orzekana jest tylko niepełnosprawność bez określania jej stopnia.
Liczba zwyczajnych członków Związku zaliczonych do:
- znacznego stopnia niepełnosprawności zmniejszyła się na przestrzeni 13. lat o 39,9 proc.,
- umiarkowanego stopnia niepełnosprawności o 7,6 proc.,
- całkowicie niewidomych o 46,1 proc.
A więc zmniejszanie się zainteresowania osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności, zwłaszcza całkowicie niewidomych, jest faktem o stałym charakterze. Nie można faktu tego lekceważyć. Wygląda na to, że w stowarzyszeniu niewidomych czują się dobrze słabowidzący z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności, a całkowicie niewidomi wolą pozostawać poza tym stowarzyszeniem.
Moim zdaniem fakt ten powinien być potraktowany przez władze Związku bardzo poważnie. PZN powinien pomagać przede wszystkim całkowicie niewidomym, gdyż oni znajdują się w najtrudniejszej sytuacji, nie licząc osób ze złożoną niepełnosprawnością. To jednak jest odrębnym zagadnieniem. Jeżeli nie nastąpi radykalna zmiana działalności PZN-u, radykalna zmiana stosunku do całkowicie niewidomych, pod wielkim znakiem zapytania stanie sens istnienia stowarzyszenia.
W następnej publikacji zastanowimy się nad przyczynami słabnięcia ruchu niewidomych i słabowidzących w Polsce. Jest to niezbędne przy poszukiwaniu możliwości przezwyciężenia kryzysu.
(wrzesień 2000)
1. Uwagi wstępne
Nie jest łatwe prezentowanie tematu w gronie osób od lat działających na rzecz niewidomych i słabowidzących. Z jednej strony, nie może to być pogłębiony wykład dotyczący wąskiej dziedziny wiedzy rehabilitacyjnej. Z drugiej zaś, zaprezentowanie w formie skróconej całokształtu problematyki może okazać się zbiorem znanych ogólników.
Po tych zastrzeżeniach, postaram się omówić rolę organizacji społecznych w zaspokajaniu potrzeb osób niewidomych i słabowidzących w nadziei, że moje uwagi zostaną pogłębione w toku obrad.
Proszę więc o aktywny udział w dyskusji.
2. Charakterystyka populacji osób ze znacznymi dysfunkcjami wzroku
2.1. Dane liczbowe
Dane liczbowe dotyczące niewidomych i słabowidzących można podać jedynie na podstawie statystyk prowadzonych przez Polski Związek Niewidomych. Nie są one pełne, ale dokładniejszymi nie dysponujemy.
Według stanu na 31 grudnia 1998 r., PZN zrzeszał ponad 83 000 osób niewidomych i słabowidzących, w tym:
- 77 399 członków zwyczajnych, a wśród nich - 50 663 osoby niewidome ze znacznym stopniem niepełnosprawności i 26 736 osób słabowidzących z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności.
PZN zrzeszał też 6 108 członków podopiecznych.
Z dodatkową niepełnosprawnością: głuchoniewidomych, ociemniałych z powodu cukrzycy, niewidomych ze stwardnieniem rozsianym itp. zarejestrowano 9 005 osób.
W każdym roku do Polskiego Związku Niewidomych przyjmowanych jest około 5 000 członków, głównie w podeszłym wieku.
Stosunkowo mało jest dzieci i młodzieży z poważnymi dysfunkcjami wzroku. W wieku do 15 lat zarejestrowano ich tylko 4 560 (dane z 31 grudnia 1998 r.). Dzieci i młodzież uczy się w podstawowych, zasadniczych zawodowych i średnich szkołach specjalnych dla niewidomych i niedowidzących oraz w szkołach ogólnodostępnych. Na wyższych uczelniach, studiach podyplomowych i doktoranckich studiuje 261 osób.
Na koniec 1998 r. zatrudnionych było w różnych instytucjach 6 706 osób, z czego większość w niepełnym wymiarze. Na pracę oczekiwały 2 292 osoby. Dodajmy, że w ciągu 10 ostatnich lat zatrudnienie niewidomych i słabowidzących zmniejszyło się o ponad 8 000 osób, tj. o około 55 %.
Kilkaset osób niewidomych przebywało w domach pomocy społecznej, w tym około 200 osób w domach prowadzonych przez PZN.
Ze stałych zasiłków utrzymywały się 1 992 osoby; liczba rencistów i emerytów wynosiła 68 530 osób.
2.2. Zróżnicowanie środowiska osób ze znacznymi dysfunkcjami wzroku
Nie zawsze uświadamiamy sobie, że osoby ze znacznymi dysfunkcjami wzroku nie stanowią jednolitej grupy. Tymczasem, osoby te różnią się między sobą wszystkimi możliwymi cechami: wiekiem, okresem życia, w którym nastąpiła utrata wzroku, wykształceniem, poziomem inteligencji, stanem zdrowia itp. Ich wspólną cechą jest tylko wada wzroku. Jednak i pod tym względem jest to zróżnicowana grupa. Część spośród nich utraciła wzrok całkowicie, innym pozostały znaczne możliwości widzenia. Niektórzy ze słabowidzących zachowali widzenie centralne, inni obwodowe, u jednych występuje ślepota zmierzchowa, u innych światłowstręt itd.
Wśród niewidomych są osoby bardzo inteligentne i z niedorozwojem umysłowym, niektórzy są ludźmi porządnymi, a inni nie, jedni są spokojni, zrównoważeni, odpowiedzialni, pracowici, pogodni, a są i tacy, których charakteryzują przeciwne cechy. Są niewidomi dobrze zrehabilitowani, samodzielni, ale są też całkowicie niezaradni, niezdolni do samodzielnego życia.
Zróżnicowanie to powoduje wielorakie potrzeby niewidomych i słabowidzących. Trzeba uwzględniać odmienność potrzeb całkowicie niewidomych, słabowidzących, młodych i osób w podeszłym wieku, zdrowych oraz chorych itp.
Dodać należy, że są osoby, u których występują jednocześnie dwie lub więcej ciężkich niepełnosprawności np. głuchoniewidomi. Poważnie rozszerza to zakres potrzeb rehabilitacyjnych.
2.3. Ograniczenia wynikające z utraty wzroku
Utrata wzroku bądź jego poważne ograniczenie wpływa na możliwości poznawcze. Według szacunków 85% pozawerbalnych informacji człowiek uzyskuje przy pomocy wzroku. Utrata tego zmysłu musi ograniczająco wpływać również na możliwości wykonawcze. Zakres tych trudności i ograniczeń jest rozległy i obejmuje czynności: samoobsługowe, higieniczne, prowadzenie gospodarstwa domowego, samodzielne orientowanie się i poruszanie w przestrzeni, czynności zawodowe i wiele innych. Trudności poznawcze wynikają przede wszystkim z ograniczeń wzrokowej obserwacji, czytania, pisania technikami powszechnie stosowanymi, korzystania z map, rysunków, zdjęć, filmów itp.
U niewidomych funkcje poznawcze przejmują w znacznej mierze słuch i dotyk. Wykorzystywanie nawet wszystkich zmysłów nie może w pełni zastąpić wzroku. Nie oznacza to, że ograniczenia muszą być tak wielkie, jak wynikałoby to z roli pełnionej przez wzrok. Kompensacja utraty wzroku przez pozostałe zmysły jest znaczna. Najważniejsza jest jednak rola, jaką pełni umysł. Niewidomy sprawny umysłowo, dobrze zrehabilitowany może w znacznej mierze zrekompensować ograniczenia wynikające z utraty wzroku.
Za najpoważniejsze trudności, jakie powoduje utrata wzroku, należy uznać negatywny wpływ na psychikę człowieka. Chociaż niepełnosprawność bezpośrednio nie wpływa na psychikę i chociaż osobowość nie musi zmienić się po utracie wzroku, to jednak ograniczenia występujące w sferze poznawczej i wykonawczej mogą powodować zaburzenia funkcjonowania całego organizmu, a w tym i psychiczne. Trudności te wraz z uwarunkowaniami społecznymi, mogą wywołać wystąpienie mechanizmów obronnych, kompleksów, lęków itp. Może to spowodować poważne wzmocnienie obiektywnych trudności i ograniczeń wynikających z niepełnosprawności.
Słabowidzący posiadają również znaczne ograniczenia możliwości poznawczych i wykonawczych. Obiektywnie trudności ich są mniejsze niż trudności niewidomych, ale zdarza się, że słabowidzący nie może zaakceptować swej niepełnosprawności. Są bowiem sytuacje, w których funkcjonuje podobnie jak osoba pełnosprawna. W innych natomiast musi zachowywać się jak niewidomy. Jego sytuacja nie jest równie jednoznaczna jak niewidomego. Poza tym, bardzo często występuje strach przed utratą resztek możliwości widzenia. Może wywoływać to tak silne emocje, że w miarę normalne funkcjonowanie staje się niemożliwe.
2.4. Możliwości osób ze znacznymi dysfunkcjami wzroku
Niewidomi i słabowidzący nie mają żadnych nadprzyrodzonych zdolności, sprawności ani właściwości. W ich życiu występują poważne ograniczenia. Nie one jednak są decydujące. Podstawą rehabilitacji są znaczne możliwości, którymi dysponują osoby niewidome i słabowidzące.
Niewidomi mogą wykonywać wiele czynności występujących w życiu człowieka. Jeżeli są inteligentni, zaradni, zręczni, dobrze zrehabilitowani, mogą żyć podobnie jak inni ludzie. Nie wszyscy niewidomi i słabowidzący są do tego zdolni. Bez wątpienia jednak możliwości takie istnieją.
Niewidomi i słabowidzący mogą uczyć się w szkołach specjalnych i w różnych rodzajach szkół ogólnodostępnych - od podstawowych do wyższych. Występują tu poważne ograniczenia. Nie przekreślają one jednak możliwości osób ze znacznymi dysfunkcjami wzroku, w tym całkowicie niewidomych, a nawet całkowicie niewidomych z dodatkowymi niesprawnościami.
Istnieje setki zawodów i czynności zawodowych, które mogą wykonywać osoby niewidome i słabowidzące. Istnieją też prace i zawody, których wykonywać nie mogą.
Niewidomi uprawiają turystykę oraz niektóre dyscypliny sportu, korzystają z literatury i tworzą literaturę. Podobnie jest z muzyką.
Życie rodzinne i towarzyskie oraz działalność społeczna dostępne są w szerokim zakresie.
Z pobieżnego przeglądu wynika, że możliwości osób z poważnymi dysfunkcjami wzroku są znaczne.
3. Potrzeby osób ze znacznymi dysfunkcjami wzroku
3.1. Ogólne potrzeby
W rozdziale 2.2 wykazałem, że niewidomi nie stanowią jednolitej grupy społecznej, a ich potrzeby uwarunkowane są wieloma czynnikami. Dodam, że wbrew obiegowym poglądom niewidomi i słabowidzący nie różnią się od osób widzących. Nie są ani lepsi, ani gorsi, ani mniej, ani bardziej uzdolnieni. Wszystkie cechy - dobre i złe, jakie występują w danej społeczności występują też u niewidomych i słabowidzących.
Potrzeby osób ze znacznymi dysfunkcjami wzroku również nie różnią się od potrzeb osób widzących.
W jednym i drugim przypadku występuje wiele różnorodnych potrzeb. Każdy człowiek odczuwa potrzeby fizjologiczne - potrzebę pożywienia, ciepła, bezpieczeństwa. Występuje też obfitość potrzeb natury psychicznej i społecznej - potrzeby uznania, więzi z innymi ludźmi, przyjaźni, miłości, zależności i dominowania, potrzeby religijne, kulturalne i wiele innych. Dodajmy, że w miarę zaspokajania jednych potrzeb powstają następne. Im życie psychiczne człowieka jest bogatsze, tym odczuwa on więcej różnorodnych potrzeb.
Potrzeby niewidomych i słabowidzących są równie bogate i różnorodne.
Chociaż są one identyczne jak potrzeby osób widzących, to jednak techniki ich zaspokajania muszą być odmienne. Rehabilitacja polega przede wszystkim na opanowaniu technik zaspokajania potrzeb metodami bezwzrokowymi. Fakt ten nie zawsze jest uświadamiany i uznawany.
Bez wątpienia, obiektywnie niezbędne jest opanowanie umiejętności samodzielnego poruszania się. Umiejętność ta umożliwia bowiem zaspokajanie wielu potrzeb. Subiektywnie jednak, nie zawsze tak jest. Niewidomy, a głównie nowo ociemniały godzi się na zależność, na brak samodzielności, na ograniczenia, których można uniknąć. Podobnie jest z uświadomieniem sobie innych możliwości usamodzielnienia się np. opanowania technik posługiwania się pismem, wykonywania czynności samoobsługowych, technik społecznego bytowania.
3.2. Swoiste potrzeby
Jak zasygnalizowałem w rozdziale 3.1, potrzeby niewidomych i słabowidzących nie różnią się od potrzeb osób widzących, a rehabilitacja polega głównie na opanowaniu bezwzrokowych technik wykonywania różnorodnych czynności, zaspokajania różnorodnych potrzeb. Można więc przyjąć, że nie istnieją swoiste potrzeby niewidomych i słabowidzących. Swoiste są tylko techniki zaspokajania tych potrzeb. Człowiek widzący np. czyta wzrokiem, a niewidomy palcami, widzący pisze długopisem - niewidomy rysikiem, widzący głównie wzrokiem kontroluje przebywaną drogę - niewidomy kontroluje ją słuchem, dotykiem, węchem i innymi zmysłami.
Sposoby zaspokajania potrzeb przez słabowidzących są zbliżone do tych, które stosują osoby widzące. Jednak w niektórych sytuacjach zmuszeni są oni do posługiwania się technikami właściwymi dla niewidomych. W większości przypadków jednak, posługują się pozostałymi możliwościami widzenia. Powoduje to konieczność używania pomocy optycznych, powiększonego pisma, treningu widzenia.
Ponadto, konieczne jest wyodrębnienie technik zaspokajania potrzeb przez niewidomych i słabowidzących ze złożonymi niesprawnościami. Niewidomy np. poruszający się na wózku inwalidzkim zmuszony jest do stosowania technik społecznego bytowania właściwych dla niewidomych. Musi również stosować techniki niezbędne dla osób z niesprawnym narządem ruchu. Połączenie tych technik niejednokrotnie wymaga tworzenia nowych jakościowo sposobów radzenia sobie w życiu codziennym i zaspokajania różnorodnych potrzeb.
Podobnie ma się sprawa z głuchoniewidomymi. W tym przypadku, nie jest możliwe słowne porozumiewanie się. Niemożliwe jest też posługiwanie się językiem migowym. Konieczne było wypracowanie języka migowo-dotykowego.
Na przykładach tych starałem się wykazać, że istnieją odmienne sposoby zaspokajania takich samych potrzeb.
Dodać należy, że techniki zaspokajania potrzeb stosowane przez niewidomych i słabowidzących są często bardzo kosztowne. Brajlowska tabliczka do pisania i rysik są o wiele droższe niż długopis czy ołówek. Prasa wydawana brajlem kosztuje bez porównania więcej niż zwykłym pismem. Drogi jest sprzęt rehabilitacyjny, kosztowne jest tworzenie specjalnych warunków zaspokajania potrzeb kulturalnych, potrzeby aktywności i wielu innych. Niewidomi potrzebują pomocy innych osób przy zaspokajaniu różnorodnych potrzeb.
4. Podmioty działające na rzecz niewidomych i słabowidzących
Istnieje w Polsce wiele podmiotów polityki społecznej powołanych lub zobowiązanych do udzielania pomocy osobom niepełnosprawnym. Na rzecz osób ze znacznymi dysfunkcjami wzroku pewne zadania realizują: Ministerstwo Zdrowia, Ministerstwo Edukacji Narodowej, Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, Zakład Ubezpieczeń Społecznych, zespoły orzekające o stopniu niepełnosprawności, Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, organizacje społeczne działające na rzecz niewidomych i słabowidzących, placówki służby zdrowia, szkolnictwo dla niewidomych i słabowidzących, poradnie dla niewidomych i słabowidzących, zakłady zawodowej rehabilitacji niewidomych, spółdzielnie niewidomych, domy pomocy społecznej dla niewidomych, duszpasterstwo niewidomych i niektóre fundacje.
Działalność tych instytucji i organizacji nie jest koordynowana, stąd nie tworzą one jednolitego systemu rehabilitacji osób ze znacznymi dysfunkcjami wzroku.
5. Rola organizacji pozarządowych w zaspokajaniu potrzeb osób ze znacznymi dysfunkcjami wzroku
Życie w grupie społecznej wymaga zorganizowania, tworzenia instytucji do realizacji wspólnych zadań, stanowienia prawa i jego przestrzegania, zapewnienia spokoju, bezpieczeństwa itd. Zorganizowanie takie jest niezbędne począwszy od wsi, osiedla, zakładu pracy, przez państwo do instytucji globalnych np. Organizacja Narodów Zjednoczonych i jej agendy.
W każdym społeczeństwie i w każdej społeczności występują różnorodne potrzeby i interesy, często sprzeczne. Muszą więc funkcjonować mechanizmy rozstrzygania sporów, konsultowania tworzonych aktów normatywnych, grupowej reprezentacji itp. Trudno sobie wyobrazić państwo bez partii politycznych, związków zawodowych czy organizacji pozarządowych.
Niewidomi i słabowidzący stanowią liczną grupę społeczną. Grupa ta musi stosować swoiste techniki zaspokajania potrzeb. Musi więc mieć reprezentację, która będzie dbała o tworzenie warunków umożliwiających realizację tego zadania. Rolę tę mogą pełnić tylko organizacje zrzeszające niewidomych i słabowidzących oraz działające na ich rzecz.
Przezwyciężanie ograniczeń i wykorzystywanie istniejących możliwości niewidomych i słabowidzących wymaga wyrównywania ich szans. Aby było to możliwe, niezbędne jest tworzenie specjalnych warunków.
Niezmiernie ważne jest tworzenie podstaw prawnych wyrównywania szans osób niepełnosprawnych. Prawodawcy niestety, nie zawsze rozumieją potrzeby niewidomych i słabowidzących. Nie zawsze też znajdują czas i chęci, żeby zainteresować się tą problematyką. Musimy pamiętać, że siła przebicia osób niepełnosprawnych jest niewielka w porównaniu ze strajkującymi górnikami czy pielęgniarkami, rolnikami blokującymi drogi czy innymi, zorganizowanymi grupami zawodowymi lub ugrupowaniami politycznymi. Pamiętać też trzeba, że Rada Ministrów, poszczególni ministrowie, parlament itd. nie mogą konsultować spraw z kilkudziesięcioma tysiącami niewidomych i słabowidzących. Nie mogą również prowadzić konsultacji z kilkudziesięcioma organizacjami. Konieczna jest silna reprezentacja, która będzie partnerem dla władz państwowych.
Podobnie, odpowiedniej organizacji wymaga pomoc rehabilitacyjna dzieciom, młodzieży oraz dorosłym niewidomym i słabowidzącym.
Konieczne jest wywieranie nacisku na władze oświatowe w celu tworzenia odpowiednich warunków pobierania nauki przez niewidome i słabowidzące dzieci oraz młodzież.
Wiele wysiłku wymaga tworzenie warunków rehabilitacji zawodowej i zatrudnienia. Jak wynika z informacji zawartych w rozdziale 2.1, przez 10 lat zatrudnienie zmniejszyło się o około 55%. Nie ma potrzeby udowadniania, jak wielka to strata dla niewidomych, słabowidzących i ich rodzin. Bez wątpienia, nikt za nas problemu tego nie rozwiąże.
Z odmiennych technik zaspokajania potrzeb przez niewidomych i słabowidzących wynikają zadania rehabilitacyjne. Nauczaniem tych technik, w przypadku osób dorosłych, w Polsce zajmują się niemal wyłącznie organizacje społeczne, działające na rzecz niewidomych i słabowidzących.
Bez wątpienia, żadna instytucja państwowa ani samorządowa nie podejmuje trudu przekonania osób z poważnymi dysfunkcjami wzroku o ich możliwościach, o konieczności usamodzielnienia, o konieczności podjęcia trudnego, długotrwałego procesu rehabilitacji.
Ślepota w powszechnym odczuciu jest najcięższym kalectwem, które przekreśla wszystkie możliwości człowieka. Poglądy takie wyznają rodzice dzieci z poważnymi dysfunkcjami wzroku, osoby tracące wzrok w późniejszych latach życia, a nawet wielu niewidomych, którzy nie zaakceptowali swojej niepełnosprawności.
Przekonanie osób ociemniałych i ich rodzin o możliwościach usamodzielnienia jest najważniejszym, lecz i najtrudniejszym zadaniem rehabilitacyjnym. Zadanie to, jak dotąd realizują głównie organizacje pozarządowe.
Nie istnieją służby państwowe ani samorządowe zdolne do tworzenia warunków rehabilitacji podstawowej, psychicznej i społecznej, zaopatrzenia w sprzęt rehabilitacyjny, tworzenia warunków korzystania z dóbr kultury, wiedzy i czynnego wypoczynku.
PCPR-y ani żadne inne instytucje nie mają możliwości zajęcia się nowo ociemniałymi, przekonywania ich o potrzebie usamodzielnienia, tworzenia im warunków włączenia się w życie społeczne itd.
Jeszcze trudniej jest organizować pomoc niewidomym i słabowidzącym z dodatkowymi niesprawnościami, głuchoniewidomym, ociemniałym z powodu cukrzycy, niewidomym ze stwardnieniem rozsianym, porażeniem mózgowym i innymi upośledzeniami. Zadanie to ciąży przede wszystkim na organizacjach pozarządowych.
Organizacje te tworzą również niewidomym i słabowidzącym dogodne warunki podejmowania działalności społecznej. Umożliwia to nie tylko udzielanie pomocy osobom, które nie mogą same zaspokajać swoich potrzeb, ale również zaspokajanie wielu potrzeb niewidomych i słabowidzących działaczy. Zadanie to z pewnością przerasta możliwości instytucji państwowych i samorządowych.
Jak starałem się wykazać, zdecydowaną większość różnorodnych potrzeb niewidomych i słabowidzących zaspokajają organizacje społeczne działające na ich rzecz. Stąd wynika ich wielka rola i znaczenie.
6. Podsumowanie i wnioski
Zasygnalizowałem jedynie niektóre problemy wymagające stałego rozwiązywania, niektóre zadania wymagające stałej realizacji i niektóre warunki, jakie należy spełnić, żeby można było wyrównywać szanse niewidomych i słabowidzących. Starałem się też wykazać, że problemów tych nie mogą rozwiązywać służby państwowe i samorządowe w obecnym systemie prawnym i organizacyjnym. Muszą to robić organizacje pozarządowe działające na rzecz niewidomych i słabowidzących.
Z powyższych rozważań nasuwają się następujące wnioski.
a/ Niewidomi i słabowidzący potencjalnie dysponują poważnymi możliwościami uczestniczenia niemal we wszystkich dziedzinach życia. Wykorzystanie tych możliwości jednak, wymaga tworzenia specjalnych warunków, wyrównywania szans, pomocy rehabilitacyjnej.
b/ W Polsce nie istnieje żadna państwowa ani samorządowa instytucja, która mogłaby tworzyć odpowiednie warunki i świadczyć niewidomym i słabowidzącym pomoc rehabilitacyjną w niezbędnym zakresie. Możliwości takie posiadają jedynie organizacje pozarządowe.
c/ Warunkiem dalszej realizacji zadań rehabilitacyjnych na rzecz niewidomych i słabowidzących przez organizacje pozarządowe jest zapewnienie im możliwości finansowania tych zadań oraz możliwości utrzymania bazy lokalowej, kadr i pokrywania innych kosztów wiążących się ze świadczeniem usług rehabilitacyjnych.
d/ Konieczność zaspokajania potrzeb rehabilitacyjnych osób z poważnymi dysfunkcjami wzroku wymaga istnienia silnych organizacji działających na ich rzecz. Aby organizacje te mogły reprezentować interesy swoich członków wobec władz państwowych, powinny działać wspólnie, powinny uzgadniać kierunki starań itp. W przeciwnym razie niewiele będą mogły osiągnąć.
(grudzień 2007)
Na przestrzeni ostatnich ośmiu lat liczba członków Związku uległa zmniejszeniu o 13111 osób, tj. o 15,7 proc. W zebraniach sprawozdawczo-wyborczych kół, o ile mogę ocenić, uczestniczyło mniej osób niż przed czterema laty. Coraz trudniej pozyskać osoby chętne do prowadzenia działalności kół. Aktyw związkowy starzeje się. Wielu członków zastanawia się nad celowością przynależności do PZN-u. Związek przeżywa wyraźny kryzys.
Przyczyny tego są na ogół znane. Jest to jednak tylko ocena stanu organizacji oraz świadomości niewidomych i słabowidzących, zwłaszcza tych, którzy Związek opuścili i tych, którzy rozważają taką możliwość. Wiedza o tych zjawiskach jest konieczna, ale nie wpływa na zmianę, na poprawę notowań Związku, na jego atrakcyjność i przyszłość. Konieczna jest recepta na słabości naszej organizacji oraz wola przeprowadzenia terapii.
Planowanie poprawy kondycji Związku, moim zdaniem, wymaga kilku założeń.
1) PZN był, jest i będzie potrzebny niewidomym i słabowidzącym.
2) PZN działa w innych warunkach niż działał w przeszłości i musi w większym stopniu dostosować się do tych warunków.
3) Formy pracy, zakres pomocy, jakiej mógł udzielać niewidomym i słabowidzącym, znaczenie legitymacji, zapomogi itd. już nie wrócą, przynajmniej w okresie dającym się przewidzieć.
4) Nie można biernie trwać i czekać, aż zdarzy się cud i PZN odzyska dawną świetność - spółdzielczość niewidomych się nie doczekała na cud i Związek też się nie doczeka.
5) Zmiany na lepsze same się nie dokonają - niewidomi i słabowidzący muszą wypracować nową formułę istnienia i działalności Związku.
Zbliża się Krajowy Zjazd Delegatów PZN. Powołane są komisje, a to programowa, a to statutowa, a może jeszcze jakaś. Pracownicy sięgną do starych programów. Trochę je unowocześnią, trochę poprawią, coś wykreślą, coś dodadzą. Nic jednak nie wskazuje na to, że tak wypracowany program będzie odbiegał w istotny sposób od tych, które wypracowywano i uchwalano w przeszłości. A to, jak mamy możliwości obserwować, nie przynosi zadowalających rezultatów.
Rozpoczęła się też gabinetowa, telefoniczna, e-mailowa, szeptana i nieoficjalna, a także nie zawsze uczciwa agitacja. Tak, agitacja, ale tylko personalna. Ten byłby dla mnie dobry, częściej zły, tego skreślać, tamtego popierać. "Przygotowania" te nie obejmują programu. Mało kto pyta kandydata, co będzie robił we władzach, do czego dążył, co popierał, czemu się przeciwstawiał. Wyjątkiem są może tendencje do przekształcenia Związku w federację, ale to jest odrębne zagadnienie. Zajmę się nim w najbliższym czasie.
Teraz mogę stwierdzić, że Zarząd Główny z pewnością będzie wybrany. Moim zdaniem jednak, niczego to nie zmieni, chociaż zmiany są niezbędne. Będzie trochę lepiej lub trochę gorzej, ale wszystko pozostanie bez istotnych zmian, a to będzie oznaczało dalszy regres. Tak jednak być nie musi.
Nie chcę utyskiwać, straszyć, siać zwątpienia i beznadziejności. Chcę zaproponować jeden punkt przyszłego programu, który powinien uchwalić Krajowy Zjazd Delegatów. Byłby to tylko jeden punkt, ale jego realizacja wymagałaby olbrzymiego zaangażowania działaczy i pracowników PZN oraz czasu. Uważam jednak, że może okazać się to przedsięwzięciem opłacalnym.
Proponuję takie oto zadanie: Dostosowanie struktur i działalności Polskiego Związku Niewidomych do potrzeb jego członków.
Sformułowanie krótkie, ale zadanie łatwe nie jest. Wymaga wyzbycia się tradycyjnego sposobu myślenia i przyzwyczajeń, wymaga szerokiego ujęcia problemu, mądrości i przede wszystkim odwagi. Ale to jeszcze nie wystarczy. Zakładam, że potrafimy wykrzesać wolę zmian, mamy odpowiednie walory osobowościowe i intelektualne oraz siłę, żeby wprowadzić zmiany, które uznamy za niezbędne.
A więc zdecydowaliśmy, że podejmujemy działania, których celem będzie dostosowanie Związku do potrzeb osób niewidomych i słabowidzących. I tu zaczyna się problem: jakie to są potrzeby? Czego oczekują niewidomi i słabowidzący?
Problem ten postawiłem w rozmowie z przedstawicielami Głównej Komisji Rewizyjnej. Różne padły oceny. Czytelnicy mogą zapoznać się z nimi, są bowiem opublikowane w miesięczniku "BIT" nr 11(30)/07. W tym miejscu chcę tylko zwrócić uwagę, że ja i moi rozmówcy mieliśmy z tym sporo trudności. Ryszard Dziewa wyraził nawet pogląd, że często niewidomi chcą jedynie, by dać im święty spokój.
No właśnie, czego chcą niewidomi? Jakie są ich potrzeby?
Proponuję sprawę tę rzetelnie rozeznać. Moim zdaniem, wymaga to przebadania trzech grup osób.
a) Przebadać reprezentatywną grupę niewidomych i słabowidzących z terenu całego kraju
W badaniu tym powinniśmy otrzymać informacje dotyczące potrzeb i oczekiwań osób niewidomych z różnych rejonów kraju, w różnym wieku, o różnym statusie materialnym, różnych możliwościach widzenia, niewidomych i nowo ociemniałych itp. Powstanie lista oczekiwań osób niewidomych i słabowidzących oraz lista ich uświadamianych potrzeb.
b) O potrzeby niewidomych i słabowidzących zapytać działaczy i pracowników kół PZN.
Ich odpowiedzi również opracować i sporządzić listę potrzeb osób niewidomych i słabowidzących.
c) O potrzeby te zapytać specjalistów rehabilitacji.
Uzyskane odpowiedzi opracować i sporządzić listę potrzeb.
Moim zdaniem, każda z badanych grup będzie udzielała nieco innych lub bardzo innych odpowiedzi.
Działacze będą, jak się wydaje, kierowali się również możliwościami zaspokajania potrzeb, czego szeregowi członkowie Związku najczęściej czynić nie będą.
Specjaliści będą wskazywali na obiektywne potrzeby, które wcale nie muszą być uświadamiane przez niewidomych i słabowidzących, a przede wszystkim, przez nowo ociemniałych. Osoby tracące wzrok i ociemniałe doskonale rozumieją potrzebę leczenia oczu, rozumieją potrzeby materialne, bytowe itp. Wcale nie muszą rozumieć potrzeb rehabilitacyjnych, ale te rozumieją specjaliści.
Z tych trzech list potrzeb, należy sporządzić jedną listę i rozpocząć nad nią pracę.
Jak znam życie, otrzymamy bardzo długą listę potrzeb, możliwych i niemożliwych do zaspokojenia, potrzeb ważnych i mniej ważnych oraz oczekiwań całkiem dziwacznych.
Drugi etap prac powinien polegać na ocenie zgłoszonych potrzeb pod względem znaczenia dla niewidomych i słabowidzących oraz możliwości ich zaspokajania.
Kolejnym etapem powinno być zastanowienie się, kto może zaspokajać potrzeby, które uznaliśmy za ważne i możliwe do zaspokajania. Okaże się, że część potrzeb mogą zaspokajać mops-y, część pcpr-y, część inne instytucje, a część nikt.
PZN powinien przede wszystkim zająć się "nękaniem" władz, by tworzyły warunki zaspokajania potrzeb ważnych dla niewidomych i słabowidzących, powinien stać się w większym stopniu organizacją postulatywną.
Jest to zadanie bardzo ważne, ale niewystarczające.
Związek powinien zająć się również tymi potrzebami, którymi nikt zajmować się nie może lub nie chce. Powinien też wywierać naciski na instytucje, których zadaniem jest zaspokajanie określonych potrzeb osób niewidomych i słabowidzących, żeby rzetelnie wywiązywały się z tego obowiązku. Powinien też pomagać indywidualnym osobom w staraniu się o zaspokajanie ich potrzeb w instytucjach do tego powołanych.
Wyłoniła się grupa ważnych potrzeb, których nie ma komu zaspokajać. Związek poszukuje możliwości zajęcia się nimi we własnym zakresie i poszukuje instytucji, która mogłaby podjąć tę działalność.
Mamy więc zadania dla PZN-u. Teraz należy ustalić, jakie ogniwa lub placówki Związku będą je realizowały.
Niewidomi i słabowidzący mają najłatwiejszy kontakt z kołami PZN. Koła z kolei mogą najłatwiej do nich docierać. Koła więc należy uznać za najważniejsze ogniwa Związku i robić wszystko, żeby je wzmacniać, pomagać im w realizacji tej najważniejszej i najtrudniejszej części pracy.
Mocno podkreślam znaczenie kół, chociaż wiem, że nie wszystkie dysponują odpowiednim aktywem i nie wszystkie prowadzą właściwą działalność. Wiem też, że nie wszystkie zadania mogą być realizowane przez koła. Zaspokajanie potrzeb tysięcznych rzesz członków, możliwe jest jednak tylko w kołach. Od kół więc zależy jakość pracy Związku i jego ocena przez członków.
Cóż z tego, że ZG PZN przeszkoli szesnastu pracowników okręgów w zakresie zatrudniania niewidomych? I tak będą oni nadal wykonywali prace biurowe, papierkowe, sporządzali wnioski, pisali sprawozdania itp. Czy pracę tę zauważą członkowie Związku?
Tak samo, dla szerokich rzesz, nie ma znaczenia wysłanie kilkunastoosobowej grupy młodzieży do Holandii w ramach wymiany, zorganizowanie warsztatów muzycznych dla trzydziestu osób, praca trzech osób w organach Europejskiej Unii Niewidomych, udział w kongresie Światowej Unii Niewidomych, zorganizowanie czterech zebrań plenarnych ZG PZN itd.
Wszystko to jest bardzo ważne, ale nie wpływa na opinie ogółu członków. Na ich opinię zapracować mogą jedynie koła. Wszystko inne, chociaż ważne, może być tylko uzupełnieniem pracy kół.
Tylko koła mogą pomagać wypełniać zeznania podatkowe, tylko koła mogą pomóc załatwiać otrzymanie dofinansowania do turnusów rehabilitacyjnych i zapomóg, mogą organizować pielgrzymki i wycieczki i przede wszystkim koła mogą organizować wolontariuszy, którzy będą pomagali niewidomym. Oczywiście, mam tu na myśli pomoc dużej liczbie niewidomych. W sprawach jednostkowych rzecz ma się inaczej. Nawet biuro ZG PZN może wystąpić do wójta, żeby zajął się starym, samotnym, niewidomym, wypełnić PIT itd. Ale tylko koła prace te mogą wykonywać na co dzień i na rzecz wielu potrzebujących.
Dlatego najważniejszym zadaniem Zarządu Głównego i zarządów okręgów powinno być tworzenie warunków do dobrej pracy kół i pomaganie im we wszystkim, w czym same sobie nie radzą.
Oczywiście, Zarząd Główny powinien zabiegać o właściwe regulacje prawne zagadnień ważnych dla osób z uszkodzonym wzrokiem, powinien organizować naciski na władze ustawodawcze i wykonawcze, powinien uczestniczyć w wymianie międzynarodowej i pracach międzynarodowych organizacji osób niewidomych i słabowidzących. Jest więcej spraw, którymi muszą zajmować się władze centralne. Nie miejsce tu, żeby je dokładnie ustalać. Jednak chcę z całą mocą podkreślić, że nawet najlepsza praca władz centralnych, bez udziału kół, nie przyczyni się do poprawy zaspokajania codziennych potrzeb ogółu członków i nie wpłynie na wizerunek Związku.
Dlatego konieczne jest, by ZG uznał za jedno z najważniejszych zadań, o ile nie najważniejsze, tworzenie dobrych warunków pracy kół PZN.
Podobne zadania powinny pełnić okręgi w lokalnym wymiarze. Ich głównym celem jednak powinna być pomoc kołom, by mogły realizować swoje zadania. Biura okręgów powinny być raczej punktami usługowymi dla kół a nie ośrodkami władzy.
Przedstawiam zarys tego, co należy zrobić, zmienić, jak działać. Propozycje te wymagają doprecyzowania, dostosowania do różnych warunków, uwzględnienia innych punktów widzenia. Jeżeli jednak uda się wykonać proponowaną pracę, ustalić, co należy ustalić, zreorganizować to, co wymaga reorganizacji itd., może stworzymy podstawę odnowy Związku, podniesienia jego atrakcyjności, zahamowania upadku i odchodzenia członków.
Nie jest to pełny ani jedyny program. Nie podejmuję się przewidzenia wszystkich potrzeb i sposobów ich zaspokajania. Myślę jednak, że moje przemyślenia mogą na coś się przydać. W takiej nadziei przedstawiam Państwu te propozycje. Szczęśliwy będę, jeżeli znajdą się osoby, które zaproponują lepsze rozwiązania i delegaci, którzy zechcą wnieść je pod obrady Zjazdu.
Związek naprawdę jest wielkim, wspólnym dobrem. Nie jest jedyną organizacją działającą na rzecz niewidomych i słabowidzących, jest jednak organizacją największą, która ma najwięcej możliwości podejmowania i rozwiązywania problemów. Powinniśmy robić wszystko, żeby nasza organizacja była potrzebna jej członkom.
(styczeń 2014)
Przed miesiącem zastanawiałem się nad członkostwem w PZN-ie. Doszedłem do wniosku, że zrzeszanie w jednym stowarzyszeniu osób niewidomych i słabowidzących jest niekorzystne dla tych pierwszych. Oczywiście, żadnych skutków to moje rozważanie mieć nie będzie. Nikt bowiem nie jest zainteresowany takimi wnioskami, a już na pewno nie słabowidzący. Jest jeszcze gorzej - całkowicie niewidomi, w większości, również nie popierają nawet zmiany nazwy Związku, a co dopiero ograniczenie prawa zrzeszania się w tym stowarzyszeniu tylko osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności i to jeszcze z perspektywą podziału ich na niewidomych i słabowidzących.
Niezależnie od tego, czy kogoś zainteresują moje przemyślenia, nie widzę potrzeby, żeby zachowywać je wyłącznie dla siebie. Wychodząc z takiego założenia postanowiłem zastanowić się nad działalnością PZN-u, nad tym, czym powinien się zajmować, co robić, jakiej pomocy udzielać.
No tak, można się zastanawiać, a i tak o tym, czym zajmują się stowarzyszenia i fundacje działające na rzecz osób niepełnosprawnych decyduje PFRON i inne instytucje, które dofinansowują ich działalność. Najkrócej można by powiedzieć, że PZN i inne organizacje pozarządowe powinny zajmować się tym, na co mogą otrzymać dofinansowanie. I nie jest to wielkie odkrycie. Właśnie tak postępują. Fakt, że otrzymują pieniądze nie na to, co jest najbardziej potrzebne, najpilniejsze, najważniejsze z punktu widzenia rehabilitacji, nie ma znaczenia. Wniosek o przyznanie pieniędzy, czyli aplikacja, musi mieścić się w jakichś programach, musi zawierać modne słowa i określenia, musi wyglądać atrakcyjnie, a czy zaspokoi ważne potrzeby osób niepełnosprawnych, nie ma znaczenia. No i jeszcze sam wniosek, a następnie rozliczenie realizacji zadania muszą być dobrze udokumentowane, zawierać mnóstwo załączników, opisów, podpisów, faktur, umów, oświadczeń i poświadczeń. W rezultacie po zdobyciu pieniędzy na tak zwany wkład własny do projektu, o który stara się jakaś organizacja pozarządowa, po opracowaniu i uzasadnieniu aplikacji, a następnie po udokumentowaniu każdej czynności wykonywanej w ramach tego projektu, organizatorowi się żyć odechciewa, a co tu dopiero mówić o pomaganiu osobom niepełnosprawnym. Do tego należy dodać nieprzewidywalność decyzji decydentów, zmiany priorytetów i późne przyznawanie pieniędzy bez możliwości przesunięcia realizacji zadania na początek roku następnego.
W takim systemie organizacje pozarządowe nie mogą zajmować się tym, czym powinny, nie mogą w sposób efektywny pomagać osobom niepełnosprawnym. Jeżeli uwzględnimy fakt, że nie istnieją służby państwowe czy samorządowe, których zadaniem byłoby udzielanie pomocy rehabilitacyjnej osobom niepełnosprawnym, mamy żałosny obraz.
Wyobraźmy sobie, że nie ma żadnej rządowej ani samorządowej służby, która zajmowałaby się nauczaniem nowo ociemniałych samodzielnego poruszania się po drogach publicznych. Takim nauczaniem zajmuje się PZN i w mniejszym stopniu inne organizacje pozarządowe. Organizacje te muszą zdobyć we własnym zakresie pieniądze na częściowe sfinansowanie takiej pomocy, wystąpić do PFRON-u o jej dofinansowanie i prowadzić rozbudowaną dokumentację zadania. Wygląda to tak, jakby władze uważały, że tego rodzaju pomoc jest fanaberią, a nie podstawą rehabilitacji.
Mało tego, nauka orientacji przestrzennej nie jest działalnością innowacyjną. Jeżeli więc w danym roku akurat premiowana jest innowacyjność, trudno otrzymać pomoc na działalność, która innowacyjną nie jest.
System pomocy finansowej na działalność rehabilitacyjną jest nieefektywny również z powodu braku ciągłości działań. Stowarzyszenie otrzymuje dofinansowanie na jakąś nową, nowatorską, innowacyjną działalność. Przygotowuje się do tej działalności, zakupuje niezbędny sprzęt, zatrudnia instruktorów i innych wykonawców, opracowuje programy i pracuje np. przez dwa lata, bo na tyle otrzymało pieniądze. Dwa lata mijają, projekt się kończy i nie ma kontynuacji, bo nie ma pieniędzy. Zakupiony sprzęt marnuje się niewykorzystywany, kwalifikacje wykonawców się marnują, wypracowane programy idą do segregatorów i na półki.
Jak więc w takich warunkach prowadzić podstawową działalność, jak pomagać niewidomym?
Rzecz jasna, że można robić tylko to, co można, a nie to, czego nie można. Czy jednak na wszystko są potrzebne pieniądze?
Oczywiście, że PZN i inne organizacje pozarządowe chcą istnieć, muszą więc mieć pieniądze, muszą zajmować się taką działalnością, na którą można otrzymać dofinansowanie. Nie oznacza to jednak, że nie mogą zajmować się inną działalnością, na którą może nie są konieczne pieniądze.
Myślę, że są możliwości udzielania bardzo potrzebnej pomocy, którą można świadczyć bez wielkich pieniędzy.
W przypadku niewidomych, zwłaszcza samotnych czy małżeństw dwojga niewidomych, niezmiernie ważna jest pomoc w postaci usług przewodników i lektorów.
Niewidomi muszą załatwiać różne sprawy, chcieliby wyjeżdżać na turnusy rehabilitacyjne, chcieliby odwiedzać przyjaciół, muszą robić zakupy, dbać o zdrowie, przeczytać korespondencję, wypełnić jakieś formularze, zeznania podatkowe itd. Należy zauważyć, że pomoc taka często jest niezbędna nawet wówczas, gdy niewidomy ma dorosłe dzieci, które mieszkają oddzielnie. Tempo życia jest niekiedy tak wielkie, że praca zawodowa oraz opieka nad własnymi dziećmi, dowożenie ich czy doprowadzanie na różne zajęcia, nie pozostawia czasu wolnego na zajęcie się innymi sprawami. Jeżeli więc córka czy syn mieszkają oddzielnie, często w innym mieście czy odległej dzielnicy miasta, nie mają możliwości udzielania pomocy niewidomym rodzicom. Bywa i tak, że rodzice wiedzą o trudnościach swoich dorosłych dzieci, wolą więc rezygnować z zaspokajania własnych potrzeb, żeby tylko nie sprawiać im dodatkowych trudności.
Wiem, że można tu mówić o obowiązkach dzieci wobec rodziców. Można, ale to do niczego nie prowadzi. I tak czasu dorosłym dzieciom od tego nie przybędzie i nie skłoni niektórych starszych niewidomych do wymuszania na dzieciach swoich praw.
Myślę, że organizowanie takiej pomocy mogłoby stanowić istotę działania PZN-u i innych organizacji pozarządowych działających w tym środowisku. Wiem, że jest to niezmiernie trudne zadanie, czasami nawet niewdzięczne, ale wiem też, że jest bardzo ważne i potrzebne.
Dodam, że nie ma aż tak wielu niewidomych, którym pomoc taka jest niezbędna. Zdecydowana większość członków PZN-u to osoby słabowidzące, które doskonale sobie radzą z problemami życia codziennego. Nie wszyscy całkowicie niewidomi również potrzebują tego rodzaju pomocy. Jeżeli osoba niewidoma mieszka z widzącym współmałżonkiem albo widzącymi członkami rodziny, najczęściej nie potrzebuje pomocy innych osób. Jeżeli jednak mieszka samotnie albo z inną osobą niewidomą, a to już inna sprawa.
Nawet najbardziej zaradna osoba całkowicie niewidoma nie załatwi wszystkich spraw samodzielnie. Nie może robić grubszych zakupów, np. odzieży, mebli, zasłon, firan. Nie może wypełniać urzędowych druków, nie wszędzie trafi bez pomocy. Nawet zwykły spacer, zażycie trochę ruchu i powietrza może być uciążliwe. Wysiłek psychiczny, napięta uwaga, stres itp. mogą być tak uciążliwe, że zniweczą korzyści ze spaceru.
Jak już wspomniałem, nie ma wielu niewidomych, którzy potrzebują takiej pomocy. Ich potrzeby można więc zaspokajać efektywnie i bez kosztów. Jeżeli w każdym kole średniej wielkości jest kilka takich osób, a w wielkich kołach kilkanaście, nie przerasta to możliwości zarządu koła. Trzeba tylko uznać tę pomoc za ważniejszą od spotkań towarzyskich, wycieczek czy podobnej działalności.
Konieczne jest poszukiwanie wolontariuszy, którzy chcieliby w ten sposób pomagać. Jeżeli udałoby się na każdą osobę potrzebującą omawianej pomocy znaleźć, zarejestrować i utrzymywać kontakt z trzema wolontariuszami, niewidomi nie musieliby czekać na pomoc. Zawsze, kiedy potrzebna byłaby pomoc, któryś z wolontariuszy miałby czas, żeby jej udzielić.
Istnienie tak zorganizowanej pomocy świadczyłoby, że PZN dba o najsłabszych członków, że chce udzielać im pomocy, że są oni ważni dla Związku. Członkowie Związku natomiast czuliby się pewniej, bezpieczniej, bardziej u siebie. Korzystałoby niewielu, bo liczbowo są to niewielkie potrzeby, ale jakościowo bardzo ważne. Fakt, że pomoc nie dotyczyłaby wielu osób świadczy, że możliwe jest rozwiązanie problemów życia codziennego osób, które potrzebują takiej pomocy. W rezultacie wszyscy członkowie czuliby, że w razie potrzeby mogą liczyć na pomoc. Z pewnością mniej z nich decydowałoby się na opuszczenie szeregów PZN-u.
Jak już pisałem, nie jest to łatwe zadanie, a czasami nawet niewdzięczne. Starsi ludzie nie zawsze są łatwi we współżyciu. Jeżeli jednak władze Związku uznałyby taką działalność za bardzo ważną, przypominały o niej przy każdej okazji i bez okazji, rozliczały zarządy okręgów i kół z organizowania i świadczenia omawianej pomocy, po jakimś czasie byłyby rezultaty.
Propozycję tę traktuję jako wywołanie problemu. Nie jest ona jedyną możliwością działania bez większych nakładów finansowych. Nie jest też do końca przemyślana i zaprogramowana. Podjęcie tego zadania bowiem, wymaga dobrego rozeznania problemu, rozmów z zainteresowanymi i z terenowymi działaczami. Myślę jednak, że moja propozycja może stanowić punkt wyjścia do dalszych rozważań, poszukiwania najlepszych rozwiązań, działań pilotażowych. Może więc zainteresuje władze stowarzyszeń działających w naszym środowisku, a przede wszystkim władze PZN-u.
Postaram się zaproponować jeszcze parę działań, które nie wymagają wielkich nakładów, a mają duże znaczenie dla niewidomych i słabowidzących.
(grudzień 2014)
Rozważania na podstawie informacji opublikowanej w "Biuletynie Informacyjnym "Pochodni" nr 21 (90), październik
Prezydium Zarządu Głównego podjęło uchwałę zmieniającą w 2014 regulamin konkursu "Człowiek Roku im. Włodzimierza Kopydłowskiego" na "Koło Roku 2014 im. Włodzimierza Kopydłowskiego".
Założeniem konkursu było uhonorowanie Koła PZN, które wykaże się efektywną i skuteczną pomocą dla:
* samotnej osoby niewidomej
* osoby niewidomej z dodatkowymi niepełnosprawnościami
* całkowicie niewidomej pary małżeńskiej
* całkowicie niewidomej pary małżeńskiej wychowującej dzieci.
Warunkiem było zorganizowanie przez Koło konkretnych i wymiernych działań znacząco zmieniających sytuację życiową. Chodziło o pomoc tym, którym jest najtrudniej. Oczekiwano działań stałych, a jednym z warunków było to, by pomoc ta była kontynuowana w trakcie trwania konkursu.
Z przykrością stwierdzamy, że na 349 kół zgłoszenia wpłynęły tylko z trzech.
Były to koło okręgu śląskiego w Tychach i dwa koła okręgu mazowieckiego, tj. koło w Siedlcach i koło Warszawa Zachodnia.
Dwa koła z okręgu mazowieckiego przedstawiły swoje działania na rzecz osoby całkowicie niewidomej, uwieńczone sukcesem w postaci poprawy jej warunków życia przy wydatnej pomocy terenowych władz państwowych.
Koło w Tychach opisało codzienną działalność na rzecz różnych grup niewidomych, dołączając listy członków, zadowolonych z różnych zajęć, wyjazdów, udziału w projektach.
Wymienionym trzem kołom należą się słowa uznania za działania oraz za zgłoszenie się do konkursu. Zdaniem kapituły wszystkie trzy koła zasłużyły na wyróżnienie w postaci dyplomu, który zostanie przygotowany i wręczony Zarządom Kół w najbliższym czasie. Nie wyróżniono nikogo statuetką i tytułem "Koło Roku 2014 im. Włodzimierza Kopydłowskiego".
***
Prosimy zwrócić uwagę, że na 349 kół, tylko trzy zgłosiły udział w konkursie, a więc mniej niż jeden procent. Prosimy zwrócić uwagę, że przedmiotem konkursu była pomoc członkom, którzy najbardziej potrzebują pomocy.
Czy w tej sytuacji można mówić, że PZN efektywnie pomaga całkowicie niewidomym i innym osobom, którym pomoc jest najbardziej potrzebna?
Czy można mówić, że PZN jest stowarzyszeniem niewidomych? Raczej jest stowarzyszeniem słabowidzących.
Czy można mówić, że całkowicie niewidomi, niewidomi ze złożoną niepełnosprawnością, niewidomi rodzice wychowujący dzieci itd. mogą liczyć na pomoc PZN-u?
Czy twierdzenie, że całkowicie niewidomi są marginalizowani we własnym związku jest bezpodstawne?
Prosimy o zastanowienie się nad tymi problemami. A może Państwo zadadzą więcej podobnych pytań władzom PZN-u?
(przypis redakcji "WiM")
(luty 2014)
Przed miesiącem pisałem, że PZN powinien organizować wolontariuszy, którzy pomagaliby niewidomym jako przewodnicy i lektorzy. Pomoc taka umożliwiałaby niewidomym załatwianie wielu spraw oraz uczestnictwo, m.in. w działalności organizowanej przez PZN i inne organizacje pozarządowe. Obecnie chcę zwrócić uwagę czytelników na trzy inne formy działalności, które nie wymagają wielkich pieniędzy, a są ważne dla niewidomych.
1) Zarząd Główny PZN powinien zabiegać o korzystne regulacje prawne. Powinien przy tym kierować się potrzebami, przede wszystkim osób z uszkodzonym wzrokiem, a nie interesami własnymi, interesami stowarzyszeń, ani interesami zakładów pracy chronionej.
Przykładami złej regulacji prawnej są, np. zniżki czasu pracy niepełnosprawnych pracowników i zasady odpisu od przychodów kosztów zatrudnienia przewodników. To pierwsze prawo ogranicza możliwości pracy osób niepełnosprawnych, a to drugie jest tak pomyślane, żeby nie można było z niego korzystać.
Wpływ na tworzenie prawa nie jest łatwym zadaniem, ale nie wymaga wielkich nakładów finansowych. Jest wielu niewidomych i słabowidzących prawników oraz osób, które znają potrzeby niewidomych i słabowidzących. Trzeba tylko zorganizować ich pracę i umieć przekonać decydentów do tego, co oni wypracują.
Działalność taka jest bardzo potrzebna i możliwa. Pewne niebezpieczeństwo kryje się tylko w sytuacjach, kiedy postulowane regulacje prawne dotyczą instytucji, które dysponują pieniędzmi, np. PFRON. Działalność ta wymaga też konsekwencji i pracy ciągłej. Nie zawsze też jest rozumiana przez wielu członków PZN-u. Niezależnie od tych ograniczeń i trudności starania o korzystne regulacje prawne są bardzo ważne, a ich podejmowanie jest statutowym obowiązkiem PZN-u.
2) Jednostki podstawowe (koła) powinny pomagać przede wszystkim osobom niewidomym w załatwianiu spraw urzędowych. PZN nie dysponuje obecnie takimi możliwościami, jakimi dysponował w przeszłości. Niektóre działalności obecnie nie są już możliwe, inne zostały przejęte przez gminy, przez powiaty czy PFRON. Dlatego pomoc w załatwianiu spraw w tych instytucjach jest niezmiernie ważna, a niektórzy niewidomi zupełnie sobie z tym nie radzą.
Uzyskanie skierowań do sanatorium, na turnusy rehabilitacyjne, dofinansowania zakupu sprzętu rehabilitacyjnego, pomocy socjalnej, korzystania z pomocy zlecanej przez PFRON jednostkom samorządowym w ramach różnych programów itp., wymaga dobrego rozeznania w istniejących możliwościach i umiejętności umotywowania potrzeb. Działacze kół powinny specjalizować się w tego typu działalności.
Z pewnością jest wiele innych spraw urzędowych, przy załatwianiu których niewidomi potrzebują pomocy, np. wypełnianie zeznań podatkowych, sprawy alimentacyjne - życie jest bardzo bogate i niewidomi, podobnie jak inni ludzie, mają różne sprawy do załatwiania.
Oczywiście, niektóre koła organizują podobną pomoc, ale powinny robić to wszystkie, a nie tylko niektóre.
3) Niezwykle potrzebna jest działalność informacyjna. Sprawy rentowe, ulgi komunikacyjne, możliwości uczęszczania do różnych szkół, studiowanie na różnych uczelniach, sprzęt rehabilitacyjny, turnusy rehabilitacyjne - informacje o charakterze ogólnokrajowym i o charakterze lokalnym. Jest to wielki kompleks zagadnień, których nie są w stanie opanować i pamiętać działacze społeczni i pracownicy kół. Wymaga to orientacji w różnych zagadnieniach o charakterze prawnym, technicznym, praktycznym i teoretycznym. Musi być zorganizowany system łatwego korzystania z niezbędnych informacji. Należy dodać, że informacje dotyczące różnych zagadnień ulegają dezaktualizacji. Dlatego nie może to być np. książka, w której zawarty będzie zbiór informacji potrzebnych osobom z uszkodzonym wzrokiem. Informacje te muszą być aktualizowane, a w książce nie jest to możliwe.
"Biuletyn Informacyjny" wydawany przez PZN do końca 2004 r. wypracował sposób przygotowywania, przekazywania do kół PZN i aktualizowania informacji. Niestety, "Biuletyn Informacyjny" został zlikwidowany, przygotowane informacje, o ile mi wiadomo, zostały zamieszczone w jednym opracowaniu i zmarnowane. Wypracowany system przestał istnieć.
Gwoli prawdy trzeba zaznaczyć, że nie wszystkie koła podjęły tę działalność. Jednak stworzone zostały możliwości jej prowadzenia. Konieczne było tylko mobilizowanie działaczy i pracowników kół do gromadzenia przysyłanych do kół informacji i usuwanie zdezaktualizowanych, a na ich miejsce wkładanie aktualnych.
Oczywiście, nie jest to jedyny sposób dostarczania działaczom i pracownikom kół niezbędnych informacji. Łatwiejszym sposobem jest przekazywanie informacji przez internet. Niestety, działacze PZN-u to często osoby starsze, które nie opanowały umiejętności sprawnego wyszukiwania informacji w internecie. Przekazywanie aktualizowanych informacji drogą internetową umożliwiłoby korzystanie z nich osobom niewidomym i słabowidzącym, które sprawnie posługują się komputerami. Dostarczanie do kół aktualizowanych informacji w postaci papierowej, pisanych powiększonym drukiem, mogłoby ułatwić korzystanie z nich osobom słabowidzącym, które nie korzystają z internetu.
W ten sposób działacze i pracownicy PZN-u dostaliby dobre narzędzia, które umożliwiałyby udzielanie informacji członkom PZN-u i innym osobom potrzebującym.
Tak, można poszukiwać różnych możliwości. Czy jednak władzom PZN-u zależy na wykorzystywaniu wyników tych poszukiwań? A przecież powyżej opisane formy działalności oraz ta opisana przed miesiącem, mogłyby przyczynić się do zwiększenia zainteresowania niewidomych i słabowidzących działalnością PZN-u i członkostwem w tym stowarzyszeniu. Cóż? Rzucamy grochem o ścianę i nic z tego nie wynika.
(styczeń 2012)
Można postawić wiele pytań dotyczących funkcjonowania i potrzeb osób niewidomych. Można je sprowadzić do kilku zasadniczych: czy cały świat należy dostosować do potrzeb osób niewidomych, czy osoby te należy dostosować do życia w takim świecie, jaki go Pan Bóg stworzył. A jeżeli dostosowywać świat, to jak to robić, w jakim zakresie i czy wszystkie propozycje są dla nas korzystne?
Trudno jest zmieniać odwieczny porządek świata, chociaż nie wszystko na nim odpowiada osobom niewidomym. Śnieg, zawieje śnieżne, wiatr, ulewny deszcz, mgła, duży mróz - wszystko to zmienia odbiór bodźców z otoczenia i wpływa na możliwości orientacji w nim. Są to zmiany naturalne i trudno jest z nimi walczyć.
Tak traktuje nas przyroda i ani myśli troszczyć się o nasze potrzeby. Czy jednak tylko przyroda się nimi nie troszczy?
Można podawać przykłady, kiedy to nie przyroda, lecz ludzie nie troszczą się naszymi potrzebami i zmieniają świat po swojemu. Niestety, często, bardzo często, nasze potrzeby giną gdzieś w ciągłych zmianach, w ludzkiej pomysłowości, w braku wiedzy na nasz temat, w różnorodności i Bóg wie w czym jeszcze. Często różni wynalazcy proponują nam urządzenia, które tylko im się podobają, a dla nas są zupełnie nieprzydatne.
Niestety, my sami również przyczyniamy się do tego rozgardiaszu. Niewidomi też potrafią proponować niewidomym wynalazki, których nie można akceptować, bo są nieprzydatne lub mało przydatne.
Biała laska, następczyni zwykłego kija, służy niewidomym od bardzo dawna i chyba jeszcze długo będzie służyła. Są problemy z jej akceptacją, ale wynikają one z naszej psychiki, a nie z tego prostego narzędzia. Pismo brajla, wynalezione w 1825 r. przez szesnastoletniego niewidomego Ludwika Braille'a, służy niewidomym już prawie 200 lat. Nie od razu jednak zostało zaakceptowane - około 50 lat trzeba było, żeby je uznać w skali międzynarodowej. Warto dodać, że i obecnie nie wszyscy je akceptują. Jest jednak ono ciągle przydatne, chociaż sporo straciło ze swej uniwersalności.
Wielkim wynalazkiem była mowa syntetyczna, która umożliwia nam posługiwanie się komputerem i czerpanie z tego wiele korzyści. Tego wynalazku też niektórzy niewidomi nie chcieli zaakceptować i wciąż tracą na tej niechęci.
Testery kolorów, wskaźniki poziomu cieczy, zegarki brajlowskie, nawigatory i dziesiątki innych urządzeń ułatwia nam życie.
Były jednak urządzenia, które pochłonęły mnóstwo pieniędzy, a pożytku nikt z nich nie miał.
Urządzeniem takim był "Heliotrop". Jego konstruktor widział dziesiątki zastosowań swojego wynalazku. Niestety, niewidomi nie widzieli żadnej takiej możliwości. To jednak nie zniechęciło naszego dobrodzieja. Zmobilizował on prasę i pojawiły się artykuły, jak to dygnitarze niewidomych jeżdżą samochodami i nie rozumieją biednych ludzi. Przekonał on również Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej, że to "cudo" zmieni los niewidomych. Ministerstwo wybuliło masę forsy na zakup pięciuset "Heliotropów". Niewidomi nie używali chyba żadnego, a już nie do tego, do czego aparat ten został skonstruowany.
Drugim takim urządzeniem był DSN, czyli dźwiękowy sygnalizator niewidomych. Cudo to, po naciśnięciu przycisku, zaczynało wydawać głośne piski i mrugać napisem: "Proszę mi pomóc". Niewidomi nie chcieli nawet słyszeć, żeby tego używać. Ci jednak, którzy lubią nowości i próbowali, spotykali się z reakcją, ale nie taką, jakiej oczekiwali. Ludzie chcieli dawać im jałmużnę.
Kiedy to cudo się pojawiło, byłem kierownikiem chorzowskiego okręgu PZN. Z prezesem Herbertem Bańskim wybraliśmy się do lekarza wojewódzkiego, czyli dyrektora wydziału zdrowia w urzędzie wojewódzkim, załatwiać jakieś sprawy okręgu i niewidomych. Ówczesne władze województwa były bardzo życzliwe dla niewidomych i wiele spraw można było załatwić. Lekarz wojewódzki zapytał nas, ilu niewidomych zrzesza okręg. Odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą, że ponad 4 tysiące. Tyle wówczas było zarejestrowanych. Po załatwieniu spraw, wróciliśmy do biura i byliśmy bardzo zadowoleni, że się udało.
Po dwóch miesiącach nasze zadowolenie zmieniło się w zdumienie, niedowierzanie i popłoch. Otóż do okręgu przyjechał samochód ciężarowy i przywiózł 4 tysiące aparatów DSN. Dodam, że w czasie wizyty, nikt z nas nawet nie zająknął się o jakimś tam DSN. Obaj z prezesem byliśmy zgodni, że ten aparat nie jest nic warty. Pan dyrektor przeczytał o nim w prasie i... Cóż było robić... Trzeba było pięknie dziękować i kombinować, jak się pozbyć tego dobrodziejstwa - trwało to kilka lat. Na szczęście lekarz wojewódzki zgodził się, żeby uszczęśliwić tym cudem niewidomych z innych rejonów kraju. Oczywiście, takich nieudanych projektów było znacznie więcej.
Przytoczyłem te dwa przykłady, żeby pokazać, że nie zawsze życzliwość wydaje dobre owoce, a także, że interesy własne konstruktorów, wynalazców, organizatorów itp. nie zawsze są zgodne z interesami niewidomych.
Ostatnio duże postępy czyni audiodeskrypcja. Bez wątpienia jest to bardzo przydatne udoskonalenie. Byłem na filmie "Bitwa warszawska 1920". Audiodeskrypcja bardzo pomogła mi zrozumieć, co dzieje się na ekranie. No tak, ale audiodeskrypcja w tygodniku "Polityka" dostarczanym przez e-Kiosk doprowadza mnie do pasji. Na filmie były krótkie wstawki i tylko tam, gdzie trzeba było niewidomym coś podpowiedzieć, poinformować, wyjaśnić. W "Polityce" są sążniste opisy zdjęć, które nic nie wnoszą. Tak ja uważam, chociaż znam osobę niewidomą, której się to podoba.
(Informacja ze stycznia 2012 r. - przypis autora.)
Audiodeskrypcja jest więc bardzo przydatna, ale czy wszędzie i czy zawsze? Mam wątpliwości.
Ostatnio coraz częściej podejmowane są wysiłki w celu udostępnienia nam najwybitniejszych dzieł polskiego i światowego malarstwa. I tu mam wątpliwości, czy jest to możliwe.
Oczywiście, można opisać obraz, jego tematykę, walory artystyczne, epokę, w której powstał, techniki malarskie, kolorystykę itp. Czy jednak niewidomy odczuje jego piękno?
Moim zdaniem zastosowanie rysunku, różnych faktur powierzchni, różnych materiałów, miękkich i twardych itd. może ułatwić zorientowanie się, co obraz przedstawia, ale nic więcej, a już na pewno nie w wartości artystycznej.
Bo i na czym polega artyzm np. Damy z łasiczką Leonardo da Vinci albo Słoneczników Vincenta van Gogha? Czy tylko na możliwości rozpoznania, co obraz przedstawia? Jeżeli tak by było - tysiące malarzy potrafiłoby malować słoneczniki.
Nie da się zastąpić wzroku żadnym zmysłem, który potrafi odebrać piękno oczu, radość z nich tryskającą, iskry gniewu w oczach, piękno uśmiechu czy zorzy polarnej. Kiedyś czytałem, że skonstruowano fortepian dostosowany do potrzeb osób głuchych. Instrument ten, oprócz dźwięków, emitował różnokolorowe błyski światła skojarzone nutami. Może było to i ładne, ale czy było tym samym, co muzyka?
Uważam, że nie da się oceniać pięknego zapachu perfum czy kwiatów niczym innym, jak tylko zmysłem powonienia. Nie da się oceniać żadnym zmysłem smaku schaboszczaka, czekolady i cytryny oprócz zmysłu smaku. Podobnie ze wzrokiem, słuchem, dotykiem.
Kiedyś dyskutowałem na ten temat z całkowicie niewidomym kolegą. Kiedy usłyszał podobne rozważania, sprawę skwitował krótko: "Gdyby było to możliwe, mielibyśmy jeden zmysł, a nie kilka".
Jak widać z powyższego, są aparaty, urządzenia, wynalazki itp. bardzo potrzebne i są całkowicie chybione. Moim zdaniem błędem jest odrzucanie nowości, bo jak zabraknie prądu... Błędem też jest przyjmowanie wszystkiego, co dają, bo może się przyda.
Trzeba korzystać z nowych możliwości, nowych osiągnięć nauki i praktyki, ale trzeba też umieć radzić sobie i bez nich. Jest to konieczne, ponieważ wszędzie i zawsze następują jakieś zmiany. Pisał o nich Jerzy Ogonowski. Zmiany te powodują, że to, co do wczoraj było dostępne, staje się niedostępne, a to, co dzisiaj nie sprawia żadnych trudności, jutro czy pojutrze może stać się wrogie.
Trzeba więc przystosowywać do naszych potrzeb wszystko, co da się przystosować, ale trzeba czynić to z głową. Trzeba też z głową przystosowywać swoje umiejętności do radzenia sobie w zmieniającym się świecie. Jest to konieczne, ponieważ zmiany następują ustawicznie i w przyszłości będą następowały. Oczywiście, ciągle będą podejmowane wysiłki, żeby to i owo dostosować do naszych potrzeb i możliwości. Świata całego dostosować się jednak nie da, a nawet jeżeli się da, zawsze będzie z pewnym opóźnieniem. Jeżeli nawet konstruktorzy, wynalazcy i programiści od razu pomyślą o potrzebach osób niewidomych, i tak będzie potrzebny czas, żeby zapoznać się z nowym wynalazkiem i nauczyć się nim posługiwać.
Warto też wiedzieć, że to co jest dobre dla niewidomych, często okazuje się też dobre dla osób z normalnym wzrokiem. Podam tylko trzy przykłady.
Tak było z wprowadzeniem osłon na wirujące części maszyn, które umożliwiały pracę niewidomym, a następnie weszły do powszechnego użytku. Tak jest też z mową syntetyczną, która znajduje coraz szersze zastosowanie w różnych urządzeniach. Najpierw powstawały książki mówione dla niewidomych. Obecnie takie książki, już pod inną nazwą, modną, bo z angielska, (audiobooki lub ebooki) zdobywają widzących czytelników.
I jeszcze jedna sprawa. Chyba nigdy nie będzie dosyć pieniędzy, żeby dostosować wszystko, co może być przydatne niewidomym, nawet tym o bardzo wyszukanych zainteresowaniach i potrzebach. Zawsze więc będzie kwestia ceny, kosztów i konieczność zaspokajania ważniejszych potrzeb przed mniej ważnymi. Dlatego trzeba walczyć o możliwie pełną dostępność stron internetowych, ale obserwatorium astronomicznego już niekoniecznie.
(maj 2008)
Starzenie się jest procesem naturalnym. Wszystkie organizmy żywe rodzą się, rozwijają, osiągają pełnię sprawności i zanikają. Starość, o ile człowiek młodo nie umrze, np. na skutek wypadku, nikogo nie minie. Jedni dłużej zachowują sprawność fizyczną i intelektualną, u innych wcześniej ona zanika, ale u każdego występuje.
Człowiek pod koniec życia staje się mniej sprawny, częściej choruje, dłużej u niego trwa okres rekonwalescencji, odczuwa różne dolegliwości, w tym niekiedy bardzo bolesne, coraz więcej potrzebuje pomocy, później opieki i w końcu pielęgnacji.
Starość nie omija również osób niepełnosprawnych, w tym niewidomych i słabowidzących. Można by powiedzieć, że pod tym względem osoby z uszkodzonym wzrokiem nie różnią się od pozostałych ludzi. Czy jednak tak jest?
Rzeczywiście, ból jest jednakowy i jednakowa jest choroba. To jednak nie wyczerpuje problemu. Osoba bez niepełnosprawności, gdy ją boli , o wiele łatwiej dowie się, gdzie jest dyżur, gdzie przyjmuje lekarz stomatolog i bez trudu tam trafi. Osoba niepełnosprawna, jeżeli jej niepełnosprawność jest znaczna, ma poważne trudności. Osoba poruszająca się na wózku musi jeszcze dowiedzieć się, gdzie nie ma dla niej barier, czy dojeżdża tam autobus niskopodłogowy, ewentualnie zamówić taksówkę, do której można wózkiem "wjechać", musi też pokonać różnego rodzaju trudności na drodze. Niewidomy może mieć trudności z dowiedzeniem się, gdzie ma szukać czynnego gabinetu stomatologicznego i w dotarciu do niego. Nie zawsze łatwo tam trafi. Oczywiście, u lekarza wszyscy są już tylko pacjentami, wszyscy są chorymi, są więc równi.
Czy jednak wszystkim tak samo łatwo jest równość tę osiągnąć. Pomijając problem dotarcia do odpowiedniej placówki, problemy występują również na miejscu. Niewidomemu sprawia poważne trudności orientowanie się w posuwaniu się kolejki. Ludzie chodzą, zmieniają miejsca, rozmawiają i wiedzą, kto jest przed nimi, kto już wszedł do gabinetu i czy wyszedł. Niewidomy nie może tego kontrolować. Jeżeli nawet współoczekujący zapewnią, że powiedzą, kiedy przyjdzie jego kolej, nie jest pewien, czy nie zapomną i niepokoi się. Do jego cierpień wynikających z choroby, dołączają się różne niedogodności wynikające z braku wzroku. Niewidomy, jeżeli mieszka sam lub z innymi osobami niewidomymi, ma problemy z rozpoznawaniem leków i obserwowaniem objawów choroby. Znam przypadek, że niewidomy wykrwawił się niemal na śmierć. Nastąpiło bezbolesne pęknięcie wrzodu dwunastnicy, nie widział krwi w kale i nie wiedział, co się dzieje.
W świetle powyższych faktów widać wyraźnie, jak wiele jest tu problemów, ile uwarunkowań i trudności, które nie występują u ludzi bez niepełnosprawności.
Podobnie mają się sprawy ze starością. Jak już wspomniałem, każdy człowiek staje się na starość mniej sprawny. U niewidomego natomiast, na trudności wynikające z obniżania się sprawności, nakładają się ograniczenia wynikające z braku wzroku. Nie można powiedzieć, że są one jednakowe u niewidomych i widzących, bo taka jest starość.
Człowiek stary stopniowo traci pamięć. Zapomina przede wszystkim bieżące wydarzenia, a pamięta dawne. Jednak w codziennym życiu te dawne są mniej potrzebne. Wyobraźmy sobie, że dwie stare osoby zapomniały, gdzie odłożyły klucze. Osoba widząca rozejrzy się i znajdzie. A niewidoma? Pewnie też znajdzie, tyle że obmaca rękami wszystkie miejsca, w których klucze mogą być i te w których nie powinny się znaleźć.
Ruchy rąk stają się mniej precyzyjne, u wielu ręce trzęsą się. W takiej sytuacji wykonywanie różnych czynności bez kontroli wzrokowej staje się szczególnie utrudnione.
W podeszłym wieku często następuje osłabienie słuchu. Jest to zmysł dalekiego zasięgu, który odgrywa wielką rolę w orientacji przestrzennej niewidomych. Jego osłabienie powoduje piętrzenie się ograniczeń samodzielnego poruszania się i podróżowania. Pogłębia to niezaradność i niesamodzielność.
Osoby w podeszłym wieku niejednokrotnie mają trudności ze zmysłem równowagi. Przy zaburzeniach tego zmysłu znacznie częściej trafiają się upadki i złamania kości. Tak jest prawie u wszystkich osób starszych. Człowiek w podeszłym wieku, jeżeli potknie się, najczęściej upadnie. Osoba niewidoma jednak częściej potyka się, bo nie widzi nierówności terenu, drobnych przeszkód na drodze, oblodzeń, dziur itp. Częściej więc potyka się i upada albo ogranicza swoją samodzielność. Wówczas jednak wymaga zwiększonej pomocy i opieki.
Jedną z głównych dolegliwości jest tu poczucie osamotnienia, nieprzydatności, zepchnięcia na margines życia. Brak wzroku utrudnia również walkę ze skutkami poczucia opuszczenia, braku kontaktów z ludźmi itp. Trudniej zająć się wnukami, trudniej znaleźć rozmówcę i sensownie wypełnić nadmiar wolnego czasu.
Kiedyś na przystanku autobusowym spotkałem starszego pana, który nigdzie nie jechał. Powiedział, że wyszedł na przystanek, żeby z ludźmi porozmawiać. No tak, czuł się samotny. Ale przecież, gdyby był osobą niewidomą, trudniej byłoby mu zagadywać nieznajomych. I podobnie jest ze wszystkim.
Niekiedy osoba niewidoma w podeszłym wieku jest sprawna intelektualnie, mogłaby jeszcze robić coś pożytecznego, ale z jej możliwości nie chce korzystać nawet środowisko, w którym działała przez całe życie.
Spotęgowaniem trudności, które wyżej wymieniłem, są choroby wynikające z wieku i trudności radzenia sobie z nimi. Osoba niewidoma w podeszłym wieku ma ich wielokrotnie więcej, gdyż przyczyny jej niepełnosprawności sumują się. W tym przypadku dwie niepełnosprawności występujące jednocześnie dają zawsze wynik większy niż prosta ich suma. Trudno precyzyjnie wyliczyć, o ile następuje tu zwiększenie skutków każdej z niepełnosprawności, choroby czy ograniczenia, ale z pewnością jest ono znaczące. Zjawisko to podobne jest do zawałów serca czy wylewów do mózgu. Drugi zawał czy drugi wylew powoduje zawsze większe skutki niż pierwszy. Każdy następny jest nieproporcjonalnie bardziej groźny.
Dodać należy, że choroby wieku starczego wymagają częstych wizyt u lekarza, a nie jest to proste. Wymagają też zakupu leków, udawania się do apteki, przy czym ważne jest, żeby była to tańsza apteka. Nie jest proste również dawkowanie leków, niekiedy konieczne jest cięcie tabletek lub liczenie kropel itp. Wszystko to jest utrudnione przez brak wzroku.
Odrębnym zagadnieniem jest utrata wzroku w wieku podeszłym. W tym przypadku jest to inna jakość. Niewidomy nauczył się żyć z niepełnosprawnością i na starość stopniowo traci te umiejętności. Człowiek, który stracił wzrok w starości, ma bardzo ograniczone możliwości nauczenia się wykonywania różnych czynności metodami bezwzrokowymi. Ma on znikome szanse na osiągnięcie, choćby w przybliżeniu, takiej sprawności, jaką posiada osoba niewidoma w jego wieku.
Z powyższych rozważań wynika, że starość, która dla nikogo nie jest łatwa, dla niewidomych jest szczególnie trudna. Wynikają też zadania dla służb pomocy społecznej, dla stowarzyszeń działających na rzecz niewidomych oraz dla wolontariatu. Konieczne jest wypracowanie odpowiednich form pomocy takim osobom i stworzenie systemu ich stosowania. Dotyczy to przede wszystkim samotnych niewidomych w podeszłym wieku, ale także żyjący w rodzinach, niejednokrotnie potrzebują pomocy zewnętrznej.
Bez wątpienia nie wyczerpałem wszystkich aspektów problemu starości i braku wzroku. Nie to było moim celem. Chciałem zwrócić uwagę Czytelników i władz stowarzyszeń oraz służb społecznych na złożoność zagadnienia. Uświadomienie sobie problemu jest warunkiem rozpoczęcia poszukiwań możliwości jego rozwiązania. Omawiane problemy nie należą do łatwych. Konieczne jest więc zaangażowanie wielu osób i instytucji do poszukiwania metod ich przezwyciężania.
(kwiecień 2008)
Na liście dyskusyjnej PZN-u Bartosz Surawski zamieścił ogłoszenie, które wywołało entuzjazm niewidomych i słabowidzących. Wiadomo, że ludzie poszukują pomysłów, na realizację których można otrzymać dofinansowanie. I nie jest ważne, co z tego będą miały osoby niepełnosprawne, w tym przypadku niewidome, lecz ważne jest, czy przy tej okazji da się przeprowadzić jakiś remont, zakupić jakieś urządzenia, zarobić. To naturalne, że jeżeli wyłonią się możliwości sięgnięcia do publicznej kasy, znajdą się amatorzy skorzystania z nich. Ale niewidomi... Ale słabowidzący... Jak oni reagują na te pomysły?
Ogłoszenie prawie w pełnym brzmieniu
"Ogłaszam konkurs na najlepsze pomysły. W Gdyni ma szansę powstać niezwykłe miejsce. Istnieje tu prężny park naukowo-technologiczny, w którym jest też centrum wystawiennicze i kapitalne ekspozycje popularnonaukowe pod nazwą Eksperyment. Przyciągają one od roku tysiące wycieczek szkolnych, dzieci z rodzicami, turystów i mieszkańców Trójmiasta. Park się rozwija, a jego pracownicy wpadli na wspaniały pomysł.
Pod głównym budynkiem są ogromne piwnice, o powierzchni prawie 500 metrów kwadratowych. Pani Ewa Cisowska zaproponowała urządzenie tam przestrzeni pokazującej świat niewidomych. Pomieszczenia miałyby być całkowicie zaciemnione, a w nich osoby widzące poznawałyby nieco realiów życia po ciemku. W tym miejscu to niewidomi byliby przewodnikami, a widzący byliby niewidomi.
Takie ekspozycje istnieją w paru miejscach na świecie, a inspiracją dla pani Ewy była taka ekspozycja pod Kopenhagą. To może być wyjątkowe miejsce, unikat w skali Polski. Będą z niego korzystać grupy uczniów w różnym wieku, rodziny osób nowo ociemniałych, pracownicy socjalni i innych instytucji publicznych, nauczyciele i pedagodzy, oraz liczni turyści. Będą też korzystać osoby, które właśnie straciły wzrok, żeby się uczyć. Będą tam pracować niewidomi. Takiej okazji nie możemy zmarnować!
Dlatego proszę Was o pomoc, a w pierwszym etapie o puszczenie wodzy fantazji i zaproponowanie, co w tych wnętrzach mogłoby się znaleźć. Jak najlepiej pokazać, czym się różni życie i funkcjonowanie osób niewidomych? Jak zaciekawić i zmusić do myślenia zwiedzających?
(Tu Pan Bartosz Surawski podał kilka własnych propozycji. Ponieważ powtarzają się one w zbiorowym zestawieniu, pomijam je w tym miejscu).
Nie ograniczajcie się do tylko najbardziej wyjątkowych pomysłów piszcie o wszystkich, które przyjdą Wam do głowy. Selekcją i oceną zajmiemy się potem. Teraz chodzi o to, aby wygenerować jak najwięcej interesujących propozycji, żeby przekonać decydentów, jak ciekawe potrafimy stworzyć miejsce. Mam nadzieję, że wszyscy, którzy tego maila przeczytają, przyślą na listę co najmniej po jednym pomyśle. To do dzieła!
Bartosz Surawski"
Reakcje na ogłoszenie
"Mnie się idea bardzo podoba!"
Autorzy pomysłu zakładali, że będzie to świetny sposób na uświadamianie osób widzących, ukazywania im w sposób poglądowy problemów osób niewidomych. Pomysł zgłosiły osoby widzące. Nic dziwnego więc, że wymyśliły, a raczej skopiowały pokraczną idee. Dla wielu, jeżeli coś funkcjonuje na Zachodzie, musi to być świetne. Niewidomi jednak powinni więcej rozumieć i nie galopować za zachodnią modą, jeżeli jest ona sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem. Ale gdzie tam... Posypało się mnóstwo entuzjastycznych wypowiedzi, wniosków, pomysłów i "pułapek" na osoby widzące, niewidome, nowo ociemniałe i słabowidzące.
Propozycje wzbogacenia pomysłu
Propozycji było mnóstwo. Proponowano uzupełnienie go niewykonalnymi zadaniami, sadystycznymi wręcz próbami i rozbudowę do monstrualnych rozmiarów. Wprawdzie Bartosz Surawski prosił o zgłaszanie różnych pomysłów na zasadzie "burzy mózgów", które później miałyby być weryfikowane, ale przecież niewidomi powinni wiedzieć, czym jest brak wzroku i ile trzeba trudu, żeby nauczyć się żyć bez niego. A tu proszę... Posypały się propozycje jak z rogu obfitości. Podaję je jak leci, łącznie z tymi zgłoszonymi przez Bartosza Surawskiego:
- skrzyżowanie ze światłami, dźwiękami samochodów itp.
- makieta przynajmniej kawałka autobusu (z manekinami na niektórych siedzeniach,
- najlepiej zaparkować nieprawidłowo kilka samochodów i kazać chodzić między nimi tak, by mieli wrażenie, jakie mamy, gdy chodzimy po chodniku z zaparkowanymi samochodami,
- niech ukroją i posmarują chleb, obiorą ziemniaki, usmażą placki, zrobią ciasto,
- różne przeszkody na drodze,
- cenne byłoby też samo wejście do wagonu kolejowego - to zawsze niezwykle niewygodne dla niewidomego,
- wzdłuż ściany symulacja fasady budynku z witrynami sklepów, wystającymi schodami, metalowymi kratkami w chodniku, skrzynkami energetycznymi i rynnami, plus parę dziur w chodniku, na tej fasadzie także domofon z klawiaturą numeryczną, której nie sposób palcami rozpoznać i próba znalezienia właściwego mieszkania (domofon odzywa się różnymi ludźmi, do których dodzwaniamy się przez pomyłkę),
- w fasadzie sklepu bankomat, który trzeba obsłużyć po ciemku, a który mówi, wydaje różne dźwięki i sprawia niespodzianki,
- mały barek ze stolikami, gdzie można pobawić się zastawą stołową, spróbować nalać sobie herbaty i zapłacić na wyczucie, nalewanie w bezpiecznym naczyniu z czujnikiem,
- konkurs chodzenia w linii prostej - schody, różne rodzaje podłoża: chodnik, kocie łby, drewno, piasek, plaża, śnieg i chodzenie po tym z laską,
- krótka instrukcja, jak prowadzić osobę niewidomą (zwiedzający dobierają się w pary i próbują sami), coś w rodzaju labiryntu, który pokaże, jak łatwo po ciemku stracić orientację kierunkową,
- wielka szafa z ubraniami, których kolorów nie widać, a tylko z czytnikiem kolorów można dobrać je sensownie,
- przybory do szycia, nawlekanie igły,
- zwykły pokój do obejrzenia, przedmioty, które zmieniają miejsce i trzeba żmudnie szukać,
- ustawione pufy, o które można się potknąć, poduszki lub baloniki na wysokości głowy,
- rozpoznawanie miejsc na podstawie ich obrazów dźwiękowych, odtwarzanych w wybranym pomieszczeniu lub dostępnych w słuchawkach,
- symulacja rozśpiewanego ptakami, szumiącego i szemrzącego lasu,
- rozpoznawanie zapachów: przyprawy kuchenne, kwiaty, rozpoznawanie zapachów związanych z różnymi miejscami,
- pilot podobny do telewizyjnego, którego działanie trzeba rozpracowywać metodą prób i błędów; pilot służy do puszczania, przewijania i bawienia się jakimś utworem lub zestawem utworów, ale przy niektórych przyciskach wydaje dziwne dźwięki i złośliwe komentarze, (zadaniem jest wykrycie, w jakiej kolejności należy nacisnąć kilkanaście nieoznaczonych przycisków - pokazuje to, jak wiele trzeba pamiętać, gdy nie widać oznaczeń),
- rozpoznawanie przedmiotów dotykiem, lepienie figurek po ciemku, obsługa pokazuje je przy świetle,
- zabawa z udźwiękowionym komputerem, np. gry dźwiękowe (Strzelanie do kaczek), warcaby i szachy dla niewidomych, strzelnica dźwiękowa z pistoletem i karabinem laserowym,
- regał sklepowy z mnóstwem produktów, różnie zapakowanych i trzeba domyślać się, co to jest i spróbować zrobić zakupy,
- filmowanie zwiedzających w podczerwieni lub noktowizji, aby po wyjściu mogli popatrzeć, jak sobie radzili w wybranych miejscach,
- kilkanaście par gogli symulujących różne rodzaje schorzeń wzroku.
Chętnie pokazałbym widzącym, jak wygląda pomoc, którą czasem proponują. Pewien facet wziął mnie pod rękę tak, iż wisiałem na jego ramieniu, bo był o głowę wyższy. Taszczył mnie tak całkiem spory kawałek, a ja dusiłem się ze śmiechu!
Jeżeli np. pokazywalibyśmy zwykły pokój czy kuchnię, to uważam, że warto byłoby nieco widzącym uzmysłowić ich podstawowe grzechy, które bywają dla nas uciążliwe. Trzeba by tylko przemyśleć, żeby to było bezpieczne, bez ofiar w ludziach. Uważam, że warto byłoby pokazać, jak fajnie jest wleźć na krzesło odsunięte od stołu, jakieś otwarte drzwiczki od szafki albo na wpół otwarte drzwi. Sądzę, że taka lekcja przydałaby się domownikom osób nowo ociemniałych. Uważam, że trzeba by widzącym pokazać, jak to jest, gdy im się poprzekłada przedmioty. Pokazujemy np. kuchnię i każemy zapamiętać, gdzie co leży, nóż, masło, chleb. Po czym odciągamy go na chwilę, żeby zrobił coś innego. Wraca i odkrywa, że nóż mu ktoś przełożył. Niech chociaż chwilę szuka i zobaczy, jak to jest.
Kontrofensywa pesymistów
Sielankowo-entuzjastyczny przebieg dyskusji zburzył Stanisław Kotowski. Zgłosił wiele zastrzeżeń i negatywnie ocenił pomysł. W sukurs przyszli mu: Zygmunt Czaja, Jarosław Gniatkowski, Wojciech Maj i Jacek Zadrożny. Z konieczności utrzymania tej publikacji w możliwie rozsądnych rozmiarach, nie przytaczam wypowiedzi oponentów. Dokonam tylko ich streszczenia. Jak pamiętamy, dzieło to ma służyć osobom widzącym, niewidomym, słabowidzącym i nowo ociemniałym.
Osoby widzące
Osoby widzące w ciemnościach - to nie niewidomi. Nie nauczyły się żyć bez wzroku i nawet najprostsze czynności wykonują pod jego kontrolą. Żeby mieć wyobrażenie o trudnościach, ograniczeniach i możliwościach osób niewidomych, konieczne są długotrwałe obserwacje, zapoznanie się z literaturą na ten temat i próby wykonywania różnych czynności bez wzroku. Godzinny pokaz w sztucznych warunkach, naszpikowanych trudnościami, nie może dać, nawet w przybliżeniu, pojęcia o życiu niewidomych, nie może niczego nauczyć, niczego udowodnić, niczego uświadomić.
Ludzie widzący mają wypaczone poglądy na temat niewidomych. Skrótowo można powiedzieć, że jedni uważają niewidomych za geniuszy, którzy mają szósty zmysł i wszystko potrafią, mają wspaniały słuch, węch, dotyk i pamięć. Według innych, ślepota jest najgorszym kalectwem, niewidomi są osobami nieszczęśliwymi i lepiej byłoby, żeby nie żyli, nie męczyli się na tym świecie. Twierdzą oni, że: "Gdyby mi zawiązać oczy, nic bym nie zrobił".
Oczywiście, poglądy te nie muszą występować w krańcowej postaci, ale wielu skłania się w jedną lub drugą stronę. Trzeba tu dodać, że są i tacy, którzy wspaniale łączą te rozbieżne poglądy. Ich zdaniem niewidomi są genialni i nic nie potrafią.
Godzinny pobyt w tym "piekle" może tylko zaszokować i przerazić. Może namacalnie wykazać, że mieli rację uważając niewidomych za geniuszy, którzy świetnie sobie radzą w każdej sytuacji. Innym udowodni, że niewidomym zawsze i wszędzie potrzebna jest pomoc, bo same niczego nie potrafią. W ten sposób ugruntowane zostaną wcześniej wyznawane poglądy na ich temat. Realizacja pomysłu działałaby więc na szkodę niewidomych, przyczyniałaby się do ugruntowywania nieprawdziwych poglądów, wywoływała litość i powodowała chęć unikania jakichkolwiek kontaktów z nimi.
Gdyby coś podobnego powstało na Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie, to co innego. Przyszłych fachowców można by tak przygotowywać do pracy. Stanowczo jednak nie może to być demonstrowane osobom przypadkowym, ani nawet członkom rodzin osób tracących wzrok. W tym ostatnim przypadku, przeżyty szok, wytworzony lęk, uświadomienie, że większość czynności jest niewykonalna bez wzroku, musi wywołać niewłaściwy stosunek do ociemniałego członka rodziny i pośrednio, negatywnie oddziaływać na proces jego rehabilitacji.
Niewidomi
Niewidomi mają na co dzień pod dostatkiem labiryntów, niespodzianek, trudności i wszelkiego rodzaju urozmaiceń. Nie ma więc nijakiej potrzeby dodatkowo sztucznych im organizować.
Słabowidzący
Słabowidzący najczęściej jak zarazy boją się utraty wzroku. Tak brutalne pokazanie im, co ich czeka, może jedynie doprowadzić do przerażenia, ucieczki w fantazję, w depresję i spowodować unikanie nawet wzmianki o niewidomych. Jest to okrutne, zbędne i do niczego dobrego doprowadzić nie może.
Nowo ociemniali
Wybaczcie, ale trzeba na głowę upaść, żeby im coś podobnego proponować. Dla nich byłby to szok, którego mogliby nie przeżyć, przynajmniej bez zaburzeń psychicznych. Nowo ociemniali powinni rehabilitować się w miejscach, które dobrze znają, najlepiej we własnych mieszkaniach, wśród ludzi im znanych i życzliwych. Nawet wówczas, utrata wzroku jest bardzo ciężkim doświadczeniem, z którego wielu nie wychodzi obronną ręką. Wprowadzanie osób nowo ociemniałych do warunków tak skomplikowanych i trudnych, byłoby zwykłym sadyzmem.
Odpowiedź na pytanie
Odpowiedzią na pytanie "O co tu chodzi?" mogą być słowa wzięte z ogłoszenia Bartosza Surawskiego, który napisał: "Chodzi o to, aby wygenerować jak najwięcej interesujących propozycji, żeby przekonać decydentów, jak ciekawe potrafimy stworzyć miejsce". No właśnie, niezwykle interesujące i całkiem zbędne, ba, nawet szkodliwe. Cóż, ci decydenci nie mają pojęcia o podobnych sprawach. Najczęściej chcą pomóc, a już broń Boże, nie chcą robić niewidomym krzywdy. Może nasi zapaleńcy przekonają ich nawet do tak beznadziejnego projektu.
Na marginesie dyskusji
Jedna z uczestniczek dyskusji wyraziła pogląd, że ktoś z władz PZN-u powinien zająć stanowisko w tej sprawie. Polemikę z nią podjął Wojciech Maj. Napisał: "Uważam, że dobrze się stało - oznacza to dla mnie sygnał ze strony PZN, iż nie warto zajmować w tej sprawie oficjalnego stanowiska. Organizatorom pozornie chodzi o promowanie tzw. sprawy niewidomych. Zatem wypowiedź negatywna spotkałaby się z silnym i gwałtownym sprzeciwem zwolenników eksperymentu. Wypowiedź pozytywna zaś spotkałaby się z silnym i gwałtownym sprzeciwem tych, którzy uznaliby ją za sprzyjanie wątpliwej inicjatywie. Może nawet ktoś z dyrekcji wziął za to kasę, bo jakżeby inaczej coś takiego chwalił? W tej sprawie milczenie czynników oficjalnych jest jak najbardziej uzasadnione - PZN nie jest tu w żadnym razie stroną."
***
Wypowiedź ta zaszokowała mnie nie mniej niż entuzjazm niewidomych dla tej pokracznej inicjatywy. Myślałem, że zadaniem władz PZN-u jest dbanie o interesy członków, a nawet szerzej, niewidomych i słabowidzących. Z przytoczonej wypowiedzi wynika, że tak nie powinno być. Ich zadaniem jest nienarażanie się ani zwolennikom jakiejś idei, ani jej przeciwnikom, ani nawet tym, którzy (być może) za nią kasę wzięli.
Obawiam się, że władze PZN-u wyznają taki właśnie poglądy. I nie była to tylko cecha władz ostatniej kadencji. Tak i wcześniej bywało. A oto kilka przykładów:
a) Władze PZN-u od początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia nie zdecydowały się wystąpić przeciwko uprawnieniom, które utrudniają niewidomym znalezienie pracy i utrzymanie się w zatrudnieniu. Gdyby wystąpiły o zniesienie tych uprawnień, naraziłyby się niewidomym i słabowidzącym.
b) Władze PZN-u nie podniosły larum z powodu pozbawienia w 2007 r. niewidomych i słabowidzących uczniów podręczników szkolnych. MEN tak się z przetargiem na te podręczniki cackało, że do końca ubiegłego roku nie potrafiło zlecić ich produkcji. Przetarg został rozstrzygnięty w dniu 26 listopada 2007 r. i to nieskutecznie. Na skutek protestów, umowy z producentami zostały podpisane dopiero pod koniec lutego br. A przecież już we wrześniu ub.r. uczniowie powinni z nich korzystać. PZN nie zaprotestował bardzo stanowczo. Jeżeli by to zrobił, naraziłby się Ministerstwu.
c) Władze PZN-u nie były zdolne do zajęcia jednoznacznego stanowiska przeciwko "wciśnięciu" niewidomym "Czytaka" czy "Auto-Lektora". Komuś by się naraziły.
d) Władze PZN-u nie były zdolne do stanowczego sprzeciwu przeciwko lansowaniu przez "Integrację" warunków zatrudnienia niewidomych w biurach, które nie są możliwe do spełnienia i nie są konieczne. Pracodawca, który przeczyta, że aby zatrudnić niewidomego w biurze należy likwidować progi, montować uchylne okna, klamki chować w płaszczyznę drzwi, ściany korkiem wykładać i jeszcze kilka podobnych warunków spełnić, bez wątpienia zrezygnuje z jego zatrudnienia. A według władz PZN-u to tylko niektórzy niewidomi uważają, iż taki może być skutek tego dobrodziejstwa. Pisałem o tym w numerze Nr 10(29)/07 "BIT-u". Dodam, że władze PZN-u popierają tak dziwaczne nowości. W artykule: "Kolacja w ciemnościach", Czytelnicy mogli zapoznać się z "radosnym" cytatem z "Pochodni" na podobny temat. W "Pochodni" z marca br. Bartosz Surawski pisze w złagodzonej formie o gdyńskim projekcie. Redakcja nie opatrzyła tej publikacji żadnym komentarzem. Za to, w tym samym numerze "Pochodni" można przeczytać: "- Po rocznych staraniach Anny Woźniak-Szymańskiej - prezesa ZG PZN oraz Małgorzaty Pacholec - dyrektora Biura ZG PZN, w hotelu Nowotel (dawniej Forum), w Warszawie ruszyła rekrutacja niewidomych kandydatów do pracy w Restauracji Dans le Noir". Komentarz zbędny.
Wystarczy przykładów. A teraz pytania, które się nasuwają:
a) Co jest zadaniem władz PZN-u?
b) Czy tylko starania, żeby ze wszystkimi żyć w zgodzie?
c) A może ich sensem istnienia jest dbałość o podobanie się?
d) Czy to nie władze Związku powinny rozumieć potrzeby i interes członków PZN-u?
e) Po co jest PZN?
(czerwiec 2010)
Podstawowym zadaniem Polskiego Związku Niewidomych jest rehabilitacja niewidomych i słabowidzących. Zadanie to znajduje się chyba we wszystkich statutach organizacji działających na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem. Dodać należy, że w przypadku PZN-u, zadanie to jest realizowane już prawie 60 lat. Czy jednak dopracowaliśmy się właściwych metod działania? Teoretycznie z pewnością tak, ale czy również praktycznie?
Według mojej oceny, nigdy nie było z tym bardzo dobrze - często było dobrze, a jeszcze częściej słabo. Oczywiście, były pierwszorzędne szkolenia i turnusy, ale nie należały one do reguły. Niektóre okręgi potrafiły to robić dobrze i centralnie też najczęściej robiono to na bardzo dobrym poziomie. Większość kursów - szkoleń jednak nie spełniało wysokich standardów.
Ta nie najlepsza sytuacja została zupełnie zepsuta po ustawowej zamianie szkoleń czy kursów rehabilitacyjnych na turnusy rehabilitacyjne. Wtedy okazało się, że wystarczą: fizykoterapia, balneologia, gimnastyka, wycieczki, ognisko i wieczorki taneczne, żeby impreza spełniała wymogi turnusu rehabilitacyjnego, i żeby jego organizator mógł otrzymać dofinansowanie.
Rzecz jasna, wielu osobom, mnie również, potrzebne jest leczenie fizjoterapeutyczne i klimatyczne, tylko że nic wspólnego nie ma ono z rehabilitacją niewidomych. Tu też trzeba się zastrzec, że są w PZN i w innych organizacjach osoby, które chcą i potrafią organizować turnusy rzeczywiście rehabilitacyjne. Obawiam się jednak, że stanowią one drobną część wszystkich turnusów organizowanych dla niewidomych i słabowidzących. Większość organizatorów się nie wysila, bo nie musi, a i nie wszyscy posiadają odpowiednie kwalifikacje. Mało tego, osoby korzystające, najczęściej, w pełni akceptują takie postępowanie. Rozumieją one potrzebę leczenia, a rehabilitacja jest dla nich mglistym pojęciem. Nie odczuwają potrzeby rehabilitacji i nie domagają się prawdziwych szkoleń rehabilitacyjnych. I wszyscy są zadowoleni. Niewidomi i słabowidzący cieszą się, bo korzystają z zabiegów fizykoterapeutycznych, z kąpieli i świeżego powietrza, no i przebywają wśród ludzi. Organizatorzy też są zadowoleni, bo turnus im się udał i nie musieli wysilać się na trudny program.
Problemem jest też ustalenie potrzeb rehabilitacyjnych. W każdym roku kilka tysięcy niby nowo ociemniałych trafia do PZN-u i do innych organizacji. U wielu też orzekany jest znaczny lub umiarkowany stopień niepełnosprawności, ale nie trafiają oni do żadnego stowarzyszenia. Czy wszystkie te osoby potrzebują szkolenia rehabilitacyjnego?
Odpowiedź na to pytanie nastręcza pewne trudności.
Z tych tysięcy osób, tylko znikoma część to osoby niewidome. Zdecydowaną większość stanowią osoby słabowidzące. Nie oznacza to, że im nie potrzebne jest szkolenie rehabilitacyjne, ale z pewnością nie takie, jakie jest potrzebne osobom niewidomym. Czy dopracowaliśmy się metod prowadzenia masowych szkoleń osób słabowidzących? Szczerze w to wątpię.
Rozważając wielkość zapotrzebowania na szkolenia rehabilitacyjne, należy stwierdzić, że jest ono niewielkie. Tak, zapotrzebowanie jest niewielkie, ale potrzeby są znacznie większe. Potrzeby, te obiektywne są duże, a subiektywne znikome. I jest to wielki problem natury organizacyjnej. Fakt ten bowiem uniemożliwia ścisłą ocenę wielkości grupy osób, dla których konieczne są szkolenia rehabilitacyjne.
Kolejnym zagadnieniem jest, jakie to powinny być szkolenia, jakie prowadzone zajęcia i jakie stosowane metody. Obawiam się, że np. uczenie brajla na "zapas", bo się może kiedyś przydać, nie jest najlepszym wyjściem. Tak samo uczenie słabowidzących samodzielnego poruszania się po drogach publicznych w taki sposób i takimi metodami, jak uczy się niewidomych, też na niewiele się zda.
Obawiam się, że nie jest doceniane zaufanie osób słabowidzących do pozostałych im możliwości widzenia. Wiem, również z własnego doświadczenia, że nawet minimalne możliwości widzenia są bardzo cenne, przydatne i wykorzystywane. Osoba, nawet bardzo słabowidząca, woli bardziej wierzyć tym nędznym resztkom wzroku niż pozostałym zmysłom. Jeżeli faktu tego nie uwzględni się w programie i metodologii szkolenia rehabilitacyjnego, z pewnością nie przyniesie ono pożądanych rezultatów.
Dodać należy, że są też osoby, które nie uznają swojej niepełnosprawności, nie chcą mieć nic wspólnego z niewidomymi ani z żadnym stowarzyszeniem niewidomych i słabowidzących. One też potrzebują pomocy rehabilitacyjnej, ale nie chcą z niej korzystać, a i nie jest łatwo dotrzeć do nich. Najczęściej więc pozostają poza wszelkimi możliwościami oddziaływania rehabilitacyjnego.
Zasygnalizowałem niektóre problemy szkoleń rehabilitacyjnych. Myślę, że problematyka ta wymaga nowego podejścia, próby oszacowania wielkości obiektywnych potrzeb osób niewidomych i słabowidzących, a przede wszystkim nowo ociemniałych. Konieczne jest też dostosowanie programów i metod szkolenia do różnych potrzeb, a przede wszystkim zróżnicowania szkoleń ze względu na stan wzroku szkolonych osób. Za punkt wyjścia rozważań tego problemu należy przyjąć, że tak zwane turnusy rehabilitacyjne najczęściej mają bardzo mało wspólnego z rehabilitacją niewidomych, a w wielu przypadkach zupełnie nic. Trzeba też przyjąć, że mimo bardzo słabego odczuwania potrzeb rzeczywiście rehabilitacyjnych przez większość tak zwanych nowo ociemniałych, potrzeby takie istnieją i wcale nie są małe.
(czerwiec 2005)
W XIX wieku zaczęły powstawać stowarzyszenia niewidomych o charakterze samorządnym i samopomocowym. Niewidomi dążyli do przejmowania swoich spraw we własne ręce, dążyli do samoreprezentacji, do samodzielnego określania potrzeb i sposobów ich zaspokajania. W wieku XX stowarzyszenia te rozwinęły się, powstały organizacje międzynarodowe, np. Światowa Unia Niewidomych i Europejska Unia Niewidomych.
W Polsce powstało jedno silne stowarzyszenie - Polski Związek Niewidomych. PZN zmonopolizował reprezentację niewidomych w Polsce do początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia.
Po 1990 r. powstało w naszym kraju kilkadziesiąt stowarzyszeń osób niewidomych i słabowidzących oraz stowarzyszeń rodziców dzieci z dysfunkcjami wzroku. Nastąpiło częściowe rozczłonkowanie ruchu niewidomych. PZN jednak pozostał największym i najważniejszym stowarzyszeniem w naszym kraju.
Zjednoczenie ruchu niewidomych uważam za wielki sukces środowiska. Uważam, że należy uczynić wszystko, co tylko jest możliwe, żeby utrzymać silną reprezentację niewidomych. Uważam też, że silna reprezentacja możliwa jest tylko wówczas, jeżeli będzie istniało silne, duże samorządne stowarzyszenie zrzeszające osoby niewidome i słabowidzące. Jeżeli dopuścimy do rozbicia PZN-u na regionalne stowarzyszenia, czy wiele innych stowarzyszeń, środowisko zatraci zdolność do samoreprezentacji, do definiowania potrzeb osób niewidomych i słabowidzących i domagania się, by potrzeby te były zaspokajane. Wówczas o naszych sprawach decydować będą urzędnicy w konsultacji z niewidomymi cwaniakami.
Ostatnio daje się zaobserwować zmniejszenie zainteresowania niewidomych i słabowidzących przynależnością do własnego stowarzyszenia. Wielu uważa, że ich potrzeby zaspokajane są przez pcpr-y i inne instytucje, a z uprawnień przyznanych przez państwo korzystać można na podstawie legitymacji osoby niepełnosprawnej z symbolem 04-O.
Czy tak jest? Czy nie jest już potrzebna samoreprezentacja i własne stowarzyszenie? A może istniejące stowarzyszenia nie zaspokajają potrzeb osób niewidomych i słabowidzących? Może wymagają przebudowy, przeorientowania, przeorganizowania?
Podobnym zagadnieniom chcemy poświęcić dużo uwagi na łamach BIT-u, w Tyflologicznym Klubie Dyskusyjnym i na liście dyskusyjnej.
Myślę, że wspólnymi siłami znajdziemy formułę istnienia i działania stowarzyszenia niewidomych i słabowidzących tak, by zaspokajało istotne ich problemy, by niewidomi i słabowidzący chcieli należeć do nowoczesnego stowarzyszenia i by mogli realizować w nim swoje ambicje i aspiracje.
Jest to ważne zagadnienie. Dlatego warto pomyśleć i podjąć odpowiednie działania. Nikt za nas nic nie zrobi. Albo my podejmiemy ten trud, albo nikt go nie podejmie.
(marzec 2014)
Przez dziesiątki lat słyszałem, że w jedności siła, przez dziesiątki lat byłem dumny z PZN-u. Nie było to wprawdzie jedyne stowarzyszenie niewidomych, ale było potężne, uniwersalne, bogate doświadczeniem oraz setkami znakomitych działaczy i oddanych pracowników. Inne stowarzyszenia niewidomych oraz osób działających na rzecz niewidomych były nieliczne i odgrywały znacznie mniejszą rolę. Niewidomi wiedzieli, że PZN działa w ich imieniu i na ich rzecz. Wiedziały to również władze rządowe i partyjne. PZN reprezentował, zabiegał, opiniował, prowadził szkolenia rehabilitacyjne, wypłacał lektoraty, przyznawał sprzęt rehabilitacyjny, skierowania do sanatoriów, prewentoriów i na wczasy. PZN udzielał też pomocy socjalnej. Był stowarzyszeniem, ale i urzędem do spraw osób niewidomych. Liczyli się z nim niewidomi i liczyły się władze.
Nieraz w rozmowach porównywaliśmy nasz Związek z wieloma słabymi stowarzyszeniami niewidomych w niektórych krajach Europy Zachodniej. Tak było, ale tak już nie będzie, przynajmniej w czasie, który obejmuje moja wyobraźnia.
Obecnie PZN traci na znaczeniu i traci członków. Powstało wiele organizacji pozarządowych działających w naszym środowisku. Mamy kilka dużych stowarzyszeń i mnóstwo małych. Mamy też wiele fundacji. Jedne organizacje działają lepiej, inne gorzej, a jeszcze inne wcale nie działają - istnieją wyłącznie na papierze w rejestrach sądowych. Są tak słabe, że nawet nie mają siły się zlikwidować. Mamy więc pluralizm organizacyjny.
Uwzględniając zasady demokracji trzeba przyznać, że jest bardzo dobrze, bo demokracja nie lubi jedności, jednomyślności i monopoli. Czy jednak niewidomi są zadowoleni z takiego stanu rzeczy, można wątpić.
Istnieje wiele przyczyn słabości organizacji pozarządowych działających w naszym środowisku, m.in.:
- brak finansowania ich działalności, a tylko dofinansowywanie i to na nieokreślonych, niestałych zasadach,
- możliwości uzyskiwania wsparcia finansowego z PFRON-u i PCPR-ów,
- rozpłynięcie się niewidomych w masie słabowidzących.
Wielkim problemem jest brak uznanych potrzeb, które w pierwszej kolejności powinny być zaspokajane. W każdym przypadku, np. wniosek o pieniądze na szkolenie niewidomych z zakresu orientacji przestrzennej powinien być załatwiony przed rozpatrzeniem wniosków o dofinansowanie jakichś dziwnych projektów, które "ładnie" wyglądają, ale zaspokajają wyszukane potrzeby, albo nie zaspokajają żadnych potrzeb.
Nie będę szczegółowo omawiać wszystkich przyczyn. Sporo już ukazało się różnych analiz tego zjawiska na łamach "Pochodni", "Biuletynu Informacyjnego", Biuletynu Informacyjnego Trakt" oraz "Wiedzy i Myśli". Nie stwierdziłem, żeby analizy te wywołały jakiekolwiek zainteresowanie władz PZN-u i innych stowarzyszeń. Mimo to podejmuję ten temat, bo sprawa jest naprawdę ważna.
Trzeba pogodzić się z istnieniem wielu organizacji pozarządowych działających na rzecz niewidomych i słabowidzących. Nie należy natomiast godzić się z negatywnymi skutkami rozproszenia organizacyjnego. Myślę, że należy poszukiwać możliwości realizacji wspólnych celów przy zachowaniu odrębności organizacyjnej istniejących podmiotów. Myślę, że konieczne jest powołanie federacji organizacji pozarządowych działających na rzecz niewidomych i słabowidzących. Nie jest to nowa propozycja. Takie próby były już podejmowane, ale bez skutku. Propozycje na ten temat można przeczytać m.in. w artykule pt.: "Konfederacja organizacji działających na rzecz niewidomych i słabowidzących" opublikowanym na łamach "WiM" w sierpniu 2012 r. pod pozycją 5.1.
Upłynęło sporo czasu od opublikowania tego artykułu. Dotychczas nikt z osób znaczących w naszym środowisku tą propozycją się nie zainteresował. Najprawdopodobniej przypomnienie również spotka się z obojętnością, ale warto próbować, warto poszukiwać lepszych rozwiązań organizacyjnych, które mogą ułatwić działalność na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem.
W tym miejscu należy zaznaczyć, że szerokie związki stowarzyszeń działających na rzecz osób z różnymi niepełnosprawnościami nie mogą dobrze reprezentować interesów osób niewidomych i słabowidzących. Mamy takie szerokie reprezentacje, np. Polskie Forum Osób Niepełnosprawnych czy Koalicja na rzecz Osób Niepełnosprawnych. Nawet to, co przywykliśmy uważać za słuszne i prawidłowe, czyli wspólne interesy osób niewidomych i osób słabowidzących, nie jest łatwym zadaniem. Interesy te bowiem, w wielu przypadkach, są rozbieżne.
Poważnym problemem są starania o pieniądze na realizację zadań rehabilitacyjnych, kulturalnych, rekreacyjnych itd. Jak już wspomniałem, nie ma ustalonych priorytetów w tej dziedzinie. Dla słabowidzących ważne są pomoce optyczne, leki podtrzymujące osłabiony wzrok, rekreacja, kultura. Dla niewidomych natomiast najważniejsza jest rehabilitacja, białe laski, nawigatory, psy przewodniki, chociaż rekreacja jest też ważna.
Interesów tych nie zawsze można pogodzić nawet w ramach jednego stowarzyszenia, jakim jest PZN. Im szersza jest reprezentacja, tym zadanie to staje się trudniejsze.
Główną przyczyną tych trudności jest fakt, że stowarzyszenia, których przedstawiciele wchodzą w skład jakiegoś organu konsultacyjnego, zajmują się nie tylko opiniowaniem czy doradzaniem, ale również organizują działalność na rzecz swoich członków. Muszą więc starać się o pieniądze i jest tu zasadnicza sprzeczność, której w obecnym stanie organizacyjnym nie da się przezwyciężyć. Trudno na przykład negatywnie opiniować jakieś programy Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i ubiegać się w tej instytucji o dofinansowanie realizowanych zadań. Podobnie jest z innymi urzędami rządowymi i samorządowymi.
W artykule Piotra Stanisławskiego pt.: "Pozorowane partnerstwo" z którym można się zapoznać pod pozycją 4.4. czytamy:
"... Krytykowaną praktyką jest podporządkowywanie sobie Społecznych Rad (zwłaszcza Rad Działalności Pożytku Publicznego), poprzez dobieranie osób najbardziej podległych. Reprezentantami pozarządowymi w Radzie są "swoi ludzie", nierzadko pracownicy gminnych urzędów, którzy prowadzą także jakieś małe stowarzyszenia.
Zdarza się to jednak częściej w mniejszych miastach i miejscowościach. Dla organizacji działających na rzecz osób z niepełnosprawnością najlepszym rozwiązaniem jest wspólne wystąpienie do starosty o powołanie Rady ds. Osób Niepełnosprawnych. Celem takiej Rady nie może być jednak "walka o swoje" z miejscowymi władzami.
Aby współpraca przynosiła owoce, Rada powinna wystrzegać się dzielenia na "my i oni", przyjmowania postawy roszczeniowej i że "my wiemy lepiej, co potrzeba osobom niepełnosprawnym". Takie podejście nie należy, niestety, do rzadkości. Ponadto kłótnie o to, która organizacja powinna być preferowana (w otrzymaniu największych środków), też nie sprzyja współpracy. A to Rady najczęściej opiniują podział środków gminy na zadania związane z osobami z niepełnosprawnością".
A więc również w gminach i powiatach trudno jest wyłonić reprezentację wszystkich osób niepełnosprawnych, która będzie niezależna od lokalnych władz. Trudno też uniknąć kłótni o pieniądze, przepychanek, licytowania się na trudności i ograniczenia osób z poszczególnymi rodzajami niepełnosprawności. Jest to dylemat, z którym nikt sobie nie poradzi. Trudno wymagać altruizmu w sytuacjach, w których od określonych zachowań zależy przyznanie dofinansowania, jego wysokość albo odmowa przyznania. W naturze człowieka leży dbałość o własne interesy i przedstawiciele stowarzyszeń starają się o nie dbać.
Wydaje się, że konieczne jest powołanie jakiejś wspólnej reprezentacji organizacji działających na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem. Zadanie to jednak jest równie trudne jak ważne. Jeżeli udałoby się powołać taką reprezentację, na przykład federację czy konfederację, nie mogłaby ona prowadzić żadnej własnej działalności, na którą musiałaby zdobywać pieniądze. Jeżeli by chciała prowadzić jakąś działalność rehabilitacyjną, kulturalną, turystyczną czy jakąkolwiek inną, nie mogłaby spełniać funkcji postulatywnych, opiniować, radzić, zabiegać o właściwe regulacje prawne i to na każdym szczeblu, poczynając od Rządu RP, Sejmu, PFRON-u, władz wojewódzkich, powiatowych i na gminnych kończąc. A to właśnie powinno być jej jedynym zadaniem.
Ponadto, gdyby władze takiej federacji starałyby się o pieniądze, musiałyby występować do tych samych instytucji i urzędów, do których występowałyby stowarzyszenia i fundacje wchodzące w skład federacji. Federacja stałaby się więc kolejnym myśliwym wyruszającym na wspólne łowiska po zwierzynę w postaci pieniędzy. Stanowiłaby więc konkurencję dla organizacji pozarządowych, które powinna reprezentować i wspierać.
Mimo poważnych trudności, warto myśleć o powołaniu jakiejś reprezentacji organizacji pozarządowych działających na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem. Warto o tym dyskutować, pisać na te tematy, bo tylko w ten sposób można znaleźć najlepsze rozwiązania.
(Październik 2001)
Pluralizm oznacza mnogość, wielość, różnorodność.
Po doświadczeniach ustrojów totalitarnych, które bezwzględnie tępiły każdą odmienność - nikt, kto ma chociaż trochę zdrowego rozsądku, nie będzie upierał się przy jakimś "jedynie słusznym" poglądzie. Dotyczy to całego społeczeństwa, naszego środowiska również.
Jestem zwolennikiem pluralizmu. Idea ta jednak nie może być celem samym dla siebie. Warto jednak nieco pogłębić tę problematykę.
Źle jest, jeżeli w kraju istnieje tylko jedna partia, która wszystko najlepiej wie i zawsze ma rację. Ale też źle jest, jeżeli w kraju działa 200 partii, z których każda ma rację i wszystko najlepiej wie. W jednym i drugim przypadku obywatele nie mają wpływu na losy własnego państwa. Konieczny jest tu umiar i zdrowy rozsądek. W środowisku niewidomych nie może być również jedynie słusznych rozwiązań, jedynie prawdziwych poglądów i nieomylnych władz. Niewidomi i słabowidzący muszą wiedzieć, co się dzieje w ich środowisku, dlaczego tak się dzieje i mieć wpływ na działalność swojego stowarzyszenia. Ułatwić to może pluralizm organizacyjny i przede wszystkim pluralizm w obrębie jednego stowarzyszenia, np. Polskiego Związku Niewidomych. Inaczej trudno jest zaspokajać potrzeby niewidomych i słabowidzących i trudno jest uniknąć błędów podobnych do tych, jakie przeżył PZN.
Rozdrobnienie organizacyjne jednak może doprowadzić do utraty wpływu na decyzje dotyczące środowiska, do wygrywania jednych stowarzyszeń przeciwko innym itp. Były już przypadki, że lokalne władze zapraszały jakieś nowe stowarzyszenia do wypowiadania się w imieniu środowiska. Były już przypadki publicznego występowania przedstawicieli innych stowarzyszeń przeciwko PZN-owi. Oczywiście, nic dobrego z tego wyniknąć nie mogło.
Przy istnieniu wielu stowarzyszeń niezbędne jest wypracowanie mechanizmów współdziałania, konsultacji, wspólnych wystąpień do władz. Obawiam się jednak, że wielu nie docenia trudności w tym zakresie.
Wypracowanie stanowiska jest niezmiernie trudne nawet w łonie jednej organizacji. Niejednokrotnie dochodzi do ostrych starć, do walki, do trudności w podejmowaniu decyzji. Łatwo jest porozumieć się w sprawach bardzo ogólnych. Przy przejściu do szczegółów - zaczynają się problemy. W jednej organizacji, mimo wszystko, łatwiej jest się porozumieć. Nie ma bowiem możliwości "zabrania swoich zabawek i przejścia na inne podwórko".
Mechanizm konsultacji nie może funkcjonować bez zgrzytów, trudności i problemów. Obawiam się nawet, że zupełnie nie może funkcjonować. Być może, za kilka lat środowisko dojrzeje do współpracy, do jakiejś formy federacji, do jedności działania i realizowania wspólnych celów przy zachowaniu odrębności organizacyjnej, odrębności własnych celów i metod ich osiągania. Obawiam się jednak, że obecnie warunki takie jeszcze nie zaistniały. Nie chcę dokonywać ocen i wskazywać przyczyn istniejącego stanu rzeczy. Muszę jednak zauważyć, że nie obserwuje się tendencji do współdziałania, do konsultacji, do wzajemnego wspierania się. PZN podejmował próby stworzenia forum współdziałania. Próby te jednak nie powiodły się. Nie było zainteresowania ze strony innych stowarzyszeń.
Na łamach "Biuletynu" prezentowany był dorobek innych stowarzyszeń. To również nie spotkało się z dużym zainteresowaniem. Niezmiernie trudno było namówić przedstawicieli różnych stowarzyszeń do napisania o swoich celach i działalności. Nie zawsze pomagały osobiste rozmowy i apele zamieszczane na łamach "Biuletynu".
Warto zauważyć, że stowarzyszenia działające w naszym środowisku różnią się wieloma cechami. Nie jest możliwa więc jednolita ocena i jednakowe traktowanie wszystkich stowarzyszeń.
Konkurencja jest motorem postępu - to prawda. Ale prawdą też jest, że w jedności siła.
(listopad 2013)
W dyskusjach, zwłaszcza tych, w których krytykowany jest Polski Związek Niewidomych, można spotkać się z twierdzeniami, że PZN jest molochem niedostosowanym do współczesnych czasów, który nie zaspokaja istotnych potrzeb osób z uszkodzonym wzrokiem. Niektórzy twierdzą, że takie wielkie organizacje, takie molochy nie powinny istnieć. Molochom tym przeciwstawiane są małe organizacje, które działają efektywnie, prężnie. A więc mamy z jednej strony molochy, których czas już minął i małe prężne organizacje, przed którymi roztaczają się piękne perspektywy.
Moim zdaniem nie w pełni uzasadnione są krytyczne oceny wielkich organizacji i nieuzasadniony jest entuzjazm w ocenie małych.
Zacznę od tego, że małe organizacje wcale nie muszą i w większości nie są prężne. Większość z nich chyba istnieje tylko w rejestrach sądowych i nie ma na tyle "prężności", żeby się zlikwidować. Potrafiłbym wymienić kilka stowarzyszeń osób całkowicie niewidomych, które powstały i nic nie osiągnęły, o których wszyscy zapomnieli wkrótce po ich utworzeniu. Powołanie i obumarcie tych stowarzyszeń potwierdza moją tezę, że małe wcale nie muszą działać prężnie.
Można by do tematu podejść inaczej i zapytać, czy są małe organizacje, które działają prężnie. Oczywiście, że są, ale to świadczy tylko o tym, że znaleźli się ludzie, którym na czymś zależy i potrafią osiągać zamierzone cele. I to jest cenne.
Niestety, małe organizacje nie mogą zastąpić tych wielkich. Jest to niemożliwe, chociażby tylko z tego powodu, że są one małe.
Mała organizacja, wszystko jedno - fundacja czy stowarzyszenie, może działać na małą skalę. Może ona efektywnie realizować jedno czy dwa, no może kilka zadań, albo działać na małym obszarze.
Świetnie funkcjonować może mała organizacja, której celem działania jest na przykład organizowanie rajdów pieszych dla niewidomych, krótkich wycieczek, spacerów po laskach, spotkań towarzyskich. Może robić to wspaniale, doskonale ku zadowoleniu uczestników. Organizacja taka nie może natomiast organizować działalności turystycznej, pomocy rodzicom dzieci niewidomych, szkolić nowo ociemniałych, zabiegać o korzystne regulacje prawne, wydawać prasę dla niewidomych, prowadzić biblioteki książki mówionej, organizować konkursów i festiwali, prowadzić zespołów muzycznych, pomagać niewidomym diabetykom itp., itd.
Mała organizacja nie może robić tego wszystkiego, bo wymaga to zatrudnienia, obojętnie czy etatowego, czy wolontariackiego, wielu osób. Musi mieć struktury terenowe, utrzymywać kontakty z władzami rządowymi i samorządowymi, organizować zebrania władz i zespołów problemowych, musi mieć możliwości kontaktów z niewidomymi rozsianymi po całym kraju i co jeszcze?
Jeżeli mała organizacja mogłaby zajmować się tym wszystkim, musiałaby przestać być mała, stałaby się molochem.
Oczywiście, Mazowieckie Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych "De Facto" wykonuje piękną, pożyteczną, potrzebną działalność wydawniczą. Stowarzyszenie to rozszerza swoją działalność na inne dziedziny i chyba już nie można powiedzieć, że jest małą organizacją. Jego działalność jednak jest nadal wspaniała, pożyteczna i potrzebna.
Trudno też uznać za małą organizację Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, a prowadzi ono wspaniałą działalność już ponad sto lat.
Z przykładów tych wynika wniosek, że nie od wielkości organizacji zależy jej "Prężność".
Polski Związek Niewidomych jest wielką organizacją od kilkudziesięciu lat. W okresie swego istnienia miał okresy wspaniałej działalności i okresy marazmu, a nawet destrukcji. W dobrych okresach potrafił prowadzić prężną działalność, mimo że był wielką organizacją. Teraz nie potrafi znaleźć swojego miejsca w nowej rzeczywistości. Zarząd Główny tego stowarzyszenia nie potrafi wytyczać i realizować celów ważnych dla swoich członków, zwłaszcza całkowicie niewidomych. Biuro ZG PZN przemianowane na Instytut Tyflologiczny w znacznej mierze działa jak siedemnasty okręg, czyli jednostka wojewódzka. Instytut Tyflologiczny, wygląda na to, że nawet rywalizuje z okręgami o pieniądze oraz o kandydatów na różne szkolenia. A przecież w Instytucie tym oraz w Prezydium ZG PZN i całym Zarządzie powinny rodzić się nowe kierunki działalności, sposoby rozwiązywania problemów osób z uszkodzonym wzrokiem z całego kraju i sposoby pomocy organizacyjnym jednostkom terenowym - kołom i okręgom. Władze statutowe jednak lekceważą potencjał pracowników, nie chcą słuchać ich opinii i informować ich o metodach swojej działalności i swoim funkcjonowaniu. Swoje obrady uczyniły hermetycznie zamkniętymi i przyjmują informacje tylko od pani przewodniczącej i od pani sekretarz generalnej, no może jeszcze od jakiejś pani. Z obrad też nic nie wydostaje się na zewnątrz, nic czego sobie nie życzą wymienione panie.
Okoliczności te i wiele innych doprowadziły do powstania w PZN kasty wtajemniczonych, która jest najważniejsza, i która tylko się liczy. Członkowie PZN-u są potrzebni po to, żeby ta kasta mogła istnieć.
Piszę tu o tej centralnej kaście, ale przecież na podobnych zasadach powstają kasty okręgowe.
Członkowie nic nie wiedzą, jak funkcjonuje ich stowarzyszenie. Nie mogą interesować się jego działalnością, bo przecież "Pochodnia" świeci mdłym światłem i wcale nie wydobywa z mroków problemów nurtujących osoby niewidome i słabowidzące. Na jej łamach nie toczy się dyskusja o możliwościach wyrwania PZN-u z marazmu. Dlatego niewidomi opuszczają szeregi tej organizacji.
Jeżeli zawodzą ludzie, ani małe, ani wielkie organizacje nie działają należycie.
Jeżeli znajdzie się jedna osoba zaangażowana, dwie czy trzy takie osoby, które chcą zrobić coś dla innych, mała organizacja działa prężnie. Jedna osoba może nawet wydawać miesięcznik, który gdyby był wydawany np. przez PZN, wymagałby zatrudnienia kilku osób. Podkreślam raz jeszcze, że będzie to działalność na małą skalę, punktowa, która zaspokaja wybrane potrzeby niewielu niewidomych i słabowidzących.
Duża organizacja wymaga natomiast wielu zaangażowanych osób, które chcą i potrafią bezinteresownie działać dla niewidomych i słabowidzących. Wielka organizacja powinna zaspokajać wiele różnorodnych potrzeb wielu osób z terenu całego kraju. Jeżeli zabraknie osób zaangażowanych, organizacja działa na własne potrzeby i zaspokaja potrzeby swoich "działaczy".
Przeżywamy kryzys zaangażowania i kryzys organizacji działających w naszym środowisku, zwłaszcza tej największej. Niestety, nie widzę recepty na przezwyciężenie tego kryzysu. Z pewnością receptą nie są małe organizacje, nawet te prężne. Nie mogą, bo potrzeby są wielkie, a nie małe.
Może ktoś z Szanownych Czytelników zechce coś zaproponować, podzielić się swoimi ocenami i wnioskami? Łamy "WiM" są otwarte.
Za miesiąc zastanowimy się, czy niewidomi i słabowidzący mają podobne problemy i potrzeby oraz czy mogą one być zaspokajane we wspólnej organizacji.
(sierpień 2011)
Polski Związek Niewidomych jest zabytkiem z minionej epoki, niereformowalnym molochem, nie spełnia już pozytywnej roli i powinien być zlikwidowany.
Tylko małe, prężne organizacje mogą pracować efektywnie, mogą dobrze zaspokajać potrzeby niewidomych i słabowidzących.
Jacek Zadrożny w rozmowie opublikowanej w numerze 11(23)/2010 "WiM" powiedział:
"Ten ruch przeżywa przemianę, która jest konieczna. Odchodzimy powoli od monopolu PZN w kierunku mniejszych, a za to prężniej działających organizacji skupiających się na konkretnych obszarach działalności. O kryzysie możemy mówić w wypadku PZN, który nie potrafi odnaleźć się w tej nowej sytuacji. Traktuje inne organizacje jak wrogów, a przynajmniej jak konkurencję, a przecież współpraca może przynieść korzyści obu stronom. Dopóki władze PZN tego nie dostrzegą - będą powstawały kolejne organizacje, bo ich założyciele będą wychodzić z założenia, że w ramach PZN wielu rzeczy nie da się zrobić.
Wbrew temu bowiem, co myślą niektórzy ludzie, w działalności pozarządowej nie liczy się masa, lecz aktywność. Mała grupka ludzi skupiona wokół pewnego obszaru działalności może zdziałać więcej, niż licząca kilkadziesiąt tysięcy członków organizacja. To trochę jak z malowaniem mieszkania - jeden człowiek pomaluje je w trzy dni, trzech ludzi w jeden dzień, a trzydzieści nie pomaluje go nawet w miesiąc, bo będą sobie nawzajem przeszkadzać. Jakie może być stanowisko PZN w konkretnej sprawie? Przecież nie da się go uzgodnić z kilkudziesięcioma tysiącami członków".
Józef Szczurek w artykule "Wierzę w ludzi" opublikowanym w numerze 4(26)/2011 "WiM" napisał:
"Wydaje mi się, że powinny powstawać niewielkie stowarzyszenia i zespoły fachowców, które specjalizowałyby się w określonych dziedzinach, na przykład - w organizowaniu pomocy socjalnej - głównie w kontaktach z urzędami samorządowymi i państwowymi, w poszukiwaniu pracy zawodowej, w organizowaniu i realizowaniu programów kulturalnych oraz w nauce obsługi komputera, w korzystaniu z możliwości rehabilitacji podstawowej, udzielaniu pomocy prawnej. Jestem przekonany, że małym organizacjom, pozbawionym cech masowości, łatwiej będzie włączyć się aktywnie do realizacji przyjętych programów. Powinno się w większym stopniu angażować do pracy społecznej ludzi widzących, zwłaszcza emerytów, którzy mając dużą teoretyczną i praktyczną wiedzę oraz sporo wolnego czasu, mogliby w istotny sposób przysłużyć się sprawie pomocy niewidomym i słabowidzącym".
Nie można lekceważyć opinii autorów, z których jeden posiada olbrzymią wiedzę tyflologiczną i jest "żywą historią" ruchu niewidomych w Polsce, a drugi - człowiekiem ociemniałym, który przeszedł z powodzeniem długą i wyboistą drogę do samodzielności. Czy jednak autorzy tych wypowiedzi trafnie oceniają możliwości małych stowarzyszeń?
Ich opinię podziela wielu niewidomych i słabowidzących. Prezentowane są one na listach dyskusyjnych i w prywatnych rozmowach. Tylko oficjalne czynniki, w tym pezetenowska prasa milczą na ten temat, zresztą na inne, trudne tematy również.
Rzetelna ocena możliwości wielkich i małych organizacji wymaga uwzględnienia możliwie wszystkich czynników, a przede wszystkim unikania schematyzmu i posługiwania się utartymi stwierdzeniami. Z pewnością wszystkich czynników, które mają wpływ na funkcjonowanie stowarzyszeń i innych organizacji nie będę mógł uwzględnić w jednym artykule. Postaram się jednak spojrzeć możliwie obiektywnie na to zagadnienie.
Przede wszystkim należy stwierdzić, że duże organizacje wcale nie muszą źle funkcjonować. Mamy w Polsce duże stowarzyszenia, których działalność nie budzi większych zastrzeżeń. Oczywiście, nie mam podstaw do ich oceny - zbyt mało wiem na temat ich działalności. Mogę jednak postawić pytanie, czy PCK, Caritas, ochotnicze straże pożarne, Związek Powiatów Polskich i wiele innych działają źle, beznadziejnie i nie mają przed sobą przyszłości? Myślę, że tak nie jest.
Z drugiej strony, czy wszystkie małe organizacje są prężne i świetnie działają? Tak również nie jest.
Znam wielkie organizacje, które źle działają, a Ogólnopolski Sejmik Osób Niepełnosprawnych w ogóle nie działa i nawet rozwiązać się nie potrafił. A była to wielka organizacja - zrzeszała ponad sto stowarzyszeń osób niepełnosprawnych.
Znam też małe organizacje, którym wystarczyło sił jedynie na zarejestrowanie się i może zorganizowanie czegoś raz czy kilka razy. Tylko w Warszawie powstały co najmniej dwa, może więcej, stowarzyszeń osób całkowicie niewidomych i żadne nie działa.
Spróbujmy odpowiedzieć sobie, czy małe organizacje mogą działać dobrze, prężnie i zaspokajać w zadowalającym stopniu potrzeby swoich członków. Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta.
Myślę, że bardzo dużo zależy od ludzi, którzy angażują się w ich działalność. To jednak nie jest ani odkrywcze, ani niczego nie wyjaśnia. Od ludzi zależy również jakość działalności wielkich stowarzyszeń, np. Polskiego Związku Niewidomych.
Myślę, że małe organizacje pozarządowe mogą efektywnie działać na małą skalę, na rzecz niewielkiej grupy osób, realizować jedno lub dwa zadania, działać na niewielkim obszarze itd. W takim wymiarze, małe organizacje mogą mieć liczące się osiągnięcia.
Z pewnością na słowa wielkiego uznania zasługuje tworzenie niewidomym możliwości korzystania ze zwykłych czasopism. "De Facto" udostępnia już ponad 40 tytułów. Pracę tę rozpoczęła mała organizacja - Fundacja Polskich Niewidomych i Słabowidzących "Trakt" i kontynuuje również mała organizacja - Fundacja "De Facto". No i wykonuje wspaniałą pracę.
Niewielka organizacja Fundacja "Audiodeskrypcja" ma wielkie osiągnięcia w tworzeniu niewidomym łatwiejszych warunków korzystania z dóbr kultury i sztuki.
Tak samo projekt "Zobaczyć morze" tworzy niewidomym i słabowidzącym warunki do uprawiania żeglugi morskiej, a stowarzyszenie "Razem na szlaku" do uprawiania turystyki pieszej.
Oczywiście, organizacje te podejmują też inne zadania, ale mają one wąski charakter i ograniczony zakres tematyczny.
Dodam, że przy zawężeniu zadań, nawet osoby indywidualne, bez tworzenia specjalnej organizacji, a nawet działając jednoosobowo, mogą mieć liczące się osiągnięcia.
Przykładem może tu być uświadomienie władzom i społeczeństwu potrzeby stworzenia niewidomym warunków do pełnego korzystania z czynnego prawa wyborczego. Wystarczyło zaangażowanie Jarosława Gniatkowskiego i Jacka Zadrożnego oraz poparcia kilku innych osób, żeby problem zaistniał w przestrzeni publicznej.
Czy jednak mała organizacja, stowarzyszenie lub fundacja może działać w szerokim zakresie na terenie całego kraju, a chociażby tylko na terenie jednego województwa? Oczywiście, że nie.
Gdyby taka organizacja chciała, np. wydawać prasę, organizować szkolenia rehabilitacyjne oraz imprezy turystyczne i sportowe, działalność socjalną i świetlicową, musiałaby przekształcić się w dużą organizację, a to oznacza, że nie byłaby już organizacją małą.
Raz jeszcze podkreślam, że mała organizacja może zajmować się jakąś działalnością na niewielką skalę. Może zaopatrywać niewidomych w prasę ogólnodostępną, może wydawać własną prasę, może wydawać książki, opracowywać mapy, podejmować się opracowania jakiegoś rehabilitacyjnego tematu, organizować turystykę górską, nizinną lub morską itp. Nie może jednak robić tego wszystkiego, bo wymaga to zaangażowania wielu osób, administracji, księgowości, lokali, ogniw terenowych itd., a więc przekształcenia w wielką organizację. Dodam, że żadna mała organizacja nie może objąć chociażby minimalną pomocą rocznie kilku tysięcy nowo ociemniałych i wielu tysięcy osób z uszkodzonym wzrokiem, które potrzebują pomocy rehabilitacyjnej.
I jeszcze jedno, małe organizacje działają, można powiedzieć, punktowo. W takim jednym punkcie - wydawania miesięcznika, organizowania turystyki dla grona znajomych czy mieszkańców jednego miasta, organizowania szkoleń rehabilitacyjnych itp. może mieć wspaniałe wyniki. Niestety, wyniki te dotyczą tylko tego punktu. W sąsiednim mieście już może nie być żadnych imprez turystycznych, żadnych szkoleń rehabilitacyjnych, żadnej pomocy socjalnej. Oczywiście, tak też może być z wielką organizacją, np. z kołami PZN. Tu też jedno koło może pracować wspaniale, a sąsiednie istnieć na papierze. Teoretycznie jednak, praktycznie również, jest to możliwe. W dużej organizacji jest jakiś koordynator, zarząd, który mobilizuje, wspiera, pomaga, dopinguje, ocenia, porównuje. Fakt, że nie zawsze tak jest, ale tak powinno i może być. Przy wielu małych organizacjach, jest całkowita dowolność, bez możliwości jakiejkolwiek koordynacji, zorganizowanej pomocy wzajemnej, wymiany doświadczeń ani niczego podobnego.
Małymi organizacjami są koła Polskiego Związku Niewidomych. Jeżeli przyjąć, że "małe są prężne", koła PZN powinny działać bardzo prężnie i niektóre działają, ale nie wszystkie.
Dlaczego więc, chociaż są małe, prężnie nie działają? Przecież im nikt w tym nie przeszkadza. Z pewnością, nie przeszkadzają władze centralne ani okręgowe - może nie pomagają jak należy, ale nie przeszkadzają. Gdyby więc recepta była tak prosta - wielkie be, a małe cacy, to koła PZN powinny być właśnie cacy. Warto więc zastanowić się, dlaczego tak jest, dlaczego chociaż są małe, niektóre z nich mało działają.
Polski Związek Niewidomych już dawno przestał być monopolistą, przestał reprezentować wszystkich niewidomych i słabowidzących. Czy się nam to podoba, czy nie, jest to faktem, a faktom nie można przeczyć. Powstały dziesiątki stowarzyszeń i fundacji, które w swoich statutach mają zapisaną działalność na rzecz niewidomych i słabowidzących. Taka jest prawda i nic nie wskazuje na to, żeby sytuacja ta miała ulec zmianie.
Fakt, że PZN przestał być monopolistą ruchu niewidomych w Polsce, nie oznacza, iż przestał być potrzebny. Jest to wielkie stowarzyszenie, które posiada terenowe struktury i różne placówki. Posiada więc wielkie, potencjalne możliwości.
Myślę, że wszystkim nam powinno zależeć na tym, żeby PZN działał dobrze, żeby zaspokajał różnorodne potrzeby swoich członków. Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy widzieć mankamentów, nieprawidłowości i niedociągnięć w jego pracy. Musimy zastanawiać się nad tym, dlaczego tylu rzeczywiście niewidomych opuściło jego szeregi i dlaczego słabowidzący z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności tego nie czynią. Rozważania nasze jednak, powinny iść w kierunku, co należy i można poprawić w PZN, co zrobić, żeby wyeliminować nieprawidłowości, jak doskonalić jego działalność, a nie jak go zwalczać, ograniczać i zlikwidować. Jest to konieczne, gdyż nie ma innej, równie silnej organizacji, która miałaby podobne możliwości, jakie ma PZN, a co najgorsze, nic nie wskazuje na to, żeby organizacja taka miała powstać.
Należy jeszcze dodać, że nie wolno utożsamiać PZN-u z jego władzami. Adolf Szyszko ciągle powtarzał: "Dłużej klasztora niż przeora". Władze, a raczej ich działalność możemy i powinniśmy oceniać, nawet bardzo krytycznie, jeżeli na to zasługują. Sam Związek jednak, to już inna sprawa. Nie jest on z natury ani dobry, ani zły. Jest taki, jakich ma działaczy, jakie ma kierownictwo i jeżeli Związek nie spełnia naszych oczekiwań, winni są działacze i kierownictwo oraz warunki zewnętrzne, a nie PZN.
Pamiętać też należy, że te dziesiątki małych organizacji, które działają w naszym środowisku, również posiadają wielki potencjał, którego nie wolno marnować. Myślę, że konieczne jest głębokie zastanowienie się, nad tworzeniem przyjaznych warunków współistnienia i współdziałania wszystkich organizacji działających w naszym środowisku. Myślę, że sytuacja powoli dojrzewa do powołania jakiejś formy federacji lub konfederacji tych organizacji. Nie może jednak być to federacja lub konfederacja zdominowana przez jedno, wielkie stowarzyszenie. Tak być nie może, bo małe organizacje nie pogodzą się z tym i się nie sfederują. Ale to już inne zagadnienie.
(grudzień 2013)
Zajmę się stowarzyszeniami osób z uszkodzonym wzrokiem pod kątem zrzeszania się we wspólnej organizacji.
Mamy w Polsce co najmniej kilka liczących się stowarzyszeń osób z uszkodzonym wzrokiem. Chyba wszystkie zrzeszają osoby niewidome i słabowidzące. Największa, najstarsza i najważniejsza z nich, mimo że zrzesza przede wszystkim osoby słabowidzące, nazywa się związkiem niewidomych.
Na przestrzeni ostatnich dwudziestu kilku lat powstało trochę organizacji, które z założenia miały zrzeszać osoby niewidome. Nic z tego nie wyszło, a przynajmniej nie wiem, żeby któraś z nich osiągnęła liczące się sukcesy. Czy więc jest sens powoływania takich stowarzyszeń? A może dobrze jest, jeżeli w jednym stowarzyszeniu zrzeszane są osoby niewidome i słabowidzące?
Teoretycznie można by uznać, że jest to jak najbardziej korzystne i logiczne. Można by uznać, że słabowidzący zintegrują się z niewidomymi i będą im pomagać w niektórych sytuacjach, np. na wspólnych wycieczkach. Tak mogłoby wyglądać, ale czy w praktyce teoria ta się sprawdza?
Zastanówmy się, jakie są podobieństwa i różnice między osobami niewidomymi i słabowidzącymi.
Można by powiedzieć, że różnice polegają na stopniu natężenia niepełnosprawności, a podobieństwa na tym, że jest to ta sama niepełnosprawność, która występuje w różnym stopniu u różnych osób. Czy jednak faktycznie jest to ta sama niepełnosprawność, która występuje jedynie w różnym natężeniu?
W statucie PZN czytamy, że Związek zrzesza osoby niewidome i słabowidzące zwane niewidomymi. W ten sposób statut PZN jakby prawnie uznaje, że mamy do czynienia z tą samą niepełnosprawnością, a tylko jej stopień nie jest jednakowy.
Podobnie sprawy te traktują organizacje międzynarodowe. Pamiętam, że w latach sześćdziesiątych, może siedemdziesiątych ubiegłego stulecia władze PZN-u starały się o rozszerzenie definicji dawnej drugiej grupy inwalidzkiej z tytułu osłabionego wzroku. Chodziło między innymi o zrównanie szans naszych sportowców. Według norm międzynarodowych w zawodach i mistrzostwach np. Europy mogli startować słabowidzący, których ostrość widzenia nie przekraczała dziesięciu procent normalnej ostrości. U nas natomiast druga grupa obejmowała osoby, których ostrość widzenia mieściła się w granicach 6 do 8 procent. No i udało się poszerzyć te granice. Czy jednak było to korzystne?
Nie mam pełnego rozeznania, jak te sprawy wyglądają w różnych krajach. Wiem jednak, że w Niemieckiej Republice Federalnej do niewidomych zaliczane są osoby, których ostrość widzenia nie przekracza dwóch procent. W dawnej Niemieckiej Republice Demokratycznej osoby niewidome i słabowidzące dzieliły się na pięć grup, a specjalne dodatki im wypłacane wynosiły od 30 do 240 marek.
Niewiele jest osób całkowicie niewidomych, nawet bez poczucia światła. Stopień uszkodzenia wzroku, nie wdając się w szczegóły w rodzaju ubytki w polu widzenia, trudności z akomodacją, światłowstrętem itp., musimy stwierdzić, że nie wyraża się w wartościach skokowych. Jest to olbrzymie zróżnicowanie, ale ciągłe, a nie skokowe. Dlatego trudno jest precyzyjnie określić, kto jest niewidomy, a kto słabowidzący. Zawsze mamy pewną liczbę osób, które mogą być zakwalifikowane do jednej lub do drugiej kategorii.
Tadeusz Majewski w "Biuletynie Informacyjnym Trakt" Nr 8(15)/06 w cyklu "Słownik tyflologiczny”: Podział osób z uszkodzonym wzrokiem" przedstawił funkcjonalne definicje osób niewidomych i słabowidzących. Czytamy m.in.:
"Na podstawie stosowanych technik wyróżniamy trzy grupy osób, u których ulega zmianie rola poszczególnych zmysłów.
1. Techniki wzrokowo-słuchowo-dotykowe - ma to miejsce wówczas, gdy relacje między wzrokiem a pozostałymi zmysłami ulegają zmianie, a więc gdy dominacja wzroku zostaje zmniejszona na korzyść pozostałych zmysłów, np. w przypadku słabowzroczności. W technikach tych wzrok spełnia nadal dominującą rolę, lecz rola słuchu i dotyku wzrasta.
2. Techniki dotykowo-słuchowo-wzrokowe - stosuje się w przypadku głębszego obniżenia sprawności wzroku. Wówczas dominującymi zmysłami stają się dotyk i słuch, a szczątkowy wzrok pełni rolę pomocniczą. Jest to odwrotna sytuacja niż w przypadku technik wzrokowo-słuchowo-dotykowych.
3. Techniki dotykowo-słuchowe lub techniki bezwzrokowe - stosuje się bez udziału wzroku.
Uwzględniając te trzy rodzaje technik, za niewidome uważa się osoby, które posługują się technikami bezwzrokowymi i dotykowo-słuchowo-wzrokowymi. Za słabowidzące natomiast osoby, które pomimo znacznego osłabienia wzroku, posługują się technikami wzrokowymi i wzrokowo-słuchowo-dotykowymi".
Jak widzimy i w takim ujęciu nie ma precyzyjnego rozróżnienia. Do niewidomych zalicza się również osoby, które posługują się wzrokiem.
Zastanówmy się, czy może nie warto zajmować się podobnymi zagadnieniami - osoby niepełnosprawne wzrokowo są osobami niepełnosprawnymi i to wszystko. A może nie wszystko?
Niektóre osoby słabowidzące twierdzą, że ich życie jest trudniejsze niż osób całkowicie niewidomych. Mówią przy tym o trudnościach posługiwania się osłabionym wzrokiem w zależności od zmieniających się warunków oświetlenia, o olśnieniu, o utrudnieniach akomodacji, o tym że nie wszystko wypatrzą, że ich słaby wzrok prowadzi do przykrych pomyłek. Twierdzą też, że mają większe wydatki niż osoby całkowicie niewidome, bo potrzebują sprzętu rehabilitacyjnego tak samo jak niewidomi, a ponadto muszą kupować okulary i inne pomoce optyczne, no i leki, których celem jest utrzymanie możliwości widzenia. Może najgorsze dla nich jest to, że żyją w ciągłym lęku iż mogą wzrok utracić całkowicie.
Są niewidomi, którzy uważają, że słabowidzącym żyje się bez porównania łatwiej, bo mogą posługiwać się wzrokiem przy chodzeniu i podróżowaniu, czytaniu zwykłego pisma, wykonywaniu różnych prac oraz w kontaktach z ludźmi i korzystaniu z dóbr kultury, rozrywki, uprawianiu sportu itd.
Z pewnością sprawa nie jest tak prosta. Oprócz wielu uwzględniać należy czynnik psychiczny. Stopień utraty wzroku może nawet nie jest najważniejszy. Być może sposób odczuwania, oceniania i reagowania na niepełnosprawność jest tym najważniejszym czynnikiem. Są słabowidzący dysponujący całkiem niezłym wzrokiem, którzy uważają, że w ich życiu występują same ograniczenia i trudności. Prawie nic oni nie mogą i prawie niczego nie należy od nich wymagać. Są też tacy, którzy świetnie wykorzystują resztki wzroku i żyją jak ludzie bez niepełnosprawności.
Są też całkowicie niewidomi, którzy świetnie sobie radzą w życiu i tacy, którzy świetnie wykorzystują swoją niepełnosprawność, żeby nic nie robić.
Są to subiektywne uwarunkowania, które muszą być indywidualnie oceniane. Ale są też obiektywne różnice, które należy uznać i uwzględniać. Według obiektywnych kryteriów - im więcej pozostało możliwości widzenia, tym życie jest łatwiejsze, a najtrudniejsze jest wówczas, gdy człowiek całkowicie traci wzrok.
Nie chcę tu powiedzieć, że utrata wzroku jest najgorszą niepełnosprawnością. Oczywiście, głębokie upośledzenie umysłowe, całkowity paraliż czy psychozy są bez porównania gorsze od braku wzroku. Są też niepełnosprawności złożone, których skutki ulegają spotęgowaniu. Dla jasności obrazu porównuję tylko warunki życia niewidomych z warunkami życia osób słabowidzących.
Nie jest prawdą, że życie osób słabowidzących jest trudniejsze od życia osób całkowicie niewidomych. Nie wierzą w to również ci słabowidzący, którzy głoszą takie "prawdy". Gdyby w nie wierzyli, nie baliby się utraty wzroku i nie wydawali pieniędzy na leki podtrzymujące możliwości widzenia. Słabowidzący mają trudności, ale bez porównania mniejsze od tych, z którymi muszą żyć osoby całkowicie niewidome.
Słabowidzący twierdzą, że ich możliwości zmieniają się w zależności od różnych warunków. Jest to prawda, ale całkowicie niewidomi w żadnych warunkach nie mogą posługiwać się wzrokiem. Słabowidzący nie każde pismo mogą odczytać, ale niewidomi nie mogą żadnego, oprócz brajla, słabowidzący mogą mylić się przy rozpoznawaniu ludzi, ale niewidomi w ogóle ludzi nie rozpoznają przy pomocy wzroku, a po głosie mogą poznawać jedni i drudzy, słabowidzący nie zawsze wypatrzą potrzebny im towar na półkach sklepowych, ale niewidomi nie wypatrzą go nigdy. Tak można by dłużej wymieniać. Nie ma jednak takiej potrzeby. Wystarczy trochę pomyśleć, a wszystko stanie się jasne.
Dla ułatwienia rozważań posłużę się przykładem osób z uszkodzonym narządem ruchu. Uszkodzenie to może być bardzo duże, średnie, małe albo bardzo nieznaczne. Największe jest wówczas, kiedy osoba poszkodowana jest całkowicie bezwładna, nie może poruszać żadną z kończyn. Mniejszym uszkodzeniem narządu ruchu jest wówczas, kiedy osoba poszkodowana może poruszać się jedynie na wózku inwalidzkim. Tę pierwszą możemy porównać do osoby całkowicie niewidomej, tę drugą - do słabowidzącej.
Wyobraźmy sobie, że osoba poruszająca się na wózku inwalidzkim twierdzi, że jest w trudniejszej sytuacji życiowej niż ta całkowicie unieruchomiona. Twierdzi ona, że osoba całkowicie unieruchomiona nie musi przejmować się wysokimi krawężnikami, schodami, kładkami nad jezdniami, zbyt wąskimi drzwiami do toalety, trudnościami przy wchodzeniu do autobusów. Czy uznamy jej sposób rozumowania?
Podobnie jest z osobami, które mają najniższe renty albo emerytury i tymi, które nie mają żadnych dochodów. Te pierwsze mogą twierdzić, że są najbiedniejsze, bo ich dochody na niewiele wystarczają. A co mogą powiedzieć osoby bez żadnych stałych dochodów?
Różnica między niewidomymi jest jakościowa, a nie tylko ilościowa. Osoba całkowicie niewidoma to nie taka, która widzi mniej, gorzej, tylko nie widzi nic zupełnie. Osoba słabowidząca to nie taka, która jest mniej niewidomą tylko mniej widzącą, a to zasadnicza różnica.
Niewidomi, tj. osoby, które muszą stosować metody wyłącznie bezwzrokowe znajdują się w bardzo trudnej sytuacji życiowej, w bez porównania trudniejszej od tej, w której znajdują się osoby słabowidzące. Potrzeby tych osób różnią się zasadniczo.
Z tych względów zrzeszanie osób niewidomych i słabowidzących w jednym stowarzyszeniu nie jest korzystne dla niewidomych. Stowarzyszenie to bowiem powinno starać się o zaspokajanie potrzeb przede wszystkim osób najbardziej poszkodowanych, najsłabszych, w życiu których występują największe trudności. Tak być powinno. W praktyce jednak jest zupełnie inaczej. Dóbr w postaci materialnej czy w postaci usług kulturalnych, rekreacyjnych, edukacyjnych itd. jest zawsze mniej niż potrzeb, których zaspokajaniu służą. W takiej sytuacji najwięcej korzystają, nie najsłabsze osoby, lecz najbardziej zaradne, sprytne, samodzielne. Takimi osobami, bez uwzględniania wyjątków, są osoby słabowidzące. To one w gronie osób niepełnosprawnych, zwanych niewidomymi, lepiej sobie radzą niż osoby całkowicie niewidome. W rezultacie wspólne stowarzyszenie przede wszystkim im służy. Mam na myśli większość statystyczną, a nie wyjątki. Może się bowiem zdarzyć, i zdarza się w praktyce, że jakaś osoba całkowicie niewidoma radzi sobie lepiej niż większość osób słabowidzących. Nie znaczy to jednak, że nie ma osób słabowidzących, które radzą sobie znakomicie. Im zawsze jest łatwiej niż osobom całkowicie niewidomym. Nie potrzebują przewodników i lektorów. Mogą swobodnie brać udział w wycieczkach, rajdach, uczestniczyć w spotkaniach tak zwanych integracyjnych, uprawiać sport, robić zakupy itp., itd.
Gdyby kilka tysięcy całkowicie niewidomych było zrzeszonych w odrębnym stowarzyszeniu, którego celem działania byłyby starania o zaspokajanie potrzeb swoich członków, czyli osób całkowicie niewidomych, z pewnością pomoc z jakiej by korzystały, byłaby bardziej efektywna, skuteczna, lepiej dostosowana do ich potrzeb. Dla mniejszej liczby osób łatwiej byłoby uzyskać jakieś uprawnienia, jakąś pomoc, pieniądze na zaspokajanie ich potrzeb. Pamiętajmy, że w bogatych Niemczech Blindengelt przysługuje tylko osobom, których ostrość widzenia nie przekracza 2 procent, a był czas, kiedy PZN ubiegał się o podobne świadczenia dla ponad osiemdziesięciu tysięcy niewidomych i słabowidzących, których ostrość widzenia mogła być nawet do 10 procent.
Raz jeszcze podkreślam, że wspólne stowarzyszenie nie jest korzystne dla osób całkowicie niewidomych. Stowarzyszenia takie jednak istnieją z Polskim Związkiem Niewidomych na czele. Niełatwo to teraz zmienić. Opór jest bardzo duży, nawet przeciwko zmianie nazwy na Polski Związek Niewidomych i Słabowidzących.
Niestety, stowarzyszenie to coraz słabiej zaspokaja potrzeby swoich członków i liczne osoby z uszkodzonym wzrokiem opuszczają jego szeregi, a proporcjonalnie najwięcej odchodzi osób całkowicie niewidomych. Można przewidywać, że ten trend nie będzie słabł w najbliższych latach. Czy jednak jest na to jakaś rada?
Może kiedyś znajdą się działacze zaangażowani, zdeterminowani, żeby coś zmienić. Próby tworzenia stowarzyszeń całkowicie niewidomych, jak dotąd, nie przyniosły pożądanych rezultatów. Zaryzykuję twierdzenie, że nie mają one szans rozwoju dopóki istnieje Polski Związek Niewidomych w obecnej postaci. Zaryzykuję również twierdzenie, że nie ma szans na głęboką, niezbędną reformę tego stowarzyszenia.
Myślę, że reformą taką mogłyby być:
1) zmiana nazwy na Polski Związek Niewidomych i Słabowidzących,
2) wprowadzenie do statutu zasady, że do związku przyjmowane są osoby wyłącznie ze znacznym stopniem niepełnosprawności z tytułu uszkodzenia wzroku, przy czym te osoby z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności, które już należą do związku, mogłyby należeć w dalszym ciągu,
3) wprowadzenie do statutu zasady, że osoby całkowicie niewidome zawsze mają pierwszeństwo przed słabowidzącymi.
Jest to hasłowe ujęcie propozycji. W czasie prac nad nadaniem jej statutowych zapisów, z pewnością trzeba by każde słowo dokładnie wyważyć. Niestety, chyba nie będzie konieczności takiego wyważania, bo nie ma w naszym środowisku sił, które chciałyby i mogłyby podjąć wysiłek zreformowania PZN-u. Obawiam się, że w dalszym ciągu będzie postępowała degradacja PZN-u przy obojętności sztandarowych działaczy, a niewidomi będą musieli sami myśleć o sobie.
Cóż, artykuł ten piszę chyba wyłącznie sobie a muzom. Może tak trzeba, a przynajmniej ja nic więcej uczynić nie mogę, jak tylko pisać.
(wrzesień 2014)
Na koniec rozważań problemów PZN-u, a szerzej - środowiska niewidomych i słabowidzących - warto zastanowić się, jak środowisko to ma być zorganizowane, czy mają to być masowe stowarzyszenia, czy może kadrowe. Pytanie to dotyczy głównie Polskiego Związku Niewidomych, gdyż jest to chyba jedyne masowe stowarzyszenie, a z całą pewnością, ma najszerszy zakres i zrzesza najwięcej osób z uszkodzonym wzrokiem. Liczba członków tego stowarzyszenia jednak ulega systematycznemu zmniejszaniu. Uwzględniając system dofinansowywania działalności Związku i to, co może on oferować swoim członkom, skłania do wniosku, że regres będzie trwał. Nie widzę możliwości wyjścia z impasu. Mój pesymizm bierze się i stąd, że w PZN niezmiernie trudno przeprowadzać jakiekolwiek zmiany. Wynika to m.in. z odchodzenia ze Związku osób o szerokich perspektywach myślowych, z tradycjonalizmu myślenia czołowych działaczy, a może nawet ich braku rzeczywistego zaangażowania w realizację celów ogólnych.
Można doszukiwać się wielu przyczyn stopniowego zmniejszania się znaczenia PZN-u dla osób z uszkodzonym wzrokiem i opuszczania przez nich jego szeregów. Nie jest to jednak moim celem. Pisałem wcześniej o tych przyczynach. Teraz chcę tylko podkreślić, że system dofinansowywania zadań, które są rzeczywiście ważne dla osób z uszkodzonym wzrokiem, nie pozwala na efektywne zaspokajanie ich potrzeb. Z drugiej strony wiele potrzeb zaspokajanych jest poza PZN-em, przez PCPR-y, przez PFRON oraz przez różne organizacje pozarządowe. Fakt ten jest na tyle znaczący, że nawet przy zaangażowaniu najlepszych działaczy, ludzi mądrych, uczciwych i bezinteresownych, którzy doskonale znają środowisko oraz potrzeby niewidomych i słabowidzących nie byłoby skutecznym przeciwdziałaniem stopniowego upadania Związku. System pozyskiwania pieniędzy bowiem nie stwarza możliwości systematycznej, sensownej, potrzebnej pracy na rzecz niewidomych i słabowidzących. Fajerwerki natomiast w rodzaju "niewidomy za kierownicą", "lot paralotnią", ustawiczne szkolenia w poszukiwaniu pracy nie są atrakcyjne dla rzesz osób z uszkodzonym wzrokiem. Mogą one fascynować nielicznych, ale nie ogół członków.
Uwzględniając powyższe - skłaniam się do wniosku, że PZN powinien przekształcić się ze stowarzyszenia masowego w stowarzyszenie kadrowe. Nie oznacza to, że proponuję pozbywanie się członków. Nie, nadal osoby zainteresowane powinny mieć możliwość należenia do PZN-u. Nie ich liczba jednak powinna być ważna. Ważne powinny być zadania i to takie, na realizację których nie trzeba wielkich pieniędzy.
Moim zdaniem jeżeli udałoby się zdefiniować te zadania tak, żeby były one ważne dla niewidomych i słabowidzących oraz możliwe do realizacji bez dużych nakładów finansowych, znaczenie PZN-u wzrosłoby zasadniczo.
Nie będę silić się na określenie wszystkich zadań, które powinny realizować ogniwa organizacyjne PZN-u. Pisałem już na ten temat. Teraz chcę tylko, tytułem przypomnienia, zasygnalizować niektóre z nich, jako ilustrację nowej filozofii działania PZN-u, na rzecz całego środowiska i wszystkich osób z uszkodzonym wzrokiem.
Zadania kół PZN
Widzę trzy fundamentalne zadania, na realizacji których powinny skupić uwagę zarządy kół PZN. Są to:
1) szeroko pomyślana informacja,
2) pomoc w załatwianiu spraw,
3) pozyskiwanie wolontariuszy do pomocy najbardziej potrzebującym i organizowanie ich pracy.
Niewidomi, słabowidzący, ociemniali, członkowie rodzin osób z uszkodzonym wzrokiem, przedstawiciele innych organizacji pozarządowych i instytucji działających na rzecz tej kategorii osób niepełnosprawnych powinni mieć możliwość uzyskania w kole wyczerpujących informacji o wszystkim, co jest dla nich ważne. Informacje te powinny dotyczyć, między innymi:
- placówek okulistycznych, które mogą udzielić pomocy w przypadkach urazów, wad i chorób oczu,
- możliwości uzyskania rent inwalidzkich i rent socjalnych, zasiłków opiekuńczych i innych form pomocy socjalnej,
- ośrodków szkolno-wychowawczych dla niewidomych i słabowidzących, klas integracyjnych w najbliższej okolicy oraz możliwości uczęszczania do szkół ogólnodostępnych,
- podręczników i pomocy szkolnych dla niewidomych oraz możliwości korzystania z lektur szkolnych i prasy dziecięcej oraz młodzieżowej,
- możliwości uzyskania skierowania na turnus rehabilitacyjny i dofinansowania udziału w tych turnusach,
- sprzętu i pomocy rehabilitacyjnych, możliwości nabycia i uzyskania dofinansowania na zakup,
- możliwości udziału w szkoleniach rehabilitacyjnych,
- możliwości korzystania z prasy środowiskowej i literatury,
- ulg i uprawnień przysługujących osobom niepełnosprawnym oraz tych, które przysługują niewidomym i słabowidzącym,
- możliwości uzyskania pomocy finansowej na rozpoczęcie działalności gospodarczej, możliwości uzyskania pracy zawodowej, uprawnień przewidzianych dla niepełnosprawnych pracowników,
- możliwości uczestnictwa w działalności prowadzonej przez koło, przez inne organizacje pozarządowe działające w danym mieście czy powiecie.
Żeby jednak koła mogły udzielać informacji na wymienione i podobne tematy, muszą mieć łatwy dostęp do korzystania z aktualnych informacji. Każde koło nie może opracowywać i aktualizować takich informacji. Powinny być one przygotowywane, aktualizowane i dostarczane przez biuro Zarządu Głównego PZN. System opracowywania i aktualizowania takich informacji został wypracowany przez redakcję "Biuletynu Informacyjnego" wydawanego przez PZN do końca 2004 r. Zabrakło jednak niezbędnej determinacji, żeby system ten wprowadzić we wszystkich kołach, a po 2004 r. został zaniechany. "Biuletyn Informacyjny" zlikwidowano, a zbiory przestały być uzupełniane i aktualizowane.
Myślę, że do tego systemu należy wrócić, może udoskonalić, ale koniecznie prowadzić na bieżąco i aktualizować. Żeby możliwe było uzupełnianie zbioru informacji i ich aktualizowanie, nie może to być książka. Każda informacja musi być na oddzielnej kartce papieru, którą zawsze można zastąpić nową, jeżeli np. zmieniło się prawo.
Informacja jest niezmiernie ważna, ale nie zawsze wystarczająca. Dlatego koła PZN powinny udzielać pomocy w załatwianiu spraw objętych zakresem informacji. Jest to drugie, fundamentalne zadanie, którego realizacja może sprawić, że PZN stanie się ponownie potrzebny niewidomym.
Istnieje niewielka grupa niewidomych, którzy nie posiadają osób bliskich albo z różnych przyczyn nie mogą korzystać z ich pomocy. Osoby te potrzebują pomocy przy:
- dokonywaniu zakupów, zwłaszcza odzieży, obuwia itp.,
- korzystaniu z usług placówek służby zdrowia,
- załatwianiu spraw urzędowych,
- dokonywaniu różnych opłat,
- zapoznawaniu się z korespondencją i odpowiadaniu na listy,
- korzystaniu z ruchu i świeżego powietrza,
- załatwianiu innych spraw ważnych życiowo.
Wolontariusze mogliby udzielać takiej pomocy. Koła jednak musiałyby pozyskiwać tych wolontariuszy i organizować ich pracę tak, żeby wiedzieli, co i kiedy mają robić, komu i w czym pomagać.
Oczywiście, koła mogą nadal organizować spotkania okolicznościowe, wycieczki, pielgrzymki, wieczory poezji itd. Działalność ta jednak powinna być zdecydowanie drugoplanowa.
Zadania okręgów PZN
Podobnie jak koła, okręgi powinny skupić się na realizacji kilku najważniejszych zadań. Moim zdaniem należą do nich:
1) udzielanie pomocy kołom w realizacji ich zadań,
2) organizowanie szkoleń rehabilitacyjnych,
3) załatwianie trudniejszych spraw interwencyjnych,
4) dbanie o zabezpieczenie potrzeb osób niewidomych i słabowidzących w prawie stanowionym przez władze samorządowe.
Nie będę rozwijać tych punktów. Z pewnością osoby działające w okręgach bez trudu uzupełnią tę krótką listę. Uzupełnienie jednak nie może być zbyt duże. Szerokiej działalności nie da się prowadzić bez dużych pieniędzy, a ich zdobywanie nie jest zadaniem prostym i łatwym. Sam proces zdobywania wymaga zaangażowania sił pracowników, a ponadto jest to korzyść krótkotrwała. Za rok znowu trzeba się starać, a skutków tych starań nie da się przewidzieć. Dodatkowy problem polega też na tym, że pieniądze są przyznawane późno. Na przykład w bieżącym roku PZN otrzymał dofinansowanie na wydawanie "Pochodni" dopiero w czerwcu, może w maju. Tak się nie da działać racjonalnie i efektywnie. Dlatego trzeba planować takie zadania, żeby zaspokajały istotne potrzeby niewidomych i słabowidzących i nie wymagały dużych nakładów finansowych.
Zadania władz centralnych PZN
Tu również należy ograniczyć liczbę realizowanych zadań do najważniejszych. Biuro ZG PZN, czyli Instytut Tyflologiczny, nie powinno być konkurentem okręgów, nie powinno być siedemnastym okręgiem. Powinno realizować ważne zadania na rzecz całego kraju. Do zadań tych zaliczam:
1) starania o zabezpieczenie potrzeb osób niewidomych i słabowidzących w prawie stanowionym przez Sejm RP, Radę Ministrów, poszczególnych ministrów oraz inne centralne instytucje, np. PFRON,
2) gromadzenie i opracowywanie informacji dotyczących pracy instytucji działających na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem, np. ośrodków szkolno-wychowawczych, PCPR, PFRON-u, warsztatów terapii zajęciowej dla niewidomych oraz występowanie z wnioskami, których celem będzie poprawa jakości ich pracy,
3) opracowywanie i aktualizowanie informacji dla kół PZN, które umożliwią im szybkie, dokładne informowanie niewidomych i słabowidzących o wszystkim, co ich dotyczy,
4) opracowywanie programów szkoleń rehabilitacyjnych dla okręgów PZN,
5) organizowanie specjalistycznych szkoleń, których ze względu na małą liczbę osób potrzebujących takich szkoleń nie mogą organizować okręgi, np. dla niewidomych ze stwardnieniem rozsianym czy dla instruktorów rehabilitacji,
6) wydawanie prasy o charakterze informacyjnym i rehabilitacyjnym,
7) pomoc okręgom PZN w rozwiązywaniu trudniejszych problemów.
Nakreśliłem zadania dla jednostek organizacyjnych, które według mojego rozumienia, powinny spowodować, że PZN znowu stanie się potrzebny niewidomym i słabowidzącym. Obecnie wielu mówi, że nie ma potrzeby należenia do tego stowarzyszenia, bo nie jest ono do niczego potrzebne.
Oczywiście, propozycje moje, chociaż całkowicie zmieniają rozumienie roli PZN-u, są raczej zarysem, a nie twardym kanonem tego, co należy i można robić. Taki twardy kanon powinien wyłonić się po długiej, rzetelnej dyskusji działaczy, pracowników i specjalistów pracujących z niewidomymi. Zgłaszając te propozycje chcę zwrócić uwagę, że zajmowanie się wszystkim na co uda się zdobyć pieniądze, rozprasza siły i nie prowadzi do zaspokajania istotnych potrzeb osób z uszkodzonym wzrokiem. Przyjęcie kilku zadań i ich konsekwentna realizacja mogłaby przyczynić się do zmiany wizerunku PZN-u i zmiany stosunku niewidomych do tego stowarzyszenia.
Raz jeszcze podkreślam, że bez pieniędzy nie da się prowadzić bardzo szeroko pomyślanej działalności, a PZN nie może skupiać wszystkich sił na pozyskiwaniu środków na finansowanie swojej działalności. Dlatego powinien ustalić najważniejsze zadania w działalności na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem i starać się znaleźć źródła ich finansowania.
Może się mylę, może nie jest to właściwy kierunek zmian, może są lepsze pomysły, ale jest to próba ponownego zdefiniowania roli Związku. Jestem przekonany, że zajmowanie się wszystkim, jak to kiedyś mówiliśmy, że w PZN jest wszystko z wyjątkiem wojska, w obecnych warunkach nie jest możliwe. Stąd moje propozycje.
Muszę przyznać, że piszę to bez szczególnego entuzjazmu i wiary w powodzenie. Obawiam się, że osoby znaczące w naszym środowisku nawet nie przeczytają moich propozycji, nie zainteresują się nimi i nie podejmą prób dostosowania działalności do potrzeb osób z uszkodzonym wzrokiem oraz do możliwości finansowania realizowanych zadań. Takie próby były już wcześniej podejmowane, a dyskusja zawsze sprowadzała się do tego, jak należy wszystko zmienić, żeby nic się nie zmieniło. Jeżeli ten stosunek do zmian się nie zmieni, degradacja PZN-u będzie postępowała.
A może znajdą się siły, które podejmą trud dostosowania działalności PZN-u do radykalnie zmienionych warunków i niewiele zmienionych potrzeb osób z uszkodzonym wzrokiem?
(sierpień 2008)
W uchwale XV Krajowego Zjazdu Delegatów PZN pkt 13 czytamy: "Podjąć działania integrujące organizacje, funkcjonujące w tym samym środowisku co Polski Związek Niewidomych".
Jest to słuszne i potrzebne, ale czy możliwe do realizacji? PZN podejmował już takie próby. Niestety, starania Związku nie spotkały się z zainteresowaniem, a może nawet spotkały się z niechęcią. Próby podejmowane były w dwóch kierunkach:
1) zintegrowanie, a raczej wypracowanie form współdziałania stowarzyszeń zrzeszających osoby niewidome i słabowidzące,
2) powołania reprezentacji spółdzielni niewidomych i innych zakładów pracy chronionej dla niewidomych.
W obydwu przypadkach na przeszkodzie stanęły obawy, że PZN chce dominować, być najważniejszą organizacją niewidomych w Polsce.
Jest to zrozumiałe, zwłaszcza w przypadku stowarzyszeń. Zawsze występuje niechęć tego mniejszego w stosunku do większego. Często to mniejsze obawia się utracić własną tożsamość. Obawia się, że zostanie podporządkowane i wchłonięte.
Warto na ten temat przytoczyć opinię Matki Róży Czackiej i s. Teresy Landy z 1938 r. Czytamy:
"Mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, że nie ma nic użyteczniejszego dla jakiejkolwiek akcji społecznej lub charytatywnej niż scentralizowanie i najściślejsze skoordynowanie wszystkich czynników, które z różnego tytułu biorą udział w tej akcji. Dlatego też wszelka opozycja w stosunku do prób takiego scentralizowania i skoordynowania zawsze jest podejrzewana o tendencje odśrodkowe i rozumiana jako szkodliwa społecznie. Jednakże życie uczy, że nie wszystkie próby koordynowania mogą przynieść właściwy efekt społeczny i że niejednokrotnie dla dobra istotnego sprawy, muszą się im przeciwstawić ci, którzy skądinąd w zasadzie pragnęliby jak najszerszego rozbudowania danej akcji.
Tak się właśnie rzecz ma ze sprawą ponawianych co pewien czas prób tworzenia pod różnymi nazwami Centralnego Komitetu dla sprawy niewidomych i ustosunkowania się do nich Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi.
Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi nie jest w zasadzie przeciwne temu, aby w Polsce istniał organ, który wprowadziłby pewien ład w wielce chaotyczne i niekompletne poczynanie w tej materii, zainteresował głębiej i szerzej społeczeństwo nasze sprawą niewidomych, a jednocześnie pozwolił na pełny rozwój istniejących lub nowopowstających instytucji. Jednakże realne próby tworzenia tego organu w tej chwili, w obecnym stanie sprawy niewidomych, hic et nunc, nasuwają poważne zastrzeżenia, które postaramy się tutaj sformułować i uzasadnić.
Sprawa niewidomych, która z natury swej jest sprawą dość specjalną, bo dotyczy tylko drobnej stosunkowo cząstki społeczeństwa, ma jednak w sobie dwa aspekty, którymi najłatwiej trafia do zainteresowania szerokich warstw. Jeden z nich to jej strona jakby sensacyjna, drugi - to ta spontaniczna litość, do której tak łatwo się odwołać, gdy chodzi o pomoc niewidomym. Właściwe ustosunkowanie do tych dwóch stron sprawy stanowi jeden z podstawowych czynników prawidłowego jej postawienia. Jest to jeden z terenów, na których Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi spotkało dotąd i spotyka najwięcej i najbardziej zasadniczych trudności porozumienia z innymi ośrodkami, niosącymi również pomoc niewidomym".
Trzeba przyznać, że obawy te są żywe i obecnie, w jakimś sensie, usprawiedliwione i zrozumiałe. Świadczy o tym chociażby pkt 14 uchwały Krajowego Zjazdu PZN. Czytamy:
"Zabiegać o utrzymanie pozycji lidera środowiska osób niewidomych i słabowidzących poprzez zachowanie i rozwój posiadanych przewag konkurencyjnych".
Myślę, że nie jest to dobra podstawa do wypracowywania jakiejś formy integracji i współdziałania. Każde tego typu sformułowanie w oficjalnym dokumencie, każda wypowiedź osoby z kręgów władzy PZN-u, każda prasowa publikacja o podobnej wymowie musi działać odstraszająco. Obawy te muszą być uwzględniane, jeżeli starania władz Związku mają przynieść pozytywne rezultaty.
Pragnę z całą mocą podkreślić, że jestem zwolennikiem integracji i ścisłej współpracy wszystkich organizacji pozarządowych działających w naszym środowisku. Obawiam się jednak, że same dobre chęci nic tu nie dadzą. Konieczne jest poszukiwanie takich form współdziałania, które nie będą zagrożeniem dla małych organizacji. To jednak również może okazać się niewystarczające. Trzeba jeszcze przekonać te organizacje, że rzeczywiście integracja i współpraca im nie zagraża, że PZN nie dąży do dominacji.
Jak już wspomniałem, drugi cytat z uchwały działa na niekorzyść integracji. To jednak już się stało, nikt tego zmienić nie może. Zjazd uchwalił, "Pochodnia" opublikowała i zapis stał się faktem.
Nie oznacza to jednak, że nic zrobić nie można, że nie należy podejmować żadnych starań o zintegrowanie środowiska. Sprawa jest bardzo ważna, zwłaszcza w związku z tendencjami dezintegracji występującymi w środowisku i zanikaniu środowiskowej świadomości.
Jeżeli uznajemy tę potrzebę, konieczne jest opracowanie, przyjęcie i zaproponowanie pozostałym organizacjom zasad integracji i współdziałania. Rozumiem, że jest to zadaniem władz Związku. To one są zobowiązane do realizacji postanowień uchwały Zjazdu.
Moim zdaniem, konieczne jest przyjęcie interpretacji zapisu dotyczącego zabiegania o utrzymanie pozycji lidera środowiska osób niewidomych i słabowidzących. Interpretacja ta powinna przekonać w sposób niebudzący wątpliwości, że:
- pozycja lidera wynika tylko z zakresu działań na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem,
- PZN nie będzie starał się tworzyć żadnych podstaw organizacyjnych sprawowania władzy nad małymi organizacjami,
- nie będzie dążył do ich podporządkowania.
Oczywiście, można tego nie robić. Wówczas jednak, według mego rozeznania, nic osiągnąć się nie da. Obawy wszystko zdominują, nawet własny interes. Dodam, że same słowne zapewnienia obaw tych nie rozwieją.
Konieczne jest bardzo precyzyjne i jednoznaczne określenie celów i warunków integracji oraz współpracy. Wspólnie realizowane mogą być tylko takie cele, na które godzą się wszystkie strony biorące udział we wspólnym działaniu. W środowisku naszym, podobnie jak w innych dużych środowiskach, istnieją sprzeczne interesy, różnice poglądów na ważne sprawy, priorytety celów itd.
Współdziałanie mogłoby skupiać się wokół wybranych celów, przy czym nie wszystkie organizacje musiałyby uczestniczyć w ich realizacji. Mogłoby być i tak, że jeden cel realizuje 25 organizacji, drugi 17, a trzeci 29. Nie powinno być możliwości wykluczania tych organizacji, które nie godzą się uczestniczyć w realizacji celów, których nie aprobują.
Myślę, że takim ogólnym celem, który mógłby być wspólnie realizowany, są starania o lepszą regulację prawną dotyczącą osób niepełnosprawnych. Wygląda to dosyć prosto, jednak i tu nie będzie łatwo wypracowywać wspólne stanowisko. Wszyscy zgodzą się, że ma być dobrze, ale każdy może inaczej rozumieć dobro i metody jego osiągania. Wynika to właśnie ze sprzecznych interesów i różnorodności poglądów na poszczególne zagadnienia. Nie wiem, ile organizacji zgodziłoby się ze mną, że należy zlikwidować uprawnienia niepełnosprawnych pracowników, gdyż utrudniają one otrzymywanie pracy i utrzymywanie się w zatrudnieniu. Sekcja Niewidomych Zatrudnionych na Otwartym Rynku pewnie tak, ale kto jeszcze?
Zrozumiałe, że dla dzieci najważniejsze są podręczniki, szkoły, stypendia, dla osób w podeszłym wieku domy pomocy społecznej itp. Oczywiście, można przyjąć, że walczymy o wszystko. Wówczas jednak musimy się pogodzić, że osiągniemy bardzo mało, albo nic zgoła.
Kolejny problem polega na trudnościach uzgadniania stanowisk. Przepraszam, ale zgromadzenie przedstawicieli trzydziestu organizacji, nie będzie się tak zachowywało, jak trzydziestu członków Zarządu Głównego PZN. Tu nie będzie jednomyślności, ba, nawet niektórzy przedstawiciele nie będą mieli swobody wyboru, nie będą mogli ulec perswazji, bo otrzymają od swoich organizacji ścisłe wytyczne, których będą musieli przestrzegać w negocjacjach.
Raz jeszcze podkreślam, że wszystkie problemy, jakie widzę i te, których nie widzę, nie powinny powstrzymać realizacji słusznego postanowienia XV Zjazdu. Ale również raz jeszcze podkreślam z całą mocą, że moim zdaniem, jeżeli nie zneutralizuje się lęku przed dominacją PZN-u, nic z tego nie będzie.
Przedstawiłem swoje poglądy, oceny i propozycje. Być może, nie są one trafne. Problemy jednak trzeba zauważać i trzeba poszukiwać sposobów przezwyciężania trudności. Podjąłem taką próbę, ale to wszystko co mogę. Inicjatywa leży w rękach PZN-u.
(sierpień 2012)
Zjazd się odbył, są nowe-stare władze i co dalej?
Na początku czerwca, na Liście dyskusyjnej Typhlos wybuchła wymiana zdań na tle poznańskiego dworca PKP, który nie został dostosowany do potrzeb osób niewidomych ani osób słabowidzących. Posypały się zarzuty pod adresem PZN, że spraw nie dopilnował. Postaramy się przekazać Państwu tę dyskusję. Jest ona bardzo krytyczna, ale do obrad Zjazdu nie ma żadnych odniesień. Potwierdza to moją tezę, że wśród wielu, może większości, członków PZN zapanowała całkowita obojętność na jego problemy.
Nie sądzę, żeby moje pisanie mogło coś tu zmienić. Nic jednak innego czynić nie mogę, jak tylko pisać. Przykro, że osoby znaczące w naszym środowisku nie reagują na żadne propozycje, krytykę, a nawet satyryczne przedstawianie ich dokonań i satyryczne oceny. Piszę jednak, pewnie w głupiej nadziei, że może wreszcie ktoś zechce się nad tym zastanowić.
Mnie bardzo zależy, żeby niewidomi mieli swoją, godną i skuteczną reprezentację. Nie musi to być PZN, jednak obecnie i jeszcze przez długi czas bez tego stowarzyszenia nic zrobić się nie da. Chciałbym, żeby PZN na trwałe pozostał tym najważniejszym stowarzyszeniem, ale chciałbym też, żeby rzeczywiście reprezentował interesy niewidomych i słabowidzących i rzeczywiście pracował na ich rzecz. Jest to ciągle potrzebne, wręcz konieczne, i chyba coraz bardziej to widać.
Nie będę dokonywał tu kolejnej analizy przyczyn trudności i wskazywał na wiele rozwiązań, które mogłyby przyczynić się do poprawy. Robiłem to wielokrotnie. W 2003 r. Prezydium ZG PZN przedstawiło Zarządowi Głównemu moje kompleksowe opracowanie tych zagadnień pt. "Rola Związku w nowej sytuacji prawno-ekonomicznej". Zawarłem w nim wiele ocen, wniosków i propozycji. Opracowanie to jednak nie wywołało żadnych pozytywnych skutków. Jeden ze znanych działaczy, przewodniczący zarządu okręgu uznał je za dreszczowiec i stwierdził, że PZN nie musi być atrakcyjny dla swoich członków. Ocena ta została przyjęta przez większość uczestników obrad. Moje opracowanie stało się kanwą do snucia opowieści, jak to u nas w terenie dużo i dobrze się robi, jak ciężko pracujemy i nie ma potrzeby rozważania żadnych zmian. No i kryzys postępował, i postępuje.
Teraz chcę zaproponować powołanie konfederacji organizacji działających na rzecz niewidomych i słabowidzących. Nie proponuję podporządkowania konfederacji żadnej z działających organizacji, tj. stowarzyszeń i fundacji. Żadne podporządkowanie, a nawet żadna koordynacja działalności, moim zdaniem, nie jest możliwa i jeszcze bardzo długo nie będzie możliwa. Nie będzie możliwa dopóki wszystkie organizacje działające na rzecz niewidomych i słabowidzących ubiegają się o pieniądze w tych samych instytucjach. Musi to prowadzić do rywalizacji i prowadzi. Dlatego należy podjąć skromniejsze działania, ale takie, które są możliwe do przeprowadzenia.
Uważam, że obecnie najważniejszym zadaniem jest organizowanie nacisków na władze w celu stanowienia prawa korzystnego dla niewidomych i słabowidzących oraz budowy instytucjonalnych rozwiązań umożliwiających łatwe stosowanie postanowień prawa. Przykładem szkodliwego prawa, które wprowadza zamieszanie, nieporozumienia, a nawet powoduje kłopoty niektórych niewidomych jest możliwość odpisów od dochodów wydatków na opłacanie przewodników. Trudności z tym związane są nam znane i nie warto się nad nimi zatrzymywać. Warto tylko nadmienić, że jest to uprawnienie, z którego w zasadzie korzystać nie można.
Przykładem złego działania w ramach obowiązującego prawa i zgodnie z tym prawem jest Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Państwo za pośrednictwem PFRON-u przeznacza na pomoc osobom niepełnosprawnym miliardy złotych rocznie. Niestety, pieniądze te są często nieefektywnie wykorzystywane, a ubieganie się o nie jest bardzo uciążliwe, wręcz upokarzające i to zarówno dla organizacji pozarządowych, jak i dla osób fizycznych.
W pierwszym półroczu br. PFRON nie przekazał prawie żadnych pieniędzy organizacjom pozarządowym, jak słyszałem, wstrzymał realizację umów, bo jakaś kontrola wypadła niekorzystnie. Dodam, że nikt nigdy nie wie, na co kiedy będą przyznawane pieniądze. Raz są to zadania innowacyjne, innym razem kontynuacja już rozpoczętych. Ale przecież trudno udowodnić, że nauka orientacji przestrzennej czy wykonywania czynności samoobsługowych jest czymś innowacyjnym. I jak w takich warunkach realizować zadania o charakterze ciągłym, np. prowadzenie poradnictwa czy wydawanie prasy środowiskowej.
Organizacje pozarządowe nie mogą zdecydowanie podejmować starań o zmianę tej sytuacji, bo są na garnuszku PFRON-u. Jeżeli będą wytykać mu błędy, zaniedbania, uciążliwe procedury, nic nie dostaną.
A teraz przedstawię propozycję powołania konfederacji. Otóż, jak już wspomniałem, konfederacja nie miałaby żadnych uprawnień nadzorczych ani koordynacyjnych. Na to nie zgodzą się samodzielnie działające stowarzyszenia i fundacje. Konfederacja miałaby tylko jedno zadanie - uprzykrzać życie władzom, tj. organizować naciski, występować, postulować, krytykować, ujawniać, żądać, organizować protesty, angażować środki przekazu.
Aby to jednak było możliwe, działające stowarzyszenia i fundacje muszą zachować dotychczasową niezależność, muszą mieć możliwość starania się o pieniądze, rywalizowania o nie z innymi organizacjami, przyjmować własne programy działania i starać się je realizować. Konfederacja natomiast nie powinna podejmować żadnych własnych działań, oczywiście, oprócz wyżej wymienionych. Na prowadzenie niemal każdej działalności potrzebne są pieniądze. Jeżeli więc konfederacja chciałaby realizować jakieś działania na rzecz niewidomych i słabowidzących i występowałaby o środki publiczne na ich finansowanie, nie mogłaby prowadzić działalności postulatywnej i ostro walczyć z władzami o wprowadzanie korzystnych rozwiązań prawnych oraz korzystnych procedur załatwiania spraw.
Wiem, że jest to zaledwie zarys problemu. Wiem też, że powołanie konfederacji wymaga mnóstwa uzgodnień, przemyśleń, rozwiązania wielu szczegółowych problemów. Pozostają nierozwiązane problemy - finansowania działalności konfederacji, sposobu wyłaniania jej władz, lokalu, nazwy i wielu innych oraz znalezienia takiego umocowania prawnego, które umożliwiłoby konfederacji reprezentowanie interesów osób niewidomych i słabowidzących, a jednocześnie uniknięcie przenoszenia niechęci, czy nawet wrogości, z konfederacji na organizacje wchodzące w jej skład.
Nie jest też łatwe określenie praw i obowiązków organizacji tworzących konfederację. Organizacje powinny czuć i rozumieć korzyści z działalności konfederacji, a jednocześnie nie ponosić kosztów finansowych i moralnych przynależności do niej.
Być może, w konfederacji znaleźliby pole do działania prawdziwi działacze społeczni, którzy angażowaliby się całkiem bezinteresownie w jej prace. Może dałoby się ich zatrudnić w ramach dofinansowań ze środków PFRON, a może jeszcze inaczej. Trzeba poszukiwać różnych możliwości i to nie przez jedną osobę - przez siedemdziesięciopięcioletniego emeryta.
I jeszcze jedno - istniejące ugrupowania organizacji osób niepełnosprawnych, np. Polskie Forum Osób Niepełnosprawnych czy Koalicja na rzecz Osób Niepełnosprawnych, nie mogą pełnić postulowanej roli. Rozbieżność interesów osób o różnych niepełnosprawnościach i w różnym stopniu jest tak wielka, że znalezienie płaszczyzn działania, które są żywotnie ważne dla wszystkich, jest niezmiernie trudne, może nawet niemożliwe. Dlatego powinna powstać konfederacja organizacji pozarządowych działających wyłącznie na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem.
Tak obecnie oceniam istniejący stan rzeczy i konieczność podjęcia starań o powołanie wspólnej reprezentacji, która nie byłaby uzależniona od środków publicznych. Czy jednak są to tylko moje rojenia? Czy rzeczywiście jest taka potrzeba i są możliwości realizacji tego projektu?
Jeżeli nie podejmiemy zdecydowanych działań, jeżeli nie znajdziemy sposobów przezwyciężenia kryzysu w ruchu niewidomych w Polsce, kryzys będzie się pogłębiał. Będzie postępowała marginalizacja PZN-u, a inne stowarzyszenia również nie rozwiną działalności na szerszą skalę. Istnieje więc konieczność wielu inicjatyw, aż któraś z nich przyniesie pozytywne rezultaty. Zgłaszam inicjatywę powołania konfederacji. Z pewnością jej powołanie nie rozwiąże wszystkich problemów, ale może warto spróbować, może okaże się pożyteczna.
(październik 2013)
Zastanawianie się nad przyczynami kryzysu jest bardzo ważne, gdyż bez ich znajomości nie da się podejmować działań, których celem będzie przezwyciężenie trudności.
Myślę jednak, że nawet bardzo dobre poznanie tych przyczyn, nie wpłynie na poprawę sytuacji. Jedną z przyczyn kryzysu jest bowiem zatracenie ducha społecznikowskiego przez elity środowiskowe, ich zasklepienie się w samozadowoleniu i obojętność na sprawy ogólne. Działacze największej środowiskowej organizacji czują się doskonale w obecnej sytuacji. Mogą niewiele robić, bo wytłumaczenie mają zawsze gotowe - brak pieniędzy. A jeżeli już są, zawsze można zorganizować imprezy integracyjne z udziałem niemal wyłącznie osób słabowidzących i szkolenia, które są potrzebne przede wszystkim ich organizatorom i osobom prowadzącym zajęcia.
Trzeba przyznać, że nie istnieje system finansowania działalności na rzecz osób niepełnosprawnych, w tym niewidomych i słabowidzących. Istnieje tylko system dofinansowywania tej działalności, przy czym pozyskiwanie środków finansowych jest bardzo trudne, sformalizowane, a wymagania przy tym są często bezsensowne. Prawda jest taka, że dofinansowanie można uzyskać nie na to, co jest najbardziej potrzebne, tylko na to, na co sponsor w łaskawości swojej chce je dać. Dlatego organizacje działające w naszym środowisku nie mogą zajmować się tym, co jest najsłabszym niewidomym potrzebne. Chociaż może należałoby powiedzieć, że nie mogą łatwo zdobywać środków finansowych, a nie nauczyły się działać bez pieniędzy. Jest to jedna z bardzo ważnych przyczyn kryzysu.
Moim zdaniem, jedną z ważniejszych przyczyn są skutki błędów popełnionych w głębokiej przeszłości. Mam tu na myśli dopuszczenie do faktycznego, chociaż nieformalnego, przekształcenia związku niewidomych w związek słabowidzących, w którym niewidomi są zaledwie tolerowani. Z tych skromnych możliwości działania, jakie jeszcze pozostały, korzystają w większości osoby słabowidzące, które nie zawsze czują więź i solidarność z niewidomymi. Przez takie postawy nie tworzą warunków uczestnictwa osób całkowicie niewidomych w imprezach integracyjnych, wycieczkach, rajdach, spotkaniach kulturalnych itd. Niewidomi nie czują się więc dobrze we własnym stowarzyszeniu i opuszczają jego szeregi.
Za najważniejszą przyczynę kryzysu trzeba jednak uznać fakt, że np. PZN przestał być urzędem do spraw osób niewidomych, przestał być szafarzem dóbr wszelakich, najczęściej tylko z nazwy rehabilitacyjnych, przestał móc niemal cokolwiek. Niewidomi zapotrzebowanie na te dobra, na turnusy pseudorehabilitacyjne, na sprzęt rehabilitacyjny, na leczenie klimatyczne, zapomogi, renty socjalne itp. zaspokajają, o ile mogą je zaspokajać, w pcpr-ach, PFRON-ie i innych instytucjach. Najmniej mogą uzyskać w swoim stowarzyszeniu.
Na domiar złego, legitymacja PZN-u nie jest już prawie nigdzie honorowana, jako dokument uprawniający do uzyskania świadczeń, ulgowych biletów - w sumie niczego. Jest jeszcze niewielkie pole posługiwania się nią, ale i to powoli się kończy. W niektórych miastach legitymacja PZN-u honorowana jest w komunikacji miejskiej. Jednak Rada Miejska Warszawy podjęła już uchwałę, w której nie przewidziano, że legitymacja ta jest dokumentem stwierdzającym uprawnienia do bezpłatnych przejazdów. Uprawnienia nie zostały cofnięte, ale do ich potwierdzenia niezbędna będzie legitymacja osoby niepełnosprawnej (tak zwana biała legitymacja) albo odpowiednie orzeczenie. Uchwała ta wejdzie w życie w dniu 1 kwietnia przyszłego roku i wtedy warszawscy niewidomi pewnie nie znajdą nic, do czego potrzebna jest im "Pezetenka".
Pozostaje duże pole działania dla silnego stowarzyszenia niewidomych. Przede wszystkim powinien to być wpływ na proces legislacyjny, czyli czuwanie nad tworzeniem prawa i zabezpieczeniem w nim interesów osób niewidomych. Drugim takim terenem działania mogłoby być organizowanie systemu pomocy osobom, które w żaden sposób sobie nie radzą. A więc należałoby:
a) organizować wolontariuszy, którzy mogliby pomagać niewidomym jako przewodnicy, lektorzy czy asystenci ułatwiający wykonywać prace, których niewidomi sami nie mogą wykonywać,
b) organizować pomoc w załatwianiu spraw urzędowych, np. sporządzanie dokumentów niezbędnych przy ubieganiu się o pomoc, pilnowanie, żeby wnioski niewidomych o przyznanie pomocy nie były zbyt łatwo odrzucane,
c) wypełnianie niewidomym zeznań podatkowych,
d) uświadamianie urzędnikom samorządowym, jakie są potrzeby osób niewidomych,
e) organizowanie w lokalach klubów dyskusyjnych, kawiarenek działających bez zysku, warunków do spotkań i rozmów na różne tematy.
Kolejnym, ważnym zadaniem mogłoby być informowanie niewidomych o przysługujących im uprawnieniach, warunkach uzyskania pomocy i o wszystkim innym, co wiąże się z funkcjonowaniem osób niewidomych.
Z pewnością niektóre małe stowarzyszenia i niektóre jednostki organizacyjne wielkiego stowarzyszenia pracują dobrze i realizują część z wymienionych i innych, które są również potrzebne. Nie są to jednak praktyki powszechne, a powinny być.
Moim zdaniem, niezmiernie ważna jest informacja. Żeby jednak informacji można było udzielać, niezbędni są działacze albo pracownicy, którzy mają doskonałe rozeznanie we wszystkich sprawach i potrafią o nich informować. Nie jest to łatwe zadanie, gdyż w prawie, w procedurach i możliwościach następują ciągłe zmiany. Z pewnością nie jest łatwo za nimi nadążyć, a już na pewno nie jest to łatwe dla słabowidzących, nie mówiąc nawet o niewidomych.
Doceniając tę potrzebę w pierwszych latach obecnego stulecia "Biuletyn Informacyjny" wydawany przez PZN podjął się wypracowania systemu dostarczania jednostkom organizacyjnym PZN aktualnych informacji. Był to system polegający na ustaleniu kilkunastu grup tematycznych odpowiednio oznaczonych, a każda informacja wydrukowana była na odrębnej karcie. Umożliwiało to łatwe wyszukiwanie potrzebnych informacji i co może jeszcze ważniejsze, wymianę zdezaktualizowanych informacji na aktualne.
Wyglądało to mniej więcej tak - na karcie oznaczonej numerem działu, np. 5 i numerem informacji, np. 8 oraz kolorem np. fioletowym była informacja dotycząca zasiłków pielęgnacyjnych. Jeżeli przepisy w tej sprawie ulegały zmianom, "Biuletyn Informacyjny" drukował nową informację na luźnej karcie oznaczonej tymi samymi numerami i tym samym kolorem co poprzednia. Karta ta była wkładana do najbliższego numeru miesięcznika i rozsyłana do wszystkich jednostek PZN oraz innych czytelników z prośbą o jej wymianę. Ponieważ nowy przepis opatrzony był datą, nie groziło pomylenie informacji.
Podobne informacje dotyczyły komunikacji kolejowej, autobusowej, miejskiej, dofinansowań sprzętu rehabilitacyjnego, szkół działających w ośrodkach szkolno-wychowawczych i możliwości nauczenia się zawodu - w sumie kilkunastu grup tematycznych, a w każdej tyle kart z informacjami, ile ich było w danej grupie. Zawsze można było dokładać nowe, bez burzenia całego systemu.
Przewidziano również działy, które powinny być opracowywane przez okręgi i koła dotyczące terenu ich działania.
Wydawało się, że ten system ułatwi działaczom udzielanie informacji niewidomym, którzy jej potrzebują.
Tak się jednak nie stało. Po pierwsze nie wszystkie koła PZN zadały sobie trud założenia przesłanych im segregatorów z twardymi, kolorowymi przekładkami i ich wypełniania. Po drugie w grudniu 2004 r. "Biuletyn Informacyjny" został zlikwidowany i sprawa umarła śmiercią tragiczną. Wprawdzie opracowane już informacje zostały wydane w formie książkowej, ale znaczna ich część, może większość, straciły aktualność, co uniemożliwia korzystanie z tej książki. Nie wiadomo bowiem, co jest aktualne, a co już nie.
Poświęciłem sporo miejsca na opis systemu informacji wprowadzonej i prowadzonej przez kilkanaście miesięcy przez "Biuletyn Informacyjny", gdyż uważam, że była to ważna pomoc. Jeżeli nie była doskonała, można było ją udoskonalać, a została zlikwidowana. Tymczasem informowanie niewidomych, ociemniałych, słabowidzących oraz rodzin, w których są osoby z uszkodzonym wzrokiem o wszystkim, co ich dotyczy powinno być podstawowym zadaniem ogniw PZN-u. Jest to bardzo potrzebne i wymaga minimalnych nakładów finansowych. Niestety, nie wszyscy działacze to rozumieją. Chętniej zajmują się wycieczkami, imprezami integracyjnymi, okolicznościowymi spotkaniami itp., a wszystko to dla nielicznych, przede wszystkim słabowidzących.
Trudno jest wyczerpująco opisać przyczyny kryzysu. Można jednak generalnie stwierdzić, że największe stowarzyszenie niewiele oferuje swoim członkom. Wielu z nich zastanawia się, po co im takie stowarzyszenie i wielu opuszcza jego szeregi.
Podstawowym wnioskiem z tych rozważań jest stwierdzenie, że trzeba poszukiwać takich form działalności, które zaspokajają istotne potrzeby wielu członków, a nie tylko kilku czy kilkunastu procent osób zainteresowanych rozrywką. Zaspokajanie tych potrzeb jest również ważne, ale nie aż tak, jak tych, które mają żywotne znaczenie dla niewidomych i słabowidzących.
Jeżeli środowiskowi działacze nie zrozumieją prostej prawdy, że to stowarzyszenie jest dla członków, a nie członkowie dla stowarzyszenia, kryzysu nie da się przezwyciężyć. PZN na przykład nie będzie już urzędem do spraw osób niewidomych, nie będzie miał stałego budżetu pochodzącego ze środków publicznych, a jego legitymacja nie będzie już miała rangi państwowego dokumentu. Konieczne jest wypracowanie metod działalności, która jest możliwa w obecnych warunkach, i która jest ludziom bardzo potrzebna.
1
(grudzień 2008)
1) Konieczne uświadomienie sobie i zdefiniowanie
Przedstawiam najważniejsze problemy, które nurtują, a przynajmniej powinny nurtować nasze środowisko. Piszę "powinny nurtować", gdyż uważam, że niewielu je sobie uświadamia i niewielu się nimi przejmuje, a już z całą pewnością nie ma pomysłów na ich rozwiązywanie.
Również nie potrafię zaproponować recept na środowiskowe bolączki, chociaż chciałbym. Uważam jednak, że samo zdefiniowanie istotnych problemów ma pewną wartość. Nie można zająć się rozwiązywaniem żadnego z nich bez uświadomienia sobie jego istnienia i zdefiniowania. Jeżeli nawet obecnie nie znajdziemy możliwości przezwyciężania środowiskowych niedomogów i będą one nadal istniały, nie będą już bezimienne. Będziemy wiedzieli, co nas boli, a nie tylko tyle, że mamy złe samopoczucie.
Mam nadzieję, że znajdą się osoby, które zastanowią się nad zaprezentowanymi poglądami i zechcą je wnikliwie ocenić. Być może, z rozważań tych wyłoni się potrzeba zmierzenia się z problemami. Być może, ktoś zastanowi się nad potrzebą powołania grupy inicjatywnej, jakiejś formy reprezentacji środowiska, możliwości jego integracji, nad wytyczeniem perspektywicznych celów działania i sensu istnienia środowiskowych stowarzyszeń.
Uważam, że środowisko nasze jest słabe, zdezintegrowane, bierne. zanika w nim wrażliwość na sprawy natury ogólnej. Najważniejszym stowarzyszeniem naszego środowiska jest, bez wątpienia, Polski Związek Niewidomych. Spośród organizacji niewidomych i słabowidzących jest on stowarzyszeniem najliczniejszym, najlepiej zorganizowanym, depozytorem środowiskowych tradycji, stowarzyszeniem posiadającym znaczny majątek. To prawda, ale proszę mi wybaczyć, PZN znajduje się na równi pochyłej i powolutku stacza się w dół.
PZN jest stowarzyszeniem, od którego osoby z uszkodzonym wzrokiem oczekują pomocy, a jeżeli jej nie otrzymują, odchodzą. PZN zapewnia, że jest zdolny do jej udzielania, a niewidomi możliwości te oceniają inaczej. Proszę tylko przeczytać, jak XV Krajowy Zjazd Delegatów PZN zdefiniował swoją misję. ("Pochodnia" z maja br.). Gdyby tylko w jednej czwartej rzeczywistość podobna była do tej wizji, byłoby całkiem nieźle. Rzeczywistość jednak jest inna, o wiele gorsza. Konieczne są wysiłki i wytrwałość w poszukiwaniu nowej formuły istnienia środowiskowych stowarzyszeń, konieczne jest podejmowanie i rozwiązywanie środowiskowych problemów, konieczne jest takie działanie, którego celem będzie zaspokajanie żywotnych interesów osób z uszkodzonym wzrokiem. Samozadowolenie kilku czy kilkunastu osób ze środowiskowych elit nie może przesłaniać rzeczywistości.
2) Środowiskowa świadomość
Świadomość grupowa środowiska osób z uszkodzonym wzrokiem nigdy nie była zbyt silnie rozwinięta. Nie była, bo nie mogła być. Brak wzroku lub jego poważne osłabienie nie jest czymś, z czego można być dumnym. Oczywiście, z tym można żyć, nie jest to powód do wstydu, ale też nie ma czym się szczycić.
Duma z przynależności do jakiejś grupy społecznej jest jednym z czynników spajającym tę grupę. Duma z osiągnięć jakiejś grupy społecznej, np. narodu jest również silnym spoiwem. To samo dotyczy kultury, języka, religii. Nic z tego, a przynajmniej niewiele, występuje w przypadku osób z uszkodzonym wzrokiem.
Niewielu jest takich, którzy z własnej woli stali się niewidomymi lub słabowidzącymi, np. z powodu samouszkodzenia. Niewielu więc dobrowolnie należy do tego środowiska. Wprawdzie i narodu czy religii większość ludzi też nie wybiera. Rodzimy się Polakami, wychowujemy się w środowisku chrześcijańskim lub ateistycznym, ale grupę narodową czy religijną można opuścić, wyemigrować, przyjąć obywatelstwo innego kraju. Większość z nas jednak tego nie chce i pozostajemy Polakami. Inaczej jest z niewidomymi - wszyscy by "wyemigrowali", gdyby tylko mogli. Wielu z nas robi co może, żeby przestać być niewidomymi lub słabowidzącymi. Do środowiska osób z uszkodzonym wzrokiem należymy z konieczności i najczęściej nie możemy go opuścić. I trudno się z tego cieszyć czy być dumnym.
Nie mamy też własnego języka, własnej religii, własnej kultury. Niewidomi istnieją we wszystkich tych dziedzinach, ale jest to język ogólnie używany w danym państwie, religia wyznawana przez szerokie kręgi społeczne, kultura narodowa, ludowa, regionalna, a nie niewidomych.
Do naszego środowiska przychodzą ludzie nie z własnej woli, z bagażem uprzedzeń do niewidomych, z błędnymi poglądami i wyobrażeniami na nasz temat. Tak jest i tak było. Świadomość środowiskowa była niska, ale świadomość środowiskowych elit była wysoka. W środowisku naszym zawsze było wielu wybitnych społeczników, działaczy gospodarczych, jednostek ambitnych, które realizowały się w pracy na rzecz innych. Takich osób były setki. Przeciętny niewidomy Iksiński jednak był zawsze mało zorientowany i mało zaangażowany. Myślę, że nawet połowa członków PZN-u nie wie, jak nazywa się przewodnicząca Zarządu Głównego. Myślę, że 90 procent członków PZN-u nie wie, kim był Edwin Wagner. Taka jest nasza świadomość środowiskowa.
W przeszłości jednak było silne spoiwo naszego środowiska. Były to uprawnienia, korzystanie z których umożliwiała legitymacja PZN-u, były też zapomogi, dotacje, skierowania sanatoryjne, prewentoryjne i na wczasy, lektoraty zawodowe oraz społeczne itp. przyznawane przez PZN. To wszystko już nie istnieje w ramach PZN-u. Z części takich dóbr nadal możemy korzystać, ale już nie jest nam do tego potrzebna organizacja niewidomych. Wystarczy pcpr, PFRON i legitymacja osoby niepełnosprawnej z symbolem "04-O". Przestało więc działać to najsilniejsze spoiwo. Przestało działać wszystko, co dla ogółu jest zrozumiałe. Potrzebę rehabilitacji mało kto rozumie, rehabilitacja nie wszystkim jest potrzebna, a zapomoga, a sprzęt, a leczenie sanatoryjne - wszystko to jest zrozumiałe, doceniane, pożądane.
Nie wiem, jak świadomość tę budować. Nie wiem, jak odbudowywać ją u środowiskowych elit. Wiem natomiast, że bez poczucia więzi środowiskowej, bez świadomości celów środowiskowych elit, żadne ze stowarzyszeń nie będzie mogło efektywnie działać na rzecz niewidomych i słabowidzących, nie będzie mogło zaspokajać ich potrzeb i straci sens istnienia. Uważam, że nie należy do tego dopuścić. Świadome elity są w stanie pociągnąć za sobą całe środowisko, natomiast bez świadomych elit każde środowisko będzie luźną, bezwolną masą, która nie będzie zdolna zadbać o wspólne interesy.
3( Brak aktywności społecznej i osobistej
W drugiej połowie XX wieku powstały silne organizacje niewidomych - Polski Związek Niewidomych i Centralny Związek Spółdzielni Niewidomych. Organizacje te jednak były tylko z nazwy samorządne, a ich siła brała się z ustroju socjalistycznego. PZN był jakby urzędem, powołanym do rozwiązywania problemów osób niewidomych i słabowidzących. CZSN natomiast wpisywał się w gospodarczy system tego ustroju, korzystał z różnego rodzaju udogodnień i niewiele musiał liczyć się ze względami ekonomicznymi. Nad obydwoma związkami nadzór sprawowała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Ich władze odpowiadały przede wszystkim przed tą partią, a nie przed niewidomymi. Nie sprzyjało to rozwojowi samorządności ani odpowiedzialności za swoje czyny, za podejmowane działania, za zaniechania i błędy.
Po roku 1989 warunki działania spółdzielczości i stowarzyszeń uległy radykalnym zmianom - CZSN został rozwiązany, PZN zaś stał się rzeczywiście stowarzyszeniem samorządnym. PZPR utraciła władzę w kraju, a Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej, które wcześniej finansowało PZN i sprawowało nad nim nadzór, przestało finansować i nadzorować.
W ten sposób PZN stał się stowarzyszeniem samorządnym, ale bez stałego źródła finansowania. Stowarzyszenie to zupełnie nie było przygotowane do samodzielności. Nie zostały wypracowane skuteczne mechanizmy kontroli wewnętrznej. Wprawdzie są komisje rewizyjne wszystkich szczebli, ale ich działalność nie odgrywała i nie odgrywa istotnej roli kontrolnej. Zagadnieniu temu należałoby poświęcić odrębne opracowanie. Ograniczę się jednak do stwierdzenia, że do komisji rewizyjnych wybierany jest drugi czy trzeci garnitur działaczy. W skład wchodzą osoby bez kwalifikacji do prowadzenia kontroli, są w jakimś zakresie uzależnione od zarządów, uwikłane w układy koleżeńskie, niekiedy w walki frakcyjne, co uniemożliwia im sprawowanie efektywnej kontroli.
PZN nie dopracował się również obiektywnego systemu komunikowania się z rzeszami członków, przekazywania im rzetelnych informacji, zwłaszcza dotyczących działalności i zachowań poszczególnych członków władz. Członkowie nie wiedzą, co dzieje się w ich stowarzyszeniu, nie wiedzą, jaką rolę pełnią członkowie władz przez nich wybierani, korzystają wyłącznie z ocenzurowanych informacji zawartych w "Pochodni" oraz informacji szeptanej. W tej sytuacji nic nie wiedzą i za nic nie odpowiadają. To samo dotyczy władz Związku. Mówiąc bardzo drastycznie, członek prezydium ZG PZN, chociażby przez cztery lata nie miał nic do powiedzenia, chociażby drzemał na zebraniach albo i spał pijany, jeżeli tylko nie przeciwstawia się osobie sprawującej rzeczywistą władzę, ma szansę być wybrany na następną kadencję. "Pochodnia" o tym nie napisze, a Prezydium działa jako całość i tak jest oceniane, a raczej oceniany jest tylko przewodniczący ZG i dyrektor Związku. Oczywiście, tak jest do czasu, dopóki nie wyłoni się jakaś grupka, która potrafi dobrze "gardłować", czasami w sensie pozytywnym, a często w sensie negatywnym. Wówczas następują zmiany. Nowe władze jednak wybierane są bez uwzględniania ich kwalifikacji, zaangażowania, osiągnięć i nie na podstawie programów, które chcą realizować.
W rezultacie, nie istnieją mechanizmy wewnętrznej kontroli, prasa nie pełni funkcji kontrolnych, nikt za nic nie odpowiada, odpowiedzialni są inni.
Podobne trudności nasilają się w ostatnich latach. Odchodzą działacze zaangażowani, którzy znają problematykę, a przychodzą "nowi ludzie", którzy widzieli dobrze, a teraz widzą nieco gorzej, problematyki nie znają i uczuciowo nie są związani ze środowiskiem.
Reasumując, można stwierdzić, że PZN nie jest przygotowany do samodzielnego działania, że nie wykształcił u swoich członków poczucia odpowiedzialności za wspólne sprawy. Jest to jeden z ważniejszych problemów, który, jeżeli nie zostanie rozwiązany, doprowadzi Związek do upadku.
4) System finansowania zadań rehabilitacyjnych
Od kilkunastu lat w Polsce zadania rehabilitacyjne, poza rehabilitacją leczniczą i edukacją dzieci i młodzieży niepełnosprawnej, nie są finansowane ze środków publicznych, a tylko dofinansowywane. Zadaniowy system dofinansowań jest bardzo niedogodny i utrudnia systematyczną pracę rehabilitacyjną w długich okresach.
System ten jest nieprzewidywalny. Nigdy nie wiadomo, może z wyjątkiem zadań dofinansowywanych przez PFRON, jakie zadania będą dofinansowywane w następnym roku, jakie kryteria będą stosowane i na co będzie zwracana uwaga. Raz są to zadania innowacyjne, innym razem kontynuacja, raz preferowane są dzieci, innym razem tereny zaniedbane. Nigdy nie wiadomo, czy będzie przyznane dofinansowanie i w jakiej wysokości. Uniemożliwia to planowanie pracy, stałe zatrudnianie specjalistów, realizację zadań w ciągu wielu lat i to nawet takich, których potrzeba z całą pewnością będzie istniała.
Poza tym:
1) brak pieniędzy na wymagany wkład własny na realizowanie wszystkich zadań,
2) środki finansowe przyznawane są późno, co uniemożliwia pracę w ciągu całego roku,
3) konieczność zabiegania o środki finansowe uniemożliwia pełnienie funkcji postulatywnych - nie można prosić o pieniądze i krytykować potencjalnego donatora, np. MEN-u czy PFRON-u.
4. Największym mankamentem takiego finansowania jest konieczność skupiania energii na pozyskiwaniu pieniędzy. Niekiedy wysoko kwalifikowani pracownicy, zamiast pracować z niewidomymi, udzielać im pomocy, szkolić, radzić, przekonywać, muszą skupiać się na poszukiwaniu potencjalnych sponsorów, uczeniu się wielu procedur, na wypełnianiu wniosków, na rozliczaniu dofinansowania, na wypełnianiu mnóstwa dokumentów, których na dobrą sprawę nikt nie potrzebuje, które stanowią czystą formalność, a wymagają mnóstwa czasu. No i system taki nie pozwala na długofalową, a nawet tylko najważniejszą pracę merytoryczną. Pieniądze trzeba brać na takie zadania, na jakie można otrzymać, a nie na te, które są niewidomym najbardziej potrzebne.
Trudno znaleźć radę na rozwiązania systemowe, które zostały wprowadzone po zmianach ustrojowych. Nie można liczyć na inne traktowanie niewidomych i słabowidzących niż osób z innymi niepełnosprawnościami i innych grup społecznych. Problem jednak istnieje i powinny być podejmowane próby poszukiwania lepszych rozwiązań.
5) Nauczanie dzieci i młodzieży z uszkodzonym wzrokiem
Polska jest chyba jedynym krajem, w którym rozwijano jednocześnie dwa systemy nauczania dzieci i młodzieży z uszkodzonym wzrokiem, tj. szkolnictwo specjalne i system zintegrowany. Można by powiedzieć, że to dobrze, bo jest wybór, bo rodzice mogą decydować, bo integracja itp. Nie przesądzam, który z tych systemów jest lepszy. Z pewnością obydwa mają zalety i wady. Jestem natomiast przekonany, że rozwijanie obydwu systemów jednocześnie było błędem, że spowodowało poważne trudności ośrodków szkolno-wychowawczych dla niewidomych i słabowidzących.
Fakt, że w systemie zintegrowanym uczy się znacznie więcej dzieci i młodzieży z uszkodzonym wzrokiem niż w ośrodkach szkolno-wychowawczych dla niewidomych i słabowidzących, musiał wywołać negatywne zjawiska w tych ostatnich. Gdyby rozwijany był system nauczania zintegrowanego i jednocześnie ograniczana byłaby działalność ośrodków, można by uznać, że jest w tym jakaś myśl. Tak samo, można by wzorem niektórych krajów przekształcić część ośrodków w placówki wspierające nauczycieli ze szkół ogólnodostępnych, w których naukę pobierają niewidomi i słabowidzący uczniowie. Taka działalność jest potrzebna. Tak się jednak nie stało. W okresie, w którym zaczęto rozwijać system zintegrowany powstały co najmniej dwa nowe ośrodki - w Dąbrowie Górniczej i w Radomiu. Natomiast żaden ośrodek nie został przekształcony w placówkę metodyczną dla nauczycieli ze szkół ogólnodostępnych.
W rezultacie takiej polityki powstała bardzo trudna sytuacja w ośrodkach szkolno-wychowawczych dla niewidomych i słabowidzących. Brakuje w nich dzieci i młodzieży z uszkodzonym wzrokiem, a jednocześnie jest liczne grono pedagogiczne, któremu trzeba zapewnić pracę. Powoduje to konieczność szukania sposobów pozyskania uczniów, "zaludnienia" klas, bo inaczej grozi ich rozwiązywanie i utrata pracy przez nauczycieli. Jednym ze sposobów jest tak zwana integracja odwrotna, czyli przyjmowanie do naszych ośrodków uczniów widzących. Uważam, że mimo dorabiania zgrabnej ideologii uzasadniającej taką praktykę, jest ona fatalna. Nie służy integracji i powoduje obniżanie poziomu nauczania. Według wypowiedzi niektórych absolwentów tych ośrodków, trafia do nich widząca młodzież, która ma różnego rodzaju trudności.
Podobnie obawa nauczycieli przed utratą uczniów musi powodować obniżanie poziomu wymagań, a w konsekwencji również poziomu nauczania.
Z drugiej strony nauczyciele szkół ogólnodostępnych, w których uczą się dzieci i młodzież z uszkodzonym wzrokiem, nie mogą liczyć na zorganizowaną, fachową pomoc. Problem ten dostrzega PZN i stara się go rozwiązywać. Współpracuje przy tym z ośrodkami szkolno-wychowawczymi dla niewidomych i słabowidzących. Starania te jednak, z różnych przyczyn, w tym z powodu niewystarczających środków finansowych, nie mogą być efektywne. Z tych przyczyn nie można liczyć na właściwy poziom nauczania dzieci i młodzieży z uszkodzonym wzrokiem w szkołach ogólnodostępnych.
Dodać należy, że trzecim elementem systemu nauczania dzieci i młodzieży z niepełnosprawnością, są klasy integracyjne. Nie mam dostatecznego rozeznania, żebym mógł wypowiadać się na ten temat. Obawiam się jednak, że sytuacja nie wygląda tu tak dobrze, jak się ją przedstawia. Myślę, że głównym motywem tworzenia klas integracyjnych jest chęć otrzymania dofinansowania na dostosowanie pomieszczeń, na zatrudnienie itd. Myślę, że integracja dzieci i młodzieży z różnymi rodzajami niepełnosprawności z dziećmi i młodzieżą bez niepełnosprawności w jednej klasie jest bardzo trudna. Nie wyobrażam sobie, żeby mogły zintegrować się: dziecko niewidome, głuchonieme i dziecko z upośledzeniem intelektualnym. Nie wyobrażam sobie, żeby można było znaleźć specjalistów, którzy mają kwalifikację do pracy z uczniami ze wszystkimi niepełnosprawnościami. Być może, klasy takie są dobre dla uczniów przewlekle chorych i uczniów z uszkodzonym narządem ruchu, ale dla niewidomych, dla głuchoniemych i dla uczniów z upośledzeniem umysłowym - z pewnością nie. Obawiam się, że dla całej klasy jest to również niekorzystne.
Trudno proponować gotowe rozwiązania. Problemy te są jakoś rozwiązywane w wielu krajach. Trzeba zapoznać się ze stosowanymi tam rozwiązaniami, przeanalizować je i dostosować do polskich warunków. Przekonany jestem jednak, że bez uświadomienia sobie, jak niekorzystny jest istniejący stan i bez silnego nacisku na MEN, nie będzie postępu w tej dziedzinie.
6) Podręczniki szkolne
Wielkim, nierozwiązanym problemem jest zaopatrzenie niewidomych i słabowidzących uczniów szkół ogólnodostępnych w podręczniki szkolne. Sprawa ta znacznie lepiej wygląda w przypadku ośrodków szkolno-wychowawczych dla niewidomych i słabowidzących. Tu również występują problemy, np. z wielkim opóźnieniem rozpisywane i rozstrzygane przetargi na ich produkcje, ale przynajmniej wiadomo, w jaki sposób można trudność tę przezwyciężać. Wystarczy, żeby MEN zabierało się do przygotowania przetargu we wrześniu czy październiku roku poprzedniego na rok następny. Umożliwi to szybkie ogłoszenie przetargu po uchwaleniu budżetu. Może nawet sprawa nie jest tak prosta, ale z pewnością można wprowadzić tu jakieś usprawnienia.
Coraz więcej dzieci i młodzieży z uszkodzonym wzrokiem pobiera naukę w szkołach ogólnodostępnych. Dla dzieci tych i młodzieży podręczniki szkolne mają istotne znaczenie, może nawet jeszcze większe niż dla uczniów ośrodków szkolno-wychowawczych. Jednocześnie rozwiązanie tego problemu jest znacznie trudniejsze.
W tym przypadku wyodrębnić można dwie grupy trudności:
a) wielka różnorodność podręczników na rynku wydawniczym, swoboda wyboru podręczników przez nauczycieli czy poszczególne szkoły oraz rozproszenie dzieci i młodzieży z uszkodzonym wzrokiem,
b) duża objętość i ciężar brajlowskich podręczników i podręczników w powiększonym druku.
Pierwsza z tych trudności, jak na razie, nie jest do przezwyciężenia. Brajlowskie podręczniki są bardzo drogie. Nie ma możliwości wydawania po kilka tytułów podręcznika do każdego przedmiotu i do każdej klasy, a także do każdego rodzaju szkoły. Podręczniki, które nie wymagają szczególnej adaptacji, można by drukować na indywidualne zamówienie, w jednym lub w kilku egzemplarzach. To również jest kosztowne, ale być może nie przerasta możliwości MEN-u. Niestety, chyba jednak niewiele jest takich podręczników, które można drukować w brajlu po zeskanowaniu zwykłego podręcznika lub otrzymaniu z wydawnictwa cyfrowego zapisu. Z pewnością nie jest to możliwe w przypadku podręczników do matematyki, do chemii, do fizyki, astronomii, geografii, biologii i może jeszcze jakichś. Niestety, trudności są i z podręcznikami do pozostałych przedmiotów, zwłaszcza do klas młodszych. Ostatnio w dydaktyce stosuje się bardzo dużo ilustracji. Z tych względów podręczniki te po wydrukowaniu brajlem staną się niezrozumiałe i bezużyteczne. Konieczna więc jest adaptacja, a to niepomiernie podwyższa koszty. W rezultacie problem ten obecnie jest nierozwiązywalny.
Podobnie ma się sprawa z podręcznikami w druku powiększonym. Tu również konieczna jest adaptacja, uproszczenia, zastosowanie kontrastowych kolorów itp. Samo powiększenie nie wystarcza.
Kolejnym zagadnieniem jest objętość i ciężar podręczników. Obecnie uczniowie zmuszeni są nosić do szkoły dużą ilość podręczników i innych pomocy. Jest to wielki problem dla wszystkich uczniów. W handlu pojawiły się nawet plecaki na kółkach. Podręczniki brajlowskie są bez porównania większe. Nie ma mowy, żeby pomieściły się w plecaku. Tak samo podręczniki w druku powiększonym. Są one również dużo większe niż zwykłe podręczniki i dużo więcej ważą. Nie ma możliwości, żeby uczniowie nosili je do szkoły.
W obu przypadkach rozwiązaniem może być używanie dwóch kompletów podręczników - jeden w szkole, drugi w domu. Niestety, powoduje to zwiększenie kosztów, a ponadto nastręcza pewne trudności. Nie w każdej szkole są warunki do przechowywania podręczników.
Drugim rozwiązaniem może być wypracowanie technologii produkcji podręczników w mniejszych częściach, w rozdziałkach wkładanych do skoroszytu, na odrębnych kartach - każdy temat oddzielnie albo jeszcze inaczej. Metoda ta ma też mankamenty. Nie zawsze tematy realizowane są z zachowaniem kolejności. Poza tym niejednokrotnie występuje potrzeba sięgania do informacji zawartych we wcześniej przerobionych tematach. Jest to jednak jakieś rozwiązanie i warto nad nim pomyśleć.
Trzecim rozwiązaniem może być przenośny komputer i podręczniki w zapisie cyfrowym. Uczeń mógłby je sobie powiększać na monitorze komputera lub czytać przy pomocy mowy syntetycznej z zastosowaniem słuchawek. Tu jednak występuje również problem adaptacji. Możliwość tę warto również rozważyć.
Żadna z wymienionych propozycji nie rozwiązuje problemu podręczników do klas młodszych. W tym przypadku występują szczególnie trudne problemy.
Z pewnością nie wyczerpałem zasygnalizowanych problemów. Jeżeli jednak każdym z nich zajęłyby się zespoły specjalistów, być może znalazłyby się dobre rozwiązania.
Konieczne jest jednak zbadanie wszystkich możliwości i ograniczeń.
7) Rehabilitacja zawodowa dorosłych osób z uszkodzonym wzrokiem, przede wszystkim nowo ociemniałych
Rozpadła się polska szkoła rehabilitacji i rozpadł się system przygotowywania dorosłych osób z uszkodzonym wzrokiem do pracy zawodowej. Pomijam tu szkoły zawodowe w ośrodkach szkolno-wychowawczych dla niewidomych i słabowidzących, szkoły zawodowe w innych zespołach szkół, gdyż jedne i drugie przeznaczone są dla młodzieży. Pomijam też możliwości studiowania na różnych uczelniach. Wszystko to jest ważne, ale nie rozwiązuje problemów przeciętnych osób z uszkodzonym wzrokiem, które potrzebują przeszkolenia zawodowego i zatrudnienia. Dorosłym osobom, poza masażem leczniczym, nic zaproponować nie można.
W szczególnie trudnej sytuacji są nowo ociemniali w wieku aktywności zawodowej, którzy posiadają różne kwalifikacje zawodowe, niekiedy bardzo wysokie, ale po utracie wzroku nie mogą pracować we wcześniej wyuczonych zawodach. Część z tych osób nawet mogłaby pracować, ale dopiero po przejściu gruntownego procesu rehabilitacji podstawowej i po opanowaniu bezwzrokowych metod wykonywania czynności zawodowych. Jedno i drugie jest w Polsce niemal niemożliwe.
Mieliśmy w Polsce trzy zakłady rehabilitacji zawodowej niewidomych. Były to:
- szkoła masażu leczniczego w Krakowie, prowadzona przez resort zdrowia i opieki społecznej,
- Krajowe Centrum Kształcenia Niewidomych w Bydgoszczy, prowadzone przez Centralny Związek Spółdzielni Niewidomych, a następnie przez PZN,
- Zakład Rehabilitacji i Szkolenia Inwalidów Wzroku w Chorzowie, prowadzony przez resort zdrowia i opieki społecznej.
Tak było. Obecnie krakowska szkoła nie jest już wyłącznie dla niewidomych. Kształci masażystów, w tym niewidomych. Status niewidomych w tym ośrodku jest już inny.
Ośrodek bydgoski nie prowadzi rehabilitacji zawodowej niewidomych, a jeżeli nawet tak, to w minimalnym wymiarze.
Zakład w Chorzowie przekształcony został w zasadniczą szkołę zawodową, w której uczy się młodzież, przede wszystkim słabowidząca.
Jak już wspomniałem, nie mamy nic do zaproponowania osobom dorosłym, które z różnych przyczyn muszą zmienić zawód ani nowo ociemniałym, którzy muszą nauczyć się wykonywać nowy zawód lub pracować w zawodzie wcześniej wyuczonym, lecz metodami bezwzrokowymi. Jest to poważny mankament naszego systemu rehabilitacji. Nie jest łatwe rozwiązanie tego problemu. Kto wie, może nawet przy obecnym zadaniowym systemie dofinansowywania rehabilitacji osób niepełnosprawnych, jest zupełnie niemożliwe. Są jednak osoby, które takiej pomocy potrzebują i nie można udawać, że problem nie istnieje.
8) Zatrudnienie
Fakt, że mimo niebywałego postępu technicznego i technologicznego, istnieją wielkie problemy z zatrudnieniem niewidomych i słabowidzących, jest powszechnie znany w naszym środowisku. Wiemy, że zatrudnienie zmniejszyło się bardzo poważnie. Obawiam się jednak, że nie zawsze uświadamiamy sobie wszystkie przyczyny takiego stanu rzeczy. Spróbuję więc wymienić, moim zdaniem, najważniejsze czynniki ograniczające te możliwości.
a) Obserwujemy niski poziom zrehabilitowania wielu niewidomych i słabowidzących, który jest jedną z najważniejszych przyczyn kryzysu ich zatrudnienia w nowych warunkach społeczno-gospodarczych. Jest to wynikiem błędów wychowawczych, popełnianych przez rodziców i nauczycieli.
b) Jako ważne przyczyny wymienić należy niski poziom wiedzy społeczeństwa, w tym pracodawców, na temat możliwości zawodowych osób z uszkodzonym wzrokiem, stereotypy niewidomych żebraków, szczotkarzy i grajków.
c) Fatalną rolę pełni demotywujące prawo - renty socjalne i ich zawieszanie po uzyskiwaniu niewielkich dochodów, obawa przed ich utratą, zawieszanie rent inwalidzkich po przekroczeniu określonych zarobków. Takie regulacje prawne obniżają zainteresowanie pracą zawodową, podnoszeniem kwalifikacji i awansem zawodowym. Być może, problem ten przestanie istnieć (można o tym przeczytać w rubryce "To i owo" pod pozycją pierwszą, ale dotąd prawo działało demobilizująco.
d) System pomocy społecznej i pomocy świadczonej przez PFRON, który premiuje osoby mało zamożne, mało aktywne, niezaradne itp. Niektórym osobom bardziej opłaca się korzystać ze wszelkiego rodzaju wsparcia, niż rzetelnie pracować.
e) Poważną trudność stanowi brak możliwości zdobycia nowych kwalifikacji zawodowych, jeżeli zaistnieje taka konieczność. Dotyczy to głównie nowo ociemniałych i osób, które muszą zmienić zawód czy rodzaj pracy.
f) Jedną z najważniejszych przyczyn są uprawnienia niepełnosprawnych pracowników, które dodatkowo obniżają ich wydajność i powodują trudności organizacyjne w zakładzie pracy.
g) Skomplikowane procedury przyznawania pomocy finansowej pracodawcom zniechęcają ich do zatrudniania niepełnosprawnych pracowników.
h) Kolejną barierę stanowi brak infrastruktury rehabilitacji zawodowej. Brakuje nam zakładów rehabilitacji zawodowej, specjalnego poradnictwa oraz pośrednictwa w poszukiwaniu pracy. Nie ma też instytucji, której zadaniem byłoby wyszukiwanie odpowiednich stanowisk pracy, dostosowywanie ich do potrzeb konkretnych osób, załatwianie spraw związanych z zatrudnieniem na tych stanowiskach i udzielanie pomocy w adaptacji do warunków zakładu pracy. Mamy zagraniczne wzory rozwiązywania tego problemu. Trzeba tylko do nich sięgnąć, przemyśleć, może dostosować do polskich warunków i podjąć bezpardonową walkę o ich wprowadzenie w naszym kraju.
Jak widzimy, są to zróżnicowane przyczyny ograniczające możliwości zawodowe osób z uszkodzonym wzrokiem. Dodam, że wcale nie jest łatwo usunąć chociażby jedną z nich. Zawsze można spodziewać się oporu prawodawcy, stowarzyszeń osób niepełnosprawnych i znacznej części tych osób. Nie oznacza to jednak, że z obecnym stanem można i należy się godzić. Trzeba poszukiwać korzystniejszych rozwiązań.
9) Niewidomi i słabowidzący w PZN
Współżycie niewidomych i słabowidzących w jednym stowarzyszeniu może powodować napięcia. Wielu uważa, że jest to istotny problem, którego nie należy bagatelizować. Fakt, że spora liczba osób niewidomych czuje, że jest dyskryminowana we własnym stowarzyszeniu, świadczy o potrzebie zajęcia się tym zagadnieniem i ustalenia jego przyczyn. Nie można przy tym zakładać, że jest wszystko w należytym porządku i poszukiwać potwierdzenia tego założenia. Być może, nie jest to rzeczywisty problem. Być może tylko osoby rozgoryczone czują się dyskryminowane. To jednak trzeba wiedzieć, a nie tylko domniemywać na podstawie jednostkowych, luźnych obserwacji.
Można by zakładać, że całkowicie niewidomym łatwiej jest funkcjonować wśród osób słabowidzących, że mogą liczyć na ich zrozumienie i pomoc. I pewnie w wielu przypadkach tak jest. Myślę jednak, że nie zawsze. Znamy przypadki oficjalnych wypowiedzi na zebraniach sprawozdawczo-wyborczych w kołach PZN, a nawet na zjazdach okręgowych, żeby nie wybierać do władz osób całkowicie niewidomych, bo sobie nie poradzą, że słabowidzący lepiej będą pracowali, bo im jest łatwiej. Jeżeli niektórzy słabowidzący poglądy takie wygłaszają w oficjalnych wypowiedziach, to można zakładać, że w prywatnych rozmowach podobnych ocen jest więcej, a osób, które tak myślą, ale głośno o tym nie mówią, jeszcze więcej.
Moim zdaniem, są podstawy do przypuszczeń, że osobom słabowidzącym jest jeszcze trudniej zrozumieć osoby niewidome niż osobom posiadającym dobry wzrok. Wynika to z faktu, że są one prawnie uznawane za niewidome i tak są traktowane w PZN-ie i innych stowarzyszeniach. Tymczasem niewidomymi nie są i nie funkcjonują, jak osoby niewidome. Nie oznacza to, że nie są osobami niepełnosprawnymi i nie mają problemów. Tak nie jest, ale ich problemy są inne od tych, z jakimi borykają się osoby niewidome.
Drugą przyczyną utrudniającą zrozumienie jest strach przed utratą wzroku. Nie miejsce tu na rozwijanie tego tematu. Pisałem o nim niejednokrotnie. Teraz chciałem tylko zasygnalizować jego istnienie i konieczność uwzględniania podobnych problemów w rozważaniach funkcjonowania stowarzyszenia o tak zróżnicowanym składzie jego członków. Mam tu na myśli rzeczywisty, a nie formalny stopień niepełnosprawności.
Własne stowarzyszenie jest niewidomym niezbędne. Najlepiej byłoby, żeby PZN znalazł siły do przeprowadzenia rzetelnych analiz istniejących trudności i do realizacji wniosków, jakie z nich wypłyną.
10) Młodzież w PZN i w innych stowarzyszeniach
Odkąd pamiętam, zawsze działacze narzekali na brak zaangażowania młodzieży, na jej bezideowość i niechęć do pracy społecznej. I chyba to już tak musi być. Prawdopodobnie na piramidach faraonów znaleźć można negatywne oceny ówczesnej młodzieży. Tak się składa, że zawsze dawniej było lepiej niż obecnie i młodzież dawniej zawsze była lepsza.
Niezależnie od tych ogólnych "prawd", chyba rzeczywiście nasza młodzież obecnie mniej skłonna jest do bezinteresownego angażowania się w realizację szerszych celów. Może jeszcze lepiej sprawa wygląda z takimi zadaniami, które przynoszą wymierne korzyści osobom zaangażowanym w ich realizację. Chyba rzeczywiście obecnie młodzież, i nie tylko ona, bardziej myśli o własnych interesach niż było to dawniej. A może tak nie jest, tylko obecnie trudniej realizować się w pracy na rzecz innych.
Nie będę rozstrzygał tego zagadnienia. Wymaga ono pogłębionych analiz, a tego bez instytucjonalnego wsparcia dokonać nie można. Faktem jest, że młodych nie ma zbyt wielu w szeregach działaczy PZN-u i innych stowarzyszeń. Chyba faktem jest, że znaczna część naszej młodzieży nie przejawia zbytniej aktywności w realizacji celów ogólnych, a nawet celów osobistych. I myślę, że jest to istotny problem, z którym muszą zmierzyć się działacze naszego środowiska. To nie emeryci predysponowani są do wzięcia na swoje barki przyszłości PZN-u czy innych stowarzyszeń. Muszą to być osoby w pełni sił, a więc młodsze. Żeby jednak znalazły się osoby w średnim wieku, przygotowane do podjęcia tego problemu, młodzi muszą zdobywać doświadczenia w działalności społecznej i zawodowej w naszym środowisku. Jeżeli nie będziemy mieli młodych działaczy i młodych pracowników, nie będziemy też mieli osób w średnim wieku, które dysponują odpowiednimi kwalifikacjami, doświadczeniami, wiedzą i przede wszystkim zdolnością rozumienia środowiskowych problemów, potrzeb oraz możliwości.
Myślę, że znalezienie "drogi" do młodzieży, jest jednym z najważniejszych i zarazem najtrudniejszych problemów naszego środowiska.
11) Idea działania
Idea, myśl przewodnia działania jest busolą, która umożliwia utrzymanie właściwego kierunku, drogi do osiągania założonych celów, skupienie się na ważnych zagadnieniach, a nie rozpraszanie sił, rozmienianie na drobne środowiskowych ideałów. Można wyrazić obawę, czy jeszcze istnieją środowiskowe ideały, czy aby już wszystko nie zostało rozmienione na drobne i bardzo drobne.
Osoba związana ze środowiskiem od najmłodszych lat, z dużym doświadczeniem, całkowicie niewidoma, która w nim pełniła różne role i żyje z zaspokajania jego potrzeb twierdzi, że władze PZN-u nie powinny opowiadać się po stronie zwolenników jakiejś idei ani po stronie jej przeciwników. Osoba ta uważa, że jeżeli władze opowiedzą się po jednej stronie, narażą się tej drugiej i dobrze na tym nie wyjdą. Jej wypowiedź dotyczyła pomysłu tworzenia w wielkich piwnicach podziemnego poligonu, gdzie w zupełnych ciemnościach pokazywano by ludziom widzącym, jak żyje się po niewidomemu. Przecież coś takiego może tylko zszokować, wystraszyć i ugruntować różne wypaczone poglądy na temat niewidomych. Władze Związku powinny zebrać opinie fachowców i zająć zdecydowane stanowisko. Nie zajęły. Może nie wiedziały o tej zwariowanej idei, a może podzielały pogląd niewidomego "znawcy", o którym wspomniałem.
Władze Związku boją się zająć zdecydowanego stanowiska w sprawie ośrodków szkolno-wychowawczych dla niewidomych i słabowidzących, w sprawie uprawnień niepełnosprawnych pracowników, źle funkcjonującego programu "Komputer dla Homera" itd. Jaka jest więc ich idea, myśl przewodnia działania? Czy celem nadrzędnym jest trwanie i robienie tego, co można robić, chociażby to nie miało sensu? Czy czołowi przedstawiciele środowiska i osoby, które dysponują odpowiednią wiedzą, doświadczeniem mają jakąś ideę, jakąś myśl przewodnią, strategiczne cele?
W uchwale programowej ostatniego Krajowego Zjazdu Delegatów PZN mamy pięknie nakreśloną "Misję" i "Wizję". Jak to jednak ma się do rzeczywistości? Czytając te punkty uchwały można dojść do wniosku, że wszystko jest w idealnym porządku, że PZN znakomicie zaspokaja potrzeby swoich członków, że jest to wspaniałe stowarzyszenie, którego świat nam może zazdrościć. Jeżeli tak jest, dlaczego zmniejsza się liczba członków? Dlaczego odchodzą osoby całkowicie niewidome, którym jest najtrudniej, które potrzebują najwięcej pomocy? Dlaczego osoby te, a przynajmniej ich część, uważają, że są dyskryminowane w PZN-ie?
Oczywiście, nigdy nie uda się osiągnąć ideału, a przynajmniej dotąd nikomu się to nie udało. Zawsze istnieje konieczność wyboru, odkładanie jednych problemów i zajmowanie się innymi, zawsze konieczne są kompromisy, liczenie się z warunkami obiektywnymi i subiektywnymi. Czynniki takie modyfikują działanie, powodują odchylenia od zapisów programowych, rezygnację z jednych zadań i podejmowanie innych, które nie zostały przewidziane. Zawsze trzeba liczyć się z potrzebami różnych grup, a nawet pojedynczych osób, zawsze ważny jest czynnik ludzki itd. Idea jednak, myśl przewodnia umożliwia utrzymanie w polu widzenia najważniejszych celów. A jeżeli nie ma takiej idei? Wówczas statek dryfuje, a nie płynie do portu.
Jaka więc powinna przyświecać nam idea? No właśnie, kto zna odpowiedź na to pytanie? Łatwo jest sformułować ogólne cele, np. "opracować standardy rehabilitacji". Co jednak powinno znaleźć się w tych standardach, komu one mają służyć, w jaki sposób będą realizowane, z jakich źródeł będą finansowane, kto je będzie realizował - a to już nie jest łatwe. Można sprawę sprowadzić na najwyższy poziom ogólności i wyznaczyć sobie taki oto cel: "wypracować standardy godnego, dostatniego życia niewidomych i słabowidzących". No i niechaj ktoś będzie mądry i powie, jak cel taki osiągnąć.
Obawiam się, że nie potrafię zaproponować gotowych rozwiązań. Wiem natomiast, że są one konieczne. Wiem też, że cele, które stowarzyszenie działające na rzecz niewidomych i słabowidzących ma realizować, muszą:
a) być ważne dla niewidomych i słabowidzących oraz zrozumiałe dla nich,
b) być różnorodne, bo różne są potrzeby osób z uszkodzonym wzrokiem,
c) uwzględniać obiektywne i subiektywne potrzeby,
d) zakładać wpływ na postawy, poglądy i opinie niewidomych i słabowidzących, a nie hołdować utrwalonym postawom,
e) realne, tj. możliwe do realizacji.
Nie jest łatwe pogodzenie tych wszystkich wymagań. Bez wątpienia wszelkie dodatkowe uprawnienia związane z zatrudnieniem ograniczają możliwości zawodowych osób niepełnosprawnych. Jak jednak osoby te o tym przekonać? Każdy chciałby korzystać z jak największej liczby jak najbardziej wartościowych uprawnień, ulg, zwolnień i jednocześnie mieć dobrze płatną pracę.
Jak zrezygnować z obiektów, które były budowane z myślą o niewidomych, a teraz służą im w minimalnym stopniu? Jak godzić sprzeczne interesy osób wymagających pomocy, a nawet opieki, z potrzebami osób aktywnych, zaradnych, dobrze do życia przygotowanych? Ci pierwsi potrzebują więcej pomocy, ale ci drudzy lepiej potrafią wykorzystywać istniejące możliwości. W rezultacie pomoc nie zawsze trafia do osób, które jej najbardziej potrzebują.
Wszystko to i wiele innych okoliczności należy uwzględnić przy kreśleniu myśli przewodniej działania na rzecz i w imieniu środowiska. Jak już pisałem, nie jest to łatwe zadanie, ale jest konieczne. Pisałem też, że problemy muszą być zdefiniowane i uświadomione. Jest to warunkiem podjęcia ich rozwiązywania. Właśnie w celu uświadomienia niektórych problemów piszę te słowa.
12) Organizacja naszego środowiska
Wielu twierdzi, że PZN już się przeżył, że jest niereformowalny i nie zaspokaja potrzeb swoich członków, że tylko małe organizacje mogą efektywnie pracować. Zdaniem niektórych PZN jest molochem, w którym trudno cokolwiek zmienić i cokolwiek zrobić, że nie ma przed nim żadnej przyszłości. Czy jest to prawda?
Zawsze byłem zwolennikiem jednej, wielkiej, silnej organizacji niewidomych i słabowidzących. Cóż? Poglądy to jedno, a życie to zupełnie coś innego.
Po 1989 r. w Polsce powstało wiele stowarzyszeń zrzeszających osoby niewidome i słabowidzące. Powstało też wiele fundacji, które z założenia miały działać na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem. I nikt nie przejmował się moimi poglądami na ten temat. Cóż, nie będę się upierał i twierdził, że skoro rzeczywistość nie zgadza się z moimi poglądami, to należy ją zmienić. Trzeba jednak zastanowić się, czy warto zmieniać poglądy.
Na pierwszy ogień tego zastanawiania weźmy pod uwagę małe stowarzyszenia. Powstało ich mnóstwo, większość jednak nie ma siły, nie tylko na to, żeby robić coś pożytecznego, ale nawet, żeby przestać istnieć. Powstały, zostały zarejestrowane i figurują. Czasami nawet zrealizowały jakieś zadania, ale nie były to te, na które czekali niewidomi i ich założyciele. W końcu posprzeczali się i stowarzyszenie wpadło w letarg - ani żyje, ani umarło.
Nie zawsze tak jest. Są stowarzyszenia, które osiągnęły liczące się rezultaty. Niestety, albo może i dobrze, bo dotyczyły one wąskiej grupy osób i wąskiego zakresu prac. Jeżeli znajdzie się 20 osób, które lubią turystykę i założy stowarzyszenie miłośników włóczęgi, może świetnie funkcjonować, może nawet rozwijać się, aż osiągnie sto lub dwieście członków, i na tym koniec. Stowarzyszenie takie organizuje wypady w góry, na Jurę Krakowsko-Częstochowską, na Mazury, w których bierze udział po kilkanaście osób. I wspaniale - stowarzyszenie to zaspokaja ważne potrzeby swoich członków. Podobnie może zebrać się szesnastu szachistów i założyć stowarzyszenie miłośników tej gry. Tak samo mogą zrobić brydżyści, artyści, muzycy, miłośnicy robótek ręcznych, spece od przygotowywania sałatek itp. Takie małe, wąskotematyczne stowarzyszenia mogą efektywnie pracować i lepiej zaspokajać potrzeby swoich członków niż wielka organizacja, która musi myśleć o dzieciach, o osobach ze złożoną niepełnosprawnością, o starych niewidomych, o zatrudnieniu oraz o turystach, brydżystach i śpiewakach.
Czy jednak takie małe stowarzyszenia mogą rozwinąć wielokierunkową działalność i równie efektywnie pracować - można wątpić. Przecież małymi organizacjami są koła PZN-u. Przecież chyba w dobrej działalności nie przeszkadza im Zarząd Główny PZN, ani zarząd ich okręgu. Świadczyłoby to o tym, że problem nie leży w wielkości organizacji, chociaż wielkość też jest ważna. Obawiam się jednak, że nie jest najważniejsza.
Z Polskiego Związku Niewidomych wyłoniły się co najmniej trzy stowarzyszenia, z czego to trzecie jest mocno rozproszkowane. Są to: Stowarzyszenie Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących "Cross", Towarzystwo Pomocy Głuchoniewidomym i wiele stowarzyszeń rodziców dzieci niewidomych, z których większość powstała z klubów rodziców dzieci niewidomych, powoływanych w ramach PZN-u. Musimy chyba przyznać, że powstanie tych stowarzyszeń nie było błędem. Stowarzyszenia te realizują ważne zadania i pomagają określonym grupom osób z uszkodzonym wzrokiem. Można też zauważyć, że większość członków tych stowarzyszeń, nie licząc rodziców i opiekunów dzieci niewidomych, jest nadal członkami PZN-u.
"Cross" jest stowarzyszeniem, które zaspokaja głównie potrzeby sportowe i turystyczne. Piszę głównie, ponieważ coraz częściej podejmuje inne zadania, np. nauczanie niewidomych i słabowidzących języków obcych. To jednak niewiele ma wspólnego ze sportem i turystyką, no chyba, że mówimy o turystyce zagranicznej. Nie wiem, czy to dobrze, że "Cross" rozszerza swoją działalność w takich kierunkach. Dobrze jednak, że powstał, okrzepł, umocnił się i pracuje dla środowiska.
TPG ma szerszy zakres działania. Z założenia nie jest tak wąskotematyczne jak "Cross". Jego zadania podobne są raczej do tych, które realizuje PZN, z tym że dotyczą specyficznej grupy osób niepełnosprawnych. Tu też można wyrazić zadowolenie, że stowarzyszenie powstało, zorganizowało się, wypracowało metody działalności na rzecz tak ciężko poszkodowanych osób i zyskało uznanie. Z pewnością jego istnienie nie zagraża PZN-owi.
Tak samo stowarzyszenia rodziców i opiekunów niewidomych i słabowidzących dzieci mają ważne zadania do spełnienia w naszym środowisku. One również realizują różnorodne zadania. Działalnością swoją nie obejmują jednak wszystkich osób z uszkodzonym wzrokiem, a jedynie dzieci i młodzież. Inna sprawa, czy wszystkie te stowarzyszenia dobrze pracują. Pewnie jedne lepiej, inne gorzej, bez wątpienia jednak są potrzebne.
"Cross" i TPG są dość dużymi stowarzyszeniami, mimo to pracują dobrze. Ich osiągnięcia świadczą również, że wielkość nie jest czynnikiem decydującym o efektywności działania.
Można wyobrazić sobie, że powstaną kolejne, wąskotematyczne stowarzyszenia, np.: stowarzyszenie osób z uszkodzonym wzrokiem zatrudnionych na otwartym rynku, stowarzyszenie niewidomych masażystów i fizjoterapeutów - zresztą takie, ale w wymiarze lokalnym, już powstało, związek miłośników kwiatów doniczkowych, stowarzyszenie niewidomych artystów muzyków, towarzystwo miłośników kina i teatru i wiele innych. Należy zastanowić się, czy byłoby to dobre. Zastanawiać się można, ale czy ktoś będzie mógł powstrzymać powstawanie kolejnych stowarzyszeń, jeżeli znajdą się chętni do ich powoływania.
Trzeba wyraźnie stwierdzić, że stowarzyszenia, które już powstały, i te, które mogą powstać, będą działały na rzecz osób bardziej aktywnych. Uwaga ta nie dotyczy TPG. Towarzystwo jest jednak stowarzyszeniem pomocowym, a nie samopomocowym. Angażują się tam również osoby głuchoniewidome, ale jego działalność opiera się przede wszystkim na pracownikach i wolontariuszach, którzy nie są osobami głuchoniewidomymi. Tak więc, można "zagospodarować" energię wielu osób aktywnych z naszego środowiska, które będą działały na rzecz osób również w jakiś sposób aktywnych. No i powstanie problem, co z tymi mało aktywnymi, starymi, chorymi, niezaradnymi, osobami ze złożoną niepełnosprawnością, z niedorozwojami umysłowymi. Nie wyobrażam sobie, żeby główną domeną PZN-u była praca wyłącznie na rzecz takich osób. Może to i byłoby dobrze, ale chyba nie jest możliwe. Poza tym takie rozczłonkowanie uniemożliwiałoby realizację niektórych bardzo ważnych celów, np. czuwanie nad tworzeniem prawa i jego przestrzeganiem.
Zastanówmy się więc, czy można sobie wyobrazić inną organizację naszego środowiska od tej, jaką mamy i jaką znamy.
Takim prostym rozwiązaniem mogłoby być tworzenie regionalnych stowarzyszeń. To jednak już było i dziesiątki lat światli niewidomi dążyli do zjednoczenia ruchu niewidomych w Polsce. Regionalne stowarzyszenia z natury rzeczy musiałyby być wszechstronne, musiałyby realizować wiele różnorodnych zadań. Byłyby więc pomniejszonymi Pezetenami. To chyba nie byłoby dobre. No i co z tymi celami ogólnymi, co z samoreprezentacją?
Może warto zastanowić się nad inną ewentualnością. Myślę tu o tworzeniu stowarzyszeń wąskotematycznych na wzór "Crossu" i ich sfederowaniu. Można by propagować tworzenie stowarzyszeń, np. wyżej wymienionych oraz podobnych i powołanie federacji tych stowarzyszeń. To jednak nie doprowadzi do powstania sieci stowarzyszeń, które obejmą swą działalnością wszystkie dziedziny życia środowiska. Pozostaną osoby mało aktywne, stare, chore i niezaradne. Konieczne są więc stowarzyszenia pomocowe takie, jakimi są Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi czy TPG. Pracować w nich powinni dobrzy działacze niewidomi i słabowidzący, ale główną pracę powinni wykonywać pełnosprawni wolontariusze i pracownicy.
Tworzenie takich stowarzyszeń i federacji, nie jest łatwym ani popularnym zadaniem. Czy jednak nie istnieje potrzeba rozważenia takiej możliwości? A może PZN nie przeżywa kryzysu i jest zdolny do zaspokajania wszystkich potrzeb swoich członków przez najbliższe kilkadziesiąt lat? Jeżeli tak jest, to bardzo dobrze. Jeżeli jednak jest inaczej...
Myślenie o federacji wymaga przyjęcia kilku założeń. Konieczne jest przyjęcie twardej, żelaznej zasady, że wszystkie stowarzyszenia wchodzące w skład federacji są równe w prawach, a od federacji zależne są jedynie w zakresie przewidzianym statutem. Bez takiej zasady federacja, nawet gdyby powstała, szybko się rozpadnie.
Niezbędne jest ścisłe określenie, co należy do federacji. Władze federacji nie powinny mieć żadnych uprawnień kierowniczych, nadzorczych czy kontrolnych w stosunku do sfederowanych stowarzyszeń. Powinny natomiast służyć im pomocą, a przede wszystkim:
- reprezentować interesy niewidomych i słabowidzących wobec władz rządowych, czuwać nad tworzeniem prawa dotyczącego osób niepełnosprawnych i jego przestrzegania,
- pełnić funkcje postulatywne wobec władz rządowych i samorządowych oraz sektora pozarządowego, w zakresie zaspokajania potrzeb osób niewidomych i słabowidzących,
- współpracować z organizacjami zagranicznymi i międzynarodowymi, w zakresie niezarezerwowanym dla poszczególnych stowarzyszeń,
- sporządzać analizy potrzeb osób niewidomych i słabowidzących oraz oceny poziomu ich zaspokajania.
Federacja bezwzględnie nie powinna prowadzić żadnej działalności na rzecz fizycznych osób niewidomych i słabowidzących. Bezwzględnie nie powinna organizować:
- szkoleń rehabilitacyjnych,
- sportu ani turystyki,
- spotkań integracyjnych,
- działalności kulturalnej,
- wystaw, festiwali, konkursów ani niczego podobnego.
Nie powinna bowiem wikłać się w starania o środki finansowe na taką działalność i, przede wszystkim, nie powinna konkurować o pieniądze, a także o względy osób z uszkodzonym wzrokiem ze sfederowanymi stowarzyszeniami. Powinna móc natomiast prowadzić działalność usługową na rzecz sfederowanych stowarzyszeń, ale tylko na ich zamówienie. Federacja, jeżeli miałaby powstać, powinna być tak zorganizowana i tak pracować, żeby nie konfliktować sfederowanych stowarzyszeń.
Jeżeli ktoś postanowiłby tworzyć taką lub podobną federację, musiałby podjąć się rozwiązania wielu praktycznych problemów. Musiałby przewidzieć właściwy sposób powoływania władz federacji. Musiałby rozstrzygnąć problemy reprezentacji poszczególnych stowarzyszeń w jej władzach, kwestię finansowania działalności federacji, składek członkowskich lub ich braku, stworzyć jasny, zwięzły statut i podjąć działalność uświadamiającą, zakrojoną na wiele lat. Ważnym problemem, który musiałby być w jakiś sposób rozwiązany, jest pogodzenie reprezentatywności z optymalną liczbą sfederowanych stowarzyszeń. Jeżeli byłoby ich bardzo dużo, federacja nie mogłaby efektywnie pracować, jeżeli mało - nie byłaby reprezentatywna.
Organizacje pozarządowe to stowarzyszenia i fundacje. Te ostatnie są z natury małymi organizacjami i chyba najczęściej o zasięgu lokalnym. Staje więc pytanie, czy fundacje mogłyby być członkami federacji i na jakich zasadach.
Mimo tych trudnych zadań, które wymagałyby rozwiązania, uważam, że warto chociażby tylko teoretycznie pracować nad zreformowaniem organizacji naszego środowiska. Wszystko ulega zmianom. W naszym kraju w ostatnich kilkunastu latach nastąpiły doniosłe zmiany, które mają wielkie znaczenie dla życia narodu, dla państwa i poszczególnych obywateli. Nasze środowisko broni się przed istotnymi zmianami. Niestety, obrona taka nie może być skuteczna w ciągu długiego czasu. Dowodem może tu być spółdzielczość niewidomych. Spółdzielcy również nie chcieli zmian. Zmiany jednak nastąpiły i to mniej korzystne niż mogły być. To jednak wymagało uznania konieczności zmian i ich świadomego dokonywania. Tak się nie stało i spółdzielczość niewidomych, z ważnego, prężnego, silnego i bogatego segmentu środowiska przekształciła się w jego margines. Nie należy dopuścić do tego, żeby podobny los spotkał PZN i cały ruch niewidomych w Polsce.
Trzeba przy tym pamiętać, że niezmiernie trudne jest dokonywanie zmian w istniejących instytucjach. Ich struktury są niezwykle odporne na wszelkie zmiany i potrafią skutecznie bronić się przed nimi. Nawet wówczas, gdy wszyscy uznają konieczność reform, muszą one być tak przeprowadzone, żeby wszystko pozostało bez zmian. Trzeba też pamiętać, że jeszcze bardziej odporna na wszelkie zmiany jest świadomość ludzi. Instytucję czy stowarzyszenie ostatecznie można zreformować odgórnymi decyzjami, zmianą prawa, czy przez bezwzględne działania elit. Świadomości w ten sposób zmieniać nie można. Trzeba nad nią długo, konsekwentnie i umiejętnie pracować. No i trzeba, o ile jest to tylko możliwe i konieczne, wprowadzać niezbędne zmiany prawa, instytucji, działalności, nawet wbrew ukształtowanym i ugruntowanym poglądom danej społeczności. Gdyby ktoś potrafił spółdzielcom narzucić niezbędne reformy, spółdzielczość nie poniosłaby tak wielkich strat i nadal mogłaby pełnić ważne funkcje społeczne, ekonomiczne i rehabilitacyjne.
Raz jeszcze podkreślam, że zawsze byłem zwolennikiem jednej, silnej organizacji niewidomych, czyli PZN-u i nadal nim jestem. Wolałbym, zamiast wielu stowarzyszeń i ich federacji, takie zreformowanie PZN-u, żeby mógł zaspokajać istotne potrzeby niewidomych i słabowidzących. Jeżeli jest taka możliwość, stanowczo opowiadam się za nią. Jeżeli jednak nie ma, wyjściem może być federacja.
(grudzień 2005)
1. Rodzicom niewidomych i słabowidzących dzieci
Gdy rodzi się niewidome dziecko, gdy dziecko traci wzrok na skutek wypadku lub choroby, rodzice są zagubieni, przerażeni, strapieni. Szukają pomocy u lekarzy. I słusznie, ale czasami jej tam nie znajdują. Jeżeli trafią np. do PZN-u lub jakiegoś stowarzyszenia rodziców niewidomych dzieci, mają szansę na uzyskanie pomocy. Spotkają innych rodziców, którzy borykają się z podobnymi problemami, wyjadą na turnus rehabilitacyjny, dowiedzą się tego i owego o niewidomych oraz dowiedzą się, jak postępować z ich dzieckiem. I wiele problemów łatwiej można rozwiązać. Rodzicom bez wątpienia potrzebne jest jakieś stowarzyszenie. Im stowarzyszenie to jest silniejsze, bardziej prężne, bogate w doświadczenia, tym lepiej. PZN pomógł już setkom takich rodziców i może pomóc wielu następnym. Mogą to robić, i robią kluby lub stowarzyszenia rodziców niewidomych i słabowidzących dzieci. Ale musi być jakieś stowarzyszenie, bo inaczej rodzice będą osamotnieni ze swoimi troskami.
Ale nie mam niewidomego dziecka. Co więc mnie obchodzi pomoc, której rzekomo udziela PZN jakimś tam rodzicom?
2. Niewidomym i słabowidzącym dzieciom oraz ich nauczycielom
PZN zabiega o zaopatrzenie niewidomych dzieci i młodzieży w sprzęt rehabilitacyjny, o pomoce szkolne, o podręczniki, mapy, lektury szkolne. Oczywiście, powinny robić to szkoły, kuratoria, Ministerstwo Edukacji Narodowej, ale rola PZN-u jest tu wielka i wielkie są jego zadania. PZN ma w tym zakresie znaczne osiągnięcia.
Jeszcze ośrodki szkolno-wychowawcze dla niewidomych i słabowidzących mogą we własnym zakresie rozwiązywać problemy związane z nauczaniem i wychowaniem. Natomiast zupełnie nie radzą sobie z tymi problemami nauczyciele szkół ogólnodostępnych, do których uczęszczają niewidome i słabowidzące dzieci.
PZN organizuje dokształcanie tych nauczycieli, stara się o dostarczanie im fachowej literatury, organizuje punkty konsultacyjne, spotkania z doświadczonymi nauczycielami oraz niewidomymi działaczami.
Nie bardzo widać, kto mógłby rolę tę spełniać, gdyby nie robił tego PZN.
Nie jestem już dzieckiem. Nie jestem też nauczycielem. Nie moja sprawa. Mnie to nie dotyczy.
3. Niewidomym i słabowidzącym studentom
Obozy dla młodzieży uczącej się, obozy międzynarodowe i językowe, wymiana doświadczeń, powstawanie przyjaźni i miłości, wsparcie moralne, niekiedy materialne. Może nie ma tego zbyt wiele, ale to co jest, z pewnością liczy się. Gdyby było więcej zrozumienia między starszymi działaczami i młodzieżą, pomoc mogłaby być bardziej efektywna. Ale gdyby nie PZN, gdyby nie np. "Cross", młodzież byłaby pozostawiona całkiem sobie.
Studentem nie jestem i nie będę. Związek nie zaimponuje mi pomocą, jakiej jakoby udziela młodzieży studiującej.
4. Nowo ociemniałym
Co byśmy nie mówili o możliwościach rehabilitacji i możliwościach osób niewidomych, utrata wzroku jest i zawsze będzie wielką tragedią. Ludziom, którzy tracą wzrok, zwłaszcza gwałtownie, bardzo szybko niezbędna jest różnorodna pomoc. I znowu, co byśmy nie mówili o PZN-ie, o jego słabości, nie ma w Polsce innej instytucji ani organizacji, która mogłaby pomóc nowo ociemniałym. Nie mówię tu o pomocy okulistycznej ani materialnej. Istotna jest pomoc rehabilitacyjna, wskazanie nowych celów życiowych i możliwości ich osiągania, akceptacja niepełnosprawności, kontakty z osobami znajdującymi się w podobnej sytuacji itp. Taką pomoc może zapewnić tylko PZN.
Ale nie mnie. Ja nie jestem osobą nowo ociemniałą.
5. Niewidomym ze złożoną niepełnosprawnością
Sama utrata wzroku powoduje wielkie trudności w życiu człowieka. Jeżeli brak wzroku wystąpi łącznie z inną niepełnosprawnością, trudności stają się bardzo trudne do pokonania.
PZN rozwinął działalność na rzecz osób ociemniałych z powodu cukrzycy. PZN powołał kluby głuchoniewidomych, które były zaczątkiem Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym. PZN podejmuje problematykę niewidomych ze stwardnieniem rozsianym i niewidomych z upośledzeniem umysłowym.
Nie jest to pomoc wystarczająca, ale gdyby nie PZN nie byłoby jej wcale. Jak już wspomniałem, nie ma w kraju instytucji ani organizacji zdolnej do udzielania pomocy rehabilitacyjnej niewidomym i nowo ociemniałym. Tym bardziej, nie ma instytucji ani organizacji (z wyjątkiem Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach i TPG), która mogłaby udzielać takiej pomocy niewidomym ze złożoną niepełnosprawnością. Nie należy o tym zapominać.
No, tylko brakuje mi głuchoty, stwardnienia rozsianego i cukrzycy! Musiałbym być niedorozwiniętym umysłowo, żeby ta działalność mnie cieszyła.
6. Niewidomym w podeszłym wieku
PZN potrzebny jest niewidomym w podeszłym wieku. Spotkania w świetlicach kół, pielgrzymki, wycieczki, uroczystości, imprezy integracyjne - wszystko to ma dla starszych niewidomych wielką wartość. Im szczególnie potrzebne jest zainteresowanie ich zdrowiem i problemami, możliwość porozmawiania, wygadania się, powspominania. Tego również nikt im nie zapewni oprócz PZN-u.
PZN prowadzi też domy pomocy społecznej, w których niewidomi mają zapewnione warunki dostosowane do ich potrzeb. To również jest ważne, chociaż dotyczy niewielkiej grupy niewidomych i słabowidzących. Dodam, że PZN współpracuje z innymi domami pomocy społecznej dla niewidomych i dąży do wprowadzania niezbędnych dostosowań.
Wreszcie coś dla mnie... Do Związku z całą pewnością zapiszę się za trzydzieści parę lat, jak dobrze pójdzie.
7. Słabowidzącym
PZN sporo zrobił również dla słabowidzących - podręczniki i prasa w powiększonym druku, oznaczenia schodów, krawężników i pojazdów, usprawnienie osłabionego wzroku. Z pewnością nie jest to wystarczająca pomoc, ale gdyby nie PZN... Jeżeli nawet pomocy udziela inna organizacja, np. stowarzyszenie rodziców niewidomych i słabowidzących dzieci, to pomoc ta nie jest na tak szeroką skalę, jak ta świadczona przez PZN. Poza tym jej początek wywodzi się z PZN-u. Stowarzyszenia te bowiem w większości powstały z tworzonych przez PZN klubów rodziców dzieci niewidomych.
Jestem niewidomy. Dużo dadzą mi żółte paski na schodach i podręczniki w powiększonym druku.
Jestem słabowidzący i sam sobie nieźle radzę. Wystarczą mi pomoce optyczne.
7. Wszystkim niewidomym i słabowidzącym
Pomoc PZN-u była, jest lub będzie potrzebna niemal wszystkim niewidomym i słabowidzącym. Mogą to być różne formy pomocy. O niektórych już wspomniałem. Pomoc ta ulega zmianom. Jedne jej formy przeżywają się, inne są wprowadzane. Bez Związku, bez silnej organizacji nie byłoby postępu, nie byłoby ciągłego poszukiwania nowych rozwiązań. Inne instytucje działają bardzo wycinkowo. PZN natomiast zajmuje się niemal wszystkim.
Przykładem roli PZN-u niechaj będzie następujące zdarzenie. Niewidoma wystąpiła z PZN-u, bo nie był jej do niczego potrzebny. Jechała pociągiem z większą zniżką niż jej przysługiwała. Kontrola oczywiście zakwestionowała jej uprawnienia. Powstała konieczność opłaty wysokiego mandatu. Niewidoma ta zwróciła się o pomoc do PZN-u.
Prasa w druku powiększonym i w brajlu, książki mówione to też pomoc.
Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Co tu mi ktoś będzie wygadywał, że kiedyś korzystałem z pomocy. Też mógł korzystać. Ja mu w tym nie przeszkadzałem. Teraz Związek nie może udzielać mi pomocy takiej, jakiej potrzebuję. Co będzie w przyszłości? Tego nikt nie wie. Będę się martwić wtedy, kiedy będzie trzeba, a nie na zapas. Książek i prasy też nie czytam. Wystarczy mi radio i telewizja.
PZN zabiega o regulacje prawne korzystne dla niewidomych i słabowidzących. I ma tu niewielkie sukcesy. Chociażby ulgi komunikacyjne - dzięki staraniom PZN-u są nieco lepsze niż miały być.
Też coś... Dużo załatwił. Akurat... A poza tym, jeżeli coś załatwi, to będę z tego korzystał niezależnie od legitymacji PZN-u w kieszeni.
Z pewnością nie wszystkich przekonałem. Z pewnością uwagi te przeczyta niewielu niewidomych i słabowidzących. Mam jednak nadzieję, że niektórzy zastanowią się zanim uznają, że PZN ani inne stowarzyszenie jest im zupełnie niepotrzebne.
Istotne jest pytanie, czy stowarzyszenia działają tak, jak życzą sobie ich członkowie. Ale to już inne zagadnienie.
(maj 2012)
Temat ten ma fundamentalne znaczenie również dla naszego stowarzyszenia.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że PZN podobnie jak każde stowarzyszenie, potrzebuje młodych. Bez młodzieży nie ma przyszłości. Czy jednak młodzi potrzebują PZN-u, albo szerzej - stowarzyszenia działającego na rzecz niewidomych i słabowidzących?
Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ dotyczy ono bardzo zróżnicowanej grupy, którą niewiele łączy poza wiekiem i mniejszą lub większą dysfunkcją wzroku.
Od razu należy stwierdzić, że spoiwem nie może tu być działalność społeczna, chociaż jest ona bardzo ważna. Nie może być, ponieważ skłonność do podejmowania działalności społecznej, konkretnej, bezinteresownej pracy na rzecz innych, nie jest dominującą cechą współczesnych Polaków. Niewidomi i słabowidzący, w tym młodzież, to przecież Polacy. Nie różnią się więc zasadniczo od reszty naszego społeczeństwa.
Można przyjąć, że młodzież z uszkodzonym wzrokiem zaangażuje się w pracę jakiegoś stowarzyszenia, jeżeli w jego ramach będzie mogła łatwiej zaspokajać istotne swoje potrzeby. Czy więc istniejące w Polsce organizacje pozarządowe działające w środowisku osób niewidomych i słabowidzących stwarzają dogodne warunki zaspokajania istotnych potrzeb młodzieży? A może młodzież ta może bez trudu zaspokajać swoje potrzeby bez pomocy stowarzyszeń i fundacji? Aby odpowiedzieć na te pytania, najpierw trzeba określić, jakie są istotne potrzeby naszej młodzieży.
Trzeba przyjąć, że młodzi niewidomi i słabowidzący nie różnią się zasadniczo od swoich rówieśników. Dla większości młodych ludzi najważniejsze jest dobre przygotowanie się do samodzielnego życia, a więc do pracy zawodowej, do założenia rodziny, związku partnerskiego (ale do tego potrzebne jest mieszkanie), do życia w społeczeństwie. Dalej - ważne jest znalezienie dobrej pracy, która daje dochody umożliwiające zaspokajanie wielu potrzeb fizjologicznych, psychicznych i społecznych. Ważną potrzebą, a jednocześnie bardzo trudną do zaspokojenia, jest zdobycie mieszkania. Mieszkanie, podobnie jak praca zawodowa, jest podstawą zaspokajania wielu potrzeb.
Ważna grupa potrzeb, która odróżnia naszą młodzież od reszty młodzieży, wynika z niepełnosprawności. W grupie tej mieszczą się szkolenia rehabilitacyjne, sprzęt i pomoce rehabilitacyjne oraz różnego rodzaju udogodnienia ułatwiające funkcjonowanie z niepełnosprawnością, np. możliwość korzystania z literatury i prasy, dostęp do informacji, ulgi i uprawnienia.
Oczywiście, młodzi nie myślą ustawicznie o swojej przyszłości. Chcą też zabawić się, zwiedzać świat, uprawiać sport, modnie się ubierać. I nie ma w tym nic złego. Taka jest natura ludzi i takie jest prawo młodości.
Jak już wspomniałem nasza młodzież nie różni się od całej młodzieży. I to jest bardzo prawidłowe, dobre, naturalne. Zastanówmy się więc, czy potrzeby naszej młodzieży łatwiej zaspokajać przy pomocy jakiejś organizacji pozarządowej, czy równie dobrze może ona się bez niej obejść.
Przygotowanie do pracy zawodowej i do samodzielnego życia - młodzież niewidoma i słabowidząca zdobywa w ośrodkach szkolno-wychowawczych, w szkołach ogólnodostępnych i na uczelniach. PZN lub inne stowarzyszenie może ułatwić zdobywanie wykształcenia i rehabilitacji, ale zasadniczo zajmują się tym placówki oświatowe i uczelnie. Rola Związku nie jest tu decydująca.
Znalezienie pracy - PZN ma pewne możliwości zatrudnienia osób niewidomych i słabowidzących we własnych ogniwach organizacyjnych i we własnych zakładach. Możliwości te są jednak ograniczone i chyba mało satysfakcjonujące dla młodzieży. Może też szkolić w zakresie poszukiwania pracy, i to czyni, ale działalność ta jest, delikatnie mówiąc, mało efektywna. Innych możliwości w tym zakresie PZN nie posiada. Nie posiadają tych możliwości również inne stowarzyszenia i fundacje działające w naszym środowisku, albo posiadają je w minimalnym stopniu.
Zdobycie mieszkania - z pewnością młodzież nie może liczyć na pomoc PZN-u, gdyż nie dysponuje on niezbędnymi środkami finansowymi. PZN może jedynie popierać starania o przyznanie mieszkania socjalnego, ale raczej jest wątpliwe, czy poparcie to będzie skuteczne.
Potrzeby wynikające z niepełnosprawności - jest to duża grupa potrzeb. Część z nich mogą zaspokajać i zaspokajają organizacje pozarządowe, przede wszystkim PZN.
Z wielkim zadowoleniem należy odnotować poważny wzrost liczby osób korzystających z indywidualnego szkolenia rehabilitacyjnego. Z pewnością nie jest to całkowicie wystarczająca działalność, ale zaspokaja potrzeby wielu osób. Obawiam się jednak, że przede wszystkim nowo ociemniałych. Młodym, zwłaszcza słabowidzącym, działalność ta nie jest potrzebna, a młodzi niewidomi szkolenie rehabilitacyjne przechodzą głównie w ośrodkach szkolno-wychowawczych.
Dla młodzieży ważny jest czynny wypoczynek, uprawianie sportu i turystyki. Potrzeby te zaspokaja przede wszystkim "Cross". Wycieczki i pielgrzymki organizowane przez koła PZN cieszą się sporym powodzeniem, ale przeważnie wśród osób starszych. Potrzeby czytelnicze w dużej mierze zaspokaja PZN przez prowadzenie Centralnej Biblioteki. Dotyczy to przede wszystkim literatury, chociaż w tej dziedzinie pojawiły się podmioty produkujące "książki mówione", zwane ebookami, z których mogą korzystać niewidomi i słabowidzący.
Rola PZN-u ulega więc ograniczaniu. Jeszcze wyraźniej widać spychanie PZN-u na margines w dziedzinie udostępniania osobom z uszkodzonym wzrokiem czasopism wydawanych dla ogółu społeczeństwa. Stowarzyszenie "De Facto" udostępnia nam już chyba sporo ponad 50 tytułów.
Legitymacja PZN-u nie uprawnia już, z małymi wyjątkami, do korzystania z ulg komunikacyjnych. Straciła więc znaczenie dla wielu osób.
W sprzęt rehabilitacyjny zaopatrują firmy handlujące takim sprzętem, a dofinansowanie zakupów dokonuje PFRON bezpośrednio lub za pośrednictwem pcpr-ów.
Pewnie nie wszystko omówiłem. Nie taki zresztą był mój zamiar. Chciałem pokazać jedynie, że większość tego, co kiedyś było domeną PZN-u, obecnie znajduje się w gestii innych instytucji.
Pozostała działalność świetlicowa, kulturalno-oświatowa, organizowanie szkoleń rehabilitacyjnych i turnusów zwanych rehabilitacyjnymi. W tym ostatnim przypadku, dofinansowanie udziału w turnusach przyznają pcpr-y.
Warto jeszcze wspomnieć o działalności społecznej. W tej dziedzinie istnieją znaczne możliwości i duże potrzeby w organizacjach pozarządowych. Niestety, są i ograniczenia dla młodych w tych organizacjach. Praca społeczna, jak już pisałem, nie leży w naturze licznych rzesz osób widzących, słabowidzących i niewidomych.
Niewiele więc mają do zaoferowania młodym osobom z uszkodzonym wzrokiem organizacje pozarządowe, w tym PZN. Nie są one więc atrakcyjne dla młodzieży. A czy są potrzebne?
Młode osoby z uszkodzonym wzrokiem różnią się między sobą wszystkimi możliwymi cechami. Jak już wspomniałem, łączy je jedynie uszkodzenie wzroku i młodość. Poza tym:
- jedne są bardzo inteligentne, inne przeciętnie inteligentne, a jeszcze inne charakteryzuje upośledzenie umysłowe,
- jedne posiadają wiele pozytywnych cech osobowości, np. są ambitne, wytrwałe, uparte w dążeniu do celu, nie chcą korzystać z taryfy ulgowej, a inne charakteryzuje gnuśność, lenistwo, zgoda na brak samodzielności i taryfę ulgową,
- jedne są samodzielne, bardzo dobrze zrehabilitowane, a inne wolą wypoczywać po "nicnierobieniu", korzystać z pomocy na każdym kroku,
- jedne mieszkają w wielkich miastach, gdzie o wszystko łatwiej, inne w małych miastach i na wsiach.
Jak już wiemy, naszą młodzież łączy przede wszystkim uszkodzenie wzroku. Jest to jednak czynnik, który łączy tylko teoretycznie, gdyż uszkodzenie to występuje w bardzo zróżnicowanym stopniu - od 0,1 do 0,0 normalnej ostrości widzenia, od pola widzenia 30 stopni do zerowego itp.
Wśród naszej młodzieży są osoby, u których występują różne wady widzenia, np. ślepota zmierzchowa, światłowstręt, długi okres adaptacji wzroku do zmieniających się warunków oświetlenia i wiele innych.
Można przyjąć, że osoby słabowidzące funkcjonują podobnie jak ludzie widzący, chociaż mają mniejsze lub większe ograniczenia. Osoby niewidome natomiast zmuszone są stosować odmienne techniki życia codziennego i w odmienny sposób zaspokajać swoje potrzeby. Występuje to szczególnie wyraźnie w przypadku osób całkowicie niewidomych.
Możliwości samodzielnego zaspokajania potrzeb
Zaryzykuję twierdzenie, że słabowidząca młodzież bez dodatkowych niepełnosprawności, o przeciętnej inteligencji i przeciętnie korzystnych cechach osobowości może zaspokajać swoje potrzeby bez pomocy PZN-u ani innego, podobnego stowarzyszenia. To, co oferuje PZN nie jest jej potrzebne, a to, co jest potrzebne, znajdzie bez trudu w instytucjach typu pcpr i PFRON. PZN lub inne stowarzyszenie może być potrzebne osobom słabowidzącym ze złożoną niepełnosprawnością lub takim, dla których ważna jest praca społeczna.
Inaczej wygląda sprawa osób niewidomych, zwłaszcza całkowicie niewidomych. Osoby te potrzebują znacznie więcej pomocy. Tylko najbardziej inteligentne i dobrze do życia przygotowane osoby całkowicie niewidome potrafią samodzielnie zaspokajać większość swoich potrzeb. Osoby te muszą korzystać z różnego rodzaju udogodnień, sprzętu rehabilitacyjnego itp., ale na co dzień radzą sobie doskonale. Takich osób jednak nie ma zbyt wiele. Większość z nich potrzebuje pomocy, specjalnych warunków zaspokajania potrzeb kulturalnych, aktywności fizycznej, uczestnictwa w życiu społecznym itp. Całkowicie niewidomym więc potrzebny jest PZN. Niestety, jak się wydaje, w minimalnym stopniu ułatwia on zaspokajanie ich potrzeb. Świadczy o tym opuszczanie jego szeregów przez liczne rzesze osób z uszkodzonym wzrokiem, a proporcjonalnie najwięcej całkowicie niewidomych.
PZN może być bardzo potrzebny osobom niewidomym ze złożoną niepełnosprawnością. Czy jednak ułatwia im zaspokajanie ich potrzeb?
Nie będę rozszerzać swoich rozważań na tę grupę niewidomych. Jeżeli wielu całkowicie niewidomych uważa, że PZN nie jest im potrzebny i opuszcza jego szeregi, to można przyjąć, że podobnie jest z niewidomymi ze złożoną niepełnosprawnością.
Reasumując można przyjąć, że PZN lub inne podobne stowarzyszenie jest bardzo potrzebne osobom całkowicie niewidomym i niewidomym ze złożoną niepełnosprawnością, w tym młodym. Ale należy też uznać, że obecnie prowadzona działalność nie służy najbardziej potrzebującym. Jest raczej dostosowana do potrzeb starszych osób słabowidzących. W takim stowarzyszeniu młodzież nie może się odnajdywać i nie jest ono potrzebne młodym, zaradnym osobom. Dodam, że istnienie wielu organizacji pozarządowych działających w naszym środowisku nie rozwiązuje też problemów młodych osób niewidomych. Ułatwia natomiast korzystanie w nadmiernym stopniu z ich usług słabowidzącym, którzy nie mają skrupułów, żeby szukać pomocy w kilku takich organizacjach jednocześnie.
Jeżeli więc PZN nie dopracuje się metod działalności, która będzie ukierunkowana na zaspokajanie potrzeb przede wszystkim osób całkowicie niewidomych i niewidomych ze złożoną niepełnosprawnością, nie utrzyma w swych szeregach młodzieży, nie mówiąc już o zaangażowaniu jej w działalność społeczną.
((luty 2012)
W połowie kwietnia 2012 r. odbędzie się kolejny Krajowy Zjazd Delegatów Polskiego Związku Niewidomych. Może to być dla nas bardzo ważne wydarzenie, albo nie mieć żadnego znaczenia. Jak się stanie, być może, zależy również od nas.
Bez wątpienia nie mamy większego wpływu na systemowe rozwiązywanie problemów finansowania działalności PZN, na przywrócenie znaczenia naszej legitymacji, na formalizm w podejściu władz do naszych spraw itp. Nie możemy też spowodować, żeby PZN ponownie zaczął przyznawać dotacje, zapomogi, lektoraty, skierowania sanatoryjne, prewentoryjne i wczasowe.
Z pewnością też nie zainteresują rzesz członkowskich jakieś tam zmiany statutu czy pięknie sformułowane uchwały, a nawet wybór władz. Wszystko to bowiem nie wpłynie na los przeciętnych niewidomych. Celowo nie dodaję "i słabowidzących", bo chcę zastanowić się nad możliwościami objęcia lepszą pomocą właśnie niewidomych i zaproponować działania na ich rzecz.
Sprawę tę uważam za bardzo ważną. Uważam też, że delegaci na Zjazd powinni rzetelnie zająć się tym problemem.
Nawet jeżeli przyjmiemy, że narzekanie całkowicie niewidomych na PZN jest mocno przesadzone i ma raczej charakter subiektywny, to z pewnością statystyki są obiektywne. Są one niedoskonałe, ale oddają pewną prawdę obiektywną i występujące tendencje.
O stale zmniejszającej się liczbie członków PZN, zwłaszcza całkowicie niewidomych pisałem na łamach "WiM" w listopadzie 2009 r., w artykule "Groźna tendencja", pozycja 5.1 oraz w październiku 2011 w artykule "Kryzys czy normalność?", pozycja 6.2.
W tej ostatniej publikacji czytamy m.in.:
"Polski Związek Niewidomych istnieje już 60 lat. Okres ten można podzielić na dwa:
a) od 1951 do 1998 r., w którym następował stały wzrost liczby członków,
b) od 1999 r. do nadal, w którym następuje stały spadek liczby członków".
Nie przedstawiam tu szczegółowych analiz. Osoby zainteresowane mogą zajrzeć do podanych wyżej artykułów. Przytoczę tylko główne liczby za okres od 1998 r. do 2010 r.
"Na koniec 1998 r. PZN zrzeszał 83973 zwyczajnych i podopiecznych członków, a na koniec 2010 roku - 63514. Ogólna liczba członków zmniejszyła się więc o 20459 osób, tj. o 24,4 proc. - prawie o jedną czwartą.
Na początku omawianego okresu całkowicie niewidomych zwyczajnych członków PZN-u było 5848, a na koniec - 3408. Ze Związku ubyło 2440 osób, spadek wyniósł więc 41,7 proc.
Tym samym zmniejszył się udział całkowicie niewidomych w ogólnej liczbie członków - z 7,6 proc. do 5,9 proc. ogółu osób zrzeszonych w PZN-ie.
Liczba członków ze znacznym stopniem niepełnosprawności przez dwanaście lat spadła z 50663 do 32043, czyli o 18620 osób - 36,8 proc.
Porównajmy dane dotyczące osób z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności. Ich liczba w grudniu 1998 r. wynosiła 26736, a dwanaście lat później - 25922 - ubyło 814 osób, czyli 3,0 procent".
Jak widzimy, proporcjonalnie najwięcej ubyło całkowicie niewidomych - 41,7 procent, a najmniej słabowidzących z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności - 3,0 proc.
Uważam, że wymowa przytoczonych liczb jest co najmniej mocno niepokojąca, że czas najwyższy podjąć zdecydowane działania zmierzające do zahamowania tej tendencji.
Spróbuję zaproponować chociażby drobne rozwiązania, które być może będą służyły niewidomym i w rezultacie PZN-owi.
Jak wspomniałem, PZN obecnie nie może prowadzić tak szerokiej działalności jak to dawniej było możliwe, ani dawać, przyznawać, rozdzielać, wyposażać, wspierać i pomagać. Coś jednak może i coś robi.
Koła i częściowo okręgi organizują: wycieczki, spotkania świetlicowe, choinki, spotkania opłatkowe i przy święconym jajeczku, wyjścia do teatru, do kina, czasami na basen, konkursy, zabawy karnawałowe itd. Z działalności tej korzystają jego członkowie. Czy jednak w równym stopniu działalność ta dostępna jest dla wszystkich członków?
Oczywiście, że nie. Są tu różne uwarunkowania, chociażby duże odległości lokalu koła od miejsca zamieszkania czy zły stan zdrowia. To jednak nie wyjaśnia wszystkich trudności.
Moim zdaniem wielu naprawdę niewidomych ma duże problemy z docieraniem do lokalu koła i niechętnie podejmuje ten trud, a są i tacy, którzy sobie nie radzą zupełnie. Jeszcze gorzej jest z udziałem w imprezach organizowanych w wynajmowanych lokalach i w terenie, np. wycieczki, majówki, rajdy. Wielu nie ma bliskich osób widzących, którzy mogą i chcą uczestniczyć z nimi w imprezach świetlicowych, kulturalnych, turystycznych itp. Nawet jeżeli niewidomy ma dorosłe dzieci, to tempo życia jest często tak duże, że nie mogą oni poświęcać zbyt wiele czasu niewidomej matce czy ojcu. Niewidomi najczęściej nie chcą o tym mówić, wstydzą się, wolą rezygnować z udziału w działalności koła PZN. Zdarza się, że ktoś powie: "A nie może Ci pomóc syn, córka, wnuczka?" Takie pytanie wystarczy, żeby unikać okazji do usłyszenia go ponownie. On wie, że syn pracuje po 10 godzin dziennie i dwie następne godziny traci na dojazdy do pracy, że córka ma małe dzieci i pracuje, że wnuczka chodzi do szkoły, dodatkowo na angielski, na tańce, na ćwiczenia gimnastyczne itp. Nie będzie tego wszystkiego tłumaczył osobom postronnym, które i tak nie zawsze zechcą go zrozumieć. Oczywiście, są i tacy, którzy lubią skarżyć się na swoją rodzinę, ale nawet oni nie zawsze lubią słuchać, jeżeli inni negatywnie oceniają ich dzieci czy wnuki.
W rezultacie nie wszyscy całkowicie niewidomi korzystają z działalności Związku, z której mogliby i chcieliby korzystać. Trzeba więc, przynajmniej tak uważam, systemowo ułatwiać im udział w tej działalności i to bez pytania, czy aby nie mógłby robić tego ktoś z rodziny. Podkreślam raz jeszcze, że sama możliwość, iż ktoś będzie się zastanawiał, dlaczego niewidomy nie korzysta z pomocy członków rodziny, sprawi, że wielu zrezygnuje z udziału w działalności Związku.
Myślę, że można by zorganizować grupkę osób słabowidzących i widzących, które podjęłyby się pomagania całkowicie niewidomym, w pokonywaniu drogi z domu do lokalu koła, udzielałyby im pomocy na wycieczkach i majówkach, ułatwiały spotkania z innymi niewidomymi itp. Myślę, że można też znaleźć osoby, które potrafią przekonać niewidomego, żeby od czasu do czasu wyszedł z domu, spotkał się z ludźmi, zabawił się, dowiedział czegoś nowego. Przecież w kołach PZN jest niewielu całkowicie niewidomych, średnio pewnie mniej niż dziesięciu. Z tej liczby, część ze względu na podeszły wiek, zły stan zdrowia, różne obowiązki i różne zainteresowania nie może lub nie chce brać udziału w działalności koła. Zostają może trzy osoby, a w wielkich kołach najwyżej 15 takich osób, które mogłyby korzystać z proponowanej im pomocy.
Kolejnym działaniem na rzecz całkowicie niewidomych, zresztą nie tylko, mogłyby być spotkania tematyczne, których celem byłoby ułatwianie kontaktów osobom o podobnych zainteresowaniach, albo o podobnych problemach.
Można by też tworzyć coś w rodzaju telefonu zaufania, albo zapraszać indywidualnie osoby całkowicie niewidome, oczywiście, z ułatwieniem im pokonania drogi na to spotkanie i powrotnej, porozmawiania z nimi, dowiedzenia się o ich trudnościach, stworzenie możliwości "wygadania się", udzielenie pomocy. Mogłoby to okazać się potrzebne przynajmniej niektórym osobom.
Można by też, co zresztą robią niektóre koła, udzielać pomocy przy załatwianiu spraw w pcpr-ach czy innych instytucjach, informować o istniejących możliwościach, podpowiadać, z czego można skorzystać.
Proponowane formy pomocy, jeżeli udzielane byłyby indywidualnie, a nie w czasie zebrań sprawozdawczo-wyborczych czy informacyjnych, mogłyby stanowić istotną pomoc. Mogłyby też wytwarzać poczucie, że Związek troszczy się o całkowicie niewidomych, że jest potrzebny, że jeżeli nawet nie teraz, kiedyś będzie można z niej skorzystać i można na nią liczyć. A poczucie takie byłoby wielką wartością, która wzmacniałaby znaczenie Związku dla całkowicie niewidomych i innych członków, które ze względów zdrowotnych, złożoną niepełnosprawność, uwarunkowania środowiskowe itp. potrzebują bardziej przemyślanej i skutecznej pomocy.
Z pewnością nie wyczerpałem istniejących możliwości. Być może, moje propozycje są całkowicie albo częściowo chybione. Ale może są one dobrą podstawą do zastanowienia się i zaproponowania lepszych działań, więcej różnorodnych form pomocy, innych sposobów jej udzielania.
Żeby nastąpiła poprawa w omawianej dziedzinie, działacze kół powinni temat ten przemyśleć i przyjąć go do programów działania. Okręgi PZN powinny podpowiadać rozwiązania, zachęcać do podejmowania działań, zbierać dobre doświadczenia i upowszechniać je.
Delegaci na Krajowy Zjazd PZN powinni temat ten zauważyć, przedyskutować i przyjąć program działania na rzecz całkowicie niewidomych. Następnie Zarząd Główny powinien starać się mobilizować okręgi i koła do podejmowania zadań wynikających z potrzeb osób całkowicie niewidomych i przyjętego programu.
Można powiedzieć, że inicjatywa w tych sprawach powinna rodzić się w kołach, w okręgach oraz na szczeblu centralnym. Trzeba zacząć tworzenie systemu informowania o skutecznych formach działalności, zachęcania do jej podejmowania, prowadzenia, doskonalenia i rozszerzania.
Jeżeli Związek podejmie taką działalność i będzie konsekwentnie ją prowadził, całkowicie niewidomi poczują się jako członkowie, a nie balast, nie przynęta do pozyskiwania pieniędzy i nie będą opuszczać szeregów PZN-u.
Myślę, że jest to naprawdę bardzo ważne zagadnienie, bo dotyczy wielu osób całkowicie niewidomych, które nie czują się dobrze w swoim Związku, często nie uważają go za swój i opuszczają jego szeregi.
(sierpień 2008)
XV Zjazd Delegatów Polskiego Związku Niewidomych w swojej uchwale programowej nakreślił między innymi wizję stowarzyszenia. To bardzo dobrze. Łatwiej będzie patrzeć w przyszłość, ustalać cele, które będą podejmowane dla realizacji tej wizji i oceniać istniejący stan stowarzyszenia. Możliwe będzie porównywanie aktualnego stanu z wizją, czyli takim stanem, jaki powinien być.
Dobrze też, że Zjazd sformułował wizję bardzo zwięźle, bez mnóstwa słów, które rozwadniałyby obraz dążeń i przyszłości.
A oto jaki powinien być PZN według przyjętej wizji:
"Polski Związek Niewidomych to organizacja osób niewidomych, słabowidzących i tracących wzrok, dbająca o zaspokojenie ich potrzeb. To skuteczny, kompetentny i niezależny finansowo rzecznik spraw tego środowiska".
Wizję PZN-u nakreśloną przez Zjazd można równie krótko skomentować - oby udało się ją urzeczywistnić. Myślę jednak, że nie będzie to łatwe zadanie. Zupełnie nie widzę możliwości uzyskania niezależności finansowej. A przecież to właśnie niezależność finansowa warunkuje osiągnięcie stanu zbliżonego do przyjętej wizji.
Obecnie PZN, podobnie jak pozostałe stowarzyszenia, musi ubiegać się o pieniądze w ramach różnych programów. Wymaga to wiele pracy i wcale nie daje niezależności finansowej, przeciwnie - uzależnia od instytucji przyznających pieniądze. To z kolei utrudnia pełnienie funkcji postulatywnych, które są niezmiernie ważne dla zaspokajania potrzeb osób niewidomych, słabowidzących i tracących wzrok. Twierdzenie to uzasadnił Stanisław Kotowski w artykule pt. "Ruch niewidomych wczoraj, dzisiaj i jutro" (cz. 3) zamieszczonym w numerze 9(16)/06 "BIT-u". Dlatego obecnie tylko sygnalizuję tę kwestię.
Drugim, ważnym czynnikiem, który kłóci się z niezależnością finansową jest konieczność wnoszenia do każdego projektu własnego wkładu finansowego. Wymóg ten powoduje konieczność posiadania własnych pieniędzy, które należy wydać zgodnie z zasadami przewidzianymi w różnych projektach. Dodam, że zasady te nie są przyjmowane przez władze PZN-u, ustalane są przez czynniki zewnętrzne, nawet bez konsultacji z PZN-em.
Przy zadaniowym systemie finansowania zadań z pewnością nie da się osiągnąć niezależności finansowej. Można powiedzieć więcej - system ten poważnie ogranicza możliwości działania. Gdyby znalazł się sponsor, który chciałby, na obowiązujących zasadach, udzielić osobom niewidomym, słabowidzącym i tracącym wzrok pomocy i przeznaczyć na ten cel sto milionów złotych, PZN nie mógłby przyjąć tych pieniędzy. Nie mógłby, gdyż sto milionów złotych stanowiłoby 80 proc. wartości pomocy. Oznaczałoby to, że PZN musi z własnych środków dołożyć 25 milionów złotych. Nie warto nawet wspominać, że PZN nie ma takiej kwoty.
Mimo że nie widzę możliwości urzeczywistnienia wizji PZN-u, wizja ta bardzo mi się podoba. Życzę więc władzom PZN-u, żeby udało się im rzeczywisty obraz PZN-u chociażby tylko przybliżyć do nakreślonej wizji. Z pewnością będą z tego zadowolone osoby niewidome, słabowidzące i tracące wzrok.
(wrzesień 2008)
W sierpniowym numerze "BIT-u" pisałem o wizji Związku, którą nakreślił XV Krajowy Zjazd Delegatów PZN. Bardzo podobała mi się ta wizja. Wyraziłem jednak obawę, czy może być urzeczywistniona.
Obecnie zajmę się misją PZN-u, którą zawiera uchwała programowa XV Zjazdu. Czytamy: "Tracisz wzrok, u nas uzyskasz pomoc.
Jesteśmy organizacją kompetentną, dzięki której możesz osiągnąć samodzielność i aktywność życiową, zrealizować potrzeby społeczne i zawodowe. Pomagamy niewidomym i słabowidzącym oraz ich bliskim w adaptacji do nowych warunków życia na terenie całego kraju. Udzielamy porad i informacji. Zapewniamy odnalezienie sensu życia poprzez wsparcie psychologiczne w procesie rehabilitacji i integracji. Realizujemy indywidualne i grupowe szkolenia. Wyznaczamy standardy funkcjonowania osób niewidomych i słabowidzących w Polsce. Zmieniamy ich postrzeganie poprzez edukację społeczeństwa. Integrujemy środowisko i jesteśmy jego rzecznikiem".
Można by powiedzieć: "Jest wspaniale, chyba aż warto wzrok utracić". No tak, ale jak to się ma do tej setki kół, która ledwo istnieje? Jak to się ma do tych okręgów, które ledwo dyszą, sobie radzić nie potrafią, a co dopiero pomagać innym? Jak to się ma do bardzo słabego wykorzystywania na cele rehabilitacyjne bydgoskiego ośrodka?
Można by zadać więcej podobnych pytań. Nie to jednak jest moim celem. Gdyby rzeczywiście PZN pełnił taką misję, można by cieszyć się. Prawda jednak jest nieco inna. Chyba władze Związku nie słuchają, co ludzie mówią, chyba nie czytają wypowiedzi na listach dyskusyjnych, nawet tej pezetenowskiej. Gdyby czytały, wiedziałyby, że niewidomi i słabowidzący inaczej oceniają swoje stowarzyszenie. Cóż, pewnie nawał pracy uniemożliwia słuchanie niewidomych i czytanie ich wypowiedzi. Ale mam wrażenie, że nie dotyczy to delegatów na Krajowy Zjazd, którzy przyjęli tę uchwałę. Oni przecież nie są aż tak obciążeni pracą zawodową i społeczną. Ale wszyscy działacze tej miary co delegaci na Krajowy Zjazd, członkowie Zarządu Głównego i członkowie Głównej Komisji Rewizyjnej powinni znać związkowe statystyki, które są wymowne.
Gdyby Związek pełnił swoją misję tak, jak to przedstawiono w uchwale XV Zjazdu, nie traciłby członków. Gdyby opis misji włączyć do wizji, czyli do stanu, do jakiego dążymy, nie miałbym zastrzeżeń. W uchwale jednak przedstawiono to jako misję, jako coś, co istnieje. I pewnie fragmenty tej misji funkcjonują tu i ówdzie.
Niewidomi piszą na listach, że:
- w wielu kołach nawet składki trudno opłacić, bo dyżury są raz na tydzień i to nie zawsze,
- w niektórych kołach rządzą osoby wiekowe, na pomoc których nie ma co liczyć,
- w niektórych okręgach można tylko usłyszeć: "Nic nie możemy zrobić, bo nie ma pieniędzy",
- PZN przekształcił się w urząd, w którym trudno załatwić cokolwiek.
Przytaczam tu pewnie krańcowe opinie, ale o tym wszystkim wyczytać można na środowiskowych listach dyskusyjnych, a podobnych wypowiedzi jest wcale niemało.
Całkowicie niewidomi czują się dyskryminowani. Starsi niewidomi czują się opuszczeni, zaniedbywani przez swoją organizację. Niektórzy skarżą się, że nikt nie chce wykorzystywać ich wiedzy i doświadczeń. W PZN dominują osoby słabowidzące, które o potrzebach osób niewidomych mają blade pojęcie albo jeszcze gorzej - wypaczone pojęcie.
Myślę, że gdyby opis misji poprzedzić słowami piosenki: "Za trzydzieści parę lat, jak dobrze pójdzie..."
"Jesteśmy organizacją kompetentną, dzięki której możesz osiągnąć samodzielność i aktywność życiową, zrealizować potrzeby społeczne i zawodowe..."
Proszę zwrócić uwagę, nawet potrzeby zawodowe... Tymczasem liczba zatrudnionych niewidomych i słabowidzących spadła niepomiernie. Ciekawe, co można poradzić np. zawodowemu kierowcy, który wzrok utracił? To samo dotyczy ekspedientki, mechanika samochodowego, pracownika budownictwa i setki innych zawodów. Część z tych osób posiada wykształcenie zawodowe na poziomie szkoły zasadniczej albo tylko podstawowej. Co im PZN może zaoferować? Komputer z "Homera" i przeszkolenie w posługiwaniu się nim? I do czego ma on im służyć? Nie lepiej sprawa wygląda z osobami o wysokich kwalifikacjach. Prawie że nie mamy w kraju możliwości zmiany zawodu po utracie wzroku. Piszę, "prawie że" bo są pewne możliwości zostania masażystą. Ale to przecież nie wszystkim odpowiada i nie wszystkie problemy rozwiązuje.
Czy można więc mówić, że PZN pełni tak wspaniałą misję?
((marzec `1997)
"Sumienie jest najlepszą książką moralności, jaką posiadamy i której powinniśmy radzić się jak najczęściej"
(Blaise Pascal).
Trwają przygotowania do kolejnego zjazdu PZN. Powołano komisję statutową, odbyły się walne zebrania w kołach, odbywają zjazdy okręgowe. W grudniu odbędzie się zjazd krajowy. Trwają oceny, podsumowania, wybory, opracowuje się plany działania. Może warto by przy tej okazji poradzić się tej "najlepszej książki moralności"?
PZN istnieje po to, by pomagać niewidomym i słabowidzącym. Czy pomoc ta jest wystarczająca? A może mogłaby być skuteczniejsza i bardziej wszechstronna?
Nie wszystko zależy od władz Związku. Podstawą niemal każdej działalności są pieniądze, niezbędne do finansowania działalności naszej organizacji, pomagania niewidomym i słabowidzącym oraz utrzymania rehabilitacyjnych i samorządowych struktur. PZN nie ma dostatecznej ilości własnych pieniędzy, bowiem składki członkowskie i inne wpływy stanowią drobny ułamek potrzeb. Zdecydowana większość wydatków pokrywana jest ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej oraz Ministerstwa Kultury i Sztuki. Instytucje te jednak mają własne poglądy na temat rehabilitacji niewidomych i słabowidzących oraz ich potrzeb i nie wyrażają zgody na finansowanie niektórych form pomocy inwalidom wzroku. Poza tym mają one ograniczone możliwości, dlatego nie można oczekiwać, że będą w wystarczającym stopniu zaspokajały nasze potrzeby i finansowały wszystkie formy działalności.
Lecz nie tylko od pieniędzy wszystko zależy. Można mieć pieniądze i wydawać je bez pożytku dla potrzebujących. Można nie mieć pieniędzy i pomóc wielu ludziom.
Członkowie i działacze Związku nie zawsze czują się odpowiedzialni za jego działalność, prawidłowy rozwój, podejmowane decyzje. U nas, podobnie jak w całym kraju, władze to "oni". Mimo że formalnie wybierane są przez członków, jednak ci ostatni na ogół nie utożsamiają się z nimi. Członkowie, jako zwykli ludzie, są zawsze w porządku, natomiast błędów, zaniedbań, nieprawidłowości albo nawet czegoś gorszego, dopuszczają się władze, czyli "oni". Działacze kół narzekają na zarządy okręgów, działacze okręgowi na władze centralne, a członkowie na wszystkich i nikt nie przyzna, że to on również jest współodpowiedzialny. Pamiętajmy, że: "taki jest rząd, na jaki naród zasługuje".
Wielką bolączką naszej organizacji jest sformalizowanie jej struktur. Często udział w statutowych władzach traktowany jest jako wyróżnienie i nie wiąże się z obowiązkami ani odpowiedzialnością. Powoływane są komisje, rady i inne zespoły, które nie pełnią pożytecznej roli. Oczywiście im niższy szczebel władzy związkowej, tym praca społeczników bardziej konkretna, służąca ludziom. Inaczej jest na szczeblu centralnym. Gdyby na przykład zostały rozwiązane wszystkie komisje Zarządu Głównego nikt, oprócz paru działaczy, nie odczułby ich braku. Bo i po co one istnieją, skoro przy podejmowaniu najważniejszych decyzji ani Zarząd Główny, ani jego prezydium najczęściej nie zasięgają ich opinii. Może zjazd delegatów jest okazją do zastanowienia się nad tym zagadnieniem i podjęcia racjonalnych decyzji?
Nasze środowisko przez 50 lat istnienia zjednoczonego ruchu dopracowało się wielkiego majątku, powołało różne instytucje, spółki itd. Warto zastanowić się, jak nie dopuścić, żeby te związkowe placówki zdominowały Związek, żeby stały się ważniejsze od niewidomych. To przecież one mają służyć niewidomym, a nie odwrotnie.
Nie mamy zorganizowanej opozycji wewnątrzzwiązkowej. Nie kontroluje ona władz Związku, nie tworzy alternatywnych programów, nie informuje opinii związkowej. Bez zorganizowanej opozycji trudno jest prawidłowo rządzić w dłuższej perspektywie czasu. Leszek Kołakowski twierdził: "Nawet gdyby anioła postawić przy korycie, to wcześniej czy później ryj mu wyrośnie" (cytat z pamięci). Władze PZN składają się również tylko z ludzi. Bez kontroli, opozycji, rzetelnej krytyki na dłuższą metę nie mogą ustrzec się poważnych błędów.
Naszą wielką bolączką jest brak przystępnej, wyczerpującej informacji dotyczącej życia organizacji. Niewidomy, który nie bierze czynnego udziału w pracach władz na danym szczeblu, chociażby był geniuszem, nie może orientować się w motywach wielu decyzji, w samych decyzjach i rolach pełnionych przez poszczególnych działaczy. W najlepszym przypadku wie, kto jest w centralnych władzach Związku. Nie wie natomiast, bo nie może wiedzieć, czy jego działalność jest prawidłowa, korzystna, czy nie. Szeregowi członkowie bardzo mało wiedzą o naszej organizacji. Najczęściej nawet nie wiedzą, czego nie wiedzą.
Są też w naszym środowisku tematy tabu, o których nie mówi się publicznie. Proszę zwrócić uwagę na sposób załatwiania państwowych spraw. Dziennikarze wszystkim, od prezydenta, premiera, ministrów, posłów i senatorów poczynając, a na pomniejszych urzędnikach państwowych kończąc, potrafią zadawać mocno kłopotliwe pytania, kwestionować udzielane odpowiedzi, wyłapywać niekonsekwencje, kłamstwa, niedopowiedzenia, niespełnione obietnice. U nas natomiast prawie nikt nie stawia takich pytań. Jawność życia w naszym Związku pozostała na takim poziomie, jaka była za dawnych, "dobrych" czasów. O tym również warto pomyśleć przed zjazdem delegatów.
Nasza demokracja, chociaż istnieje formalnie, ma wielce fasadowy charakter. Ale czyż może być inaczej bez pogłębionej, wnikliwej dyskusji, informacji, bez zorganizowanej opozycji? Takie metody rządzenia nigdzie na świecie się nie sprawdziły, więc jak u nas mogą się sprawdzić? O braku zrozumienia mechanizmów sprawowania władzy PZN świadczą opinie wielu niewidomych, którzy są przekonani, że to etatowi pracownicy rządzą Związkiem. Tak uważają nie tylko szeregowi członkowie, ale także niektórzy członkowie jego władz. Ba, zdarza się nawet, że zgłaszają oni pretensje do podrzędnych pracowników biura ZG PZN za decyzje, które sami podjęli.
Jest w naszym środowisku wiele spraw ważnych i mniej ważnych i dlatego trzeba zadecydować, którymi należy zająć się w pierwszej kolejności. Czy zajmujemy się tymi najważniejszymi? Czy komisja statutowa zaproponuje niezbędne zmiany w naszej związkowej "konstytucji"? Jeżeli ma ograniczyć się jedynie do zmian kosmetycznych, to lepiej nie zmieniać regularnie co cztery lata naszego statutu.
Ważne jest, żeby naszym delegatom na krajowy zjazd PZN nie zabrakło odwagi i woli wniesienia swego wkładu w rzetelne oceny, w program działania i program dostosowawczy oraz statut naszej organizacji. Związek w obecnej formie nie będzie mógł istnieć przez następne dziesiątki lat. Konieczna jest otwarta, odważna, rzeczowa dyskusja, dotycząca weryfikacji wszystkich form działania, ocena stopnia zaspokajania potrzeb niewidomych przez placówki prowadzone przez Związek itp. Być może należy zrezygnować z niektórych działalności, zreorganizować struktury rehabilitacyjne, samorządowe i inne. Być może niezbędne są radykalne zmiany. Takie oceny i decyzje wymagają realizmu, uświadomienia konieczności samoograniczeń, przełamywania stereotypów myślowych, dążenia do zmiany postaw, wymagania od siebie i od innych odpowiedzialności wiążącej się z pełnionymi funkcjami społecznymi. A wszystko to wymaga cywilnej odwagi, głębokich przemyśleń i woli działania. Bez tego nie potrafimy wypracować programu dostosowawczego naszej organizacji do nowych warunków. Jeżeli natomiast tego nie zrobimy, może okazać się, że nie jest ona zdolna do dalszego pożytecznego istnienia. Poradźmy się więc sumienia i postępujmy zgodnie z jego radami.
(grudzień 2012
25 października 2012 odbył się Nadzwyczajny Zjazd Delegatów Mazowieckiego Okręgu PZN. Wybrano nowe Prezydium Zarządu Okręgu w składzie:
- Prezes Zarządu Anna Dąbrowska,
- Wiceprezes Zdzisław Galas,
- Wiceprezes Andrzej Mazur,
- Wiceprezes Jarosław Skarżyński,
- Sekretarz Danuta Porzucek,
- Skarbnik Barbara Wojciechowska.
Tyle na ten temat udało się znaleźć na internetowej stronie okręgu.
Informację tę podpisała Dyrektor Okręgu Mazowieckiego PZN Dorota Data-Pawlak.
Jest również podany skład Okręgowej Komisji Rewizyjnej, ale nie zatrzymuję się nad tym zagadnieniem. Ostatecznie jest to sprawa lokalna i nie musi interesować osób z uszkodzonym wzrokiem z terenu całego kraju. Ważne jest co innego, co moim zdaniem, świadczy o słabości PZN-u.
Odbył się nadzwyczajny zjazd - dlaczego? Otóż to, dlaczego. Członkowie Mazowieckiego Okręgu PZN nic oficjalnego na ten temat nie wiedzą. Nie mam zamiaru powtarzać nieoficjalnych informacji, bo nie chcę nikogo krzywdzić. Oczywiście, delegaci na Zjazd z pewnością wiedzą, jakie były przyczyny tych zmian. PZN jednak nie jest stowarzyszeniem delegatów - jest stowarzyszeniem niewidomych i słabowidzących. No i niektórzy z nich też wiedzą, ale tylko z plotek, bo oficjalnych informacji nie ma.
Brak informacji o tym, co dzieje się w PZN, w całym stowarzyszeniu, w okręgach i w kołach, chociaż w tych ostatnich nieco lepiej, jest, moim zdaniem, jedną z przyczyn stopniowego osłabiania znaczenia Związku i zainteresowania niewidomych członkostwem w tym stowarzyszeniu.
Oczywiście, informacja była zawsze słabą stroną PZN-u. Zawsze występowała niechęć do jawności, tendencja do utajniania wszystkiego, co tego wymagało i tego, co tajności nie wymagało. W czasach jednak, w których bardziej liczyły się dotacje na sprzęt rehabilitacyjny, skierowania na wczasy, skierowania do sanatorium i prewentorium, zapomogi, przywileje i uprawnienia, informacja o charakterze bardziej podstawowym miała mniejsze znaczenie. Ważne było, żeby wiedzieć, co można od PZN-u otrzymać, a tego było wcale sporo. Te czasy jednak minęły. Teraz trzeba szukać sposobów zainteresowania niewidomych i słabowidzących działalnością Związku, bo jest ich w PZN-ie coraz mniej, zwłaszcza najbardziej potrzebujących, czyli całkowicie niewidomych. Obawiam się jednak, że tych sposobów zainteresowania niewidomych członkostwem w PZN-ie nikt, albo prawie nikt, nie szuka.
Uważam, że nie jest to prawidłowy kierunek, w którym podąża PZN. Obawiam się, że w dalszym ciągu PZN będzie tracił członków i znaczenie. I to jest przedmiotem mojej troski.
Drugi problem, na który chcę zwrócić uwagę Czytelników, a przede wszystkim działaczy PZN-u wszystkich szczebli, jest fakt powierzenia najwyższej funkcji w Okręgu osobie, która jest członkiem PZN-u zaledwie dwa miesiące - jak mi powiedziała pani prezes, do PZN-u należy od sierpnia, a wybrana została na funkcję przewodniczącej ZO 25 października.
Pani przewodnicząca Anna Dąbrowska jest osobą słabowidzącą i, jak mi powiedziała, ma doświadczenie w pracy podobnych stowarzyszeń.
Szanowni Państwo, nie piszę nic przeciwko pani prezes Annie Dąbrowskiej. Nie znam pani prezes. Rozmawiałem z nią tylko przez telefon i to krótko. Nie na tym polega mój problem, że jest to niewłaściwa osoba. Tego nie wiem i mam nadzieję, że tak nie jest. Pani prezes życzę sukcesów w pracy na rzecz niewidomych i słabowidzących Okręgu Mazowieckiego PZN oraz zadowolenia z tej pracy. Jestem również członkiem tego okręgu i być może kiedyś będę potrzebował pomocy. Chciałbym, żebym ja i członkowie PZN-u, mogli korzystać z pomocy Związku, jeżeli zajdzie taka potrzeba.
Jeszcze raz podkreślam, że nie mam nic przeciwko pani prezes. Uważam jednak, że powierzenie najwyższej funkcji społecznej w okręgu, w tak wielkim okręgu, jakim jest mazowiecki, świadczy o słabości stowarzyszenia.
Działalność w "podobnych stowarzyszeniach" z pewnością daje doświadczenia, ale przecież nie znajomość problematyki osób niewidomych i słabowidzących, ich potrzeb, możliwości i różnorodnych uwarunkowań. Pani Anna Dąbrowska jest osobą słabowidzącą i pewnie aktywną społecznie. Czy to jednak wystarczy? Może tak, ale fakt, że w wielkim okręgu trzeba było sięgnąć po nową i mało znaną osobę, naprawdę świadczy o słabości PZN-u.
Najpierw brakowało chętnych do pracy w kołach, a teraz zaczyna brakować w okręgach i naczelnych władzach statutowych. W takich warunkach nie może być mowy o walce wyborczej na programy, na pomysły, o żadnej walce wyborczej. Trzeba brać to, co jest. Aż się chce pomarzyć o takiej sytuacji, jaka była w PZPN, gdzie o najwyższą funkcję walczyło aż pięciu kandydatów. W PSL, wprawdzie było tylko dwóch kandydatów, ale każdy z nich przedstawiał swoją wizję Stronnictwa. A u nas?
Pani prezes Annie Dąbrowskiej raz jeszcze gratuluję i życzę sukcesów w rozwiązywaniu środowiskowych problemów. Raz jeszcze zapewniam, że nie krytykuję pani prezes, że nie mam do tego podstaw. Raz jeszcze też zwracam się do wszystkich myślących członków PZN, ratujmy nasz Związek. Szukajmy nowej formuły jego istnienia i działania, bo stara się przeżyła, a niewidomi i słabowidzący ciągle potrzebują pomocy.
(listopad 2009)
Starsze osoby w Polskim Związku Niewidomych przyzwyczajone są do stałego wzrostu szeregów tego stowarzyszenia. Byliśmy dumni, że jest nas dużo i coraz więcej. Obiektywnie rzecz ujmując, nie był to powód do dumy. PZN jednak udzielał niewidomym i słabowidzącym różnorodnej pomocy materialnej i niematerialnej. Z tego punktu widzenia, im większa liczba osób z uszkodzonym wzrokiem była objęta pomocą, tym lepiej. Powiększanie się szeregów PZN-u mogło więc być powodem do zadowolenia.
Dlaczego od 1999 roku liczby członków Polskiego Związku Niewidomych stale maleje? Nad tym pytaniem zastanawia się pewnie wiele osób. Wielu niewidomych i słabowidzących zastanawia się też, czy warto nadal należeć do Związku.
Spróbujmy zatem zinterpretować niektóre fakty i liczby, określić przyczyny itd.
Proszę zwrócić uwagę, że nic z tego, co napiszę na ten temat, nie będzie skierowane przeciwko obecnym władzom PZN-u. Spadek liczby członków rozpoczął się już w 1999 roku, czyli 5 lat wcześniej, niż one nastały. Przez pierwsze 5 lat występowania tendencji spadkowej byłem członkiem Prezydium ZG i jeżeli ktoś zechce traktować tę analizę jako atak na władze PZN-u, to musi przyjąć, że również siebie atakuję. Nie mam jednak zamiaru - jak już napisałem - występować przeciwko władzom. Moim celem jest uświadomienie wszystkim myślącym osobom w naszym środowisku wagi zagadnienia i podzielenie się troską o przyszłość ruchu niewidomych w Polsce.
"Pochodnia" o liczbie członków
W sierpniowym wydaniu "Pochodni" w rubryce "Z obrad prezydium i plenum ZG PZN" Wiesława Kowalska pisze:
"Jak co roku pod koniec czerwca prezydium, a następnie plenum Zarządu Głównego spotkało się w celu podsumowania działalności Związku za minione dwanaście miesięcy. Tym razem chodziło o rok 2008. (...)
Podsumowano również stan osobowy PZN. Liczba zwyczajnych i podopiecznych członków Związku na koniec 2008 r. wynosiła 67.886 osób, co stanowi spadek o 0,9 proc. w stosunku do liczby członków na koniec 2007 roku. Tendencja spadkowa utrzymuje się od kilku lat. Różnie jest jednak w poszczególnych rejonach Polski. Są okręgi PZN (Opolski, Podlaski, Śląski, Świętokrzyski, Zachodniopomorski), w których odnotowano wzrost liczby członków. W kilku okręgach liczba osób należących do stowarzyszenia nie zmieniła się. Należy jednak zauważyć, że od lat, z roku na rok, coraz więcej nowych osób przystępuje do naszej organizacji, co świadczy o tym, że PZN jest jedynym miejscem, gdzie nowo ociemniali mogą otrzymać pomoc w trudnej sytuacji życiowej. W roku sprawozdawczym przyjęto do Związku 4174 nowych członków, w tym 3611 zwyczajnych. Pomoc tym osobom i ich rehabilitacja, to priorytetowe zadanie stojące przed władzami poszczególnych okręgów PZN".
***
Zmniejszenie się liczby członków o 0,9 proc. w ciągu roku nie powinno budzić wielkiego niepokoju. Pamiętajmy jednak, że Krajowy Zjazd Delegatów Polskiego Związku Niewidomych w marcu 2008 roku wydłużył z sześciu do dwunastu miesięcy okres, w którym można zalegać z opłatą składek członkowskich bez narażania się na wykreślenie z listy członków. Gdyby nie ta zmiana, odsetek osób występujących ze Związku byłby z pewnością większy. Ponadto tendencja spadkowa występuje od dziesięciu lat, a to już trzeba uznać za niepokojące.
Należy dodać, że zarządy okręgów są zainteresowane wykazywaniem dużej liczby członków, gdyż od tego sporo zależy, m.in. wzmacnia to motywację wniosków o przyznanie dofinansowania do różnych zadań. Dlatego osoby, które nie opłacają składek członkowskich, nie zawsze są skreślane z listy członków w terminach przewidzianych statutem.
Zachodzi więc obawa, że faktyczna liczba członków PZN-u jest mniejsza, niż wynika to ze statystyk.
Są to jednak tylko domniemania. Znacznie lepiej trzymać się konkretnych liczb.
W tym miejscu należy tylko dodać, że przyjęcie w ubiegłym roku do PZN-u 4174 nowych członków nie było rekordowe na przestrzeni wielu lat. O ile dobrze pamiętam, były lata, w których przyjmowano rocznie grubo ponad 5 tysięcy nowych członków.
PZN w liczbach w ciągu dziesięciu lat
Do 1998 roku liczba zwyczajnych i podopiecznych członków Związku stale wzrastała i osiągnęła na koniec 1998 roku łącznie 83507 osób. Od 1999 roku członków PZN-u ubywa.
Gdybyśmy mogli przeprowadzić pogłębioną analizę porównawczą, doszlibyśmy prawdopodobnie do interesujących wniosków. "Pochodnia" z sierpnia br. podaje, że w niektórych województwach nie tylko nie odnotowano spadku, ale nastąpił wzrost liczby członków. Wielkości tych jednak nie mogę porównać z analogicznymi danymi z poprzednich lat. Konieczne byłoby bowiem wertowanie rocznych sprawozdań w Centralnej Bibliotece PZN, a obecnie takich możliwości nie mam.
Jeszcze ciekawsze byłoby zestawienie danych z uwzględnieniem: stopnia niepełnosprawności, posiadania faktycznych możliwości widzenia, wieku, miejsca zamieszkania (na terenach wiejskich czy w miastach), i odniesienia tych informacji do różnych grup członków PZN. Niestety, takich informacji również nie mogę przytoczyć z podanych wyżej przyczyn. Ponadto statystyki prowadzone przez PZN nie uwzględniają wszystkich czynników, które mogą mieć znaczenie dla prawidłowego wnioskowania. Mogę natomiast przedstawić ogólne dane, dotyczące początku i końca tej dekady.
Podstawowe dane liczbowe z lat 1998-2008
Jak już podałem, na koniec 1998 roku Polski Związek Niewidomych zrzeszał 83973 zwyczajnych i podopiecznych członków, a na koniec 2008 roku - 67886. Ogólna liczba członków zmniejszyła się więc o 16087 osób, czyli o 19,12 proc. Jest to ogromny spadek. Ze stowarzyszenia odszedł prawie co piąty członek. Konieczne jest poszukiwanie przyczyn tego zjawiska. Najprawdopodobniej potrzeby tysięcy niewidomych i słabowidzących nie zostały zaspokojone. A takiego stanu rzeczy nie wolno lekceważyć.
Niezależnie od tego stwierdzenia warto porównać przynajmniej liczby dotyczące roku 1998 i roku 2008 w odniesieniu do:
a) osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności, z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności oraz osób całkowicie niewidomych,
b) zwyczajnych i podopiecznych członków.
To musi nam tymczasem wystarczyć. Być może znajdzie się ktoś, kto podejmie się przeprowadzenia pogłębionych badań omawianego zjawiska. Wówczas będzie można wyciągnąć pełniejsze wnioski.
***
Na początku analizowanego okresu całkowicie niewidomych zwyczajnych członków PZN-u było 5848, a na koniec - 3665. Ze Związku ubyły 2183 osoby, spadek wyniósł więc 37,33 proc.
Zwróćmy uwagę na te liczby i porównajmy je z ogólnym zmniejszeniem się liczby członków. Ogólna liczba zmniejszyła się o 19,12 proc., natomiast liczba całkowicie niewidomych - o 37,33 proc. W tym przypadku spadek jest niemal dwa razy większy.
Tym samym zmniejszył się udział całkowicie niewidomych w ogólnej liczbie członków. W 1998 roku stanowili oni 7,56 proc., a 10 lat później - 5,95 proc. ogółu osób zrzeszonych w PZN-ie.
Moim zdaniem, fakt ten powinien być potraktowany przez władze Związku bardzo poważnie. PZN powinien pomagać przede wszystkim całkowicie niewidomym, gdyż właśnie oni znajdują się w najtrudniejszej sytuacji, nie licząc osób ze złożoną niepełnosprawnością. To jednak jest odrębnym zagadnieniem i pomijam je, żeby zbytnio nie komplikować tego opracowania.
Liczba członków ze znacznym stopniem niepełnosprawności przez 10 lat spadła z 50663 do 35085, czyli o 15578 osób (30,75 proc.). Spadek był tu o ponad 11 proc. większy niż przeciętny. Tak więc zmniejszył się również procentowy udział osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności. W 1998 roku stanowili oni 65,46 proc. ogółu członków, a na koniec 2008 roku - 56,92 proc.
Mamy więc kolejne wyniki, które wskazują, że osoby z wyższym stopniem niepełnosprawności częściej opuszczają szeregi PZN-u niż osoby z jej niższym stopniem.
Porównajmy więc dane dotyczące osób z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności. Ich liczba w grudniu 1998 roku wynosiła 26736, a 10 lat później - 26552. Członków z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności ubyło tylko 184, czyli 0,68 proc. Można przyjąć, że taki wynik mieści się w granicach błędu statystycznego i liczba tych członków nie uległa zmianie. Bez wątpienia natomiast wzrósł procentowy udział tych osób w stosunku do ogółu członków. W 1998 roku stanowili oni 34,54 proc. ogółu - nieco więcej niż 1/3, a w 2008 roku - 43,08 proc., czyli ponad 2/5. Są to przekonujące liczby, świadczące o tym, że PZN staje się coraz bardziej stowarzyszeniem osób słabowidzących. Dodajmy, że zdecydowana większość osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności to również osoby słabowidzące. Fakt ten wzmacnia powyższe twierdzenie.
Dla pewności porównajmy jeszcze stan członków podopiecznych. Być może osoby całkowicie niewidome nie opuszczały szeregów PZN-u, lecz zmieniały swój status z członków zwyczajnych na podopiecznych. Niestety, nie udało mi się uzyskać informacji na temat stopnia niepełnosprawności członków podopiecznych. Porównuję więc tylko ogólne liczby.
Na początku omawianych dziesięciu lat PZN zrzeszał 6574 podopiecznych członków, a na koniec - 6249. Ich liczba zmniejszyła się o 325 osób (4,94 proc.). Gdyby przyjąć, że zwyczajni członkowie ze znacznym stopniem niepełnosprawności oraz osoby całkowicie niewidome często zmieniały swój status z członków zwyczajnych na podopiecznych, powinniśmy stwierdzić poważny ich wzrost. Tymczasem i tu nastąpił spadek.
Może więc prawdziwe są głosy osób całkowicie niewidomych, że nie czują się dobrze w PZN-ie, że są dyskryminowani?
A może postęp okulistyki spowodował tak znaczące zmniejszenie się liczby osób całkowicie niewidomych i osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności z tytułu poważnego osłabienia wzroku?
Nie potrafię odpowiedzieć na te ani podobne pytania. Odpowiedź jednak jest konieczna, jeżeli chcemy znać prawdziwy stan środowiska osób z uszkodzonym wzrokiem oraz starać się dostosowywać działalność PZN-u do potrzeb osób najbardziej potrzebujących pomocy - całkowicie niewidomych i tych ze złożoną niepełnosprawnością.
Jak wiadomo, statystyki pokazują dużo, ale nie wszystko. Tym trudniej jest wyciągnąć z tak fragmentarycznych informacji i tak niedoskonałych statystyk w pełni wiarygodne wnioski. Informacje te jednak powinny zmobilizować władze PZN-u do podjęcia pogłębionych analiz porównawczych. Mam nadzieję, że zlecą one przeprowadzenie niezbędnych badań i głęboko zastanowią się nad wnioskami, które z nich wynikną. Ale i bez takich analiz można pokusić się o wnioski, pobudzające do refleksji nad stanem Polskiego Związku Niewidomych i szerzej - środowiska osób z uszkodzonym wzrokiem.
Władze PZN-u o zmniejszaniu się liczby członków
Sprawozdanie z działalności Polskiego Związku Niewidomych w minionej kadencji zawiera próbę wyjaśnienia opuszczania jego szeregów przez wielu niewidomych i słabowidzących. Zastanówmy się nad tymi ocenami.
Czytamy:
"Zjawisko to było przedmiotem wielu wewnętrznych analiz i dyskusji w różnych gremiach zarządczych. Za przyczyny uznaje się:
- porządkowanie ewidencji,
- wykreślenie w roku 2002 legitymacji PZN z oficjalnego wykazu dokumentów potwierdzających niepełnosprawność uprawniającą do różnych ulg i świadczeń,
- nadmierne oczekiwania członków w stosunku do możliwości udzielania im pomocy, w szczególności w postaci konkretnych dóbr materialnych,
- niedostateczna informacja o organizacji,
- brak służb Public Relations".
***
Obawiam się, że jest to powierzchowne przedstawienie przyczyn kryzysu.
Porządkowanie ewidencji nie wyjaśnia sprawy. Jest ona i była porządkowana od czasu powstania Związku. Nie jest czymś wyjątkowym, występującym tylko w minionej kadencji. Podobnie ma się rzecz z niedostateczną informacją o organizacji i brakiem służb public relations. Służby takie nigdy nie istniały, a i na niedostateczną informację zawsze były utyskiwania.
Inaczej wygląda sprawa z legitymacją PZN-u. Fakt, że przestała pełnić funkcję dokumentu rangi urzędowej, jest ważną przyczyną utraty zainteresowania jej posiadaniem. Pamiętać jednak należy, że spadek liczby członków zaczął się trzy lata wcześniej, niż legitymacja PZN-u przestała być dokumentem honorowanym przez PKP i PKS oraz inne instytucje.
Za poważną przyczynę należy też uznać "nadmierne oczekiwania członków w stosunku do możliwości udzielania im pomocy w szczególności w postaci konkretnych dóbr materialnych". Wypada jednak zastanowić się, czy oczekiwania te zawsze są nadmierne oraz w jakim stopniu potrzeby osób niewidomych i słabowidzących są zaspokajane.
Myślę, że przyczyny podane przez władze Związku nie wskazują najważniejszych powodów malejącego zainteresowania niewidomych i słabowidzących PZN-em oraz nie prowadzą do wniosków, które mogłyby się przyczynić do zahamowania niekorzystnych tendencji.
Moim zdaniem, największe znaczenie ma tutaj słaba działalność wielu ogniw podstawowych. Teoretycznie koła powinny pełnić najważniejszą rolę w PZN-ie. Tak być powinno, lecz bardzo często tak nie jest.
Są koła, które nie prowadzą niemal żadnej, a może w ogóle żadnej działalności. Nie wiem, ile jest takich jednostek, ale z pewnością co najmniej kilkadziesiąt. Znacznie więcej kół prowadzi działalność bardzo ubogą. Ogranicza się ona do jednej lub dwóch wycieczek rocznie, jednej lub dwóch pielgrzymek rocznie, spotkania opłatkowego i przy święconym jajeczku, paczek świątecznych dla części członków oraz udziału w jakimś szkoleniu I Na tym się kończy cała oferta. Może by to i nie było najgorsze, bo jednak w planach i sprawozdaniach widnieje kilka imprez. Słabością jest jednak fakt, że w tych wycieczkach, pielgrzymkach, spotkaniach i szkoleniu uczestniczą w większości te same osoby. Zdarza się też, że ci sami ludzie otrzymują również paczki świąteczne. W rezultacie z działalności koła korzysta kilkanaście, no, może 20 proc. członków. Reszta płaci składki - albo i nie płaci - i do tego sprowadza się ich członkostwo.
Jeżeli nawet np. PZN centralnie zorganizuje pierwszorzędne, efektywne, potrzebne i pożyteczne szkolenia dla stu czy dwustu osób, to weźmie w nim udział jeden na kilkuset członków. Jeżeli zorganizowana zostanie zagraniczna wymiana, w ramach której do kilku krajów wyjedzie 30 osób, oznacza to, że pojedzie jeden na ponad dwa tysiące członków. Nie stanowi to wielkiej motywacji do opłacania składek członkowskich. Koła natomiast powinny zainteresować swoją działalnością znacznie więcej osób. Czy jednak jest to możliwe wyłącznie w oparciu o zaangażowanie działaczy społecznych?
Ważną przyczyną kryzysu jest fakt, że większość potrzeb materialnych osób niewidomych i słabowidzących zaspokajają powiatowe centra pomocy rodzinie oraz Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. PZN ma niewielkie możliwości w tym zakresie. W tej sytuacji Związek powinien skupić się na zaspokajaniu przede wszystkim szeroko rozumianych potrzeb rehabilitacyjnych oraz organizowaniu usług np. przewodników dla osób całkowicie niewidomych mieszkających samotnie oraz udzielaniu pomocy osobom w podeszłym wieku, które nie mają rodzin chętnych do opieki nad nimi, a także małżeństwom dwojga niewidomych wychowujących małe dzieci. Nie są to jednak łatwe zadania.
Po pierwsze, chyba większość członków PZN, poza zaopatrzeniem w pomoce optyczne i może sprzęt komputerowy, nie potrzebuje żadnej rehabilitacji.
Po drugie, potrzeby rehabilitacyjne są bardzo słabo uświadamiane przez wiele osób z uszkodzonym wzrokiem i niemal zupełnie nie są uświadamiane przez nowo przyjmowanych do Związku oraz ich rodziny. Nowo ociemniali i wielu słabowidzących rozumie tylko potrzebę leczenia oczu i pomocy o charakterze socjalnym. Dlatego subiektywnie odczuwane potrzeby rehabilitacyjne są zdecydowanie mniejsze od potrzeb istniejących obiektywnie.
Po trzecie, przy dofinansowywaniu, a nie finansowaniu zadań rehabilitacyjnych oraz przy dofinansowywaniu zadaniowym ani PZN, ani żadne inne stowarzyszenie tego typu nie ma możliwości prowadzenia działalności rehabilitacyjnej w sposób ciągły i na wysokim poziomie.
W rezultacie PZN nie ma możliwości udzielania takiej pomocy, jakiej ludzie oczekują. Nie ma też dostatecznych możliwości efektywnego prowadzenia działalności rehabilitacyjnej, poczynając od przekonywania o jej potrzebie przez rehabilitację podstawową oraz zawodową do psychicznej i społecznej.
PZN nie opanował umiejętności udzielania praktycznej, codziennej pomocy wyżej wymienionym grupom osób z uszkodzonym wzrokiem. Zawsze łatwiej było organizować wczasy, szkolenia i turnusy rehabilitacyjne, wycieczki, imprezy integracyjne, działalność świetlicową itp. Organizacja praktycznych, codziennych usług wymaga pozyskiwania widzących współpracowników, systematyczności, wielkiego zaangażowania i chyba etatowych jej koordynatorów. Dodam, że niełatwo wykazać się rezultatami takiej działalności, gdyż dotyczy ona stosunkowo niewielkiej liczby członków PZN-u i występują poważne trudności w jej prowadzeniu. Dlatego PZN skupia się głównie na tradycyjnej działalności, z której korzysta tylko niewielka liczba bardziej aktywnych członków.
Reasumując, można stwierdzić, że PZN nie zaspokaja istotnych potrzeb dużej części swoich członków. I to jest, moim zdaniem, główna przyczyna zmniejszania się liczby członków Związku.
Takie stwierdzenie jednak nie prowadzi do wniosków, które mogą wpłynąć na poprawę sytuacji. PZN ani inne stowarzyszenie zrzeszające osoby z uszkodzonym wzrokiem nie może zmienić systemu dofinansowywania działalności rehabilitacyjnej ani pozyskać pieniędzy na zatrudnienie koordynatorów usług świadczonych osobom najbardziej potrzebującym pomocy.
Nie wiem, jak obecnie powinien wyglądać ruch niewidomych, czym powinny zajmować się organizacje pozarządowe działające na ich rzecz. Wiem natomiast, że przemilczanie trudnych problemów, niepodejmowanie prób ich zdefiniowania i rozwiązywania oraz przyjmowanie, że winni są niewidomi i słabowidzący, bo mają wygórowane oczekiwania, do niczego nie doprowadzi. Ruch niewidomych i organizacje działające w tym środowisku będą obumierać. Poszukiwanie rzeczywistych przyczyn kryzysu i prób jego przezwyciężania może natomiast przynieść pożądane rezultaty.
Osobiste refleksje
W 1958 roku mieszkałem w małym miasteczku. Miałem 20 lat bez kilku miesięcy i ukończoną drugą klasę szkoły powszechnej (podstawowej). Z takim dorobkiem wystartowałem w samodzielne życie. No i znalazłem pracę zawodową, możliwości uzupełniania wykształcenia, założenia rodziny i wychowania trojga dzieci. Uważam, że miałem bogate życie, przede wszystkim w pracę, ale i mój poziom życia materialnego nie odbiegał zbytnio od przeciętnego w kraju.
Oczywiście, sam bym nic nie osiągnął. Pomagał mi PZN i Białostocka Spółdzielnia Niewidomych. Dodam, że wówczas było tylko jedno stowarzyszenie cywilnych niewidomych, tj. PZN, no i spółdzielczość niewidomych, która oferowała nie tylko pracę, lecz i możliwości zamieszkania w hotelu robotniczym (internacie).
Otrzymywałem stypendium lektorskie, dotacje na zakup sprzętu rehabilitacyjnego i możliwości zarobkowania. Wyjeżdżałem też na czterotygodniowe obozy rehabilitacyjne, organizowane dla młodzieży uczącej się. Miałem również szanse sprawdzenia się w działalności społecznej, w sekcji młodzieży uczącej się i nie tylko. Myślę, że wszystko to wykorzystywałem optymalnie i niczego nie zmarnowałem.
Zastanawiam się, kto i jak mógłby obecnie pomóc młodemu człowiekowi z podobnym dorobkiem życiowym, jaki ja miałem przed pięćdziesięciu laty. Obawiam się, że oprócz warsztatów terapii zajęciowej, bez możliwości zamieszkania, nikt nie mógłby mi nic zaproponować, a że w pobliżu mojej miejscowości nie ma takich warsztatów... Być może miałbym szczęście i zostałbym skierowany do domu pomocy społecznej na kilkadziesiąt lat życia. Wspaniałe perspektywy!
A może się mylę? Może i teraz PZN lub inna organizacja potrafiłaby pomagać mi tak efektywnie, jak robił to PZN przed laty?
Obawiam się, że dla przeciętnie uzdolnionych dorosłych osób ociemniałych nie mamy żadnych propozycji. Jednostki wybitne i o inteligencji ponadprzeciętnej, zdeterminowane, które mają silną wolę walki o swoje miejsce w społeczeństwie, poradzą sobie bez szczególnej pomocy PZN-u. Osoby o inteligencji poniżej przeciętnej, ze słabą osobowością i dotknięte złożoną niepełnosprawnością, zostaną skierowane na warsztaty terapii zajęciowej lub do domów pomocy społecznej, i to im wystarczy. Oczywiście, jest to uproszczony obraz, ale ułatwia zrozumienie problemu.
Osób przeciętnych nie mamy jednak dokąd skierować w przypadku konieczności zmiany zawodu, nie mamy dla nich pracy, jeżeli pochodzą ze wsi lub małego miasteczka, a i w dużych miastach nie oferuje im się zbyt wiele. Możemy ich zaprosić na turnus rehabilitacyjny, na którym nie zawsze jest rehabilitacja, na imprezę integracyjną, na szkolenie w poszukiwaniu pracy. Czy to naprawdę wszystko? Czy jesteśmy w stanie zaproponować dużo więcej? A jeżeli nie, to czy możemy dziwić się, że wiele osób nie interesuje działalność PZN-u i innych podobnych stowarzyszeń?
(czerwiec 2012)
Zjazd obradował w Warszawie w dniach 17 do 19 kwietnia. Obrady przebiegały w spokojnej, kulturalnej atmosferze. Zjazd przyjął, co miał przyjąć, uchwalił, co miał uchwalić i dokonał wyborów.
Czy jednak ta spokojna, kulturalna atmosfera świadczy o sile Związku, o stabilnym rozwoju, o jasnych perspektywach? Są powody do obaw, że świadczy o wręcz czymś innym, o marazmie, o obojętności delegatów i braku zainteresowania przyszłością PZN-u.
Mam nadzieję, że "Biuletyn Informacyjny Pochodni" i "Pochodnia" zamieszczą relację z obrad. Jak czytelnicy wiedzą, nie byłem godny, żeby uczestniczyć w tym wydarzeniu. Tym samym nie mogę przekazać Państwu relacji odzwierciedlającej przebieg obrad. A szkoda, bo jest to, a przynajmniej powinno być, najważniejsze wydarzenie w okresie czterech lat. Podsumowanie czteroletniej kadencji władz PZN-u, przyjęcie programu działania na następne cztery lata i wybór ludzi, którzy powinni realizować ten program, powinno interesować wielu członków stowarzyszenia. Czy jednak tak było?
(Prezydium Zarządu Głównego PZN odmówiło mi akredytacji prasowej na Zjeździe. - Przypis autora)
Zainteresowanie problematyką zjazdową przed i po Zjeździe
"Pochodnia" - organ prasowy PZN w pierwszym swym numerze z 2012 r. (styczeń i luty) zamieściła tylko informację, że w numerze nie ma żadnej publikacji poświęconej problematyce zjazdowej ponieważ nikt takiej nie przysłał. Redakcja wyraziła nadzieję, że w następnym numerze będzie inaczej. Nie było. W drugim numerze z br. (marzec kwiecień) nie ma najmniejszej wzmianki o tak ważnym wydarzeniu jak Krajowy Zjazd Delegatów.
Jak Państwo wiedzą, lista dyskusyjna PZN-u została zlikwidowana, a na jej miejsce powołano trzy nowe, w tym dwie dla niewidomych i słabowidzących oraz jedną dla rodziców dzieci niewidomych. Na dwóch pierwszych nie znalazłem najmniejszej wzmianki o zbliżającym się Zjeździe, o jego obradach ani o wynikach po zakończeniu obrad. Nie jestem uczestnikiem listy dla rodziców dzieci niewidomych. Przypuszczam jednak, że i tam nie było nadmiaru informacji o Zjeździe, jego obradach, programie i wyborach.
Na liście dyskusyjnej Typhlos, która stała się najważniejszym forum dyskusyjnym naszego środowiska po zlikwidowaniu tej pezetenowskiej też nie znalazłem żadnej wypowiedzi na tematy, które powinny być przedmiotem obrad Zjazdu. Nie znalazłem żadnych uwag, żadnych postulatów, żadnej krytyki ani pozytywnych ocen.
Wygląda na to, że tylko czytelnicy "Wiedzy i Myśli" mogli coś niecoś przeczytać na tematy zjazdowe. Cóż, "WiM" jest czasopismem wyklętym, trefnym, szkodliwym, więc się nie liczy.
Być może, "Pochodnia" w trzecim swoim numerze zamieści jakieś informacje. Może zrobi to "BIP". Może, ale tymczasem problematyka ta interesowała tylko redakcję "WiM".
Obawiam się, że ten brak zainteresowania świadczy o głębokim kryzysie naszej organizacji. Chyba jeszcze tak nie było w sześćdziesięcioletniej historii PZN-u, żeby jego organ tak się oderwał od bieżących wydarzeń i nie zauważał nawet tego, co jest najważniejsze w życiu organizacji. I chyba nigdy nie wystąpił taki brak zainteresowania członków PZN działalnością ich stowarzyszenia.
Wybory
W tym miejscu pragnę tylko zauważyć, że do Prezydium ZG PZN wybrano samych weteranów. Wyjątek stanowi Dorota Moryc, która po raz pierwszy uczestniczyć będzie w pracach tego gremium. Z pozostałych osób najkrótszy staż ma Zenon Bryja, który był członkiem Prezydium ZG PZN przez jedną kadencję, a teraz został ponownie wybrany po czterech latach przerwy.
Dobrze jest czy źle, że rządzić będzie "stara gwardia", to się okaże. Może być i tak, i tak. Nie jestem wróżką, więc nie będę przewidywać. Chcę zwrócić Państwa uwagę na coś innego.
XIV Zjazd PZN odbył się w marcu 2004 r. Wybory wówczas wyglądały zupełnie inaczej, chociaż najważniejszą funkcję powierzono tej samej osobie. Wówczas jednak Anna Woźniak-Szymańska została wybrana w drugiej turze spośród trzech kandydatów.
W kwietniu 2008 r. odbył się XV Krajowy Zjazd Delegatów. Na funkcję przewodniczącej ZG PZN ponownie została wybrana Anna Woźniak-Szymańska. Było również trzech kandydatów, ale tym razem Zjazd dokonał wyboru już w pierwszej turze.
W bieżącym roku Anna Woźniak-Szymańska nie miała kontrkandydatów. Czy świadczy to o tym, że jest tak dobra?
Warto jeszcze przypomnieć sobie, jak przebiegały wybory na funkcję wiceprzewodniczących ZG PZN.
W 2004 r. o wybór na funkcje wiceprzewodniczących toczyła się ostra walka wyborcza. Zgłoszono aż dziesięciu kandydatów. W trzech turach nie dokonano wyboru. Do czwartej tury zgłoszono nowych kandydatów i została wybrana Elżbieta Cieślak.
W kwietniu 2008 r. do wyborów na funkcje wiceprzewodniczących stanęło ośmioro kandydatów. Tym razem wystarczyły dwie tury wyborów i troje kandydatów weszło w skład Prezydium.
W br. do wyborów stanęło tylko czworo kandydatów i bez trudu wybrano spośród nich troje wiceprzewodniczących ZG PZM.
Tak wyglądały wybory na trzech kolejnych Zjazdach. Nie omawiam tu powoływania w skład Prezydium ZG PZN sekretarza generalnego i skarbnika, gdyż nie należy to do kompetencji Zjazdu, wyboru dokonuje Zarząd Główny. Pomijam również wybory do GKR i Sądu Koleżeńskiego. Uważam, że do wyciągnięcia wniosków wystarczą podane wyniki wyborów do Prezydium ZG PZN, gdyż to ono sprawuje bieżącą władzę i podejmuje najwięcej decyzji, chociaż Zarząd Główny jest najwyższą władzą między zjazdami, w praktyce najwięcej zależy od jego prezydium.
Z podanych informacji wynika, że słabnie zainteresowanie pełnieniem funkcji w najwyższych władzach PZN-u. Według mojej oceny, nie świadczy to dobrze o stanie PZN-u, lecz o coraz większej obojętności elit związkowych, o marazmie i braku perspektywicznej wizji rozwoju stowarzyszenia. Do niedawna głównie w kołach wybory odbywały się na zasadzie "łapanki". Potem i w okręgach kandydaci na przewodniczących zarządów zaczęli coraz częściej występować solo, a teraz tendencja ta dotarła na krajowe zjazdy.
Cele strategiczne działalności PZN-u w XVI kadencji
Zarząd Główny XV kadencji przyjął i przedstawił Zjazdowi projekt celów strategicznych. Podaje je w takiej formie, w jakiej zostały przesłane delegatom.
Projekt
Cele strategiczne na XVI kadencję:
1. Gromadzenie i upowszechnianie wiedzy dotyczącej osób niewidomych i słabowidzących szczególnie w zakresie metod i technik rehabilitacyjnych oraz w zakresie leczenia i profilaktyki schorzeń wzroku.
2. Poprawa skuteczności i dostępności usług szczególnie dla osób nowo ociemniałych i otoczenia tych osób w zakresie poradnictwa i przekazywania informacji.
3. Wzrost poziomu edukacji informatycznej wśród osób z dysfunkcją wzroku, doskonalenie umiejętności korzystania z nowoczesnych urządzeń teleinformatycznych umożliwiających sprawniejsze funkcjonowanie w życiu rodzinnym, społecznym i zawodowym.
4. Promocja, rzecznictwo i lobbing na rzecz środowiska osób niewidomych i słabowidzących szczególnie w zakresie realizowanej w Polsce polityki społecznej, opieki zdrowotnej, edukacji oraz w procesie stanowienia prawa.
5. Kontynuowanie prac nad skuteczną komunikacją wewnętrzną i zewnętrzną PZN.
Cele te były dyskutowane, zostały uzupełnione i rozszerzone, chociaż nie w sposób rewolucyjny. Trudno jednak omawiać te uzupełnienia i dyskusję, która toczyła się w czasie obrad Zjazdu na podstawie fragmentarycznej wiedzy. Z tego co udało się dowiedzieć, chyba tylko trzech delegatów usiłowało podjąć tematy, które wykraczały poza kierunek wytyczony przez ustępujące władze Związku. Byli to: Zygmunt Czaja, Ryszard Dziewa i Jan Omieciński.
Wyżej podane cele mają bardzo ogólny i całkowicie słuszny charakter. Czy jednak jest to wystarczające i czy jest realizowane?
Moim zdaniem w celach strategicznych zabrakło nacisku na konieczność wypracowania metod działalności na rzecz całkowicie niewidomych. Fakt, że ich liczba w PZN zmniejszyła się aż o ponad 43 procent powinien uruchomić wszystkie dzwonki alarmowe. PZN przekształcił się w stowarzyszenie osób słabowidzących, jego władze i działacze nie widzą potrzeb osób całkowicie niewidomych. Potwierdzają to przygotowane cele strategiczne.
Stowarzyszenie to stało się jednym wielkim zafałszowaniem rzeczywistości - zrzesza słabowidzących i pracuje na ich rzecz, a środki finansowe zdobywa pod szyldem niewidomych. Jest to niekorzystne ze względów społecznych, psychologicznych, organizacyjnych i wszystkich innych.
Na szczęście Zjazd dostrzegł potrzeby osób najbardziej potrzebujących pomocy. Do Uchwały Programowej Zjazdu wprowadzono zapis:
„1. W działaniach wszystkich jednostek PZN szczególną troską otaczać osoby całkowicie niewidome oraz osoby niewidome z dodatkową niepełnosprawnością".
Teraz ważnym zadaniem całego Związku jest wypełnienie treścią tego postanowienia.
A jak jest z realizacją tego postanowienia? W Konkursie Koło Roku, w którym koła miały wykazać się działalnością na rzecz takich osób, uczestniczyły tylko trzy koła.
Zafałszowaniem rzeczywistości jest również cel piąty - "Kontynuowanie prac nad skuteczną komunikacją wewnętrzną i zewnętrzną PZN".
Jak starałem się wykazać powyżej, komunikacja i informacja wewnątrzzwiązkowa została zupełnie zmarginalizowana, ograniczona i skierowana w małoznaczących kierunkach. Przecież członkowie Związku zupełnie nic nie wiedzą o pracy jego władz, nie mówiąc już o roli poszczególnych osób w tych władzach.
Pan Zygmunt Czaja dowiedział się od pani przewodniczącej Anny Woźniak-Szymańskiej, że to Prezydium podjęło decyzję o odmowie mojej akredytacji w czasie obrad Zjazdu. Mam więc pytanie, czy za tą odmową głosowali: Anna Woźniak-Szymańska, Teresa Wrzesińska, Zbigniew Terpiłowski Jerzy Janas i Małgorzata Pacholec? A może ktoś z wymienionych miał inne zdanie?
Sprawa może mało ważna, ale tak jest z każdą inną. Członkowie Związku nie wiedzą, jak poszczególne osoby, które ich reprezentują, sprawują swoje funkcje. Ale to jeszcze nie jest najważniejsze. Tego nie wiedzą również delegaci na Krajowy Zjazd, którzy decydują, oceniają i wybierają. I co tu mówić o doskonaleniu komunikacji wewnątrzorganizacyjnej.
Tego zagadnienia, o ile mi wiadomo, Zjazd nie podjął i nie wprowadził do Uchwały żadnych zapisów zmierzających do poprawy w tej dziedzinie.
Pozjazdowe echa
Jak już wspomniałem, "WiM" jest wielce trefnym czasopismem, a ja zakałą PZN-u. Niewiele informacji więc do mnie dociera, ale przecież coś dotarło.
Zasmucony - Takiej obojętności, takiego braku zaangażowania, takiej inercji nie widziałem jeszcze na żadnym z krajowych zjazdów. Uczestniczyłem w wielu krajowych zjazdach. Mam więc porównanie.
Wiem, że czasy się zmieniły i teraz trudniej jest działać niż to dawniej bywało, ale niewidomi istnieją w dalszym ciągu i trzeba im pomagać. To akurat się nie zmieniło. Jest więc dla kogo pracować, tyle że chyba jest coraz mniej chętnych do tej pracy. Źle mi to wróży na przyszłość.
Zygmunt Czaja - Niestety, nic nie poradzimy. Jeżeli wybrani delegaci tak widzą przyszłość PZN - to trudno. Przecież Statut właściwie po naniesieniu kosmetycznych poprawek wymaganych przez Krajowy Sąd Rejestrowy pozostał bez zmian.
Do dziś nie mogę się otrząsnąć z przygnębienia. Liczyłem na zmiany i wcale nie chodzi mi tylko o zmiany personalne, ale o zmiany w działalności naszej organizacji. Niestety, wygląda na to, że nic z tego nie będzie.
Cóż jeszcze można dodać?
Pytałem o obecność prasy środowiskowej i złożyłem protest w tej sprawie. Pytałem też, dlaczego nie ma na Zjeździe przedstawicieli władz rządowych i instytucji zajmujących się osobami niepełnosprawnymi jak np. Pełnomocnik Rządu do spraw Osób Niepełnosprawnych, przedstawiciel PFRON itd. Otrzymałem odpowiedź, że zapraszanie gości nie przynosi Zjazdowi żadnych wymiernych korzyści i dlatego goście nie zostali zaproszeni.
Zresztą w sprawie mojego protestu i w sprawie zaproszenia gości, co moim zdaniem podnosiło rangę Zjazdu, nie otrzymałem poparcia delegatów. Nie otrzymałem również poparcia w sprawie zmiany nazwy naszej organizacji - ani też w sprawie modyfikacji przepisów prawnych dotyczących uściślenia kto jest osobą niewidomą, a kto słabowidzącą. Moim zdaniem rozwiązałoby to wiele problemów osób niewidomych i słabowidzących, dotyczących rehabilitacji oraz udzielanej pomocy np. w sprzęcie specjalistycznym.
Dowiedziałem się, że póki co jestem w Polsce, a nie na Zachodzie i nie ma się co oglądać na Unię Europejską.
Mówiłem o nieprawidłowym przepływie informacji w PZN. Pani Prezes ze mną się nie zgodziła. Stwierdziła, że przepływ informacji jest jak najbardziej prawidłowy.
Pisząc o Zjeździe staram się opisać to w telegraficznym skrócie. Myślę, że inni delegaci zrobią to lepiej.
Tak więc nie ma żadnych zmian w naszej organizacji i nie będzie. Moim zdaniem to źle wróży naszemu Związkowi. Bardzo tego żałuję - bo mojej Organizacji poświęciłem ponad czterdzieści lat pracy społecznej. Chciałbym, aby Związek odnalazł się w nowej rzeczywistości i mógł chronić i bronić niewidomych i słabowidzących.
Nowy - Z zainteresowaniem czekałem na sprawozdanie naszych delegatów z obrad. Niestety, nie dowiedziałem się nic ważnego. Ugruntowałem tylko swoje poglądy na relikty rodem z PRL. A dokładniej, to jak sitwy, układy itp. spółdzielnie egzystują za koraliki rozdawane starym członkom.
Uważam, że bez delegalizacji PZN-u przez organa PAŃSTWA zmiany nie będą możliwe. No, chyba że nasza władza PZN zrobi jakiś przekręt i nas rozwiążą.
Informacja z obrad jest tragiczna, wybraliśmy takich przedstawicieli-delegatów, że tylko sitwa była zadowolona. To, co mi opowiadali delegaci uznałem, że nie wiedzą co tam się działo.
Rozważałem kampanię przez internet, ale krąg osób-członków jest niewielki. Nie mam pomysłu, jak zaktywizować młodych, gdyż nie mam z nimi kontaktu.
Możliwy jest lobbing, donos w słusznej sprawie. Zainteresowanie przedstawicieli NARODU. Myślę, że można by stworzyć sojusz z innymi stowarzyszeniami, bo tam też jest podobnie. Narzędziem jedynym może być internet i jego fora, niestety, jest to praca syzyfowa.
Kończę, bo już mnie nerwy biorą, gdy to piszę - tak jestem bezsilny.
lipiec 2012)
Jak wynika z rozdziału drugiego Sprawozdania - działalność PZN-u mimo trudności rozwijała się prawidłowo i z pożytkiem dla niewidomych. W rozdziale czwartym czytamy m.in.: "W ostatnich latach odnotowano spadek ich liczby o 9,0 procent".
Jeżeli więc Związek działa tak dobrze, dlaczego jego szeregi opuszczają członkowie - proporcjonalnie najwięcej całkowicie niewidomych?
Warto dodać, że proces zmniejszania się liczby członków PZN-u trwa od 1999 roku. W sprawozdaniu czytamy, że w ostatnich latach liczba członków spadła o 9 procent. Jeżeli jednak sięgniemy do statystyk za 1998 r. okaże się, że spadek jest bardzo duży.
Na koniec 1998 roku Polski Związek Niewidomych zrzeszał 83973 zwyczajnych i podopiecznych członków, a na koniec 2011 - 62337. Liczba członków zmniejszyła się o 21636 osób, tj. o 25,8 procent.
Nie warto zanudzać czytelników mnóstwem wielkich liczb. Warto jednak dokonać jeszcze jednego porównania. Otóż w 1998 r. w PZN było 5848 całkowicie niewidomych, a na koniec 2011 r. - 3329.
Liczba całkowicie niewidomych zmniejszyła się więc o 2519 osób, tj. o 43,1 procent. Jeżeli tendencja ta się utrzyma, w XVI kadencji liczba całkowicie niewidomych zmniejszy się o połowę w stosunku do 1998 r. Zmniejszanie się liczby całkowicie niewidomych, jeżeli nie wynika z osiągnięć okulistyki, jest miarą kryzysu tego stowarzyszenia.
W Sprawozdaniu czytamy: "Mijająca kadencja to czas wytężonej pracy liderów i pracowników Związku w atmosferze spokoju i koleżeństwa". Jeżeli ten spokój i to koleżeństwo sprzyjały wytężonej pracy, to można uznać, że jest to wielki sukces. Ale może spokój wynikał z unikania trudnych problemów, braku zaangażowania w poszukiwanie sposobów ich przezwyciężenia, z obojętności na wspólne dobro jakim jest PZN, a koleżeństwo może było raczej towarzystwem wzajemnej adoracji. Przecież w dwóch kadencjach, w których PZN został doprowadzony do ruiny moralnej i materialnej również panował spokój, prawie stuprocentowa jednomyślność i zgoda, którą zakłócał jedynie chyba tylko Zdzisław Kamiński i pod koniec Sylwester Peryt. Oby obecnie nie było podobnie.
(Te dwie kadencje, których dotyczy informacja, to lata 1994 do 1998 - przypis autora.)
I jeszcze jeden cytat z przytoczonej części Sprawozdania:
"W ostatnich 10 latach powstało wiele stowarzyszeń i fundacji działających w tym samym obszarze zainteresowań co Polski Związek Niewidomych. Obecnie jest ich kilkanaście. Są to organizacje kadrowe, nieczłonkowskie, skupiające się na wybranych zagadnieniach z zakresu rehabilitacji.
W ostatnim okresie znacznie wzrosła aktywność tych podmiotów co przekłada się na wysokość zdobywanych dotacji. Jednakże PZN ciągle zachowuje pozycję lidera wyznaczając standardy jakości prowadzonej rehabilitacji i integrując środowisko".
Niełatwo jest ocenić, czy fakt istnienia wielu organizacji pozarządowych działających w naszym środowisku jest zjawiskiem pozytywnym czy negatywnym. Czy ten fakt przyczynia się do lepszego zaspokajania potrzeb osób niewidomych i słabowidzących, czy tylko utrudnia zdobywanie pieniędzy na zaspokajanie tych potrzeb. Zachodzi obawa, że może przyczyniać się do nadmiernego zaspokajania potrzeb osób "zaradnych" i ograniczania takich możliwości w stosunku do osób rzeczywiście potrzebujących pomocy.
Fakt istnienia wielu stowarzyszeń i fundacji umożliwia osobom "obrotnym" korzystanie z usług i innych form pomocy z kilku źródeł, co w oczywisty sposób obniża możliwości osób mniej zaradnych.
Problemów jest wiele, pytań jeszcze więcej, a pomysłów na ich rozwiązywanie w nadmiarze nie ma. Przytoczyłem tylko niektóre problemy wynikające z treści jednego rozdziału sprawozdania i fragmentu drugiego. Ile można ich znaleźć ukrytych w całym sprawozdaniu?
Obawiam się też, że trudno uznać za wielki sukces przemianowanie biura Zarządu Głównego PZN na Instytut Tyflologiczny czy "Oczy na murze".
Oczywiście, są i rzeczywiste sukcesy. Nie jest ich jednak na tyle dużo, żeby osoby niewidome i słabowidzące, a zwłaszcza całkowicie niewidome je dostrzegały, doceniały i nie opuszczały szeregów Związku.
(styczeń 2008)
Tam, gdzie jest autorytarny sposób sprawowania władzy, tam jest ograniczanie informacji, cenzura, tam są wielkie słowa, których celem jest oddziaływanie na uczucia, na emocje, a nie na rozum.
Jedną z cech władzy autorytarnej, żeby nie mówić dyktatorskiej, jest propagandowe utożsamianie tej władzy z państwem, z ideologią, z czymś, co jest ważne, najważniejsze, z czymś co jest ponad wszystkim.
Każdy, kto ośmiela się krytykować taką władzę, jest zdrajcą, godzi w interes państwa, działa sprzecznie z interesem stanu, zwalcza wartości i Bóg wie co jeszcze. Krótko mówiąc, jest strasznym draniem.
Przykładów można podawać mnóstwo z czasów historycznych i współczesnych. Nie to jest jednak moim celem. Chcę powiedzieć, że takie sprawowanie władzy, na dłuższą metę, jest szkodliwe. Chcę również powiedzieć, że władze PZN-u uprawiają taką propagandę i tak traktują wszystkich, których uznały za przeciwników. To nie prowadzi do niczego dobrego.
W przeszłości rządy autorytarne, dyktatorskie często prowadziły do zbrodni, do zwyrodnienia i powodowały wielkie, różnorodne straty, przede wszystkim straty moralne społeczeństw, którymi rządziły.
Przedstawiciele władz PZN-u również odsądzają od czci i wiary wszystkich, którzy ośmielają się mieć inne zdanie niż "prawda" oficjalna. W przeszłości takie stanowisko władz, a także uleganie podobnym naciskom i ślepa wiara działaczy, doprowadziły PZN na skraj bankructwa. Do dzisiaj odczuwane są skutki panowania "jedynie słusznej" polityki władz Związku.
Obecnie miłościwie nam panujący również utożsamiają się ze Związkiem, a każda krytyka władz odbierana jest jako atak na PZN, jako jego zwalczanie. Obecnie na wielką skalę stosowana jest blokada informacji i cenzura w związkowej prasie.
Przykładem polityki informacyjnej władz PZN-u jest "rewolucja" w "Pochodni". Jest nim również wpisanie na czarną listę "Biuletynu Informacyjnego Trakt". Zarzuca się nam działanie na szkodę Związku, rozbijanie jedności środowiska, mściwość, odgrywanie się itp. Tymczasem najbardziej dociekliwy czytelnik niczego podobnego nie znajdzie na łamach naszego miesięcznika. Mało tego, znajdzie wiele publikacji, których celem jest wzmocnienie PZN-u, wykazywanie jego znaczenia dla niewidomych i słabowidzących i poszukiwanie lepszych rozwiązań organizacyjnych oraz programowych działalności.
Na łamach "BIT-u", rzecz jasna, można znaleźć wiele krytyki władz Związku, krytyki postępowania niektórych działaczy oraz negatywnych postaw osób niewidomych i słabowidzących. Zawsze jednak jest to zwalczanie zła w Związku, a nie Związku. Uważam, że "BIT" spełnia ważną rolę w zakresie przełamywania środowiskowych tabu, propagowania pluralizmu poglądów i przełamywania monopolu informacyjnego. Zwracam się do delegatów na Krajowy Zjazd, żeby zechcieli zastanowić się nad podobnymi zagadnieniami, żeby starali się oceniać dostarczane im informacje, a nie bezkrytycznie w nie wierzyli.
Jak już wspomniałem, w przeszłości bezkrytycyzm doprowadził Związek do ruiny. Zadaniem delegatów jest wiedzieć, rozumieć i decydować, a nie wierzyć. Wszystko wskazuje na to, że obecnie konieczne jest zaangażowanie całego potencjału intelektualnego działaczy PZN-u, całej ich woli, uczciwości, wytrwałości i wysiłku w poszukiwanie nowej formuły istnienia i działalności PZN-u. Bez tego, Związek może stracić bardzo dużo.
(marzec 2008)
Moc tyranii leży nie w dłoni bezsilnego władcy, lecz w niemocy jego niewolników. (Stefan Żeromski )
Szanowni Delegaci na Krajowy Zjazd Polskiego Związku Niewidomych!
Zbliża się czas decyzji, czas wyborów, czas spojrzenia w przyszłość. Oby czas ten został dobrze wykorzystany. Jest to ważne dla PZN-u, dla środowiska i dla nas.
Nie znam dobrych recept na bolączki PZN-u. Nie znam sposobów przezwyciężenia trudności, jakie przeżywa PZN, a raczej całe środowisko. Wiem natomiast, że konieczne jest ich poszukiwanie. Dlatego "BIT" poważnie i żartem starał się budzić refleksje, zachęcać do zastanowienia, do przemyśleń, a przede wszystkim, do szukania informacji. Delegaci powinni wiedzieć możliwie wszystko o ludziach, na których będą głosować. Powinni wiedzieć jak, a nie tylko jakie, dotąd piastowali funkcje we władzach Związku, do czego dążyli, czemu się przeciwstawiali, co popierali. Niestety, nie ma w naszym środowisku możliwości oficjalnego dowiedzenia się o tym. Głównym źródłem informacji jest tu plotka, nieoficjalna opinia, propaganda szeptana, rekomendacje udzielane przez ustępujące władze lub osoby przez nie inspirowane oraz wypowiedzi na swój temat kandydatów do władz. Żadne z nich nie gwarantuje obiektywizmu, uczciwej opinii o kandydatach, ani nawet możliwości obrony przed jawnie fałszywymi zarzutami. Tego jednak przed najbliższym Zjazdem nie da się już zmienić.
W tej sytuacji można tylko apelować do delegatów, żeby publicznie na Zjeździe pytali o zarzuty stawiane poszczególnym kandydatom do władz, zarzuty, które były zgłaszane po cichu, dyskretnie, w zaufaniu. Teraz już tylko w ten sposób można coś wyjaśnić, coś sprawdzić, dać szansę obrony i przekonać się, czy osoby nieoficjalnie stawiające zarzuty potwierdzą je publicznie. Nie jest to doskonała metoda, ale obecnie innej nie ma.
Można też apelować, żeby delegaci nie kierowali się wyłącznie czyimiś ustaleniami i wytycznymi, żeby zechcieli myśleć samodzielnie i decydować z myślą o dobru wspólnym. Ważne, żeby podstawą decyzji nie były osobiste urazy czy pretensje, ani oczekiwania osobistych korzyści. Nie jest ważne, czy dany delegat mnie lubi i czy będzie dla mnie dobry. Ważne jest, czy będzie dobry dla PZN-u.
Myślę, że konieczne jest odrzucenie wygodnictwa, koleżeńskich układów, słabości, układności i zgody decydowania pod czyimś dyktandem. Niezbędne jest decydowanie samodzielne, rozważne i uczciwe. Niewidomi Wam zaufali i to ich, a nie siebie reprezentujecie.
Zjazd powinien ocenić działalność Związku i jego władz w ostatnich czterech latach. Powinna to być rzetelna ocena. Konieczne jest wyważenie, co było dobre, a co takie nie było. Sukcesy przedstawią ustępujące władze PZN-u. Sprawozdanie władz, jak każdych władz i jak zawsze, opisywać będzie dokonania, podkreślać sukcesy i marginalizować problemy. Z pewnością nie będzie w nim rzetelnej informacji o popełnionych błędach, niedociągnięciach władz Związku ani o ich zaniedbaniach. Niestety, wiedza delegatów na temat działalności w minionej kadencji pochodzi z oficjalnego przekazu, z dokonywanych przez władze ocen i informacji przez nie przekazywanych. Mimo to sprawozdanie warto traktować poważnie. Od właściwej oceny informacji w nim zawartych, naświetleń i pominięć pewnych faktów zależą wybory. Warto więc pytać i domagać się wyczerpujących odpowiedzi. Źle byłoby, gdyby ktoś, kto uczciwie, z zaangażowaniem pracował, został negatywnie oceniony. Źle byłoby też, gdyby ktoś, kto dbał tylko o własne interesy, został nagrodzony ponownym wyborem do władz Związku.
Nie należy też lekceważyć znaczenia programu działania na nową kadencję. Uczestniczyłem w wielu zjazdach i wiem, że na dyskusję nad programem brakuje zwykle czasu oraz chęci delegatów do wnikliwej oceny proponowanego programu. Często niemal cała ich uwaga skupia się na wyborach nowych władz PZN-u. Jest to bardzo ważne, ale niewystarczające.
PZN nurtuje wiele problemów. Konieczne jest poważne zastanowienie się nad możliwościami ich rozwiązywania. Nie czas przedstawiać konkretne rozwiązania. Kilka pomysłów uważni Czytelnicy znajdą na łamach "BIT-u". W ciągu ostatnich dwóch lat ukazało się sporo programowych artykułów. Dodam, że każda ocena stylu i zasad działania, każda ocena ważnych decyzji władz, każda krytyka niektórych postaw, dążeń i oczekiwań, może być cegiełką do budowy programu.
Syntetycznym wskaźnikiem określającym kondycję PZN-u jest zmniejszająca się liczba jego członków. Szczególnie wymowny jest fakt odchodzenia ze Związku osób całkowicie niewidomych. Nie pomogą tu żadne wyjaśnienia. Nie pomoże wydłużony czas, w którym można składek nie płacić, wprowadzony do statutu w grudniu 2006 r. Odejścia członków świadczą, że PZN stracił dla nich znaczenie, że według ich oceny, nie jest im potrzebny. Tak nie jest, ale tak go oceniają członkowie. I te oceny właśnie, powinny być przedmiotem troski wszystkich prawdziwych działaczy naszego środowiska, a przede wszystkim delegatów na Zjazd i nowo wybranych władz Związku.
I ostatnia sprawa - wybory. Temu zagadnieniu zawsze delegaci poświęcają dużo uwagi. Czy jednak zawsze kierują się dobrem PZN-u? Jak się wydaje, dosyć często interes okręgu jest ważniejszy niż interes całego Związku. Dosyć często za poparciem kogoś lub odmową udzielenia poparcia przemawiają bardzo osobiste względy. On był dla mnie zawsze miły. On ode mnie nigdy nic nie wymagał, nie krytykował moich działań, nie zauważał moich błędów, zawsze mnie chwalił. Poprę go i będę miał spokój, uznanie i podobne korzyści. Ten drugi być może, będzie czegoś chciał, domagał się, żebym wywiązywał się z przyjętych obowiązków, może będzie oceniał, wyrażał niezadowolenie itp. Nie będę na niego głosował. Po co mi to?
Niekiedy oddanie głosu na jakiegoś kandydata i uprawiana przedzjazdowa propaganda uwarunkowane są zatrudnieniem w Związku i jego zakładach. Władza, która nie kontroluje, nie wymaga, na wszystko pozwala, jest władzą bardzo dobrą. Warto ją popierać. To się opłaci. Przeciwnie, wdawanie się w moralne oceny, mówienie o problemach, o niezaspokajanych potrzebach członków Związku, o błędach związkowych władz, może negatywnie odbić się na mojej karierze i na placówce, którą kieruję.
Często też delegaci kierują się okręgowymi ustaleniami. Może nie byłoby to najgorsze, gdyby u ich podstaw nie leżały wyżej wymienione postawy i oceny.
Dobre wybory to możliwości dobrej pracy, to dobre decyzje w przyszłości, dobre programy i dobra ich realizacja. Ale pamiętajmy, że u podstaw dobrych wyborów leżą właściwie rozumiane potrzeby niewidomych i słabowidzących, a nie moje, nie działaczy, nie delegatów, nie przewodniczących zarządów, nie dyrektorów i nie pracowników Związku. Takich wyborów oczekują członkowie PZN-u.
(lipiec 2008)
Przedstawiciele władz PZN-u niejednokrotnie oskarżali Fundację Polskich Niewidomych i Słabowidzących "Trakt" i redakcję "Biuletynu Informacyjnego Trakt" o działanie na szkodę PZN-u.
Faktycznie, Stary Kocur dworuje sobie z niektórych osób z kierownictwa Związku. Wyśmiewa też negatywne zjawiska występujące w naszym środowisku. Na łamach "BIT-u" pojawiają się artykuły analityczne i problemowe, w których autorzy zwracają uwagę na zagrożenia dla dalszego funkcjonowania Związku. Jednak u podstaw tych publikacji Czytelnik znajdzie troskę o przyszłość PZN-u i całego środowiska. Nawet najbardziej zjadliwe kpinki Starego Kocura mają na celu zmianę wyśmiewanych zjawisk.
Na dowód, że nie przedstawiam poglądów, które nie odpowiadają rzeczywistości, zacytuję fragment Uchwały Programowej XV Krajowego Zjazdu Delegatów PZN. Poczytajmy:
"Na rynku powstaje coraz więcej nowych podmiotów mających ambicję działać na rzecz osób niepełnosprawnych. W samej organizacji pojawiają się zjawiska, których kierownictwo Związku nie powinno ignorować, a mianowicie:
- spadek liczby członków organizacji,
- okresowe problemy z utrzymaniem płynności finansowej.
Zmiany dotyczą także coraz bardziej skomplikowanych procedur pozyskiwania środków finansowych na realizację statutowych zadań. Zatem PZN nie może pozwolić sobie na bierne czekanie na lepsze czasy. Może bowiem wkrótce okazać się, że organizacja straci dotychczasową pozycję lidera, a inni nowocześniejsi skorzystają z jej słabości i pozbawią ją funduszy na działalność".
Mógłbym wymienić znacznie więcej "niepokojących zjawisk" niż wskazał Zjazd. Nie to jest obecnie najważniejsze. Ważne jest, że wreszcie zostały dostrzeżone jakieś zagrożenia. Dotąd obawy o przyszłość Związku znaleźć można było chyba niemal wyłącznie na łamach "Bit-u", na listach dyskusyjnych i w prywatnych rozmowach. Zjazd przełamał tę zmowę milczenia na temat problemów, które narastają i stanowią poważne zagrożenie dla całości PZN-u, a nawet dla jego istnienia. To dobrze, że tak się stało. Bez uświadomienia sobie problemów, bez ich rozpoznania i zdefiniowania, nie można podejmować kroków zapobiegawczych. Teraz będzie łatwiej to czynić. I oby się tak stało.
W Uchwale znalazłem też inne, pozytywne elementy, którymi warto się zająć.
Obecnie raz jeszcze podkreślę, że zagrożeń jest znacznie więcej, chociażby tylko zanik świadomości środowiskowej, rozprzestrzenianie się bierności wśród słabszych osób z uszkodzonym wzrokiem i indywidualizmu wśród silniejszych jednostek. O tym również trzeba mówić, pisać i decydować. Oskarżanie tych, którzy widzą zagrożenia i o nich piszą do niczego dobrego nie może doprowadzić. Nawet gdyby zamilkli, problemy pozostaną i będą narastały.
Nigdy nie było i nie jest celem redakcji "BIT-u" szkodzenie PZN-owi i niewidomym. Mam nadzieję, że "BIT" będzie nadal starał się zwalczać negatywne zjawiska i poszukiwać najlepszych sposobów przezwyciężania przejawów kryzysu w naszym środowisku. Mam też nadzieję, że władze Związku zechcą zastanawiać się nad problemami, które są definiowane na łamach tego czasopisma.
(lipiec 2008)
Czytelnik, studiujący Sprawozdanie Zarządu Głównego Polskiego Związku Niewidomych z działalności w okresie XIV kadencji 2004 - 2008, może przekonać się, jak wielkiej pracy wymagało zdobywanie pieniędzy na poszczególne działalności. Może, jeżeli wie, na czym takie starania polegają. Jeżeli jednak nie wie, uważa że pracownicy biura ZG PZN nic nie robią.
W sprawozdaniu czytamy:
"W poprzednich kadencjach działalność rehabilitacyjna biura była finansowana głównie ze środków: PFRON w ramach Programu Partner, Ministerstwa Zdrowia, Edukacji i Kultury. W ostatniej kadencji znacznie zwiększyła się ilość działań i programów ze środków unijnych oraz rozszerzyła się działalność finansowana ze środków PFRON z innych programów niż Partner".
Wejście Polski do Unii Europejskiej w dniu 1 maja 2004 r. stworzyło znaczne możliwości pozyskiwania pieniędzy. To tak ogólnie. Jeżeli jednak chcemy zagłębić się w te możliwości, musimy stwierdzić, że wymaga to kolosalnej pracy. Wypełnianie wniosków jest bardzo skomplikowane i pracochłonne. Fakt, że PZN potrafi korzystać z tych źródeł napawa zadowoleniem, wręcz dumą. Jest to zasługa przede wszystkim pracowników Związku. Działacze takimi sprawami nie zajmują się i nie bardzo mogą się nimi zajmować.
Dodać należy, że PFRON, Fundusz Inicjatyw Obywatelskich czy inne krajowe instytucje, też potrafią żądać wielce skomplikowanych i obszernych wniosków. Trzeba je mozolnie wypełniać. Wystąpienia do krajowych sponsorów różnych zadań również przygotowują pracownicy Związku. Jeżeli jeszcze uwzględnimy, że tylko w jednym roku, PZN realizował 25 centralnych programów i dodamy, że nie wszystkie wnioski zostały załatwione pozytywnie, będziemy mieli obraz pracy wykonanej przez biuro ZG PZN.
Praca ta powinna budzić i budzi podziw. Można tylko, na ręce Pani Dyrektor Małgorzaty Pacholec złożyć gratulacje dla całego zespołu przez nią kierowanego. I nie będzie to przesadą. Wykonują pracę naprawdę trudną. Przecież nie kończy się ona na złożeniu wniosku. Jeżeli zostaną przyznane pieniądze, praca dopiero się zaczyna - trzeba zrealizować zadanie, udokumentować je zgodnie z wymogami donatora i rozliczyć.
Takie nasunęły się oceny po przeczytaniu kadencyjnego sprawozdania. Chciałbym, żeby można było cały ten artykuł napisać w podobnym duchu. Pozytywnych informacji bowiem można znaleźć tam więcej. Niestety, nie mogę tego zrobić. Nie mogę, bo nasuwają się i inne, mniej budujące refleksje.
Sprawozdanie zawiera też informacje, które zdumiewają, gdyż są bez potrzeby nieprawdziwe albo sugerują nieprawdziwe wnioski.
Czytamy:
"Wybrane na XIV kadencję całkiem nowe kierownictwo Związku rozpoczęło pracę w atmosferze nieufności spowodowanej utratą zaufania do poprzednich władz.
W tamtym czasie PZN znajdował się w złej kondycji finansowej. Dużym zagrożeniem było zobowiązanie wobec PFRON wynikające z udzielonych w przeszłości poręczeń pożyczek dla spółek Związku, których nie spłaciły".
To tyle na ten temat. I jest to częściowa prawda, ale tylko częściowa i sugeruje, że za to zagrożenie odpowiadają władze XIII kadencji. A to nie jest prawda.
Po pierwsze sytuacja finansowa nie była zła, a przynajmniej nie tak zła, jak ta, którą zastały te skompromitowane władze Związku, które to utraciły zaufanie.
Prezydium ZG PZN, które działało od czerwca 1998 r. do marca 2003 r. zastało Związek zadłużony w niewyobrażalnych rozmiarach. Nie były opłacone rachunki za prąd, za ogrzewanie, za ciepłą i zimną wodę, za wywóz śmieci, za telefony i inne usługi. Nie były też rozliczone zadania, na realizację których Związek wziął pieniądze z PFRON-u oraz od innych sponsorów. Nie mógł ich rozliczyć, bo wydał je na cele, na które nie miał prawa ich przeznaczyć, głównie na działalność gospodarczą. Komornicy zablokowali konta bankowe. Nie można było przyjmować jakiejkolwiek dotacji skądkolwiek, bo pieniądze natychmiast zgarniał komornik. Dodam, że tych pieniędzy nikt dawać nie chciał, a na przedstawicieli PZN-u różne władze patrzyły jak na złodziei, naciągaczy i krętaczy. Ile się wówczas wstydu najedliśmy, ile nasłuchaliśmy uszczypliwych i jawnie złośliwych uwag, to tylko kilka osób wie. Czy taką sytuację zastało Prezydium ZG PZN XIV kadencji? Stanowczo twierdzę, że nawet nie w jednej dziesiątej tak złą, jaką myśmy zastali.
Poprzednie Prezydium ZG PZN nie zrobiło ani złotówki dodatkowego długu. Spłaciło natomiast wcześniej zaciągnięte długi w wysokości 4 377 212 zł. Za sprzedane wówczas składniki majątkowe Związek otrzymał 2 663 000 zł. Oznacza to, że 1 714 212 zł trzeba było wygospodarować z bieżących, własnych dochodów. Dzięki zaangażowaniu działaczy i pracowników PZN został uwolniony od zobowiązań wynikających z udzielonych wcześniej poręczeń na wiele milionów złotych oraz na 9 milionów 300 tysięcy marek niemieckich. W tamtym czasie jedna marka była warta około 2 zł.
Trzeci potężny grzech tych skompromitowanych władz polegał na tym, że udokumentowały rozliczenie z PFRON-em zadań z lat 1992-1996 na około 30 milionów złotych. Trzeba było dostarczyć do biura PFRON-u chyba ze dwie furgonetki dokumentów z lat ubiegłych.
Czwartym grzechem było powołanie w 2000 r. funduszu interwencyjnego. Jego celem było wspieranie jednostek organizacyjnych Związku, przede wszystkim okręgów, które znalazły się w trudnej sytuacji. Podstawowym źródłem zasilania funduszu była część (1 proc.) składek, wpłacana przez okręgi do ZG. Z tego tytułu było około 15 tys. złotych rocznie. Nie było to wiele, dlatego fundusz został zasilony z dochodów własnych Związku. W latach 2000-2003 wpłaty te wyniosły łącznie 276 500 zł.
Ciekawe, ile na fundusz wpłacono z własnych dochodów w latach 2004-2007? Nie znalazłem takiej informacji.
Oczywiście, o tych sprawach może nie wiedzieć Pani Prezes Anna Woźniak-Szymańska. Nie może natomiast nie wiedzieć Pani Dyrektor Małgorzata Pacholec.
Trzeba też zająć się drugą częścią powyższego cytatu, czyli:
"Dużym zagrożeniem było zobowiązanie wobec PFRON wynikające z udzielonych w przeszłości poręczeń pożyczek dla spółek Związku, których nie spłaciły".
Faktycznie, był to problem. A jaki to był problem?
Nie udało mi się znaleźć, ile wynosiły te niespłacone zobowiązania z tytułu udzielonych poręczeń wobec PFRON-u. O ile dobrze pamiętam, wynosiły około jednego miliona złotych. Rzeczywiście, pioruńskie władze XIII Kadencji powinny i to spłacić, a nie zostawiać swoim wspaniałym następcom na głowie. Przypomnę, że przez niecałe sześć lat spłaciły one ponad 4 miliony złotych. Te nowe wspaniałe władze przez cztery lata... No właśnie, ile spłaciły?
Czytamy: "W okresie kadencji udało się doprowadzić do oddłużenia Związku. Środki uzyskane ze sprzedaży nieruchomości w Sieprawiu i Ostrowcu Świętokrzyskim wpłacono na konto PFRON. Ponadto na mocy ugody co kwartał wpłacana jest do PFRON kwota 14,4 tys. zł".
I co wynika z tego cytatu? Jeżeli Związek został oddłużony, dlaczego i za co wpłacana jest co kwartał kwota 14.400 zł? A ile wpłacono? Tego w sprawozdaniu nie ma.
Dodam, że w latach 1998-2003 nie została sprzedana żadna posiadłość Związku, która przynosiła dochody, ani taka, która zaspokajała potrzeby niewidomych i słabowidzących. W ostatniej kadencji natomiast została sprzedana posiadłość w Sieprawiu, która przynosiła znaczne dochody. Tak było w czasach, w których zajmowałem się tymi sprawami i wiem, jak to wyglądało. Później mogło się zmienić. W każdym razie, do końca 2003 r. dzierżawca zgłaszał wielokrotnie gotowość zakupu tego obiektu. Ponieważ jednak obiekt przynosił dochody, nie został sprzedany.
Po co więc pisać tego rodzaju informacje?
Prezydium ZG PZN kierującemu Związkiem do marca 2004 r. można zarzucać różne błędy. Można mówić np. o kontrowersyjnych sprzedażach spółki "Dianina" w Ostrowcu Świętokrzyskim i posiadłości w Lubczy. Można za nie oskarżać. Można też tłumaczyć, że nie dało się inaczej, bo majątek ten powodował duże straty i jeszcze większe zagrożenie. Można nawet przyjąć, że majątek ten został zbyty bardzo niefortunnie, nagannie, nieudolnie, głupio i może jeszcze jakiś przymiotnik. Zgoda, niech będzie. Ale po co przekazywać bzdurne informacje?
Na deser jeszcze jeden cytat ze sprawozdania: "Po raz pierwszy w historii Związku udało się zabezpieczyć funkcjonowanie Biblioteki Centralnej PZN na 5 lat poprzez specjalnie utworzony program rządowy".
No właśnie, jaka jest tu prawda?
Od czasu powstania Biblioteki Centralnej w 1952 r. do 1993 r. jej działalność finansowało Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej i nie było z tym żadnych problemów. W każdym roku można było tylko zastanawiać się, o ile wzrośnie budżet Związku, w tym Biblioteki. Nigdy nie było tak, że w kolejnym roku był mniejszy budżet niż w roku poprzednim. Ministerstwo sfinansowało nawet budowę gmachu BC. Jak widzimy, w historii tej aż przez 42 lata Biblioteka miała zapewnione stałe finansowanie i środki na inwestycje. A tu proszę, po raz pierwszy w historii zapewniono...
Żeby mieć właściwy obraz sprawy, warto też wiedzieć, że podpisanie umowy o finansowaniu Biblioteki w 2004 r., było wynikiem starań z lat poprzednich. Przedstawiciele PZN-u przyjmowani byli przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, uczestniczyli w spotkaniach z posłami w Sejmie RP i w pracach Komisji Kultury i Środków Przekazu Sejmu Rzeczypospolitej. Dwie posłanki na miejscu zapoznawały się z pracą BC. Komisja Kultury i Środków Przekazu zajmowała się finansowaniem Biblioteki Centralnej PZN kilkakrotnie. Komisja występowała chyba trzykrotnie z dezyderatami do ministra kultury i premiera Rządu RP. Dezyderaty te zawierały postulat systemowego rozwiązania problemu finansowania Biblioteki. Starania te, spotkania i posiedzenia sejmowej komisji odbywały się w latach 2002 i 2003. Nie mogły więc uczestniczyć w nich władze PZN-u wybrane w marcu 2004 r. Dodać należy, że w spotkaniach i staraniach brali udział: ówczesny przewodniczący ZG PZN Sylwester Peryt, ówczesny dyrektor BC Janusz Durbacz, kierownik Działu Rehabilitacji w ZG PZN Elżbieta Oleksiak. W niektórych spotkaniach uczestniczyli również Józef Mendruń i Stanisław Kotowski. Do sukcesu walnie przyczyniła się ówczesna i obecna wiceprzewodnicząca ZG PZN Teresa Wrzesińska i ówczesna wiceprzewodnicząca ZG PZN Maria Ferdynus. Ta ostatnia szczególnie aktywnie nawiązywała kontakty z posłami na Sejm RP i przekonywała ich o potrzebie rozwiązania problemu finansowania Biblioteki Centralnej PZN.
Jak więc można i po co pisać, że to po raz pierwszy w historii... Jak można przypisywać sobie ten sukces?
Nasuwa się pytanie natury zasadniczej: czy inne informacje przekazywane przez władze Związku są równie prawdziwe?
Z przewodniczącym GKR - Janem Sidłem i sekretarzem GKR - Ryszardem Dziewą rozmawia Stanisław Kotowski
(wrzesień 2007)
Zadania Głównej Komisji Rewizyjnej PZN
S.K. - Według Statutu PZN:
"Do zakresu działania Głównej Komisji Rewizyjnej należy:
1) kontrolowanie działalności statutowej, gospodarczej i finansowej władz Związku wszystkich szczebli i jednostek organizacyjnych Związku oraz przedstawianie wniosków i zaleceń pokontrolnych,
2) opiniowanie rocznych sprawozdań finansowych Związku oraz występowanie w razie potrzeby z wiążącym wnioskiem o wydanie opinii przez biegłego księgowego,
3) składanie sprawozdań na Krajowym Zjeździe Delegatów i występowanie z wnioskami o udzielenie absolutorium ustępującemu Zarządowi Głównemu,
4) występowanie z wnioskami do Zarządu Głównego o zawieszenie członka Zarządu Głównego, członka zarządu okręgu lub całego składu zarządu okręgu,
5) występowanie z żądaniem zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Zarządu Głównego oraz nadzwyczajnego Krajowego Zjazdu Delegatów w wypadkach szczególnej wagi, /.../".
Dalsze punkty dotyczą wewnętrznych spraw komisji, nadzoru nad komisjami niższych szczebli, uchwalania regulaminów działalności komisji itp.
Merytoryczne zadania nie są jasno określone. Jak Panowie widzą rolę GKR, czym powinna się zajmować?
J.S. - GKR powinna kontrolować działalność całego Związku. Jednak zapis dotyczący kontroli spółek jest tak zredagowany, że organy Związku, jakby nie miały prawa kontrolować działalności swoich spółek. Są wydarzenia, które bulwersują członków. Gdyby jednak GKR chciała wejść na teren spółki i skontrolować, okazuje się, że nie jest to możliwe.
R.D. - W statucie jest rzeczywiście niewiele na temat zadań GKR. Regulaminy i instrukcje jednak są bardziej precyzyjne i można w nich znaleźć dokładniej określone zadania komisji rewizyjnych kół, okręgów i może najmniej GKR.
W przypadku spółek należy stosować Kodeks prawa handlowego. GKR rzeczywiście nie może ich kontrolować, ale może domagać się od ZG, żeby to robił i informował GKR o wynikach kontroli i szerzej - o ich sytuacji ekonomicznej, organizacyjnej itp. Statut nie może zmieniać czegoś, co jest ustawowo uregulowane.
S.K. - Stawiając ten problem, miałem na myśli co innego. Z cytowanego zapisu wynika, że wszystkie dziedziny działalności Związku, z wyjątkiem spółek, mogą być kontrolowane. Czy jednak wszystko w danej działalności podlega kontroli GKR? Może ona kontrolować: czy dana działalność jest zgodna z prawem obowiązującym w kraju, czy jest zgodna ze statutem Związku, czy jest właściwie udokumentowana. GKR może więc kontrolować pod względem prawnym, finansowym i formalnym. Czy jednak może kontrolować pod względem merytorycznym?
J.S. - Jeśli chodzi o względy merytoryczne, to organem decyzyjnym jest Zarząd Główny, który składa się z przedstawicieli okręgów. Są to osoby wybrane z wybranych i podejmowanie decyzji jest ich prawem. Jednak to, czy ich decyzje są korzystne dla niewidomych też podlega ocenie GKR. Często zwracamy uwagę na sprawy, które wywierają negatywny wpływ na sytuację członków. Jeżeli jednak nasze uwagi są ignorowane, to nic nie możemy zrobić. O ile pamiętam, wszystkie uchwały zapadają zdecydowaną większością głosów.
S.K. - A więc GKR również może kontrolować pod względem merytorycznym. Nie zgodziłbym się natomiast, że GKR nic nie może, jeżeli jej wnioski są ignorowane. Fakt, że uchwały zapadają zdecydowaną większością głosów, a nawet jednomyślnie, nie świadczy, że są korzystne dla niewidomych. A GKR ma przecież możliwości działania, z żądaniem zwołania nadzwyczajnego zjazdu włącznie.
Jeżeli np. ZG podjąłby uchwałę o sprzedaży pałacyku przy Dankowickiej, czy GKR mogłaby oceniać tylko prawidłowość podjęcia decyzji, tj. odpowiednią większością głosów, przy odpowiedniej liczbie członków ZG i czy podjęto właściwe starania, by uzyskać najwyższą cenę? A może GKR interesuje również, czy decyzja ta jest korzystna dla Związku i dla niewidomych?
J.S. - Trudno jest wydać opinię obiektywną. Może okazać się, że coś, co wydaje się korzystne, po latach okaże się niekorzystne. Wszystko zależy od sytuacji. Pamiętam, jak w dawniejszych latach mówiło się, że Związek musi pozyskiwać własne pieniądze na działalność, musi więc rozwijać działalność gospodarczą i organizowano spółki. Obecnie okazało się, że spółki nie wytrzymują konkurencji, nie przynoszą zysków i dyskutuje się nawet, czy są potrzebne.
S.K. - To chyba jednak nie o to chodzi. Wiadomo, że ZG nie jest nieomylny. Na pewno też GKR nie jest nieomylna. Chodzi o samą zasadę, o prawo oceniania, czy decyzja jest korzystna, czy nie.
R.D. - Ma prawo. Przewodniczący GKR uczestniczy w posiedzeniach Prezydium i Plenum ZG. Jeżeli zauważy, że podjęto bardzo złą decyzję, powinien problem przedstawić na posiedzeniu Prezydium czy Plenum GKR, która może domagać się jej zmiany. Tak zareagowaliśmy w sprawie naszych spółek, które są w bardzo trudnej sytuacji. Organizacja ich jest zła i w stosunku do nich podjęto bardzo złe decyzje. Dlatego wystosowaliśmy pismo do ZG PZN z prośbą o odpowiedź na kilka pytań. Odpowiedź otrzymaliśmy niepełną, która nas nie zadowoliła. Poinformowaliśmy o tym panią prezes i panią dyrektor, które uczestniczyły w naszym posiedzeniu. Mam nadzieję, że to trochę otrzeźwiło Prezydium ZG i będzie miało pozytywny skutek.
J.S. - Prosiliśmy chyba trzykrotnie o rozmowę, ale panie nie znalazły dla nas czasu. Dlatego wystosowaliśmy pismo. Odpowiedź jednak otrzymaliśmy zbyt późno, żeby można było przedyskutować ją na plenarnym posiedzeniu GKR.
Fakt, że GKR zgłasza problemy w oparciu o informacje, które do nas docierają, świadczy o tym, że niewidomi dyskutują o podobnych sprawach. Mamy kontakty z ludźmi przy okazji różnych spotkań i nasze wystąpienia wynikają z wypowiedzi niewidomych, kierowanych do nas, jako członków GKR.
Pytania nie dotyczyły tylko spółek. Była też sprawa "Pochodni", zatrudniania w biurze ZG członków rodzin, zatrudniania niewidomych i wyjeżdżania obydwu pań jednocześnie na dłuższy czas. Panie tłumaczyły się tym, że zaistniała potrzeba przeszkolenia członków zarządów kół. Przeszkolenie 160 osób jest ważnym zadaniem. Uważamy jednak, że te wspólne wyjazdy nie są konieczne.
GKR występowała do Prezydium ZG PZN o udzielenie wyjaśnień na piśmie odnośnie postulatów zgłaszanych do władz i instytucji państwowych i o sposobie załatwienia tych spraw. Ponadto występowaliśmy o informacje dotyczące sytuacji finansowej i organizacyjnej spółek PZN. Informacje w tych sprawach otrzymali indywidualnie wszyscy członkowie GKR.
Na każdym posiedzeniu plenarnym GKR przedstawiane są wszystkie uchwały oraz postanowienia Prezydium i Plenum ZG PZN. W oparciu o zauważone problemy, opracowywany jest plan kontroli GKR.
Reasumując mogę poinformować, że GKR obecnej kadencji do połowy lipca br. przeprowadziła 34 kontrole, którymi objęła działalność Zarządu Głównego oraz wszystkich jednostek nieposiadających osobowości prawnej, podlegających Zarządowi Głównemu oraz dwa okręgi PZN. Jednostkom kontrolowanym przekazano wiele wniosków i zaleceń. Okręgowym komisjom rewizyjnym zlecono kilka kontroli. Materiały z kontroli były przedmiotem analiz GKR, a uwagi oraz wnioski przekazywano Zarządowi Głównemu do rozpatrzenia.
Kontrole w okręgach dotyczyły tych jednostek, z których napływały do GKR skargi członków i niepokojące sygnały.
R.D. - Dodam, że taki negatywny stan, jaki zaobserwowaliśmy w okręgu mazowieckim nie musiałby wystąpić, gdyby ZG poważnie zareagował na nasze zalecenie, przekazane jeszcze w ubiegłym roku. ZG nie może tłumaczyć się osobowością prawną okręgów, ma nadzorować i pomagać, zwłaszcza tam, gdzie się źle dzieje. Bez tego Zarząd Główny nie byłby potrzebny okręgom.
Z przewodniczącym GKR - Janem Sidłem i sekretarzem GKR - Ryszardem Dziewą rozmawia Stanisław Kotowski
(październik 2007)
Działalność spółek PZN-u
R.D. - Moim zdaniem, funkcjonowanie spółek jest niewłaściwe. Przemyślenia wymagają zasady ich funkcjonowania oraz zatrudniania w nich niewidomych.
Nie podoba mi się obarczanie czynników zewnętrznych winą za niepowodzenia spółek. Jeżeli spółki dobrze pracują, nie odgrywają one aż tak dużej roli. Panie skarżą się, że w Lublinie są drukarnie, między innymi moja, które konkurują ze spółką "Print 6", przez co spółka traci. Cechą gospodarki rynkowej jest konkurencja. W Lublinie działa ponad 50 drukarni, a w Warszawie jeszcze więcej. Konkurencja jest rzeczą normalną i obarczanie jej winą za niepowodzenia jest uciekaniem od odpowiedzialności za nieprofesjonalne zarządzanie. W ten sposób na wszystko można znaleźć wytłumaczenie. Trzeba szukać przyczyn i ich skutków, a nie winnych na zewnątrz. Trzeba ustalić, w jaki sposób można rozszerzyć działalność, z czego zrezygnować, z kim współpracować. Będą wówczas korzyści, a nie straty. Jak pisze Józef Szczurek w "Pochodni": "oby te dzieci nie narodziły się", bo mieliśmy podobnych pomysłów dosyć w przeszłości (chodzi o pomysł wirtualnych usług dla niewidomych).
Trzeba podejścia ekonomicznego, ale i społecznego, bo w naszych spółkach są zatrudnieni niewidomi.
S.K. - Ryszard poruszył sprawę istotną. Albo mówimy o ekonomii, albo o fantastyce. Nikt konkurencji nie lubi, ale to jest motor postępu. Nie ma konkurencji, nie ma postępu, nie potrzeba się wysilać. Jest to niewłaściwe podejście do działalności gospodarczej.
Zdolność niewidomych do pracy
S.K. - Nie można głosić takich tez, o jakich pisała "Pochodnia" w rubryce "Z obrad Prezydium". Nie można twierdzić, że niewidomi nie nadają się do pracy, której celem jest zysk. No i nie można twierdzić, że niewidomi powinni być zatrudniani tylko w zakładach aktywności zawodowej, w zakładach pracy chronionej i innych, dotowanych przez budżet państwa. Przecież ZNiW i "Print 6" są zakładami pracy chronionej.
R.D. - Nie można namawiać innych do zatrudniania niewidomych i na Prezydium mówić, że nie da się pogodzić zatrudniania niewidomych z osiąganiem zysków. Wygląda to tak, jakbyśmy wciskali niewidomych innym pracodawcom, a u siebie ich nie chcieli.
J.S. - Na Prezydium starano się jakoś wytłumaczyć złą kondycję spółek. Przedstawiano różne warianty i również ten, że jest dużo niewidomych zatrudnionych i przez to są słabe wyniki ekonomiczne. Ale nie w tym rzecz, bo jeżeli niewidomi innym pracodawcom mają przynosić pożytek, to dlaczego nie naszym zakładom. Wydaje się, że brak tu koncepcji na funkcjonowanie naszych spółek w warunkach rynkowych.
S.K.- Myślę, że są tu dwa problemy. Jeden - czy niewidomi mogą kierować firmami, czyli problem kierownictwa, a drugi - czy niewidomi mogą być zatrudniani na różnych stanowiskach. Jeśli mówimy o kierownikach, to wydaje się, że Zbigniew Czerski sobie dobrze radzi w spółce PZN-u, Ryszard Zyskowski, Józefa Spychała, Ryszard Mazur w spółdzielniach czy Ryszard Cebula i Ryszard Dziewa we własnych firmach.
J.S. - Jest to na pewno problem ustawienia odpowiednich ludzi na stanowiskach kierowniczych.
R.D. - Wiemy, że niewidomy może być dobrym kierownikiem zakładu pracy, dobrym działaczem społecznym. Wiemy też, że niewidomi dobrze kierowani, potrafią dobrze pracować. Pracują w różnych zakładach, na różnych stanowiskach, mogą więc i w naszych spółkach. Nasze spółki dawały kiedyś dobre efekty. To nie jest tak, że sprawa kończy się na jednym przegranym przetargu. Można robić różne rzeczy. Ważna jest tu polityka zatrudnienia. Czy jest ona właściwa, czy stawia się odpowiednie wymagania w stosunku do niewidomych, czy nie ma w pracy rozprzężenia, czy zastraszenia, czy czegoś jeszcze?
Ważną rolę odgrywa stosunek do zatrudnionych pracowników. Może trzeba im pomóc, może odpowiednio pokierować, może nawet część ludzi zwolnić. Nie wykluczam, że takie osoby też są i to nie tylko widzące, które już do pracy się nie nadają, może od początku nie nadawały się, a jakimś dziwnym trafem zostały zatrudnione.
J.S. - Uważam, że niewidomi pracownicy powinni podlegać tym samym regułom, tym samym prawom, co inni pracownicy. Nie jest tak, że niewidomy nie może nic nie robić i niech sobie będzie.
Kadry trzeba dobierać pod względem przygotowania do pracy na danym stanowisku. Nie wystarczy, że ktoś jest niewidomy. Ważne jest, czy potrafi pracować.
S.K. - Trudno byłoby nam tu teraz oceniać, czy ci dwaj zwolnieni kierownicy spółek byli dobrzy, czy nie. Dwóch kierowników spółek zwolniono, dwoje bardziej wyrobionych pracowników niewidomych odeszło z biura ZG PZN, do kolegium "Pochodni" powołuje się widzących. Czy nie świadczy to o tendencji?
R.D. - Zwróciliśmy uwagę, że niewidomi nie powinni być zastępowani widzącymi. Jest tylko kwestia, czy jest tylu niewidomych, którzy mogliby podołać stawianym wymogom. Czy Związek dba o kadry rezerwowe? To właśnie jest ważne.
Jesteśmy właśnie na kontroli w okręgu mazowieckim. W okręgu tym już któryś z rzędu dyrektor odchodzi. Czy to są ludzie źle dobierani, czy działacze nie zdają egzaminu i robią wszystko, żeby każdego dyrektora wygryźć? Można powiedzieć, że kwestia kadrowa w Związku jest zaniedbana.
S.K. - Powiedzmy uczciwie, nie tylko w tej kadencji są kadrowe trudności, ale w poprzednich również były.
J.S. - Chyba zapomnieliśmy, że kadry trzeba przygotowywać i doskonalić ich umiejętności.
Wydawało się nam, że wystarczy zatrudnić niewidomych i o nic nie trzeba już dbać. W rezultacie nie ma kadry rezerwowej. Na pytanie o nią mówiono nam, że były ogłaszane konkursy, ale nikt się nie zgłaszał.
Znaczenie informacji w życiu stowarzyszenia
R.D. - Uznaliśmy, że wyjaśnienia na temat spółek i na temat "Pochodni" nie są wystarczające. Ważne jest, żeby informacja docierała do członków i to niezależnie czy jest ona krytyczna, czy nie, czy chwali, czy gani. Informacja kształtuje wiedzę o Związku. Ostatnio w "Pochodni" mniej było problemowych artykułów, mniej informacji, nad którymi trzeba by się zatrzymać. Pytaliśmy, dlaczego z kolegium "Pochodni" odeszły dwie osoby, tj. Władysław Gołąb i Elżbieta Oleksiak. W ich miejsce przyszły dwie osoby, które nie są związane z naszym środowiskiem. Z pracy w kolegium "Pochodni" zrezygnował Piotr Król, który akurat odejść nie powinien. Jest bowiem i literatem, i redaktorem i z "Biuletynem Informacyjnym" współpracował i jest osobą słabowidzącą, a więc ze środowiskiem związaną. Ale te dwie pozostałe osoby, porównując z p. Oleksiak i p. Gołąbem, pasują do kolegium jak pięść do nosa.
Zapytałem więc panią prezes i panią dyrektor, czy w "Pochodni" obowiązuje cenzura. Po dłuższej chwili milczenia odpowiedziała pani dyrektor Małgorzata Pacholec: "Nie, ale dbamy o wizerunek Związku". No tak, partyjna cenzura dbała o wizerunek PRL-u. Wygląda tak, jakbyśmy wracali do tamtego okresu. Przecież jeżeli w prasie ktoś nakłamie, musi ponieść konsekwencje.
Chyba pani prezes i pani dyrektor nie wiedzą, że tak naprawdę brak krytyki szkodzi im. Po pewnym czasie człowiek popada w samouwielbienie i myśli, że wszystko jest dobrze. A jeszcze, gdy fałszywi przyjaciele tylko chwalą - już łatwo we wszystko uwierzyć.
Bardziej liczyłem na nowe władze. Myślałem, że może coś w naszym Związku będzie pozytywnie funkcjonowało, zresztą wcześniej były też dobre i złe rzeczy. Ale był taki wybór delegatów. Jestem zaniepokojony zdecydowaną walką tych dwóch osób z każdym, kto ma inne poglądy. To jest naprawdę niebezpieczne. Szkodzi nie tylko tym paniom, ale Związkowi. Boję się, że takie bezkrytyczne spojrzenie na siebie i na swoją działalność, może źle się skończyć.
J.S. - Jeżeli chodzi o "Pochodnię", to panie zwracały uwagę na jakość szaty graficznej. Porównywały tę szatę z czasopismem chyba "Integracja" i twierdziły, że to musi się zmienić, bo spadła liczba prenumeratorów, spadło zainteresowanie "Pochodnią".
R.D. - Szata graficzna jest ważna, bo "Pochodnię" czytają słabowidzący i widzący współpracownicy, ale to nie znaczy, że trzeba zmieniać kolegium. Kolegium jest po to, żeby czasopismo merytorycznie było dobre, a na jakość szaty graficznej można zwrócić uwagę redakcji, żeby ją poprawiła.
S.K. - Ale to nie jedyny problem. W kolegium "Pochodni" się głosuje, co ma być opublikowane, a co nie i to pod dyktando pań. O wszystkim decyduje kolegium i panie. To jest niezgodne z prawem prasowym. Według prawa, za wszystko odpowiada redaktor naczelny i autor. Kolegium jest organem doradczym. Nie może decydować kolegium, a odpowiedzialnością obarczać redaktora.
Z przewodniczącym GKR - Janem Sidłem i sekretarzem GKR - Ryszardem Dziewą rozmawia Stanisław Kotowski
(listopad 2007)
S.K. - Może teraz pomówilibyśmy o tym, jakie zadania stoją przed Związkiem. Jesteście przedstawicielami organu kontrolnego, ale też od wielu lat działaczami społecznymi, znacie problemy. Co jest obecnie najważniejsze?
Wygląda na to, że Związek traci atrakcyjność. Jak Panowie oceniają sytuację PZN-u?
J.S. - Problem ten należy zauważyć, chociażby ze względu na zmniejszającą się liczbę członków. Jest wiele przyczyn tracenia atrakcyjności Związku. Trzeba przygotować program, który będzie satysfakcjonował członków. Jeżeli będziemy sobie wyjaśniać, że spada atrakcyjność Związku, bo legitymacja traci znaczenie, to nie dojdziemy do sedna sprawy. Chodzi o to, żeby Związek oferował coś naprawdę atrakcyjnego.
Jest okres kampanii przedzjazdowej i potrzebna jest dyskusja o tym, jaki Związek powinien być i jakie usługi powinien świadczyć.
R.D. - Poruszyłeś bardzo ważny problem. Uważam, że atrakcyjność Związku można osiągnąć przez bardzo dużą sprawność organizacyjną. W moim odczuciu obowiązujący schemat - duże plenum ZG i nieszczupła GKR, to już w pewnym sensie uniemożliwia sprawne działanie. Poza tym powoduje to dosyć duże koszty. Spotkania licznych gremiów są kosztowne. Uważam, że można zmniejszyć liczebność plenum do szesnastu osób. Wówczas każdy okręg będzie miał przedstawiciela i więź będzie zachowana. Może warto zwiększyć o dwie lub trzy osoby prezydium, które spotykałoby się częściej, a plenum np. raz na pół roku. Można też zastanowić się nad sposobami wyborów. W zjazdach bierze udział dużo ludzi, stąd ich mała efektywność, a odpowiedzialność się rozmywa.
S.K. - Proponuję pogłębić dyskusję w dwóch kierunkach: atrakcyjność Związku i funkcjonowanie jego władz. Na ogół ludzi nie interesuje liczebność zarządu, tylko jego skuteczność. Związek natomiast powinien zaspokajać potrzeby swoich członków.
Odnośnie atrakcyjności, obaj stwierdziliście, że jest ważna, ale mówimy na bardzo ogólnym poziomie - ma być dobrze. Co jednak ludzi interesuje, co można im zaoferować? Związek organizuje wycieczki, pielgrzymki, wypełnianie zeznań podatkowych, rozgrywki szachowe, wieczorki. Czy tego ludzie chcą, ilu z tego chce korzystać, co i ilu osobom możemy zaoferować?
J.S. - Musimy sobie uświadomić, że mamy członków w różnym wieku, od niemowląt do ponad stu lat. Działalność trzeba więc dopasować do ich potrzeb. Dawniej była jakby segregacja osób niepełnosprawnych, niewidomi oddzielnie, głusi oddzielnie itd. Dla niewidomych: przedszkole, szkoła podstawowa, szkoła zawodowa, spółdzielnia, dom opieki. Nawet małżeństwa najlepiej dwojga niewidomych, bo lepiej się zrozumieją. Obecnie wychodzimy z własnego kręgu. Zaczynamy rozumieć, że niewidomi żyją w warunkach naturalnych. I do tych warunków trzeba pomóc im dostosować się. Niewidomi powinni funkcjonować w bloku, w którym mieszkają i pełnić role, ważne dla lokalnej społeczności. Poza tym trzeba zastanowić się nad przygotowywaniem niewidomych do zawodu, nad propagowaniem naszych spraw w społeczeństwie tak, żeby społeczeństwo mogło nas akceptować.
R.D. - Prawda, tylko nie wiem, jak to wprowadzić w życie. Niewidomy jest takim samym człowiekiem jak inni, gdzieś tam zamieszkuje i ma jakieś zainteresowania. Jak do niego dotrzeć, jak go poznać i co mu zaproponować? Nie trudno pomóc tym niewidomym, którzy sami sobie potrafią radzić. Jeżeli niewidomy mieszka w bloku, to od niego zależy, czy zechce się włączyć w działalność klatkową. Każdy żyje swoimi sprawami. Nie jest to dobre, ale nie wymagajmy od niewidomych więcej niż od całego społeczeństwa. Zaprasza się 120 osób, a przychodzi 6.
Trzeba się zastanowić, czy zależy nam na dużej liczbie członków. Na pewno atrakcyjność można by podnieść przez przyznawanie zapomóg, dotacji, talonów. Ale to już minęło i nie wróci. Są natomiast wycieczki i pielgrzymki. I jak się wydaje, korzystają z nich w osiemdziesięciu procentach te same osoby. W statystykach wygląda to dobrze, ale jakbyśmy uwzględnili wielokrotnych uczestników, już by tak nie wyglądało. Okazałoby się, że nie 5 tysięcy osób skorzystało, tylko tysiąc.
Dobrze będzie, jeżeli zajmiemy się każdą grupą osób, która potrzebuje naszej pomocy przy pobudzeniu jej aktywności. Są grupy, które interesują się muzyką, inne twórczością literacką czy plastyczną. Nimi trzeba się zająć. Nie wymagajmy, żeby Związek był atrakcyjny dla wszystkich.
S.K. - Poszedłeś chyba w boczną uliczkę. Chodzi nie o to, co my wymagamy od niewidomych, ale o to, czego niewidomi od nas oczekują.
R.D. - Często oczekują świętego spokoju. Mówią na przykład, że w Związku nic się nie robi. Na pytanie, co chciałbyś, żeby robić, odpowiadają - no, coś ciekawego, żeby się coś działo. Jak się wydaje, ludzie mają potrzeby niesprecyzowane. Można powiedzieć, że trzeba kontynuować wszystko, co się sprawdziło. Może atrakcyjność polega i na tym, żeby niektórym pokazać, że są Związkowi potrzebni. Mówiliśmy o kadrach zawodowych i społecznych. Może byłoby ich więcej i byłyby lepsze, gdybyśmy bardziej dostrzegali działaczy. Społeczny aktyw też nam się kruszy. Są to staruszkowie, którzy odchodzą albo pracują z przyzwyczajenia, a nowych nie przybywa. Może należy bardziej interesować się nowo przyjmowanymi członkami, wyszukiwać i przygotowywać kandydatów do pracy społecznej.
S.K. - No właśnie, do Związku przychodziło rocznie około 5 tysięcy nowych członków, teraz mniej. Są to ludzie w większości starsi, przeważnie słabowidzący. Osoby takie najczęściej, w swojej społeczności, funkcjonują tak, jak wcześniej. Czy dla nich Związek może być atrakcyjny? Babcia, nawet jeżeli gorzej widzi, i tak wnukami się opiekuje.
J.S. - Osoby te też mają potrzeby. Potrzebują chociażby klubów: seniora, animacji kultury, sportowych. Są osoby, które trzymają się Związku, bo coś im jednak oferuje. Znam babcię, która ma 86 lat i chodzi na pływalnię. Korzysta przy tym z biletów, które załatwiło koło PZN-u.
Bardzo atrakcyjne jest duszpasterstwo niewidomych. Kiedy organizowano spotkania w kościele, niewidomi nie chodzili. Zaproponowałem księdzu, żeby spotykać się w lokalu koła i przychodzi dużo osób. Tak samo jest na spotkaniach klubu seniora. Ludzie przychodzą, bo mogą się spotkać, wypić herbatkę, porozmawiać o wnukach, o chorobach, mówią, który lekarz im pomógł, jakie zdolne mają wnuki, a dzieci utalentowane. Tak jest w kole w Radomiu. To jest im potrzebne. Dzielą się radościami i troskami. I jest to dobry kierunek.
Przy tej okazji można też pozyskać wolontariuszy. Zdarza się, że ktoś przyprowadził niewidomego do lokalu koła na spotkanie, został, podobało mu się i teraz przychodzi regularnie. Pomaga niewidomym, zadomowił się i dobrze się czuje. I to jest cenne.
Ważną rolę spełniają też cykliczne spotkania Zarządu Koła z członkami, na których są przedstawiane informacje o bieżącej działalności Związku oraz informacje przedstawicieli władz samorządowych i instytucji o przedsięwzięciach dotyczących osób niepełnosprawnych.
Nie mam pomysłu, jak zaktywizować młodzież. Podejmowałem różne próby, ale może jestem za stary i nie potrafię dotrzeć do nich. Kiedyś były kluby młodzieżowe. Młodzi przychodzili, coś ich łączyło. Wymaga to przemyślenia. Jeżeli ktoś się zarazi społecznikostwem, to działa.
S.K. - Mówimy o działalności tradycyjnej. Są jednak ludzie samotni, niezaradni, którzy nie korzystają z działalności Związku, bo nie mogą, bo do koła sami nie trafią. Nie mają z kim wyjechać na turnus, pójść do lekarza, przeczytać korespondencję, iść na koncert. Próbowałem już w latach siedemdziesiątych zmierzyć się z tym problemem. Nie udało się. Późniejsze próby również nie powiodły się.
R.D. - Ale w Warszawie problem ten został rozwiązany.
S.K. - Jest jakoś rozwiązany, ale nie przez Związek.
J.S. - Nawiązałem kontakty z mediami lokalnymi i przy ich pomocy propagowałem nasze sprawy i pozyskiwałem wolontariuszy.
S.K. - Może jednak Związek powinien przekształcić się w organizację postulatywną i domagać się rozwiązywania różnych problemów?
Co Panowie na to, żeby podzielić zadania, koła niech robią to, co robią, co potrafią i co mogą. Im więcej potrafią, tym lepiej, tym Związek będzie bardziej atrakcyjny. Trzeba określić zadania dla okręgów, a Zarząd Główny powinien zająć się czuwaniem nad tworzeniem prawa. Może zamiast realizowania dwudziestu pięciu projektów, robiłby jeden, ale za to ten, który zaspokajałby najważniejsze potrzeby członków.
J.S. - Myślę, że samo czuwanie nad tworzeniem prawa, to zbyt mało. Jest więcej zadań, którymi powinien zajmować się ZG, np. organizacją specjalistycznych kursów rehabilitacyjnych. Nie wszystko mogą robić okręgi, chociażby dlatego, że na ich terenie jest zbyt mało osób, którym specjalistyczna pomoc jest potrzebna. Przykładem może tu być program kulturalny "Kuźnia", który skupia 45 osób z całego kraju. Wydaje się, że z tym problemem okręgi nie poradziłyby sobie. Takich problemów jest sporo, chociażby nauka języków obcych, przygotowanie do zawodu albo przygotowanie asystentów dla niewidomych.
R.D. - PFRON wprowadza program "Asystent osoby niepełnosprawnej". Problem będzie więc rozwiązany i PZN nic tu już robić nie musi. Asystenci zostaną przeszkoleni i będą mogli zajmować się również niewidomymi. Jest wiele obszarów, którymi już Związek nie musi się zajmować. Ale to, co Związek robi, powinien robić dobrze. Myślę, że Związek powinien być postulatywny i tam, gdzie to jest możliwe, być wykonawcą. Powinien pilnować, żeby niewidomi mogli korzystać z tego, co robi się dla osób niepełnosprawnych.
S.K. - Dotykasz tu bardzo ważnej sprawy. Chodzi o pomaganie niewidomym, żeby mogli korzystać z tego, co inne instytucje robią: pcpr-y, mops-y, pup-y.
Programu na jednym spotkaniu nie wypracujemy. Zasygnalizowaliśmy niektóre problemy, ale na razie nic więcej nie możemy.
Wspominaliśmy o funkcjonowaniu władz. Obecnie mamy system przedstawicielski. Czy Panowie wiedzą, skąd on się wziął?
J.S. - Pamiętam, że kiedyś na zjazdach wybierany był cały Zarząd Główny. Kiedy i dlaczego zostało to zmienione, nie pamiętam.
S.K. - Pamiętam, bo byłem współtwórcą tego systemu. Zmiana nastąpiła na zjeździe, chyba w 1981 r. Chodziło o to, żeby wybory odbywały się w terenie, żeby KC PZPR nie mógł we wszystkim mieszać. Wtedy też wprowadzono brajlowskie karty wyborcze. Józef Mendruń, Zbigniew Niesiołowski i ja pracowaliśmy nad tymi zmianami. Czy jednak obecnie jest to dobry system? Czy okręgi powinny mieć swoich przedstawicieli w ZG, czy powinno być tak, żeby ten, kto został wybrany do władz centralnych, myślał o całym Związku, a nie tylko o interesach swojego okręgu? Warunki uległy zmianie. Czy obecnie jest to dobre rozwiązanie?
J.S. - To zależy, z jakiego punktu widzenia na sprawę patrzymy. Związkowe władze lokalne uważają, że dobrze jest, jeżeli ich przedstawiciele uczestniczą w pracach ZG. Jednak nie wszyscy tak uważają. Nie tylko Ryszard, ale i Tadeusz Malawski, przed zjazdem nadzwyczajnym w grudniu ub.r. proponowali, żeby cały Zarząd Główny wybierać na krajowym zjeździe. Są jednak różne okręgi, wielkie i małe, które też chcą mieć przedstawicielstwo we władzach. Dodam, że czasem i w małych okręgach dzieją się rzeczy ciekawe, np. w Okręgu Świętokrzyskim jest dom pomocy społecznej dla niewidomych, spółka związkowa KCKN, a ostatnio ZAZ dla niewidomych. Myślę, że okręg ten powinien mieć swego przedstawiciela.
R.D. - Obecnie przedstawicielstwo nic nie daje, oprócz prestiżu. ZG nie dzieli pieniędzy, a informacje można przekazywać na spotkaniach dyrektorów organizowanych co jakiś czas. Teraz można zmienić statut tak, żeby wybierać ludzi, na których może liczyć cały Związek. Obecnie przedstawiciele okręgów często na zebraniach posiedzą, podniosą rękę i to nie zawsze wiedzą, za czym głosowali. Należałoby wybierać osoby, które mają doświadczenie, dorobek, wykazują się autorytetem, który umożliwi im reprezentowanie całego Związku. I nie jest ważne, czy to będą dwie z Warszawy, jedna z Kielc i trzy z Gdańska. Osoby te powinny zaprezentować swój dorobek oraz zamierzenia w ZG. Dopiero wówczas można by wybierać.
S.K. - Czy jednak by to coś zmieniło?
R.D. - Myślę, że tak. Przede wszystkim można zmniejszyć zarząd, byłby wówczas bardziej operatywny. Gdyby do zarządu weszło więcej doświadczonych osób, można by oczekiwać lepszych rezultatów. Obecnie ciągle słyszę tylko o pani prezes i o pani dyrektor, reszty Prezydium nie widać. O pozostałych członkach Prezydium praktycznie nie wiem nic, czy zabierali głos, jak głosowali, kto był innego zdania itd.
S.K. - Ale przecież członkowie Prezydium ZG nie są przedstawicielami okręgów. Cztery osoby są wybrane na Krajowym Zjeździe i dwie przez ZG.
R.D. - Niestety, osoby te zostały wybrane w dużej mierze przypadkowo. Na tym Zjeździe była nietypowa sytuacja. Kilka osób, które mogły być wybrane, nie otrzymało absolutorium i tak się stało.
S.K. - I tu dochodzimy do kolejnego, bardzo ważnego momentu. Od dawna głoszę, że członkowie powinni wiedzieć, kto jak głosuje, co reprezentuje, co popiera, czemu się przeciwstawia. Pisałem o tym na łamach "Pochodni", "Biuletynu Informacyjnego" i na łamach "BIT-u". "Pochodnia" powinna o tym informować. Prezydium nie powinno być traktowane jako monolit, w którym nie może być odmiennego zdania, a tymczasem niedopuszczalne jest informowanie, że ktoś miał inne zdanie.
R.D. - Bo tak jest najłatwiej.
S.K. - Najłatwiej, ale i niebezpiecznie. W ten sposób wszyscy za wszystko odpowiadają i nikt nie odpowiada za nic. Co Panowie na to?
J.S. - Jest to problem do rozważenia. Nie wiem tylko, czy jest to moment, w którym można wytyczyć jakieś kierunki. Wszystko trzeba sprawdzić w praktyce, bo to, co kiedyś dobrze funkcjonowało, teraz funkcjonować dobrze nie musi.
S.K. - Janku! Ale ta tajemniczość istnieje od początku, od powstania Związku. Nigdy nie było pokazywane, jak kto głosował, co mówił, czemu się przeciwstawiał. Nie było tego i dalej nie ma.
J.S. - No, my wiemy, jakie uchwały są podejmowane, jest to do wglądu, GKR może się z tym zapoznać.
S.K. - Ale to GKR, a co z panem Iksińskim z Warszawy i Igrekowskim z Gdańska. Co oni wiedzą? A to przecież oni będą delegatami i będą wybierać.
R.D. - Rzeczywiście, prasa powinna podawać, ile głosów było za, ile przeciw i kto jak głosował w ważnych sprawach.
S.K. - Przecież może być tak, że całe Prezydium jest idealne, a jeden warchoł. Czy wyborcy nie powinni o tym wiedzieć? Kiedyś przedstawiciel jednego okręgu nie uczestniczył niemal zupełnie w pracach ZG, był tylko ze dwa razy obecny na posiedzeniach. Jego wyborcy jednak tego nie wiedzieli.
Kiedyś na łamach "Pochodni" proponowałem radykalną zmianę, a mianowicie powołanie rady programowej i małego, operatywnego zarządu. Obecnie, Zarząd Główny nie jest zarządem, a raczej właśnie radą, a jego Prezydium jest zarządem. Faktycznie chyba jest tak, że Prezydium i cały ZG chodzi na pasku.
J.S. - Na ostatnim plenum zostały powołane komisje - statutowa i programowa. Wszystkich nazwisk nie pamiętam. Mają być opublikowane w "Pochodni", ale jest prawie to samo, co było.
S.K. - To też jest jakiś paradoks, że ustępujące władze tworzą program dla nowych. Inna rzecz, że ten program chyba ma niewielkie znaczenie.
Mój wniosek na nadzwyczajnym zjeździe, żeby obrady były jawne, przepadł.
R.D. - Mówiliśmy już, że ludzie nic nie chcą, chcą mieć święty spokój.
S.K. - No tak, a Związek chyli się chyba ku upadkowi.
J.S. - Kiedy przez Związek można było pralkę kupić i odkurzacz, to się ludzie pchali.
R.D. - Pomyślałem, żeby stworzyć takie mechanizmy, że jeśli się znajdzie niewidomy, który zechce gdzieś zafunkcjonować, to żeby Związek mu pomógł. Chodzi mi o to, żeby osobom uzdolnionym pomóc zaistnieć, wyłowić je, wyeksponować, np. muzyków. Z kimś, kto chce się uczyć muzyki, pójść tam, gdzie uczą, porozmawiać z instruktorem. Pomóc niewidomym artystom, chociażby poprawić prezencję, żeby nie wyglądali, jak półtora nieszczęścia. W tym im nikt nie pomoże.
Odpowiedzią na wątpliwości, czy można jeszcze coś zrobić w naszym środowisku, może być działalność trenera Sławomira Podleśnego. Trafił on do spółdzielni niewidomych w Lublinie, kiedy działalność sportowa dogorywała. Wydawało się, że z tego marazmu się nie wygrzebiemy. Nikomu nic się nie chciało, każdy wolał po pracy położyć się na tapczanie, posłuchać radia, wychylić piwko albo coś mocniejszego.
Sławomir Podleśny w przeciągu roku potrafił skupić sporą grupę ludzi, którzy chcieli uprawiać lekkoatletykę, pływanie, grę w goolball, a przede wszystkim regularnie chodzić na treningi.
Wierzę, że jeżeli znajdzie się osoba, która potrafi rozpalić w ludziach motywację do działania, to ludzie zrobią wszystko, żeby jej nie zawieść. Wierzę, że możemy takich ludzi znaleźć w naszym środowisku. Jest jednak u części działaczy obawa o utratę funkcji, a przede wszystkim o utratę tzw. diety funkcyjnej. To bardzo skromna kwota, ale zawsze coś. Być może jest to powód, żeby nie dopuszczać młodszych osób do pracy społecznej. Na pewno i takie niechlubne przypadki mają miejsce.
S.K. - Poruszyliśmy wiele spraw. Pewnie żadnej nie ujęliśmy całościowo i nie zaproponowaliśmy rozwiązania ważnych problemów. Rozmawiać jednak o nich trzeba i poszukiwać najlepszych rozwiązań. Nikt za nas tego nie zrobi.
Dziękuję za rozmowę.
Stanisław Kotowski
(lipiec 2004)
Według par. 17. ust. 1. Krajowy Zjazd Delegatów jest najwyższą władzą Związku. Jego kompetencje określa par. 18.
"Do kompetencji Krajowego Zjazdu Delegatów należy:
1) określanie struktury organizacyjnej Związku oraz uchwalanie programu działania Związku,
2) uchwalanie statutu Związku oraz jego zmian,
3) rozpatrywanie i zatwierdzanie sprawozdań Zarządu Głównego, Głównej Komisji Rewizyjnej i Sądu Koleżeńskiego,
4) rozpatrywanie wniosków Zarządu Głównego, Głównej Komisji Rewizyjnej oraz okręgowych zjazdów delegatów,
5) udzielanie absolutorium Zarządowi Głównemu, a na żądanie 1/3 delegatów lub Głównej Komisji Rewizyjnej indywidualnie poszczególnym członkom Prezydium Zarządu Głównego - osoby, które nie uzyskały absolutorium, nie mogą kandydować do żadnego organu statutowego przez okres jednej kadencji,
6) wybór i odwołanie przewodniczącego Zarządu Głównego i 3 wiceprzewodniczących, przewodniczącego Głównej Komisji Rewizyjnej, 12 członków Komisji i jednego zastępcy członka Komisji, przewodniczącego Sądu Koleżeńskiego, wiceprzewodniczącego i sekretarza Sądu,
7) uchylanie uchwał okręgowych zjazdów delegatów, zawieszonych przez Zarząd Główny,
8) podejmowanie decyzji we wszystkich innych sprawach, co do których Zarząd Główny, Główna Komisja Rewizyjna, Sąd Koleżeński lub większość obecnych delegatów uzna, że ich ważność wymaga ustosunkowania się przedstawicieli ogółu członków Związku,
9) podjęcie uchwały o rozwiązaniu Związku oraz o sposobie rozporządzenia majątkiem Związku."
Formalnie Zjazd jest rzeczywiście najwyższą władzą Związku. Czy jednak istnieją warunki, by mógł realizować swoje kompetencje?
Delegaci na krajowe zjazdy PZN skupiają się najczęściej na rozgrywkach personalnych. Oczywiście wybór odpowiednich osób do władz Związku jest bardzo ważny z punktu widzenia efektywności działania. Kompetencje zjazdu nie ograniczają się jednak tylko do wyborów.
Niezmiernie ważnym zadaniem jest przyjęcie programu działania, uchwalanie zmian Statutu, przyjęcie sprawozdań ZG, GKR, Sądu Koleżeńskiego itd. Tymczasem delegaci zagadnieniom tym poświęcają bardzo mało uwagi.
Projekt uchwały programowej został opracowany przez przedzjazdową komisję programową i przyjęty niemal bez zmian. Delegaci zgłosili zaledwie kilka wniosków. Dyskusji nad sprawozdaniami niemal nie było. Dodam, że uwagi te nie dotyczą jedynie ostatniego Zjazdu. Można je powtarzać co 4 lata.
Zastanówmy się nad możliwościami wyboru właściwych osób do władz Związku. Jak już wspomniałem, delegaci niemal całą uwagę, przed zjazdami i w czasie obrad zjazdów, poświęcają temu zagadnieniu. Inne zadania, które należą do ich kompetencji traktują marginalnie. Uznajmy więc priorytety delegatów i zastanówmy się, czy mogą oni należycie wywiązywać się z zadania, które uważają za najważniejsze.
Stanowczo twierdzę, że zadanie to jest niewykonalne. Delegaci po prostu zbyt mało wiedzą i prawie że nie mają możliwości wiedzieć więcej.
Kilkakrotnie pisałem, że bez rzetelnej, pełnej informacji nie są możliwe świadome wybory. Tak się u nas przyjęło, że członkowie Związku, w tym delegaci na Krajowy Zjazd nie mają prawa wiedzieć, kto jaką rolę spełniał przez ostatnie 4 lata. Oczywiście wiedzą, do jakiej władzy był wybrany i jaką funkcję mu powierzono. Ale jak wywiązywał się z tej funkcji? A to już inne zagadnienie... To jest tabu, ścisła tajemnica, której naruszenie godzi w dobra osobiste. Wyobraźmy sobie członka Prezydium ZG PZN lub członka Głównej Komisji Rewizyjnej, który niczym się nie interesuje, nie podejmuje się wykonania żadnych zadań, na posiedzeniach drzemie lub dowcipkuje i głosuje tak, jak większość. Może być też tak, że członek władz zgłasza same bezsensowne wnioski, przeszkadza w obradach itp. Czy jego wyborcy będą o tym wiedzieli? Oczywiście, że nie. Gdyby bowiem nasza prasa napisała o tym... No, posypałyby się gromy. Działacz przecież jest nietykalny.
Oczywiście, w prywatnych kontaktach można o podobnych sprawach rozmawiać. W ten sposób jednak można również szerzyć różne pomówienia. Celem takich "informacji" jest często dyskryminacja kogoś przez przekazywanie nieprawdziwych informacji. Przed zarzutami stawianymi w pokątnych rozmowach osoba oskarżana nie może bronić się. Po prostu o nich nie wie lub dowiaduje się poufnie.
Na XIV Zjeździe było i tak, że wszyscy delegaci danego okręgu patrzyli, jak ich przewodniczący głosuje i głosowali tak samo. Ale chyba nie tak powinien wyglądać udział w obradach i decyzjach zjazdu.
Może warto już teraz zacząć myśleć, jak nasze wybory usprawnić, jak dobierać ludzi, którzy będą z oddaniem i umiejętnie pracować dla wspólnego dobra.
PZN jest dużą organizacją. Porównać ją można do państwa. Są kraje, które mają mniej obywateli niż PZN członków. A w państwach:
a) działają partie polityczne, które wyłaniają kandydatów do władz,
b) istnieje opozycja, która punktuje błędy władz,
c) istnieją środki przekazu informacji i opinii dotyczących programów wyborczych, dotychczasowego sposobu sprawowania władzy, osiągnięć i niedociągnięć, wywiązywania się z obietnic przedwyborczych, moralności kandydatów do władz, ich osiągnięć, poglądów i zamierzeń,
d) przed wyborami partie prowadzą kampanię wyborczą, której celem jest przekonanie do programów i zyskanie poparcia kandydatów,
e) na bieżąco działalność władz poddawana jest analizie i ocenie.
U nas nie ma tego wszystkiego. Dlatego delegaci przyznają, że nie wiedzą, nie orientują się, że żąda się od nich decyzji w sprawach, o których pojęcia nie mają.
Z tych względów nasza związkowa demokracja jest pozorna, a nie rzeczywista. Wprawdzie każdy może się swobodnie wypowiedzieć i głosować, jak chce, ale nie ma podstaw do podejmowania decyzji. Nie ma bowiem dostępu do niezbędnych informacji.
Nie oceniam tu osób wybranych na ostatnim Zjeździe. Jak już wspomniałem, zawsze tak było i tak będzie, jeżeli nic się nie zmieni. Do władz, zwłaszcza do GKR i Sądu Koleżeńskiego wybierane będą osoby przypadkowe. Nieco lepiej sprawa wygląda z wyborami do Prezydium ZG i przewodniczącego GKR. W tych przypadkach jest prezentacja lub samoprezentacja kandydatów. Nie jest to wystarczające, ale daje delegatom jakieś szanse poznania kandydatów.
Takie są moje przemyślenia. Sprawy jednak one nie załatwią. Dlatego, za kilka miesięcy postaram się zaproponować próbę przełamania trudności. Wynik moich przemyśleń przedstawię Państwu do dalszej dyskusji i oceny. Być może, wspólnie wypracujemy sposób usprawnienia naszych wyborów, doprowadzimy do tego, że będą one mniej przypadkowe, bardziej świadome, a ich wyniki będą korzystne dla Związku i dla jego członków. Jeżeli jednak ktoś z Państwa ma pomysł na rozwiązanie problemu, proszę podzielić się nim z naszą redakcją. Każda uwaga, propozycja, pomysł mogą ułatwić znalezienie wyjścia z opisanej sytuacji.
(listopad 2001)
"Biuletyn" stara się przekonywać o tym, co powinno być oczywiste. Otóż według statutu PZN:
par. 21. Zarząd Główny jest najwyższą władzą Związku w okresie między zjazdami.
par. 37.1. Zarząd okręgu jest najwyższą władzą Związku na terenie okręgu w okresie pomiędzy okręgowymi zjazdami delegatów.
par. 51.1. Zarząd koła jest najwyższą władzą Związku na terenie swego działania w okresie między walnymi zebraniami.
Niestety, prawda ta bardzo często nie jest uznawana przez członków zarządów wszystkich szczebli. Członkowie tych władz często mówią, że to nie oni decydują, nie oni odpowiadają, że winni są prezes, dyrektor, pani Kasia.
W dniu 27 października Zarząd Główny rozpatrywał odwołanie pani Ewy Lewandowskiej od decyzji Prezydium ZG w sprawie konkursu na stanowisko kierownika warsztatów terapii zajęciowej dla niewidomych we Włocławku. No i proszę sobie wyobrazić, ZG decyzję tę uchylił. Konkurs będzie powtórzony. Nie wnikając w ocenę, czy ZG miał rację czy jego Prezydium, stwierdzić należy, że ZG mógł zdecydować i zdecydował. Mógł, bo jest najwyższą władzą Związku między zjazdami. Wypada też wyrazić żal, że ZG nie korzystał ze swoich uprawnień przez całe dziesięciolecie. Gdyby wówczas należycie pełnił swą rolę, Związek nie
zostałby wpędzony w tak głęboki kryzys.
(sierpień 2008)
Na całym świecie, w różnych sytuacjach, zapadają decyzje podejmowane przez wieloosobowe gremia. Decyzje podejmowane przez jedną osobę, kierownika, dyrektora, ministra itp. wymagają zastanowienia i wydania polecenia, podpisania dokumentu lub ustnego ogłoszenia swojej woli. Decyzje podejmowane kolektywnie, wymagają ustalenia, ilu członków zespołu decyzyjnego opowiada się za danym wnioskiem, ilu jest przeciwnych i ilu wstrzymuje się od głosu, czyli nie zajmuje stanowiska w danej sprawie.
Głosowanie może być jawne lub tajne. Odmianą jawnego głosowania, jest głosowanie imienne.
Najczęściej, w głosowaniu jawnym stosuje się podniesienie ręki, mandatu lub legitymacji.
Jawność "jawnego głosowania" polega na tym, że wszyscy, obecni w miejscu, w którym odbywa się głosowanie, mają możliwość wiedzieć, kto, jak głosował. Przykładem może być głosowanie w Sejmie. Instytucja ta posiada urządzenie do liczenia głosów. Nie wystarczy jednak naciśnięcie przycisku. Każdy poseł musi podnieść rękę i nacisnąć przycisk. Chodzi tu o to, żeby wszyscy posłowie mogli widzieć, kto, jak głosuje. Żeby nie było żadnych wątpliwości, urządzenie liczące głosy, rejestruje nazwiska i sposób głosowania wszystkich posłów.
Na całym, cywilizowanym świecie, jawne głosowania wyglądają podobnie. A jak jest w Polskim Związku Niewidomych?
Na posiedzeniu Zarządu Głównego PZN w dniu 28 czerwca 1998 r., odbywało się jawne głosowanie nad wnioskiem o powołanie Józefa Mendrunia na stanowisko kierownika Związku. W głosowaniu tym, trzy osoby były przeciwne tej kandydaturze. I było to ich dobre prawo. Prowadzący zebranie, przewodniczący ZG PZN Sylwester Peryt, osoba całkowicie niewidoma, zapytał, kto głosuje przeciw. No i podniósł się protest. Jedna z osób, członek ZG PZN, przedstawiciel dużego okręgu, zaczęła krzyczeć, że jest to dyskryminacja, że ona sobie nie życzy, że jeżeli tak ma być, to domaga się, żeby zawsze informować, kto jak głosuje. Osoba ta stwierdziła, że będzie domagała się zawsze imiennego głosowania. Podniosła się wrzawa. Prezes Peryt usiłował wycofać pytanie, ale nie od razu udało mu się uciszyć zebranych.
Jak już napisano, jawność głosowania polega na tym, że wszyscy zebrani mogą wiedzieć, kto, jak głosuje. Mogą, nie oznacza, że muszą wiedzieć. Jeżeli np. głosowanie odbywa się nad punktem dotyczącym przyjęcia porządku obrad, wówczas nie wszystkich interesuje, kto jak głosuje. Osoby, których to interesuje - mogą patrzeć, a te niezainteresowane, nie muszą tego robić.
No i przechodzimy do sedna sprawy. Z opisanego zachowania i protestów wynika, że osoby liczące głosy mogły wiedzieć, jak kto głosował. Mogli też wiedzieć widzący pracownicy ZG PZN, inne widzące osoby np. przewodnicy, jeżeli byli wówczas na sali. Mogły też wiedzieć osoby słabowidzące. Tylko niewidomi członkowie ZG PZN, w tym jego przewodniczący, nie mogli wiedzieć, jak kto głosuje.
W kwestii formalnej!!! Kto tu jest dyskryminowany? Czy nie wszystkich członków naszych władz obowiązuje myślenie i chociażby elementarne poczucie przyzwoitości? W jakim my Związku jesteśmy? Może by zmienić jego nazwę na np. Polski Związek Ciemnych! Jak wiadomo, słowo "ciemny" ma dostateczną liczbę znaczeń. To chyba byłaby odpowiednia nazwa. Przy jej pomocy można by również łatwo wyjaśnić "wspaniałe sukcesy" gospodarcze naszej organizacji oraz niemal jednomyślne popieranie polityki prowadzącej do jej upadku.
Każdą sprawę można sprowadzić do absurdu. W dawnej Rzeczpospolitej, sprowadzono demokrację do absurdu przez liberum veto. W naszym Związku, do absurdu można sprowadzić jawne głosowanie przez stosowanie imiennego głosowania we wszystkich sprawach, nawet tak błahych, jak ogłoszenie przerwy lub przyjęcia protokółu do wiadomości. Na szczęście, do absurdu nie trzeba sprowadzać opisanych postaw niektórych niewidomych. Są one i tak aż nadto bezsensowne.
Warto jeszcze poświęcić kilka uwag głosowaniom tajnym. Są one ważnym narzędziem demokracji. Jak sama nazwa wskazuje, głosowanie tajne jest po to, żeby nikt nie wiedział, jak kto głosuje. W tym przypadku, obowiązkiem organizatorów takich głosowań, jest zapewnienie możliwości właśnie tajnego głosowania.
Przez wiele lat, niewidomi nie mieli możliwości tajnego głosowania. Nie mogli bowiem samodzielnie odczytywać nazwisk na kartach do głosowania i skreślać osób, na które nie chcieli oddać swego głosu. Nad rozwiązaniem tego problemu, w 1980 r. łamali sobie głowy: Zbigniew Niesiołowski, Józef Mendruń i Stanisław Kotowski. W wyniku, powstała brajlowska karta do głosowania. Od tej pory, niewidomi mogą samodzielnie, tajnie głosować. Niestety, wielu z nich, nie potrafi tego robić. Kładą otwartą kartę na stole i kreślą, a osoby widzące oraz niby-niewidome patrzą. I taka to jest tajność. A wystarczy, kartę położyć na kolanach, pod stołem, albo przykryć szalikiem, gazetą, czy chociażby własną dłonią. Można sobie poradzić, trzeba tylko trochę pomyśleć.
Trudno w to uwierzyć, ale ponoć przed XII Zjazdem naszej organizacji, w niektórych okręgach, ogłaszano dyscyplinę głosowania, oczywiście na byłego prezesa. Należy mieć nadzieję i wierzyć, że nie jest to prawda. Ze względów prawnych i moralnych, praktyki takie są naganne. Technicznie jednak, można skontrolować "dyscyplinę głosowania" w tajnym głosowaniu. Jeżeli jakiś lokalny kacyk związkowy, niewidomy oczywiście, który świetnie widzi, chciałby obserwować, jak jego wasale głosują, mógłby to z łatwością zrobić. Umożliwiłby mu to nieumiejętny sposób głosowania niewidomych delegatów.
Wszyscy dyktatorzy nie lubią tajnych głosowań, wolnych wyborów i decyzji podejmowanych w sposób demokratyczny. Za czasów PRL np. obowiązywała zasada głosowania bez skreśleń. W lokalach wyborczych były oczywiście kabiny, ale wielu bało się do nich wchodzić, bo "obserwowali i notowali". Józef Stalin też wyznawał zasady demokracji i tajnego głosowania. Na Kresach Wschodnich II Rzeczpospolitej, po ich zagarnięciu we wrześniu 1939 r., zorganizowano plebiscyt, w którym ludność miała wypowiedzieć się za przyłączeniem tych ziem do ZSRR. Oczywiście były też kabiny, w których można było "swobodnie" dokonywać skreśleń. Osoby, które skorzystały ze swoich uprawnień jednak, miały zapewniony wyjazd "na białe niedźwiedzie". Czyżby i w naszym Związku byli mini generalisimusy lub małowymiarowi firerzy? A jeżeli tak było, jak oni obecnie mogą "spojrzeć w oczy" w podobny sposób zniewalanym koleżankom i kolegom? Czas chyba skończyć z takimi praktykami? Czas chyba zacząć myśleć i przestać głośno wyrażać to, czego należałoby się wstydzić. No i chyba należy pamiętać, że PZN jest organizacją niewidomych. W organizacji takiej, nie wolno dyskryminować niewidomych. Przede wszystkim, nie mogą tego robić ani domagać się członkowie władz Związku.
(lipiec 2000)
W czerwcu br. w Bydgoszczy obradował Zarząd Główny PZN. Relację z obrad, jak zwykle, przekaże "Pochodnia". My podzielimy się kilkoma spostrzeżeniami.
Było to pierwsze, robocze posiedzenie Zarządu Głównego PZN w nowej kadencji. Wprawdzie ZG zebrał się już w dniu 22 marca br., ale wówczas nie były omawiane żadne zagadnienia. ZG dokonał tylko wyboru sekretarza generalnego i skarbnika.
Obecnie skład ZG różni się od składu poprzednich kadencji. Otóż w skład Zarządu Głównego wchodzą przewodniczący wszystkich zarządów okręgów i po jednym przedstawicielu z każdego okręgu. Ponadto, w skład ZG wchodzi jego przewodniczący i trzech wiceprzewodniczących wybranych na Krajowym Zjeździe Delegatów oraz sekretarz generalny i skarbnik wybrani przez ZG. Na mocy Statutu, w skład ZG nie mogą wchodzić dyrektorzy okręgów PZN.
W ostatniej chwili została wniesiona sprawa obiektów w Ostrowcu Świętokrzyskim. Materiały te nie były należycie przygotowane. Przepraszali za to członkowie Prezydium ZG. Nie to jest jednak godne uwagi.
Członkowie Zarządu Głównego wykazali wiele zaangażowania i wnikliwości. Nie przejawiali natomiast chęci do podejmowania decyzji w przypadkach, gdy nie wszystko było dla nich jasne. I dobrze; i tak ma być; i tak trzeba trzymać!
Taka postawa członków ZG może przyczynić się do lepszej pracy jego Prezydium oraz biura ZG. I to jest cenne.
Zaufanie jest ważnym elementem stosunków międzyludzkich. Zaufanie jest ważne dla naszej organizacji. Nie można jednak bazować wyłącznie na zaufaniu. W przeszłości zaufania mieliśmy w nadmiarze i Związek nie wyszedł na tym dobrze. Poza tym, gdyby można było budować tylko na zaufaniu, na Zjeździe wystarczyłoby wybrać prezesa, do którego mamy zaufanie. No, jeżeli byłoby tego za mało - można by wybrać prezydium. W takim przypadku byłby zbędny Zarząd Główny, zarządy okręgów i kół. Wystarczyliby tylko prezesi. No i byłoby bardzo łatwo popełniać mnóstwo błędów a nawet nadużyć.
Musimy mieć do siebie zaufanie i musimy się wzajemnie kontrolować. Do tego nie wystarczy jeden człowiek, nie wystarczy też kilku członków prezydium.
Najwyższą władzę w Związku między Zjazdami sprawuje Zarząd Główny. Dobrze jest więc, że jego członkowie chcą wiedzieć i rozumieć. Dobrze jest, że nie chcą łatwo decydować, jeżeli czegoś nie wiedzą lub nie mają wystarczających do tego podstaw. Dobrze, bo wiedzieć o czym decydują jest ich prawem i obowiązkiem.
(styczeń 2002)
Do prowadzenia wojny potrzeba szeregowych żołnierzy i dowódców. Sami generałowie, nawet najlepsi, wojny nie wygrają. Sami szeregowi żołnierze, chociaż najlepiej uzbrojeni, też wojny nie wygrają.
Pan Janusz K. pisze: "Chciałbym się z Wami podzielić refleksją, której doznałem po wysłuchaniu pewnej religijnej audycji. Jej autor wygłosił mniej więcej taki pogląd - "Niewidomi nie mogą pracować, bo kto przyjmie do pracy człowieka niewidomego. Niewidomy nie może być odpowiedzialny za to, co robi, gdyż nie widząc nie może odpowiadać za wykonywane prace. Wydaje się, że są to owoce i echa nieszczęsnej wypowiedzi p. Tadeusza M. sprzed lat, która obiegła Polskę, "Osoba niewidoma nie widzi, więc nie może podpisywać".
W związku z planowanym konkursem na stanowisko prezesa Zarządu PFRON-u niewidomy zapytany, czy zamierza wziąć w nim udział, odpowiedział, że nie. Wypowiedź tę uzasadnił: "Po wyczynach M. niewidomi długo jeszcze nie będą mogli liczyć na poważniejsze stanowiska publiczne bez względu na ich kwalifikacje."
W tym przypadku, bez wątpienia zawiódł generał. Ale, czy zawsze tak jest?
W grudniu ub.r. wiele osób telefonowało do ZG PZN i do naszej redakcji w sprawie ulg komunikacyjnych. Wiele osób wypowiadało się na ten temat na liście dyskusyjnej "Typhlos". Jeden z uczestników tej listy Dariusz C. napisał do ZG i poinformował o swym wystąpieniu pozostałych uczestników dyskusji. Czytamy: "Bardzo proszę o informację, jakie jest stanowisko Związku w tej sprawie oraz jakie konkretne działania Państwo podjęli."
Pan Mariusz B. pisze: "Czy możecie mi wytłumaczyć, jak zmienią się moje i mojego opiekuna prawa co do dojazdów. Mam również pytanie, dlaczego instytucje, takie jak PZN, nie protestowały przeciwko temu? Czy po prostu, jak zwykle, nikt nie reprezentuje "Nas" niepełnosprawnych".
Oczywiście, że ZG PZN protestował i podejmował starania. Oczywiście, że stanowisko Zarządu Głównego jest zdecydowanie przeciwne odbieraniu niewidomym uprawnień komunikacyjnych, pozostałych również. Nie to jest jednak najważniejsze w tych rozważaniach.
Niewidomi i słabowidzący wymagają od władz swego Związku działania, obrony ich interesów, wsparcia moralnego i materialnego. Domagają się, by godnie reprezentowały ich interesy, by zapewniły im poczucie bezpieczeństwa i dumy z przynależności do PZN-u. I to ich prawo. Ale czy same władze mogą sprostać takim zadaniom?
Już wspomniano, że egoistyczna wypowiedź generała bardzo niewidomym zaszkodziła. Jej konsekwencje będą trwały dłużej, niż będą żyli: ów generał i piszący te słowa.
A jak się zachowują oficerowie, podoficerowie i żołnierze, szeregowi członkowie naszego Związku?
Pracownicy pewnego PCPR-u mówią, że z ich pomocy korzysta tylko pięcioro niewidomych - sami członkowie zarządu koła. Fe! Nieładnie drodzy oficerowie! I nie jest ważne, że tak jest być może tylko w tym jednym kole. Tak o nas mówią. I czy jest na to rada?
Przed laty niewidomi organizowali wycieczki samolotami. No cóż, bilety były tańsze, a przewodnik leciał za darmo. No i przestali latać. A tu zawiedli oficerowie i żołnierze, organizatorzy wycieczek i ich uczestnicy.
Niektórzy niewidomi publicznie czytają gazety i domagają się respektowania ich uprawnień, np. do bezpłatnego biletu dla "przewodnika". Niektórzy niewidomi zwykłe listy wkładają między kartki zapisane brajlem i wysyłają bez znaczków. Niektórzy niewidomi kłaniają się przez ulicę prezydentom miast, wójtom, radnym itp. Oczywiście robią tak z szacunku. Ale panowie ci, panie też, nie zawsze doceniają ich dobre zamiary. A to już są nadużycia samych żołnierzy.
Jeżeli przedstawiciele władz państwowych i samorządowych obserwują, że niektórzy niewidomi widzą nie gorzej od nich, ale twierdzą, że "nam niewidomym należy pomagać", jeżeli władze te wiedzą, że niewidomi to oszuści, krętacze, złodzieje, malwersanci ...
I cóż z tego, że to tylko niektórzy są tacy. I cóż z tego, że niektóre osoby widzące kradną na potęgę, oszukują, sprzeniewierzają publiczne pieniądze? W takich przypadkach zawsze jest to pan Iksiński, Igrekowski czy Zetowski. A u nas? Oczywiście, to niewidomi.
No i żołnierze zawodzą. No i trudniej jest coś załatwić dla niewidomych. Dodajmy, że i bez tego nie jest to łatwe zadanie. Ale niewłaściwe postępowanie niektórych niewidomych: generałów, oficerów i żołnierzy zadanie to skutecznie utrudnia. Mało tego - przyczynia się do utraty uprawnień, które kiedyś były przyznane. Żeby nie być gołosłownym, przytaczam obszerny fragment pisma skierowanego do ZG PZN w 2001 r. przez PKS w Chrubieszowie.
"Problemy powstają przy uznawaniu uprawnień do korzystania z przewodnika osoby niewidomej lub ociemniałej. Osoby korzystające z legitymacji PZN generalnie uważają, że przysługuje im prawo do przewodnika w każdym przypadku i wykorzystują to wprost, egzekwując od przygodnych podróżnych połowę należności za przejazd wyznaczając ich sobie za przewodników niewidomych. Jest to praktyka powszechna i jednocześnie bardzo szkodliwa dla budżetu państwa i dla nas podatników z racji dopłat państwa do tych przewozów."
Oj! Nie tylko dla budżetu państwa i podatników. Dla niewidomych jest to również szkodliwe.
I cóż z tego, że ZG PZN wysłał wyjaśnienia? I cóż z tego, że wcale nie są to zjawiska powszechne? Jak można komuś zakazać podobnie myśleć, uogólniać sporadyczne przypadki i przypisywać niewidomym różne złe cechy. Przecież my też tak robimy. Przecież my też uważamy, że wszyscy politycy są krętaczami, oszustami, złodziejami, że myślą tylko o własnych interesach. I cóż z tego, że nie wszyscy są tacy? My ich za takich uważamy, a my zawsze mamy rację.
Wiemy, że jest źle w naszym Państwie. Wiemy też, że jest źle w naszym Związku. Nie chcemy tylko wiedzieć, że to my wybieramy polityków, że to my wybieramy władze naszego Związku od kół począwszy, a na przewodniczącym Zarządu Głównego kończąc. A jeżeli nie idziemy - nie głosujemy, to też wybieramy i też nie jesteśmy bez winy.
Zastanówmy się nad podobnymi problemami. Może jednak bardziej skuteczne będzie stawianie wymogów również sobie, a nie tylko władzom Związku. Pomyślmy, czy razem nie będzie łatwiej osiągać wspólne cele. Zastanówmy się, jak szkodliwe jest postępowanie niektórych naszych generałów, niektórych oficerów i niektórych żołnierzy. I ciągle z mocą podkreślajmy, że to niektórzy, a nie większość.
(czerwiec 2013)
Było wspaniale. W 1946 r. udało się zjednoczyć ruch niewidomych w Polsce. Powstał wówczas Związek Pracowników Niewidomych RP. Dążyli do tego niewidomi od czasów przedwojennych.
W 1951 r. z połączenia Związku Pracowników Niewidomych RP i Związku Ociemniałych Żołnierzy RP powstał Polski Związek Niewidomych, ale już raczej z woli władz państwowych i partyjnych. Tak czy owak, Związek rozwijał się wspaniale. Ciągle wszystkiego było więcej i więcej, członków również. PZN był urzędem do spraw niewidomych, szafarzem dóbr wszelakich, jedynym reprezentantem środowiska. I nie można mieć do nikogo pretensji, że wykorzystywał istniejące warunki do poprawy losu niewidomych. Tak należy działać, jak warunki na to pozwalają, a pozwalały wcale na nie na tak mało.
Były wprawdzie inne stowarzyszenia, ale PZN był największy, najważniejszy i uznawany przez władzę za reprezentanta całego środowiska.
Związek Ociemniałych Żołnierzy RP, który został reaktywowany w 1956 r., zabiegał o interesy właśnie ociemniałych żołnierzy, Związek Spółdzielni Niewidomych, a następnie Centralny Związek Spółdzielni Niewidomych dbał o interesy spółdzielców i rozwój spółdzielczości.
Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi w Laskach miało swoje zadania i było zaledwie tolerowane przez władze.
I to wszystko albo prawie wszystko.
Do 1998 r. liczba członków stale wzrastała, a od 1999 r. stale spada. Jak już wspomniałem, PZN rozwijał się, a w miarę wprowadzania i utrwalania zmian ustrojowych, zaczął się zwijać. Proces zwijania trwa w dalszym ciągu i to we wszystkich dziedzinach. PZN traci instytucje, placówki, działalności i członków. Przestał też być jedynym reprezentantem środowiska, chociaż jego władze twierdzą, że jest w dalszym ciągu.
W środowisku jest wiele problemów, wiele ich przyczyn i chyba bardzo niewiele możliwości, a przynajmniej nie są one widoczne. W kolejnych publikacjach spróbuję omawiać najważniejsze z nich. Spróbuję oceniać propozycje, zgłaszać propozycje i polemizować z nimi. Spróbuję zastanawiać się, co jest potrzebne, ale niemożliwe, co możliwe, ale niepotrzebne, czego byśmy chcieli tak naprawdę, a co mówimy, że byśmy chcieli.
Zastanowimy się na przykład nad organizacją środowiska, jaka jest i jaka powinna być, a także nad tym, czym jest środowisko osób z uszkodzonym wzrokiem.
(lipiec 2006)
W październiku minie 60 lat od zjednoczenia ruchu niewidomych w Polsce, a w czerwcu minęło 55 lat od powstania Polskiego Związku Niewidomych. Warto zastanowić się nad przeszłością i przyszłością naszego ruchu. Dla ułatwienia tego zadania w trzech artykułach przedstawię swoje refleksje, oceny, opinie i propozycje.
Pierwszy dotyczyć będzie głównie spraw organizacyjnych, dążeń niewidomych do powołania ogólnopolskiej organizacji, powołania Związku Pracowników RP, powstania Polskiego Związku Niewidomych oraz zadań realizowanych w pierwszych powojennych latach.
W sierpniowym numerze "BIT-u" postaram się przedstawić główne zadania na przestrzeni kilkudziesięciu lat, rozwój różnych działalności i ich zanik. Postaram się wykazać zależność naszych możliwości od warunków społeczno-politycznych w kraju oraz konieczność dostosowywania podejmowanych zadań do potrzeb i możliwości, jakie istnieją w danym okresie.
W trzecim artykule, we wrześniu, spróbuję określić najważniejsze zadania stojące przed naszym środowiskiem, głównie przed PZN-em oraz koncepcję jego organizacji.
Już przed II wojną światową niektórzy niewidomi dążyli do zjednoczenia ruchu niewidomych w Polsce. Ociemniałym żołnierzom udało się to w 1929 r. W dniu 11 maja powołano Związek Stowarzyszeń Ociemniałych Żołnierzy RP. Przewodniczącym Zarządu został mjr Edwin Wagner.
Cywilnym niewidomym w okresie międzywojennym nie udało się powołać ogólnopolskiej organizacji. Trudności i opory udało się przezwyciężyć dopiero po zakończeniu wojny.
W 1945 r., po przerwie związanej z okupacją, regionalne stowarzyszenia niewidomych wznowiły działalność. Odżyły też tendencje zjednoczeniowe. Dążenia te okazały się na tyle silne, że umożliwiły przezwyciężenie wszystkich trudności.
W sierpniu 1946 r. doszło do spotkania w Łodzi, na którym postanowiono powołać Związek Pracowników Niewidomych RP. Na zjeździe w Chorzowie w dniu 6 października 1946 r. Związek ten został powołany. Była to ogólnopolska organizacja o charakterze federacyjnym. Jej przewodniczącym został dr Włodzimierz Dolański.
W ten sposób stworzone zostały warunki podejmowania i rozwiązywania problemów osób niewidomych.
Hasłem dr. Włodzimierza Dolańskiego i całego Związku było: "Nic o nas bez nas". Ówcześni działacze wiedzieli, że nikt im nic nie da z własnej woli, że o wszystko należy zabiegać, starać się, że skutecznie pomagać niewidomym może tylko silna, samorządna, samopomocowa organizacja. Głównym zadaniem wówczas było tworzenie warunków zatrudnienia niewidomych, w tym ociemniałych żołnierzy i cywilnych ofiar wojny. Związek organizował własne warsztaty, w których zatrudniał swoich członków. Zabiegał również o zatrudnianie niewidomych na otwartym rynku pracy.
Kolejne zadanie to odbudowa szkolnictwa dla niewidomych i walka z analfabetyzmem. Związek zorganizował m.in. dwa biura przepisywania brajlem książek i podręczników. Następnie uruchomił brajlowską drukarnię i wznowił wydawanie "Pochodni", później zaczęto wydawać pisemko dla dzieci pt. "Światełko" oraz miesięcznik w zwykłym druku pt. "Przyjaciel Niewidomych". Działacze Związku uczestniczyli w staraniach o odbudowę szkół dla niewidomych i w powoływaniu nowych placówek oświatowych.
Związek Pracowników Niewidomych nawiązywał do tradycji przedwojennych i korzystał ze zdobytych wówczas doświadczeń.
Nie podobało się to władzom Polski Ludowej. W 1949 r. zakłady pracy tworzone przez Związek zostały wyłączone z jego struktur, przekształcone w spółdzielnie niewidomych i włączone do Centrali Spółdzielni Inwalidów. W ten sposób zostały zniszczone ekonomiczne podstawy działalności Związku. Następnie władze zawiesiły Zarząd Główny Związku i powołały kuratora, którym został major Leon Wrzosek. Jego zadaniem było zreorganizować Związek Pracowników Niewidomych RP i Związek Ociemniałych Żołnierzy RP. Miał stworzyć nowy związek i dostosować go do nowej roli w nowym ustroju.
Kurator zorganizował Zjazd Delegatów tych organizacji. Zjazd odbył się w dniach 16 i 17 czerwca 1951 r., na którym powołano Polski Związek Niewidomych. Była to jedyna w Polsce Ludowej organizacja społeczna wszystkich niewidomych, reprezentująca ich interesy wobec władz partyjnych, państwowych i społeczeństwa.
Związek Pracowników Niewidomych RP działał tylko kilka lat, ale stworzył podstawy do dalszej działalności.
Działalność tę rozwijał Polski Związek Niewidomych. Chociaż został stworzony administracyjną decyzją, działał w wielu dziedzinach ważnych dla niewidomych. PZN cechował stały rozwój ilościowy. Liczba członków wzrastała w każdym roku i była przedmiotem dumy związkowych działaczy. Tendencja ta załamała się na początku XXI wieku. Na koniec XIII kadencji (2003 r.) liczba członków PZN uległa zmniejszeniu o około 2 000. Od tej pory zmniejsza się systematycznie. Świadczy to, że dotychczasowa formuła działalności PZN-u nie sprawdza się w nowych warunkach prawno-ekonomicznych. PZN przestaje być atrakcyjny dla wielu członków, przestaje zaspokajać istotne ich potrzeby.
Przez minione 60 lat ruch niewidomych w Polsce przebył długą drogę, na której ciągle podejmował nowe zadania, starał się rozwiązywać problemy ważne dla wszystkich niewidomych i słabowidzących. Inicjatywy środowiska realizowane przez zjednoczony ruch rozwijały się, sprawdzały, przynosiły niewidomym i słabowidzącym wymierne korzyści, ale niekiedy nie nadążały za zmianami, pozostawały w próżni, ulegały atrofii, zwyrodnieniom lub traciły znaczenie.
Warunki życia w naszym kraju, a także warunki działalności organizacji pozarządowych, w ostatnich szesnastu latach uległy wielkim przemianom. Związek musi dostosować się do tych zmian, musi wypracować nową formułę działalności, wytyczyć nowe cele i wypracować metody ich osiągania.
Wyczekiwanie na rozwój sytuacji, unikanie decyzji, niedostrzeganie problemów itp. do niczego nie prowadzi. Musimy zadbać o to, żeby PZN-u nie spotkał podobny los, jaki spotkał spółdzielczość niewidomych. Spółdzielcy wzdychali do przeszłości, narzekali i niewiele robili, żeby swoje przedsiębiorstwa dostosować do wymogów gospodarki rynkowej. Usiłowali przeczekać "złe czasy". Nie doczekali się na powrót dawnych "dobrych czasów" i wiele spółdzielni padło. Naszym zadaniem jest nie dopuścić do tego, żeby PZN spotkał podobny los.
W następnym odcinku, jak już wspomniałem, przedstawię powstawanie, rozwój i zanik wielu ważnych przedsięwzięć naszego środowiska. Mam nadzieję, że uda mi się przekonać do konieczności zmian naszej świadomości oraz dostosowania ruchu niewidomych i słabowidzących do nowej rzeczywistości.
(sierpień 2006)
W poprzednim odcinku zasygnalizowałem fakt, że PZN w przeszłości podejmował wiele zadań, które służyły niewidomym i słabowidzącym. Wraz ze zmianą warunków, niektóre zadania jednak stawały się trudne do realizacji albo zbędne. Pokażę to na przykładach.
1) Rozwój PZN-u
Jak poprzednio wspomniałem, następował stały wzrost liczby członków Związku, który załamał się przed kilkoma laty. Obecnie liczba członków ulega stałemu zmniejszaniu.
Od początku PZN rozwijał też swoje struktury. Ciągle wzrastała liczba kół i okręgów. Przed 1975 r., tj. przed reformą administracyjną, Związek zorganizował oddziały we wszystkich siedemnastu województwach. W 1975 r. reforma administracyjna wprowadziła nowy podział kraju - zlikwidowano powiaty i powołano 49 województw. Związek dążył do powołania oddziałów we wszystkich województwach. Do kolejnej reformy administracyjnej powstało 35 okręgów. W 1999 r. powołano powiaty i 16 dużych województw, a zlikwidowano 49 małych. Konieczna stała się likwidacja 19 okręgów PZN-u. Gdyby pozostawiono po dwa i trzy okręgi w jednym województwie, Związek stałby się niewydolny finansowo i nie mógłby realizować swoich zadań. Ponadto mogłoby dochodzić do rywalizacji w staraniach o pieniądze w tych samych instytucjach.
Obecnie następuje likwidacja lub próby likwidacji niektórych kół. Z pewnością, nie jest to pożądane zjawisko, lecz prawdopodobnie również konieczność. Koła powinny być możliwie blisko członków, a likwidacja niektórych z nich spowodowana jest zmniejszaniem się liczby członków i trudnościami finansowymi.
2) Finansowanie działalności Związku
Do początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia niemal całą działalność PZN-u finansowało Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej. Była to pomoc stała i pewna. Nie było obawy, że w którymś roku będzie mniej pieniędzy niż w poprzednim.
Ministerstwo Zdrowia finansowało: szkolenia rehabilitacyjne, działalność kulturalno-oświatową, wypoczynek niewidomych i ich rodzin, sport i turystykę, działalność wydawniczą Związku, działalność Centralnej Biblioteki PZN, zakup sprzętu rehabilitacyjnego, w tym sprzętu gospodarstwa domowego, wypłatę stypendiów lektorskich oraz zawodowych i społecznych lektoratów, działalność inwestycyjną, utrzymanie lokali związkowych, zatrudnienie pracowników etatowych.
Ponadto PZN otrzymywał z Zarządu Lecznictwa Uzdrowiskowego rocznie ponad tysiąc skierowań sanatoryjnych.
Finansowanie PZN-u przez MZiOS załamało się w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Obecnie jest ono symboliczne i przyznawane jako dofinansowanie określonych zadań, o które trzeba ubiegać się na każdy rok.
Rolę finansowania działalności rehabilitacyjnej od 1992 r. w znacznej mierze przejął PFRON. Fundusz jednak, podobnie jak MZiOS, stopniowo ograniczał pomoc udzielaną za pośrednictwem PZN-u.
W 1994 r. finansowanie Centralnej Biblioteki PZN przejęło Ministerstwo Kultury. I tu jednak nastąpiły poważne zmiany. O przyznanie dofinansowania trzeba było starać się w każdym roku oddzielnie i nigdy nie było wiadomo czy, kiedy i ile PZN otrzyma pieniędzy. Dopiero w 2005 r. sprawa została pozytywnie załatwiona na kilka lat. PZN ma zagwarantowane finansowanie BC do końca 2010 r.
Wahaniom ulegał również poziom dofinansowywania działalności Związku przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Nigdy nie była to duża pomoc, z wyjątkiem finansowania prasy dla dzieci oraz wydawania podręczników szkolnych w brajlu i w druku powiększonym. Tu jednak również nastąpiły zmiany. Obecnie Ministerstwo ogłasza przetargi na druk podręczników i bezpośrednio je finansuje.
Jak wykazałem, systematycznemu ograniczeniu ulega zakres pomocy finansowej ze środków publicznych. Warto też podkreślić, że prawie cała pomoc jest ściśle adresowana. Nie ma więc możliwości pokrywania niektórych wydatków. Najwięcej trudności występuje z pokrywaniem kosztów zatrudnienia etatowych pracowników i utrzymaniem lokali związkowych.
Negatywnym zjawiskiem jest fakt, że obecnie chyba żadna instytucja nie finansuje zadań realizowanych przez stowarzyszenia, w tym przez PZN, a jedynie je dofinansowuje. Oznacza to, że PZN musi mieć własne pieniądze na współfinansowanie zadań. Można powiedzieć, że gdyby jakaś instytucja chciała przeznaczyć na pomoc niewidomym 10 milionów złotych na zasadzie, że finansuje ją w 80 proc., PZN pomocy tej nie mógłby przyjąć. Musiałby bowiem przeznaczyć z własnych środków na jej uzupełnienie kwotę 2,5 miliona złotych.
3) Uprawnienia osób niepełnosprawnych
Już Związek Pracowników Niewidomych RP rozpoczął starania o przyznawanie niewidomym uprawnień. PZN kontynuował te starania i niewidomi mieli ich coraz więcej, w tym błahych, bez większego znaczenia.
Od początku transformacji ustrojowej w Polsce następuje ograniczanie tych uprawnień. Wymienię najważniejsze z utraconych lub ograniczonych.
1. Niewidomi utracili prawo do:
a) pobierania pełnej renty przy jednoczesnym wykonywaniu pracy zawodowej i uzyskiwaniu nielimitowanych zarobków,
b) otrzymania renty inwalidzkiej po pięciu latach pracy, niezależnie od daty i przyczyny utraty wzroku,
c) bezpłatnych biletów dla przewodników przy podróżowaniu samolotami,
d) bezpłatnego przewozu przewodnika przy przejazdach PKP i PKS,
e) zwolnienia z podatku drogowego za posiadany samochód osobowy,
f) dodatku na paliwo do posiadanego samochodu osobowego,
g) pobierania stałych zasiłków niezależnie od sytuacji materialnej osób zobowiązanych do alimentacji.
2. Ograniczeniu uległy uprawnienia do zniżek przy zakupie biletów PKP i PKS oraz, w niektórych miastach, do bezpłatnych przejazdów środkami lokomocji miejskiej.
3. Znaczenie utraciły niektóre uprawnienia, np. prawo do dokonywania zakupów poza kolejnością i otrzymywanie talonów, przydziałów, innych ułatwień w nabywaniu atrakcyjnych towarów.
W 2002 r. legitymacja PZN-u przestała uprawniać do ulgowych przejazdów autobusami PKS i pociągami PKP. Zaistniały też poważne utrudnienia w dokonywaniu odpisów od podatków z tytułu korzystania z usług przewodników. Decyzje te mogą mieć negatywne skutki dla PZN-u.
4) Zatrudnienie niewidomych i słabowidzących
Z chwilą powstania, w 1946 r., Związek Pracowników Niewidomych RP uznał zatrudnienie za jedno z najważniejszych zadań. W krótkim okresie działalności poczynił wielkie postępy na drodze zapewnienia pracy osobom z uszkodzonym wzrokiem.
PZN również poświęcał wiele uwagi, czasu i wysiłków rehabilitacji zawodowej i zatrudnieniu. Działał tak, jak wówczas można było działać. Wspierał rozwój spółdzielczości niewidomych. Z jego inicjatywy w 1957 r. został powołany Związek Spółdzielni Niewidomych. Spółdzielczość ta rozwijała się wspaniale do końca lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. System nakazowo-rozdzielczy, rynek producenta, permanentne niedobory wszystkich artykułów powszechnego użytku sprzyjały rozwojowi spółdzielni. W 1989 r. spółdzielnie niewidomych zatrudniały ponad 10 500 niewidomych i słabowidzących. Mówiło się, że problem zatrudnienia niewidomych został w zasadzie rozwiązany. Oznaczało to, że praktycznie każdy, kto chciał, mógł pracować. Często nie była to praca odpowiadająca kwalifikacjom i ambicjom niewidomych pracowników, nużąca, która nie stwarzała możliwości rozwoju i awansu. Wielu mówi, że spółdzielnie niewidomych były gettami, że niewidomi byli izolowani od społeczeństwa, że warunki w nich panujące były antyrehabilitacyjne, sprzyjające rozwojowi postaw roszczeniowych itp. Mimo tych mankamentów spółdzielnie stwarzały tysiącom niewidomych, nierzadko ze złożoną niepełnosprawnością, warunki do życia, do założenia rodziny i wychowania dzieci oraz wypracowania emerytur.
Spółdzielczość niewidomych jednak nie działała w oparciu o prawa ekonomii. Dlatego, gdy gospodarka w Polsce z nakazowo-rozdzielczej została przekształcona w gospodarkę rynkową, większość spółdzielni nie potrafiła się dostosować do nowych warunków. Wiele spółdzielni zbankrutowało, niektóre działają w minimalnym zakresie i chyba tylko kilka funkcjonuje w miarę prawidłowo. Obecnie zatrudnienie to uległo wielkiemu zmniejszeniu i wynosi około 20 proc. stanu z 1989 r.
Skutkiem rozwoju spółdzielczości było też ograniczenie zatrudnienia na otwartym rynku pracy. Niewidomi woleli pracować we własnych spółdzielniach, gdzie mieli lepsze warunki, mniejsze wymagania, wyższe płace, różne udogodnienia. Taki kierunek rozwoju zatrudnienia okazał się niekorzystny. Skończyły się możliwości pracy w spółdzielniach, a pozostały nawyki, przyzwyczajenia, postawy i poglądy.
W związku z upadkiem spółdzielczości, koniecznością poszukiwania nowych możliwości zatrudnienia oraz pieniędzy na działalność, w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia PZN rozwijał działalność gospodarczą. Powołał kilkanaście jednoosobowych spółek. Działalność ta okazała się wyjątkowo niekorzystna. Nie rozwiązała problemów zatrudnienia. Doprowadziła natomiast do katastrofalnych trudności finansowych.
Mimo wielkich dokonań w przeszłości, problem zatrudnienia osób z uszkodzonym wzrokiem ponownie stał się palący. Wymaga nowych wysiłków, nowych kierunków i nowych metod.
5) Szkolnictwo dla niewidomych i słabowidzących
Związek Pracowników Niewidomych RP, a następnie PZN wspierały odbudowę i powstawanie nowych szkół dla niewidomych i słabowidzących. W wyniku tych starań powstało w Polsce 11 ośrodków szkolno-wychowawczych.
Działalność ta była bardzo ważna i celowa w przeszłości. W latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia uległa wielkim wypaczeniom. W wielu krajach odstępowano od nauczania niewidomych w specjalnych szkołach i propagowano nauczanie zintegrowane. Ośrodki dla niewidomych przekształcano w ośrodki metodyczne dla nauczycieli szkół ogólnodostępnych, w których uczyli się niewidomi i słabowidzący. W Polsce również rozwijało się nauczanie zintegrowane, ale jednocześnie rozbudowywano szkolnictwo dla niewidomych i słabowidzących. Doprowadziło to do wielu nieprawidłowości. Z powodu niedostatecznej liczby uczniów szukano różnych sposobów na istnienie ośrodków i utrzymanie zatrudnienia nauczycieli. Tworzono m.in. ogólnokształcące szkoły średnie i wprowadzano "integrację odwróconą", tj. do ośrodków szkolno-wychowawczych dla niewidomych i słabowidzących przyjmowano uczniów widzących.
Sytuacja taka nie sprzyjała utrzymaniu wysokiego poziomu nauczania w omawianych ośrodkach. Problem ten czeka na rozwiązanie.
6) Prasa środowiskowa
Jak wspomniałem w pierwszym odcinku tego cyklu, już Związek Pracowników Niewidomych RP wznowił wydawanie "Pochodni" i rozpoczął wydawanie czasopisma dla dzieci oraz dla osób widzących zainteresowanych problematyką niewidomych. PZN rozwijał tę działalność. Wydawanych było nawet kilkanaście tytułów, tj.: "Pochodnia", "Promyczek", "Światełko", "Nasze Dzieci", "Nasz Świat", "Pola Stella", "Credo", "Niewidomy Masażysta", "Nasza Szansa", "Przegląd muzyczny", "Encyklopedia Prawa", "Biuletyn Informacyjny", "Głos Kobiety" "Życiu naprzeciw", "Przegląd Tyflologiczny", "Materiały Tyflologiczne" i "Zeszyty Tyflologiczne".
Większość tych tytułów trzeba było zlikwidować ze względów finansowych, a "Biuletyn Informacyjny" nie tylko z finansowych.
Obecnie niewidomi i słabowidzący mają znacznie mniejszy wybór i dostęp do informacji środowiskowej niż mieli w latach poprzednich. Przed środowiskiem staje więc zadanie rozszerzenia tych możliwości. Nie można przyjąć, że lokalne kwartalniki zaspokajają wszystkie, a chociażby tylko najważniejsze potrzeby w tym zakresie.
7) Ośrodki leczniczo-rehabilitacyjne dla niewidomych i słabowidzących
Rozwój tych ośrodków jest kolejnym przykładem na konieczność dostosowywania działalności do warunków panujących w kraju. W przeszłości własne ośrodki gwarantowały możliwości leczenia, rehabilitacji i wypoczynku. Niemal nie istniały możliwości korzystania z usług obcych ośrodków. Dlatego PZN rozbudowywał własną bazę. Miał już 5 ośrodków i dążył do tworzenia następnych. Sytuacja jednak uległa zmianie. Obecnie PZN posiada 3 ośrodki. Mimo to występują poważne trudności z ich wykorzystaniem. Wybór ośrodków jest duży, wielu członków Związku nie chce jeździć ciągle do tych samych. Środowisko będzie musiało rozwiązać i ten problem.
8) Książki dla niewidomych
Doskonałym przykładem konieczności zmian jest działalność Centralnej Biblioteki PZN. Początkowo gromadziła zbiory brajlowskie. Następnie pojawiły się nowe możliwości dostarczania literatury osobom niewidomym, a zwłaszcza ociemniałym. BC rozpoczęła gromadzenie i udostępnianie książek mówionych, najpierw na taśmie do magnetofonów szpulowych, a następnie do magnetofonów kasetowych. Teraz trzeba zbiory te dostosowywać do nowych nośników, nowych technologii i wydawać książki w zapisie cyfrowym, a przede wszystkim w DAYSY.
Nie omówiłem wszystkich aspektów działalności PZN-u i szerzej środowiska niewidomych i słabowidzących. Nie wspomniałem m.in. o opracowywaniu i produkcji map tyflologicznych, szkoleniu psów przewodników, produkcji sprzętu rehabilitacyjnego i udostępnieniu niewidomym techniki komputerowej. Nie pisałem o domach pomocy społecznej prowadzonych przez PZN, które są potencjalnie wielkim zagrożeniem dla finansów Związku.
Moim celem było wykazanie, że konieczne jest ciągłe podejmowanie starań o zaspokojenie potrzeb osób niewidomych i słabowidzących. Chciałem wykazać, że w miarę zmian warunków społeczno-ekonomicznych i prawnych, a także technologicznych zmieniają się możliwości działania, że ciągle trzeba poszukiwać nowych.
Kurczowe trzymanie się form i metod działalności, które zostały w przeszłości wypracowane i sprawdzone, do niczego nie prowadzi. Może tylko spowodować utratę zaufania członków i upadek PZN-u.
(wrzesień 2006)
Zaplanowałem trzy odcinki rozważań o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości ruchu niewidomych w Polsce. Okazało się jednak, że potrzebny jest czwarty. Zanim będę mógł nakreślić poglądy na przyszłość tego ruchu, trzeba jeszcze kilka zdań poświęcić teraźniejszości. Ułatwi to zrozumienie problemów oraz przedstawienie zarysu koncepcji organizacji i działalności naszych stowarzyszeń.
Wyjaśnienia wymaga również fakt, że zajmuję się głównie Polskim Związkiem Niewidomych. PZN jest najliczniejszą organizacją niewidomych i słabowidzących, posiada długą tradycję w działalności na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem. Tak naprawdę jest jedynym stowarzyszeniem liczącym się na krajową skalę i, jak się wydaje, będzie odgrywał dominującą rolę również w przyszłości. Uważam, że powinniśmy robić wszystko, co jest w naszej mocy, żeby tak właśnie było. Związek trzeba wzmacniać, bo z pewnością w czasie możliwym do przewidzenia nic lepszego w Polsce nie powstanie.
I jeszcze jedno zastrzeżenie. Otóż krytyka władz Związku nie jest krytyką samego Związku. Krytyka nie musi być również czynnikiem destrukcyjnym. Przeciwnie, brak krytyki oznacza zakłamanie i możliwość popełniania monstrualnych błędów. PZN przeżył już taki okres. W naszym środowisku nigdy nie było całkowitej swobody wymiany myśli i opinii. Były okresy lepsze i gorsze pod tym względem. Teraz mamy gorszy okres.
Kilka danych statystycznych
W 1999 r. PZN zrzeszał 76.537 członków zwyczajnych, w 2003 r. - 72.471, a na koniec 2005 r. już tylko 66.174 osoby. Na przestrzeni sześciu lat liczba zwyczajnych członków Związku zmniejszyła się o 10.363 osoby, czyli o 13,5 proc. Średniorocznie spadek wynosił nieco ponad 2,2 proc.
Zachodzi obawa, że faktyczna liczba członków PZN uległa jeszcze większemu zmniejszeniu. Jednostki organizacyjne Związku bowiem nie zawsze są zainteresowane skreślaniem z listy członków osób, które nie opłacają składek członkowskich. Według Statutu Związku, po sześciomiesięcznym okresie niepłacenia składek, zalegający powinien być skreślony z listy członków. Tymczasem w wykazach figurują niejednokrotnie osoby, które już od trzech lat składek nie opłacają.
Niepokój powinien budzić również fakt, że tylko w 2005 r. w stosunku do 2004 r. liczba członków PZN zmniejszyła się o 3.710 osób, tj. o 5,3 proc. Oznacza to, że tempo spadku ulega zwiększeniu.
Jeszcze bardziej niepokojącym zjawiskiem jest większy spadek liczby członków z wyższym stopniem niepełnosprawności. Liczba członków ze znacznym stopniem niepełnosprawności zmniejszyła się o 6,9 proc., całkowicie niewidomych o 4,6 proc., a ze stopniem umiarkowanym o 2,9 proc. Może to oznaczać, że osoby bardziej potrzebujące pomocy nie znajdują jej w Związku.
Zmniejszanie się liczby członków, oprócz wymiaru organizacyjnego, ideowego i rehabilitacyjnego, ma również wymiar finansowy. Kwot, które dawniej wpłacali członkowie, brakuje w budżetach kół i okręgów PZN.
Finansowanie działalności Związku
W poprzednim odcinku wykazałem trudności w pozyskiwaniu pieniędzy na działalność Związku. Teraz chcę zwrócić uwagę na fakt, że istnieje też inny aspekt tego zagadnienia. Ilość pieniędzy jest bardzo ważna, ale równie ważne jest to, na co one mogą być przeznaczane.
Obecnie dofinansowywanie działalności ze środków publicznych ma charakter zadaniowy. Pisałem już, że fakt dofinansowywania, a nie finansowania, jest bardzo niekorzystny. Trzeba bowiem dysponować własnymi pieniędzmi na częściowe pokrycie kosztów zadań dofinansowywanych przez PFRON lub inną instytucję. Jeżeli takich pieniędzy nie ma, nie można korzystać ze środków publicznych, nie można organizować działalności i udzielać pomocy rehabilitacyjnej.
Drugim ważnym zagadnieniem jest dobór zadań, które mają być realizowane. Trzeba tu od razu stwierdzić, że PZN i inne stowarzyszenia nie mają wpływu na dobór tych zadań.
Wygląda to tak - jakaś instytucja ogłasza konkurs i ustala, że w jego ramach można otrzymać pieniądze, np. na popularyzację wiedzy historycznej, szkolenie ekologiczne, pomoc uchodźcom, walkę z narkomanią czy opiekę paliatywną. Zdobycie pieniędzy w ramach takich programów jest bardzo trudne i ograniczone. Na dobrą sprawę, tylko wiedzę historyczną i wiedzę ekologiczną można szerzyć wśród niewidomych. Jednak nie jest to zadanie najważniejsze dla Związku. Można też na siłę zwalczać narkomanię, ale to tylko na siłę. Opieki paliatywnej niewidomi wymagają również w takim samym stopniu, jak pozostali ludzie. Nie jest to więc zadanie dla Związku.
Oczywiście są i inne zadania, bardziej dostosowane do naszych potrzeb, ale są też i inne ograniczenia.
Donator np. ogłasza, że w danym roku będzie dofinansowywał tylko zadania innowacyjne. Przy takim ujęciu, nie ma możliwości zdobycia pieniędzy na naukę wykonywania czynności życia codziennego, bo nie jest to nic nowego. Fakt, że w każdym roku kilka tysięcy osób otrzymuje orzeczenia znacznego lub umiarkowanego stopnia niepełnosprawności z tytułu uszkodzeń narządu wzroku, nie ma znaczenia.
Wybór ogranicza się często do starania się o pieniądze na to, na co można się starać lub zrezygnowania ze starań.
Jeżeli dają pieniądze na zakup krawatów, to bierz, chociażbyś miał boso chodzić. I nie ma tu znaczenia, że buty są ważniejsze od krawatów. Bierz albo nie bierz, twoja sprawa. Niewidomemu mieszkającemu samotnie może być bardzo potrzebna pomoc w robieniu zakupów, ale na to nie ma pieniędzy. Są natomiast pieniądze na imprezy integracyjne. Zaprośmy więc samotnika na taką imprezę. Bez wątpienia, to jest również ważne. Jeżeli jednak nie będzie miał z kim udać się na tę imprezę, jego strata. Otrzymał zaproszenie. Poza tym z imprezy skorzysta raz na miesiąc, albo jeszcze rzadziej, a zakupy musi robić co kilka dni.
Dofinansowanie konkretnych zadań i ustalanie bez opinii PZN-u, jakie to mają być zadania, nie sprzyja rozwojowi działalności, która musi mieć charakter ciągły. Nie sprzyja organizowaniu działalności rehabilitacyjnej oraz systemowej pomocy niewidomym i słabowidzącym. Utrudnia bowiem utrzymanie bazy rehabilitacyjnej i kadr.
Przykładem ograniczonych możliwości prowadzenia długofalowej, przemyślanej, systematycznej polityki rehabilitacyjnej jest decyzja PFRON-u z bieżącego roku. Otóż dotąd wiele firm uczyło niewidomych posługiwania się komputerami w ramach programu "Komputer dla Homera". No i skończyło się. PFRON postanowił, że ma to robić jedna firma. Przetarg na przeszkolenie 1440 osób wygrał "Altix". Pomijając fakt, że decyzja ta jest mocno kontrowersyjna, spowodowała, że pracownia komputerowa w Ośrodku Rehabilitacji i Szkolenia w Bydgoszczy nie będzie wykorzystana. Instruktorka prowadząca tam zajęcia nie będzie miała pracy. Taki sam los spotkał podobną pracownię w Olsztynie. Okręg Warmińsko-Mazurski był bardzo dumny z jej utworzenia. Kosztowało to niemało i klops. No, chyba że "Altix" wynajmie obie pracownie od PZN-u.
W ostatnich latach można też odnotować możliwości finansowania różnych działań, których wcześniej nie było, a przynajmniej na obecną skalę. Są to fundusze unijne. Ze źródła tego można pozyskiwać duże pieniądze i Związek je pozyskuje. W tym przypadku jednak występują podobne ograniczenia i trudności, jak przy uzyskiwaniu pieniędzy z krajowych środków publicznych.
Pozytywnym zjawiskiem jest też możliwość przekazywania jednego procentu swego podatku na działalność organizacji pożytku publicznego. Procedury jednak są tu dosyć uciążliwe. Pewnie dlatego z możliwości tej korzysta niewielu podatników. Jest jednak nadzieja, że sytuacja ulegnie poprawie. Wówczas w większym stopniu PZN i inne stowarzyszenia będą miały dobre źródło zasilania swoich funduszy. Ważne jest tu, że pieniądze te nie są tak ściśle adresowane.
Niska świadomość środowiskowa niewidomych i słabowidzących, a zwłaszcza nowo ociemniałych
Zdecydowana większość członków Związku nie interesuje się jego problematyką. Niewielu uczestniczy w działalności kół, jeszcze mniej bierze udział w życiu samorządowym. Prasę środowiskową czyta pewnie mniej niż 10 proc. członków. Jak twierdzi wielu działaczy, najczęściej słyszą pytanie: "Co mogę od was dostać?"
Totalnie niedoinformowani są również działacze kół i okręgów, a nawet członkowie Zarządu Głównego PZN. Mało tego, że są oni niedoiformowani, to jeszcze nie odczuwają potrzeby wiedzy. W rezultacie niewiele wiedzą i nie chcą wiedzieć, ale decydują. Zdarza się, że na okręgowych i krajowych zjazdach delegaci patrzą na swojego prezesa i tak głosują, jak on.
W czerwcu br. uczestniczyłem w połączonym zebraniu Koła Warszawa-Praga-Północ i Warszawa-Praga-Południe. Celem było połączenie tych kół. Chodziło o oszczędności, a ponadto większość członków Zarządu Koła Warszawa-Praga-Południe złożyła rezygnację z pełnionych funkcji i Zarząd przestał istnieć.
Co się tam działo... Strach pomyśleć. Przewodniczący Zarządu Mazowieckiego Okręgu Stefan Zalewski, mimo potężnego głosu, nie mógł opanować towarzystwa, nie mógł prowadzić zebrania. Nawet powodów zamiaru połączenia kół nie można było przedstawić. Awantura trwała pewnie dwie godziny. Wreszcie zrezygnowano z połączenia kół i poproszono o pozostanie członków Koła Warszawa-Praga-Południe w celu wyboru Zarządu. O dziwo! Wybory trwały trzy minuty. Błyskawicznie namówiono cztery osoby, żeby zgodziły się kandydować, wszystkie ręce poszły do góry i po krzyku.
Dodam, że rzecz cała odbywała się, pożal się Boże, w stolicy, a w zebraniu uczestniczyło pewnie około 5 proc. wszystkich członków tych kół.
Członkowie Związku
Nie będę zanudzał liczbami i procentami. Dla przeciętnego obserwatora oczywistym jest, że znaczna część niewidomych i słabowidzących to osoby w wieku podeszłym. Uważają oni, że nie jest im już potrzebna żadna rehabilitacja. Często zły stan zdrowia związany z podeszłym wiekiem uniemożliwia im korzystanie z oferowanych form działalności. Nie mają sił uczestniczyć w spotkaniach towarzyskich (czytaj integracyjnych), nie mają sił, by uczestniczyć w wycieczkach czy pielgrzymkach. Potrzebują pomocy, głównie w postaci usług przewodnika, pielęgniarki, pomocy domowej. Ale tego Związek nie może im zapewnić.
Kilka tysięcy członków to osoby ze złożoną niepełnosprawnością. Możliwości ich udziału w tradycyjnych formach działalności Związku są również mocno ograniczone.
Potężna rzesza słabowidzących - to osoby na tyle widzące, że na co dzień nie pamiętają o swojej wadzie wzroku, nie mówiąc już o Związku, o potrzebach środowiska, o rehabilitacji.
W każdym roku od trzech do pięciu tysięcy nowo ociemniałych wstępuje do Związku. Zdecydowana większość tych osób przez kilka lat jest zupełnie zagubiona i nawet nie wie, czego może oczekiwać.
Jest też dość liczna grupa osób, które pamiętają, że Związek w przeszłości dawał dużo, a teraz, ich zdaniem, nie daje nic. Osoby te potrafią tylko narzekać oraz szerzyć zniechęcenie i brak wiary w jakąkolwiek działalność.
Do tych informacji należy dodać, że młodzież od dawna nie bardzo interesuje się działalnością PZN-u. Bardziej zaradni młodzi ludzie usiłują we własnym zakresie rozwiązywać swoje problemy. Mniej zaradni natomiast, są bierni, nie podejmują wysiłków, by się usamodzielnić i nie szukają pomocy w Związku.
W rezultacie dla licznych rzesz osób niewidomych i słabowidzących PZN jest zbędny, a przynajmniej oni tak uważają. Nie można więc liczyć na ich zaangażowanie, na pracę społeczną, na pomysły, jak przezwyciężyć kryzys.
Interesy grupowe
Często zdarza się, że działacze Związku i pracownicy instytucji działających na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem widzą przede wszystkim własny interes, interes swego koła, swego okręgu, swojej instytucji. Wielu myśli kategoriami egoistycznymi i partykularnymi.
Przykładem interesów grupowych jest przyjmowanie do szkół dla niewidomych i słabowidzących uczniów bez jakiejkolwiek wady wzroku. Dorabia się do tego teorię, że chodzi tu o integrację, że to dla dobra uczniów. Tymczasem chodzi wyłącznie o pracę dla nauczycieli. Dodam, że wielu nauczycieli jest tak zaangażowanych, że nawet nie odczuwają potrzeby opanowania pisma punktowego.
To samo dotyczy ośrodków leczniczo-rehabilitacyjnych PZN. Nie jest ważne, kto z ich usług będzie korzystał. Ważne, żeby było tak zwane obłożenie i zatrudnieni mieli pracę.
Jeszcze gorzej sprawa wygląda wśród działaczy społecznych Związku. Wielu z nich nie rozumie potrzeb środowiska, a nawet tylko potrzeb PZN-u jako całości. Widzą i rozumieją tylko potrzeby własnego koła czy okręgu. Wielu działaczy kół głośno twierdzi, że im zupełnie nie są potrzebne okręgi. Wielu działaczy okręgowych uważa, że zbędne są władze centralne. Wychodzi na to, że potrzebny jest tylko ten, kto mówi. Niemal wszyscy mylą biuro Zarządu Głównego z Zarządem Głównym i biura zarządów okręgów z zarządami okręgów. Uważają oni, że wszystkiemu są winni pracownicy, a nie działacze.
Oczywiście, jest to nieco przerysowany obraz. Jest też wielu działaczy i pracowników wartościowych, zaangażowanych, oddanych środowisku, PZN-owi, instytucjom, w których są zatrudnieni. Nie można jednak nie dostrzegać tych, którzy tacy nie są. Nie można nie dostrzegać zjawisk i tendencji negatywnych. Bez realnej oceny teraźniejszości, nie można rzeczowo mówić o przyszłości.
Podstawa budowania przyszłości
Z powyższych rozważań można by wyciągnąć wniosek, że ruch niewidomych w Polsce przeżył się i nie ma żadnych perspektyw. Ma tylko ograniczenia, przeszkody, trudności, różne mankamenty.
Wszystko to jednak można przezwyciężyć. Mówią, że historia jest najlepszą nauczycielką. Korzystajmy więc z jej lekcji.
Historia uczy nas, że nawet w najtrudniejszych czasach znajdowali się ludzie, którzy myśleli o przyszłości i dla niej działali. Stanisław Bukowiecki w czasie I wojny budował polską administrację narażając się na zarzut kolaboracji. January Kołodziejczyk, całkowicie niewidomy i przykuty do łóżka, w okresie okupacji zajmował się m.in. tajnym nauczaniem. Czy można wyobrazić sobie większe trudności od tych, które musieli pokonywać?
W okresie międzywojennym niewidomi dążyli do zjednoczenia ruchu niewidomych w Polsce. Nad koncepcją zjednoczenia niektórzy pracowali również w okresie okupacji. Po wojnie znaleźli się ludzie, którzy potrafili przezwyciężyć tendencje separatystyczne, ambicje i ambicyjki różnych działaczy i setki trudności. Ich starania doprowadziły już w 1946 r. do powstania Związku Pracowników Niewidomych RP, a następnie Polskiego Związku Niewidomych. Dzięki zaangażowaniu setek autentycznych społeczników i zaangażowanych pracowników, PZN rozwinął działalność opisaną w pierwszych odcinkach moich rozważań i przez dziesięciolecia pomagał tysiącom niewidomych i słabowidzących.
Zawsze były trudności. Było i tak, że towarzysz Piotr Stecko lub towarzysz Zdzisław Mordzak w imieniu Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, narzucali władzom PZN-u różne decyzje. Pamiętam, jak towarzysz Piotr Stecko, po wyborach dokonanych niezgodnie z oczekiwaniem partii zapytał: "Chcecie z nami współpracować czy nie? Zdecydujcie się." I zdecydowaliśmy tak, jak chciał towarzysz Stecko. Inaczej wówczas być nie mogło.
Związek przeżył różne czasy. Zdarzyło się, że dzięki dominacji jednej osoby oraz bezmyślnej uległości całego aktywu, PZN wpędził się w takie trudności, że z cudem graniczy fakt, iż istnieje.
Zawsze dotąd znajdowali się ludzie, którzy chcieli i potrafili działać na rzecz wspólnego dobra. Jestem przekonany, że i obecnie znajdą się tacy działacze. I to jest podstawa, na której można budować.
***
Nie jest moim celem wyszukiwanie wszystkich mankamentów naszego środowiska, a w szczególności PZN-u. Nie można jednak myśleć o przyszłości ruchu niewidomych, nie można określać nowych zadań i celów, ani myśleć o dostosowaniu Związku do nowych warunków i potrzeb bez jasnego uświadomienia sobie wszystkich okoliczności i uwarunkowań, a w szczególności stanu świadomości niewidomych i słabowidzących.
Obecnie mogę tylko pisać, zwracać uwagę, ostrzegać, podpowiadać. O niczym obecnie nie decyduję i za nic nie odpowiadam oprócz "BIT-u" i Fundacji "Trakt". Ale uważam, że moim obowiązkiem jest robić to, co mogę robić, pisać poważnie i kpić, a wszystko po to, żeby uświadamiać problemy. Uważam, że ułatwi to ich rozwiązywanie. Taka jest rola prasy.
Dokonane oceny, przedstawione spostrzeżenia i wnioski będą podstawą ostatniej części moich rozważań.
(październik 2006)
Przystępuję do najtrudniejszej części mojego opracowania. Na wstępie muszę stwierdzić, że nie uda mi się w tym odcinku opracować wszystkich zagadnień związanych z przyszłością ruchu niewidomych w naszym kraju. Planowałem, że będzie to ostatni odcinek. Tymczasem musi powstać ich jeszcze kilka. Uważam, że powinniśmy przeprowadzić gruntowne zmiany w zakresie i stylu działalności PZN-u. Jeżeli coś ma naprawdę ulec pozytywnym przemianom, zmiany statutu nie mogą być powierzchowne, kosmetyczne, pozorowane. Naturalnie można każdy paragraf statutu napisać lepiej. Można któryś z paragrafów wykreślić i dopisać kilka nowych. To jednak nie zmieni istoty działalności Związku, a zmiana taka jest konieczna.
Gruntowne zmiany statutu oraz struktur i działalności PZN-u wymagają przemyślenia wielu szczegółowych zagadnień i koncepcji funkcjonowania w nowych warunkach. Wszystko to wymaga dużo większego opracowania niż zakładałem.
Lekarze mówią, że najtrudniej jest postawić diagnozę. Jeżeli znane jest schorzenie, najczęściej leczenie jest już sprawą tylko odpowiednich procedur.
Inaczej jest w socjologii, polityce społecznej, pedagogice itp. Tu postawienie diagnozy jest łatwiejsze. Zastosowanie właściwych metod terapii natomiast jest sprawą bardzo trudną. Poruszam się w dziedzinie stosunków społecznych z ich przebogatymi uwarunkowaniami. Tu nie można zaproponować rozwiązań, które spotkają się z powszechnym uznaniem i poparciem. No, wyjątek może stanowią ogólniki w rodzaju: "ma być wszystkim bardzo dobrze" lub "należy usunąć wszystkie przeszkody, które uniemożliwiają osiągnięcie pełni zadowolenia".
Nie spodziewam się, że moje propozycje spotkają się z entuzjastycznym przyjęciem i od razu będą wcielane w życie. Myślę jednak, że mogą stać się podstawą poważnych rozważań i wypracowania projektu rzeczywistych, a nie kosmetycznych zmian.
Do czego nie należy dopuścić?
Niektóre procesy społeczne następują niejako samoistnie. Zmieniają się warunki społeczno-ekonomiczne i polityczne. Organizacje i instytucje, które nie są zdolne do dostosowania się do tych warunków, muszą zginąć.
Za pierwsze, najważniejsze zadanie należy uznać dostosowanie działalności i struktur Związku do nowych warunków tak, by mógł on istnieć i zaspokajać ważne potrzeby niewidomych i słabowidzących. Jeżeli dopuścimy do upadku Związku, nikt nie będzie reprezentował należycie naszych interesów. PZN nie robi tego najlepiej, mamy wiele zastrzeżeń do jego działalności, niektórzy twierdzą, że nic nie robi, ale bez jego istnienia byłoby jeszcze trudniej, jeszcze gorzej.
Zadłużanie się niektórych ogniw organizacyjnych
Wielkim niebezpieczeństwem jest zadłużanie się niektórych okręgów. Trudno jest temu przeciwdziałać. Okręgi mają osobowość prawną i w praktyce niemal nie podlegają władzom centralnym. Nie można więc zapobiec, by nie wydawały więcej pieniędzy niż mogą ich pozyskać.
Można natomiast przyjąć zasadę, że Związek jako całość nie będzie oddłużał okręgów, które staną się niewypłacalne. Oddłużanie, czyli spłata długów, byłaby bowiem zdecydowanie szkodliwa, byłaby siedmiomilowym krokiem w kierunku zagłady Związku jako całości.
O niebezpieczeństwach związanych z oddłużaniem, jakiego domagają się niektórzy działacze, pisałem w numerze 6(6)/05 "BIT-u". Teraz przypomnę tylko, że oddłużania różnych firm w naszym kraju nie przyniosły pożądanych rezultatów. W naszym przypadku byłoby podobnie.
Uwłaszczenie okręgów
Nie wolno dopuścić do tak zwanego uwłaszczenia okręgów PZN. Niektóre okręgi domagają się przekazania im majątku, który znajduje się na terenie ich działania.
Uwłaszczenie takie byłoby niesprawiedliwe, gdyż majątek znajduje się tylko na terenie kilku okręgów. Poza tym nie wszystkie nieruchomości mają jednakową wartość. Niektóre np. pałacyk w Rudołtowicach zaspokaja potrzeby kilkudziesięciu ciężko poszkodowanych dzieci i nie przynosi właścicielowi finansowych korzyści. Pałacyk w Warszawie przy ul. Dankowickiej dochody przynosi, ale bezpośrednio nie zaspokaja potrzeb osób niewidomych i słabowidzących.
Nie miejsce tu na analizę wszystkich posiadłości Związku. Ważne jest tylko to, że majątek ten należy zachować tak, by służył całemu Związkowi, a nie kilku okręgom.
Jest też ważniejszy argument. Majątek ten powinien zaspokajać potrzeby niewidomych lub przynosić dochody, które mogą być wykorzystywane na wkład własny do zadań dofinansowywanych przez różnych sponsorów i na pokrywanie wydatków, których żaden sponsor pokrywać nie chce.
Związek pozbawiony składników majątkowych, które przynoszą dochody, stałby się bardzo słaby ekonomicznie i nie miałby z czego dofinansowywać tych zadań, które muszą być realizowane centralnie.
Faktem jest, że zadania takie istnieją, i że są one ważne dla Związku oraz dla jego członków.
Zbywanie majątku
Nie wolno dopuścić do zbywania majątku związkowego, który przynosi dochody. Własne dochody, jak już wspomniałem, dają pewien zakres niezależności ekonomicznej. Za zbyty majątek otrzymuje się pieniądze tylko raz. Po ich wydaniu, nawet na zaspokojenie najpilniejszych potrzeb, nie ma już nic. Inaczej jest, jeżeli jakaś posiadłość przynosi stałe dochody. Jeżeli nawet nie są one duże, co miesiąc zasilają kasę Związku i mogą być spożytkowane. Natomiast majątek, który je przynosi, nadal pozostaje własnością Związku.
Groźba dezintegracji
Istnieje wielkie niebezpieczeństwo całkowitej dezintegracji Związku. Wiele kół domaga się osobowości prawnej. Uważam, że przyznanie takiej osobowości okręgom przyniosło pewne negatywne zjawiska i nie służy najlepiej Związkowi jako całości. Przyznanie osobowości prawnej kołom mogłoby spowodować nieodwracalną dezintegrację i rozpad PZN-u. Byłoby to zaprzepaszczenie dotychczasowego dorobku i przyszłych możliwości działania na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem. Myślę, że należy bardzo poważnie potraktować wypowiedź mecenasa Władysława Gołąba na łamach sierpniowego numeru "Pochodni".
Starania, o których pisałem powyżej służyć mają zachowaniu istnienia i integralności PZN-u. Jest to warunek, bez którego wszystko inne straci rację istnienia. Za miesiąc zajmę się już konkretnymi zmianami, które powinny być wprowadzone. Zaproponuję zmiany w funkcjonowaniu władz Związku, ich powoływaniu i kontroli oraz w zakresie zadań realizowanych przez poszczególne ogniwa PZN-u.
(listopad 2006)
Niezmiernie ważnym zagadnieniem jest odpowiedni program działalności. Musi on odpowiadać członkom Związku i musi być realny. Pogodzenie tych dwóch elementów nie jest łatwe. Ale chyba jeszcze trudniejszym zadaniem jest wybór osób, które będą program ten realizowały. Monteskiusz powiedział: "Nie pytam się, jakie są prawa, ale jacy są sędziowie".
Jakich więc mamy członków władz PZN-u i jak ich wybieramy? Jak tworzymy programy na kolejne kadencje?
System władzy
Obecnie w Polskim Związku Niewidomych mamy system przedstawicielski. W kołach wybierani są członkowie zarządów okręgów, a w okręgach członkowie Zarządu Głównego. Dodatkowo przez odpowiednie zjazdy wybierani są członkowie prezydiów zarządów. Jest to system bardzo nieefektywny.
Po pierwsze gremia decyzyjne są zbyt liczne. Organizacja ich pracy jest trudna i kosztowna. Dotyczy to w szczególności naczelnych władz Związku. Zarząd Główny składa się z 38 członków. Gremium to spotyka się trzy razy na rok, w tym raz lub dwa z noclegami. Nie trzeba być wybitnym matematykiem, by wiedzieć, że koszty są znaczne. Poza tym działa Prezydium Zarządu Głównego. Składa się ono z sześciu osób i spotyka co najmniej 10 razy w roku. Koszt funkcjonowania Zarządu Głównego i jego Prezydium wynosi kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie. Czy rzeczywiście jest to konieczne?
Po drugie i znacznie ważniejsze - Zarząd Główny nie spełnia swojej funkcji, nie sprawuje rzeczywistych rządów, samodzielnie nie podejmuje istotnych problemów i istotnych decyzji. Członkowie Zarządu Głównego najczęściej nie czują się odpowiedzialni za Związek. Często ważniejsze dla nich są układy koleżeńskie niż dobro ogólne. Wielu nie orientuje się w aktualnej i ogólnej problematyce Związku i nie chce się orientować. Wielu uważa, że za wszystko odpowiada Prezydium ZG, przewodniczący ZG, a najchętniej i najczęściej, że pracownicy biura ZG.
Zarząd Główny czasami ożywia się i zaczyna działać. Są to jednak bardzo rzadkie momenty. Na ogół jednak jest potulny wobec Prezydium i przewodniczącego ZG.
Podobnie sprawa wygląda w okręgach. Tam również zarządy często pełnią funkcje dekoracyjne, a nie decyzyjne.
Powyższe stwierdzenia odnoszą się do stanu faktycznego, a nie do zapisów statutowych. Według prawa na zarządach ciążą poważne obowiązki. W praktyce jednak nie wykorzystują one tych uprawnień i w obecnej formie, moim zdaniem, są całkowicie zbędne.
Uważam, że należy odejść od systemu przedstawicielskiego. Zarządy kół powinny być wybierane tak, jak jest obecnie, przez zebrania sprawozdawczo-wyborcze, zarządy okręgów - przez okręgowe zjazdy, a Zarząd Główny - przez krajowe zjazdy delegatów. Umożliwi to wybranie najlepszych osób, niezależnie od miejsca ich zamieszkania i sprawi, że osoby te będą czuły się bardziej odpowiedzialne. Będą bowiem rozliczane przez organ, który ich wybrał. Obecnie wybierani są przez zebrania sprawozdawczo-wyborcze kół, a rozliczani przez okręgowe zjazdy, członkowie ZG natomiast wybierani przez okręgowe zjazdy, a rozliczani przez krajowy zjazd.
Wnioskuję również o likwidację prezydiów zarządów okręgów i Prezydium ZG. Proponuję zmniejszenie liczebności zarządów okręgów i Zarządu Głównego. Uważam, że ZG powinien liczyć np. od dziewięciu do jedenastu członków. Tak pomniejszony zarząd działałby jako całość bez prezydium. Spotykałby się osiem do dziesięciu razy w ciągu roku i podejmował wszystkie decyzje o charakterze programowym, strategicznym i nadzorczym.
Proponuję też zwiększenie kompetencji i odpowiedzialności dyrektora Związku oraz dyrektorów okręgów. Powinni oni mieć prawo podejmowania wszystkich decyzji wynikających z bieżącego zarządzania.
Myślę, że takie określenie zadań i możliwości działania byłoby bardziej efektywne, bardziej przejrzyste i tańsze.
Wybory władz Związku
Skupię się na wyborach do centralnych władz Związku. W okręgach sprawy te wyglądają nieco inaczej, lecz wcale nie lepiej, a w kołach jeszcze inaczej. Zacznijmy więc od władz centralnych. Na tej podstawie można będzie przemyśleć wybory do władz kół i okręgów.
1. Podstawą wszelkich wyborów jest ocena ustępujących władz i poszczególnych ich członków. Władze te bowiem jako całość mogły pracować dobrze albo źle. W ich składzie mogli działać członkowie, którzy stanowili siłę napędową i tacy, którzy nic nie wnosili lub wręcz wszystko utrudniali. I już na tym etapie delegaci na krajowe zjazdy nie mają podstaw do dokonywania ocen, nie licząc plotek, propagandy szeptanej, pomówień i wiary w uczciwość i mądrość swoich prezesów lub dyrektorów okręgów. Przez całą kadencję nie mogli dowiedzieć się, jakie stanowisko zajmują poszczególni członkowie Prezydium ZG i przedstawiciele okręgów w ZG, których wcześniej wybrali. Może się zdarzyć, i się zdarza, że jakiś członek ZG PZN, zamiast aktywnie uczestniczyć w posiedzeniach, działa niemal wyłącznie w kuluarach, przy alkoholu i niemal nie trzeźwieje. Jego wyborcy jednak nigdy się o tym nie dowiedzą, chyba że z plotek. Plotki jednak mają to do siebie, że mogą być prawdziwe lub nie i nie dają osobom, których dotyczą, możliwości wyjaśnień i obrony. Jeżeli więc są prawdziwe - w porządku. Jeżeli nie - wyrządzają wielką krzywdę oczernianym osobom i całemu Związkowi.
2. Informacje na podobne tematy powinna przekazywać prasa związkowa. Powinna, ale nie przekazuje i nie może przekazywać. Knebel jest tak dokładny i tak zaciśnięty, że z jej "ust" żadne słowo nieprawomyślne wydostać się nie może.
W tej sytuacji, oceny ustępujących władz i poszczególnych ich członków dokonują osoby znaczące z poszczególnych okręgów. Wspólne stanowisko ustalają w wąskich gronach, w tajemnicy, kierując się własnymi ambicyjkami, źle pojętym koleżeństwem, lokalnymi i własnymi interesami i interesikami, a niekoniecznie dobrem Związku jako całości. A delegaci? Najczęściej głosują tak, jak ich szefowie wcześniej ustalili i nakazali.
Ocena ustępujących władz nie ma więc rzetelnych podstaw, nie wynika z rzeczywistej znajomości wkładu pracy poszczególnych osób i jest co najmniej problematyczna.
To samo dotyczy oceny kandydatów do władz, zwłaszcza do Prezydium ZG oraz przewodniczącego GKR. Pozostali mniej się liczą i mniejszą uwagę poświęcają im delegaci.
Zdarza się, że zwalczające się strony "wykrwawią" się w bojach o swoich kandydatów i pozostanie im tylko tyle sił, by zwalczyć tych, którzy rządzili dotąd. W rezultacie władzę mogą objąć osoby przypadkowe, bez doświadczenia i bez odpowiedniej znajomości problematyki.
3. Ważnym celem krajowych zjazdów jest uchwalenie programu działania na czteroletnią kadencję. Delegaci jednak skupiają się najczęściej na walkach frakcyjnych i programowi nie poświęcają należytej uwagi, niekiedy najmniejszej uwagi. Trzeba przyznać, że poniekąd mają rację. Projekt programu bowiem przygotowują ustępujące władze, a realizować go mają nowe władze, które nie miały wpływu na jego kształt, cele, środki i zadania. Nie warto więc się nim zajmować i przejmować.
Oczywiście, że nie powinno tak być, ale tak jest. Dyskusja programowa jest zwykle na żenująco niskim poziomie i najczęściej nic do programu nie wnosi.
Jak usprawnić wybór władz Związku, uchwalanie programów i kontrolę ich realizacji?
Jak już wspomniałem, wybór naczelnych władz Związku jest często przypadkowy. Jeszcze o funkcję przewodniczącego Zarządu Głównego i przewodniczącego Głównej Komisji Rewizyjnej toczy się jakaś walka, najczęściej w postaci zakulisowych uzgodnień i propagandy szeptanej, ale jakaś tam walka o władzę jest. Wyborami członków Prezydium ZG jest już znacznie mniejsze zainteresowanie, z wyborem członków GKR prawie żadne, a o Sądzie Koleżeńskim - szkoda nawet wspominać.
Takie wybory mogą być tylko w interesie osób znaczących, najczęściej reprezentujących interesy niektórych okręgów. Nie pozwalają natomiast na świadome wyłanianie władz składających się z najlepszych osób.
Proponuję do statutu wprowadzić zapis, że kampania wyborcza do naczelnych władz Związku rozpoczyna się 12 miesięcy przed Krajowym Zjazdem Delegatów. Żeby zbytnio nie wydłużać artykułu, przyjmę, że Prezydium ZG zostało zlikwidowane i Krajowy Zjazd wybiera cały dziewięcio- lub jedenastoosobowy Zarząd Główny i skupię się na jego wyborze. Jeżeli idea ta znajdzie uznanie, wówczas będzie można opracować odpowiednie zapisy statutowe odnoszące się do pozostałych władz naczelnych Związku.
Dwanaście miesięcy przed terminem zjazdu powinni być zgłoszeni kandydaci na funkcję przewodniczącego ZG, wiceprzewodniczącego, sekretarza generalnego i pozostałych członków ZG. Należałoby tu przyjąć zasadę, że kandydatów zgłaszają grupy członków Związku, np. masażyści, osoby zatrudnione na otwartym rynku pracy, młodzież, okręgi PZN i sami kandydaci. W tym ostatnim przypadku, zgłoszenie powinno być poparte podpisami, np. stu lub trzystu członków z kilku różnych kół. Ustalenie liczby członków i liczby kół wymaga konsultacji, dlatego tylko sygnalizuję tę metodę zgłaszania kandydatów.
Kandydaci do ZG opracowują swoje programy działania Związku na następną kadencję, dokonują krytycznej oceny dotychczasowych władz i publikują na łamach "Pochodni".
"Pochodnia" ma obowiązek publikowania wszystkich krytycznych ocen tych programów dokonywanych przez pozostałych kandydatów, przez aktualne władze naczelne i okręgowe oraz przez publicystów.
Dyskusja na łamach środowiskowej prasy toczy się aż do zjazdu. Mogą też być wydawane broszury i inne materiały popularyzujące programy poszczególnych kandydatów. Zjazd kończy tę dyskusję i na jej podstawie, wybiera przewodniczącego ZG i pozostałych członków.
Po takim przygotowaniu, delegaci będą mogli świadomie wybierać. Od osób wybranych będzie można również wymagać rozliczenia się z ich programów.
Z pewnością nie jest to idealne rozwiązanie, ale również z pewnością, lepsze od dotychczasowej praktyki.
Podobnie należałoby wybierać Główną Komisję Rewizyjną. Obawiam się jednak, że byłoby to trudne. Dlatego być może, tylko przewodniczącego należałoby wybierać na podstawie jego wizji czuwania nad prawidłową działalnością Zarządu Głównego i całego Związku.
Wewnętrzna kontrola jest zagadnieniem niezmiernie ważnym, lecz i trudnym. Przewodniczący komisji rewizyjnej i jej członkowie bardzo łatwo wchodzą w układy koleżeńskie, uzależniają się od jakichś korzyści osobistych i raczej pełnią funkcję dodatkowych członków organów zarządzających. Zdarza się też, że podejmują totalną krytykę, doszukują się Bóg wie czego i wydają mnóstwo zaleceń.
Jedno i drugie jest niekorzystne. W rezultacie, komisje rewizyjne bardzo często niewłaściwie pełnią swoją rolę.
Kontrolna rola prasy
Jedyną skuteczną formą kontroli wewnętrznej jest kontrola sprawowana przez ogół danej społeczności. Ogółu bowiem nie można skorumpować, przekupić, zjednać obietnicami bez pokrycia.
Żeby jednak ogół członków PZN-u mógł sprawować władzę kontrolną nad wybieralnymi władzami, musi mieć rzetelne informacje dotyczące ich działalności. Działalność władz musi być jawna i przejrzysta.
Jawność i przejrzystość działalności może zapewnić tylko niezależna prasa. W środowisku naszym prasa taka nie działa. "Pochodnia" w stu procentach zależna jest od władz PZN-u. "BIT" zależny nie jest, ale nie ma dostępu do pełnych informacji. Dlatego tylko częściowo może pełnić funkcję kontrolną. Prasa nazywana jest czwartą władzą. W naszym środowisku władzy takiej brakuje.
Wnioskuję, by do statutu PZN-u wprowadzić zapis, że obrady władz Związku są jawne i mogą je obserwować dziennikarze prasy środowiskowej bez żadnych ograniczeń.
Tylko taka regulacja może spowodować, że członkowie wybieralnych władz Związku będą liczyli się z wyborcami, że wyborcy będą mieli niezależne informacje i będą mogli oceniać działalność władz jako całości oraz poszczególnych ich członków.
Bez proponowanego zapisu w statucie, nie można oczekiwać poprawy stylu zarządzania Związkiem i wypracowania nowej formuły jego działalności.
(grudzień 2006)
Zamierzałem przedstawić zadania wszystkich ogniw i zakładów PZN-u, tworzenie i realizację programów działania, niebezpieczeństwa kryjące się w niektórych jednostkach organizacyjnych itd. Okazało się jednak, że nadzwyczajny zjazd odbędzie się 11 grudnia br. Moje rozważania ukażą się więc po zjeździe. Dlatego tylko skrótowo przedstawię swój punkt widzenia dotyczący roli ogniw organizacyjnych PZN-u.
Koła PZN
Cała masowa działalność powinna odbywać się w kołach. Wiem, że jest to trudne zadanie. Wiele kół bowiem nie ma odpowiedniego aktywu, tradycji, dorobku, wiedzy itd. Wiele kół pracuje słabo i nie jest rzeczą łatwą stan ten zmienić. Trzeba jednak do tego dążyć, o to się starać, temu poświęcać uwagę, wysiłek i pieniądze. Koła bowiem są najbliżej członków i to od ich pracy zależy, jak członkowie oceniają Związek, jego działalność i potrzebę przynależności.
Ze względu na potrzeby członków Związku oraz samego PZN-u należy podnieść rangę i znaczenie kół, należy zapewnić im właściwą pomoc administracyjną, księgową i merytoryczną. Pomoc tę powinny zapewnić okręgi PZN-u. Ale o tym w następnym punkcie.
Po zapewnieniu pomocy, o której wspomniałem powyżej, koła powinny zająć się realizacją zadań ważnych dla przeciętnych członków Związku.
Koła powinny realizować, najogólniej rzecz ujmując, zadania, które realizują obecnie. To jednak nie jest wystarczające. Oczywiście ważna jest działalność świetlicowa, spotkania świąteczne, organizacja pielgrzymek i wycieczek, organizacja turnusów rehabilitacyjnych, imprez integracyjnych i wiele innych.
To, czym zajmują się koła PZN-u, zostało zebrane w moim opracowaniu pt. "Program działania koła Polskiego Związku Niewidomych". Opracowanie to powstało na podstawie prac konkursowych "Biuletynu Informacyjnego" wydawanego przez PZN. Zostało opublikowane w sierpniowym numerze "Biuletynu Informacyjnego" z 2001 r. Wkrótce będzie dostępne również na stronie internetowej Fundacji "Trakt" pod adresem: www.niewidomi.trakt.org.pl. Warto się z nim zapoznać.
Obecnie chcę zwrócić uwagę na zadania, do których w przeszłości nie przywiązywano dostatecznej uwagi. Mam tu na myśli przede wszystkim organizowanie pracy wolontariuszy i ich wykorzystywanie do pracy z niewidomymi i słabowidzącymi. Wiele jednostek organizacyjnych PZN-u podjęło już to zadanie. Nie jest to jednak jeszcze praktyka powszechna.
Każde koło powinno dopracować się wielu wolontariuszy, którzy mogliby, np.: pomagać samotnym niewidomym w robieniu zakupów, pomagać młodym, niewidomym rodzicom w rozwiązywaniu problemów, z którymi sami sobie nie radzą, przygotowywać dzienne lub tygodniowe porcje lekarstw, które muszą zażywać samotne osoby, pomagać załatwiać sprawy urzędowe, służyć pomocą lektorską, towarzyszyć w charakterze przewodnika na imprezy kulturalne, na spacerach, na turnusach rehabilitacyjnych.
Pomoc taka może mieć wielkie znaczenie dla wielu niewidomych, jest bardzo potrzebna i może przyczynić się do poprawy atrakcyjności PZN-u.
Ważnym zadaniem kół jest współpraca z powiatowymi centrami pomocy rodzinie, ośrodkami pomocy społecznej i innymi instytucjami, które mogą udzielać różnorodnej pomocy osobom niepełnosprawnym. Powinny one mieć pełne rozeznanie, gdzie pomoc można uzyskać i pomagać w jej uzyskaniu. Powinny pomagać w przygotowywaniu wniosków o pomoc oraz zabiegać o ich pozytywne załatwianie.
Jest to niezmiernie ważne, gdyż osoby, które najbardziej potrzebują pomocy, nie potrafią starać się o nią.
W tym miejscu raz jeszcze podkreślę, że wiele kół bez pomocy nie może podejmować tak ważnych i trudnych zadań oraz skutecznie ich wykonywać. Dlatego władze Związku powinny zapewnić im niezbędną pomoc.
Zadania okręgów PZN
Określenie przyszłej działalności okręgów PZN jest chyba najtrudniejszym zadaniem. Mam tu na myśli przyzwyczajenia, utrwalone struktury, aktyw, który nie wyobraża sobie, że mogłoby nie być okręgów lub że mogłyby one działać inaczej niż obecnie. Myślę jednak, że zastanowienie się nad rolą okręgów przy dokonywaniu zmian statutu jest niezbędne.
Myślę też, że w nowym statucie należało inaczej określić rolę i zadania okręgów oraz przewidzieć rozwiązanie, które umożliwi funkcjonowanie kół w przypadku, gdyby okręg zbankrutował. Jeżeli jakiś okręg będzie wydawał więcej pieniędzy niż ich pozyskuje, wcześniej czy później, będzie musiał ogłosić upadłość. Obecnie nikt nie wie, jak można wyjść z takiej sytuacji. Statut zakłada, że okręgi obejmują obszar województwa. A zatem możliwe jest przyłączenie wszystkich kół z upadłego okręgu do sąsiedniego. To jednak może być bardzo trudne i uciążliwe dla kół upadłego okręgu i dla zarządu okręgu, który je przejmie.
Myślę, że wówczas Zarząd Główny powinien powołać biuro, którego zadaniem byłoby pomaganie kołom w prowadzeniu spraw administracyjnych, finansowych i merytorycznych, a przede wszystkim sporządzanie wniosków o dofinansowanie zadań realizowanych przez jednostki podstawowe. Koła jednak nie podlegałyby ani administracyjnie, ani pod względem samorządowym takiemu biuru.
Jeżeli okręgi pozyskują dostateczne fundusze na realizację dotychczasowych zadań i przejęcie nowych obowiązków wobec kół, mogą działać na dotychczasowych zasadach. Jeżeli jednak okaże się, że jest to trudne pod względem organizacyjnym i finansowym, powinny być przekształcone w jednostki usługowe działające na rzecz kół z całego województwa. Nie musiałyby wówczas utrzymywać swoich organów samorządowych i nie miałyby żadnych uprawnień wobec kół. Ich funkcje kontrolne sprowadzałyby się do sprawdzania, czy podejmowane zadania są zgodne ze statutem i czy dokumentacja prowadzona jest zgodnie z wymogami prawa ogólnego i związkowego. Byłyby też odpowiedzialne za tę dokumentację.
Jeżeli działalność tych placówek byłaby potrzebna kołom, nie wzdragałyby się one przed ich utrzymywaniem.
Zadania Zarządu Głównego
Zarząd Główny PZN powinien w większym stopniu dbać o kształtowanie prawa tak, by pod jego rządami lepiej były zaspokajane potrzeby niewidomych i słabowidzących.
Ważną funkcją ZG powinno być "wymuszanie" zaspokajania rehabilitacyjnych i socjalnych potrzeb osób z uszkodzonym wzrokiem przez organy administracji rządowej i samorządowej. Konieczne jest ustalenie minimum pomocy i pilnowanie, żeby ustalenia te były w odpowiedni sposób realizowane.
Mam tu na myśli takie działania, które umożliwią osobom z uszkodzonym wzrokiem usamodzielnienie się. Nie jest łatwe ustalenie listy świadczeń, które powinny być dostępne dla każdego, komu są niezbędne. Dla zilustrowania mojej propozycji podam kilka przykładów.
Ustalamy, że każdy nowo ociemniały, któremu jest to potrzebne powinien móc skorzystać z pomocy instruktora orientacji przestrzennej i instruktora wykonywania czynności życia codziennego. Powinien móc też opanować dostępny sposób posługiwania się pismem. Młodsi ociemniali, oprócz wymienionych form pomocy, powinni mieć możliwość wyuczenia się nowego zawodu lub nauczenia się wykonywania wcześniej wyuczonego metodami bezwzrokowymi.
Osoby słabowidzące powinny mieć możliwość skorzystania z usług instruktora widzenia. Wszyscy powinni korzystać z finansowej pomocy na zakup niezbędnego im sprzętu rehabilitacyjnego.
Szczegółowy zakres pomocy powinien być ustalony w ścisłej współpracy ze stowarzyszeniami, reprezentującymi osoby z uszkodzonym wzrokiem. PZN i inne stowarzyszenia nie powinny być wykonawcami tych zadań. Powinny pilnować, by wykonywały je organy administracji samorządowej, tj. by zlecały ich realizację wyspecjalizowanym placówkom, np. bydgoskiemu ośrodkowi lub firmom prywatnym. Stowarzyszenia, w tym PZN i jego Zarząd Główny, nie powinny zajmować się bezpośrednim wykonawstwem. Związek powinien tylko dbać o to, żeby niewidomi chcieli i mogli korzystać z pomocy rehabilitacyjnej.
Stowarzyszenie, które realizuje zadania rehabilitacyjne musi starać się o pieniądze na ten cel. Pochłania to znaczną część jego uwagi i sił. A co najważniejsze, powoduje uzależnianie się od instytucji dotujących. PZN nie może wówczas stanowczo domagać się zaspokajania potrzeb swoich członków, krytykować władz za niewłaściwe działania, wytykać błędów i niekompetencji.
Zjazd powinien uchwalać bardzo konkretne programy, a Zarząd Główny byłby zobowiązany do ich realizacji. Na każdą kadencję należałoby przyjmować kilka zadań, np.:
1) podejmowanie wszelkich dostępnych działań, żeby zadania rehabilitacyjne mogły być wykonywane przez cały rok, a nie jak to jest obecnie, dopiero od drugiego kwartału albo później,
2) doprowadzenie do zmiany artykułu 80 Kodeksu cywilnego tak, aby niewidomi nie musieli składać oświadczeń woli w formie aktu notarialnego,
3) wyeliminowanie uznaniowości w przyznawaniu pomocy finansowej na zakup sprzętu rehabilitacyjnego,
4) wyeliminowanie prawnych barier zatrudnienia osób niepełnosprawnych.
Po zakończeniu kadencji Zarząd Główny powinien rozliczać się z tych zadań.
Konieczna jest tu zmiana dotychczasowej praktyki konstruowania programów tak, by zawierały możliwie wszystko, czego oczekują niewidomi. Powinny to być przede wszystkim programy oddziaływania na władze w zakresie tworzenia prawa i jego przestrzegania.
W sześciu artykułach nakreśliłem sytuację środowiska osób niewidomych i słabowidzących, warunki działalności stowarzyszeń osób z uszkodzonym wzrokiem oraz stan świadomości niewidomych i słabowidzących. Starałem się też wskazać, co należy zrobić i czego nie robić, żeby można było zreformować PZN.
Jest rzeczą oczywistą, że dokonane oceny i przedstawione propozycje nie są pełne. Pełnych ocen i propozycji nie może przedstawić jedna osoba. Myślę jednak, że moje publikacje mogą ułatwić podjęcie dostosowania Związku do nowych warunków.
Bez dokonania niezbędnych zmian, Związek będzie podlegał stopniowemu obumieraniu. Do tego nie wolno dopuścić. Lepiej podjąć środki zapobiegawcze niż czekać, aż liczba członków zmniejszy się o dalsze tysiące. Wówczas może być niezmiernie trudno cokolwiek zrobić.
(Styczeń 2003)
I. Uwagi wstępne
Na przestrzeni ostatnich lat w Polsce nastąpiły zmiany warunków funkcjonowania organizacji pozarządowych działających na rzecz osób niepełnosprawnych, w tym niewidomych i słabowidzących. Zmiany te mają głównie charakter finansowy. W dniu 7 kwietnia 1989 r. uchwalona została ustawa - Prawo o stowarzyszeniach. Nie wpłynęła ona jednak w znaczący sposób na możliwości działania stowarzyszeń. PZN stracił wprawdzie prawo używania tytułu "stowarzyszenie wyższej użyteczności", nie ma to jednak praktycznego znaczenia. Nie ma też przepisów prawnych, które ograniczałyby swobodę, zakres czy inne możliwości organizowania i prowadzenia działalności rehabilitacyjnej.
Nastąpiły natomiast istotne zmiany w finansowaniu działalności na rzecz osób niepełnosprawnych, w tym osób z poważnymi dysfunkcjami wzroku.
Dlatego konieczna jest analiza aktualnego stanu rzeczy, wyciągnięcie wniosków i zaproponowanie działań, których celem będzie dostosowanie naszego Związku do nowej sytuacji.
Wymaga to niekiedy drastycznych ocen i zmierzenia się z problemami bez unikania trudnych i drażliwych zagadnień. Należy liczyć się również, że oceny i wnioski mogą być odebrane jako zbyt pesymistyczne, a czytelnicy mogą skupić się, nie na poszukiwaniu możliwości wyjścia z kryzysu, ale na krytyce przygotowanego tekstu i zarzucanie czarnowidztwa jego autorowi.
W tej sytuacji trudno jest przygotować opracowanie, które mogłoby być uznane za oficjalne stanowisko kierownictwa Związku. Dlatego postanowiłem zaproponować autorskie opracowanie, za które biorę odpowiedzialność.
Zajmę się przede wszystkim analizą finansowych uwarunkowań możliwości działania PZN-u. Jak już wspomniałem, prawne bowiem mają znacznie mniejszy wpływ na naszą działalność. Skupię się też na uwarunkowaniach organizacyjnych, psychicznych i społecznych.
Celem moich rozważań jest:
a/ zwrócenie uwagi na niektóre ważne problemy naszego Związku,
b/ dokonanie wstępnych ocen warunków działania związku,
c/ wstępne zaproponowanie kierunków niektórych działań,
d/ ułatwienie szerokiej dyskusji nad przyszłością PZN-u i poszukiwaniem optymalnych form działalności w nowych warunkach finansowych.
Mam nadzieję, że tak pomyślane opracowanie stanie się podstawą do zastanowienia, do ocen trafności postawionych tez i realności wniosków.
II. Finansowe uwarunkowania działalności PZN-u
1. Finansowanie zadań rehabilitacyjnych przez Ministerstwo Zdrowia
Do początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia niemal całą działalność PZN-u finansowało Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej. Trudno obecnie ocenić finansowy zakres tej pomocy. Wymagałoby to wyszukiwania dokumentów z dawnych lat i wielu przeliczeń. Na przestrzeni ponad pięćdziesięciu lat nastąpiła denominacja pieniędzy i wielka, zmieniająca się inflacja. W tej sytuacji podaję tylko pomoc z ostatnich kilkunastu lat. Otóż w 1995 r. Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej przyznało naszemu Związkowi na zadania zlecone kwotę 5000000 zł, w 1996 5250000 zł w 1997 5160000 zł, w 1998 r. kwotę 2089000 zł, w 1999 r. kwotę 2079000 zł, w 2000 r. - 2300000 zł, w 2001 r. - 1520500 zł, w 2002 r. - 545440 zł.
W ostatnich latach ubiegłego stulecia mieliśmy wysoką inflację. Oznacza to, że pieniądze w 1995 r. miały znacznie większą wartość niż obecnie. Ale nawet i bez uwzględnienia inflacji, tendencja malejąca jest bezsporna.
Proces odstępowania od pomocy rehabilitacyjnej świadczonej niewidomym i słabowidzącym przez państwo za pośrednictwem Ministerstwa Zdrowia jeszcze bardziej jest widoczny przy rozpatrywaniu tematycznego zakresu zadań.
1.1. Zadania finansowane przez Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej
Do początku lat dziewięćdziesiątych MZiOS finansowało:
a/ szkolenia rehabilitacyjne, w tym nowo ociemniałych, niewidomych ze złożoną niesprawnością, ociemniałych z powodu cukrzycy,
b/ działalność kulturalno-oświatową,
c/ wypoczynek niewidomych i ich rodzin,
d/sport i turystykę,
e/ działalność wydawniczą naszego Związku,
f/ działalność Centralnej Biblioteki PZN,
g/ zakup szeroko rozumianego sprzętu rehabilitacyjnego, w tym sprzętu gospodarstwa domowego
h/ wypłatę stypendiów lektorskich oraz zawodowych i społecznych lektoratów,
i/ działalność inwestycyjną,
j/ utrzymanie lokali związkowych,
k/ z Zarządu Lecznictwa Uzdrowiskowego PZN otrzymywał ponad 1 skierowań sanatoryjnych,
l/ zatrudnienie pracowników etatowych Związku - (MZiOS finansowało całe zatrudnienie w naszym Związku. Obecnie Ministerstwo to nie przyznaje środków na ten cel. Możliwe jest jedynie finansowanie specjalistów zatrudnionych do realizacji konkretnych zadań. Ponieważ poziom dofinansowywania zadań uległ radykalnemu ograniczeniu, dofinansowanie zatrudnienia jest minimalne.
1.2. Zadania finansowane przez Ministerstwo Zdrowia w 2002 r.
W 2002 r. Ministerstwo Zdrowia ograniczyło finansowanie pomocy do:
a/ poradnictwa rehabilitacyjnego świadczonego przez okręgi PZN,
b/ pomocy niewidomym chorym na cukrzycę świadczonej na turnusach organizowanych w ośrodkach w Ciechocinku i w Olsztynie,
c/ rehabilitację nowo ociemniałych w Ośrodku Rehabilitacji i Szkolenia PZN w Bydgoszczy,
d/ niektóre zadania realizowane przez Sekcję Niewidomych Masażystów i Fizjoterapeutów.
Finansowy zakres tej pomocy jest jedenastokrotnie mniejszy od pomocy świadczonej za pośrednictwem naszego Związku w latach 1996-1997 i prawie trzykrotnie mniejszy od pomocy udzielonej w 2001 r.
2. Finansowanie zadań rehabilitacyjnych Związku przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych
Rolę finansowania działalności rehabilitacyjnej od 1992 r. w znacznej mierze przejął PFRON. Fundusz jednak, podobnie jak Ministerstwo Zdrowia, w ostatnich latach ogranicza zakres tematyczny i wielkość środków finansowych na działalność rehabilitacyjną prowadzoną przez PZN.
Trudno jest podać wielkość pomocy finansowej, której udzielał PFRON niewidomym i słabowidzącym za pośrednictwem naszego Związku na przestrzeni dziesięciu lat. Pomoc ta bowiem nie zawsze była udzielana centralnie. Były okresy, w których okręgi PZN otrzymywały pomoc bezpośrednio z wojewódzkich oddziałów PFRON-u. Poza tym wysoka inflacja w ostatnim dziesięcioleciu ubiegłego stulecia poważnie utrudnia wszelkie porównania. Można jednak stwierdzić, że pomoc udzielana za pośrednictwem PZN-u ulega stałemu ograniczaniu.
Na realizację zadań w 1997 r. PZN otrzymał z PFRON-u 6128142 zł. Ponadto w roku tym PZN otrzymał limit środków na dofinansowanie pobytu niewidomych i ich opiekunów na turnusach rehabilitacyjnych w wysokości 4400000 zł. Łącznie z PFRON-u Związek dysponował kwotą ponad 10500000 zł. W 2002 r. pomoc ta wyniosła w ramach programów "Partner" i "Papirus" 3590000 zł. Ponadto z niewielkich dofinansowań z oddziałów PFRON-u korzystały okręgi PZN.
Nie ma możliwości oceny wielkości pomocy, z której korzystają niewidomi i słabowidzący świadczonej przez pcpr-y. Można jednak przyjąć, iż pomoc ta jest mniejsza niż w latach ubiegłych i trudniej dostępna. Można przyjąć, że korzystają z niej w większym stopniu osoby bardziej zaradne, bardziej sprawne, takie które potrzebują pomocy w mniejszym stopniu, osoby, którym mniej potrzebny jest PZN.
Podobnie jak Ministerstwo Zdrowia, PFRON bardzo wyraźnie ogranicza tematyczny zakres pomocy.
2.1. Finansowanie zadań rehabilitacyjnych przez PFRON w latach dziewięćdziesiątych
Fundusz dofinansowywał, a nawet finansował:
a/ zakup indywidualnego sprzętu rehabilitacyjnego,
b/ wypłatę stypendiów lektorskich oraz lektoratów zawodowych i społecznych,
c/ turnusy rehabilitacyjne - 10 do 11 tysięcy skierowań rocznie,
d/ zakup i utrzymanie psów przewodników,
e/ wszystkie zadania obecnie dofinansowywane.
PFRON przez krótki okres godził się na wydzielanie 10 proc. (w przypadku wypłat pieniężnych 2 proc.) kwot przeznaczanych na realizację finansowanych zadań i wykorzystywanie tych pieniędzy na pokrywanie kosztów pośrednich ich realizacji.
Obecnie PFRON nie finansuje za pośrednictwem PZN-u żadnych zadań rehabilitacyjnych, a tylko je dofinansowuje. Oznacza to, że Związek do każdego dofinansowywanego zadania zmuszony jest dokładać z własnych środków 30 proc., 20 proc. lub 10 proc. ich kosztów.
Obniża się poziom dofinansowywania zadań, które jeszcze realizuje PZN. W ramach programu "Partner" możliwe jest dofinansowywanie 7 grup zadań w tym: indywidualnych i grupowych szkoleń rehabilitacyjnych, imprez integracyjnych.
W ramach programu "Papirus" dofinansowywane są wydawnictwa - prasa środowiskowa oraz książki brajlowskie i mówione. W tym przypadku jednak również następuje stałe zmniejszanie przyznawanych nam kwot.
Wszystko wskazuje na to, że coraz mniej środków finansowych będzie pozostawało w dyspozycji Zarządu PFRON-u, a coraz więcej trafiać będzie do pcpr-ów. Ograniczy to możliwości pozyskiwania pieniędzy na działania realizowane centralnie i w okręgach. Być może ułatwi pozyskiwanie pieniędzy na zadania realizowane przez koła PZN.
2.2. Pomoc świadczona przez PFRON w ramach programów celowych
PFRON udziela pomocy np. na zakup sprzętu komputerowego i oprogramowania w ramach programu "Komputer dla Homera" oraz za pośrednictwem pcpr-ów, np. dofinansowywanie turnusów rehabilitacyjnych, usuwanie barier w komunikowaniu się. Pomoc ta jednak przyznawana jest bez udziału naszego Związku i nie podnosi jego atrakcyjności dla niewidomych i słabowidzących. Dobrze, że PFRON udziela takiej pomocy. Chodzi przecież o pomoc przede wszystkim członkom naszego Związku. Trzeba jednak uwzględniać odczucia i oceny niewidomych i słabowidzących.
3. Pomoc finansowa udzielana przez Ministerstwo Kultury
W roku 1994 finansowanie Centralnej Biblioteki PZN przejęło Ministerstwo Kultury. W tym przypadku jednak również występują poważne problemy i ograniczanie poziomu finansowania. W:
1995 Ministerstwo przyznało dotację w wysokości 1081000 zł,
w 1996 1500000 zł,
w 1997 1800000 zł
w 1998 r. 2200000 zł
1999 - 1650000 zł,
w 2000 - 1650000 zł,
w 2001 2000000 zł
w 2001 r. 2000000 zł.
w 2002 r. 1080000 zł.
Na 2003 r. PZN ma zagwarantowaną kwotę 1481000 zł. Dofinansowanie na tym poziomie nie pozwoli na odnawianie i wzbogacanie zbiorów bibliotecznych.
W Ministerstwie Kultury, jak się wydaje, istnieją poważne różnice zdań na temat finansowania Centralnej Biblioteki PZN. Niektórzy wysocy urzędnicy uważają, że Bibliotekę należy przekształcić w instytucję kultury finansowaną przez państwo. Inni natomiast nie akceptują takiego rozwiązania. Twierdzą, że zmiana statusu Biblioteki nie spowoduje zwiększenia środków finansowych, jakimi dysponuje Ministerstwo Kultury.
4. Pomoc świadczona przez Ministerstwo Edukacji Narodowej
4.1. Znacznej pomocy niewidomym i słabowidzącym uczniom udziela Ministerstwo Edukacji Narodowej. Dotyczy to głównie zaopatrywania ich w podręczniki brajlowskie i wydawane drukiem powiększonym. Jednak w tym przypadku również następuje ograniczenie nakładów na ten cel oraz zmiana warunków udzielania pomocy.
MEN zlecał produkcję podręczników w brajlu i w druku powiększonym Zakładowi Nagrań i Wydawnictw Związku Niewidomych. Obecnie rozpisywane są przetargi. na produkcję podręczników.
Z pomocy tej korzystają niewidomi i słabowidzący uczniowie bez pośrednictwa PZN-u. Natomiast starania Związku o to, żeby podręczniki były produkowane, nie zawsze są doceniane. Niekiedy nawet podobne starania są publicznie wyszydzane.
4.2. MEN finansuje wydawanie czasopism dla dzieci z dysfunkcjami wzroku - "Światełko" i "Promyczek". W 2002 r. pojawiły się poważne trudności i na tym odcinku. Przez pół roku ZNiW kredytował wydawanie czasopism. W czerwcu 2002 r. Prezydium ZG podjęło decyzję zawieszającą dalsze wydawanie. W lipcu MENiS zleciło ZNiW wydawanie tych czasopism i ukazywały się one do końca roku.
Fakt, że MENiS finansuje wydawanie podręczników i dziecięcych czasopism, w znacznej mierze, o ile nie wyłącznie, spowodowany jest wielką akcją propagandową prowadzoną przez ZG PZN w latach 2001-2002 oraz innymi staraniami prowadzonymi przez władze Związku.
4.3. MENiS dofinansowywał również inne zadania rehabilitacyjne np. turnusy lingwistyczne. Dofinansowywanie tego zadania jest jednak znikome i nie stanowi liczącej się pomocy.
5. Radykalne pogorszenie finansowania zadań rehabilitacyjnych w 2002 r.
Niemal przez cały 2002 r. podejmowane były starania o zapewnienie środków finansowych na potrzeby Centralnej Biblioteki PZN, wydawanie podręczników szkolnych i czasopism dla dzieci, o środki finansowe na wydawanie prasy środowiskowej, działalność Ośrodka Rehabilitacji i Szkolenia PZN w Bydgoszczy oraz na zadania rehabilitacyjne realizowane przez koła i okręgi PZN.
Organizowane były konferencje prasowe, spotkania z parlamentarzystami i przedstawicielami Rządu RP. Starania te przyniosły pewne rezultaty. Nie są one jednak wystarczające. Poza tym są to rozwiązania doraźne a nie systemowe. Trudno jest przewidzieć, jakie zadania i w jakiej wysokości będą finansowane ze środków publicznych w 2003 r.
Jak wykazałem w punktach od 1 do 4 niniejszego rozdziału, systematycznemu ograniczeniu ulega zakres pomocy finansowej ze środków publicznych, w tym z PFRON-u. Od innych sponsorów można pozyskiwać raczej niewielkie kwoty. W 2002 r. Związek wystąpił o pomoc m.in. do:
a/ największych przedsiębiorstw wydawniczych,
b/ wielu ambasad,
c/ prasy, radia i telewizji,
d/ wielu fundacji.
na skutek nagłośnienia naszych trudności, od różnych sponsorów na zadania realizowane centralnie pozyskano kwotę 278200 zł. Pieniądze te w całości przeznaczone zostały na:
- wydanie w brajlu i w druku powiększonym podręczników szkolnych,
- wprowadzenie kolorów do czasopism dla dzieci wydawanych w druku powiększonym.
Poza środkami finansowymi uzyskiwanymi z budżetu państwa oraz z PFRON-u, nie ma większych możliwości uzyskiwania pieniędzy na zadania centralnie realizowane. Na te zadania niezbędne są duże kwoty. Sponsorzy natomiast najczęściej nie udzielają tak dużej pomocy. Ich rola jest o wiele większa w przypadku działalności okręgów, a zwłaszcza kół PZN.
Warto też podkreślić, że prawie cała pomoc, ta państwowa, samorządowa i prywatna jest ściśle adresowana. Nie ma więc możliwości pokrywania niektórych wydatków. Najwięcej trudności występuje z pokrywaniem kosztów zatrudnienia etatowych pracowników i utrzymaniem lokali związkowych.
III. Ograniczenia uprawnień osób niepełnosprawnych
Od początku transformacji ustrojowej w Polsce ciągle następuje ograniczanie uprawnień, z których wcześniej korzystali niewidomi i słabowidzący. Wymienię niektóre z utraconych lub ograniczonych uprawnień.
a/ pobierania pełnej renty przy jednoczesnym wykonywaniu pracy zawodowej i uzyskiwaniu nielimitowanych zarobków,
b/ otrzymania renty inwalidzkiej po pięciu latach pracy niezależnie od daty i przyczyny utraty wzroku,
c/ bezpłatnych biletów dla przewodników przy podróżowaniu samolotami,
d/ bezpłatnego przewozu przewodnika przy przejazdach PKP i PKS,
e/ zwolnienia z podatku drogowego za posiadany samochód osobowy,
f/ dodatku na paliwo do posiadanego samochodu osobowego,
g/ pobierania stałych zasiłków niezależnie od sytuacji materialnej osób zobowiązanych do alimentacji,
h/ do otrzymywania talonów, przydziałów, innych ułatwień w nabywaniu atrakcyjnych towarów.
2. Ograniczeniu uległy uprawnienia do:
a/ zniżek przy zakupie biletów PKP i PKS,
b/ bezpłatnych przejazdów w niektórych miastach, środkami lokomocji miejskiej.
3. Znaczenie utraciły niektóre uprawnienia, np. prawo do dokonywania zakupów i załatwiania spraw urzędowych poza kolejnością.
4. W 2002 r. wydano rozporządzenie, w którym wykreślono legitymację PZN-u z wykazu dokumentów uprawniających do ulgowych przejazdów autobusami PKS i pociągami PKP. Zaistniały też poważne utrudnienia w dokonywaniu odpisów od podatków z tytułu korzystania z usług przewodników. Decyzje te mogą mieć wielkie, negatywne skutki dla naszego Związku.
IV. Konsekwencje trudności finansowych oraz ograniczeń uprawnień osób niewidomych i słabowidzących
1. Konsekwencje organizacyjne
Związek nie ma zapewnionych środków finansowych na istnienie i działalność w ciągu całego roku. Nie zna wielkości finansów, jakimi będzie dysponował w roku następnym.
W tej sytuacji nie jest możliwe organizowanie i prowadzenie przemyślanej działalności rehabilitacyjnej w niezbędnych rozmiarach. Jednostki organizacyjne Związku podejmują doraźne działania, takie na jakie można pozyskać pieniądze. Działania te nie muszą być najważniejsze z punktu widzenia rehabilitacji czy zaspokajania potrzeb niewidomych i słabowidzących.
Fakt nieregularnego dopływu środków finansowych oraz niepewność co do ich wielkości, przeznaczenia i terminie dopływu poważnie ogranicza:
a/ możliwości utrzymania placówek rehabilitacyjnych o wielkim znaczeniu dla niewidomych i słabowidzących, np. Centralna Biblioteka PZN, Ośrodek Rehabilitacji i Szkolenia PZN W Bydgoszczy,
b/ utrzymanie lokali związkowych niektórych kół i okręgów,
c/ zapewnienie środków finansowych na opłacanie etatowych kadr, głównie w okręgach,
d/ wydawanie prasy środowiskowej oraz książek brajlowskich i mówionych,
e/ utrzymanie ośrodków leczniczo-rehabilitacyjnych.
Związek otrzymuje środki finansowe bardzo późno. W 2002 r. wpłynęły pierwsze pieniądze:
- z PFRON-u w dniu 18 czerwca
- z Ministerstwa Kultury w dniu 16 maja,
- z Ministerstwa Edukacji i Sportu (nie licząc niewielkich dofinansowań turnusów) na dofinansowanie dziecięcych czasopism pieniądze wpłynęły w dniu 14 sierpnia,
- z Ministerstwa Zdrowia, głównie na poradnictwo rehabilitacyjne realizowane przez okręgi w dniu 14 listopada,
- pcpr-y zaczęły na szerszą skalę dofinansowywać udział niewidomych w turnusach dopiero w kwietniu czy nawet maju.
W tej sytuacji najtrudniej jest utrzymać struktury związkowe w pierwszych miesiącach roku. W okresie tym koła i okręgi utrzymują się głównie ze składek członkowskich. Dodajmy, że takie finansowanie wywołuje wiele sporów na linii koła i okręgi. Pieniędzy ze składek jest niewiele a potrzeby olbrzymie.
Na działalność finansowaną centralnie Związek uzyskuje środki finansowe głównie z dochodów własnych, z wynajmowania pomieszczeń i całych obiektów oraz z działalności gospodarczej. Z tych źródeł pochodzą też pieniądze na działania dofinansowywane przez PFRON i innych sponsorów. Jak wiadomo, Związek musi dokładać do tych zadań 30 proc., 20 proc. lub 10 proc. w zależności od zadania. Z dochodów własnych ZG PZN spłaca również długi sprzed 1998 r. - tylko w 2002 r. 474700 zł.
W 2002 r. wystąpiły jednak trudności w znalezieniem klientów chętnych wynajmować od nas pomieszczenia. Kilka pokoi w Warszawie przy ul. Konwiktorskiej 9 (dotąd najbardziej dochodowych) w drugiej połowie 2002 r. nie było wynajętych. Na początku 2003 r. zainteresowanie wynajmem wzrosło, ale zmniejszyły się ceny, które proponują potencjalni klienci.
Z działalności gospodarczej spółek Związek uzyskał dochody:
- w 2000 r. (za 1999 r.) 268500 zł,
- w 2001 r. (za 2000 r.) 370750 zł,
- w 2002 r. (za 2001 r.) 190410 zł.
W 2003 r. za rok ubiegły dochody te będą znikome i
nie ma podstaw do przewidywań, że ulegną one poważnemu zwiększeniu w najbliższych latach.
Finansowe warunki działania Związku są bardzo niekorzystne. Stosunkowo łatwiej radzą sobie koła PZN. Poza utrzymaniem lokali, opłat telefonicznych i innych drobnych wydatków nie ponoszą one stałych, dużych kosztów. Podejmują zadania, które mają charakter doraźny, jednorazowy, nie wymagają znacznych nakładów finansowych, np. ogniska, wycieczki, pielgrzymki, choinki.
Tak samo, ze względu na posiadanie stałych, własnych dochodów, stosunkowo łatwiej jest realizować zadania centralnie dofinansowywane ze środków Związku. Tu również występują wielkie niedobory. Wystąpiły one szczególnie ostro w 2002 r. Główne trudności miała Centralna Biblioteka. Generalnie jednak własne dochody dają pewną swobodę działania.
W najtrudniejszej sytuacji są niektóre okręgi PZN. Okręgi, jak już wspomniałem, zmuszone są pokrywać stałe wydatki a nie posiadają stałych dochodów z wyjątkiem części składek członkowskich.
Obecnie podstawową troską niektórych ogniw organizacyjnych naszego Związku jest zapewnienie środków finansowych na przetrwanie, na pokrycie stałych kosztów działalności, np. utrzymania lokali, opłacenia pracowników, opłaty za telefony. Stan taki nie może być uznany za prawidłowy, za korzystny dla członków Związku.
2. Społeczne konsekwencje braku zapewnienia środków finansowych na działalność Związku
Fakt, że pomoc udzielana za pośrednictwem naszego Związku ulega ograniczeniu, wpływa na możliwości działania PZN-u, na stosunek niewidomych i słabowidzących do Związku. Wielu mówi, że Związek nie jest im potrzebny. Uważają, że z przynależności do naszej organizacji nie mają żadnych korzyści. Muszą natomiast opłacać składki. Wielu członków uważa, że korzystają wyłącznie pracownicy i działacze Związku, a z ich potrzebami nikt się nie liczy, Należy przewidywać, że po ograniczeniu uprawnień wprowadzonych w 2002 r. nastąpi zwiększenie liczby osób niezadowolonych z działalności pZN-u.
Bez wątpienia jako sukcesy władz Związku po 28 czerwca 1998 r. wymienić można:
a/ spłacenie wielu długów z lat poprzednich,
b/ uwolnienie się od komorników, blokad kont, groźby odcięcia telefonów, energii itp.
c/ rozpoczęcie odzyskiwania wiarygodności,
d/ dostosowanie struktury Związku do nowego podziału terytorialnego państwa,
e/ zachowanie zdecydowanej większości trwałego majątku Związku i gospodarowanie nim tak, że przynosi on wymierne korzyści,
f/ pozbycie się nierentownych spółek,
g/ zaprzestanie przyjmowania zobowiązań bez możliwości wywiązania się z nich,
h/ dostosowanie wydatków do realnych przychodów.
Wszystko to jednak, chociaż konieczne dla istnienia Związku i zachowania możliwości działania, nie jest uznawane przez wielu członków Związku. Jest to zrozumiałe. Takie sukcesy bowiem bezpośrednio nie przekładają się na sytuację niewidomych i słabowidzących, nie wpływają w sposób widoczny, jednoznaczny, zrozumiały na poziom zaspokajania ich potrzeb.
Konieczne jest przyjęcie do wiadomości i takich ocen. PZN ma sens istnienia tylko wówczas, gdy zaspokaja istotne potrzeby swych członków, potrzeby, których zaspokajanie oni rozumieją i uznają. W przeciwnym przypadku, przynależność do PZN-u staje się nieatrakcyjna. I nie jest ważne, ile przygotowano wystąpień, odbyto spotkań, podjęto starań. Ważne jest tylko to, co poszczególne osoby mają z tych zabiegów. Nie jest też ważne, że udało się coś uratować, coś odzyskać np. część ulg komunikacyjnych. Ważne jest, że niewidomi stracili część takich ulg. Nie jest ważne, że udało się zapobiec wprowadzeniu zasady praca albo renta, bo i tak tylko nieliczni mogą pracować. Podobnie jest z innymi zagadnieniami.
Mimo tych, niejednokrotnie krzywdzących ocen, należy pamiętać, że to Związek jest dla jego członków, a nie członkowie dla Związku, że władze powinny pełnić funkcje służebne i znaleźć sposoby przezwyciężenia kryzysu.
Z krzywdzącymi, uproszczonymi opiniami można polemizować, tłumaczyć, wyjaśniać, wskazywać na korzyści. Niewiele to jednak pomoże. Albo Związek będzie potrzebny jego członkom, albo będzie dla nich nieatrakcyjny. Fakt ten musi być uwzględniany przy rozpatrywaniu roli naszej organizacji, jej celów, możliwości zaspokajania potrzeb osób z poważnymi dysfunkcjami wzroku itp.
V. Oceny i wnioski
1. Odpowiedzialność władz Związku za trudności finansowe i ograniczanie pomocy
Należy postawić zasadnicze pytania i spróbować znaleźć na nie odpowiedzi.
1.1. Opisane, negatywne tendencje nie musiały wystąpić.
Konsekwencją takiego wniosku jest ocena, iż władze Związku nie wykorzystały istniejących możliwości. Władze Związku nie wykorzystały wszystkich możliwości przekonywania, uzasadniania, wyjaśniania. Być może, stosowały niewłaściwe działania.
Gdyby postępowały bardziej zdecydowanie, konsekwentnie, mądrzej, tak wielkie trudności by nie wystąpiły. Niewidomi i słabowidzący nie utraciliby aż tylu uprawnień.
Jeżeli przyjmiemy powyższą ocenę, należy stwierdzić, że osoby kierujące Związkiem nie sprawdziły się. Trzeba wybrać inne osoby, które lepiej będą zabiegały o zaspokajanie potrzeb niewidomych i słabowidzących oraz o interesy PZN-u. Być może, nowe władze Związku powinny zaprzestać metod "pokojowego" przekonywania, proszenia, uzasadniania? Może powinny stosować metody "siłowe" i wymusić lepsze zaspokajanie potrzeb osób z poważnymi dysfunkcjami wzroku.
Uważam, że powyższe twierdzenie nie jest prawdziwe. Uważam, że nie istniały możliwości odwrócenia negatywnych tendencji, stałego ograniczania działalności rehabilitacyjnej prowadzonej przez nasz Związek oraz ograniczania uprawnień osób niewidomych i słabowidzących. Ocena moja wynika z doświadczeń naszego Związku, doświadczeń innych stowarzyszeń działających na rzecz osób niepełnosprawnych, wprowadzanej przez władze państwowe decentralizacji decyzji i finansów, porządkowania finansów państwa i wreszcie, na podstawie zasad obowiązujących w krajach członkowskich Unii Europejskiej. Otóż w krajach tych organizacje pozarządowe nie mają zagwarantowanych środków finansowych na prowadzoną działalność. Podobnie jak u nas, muszą ubiegać się o dofinansowanie poszczególnych zadań. Tak jest na poziomie całej Unii i na poziomie poszczególnych krajów członkowskich. Różnica między sytuacją osób niepełnosprawnych w Polsce i krajach członkowskich Unii Europejskiej polega na tym, że w tych ostatnich w znacznie większym stopniu ich potrzeby zaspokajane są przez służby państwowe i samorządowe.
Powyższe fakty przemawiają za odrzuceniem twierdzenia, iż istniały możliwości niedopuszczenia do tak wielkich ograniczeń zakresu zadań realizowanych przez PZN a finansowanych lub dofinansowywanych ze środków publicznych oraz stałego zmniejszania nakładów na ten cel. Nie było też możliwości obronienia wszystkich uprawnień osób niepełnosprawnych. Być może, przy większych umiejętnościach władz Związku, bardziej wytężonych działań itp. udałoby się zyskać nieco więcej. Nie przekreśliłoby to jednak omawianych tendencji.
Do wystąpienia ograniczeń przyczynił się bez wątpienia kryzys PZN-u, który wystąpił w latach dziewięćdziesiątych. Gdyby nie kryzys, byłoby nieco łatwiej, nie trzeba by przeznaczać wielkich kwot na spłatę zadłużenia, nie mielibyśmy zszarganej opinii. Bez wątpienia jednak wystąpiłyby omawiane trudności, zmniejszenie merytorycznego zakresu pomocy i poziomu finansowania działań prowadzonych przez PZN.
1.2. W przeszłości nie można było zapobiec wystąpienia tendencji do ograniczania pomocy finansowej na zadania rehabilitacyjne realizowane przez PZN oraz uprawnień osób niewidomych i słabowidzących, ale będzie to możliwe w najbliższych latach.
Należy zastanowić się, czy rzeczywiście w najbliższych latach mogą wystąpić korzystne zmiany.
Uważam, że nie będzie to możliwe. Okoliczności wymienione w rozdziale V punkt 1.2 wyraźnie określają kierunki zmian. Można zakładać, że proces decentralizacji decyzji i finansów będzie postępował. Można też przewidywać, że pcpr-y będą formalnie przejmowały coraz więcej zadań realizowanych na rzecz osób niepełnosprawnych. Ich działalność jednak będzie miała głównie charakter pomocy finansowej poszczególnym osobom, może trochę za pośrednictwem stowarzyszeń działających na rzecz osób niepełnosprawnych, w naszym przypadku głównie kół PZN. Moim zdaniem jednak, nie ma podstaw do oczekiwania, iż instytucje te w najbliższych latach będą zdolne do merytorycznej pracy z osobami niepełnosprawnymi, do prowadzenia ich rehabilitacji. Uważam, że ich działalność ograniczać się będzie do udzielania pomocy socjalnej, przyznawania dofinansowania do turnusów rehabilitacyjnych, dofinansowania na wybrane rodzaje sprzętu rehabilitacyjnego, może dofinansowywania tak zwanych imprez integracyjnych. Nie będą natomiast zdolne do przekonywania np. nowo ociemniałych o potrzebie i możliwościach usamodzielnienia, organizowania szkoleń rehabilitacyjnych, prowadzenia poradnictwa rehabilitacyjnego itp.
Ostatnio coraz częściej mówi się o konieczności reformy finansów publicznych, o konieczności ograniczenia tzw. twardych wydatków. Przedstawiciele Rządu RP zapowiadają, iż w 2004 r. reforma taka zostanie podjęta. Jeżeli się tak stanie, z pewnością nie doprowadzi to do zwiększenia zakresu pomocy świadczonej osobom niepełnosprawnym za pośrednictwem organizacji pozarządowych, w tym PZN-u.
Dodatkową przesłanką do przewidywania utrzymania się obecnych tendencji, a może nawet ich pogłębienia, jest konieczność wygospodarowania wielkich kwot na realizację w Polsce programów unijnych. Otóż zasady stosowane w Unii Europejskiej zakładają wkład własny do każdego realizowanego projektu. Spodziewamy się, że po wejściu do Unii Europejskiej do Polski płynąć będą duże środki finansowe na realizację różnych projektów np. budowę autostrad. Do każdego takiego projektu Polska zmuszona będzie wnosić wkład do 30 proc. kosztów. Im większe środki Unia dla nas przeznaczy, tym więcej pieniędzy trzeba będzie wygospodarować. Może okazać się, że na politykę społeczną nie będzie więcej środków finansowych niż obecnie, a w pierwszych latach, może być mniej.
Kolejną przesłanką przewidywania dodatkowych utrudnień w centralnym pozyskiwaniu pieniędzy jest konieczność opłacania przez Polskę składek członkowskich w Unii Europejskiej. Do Polski płynąć będzie więcej pieniędzy niż Polska będzie wnosić w formie składek członkowskich. Pieniądze te jednak trafiać będą głównie do samorządów i innych podmiotów. Składki natomiast pokrywać będzie budżet państwa.
Stałym zagrożeniem są również niespłacone jeszcze poręczenia wekslowe i hipoteczne. Szczególnie groźne są zobowiązania wynikające z poręczeń hipotecznych wobec PFRON-u. W tym przypadku, jeżeli PFRON zażąda spłaty kredytów gwarantowanych przez Związek, będzie to oznaczało wstrzymanie pomocy finansowej. PFRON udziela takiej pomocy pod warunkiem, że pomocobiorca nie posiada wobec Funduszu wymagalnych zobowiązań.
Pewną nadzieję daje przygotowywana ustawa o wolontariacie i organizacjach pożytku publicznego. Jednak nie wiadomo czy i kiedy zostanie ona uchwalona.
Projekt tej ustawy przewiduje możliwość przekazywania na rzecz organizacji pożytku publicznego 1 proc. podatku dochodowego od osób fizycznych. Niestety ustawa nie przewiduje informowania organizacji pożytku publicznego, kto przekazał im część swego podatku. Zmniejszy to poważnie możliwości pozyskiwania pieniędzy z tego źródła.
Reasumując, moim zdaniem, nie można oczekiwać poprawy w zakresie finansowania zadań rehabilitacyjnych realizowanych przez PZN.
1.3. Nie należy oczekiwać rozszerzenia zakresu tematycznego i podniesienia poziomu finansowania zadań rehabilitacyjnych realizowanych przez PZN - można natomiast przewidywać, że sytuacja będzie ulegała dalszemu pogorszeniu.
Dotychczasowe rozważania upoważniają do twierdzenia iż powyższa teza jest prawdziwa. Konieczne jest więc uznanie faktów i wyciągnięcie niezbędnych wniosków. Bez dogłębnej, odważnej oceny sytuacji nie jest możliwe tworzenie realnych planów pokonywania trudności, programowanie i wprowadzanie niezbędnych zmian, nie możliwe jest dostosowanie struktur i działalności Związku do możliwości finansowych.
2. Wnioski
przyjęcie założenia, że niezbędne są radykalne zmiany w polityce powoduje konieczność zastanowienia się nad możliwościami prowadzenia tak szerokiej działalności na rzecz niewidomych i słabowidzących.
Na podstawie dotychczasowych doświadczeń przedstawionych tendencji, braku podstaw do przewidywania zasadniczej poprawy warunków finansowania naszej działalności można stwierdzić, że nie da się w dalszym ciągu prowadzić działalności w takim zakresie i w takich formach, jak miało to miejsce w przeszłości. Konieczne są radykalne ograniczenia i wytyczenie nowych celów, możliwych do realizacji. Być może Związek powinien przekształcić się z organizacji zaspokajającej potrzeby rehabilitacyjne w organizację postulatywną. taka organizacja jednak nie byłaby atrakcyjna dla przeciętnych osób z poważnymi dysfunkcjami wzroku. Dlatego należy poszukiwać takich form działalności, które będą potrzebne niewidomym i słabowidzącym, a nie będą wymagały ponoszenia dużych, stałych kosztów. Zadania takie, jak się wydaje, możliwe są do realizacji przede wszystkim w kołach PZN.
Jeżeli nie podejmiemy tego rodzaju decyzji, jeżeli będziemy w dalszym ciągu utrzymywali stan posiadania i nie dostosujemy naszej działalności do nowych warunków, uczyni to za nas brak pieniędzy. Wówczas jednak ograniczeniom ulegną niekoniecznie najmniej ważne zadania. Może okazać się, że stracimy możliwości wartościowego działania, a będziemy z wielkimi trudnościami prowadzili działalność mniej ważną, taką którą powinny i mogą prowadzić służby publiczne.
Przy prowadzeniu świadomej, odważnej polityki, być może uda się ograniczyć niektóre skutki kryzysu.
Jak wykazano w rozdziale II obecnie istniejące zasady finansowania zadań rehabilitacyjnych nie gwarantują:
a/ stałego finansowania zadań rehabilitacyjnych,
b/ równomiernego finansowania wszystkich zadań rehabilitacyjnych,
c/ finansowania zadań, w wyniku których zaspokajane są najważniejsze potrzeby rehabilitacyjne członków Związku.
Zasady te zmuszają do podejmowania i realizacji zadań, na które można otrzymać dofinansowanie, a nie tych, które są niezbędne dla członków związku ze względów rehabilitacyjnych. Wypacza to obraz PZN-u i uniemożliwia prawidłową działalność.
VI. Proponowane kierunki rozważań, ukierunkowań i ograniczeń
Jak już wspomniałem, nie wszystkie zadania realizowane przez PZN posiadają jednakową wartość dla jego członków, dla niewidomych i słabowidzących. Konieczna jest więc ocena pod tym kątem wszystkich realizowanych zadań.
Zadanie to utrudnia fakt, że:
a/ nie ma pełnych możliwości wyboru zadań, gdyż nie ma większych możliwości wpływu na preferencje władz państwowych, PFRON-u i innych sponsorów,
b/ nie zawsze to, co jest istotne z punktu widzenia rehabilitacji jest rozumiane i doceniane przez członków Związku,
c/ utrwalone nawyki, przyzwyczajenia, poglądy itp. są ważnym czynnikiem ograniczającym możliwości wprowadzania zmian.
Mimo tych trudności należy podjąć próbę zdefiniowania działalności Związku i przekonania do niej członków i działaczy naszej organizacji.
1. Zadania kół PZN
1.1. Uwagi wstępne
Podstawowymi jednostkami PZN-u, nie tylko z nazwy, powinny stać się koła PZN. Wiele wskazuje na to, że kołom stosunkowo najłatwiej będzie pozyskiwać środki finansowe. Nie oznacza to, że koła nie będą miały trudności. Oznacza natomiast, że ich trudności będą stosunkowo mniejsze niż innych jednostek organizacyjnych Związku, przede wszystkim okręgów.
Koła znajdują się blisko członków PZN-u. Do kół najłatwiej jest trafić i powinno być najłatwiej znaleźć pomoc w rozwiązywaniu codziennych problemów wiążących się z utratą lub poważnym osłabieniem wzroku.
Koła mogą działać i dobrze zaspokajać potrzeby niewidomych i słabowidzących bez "dużych" pieniędzy. Ich stałe wydatki polegają głównie na utrzymaniu lokali, pokrywaniu opłat za rozmowy telefoniczne, materiały biurowe, opłaty pocztowe.
Wiele naszych kół bezpłatnie korzysta z lokali, wiele ponosi symboliczne lub obniżone odpłatności. Przy zaangażowaniu działaczy i życzliwości lokalnych władz problemy związane z utrzymaniem lokali można rozwiązywać bez większych nakładów. Tak samo, być może, łatwiej jest znaleźć sponsorów, którzy pokryją rachunki za energię, telefony itp.
W kole PZN każda kwota ma duże znaczenie. W przeciwieństwie do działalności centralnej i działalności okręgów, na które niezbędne są duże nakłady stale pokrywane, w kole można wiele zrobić przy zaangażowaniu społeczników, wolontariuszy i niewielkich kwot. Piszę o tym dlatego, że Związek ma coraz więcej trudności w pozyskiwaniu pieniędzy na działalność prowadzoną centralnie. W szczególnie trudnej sytuacji znajdują się okręgi PZN i inne jednostki, które finansowały swoją działalność z pieniędzy pochodzących z budżetu państwa i PFRON-u. Koła z tych środków nie korzystały w poważniejszym stopniu i dlatego mniej odczuwają ograniczenia w tym zakresie.
Istnieją znaczne możliwości pomagania niewidomym i słabowidzącym bez angażowania własnych środków finansowych. Konieczne jest jednak nowe spojrzenie na naszą rolę i poszukiwanie możliwości działania w nowych warunkach społeczno-ekonomicznych. Należy przyjąć, że to głównie od działalności kół PZN będzie zależała ocena Związku przez jego członków.
1.2. Pozyskiwanie środków finansowych
Działacze wielu kół PZN doskonale umieją sobie radzić z pozyskiwaniem środków finansowych na imprezy integracyjne, wycieczki, ogniska, spotkania świąteczne i noworoczne przy choince itp. Jest to ważna działalność jednak może nie najważniejsza i nie powinna dominować w pracy kół. Uzyskiwane efekty świadczą jednak o znacznych możliwościach wielu naszych działaczy.
1.3. Pozyskiwanie społeczników i wolontariuszy
W kołach wiele prac na rzecz niewidomych i słabowidzących można wykonywać dzięki zaangażowaniu działaczy społecznych. Ostatnio dużego znaczenia nabiera wolontariat. W kołach jest stosunkowo łatwiej wykorzystywać pracę niekwalifikowanych wolontariuszy do wykonywania prac związanych z utrzymaniem lokalu, prowadzeniu administracji koła oraz udzielanie pomocy niewidomym w charakterze przewodników, lektorów, dokonywania zakupów itp.
1.4. Funkcja informacyjna kół PZN
Wielkim, ważnym zadaniem, które mogą realizować Koła PZN i to bez nakładów finansowych jest przekazywanie niewidomym i słabowidzącym informacji dotyczących uprawnień, możliwości uzyskania dofinansowania, możliwości szkolenia rehabilitacyjnego, uzyskania pomocy socjalnej, skierowań do sanatorium, dofinansowania sprzętu rehabilitacyjnego i dofinansowania udziału w turnusach rehabilitacyjnych. Dobra informacja w tych dziedzinach stanowić będzie wielką, liczącą się pomoc dla członków naszego Związku.
Koła mogą również informować urzędy, pracodawców itp. o możliwościach osób niewidomych i słabowidzących. to również może ułatwić członkom Związku rozwiązywanie ich życiowych problemów.
Aby koła mogły prowadzić efektywną działalność informacyjną należy:
a/ przygotowywać dla nich tematyczne informacje w sposób łatwo dostępny, np. w formie skoroszytów z wymiennymi wkładkami w brajlu i w druku powiększonym, w zapisie cyfrowym,
b/ organizować szkolenia działaczy kół PZN.
1.5. Pomoc w załatwianiu spraw w pcpr-ach, urzędach gmin, PKPS-ie, PCK itp.
Udzielanie informacji, chociaż niezmiernie ważne, nie rozwiąże wszystkich problemów osób niewidomych i słabowidzących. Wielu bowiem nie potrafi wypełniać niezbędnych wniosków, motywować, uzasadniać, odpowiednio stosować obowiązujące przepisy. Niektórzy też nie są zdolni do zrozumienia i zapamiętania przekazywanych im informacji. Dlatego bardzo ważnym zadaniem kół PZN może stać się pomoc w załatwianiu spraw ważnych dla członków Związku.
W tym miejscu należy podkreślić, iż wiele kół PZN pomocy takiej udziela. W niektórych przypadkach jest to zadanie niezmiernie trudne. Niektóre pcpr-y bowiem nie godzą się, żeby ogniwa naszego Związku pośredniczyły w załatwianiu spraw osób niewidomych i słabowidzących. Mimo to, wydaje się, że podejmowanie tego zadania jest celowe i w wielu przypadkach możliwe. Można też zakładać, że w przypadku długotrwałej, mądrej, taktownej działalności zarządów kół PZN można uzgodnić zasady współdziałania z pcpr-ami i innymi urzędami.
1.6. Organizowanie pomocy świadczonej przez wolontariuszy
Praca wolontariuszy odgrywa coraz większą rolę w życiu społecznym naszego kraju. Przewidywać można, że coraz więcej problemów będzie rozwiązywanych przy pomocy wolontariuszy.
Niezbędne jest dokładne przemyślenie, jakie prace w kołach PZN-u oraz na rzecz niewidomych i słabowidzących mogą wykonywać wolontariusze. Należy podejmować starania o pozyskanie takich współpracowników, organizować dla nich szkolenia i wykorzystywać ich zaangażowanie społeczne.
1.7. Przykład praktycznej pomocy
Niektóre koła organizują bardzo praktyczną i konkretną formę pomocy - wypełnianie PIT-ów. Działalność taka ma charakter akcyjny, koncentruje się w ciągu dwóch miesięcy w roku. Jest jednak wysoko ceniona przez niewidomych i słabowidzących. Oprócz technicznej pomocy w wypełnianiu zeznań podatkowych umożliwia bowiem dokonanie odpisów z tytułu uprawnień przysługujących osobom niepełnosprawnym oraz innych, o których zainteresowani nie zawsze wiedzą i pamiętają.
1.8. Szkolenie rehabilitacyjne i samorehabilitacja
Koła PZN nie mają większych możliwości organizowania specjalistycznych szkoleń rehabilitacyjnych. Najczęściej bowiem nie dysponują przygotowaną kadrą specjalistów rehabilitacji, instruktorów widzenia, instruktorów orientacji przestrzennej, osób potrafiących nauczać niewidomych posługiwania się komputerem itp. Najczęściej na terenie ich działania nie ma też potrzeb, których zaspokajanie wymagałoby prowadzenia tego rodzaju szkoleń. Jest to możliwe ewentualnie tylko w największych kołach.
We wszystkich jednostkach podstawowych możliwe jest organizowanie spotkań rehabilitacyjnych i informacyjnych, zapraszanie na nie odpowiednich specjalistów, organizowanie wymiany doświadczeń i zachęcanie do samorehabilitacji. Działalność taka jest również potrzebna wielu niewidomym i słabowidzącym, a zwłaszcza nowo ociemniałym i rodzicom niewidomych dzieci.
1.9. Podsumowanie
Podałem kilka przykładów bardzo potrzebnej działalności. Wszystkie one są prowadzone w wielu kołach PZN i przyczyniają się do zaspokajania istotnych potrzeb osób niewidomych i słabowidzących oraz ich rodzin. Przyczyniają się też do podnoszenia atrakcyjności naszego Związku, powodują, że staje się on potrzebny.
Podane przykłady nie wyczerpują zagadnienia. Życie jest bogatsze od wszystkich opracowań. Świadczą jednak o możliwościach działaczy kół.
Prowadzenie działalności wymienionej w punktach od 1.3 do 1.6 wymaga zaangażowanych, przygotowanych działaczy. Wymaga pozyskiwania wolontariuszy, specjalizowania się poszczególnych osób w określonej działalności, zapoznawania się z aktami normatywnymi, opanowania obowiązujących procedur itd. Wymaga więc szkolenia działaczy i wolontariuszy, przygotowywania dla nich materiałów pomocniczych i pomocy w załatwianiu trudniejszych spraw. zagadnieniami tymi jednak powinny zajmować się inne jednostki organizacyjne PZN-u.
Zarządy kół powinny głęboko przemyśleć zakres dotychczasowej działalności. Powinny zastanowić się nad możliwościami ukierunkowania tej działalności, tak by zaspokajała najważniejsze potrzeby, znacznie większej niż obecnie, liczby członków Związku.
Z pewnością wielu kół obecnie nie stać na takie zmiany działalności. Z pewnością też nie można oczekiwać, że w najbliższych latach wszystkie koła będą do tego zdolne. Nakreślony kierunek natomiast jest z pewnością słuszny i być może jedyny. Być może tylko w ten sposób można sprawić, że Związek będzie atrakcyjny dla niewidomych i słabowidzących.
2. Zadania okręgów PZN
2.1. Uwagi wstępne
Wszystko wskazuje na to, że większość okręgów PZN znajduje się w niezmiernie trudnej sytuacji. Na ich działalność niezbędne są znacznie większe środki finansowe niż ma to miejsce w kołach. Ich wydatki mają też stały charakter. Nawet, gdy nie podejmują realizacji konkretnych zadań muszą ponosić stałe koszty związane z utrzymaniem lokali, działalnością organów samorządowych i przede wszystkim z tytułu zatrudniania etatowych pracowników. Ważną pozycją w wydatkach okręgów jest konieczność dokładania własnych środków do zadań dofinansowywanych przez niektóre instytucje, głównie przez PFRON. Oczywiście, im bogatszą działalność prowadzi okręg , tym koszty tej działalności są wyższe.
Konieczna jest pogłębiona analiza możliwości stałego pozyskiwania środków finansowych na działalność jednostek organizacyjnych szczebla wojewódzkiego. W przypadku, gdy znajdzie się możliwości pokrywania stałych kosztów okręgi będą mogły prowadzić działalność podobną do tej, jaką prowadziły w przeszłości. Jeżeli jednak okaże się to niemożliwe, konieczna jest rezygnacja z wielu działań i skupienie się na tych, które mają największe znaczenie dla członków Związku.
2.2. Stabilizacja finansowa działalności okręgów PZN
Konieczna jest rezygnacja z kosztownych działań i maksymalne ograniczenie stałych wydatków. Jak już wspomniano, okręgi PZN ponoszą znaczne, stałe koszty, a nie posiadają stałych źródeł dochodów. Dlatego konieczne jest ograniczenie tych kosztów i dostosowanie działalności do zasobów finansowych.
Przede wszystkim wydaje się konieczne ograniczenie etatowego zatrudnienia. Właściwym kierunkiem może okazać się dopracowanie się współpracowników, którzy podejmowaliby się wykonywania konkretnych prac na umowę zlecenie wówczas, gdy byłyby pieniądze. Współpracowników takich można by szukać wśród rencistów i emerytów, którzy nie muszą być na stałe zatrudnieni oraz osób gotowych pracować na zasadach wolontariatu i tylko od czasu do czasu przyjmować płatne zlecenia. Na etatach powinni być zatrudnieni przede wszystkim pracownicy, którzy świadczyć będą usługi na rzecz kół.
Należy też ograniczyć wydatki na utrzymanie lokali okręgów. Być może znaczną część pracy biurowej wykonywać można w systemie telepracy.
Być może okręgi PZN powinny zrezygnować ze znacznej części składek członkowskich.
W przypadku poważnego obniżenia stałych kosztów, nie będzie możliwe prowadzenie stałej, szeroko pomyślanej działalności. Należy ją maksymalnie ograniczyć.
2.3. Działalność okręgów PZN
Okręgi powinny prowadzić działalność samorządową obejmującą m.in.:
a/ pracę zarządu okręgu i jego prezydium,
b/ pracę okręgowej komisji rewizyjnej,
c/ prowadzenie członkowskich baz danych oraz baz danych dotyczących wolontariuszy, instruktorów i innych osób współdziałających w realizacji zadań okręgów,
d/ obsługę finansową kół,
e/ organizację szkoleń działaczy i wolontariuszy pracujących w kołach,
f/ działalność informacyjną i instruktażową dla kół,
g/ pomoc w wypełnianiu wniosków kół PZN o przyznanie im środków finansowych z funduszy samorządowych, PFRON-u i Unii Europejskiej,
h/ działalność rehabilitacyjną i informacyjną na rzecz osób z poważnymi dysfunkcjami wzroku tylko wówczas, gdy nie będzie ona powodowała stałych kosztów lub gdy okręg pozyska źródła pokrywania tych kosztów.
3. Zadania realizowane centralnie
Podobnie jak w przypadku okręgów, należy ograniczyć działalność organizowaną centralnie do zadań, których nie da się realizować inaczej i to tylko do takiego zakresu, na jaki wystarczy środków finansowych.
Zarząd Główny PZN jest dysponentem majątku, który przynosi znaczne dochody. Ułatwiają one realizację różnych zadań rehabilitacyjnych, organizacyjnych, wydawniczych itp. Nie są jednak na tyle duże, żeby działalność tę można było prowadzić na wielką skalę.
Są jednak zadania, które mogą być realizowane tylko centralnie.
3.1. Działalność legislacyjna
Przede wszystkim centralnie należy współpracować z władzami rządowymi i parlamentem w zakresie działalności legislacyjnej. Czuwanie nad tworzeniem prawa i jego zmianami nie jest możliwe w ogniwach podstawowych i w okręgach. Oczywiście któryś z okręgów mógłby wyspecjalizować się w takiej działalności. Wówczas jednak byłaby to w dalszym ciągu działalność centralna dotyczyłaby bowiem całego kraju.
Oddziałując na prawodawców przy tworzeniu ustaw oraz na władze rządowe przy wydawaniu aktów wykonawczych ma dla niewidomych i słabowidzących żywotne znaczenie. Dlatego Związek nie może zrezygnować z tej działalności.
3.2. Działalność postulatywna
PZN we wszystkich jednostkach organizacyjnych, lecz głównie centralnie, powinien czuwać nad poziomem zaspokajania potrzeb osób niewidomych i słabowidzących. Dotyczy to wielu dziedzin życia, a przede wszystkim: rehabilitacji, edukacji, zatrudnienia, wyposażenia w sprzęt i pomoce rehabilitacyjne, wyrównywania szans i przeciwdziałania dyskryminacji.
Centralnie należy gromadzić doświadczenia ogniw organizacyjnych Związku i przygotowywać odpowiednie ekspertyzy, projekty rozwiązywania problemów istotnych dla niewidomych i słabowidzących z całego kraju, zgłaszać władzom niedociągnięcia w, różnych dziedzinach itp.
3.3. Zaspokajanie potrzeb czytelniczych
Konieczne jest stałe zabieganie o dostęp niewidomych i słabowidzących do informacji, do literatury pięknej, popularnonaukowej i naukowej, do prasy ogólnej oraz środowiskowej. Zaspokajanie tych potrzeb wymaga m.in.:
a/ wydawania literatury dostosowanej do możliwości percepcyjnych osób niewidomych i słabowidzących,
b/ wydawania prasy środowiskowej w różnych wersjach, tak aby była dostępna dla zainteresowanych członków Związku,
c/ dbania, by dobrze funkcjonowały biblioteki dla niewidomych i słabowidzących,
d/ zabiegania, by niewidomi i słabowidzący mogli korzystać z ogólnodostępnej literatury i prasy w zapisie cyfrowym,
e/ zabiegania, by do Internetu nie wprowadzano technik przekazu słowa pisanego, które uniemożliwią korzystanie niewidomym i słabowidzącym z tej formy przekazu.
3.4. Działalność popularyzacyjna i promocyjna
Działalność ta powinna być prowadzona przez wszystkie ogniwa naszego Związku. Główne zadania z tego zakresu jednak najłatwiej realizować centralnie.
Dotyczy to m.in.:
a/ przygotowywania filmów, ulotek, broszur, plakatów itp. o tematyce rehabilitacyjnej,
b/ przygotowywania i wydawania literatury fachowej z zakresu rehabilitacji niewidomych i słabowidzących,
c/ promocji niewidomych i słabowidzących artystów i twórców,
d/ zachęcania dziennikarzy i twórców do zajmowania się problematyką naszego środowiska przez organizowanie konkursów, przyznawanie nagród i wyróżnień, sugerowanie tematów itp.
3.5. Współpraca z zagranicznymi i międzynarodowymi organizacjami
Konieczna jest międzynarodowa wymiana doświadczeń dotyczących osób z dysfunkcjami wzroku oraz osób niepełnosprawnych. Konieczne jest też wpływanie na działalność międzynarodowych organizacji działających na rzecz niewidomych i innych osób niepełnosprawnych oraz z władzami Unii Europejskiej. Działalność tę w ograniczonym zakresie mogą prowadzić różne jednostki organizacyjne Związku. Ze względów oszczędnościowych jednak, a także z potrzeby koordynacji zadań główna działalność powinna być prowadzona centralnie.
3.6. Działalność samorządowa
Związek powinien maksymalnie ograniczyć koszty działalności samorządowej. Nie ma jednak możliwości całkowitej z niej rezygnacji.
Konieczne jest przeanalizowanie tej działalności, ponoszonych na nią kosztów i ograniczenie. Być może istnieje możliwość zmniejszenia liczebności naczelnych organów władzy związkowej, częstotliwości spotkań, zakresu zadań, którymi się one zajmują.
3.7. Prowadzenie specjalistycznych jednostek organizacyjnych
Związek, głównie centralnie, prowadzi specjalistyczne jednostki organizacyjne. Powinny one realizować bardzo ważne zadania. Ze względu na ograniczenia finansowe jednak, ich działalność jest mało efektywna. Należy więc dokonać dogłębnej analizy i ustalić, które z tych jednostek powinny pracować w dotychczasowej formie, które należy przekształcić i które zlikwidować. Takiej analizie powinna być poddana działalność:
a/ ośrodków Leczniczo-Rehabilitacyjnych PZN,
b/ Ośrodka Rehabilitacji i Szkolenia PZN w Bydgoszczy,
c/ domów pomocy społecznej dla niewidomych prowadzonych przez PZN,
d/ Krajowego Centrum Kultury Niewidomych w Kielcach,
e/ Centralnej Przychodni Rehabilitacyjno-Leczniczej PZN w Warszawie,
f/Ośrodka promocji i Postępu Naukowo-Technicznego PZN w Warszawie,
g/ warsztatów terapii zajęciowej prowadzonych przez PZN,
h/ Zakładu Aktywności Zawodowej dla Niewidomych w Olsztynie,
i/ Ośrodka Mieszkalno-Rehabilitacyjnego PZN w Olsztynie.
W wyniku analizy merytorycznej i finansowej efektywności tych jednostek organizacyjnych należy pozostawić tylko te, których działalność jest merytorycznie ważna, przynosi korzyści rehabilitacyjne, nie jest nadmiernie kosztowna i, na działalność której można zapewnić odpowiednie środki finansowe.
4. Działalność gospodarcza PZN
Działalność gospodarczą Związek powinien prowadzić tylko w jednym celu - pozyskiwania pieniędzy na działalność rehabilitacyjną. Celem każdego podmiotu gospodarczego powinien być zysk. Jeżeli powierzy się mu realizację również innych celów, np. rehabilitacyjnych - żadna z działalności nie będzie efektywna.
Związek powinien starać się jak najbardziej efektywnie wykorzystywać posiadany majątek. Przychody z majątku, podobnie jak ma to miejsce obecnie, powinny być wykorzystywane na finansowanie działalności na rzecz niewidomych i słabowidzących. O ile to możliwe, nie należy pozbywać się dochodowych składników majątkowych. Nieruchomości natomiast, które nie przynoszą dochodu i powodują koszty należy zbyć.
VII. Podsumowanie
PZN ma coraz mniejsze możliwości zaspokajania potrzeb rehabilitacyjnych swych członków. Nie ma też podstaw do przewidywania, że sytuacja ta w najbliższych latach ulegnie poprawie. Nie istnieje jednak żadna instytucja ani organizacja, która mogłaby przyjąć odpowiedzialność za rozwiązywanie problemów rehabilitacyjnych osób z poważnymi dysfunkcjami wzroku. Dlatego konieczne są działania, które umożliwią dalsze istnienie naszego Związku i bardziej skuteczną jego działalność.
Jeżeli potrafimy zerwać z przyzwyczajeniami, spojrzeć na naszą działalność niezależnie od potrzeb poszczególnych jednostek organizacyjnych i skupić się na potrzebach członków naszego Związku - z pewnością będzie to korzystne dla tysięcy osób z poważnymi dysfunkcjami wzroku. Jeżeli tego nie potrafimy, jeżeli nie dokonamy niezbędnych zmian, najprawdopodobniej Związek i tak nie zdoła utrzymać działalności w dotychczasowym zakresie, w dalszym ciągu będzie tracił możliwości zaspokajania najważniejszych potrzeb osób z dysfunkcjami wzroku i utraci wielu członków.