WIEDZA i MYŚL
(Pr 2590)
INTERNETOWY MIESIĘCZNIK TYFLOSPOŁECZNY
Wydawca i redaktor naczelny
Stanisław Kotowski
Maj 2014
Rok VI
Nr 5(65)/2014
Czasopismo nie jest dofinansowywane ze środków publicznych ani żadnych innych. Wydawane jest bez nakładów finansowych. Osoby piszące artykuły oraz zaangażowane przy redagowaniu, adiustacji i korekcie oraz kolportażu nie otrzymują wynagrodzenia. Fundacja „Klucz” przetwarza „WiM” nieodpłatnie do standardu DAISY, a IVO Software Sp. z o.o. udostępnia bezpłatnie niezbędne do tego oprogramowanie.
Czytelnicy otrzymują „WiM” również bezpłatnie. Wystarczy napisać na adres: ST.k@onet.pl lub ST.k1@wp.pli w każdym miesiącu znaleźć aktualny numer w swojej „Skrzynce odbiorczej”.
Wersję dźwiękową oraz w formacie RTF można pobierać pod adresem:
oraz:
Pod tymi adresami można również pobierać numery archiwalne „WiM”.
Najnowszy numer w wersji DAISY znajduje się pod linkiem:
wypozycz.dzdn.pl/wim/WIM.zip
Najnowszy numer w formacie RTF pobierać można pod linkiem:
wypozycz.dzdn.pl/wim/WIMRTF.zip
ADRES REDAKCJI (wyłącznie internetowy):
TELEFON KOMÓRKOWY :
501-239-769
Na łamach „Wiedzy i Myśli” zamieszczamy różne opinie i poglądy, w tym takie, z którymi się nie zgadzamy.
1. WYDARZENIA, OGŁOSZENIA I INFORMACJE..7
1.1. Pomóżcie nam tworzyć czasopisma!7
1.2. Czasopisma w brajlu w ofercie Kiosku z Prasą dla Niewidomych.8
1.3. Zamieszkaj w Chorzowie!10
1.4. Nowe kierunki w białostockiej szkole.11
1.5. Dwór Artusa dalej dostępny dla niewidomych.12
1.6. Powstał przewodnik po Wielkopolsce dla osób niewidomych PAP.15
1.7. Zabytki Płocka pod palcami PAP.16
1.8. Szukamy niedorzeczności - konkurs-zabawa 5.18
1.9. Festiwalun, "Bieszczady pod Żaglem".18
1.11. "Tango bez przeszkód".20
1.12. Ogólnopolski festiwal ballady turystycznej i żeglarskiej21
1.14. Koncert ze słońcem Muzyczne Warsztaty Tyflodydaktyczne Anna Podkańska.27
2. KOMPLEKSOWA REHABILITACJA..31
2.2. Nestor niewidomych dziennikarzy Henryk Szczepański45
2.3. Ojciec Cyryl. Głuchoniewidomy świadek miłości Chrystusa Tomasz P. Terlikowski50
2.4. Powstał film o słynnym niewidomym maratończyku.53
2.5. O zwykłych i niezwykłych czynnościach Mięso (ciąg dalszy) Zbigniew Niesiołowski54
3. NAUKA, OKULISTYKA, UDOGODNIENIA, SPRZĘT I POMOCE REHABILITACYJNE..57
3.1. Błąd lekarski? Pacjent stracił wzrok z powodu zakażenia amebą.57
3.2. Polacy nie badają wzroku.58
3.3. Filmowy pies przewodnik.59
3.4. Audiodeskrypcja integruje i łamie bariery.61
3.5. Micro Phone Lens sprawi, że smartfon przyda się na lekcjach biologii Wojciech Kulik.74
3.6. Restauracja z obsługą niewidomych.75
3.7. Niepełnosprawni będą mieli prościej Witek T.76
3.8. 12-latek zbudował drukarkę dla niewidomych Fidel78
3.9. Audiodeskrypcja atrakcją dla wszystkich.79
4. ORGANIZACYJNE, PRAWNE, PRAKTYCZNE, SPOŁECZNE I ŚWIADOMOŚCIOWE PROBLEMY..80
4.2. Nieustające kłopoty z interpretacją przepisów. Maria Marchwicka.82
4.3. Bariery w dostępie do sanatoriów..85
4.4. Rzecz o sanatoriach Maria Niesiołowska.90
4.5. Sanatorium komentarz prawny.92
4.6. Bariery codzienne osób słabowidzących.100
5. ROZMOWA MIESIĄCA zMarią Tarlagą rozmawia Stanisław Kotowski108
6. ZATRUDNIENIE, REHABILITACJA, PRAWO, EKONOMIA..121
6.1. Dopiero od lipca niepełnosprawni będą pracować krócej Rzeczpospolita, oprac.: GR..121
6.2. Lekarz zdecyduje o dłuższym czasie pracy Michalina Topolewska, oprac.: GR..122
6.3. Jakie dokumenty Rzeczpospolita, oprac.: GR..123
6.4. Różnice w dofinansowaniach dla pracodawców.124
6.5. Pracownicy na kruchym lodzie Beata Rędziak.126
6.6. Spada zatrudnienie osób z niepełnosprawnością w zpchr Beata Rędziak 134
6.7. Jak uzyskać wsparcie na inwalidów Rzeczpospolita, oprac.: GR..137
6.8. Od kwietnia nowe przepisy ws. dofinansowań Beata Rędziak.137
6.9. Czas pracy do poprawki Michalina Topolewska, oprac.: GR..139
6.10. Krótsza praca niepełnosprawnych mrz, oprac.: GR..141
6.11. Obowiązki Karolina Topolska.141
7. WSPOMINAMY LUDZI I WYDARZENIA..144
7.1. Przed Pierwszym Maja Bohdan Machnicki144
7.3. Jeden z pionierów Michał Kaziów..146
8.2. Gasnące światło Bączek.150
8.3. Mruczę i prycham Nie te same i nie takie same.151
10. REKLAMA Od bajeczek do poznawania świata i siebie samego.160
11. W PRAWIE, W POLITYCE I W PRAKTYCE..163
11.1. Komu zasiłek, komu świadczenie? Wyjaśniamy Beata Rędziak.163
11.2. Kosiniak-Kamysz o "okrągłym stole" ws. niepełnosprawnych.169
11.3. MPiPS: 30 kwietnia okrągły stół ws. niepełnosprawnych.170
11.6. Zasiłkikosztem dróg Urszula Mirowska-Łoskot179
11.7. Premier: pomoc dla rodzin osób niepełnosprawnych rośnie szybciej niż dla innych.182
11.8. Sejm uchwalił ustawę podwyższającą świadczenia pielęgnacyjne.184
11.9. Kosiniak-Kamysz: waloryzacja świadczeń pielęgnacyjnych możliwa częściej niż raz w roku.185
11.10. Senat: są poprawki do ustawy podwyższającej świadczenia pielęgnacyjne.186
11.11. Rodzice niepełnosprawnych dzieci zawieszają sejmowy protest188
11.12. Kolejny protest. Tym razem opiekunów osób dorosłych Mateusz Różański189
11.13. Opiekunowie dorosłych niepełnosprawnych nadal protestują. Czy będzie kompromis?.193
11.14. Zaległa pomoc dla opiekunów z odsetkami Michalina Topolewska 196
11.15. Sejm uchwalił ustawę dot. zasiłków dla opiekunów dorosłych niepełnosprawnych.197
11.16. Więcej opiekunów ze świadczeniami Michalina Topolewska.199
11.17. Kryterium wieku przy świadczeniach może naruszać konstytucję Michalina Topolewska.202
W maju mamy 1 maja - Święto pracy, 2 maja - Święto Flagi RP i Święto Konstytucji 3 maja.
Święto Pracy zostało ustanowione w 1889 roku przez II Międzynarodówkę dla uczczenia wydarzeń w Chicago z 1886 roku. Były to demonstracje robotnicze krwawo stłumione, a ich organizatorzy zostali skazani na śmierć.
Na ziemiach polskich pierwsze obchody Święta Pracy odbyły się w 1890 roku.
Podaję te daty, żeby zaznaczyć, iż to święto na początku nie miało nic wspólnego z tak zwanym realnym socjalizmem, ze Związkiem Radzieckim ani z PRL-em.
Konstytucja 3 maja została uchwalona w 1791 roku. Była to dramatyczna próba ratowania upadającego państwa. Zaznaczyć należy, że była to pierwsza w Europie i druga na świecie ustawa zasadnicza. Polska nie została uratowana, ale uchwalenie Konstytucji 3 maja miało wielki pozytywny wpływ na świadomość Polaków.
Z okazji Święta Pracy życzymy naszym pracującym Czytelnikom satysfakcji z jej wykonywania, dobrych zarobków i trwałości zatrudnienia. Czytelnikom niepracującym, a pragnącym pracę podjąć, życzymy szybkiego otrzymania odpowiedniego dla nich zatrudnienia.
Naszym Czytelnikom jako Polakom, życzymy dumy z osiągnięć polskiej myśli politycznej, z sukcesów naukowych polskich uczonych, z osiągnięć naszych literatów i twórców kultury, z osiągnięć gospodarczych i sportowych.
Niewidomym i słabowidzącym Czytelnikom życzymy, żeby w środowisku naszym znalazły się siły zdolne do podjęcia takich wysiłków dla ratowania i zreorganizowania PZN-u dla dobra wszystkich osób z uszkodzonym wzrokiem, jaką wykazali się Polacy pod koniec osiemnastego stulecia.
Redakcja Wiedzy i Myśli
W numerze zamieszczamy liczne publikacje dotyczące okupacji Sejmu przez rodziców dzieci niepełnosprawnych i demonstracji pod Sejmem opiekunów dorosłych osób niepełnosprawnych oraz problemy, poprawki i propozycje związane z uchwaleniem dwóch ustaw regulujących uprawnienia tych dwóch grup opiekunów.
Zdajemy sobie sprawę z powtórzeń wielu fragmentów tych publikacji. Są to jednak przedruki, a nie opracowania własne. Każda z tych publikacji zawiera jakąś nową informację, prezentuje jakieś stanowisko, zwraca uwagę na jakiś nowy aspekt zagadnienia. Osoby zainteresowane będą mogły prześledzić przebieg protestów oraz procesu legislacyjnego, a także zapoznać się z różnymi stanowiskami w tej sprawie.
Wiemy, że nie wszystkich zainteresuje tak szczegółowo omawiana problematyka, tym bardziej, że było dużo informacji na ten temat w środkach przekazu, ale wiemy też, że są osoby bardzo zainteresowane. Żeby więc zaspokoić ich zainteresowanie, a jednocześnie nie utrudniać czytania osobom, które nie chcą wgłębiać się w te problemy, wszystkie publikacje zostały zebrane w jednym dziale i umieszczone na końcu numeru. Bez problemu więc będzie można przerwać przeglądanie "WiM-u" po dojściu do działu "W prawie, w polityce i w praktyce".
Polecamy: "Nestor niewidomych dziennikarzy" pióra Henryka Szczepańskiego - pozycja 2.2. oraz "Ojciec Cyryl. Głuchoniewidomy świadek miłości Chrystusa" Tomasza P. Terlikowskiego - pozycja 2.3.
W numerze Czytelnicy znajdą więcej interesujących publikacji. Warto więc zapoznać się ze spisem treści i wybrać którąś z nich.
Życzymy przyjemnej i pożytecznej lektury.
Redakcja
Źródło: "BIP" nr 6 kwiecień 2014
Lubicie nasze pisma? Prenumerujecie "Pochodnię", "Nasze Dzieci", a może Wasze pociechy co miesiąc niecierpliwie czekają na "Promyczek" czy "Światełko"? Pomóżcie nam więc, bo nasze pisma są zagrożone likwidacją. PFRON, po raz pierwszy od wielu lat, nie wsparł nas dotacją. Zawiesiliśmy druk czasopism w brajlu i zwykłym druku, została tylko wersja elektroniczna, ale jak długo?
Jeśli uważacie, że tak być nie powinno, zostańcie naszymi sponsorami. Prosimy o wsparcie - każda, nawet najmniejsza wpłata na konto PZN to dla nas nieoceniona pomoc.
Do tej pory wydawaliśmy 4 tytuły: dwumiesięcznik "Pochodnia" - magazyn dla niewidomych i słabowidzących dorosłych, miesięcznik "Promyczek" - czasopismo dla najmłodszych, miesięcznik "Światełko" - magazyn dla młodzieży - wszystkie wydawane w brajlu, druku powiększonym dla słabowidzących i wersji elektronicznej oraz kwartalnik "Nasze Dzieci" - pismo skierowane do rodziców i opiekunów niewidomych dzieci, wydawane w druku zwykłym i w wersji elektronicznej.
Na każde z tych czasopism potrzebujemy funduszy, dlatego prosimy o wsparcie przede wszystkim finansowe, ale jesteśmy też otwarci na Wasze pomysły i propozycje pomocy. Przekażcie też naszą prośbę swoim znajomym, rodzinie, każdemu, kto mógłby pomóc.
Nr konta, na które można wpłacać darowizny:
32 1370 1037 0000 1706 4091 2209
W tytule przelewu prosimy zaznaczyć: czasopisma dla niewidomych.
Polski Związek Niewidomych
ul. Konwiktorska 9
00 - 216 Warszawa
Numer KRS 0000042049
tel. centrala: 22 831-22-71
tel. sekretariat: 22 831-33-83
e-mail: pzn@pzn.org.pl
fax: 22 635 76 52
Źródło: Newstetter 03/2014
Data opublikowania: 2014-04-16
Dwutygodniki dla dzieci i młodzieży "Kumpel" i "Victor Junior" oraz na próbę miesięcznik (nie tylko) dla kobiet "Claudia".
Szanowni Państwo,
Stowarzyszenie "De Facto" pragnie poinformować, że rozszerza ofertę Kiosku z Prasą dla Niewidomych o czasopisma w brajlu.
W brajlu dostępne są już dwa czasopisma dla młodszych czytelników: dwutygodniki "Kumpel" i "Victor Junior".
"Kumpel" - miesięcznik edukacyjny dla 7-10-latków!
"Kumpel" to pismo przeznaczone dla uczniów początkowych klas szkoły podstawowej. Pismo realizuje cele kształcenia zintegrowanego - poprzez zabawę tłumaczy zasady ortografii, gramatyki, matematyki, języka angielskiego. Czytelnicy w zabawny i przyjemny sposób poznają świat przyrody, historię, znajdują odpowiedzi na wiele pytań.
"Victor Junior" - dwutygodnik edukacyjny dla uczniów kl. IV-VI. Edukacyjna tematyka pisma pomaga młodym Czytelnikom w nauce. Ponadto "Victor Junior" zawiera publicystykę i rozrywkę.
Osoby i instytucje zainteresowane prenumeratą czasopism w brajlu prosimy o pobranie, wypełnienie i podpisanie "Formularza zamówienia" oraz odesłanie go na adres:
Stowarzyszenie "De Facto" ul. Ogrodowa 37/14,
00-873 Warszawa
z dopiskiem na kopercie: "Czasopisma w brajlu".
Formularze są dostępne na stronie:
www.defacto.org.pl w zakładce "Kiosk z prasą dla niewidomych".
Wypełnione i podpisane Formularze zamówień wysłać także w formie skanu na adres:
defacto.org@wp.pl
Ponadto informujemy, że Stowarzyszenie "De Facto" rozważa możliwość przetwarzania i druku w brajlu miesięcznika "Claudia". Planujemy wydrukować pierwszy pilotażowy numer tego czasopisma w lipcu 2014 roku. Wcześniej chcielibyśmy zorientować się jakie byłoby zainteresowanie wśród Państwa miesięcznikiem Claudia w brajlu.
Dlatego prosimy osoby zainteresowane otrzymywaniem miesięcznika Claudia w brajlu o przesyłanie zgłoszeń na e-mail:
defacto.org@wp.pl.
W temacie prosimy wpisać "Claudia w brajlu"
Przypominamy, że:
"Claudia" - jest najczęściej czytanym magazynem wśród miesięczników. Wybierają go zarówno kobiety dwudziestoletnie jak i pięćdziesięcioletnie. Dzięki wyselekcjonowanym i sprawdzonym przez ekspertów poradom i informacjom oraz bliskim kobiecie tematom, "Claudia" odgrywa rolę "przewodniczki życiowej" prowadząc swoje czytelniczki przez współczesny świat, pomagając w rozwiązaniu problemów zarówno w życiu rodzinnym jak i zawodowym, inspirując je do działania.
Z poważaniem
Administrator Kiosku z prasą
Źródło: "BIP" nr 7 (76), kwiecień 2014
Polski Związek Niewidomych jest właścicielem trzech domów pomocy społecznej - w Olsztynie, Kielcach i Chorzowie. Okazuje się, że na skutek wprowadzonych 10 lat temu uregulowań prawnych, utrzymanie dotychczasowego charakteru placówek stworzonych po to, by zapewnić specjalistyczną opiekę osobom niewidomym, staje się coraz trudniejsze. DPS im. Kazimierza Jaworka w Chorzowie boryka się teraz z takim właśnie problemem.
Ośrodek powstał dzięki przedsiębiorczości i energii śląskich przedstawicieli środowiska niewidomych. Od 1985 roku, mieszkały w nim osoby z niepełnosprawnością wzroku w wieku emerytalnym, wymagające stałej opieki, a także młodsze, aktywne zawodowo, korzystające z możliwości pracy na miejscu. Zgodnie ze swoją nazwą Państwowy Dom Pomocy Społecznej dla Niewidomych służył tym, dla których go stworzono. W 1994 roku placówka przeszła na własność PZN, co przyczyniło się do jeszcze większego jej wyspecjalizowania. Zatrudniona w niej kadra mogła zdobyć specjalistyczną wiedzę i podnieść swoje kwalifikacje.
Sytuacja zmieniła się w 2004 roku. Wprowadzona 12 marca Ustawa o pomocy społecznej w artykule 56. określiła kwalifikację domów pomocy społecznej w zależności od tego, dla jakiej grupy są przeznaczone. Ustawodawca uznał za bezzasadne dalsze istnienie specjalistycznych domów pomocy społecznej dla niewidomych. Wśród wyróżnionych siedmiu typów DPS takiej kategorii nie ma. Tym samym osoby z dysfunkcją wzroku zostały włączone do kategorii "osób niepełnosprawnych fizycznie". W świetle obowiązujących przepisów chorzowska jednostka PZN to "dom pomocy społecznej dla niepełnosprawnych fizycznie". W efekcie kierowane są do niego osoby widzące, z dysfunkcjami narządu ruchu, bardzo często na wózkach inwalidzkich czy obłożnie chore.
Henryk Łytek, dyrektor placówki, skierował właśnie do okręgów PZN list z dramatyczną prośbą o pomoc. "Niewidomi i słabowidzący -napisał - zaczynają stanowić mniejszość w społeczności naszego Domu. Domu, który był i jest chlubą naszego związku, a obecnie zatraca swój charakter i specjalistyczne przeznaczenie. Nie chcemy biernie godzić się z istniejącym stanem rzeczy i zależy nam na przywróceniu mu faktycznego statusu Domu Polskiego Związku Niewidomych. Pragniemy, aby jego mieszkańcami byli członkowie naszej organizacji. To dla nich powstała ta placówka i im służyć powinna".
Dyrektor chorzowskiego ośrodka widzi tylko jedno wyjście z sytuacji. Na zasadach ogólnie obowiązujących dla tego typu placówek, dom może przyjmować podopiecznych z terenu całej Polski. Osoby z dysfunkcją wzroku, które z różnych powodów nie są w stanie funkcjonować bez pomocy innych osób, z pewnością znajdą w nim najbardziej fachową opiekę. Niestety niewidomi lub opiekujący się nimi krewni, nie wiedzą o istnieniu tej placówki. Stąd prośba do dyrektorów okręgów PZN, ale też zarządów kół oraz innych czytelników Biuletynu, aby rozpropagowali informację o chorzowskim ośrodku.
Dom jest ładnie położony, otoczony trzyhektarowym parkiem. Ma bardzo dobre zaplecze socjalne i rehabilitacyjne. Biblioteka wyposażona jest w książki brajlowskie i mówione. Przeważają pokoje jednoosobowe, ale są też dwuosobowe - wszystkie z pełnym węzłem sanitarnym, przedpokojem i balkonem. Zainteresowanych zapraszamy do odwiedzenia strony dps.chorzow.net.pl.
Kazimierz Gąska
Źródło: "BIP" nr 7 (76), kwiecień 2014
Technik masażysta oraz technik tyfloinformatyk - te dwa nowe kierunki utworzono w Zespole Szkół Technicznych i Ogólnokształcących z Oddziałami Integracyjnymi w Białymstoku. Są one przeznaczone wyłącznie dla uczniów z dysfunkcją wzroku.
Szkoła mieści się w centrum Białegostoku - niedaleko siedziby Okręgu Podlaskiego Polskiego Związku Niewidomych, a zajęcia dydaktyczne odbywają się w nowo wyremontowanych i doskonale wyposażonych pracowniach. Co ważne, szkoła jest w pełni przystosowana do potrzeb osób niewidomych.
Absolwent otrzymuje świadectwo ukończenia szkoły ponadgimnazjalnej na druku MEN, może też przystąpić do egzaminu maturalnego i po jego zdaniu otrzymuje świadectwo dojrzałości. Jest również możliwość zdania egzaminu zawodowego i uzyskania dyplomu z tytułem technika masażysty/ technika tyfloinformatyka.
W ubiegłym roku w rekrutacji pomagał Okręg Podlaski PZN i wciąż współpracuje ze szkołą. Warto też dodać, że istnieje możliwość zamieszkania w pobliskim internacie.
Wszelkich informacji udziela p. Barbara Gierej - pedagog pracujący w ZSTiO, Okręg Podlaski. Można też dowiedzieć się więcej na stronie: zstio.net.pl lub w szkole:
Zespół Szkół Technicznych i Ogólnokształcących z Oddziałami Integracyjnymi im. S. Staszica w Białymstoku,
ul. Sienkiewicza 57,
tel. 85 675 00 77, 85 675 25 33;
e-mail: sekretariat@zstio.net.pl
Źródło: Informacja Muzeum Historycznego Miasta Gdańska
Wystawa "Prosimy dotykać eksponatów", którą od 20 grudnia 2013 roku prezentujemy w Dworze Artusa zostaje przedłużona do 30 września 2014 roku. Decyzja ta to efekt zainteresowania ze strony zwiedzających grup niewidomych, którzy coraz liczniej odwiedzają Dwór Artusa.
Od otwarcia ekspozycji do dziś Dwór Artusa odwiedziło 3243 osoby z czego ok. 7-8 proc. stanowiły osoby niewidome i słabowidzące. Liczba ta pewnie byłaby zdecydowanie większa gdyby nie zima, która utrudnia poruszanie się osobom z dysfunkcjami wzroku oraz ogranicza przybywanie do Gdańska grup turystycznych. Liczymy na to, że wiosną i latem wystawę "Prosimy dotykać eksponatów" pozna jeszcze więcej osób nie tylko Pomorza, lecz także z innych regionów Polski - opowiada kurator wystawy Hubert Grzegorczyk, z-ca kierownika Działu Edukacji, Promocji i PR-u Muzeum Historycznego Miasta Gdańska.
Ekspozycja dostępna zatem będzie podczas ważnych inicjatyw kulturalnych w 2014 roku, m.in. w czasie organizowanego w dniach 25-27 lipca IV Światowego Zjazdu Gdańsku, w Noc Muzeów, czy w okresie trwania Jarmarku Dominikańskiego.
Muzeum Historyczne Miasta Gdańska na swojej stronie internetowej www.mhmg.pl w zakładce "Dostępność" udostępniło audiodeskrypcje, których można wysłuchać podczas zwiedzania wystawy. Od teraz materiał ten będzie można ściągnąć.
W najbliższym czasie Muzeum zamierza wprowadzić kolejne udogodnienia dla osób z dysfunkcją wzroku związane z funkcjonowaniem nie tylko strony internetowej.
Więcej informacji udzielą Państwu:
Krzysztof Majko - tyflospecjalista Fundacji Szansa dla Niewidomych,
tel. 732-527-252,
email: krzysztof.majko@szansadlaniewidomych.org
Hubert Grzegorczyk - z-ca kierownika Działu Edukacji, Promocji i PR-u Muzeum Historycznego Miasta Gdańska,
tel. 605-782-889,
email: edukacja@mhmg.pl
Więcej o wystawie "Prosimy dotykać eksponatów"
"Prosimy dotykać eksponatów" to odpowiedź na potrzeby środowiska osób niewidomych i słabowidzących, które pragną uczestniczyć w działaniach kulturalnych i edukacyjnych organizowanych przez Muzeum Historyczne Miasta Gdańska. Do współpracy zaprosiliśmy Fundację Szansa dla Niewidomych, która od 1992 roku działa na rzecz osób z niepełnosprawnością wzroku.
Na wystawie przedstawiono dzieje oraz wystrój najważniejszego pomieszczenia Dworu Artusa, jakim jest Wielka Hala. Do dotykania udostępniono tyflografiki wielkich i znanych dzieł: "Sądu Ostatecznego" Antonego Möllera czy „Orfeusza wśród zwierząt” Hansa Vredemanna de Vries. Dotknąć można także monumentu Saturna, elementów zbroi rycerskiej, kopii kafli Wielkiego Pieca oraz całej ekspozycji w Sali Rycerskiej.
Wyjątkowe osobistości gdańskiej i lokalnej kultury: Krzysztof Skiba, Romuald Wicza-Pokojski i Dariusz Wójcik użyczyli swoich głosów, by opowiedzieć o bezcennych eksponatach: Wielkim Piecu, rzeźbach "Święty Jerzy walczący ze smokiem", czy "Święty Jakub".
Do wystawy wydany został przewodnik pt. "Dwór Artusa - Bez Barier", który jest bezpłatnie wypożyczany każdemu niewidomemu turyście. Przedstawia on elementy wystroju, które nie zostały omówione na ekspozycji, a także stanowi kompendium wiedzy o tym Oddziale Muzeum. Zawiera także dodatkowo jedenaście tyflografik wybranych eksponatów oraz rzutów ścian Wielkiej Hali Dworu Artusa.
Patronat Honorowy nad wystawą objął Okręg Pomorski Polskiego Związku Niewidomych.
Książka "Bez Barier - Dwór Artusa" jest współfinansowana z przekazanych przez Miasto Gdańsk środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Partnerzy: Pałac Młodzieży w Gdańsku, Fundacja Audiodeskrypcja.
Sponsorami wystawy są: STBU Brokerzy Ubezpieczeniowy Sp. z o.o., Willis Polska S.A., Altix Sp. z o.o.
Źródło: Informator Obywatelski dla Osób Niewidomych nr 10
30 atrakcji turystycznych opisano w przewodniku dla osób niewidomych "Poznań pod palcami - niecodzienny przewodnik po Wielkopolsce". Pozycję wydano w dwóch wersjach: z powiększonym drukiem - dla osób niedowidzących oraz w alfabecie Braille'a - dla osób niewidomych.
Przewodnik został napisany przez prezesa Fundacji "Szansa dla niewidomych" Marka Kalbarczyka.
- Autor jeździł po tych miejscach i z perspektywy osoby niewidomej opisał wszystkie atrakcje. To może być ciekawa pozycja nie tylko dla osób niewidomych, ale również dla pełnosprawnych turystów, którzy dzięki niej będą mogli dowiedzieć się, jak osoba niewidoma widzi świat i nasz region - powiedziała w rozmowie z PAP Anna Cimoch z poznańskiego oddziału fundacji "Szansa dla niewidomych".
Pozycja została przygotowana w dwóch wersjach: z powiększonym drukiem (dla osób niedowidzących) oraz w wersji dwutomowej dla osób niewidomych, z tekstem zapisanym w alfabecie Braille'a.
Opisy, zdjęcia i przepisy kuchni regionalnej
Wersja dla osób niewidomych składa się z opisu lokalizacji, a także 15 rycin, dzięki którym osoby niewidome mogą poczuć pod palcami, jak wygląda pomnik, budynek lub obiekt. Wersja dla osób niedowidzących zamiast rycin zawiera ponad 40 zdjęć.
Wśród wybranych atrakcji znalazły się m.in. zamki w Gołuchowie oraz Kórniku, Muzeum Wikliniarstwa w Nowym Tomyślu. Turysta będzie mógł przeczytać także opisy miejsc, które znajdują się w Poznaniu, m.in. Ostrowa Tumskiego, Placu Wolności oraz Stadionu Miejskiego.
W obu wersjach przewodnika znalazło się także 12 przepisów kuchni regionalnej.
Przewodnik w wersji z powiększonym drukiem został wydany w 220 egzemplarzach, natomiast w alfabecie Braille'a - w 85. Książki można oglądać w kołach PZN w Wielkopolsce, wybranych bibliotekach powiatowych, filiach przeznaczonych dla osób niewidomych, Centrach Informacji Miejskiej oraz w biurze Fundacji, w Poznaniu.
- Liczba egzemplarzy jest ograniczona, ale przewodnik będzie można wypożyczyć na wycieczkę - przyznała Cimoch.
Wcześniej Fundacja "Szansa dla niewidomych" przygotowała podobne publikacje m.in. o Gdańsku i Wrocławiu.
Projekt jest współfinansowany ze środków PFRON będących w dyspozycji samorządu województwa wielkopolskiego.
Źródło: Informator Obywatelski dla Osób Niewidomych nr 10
Z myślą o osobach niewidomych w Płocku (mazowieckie) powstanie trójwymiarowa makieta przedstawiająca najważniejsze zabytki miasta. Wkrótce ruszy zbiórka zużytych metalowych przedmiotów, np. kłódek czy kluczy, które po przetopieniu posłużą do wykonania makiety.
Jak poinformowała w poniedziałek 24 lutego 2014 r. PAP Małgorzata Palusińska z płockiego Urzędu Miasta, makieta z odwzorowanymi zabytkami, jak katedra i zamek, będzie opisana w systemie Braille'a.
Makieta stanie w najstarszej części miasta, a jej dokładna lokalizacja zostanie uzgodniona z mieszkańcami Płocka. Projekt będzie także konsultowany ze środowiskiem osób niewidomych.
Makieta ze złomu
Zbiórka złomu, z którego odlana zostanie makieta z płockimi zabytkami, rozpocznie się 3 marca.
- Nie ma na razie ustalonego terminu wykonania makiety. Mamy nadzieję, że w miarę szybko uda się zebrać odpowiednią ilość metalowych przedmiotów, z których po przetopieniu makieta powstanie - powiedziała PAP Palusińska.
Zbiórkę organizują wspólnie Urząd Miasta Płocka, Płocki Wolontariat oraz spółki - SITA Płocka Gospodarka Komunalna i Zakład Usług Miejskich Muniserwis. Pojemniki na drobny metalowy złom, jak stare kłódki czy klucze, znajdą się m.in. w płockich przedszkolach i szkołach.
- Chcemy, by dzięki makiecie stojąca na Wzgórzu Tumskim osoba niewidoma mogła nie tylko poczuć wiejący od strony Wisły wiatr czy zapach wody, ale także po raz pierwszy, dzięki dotykowi, zobaczyć to, co zapiera dech w piersiach wszystkim widzącym - podkreśliła Palusińska.
Dodała, że makieta zostanie opisana pismem Braille'a, co osobom niewidomym umożliwi poznanie historii płockich zabytków.
Katedra z XII wieku
Wzgórze Tumskie to wysoka na prawie 50 metrów skarpa, z której rozciąga się widok na rozległą w tym miejscu dolinę Wisły. To jednocześnie najstarsza i najczęściej odwiedzana przez turystów część Płocka.
Wznosi się tam m.in. wybudowana w XII wieku katedra Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, gdzie spoczywają władcy Polski: Władysław I Herman (ok. 1043-1102) i jego syn Bolesław III Krzywousty (1086-1138). W sąsiedztwie katedry znajdują się mury i wieża średniowiecznego zamku oraz dawne opactwo benedyktyńskie - obecnie siedziba Muzeum Diecezjalnego, a w pobliżu najstarsza polska szkoła i jedna z najstarszych w Europie, istniejąca nieprzerwanie od 1180 r. - obecnie Liceum Ogólnokształcące im. Marszałka Stanisława Małachowskiego.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
W kwietniowym wydaniu "WiM", pod pozycją 2.1., w rubryce "Ze słownika rehabilitacyjnego" mojego autorstwa ukryłem całkiem niedorzeczną niedorzeczność w brzmieniu:
"Przedsiębiorstwa turystyczne na naradzie w Sejnach postanowiły zakupić i przywieźć do Polski:
- wieżę Eiffla z Paryża,
- Statułę Wolności z Nowego Jorku,
- piramidę Cheopsa z Egiptu.
Obiekty te ustawić w Siemiatyczach, w Hajnówce lub w Łapach. Miasta te walczą o nie zażarcie.
Celem tych zakupów jest ożywienie turystyki na Podlasiu".
Niedorzeczność tę wykryły i zgłosiły do konkursu 22 osoby. Nagrodę wylosowała pani Zuzanna Jankowska z Warszawy.
W majowym wydaniu "WiM" również ukryłem niedorzeczność. Zachęcam do jej odnalezienia, a jak się to uda, proszę napisać do mnie w terminie do 20 maja na adres: st.k.@onet.pl.
W "temacie" proszę napisać "niedorzeczność".
"Szukamy niedorzeczności" jest to konkurs-zabawa. Bawmy się więcej, a pan Ryszard Dziewa jeszcze za to zapłaci.
Stanisław Kotowski
Źródło: Lista dyskusyjna Typhlos
Data opublikowania 2014-03-26 r.
W imieniu Fundacji mam zaszczyt zaprosić do wzięcia udziału w festiwalun, "Bieszczady pod Żaglem", który odbędzie się w Polańczyku w połowie sierpnia.
Zainteresowanych festiwalem zapraszam na stronę:
www.bieszczadypodzaglem.pl, gdzie znajdziecie wszystkie niezbędne informacje.
Pozdrawiam Piotr
Źródło: www.bieszczadypodzaglem.pl
Chcąc rozwijać żeglarstwo w środowisku osób niewidomych nie możemy zawężać naszego działania tylko do okręgu Mazowsza. Naturalną potrzebą stało się założenie organizacji, która może działać na terenie całego kraju i nie tylko, dlatego powstał pomysł założenia Fundacji Niewidomych Żeglarzy - Ślepa Kura.
Działalność nasza będzie rozszerzona o współpracę z organizacjami o podobnym profilu oraz z różnego rodzaju inwalidami.
Jest to fundacja, która będzie prowadziła działalność gospodarczą, a co się z tym wiąże inwalidzi będą mieli możliwość zatrudnienia. Usługi wykonywane przez pracowników fundacji będą kierowane nie tylko dla inwalidów. Dziedzinami, w których pragniemy rozwinąć naszą działalność jest: rehabilitacja, masaż, porady prawne, porada psychologa, pracownie muzyczne, plastyczne, organizacja wyjazdów rehabilitacyjnych i szkoleniowych, międzynarodowe szkolenia morskie osób niepełnosprawnych w celu zdobycia wyższych stopni żeglarskich. Przyciąganie i zachęcanie młodych ludzi do współpracy. Dawanie im szansy rozwoju i realizacji ciekawych projektów nie tylko w sferze zawodowej. Jednak głównym celem tej Fundacji jest praca, ponieważ zyski z niej przekazywane będą na działalność statutową Fundacji.
Chcemy w maksymalnym stopniu sami zarabiać na nasze potrzeby. Nie znaczy to, że nie będziemy zdobywać środków i pomocy od sponsorów.
Źródło: Lista dyskusyjna Typhlos
Data opublikowania: 2014-04-13
Fundacja Bez Przeszkód wraz z oddziałem krakowskim firmy Sabre, w ramach akcji wolontariatu pracowniczego "Give Time Together" organizuje warsztaty pt. "Tango bez przeszkód".
Warsztaty przewidziane są dla osób z niepełnosprawnością wzroku. Warsztaty będą prowadzone przez doświadczonego tancerza, instruktora oraz pasjonata tanga.
Celem warsztatów jest integracja oraz zainteresowanie osób niewidomych aktywnością, która nie stawia przed nimi żadnych przeszkód i może być kontynuowana jako nowa pasja.
Jest to jedyna, niepowtarzalna okazja, aby poznać ten niezwykły taniec, w którym kluczową rolę odgrywa improwizacja i kontakt niewerbalny z partnerem. Prowadzenie w tangu odbywa się poprzez ruch i dotyk w rytm pięknej i bardzo różnorodnej muzyki. Podczas tańca partnerami osób niewidomych będą pracownicy firmy Sabre.
Warsztaty odbędą się 14 maja 2014 roku w Krakowie, w Szkole TangoVirri na ul. Rajskiej 20/12, kamienica na trzecim piętrze.
Warsztaty będą się składać z dwóch części:
Pierwsza część od godziny 13.00 do 14.00 spotkanie integracyjne.
Druga część od godziny 14.00 do 16.00 warsztat taneczny.
Zgłoszenia przyjmujemy do dnia 30.04.2014 r. na adres mailowy:
biuro@bezprzeszkod.pl
lub pod numerem tel.:
504 757 645
- Paulina Paruch. Przy zgłaszaniu prosimy zaznaczyć, czy będzie potrzebna pomoc wolontariusza w dotarciu na warsztat i powrót.
Udział w warsztatach jest bezpłatny.
W razie pytań prosimy o kontakt. Fundacja Bez Przeszkód.
Tango argentyńskie jest spokojnym tańcem opartym na improwizacji, która możliwa jest tylko jeśli każda z osób w parze wsłuchana jest w drugiego człowieka. Tango argentyńskie to taniec, w którym nie ma narzuconych sztywno sekwencji kroków czy figur. Jedna osoba improwizując prowadzi, a druga czyta jej intencje i odpowiada na to zaproszenie do tańca, dodając do niego coś od siebie. Najlepiej słucha się ciałem z zamkniętymi oczami, dlatego właśnie ten taniec nie stwarza barier dla osób niewidomych, a wręcz pozwala im odkryć radość tańca, interpretowania muzyki i wyrażenia siebie. Obie osoby stają się choreografami i razem uczestniczą w niewerbalnym dialogu.
Źródło: Lista dyskusyjna Typhlos
Data opublikowania 2014-04-08
"BIESZCZADY POD ŻAGLEM" 15-16 SIERPNIA 2014r. w Polańczyku nad Soliną
Zapraszamy do wzięcia udziału w I edycji festiwalu "Bieszczady Pod Żaglem". Każdy ma szansę zagrać i zaśpiewać nad Soliną. Konkurs sceny otwartej odbędzie się w Polańczyku.
Aby dowiedzieć się więcej zapraszamy na stronę festiwalu:
www.bieszczadypodzaglem.pl
Generalny koordynator festiwalu
Piotr Chyła-Goniewicz
Tel: +48 533 999 784
pjotter@o2.pl
Organizator Główny:
Fundacja Niewidomych Żeglarzy "Ślepa Kura"
www.slepakura.org
Prezes Fundacji
Ryszard Pożar
Tel: +48 501 092 360
Urząd Gminy Solina
***
Uczestnik Listy dyskusyjnej Typhlos zapytał o koszty udziału w Festiwalu. Piotr Chyła-Goniewicz odpowiedział, że jedynym kosztem uczestnika festiwalu jest dojazd do Polańczyka. Uczestnikom zapewniamy nocleg i wyżywienie.
Wszystkie informacje o festiwalu znaleźć można na stronie festiwalu:
www.bieszczadypodzaglem.pl
Informacje można uzyskać dzwoniąc na numer:
+48 533-999-784
Źródło: Informator Obywatelski dla Osób Niewidomych nr 10
Lata pracy a renta z ZUS
Pytanie:
Jestem osobą niepełnosprawną ze względu na wzrok w stopniu umiarkowanym. Mam przepracowane 3 lata. Czy i kiedy będę mógł się starać o rentę pracowniczą?
Odpowiedź prawna:
O tym komu przysługuje renta chorobowa, decyduje lekarz orzecznik, który może na przykład uznać, że dana osoba nie rokuje na wyzdrowienie czy odzyskanie pełnej sprawności, nawet po przekwalifikowaniu, ponieważ choroba jej to uniemożliwia. Jeśli już lekarz zdecyduje o niezdolności do pracy, dodatkowo określa jej stopień, od którego zależy przynależność chorego do danego progu określającego wysokość renty. Gdy ktoś zostanie uznany za częściowo niezdolnego do pracy, jego renta będzie niższa. Jeśli jednak zostanie zaliczony do grupy osób zupełnie niezdolnych do samodzielnej egzystencji, wysokość świadczenia będzie wyższa. Innym warunkiem dającym prawa do renty jest właściwy staż ubezpieczeniowy. W skład tego stażu wchodzi okres zatrudnienia oraz czas nieskładkowy, czyli na przykład urlop wychowawczy.
Świadczenie przyznane osobie poniżej 20 roku życia wiąże się z przynajmniej rocznym stażem, w przedziale wiekowym 20-22 lata wymagany staż to 2 lata, przedział 22-25 lat - 3 lata, 25-30 - 4 lata, osoby od 30 roku życia wzwyż powinny mieć co najmniej 5-letni staż ubezpieczeniowy
(jednak musi przypadać na okres w ostatnich 10 latach przed złożeniem wniosku o rentę). Jeśli wnioskująca osoba nie osiągnęła wymaganego stażu ubezpieczeniowego, może jej nadal przysługiwać renta chorobowa. Warunkiem jest uzyskanie ubezpieczenia przed ukończeniem 18 roku życia lub w ciągu 6 miesięcy od ukończenia szkoły czy też studiów. Dodatkowo od dnia ubezpieczenia aż do wystąpienia niezdolności do podjęcia pracy wnioskująca osoba była ubezpieczona bez przerwy
(jedyną dopuszczalną przerwą jest okres wynoszący pół roku). Renta przysługuje osobom, które stały się niezdolne do pracy w okresie wymienionym w ustawie oraz w ciągu 18 miesięcy od ustanowionych przez przepisy okresów. Okresy te to: zatrudnienie, prowadzenie własnej działalności, praca na umowę zlecenie lub inną umowę, od której odprowadzano składki, pobór zasiłku dla bezrobotnych, służba mundurowa lub w służbach ratowniczych, pobór zasiłku macierzyńskiego lub wychowawczego. Jeśli należymy do tego grona, renta chorobowa z pewnością przysługuje.
Grupowy odbiór RTV
Pytanie:
Obecnie pracuję w ZAZ-ie i chcielibyśmy z moimi koleżankami i kolegami z pracy słuchać radia na wydziale w pracy, ale dowiedziałam się, że jak zakład pracy nie płaci abonamentu RTV, to nie możemy słuchać grupowo radia tylko we własnym zakresie. Pragnę dodać, że w tym zakładzie pracują sami niepełnosprawni, którzy są zwolnieni z tych opłat. Proszę o poradę w tej kwesti w imieniu swoim i swoich koleżanek i kolegów.
Odpowiedź prawna:
Według ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych w ramach dozwolonego użytku publicznego posiadacze radioodbiorników oraz telewizorów mogą bez konieczności płacenia odbierać nadawane utwory, nawet w przypadku gdy urządzenia znajdują się w miejscu publicznym. Jednak z odbiorem tym nie może się łączyć osiąganie, nawet pośrednio, korzyści majątkowych. Trybunał Sprawiedliwości UE w wyrokach zapadłych 15 marca 2012 r. w sposób wyraźny wskazał kiedy odtwarzanie utworów w miejscu prowadzenia działalności gospodarczej wiąże się z osiąganiem korzyści, a tym samym z koniecznością opłacania licencji. Trybunał orzekł, że publicznym udostępnianiem, które podlega opłatom, jest odtwarzanie utworów skierowane "do znacznej liczby potencjalnych odbiorców". Ponadto, grono to nie może być przypadkowe, powinna się bowiem na nie składać grupa docelowa przedsiębiorcy. W związku z tym, jeżeli radia słuchają jedynie pracownicy, nie powinny być pobierane opłaty. Rozwiązaniem może też być korzystanie z prywatnego radia w pracy, zwłaszcza, gdy są Państwo zwolnieni z opłacania abonamentu.
Nie ma tutaj ściśle określonych interpretacji, ale zazwyczaj uważa się, że jeżeli miejsce wykonywania pracy nie jest miejscem obsługi Klientów i pracownicy słuchają radia na własny użytek, to nie powinno być konsekwencji. Tak, jak pisałam, dodatkowym zabezpieczeniem może być również to, by radio nie było firmowe, tylko prywatne.
Darowizna dla osoby prywatnej
Pytanie:
Zamierzam przekazać 5 tysięcy złotych osobie fizycznej, która miała poważny wypadek w pracy i potrzebuje pieniędzy na rehabilitację. Moje roczne dochody to około 100 tysięcy złotych. Czy będę mógł odliczyć taką darowiznę?
Odpowiedź prawna:
Fiskus pozwala na odliczenie od dochodu darowizn na szlachetne cele, ale pod pewnymi warunkami. Jednym z nich jest limit takich odliczeń - osoby fizyczne mogą odliczyć darowizny do 6 proc. wykazywanego przez nich w zeznaniu dochodu, natomiast osoby prawne - nawet do 10 proc. (przy czym do limitu wlicza się także darowizny na cele krwiodawstwa i kultu religijnego). Poza tym darowizna musi zostać przekazana na cele w skazane w ustawie o działalności pożytku publicznego i wolontariacie, na przykład na pomoc społeczną, działania charytatywne, ochronę i promocję zdrowia, wypoczynek dzieci i młodzieży i inne. Dla fiskusa ważne jest, kto jest obdarowanym. Generalnie darowiznę można przekazać na rzecz organizacji pozarządowych prowadzących działalność pożytku publicznego - osób prawnych i jednostek organizacyjnych nieposiadających osobowości prawnej. Ustawa o PIT nie pozwala natomiast na odliczenie darowizny przekazywanej osobom fizycznym.
W niektórych sytuacjach będzie to jednak możliwe. Do instytucji użytku publicznego należą bowiem także fundacje. W sytuacji, gdy przekazujemy pieniądze fundacji, zaznaczając jednocześnie na przykład w opisie do przelewu, że mają trafić do konkretnej osoby znajdującej się pod opieką fundacji, możemy skorzystać z odliczenia. To tzw. darowizna z poleceniem, regulowana przez art. 893 kodeksu cywilnego, w myśl którego darczyńca może nałożyć na obdarowanego (w tym wypadku fundację) obowiązek oznaczonego działania, nie czyniąc nikogo wierzycielem.
Ciąg dalszy Pytań i odpowiedzi
Źródło: POON Flash nr 14
Pytanie:
Co po zrównaniu dofinansowania do wynagrodzeń osób niepełnosprawnych będzie różnić zakłady pracy chronionej od firm z otwartego rynku pracy?
Czy ZPChrom będzie się opłacało zostawić ten status? Jakie przywileje zostaną i jakie zobowiązania tych pracodawców?
Czy opłaca się zostać ZPChrem? Jakie dodatkowe ulgi zostają, a jakich są te zakłady pozbawione? Czy obowiązki co do pracowników i przedsiębiorców zakupujących usługi tych firm są porównywalne z otwartym rynkiem?
Czy przywilej udzielania ulg we wpłatach na PFRON przy zakupach produktów i usług w ZPChr zostają? Czy otwarty rynek też posiada taki przywilej? Czy istnieją w ogóle jakieś różnice w funkcjonowaniu tych podmiotów? Czy konieczność zapewnienia opieki lekarskiej w ZPChrach będzie nadal? Co się zmieni na korzyść, a co na niekorzyść ZPChr-ów?
Odpowiedź prawna:
Zgodnie z nowymi przepisami wszyscy pracodawcy otrzymają dofinansowanie do wynagrodzeń niepełnosprawnych pracowników w takiej samej wysokości. Będzie ono równe dla firm funkcjonujących zarówno na tzw. otwartym, jak i chronionym rynku pracy.
Na jednolitych kwotach dopłat skorzystają firmy nie będące ZPChr. Na pracowników ze znacznym stopniem niepełnosprawności otrzymują bowiem o 30 zł, a z niskim o 60 zł więcej niż dotychczas.
Odstąpiono od obowiązku występowania przez pracodawcę z wnioskiem o udzielenie pomocy na okres roczny oraz rozliczenia rocznego z udzielonej pomocy. Wydłużono także termin wypłaty refundacji składek z 7 do 14 dni. Pracodawcy wykonujący działalność gospodarczą nie będą musieli przedstawiać informacji o poniesionych podwyższonych kosztach zatrudnienia osób niepełnosprawnych w związku z uzyskaniem dofinansowania wynagrodzeń zatrudnionych tych pracowników.
Pracodawcy zatrudniający niepełnosprawnych mogą otrzymać refundację w związku z zakupem i autoryzacją oprogramowania na użytek pracowników niepełnosprawnych.
Pracodawcy prowadzący zakłady pracy chronionej mogą otrzymać od samorządu województwa rekompensatę dodatkowych kosztów budowy lub rozbudowy obiektów lub pomieszczeń zakładu. To rozwiązanie dotyczy zakładów zatrudniających co najmniej 50 proc. niepełnosprawnych.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Koncert niewidomych z widzącymi
"Wszyscy mamy słońce w sobie bez względu na posiadane dysfunkcje.
Lubimy dzielić się tym słońcem z innymi, a wspólne życie w społeczeństwie pomaga to słońce w sobie utrzymać i cieszyć się nim".
Jest to motto kilkuletnich działań Lions Clubu Magnolia Szczecin na rzecz osób z dysfunkcjami wzroku.
Opatrzono nim koncert, który odbył się w sobotę 12 kwietnia br. w szczecińskim Zamku Książąt Pomorskich. Wieczór odbył się w ramach Muzycznych Warsztatów Tyflodydaktycznych.
Przez estradę sali Królowej Katarzyny Leszczyńskiej przewinęło się kilkunastu niewidomych i widzących młodych muzyków oklaskiwanych gorąco przez około 150 osób - więcej nie mogło się pomieścić.
Zaczęło się od II części Tafelmusik G.Ph. Telemanna na skrzypce, flet i klawesyn, którą wykonywali: Patrycja Dąbek (klawesyn), Adam Jamróz (flet) i Marcel Kruszyński (skrzypce). Tym zespołem muzyki dawnej ze szkoły muzycznej II stopnia opiekuje się świetna klawesynistka Urszula Stawicka.
Drugoklasistka z Goleniowa Weronika Bajorek wykonała na fortepianie kompozycję A. Rowleya "Smutna Kolombina", po czym altowiolistka Gabriela Świdrów, uczennica szkoły muzycznej II stopnia, zaprezentowała Allemande i Courante z II Suity Wiolonczelowej J.S. Bacha.
Piątoklasista akordeonista Antoni Sorówka zebrał szczególnie gorące brawa za swój występ. Brawurowo wykonał Balladę c-moll J.F. Burgmuellera
i z wdziękiem Prelude musette G. Bessona, a na bis chyba własnej kompozycji żart muzyczny, ukazujący kolorystyczne możliwości akordeonu.
Wśród wykonawców warto zauważyć jeszcze m.in. początkującą śpiewaczkę Jagodę Grekowicz, która wystąpiła z ariami J.F. Haendla i W.A. Mozarta, skrzypka Adriana Potrzebowskiego wykonującego fragmenty III Partity J.S. Bacha i oczywiście Patryka Matwiejczuka, studenta Akademii Sztuki w Szczecinie, grającego podczas tego wieczoru Impromptus F. Chopina, ale także jazz w zespołach.
Ten sympatyczny przekładaniec trwał 2 godziny i zakończył się jazzowymi standardami w profesjonalnym wykonaniu sekstetu Solid Blue w składzie: Przemysław Czaplicki - saksofon altowy, Patryk Matwiejczuk - fortepian, Michał Koniarski - trąbka,Jarosław Kania - gitara basowa, Ryszard Dziubak - perkusja, Piotr Okrzyński - leader - saksofon tenorowy.
Jedni młodzi ukazali potencjał zaledwie, inni talent i doświadczenie. Tak bywa na uczniowskich koncertach, i to jest ich urok.
Niewidomi muzycy w szkołach z widzącymi
Podczas wieczoru, który tu wspominam, uczniowie niewidomi występowali razem z widzącymi kolegami. Przyznaję, że nie mam pojęcia, jak często odbywają się podobne imprezy szkolne. A ilu w naszym kraju uczniów z dysfunkcjami wzroku jest w normalnych szkołach i uczelniach muzycznych? Statystyki w tym zakresie są chyba niepełne. Czy wiemy, jakie ci uczniowie mają sukcesy, z jakimi borykają się kłopotami? A ich nauczyciele? Ilu z nich pierwszy raz staje obok niewidzącego dziecka czy młodego człowieka, z którym ma lekcje indywidualne albo zbiorowe i boi się, że nie potrafi?
Problem nie jest nowy, bo od "początku świata" niewidzący zajmowali się muzyką, że wspomnę jedynie Louisa Braille'a oraz bliższych nam - Mieczysława Kosza i Edwina Kowalika. Ale nie wiadomo mi, żeby wykształciła się poddyscyplina w tyflodydaktyce - muzyczna tyflodydaktyka, która pozwoliłaby sprawniej kształcić niewidomych w muzyce. Ciągle jeszcze niewidome dzieci spotykają się z lękiem, który objawia się niechęcią, kiedy one pojawią się w szkole muzycznej.
Warsztaty
Inicjatorem Muzycznych Warsztatów Dydaktycznych jest Ryszard Stoltmann, koordynator programu "Słońce w sobie", na co dzień dyrektor firmy, Wiceprezes klubu "lwów".
Partnerami Lions Club Magnolia Szczecin, były: Akademia Sztuki w Szczecinie, Zespół Szkół Muzycznych im. Feliksa Nowowiejskiego w Szczecinie, Państwowa Szkoła Muzyczna im. Tadeusza Szeligowskiego w Szczecinie i Zachodniopomorski Okręg Polskiego Związku Niewidomych. Zainteresowało się nimi ponad 30 osób, w tym kilkoro studentów, ale przede wszystkim nauczyciele mający uczniów z dysfunkcjami wzroku.
Podczas lekcji pokazowych prezentowanych na warsztatach swoimi doświadczeniami w nauczaniu niewidomych dzielili się: pianistka, Urszula Świętosława Szyryńska, skrzypaczka, Katarzyna Kuszwara i saksofonista, Piotr Okszeński.
Wielość tematów w części, że tak powiem, referatowej, była imponująca. Justyna Jastrzębska prezentowała sprzęt wspomagający osoby z dysfunkcjami wzroku, a Anna Skupińska mówiła o ogólnych zagadnieniach związanych z nauczaniem niewidomych. Przy tej okazji próbowałam przyswoić sobie nowy dla mnie termin stosowany w literaturze fachowej - "nauczanie segregacyjne". Termin wydaje mi się niezręczny i nie do końca wiadomo, o co chodzi. Za to nie było najmniejszych problemów z rozumieniem tego, co ze swadą mówił Henryk Wereda - muzyk, wieloletni nauczyciel w ośrodku w Owińskach. W ciągu dwóch wystąpień uporał się z: Metodami pracy z niewidzącym uczniem, współpracą nauczyciela z opiekunami ucznia, dostosowaniem formy nauczania do możliwości preferencji ucznia. Mówił o instrumentach, przedmiotach i zawodach oraz ich dostępności dla niewidomych, o zastosowaniu współczesnych technologii informatycznych w nauce i wykonywaniu zawodu.
Helena Jakubowska - wiceprezes Towarzystwa Muzycznego im. Edwina Kowalika - mówiła o notacji brajlowskiej, przekonująco dowodziła, jak bardzo ważna jest jej znajomość dla niewidzącego muzyka.
W drugim dniu Warsztatów bardzo wiele dowiedzieliśmy się o programach komputerowych: Braille Music Editor, Braille Music Reader oraz o europejskim projekcie Music4vip, w którym Towarzystwo Muzyczne im. Edwina Kowalika reprezentuje Polskę.
Na koniec były konsultacje dla uczniów - jak posługiwać się programami do odczytywania i edytowania nut brajlowskich. Zainteresowanych nie brakło. Czytelnicy muzycy pewnie wiedzą, że Towarzystwo Muzyczne im. E. Kowalika udostępnia nuty niewidzącym uczniom i dokonuje na zamówienie adaptacji potrzebnych utworów na system Braille'a. Wierzę, że tylko najstarsi "górale" pamiętać będą czasy, kiedy mozolnie w tabliczkach dłutkiem wydłubywało się nuty pod dyktando nauczyciela albo kolegi z klasy. Z maszyną było już łatwiej. A jaka będzie przyszłość?
Uczestnicy warsztatów otrzymali stosowne dyplomy. A wnioski? Warsztaty trzeba powtarzać i powinny mieć większy, krajowy zasięg albo też nieco inną formę - formę kilkudniowego turnusu. Nie zaszkodziłoby też wydać powarsztatową publikację, z którą można by dotrzeć do każdego nauczyciela potrzebującego takiej pomocy. Przecież tak naprawdę, to my - niewidomi już muzycznie wykształceni możemy, a nawet powinniśmy pomagać nauczycielom muzyki - i tym prywatnym, i w ogniskach czy domach kultury, i wreszcie w szkołach. Idzie o to, by zniknął lęk nauczyciela muzyka przed niewidomym uczniem, by wiadomo mu było, gdzie i od kogo uzyska pomoc. Miejmy słońce w sobie i dzielmy się nim.
Źródło: www.klucz.org.pl
Praca zawodowa jest niezmiernie ważną dziedziną życia dla zdecydowanej większości ludzi, a więc i dla osób z uszkodzonym wzrokiem. Niestety, jak w każdej dziedzinie, tak i w zakładach pracy istnieje mnóstwo drzwiczek, drzwi i wrót pozamykanych przed niewidomymi na siedem spustów. Dopasowywanie zamków do tych drzwi wcale nie jest sprawą prostą. Mimo to konieczność zmusza do ich poszukiwania, dopasowywania, dorabiania i próbowania.
Praca to pieniądze, to prestiż, to możliwość zaspokajania wielu biologicznych i potrzeb wyższych, to możliwość założenia i utrzymania rodziny, to wreszcie dobry sposób na wypełnienie czasu.
Drzwi zatrzaśnięte w świadomości pracodawców
Pracodawcy, na ogół, podobnie jak reszta społeczeństwa, niewiele wiedzą o możliwościach i ograniczeniach występujących w życiu osób niewidomych. Może nawet jest znacznie gorzej, tj. o możliwościach wiedzą bardzo mało, uważają, że są one znikome, albo nie ma ich zupełnie. Natomiast ograniczenia są im "doskonale znane". Potrafią wyobrazić sobie znacznie więcej niż jest ich w rzeczywistości. A więc uważają, że niewidomi mają bezlik trudności i ograniczeń i to o wiele większych, niż te rzeczywiste.
Przy takim rozumieniu trudno oczekiwać, że drzwi do zakładów pracy przed niewidomymi będą szeroko otwarte.
Pracodawcy, podobnie jak większość ludzi, są przekonani, że oni bez posługiwania się wzrokiem nie potrafiliby nic zrobić. Nie mogą więc uwierzyć, ani wyobrazić sobie, że niewidomi mogą pracować. Jeżeli nawet dotrze do ich świadomości, że jednak niewidomi pracują, to uważają, że wykonują bardzo proste prace, których w ich przedsiębiorstwach, biurach, szkołach nie ma.
Na świadomość pracodawców, podobnie jak na świadomość większości ludzi, wywierają przemożny wpływ stereotypy niewidomych, mity na ich temat, uprzedzenia, lęki przed utratą wzroku, a czasami nawet błędne przekonanie, że ślepota jest karą za wielkie grzechy.
Kiedy dostarczy się im informacji, że niewidomi coś potrafią, to zaraz sobie wyobrażą niewidomego grajka, szczotkarza czy koszykarza, albo i żebraka. A w jego firmie przecież nie robi się szczotek, nie świadczy usług w rodzaju gry na weselach, nie mówiąc już o żebraniu. Po co więc zatrudniać niewidomych, skoro pracy dla nich nie ma i nie będzie.
Brak wiary w możliwości osób niewidomych, nadmiar wiary w ich ograniczenia, niedostatek wyobraźni, co też to oni mogliby robić bez wzroku, w zupełnych ciemnościach, stanowią solidnie zabezpieczone drzwi przed niewidomymi kandydatami do pracy.
Trzeba przyznać, że niektórzy niewidomi dzielnie współdziałają w wytwarzaniu nieprawidłowego i nieprawdziwego wizerunku osoby niewidomej. Ambasadorami złej sprawy są niewidomi żebracy, miłośnicy użalania się nad swoim losem, wyłudzacze pomocy socjalnej, wszelkiej maści leserzy, których w żadnej społeczności nie brakuje. Tyle że widzący łazęga, pijak, obibok itd., ma imię i nazwisko, a niewidomy nazywa się po prostu niewidomy, ślepy, ułomny, ciemny albo podobnie. I nie zawsze ma tu znaczenie, że ten niewidomy widzi prawie tak dobrze jak potencjalny pracodawca. Słabowidzący są prawnie traktowani jak niewidomi, sami niejednokrotnie twierdzą, że są niewidomymi i wywołują podobne opory przed ich zatrudnianiem, o jakich pisałem wyżej. Oczywiście, jest im łatwiej, ale nie oznacza to, że łatwo.
Kluczem do podobnych zamków może być tylko świetne przygotowanie do pracy i wysoki stopień zrehabilitowania oraz przykłady niewidomych zatrudnionych na różnych stanowiskach. Nie jest to w pełni skuteczny klucz, ale innego nie znam.
Przygotowanie niewidomych do pracy
Potężną warownią z masywnymi wrotami pozamykanymi na solidne zamki jest brak możliwości zdobycia gruntownego wykształcenia zawodowego. Dotyczy to przede wszystkim nowo ociemniałych, którzy nie mogą wykonywać wcześniej wyuczonego zawodu oraz niewidomych w przypadkach, kiedy z jakichkolwiek przyczyn konieczna jest zmiana pracy. Pracodawca bankrutuje, zmienia profil działalności, wprowadza nowe maszyny, nowe technologie i okazuje się, że w nowych warunkach nie ma pracy, którą mogą wykonywać niewidomi czy słabowidzący. Konieczna jest zmiana zawodu. Tak, zmiana jest konieczna, ale możliwości nie ma.
Niewidoma i słabowidząca młodzież może kształcić się w kilkunastu zawodach, może nieco więcej niż kilkunastu, w ośrodkach szkolno-wychowawczych dla niewidomych bądź dla słabowidzących. Może też studiować na różnych kierunkach. Jest jej więc nieco łatwiej niż osobom dorosłym. Jeżeli jednak okaże się, że w wyuczonym zawodzie pracy nie ma i zachodzi konieczność zmiany zawodu, zaczynają się poważne problemy. Pozostaje chyba jedynie masaż leczniczy w Szkole Policealnej Integracyjnej Masażu Leczniczego Nr 2 w Krakowie. Nie jest to już szkoła wyłącznie dla osób z uszkodzonym wzrokiem, ale szkoli osoby dorosłe, w tym niewidome i słabowidzące. Jeżeli jednak komuś zawód ten nie odpowiada, jeżeli ktoś nie może rozstać się z rodziną na czas nauki, jeżeli stan zdrowia nie pozwala mu wykonywać tak ciężkiej pracy, nie ma żadnych możliwości zdobycia nowego zawodu.
Mieliśmy w Polsce trzy zakłady zawodowej rehabilitacji dorosłych osób z uszkodzonym wzrokiem. Były to: już wspomniana szkoła masażu leczniczego, która przeznaczona była dla niewidomych i słabowidzących, Krajowe Centrum Kształcenia Niewidomych w Bydgoszczy i Zakład Rehabilitacji i Szkolenia Inwalidów Wzroku w Chorzowie. Zakłady te jednak zostały przekształcone - ten chorzowski w Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Młodzieży Niewidomej i Słabowidzącej, a ten bydgowski - organizuje różne szkolenia, ale nie zawodowe, nie licząc kursów dla instruktorów brajla czy podobnych.
Obecnie organizowanych jest mnóstwo szkoleń z zakresu poszukiwania pracy, a nie jej wykonywania.
Technika i technologia spowodowały, że prace proste, powtarzalne, np. ręczny wyrób szczotek, zamknięć do słoików czy butelek, świetnie wykonują maszyny. Nie opłaca się więc zatrudniać pracowników, w tym niewidomych. Z drugiej strony elektronika i informatyka stworzyły niewidomym i słabowidzącym możliwości, o których nawet nie marzyli przed kilkudziesięcioma laty. Udźwiękowione komputery, komputerowe programy powiększające, internet, skanery, drukarki brajlowskie i zwykłe - otworzyły przed niewidomymi i słabowidzącymi niebywałe możliwości. Teraz o wiele łatwiej mogą wykonywać prace tak zwane umysłowe. Mogą znajdywać zatrudnienie w systemie telepracy, co umożliwia jej podjęcie nawet przy zamieszkaniu na wsi, na której nie ma żadnych innych możliwości. Można też pracować w firmach odległych o setki i tysiące kilometrów. Oczywiście, warunkiem jest doskonała znajomość języka obcego, który obowiązuje w firmie zatrudniającej i doskonała umiejętność posługiwania się komputerem oraz programami stosowanymi w danej firmie przy wykonywaniu danej pracy.
Z drugiej strony tempo zmian technologicznych, tempo pracy, niedostępność niektórych programów komputerowych i niedostosowanie stron internetowych ograniczają te możliwości. Każdy nowy program komputerowy, każde urządzenie peryferyjne wymagają opanowania nowych skrótów klawiszowych, nowych sposobów posługiwania się tymi oprogramowaniami i urządzeniami.
Na koniec rozważań tych ograniczeń i możliwości, należy zaznaczyć, że nie ma prac polegających na obsłudze komputerów. Jest natomiast wiele prac, przy wykonywaniu których komputery mają zastosowanie, a więc nie wystarczy umieć posługiwać się komputerem. Trzeba jeszcze umieć pracować, znać się na prawie, marketingu, wyszukiwaniu informacji, udzielaniu porad i Bóg wie na czym jeszcze. Konieczne są więc wysokie kwalifikacje. Ponieważ niewidomym wszystko przychodzi trudniej, omawiane sposoby pracy wymagają od nich większego wysiłku i wyższych kwalifikacji, niż w przypadku pracowników widzących, którzy łatwiej samodzielnie mogą rozwiązywać wyłaniające się trudności i problemy.
A klucz do tych wrót jest tylko jeden, a może wiązka kluczy, ale o podobnym charakterze - dobre, bardzo dobre przygotowanie do pracy, wysoki stopień zrehabilitowania, ambicja i wytrwałość. Bez tego wrota pozostaną zaryglowane.
Brak poradnictwa zawodowego i specjalistycznego pośrednictwa pracy
Osoby z uszkodzonym wzrokiem, zwłaszcza niewidome, potrzebują, nie tylko odpowiedniego szkolenia zawodowego, ale również specjalistycznego poradnictwa zawodowego. W Polsce nie mamy zorganizowanego tego typu poradnictwa. Radzić usiłują nauczyciele z ośrodków szkolno-wychowawczych dla niewidomych i słabowidzących, instruktorzy rehabilitacji, pracownicy i działacze organizacji pozarządowych działających w środowisku osób z uszkodzonym wzrokiem. Nie jest to jednak podstawowa działalność wymienionych osób i nie mają one możliwości uwzględniania wszystkich czynników niezbędnych do udzielania właściwych rad dotyczących wyboru szkolenia zawodowego i zawodu albo tylko rodzaju pracy, którą konkretna osoba niewidoma może wykonywać. Udzielanie dobrych rad dotyczących wyboru odpowiedniego zawodu i odpowiedniej pracy wymaga uwzględnienia wielu czynników. Niektóre z istotnych czynników nie mają stałego charakteru - ulegają zmianom, które trudno jest przewidywać.
Przy wyborze zawodu uwzględnić należy czynniki charakteryzujące kandydata do pracy. Trzeba więc zbadać i uwzględnić:
- wiek, płeć i ogólny stan zdrowia,
- stan wzroku, aktualny i rokowania co do możliwości leczenia, stabilności wzroku, możliwości zastosowania pomocy optycznych oraz usprawnienia widzenia,
- poziom inteligencji, zamiłowania i zainteresowania, doświadczenia życiowe i ewentualne zawodowe,
- cechy osobowości, a więc zdolność skupienia się na wykonywanym zadaniu, wytrwałość przy wykonywaniu pracy i rozwiązywaniu problemów, ambicja, aspiracje życiowe i zawodowe, umiejętność współżycia i współdziałania w zespole, skłonność do korzystania z taryfy ulgowej itp.,
- ewentualne zaburzenia osobowościowe, stany nerwicowe, temperament i inne.
Uwzględnienie tych czynników i podobnych wymaga zaangażowania:
tyflologa, psychologa, lekarza okulisty, lekarza medycyny pracy i zawodoznawcy. Wszyscy ci specjaliści muszą posiadać wiedzę tyflologiczną oraz doświadczenie w pracy z osobami niewidomymi i słabowidzącymi. Niestety, w Polsce nie ma możliwości angażowania zespołów takich specjalistów.
Jeżeli nie mamy zorganizowanego poradnictwa zawodowego dla niewidomych, nie może też być i nie ma specjalistycznego pośrednictwa pracy. W Polsce Powiatowe Urzędy Pracy w niedostatecznym stopniu świadczą usługi w zakresie pośrednictwa pracy dla osób bez niepełnosprawności. Ograniczają się przeważnie do rejestracji osób poszukujących pracy i zapotrzebowania pracodawców na pracowników. Mówi się o pilnej potrzebie reformy tych urzędów. Jeżeli nie świadczą one pomocy na odpowiednim poziomie osobom bez niepełnosprawności, tym bardziej nie są zdolne do udzielania pomocy osobom niepełnosprawnym, przede wszystkim niewidomym. Osoby z uszkodzonym wzrokiem nie mogą więc liczyć na instytucjonalną pomoc.
W tej sytuacji trudno znaleźć jakieś klucze do poradzenia sobie z wyborem zawodu i znalezieniem odpowiedniego zatrudnienia. Pozostaje własna inicjatywa, własne rozeznanie, rozmowy z niewidomymi, czytanie prasy i literatury fachowej. Nie jest to idealny klucz, ale skoro nie ma innego, trzeba posługiwać się tym, który jest dostępny.
Drzwi zatrzaśnięte w psychice osób z uszkodzonym wzrokiem
Pisałem o uwarunkowaniach psychicznych pracodawców, o ich braku wiedzy na temat możliwości osób niewidomych, o strachu przed wypadkami, o stereotypach osób niewidomych i mitach na ich temat. Nie lepiej sprawa wygląda z uwarunkowaniami psychicznymi samych niewidomych, słabowidzących i ociemniałych. W ich psychice funkcjonują również stereotypy, mity na własny temat, niewłaściwe poglądy, brak wiary we własne możliwości, chęć rezygnowania ze wszystkiego, co jest trudne.
U niektórych osób niewidomych występują sprzeczne poglądy na temat ich możliwości zawodowych. Z jednej strony godzą się z ocenami, że ich wydajność pracy wynosi zaledwie 30 procent normalnej wydajności, a z drugiej głoszą poglądy, że mogą być nawet lepszymi pracownikami od pracowników widzących. Rzecz jasna, że wydajność pracy niewidomych nie musi wynosić tylko 30 procent. Zależy to bowiem od wielu czynników, np. od organizacji pracy, wyposażenia stanowiska pracy, stosowanych technologii, od uprawnień, z których korzystają niepełnosprawni pracownicy. Jeżeli np. ktoś chce porównywać wydajność niewidomego, który ręcznie wykonuje jakąś pracę z wydajnością pracownika widzącego, który wykonuje tę samą pracę przy pomocy automatu, albo nawet kilku automatów, to i trzydziestu procent wydajności niewidomy nie osiągnie. Nie osiągnie również nawet trzydziestu procent wydajności pracownik widzący, który będzie pracował ręcznie. Nie można porównywać na przykład kopania fundamentów pod dom łopatą z takim samym kopaniem przy pomocy koparki.
Niestety, głoszenie opinii o niskiej wydajności pracy niewidomych pogłębia ich trudności na rynku pracy, wstawia dodatkowe zamki we drzwi oddzielające ich od miejsc pracy. Zamki te wstawiane są do świadomości potencjalnych pracodawców, którzy i bez tego mają mnóstwo oporów, czyli różnych zamków, utrudniających im albo nawet uniemożliwiających podjęcie decyzji o zatrudnieniu niewidomego pracownika.
Opinie takie wstawiają również potężne zamki w psychikę osób z uszkodzonym wzrokiem, czyli obniżają wiarę we własne siły, prowadzą do wyolbrzymiania trudności i niedoceniania możliwości.
Nie jest łatwo pokonywać własne słabości i walczyć z brakiem zrozumienia osób najbliższych oraz pracodawców.
Kluczem, a raczej pęczkiem kluczy do otwierania tych psychicznych zamków jest, jak to podkreślam wielokrotnie, wysoki poziom zrehabilitowania oraz solidne przygotowanie do pracy, wysokie kwalifikacje. Niewidomi potrzebują pomocy przy poszukiwaniu odpowiednich kluczy. To jednak nie jest wystarczające. Często pomocy takiej znaleźć nie mogą, a nawet jeżeli ją znajdą i tak najwięcej zależy od nich samych. Specjalista może pomóc, może nauczyć, ale niewidomy musi chcieć skorzystać z pomocy i musi zadać sobie trud nauczenia się życia bez wzroku i pracy bez wzroku. Jeżeli zechce, jeżeli wykaże się wytrwałością w dążeniu do celu, często cel osiągnie. Jeżeli nie uwierzy, nie podejmie wysiłku, jeżeli zrezygnuje przy pierwszych trudnościach, z pewnością celu nie osiągnie.
Zamki w psychice nowo ociemniałych
W tym przypadku szczególnie silne ograniczenia występują. Nowo ociemniali czują i myślą jak ludzie widzący i równie mało wiedzą o niewidomych jak większość ludzi widzących. Stali się osobami, które nie mogą już posługiwać się wzrokiem, a jeszcze nie opanowali metod bezwzrokowych. W nowej sytuacji znaleźli się z całym bagażem uprzedzeń, mitów i stereotypów osób niewidomych. Teraz na własnej skórze mogli się przekonać, że wszystko to, co wiedzieli o niewidomych jest "prawdą", że ślepota jest rzeczywiście najgorszym kalectwem. Na każdym kroku się o coś potykali, niczego znaleźć nie mogli, nie potrafili wykonywać nawet takich czynności, które wcześniej wykonywali automatycznie, bez udziału świadomości. Nie wiedzą przy tym, że tak jest tylko na początku, że później będzie łatwiej. Nie wiedzą tego i nie mogą w to uwierzyć. Musi upłynąć sporo czasu, zanim uwierzą, że jest inaczej, zanim podejmą trud dostosowania się do życia bez wzroku. Będą musieli pokonać dawne wyobrażenia niewidomych i nowe trudne doświadczenia zdobyte po utracie wzroku. Są to solidne drzwi, których wyważyć się nie da, a nie każdego stać, żeby mozolnie zdobywać niełatwe umiejętności, dopasowywać kluczyki, klucze i wytrychy do setek drzwiczek, drzwi i potężnych bram oddzielających ich od dawnego życia, od łatwego funkcjonowania pod kontrolą wzroku.
Nowo ociemniali, jeżeli nie chcą żyć tak, jak sobie wcześniej wyobrażali życie niewidomych, muszą uwierzyć, że mogą żyć podobnie jak inni ludzie, jak żyje wielu niewidomych. Ta wiara będzie uniwersalnym kluczem do wielu zamków. Jeżeli uwierzą, jeżeli wykażą się determinacją, uporem, wolą walki z przeciwnościami, z pewnością osiągną bardzo dużo na drodze do samodzielności i być może również znajdą pracę, którą będą mogli wykonywać.
Niektóre postanowienia prawne jako dodatkowe zamki
Prawo może w dwojaki sposób stanowić przeszkodę w rehabilitacji zawodowej i zatrudnieniu osób z uszkodzonym wzrokiem.
Pierwszym sposobem są takie sformułowania prawne, które ograniczająco wpływają na możliwości zatrudnienia osób niepełnosprawnych. Paradoksalnie postanowienia takie zawiera USTAWA z dnia 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych. Celem tej ustawy jest tworzenie warunków zatrudnienia osób niepełnosprawnych, a nie ograniczeń w tej dziedzinie. Ustawa przewiduje wiele ułatwień oraz finansową motywację zatrudniania osób niepełnosprawnych. Jednak definicje stopni niepełnosprawności w niej zawarte nie ułatwiają zatrudnienia. Zapoznajmy się z artykułem czwartym tej ustawy.
1. Do znacznego stopnia niepełnosprawności zalicza się osobę z naruszoną sprawnością organizmu, niezdolną do pracy albo zdolną do pracy jedynie w warunkach pracy chronionej i wymagającą, w celu pełnienia ról społecznych, stałej lub długotrwałej opieki i pomocy innych osób w związku z niezdolnością do samodzielnej egzystencji.
2. Do umiarkowanego stopnia niepełnosprawności zalicza się osobę z naruszoną sprawnością organizmu, niezdolną do pracy albo zdolną do pracy jedynie w warunkach pracy chronionej lub wymagającą czasowej albo częściowej pomocy innych osób w celu pełnienia ról społecznych.
3. Do lekkiego stopnia niepełnosprawności zalicza się osobę o naruszonej sprawności organizmu, powodującej w sposób istotny obniżenie zdolności do wykonywania pracy, w porównaniu do zdolności, jaką wykazuje osoba o podobnych kwalifikacjach zawodowych z pełną sprawnością psychiczną i fizyczną, lub mająca ograniczenia w pełnieniu ról społecznych dające się kompensować przy pomocy wyposażenia w przedmioty ortopedyczne, środki pomocnicze lub środki techniczne.
4. Niezdolność do samodzielnej egzystencji oznacza naruszenie sprawności organizmu w stopniu uniemożliwiającym zaspokajanie bez pomocy innych osób podstawowych potrzeb życiowych, za które uważa się przede wszystkim samoobsługę, poruszanie się i komunikację.
5. Zaliczenie do znacznego albo umiarkowanego stopnia niepełnosprawności osoby, o której mowa w ust. 1 lub 2, nie wyklucza możliwości zatrudnienia tej osoby u pracodawcy niezapewniającego warunków pracy chronionej, w przypadkach:
1) przystosowania przez pracodawcę stanowiska pracy do potrzeb osoby niepełnosprawnej
2) zatrudnienia w formie telepracy.
Z postanowień artykułu 4 ustawy wynika, że osoby ze znacznym lub umiarkowanym stopniem niepełnosprawności są niezdolne do pracy, ale mogą pracować w warunkach pracy chronionej, na specjalnie przystosowanych stanowiskach pracy albo w systemie telepracy. Są więc niezdolne, ale mogą pracować. Takie pokrętne sformułowanie nie zachęca pracodawców do zatrudniania osób niepełnosprawnych. Poza tym jest mało zrozumiałe i niekoniecznie prawdziwe. Cóż to znaczy, że osoba niezdolna do pracy może pracować na specjalnie przystosowanym stanowisku pracy. A jeżeli stanowisko nie wymaga żadnego przystosowania, to wówczas nie można na nim zatrudnić niepełnosprawnego pracownika. Przecież niewidomy masażysta na przykład, jeżeli wykonuje zabiegi wyłącznie masażu leczniczego, nie musi mieć przystosowanego stanowiska pracy. Tak samo obsługa wielu maszyn nie wymaga specjalnego przystosowania.
Sam fakt stwierdzający, że osoby niepełnosprawne nie są zdolne do pracy powoduje wiele konsekwencji natury psychologicznej, społecznej, prawnej i praktycznej. Jest więc formą dyskryminacji.
Takim przejawem jest również wprowadzanie zakazów zatrudnienia na określonych stanowiskach czy zawodach, a raczej stawianie wygórowanych wymogów zdrowotnych. Na szczęście jest coraz mniej tego rodzaju ograniczeń, ale mogą się zdarzać w aktach normatywnych niskiego rzędu, np. w regulaminach konkursów na określone stanowiska. Zrozumiałe jest, że osoba niewidoma nie może wykonywać wszystkich zawodów, ale prawdą też jest, że mało kto może wykonywać wszystkie prace. Nie jest uzasadnione wymaganie bardzo dobrego stanu zdrowia, np. od kandydata na urzędnika w firmie, w której nie występują szczególne trudności i ograniczenia. Trudno podawać konkretne przykłady, gdyż zawsze może się okazać, że sprawa nie jest już aktualna. Z całą pewnością jednak w przeszłości były takie przypadki.
Gazeta Prawna w lutym 2014 r. opublikowała artykuł pt.: "Mandat wójta zależny od badań wstępnych" pióra Artura Radwana. Autor omówił aktualny problem i Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 23 stycznia 2014 roku, sygnatura akt k 51/12.
Czytamy:
"Trybunał Konstytucyjny orzekł, że artykuł 492 paragraf 1 punkt 6 ustawy z 5 stycznia 2011 roku - Kodeks wyborczy (Dz.U. numer 21, pozycja 112 z późniejszymi zmianami), rozumiany w ten sposób, że dotyczy orzeczenia niezdolności do pracy lub do samodzielnej egzystencji, wydanego po nabyciu mandatu wójta, jest zgodny z artykułem 60 w związku z artykułem 31 ustęp 3 konstytucji. W pozostałym zakresie trybunał umorzył postępowanie. Orzeczenie to zostało wydane na skutek skargi rzecznika praw obywatelskich (RPO). Osoba, która się do niego zwróciła, poruszała się o kuli i miała orzeczenie o niepełnosprawności i trwałej niezdolności do pracy. Chciała kandydować w poprzednich wyborach samorządowych na funkcję wójta. Podczas rejestracji w biurze komisarza wyborczego dowiedziała się, że wskutek orzeczenia o niezdolności do pracy lub do samodzielnej egzystencji (w trybie określonym w przepisach o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych) następuje z mocy prawa wygaśnięcie mandatu wójta, burmistrza i prezydenta miasta. A to oznaczało, że nawet jeśli wygrałaby wybory, nie mogłaby objąć funkcji. Wskazano przy tym na artykuł 492 paragraf 1 punkt 6 kodeksu wyborczego. TK nie zgodził się z taką argumentacją.
- Podstawowe znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy miało ustalenie kręgu osób, do których ma zastosowanie artykuł 492 paragraf 1 punkt 6 k.w. Przepis ten należy stosować jedynie do urzędujących wójtów, a nie do kandydatów na ten urząd. We wskazywanej sprawie komisarz błędnie pouczył niepełnosprawnego - uzasadniał Marek Kotlinowski, sędzia sprawozdawca.
Podkreślał, że mandat wójta wygasa, jeśli niezdolność do pracy lub do samodzielnej egzystencji została stwierdzona względem osoby piastującej urząd. Sędzia sprawozdawca przywołał przykład lotnika wojskowego, który uzyskał orzeczenie o niezdolności do pracy związanej z jego obowiązkami zawodowymi.
- Taka osoba, mimo że posiada stosowne orzeczenie, najprawdopodobniej nie będzie miała problemów z wykonywaniem funkcji kierownika jednostki samorządowej - mówił Marek Kotlinowski".
Przykład ten wyraźnie świadczy o dyskryminacyjnej wymowie postanowień artykułu 4 ustawy. Przecież tylko niektóre sprawy trafiają do sądów, a do Trybunału Konstytucyjnego tylko wyjątkowo. Można więc przypuszczać, że jest to poważna przeszkoda w zatrudnieniu osób niepełnosprawnych.
Drugim, znacznie powszechniejszym sposobem utrudniania rehabilitacji zawodowej i zatrudnienia jest przyznawanie osobom niepełnosprawnym szczególnych uprawnień, takich jakich nie posiadają inni pracownicy w danym zawodzie lub zakładzie pracy. Nie będę szczególnie uzasadniać szkodliwości tego rodzaju uprawnień. Na ten temat w środowisku naszym odbyło się sporo dyskusji. Osoby, które uważają, że uprawnienia te są szkodliwe nie znajdują zrozumienia. Przypomnę więc tylko, jakie uprawnienia mam na myśli - skrócony czas pracy, dodatkowe dni urlopu, możliwość zwalniania się z pracy w celu skorzystania z porady lekarza.
Można powiedzieć, że jest to dyskryminacja pozytywna, tj. jej celem jest ułatwienie życia niepełnosprawnego pracownika, a konsekwencją utrudnienie znalezienia pracy i utrzymania się w zatrudnieniu.
Tak samo szkodliwe jest stawianie pracodawcom wygórowanych wymogów dotyczących tworzenia warunków pracy niepełnosprawnym pracownikom. Tu do interpretowania prawa włączają się urzędnicy i specjaliści rehabilitacji osób niepełnosprawnych.
Przykładem może być opracowanie i opublikowanie wymogów, jakie powinno spełniać stanowisko niewidomego pracownika biurowego. W miejscu pracy takiego urzędnika należy zlikwidować progi, zainstalować uchylne okna, sprowadzić specjalne meble z obrotowymi szufladami, klamki pochować w płaszczyźnie drzwi, ściany korkiem wyłożyć i jeszcze kilka warunków. Chyba nie ulega wątpliwości, że są to zaporowe wymagania. Żaden pracodawca przy zdrowych zmysłach, po przeczytaniu takiego katalogu wymagań, z pewnością niewidomego nie zatrudni. A przecież wszystko to nie jest konieczne i chyba nigdzie takich warunków niewidomym nikt nie stwarza. Nie mają ich nawet we własnych mieszkaniach. Na szczęście prawodawca nie wpadł na tak niedorzeczny pomysł i wymogi te nie stały się prawem.
Klucze do tak pozamykanych drzwi znaleźć mogą raczej stowarzyszenia działające na rzecz niewidomych. Indywidualne osoby nie bardzo mogą walczyć ze złym prawem i gigantomanią roszczeniową niektórych specjalistów rehabilitacji.
Najbliżsi jako przeszkoda do samodzielności, w tym ekonomicznej
Zatrudnienie umożliwia uzyskiwanie stałych dochodów, a pieniądze umożliwiają zaspokajanie wielu potrzeb fizjologicznych, psychologicznych i społecznych. Niewielu posiada dochody z innych źródeł niż zatrudnienie albo pochodne od zatrudnienia - renty i emerytury. Jeżeli osoba niewidoma czy słabowidząca nie pracuje, nie może być równorzędnym partnerem, członkiem społeczności, w której żyje, nie może założyć i utrzymać rodziny, korzystać z dóbr kultury. Osoba taka jest na utrzymaniu innych osób, co jest bardzo niekorzystne ze względów psychicznych i społecznych.
Mimo niewątpliwych korzyści z zatrudnienia, osoby najbliższe niekiedy powstrzymują niewidomego przed usamodzielnieniem się i podjęciem pracy zawodowej. Niektórzy uważają, że ślepota jest tak ciężkim kalectwem i tak wielkim nieszczęściem, że podejmowanie jakiegokolwiek wysiłku jest zupełnie niecelowe. Czasami najbliżsi, przede wszystkim matki, uważają że ich nieszczęśliwe dziecię, chociażby miało 50 lat, powinno odpoczywać, niczym się nie zajmować, a one wszystko za nie zrobią.
Apelowanie do rozsądku takich matek, na ogół nie zmienia ich postępowania, bo nie kierują się rozsądkiem, tylko uczuciami. To samo dotyczy, chociaż w mniejszym stopniu, niektórych współmałżonków czy rodzeństwa.
Czasami do sprawy mieszają się sąsiedzi, znajomi i członkowie dalszej rodziny. Wnoszą oni swoją niewiarę w możliwości niewidomych i pseudohumanitaryzm. Uważają, że dla niewidomego najlepsza jest bezczynność. Uważają, że jeżeli dostanie jeść, ma ciepło i ubranie, więc niech sobie radia posłucha i się nie męczy.
Na szczęście postawy takie spotykamy coraz rzadziej. Jeżeli jednak się zdarzają, stanowią wielką przeszkodę na drodze do samodzielności, a więc i do zakładu pracy.
Niestety, w niektórych przypadkach perswazja, a nawet przykłady niewidomych, którzy sobie świetnie radzą, nie przekonują i nie skłaniają do zmiany poglądów oraz zmiany postępowania.
Czasami niewidomi poddają się temu dyktatowi. Dla niektórych sytuacja taka jest nawet wygodna, nie wymaga od nich wysiłku, inicjatywy, starań, ryzyka narażenia się na niepowodzenie i przykrości.
Jeżeli drzwi te zatrzaskiwane są z miłości - rzeczywistej czy udawanej - jeżeli niewidomemu to odpowiada, trudno jest coś na to poradzić.
Zwykle korzystniejsze jest oddziaływanie na niewidomego niż na jego rodzinę. Oddziaływania na rodzinę jednak również nie należy zaniedbywać, gdyż czasami okazują się skuteczne.
Uniwersalnym kluczem do tych drzwi jest wola walki niewidomego z przeciwnościami, chęć normalnego życia i niechęć do rezygnowania z niczego, co jest osiągalne. Takie postawy należy wzmacniać.
Niezależnie od wszystkich trudności, ograniczeń, oporów i przeciwdziałań, konieczne jest poszukiwanie kluczy do tych pancernych drzwi, do wrót pozamykanych na solidne zamki. W poszukiwaniu tych kluczy powinni współdziałać specjaliści rehabilitacji niewidomych, pracownicy i działacze organizacji pozarządowych działających na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem i rodziny tych osób. Przede wszystkim jednak, same osoby niewidome i słabowidzące powinny trud ten podejmować. Powinny uwierzyć, że ich wysiłek przyniesie dobre rezultaty, że będzie celowy i opłacalny. Powinny wiedzieć, że w znacznej mierze od nich zależy, czy będą nieszczęśliwymi kalekami, czy ludźmi podobnymi do swoich znajomych, sąsiadów, członków rodziny.
Ta wiara, ten wysiłek i determinacja będą uniwersalnym kluczem, którym da się otworzyć, jeżeli nie wszystkie, to prawie wszystkie drzwi, za którymi jest w znacznej mierze samodzielne życie, szacunek do siebie i szacunek ludzki. Warto szukać takiego klucza i warto go używać.
Źródło: Miesięcznik Śląsk, listopad 2008
Katowicki szpital przy ulicy Francuskiej był pierwszym miejscem pracy Józefa Szczurka. Zatrudnił się tutaj jako masażysta. W tym czasie uczęszczał do Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Mickiewicza. Jego wzorowe wypracowania poloniści odczytywali na lekcjach. W 1954 r. wraz z dyplomem maturalnym przyznano mu tytuł przodownika nauki. Jako uczeń i absolwent, należał do najlepszych w szkole i województwie. W regionie był pierwszym niewidomym, który ucząc się i pracując zawodowo odnosił tak spektakularne sukcesy w nauce szkolnej.
Józef Szczurek urodził się dnia 28 stycznia 1928 r. w Sławkowie i tam w 10. roku życia stracił wzrok. Nie pomogła dwumiesięczna kuracja w sosnowieckim szpitalu. Wtedy trafił do szkoły dla dzieci niewidomych w podwarszawskich Laskach, gdzie nauczył się pisma brajlowskiego, ukończył podstawówkę i trzyletni kurs masażu leczniczego. Już jako warszawianin i dziennikarz często bywał w Katowicach i na Śląsku, zbierając materiały do relacji charakteryzujących życie, wydarzenia i sylwetki niewidomych mieszkańców regionu. Miał wśród nich wielu przyjaciół.
Jesienią 1950 r. wraz z kolegą zamieszkał w niewielkim służbowym pokoiku na terenie szpitala. Fatalna stancja znajdowała się na najniższej kondygnacji budynku. Od czasu do czasu była podtapiana przez mocno zdezelowaną kanalizację. Dwaj młodzi masażyści skarżyli się i prosili o przekwaterowanie, ale szpitalni urzędnicy wymijająco odpowiadali, że pozostałe pomieszczenia pracowniczego hoteliku są zmuszeni oddać do dyspozycji lekarzy i pielęgniarek. Wtedy Józio nie zdzierżył. Zasiadł przy maszynie do pisania i przygotował tekst, z którym postanowi pójść do redakcji "Dziennika Zachodniego".
- Interwencja prasowa pomogła - wspomina Józef Szczurek. - Moją relację opublikowano na początku 1954 r. Po kilku miesiącach administracja szpitala znalazła apartamencik o zupełnie przyzwoitym standardzie. Zamieszkał w nim kolega, bo ja wyjechałem już do Warszawy, aby rozpocząć studia. Pamiętam, że w redakcji przyjęto mnie bardzo ciepło i życzliwie. Może właśnie dlatego, gdy po pierwszym roku studiów trzeba było wybrać jakieś czasopismo do odbycia praktyki, wybrałem Katowice i Dziennik Zachodni. Moim szefem, o którym wciąż myślę z wielką serdecznością, był red. Wacław Madejski, ówczesny sekretarz redakcji, przedwojenny korespondent czeskiej Polonii i znakomity bohemista.
Początkującemu żurnaliście tak się spodobało na Młyńskiej, że przyjeżdżał tu przez wszystkie lata swojego akademickiego terminu.
- Do osobistej dyspozycji dostawałem pokój z biurkiem i maszyną do pisania. Pisałem sporo informacji i artykułów, głównie na tematy związane z kulturą, służbą zdrowia i innymi sprawami miejskimi. Pamiętam swój pierwszy reportaż z sanatorium w Jastrzębiu Zdroju. Wtedy był to gorący temat, bo przystępowano do budowy Rybnickiego Okręgu Węglowego.
Na ten reportaż debiutujący i niewidomy dziennikarz wybrał się sam z białą laską. Nigdy tam przedtem nie był, ale jakoś sobie poradził. Jego relacja pełna była obaw lekarzy i innych pracowników służby zdrowia dotyczących likwidacji jastrzębskich placówek leczniczych i rozbudowy infrastruktury nowego okręgu przemysłowego.
Na początku lata 1954 r. było już wiadomo, że do egzaminów wstępnych na wydział dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego zapragnęło przystąpić ponad dwa tysiące osób a na uroczystości immatrykulacyjne zostanie zaproszonych tylko sto. Wśród nich był też Józef Szczurek ze Śląska.
Do tej pory był najlepszym uczniem. Teraz robił wszystko, aby być najlepszym studentem. Przez kolejne semestry był honorowany stypendium premiowym, a na ostatnim roku przyznano mu subsydium naukowe. Robił wszystko aby być w czołówce, bo miał świadomość, że, na tej uczelni, nie studiował jeszcze żaden z niewidomych.
Choć były to mroczne lata "stalinowskiej nocy", to wśród ówczesnych pedagogów i mistrzów adepta dziennikarskiej profesji nie brakowało też osobistości wybitnych, cieszących się powszechnym uznaniem i zasłużoną popularnością. Jedną z takich postaci był legendarny Stanisław Cat-Mackiewicz, który prowadził zajęcia z publicystyki. Prof. Henryk Wolpe wykładał literaturę okresu oświecenia i romantyzmu, prof. Halina Kurkowska historię języka polskiego, a prof. Tadeusz Kupis historię dziennikarstwa.
W koleżeńskich wspomnieniach Danuty Tomerskiej, zachowała się znamienna anegdota. "Po pierwszym roku studiów Józek został wezwany do dziekana, prof. Halperna. Wszyscy byli zaskoczeni. - Wezwałem pana, aby go przeprosić - powiedział profesor - bo kiedy przyjmowaliśmy pana na studia, ja miałem poważne obawy, czy pan sobie tu poradzi. Za te moje wątpliwości i niewiarę chcę dziś pana serdecznie przeprosić".
Kolegami z roku Józefa Szczurka byli m.in.: Longin Pastusiak, Jan Socha, wieloletni naczelny redaktor tygodnika "Nowa Wieś", Tadeusz Hozer, naczelny popołudniówki "Echo Kielc" i wiele innych osób, które w późniejszych latach zajmowały czołowe miejsca na forum życia publicznego.
Nie tylko niewidomi, ale także wielu innych mistrzów pióra, pisarzy i dziennikarzy ułatwia sobie życie dyktując teksty "z głowy": do dyktafonu lub sekretarce.
- Nigdy nie korzystałem z pomocy asystentów - zapewnia Józef Szczurek. Na maszynie nauczyłem się pisać jeszcze w Laskach. Pierwszą maszynę kupiłem na raty jeszcze w roku 1951 w Katowicach. Byłem dumny i czułem się pewniej. Nawet gdy pracowałem w szpitalu, wiele ludzi widzących przychodziło do mnie, abym im coś napisał. Pisałem podania i życiorysy, listy miłosne i pisma urzędowe.
Dziś Szczurek jest entuzjastą komputera. Teraz dzięki udźwiękowieniu obsługi, jest już użytkownikiem zupełnie samodzielnym. Wciąż pisze, adiustuje i koryguje - cudze i własne teksty.
W listopadzie 1954 r. Józef Szczurek uczestniczy w konferencji korespondentów ogólnopolskiego czasopisma niewidomych "Pochodnia". Po raz pierwszy ma okazję spotkać się z twórcami miesięcznika, z którego brajlowską wersją zapoznał się już wiele lat wcześniej. Swoje wrażenia i opinie relacjonuje w tekście, który wydrukowano w periodyku w grudniu tego samego roku. To był jego debiut na łamach prasy środowiskowej. W cytowanych już wspomnieniach Tomerska tak to wspominała: "Przyszedł do nas kiedyś redaktor naczelny Jan Marynowski i powiedział: - Odwiedził mnie pan Szczurek i pokazał swój indeks. Same piątki i czwórki. Niesamowite! Wkrótce skończy studia i będzie u nas pracował".
- Pracę w "Pochodni" rozpocząłem 1 sierpnia 1958 r. Od razu zostałem szefem redakcji - opowiada Szczurek. Tak było aż do 1985 r.
"Pochodnia" była wcześniej pismem przedruków. Od 1958 r. stała się trybuną polskich niewidomych. Szczurek dba o staranną edycję, zajmował się korektą i adiustacją. Nie rezygnował z reportażu. Podróżował po Polsce. Zarówno w Warszawie jak i w najodleglejszych zakątkach kraju szuka ważnych wydarzeń i charakterystycznych postaci inwalidów wzroku. Wszędzie i przy każdej okazji zachęcał niewidomych do współpracy. Do "Pochodni" pisały również takie autorytety jak dr Włodzimierz Dolański, mjr Leon Wrzosek, Stanisław Żemis, prof. Jan Dziedzic, dr Michał Kaziów, dr Stanisław Kotowski, dr Tadeusz Majewski, mgr Józef Mendruń oraz wielu innych.
Jako pisarz Józef Szczurek debiutował w wydawnictwie "Iskry" w 1974 r., popularną do dziś "Ciemnością przezwyciężoną". "Ręce, które widzą" to kolejna książka, obecna wśród czytelników od roku 2001*/. W latach 1958-1994 publikował też w "Niewidomym Spółdzielcy", "Naszym świecie" i innych organach prasowych polskich niewidomych. Aż do roku 1990, to jest do czasu rozłamu, był członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
W 1994 r. Szczurek rozstaje się ze swoim czasopismem. Zdecydowała o tym nie tylko metryka, ale też napięcia w stosunkach z ówczesnymi władzami Związku, zaniepokojonymi niepokornym tonem jego publikacji ukazujących się na łamach "Pochodni", a komentujących niektóre bulwersujące posunięcia liderów establishmentu. Dziś pozostaje współpracownikiem pisma.
Przypis
W roku 2008 Józef Szczurek wydał kolejną książkę "Historia na żywo". Jest to zbiór wspomnień wybitnych osobistości z kręgu niewidomych, którzy podczas spotkania w Jachrance (1996) snują refleksje na temat życia środowiska w pierwszych latach po zakończeniu wojny. Z racji imponującego dorobku i ogromnego doświadczenia - sędziwy twórca cieszy się powszechnym uznaniem. Otacza go sława nestora dziennikarzy Rzeczpospolitej i żywej legendy niewidomych Polaków. Jest laureatem nagrody im. Jana Silhana przyznawanej za wybitne zasługi w działalności na rzecz polskich inwalidów wzroku. W publicystyce i pisarstwie propaguje humanistyczne ideały patrona tego prestiżowego wyróżnienia - ociemniałego kombatanta I wojny światowej, pioniera rodzimej tyflologii i jednego z pierwszych założycieli stowarzyszeń samopomocowych niewidomych we Lwowie, Krakowie i Warszawie. Jeszcze na początku swojej kariery dziennikarskiej J. Szczurek miał okazję spotykać się z nim i współpracować. Już od ponad pół wieku konsekwentnie buduje pomosty pomiędzy dawnymi a nowymi czasy, wciąż zafascynowany osobowością i dorobkiem Jana Silhana, który dla młodszego kolegi na zawsze pozostał serdecznym przyjacielem, nauczycielem i bliskim współpracownikiem.
Studia uniwersyteckie Józefa Szczurka wieńczy praca magisterska zatytułowana: Ideowe i artystyczne wartości w utworach Jerzego Andrzejewskiego. Wtedy fascynowała go jeszcze krytyka literacka. Życie i jemu spłatało figla. Musiał być nie tylko literaturoznawcą, ale i dziennikarzem uniwersalnym.
Katowice, 12 listopada 2008
Źródło: www.fronda.pl
Data opublikowania: 2014-03-31
Gdy papież mówił o tym, że niewidomi i niesłyszący powinni być świadkami miłości Chrystusa, "słuchał" go ojciec Cyryl Axelrod, pierwszy na świecie głuchoniewidomy kapłan katolicki.
Historia ojca Cyryla jest rzeczywiście niesamowita. Ten katolicki kapłan urodził się w ortodoksyjnej rodzinie żydowskiej w Republice Południowej Afryki. Urodził się jako człowiek głuchy, ale nigdy nie stanowiło to dla niego poważnej bariery. Od dziecka poważnie praktykował z rodziną judaizm, ale jednocześnie chodził do szkoły katolickiej, która była jedyną placówką dla dzieci głuchych w RPA. I właśnie tam poznał chrześcijaństwo, które stało się jego religią.
Służyć Bogu w ludziach
Podczas studiów w Stanach Zjednoczonych często uczestniczył w mszach świętych. A podczas jednej z nich zobaczył, że część z niesłyszących uczestników niczego nie rozumie ze słów księdza. - To wtedy zrozumiałem, że powinienem zostać kapłanem - podkreśla. Natychmiast więc wrócił do Pretorii i tam wstąpił do zgromadzenia ojców redemptorystów i seminarium duchownego im. Jana Marii Vianeya. Po jego ukończeniu w 1970 roku zaangażował się w służbę ludziom głuchym, organizując - co w tamtych czasach było w podzielonym apertheidem RPA niemal niemożliwe - ponadrasową szkołę dla głuchych, a także ośrodek dla bezdomnych niesłyszących. Wszystko to sprawiło, że uznano go nie tyle za dynamicznego duszpasterza, ile za przeciwnika systemu.
Zgromadzenie wysłało go też na misję do Azji, gdzie propagował on szacunek dla osób niepełnosprawnych i ukazywał, że są one darem dla Kościoła i społeczeństwa. I właśnie wtedy po dziewięciu latach służby kapłańskiej dopadła go wiadomość o tym, że cierpi na zespół Ushera, który stopniowo będzie mu odbierał wzrok. Gdy się o tym dowiedział, jego wiara, jak sam wspomina, została wystawiona na potężną próbę. Ale wówczas przypomniał sobie, jak jego ojciec zabierał go jako dziecko do ośrodka dla osób głuchoniewidomych. I właśnie to wspomnienie, świadomość konieczność miłości do osób niepełnosprawnych, jaką zaszczepił mu jego żydowski ojciec, dało młodemu zakonnikowi nowy dynamizm i nowe siły do pracy i przyjmowania z pokorą powolnej utraty wzroku.
- Jak głuchoniewidomy redemptorysta
Uznają, że moją misją w parafii jest otwarcie przestrzeni nadziei i wiary dla osób głuchoniewidomych, które mogą otrzymać Boży komunikat dzięki życzliwości osób widzących i słyszących, które uczą się korzystać z daru komunikacji z nimi - podkreśla ojciec Cyryl w rozmowie z "New Statesman". - Jako, że osoby głuchoniewidome nie mogą widzieć ani słyszeć, to wszystko zależy u nich od wiary, która przemienia to, co niewidziane i niesłyszane we wzrok i słuch poprzez życzliwość osób słyszących i słyszących - dodaje.
Odkrywać Boga w dotyku
Stopniowa utrata wzroku oznaczała jednak dla ojca Cyryla nie tylko zmianę duszpasterskiego zaangażowania (obecnie posługuje głuchoniewidomym w Wielkiej Brytanii), ale też całkowitą przemianę myślenia i doświadczania Boga. On sam wspomina, że gdy jeszcze widział niezwykłym doświadczeniem Bożej Opatrzności było podziwianie przyrody, doświadczanie piękna świata poprzez wzrok. Jednak stopniowo został tego pozbawiony i zaczął doświadczać samotności i pustki. Ale i to nie trwało długo, bowiem zaczął odbierać piękno Bożego stworzenia innymi zmysłami.
- Gdy wchodzę do ogrodu czuję rozmaitość zapachów kwiatów i ziół, a także doświadczam zmysłami słońca czy specyfiki kamienia - opowiada. A gdy pogoda jest nieodpowiednia, albo gdy sam duchowny popada w smutek i zwątpienie, wówczas staje przy ołtarzu, i dotyka podczas sprawowanej mszy świętej Ciała Jezusa Chrystusa. - To jest mój dotyk Boga w całkowitej ciemności - opowiada i dodaje, że w ten sposób Bóg, szczególnie gdy popada w smutek czy depresję, przywraca mu spokój i wiarę.
Służyć głuchym i niewidomym
Spotkanie papieża z niepełnosprawnymi, w którym uczestniczył ojciec Cyryl nie było jego pierwszym spotkaniem z papieżem. Wiele lat wcześniej, tuż po święceniach, ojciec Cyryl spotkał się z Pawłem VI. - Papież Montini powiedział mi wówczas, że jestem pierwszym niesłyszącym księdzem jakiego kiedykolwiek spotkał i poprosił, bym podziękował swojej matce za dar jaki przekazała Kościołowi. A potem pobłogosławił mi: "idź i głoś miłość Boga głuchym". Papieskie słowa i gesty doprowadziły mnie do łez i stały się znakiem drogi jaką prowadzi mnie Bóg jako misjonarza - opowiada ojciec Cyryl.
Obecnie jego służba obejmuje osoby niewidzące i niesłyszące na całym świecie, bowiem choć duchowny mieszka i pracuje w Wielkiej Brytanii to wciąż podróżuje po całym świecie, by głosić Ewangelię miłości Boga, i by pokazywać, że Ewangelia jest dla wszystkich. Jego starania doceniła już nawet królowa brytyjska, która odznaczyła go wysokimi odznaczeniami. Dla nas chrześcijan jego postawa jest zaś niezwykle mocnym potwierdzeniem prawdziwości słów Franciszka, który przypomina, że osoby niepełnosprawne są dla nas świadkami kultury spotkania. "Osoba chora czy niepełnosprawna, właśnie wychodząc od swojej słabości, od swoich ograniczeń, może stać się świadkiem spotkania. Chodzi o spotkanie z Jezusem, które otwiera na życie i na wiarę, oraz o spotkanie z innymi, ze wspólnotą. Istotnie bowiem tylko ten, kto uznaje swoją słabość, swoje ograniczenia, może budować braterskie i solidarne relacje w Kościele i w społeczeństwie" - mówił papież. A ojciec Cyryl jest tego najlepszym dowodem.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-04-10
Zamknij oczy i spróbuj zrobić parę kroków. Zamknij oczy i spróbuj przebiec 42 km! Niemożliwe? Niewidomy maratończyk Ryszard Sawa, bohater filmu dokumentalnego "Kumple", każdego dnia udowadnia, że wszystko jest możliwe.
Ryszard Sawa w kompletnej ciemności przebiegł ponad 100 maratonów. Jednak żeby móc biegać, musi mieć obok siebie przewodnika. Od paru lat jest nim Felek Platowski. Godziny spędzone razem na wspólnych treningach zbliżyły ich do siebie. "Kumple" w reżyserii Joanny Kaczmarek to film nie tylko o bieganiu, ale też o przyjaźni i umiejętności cieszenia się z małych rzeczy w życiu.
Rysiek i Felek, bohaterowie filmu, mijali się od dawna na ulicach Pruszkowa. Felek pamięta, że kiedy był mały, bał się Ryśka. Śniada karnacja i brak ręki kolegi czyniły z niego - w dziecięcej wyobraźni - potwora. I te dziwne, nie wiadomo gdzie patrzące oczy... W okolicy krążyły legendy o tym, że Rysiek stracił wzrok i rękę w nieudanym eksperymencie chemicznym.
Bohaterowie filmu "Kumple"
Prawda okazała się jednak banalna. 9-letni rysiek wypasał krowy w swojej wsi pod Zamościem. Znalazł niewybuch i postanowił go rozbroić. Jednak - jak twierdzi Rysiek - nie ma tego złego... Gdyby nie wypadek, pewnie do końca życia siedziałby na tej swojej wsi. A tak - szkoła dla niewidomych w Krakowie, potem Laski, studia, doktorat z informatyki i matematyki, praca w PAN. I wreszcie bieganie.
Tylko razem biegamy
Felek, odkąd pamięta, widywał Ryśka biegającego. Dopiero potem dowiedział się, że jest on pierwszym w Polsce niewidomym maratończykiem. Kiedy Rysiek zaczynał, nie chciano go dopuścić do udziału w maratonach, bo sobie krzywdę zrobi, bo nie da rady. Na początku biegał, trzymając się kierownicy roweru, na którym jechał jeden z jego synów. Potem było już łatwiej - mógł biegać z przewodnikiem. Było ich kilku. Aż wreszcie pojawił się Felek.
Felek biegał raczej dla przyjemności, ale kiedy jeden z synów ryśka zapytał go, czy nie chciałby biegać razem z jego ojcem, zgodził się. Tak na próbę. Od tego czasu minęło parę lat. Rysiek i Felek przebiegli razem kilka maratonów. W tygodniu wspólnie trenują i nie ma dnia, żeby nie dzwonili do siebie. Czy to przyjaźń? Sami nie wiedzą - "my po prostu razem biegamy..."
Plakat filmu "Kumple"
Wreszcie nadszedł długo oczekiwany maraton w Londynie. Zostanie on przedstawiony w finałowej części filmu. Razem z bohaterami uczestniczyć będziemy w tym zagranicznym biegu, będącym już 106. maratonem w życiu Ryśka i 10. - Felka.
Premierowy filmu dokumentalnego "Kumple", w reżyserii Joanny Kaczmarek, odbył się 8 kwietnia br. Wkrótce widzowie będą mogli zobaczyć go na festiwalach, a pod koniec roku w telewizji.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
W poprzednim numerze WiM nie było artykułu kulinarnego. Powodem był wyjazd do sanatorium i drobne nieporozumienia co do terminu na linii autor - redakcja. Wypada mi zatem przeprosić Czytelników i niezwłocznie przystąpić do dalszego obrabiania mięsa. Tym razem chodzi o miksy mięsno-warzywne.
Takim najbardziej popularnym w naszym kraju, wręcz uchodzącym za sztandarowy produkt polskiej kuchni jest bigos, czyli mix kapuściano-mięsny. Dla mnie jest to potrawa wykwintna i nie uznaję w jej przygotowywaniu żadnej bylejakości. To co czasem serwują w barach, w restauracjach lub jadłodajniach woła o pomstę do nieba. Jest to jakaś mieszanina kiszonej lub słodkiej kapusty z kiełbasą bądź resztkami mięsnymi. Okropieństwo!!!
Porządny bigos musi być przygotowywany co najmniej przez cztery dni. A oto mój przepis na bigos:
1 kg średnio ukiszonej kapusty
25 dag boczku wędzonego extra
25 dag karkówki bez kości lub łopatki
25 dag wołowiny na pieczeń
25 dag kiełbasy jałowcowej
garść suszonych grzybów
mały słoik koncentratu pomidorowego
2 łyżki miodu pszczelego
1 opakowanie przyprawy do bigosu (Kamis, Prymat lub innej)
2 łyżki oliwy lub oleju.
Mięso kroimy na kawałki i podsmażamy na oleju lub oliwie, ok. 10 min (najlepiej od razu w brytfannie). Kiełbasę obieramy ze skórki, kroimy na plastry i dodajemy do podsmażonego mięsa. Na to wkładamy kapustę. Grzyby zalewamy wrzątkiem. Po około pół godziny odcedzamy je do innego naczynia. Grzyby wykładamy na kapustę, a do pozostałej wody dodajemy koncentrat, miód oraz przyprawę i dokładnie mieszamy. Tak przygotowaną zalewą łączymy z zawartością brytfanny. Przykrywamy i wkładamy do piekarnika. Nastawiamy temperaturę 180 stopni i pozostawiamy na godzinę.
Na następny dzień zawartość brytfanny dokładnie mieszamy i ponownie wstawiamy na godzinę do piekarnika w 180 stopni. To samo powtarzamy w trzecim i czwartym dniu. Jeśli ktoś lubi, może w czwartym dniu przed wymieszaniem bigosu podlać go połową szklanki czerwonego wytrawnego wina.
Bigos podajemy z ziemniaczkami lub pieczywem.
Czterodniowy bigos, to jest to, co Polacy najbardziej lubią.
Można również przygotowywać mixy z mięsa wołowego i kilku rodzajów papryki, cebuli, koncentratu pomidorowego i przypraw typu mielona papryka, ziarenka smaku...
50 dag dobrej jakości wołowiny
3 różnokolorowe papryki
Słoiczek koncentratu pomidorowego
2 średnie cebule
2 łyżki oleju lub oliwy
Przyprawy i sól do smaku
Mięso kroimy na kawałki, z papryki wycinamy gniazda nasienne, cebulę obieramy i kroimy wszystko na plastry. Do brytfanny wlewamy olej lub oliwę, wkładamy mięso i warzywa, całość podsmażamy ok. 10 minut, dodajemy koncentrat, przyprawy i sól. Brytfannę zamykamy pokrywą i wkładamy do piekarnika z ustawioną temperaturą 180 stopni na jedną godzinę.
Podajemy z ziemniakami lub z ryżem.
Zamiast papryki możemy użyć kabaczka lub cukinię.
Mixy typu chińskiego
Paczka mieszanki chińskiej
Duża pierś z kurczaka
Przyprawa typu vok, lub gotowy sos chiński bądź tajski
2 łyżki oliwy lub oleju
Mięso kroimy na kawałki i wrzucamy na rozgrzany tłuszcz w patelni typu vok. Smażymy około 5 minut stale mieszając, aby mięso nie przywarło do dna. Następnie wsypujemy mieszankę chińską i dusimy całość przez 10 minut pod przykryciem. Następnie mieszamy i dodajemy przyprawy lub sos i ponownie dusimy pod przykryciem około 10 minut.
Podajemy z ryżem albo z makaronem ryżowym.
Źródło: wyborcza.pl/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-04-16
Skąd w oku wzięła się ameba? To coś nieprawdopodobnego - dziwi się prof. Andrzej Horban, konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych, który komentuje przypadek pacjenta z Kielc po operacji usunięcia zaćmy. Prosty zabieg skończył się utratą wzroku w operowanym oku. Przyczyną było zakażenie groźnym i rzadkim pierwotniakiem - amebą.
Prof. Horban nie spotkał się z czymś takim, żeby w oku była ameba. Tłumaczy, że oko jest idealnie sterylnym narządem, nie ma kontaktu z krwią, produkuje płyn, który je oczyszcza. Teoretycznie w przypadku zabiegu usunięcia zaćmy jest małe ryzyko zakażenia się amebą. - Na tę chwilę niemożliwe jest, by powiedzieć, jak doszło u tego pacjenta do zakażenia amebą. Trzeba by prześledzić całą historię choroby, ale i wtedy byłoby to niesłychanie trudne - wyjaśnia w Gazecie Wyborczej.
Rodzina pacjenta uważa, że wszystkie problemy zaczęły się od operacji w NZOZ Laser w Pińczowie. Wynajęła prawnika. Zastanawiają się nad pozwaniem placówki do sądu. Nie wiadomo jednak w jakich okolicznościach i gdzie mogło dojść do zakażenia. To rzadkie zdarzenia.
Pięć lat temu zniesiono obowiązek zgłaszania zakażeń amebą do stacji sanepidu. Teraz szpitale mają obowiązek zgłaszać jedynie ogniska ameby, czyli dwóch i więcej przypadków zakażeń w tym samym czasie. Takich zgłoszeń ostatnio nie było.
Więcej: www.wyborcza.pl
Źródło: MSX/Rynek Zdrowia
2014-04-14
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Centrum Badania Opinii Społecznej, na zlecenie Centrum Okulistycznego Nowy Wzrok, na ponad 1 000 respondentach powyżej 18. roku życia, aż 85 proc. Polaków nie wie co to jest presbiopia. Ponad jedna trzecia badała wzrok ponad dwa lata temu, a 7 proc. ankietowanych zadeklarowało, że nigdy nie kontrolowało wzroku.
Utrata zdolności akomodacyjnych oka, zwana presbiopią lub starczowzrocznością pojawia się najczęściej po 40. roku życia i powoduje trudności z wyraźnym widzeniem z bliska. Nie jest uznana za chorobę, ponieważ to naturalny proces starzenia się organizmu. Z upływem lat soczewka twardnieje, traci elastyczność i możliwość swobodnej zmiany kształtu, a więc również zdolność akomodacji. Źrenica staje się węższa i mniej czuła na światło.
Najprostszym sposobem radzenia sobie z procesem starzenia się oka jest stosowanie okularów lub soczewek kontaktowych. Najnowszym trendem w światowej okulistyce jest korygowanie wad wzroku za pomocą laserowej korekcji metodą intraCor. Polega ona na wykonaniu laserem pięciu kolistych "nacięć" w wewnętrznych warstwach rogówki oka. Krótkie impulsy lasera powodują, że tkanki rogówki ulegają przemianie w gazowe pęcherzyki, które następnie wyparowują. Pod wpływem tych nacięć oraz działania ciśnienia wewnątrzgałkowego rogówka w centrum nieznacznie się uwypukla i nabiera pożądanego kształtu. Skutkuje to zwiększeniem jej mocy optycznej i umożliwia ostre widzenie z bliska.
Dla pacjenta jest to metoda bardzo komfortowa ponieważ zabieg jest całkowicie bezbolesny, odbywa się bardzo szybko, samo działanie lasera na oko zajmuje zaledwie 15 sekund i daje natychmiastowe rezultaty, zauważalne już po kilku godzinach. Wystarczy operacja jednego oka, aby funkcjonować bez okularów czy szkieł kontaktowych.
W grupie osób korzystających obecnie ze szkieł (48 proc. badanych) ankieta CBOS wykazała, że co drugi Polak poddałby się laserowemu zabiegowi korekcji wzroku, aby wyeliminować konieczność noszenia okularów lub szkieł kontaktowych.
Światowa Organizacja Zdrowia uznała, że ludzkie oczy narażone są na ogromne niebezpieczeństwa, których główną przyczyną jest nieprawidłowe żywienie. Dlatego ŚOZ zaleciła całkowitą rezygnację z jedzenia:
- cukru, miodu, wszelkich słodyczy i ciast,
- ziemniaków, warzyw, owoców, produktów zbożowych, roślin strączkowych, produktów z roślin oleistych, grzybów i w ogóle pokarmów pochodzenia roślinnego,
- owadów, ślimaków, żab, raków, owoców morza, ryb, płazów, gadów, ptaków, ssaków i wszystkich innych zwierząt,
- jaj, mleka, masła, wszelkiego nabiału,
- podrobów, używek i przypraw,
- pozostałe produkty żywnościowe można jeść bez ograniczeń.
Większe ograniczenia dotyczą natomiast spożywania napojów - wolno pić tylko i wyłącznie wodę destylowaną.
Taka dieta zapewni dobry wzrok do śmierci i 11 lat dłużej.
Źródło: Informacja prasowa
Data opublikowania: 2014-04-07
Fundacja Audiodeskrypcja i DDB Warszawa rozpoczęły kampanię crowdsourcingową, której celem jest zebranie funduszy na aplikację MovieGuide Dog udostępniającą niewidomym audiodeskrypcję w salach kinowych,niezależnie od sprzętu, jakim dysponuje dane kino.
"Właściciele kin niechętnie inwestują w sprzęt do audiodeskrypcji, wychodzącz założenia, że filmów z audiodeskrypcją jest zbyt mało. Z kolei dystrybutorzy i producenci nie udostępniają kinom filmów z audiodeskrypcją, bo sale kinowe i tak nie mają odpowiedniego sprzętu, by je odtworzyć. I tu kółko się zamyka" - mówi Tomasz Strzymiński, prezes Fundacji Audiodeskrypcja.
Postanowiliśmy rozwiązać ten problem. Movie Guide Dog to aplikacja na telefon, dzięki czemu działa niezależnie od sprzętu w kinie.Pokazuje listę filmów z dostępną audiodeskrypcją. Użytkownik ściąga na telefon audiodeskrypcję do filmu, który chce obejrzeć, i idzie do kina. Aplikacja synchronizuje audiodeskrypcję ze ścieżką dźwiękową filmu, i już można oglądać! Stworzenie bazy audiodeskrypcji i mechanizmu synchronizacji jest tańsze niż zakup specjalistycznego sprzętu do kin, ale nadal wymaga zaangażowania pewnych środków. Stąd kampania.
Kampania rozpocznie się już dziś o 18.10. Tego wieczoru na antenie Ale Kino Plus zostaną wyświetlone trzy filmy z audiodeskrypcją. Jeden z nich "Głębokie błękitne morze" będzie poprzedzony specjalnym wydaniem "Kino Mówi" (godzina 20.10). Gośćmi Błażeja Hrapkowicza będą Barbara Szymańska, krytyk filmowy i wiceprezes Fundacji Audiodeskrypcja, oraz publicysta Michał Zygmunt.
To pierwsze spotkanie widzących i niewidzących krytyków. Dyskusja będzie dotyczyć m.in. aspektów wizualnych filmu Terencea Davisa, interpretacji użytych środków filmowych i roli obrazu w odbiorze kina. Kontynuacją kampanii są działania w sieci i w kinach. Powstał film, który pokazuje, że emocje, jakie przeżywamy w kinie, są uniwersalne, niezależnie od zmysłów, którymi się posługujemy.
Film wyreżyserowała Kamila Tarabura, za zdjęcia odpowiadał Kajetan Plis, dźwięk stworzył Kuba Pietrzak ze studia Juice. Reklama jest dostępna po polsku i po angielsku, także w wersji z audiodeskrypcją.
Szczegółowe informacje na temat projektu można znaleźć na stronie
www.movieguidedog.com
Zbiórka funduszy odbywa się dzięki uprzejmości Wspieram.to.
W Polsce jest około 145 tysięcy osób niewidomych i około 700 tysięcy osób słabowidzących, w Europie ponad 26 milionów jednych i drugich. Dzięki MovieGuide Dog będą one mogły oglądać filmy z audiodeskrypcją, niezależnie od sprzętu znajdującego się w kinie.
Aplikacja będzie dostępna na systemy iOS iAndroid.
Strona projektu:
www.movieguidedog.pl
Spot: http://www.youtube.com/watch?v=KCyqQpJjVjESpot
II:http://www.youtube.com/watch?v=8oWv0gc7o1Y
Tomasz Strzymiński
tel. kom. 500 26 93 91
II tel. kom. 725 100 725
Fundacja Audiodeskrypcja
ul. Gaskiewicza 15
15-128 Białystok
http://www.audiodeskrypcja.org.pl
http://www.facebook.com/audiodeskrypcja
e-mail fundacja@audiodeskrypcja.org.pl
Numer rachunku:
02 1300 0000 2256 1918 8703 0001
NIP: 9661985500
REGON: 200259482
KRS: 0000325337
Źródło: POON Flash nr 15
Wiek XX to czas ogromnych zmian, wiek gwałtownego rozwoju nauki i techniki. Ten współczesny postęp techniczny nikogo już chyba nie dziwi. Pojawiły się nowe możliwości, nowe rozwiązania i to właśnie dzięki nim życie osób niewidomych nabrało kolorytu i stało się o wiele łatwiejsze, na co dzień. Jeszcze kilka lat temu nikt by nie uwierzył, że dla osób z niepełnosprawnością wzrokową otworzą się kina, teatry i stadiony. Że będą mogli siedzieć obok siebie na jednej sali wszyscy: osoby zdrowe, niewidome, głuche i na wózkach. Będą razem przeżywać, wzruszać się, śmiać się i żywo komentować to, czego właśnie doświadczyli dzięki obcowaniu z kulturą czy sztuką. Z pomocą osobom niewidomym i słabowidzącym przychodzi audiodeskrypcja.
Jest to przekazywany drogą słuchową, werbalny opis treści wizualnych osobom niewidomym i słabowidzącym. Technika narracyjna pozwala tym osobom na przeżywanie wszelkiego rodzaju sztuki. Daje im możliwość odbioru twórczości filmowej i teatralnej, a także malarstwa, fotografii, czy wydarzeń sportowych. Za pomocą audiodeskrypcji opisywane są wszystkie elementy obrazu istotne dla jego zrozumienia. Sama technika powstała już w 1981 roku. Po raz pierwszy zaprezentowano ją w waszyngtońskim teatrze Arena Stage. Pod koniec lat 80-ych dotarła do Europy. Szybko stała się bardzo popularna w Wielkiej Brytanii, Francji czy we Włoszech.
Stopniowo do audiodeskrypcji wprowadzano również nowinki techniczne. Już na początku lat 90-ych widzowie Królewskiego Teatru w Windsor, dzięki zastosowaniu miniaturowych odbiorników ze słuchawką, podobnych do tych, jakie stosuje się przy tłumaczeniach symultanicznych, widzowie w przerwach pomiędzy dialogami mogli usłyszeć dodatkowy opis słowny scen.
Historia audiodeskrypcji w Polsce
W Europie Zachodniej, opis narracyjny znany jest od kilkunastu lat. W Polsce za kolebkę audiodeskrypcji uważa się Białystok. To tam z inicjatywy niewidomego Tomasza Strzymińskiego w 2006 roku kino "Pokój" zaczęło organizować seanse filmowe z audiodeskrypcją. Potem były próby ze spektaklem teatralnym w Białostockim Teatrze Lalek. To właśnie w tym mieście powstała Fundacja Audiodeskrypcja, która jako pierwsza organizacja pozarządowa, rozpoczęła działania w zakresie kompleksowego udostępniania kultury wizualnej osobom niewidomym i słabowidzącym.
Krótko wyjaśniłam to pojęcie, gdyż wiele osób się z nim nie spotkało, dla wielu jest obce nawet dla ludzi zajmujących się kulturą i sztuką. Społeczeństwo nie ma wiedzy o audiodeskrypcji. By pokazać jak wielkie znaczenie dla środowiska osób niewidomych ma narracja opisowa, myślę, że potrzeba pewnego rodzaju kampanii społecznej w mediach na temat potrzeb i ograniczeń osób z dysfunkcją wzrokową. Społeczeństwo trzeba edukować od najmłodszych lat, żeby umiało pokonywać bariery i zwalczać przejawy dyskryminacji.
Muzea i galerie
Audiodeskrypcja do sztuk plastycznych wdrażana jest w postaci plików dźwiękowych. Dołączane są one do przewodników audio. Dzięki nim osoby niewidome mogą zobaczyć dzieła z zakresu np. malarstwa, fotografii, rzeźby oraz instalacje. Opisy tworzone są od ogółu do szczegółu, w sposób ciągły, linearny, tak by osoba niewidoma łatwo mogła połączyć ze sobą kolejne elementy obrazu. Trudność opisu dzieł sztuki wiąże się też z tym, że historycy sztuki są przyzwyczajeni do opisu, który zawiera interpretację dzieła, czego standardy tworzenia audiodeskrypcji zabraniają. Niektóre rzeczy czasem stają się większym wyzwaniem dla osoby robiącej taki opis np. abstrakcyjne, fantastyczne dzieła, które mogą być problematyczne. Koszt wykonania narracji opisowej do jednego obrazu to suma około trzysta pięćdziesiąt złotych, dlatego można je tworzyć tylko do wystaw stałych a nie czasowych. Nietrudno obliczyć, że koszt całej wystawy jest bardzo duży.
Produkcje audiowizualne
Audiodeskrypcja w filmie, programie telewizyjnym, przybiera postać dodatkowej ścieżki dźwiękowej pomiędzy dialogami. Opis nie wypełnia każdej dostępnej przerwy, nie przedstawia motywacji ani zamiarów przedstawionej w filmie postaci, nie charakteryzuje znanych dźwięków. Pozwala w ten sposób niewidomym i słabowidzącym widzom usłyszeć emocje w głosach aktorów, wsłuchać się w dźwiękowe tło obrazu. Opisywane są takie wizualne elementy kompozycji obrazu filmowego jak: inscenizacja, scenografia, gra aktorów, kostiumy, barwy i światło, których osoby niewidome nie są w stanie samodzielnie zobaczyć. W filmie dla osób tworzących dodatkową ścieżkę narracyjną największy problem to czas, gdyż, jeśli jest coś ważnego, a nie ma czasu na opisanie tego, to jest niewątpliwie kłopot. Koszt wykonania audiodeskrypcji i napisów dla osób niesłyszących waha się od sześciu do siedmiu tysięcy złotych. Gdyby audiodeskrypcja do filmu mogła być tworzona na etapie jego produkcji to nie dość, że byłaby dużo tańsza, ale jeszcze dodatkowo mogłaby być wzbogacona o uwagi i sugestie reżysera.
Brak przepływu informacji
Zdarza się, że do jednego filmu tworzone są czasem dwie różne ścieżki narracji opisowej przez dwóch różnych deskryptorów, a szkoda. Przecież za te pieniądze można by stworzyć je do dwóch różnych filmów. Spotykamy również takie sytuacje, że stworzona ścieżka audiodeskrypcji czytana jest jednorazowo do filmu na żywo, gdyż np. takie było założenie projektu. Szkoda, bo pewnie więcej osób chciałoby też ten film zobaczyć.
Teatr
Audiodeskrypcja w spektaklu teatralnym odczytywana jest na żywo. Sceny opisywane są pomiędzy dialogami aktorów. Opis narracyjny przypomina technikę wykorzystywaną w filmie. Miałam kilka razy tą niesamowitą przyjemność oglądać spektakl, gdy na żywo czytaną przez lektora audiodeskrypcję słyszymy w słuchawce. Ciągle jeszcze taki spektakl to rzadkość w naszym kraju.
Widowiska sportowe
Pół roku temu mogłam uczestniczyć w meczu piłki ręcznej. Wraz z innymi niewidomymi jak rasowi kibice zaopatrzeni w biało-niebieskie szaliki Wisły Płock zasiedliśmy na trybunach nowoczesnej ponad pięciotysięcznej hali Orlen Areny podczas meczu szczypiornistów Orlenu Wisły i norweskiego Elverum Handball Herrer. Wszyscy niewidomi kibice otrzymali zestaw słuchawkowy, aby słyszeć opis tego, co dzieje się na boisku. Audiodeskrypcja do meczów tworzona jest na żywo i różni się od komentarza radiowego szczegółową lokalizacją piłkarzy, dokładną lokalizacją akcji i biorących w niej udział zawodników, Osoba komentująca pojedynek powinna komentować mecz tak, by niewidomi mieli jego pełny obraz i to na bieżąco.
Lektorem był Jakub Chonchera z Radia Eska w Płocku, który również był spikerem na meczach Wisły, obecnie jest dziennikarzem sportowym. Lektor zaczął swoją pracę już podczas rozgrzewki szczypiornistów. Opisał nam wygląd hali, na której rozgrywał się mecz, strój zawodników. Oprócz tego, co dzieje się na boisku też opowiadał, jak zachowują się kibice, co robią w danej chwili, dlaczego publiczność zaczęła się śmiać albo krzyczeć zdenerwowana, czyli to, co dzieje się na trybunach.
Atmosfera podczas meczu była niesamowita. To wspaniałe przeżycie móc na żywo uczestniczyć w widowisku sportowym wraz z innymi kibicami. Najważniejsze to być częścią widowiska, poczuć atmosferę. Nie jedna osoba niewidoma wróciła z meczu z pozdzieranym i ochrypniętym gardłem,
Jeżeli chodzi o inne wydarzenia sportowe to kibice z dysfunkcją wzroku bardzo pragną, by audiodeskrypcja usunęła barierę dostępu do korzystania z takich widowisk.
Anglicy postarali się, aby Olimpiada w Londynie w 2012 roku była przyjazna osobom niewidomym. Audiodeskrypcję posiadają również stadiony w Manchesterze czy Londynie, były też na Euro 2008 w Austrii i Szwajcarii. Ale u nas miejsc dla niewidomych podczas Euro 2012 było dwa razy więcej. Specjalne miejsca wraz ze słuchawkami dla niewidomych oraz ich opiekunów miały wszystkie stadiony przygotowywane na Euro 2012.
W Polsce przed Euro nie było specjalistów od komentowania. Trzeba było ich znaleźć i przeszkolić. Za spełniające europejskie standardy szkolenie komentatorów zapłaciła prawdopodobnie UEFA. Sprzęt do audiodeskrypcji ma w Polsce pozostać do wykorzystania podczas innych meczy. Pozostaje nam też ponad 20 przeszkolonych z audiodeskrypcji komentatorów, którzy podczas Euro robili to wolontarystycznie. Wiem, że znajomi byli już na meczu z audiodeskrypcją piłki nożnej, siatkówki czy koszykówki.
Koncerty
Cieszę się bardzo, że w tym roku pojawiły się koncerty z AD. Ponieważ to wielkie widowiska show, podczas których widzowie podziwiają taniec, scenografię, niesamowitą grę świateł i pokazy multimedialne, sama muzyka nie wystarczy. Jakże bogatsze muszą być doznania podczas koncertu poszerzone o te cenne informacje. Dodatkowo dzięki audiodeskrypcji dostępnej np. wokół i na Stadionie Narodowym, niewidomi i słabowidzący fani mogą podczas koncertów wiedzieć dokładnie, co i kiedy dzieje się na scenie, ale też dzięki narracji opisowej w przerwach i poza koncertami uczestnicy są informowani np.: o rozwiązaniach transportowych, serwisach i innych kwestiach organizacyjnych.
Wystarczy posiadać telefon komórkowy z radiem i słuchawkami. Po przybyciu na Stadion (i już kilkaset metrów przed nim) należy nastawić radio na 95,1 FM i przysłuchiwać się komentatorom, którzy na żywo podają ważne wskazówki i opisy wydarzenia. Orange Warsaw Festiwal to pierwsze w Polsce widowisko muzyczne z audiodeskrypcją. Koncerty, w których w pełni mogli uczestniczyć niewidomi fani to występ m.in. Paula McCartneya, Depeche Mode, Roger Waters.
Często z mężem chodzimy na koncerty, mam więc nadzieję, że będę mogła już wkrótce uczestniczyć w takim z dodatkowym opisem narracyjnym, bo do tej pory w moim mieście takiego koncertu jeszcze nie było.
Życie bez dostępu do kultury
Przez ostatnie kilka miesięcy brałam udział w projekcie unijnym "Lepsze jutro". Miałam możliwość wzięcia udziału w szeregu szkoleń, a na zakończenie zaoferowano uczestnikom projektu jednodniową wycieczkę turystyczną z wyjściem do kina. Próbowałam tłumaczyć, że to nie dla mnie, ponieważ bez audiodeskrypcji będzie on dla mnie zupełnie niezrozumiały. Niestety, byłam skazana, aby wraz z innymi pójść na ten seans. Gdybym chociaż wcześniej wiedziała, że to "Grawitacja" w reżyserii Alfonso Cuarón z Sandrą Bullock i Georg`em Clooneyem to poczytałabym o tej produkcji, by lepiej zrozumieć ten film.
Przed wejściem wręczono mi jeszcze okulary do oglądania obrazu w 3D. Moje wyjaśnienia, że osoba jednooczna nie może odbierać obrazu trójwymiarowego nie pomogły, musiałam zabrać na salę kinową te nieszczęsne okulary. Dobrze chociaż, że fotele były wygodne, to po całym dniu zwiedzania trochę mogłam odpocząć. Zaznaczę tylko, że osób z dysfunkcją wzroku było kilka. Ale właśnie w taki sposób pisze się projekty. Nikt z organizatorów nawet nie zapytał, z jakimi niepełnosprawnościami są beneficjenci tego projektu.
Przez wiele lat nie chodziłam ani do kina, ani do teatru. Mogłam jedynie z nosem przyklejonym do ekranu telewizora śledzić filmy na DVD lub w telewizji, aby cokolwiek móc w nim dostrzec. Jestem świadoma ograniczeń wynikających z mojej wady wzroku, więc na wiele lat musiałam zapomnieć o wyjściu na spektakl czy seans filmowy. Wolałam zostać w domu niż czuć się zażenowana i skrępowana jak podczas filmu "Grawitacja". Dopiero, gdy kilka lat temu obejrzałam po raz pierwszy film z audiodeskrypcją, to najpierw pomyślałam, że mój wzrok naprawdę jest szczątkowy. Dopiero dużo później osoba zajmująca się audiodeskrypcją pocieszyła mnie, a jednocześnie wyjaśniła, żebym tak bardzo nie skupiała się na tym niedostrzeganiu, gdyż osoby bez żadnych wad wzroku również nie zauważają wielu, czasem ważnych szczegółów podczas oglądania np. filmu.
Po seansie z narracją opisową zrozumiałam, że przecież nie może być tak, że dostęp do sztuki jest jedynie dla wybranej grupy społeczeństwa - ludzi zdrowych. Dla zwykłego obywatela jest ona w zasięgu ręki. Przecież wszyscy jesteśmy równi, więc placówki takie powinny być dla wszystkich, którzy czują potrzebę kontaktów ze sztuką. Dostęp do dziedzictwa kulturowego powinien być zagwarantowany dla wszystkich. Niepełnosprawni odbiorcy powinni czuć się ważni i oczekiwani a niezażenowani. Dlaczego osoby niewidome mają nie doznawać wzruszeń, jakich dostarcza sztuka?
Dostępność
W dużych miastach osoby niewidome mają większą możliwość, by móc skorzystać z seansu czy sztuki z audiodeskrypcją. Mogą również wybrać się do muzeum czy galerii. Dużo dzieje się pod tym kątem np. w Warszawie, Poznaniu, Krakowie, Białymstoku, Płocku czy Kielcach. Znacznie gorzej jest w mniejszych miastach, miasteczkach i na wsiach. Pozostaje im wyłącznie odbiór na DVD, jeżeli im się uda znaleźć taką produkcję. Niestety w moim pięćdziesięciotysięcznym mieście nie miałam okazji spotkać się z audiodeskrypcją, choć muszę przyznać, że jestem czujna i poszukuję takich informacji, gdyż chętnie wybrałabym się np. do kina. Z dostępu do dóbr kultury mogę korzystać jedynie, gdy wyjeżdżam na organizowane dla osób niewidomych warsztaty, szkolenia. Wtedy chodzę do kina, do teatru czy muzeum. Korzystam również z opisów ilustracji zamieszczonych w czasopismach. Wspaniale, że możemy także uczestniczyć w Festiwalu Kultury i Sztuki dla Osób Niewidomych organizowanym co roku przez Stowarzyszenie De Facto. To prawdziwa uczta dla "wygłodniałych sztuki" niewidomych. Na co dzień zostaje nam tylko Internetowy Klub Filmowy Osób Niewidomych, gdzie co miesiąc w domowym zaciszu możemy na DVD oglądać jeden film ze ścieżką audiodeskrypcji.
Szkolnictwo
Aby audiodeskrypcja ułatwiała nam dostępność do dóbr kultury, pozwalała na rozwój osobom niewidomym, musi być na dobrym poziomie, a zatem potrzeba nam fachowców dobrze wykształconych. Obecnie, audiodeskrypcji można się uczyć w kilku szkołach wyższych w Polsce. Są to Uniwersytet Jagielloński, Uniwersytet Warszawski, Wyższa Szkoła Psychologii Społecznej w Warszawie, Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Uniwersytet Śląski oraz Katolicki Uniwersytet Lubelski. Każda uczelnia ma to w inny sposób rozwiązane. Na jednych zajęcia z audiodeskrypcji prowadzone są w ramach studiów magisterskich, podyplomowych bądź kursów płatnych. Opis narracyjny do filmu "Chopin pragnienie miłości" zrobili studenci studiów podyplomowych z przekładu audiowizualnego SWPS - pod kierunkiem Izabelli Kunstler. Ten film nakręcono w dwóch językach - polskim i angielskim. Polską wersję audiodeskrypcji napisali właśnie ci studenci, po czym studenci anglistyki przełożyli ją pod kierunkiem J. Janeckiej na angielski. Obie wersje nagrano. 15 października 2010 r. odbyła się premiera tego filmu z audiodeskrypcją. Pierwszy raz w historii audiodeskrypcję przetłumaczono z innego języka na język angielski.
Na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim natomiast ćwiczenia z audiodeskrypcji odbywają się w ramach specjalizacji translatorskiej na studiach magisterskich. Niestety w tym roku zamknięto specjalizację, w ramach której była audiodeskrypcja. Wyglądało to tak, że na studiach anglistycznych można było wybrać specjalizację. W ramach tłumaczeń audiowizualnych nauczano robienia napisów do filmów, tłumaczeń do wersji lektorskiej oraz audiodeskrypcji i trwało to przez dwa lata. Dowiedziałam się, iż kierunek cieszył się dużym zainteresowaniem wśród studentów, ale nie opłacał się z punktu widzenia władz uczelni i został zamknięty. Jeszcze tylko w tym roku trwają zajęcia z piątym rokiem, aby nie przerywać tej specjalizacji. Na Uniwersytecie Jagiellońskim, natomiast szkolenia z audiodeskrypcji odbywają się w dwóch opcjach, jedna z nich to weekendowe kursy komercyjne z audiodeskrypcji w kinie i telewizji oraz w teatrze i muzeum. Druga opcja to zajęcia na studiach magisterskich, prowadzone od 2009 r. Wcześniej było to w ramach jednosemestralnych zajęć opcyjnych z tłumaczenia audiowizualnego, a od tego roku w ramach zajęć specjalizacyjnych, które trwają 2 lata. Szkolenia prowadzą również fundacje i stowarzyszenia działające na rzecz osób niewidomych. Kursy przechodzą także pracownicy muzeów, galerii, bibliotekarze, i chętni np. humaniści, nauczyciele itp.
Musimy mieć specjalistów od audiodeskrypcji wyszkolonych w różnych dziedzinach, gdyż inaczej to wygląda, gdy oglądamy film, inaczej, gdy program telewizyjny, a jeszcze inaczej, gdy opisujemy dzieło sztuki. Ponieważ świat współczesny opiera się na informacjach audiowizualnych, więc umiejętność tłumaczenia takich informacji jest konieczna, nie tylko dla nas, ale i dla osób, które mają pewne niepełnosprawności, które niedosłyszą bądź niedowidzą. Deskryptorzy są specjalistami od przygotowania tekstów, które mają na celu w jak najpełniejszy sposób przekazywać odczucia związane z odbiorem obrazów. Starają się oni poprzez słowa oddać często bardzo subtelne przeżycia związane z odbiorem obrazów, co oczywiście nie jest łatwą sztuką. Opanowanie jej wymaga posiadania efektywnego warsztatu literackiego, poznania podstawowych reguł audiodeskrypcji oraz konfrontacji swoich wyników z osobami niewidomymi. Warto zwrócić uwagę, iż audiodeskryptor nie przekazuje odczuć, ani przeżyć, a opisuje bez interpretacji widziany obraz. To opis ma sprawić, by na jego podstawie osoba niewidoma mogła wyciągnąć własne wnioski. Emocji się nie opisuje, gdyż są one słyszalne w głosach bohaterów.
Szukając informacji do interesującego mnie tematu dowiedziałam się, że zajęcia z audiodeskrypcji prowadzone są na podstawie polskich standardów audiodeskrypcji opracowanych przez Fundację Audiodeskrypcja. Głównym celem działalności organizacji jest wprowadzenie techniki audiodeskrypcji do wielu instytucji kultury w kraju.
Mam ogromny szacunek dla twórców audiodeskrypcji. Trzeba mieć ogromną wiedzę i umieć plastycznie opisywać, by pobudzić wyobraźnię niewidomego odbiorcy. Zapytałam więc osobę zajmującą się tworzeniem audiodeskrypcji, czy można nazwać ją sztuką? W odpowiedzi usłyszałam, że to jednocześnie sztuka i rzemiosło. Rzemiosło, - bo wymaga korzystania z warsztatu twórczego, stosowania się do konkretnych zasad, "dłubania" w tekście, sprawdzania go wiele razy, poprawiania, szukania informacji, sprawdzania wiedzy, szperania po słownikach. Ale jest to też i sztuka, bo wymaga kunsztu i talentu, a więc ważna jest wiedza, ale też i umiejętne jej wykorzystanie. Bez tego audiodeskrypcja będzie bez inwencji, będzie płaska lub nawet kanciasta. Jest to sztuka, bo to samo można opisać na kilka sposobów, ale w zależności od kontekstu, czasu przeznaczonego na opis narracyjny i wielu innych czynników audiodeskryptor będzie dokonywał wyborów i szukał najlepszych rozwiązań. I to wymaga szczególnej wrażliwości i umiejętności. A to jest sztuka.
Aby większa dostępność narracji opisowej nie straciła na jakości za każdym razem należy rzetelnie i sumiennie podchodzić do jej tworzenia, należy też przestrzegać zasad. Za każdym razem tworzy się inne dzieło i tu odrobina talentu niewątpliwie pomaga.
TV i Nowelizacja ustawy
W ostatniej nowelizacji Ustawy o radiofonii i telewizji wprowadzono następujący zapis:
Art. 18a.
1. Nadawcy programów telewizyjnych są obowiązani do zapewniania dostępności programów dla osób niepełnosprawnych z powodu dysfunkcji narządu wzroku oraz osób niepełnosprawnych z powodu dysfunkcji narządu słuchu, przez wprowadzanie odpowiednich udogodnień: audiodeskrypcji, napisów dla niesłyszących oraz tłumaczeń na język migowy, tak, aby co najmniej 10 proc. kwartalnego czasu nadawania programu, z wyłączeniem reklam i telesprzedaży, posiadało takie udogodnienia.
Wielka Brytania w 2010 roku osiągnęła 10 proc. dostępności programów w telewizji. W Polsce w chwili obecnej, choć prawo zapewnia 10 proc. przystosowania programów telewizyjnych dla osób niewidomych i niesłyszących to programów z opisem narracyjnym jest 1 proc. dostępności, pozostałe 9 proc. to napisy dla osób niesłyszących. W naszym kraju jest ogromna trudność egzekwowania istniejącego prawa. Trzeba dopracować i doprecyzować ustawę. Tymczasem - jak słyszymy, polscy nadawcy wolą zapłacić karę za nieemitowanie 1 proc. programów z audiodeskrypcją, bo jest to taniej niż przygotowanie ścieżki narracyjnej do tego jednego procenta programów. Osoby oglądające programy przystosowane dla osób niewidomych skarżą się, że opis narracyjny jest słabej jakości. Ogranicza się jedynie np. do stwierdzenia: wszedł, wyszedł itp. Do tej pory programy ze ścieżką narracyjną były dostępne w godzinach nocnych między dwudziestą trzecią a szóstą rano. Zastanawiam się, czy nowelizacja ustawy to zmieni, czy będzie więcej programów?
Audiodeskrypcja w kanałach TVP jest nadawana jako dodatkowa fonia i dostępna dla programów nadawanych w naziemnej telewizji cyfrowej, cyfrowej telewizji kablowej i telewizji satelitarnej.
Informacje o programach z audiodeskrypcją emitowanych na antenach Telewizji Polskiej można znaleźć na stronie Programy z audiodeskrypcją w TVP oraz w Telegazecie na str. 337.
W Internecie filmy i seriale z audiodeskrypcją znajdziemy na stronie:
http://www.tvp.pl/dostepnosc/audiodeskrypcja
Telewizja Polska udostępnia też dla niewidomych filmy z audiodeskrypcją. Do odtworzenia filmów na stronie internetowej TVP, potrzebny jest kod licencji, udostępniany dla czytelników Głównej Biblioteki Pracy i Zabezpieczenia Społecznego. Po wybraniu odcinka, który chcemy oglądać, należy wpisać kod dostępu. Z tej strony można również pobrać ścieżkę dźwiękową do filmów z audiodeskrypcją.
Rozwój
Obecnie w Polsce przejęliśmy wszystko, co było na świecie dostępne z dodatkową narracją opisową, mamy zoo, szlaki turystyczne, książki - albumy do zdjęć wydawane są czasem z audiodeskrypcją, pokazy mody. Żeby jeszcze tylko dostępność była większa. Ponadto często osoby niewidome chcące skorzystać z jakiegoś wydarzenia kulturalnego przystosowanego do potrzeb naszego środowiska nie mogą znaleźć takich informacji. Dlatego jeżeli posiadacie Państwo takie newsy to proszę, przekażcie je dalej. Może ktoś nie jest tak biegły w posługiwaniu się Internetem. A wiadomo, że informacja drogą pantoflową sprawdza się od wieków. Nawet w naszych czasach również działa jak szybkie łącze LTD.
Wielokrotnie miałam możliwość spotykać się z osobami zajmującymi się narracją opisową. Interesuje ich jaka jest opinia, nas odbiorców, co mogą zmienić, poprawić, by mogła być jeszcze bardziej pomocna w odbiorze. Słyszę często opinię, że audiodeskrypcja staje się pasją, sposobem na życie. Ale spotykam się także z innymi kryteriami w wyborze tego kierunku. Ciekawą historię opowiedziała mi osoba zajmująca się szkoleniem studentów. Zainteresowała się tłumaczeniami audiowizualnymi, gdy pojechała do Anglii szukać dla siebie dodatkowych studiów. Okazało się, że najlepiej wychodzi jej audiodeskrypcja i że ma do tego jakieś zamiłowanie. Zawsze interesowała się filmem, jako dziecko chciała być reżyserem filmowym. Potem, gdy była studentką pracowała jako wolontariuszka dla osób niepełnosprawnych i chciała jakoś te różne zainteresowania połączyć i wydaje się, że właśnie audiodeskrypcja daje takie możliwości. Można więc połączyć to co się kocha i jeszcze pomagać innym. Wiele osób robi to wolontarystycznie, za co należy im się ogromne podziękowanie, bo dla wielu z nas audiodeskrypcja jest prawdziwym oknem na świat i nieocenionym źródłem informacji.
Wykluczeni z kultury
Audiodeskrypcja, jako innowacyjna technika pozwala osobom niewidomym i niedowidzącym na dostęp do naszego wspólnego dziedzictwa kulturowego, z którego do tej pory byli wykluczeni. Bo to nie tylko kultura, czy tworzący ją ludzie, czy odpowiedzialne za nią placówki muszą się zmieniać i otwierać się na odbiorców z niepełnosprawnością. Także same osoby niewidome powinny dać szansę sobie i spróbować spotkania ze "światem" kultury, powinny pojawiać się i swą obecnością pokazywać swoje potrzeby, które mogą przyczynić się do zmian w dostępności dziedzictwa narodowego. Doceńmy te starania i skorzystajmy z możliwości, które daje nam współczesna technika. Coraz więcej prowadzi się starań w naszym kraju, aby mogły z dóbr kultury korzystać osoby niepełnosprawne. Ciągle jednak zostajemy z tyłu w porównaniu z innymi krajami. Audiodeskrypcja pozwala również na samodzielne poruszanie się osób niewidomych po urzędach i innych obiektach publicznych. W wielkich galeriach handlowych pomaga odnaleźć właściwe biuro lub produkt.
Przyszłość
Mam taką nadzieję i marzenie, że rozwój audiodeskrypcji, spowoduje już wkrótce większą otwartość i dostępność osób z niepełnosprawnością wzrokową do dóbr narodowych. Nikogo nie będzie dziwić taka osoba w teatrze, kinie czy na stadionie. Z założoną w uchu specjalną słuchawką nie przeszkadza nikomu, a uczestniczy w kulturze bez zwracania na siebie uwagi. Na tym polega prawdziwa integracja, by nie tworzyć kolejnych gett, nie upychać niepełnosprawnych w tzw. niszach, do których mają dostęp jedynie inni niepełnosprawni. Nie chodzi też o to, by niepełnosprawny był uprzywilejowany, ale o to, by miał zagwarantowany dostęp do tego, co dla zwyczajnego obywatela jest w zasięgu ręki, żeby każdy z nas miał wybór tak jak on.
Źródło: www.benchmark.pl
Data opublikowania: 2014-04-05
Micro Phone Lens sprawi, że smartfon przyda się na lekcjach biologii. Czy za stosunkowo nieduże pieniądze możemy w prosty sposób zamienić swojego smartfona lub tablet w urządzenie porównywalne z profesjonalnym, laboratoryjnym mikroskopem? Dzięki wynalazkowi Thomasa Larsona - tak. Jego Micro Phone Lens 150x to wynik dwuletnich badań i testów, którego możliwości naprawdę mogą robić wrażenie.
Micro Phone Lens 150x to miniaturowe, przenośne akcesorium, które umieszczone na aparacie naszego urządzenia mobilnego, zamienia je w niemal profesjonalny mikroskop. Twórca twierdzi, że jego projekt może znaleźć zastosowanie zarówno w domu - dla miłośników nauki, w szkole - gdzie pomoże w uatrakcyjnieniu lekcji biologii, jak i w nieco mniej zaawansowanych badaniach.
Dzięki 150-krotnemu powiększeniu, Micro Phone Lens dawać ma rezultaty zbliżone do tych oferowanych przez profesjonalne mikroskopy. Kompatybilność z każdym urządzeniem wyposażonym w kamerę co najmniej 5 Mpix zwiększa natomiast jego uniwersalność. Prosta instalacja (wystarczy przyłożyć) i odporna na zarysowania powierzchnia dopełnia całości.
Celem Thomasa Larsona podczas Kickstarterowej kampanii było 50 tysięcy dolarów. Aktualnie na koncie projektu znajduje się już ponad 78 tysięcy. To tylko potwierdza ogromne zainteresowanie projektem.
Dodatkową zaletą Micro Phone Lens 150x ma być przystępna cena. Aby otrzymać swój model wystarczyło wesprzeć projekt kwotą 29 dolarów (samo akcesorium) lub 39 dolarów (z dodatkowym źródłem światła).
Źródło: Kickstarter, YouTube/New Technologies
Źródło: www.poranny.pl
Data opublikowania: 2014-03-19
Pierwsza restauracja w województwie przystosowana do obsługi niewidomych
Brajlowskie menu i tabliczki z takim oznakowaniem wejścia do lokalu i toalet, a także specjalne czujniki do napojów - to udogodnienia, na jakie mogą liczyć niewidomi w Pizzerii Paradiso.
To pierwszy w naszym regionie lokal gastronomiczny, który jest całkowicie dostosowany do potrzeb osób niewidomych i słabowidzących. - Chcielibyśmy aby za tym przykładem poszły inne lokale w mieście - mówi Elena Świątkowska z białostockiego oddziału Fundacji Szansa dla Niewidomych, która prowadzi w tym celu akcję Miasto Bez Barier. - Niestety, często spotykamy się ze stwierdzeniem, że nie ma po co dostosowywać się do takich potrzeb, bo niewidomi i tak nie odwiedzają restauracji. A oni tego nie robią, bo lokale nie są odpowiednio przystosowane.
- Przedstawicielki fundacji najpierw przeszkoliły nasz personel z obsługi takich klientów - mówi Andrzej Tyszko, współwłaściciel Pizzerii Paradiso. - Potem zaczęliśmy wdrażać konkretne rozwiązania. Nie jest to dla nas żadnym obciążeniem. Wręcz przeciwnie, cieszymy się, że możemy sprostać oczekiwaniom nowych klientów.
Źródło: MAiC/www.telepolis.pl
Data opublikowania: 2014-04-11
80 mln obywateli Unii Europejskiej jest niepełnosprawnych (16 proc. populacji). W co czwartej rodzinie jest osoba z niepełnosprawnością. Do tej pory w Polsce obowiązek dbania o interesy osób niepełnosprawnych ciążył tylko na przedsiębiorcy wyznaczonym do świadczenia usług wchodzących w skład usługi powszechnej. Nowelizacja Prawa telekomunikacyjnego nałożyła obowiązek świadczenia udogodnień dla osób niepełnosprawnych na wszystkich dostawców publicznie dostępnych usług telefonicznych.
Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji wydało nowe rozporządzenie w tej sprawie. Wyważa ono interesy wszystkich interesariuszy. Jest wyrazem kompromisu wypracowanego w ramach dialogu społecznego między MAiC, organizacjami reprezentującymi osoby niepełnosprawne i izbami branżowymi zrzeszającymi przedsiębiorców telekomunikacyjnych.
W świetle nowych przepisów, w ciągu 6 miesięcy: regulaminy i cenniki przygotowywane muszą być w sposób umożliwiający zapoznanie się z nimi przez osoby niepełnosprawne: sporządzane w formacie tekstowym, w formie tradycyjnej - papierowej, w alfabecie Braille`a lub przy użyciu dużej czcionki, a w przypadku wysyłania pocztą elektroniczną - w formacie tekstowym umożliwiającym powiększenie czcionki.
W ofercie dostawców mają być modele telefonów (i inne urządzenia końcowe) dostosowane do potrzeb dla osób niepełnosprawnych (rozporządzenie określa ich parametry),
- dostawca usług ma zapewniać pomoc w skonfigurowaniu urządzenia lub usługi telefonicznej,
- aparaty publiczne mają być przystosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych.
W ciągu 12 miesięcy, około 500 biur obsługi abonentów ma być dostosowanych do potrzeb osób niepełnosprawnych:
- mają mieć urządzenia umożliwiające połączenie się z tłumaczem języka migowego lub systemu językowo-migowego on-line albo zapewniać usługi tłumacza polskiego języka migowego lub systemu językowo-migowego,
- mają mieć urządzenia umożliwiające powiększenie tekstu i prezentację regulaminu lub cennika,
- mają być dostępne dla osób niepełnosprawnych z upośledzeniem narządu ruchu.
W ciągu 24 miesięcy strony internetowe dostawców usług telefonicznych mają być dostosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych (standard Web Content Accessibility Guidelines WCAG 2.0. Warto przy okazji przypomnieć, że analogiczny przepis dotyczący dostępności serwisów i usług administracji publicznej zapisany jest w rozporządzeniu rządu Krajowe Ramy Interoperacyjności z kwietnia 2012 rroku. Wejdzie on w życie w czerwcu 2015 roku).
W najbliższych dniach planowane jest zawarcie porozumienia z izbami zrzeszającymi przedsiębiorców telekomunikacyjnych. Na jego podstawie dostawcy usług wyposażą część biur obsługi w tzw. pętle indukcyjne (systemy induktofoniczne), które umożliwiają osobom słabosłyszącym czysty odbiór i lepszą interpretację informacji dźwiękowych.
Ułatwianie osobom niepełnosprawnym korzystania z usług telefonicznych (poprzez zmiany legislacyjne i współpracę z przedsiębiorcami telekomunikacyjnymi i organizacjami reprezentującymi interesy osób niepełnosprawnych) realizują postanowienia Konwencji o Prawach Osób Niepełnosprawnych (ang.Convention on the Rights of Persons with Disabilities)oraz przyjętej w trakcie Światowej Konferencji ds.Rozwoju Telekomunikacji (WTDC2014) w Dubaju Rezolucji 58 dotyczącej dostępności technologii informacyjno-komunikacyjnych (ICT) dla osób niepełnosprawnych. Zachęca ona państwa członkowskie do wdrażania odpowiedniej legislacji krajowej, ułatwiającej korzystanie przez osoby niepełnosprawne z ICT.
Źródło: Faceook/profil Braigo i onet.pl
Przełomowe wynalazki powstają nie tylko w nowoczesnych laboratoriach, w których pracują doskonale wyedukowani naukowcy. Czasem twórcą nowej technologii może okazać się kilkunastolatek, taki który właśnie zbudował drukarkę dla niewidomych.
Shubham Banerjee, 12-latek z Kalifornii stał się przedmiotem zainteresowania mediów z powodu swego szkolnego projektu wykonanego w ramach konkursu naukowego. Banerjee wykorzystując popularne klocki Lego Mindstorms EV3 oraz kilka układów elektronicznych pochodzących z lokalnego sklepu,zbudował drukarkę o nazwie Braigo.
Nie jest to jednak zwyczajna drukarka,lecz jej wersja przeznaczona dla osób niewidomych, która zamiast tradycyjnych liter, wykonuje znaki w alfabecie Brail— Wystarczy tylko wybrać litery,a Braigo przeniesieje na papier,wykorzystywany w kalkulatorach.
Pierwszemu prototypowi maszyny daleko jeszcze do pełnej funkcjonalności, gdyż na razie prędkość wydruku pozostawia sporo do życzenia.Jednak Banerjee pracuje nad udoskonaleniem swego wynalazku, by umożliwiał drukowanie pełnych stron tekstu.
Nastolatek chce by jego projekt oferowany był na zasadzie open-source tak, aby każdy chętny mógł tworzyć oprogramowanie rozszerzające możliwości tego sprzętu i ma nadzieję, że Braigo stanie się bardzo użyteczny w krajach rozwijających się, gdzie ludzi nie stać na profesjonalne drukarki alfabetu Brail‰kosztujące średnio około 2000 USD. Braigo jest od nich znacznie tańszy, gdyż łączny koszt zbudowania tego sprzętu, wynosi około 350 dolarów.
Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego projektu, wpadnijcie na oficjalny profil Braigo.
Źródło: Informacja prasowa
Mecz Lechii Gdańsk z Zawiszą Bydgoszcz we wrześniu 2013 roku był pierwszym spotkaniem ligowym w Gdańsku z audiodeskrypcją. Od tego czasu jest ona już stałym elementem na każdym meczu organizowanym na PGE ARENIE. Audiodeskrypcję prowadzą w Gdańsku, przeszkoleni wcześniej przez dziennikarzy z Fundacji "Katarynka", wolontariusze.
Wybrane do szkolenia osoby nie były przypadkowe. Każda z nich miała w swoim CV próby radiowe, telewizyjne, czy sceniczne. Audiodeskrypcja na PGE ARENIE prowadzona jest zgodnie z założeniem dla osób niewidomych i niedowidzących, jednak jej atrakcyjność, jako dodatkowego komentarza sportowego w czasie oglądania meczu na żywo, poznają wszyscy kibice.
- Nie wyodrębniamy grupy osób, które tylko dzięki audiodeskrypcji mogą czerpać pełną przyjemność z uczestnictwa w imprezach organizowanych na naszym stadionie - mówi Agnieszka Weissgerber, rzecznik Spółki Arena Gdańsk Operator.
- Wierzymy, że sportowy komentarz prowadzony przez fachowców, jest wzbogaceniem doznań związanych z kibicowaniem każdej osoby. Niewidomi i niedowidzący kibice siedzą też w różnych miejscach na naszym stadionie. Jednak obojętnie na której znajdujemy się trybunie, doskonale możemy wszędzie odbierać, nadawany na częstotliwości 91,5 FM, przekaz radiowy.
Audiodeskrypcja, jako sposób relacji, w swojej ekspresji nie różni się od radiowego, sportowego komentarza na żywo. Różni się natomiast od komentarza w czasie meczów pokazywanych w telewizji. W audiodeskrypcji nie ma czasu na statystyki meczowe, na poboczne informacje dotyczące rodzin piłkarzy itp. Komentarz musi być prowadzony w tempie 1:1, żeby nie zgubić tego, co dzieje się właśnie na boisku. Dla wielu kibiców, nie tylko tych mniej obeznanych w arkanach footballu, taki komentarz jest na pewno ciekawym ubarwieniem każdego, sportowego wydarzenia na PGE ARENIE.
- CAFE przekazało sprzęt do Audiodeskrypcji PGE Arenie, jako część projektu dziedzictwa EURO 2012 w Polsce. - mówi Zuzanna Ziajko, Project Manager z CAFE - Centre for Access to Football in Europe - Sprzęt został przekazany, ponieważ zdecydowaliśmy się nagrodzić ciężką pracę stadionu oraz klubu na drodze do udoskonalenia dostępności. W przypadku audiodeskrypcji również przygotowano wszystko profesjonalnie. Dając atrakcyjny produkt osobom niewidomym i jednocześnie uaktywniając wolontariuszy, którzy swoje umiejętności i czas oferują innym.
(AW)
Źródło: Publikacja własna "Wim"
Niedawno dotarł do mnie dramatyczny apel PZN w sprawie ratowania czasopism wydawanych dla niewidomych czytelników, a zwłaszcza dzieci i młodzieży, oraz ich rodziców. Ratunek miałby polegać na finansowym wsparciu przez indywidualnych donatorów. Apel ten poruszył mnie do głębi, byłem już gotów wysłać jakąś okrągłą sumkę z mojej skromnej renty, ale wredna pamięć podsunęła mi wspomnienie, które ostudziło nadmierny zapał. Przypomniałem sobie, że kiedy przewodnicząca ZG PZN została pierwszy raz wybrana do pełnienia tej funkcji ogłosiła, że jest w tak dobrej sytuacji materialnej, że nie będzie wyciągała rąk po pieniądze stowarzyszenia, jak to robili jej poprzednicy. Nie minęło wiele miesięcy a deklaracja ta poszła w niepamięć.
"Pod wpływem nalegań otoczenia" pani przewodnicząca zapewne "niechętnie" ustąpiła i wyraziła zgodę na podpisanie umowy o pracę, tym samym stała się etatowym pracownikiem tak jak jej poprzednicy. O ile mnie pamięć nie myli, doszło przy tym do kuriozalnej sytuacji, kiedy to umowę z drugiej strony podpisywał sekretarz generalny, a więc osoba podległa pani przewodniczącej. Stąd nie wiadomo, kto komu podlega, kto kogo kontroluje, kto kogo rozlicza, lub pociąga do odpowiedzialności.
Polski Związek Niewidomych w znacznym stopniu żyje z dotacji publicznej, tym samym podlega ustawie o informacji publicznej. Warto więc zapytać publicznie, ile pani przewodnicząca zarabia i ile PZN wydaje łącznie z różnymi składkami na ten etat, którego miało nie być.
Podejrzewam, że nie jest to mała suma, a więc może powrót do pierwotnej obietnicy byłby jednym ze sposobów na sfinansowanie zawieszonych czasopism. Ciekaw jestem również, na jakim poziomie kształtują się wynagrodzenia pracowników instytutu tyflologicznego, bo zważywszy na nazwę, więcej niż w zwykłym biurze, jak to było poprzednio.
Interesuje mnie również, czy w trudnej sytuacji finansowej PZN, podobnie jak w całej budżetówce, zawieszono podwyżki płac i świadczeń. W poprzednim numerze "WiM" przeczytałem z zainteresowaniem artykuł p. Bogusława Witka o sytuacji we wrocławskim okręgu PZN. Artykuł ten otworzył mi oczy na priorytety, jakie obowiązują w tym środowisku. Najpierw zaspokajane są potrzeby tych, którzy pracują na etatach lub sprawują ważne funkcje, a dopiero w dalszej kolejności - o ile w ogóle wystarczy środków - liczą się potrzeby tych, którzy powinni być najważniejsi, a więc szeregowych członków stowarzyszenia. Jeśli brak pieniędzy, to nie można ograniczać potrzeb aparatu, lepiej na przykład oddać bibliotekę centralną, jej zasoby i część pracowników w gestię instytutu podległego MPiPS. Dochodzą różne wieści z terenu kraju o tym, że w niektórych jednostkach PZN kwitnie nepotyzm, a w innych jednostkach występuje się o dotacje do UE, marszałka województwa, szermując argumentem dobra niewidomych, podczas gdy niewidomych jest tam jak na lekarstwo i z roku na rok ich liczba ulega zmniejszeniu.
Kończąc wygłoszę apel: Kochane władze PZN, a zwłaszcza, wy działacze, którym leży jeszcze na sercu dobro niewidomych, puknijcie się mocno w czoło i przyjrzyjcie się sytuacji, do jakiej doprowadziliście. Gdy już to zrobicie, pomyślcie, co powinno być priorytetem - czy dobrostan aparatu i związanych z nim działaczy, czy też członków, a zwłaszcza niewidomych dzieci i młodzieży.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
"Fiskus zgadza się na odliczenie wydatków na niektóre urządzenia potrzebne w rehabilitacji - pisze Przemysław Wojtasik w Rzeczpospolitej z dnia 15. 04 br. - Niepełnosprawni oraz osoby, które ich utrzymują, mają prawo do ulgi podatkowej. Mogą pomniejszyć dochód o wydatki na cele rehabilitacyjne, m.in. zakup indywidualnego sprzętu i urządzeń, które są niezbędne w rehabilitacji oraz ułatwiają choremu wykonywanie czynności życiowych, stosownie do jego potrzeb".
I wydawałoby się, że rzecz cała została klarownie wyłożona i nie budzi wątpliwości. I tak też ten zapis interpretowali niepełnosprawni wykazując w załączniku do rocznego zeznania podatkowego PIT O poniesione koszty zakupu sprzętu i urządzeń ułatwiających im naukę, pracę oraz wykonywanie czynności życiowych.
Ale w głowach decydentów zaczęły się mnożyć wątpliwości, czy jest to słuszny zapis, czy aby inwalidom nie jest zbyt łatwo. Pierwszą barierą postawioną na drodze do dobrodziejstwa posiadania prawa do odliczenia podatku stała się konieczność posiadania "podkładki" lekarza specjalisty, że inwalidzie taki sprzęt jest do życia niezbędny. Urzędnicze dura lex, sed lex, słowo urzędnika stało się prawem, niezależnie czy owe prawo gwarantuje mu odpowiedni przepis, czy też nie. Niepełnosprawni i ich opiekunowie pokornie zasiedli w kolejkach do lekarzy kradnąc cenny czas i miejsce chorym, a niezadowolonych z tego tytułu lekarzy zmuszając do wypełniania kwitków poświadczających, że delikwent jest ślepy, chromy, głuchy lub bezwładnie siedzi na wózku. Przez pewien czas był spokój, choć okupiony dodatkową mitręgą inwalidów.
Ale było zbyt dobrze i może nawet sielsko, bo oto urzędnikom przestała wystarczać opinia lekarza specjalisty, stała się nawet zbędna, bo przecież urzędnik wie lepiej i ponownie zaczął się taniec absurdu.
"Czy takim sprzętem jest rower?" - zastanawia się p. Wojtasik, ponieważ o to zapytała matka chorego na serce i mającego problemy z poruszaniem się chłopca. Lekarz zalecił mu zakup roweru z elektrycznym wspomaganiem napędu. Ma on pomóc w rehabilitacji ruchowej i kardiologicznej.
Ale bydgoska Izba Skarbowa wie lepiej, co człowiekowi do zdrowia jest konieczne i co mu może przysługiwać, bowiem uznała (interpretacja nr ITPB2/415-1130/13/MU), że matka nie może odliczyć wydatku od dochodu. Ulga przysługuje bowiem tylko na zakup sprzętu indywidualnego. Natomiast rower jest dobrem powszechnego użytku, przeznaczonym dla wszystkich osób niezależnie od tego, czy są niepełnosprawne, czy też cieszą się dobrym zdrowiem. Z wniosku o interpretację nie wynika, aby wyróżniał się jakimiś indywidualnymi cechami związanymi z rodzajem niepełnosprawności chłopca. Finito i basta. Nie ma znaczenia, że rower jest substytutem ruchu, pomocą w przełamywaniu ograniczeń dla chłopca, a nie sprzętem wypoczynkowo-rajdowym. Rower można kupić w sklepie, ma dwa a nie cztery koła, a więc jest powszechny. Wprost genialny wywód.
A jak się ma sprawa z komputerem - tak ważnym w rehabilitacji osób niewidomych? Z odpowiedzi ministra finansów na interpelację poselską (nr 18 819/2013) wynika, że odliczenie wydatku na jego zakup (oraz części takich jak drukarka czy skaner) jest możliwe, jeśli inwestycja w sprzęt faktycznie była związana z potrzebami niepełnosprawnego. Przykładowo komputer może ułatwiać osobie, która ma problemy z poruszaniem się i słuchem, wykonywanie czynności życiowych, takich jak kontakt z rodziną. Czyli musi zaistnieć sprzężenie inwalidztwa słuch i poruszanie, ale to nie wszystko.
Minister zastrzegł, że sprzęt musi się wyróżniać indywidualnymi cechami (np. specjalnym oprogramowaniem), które przystosowują go do używania przez niepełnosprawnego. Może to być klawiatura z alfabetem Braille'a, czy oprogramowanie umożliwiające sterowanie głosem.
A co zrobić z coraz bardziej powszechnymi i co za tym idzie tańszymi urządzeniami i sprzętem, który fabrycznie jest wyposażony w moduł dźwiękowy. Takie znamiona wyczerpują na przykład: zegarki, smartfony, ciśnieniomierze, telewizory - gadają i są dostępne w ogólnych sklepach. Dla osób widzących moduł dźwiękowy jest ciekawostką, gadżetem, który się włącza, albo (najczęściej) nie, zaś dla osoby niewidomej jest to konieczność, a nie fanaberia.
Reasumując - fiskus uważa, że odliczyć można tylko wydatki na urządzenia o indywidualnym przeznaczeniu, a nie sprzęt powszechnego użytku. Czyli - w związku z takim stanowiskiem - nie możemy korzystać z tańszego powszechnego sprzętu i urządzeń, tylko poszukiwać jeśli indywidualnego, to bezwzględnie droższego. Pomijając fakt przewrócenia "do góry nogami" praw ekonomii, to parafrazując słowa piosenki T. Chyły "w tym morderczym zapędzie kneź - ups... minister, nie tyle puentę, ile zdrowy rozsądek uciął".
Nie jest ważne czy sprzęt powstał chałupniczo, czy w masowym wydaniu, ważne jest komu i jakiemu celowi służy.
Pamiętam własne boje z ministerstwem finansów, gdy przed laty kupiłam drukarkę niezbędną mi w pracy. Odmówiono mi odliczenia jej zakupu, ponieważ była to normalna drukarka, poczciwa OKI. Zauważyłam wówczas, że dzięki tej "powszechnej drukarce" mogłam napisać pismo do ministerstwa, a nie wysłałam im elaboratu w brajlu. Korespondencja i przekonywanie trwało pół roku i wreszcie otrzymałam "indywidualne" zezwolenie na stosowny odpis w zeznaniu podatkowym, ale nie obyło się bez wysłania załączników w postaci ksero orzeczenia, zaświadczenia z uczelni, że istotnie dużo zawodowo drukuję.
Pomijam emocjonalny aspekt sprawy. Ale czy niepełnosprawny musi być narażany na upokorzenia i komentarze, na swoistą drogę krzyżową i co rusz, musi udowadniać, że sprzęt i urządzenia służą mu rzeczywiście w rehabilitacji i przezwyciężaniu marginalizowania czy nawet wykluczenia, a nie są próbą obskubania biednego państwa - jak chcą podejrzliwi i nazbyt często niekompetentni urzędnicy.
Źródło: POON nr 13
Pełne zwycięstwo dyskryminacji?
Warto pomyśleć nad tym, aby porzucić już polityczno-ideologiczne zacietrzewienie, a oprzeć swe uwagi czy poglądy na realiach i faktach. Zanim więc przejdę do merytorycznego przedstawienia problemu, muszę zasygnalizować, że w słusznie skąd inąd minionym pod koniec ubiegłego wieku ustroju "sprawiedliwości społecznej" każdy niewidomy miał prawo pobytu w sanatorium z przewodnikiem i nie napotykał w tym względzie na żadne przeszkody. Wyraźne utrudnienia, żeby nie powiedzieć - uniemożliwianie leczenia uzdrowiskowego dla niewidomych nastąpiło po przełomie roku 1989. Nie potrafię zrozumieć tej zaciekłości, z jaką nowe władze zwalczały instytucję przewodnika niewidomego w placówkach sanatoryjnych. Próbowano wprowadzić przeróżne formy dyskryminacji, np. zalecano, aby niewidomy dobierał się na leczenie z inną osobą niepełnosprawną, co mogło nie tyle ułatwić, co utrudnić lub uniemożliwić leczenie obojga. Istniało też popierane przez władze (w tym - niestety - również osoby niepełnosprawne z przewagą niepełnosprawności narządu ruchu przede wszystkim) pełnopłatne uczestnictwo przewodnika niewidomego w sanatorium (opłacane oczywiście przez samego niewidomego).
W roku 2002 znalazłem się w sanatorium w Polanicy, z którego lekarka chciała mnie od razu wykurzyć, bo nie mają czasu na zapewnienie opieki. Sytuację uratował mój syn, który po prostu wyśmiał twierdzenia lekarki, jakobym nie był w stanie sobie samodzielnie poradzić, a ja uparłem się, że nie dam się wygonić. Oczywiście, poradziłem sobie, bo przecież oprócz "siły fachowej" w sanatorium są jeszcze normalni ludzie. Tyle, że przez cały czas zmuszony byłem zajmować się rehabilitacją personelu sanatoryjnego, bo najchętniej lekarka dałaby mi jakiś zabieg pod pokojem, w którym mieszkałem i na tym leczenie by się zakończyło. Ostatecznie coś niecoś przeforsowałem, pielęgniarka musiała wskazać mi miejsce zabiegów najwyżej dwa razy, potem sobie radziłem. Zamiast jednak odpocząć, miałem w sanatorium więcej stresów, niż na co dzień w dni powszednie. Skończyło się na tym, że po pobycie w szpitalu uzdrowiskowym musiałem przebywać tydzień w zwykłym szpitalu, bo nabawiłem się w sanatorium arytmii serca. A właśnie na leczenie uzdrowiskowe skierowano mnie po operacji serca. I nie dlatego sanatorium nie przyniosło oczekiwanych skutków leczniczych, że było źle dobrane, lecz dlatego, że musiałem żyć w ciągłym poczuciu, iż lekarz może nie dać mi ważnego zabiegu, bo ma jakieś nieprzezwyciężone przekonania, że nie dam sobie rady albo, że nie można nadwyrężać pielęgniarki, która z natury rzeczy przyzwyczajona jest w sanatoriach do nic nierobienia.
Rok temu trafiła do mnie w sylwestra ulotka, w której NFZ informował zainteresowanych, że sanatorium nie zapewnia opiekuna, jeżeli więc takiego kuracjusz potrzebuje, to nie może być leczony w uzdrowisku i powinien wystąpić o turnus rehabilitacyjny. Tak więc w 20 lat z górą po przełomie ustrojowym doczekaliśmy się nie tylko pogardy wyrażanej jawnie przez służby lecznicze wobec niepełnosprawnych, ale nawet pogardy wobec podstawowej wiedzy, bo propozycja zamiany leczenia uzdrowiskowego na turnus rehabilitacyjny jest tyle samo warta, co zamiana leczenia wątroby na leczenie płaskostopia.
Znajdujemy oto na liście dyskusyjnej Typhlos informację, że zainteresowana osoba zwróciła się z grzecznym zapytaniem, czy w wojskowym sanatorium w Ciechocinku osoba niepełnosprawna ze względu na wzrok może spodziewać się na początek pomocy w oprowadzeniu po wielkim budynku oraz w dotarciu do skomplikowanej sali zabiegowej. W recepcji otrzymała odpowiedź negatywną,., a ponieważ zwróciła uwagę, że na stronie sanatorium jest informacja o przyjmowaniu osób niepełnosprawnych, trzeba było zastanowić się, czy można w takim wypadku wymagać bezwzględnej samodzielności od osoby niewidomej. Ostatecznie otrzymała kategoryczny telefon od samego zastępcy dyrektora placówki, że niewidomych sanatorium nie przyjmuje, bo nie ponosi za nich odpowiedzialności. Zatem gdyby zainteresowana po prostu w informację na stronie internetowej uwierzyła i przyjechała na miejsce, zostałaby odesłana z powrotem do domu. W macierzystym NFZ polecono jej incydent opisać., A więc mamy tu do czynienia z jaskrawą dyskryminacją.
Przyjmuje ona przeróżne formy, na przykład, lekarz pierwszego kontaktu odsyła do oddziału NFZ po specjalny druk. Bywają też długie wielostronne rozmowy wyjaśniające z udziałem przedstawicieli przeróżnych komórek, w których zainteresowany otrzymuje informacje, że placówka miała niezbyt dobre doświadczenia z niewidomymi. Placówka przyjmuje niepełnosprawnych na wózkach, ponieważ ci przyjeżdżają samochodami i po budynku poruszają się samodzielnie, nie potrzebują zatem dodatkowej opieki. Personelu jest podobno mało, a każdy z pracowników - bardzo zajęty, a więc nie może pozwolić sobie na zapewnianie bezpieczeństwa niewidomym. Zaproponowano jej zamiennie pobyt w placówce PZN.
Przedstawiciele NFZ chętnie informują, że niewidomych niechętnie przyjmują w sanatoriach, chyba że przyjadą z osobą towarzyszącą. Dodajmy, że taka osoba towarzysząca musi zapłacić pełną stawkę, chyba że udałoby się dokładnie dobrać z partnerem o tych samych schorzeniach i potrzebach terapeutycznych, a to raczej rzecz bardzo trudna.
Ale bywa też i tak, jak inna osoba opisuje pobyt w sanatorium wojskowym w Ciechocinku: "Siostra oddziałowa pokazuje cały budynek, Można również na basenie korzystać z przebieralni dla niepełnosprawnych. Posiłki są porcjowane na talerzach, tylko zupa jest w wazie. Można mieszkać samemu w dużym pokoju z balkonem, bo lecząca się w sanatorium druga osoba wyprowadziła się, żeby nie patrzeć na nieszczęście, gdyż przyjechała się leczyć, a nie stresować. Zabiegi były dobre, można być zadowolonym z pobytu w sanatorium wojskowym".
Ale można też spodziewać się, że dyrektor jakiejś placówki sanatoryjnej zadzwoni do NFZ z żądaniem, żeby osób niewidomych i na wózkach mu nie przysyłać. Chyba należy przyjąć, że wszystko zależy od dobrej woli personelu i w tym tkwi całe zło, bo osoba niepełnosprawna powinna mieć normalne warunki i prawo do leczenia bez względu na poziom moralny pracowników placówki. Można nawet znaleźć, jak się okazuje, warunki niemal cieplarniane. Jedna z dyskutantek pisze, że przed wyjazdem uzgadniała telefonicznie z personelem, czy będzie mogła liczyć na pomoc. Dwa razy korzystała z sanatorium i dwa razy z takiej pomocy korzystać mogła. Na zabiegi chodziła w towarzystwie pielęgniarki, a karta została tak skonstruowana, że zabiegi miała na zasadzie przechodzenia z gabinetu do gabinetu. Gorzej było ze stołówką, ale dostała miejsce tuż przy drzwiach, więc trafiała i otrzymywała drugie danie już na talerzu, nie musiała sobie nakładać. Zupę nalewały jej panie siedzące przy stoliku. I było tak dobrze, że mogła się pomartwić o zagospodarowanie czasu wolnego, a potem jakoś i z tym sobie poradzić. Doświadczenie tej osoby skłania ją do twierdzenia, iż trzeba ustalić z personelem sprawy techniczne, po prostu wejść w kontakt z pracownikami, a wtedy nawet pielęgniarka może poczytać ogłoszenia dla kuracjuszy".
Zasygnalizowane przypadki są znamienne i wskazują nie tylko na istnienie problemu, ale zmuszają do zastanowienia, skąd bierze się tak uparta dyskryminacja niewidomych w omawianej dziedzinie. Co ciekawe, zaczęła się ona zaraz na wstępie przełomu ustrojowego. W swoim czasie, kiedy poprzedni ustrój upadał, pamiętam zaskakującą dyskusję słuchaczy w radio odnośnie dostępu brakujących, (czyli podówczas wszystkich) towarów. Dla przypomnienia, niewidomi mieli prawo do zakupu bez kolejki, co przez jakiś czas ułatwiało życie, potem jednak tworzyły się dwie kolejki: jedna dla ludzi zwyczajnych, a druga - dla tzw. "uprzywilejowanych", przy czym ta druga była niekiedy dłuższa od tej pierwszej. I w radio wybuchła dyskusja, bo jeden z kierowników sklepu zdobył dość drogi proszek do pralek automatycznych i to w dostatecznej ilości. Ludzie z kolejki zwykłych wyrażali zrozumienie, że inwalida kupi bez kolejki margarynę, chleb, ale proszek do prania i to wysokiego gatunku, czy wstyd powiedzieć - masło, to już obraza boska. Czy więc chodzi o to samo: szpital ratujący życie, dobrze - ale sanatorium, a może - nie daj boże - z jakąś kochanką - to już woła o pomstę do nieba.
Tak czy owak uznano, że niewidomi mogą po prostu wyszukać sobie kogoś, kto akurat ma te same schorzenia i zaprząc go do roboty w charakterze przewodnika (ostatnio mówi się o asystencie lub opiekunie). Można ostatecznie pogadać z lekarzem, żeby wystawił odpowiednie skierowanie, potem należy napisać podanie do NFZ, żeby obie osoby były wysłane w jednym czasie i na to na ogół lekarze się zgadzają. Dodajmy, że wcale nie prezentuję tu jakiegoś opisu satyrycznego programu telewizyjnego, ale najprawdziwszą prawdę.
Wydaje się, że brak konkretnego rozwiązania omawianej kwestii powinien być traktowany jako sprawa wstydliwa. Ale nie jest. Niestety, nie udało mi się pozyskać informacji, jak te sprawy wyglądają za granicą. Pierwsze wrażenie przy zasięganiu informacji było takie, że w ogóle sanatoria są w Zachodniej Europie wśród niepełnosprawnych ze względu na wzrok jakoś mało popularne. Ale my mamy już swoje doświadczenia, przez 40 lat PRL niewidomi korzystali z uzdrowiskowego leczenia bez ograniczeń, nie było żadnej dyskryminacji ani pokrętności. Wystarczyłoby z tamtych doświadczeń skorzystać i tyle.
Wśród pokazanych wyżej przypadków opisanych na liście dyskusyjnej mamy też wypowiedzi ukazujące pozytywne podejście. Ma to jednak charakter indywidualny, a potrzebne jest rozwiązanie systemowe, w przeciwnym wypadku mamy do czynienia z dyskryminacją, poniżaniem i pogardą wobec osób niepełnosprawnych, którzy są zdani na łaskę i niełaskę ludzi o różnych moralnych postawach i przejawiających różne atawizmy. Na tle rozwoju dostępności dla niepełnosprawnych muzeów, przybytków kultury, tworzenia makiet czy modeli udostępniających niewidomym zapoznanie się z wyglądem budowli, na tle tworzenia stron internetowych zawierających informacje o mieście, z których może łatwo skorzystać niewidomy ze względu na ich dźwiękowy charakter, traktowanie uzdrowiskowego leczenia jako zbędnego luksusu, do którego dostęp trzeba uzyskiwać różnymi pokrętnymi drogami, zakrawa na zemstę jakiegoś złego ducha, który w domyśle przekazuje takie oto przesłanie: macie już tyle, to chociaż uzdrowiska zostawcie w spokoju. Ostatecznie jesteście i tak niepełnosprawni, a więc jeszcze jedno schorzenie więcej nic wam nie zaszkodzi, a w sanatoriach będzie więcej miejsca dla zdrowych byczków. I tylko nie bardzo wiem, gdzie jest źródło takiego rozumowania, czy może raczej atawistycznego odczuwania.
Wracając do moich doświadczeń, muszę wyraźnie powiedzieć, że to, do czego doszedłem w życiu, co udało mi się zrobić, czego dokonać, stało się dzięki ogólnej życzliwości otoczenia. Ale prawdą też jest, że jeżeli kiedykolwiek natrafiałem na nieprzezwyciężone bariery, to były one wznoszone przez te akurat służby, do których należało chronienie niepełnosprawnych. Mój pobyt w sanatorium, mimo początkowego oporu lekarza, mogłem spokojnie oprzeć na życzliwości współkuracjuszy (w stołówce, przy zabiegach itp.). Jeżeli były jakieś kłopoty, to ze strony (sic) lekarzy. Tak więc pokonanie oporów mogłoby się wydawać stosunkowo łatwe, nie sądzę, aby napotykało na opór społeczeństwa. Pora więc uregulować ten niepasujący w żaden sposób do cywilizacyjnych rozwiązań dyskryminacyjny charakter wobec osób niepełnosprawnych, jeżeli chodzi o leczenie uzdrowiskowe. Koszt nie wydaje się zbyt duży, przy czym wymagałoby nadzoru prawidłowe korzystanie z możliwości zabrania ze sobą bezpłatnego opiekuna. Nikt do sanatorium nie jedzie co chwilę, jestem przekonany, że nikt nie umarłby z tego powodu, że jakiś niewidomy czy osoba na wózku skorzystała z sanatorium z asystentem. Natomiast osoba niepełnosprawna, która ze względu na stworzone bariery nie mogła być poddana leczeniu uzdrowiskowemu, umrzeć nieco prędzej może. Czy tak jest lepiej? Tego nie wiem, ale może być taniej.
Źródło: POON nr 13
Prawo do otrzymania skierowania do sanatorium uzyskuje się przeciętnie co trzy lata. I nie wdając się w dywagacje czy ta częstotliwość zaspokaja potrzeby profilaktyki zdrowotnej, czy też nie, pragnę odnieść się do niepokojącego zjawiska jakim stają się bariery w realizacji takiego skierowania.
W latach poprzednich niewidomi mogli skorzystać ze skierowania wraz z osobą towarzyszącą [przewodnikiem], który dbał o ich bezpieczeństwo w nowym nieznanym terenie. Obecnie Narodowy Fundusz Zdrowia zubożał tak, że niewidomi zostali pozbawieni tej ważnej pomocy. Ponieważ konieczność wyzwala aktywność, przeto niewidomi we własnym zakresie organizowali sobie pobyt prosząc personel placówek o doraźne wsparcie; oprowadzenie po budynku i pokazanie sposobu dotarcia do gabinetów zabiegowych, stołówki czy pokoju pielęgniarek.
W ten oto sposób skorzystałam z pomocy sanitariuszy w cieplickim sanatorium. Pracownicy zapoznali mnie z budynkiem, zarezerwowali stolik z dogodnym dojściem a pielęgniarka w trakcie wieczornego obchodu informowała o ewentualnych ważnych z punktu widzenia pacjenta ogłoszeniach. Pouczona w zakresie "co, gdzie i kiedy" spokojnie wędrowałam na zlecone zabiegi i do stołówki. Było miło i bezpiecznie.
W tym roku stałam się szczęśliwą posiadaczką skierowania do Wojskowego Sanatorium Rehabilitacyjnego w Ciechocinku. Zadzwoniłam do placówki z pytaniami o standard, a przy okazji poinformowałam, że jestem osobą ociemniałą i będę zobowiązana za oprowadzenie mnie po gmachu, abym mogła skorzystać z przypisanych mi zabiegów. I dobrze się stało, że zadzwoniłam, ponieważ kategorycznie odmówiono mi prawa do skorzystania z usług placówki, ponieważ "przyjmowane są jedynie osoby samodzielne". Wprawdzie za taką się uważam, ale nie zmienia to faktu, że kierownictwo rehabilitacyjnej instytucji tak nie uważa. Odesłano mnie do NFZ, które podjęło starania znalezienia sanatorium, które przyjmie osobę niewidomą bez osoby towarzyszącej.
Sytuacja jest patowa i wysoce dla niewidomych niekomfortowa. Z jednej strony jesteśmy rzucani na głęboką wodę, a z drugiej strony służba zdrowia - w tym wypadku służba sanatoryjna - odrzuca nas, jako osoby niesamodzielne. Inkryminowane Wojskowe Sanatorium Rehabilitacyjne w Ciechocinku mówiąc młodzieżowym slangiem okrutnie jest wypasione, bo 70 różnych usług, bo olbrzymi basen z przyległościami zaprasza na swej stronie internetowej osoby niepełnosprawne, prócz poruszających się na wózku. Nie dociekam, które kategorie niepełnosprawności mają prawo do opiekuńczych skrzydeł placówki. Niewidomi zdecydowanie nie.
Jakie wnioski należy wyciągnąć z tej historii? Zanim niewidomy samodzielnie skorzysta z dobrodziejstwa leczenia sanatoryjnego, niech bezwarunkowo sprawdzi czy nie będzie persona non grata.
Wniosek drugi. Indywidualnie nie jesteśmy w stanie wywalczyć prawa do opieki przewodnika, ale jawi się tu wdzięczne pole do działania instytucji reprezentującej niewidomych - PZN, ponieważ tytułem eksperymentu zasięgnęłam informacji w pięciu sanatoriach i w dwóch odmówiono mi pobytu, z uwagi na niemożność zapewnienia opieki. Obawiam się, że liczba podobnych odmów może wzrosnąć.
Rozumiem, że nie każda osoba legitymująca się inwalidztwem wzroku potrzebuje pomocy przewodnika, Zdecydowanie potrzebują jej medycznie niewidomi i odmawianie im tej pomocy, a jednocześnie odmawianie wsparcia w sanatoryjnej placówce zdrowia jest jawną dyskryminacją, której nie można tłumaczyć brakiem personelu czy niemożnością oderwania kogoś tam od biurka. Jeden niewidomy w trakcie turnusu nie zdezorganizuje rytmu placówki.
Źródło: POON nr 13
Wyjazdy do sanatorium mogą być dofinansowywane z czterech różnych źródeł: Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ), Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS), Kasy Rolniczych Ubezpieczeń Społecznych (KRUS) oraz Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON). Poniżej prezentujemy informacje na temat wymogów koniecznych do spełnienia, aby ubiegać się o dofinansowanie w podziale na te cztery podmioty.
Dofinansowanie z NFZ
O wyjazd do sanatorium w ramach dofinansowania z Narodowego Funduszu Zdrowia może ubiegać się każdy ubezpieczony, którego stan zdrowia wymaga takiego leczenia oraz osoba, uczeń oraz student do 26. roku życia, jak również dziecko w wieku od 3 do 6 lat.
Niezbędne skierowanie wystawia lekarz mający podpisaną umowę z Narodowym Funduszem Zdrowia na świadczenie usług bądź lekarz zatrudniony w placówce, która ma taką umowę podpisaną.
Kryterium decydującym o wydaniu skierowania jest ogólny stan zdrowia pacjenta, dotychczasowa historia choroby oraz wykonanie podstawowych obowiązkowych badań, na które lekarz powinien skierować pacjenta, a których wyniki należy dołączyć do dokumentacji przekazywanej w procesie aplikacji o miejsce w sanatorium.
Komplet dokumentów wraz ze skierowaniem wysyła lekarz do wojewódzkiego oddziału NFZ. Takie zgłoszenie rejestrowane jest w systemie informatycznym, w którym nadawany jest mu numer ewidencyjny (dzięki czemu można śledzić swoje "miejsce w kolejce" do sanatorium przez Internet).
Lekarz specjalista z ramienia NFZ ma 30 dni na rozpatrzenie wniosku, licząc od dnia wpływu skierowania. Jeśli pacjent otrzyma odpowiedź pozytywną, w dalszym etapie otrzyma skierowanie do odpowiedniego uzdrowiska. Takie skierowanie ważne jest przez 18 miesięcy licząc od dnia jego wydania. Informację o miejscu i dacie rozpoczęcia turnusu pacjent musi otrzymać co najmniej na 14 dni przed jego rozpoczęciem.
Jeśli nie ma miejsc w sanatorium, pacjent jest automatycznie wpisywany na listę osób oczekujących, o czym powinien zostać poinformowany pisemnie. Należy pamiętać, że lekarz może również uznać wyjazd za niecelowy z uwagi na ogólny stan zdrowia pacjenta, który nie kwalifikuje go do korzystania z takiej formy leczenia. O odrzuceniu skierowania NFZ informuje pacjenta, który nie może się odwołać od takiej decyzji.
Wynika z tego zatem, że nie ma przeciwskazań, aby osoby niewidome nie mogły ubiegać się o dofinansowanie pobytu w sanatorium przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Jednak odrzucenie ich wniosku można podciągnąć pod możliwość stwierdzenia, że z uwagi na stan zdrowia pacjenta wyjazd jest bezcelowy w sytuacji, gdy sanatorium nie jest dostosowane do potrzeb osób niewidomych lub niedowidzących.
Dofinansowanie z ZUS
O dofinansowanie z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych do wyjazdu do sanatorium może ubiegać się każdy chory, którego choroba utrudnia pracę albo taki, któremu choroba jeszcze w pracy nie przeszkadza, ale w przyszłości może utrudniać pracę zawodową.
Ten typ dofinansowania nazywany jest pomocą w ramach programu prewencji rentowej ZUS, z której mogą korzystać osoby pracujące, zagrożone całkowitą lub częściową niezdolnością do pracy, uprawnieni do zasiłku chorobowego lub świadczenia rehabilitacyjnego po ustaniu tytułu do ubezpieczenia chorobowego lub wypadkowego oraz osoby pobierającej rentę okresową z tytułu niezdolności do pracy, które rokują na odzyskanie zdolności do pracy dzięki zabiegom rehabilitacyjnym.
Wniosek o takie dofinansowanie wystawia lekarz (bez znaczenia jest to, czy mamy do czynienia z lekarzem z publicznej czy prywatnej przychodni). Wniosek wymaga uzasadnienia, w którym znajdzie się rozpoznanie choroby pacjenta oraz informacje, czy będzie on mógł wrócić do pracy po zakończeniu wnioskowanej rehabilitacji. Wniosek może również wystawić lekarz orzecznik ZUS po sprawdzeniu przyczyn, dla których pacjent przebywa na zwolnieniu lekarskim przez dłuższy czas lub gdy orzeka o niezdolności do pracy w przypadku ubiegania się o rentę.
Otrzymany od lekarza wniosek, pacjent zobowiązany jest złożyć we właściwym ze względu na swoje miejsce zamieszkania oddziale ZUS. Należy liczyć się z tym, że przed wydaniem decyzji Zakład Ubezpieczeń Społecznych może zawezwać ubiegającego się o dofinansowanie na dodatkowe badania.
Czas oczekiwania na pisemną decyzję wynosi około miesiąca. W przypadku pozytywnego rozpatrzenia wniosku pacjent dostaje równocześnie informacje o dacie i miejscu rozpoczęcia turnusu.
Koszty rehabilitacji (w tym koszty leczenia, zakwaterowania, wyżywienia oraz przejazdu - do wysokości ceny biletu najtańszego środka komunikacji publicznej) w pełni pokrywa ZUS.
W chwili obecnej nie ma informacji o przypadkach, w których ZUS kieruje na rehabilitację (która powinna trwać co najmniej 24 dni) osoby z wadami wzroku lub niewidome. Takie wsparcie dotyczy szczególnie osób ze schorzeniami narządów ruchu, układu krążenia oraz układu oddechowego.
Dofinansowanie z KRUS
Na dofinansowanie z Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego mogą liczyć pracujący rolnicy, którzy są zagrożeni utratą zdolności do pracy oraz rolnicy posiadający prawo do okresowej renty rolniczej z tytułu niezdolności do pracy.
Celem takich turnusów rehabilitacyjnych jest zapobieganie niepełnosprawności oraz ograniczanie jej do poziomu umożliwiającego wykonywanie pracy w gospodarstwie rolnym.
O skierowanie mogą ubiegać się kobiety poniżej 60 roku życia oraz mężczyźni poniżej 65 roku życia spełniający chociaż jeden z poniższych warunków:
I. podlegają ubezpieczeniu społecznemu rolników z mocy ustawy w pełnym zakresie,
II. podlegają ubezpieczeniu wypadkowemu, chorobowemu i macierzyńskiemu na wniosek w pełnym zakresie nieprzerwanie od co najmniej 18 miesięcy przed dniem złożenia wniosku,
III. mają ustalone prawo do okresowej renty rolniczej z tytułu niezdolności do pracy, jeśli zachowały zdolność do samodzielnej egzystencji.
Wniosek o takie dofinansowanie wydaje lekarz prowadzący, dołączając do niego wyniki niezbędnych badań. Wniosek należy złożyć bezpośrednio we właściwym miejscowo oddziale regionalnym lub placówce terenowej KRUS.
O dofinansowanie (pokrywające całkowity koszt rehabilitacji leczniczej ubezpieczonego wraz z kosztami zakwaterowania, wyżywienia oraz przejazdu do wysokości przejazdu najtańszym środkiem komunikacji publicznej) można ubiegać się nie częściej niż raz w roku. Wyjątkiem są tutaj osoby z prawem do zasiłku chorobowego z tytułu czasowej niezdolności do pracy trwającej ponad 180 dni, jak również osoby mające ustalone prawo do okresowej renty rolniczej z tytułu niezdolności do pracy w gospodarstwie rolnym. Takie osoby mogą ubiegać się o skierowania na rehabilitację co pół roku.
Dofinansowanie z PFRON
Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych dofinansowuje pobyty w sanatoriach w ramach turnusów rehabilitacyjnych, będących połączeniem rehabilitacji z wypoczynkiem. Takie wyjazdy mają na celu ogólną poprawę sprawności oraz ułatwienie osobom niepełnosprawnym osiągnięcia lub utrzymania niezależności funkcjonowania w codziennym życiu.
O dofinansowanie może ubiegać się osoba niepełnosprawna, która posiada skierowanie na turnus od lekarza, który stale się nią opiekuje, w roku, w którym ubiega się o dofinansowanie nie otrzymała na ten cel dofinansowania ze środków PFRON, złoży oświadczenie o wysokości dochodu wraz z informacją o liczbie osób pozostających we wspólnym gospodarstwie domowym, złoży oświadczenie, że nie będzie pełnić funkcji członka kadry, jak i nie będzie opiekunem innego uczestnika na danym turnusie oraz zobowiąże się do przedstawienia na turnusie informacji o stanie zdrowia sporządzonej nie wcześniej niż na 3 miesiące przed datą rozpoczęcia turnusu.
Opiekun osoby niepełnosprawnej może ubiegać się o dofinansowanie pobytu po spełnieniu następujących warunków:
I. we wniosku lekarza widnieje wyraźne zalecenie o konieczności opieki nad osobą niepełnosprawną,
II. opiekun nie jest osobą niepełnosprawną wymagającą opieki innej osoby,
III. opiekun nie pełni funkcji członka kadry na tym turnusie,
IV. opiekun ukończył 18 lat albo ukończył 16 lat i jest wspólnie zamieszkującym członkiem rodziny osoby niepełnosprawnej.*
* na podstawie par. 4 Rozporządzenia Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 15 listopada 2007 roku w sprawie turnusów rehabilitacyjnych (Dz. U. 2007, nr 230, poz. 1694 ze zm.).
Jakiej wysokości dofinansowania mogą spodziewać się zainteresowane osoby?
Zgodnie z par. 6 wspominanego Rozporządzenia, wysokość dofinansowania wynosi:
* 27 proc. przeciętnego wynagrodzenia - dla osoby niepełnosprawnej ze znacznym stopniem niepełnosprawności, osoby niepełnosprawnej w wieku do 16 roku życia oraz osoby niepełnosprawnej w przedziale wiekowym 16-24 lat uczącej się i niepracującej, bez względu na stopień niepełnosprawności;
* 25 proc. przeciętnego wynagrodzenia - dla osoby niepełnosprawnej z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności;
* 23 proc. przeciętnego wynagrodzenia - dla osoby niepełnosprawnej z lekkim stopniem niepełnosprawności;
* 18 proc. przeciętnego wynagrodzenia - dla opiekuna osoby niepełnosprawnej oraz dla osoby niepełnosprawnej zatrudnionej w zakładzie pracy chronionej, niezależnie od posiadanego stopnia niepełnosprawności.
Dodatkowo, w przypadku uzasadnionym szczególnie trudną sytuacją życiową osoby niepełnosprawnej dofinansowanie dla tej osoby lub dofinansowanie pobytu jej opiekuna na turnusie rehabilitacyjnym może zostać podwyższone do wysokości 35 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Podwyższenie dofinansowania pobytu opiekuna może nastąpić, jeżeli opiekun pozostaje we wspólnym gospodarstwie domowym z osobą niepełnosprawną lub osoba ta ponosi koszty uczestnictwa opiekuna w turnusie.
Najczęściej przyznane dofinansowanie pozwala na opłacenie 50-60 proc. całkowitego kosztu wyjazdu.
Odpowiedni wniosek o dofinansowanie wraz z kopią orzeczenia o stopniu niepełnosprawności, wnioskiem lekarza o skierowanie na turnus rehabilitacyjny oraz oświadczeniem o wysokości dochodu w rodzinie oraz liczbie osób we wspólnym gospodarstwie domowym należy złożyć we właściwym, ze względu na miejsce zamieszkania, powiatowym centrum pomocy rodzinie (PCPR). Czas na rozpatrzenie wniosku to 30 dni. Następnie, w ciągu 7 dni od daty rozpatrzenia wniosku PCPR powiadania zainteresowanego o sposobie rozpatrzenia wniosku.
Osoba niepełnosprawna, której wniosek o dofinansowanie turnusu rehabilitacyjnego został rozpatrzony pozytywnie, w terminie 30 dni od dnia otrzymania powiadomienia, nie później jednak niż na 21 dni przed rozpoczęciem turnusu zostanie poinformowana przez Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie o turnusie, w którym będzie brała udział.
Czy faktycznie osoba niewidoma, jadąca bez opiekuna zdana jest na współuczestników pobytu?
Zgodnie z zasadami dofinansowywania pobytów w sanatoriach ze środków PFRON osoba niewidoma wcale nie jest zdana na współuczestników, a wręcz korzystanie z pomocy innego uczestnika przez osobę niepełnosprawną jest niezgodne z prawem! Jak przedstawialiśmy w opisie rodzajów dofinansowań, aby móc ubiegać się o dofinansowania PFRON do pobytu w sanatorium konieczne jest dołączenie do dokumentów aplikacyjnych oświadczenia, że dana osoba nie będzie pełniła funkcji członka kadry, jak również nie będzie opiekunem innego uczestnika na danym turnusie. Dlatego też należy przyjąć, że taka praktyka, o ile jest przyjmowana w sanatoriach, jest niezgodna z obowiązującymi przepisami. Przedstawiona podstawa prawna jest mocnym argumentem w procesie dochodzenia praw o pobyt osoby niepełnosprawnej w sanatorium.
Ponadto należy zaznaczyć, że istnieją specjalne okoliczności uprawniające do dofinansowania pobytu na turnusie w sanatorium również opiekuna osoby niepełnosprawnej, jeśli wykaże się, że chory, ze względu na stan swojego zdrowia nie jest w stanie samodzielnie korzystać w pełni z pobytu, co poświadcza lekarz we wniosku o przyznanie sanatorium) oraz, że opiekun sam nie jest osobą niepełnosprawną (zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 15 listopada 2007 roku w sprawie turnusów rehabilitacyjnych Dz.U.2007, nr 230, poz. 1694 ze zm.).
Jeśli zaś chodzi o turnusy finansowane przez NFZ, to lekarz kierujący pacjenta na wyjazd do sanatorium wysyła komplet dokumentów (w tym opinię ze wskazaniem dotyczącą rodzaju schorzenia oraz dotychczasowego przebiegu choroby). Następnie lekarz specjalista z ramienia NFZ (specjalista balneoklimatologii i medycyny fizykalnej lub rehabilitacji medycznej) ocenia dokumentację i na jej podstawie wybiera sanatorium, w którym zakres oferowanych zabiegów może pomóc pacjentowi (informacje takie powinny być dostępne chociażby na stronach internetowych placówek sanatoryjnych). Lekarz ma na to 30 dni, a pacjent powiadamiany jest już o ostatecznej decyzji, od której nie ma odwołania. Dlatego też przy ocenie wniosków dot. osób z wadami wzroku lub niewidomych powinny być brane pod uwagę jedynie ośrodki przystosowane do osób niewidomych. Co prawda lekarz może uznać, że ze względu na stan zdrowia wyjazd pacjenta do sanatorium jest bezcelowy, lecz dotyczy to zazwyczaj przypadków chorób nowotworowych, kobiet w okresie ciąży i połogu oraz ostrych stanów chorób zakaźnych). Przedstawiony porządek jest zgodny z przepisami, jednak praktyka pokazuje, że ze względu na małą liczbę ośrodków przystosowanych do potrzeb osób słabowidzących oraz niewidomych lekarze z ramienia NFZ wydają decyzje negatywne, od których nie można wnieść sprzeciwu, a niestety ani pacjent, ani jego lekarz prowadzący wydający skierowanie nie mają możliwości monitorowania sposobu rozpatrywania zgłoszeń.
Interwencja dotycząca zmiany takiego stanu rzeczy powinna być skierowana do Ministerstwa Zdrowia, gdyż zgodnie z art. 33 Ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (Dz.U.2004, nr 210, poz. 2135 ze zm.), to Minister właściwy do spraw zdrowia, po zasięgnięciu opinii Prezesa Funduszu oraz Naczelnej Rady Lekarskiej, określi w drodze rozporządzenia sposób wystawiania skierowania na leczenie uzdrowiskowe albo rehabilitację uzdrowiskową przez lekarza ubezpieczenia zdrowotnego, tryb potwierdzania skierowania na leczenie uzdrowiskowe albo rehabilitację uzdrowiskową oraz wzór tego skierowania uwzględniając konieczność weryfikacji celowości skierowania na leczenie uzdrowiskowe albo rehabilitację uzdrowiskową.
Wydaje się, że rozwiązania są dwa, oba jednak wymagają nakładów finansowych - jedna możliwość to rozpoczęcie prac nad dostosowywaniem sanatorium do potrzeb osób z chorobami okulistycznymi, zaś druga to kwestia dofinansowywania pobytów opiekunów. Może warto również zasygnalizować pomysł zatrudniania w sanatoriach osób, które mogłyby być opiekunami dla niewidomych kuracjuszy. Wtedy taka osoba mogłaby się opiekować kilkoma osobami w trakcie jednego turnusu.
Źródło: POON Flash nr 14
Kompleksy i bolączki niedowidzących "okularników"
Szkła pełne kompleksów
Okulary, gogle, bryle czy denka od butelek jakkolwiek by je nie nazwać, potrafią przysporzyć ogromnych problemów. Odkąd tylko sięgam pamięcią pierwszą czynnością po przebudzeniu jest sięgnięcie po okulary, a ostatnią w ciągu dnia jest ich odłożenie na miejsce. Kiedy do naszego kraju dotarła moda na soczewki kontaktowe, nie dziwota, że spora rzesza okularników z radością wyrzuciła do kosza nieporęczne szkła. Niestety, nie każdy toleruje obce ciała w oku.
Jestem typowym okularnikiem od wczesnego dzieciństwa, czuję się z nimi "zrośnięta". Mogłabym napisać książkę "Sto porad jak szybko i skutecznie zniszczyć okulary". Oj, nie miały ze mną łatwego życia, a ja z nimi! Dla czteroletniego dziecka konieczność noszenia okularów to życiowa tragedia. Wszyscy wiemy, jak okrutne bywają dzieci. W tym wieku człowiek uczy się postrzegać różnice między ludźmi i dosyć często utwierdza się w przekonaniu, że wszystko, co inne, jest gorsze. Kilkuletni okularnik musi się liczyć z tym, że będzie traktowany inaczej. Nic zatem dziwnego, że dla niego słowa, będziesz musiał zacząć nosić okulary brzmią jak wyrok. Dziwnym zbiegiem okoliczności pierwsze okulary dość szybko ulegają uszkodzeniom i różnym przedziwnym wypadkom, mogą się połamać lub zgubić. Nastolatki mają pod tym względem jeszcze gorzej. Okres dojrzewania niesie ze sobą masę problemów i kompleksów. W dorastającej dziewczynie ogromny wstyd i nieśmiałość może wywołać wszystko, co dopiero mówić o okularach, które z góry odejmują młodej panience kilka znaczących punktów w "urodowej" męskiej skali. W czasach, kiedy chodziłam do szkoły, okularnicy bywali obiektem drwin. Pamiętam jednak, kiedy z księgarni wprost wylewały się książki o Harrym Potterze. Dzieciaki pokochały młodego czarodzieja i chciały być takie jak on. W Wielkiej Brytanii, w trakcie pierwszej fali szału na Pottera chciały nosić okulary, które za sprawą Harryego stały się niesamowicie modne, mimo że wcześniej w podstawówce, okularników raczej wyszydzano, niż wielbiono. Okrągłe oprawki przeżywały wtedy swój renesans po raz kolejny. Wcześniej stało się to za sprawą Johna Lennona, który w okularach od Menrad głosił światu pokojową rewolucję. Wiadomo, że najważniejsze, aby okulary były wygodne, lekkie i wytrzymałe. Nigdy nie myślałam o nich, że potrafią dodać wyrazistości twarzy, wydobyć jej piękno, a nawet mogą odmładzać. Wizażyści, projektanci mody i psychologowie interesują się okularami oraz wszystkim, co się z nimi wiąże. Panuje moda na ich noszenie. Tylko, że w życiu np. moim to już tak różowo nie wygląda. Mam wysoką krótkowzroczność i dla mnie zakup nowej pary okularów to wyjątkowo duży wydatek. Nie stać mnie, żeby mieć dodatkową parę w razie jakiejś awarii. Podobnie wygląda sprawa z okularami męża, inna wada wzroku, a cena równie wysoka. Mimo, że dużo kosztują, to nie wyglądają ciekawie, nawet, gdy szkła są pocieniane. Oczywiście, że w porównaniu z tymi sprzed dwudziestu- trzydziestu lat, różnica jest ogromna. W dzieciństwie byłam wyjątkowo nieśmiała, ale nie mogłam ukryć się za okularami, gdyż były tak rzucające się w oczy, typowe denka od butelki. Podobne problemy mają inne osoby, które zmuszone są nosić takie "ozdoby" na nosie. Czy można traktować je wtedy, jak element biżuterii, modny gadżet? Raczej jako źródło kompleksów i niskiej samooceny.
Problemy "okularników"
Większości okularnikom wada wzroku przysparza wielu problemów. Narzekają, że okulary parują, odparzają nos i wyglądają mało estetycznie. Dręczy ich odwieczne pytanie okulary czy soczewki? Co wybrać do pływania, nurkowania? Są przecież okulary korekcyjne do pływania, ale wiadomo, to się wiąże z dodatkowymi kosztami. A co lepiej sprawdzi się podczas wypadu pod namiot, gdy nie ma jak zmieniać soczewek w higienicznych warunkach, gdy brak dostępu do bieżącej wody? A co, gdy okularnik chce założyć okulary słoneczne? Kupić korekcyjne przeciwsłoneczne, znowu dodatkowy niemały koszt? A może lepiej fotochromy się sprawdzą?
Od dziewiętnastu lat noszę soczewki kontaktowe i okulary na zmianę. W soczewce kontaktowej widzę dużo lepiej, obraz jest bardziej ostry, ale mam problemy z czytaniem. W okularach za to widzę lepiej z bliży, ale problemy mam z dalą. Także wymiennie noszę okulary i soczewki kontaktowe. Moja wada wzroku jest szczególnie złożona wysoka krótkowzroczność, co zaskutkowało odwarstwieniem siatkówki, zaćmą i jaskrą. Mam światłowstręt i gdy świeci słońce muszę mieć fotochromy inaczej słońce mnie oślepia. Moje okulary, które noszę na co dzień mają minus 30 dioptrii, a powinnam mieć minus 34 dioptrii, jednak okularów takiej mocy nie mogę kupić. A te, które mam są diabelsko grube, ciężkie i szklane, gdyż innych nie ma. Są one niezwykle kruche, po obwodzie szkło jest niesłychanie grube, ale w środkowej części niezmiernie cienkie, co dodatkowo osłabia jej wytrzymałość. W przeciągu trzech lat zbiłam dwie pary okularów. Pierwsze, gdy odkręciła się śrubka w oprawce, dodatkowo zabezpieczona klejem, ale naprężenia są tak silne, że gdy optyk źle spasuje, to niedługo trzeba czekać na definitywny koniec takich gogli. Gdy drugim razem zbiłam okulary, nogi się pode mną ugięły i zrobiło mi się słabo. Pomyślałam sobie, że znowu będę miesiąc czekała na nowe, znowu się będę męczyć, bo nie mam zapasowych, gdyż stare patrzałki zbiłam. Wszyscy w koło tłumaczą mi, żebym się tak nie przejmowała, że jest to wpisane w moją niepełnosprawność, że podobne sytuacje mogą się zdarzyć, ale ja się tak starałam, uważałam, pilnowałam jak największego skarbu. A tu jeszcze przed samymi świętami taki wydatek. Może podam tak dla lepszego wyobrażenia jakie to koszty. Okulary minus 30 dioptrii kosztują 900 zł. Choć jedno oko ma jedynie poczucie światła, to muszę kupić dwie soczewki okularowe. Jeszcze kilka lat temu, gdy optyk zgłosił w firmie produkującej soczewki, że na jedno oko potrzebny jest balans to można było dostać 20-30 proc. rabatu, bo można było zamontować szkło nie w pełni wartościowe. Teraz takiej możliwości już nie ma. Trzeba kupić identyczne soczewki, choć czynne jest jedno oko. Jedna roczna miękka soczewka kontaktowa minus 24 dioptrie 250 zł. Kiedyś miałam soczewki, które były lekko zabarwione na kolor niebieski lub zielony, lepiej je widziałam i ułatwiało mi to pielęgnację. Od kilku lat soczewki kontaktowe są zupełnie przeźroczyste i dlatego mam problem z zauważeniem ich. Sprawdzam nerwowo po kilka razy, proszę bliskich, by jeszcze dodatkowo sprawdzili, czy soczewka jest umieszczona w pojemniku. Muszę pamiętać, gdy jestem poza domem, aby cały asortyment potrzebny do pielęgnacji i przechowywania soczewek mieć zawsze pod ręką. Może się bowiem zdarzyć, że trzeba awaryjnie wyjąć i przemyć soczewkę lub zdarzyło mi się dwa razy, że soczewka wypadła mi z oka. Odnaleźć ją wtedy graniczy z cudem, to istne szukanie igły w stogu siana. Następne okulary fotochromy dodatkowe do soczewki kontaktowej minus 4,5 dioptrii 680 zł i ze zwykłymi soczewkami 560 zł. Ostatnio złożyło się tak, że zmuszona byłam w zeszłym roku wydać1830 zł na sprzęt ortopedyczny. Mąż jest także osobą niedowidzącą i musi również nosić dosyć uciążliwe okulary. Jego to plus 14 dioptrii, okulary tej mocy można dużo łatwiej kupić. Niestety nie ma fotochromów tej mocy, a mąż po przebytej zaćmie ma niestety światłowstręt, a dodatkowo "plusy" to soczewki skupiające i cierpi często latem na potworne bóle głowy. Ratuje się wtedy czapką z daszkiem i przeciwsłonecznymi, ciemnymi nakładkami zakładanymi na okulary. Jakiś czas temu wybraliśmy się z mężem do centrum handlowego i w zamieszaniu, było dużo kupujących, przechodzień potrącił go w tak niefortunny sposób, że okulary upadły na podłogę. Na nowych, "jeszcze ciepłych" soczewkach okularowych powstała duża rysa. Sprawca tego zdarzenia nawet nie zwrócił uwagi, nie zainteresował się. Dobrze, że mnie nie potrącił, bo moje gogle nie miałyby szans w zderzeniu z terakotą, pozostało by po nich jedynie mgliste i kosztowne wspomnienie.
Obydwoje z mężem korzystamy dodatkowo jeszcze z innego sprzętu ortopedycznego dedykowanego osobom ze szczątkowym widzeniem. Znajomi, którzy korzystali już z takiej pomocy poinformowali nas, jak można ubiegać się o taki sprzęt. Jestem obecnie w posiadaniu monookularu, dosyć dziwnie wyglądających okularów lornetowych, mąż posługuje się dodatkowo lupą optyczną. A w podróż lub miejsca, których nie znam zabieram białą laskę, która pomaga bardziej orientować się w nieprzyjaznej i nieprzystosowanej dla osób z dysfunkcją wzroku przestrzeni publicznej.
Nigdy moja rodzina ( syn również nosi okulary korekcyjne) nie korzystała z żadnego dofinansowania. Byłam w zeszłym roku w PCPR i zapytałam, czy może coś się zmieniło, jeżeli chodzi o refundację szkieł korekcyjnych, pracownica poinformowała mnie, że tak oczywiście i skierowała mnie do pokoju obok. Poszłam pełna nadziei, że jednak coś się zmieniło, ale jak usłyszałam, że NFZ zwracał pacjentom z wadą wzroku 8 zł za parę szkieł korekcyjnych i muszę jechać 100 km do NFZ w Skierniewicach, to chciało mi się płakać. To chyba żart, przecież więcej wyniesie mnie podróż.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku były dla mnie okresem mocnego zaangażowania w tzw. pracę społeczną, tak na rzecz utrzymania swego stanowiska zawodowego, jak i z tytułu działalności na rzecz niewidomych. Zapaść gospodarcza spowodowała, iż miałem dużo czasu, no i rodziła się wyraźna potrzeba znalezienia w tym kształtującym się na nowo społeczeństwie konkretnego miejsca dla siebie. W środowisku niepełnosprawnych kotłowało się również, chociaż - trzeba to wyraźnie powiedzieć - nowoczesnego spojrzenia było niewiele, jeśli w ogóle jakieś było. Naczelne władze PZN (nie mylić z naczelnymi ssakami) robiły raczej wrażenie, że chyba to wszystko, co się wyrabia, chcą przeczekać, a potem jakoś będzie.
Pośród tych często pozornych ruchów "tam i nazad" pojawił się coraz wyraźniej problem, lansowany przez różne środowiska niepełnosprawnych, że należałoby powołać pełnomocnika ds. osób niepełnosprawnych tak na poziomie wojewódzkim, jak i rządowym. Wydawało nam się wtedy, że jest to rzeczywiście potrzeba chwili, i że taki pełnomocnik rozwiązałby mnóstwo spraw. Na spotkaniach rozmaitych, często przypadkowo zebranych stowarzyszeń, odbywały się głosowania nad wysuwanymi kandydatami, wśród których przez pewien czas i ja się znajdowałem. Potem okazało się, że te wszystkie kandydatury powstałe skutkiem tychże gremiów zupełnie nie zostały wzięte przez nikogo pod uwagę. Pełnomocnikiem na szczeblu wojewódzkim został zupełnie ktoś inny, ktoś kto na tych posiedzeniach nigdy albo prawie nigdy nie bywał.
No, a później trzeba było uświadomić sobie, że wówczas ulegliśmy powszechnemu złudzeniu, jakoby taki pełnomocnik był swego rodzaju panaceum na wszystko. Z czasem zrozumiałem, że nastąpiło tu pomieszanie pojęć, gdyż podczas dyskusji poplątało nam się pojęcie "rzecznik" i "pełnomocnik". Gdybyż to jeszcze był pełnomocnik niepełnosprawnych... A tu przecież powoływano najpierw pełnomocnika Rządu, a potem niektórych wojewodów. Przeprowadzone więc kilkakrotnie głosowania mogły mieć co najwyżej charakter doradczy lub sondażowy. Boć przecież żaden rząd, ani żaden wojewoda nie byłby zainteresowany powoływaniem na to stanowisko kogoś narzuconego. Jakoś w ferworze debat, na bazie rodzącej się demokracji, nikt nie pomyślał, za wyjątkiem tych, co mieli w tym interes, iż pełnomocnik reprezentuje swego mocodawcę, a nie niepełnosprawnych. Dlatego zaraz okazało się, że powołany pełnomocnik może co najwyżej przekazać w górę różne postulaty, dezyderaty, pomysły i ewentualne żądania o niewielkiej sile rażenia. Ba, był przez krótki czas nawet i taki pełnomocnik, który sam przyznał, iż załatwiał w zasadzie wodę mineralną na zebrania. Był też i taki, który sam złożył rezygnację, nie godząc się na rolę kółka pośredniego (czyli niepracującego, żeby użyć terminologii technicznej).
Także i dziś, w dobie dolnośląskiej pezetenowskiej zawieruchy, kiedy przekazywaliśmy z przewodniczącą KRO do wiadomości różnych władz pisma kierowane do okręgowych i naczelnych władz PZN, wzięliśmy pod uwagę również pełnomocnika Rządu. I od tego pełnomocnika dostaliśmy szybko odpowiedź, że nie jest on władny w żaden sposób wchodzić w tego rodzaju konflikty (tu następowało odwołanie do ustawy o rehabilitacji). A w kilka dni potem w radiowej Jedynce Janusz Weiss otrzymał od tegoż pełnomocnika informację, że nie jest on w stanie (ten pełnomocnik) podjąć sprawy niewpuszczonej do restauracji osoby na wózku. Wprawdzie są stosowne przepisy, ale to ta osoba musiałaby wystąpić do sądu, a w domyśle, winna czekać na Sąd Boży.
Warto zatem, ucząc się na błędach, błędów tych później już nie popełniać. Warto pamiętać, że pełnomocnik Rządu może wprawdzie wyłuszczać problemy nawrzucane przez niepełnosprawnych, ale jego władza i kompetencje są żadne, analogicznie też ma się rzecz z pełnomocnikiem Wojewody. Nam potrzebny jest, wobec dynamiki rozwoju społecznego, kryzysu gospodarczego oraz konkurencyjnej walki na rynku niepełnosprawnym w stopniu znacznym, rzecznik praw osób niepełnosprawnych. Brak takiego rzecznika powoduje, że koszmarnie wadliwie działające mechanizmy przydzielania zleceń poszczególnym stowarzyszeniom nadal działają, chociaż cały świat widzi, że działają co najmniej wadliwie albo nawet szkodliwie. W dodatku już nie tylko pełnomocnicy, ale i decydenci w sprawach dotyczących osób niepełnosprawnych nie mają żadnych kompetencji w powierzonej im dziedzinie.
Niepełnosprawny ma dziś wyraźnie możliwość wyboru przynależności do takiego stowarzyszenia, które mu odpowiada, w każdej chwili może opuścić tę organizację, która przestaje spełniać jego oczekiwania. Czy jednak zaskoczeni niepełnosprawnością dziecka i nieposiadający stosownej wiedzy rodzice będą w stanie upomnieć się o brajlowskie czasopisma dla takiego dziecka? Bogusław Witek w ostatnim numerze "WIM" bardzo krótko, a jednocześnie wyraziście pokazuje, jak jego oczekiwania przy wstępowaniu do PZN rozminęły się z rzeczywistością. Podobnie Henryk Lubawy - równie krótko i treściwie pokazuje, że z chwilą, gdy działania PZN nie pokryły się z jego zainteresowaniami, kontakty z organizacją wyraźnie osłabły.
Warto jednak jeszcze brać pod uwagę, że człowiek, którego dotknie np. ślepota, nie jest w mocy racjonalnie poszukiwać stowarzyszenia, które spełniałoby jego oczekiwania. Stowarzyszeń jest mnóstwo, co sprzyja korupcji, poplecznictwu, nadużyciom. Spryciarze mają pełne prawo mieć nadzieję, że w tej masie ich działania nie zostaną zauważone, a zanim zostaną, to oni swoje i tak wydrą, przejdą na wysoką emeryturę i będą wypoczywać w glorii i chwale.
Ale w końcu nie ja jeden uległem takiemu złudzeniu. A innemu złudzeniu, to znaczy pozornym przywilejom danym niewidomym, ulegają wielkie gremia do dziś. I nie ma jak dotąd sposobu, żeby przekonać te gremia, iż wszystkie te przywileje poważnie utrudniają rozwój zatrudnienia niewidomych.
Może więc też warto by się zastanowić, czy dzielenie niewidomych i słabowidzących w perspektywie "odwiecznego konfliktu", nie okaże się wkrótce złudzeniem i absurdem. Pamiętam ze szkoły specjalnej, że mimo różnorakich sporów, bójek itp., wspólne wyjście na spacer czy wspólne sportowe albo porządkowe zajęcia oznaczały, że słabowidz łączy się z całkowicie niewidomym i działają razem. Nie było konieczne wygłaszanie kazań przez wychowawców czy nauczycieli na ten temat.
Potem byłem niezwykle zdumiony, kiedy moja żona jako nauczycielka w tejże szkole była zbulwersowana faktem, iż musi słabowidzącym tłumaczyć, że oszukiwanie i pozostawianie niewidomych bez pomocy jest czymś nagannym. Mój z kolei pogląd na sprawę daje się streścić tak, że w wielu wypadkach słabowidzącym jest trudniej niż niewidomym. Oto bowiem niewidomego każdy od razu zidentyfikuje, bądź to po oczach, bądź po lasce, bądź wreszcie po samym sposobie poruszania się. Tymczasem słabowidz do jakiegoś momentu jest taki sam jak widzący, a potem nagle tłucze niespodziewanie talerz albo kopnie czyjąś torbę z zakupami. Wtedy zostaje potraktowany jako zwykły cham, a on po prostu akurat nie dojrzał. Kiedy słabowidz pomyli potrawę na stole szwedzkim, ale bierze ją dla siebie, to nikt nie musi wiedzieć, że zamiast jajka w majonezie nałożył sobie twarożek ze szczypiorkiem. Kiedy jednak zrobi taką zamianę niewidomemu, któremu pomaga, a ten nie lubi szczypiorku, powstaje problem, czy nie jest aby złośliwy. Dlatego, zanim PZN okaże się już całkowitym przeżytkiem, lepiej żeby nazywał się Polski Związek Niewidomych i Słabowidzących, a statut przewidywał pomoc stosownie do potrzeb danego osobnika. Chodzi o to, żeby nie ulegać złudzeniom i nie dawać się nabierać. Resztę czas pokaże.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
S.K. - Rozmawiam z Marią Tarlagą, niewidomą działaczką zamieszkałą na wsi. Pani Mario, nie miała Pani łatwego życia, jednak potrafiła Pani przezwyciężyć wiele trudności i realizować się w życiu z niepełnosprawnością. Proszę opowiedzieć o swoich doświadczeniach.
M.T. - Najtrudniej jest mówić o sobie, bo cóż ciekawego może być w życiorysie wiejskiego dziecka, które urodziło się jako niewidome?
S.K. - Zależy, jakie to dziecko było. Myślę, że tak mówi Pani ze skromności. Jeżeli okaże się, że w Pani życiu i doświadczeniach nie będzie nic interesującego, rozmowy naszej nie opublikuję.
M.T. - W takim razie spróbuję opowiedzieć o swojej drodze życiowej.
S.K. - To rozumiem. Zatem zaczynajmy.
M.K. - Na świat przyszłam dwunastego marca 1955 roku. Była to wielka radość dla moich rodziców i dziadka, bo w naszej familii rodzili się sami chłopcy. Mój tato miał sześciu braci, pierwszym dzieckiem w mojej rodzinie był też chłopczyk.
S.K. - Proszę, córeczka okazała się szczęściem rodziny.
M.T. - Tak, ale to szczęście nie trwało długo. Rodzice zauważyli, że coś ze mną jest nie tak. Nie chwytałam zabawek, które mi podawali, nie próbowałam chodzić jak inne dzieci. Okazało się, że nie widzę. Zaczęło się szukanie lekarzy, którzy mogli pomóc. Operacja w Krakowie na prawe oko nie udała się, z lewym poszło lepiej. Nie było to wiele, ale widziałam twarze i rozróżniałam kolory.
S.K. - Niewidome dziecko, nikt nie jest przygotowany do radzenia sobie z takimi problemami. Dobrze, że przynajmniej trochę Pani widziała.
M.T. - To jednak nie koniec nieszczęść. Naszą rodzinę dotknęła kolejna tragedia, po krótkiej chorobie zmarł mój brat. Potem mama zachorowała i już nie mogła mieć więcej dzieci.
S.K. - Rzeczywiście, bardzo ciężkie doświadczenia.
M.T. - Rodzice jednak się nie załamali. W dalszym ciągu wozili mnie do lekarzy. Tak w wieku sześciu lat trafiłam do kliniki w Lublinie. Przebywałam tam od połowy listopada do połowy kwietnia bez kontaktu z rodzicami. Wtedy nikt się nie przejmował, jak taka rozłąka wpłynie na psychikę dziecka.
Gdy wyjeżdżałam do szpitala, był pochmurny listopadowy dzień. Widziałam leżące wszędzie pożółkłe liście, ciężkie chmury pędziły po niebie. Gdy wracałam, był piękny, słoneczny kwietniowy dzień, ale ja już nie zobaczyłam zielonej trawy i żółtych kaczeńców.
S.K. - Sześć lat i całkowita utrata wzroku. Jak w tej sytuacji układały się Pani losy?
M.T. - Nie było łatwo ani mnie, ani moim rodzicom. Nawet w mieszkaniu wszystko było obce, potykałam się o różne sprzęty, dlatego nie chciałam wychodzić z domu. Rodzice nie wiedzieli, jak mi pomóc. Wiedzieli tylko, że żadne leczenie nie będzie skuteczne.
Trzeba było jakoś zająć się wychowaniem niewidomego dziecka, co nie było łatwe. Nie mogli ciągle być przy mnie, bo to przecież była wiosna, trzeba było iść w pole. Zabierali mnie czasem ze sobą, ale ja się nudziłam.
S.K. - Ale jednak znalazło się wyjście z tej sytuacji. Kto pomógł rozwiązać tak trudny problem, kto udzielił pomocy?
M.T. - Obok nas mieszkało starsze małżeństwo. Pan Tomasz był kościelnym, jego żona była nazywana przez wszystkich babcią. Wychowała kilkanaścioro dzieci. Często ludzie prosili ją o radę w różnych sprawach, bo i na leczeniu się znała, nawet powróżyć umiała. Chociaż, jak teraz wspominam te jej wróżby, to sprowadzały się do rozmów, które pozwalały właściwie podejść do problemów.
U tej babci rodzice zaczęli mnie zostawiać. A ona zabierała mnie na spacery w pole, na łąki, gdzie zbierałyśmy zioła, uczyła mnie rozpoznawać głosy ptaków.
Kiedy jej powiedziałam, że boję się zostawać w domu sama, bo coś stuka, szeleści, powiedziała, żebym to próbowała łapać. W ten sposób nauczyłam się rozpoznawać różne dźwięki. Z czasem nawet polubiłam to łapanie głosów.
S.K. - Proszę, wiejska babcia, a taka mądra...
M.T. - Tak, była to mądra kobieta. Przekonała moją rodzinę, że trzeba wykorzystać to, co zostało. Czytała mi książki i zachęcała, żebym je opowiadała rodzicom po powrocie do domu. Rodzice w wolnym czasie też zaczęli mi czytać książki.
Lubiłam słuchać bajek opowiadanych przez babcię i książek czytanych przez nią w dni, kiedy deszcz nie pozwalał wyjść z domu.
S.K. - Też bardzo lubiłem książki, jeżeli któraś z sióstr znalazła czas, żeby coś głośno przeczytać. Wzbogacało to moje życie. Ale tu nie o mnie chodzi. Proszę powiedzieć, jak traktowali Panią mieszkańcy wsi?
M.T. - Na wsi nie da się niczego ukryć, ludzie wszystko wiedzą. Już wkrótce wiadomość, że wróciłam ze szpitala i nie widzę, rozeszła się po całej wsi. Ludzie współczuli moim rodzicom, ale nikt nie umiał znaleźć rady. Odwiedzający nas sąsiedzi często przychodzili ze swoimi dziećmi. Wtedy, gdy dorośli rozmawiali, my wymyślaliśmy różne zabawy.
Z czasem dzieci sąsiadów zaczęły same przychodzić do mnie. Z początku bawiliśmy się pod okiem dorosłych, ale potem zostawiano nas samych i pozwalano nam wychodzić na spacery.
Koleżanki i koledzy szybko pojęli, że różnię się od nich, że nie mogę biegać za piłką, nie dostrzegam koloru zabawek, a kwiatki rozpoznaję dopiero wtedy, gdy biorę je do ręki. Robili więc wszystko, żebym mogła się z nimi bawić. Nikt nie wiedział, że istnieją zabawki przystosowane dla niewidomego dziecka. Nie wiem nawet, czy takie wtedy były.
W ogóle z tymi zabawkami nie było tak, jak teraz. Rzadko ktoś dostawał jakąś zabawkę kupioną w sklepie, najczęściej zabawki robił dziadek albo ojciec koleżanki.
S.K. - Dobrych miała Pani sąsiadów oraz dobre koleżanki i kolegów. Jednak chyba nie wszystko mogła Pani robić, nie we wszystkich zabawach brać udział?
M.T. - Moja babcia nauczyła mnie robić lalki z sitowia, wyplatać z trawy czapeczki, koszyczki i łódki. Mogłam więc włączać się w wytwarzanie zabawek. Robiliśmy też zabawki z papieru, a w jesieni dobrym materiałem były kasztany i żołędzie.
Pojawił się tylko jeden kłopot. Inne dzieci chodziły do szkoły i uczyły się różnych ciekawych rzeczy, a ja nie. Odrabiały przy mnie lekcje, uczyliśmy się razem, ale łatwo nie było. Mogłam zapamiętać wierszyk, którego się uczyły, mogłam zapamiętać jakąś regułę, ale co z matematyką czy przyrodą?
Wiejscy nauczyciele nie wiedzieli, jak mogliby mnie uczyć, powiatowe kuratorium przysyłało co roku formularz z zapytaniem, dlaczego rodzice nie posyłają mnie do szkoły. Ale gdy kierownik szkoły wpisywał notatkę, że nie widzę, uważano sprawę za załatwioną.
S.K. - Jakbym słuchał własnych wspomnień.
M.T. - Wiem, że losy niewidomych dzieci przed kilkudziesięcioma laty były podobne. Na szczęście, dzieci bywają czasem uparte i nie rezygnują tak szybko. Nie mogły nauczyć mnie pisać i czytać, ale dodawanie, odejmowanie, mnożenie i dzielenie zdołałam opanować. Pomoce naukowe zawsze były pod ręką. Patyczki, papier, plastelina, a nawet wosk, były często wykorzystywane.
Jeśli to było możliwe, kolega łapał jakieś zwierzątko i dawał mi do ręki. Potem kazali mi to lepić z plasteliny. Jeśli coś było nie do zdobycia, jego siostra robiła model z wosku i mogłam go dokładnie obejrzeć. Moi mali sąsiedzi pewnie dobrze się bawili, ale może nawet nikt nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo mi pomagają. Dzięki tym dziecięcym zabawom w szkołę moje palce nauczyły się rozpoznawać kształty, uszy rozróżniały głosy ptaków. Prawda, że czasem coś ugryzło mnie w palec, ręce miałam w bąblach, bo akurat trafiłam na pokrzywę, ale kto by się tym przejmował. Ciągle tyle było do obejrzenia i wszystko okazywało się takie interesujące.
Kiedy w domu pojawiło się radio, dodatkowym źródłem wiedzy stały się audycje dla szkół. Słuchałam ich, a potem dzieliłam się tymi wiadomościami z koleżankami.
S.K. - Znowu mówi Pani o tym, co i dla mnie było bardzo ważne, czyli o radiu. Ciągle nasuwają mi się porównania. Zostawmy je na boku i proszę mówić dalej.
M.T. - Nie dziwi mnie to, bo radio jest bardzo ważne dla niewidomych, dla dzieci i dla dorosłych. Oprócz słuchania radia, bardzo lubiłam długie zimowe wieczory, bo wtedy rodzice mieli więcej czasu dla mnie. Gdy tato kończył pracę, mama podawała kolację. Potem tato siadał blisko pieca, brał do ręki książkę i czytał. Z początku były to bajki, potem powieści dla dzieci. Cóż, kiedy nagle rozlegało się stuknięcie, książka się zamykała i trzeba było iść spać i czekać do następnego wieczoru.
Były też książki, które rodzice czytali po cichu. Znałam nieraz tytuł takiej książki, dotykałam jej, ale nic nie mogłam wyczytać. Moje palce dotykały gładkiej okładki, były to grube tomy, ale dla mnie niedostępne.
Ucząc się z koleżankami, słuchając radiowych audycji dla szkół, zdobywałam różne wiadomości. Z czasem zdawałam sobie sprawę, że ta moja wiedza to zbiór różnych wiadomości, z których nie było żadnego porządku. Zadawałam coraz więcej pytań, a koleżanki nie umiały mi na nie odpowiedzieć.
Nie rozumiałam, że ktoś, kto chodzi do szkoły może czegoś nie wiedzieć. Tylko że one chodziły do czwartej klasy, a ja wysłuchałam czegoś w audycji dla klasy siódmej i pytałam o to, czego nie rozumiałam.
Jedna z koleżanek często opowiadała o swoim starszym bracie, który studiował w Krakowie. Kiedyś spytałam ją o coś, odpowiedziała, że nie wie, ale jej brat to na pewno wie.
Jej mama była krawcową i moja mama poszła tam ze mną, żeby mi coś uszyła. Akurat trwały wakacje i brat Ani był w domu. Kiedy nasze mamy rozmawiały, on zaczął mnie wypytywać, co robię, czym się interesuję.
Sama nie wiem, jak to się stało, że nagle zaczęłam mówić. Mówiłam, że chciałabym kiedyś umieć czytać, bo rodzice niektórych książek nie chcą mi czytać. Umilkłam przerażona, że on, taki mądry, wyśmieje mnie i jego siostra przestanie się ze mną bawić. Ale on się nie roześmiał.
Odezwał się po chwili i powiedział, że są takie książki i ja będę mogła je czytać. Potem Ania zaczęła pytać brata, czy widział takie książki i czy może je przywieźć. Ja już prawie się nie odzywałam, myślałam tylko, jak by to było dobrze, gdybym mogła sama czytać.
Nasze mamy skończyły rozmowę i trzeba było iść do domu. Moja mama nie zwracała uwagi na moje rozmowy z koleżanką, więc nie mogła zrozumieć mojego roztargnienia. Chodziłam po domu zamyślona i nikt nie mógł się ze mną dogadać.
Wieczorem przyszła pani Irena, mama Ani i jej brata. Okazało się, że po naszym wyjściu on zaczął wypytywać swoją siostrę, a potem rodziców, jak ja się uczę. Dowiedział się, że rodzice szukali dla mnie szkoły, ale nikt nie potrafił pomóc. Powiedział, że on się tym zajmie i będę mogła pójść do szkoły. I zaczęło się. Coś co jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe, stało się faktem.
S.K. - Widzę, że spotkała Pani mądrego młodzieńca.
M.T. - O tak. Już trzeciego września 1967 roku znalazłam się w prawdziwej szkole.
Najpierw przyjęto mnie do pierwszej klasy, ale jedna z wychowawczyń zaczęła mnie przepytywać. Byłam zdziwiona, że pyta mnie tabliczki mnożenia i innych rzeczy, których moje koleżanki uczyły się w drugiej, a nawet trzeciej klasie. Zaraz potem wezwano nas do pani dyrektor, gdzie znów zadawano mi pytania. I tak trafiłam od razu do drugiej klasy. Wychowawczynią, która mnie przepytywała, była pani Maria Paszkiewicz. Potem pani dyrektor Maria Janik zdecydowała, że można mnie przenieść do drugiej klasy.
S.K. - I tu nasze drogi się rozchodzą. Ja zacząłem ponownie się uczyć, kiedy miałem prawie 20 lat. Wcześniej ukończyłem drugą klasę szkoły powszechnej. Ale dosyć tych porównań. Jak Panią przyjęły koleżanki?
M.T. - Był to początek roku szkolnego. Zaczęli przyjeżdżać inni uczniowie. Zanim rodzice odjechali, już koleżanki wzięły mnie do swojej grupy. Szkoła mieściła się w starym, ciasnym budynku. W klasach stały regały pełne książek. Były to grube tomy.
Nieśmiało zapytałam koleżankę Marylkę, czy ona takie książki potrafi czytać. Uśmiechnęła się i powiedziała, że to łatwe i ja też będę czytać. Jakoś dziwnie jej wierzyłam. Ale początki nie były takie łatwe. Pani Stanisława Samuszkiewicz, nasza nauczycielka, przygotowywała dla mnie kartki z tekstami, na których ćwiczyłam czytanie. I tu pojawił się problem. Do tej pory uczyłam się wszystkiego na pamięć i teraz wystarczyło kilka razy przeczytać zdania na kartce, żeby je potem znać na pamięć. A przecież nie o to chodziło, ja miałam czytać, a nie mówić z pamięci. Powiedziałam o tym nauczycielce i każdego dnia dostawałam nową kartkę do czytania.
Ćwiczyłam też pisanie, co nie było takie proste, papier był twardy, rysik nie trafiał tam, gdzie powinien, ale się zawzięłam. Marylka często powtarzała, że to łatwe, czytała szybko i zaczęła wypożyczać książki z biblioteki. Ja też tak chciałam. Już pod koniec września dostałam "Promyczek" i próbowałam czytać.
Każdą wolną chwilę wykorzystywałam na to czytanie. Nawet na spacer nie chciało mi się wychodzić, bo to odrywało mnie od czytania. Ale wychowawczyni okazała się stanowcza, spacer był obowiązkowy.
Przez rok uczyłam się jeszcze w starej szkole przy ulicy Józefińskiej, ale po wakacjach przenieśliśmy się do nowej szkoły przy ulicy Tynieckiej. Przyszło dużo nowych osób zarówno uczniów, jak i nauczycieli. Warunki były tam lepsze, choć nie brakowało usterek utrudniających codzienne życie. Przekonaliśmy się o tym zaraz na początku, gdy słabowidzący koledzy wpadali na przeszklone drzwi. Zima pokazała, ile są warte nowoczesne okna, które przepuszczały wiatr, a nawet śnieg.
Biblioteka natomiast była duża i książek było coraz więcej, co bardzo mnie cieszyło. Każdą wolną chwilę poświęcałam na czytanie, ale nauki było coraz więcej, a poza tym wybrano mnie na przewodniczącą klasy.
Była to szkoła muzyczna, próbowano mnie uczyć gry na fortepianie, ale z marnym skutkiem.
W późniejszych latach brałam udział w pracy szkolnego samorządu, należałam też do harcerstwa. W tym czasie krystalizowały się moje zainteresowania. Lubiłam pisać wypracowania z języka polskiego, interesowała mnie historia, ale i z matematyką nie miałam kłopotów.
S.K. - A szkoła średnia?
M.T. - Było to liceum w Brzesku. Byłam tam pierwszą niewidomą uczennicą. Z początku traktowano mnie trochę nieufnie, ale z czasem udało mi się przekonać do siebie koleżanki i kolegów. Profesorowie mówili, co piszą na tablicy, ja notowałam brajlem i jakoś szło. Maturę zdałam w 1978 roku.
S.K. - Zamiłowanie do pisania Pani pozostało. Dzięki temu "Pochodnia" i inne czasopisma wzbogaciły się o liczne Pani artykuły. Może jednak po kolei. Skończyła Pani szkołę i co dalej?
M.T. - Tak jest, lata mijały i trzeba było opuścić szkołę, w której tyle się przeżyło, gdzie nawiązała się przyjaźń, która przetrwała do tej pory, trzeba było się zmierzyć z nową rzeczywistością.
Trzeba było coś ze sobą zrobić. Zdawałam sobie sprawę, że rodziców nie będzie stać na opłacenie mi mieszkania w Krakowie. Nie byli zamożni, utrzymywaliśmy się z niewielkiego gospodarstwa rolnego.
Od sierpnia rozpoczęłam więc pracę w Krakowskiej Spółdzielni Niewidomych w systemie nakładczym. Pracę wykonywałam w domu.
S.K. - To radykalna zmiana. Jaka to była praca? Jak wypełniała Pani czas wolny, którego pewnie sporo było?
M.T. - Rzeczywiście, po dniach wypełnionych ciągłym zdobywaniem nowych wiadomości zaczęły się monotonne godziny mechanicznego powtarzania tych samych czynności nabijania maleńkich gwoździków. Dobre było to, że mogłam przy tym słuchać książek, jeśli je dostałam i magnetofon był sprawny.
Najbardziej czekałam na listonosza, bo koleżanka Marylka też pracowała i często do siebie pisałyśmy. Dostawałam też brajlowską prasę, którą chętnie czytałam.
S.K. - Książki i prasa, ale praca chyba mało ambitna?
M.T. - No tak, praca nakładcza nie dawała zadowolenia. Zarobki nie były duże, ciągle mnie atakowano, że nie wyrabiam wyznaczonej normy.
S.K. Nie tęgo więc Pani szła ta robota. Praca nakładcza miała i tę wadę, że były ograniczone kontakty ze spółdzielnią i spółdzielcami.
M.T. - Tego to nie żałowałam, bo nie widziałam w tym nic interesującego. Kiedy przyjeżdżałam do spółdzielni po odbiór materiału i oddawałam gotowy produkt, słyszałam najczęściej rozmowy o długości gwoździków, panowie skracali sobie czekanie przy piwie, panie plotkowały. Czułam się tam zupełnie obca. Nie było z kim porozmawiać o przeczytanej książce czy artykule prasowym. Nie chciałam tam jeździć, więc rodzice sami przywozili mi towar.
S.K. - Właśnie, nieciekawe życie dla młodej dziewczyny.
M.T. - Nieciekawe, zaczęłam popadać w coraz większe przygnębienie. Na dodatek zaczęły się jakieś dolegliwości, czułam się źle. Koło PZN organizowało wycieczki, ale ja nie chciałam jeździć, bo czułam się chora.
S.K. - Ale chyba jakoś pokonała Pani te trudności. Czy ktoś Pani pomógł?
M.T. - Tak, ówczesny prezes koła nie pozwolił mi długo tak żyć.
Tarnowski Okręg PZN dzierżawił wtedy ośrodek w Roztoce koło Zakliczyna. Pod koniec kwietnia 1980 roku zorganizowano tam turnus rehabilitacyjny. Pan przewodniczący Jan nie pytał, czy chcę jechać, ale po prostu mnie zapisał.
Najpierw przeprowadził ze mną szczerą rozmowę, a potem oświadczył, że mam jechać i brać udział we wszystkich zajęciach. Znalazłam się wśród ludzi, którzy mieli różne pasje. Zrozumiałam, że życie nie kończy się na nabijaniu teksów, że można jeszcze coś robić. I tak zaczęła się moja praca w Kole PZN.
S.K. No, to chyba życie Pani stało się bardziej interesujące?
M.T. - Tak, mieliśmy zgraną grupę, a także kontakty z różnymi ludźmi. Wtedy jeszcze PZN przyznawał sprzęt rehabilitacyjny. Trzeba było opiniować podania o dotacje na sprzęt rehabilitacyjny, o zapomogę, o wyjazd na wczasy. Trzeba było czasem tłumaczyć komuś, dlaczego nie dostał zegarka czy innego sprzętu, a to nie było łatwe.
S.K. - Dzięki przewodniczącemu koła PZN zaczęła Pani żyć sprawami innych ludzi, a nie tylko swoimi kłopotami. Jak wyglądała dalsza Pani praca w środowisku?
M.T. - W tym czasie zaczęłam również pisać do naszej związkowej prasy. To była dobra szkoła. Pisałam artykuły polemiczne, opisywałam wydarzenia na terenie okręgu czy koła. Często też brałam udział w konkursach literackich i osiągałam dobre wyniki.
Mieszkałam z rodzicami. Na wsi nie było wielu rozrywek, do kina czy teatru daleko i raczej trudno byłoby dojeżdżać.
Dawniej organizowano wiejskie teatrzyki, teraz już tego nie ma. Ale, chyba to było w 1984 roku, kilka uczennic ze szkoły przyszło do mnie z prośbą, żebym napisała jakiś tekst szopki, którą by można było pokazać.
Wiedziałam, że chodzi im o pokazanie nauczycieli. Znałam prawie wszystkich, wiedziałam, czego kto uczy, więc nietrudno przyszło mi ułożyć dla każdego jakiś wierszyk. Podstawiło się różne melodie i scenariusz gotowy. Potem trzeba było z nimi to przygotować, bo nauczyciele nie mogli znać tego wcześniej.
S.K. - To nie ograniczyła się Pani do spraw środowiska niewidomych, ale i w środowisku wiejskim znalazła miejsce.
M.T. - Tak, udało się. Początek był dobry i poszło. Teraz już nie tylko młodzież chciała, żebym dla niej pisała.
We wsi działało koło gospodyń. Panie też chciały się pokazać, szczególnie że w naszej wsi miały się odbyć gminne dożynki. I znów pisałam wiersze, przyśpiewki do znanych ludowych melodii.
W 1993 roku powstała nasza lokalna gazeta. Pisałam wiersze, które zamieszczano na jej łamach.
S.K. - Proszę, okazało się, że społeczność wiejska potrzebuje Pani umiejętności pisania.
M.T. - Było to dla mnie bardzo ważne, ale niestety, nic nie trwa niezmienne. W marcu 1995 roku zmarł mój tato. Był moim przewodnikiem, gdy trzeba było pojechać na zebranie koła czy odwiedzić kogoś w domu. Mama nie mogła ze mną jeździć, bo zdrowie jej na to nie pozwalało. Musiałam zrezygnować z pracy w zarządzie koła, ale kontakty ze Związkiem pozostały. Brałam udział w organizowanych w Tarnowie konkursach wiedzy o książce.
Niestety, teraz pisanie do prasy związkowej nie jest możliwe, bo prasy prawie nie ma. Ale wracam do przeszłości. Zajęłam się więc pisaniem w swoim środowisku.
I tak, w 2001 roku, współpracując z komitetem budowy kościoła w naszej parafii, wydałam tomik wierszy. To był mój wkład w tę budowę, bo do innej pracy na budowie iść nie mogłam. Od kilku lat wydajemy też kalendarz, do którego piszę teksty.
S.K. - Tylko pogratulować umiejętności włączania się w życie wsi.
M.T. - Tak, jest bardzo ważne, żeby robić to, co jest możliwe i to, co jest ludziom potrzebne. Ale w 2009 roku dotknęła mnie kolejna tragedia, w marcu zmarła moja mama. Od tej pory mieszkam sama.
S.K. - W ten sposób Pani życie stało się bez porównania trudniejsze. Jak Pani sobie radzi z gospodarstwem domowym?
M.T. - Ze sprzątaniem nie mam większych problemów. Nauczyłam się tego w internacie. Natomiast nie lubię i nie umiem gotować. Śniadania i kolacje robię sobie sama, a obiady przywozi mi kuzynka, która mieszka niedaleko. Kuzynka robi mi też zakupy. W ten sposób sobie radzę.
S.K. - Zakupy, sprzątanie i obiady to jeszcze nie wszystko. Trzeba od czasu do czasu gdzieś wyjechać, coś załatwić, z kimś się spotkać. Do tego też potrzebna pomoc.
M.T. - Jasne, że tak. Dlatego teraz już rzadko wyjeżdżam, zresztą i wcześniej mama nie mogła mi w tym pomagać. Jak już mówiłam, stan zdrowia jej na to nie pozwalał. Ale z pisania nie rezygnuję.
Piszę prace konkursowe do Wałbrzycha, raz nawet wyróżnienie zdobyłam. Współpracuję z gminnym domem kultury i z parafią.
Pisanie do prasy brajlowskiej nie było trudne. Pisałam tekst w brajlu i wysyłałam do redakcji. Ale tekstów do lokalnej gazety już tak nie mogłam pisać. Musiałam je przepisywać na maszynie czarnodrukowej.
Gdy żyli rodzice, sprawa była łatwa. Wiedziałam, że będzie miał kto sprawdzić, czy da się to przeczytać. Kiedy jednak zostałam sama, pojawiły się problemy. Wystarczyło, że od pisania nagle oderwał mnie dzwonek telefonu i już trudno było wrócić do przerwanego tekstu. Nie byłam też pewna, czy oddawane teksty nie zawierają błędów.
Wiedziałam, że rozwiązaniem stać się mógł komputer, ale nie miałam szans na jego zakup. Nie uczę się i nie pracuję, więc nie mogłam liczyć na dotację. A poza tym nie bardzo wiedziałam, jak by to było, bo niewiele wiedziałam o posługiwaniu się komputerem.
Proboszcz naszej parafii, gdy w rozmowie ze mną dowiedział się, że moja maszyna może przestać pisać, wziął sprawy w swoje ręce. Powiedział, że on brajla nie będzie się uczył, ale ja mogę nauczyć się posługiwania komputerem. I tak od kwietnia 2013 roku laptop znalazł się w moim domu. Organista, który jest też informatykiem, przychodził i uczył mnie. Pomocne okazały się też rady przyjaciółki, która posiada komputer od dawna.
I tak od rysika przeszłam do komputera. Jest łatwiej, bo on powie, gdzie jest błąd. Myślę, że już niedługo będę mogła swobodnie pisać i czytać. Taką mam nadzieję.
S.K. - A jednak własna aktywność oraz pomoc życzliwych ludzi i życie staje się lepsze, ciekawsze, pożyteczne.
Życzę sukcesów w zmaganiu się z ujarzmieniem komputera. Dziękuję Pani za informacje o życiu osoby niewidomej w środowisku wiejskim. Z pewnością zainteresują one naszych czytelników.
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-03-25
Jaki obowiązuje od 1 stycznia 2014 r. czas pracy dla pracowników niepełnosprawnych z umiarkowanym i znacznym stopniem niepełnosprawności? - pyta czytelnik Rzeczpospolitej.
Do 9 lipca 2014 r. czas pracy osoby niepełnosprawnej zaliczonej do znacznego lub umiarkowanego stopnia niepełnosprawności nie może przekraczać 7 godzin na dobę i 35 godzin tygodniowo tylko wtedy, gdy zdecyduje o tym lekarz.
Pracodawca ma obowiązek stosować skróconą normę czasu pracy od dnia przedstawienia mu zaświadczenia przez pracownika. Krótszy dzień pracy nie może przy tym powodować obniżenia wynagrodzenia wypłacanego w stałej miesięcznej wysokości. A godzinowe stawki płacy zasadniczej, odpowiadające osobistemu zaszeregowaniu lub zaszeregowaniu wykonywanej pracy, trzeba podnieść w takim stosunku, w jakim dotychczasowy wymiar czasu pracy pozostaje do tych norm.
Dopiero od 10 lipca 2014 r. do osób ze znacznym lub umiarkowanym stopniem niepełnosprawności znów trzeba będzie stosować skrócony czas pracy z mocy prawa. Tym samym pracownicy nie będą musieli uzyskiwać osobnych zaświadczeń od lekarzy o celowości skrócenia ich dniówki roboczej.
Więcej w Rzeczpospolitej z 12 marca 2014 r.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-03-25
Wojewódzkie ośrodki medycyny pracy będą rozpatrywać skargi składane przez osoby ze znacznym lub z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności, które otrzymały zaświadczenie o stosowaniu wobec nich dłuższego czasu wykonywania obowiązków w firmie - donosi Dziennik Gazeta Prawna.
Tak wynika z projektu nowelizacji ustawy z 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji społecznej i zawodowej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (tj. Dz.U. z 2011 r. nr 127, poz. 721 z późn. zm.), który przygotowała senacka komisja ustawodawcza. Jest on związany z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 13 czerwca 2013 r. (sygn. akt K 17/11), w którym zakwestionował on obowiązujące od 2012 r. przepisy dotyczące czasu pracy niepełnosprawnych.
Przewidują one, że co do zasady osoby zaliczone do znacznego lub umiarkowanego stopnia niepełnosprawności pracują przez 8 godzin dziennie i 40 tygodniowo. Natomiast gdy chcą one wykonywać swoje obowiązki krócej (7 godzin dziennie i 35 tygodniowo), muszą uzyskać zaświadczenie lekarskie dotyczące celowości zastosowania takiego rozwiązania. Trybunał uznał regulujący te kwestie art. 15 ust. 2 ustawy rehabilitacyjnej za niezgodny z konstytucją. Jednocześnie orzekł, że przestanie on obowiązywać po 12 miesiącach od ogłoszenia wyroku, czyli 9 lipca 2014 r.
Senacki projekt przewiduje powrót do zasad obowiązujących jeszcze do końca 2011 r. To oznacza, że wydłużenie czasu pracy osobom ze znacznym lub z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności będzie wymagało zaświadczenia lekarskiego. O jego wydanie będzie mógł wystąpić nie tylko zatrudniony, ale też pracodawca.
Dodatkowo senatorowie zaproponowali zmianę art. 16 ustawy. Zgodnie z nią w sytuacji, gdy pracownik nie zgadza się z treścią zaświadczenia, w ciągu 7 dni od jego otrzymania będzie mógł złożyć wniosek do wojewódzkiego ośrodka medycyny pracy o przeprowadzenie ponownego badania i wydanie nowego zaświadczenia. Będzie on składany za pośrednictwem lekarza, który wystawił pierwotny dokument.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 13 marca 2014 r.
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-04-07
Czy zaświadczenie o szczególnych schorzeniach wydane przez lekarza specjalistę do celów obniżenia ustawowego wskaźnika wpłat na PFRON powinno wskazywać konkretne schorzenie? - pyta czytelnik Rzeczpospolitej.
Nie - odpowiada ekspert współpracujący z dziennikiem "Rz". Zgodnie z wyjaśnieniem BON wystąpienie szczególnych schorzeń, o których mowa w art. 21 ust. 4 ustawy o rehabilitacji, można udokumentować orzeczeniem lub zaświadczeniem lekarza specjalisty (zob. wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie z 3 listopada 2009 r., III SA/Wa 718/09). Przepisy nie określają oficjalnego wzoru tego zaświadczenia. Mając także na uwadze charakter niektórych z tych schorzeń, do celów wpłat na PFRON wystarczy, aby dokument zawierał:
- pieczęć i podpis lekarza, pieczęć podmiotu leczniczego,
- imię i nazwisko oraz PESEL pracownika (lub inny numer identyfikacyjny) oraz
- informację, że u osoby tej "stwierdzono co najmniej jedno ze schorzeń, o których mowa w par. 1 rozporządzenia ministra pracy i polityki socjalnej z 18 września 1998 r. w sprawie rodzajów schorzeń uzasadniających obniżenie wskaźnika zatrudnienia osób niepełnosprawnych oraz sposobu jego obniżania (Dz.U. nr 124, poz. 820 ze zm.)".
Pozbawione podstawy prawnej jest natomiast żądanie zaświadczenia wyraźnie wskazującego typ schorzenia (np. przewlekłe choroby psychiczne), a tym bardziej na konkretną chorobę, np. schizofrenię, AIDS, bez względu na to, czy zostanie ono określone wprost czy np. kodem z ICD-10. Wyłącznie organ orzekający o niepełnosprawności lub lekarz specjalista mogą poddawać ocenie wystąpienie u danej osoby szczególnego schorzenia oraz potwierdzać tę okoliczność.
Wymaganie zbyt szczegółowych danych jest niedopuszczalne także dlatego, że prowadzi do bezpodstawnej i nieuzasadnionej ingerencji w sferę prywatności pracownika.
Zaświadczenia o szczególnych schorzeniach dotyczących obniżenia wskaźnika wpłat na PFRON (art. 21 ust. 4 ustawy o rehabilitacji) wykazuje się w informacji INF-1 w poz. 21 i 23 (etaty) i poz. 27 i 29 (osoby).
Więcej w Rzeczpospolitej z 24 marca 2014 r.
Źródło: POON nr 13
Pytanie:
Po zrównaniu dopłat do wynagrodzeń pracowników niepełnosprawnych we wszystkich podmiotach korzystających z dopłat PFRON od kwietnia jaka będzie różnica między otwartym i chronionym rynkiem pracy? Co zyskają lub stracą zatrudniający przedsiębiorcy i na czym będą polegały ostateczne różnice między nimi?
Odpowiedź prawna:
Od kwietnia obowiązywać będą takie same kwoty dofinansowań do wynagrodzeń osób z niepełnosprawnością na rynku otwartym i chronionym: 1800 zł dla pracownika ze znacznym stopniem niepełnosprawności, 1125 zł z umiarkowanym oraz 450 zł z lekkim stopniem. Pracodawcy zatrudniający osoby ze schorzeniami specjalnymi otrzymają dodatkowe dofinansowanie w wysokości 600 zł. Kwota na dofinansowanie do zatrudnienia osób z niepełnosprawnością na otwartym i chronionym rynku pracy wyniesie w przyszłym roku 3 mld 160 mln zł.
Zmiany kwot dofinansowań dotkną przede wszystkim ZPCh. Obecnie pracodawca zatrudniający osoby z niepełnosprawnościami na chronionym rynku pracy otrzymuje odpowiednio: 600 zł za osobę z orzeczeniem w stopniu lekkim, 1500 zł za osobę z orzeczeniem w stopniu umiarkowanym oraz 2700 zł za osobę z orzeczeniem w stopniu znacznym (z zastrzeżeniem, że nie może to być więcej niż 75 proc. kosztów płacy). Od kwietnia 2014 r. trafi do nich odpowiednio o 120 zł, 540 zł oraz 780 zł mniej.
Natomiast dla pracodawców zatrudniających osoby z niepełnosprawnościami na otwartym rynku pracy, wysokość kwot dofinansowań do wynagrodzeń nieznacznie się zmieni (zmniejszy za pracowników z orzeczeniem w stopniu umiarkowanym o 90 zł, natomiast za pracowników z orzeczeniem w stopniu lekkim i znacznym nieznacznie wzrośnie). Nie oznacza to oczywiście, że nie wzrośnie koszt utrzymania pracownika niepełnosprawnego, gdyż zniesione ma być powiązanie między wysokością dofinansowań do pensji a kwotą minimalnego wynagrodzenia za pracę. Obecnie podstawę naliczania dopłat stanowi wysokość najniższej płacy z roku poprzedniego, przy czym w zależności od stopnia niepełnosprawności zatrudnionego pracodawcy przysługuje określony jej procent. Proponowane zmiany zakładają wprowadzenie od przyszłego roku stałych kwot dofinansowań, choć ich wysokość została jeszcze ustalona w oparciu o minimalną płacę z 2013 roku. W 2014 roku minimalne wynagrodzenie za pracę ma wynieść 1680 zł, więc całkowity koszt pracodawcy wzrośnie o 96,59 zł.
Konsekwencją zmian w systemie dofinansowań do wynagrodzeń pracowników z niepełnosprawnościami oraz zmiany minimalnej płacy jest wzrost kosztów utrzymania pracownika niepełnosprawnego (dotyczy pracowników niepełnosprawnych otrzymujących minimalne wynagrodzenie za pracę) i tak: koszt pracodawcy zatrudniającego pracownika z orzeczeniem w stopniu lekkim zwiększy się o 11,69 zł, z orzeczeniem w stopniu umiarkowanym o 161,69 zł, natomiast za pracownika z orzeczeniem w stopniu znacznym 24,15 zł.
Z powyższych wyliczeń można wywnioskować, że zmiany w dofinansowaniach najbardziej odczują pracodawcy otwartego rynku zatrudniający osoby z orzeczeniem w stopniu umiarkowanym. Jednakże różnice są tak nieznaczne, że nie powinny wpłynąć negatywnie na utrzymanie miejsc pracy pracowników z niepełnosprawnościami w 2014 r.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-03-25
Zwolnienia, zamiana etatów na umowy zlecenia, zmniejszenie wymiaru czasu pracy tylko na papierze - to nieliczne z możliwych scenariuszy, których obawiają się zatrudnieni w zpchr. Od 1 kwietnia br. zmieniają się zasady dofinansowania zatrudnienia pracowników z niepełnosprawnością.
"Pracodawcy rezygnują z umów o pracę na rzecz umów zlecenie. Nam w (MM Service Security Łódź) już zaproponowano umowę o pracę na 0,7 etatu przy 160 godzinach za 900 zł lub cały etat przy 240 godzinach za 1320 zł albo do widzenia. Umowa zlecenie za 2,50 na godz., Funduszu Socjalnego brak. To się nazywa państwo prawa i pomoc niepełnosprawnym?" - pyta Czytelnik w jednym z komentarzy na naszym portalu.
Pieniądze i zegar
Przedstawiciel firmy ochroniarskiej MM Service Security na telefoniczne pytanie, jak poradzi sobie ona z nową sytuacją po 1 kwietnia, odpowiada enigmatycznie, że zapewne zmiany w przepisach odbiją się na pracownikach i że firma będzie dostosowywać się do bieżącej sytuacji. Dopiero mailowo, po przesłaniu powyższej opinii, firma przekazuje oficjalne stanowisko:
"Firma MM Service Security Sp. z o.o. stanowczo dementuje powyższe informacje, ponieważ nie zmienia formy zatrudnienia pracowników i w dalszym ciągu zatrudniać będzie pracowników na podstawie umowy o pracę. Wymiar godzinowy wynika z wymiaru etatowego umowy o pracę. Firma nie planuje żadnych drastycznych zmian w tej kwestii do czasu ukończenia realizacji zawartych kontraktów. Jeśli zaś idzie o Fundusz Socjalny, firma MM Service Security Sp. z o.o. na podstawie regulaminu wynagradzania w związku z art. 3 ust 3b Ustawy o zakładowym funduszu świadczeń socjalnych (tekst jednolity Dz.U. z 2012 roku poz. 592), nie jest zobowiązana do jego tworzenia. Jednocześnie informuję, iż firma jako zpchr udziela pracownikom niepełnosprawnym świadczeń z Zakładowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Ponadto stanowczo zaprzeczamy, jakoby firma zatrudniała pracowników na umowę zlecenia wg stawki 2,50 zł, ponieważ są to stawki czarnorynkowe. Firma MM Service Security Sp. z o.o. szczątkowo zawiera umowy cywilnoprawne, w tym umowy zlecenia, jednakże wg dużo wyższych stawek za roboczogodzinę" - pisze Mariusz Pyć, asystent prezesa zarządu.
Dodaje, że obecnie nie jest w stanie powiedzieć, jakie będą zmiany po zakończeniu kontraktów. - Zmiany będą uzależnione od sytuacji na rynku usług ochrony, rynku pracy oraz od zmian w ustawodawstwie regulującym zatrudnienie - odpowiada Mariusz Pyć.
Powołując się na tajemnicę firmy, nie podaje stawek godzinowych za pracę na umowę zlecenie.
Kruchy lód
Zmiany dofinansowań zatwierdzono jesienią ubiegłego roku, po burzliwych dyskusjach, w ramach tzw. ustawy okołobudżetowej. Od 1 kwietnia zaczną obowiązywać takie same kwoty dofinansowania do zatrudnienia pracownika z niepełnosprawnością na rynkach pracy otwartym i chronionym: 1800 zł dla pracownika ze znacznym stopniem niepełnosprawności, 1125 zł z umiarkowanym i 450 zł z lekkim stopniem. Pracodawcy zatrudniający osoby ze schorzeniami specjalnymi otrzymają dodatkowe 600 zł. Wysokość miesięcznego dofinansowania nie będzie zależała (tak jak ma to miejsce do tej pory) od kwoty minimalnego wynagrodzenia za pracę. Dotąd wysokość dofinansowania uzależniona była bowiem od kwoty minimalnego wynagrodzenia obowiązującego w grudniu roku poprzedniego.
Eksperci z Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych (POPON) nazywają te zmiany wprost: rewolucja i stąpanie po kruchym lodzie.
- Zmiana, która wchodzi w życie 1 kwietnia, warunkowana była tylko i wyłącznie zasobnością budżetu, a nie rzeczywistymi potrzebami rynku pracy osób niepełnosprawnych. Faktycznych problemów nie rozwiązuje. Nie pomaga pracodawcom, ale też nie wpływa na zwiększenie zatrudnienia osób niepełnosprawnych. Oby nie było tak, że zbyt duże ryzyko, związane z niestabilnością systemu, zniechęci kolejnych do zatrudniania osób niepełnosprawnych - mówi Jan Zając, prezes POPON.
Według niego zmiany te nie przekładają się na zasadniczą poprawę sytuacji osób z niepełnosprawnością poszukujących pracy, co powinno być ich głównym celem.
Jarosław Duda, pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych, liczy się z tym, że w perspektywie czasowej na pewno odbije się to na zatrudnieniu osób z niepełnosprawnością, nie spodziewa się jednak gwałtownego załamania rynku pracy w tym obszarze. Przyznaje, że pracodawcy wprost mówią mu o zamiarze zamieniania swoim pracownikom umów o pracę na umowy zlecenia. To dlatego na stronie pełnomocnika rządu widnieje komunikat, że taki proceder jest niedozwolony i grozi za to kara grzywny do 30 tys. zł.
- My przed tym przestrzegaliśmy i cieszymy się, że ministerstwo z opóźnieniem, ale jednak zwraca na to uwagę - mówi Marek Kowalski, ekspert Konfederacji Lewiatan.
Nierealna najniższa cena
Właściciele zakładów pracy chronionej niechętnie wypowiadają się o tym, jak będzie wyglądała sytuacja ich firmy po 1 kwietnia br.
- Nie mamy powodów, by się obawiać, ale i tak kontrole nie wychodzą z naszej firmy. Na pewno będziemy zmieniać profil działalności, tak by nie opierać zatrudnienia tylko o osoby z niepełnosprawnością - mówi nam anonimowo osoba zarządzająca jednym z zakładów pracy chronionej.
Minister Jarosław Duda widzi rozwiązania, które miałyby wpłynąć na stabilizację sytuacji w obszarze zatrudniania pracowników z niepełnosprawnością.
- Bardzo liczę na to, że w jakiejś perspektywie uda się zrobić dwie rzeczy - po pierwsze: ustalić stawkę godzinową, np. 10 zł, a nie 2,5 zł za godzinę, jak w tej chwili, oraz zmienić ustawę o zamówieniach publicznych, co spowoduje, że nie będzie wynaturzeń, jeśli chodzi o wybieranie wykonawców - mówi nam minister Duda. - Tu niestety z przykrością muszę stwierdzić - bo takie sytuacje znamy - że również w instytucjach szeroko pojętego sektora publicznego bierze się pod uwagę najniższą cenę, która wiadomo, że jest nierealna.
Umowy śmieciowe i zwolnienia
Na takie zmiany od dawna oczekuje Edward Kuczer, prezes opolskiej firmy Gwarant.
- Największym beneficjentem pomocy publicznej jest Skarb Państwa. Zgodnie ze złą ustawą o zamówieniach publicznych, państwo dostaje usługi za kwotę o połowę niższą niż ich realna wartość. Konieczne są zmiany w ustawie Prawo zamówień publicznych - mówi Edward Kuczer.
W swojej firmie zatrudnia 400 osób z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności. W obecnej sytuacji widzi tylko dwa rozwiązania: umowy śmieciowe i zwolnienia. Pierwsze - niezgodne z prawem - jest dla niego nie do przyjęcia.
- Ze łzami w oczach będę zwalniał ok. 200 osób. To są wspaniali ludzie, ale nie będę miał wyjścia. Jeszcze prowadzę rozmowy z kontrahentami, negocjuję warunki umów, ale nie mam żadnej gwarancji, jakie będą efekty tych rozmów - konkluduje.
Nie ma też żadnych wątpliwości, że wiele zakładów pracy chronionej upadnie.
- Wiem też, że w mojej branży jest wielu nieuczciwych pracodawców i że nowe rozwiązania będą wykorzystywane przeciwko osobom z niepełnosprawnością - mówi Edward Kuczer.
Minister Jarosław Duda zapewnia, że na pewno będą istotne i oczekiwane przez pracodawców zmiany dotyczące Zakładowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (ZFRON).
- Będzie złagodzenie, nieobciążanie takimi obowiązkami, jak teraz, chociażby obligatoryjną służbą zdrowia, która oczywiście będzie, ale już nie tak kosztochłonna - zapowiada w rozmowie z nami.
Zpchr-y nie są jedyną możliwością
Poseł Sławomir Piechota, przewodniczący sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny, podkreśla, że rząd interesuje bilans zjawiska, a nie to, czy osoba pracuje w zpchr czy na otwartym rynku pracy.
- Chodzi o to, by ludzie pracowali tam, gdzie znajdują zatrudnienie. Nie jesteśmy przywiązani do tego, żeby pracowali tylko w zakładach pracy chronionej czy tylko na otwartym rynku - mówi poseł. - Poza tym obserwujemy zjawisko wzrostu zatrudnienia osób niepełnosprawnych na otwartym rynku pracy i to jest pozytywne. Zpchr-y nie są jedyną możliwością. Liczba osób, które uzyskują dofinansowanie z PFRON na otwartym rynku pracy, systematycznie rośnie, a stale maleje w zpchr, bo to dofinansowanie staje się dla nich mało atrakcyjne - zaznacza.
W Systemie Obsługi Dofinansowań i Refundacji (SODiR), prowadzonym przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, w końcu grudnia 2012 r. zarejestrowanych było łącznie 241,5 tys. osób niepełnosprawnych - w tym 78,5 tys. osób na otwartym rynku pracy i 162,7 tys. osób pracujących w zpchr (dane PFRON według stanu z 4 marca 2013 r.). W grudniu 2012 r. pracownicy zpchr stanowili w SODiR 67,4 proc. Dla porównania, w grudniu 2004 r. było ich 86 proc.
Z myślą o osobach, które szukają pracy lub pracownika, powstał serwis www.sprawniwpracy.pl. To platforma komunikacyjna pomiędzy pracodawcami a osobami z niepełnosprawnością poszukującymi pracy. Ruszyła pod koniec października ubiegłego roku, a dziś zawiera już 117 aktualnych ofert pracy, 40 zarejestrowanych pracodawców i 842 zarejestrowanych kandydatów. Portal to nie tylko baza ofert pracy, ale także zbiór wiedzy na temat dokumentów, zasad i przepisów związanych z rynkiem pracy. W serwisie można znaleźć najwięcej ofert pracy z kategorii sprzedaży i obsługi klienta, telemarketingu oraz szeroko rozumianej branży usługowej, w szczególności z zakresu sprzątania, ochrony mienia i gastronomii. Ogłoszenia dotyczą także obszaru edukacji i administracji biurowej. Pracodawcy często proponują zatrudnienie w formie telepracy. Są tam także oferty z branży IT.
Platforma powstała dzięki współpracy Integracji z firmą Mondial Assistance. Warto zarejestrować się na www.sprawniwpracy.pl.
"Od 2011 r. następuje zmniejszanie się zatrudnienia dotowanego w zakładach pracy chronionej przy stałym wzroście zatrudnienia dotowanego na otwartym rynku pracy" - czytamy w raporcie Biura Analiz Sejmowych z 7 lutego 2014 pt. "Ocena programu dofinansowania do zatrudnienia osób niepełnosprawnych w latach 2007-2013. Nowe propozycje na 2014 r.", o którym pisaliśmy szczegółowo tutaj. Wciąż jednak ok. 2/3 dotowanego zatrudnienia przypada na zakłady pracy chronionej.
Sytuacja kryminalna
Poseł Piechota ma świadomość, że całkowite wykluczenie nieuczciwych pracodawców może być trudne. Jednak - według niego - rzecz w tym, na ile uda się ograniczyć te niewłaściwe zachowania.
- Jeśli pracodawca nie zatrudnia pracownika na umowę o pracę, to traci dofinansowanie z Funduszu, bo przysługuje ono tylko tym, którzy zatrudniają w oparciu o umowę o pracę. Zawsze pracownik może zgłosić taką sytuację do Państwowej Inspekcji Pracy, również anonimowo - mówi poseł.
Komentuje także sytuację przedstawioną przez jednego z naszych Czytelników, któremu pracodawca zmienił wymiar umowy o pracę z całego na 3/4 etatu, przy pozostawieniu tej samej liczby godzin pracy. Różnicę w wynagrodzeniu pracodawca traktuje zaś jako swoją rekompensatę za zmianę dofinansowania przez PFRON.
- To sytuacja kryminalna - mówi krótko poseł Piechota. - Mamy świadomość, że takie sytuacje się zdarzają i dlatego ponad rok temu wprowadziliśmy zasadę, że wynagrodzenie dla pracownika jest przekazywane na jego konto bankowe lub przelewem pocztowym. Wprowadziliśmy systemowe rozwiązanie, które ma temu zapobiec - konkluduje.
Wymóg literek P, E lub O
Inny internauta pisze o jeszcze innych pomysłach pracodawców na poradzenie sobie z nową rzeczywistością po 1 kwietnia:
"Problemem jest to, że kalkulacje zpchr startujących w przetargach oparte są na kwotach, które były wypłacane w wyższej wysokości niż będą od 1.04.2014, i w chwili obecnej pracownicy są wręcz zmuszani pod presją utraty pracy do szukania sposobu podniesienia grupy niepełnosprawności, najczęściej z lekkiej na umiarkowaną, i jeszcze do zabiegania o literkę P, E lub O, co daje dodatkową kwotę dofinansowania. Wymaga się więc, aby za łapówki pracownicy robili z siebie osoby chore psychicznie. Grupa lekka już nikogo nie satysfakcjonuje, bo kwota jest za mała, natomiast umiarkowana plus kwota za wcześniej wymienione litery daje od 1.04.2014 sumę ok. 1730 zł, czyli do najniższej krajowej niewiele brakuje, bo przecież tyle zarabia większość niepełnosprawnych, których praca jest sprzedawana jak w pełni sprawnych pracowników. Tak jest w większości zakładów zpchr, które obsługują działalność ochroniarską i w zakresie utrzymania porządku. Brakuje jeszcze tego, aby w firmach ochroniarskich osoby z literką P miały pozwolenia na broń, ale do tego w naszym kraju też niedługo dojdzie" - wieszczy nasz Czytelnik.
- Cała nadzieja w coraz bardziej profesjonalnie działających zespołach ds. orzekania o niepełnosprawności. Poza tym pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych od dwóch lat ma kompetencje ingerowania w orzekanie przez powiatowe zespoły i kontroluje orzeczenia przez nie wydawane. Jeżeli zauważyłby takie zjawisko wzrostu zmiany orzeczeń z lekkiego na umiarkowany, ma prawo kontrolować dokumentację - komentuje poseł Piechota.
- Do naszej organizacji nie dotarły w ostatnim czasie sygnały o tego typu patologiach - podkreśla jednak Anna Skupień, rzeczniczka prasowa POPON.
Zrównanie w dół
Według Marka Kowalskiego głównym problemem w zmianach, mających wejść w życie w kwietniu, jest zbyt krótkie vacatio legis, czyli okres przejściowy, w którym pracodawcy mieliby czas odpowiednio przygotować się do zmian.
- Koszt pracy w zpchr wzrośnie przeciętnie o 18 proc., dlatego zakłady spadają pod kreskę. Przede wszystkim prawo powinno działać tak, by dać czas na dostosowanie się do nowych warunków. Tak naprawdę nastąpiło zrównanie w dół dofinansowania do płac osób z niepełnosprawnością, a nie w górę - mówi ekspert.
Według niego dotychczas osoby z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności były chętnie zatrudniane, teraz to się zmieni. - Natomiast dofinansowanie dla osób z lekkim stopniem jest tak niskie, że pracodawcom nie będzie się opłacało ich zatrudnianie - przypuszcza Marek Kowalski.
Przytaczany już raport Biura Analiz Sejmowych stawia jednoznaczną tezę w kontekście nowych przepisów: "Skutkiem zmian w Ustawie o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych może być zatem spadek zatrudnienia ogółem osób niepełnosprawnych korzystających z dofinansowania do wynagrodzenia".
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-04-17
Najnowsze dane z systemu dofinansowań PFRON (SODiR) z 4 kwietnia br., uwzględniające pełne dane za styczeń tego roku, wskazują na spadek zatrudnienia osób z niepełnosprawnością na chronionym rynku pracy.
Średnio w 2013 r. w zpchr zatrudnionych było 165 767 osób z orzeczeniem, a w styczniu tego roku pracowało ich 161 521. Na otwartym rynku pracy zaś zatrudnionych było w 2013 r. średnio 82 380 osób, a w styczniu tego roku - 84 641 osób. Porównując dane z grudnia ubiegłego roku i niepełne z lutego br., pracę straciło 6143 osób i zlikwidowano 21 zakładów pracy chronionej. Porównując zaś luty 2013 roku z lutym 2014 roku, odnotować można jednak przyrost zatrudnienia o 2897 osób z niepełnosprawnością, mimo spadku liczby zpchr - zwraca uwagę Małgorzata Koter-Mórgowska, przewodnicząca Zarządu Lubelskiego Związku Inwalidów Narządu Ruchu.
Korzyści z zatrudnienia
Marek Kowalski, ekspert Konfederacji Lewiatan, przywołując dane z zeszłego roku, zwraca jednak uwagę na spadek pracodawców zatrudniających osoby niepełnosprawne, który jest nieco większy na otwartym rynku pracy niż na rynku chronionym. - Ustawa w swoich założeniach zakładała odwrotny trend. Tak więc możemy przyjąć już w tym momencie, że główne założenia ustawy się nie spełniły - mówi.
Spadek zatrudnienia nie jest zaskoczeniem dla ekspertów rynku pracy pracowników niepełnosprawnych. Według Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych (POPON) zmiany w prawie, które weszły w życie 1 kwietnia br., nie spowodują wzrostu zatrudnienia na rynku chronionym ani zwiększenia liczby zakładów pracy chronionej. - Wręcz odwrotnie, mogą skutkować odchodzeniem od tej formy zatrudniania osób niepełnosprawnych. Potwierdzają to nie tylko statystyki, ale także sygnały od pracodawców - mówi Anna Skupień, rzecznik POPON.
Podkreśla także, że pracodawcy zatrudniający osoby niepełnosprawne w dużej mierze kierują się korzyściami wynikającymi z tego tytułu, a więc głównie subsydiami płacowymi. - Nie można się więc spodziewać nagłego przyrostu zatrudnienia osób niepełnosprawnych na otwartym rynku pracy, chyba że wynikałby on z przejścia z rynku chronionego - reasumuje Skupień.
Będzie kolejny spadek?
Poseł Marek Plura odwołuje się jednak do racjonalnej oceny tej sytuacji. - Więcej racjonalności, mniej paniki. Nie mam magicznej kuli, oczywiście, i nie mówię, że jest to prosta sytuacja, ale w maju, czerwcu, lipcu przewiduję wzrost zatrudnienia na otwartym rynku pracy. Zmiany weszły w życie 1 kwietnia, mamy 17 kwietnia - nie zaczął działać jeszcze mechanizm zachęty dla pracodawców na otwartym rynku pracy, nie możemy tego teraz ocenić - mówi poseł. - Podkreślam, że dopiero po trzech miesiącach od 1 kwietnia będą widoczne zmiany w deklaracjach SODiR - dodaje.
Według niego pracodawcy są bardziej otwarci na zatrudnianie osób z niepełnosprawnością w stopniu znacznym i umiarkowanym, co jest pozytywnym efektem zmian, bo to te właśnie osoby są w najtrudniejszej sytuacji na rynku pracy.
Marek Kowalski z Konfederacji Lewiatan przewidywał scenariusz spadku zatrudnienia.
- W trakcie prac nad zrównaniem rynku w ramach ustawy okołobudżetowej przestrzegaliśmy, że ograniczenie vacatio legis do trzech miesięcy jest zbyt krótkie. Przewidywaliśmy, że wzrost kosztów pracy wynikający z tej ustawy dla zakładów pracy chronionej i niewielka zmiana dla firm z otwartego rynku pracy doprowadzą do zachwiania stabilności finansowej kontraktów w toku. Przy założeniu, że większość kontraktów zawartych w ramach ustawy o zamówieniach publicznych to kontrakty dwu-, a nawet trzyletnie, tylko vacatio legis minimum 12-miesięczne mogło dać czas przedsiębiorcom na przystosowanie się do nowych warunków. W sytuacji, kiedy zyskowność wielu firm usługowych waha się w przedziale od 4 do 8 proc., średni wzrost kosztów do 13 proc. musiał spowodować właśnie taką reakcję przedsiębiorców, podyktowaną ochroną swoich firm i pozostałych zatrudnionych w nich pracowników - mówi ekspert Konfederacji.
Zaznacza, że obecnie pracodawcy bardziej opłaca się zatrudnić pracownika na umowę zlecenie niż pracownika z lekkim stopniem niepełnosprawności. Między innymi z tego powodu, według Kowalskiego, taka sytuacja spadku zatrudnienia będzie się pogłębiać.
- Na rynku chronionym zatrudnienie będzie nadal spadało i to zdecydowanie szybciej niż w momencie ogłoszenia obecnych danych. Pamiętać należy, że faktyczne skutki ustawy pojawią się dopiero w danych z kwietnia, maja, a nawet czerwca. Jak wynika z przedstawionych danych, rynek otwarty, wbrew temu co zakładał rząd, wcale nie kwapi się do zwiększenia zatrudnienia i przejęcia niepełnosprawnych zwalnianych na rynku chronionym. Zakładam, że do końca czerwca należy się liczyć z kolejnym spadkiem zatrudnienia osób niepełnosprawnych, na poziomie ok 30 000 - konkluduje Kowalski.
1 kwietnia br. weszły w życie nowe przepisy dotyczące zasad dofinansowania do zatrudnienia osób z niepełnosprawnością. Informowaliśmy już o nich.
Szczegółowe dane z SODiR można znaleźć na stronie www.niepelnosprawni.gov.pl.
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-04-07
Czy na pracownika, który przedstawił pracodawcy wyłącznie orzeczenie o lekkim stopniu niepełnosprawności z symbolem jej przyczyny 04-O, można uzyskać dofinansowanie wynagrodzeń w kwocie zwiększonej jak na osoby ze szczególnymi chorobami? - pyta czytelnik Rzeczpospolitej.
Nie - odpowiada ekspert współpracujący z dziennikiem "Rz". Potwierdzają to wyjaśnienia BON. W myśl art. 26a ust. 1b ustawy o rehabilitacji kwota zwiększonego dofinansowania przysługuje na osoby niewidome. Natomiast definicja lekkiego stopnia niepełnosprawności z art. 4 ust. 3 ustawy o rehabilitacji wyłącza możliwość zaliczenia osoby niewidomej do tego stopnia w związku z dysfunkcją narządu wzroku. Dlatego dofinansowanie na tego pracownika można uzyskać w podstawowej kwocie.
Więcej w Rzeczpospolitej z 24 marca 2014 r.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-04-01
1 kwietnia br. wchodzą w życie nowe przepisy dotyczące dofinansowania do zatrudnienia osób z niepełnosprawnością, które zostały przyjęte ustawą okołobudżetową zatwierdzoną jesienią ubiegłego roku.
Zmiany polegają na wprowadzeniu takich samych kwot do dofinansowania do zatrudnienia pracownika z niepełnosprawnością na rynkach pracy otwartym i chronionym. I tak od 1 kwietnia br. dofinansowanie wynosi:
- dla pracownika z orzeczeniem o znacznym stopniu niepełnosprawności- 1800 zł,
- dla pracownika z orzeczeniem o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności- 1125 zł,
- dla pracownika z orzeczeniem o lekkim stopniu niepełnosprawności - 450 zł
- pracownicy ze schorzeniami specjalnymi - 600 zł
Od 1 kwietnia dofinansowanie przestaje także zależeć od minimalnego wynagrodzenia obowiązującego w grudniu roku poprzedniego; będzie zatem utrzymywać się w tych określonych kwotach.
Korzyści dla budżetu
Według ministra Jarosława Dudy, pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych, zmiana ta nie przyniesie załamania na rynku pracy. Nie zgadzają się z tym przedstawiciele pracodawców osób z niepełnosprawnością. Według Jana Zająca, prezesa Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych (POPON), zmiany te nie rozwiązują faktycznych problemów rynku pracy osób niepełnosprawnych, czyli nie pomagają pracodawcom ani nie wpływają na zwiększenie zatrudnienia pracowników z orzeczeniem.
- Zmiana, która wchodzi w życie 1 kwietnia, warunkowana była tylko i wyłącznie zasobnością budżetu, a nie rzeczywistymi potrzebami rynku pracy osób niepełnosprawnych - twierdzi prezes POPON.
Sami zatrudnieni w zakładach pracy chronionej (zpchr), posiadający orzeczenia, dostawali sygnały od swoich pracodawców, że w związku z nowymi regulacjami szykują się m.in. zwolnienia lub zmiany umów na umowy zlecenia. - Jeszcze negocjuję kontrakty, ale być może będę musiał zwolnić ok. 200 osób - mówił Edward Kuczer, prezes opolskiej firmy Gwarant. Istnieje także obawa, że nastąpi fala zmian orzeczeń ze stopnia lekkiego na umiarkowany ze względu na wyższe dofinansowanie.
Będzie spadek zatrudnienia?
Poseł Sławomir Piechota zwrócił uwagę na istotę zmian. - Nie interesuje nas, gdzie osoba jest zatrudniona: czy na otwartym rynku pracy, czy w zpchr. Chodzi o to, by ludzie pracowali tam, gdzie znajdują zatrudnienie - podkreśla.
Z kolei Marek Kowalski, ekspert Konfederacji Lewiatan, podkreśla, że problemem w nowych przepisach było zbyt krótkie vacatio legis, czyli zaledwie trzymiesięczny okres przejściowy, w którym pracodawcy mieli przygotować się do wchodzących dziś przepisów. - Tak naprawdę dofinansowania do płac osób z niepełnosprawnością zrównano w dół, a nie w górę - zaznacza.
Zmiany w przepisach zostały także negatywnie ocenione w raporcie Biura Analiz Sejmowych, który przewiduje, że mogą one wpłynąć na spadek zatrudnienia osób z niepełnosprawnością.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-04-03
Nie tylko Senat, lecz także Rządowe Centrum Legislacji przygotowało projekt wskazujący, ile godzin mają pracować osoby niepełnosprawne - czytamy w Dzienniku Gazecie Prawnej.
Jeszcze do 9 lipca osoby ze znacznym i umiarkowanym stopniem niepełnosprawności muszą posiadać zaświadczenie lekarskie, jeśli chcą pracować krócej niż pozostali pracownicy. Dzięki wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego skorzystają z tego przywileju bez konieczności uzyskania takiego dokumentu.
Na wymaganą orzeczeniem TK zmianę przepisów zostało niewiele czasu, więc swoje propozycje nowelizacji przedstawili najpierw senatorowie, a następnie Rządowe Centrum Legislacji. To właśnie ten drugi projekt ma większe szanse na poparcie przez pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych i wejście w życie.
TK w wyroku z 13 czerwca 2013 r. (sygn. akt K17/11) zakwestionował obowiązujące od 1 stycznia 2012 r. brzmienie art. 15 ust 2 ustawy z 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji społecznej i zawodowej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (tj. Dz.U. z 2011 r. nr 127, poz. 721 z późn. zm.). Zgodnie z nim osoby ze znacznym i umiarkowanym stopniem niepełnosprawności, które chcą pracować przez 7 godzin dziennie i 35 tygodniowo, muszą uzyskać od lekarza przeprowadzającego badania profilaktyczne zaświadczenie o celowości stosowania krótszej normy czasu pracy. Bez niego swoje obowiązki zawodowe wykonują przez 8 godzin dziennie.
Zdaniem trybunału przepis ten wydłużył czas pracy tej grupy pracowników i zrównał ich - co do zasady - z osobami z lekkim stopniem niepełnosprawności Stanowi dla nich regulację mniej korzystną od tej, która funkcjonowała przed zmianą przepisów. Zakłócił też mechanizm zatrudniania osób z uszczerbkiem na zdrowiu, który sprawnie funkcjonował przez wiele lat.
Przygotowany przez RCL projekt nowelizacji ustawy rehabilitacyjnej zakłada powrót do rozwiązań obowiązujących przed końcem 2011 r. Wówczas zaświadczenie lekarskie było potrzebne osobom ze znaczną i umiarkowaną niepełnosprawnością do tego, aby mogły dłużej pracować (a więc 8, a nie 7 godz. - jeśli oczywiście chcą).
Szerszy zakres zmian przewiduje projekt senacki. Oprócz przywrócenia brzmienia art. 15 ust 2 ustawy zakłada on także modyfikację art. 16. Chodzi o wskazanie, że o zaświadczenie wydłużające czas pracy będzie mógł wystąpić nie tylko pracownik, ale i pracodawca. Zarówno zatrudniający, jak i podwładny, którzy nie zgodzą się z wydanym dokumentem, będą mogli wystąpić z wnioskiem do wojewódzkiego ośrodka medycyny pracy o ponowne badanie.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 20 marca 2014 r.
ŹródŁo: Rzeczpospolita/baza-wiedzy
Data opublikowania: 2014-04-01
Szykują się zmiany czasu pracy ponad 100 tysięcy niepełnosprawnych - czytamy w Rzeczpospolitej.
Rządowe Centrum Legislacji przygotowało nowelizację ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych. Realizuje ona wyrok Trybunału Konstytucyjnego (K17/11) z czerwca zeszłego roku, w którym uznał on, że przepis nakazujący wszystkim niepełnosprawnym pracę przez osiem godzin dziennie jest niezgodny z konstytucją.Projekt przywraca więc stan prawny sprzed zakwestionowanej przez TK nowelizacji ustawy, która weszła w życie 1 stycznia 2012 r.
Niepełnosprawni w stopniu ciężkim i umiarkowanym będą więc pracowali po siedem godzin dziennie i 35 godzin w tygodniu. Zmiany muszą zacząć obowiązywać do 9 lipca tego roku, bo następnego dnia wejdzie w życie odroczony wyrok TK i obecne przepisy stracą moc.
Więcej w Rzeczpospolitej z 19 marca 2014 r.
Źródło: Gazeta Prawna 12 tydzień 2014r.
Urzędnicy nie będą pytać wprost o stan zdrowia i predyspozycje psychofizyczne bezrobotnych. Zamiast tego określą przeciwwskazania do wykonywania pracy i przeszkody utrudniające jej podjęcie. Tak wynika z aktualnych projektów aktów wykonawczych do ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Jej nowelizacja, reformująca urzędy pracy, po uchwaleniu przez Sejm trafiła do Senatu.
Na obowiązek podania informacji o zdrowiu i predyspozycjach psychofizycznych wskazywał wcześniejszy projekt rozporządzenia w sprawie programów specjalnych. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej (MPiPS) w jego nowej wersji wycofało się z tych zapisów. Jednak w innym rozporządzeniu, dotyczącym profilowania pomocy dla bezrobotnych, przewidziano pozyskiwanie od osób rejestrujących się w pośredniaku informacji o stopniu niepełnosprawności. Mimo tych zmian generalny inspektor ochrony danych osobowych (GIODO) nadal zgłasza zastrzeżenia względem regulacji wprowadzających reformę urzędów pracy.
- Odmawiamy konsultacji tych rozporządzeń, ponieważ ustawa, która ma być podstawą prawną do ich wydania, nie przeszła całego procesu legislacyjnego, a wobec tego wyrażenie opinii byłoby przedwczesne. Senat może przecież na przykład przenieść część przepisów z projektów aktów wykonawczych do ustawy - wskazuje doktor Wojciech Wiewiórowski, GIODO.
Z opinią tą nie zgadza się resort pracy. Wskazuje, że przepisy zobowiązują do przygotowania aktów wykonawczych równocześnie z ustawą, a także ich wprowadzenia wraz z jej wejściem w życie. W ocenie MPiPS niezbędne jest więc przeprowadzenie co do nich konsultacji jeszcze przed zakończeniem procesu legislacyjnego wobec ustawy.
GIODO podkreśla, że nie protestuje przeciw zbieraniu danych osobowych przez urzędy pracy, ale ciągle brakuje odpowiedniego uregulowania tej kwestii na poziomie ustawy, która powinna dokładnie określać, jakie informacje będą pozyskiwane od bezrobotnych.
- W chwili obecnej uchwalona przez Sejm ustawa nie gwarantuje dostatecznego poziomu ochrony danych osobowych tych osób - uważa doktor Wojciech Wiewiórowski. Jego zdaniem to w tym akcie powinien się znaleźć między innymi zapis dotyczący pozyskiwania informacji o niepełnosprawności bezrobotnego. - Zdecydowanie są to dane wrażliwe. Nie sprzeciwiam się, by były one gromadzone przez urzędy pracy, bo uzyskanie takich informacji jest celowe i uzasadnione w kontekście zadań realizowanych przez te instytucje, to jest pomocy w znalezieniu pracy. Jednak podstawą do ich zbierania powinny być zapisy ustawy - stwierdza GIODO.
Komentarz:
W trakcie przygotowywania nowelizacji ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy i rozporządzeń do niej powstał problem, czy należy zbierać od bezrobotnych informacje o niepełnosprawności, a jeśli tak - to czy taki obowiązek powinien być uregulowany na poziomie ustawy czy też rozporządzenia. W tym kontekście największe wątpliwości zgłaszał Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych (GIODO), uznając, że informacje o niepełnosprawności stanowią wrażliwe dane osobowe, których obowiązek uzyskiwania powinien wynikać z ustawy.Obie strony sporu, czyli Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej oraz GIODO są zgodne co do tego, że urzędy pracy powinny mieć wiedzę na temat niepełnosprawności danego bezrobotnego.
Wydaje się, że jest to stanowisko słuszne, bowiem dzięki tej wiedzy urząd uniknie kierowania osoby do nieodpowiedniej dla niej pracy. Natomiast spór co do poziomu regulacji obowiązku zbierania danych o niepełnosprawności sprowadza się do uznania ich za dane wrażliwe. Termin ten nie został wprawdzie wprost zdefiniowany w ustawie z dnia 29 sierpnia 1997 roku o ochronie danych osobowych, jednakże przyjmuje się, że dane wrażliwe wymieniono w artykule 27 ustęp 1 ustawy.
Wskazano w nim, że - co do zasady - zabrania się przetwarzania danych ujawniających pochodzenie rasowe lub etniczne, poglądy polityczne, przekonania religijne lub filozoficzne, przynależność wyznaniową, partyjną lub związkową, jak również danych o stanie zdrowia, kodzie genetycznym, nałogach lub życiu seksualnym oraz danych dotyczących skazań, orzeczeń o ukaraniu i mandatów karnych, a także innych orzeczeń wydanych w postępowaniu sądowym lub administracyjnym. Dane o niepełnosprawności, jako dane o stanie zdrowia, jak najbardziej należy więc zaliczyć do tak zwanych danych wrażliwych. Dane te mogą być przetwarzane jedynie w przypadkach określonych w artykule 27 ust. 2 ustawy o ochronie danych osobowych.
W kontekście omawianego problemu istotne są dwie przesłanki tego przepisu. Przetwarzanie danych o stanie zdrowia jest możliwe między innymi, jeżeli przepis szczególny innej ustawy zezwala na przetwarzanie takich danych bez zgody osoby, której dane dotyczą, i stwarza pełne gwarancje ich ochrony oraz jeżeli przetwarzanie jest niezbędne do wykonania zadań administratora danych odnoszących się do zatrudnienia pracowników i innych osób, a zakres przetwarzanych danych jest określony w ustawie.
Nie rozstrzygając w tym miejscu, która z wymienionych przesłanek jest bardziej adekwatna w omawianych przypadku należy zauważyć, że obie wskazują na ustawę jako na akt, w którym powinno się określić możliwość przetwarzania danych o stanie zdrowia. GIODO ma więc rację wskazując, że z perspektywy ochrony danych osobowych nie jest wystarczające ustanowienie obowiązku zbierania danych o niepełnosprawności wyłącznie w rozporządzeniu. Czy jednak twórcy nowelizacji uwzględnią tę argumentację? Okaże się przy uchwalaniu ostatecznego brzmienia nowelizacji.
Źródło: "Pochodnia" Maj 1955
Naród nasz z wielką radością przygotowuje się, aby uczcić dzień Pierwszego Maja - dzień międzynarodowego święta klasy robotniczej, podejmując zobowiązania produkcyjne i kulturalno-oświatowe. Idąc za przykładem innych instytucji i fabryk w całym kraju nasza spółdzielnia "Start" i oddział PZN w Przemyślu podjęły zobowiązania na cześć święta pracy.
Wspólna komisja kulturalno-oświatowa postanowiła, że członkowie spółdzielni "Start", którzy są jednocześnie członkami PZN przygotują trzy występy - jeden po linii łączności miasta ze wsią, i dwa występy międzyświetlicowe w Przemyślu - w świetlicy domu starców i w świetlicy Szpitala powszechnego. Sekcja propagandy planuje występ naszych zespołów artystycznych w miejscowym radiowęźle w celu zapoznania szerokich mas społeczeństwa z naszymi osiągnięciami na polu kultury i sztuki. Komisja produkcyjno-techniczna podjęła zobowiązanie wykonania przed terminem planu produkcyjnego na maj bieżącego roku.
Tak przedstawiają się zobowiązania, którymi my - niewidomi pragniemy uczcić święto pracy, aby okazać wdzięczność naszej Partii i całej klasie robotniczej za to, że dało niewidomym lepsze życie i że naszą Ojczyznę prowadzi ku lepszej przyszłości.
Źródło: "Niewidomy Masażysta" grudzień 1981 r.
Na rozwój szkoły masażu i jej osiągnięcia pracowało wraz z dyrektorką całe grono pedagogiczne, któremu w tym miejscu należą się słowa uznania, gdyż każdy w zakresie danej specjalności działał według swoich sił i możliwości. Z tego szacownego zespołu wypada jednak wyróżnić niewidomego nauczyciela zawodu, instruktora masażu - Romana Axentiego, zarówno ze względu na zasadniczy charakter przedmiotu, jak i na jego osobiste zaangażowanie oraz olbrzymi wkład pracy w przygotowanie zawodowe słuchaczy Ośrodka.
Roman Adam Axenti, syn Michała, profesora seminarium oraz Jadwigi, nauczycielki szkoły powszechnej, urodził się 23 grudnia 1906 r. w Stanisławowie. Szkołę powszechną i gimnazjum ukończył w swoim rodzinnym mieście, a studia - na Politechnice oraz w Akademii Handlu Zagranicznego - we Lwowie. Na dwa lata przed wojną podjął pracę w Ministerstwie Przemysłu i Handlu w Warszawie, w charakterze referenta. W czasie wojny, podczas okupacji niemieckiej, w latach 1942-1944 pracował jako profesor w polskim gimnazjum w Stanisławowie.
Źródło: "Niewidomy Masażysta" grudzień 1981 r.
W roku 1949 ukończył sześciomiesięczny kurs masażu leczniczego.Kurs ten został zorganizowany przez Związek Zawodowy Pracowników Służby Zdrowia (Oddział Kraków, Sekcja Kosmetyczek i Masażystów), której przewodniczyła Maria Urban. Pracę w służbie zdrowia podjął 1 maja 1950 r. w Miejskim Szpitalu im. Edmunda Biernackiego w Krakowie, gdzie pracował do roku 1969, tj. do końca życia.
Wzrok utracił w rodzinnym Stanisławowie w roku 1944. O tym tragicznym wydarzeniu tak wspomina:
"Zbudziłem się w głębi nocy. Jak się później okazało, eksplodowała niemiecka wojskowa cysterna z benzyną za oknem naszego domu. Huku nie słyszałem. Zobaczyłem tylko straszliwy blask i to było ostatnie, co w życiu widziałem. Straciłem przytomność, a kiedy się ocknąłem, było mi bardzo słabo i zimno. Na twarzy miałem maskę z zakrzepłej krwi. Obok jęczała matka, a dalej leżał trup ojca i siostry... A potem było ciężko - niewypowiedzianie ciężko. Przetrwałem dla matki. Ale ja nie nadaję się na niewidomego, nie mam siły przebicia".
Rzeczywiście, "nie przebijał się" - nie z braku siły, ale dlatego, że był wysoce kulturalny, subtelny: wykształcenie, znajomość języków obcych, rozległe wiadomości i zainteresowania, uzdolnienia i przygotowanie muzyczne, delikatny sposób bycia, szacunek dla ludzi, życzliwość, usłużność, a przy tym wszystkim skromność. W ciągu dziewiętnastu lat pracy w szpitalu i Ośrodku nie miał najmniejszego konfliktu ze współpracownikami,pacjentami, czy słuchaczami. Nie bez powodu organizująca szkołę masażu Maria Urban, mając do wyboru kilku doskonałych masażystów, wybrała właśnie Romana Axentiego na swojego najbliższego współpracownika, a wiadomo, że na ludziach się znała.
Wychowankowie szkoły darzyli go zaufaniem, szacunkiem, sympatią. Zbierając materiały do niniejszej pracy, rozmawiałam na temat szkoły z kilkoma dziesiątkami znających go absolwentów i nie było wśród nich nikogo, kto miałby do niego najmniejsze zastrzeżenia. Poniżej przytaczam najbardziej reprezentatywne wypowiedzi:
Był doskonałym masażystą, fachowcem wysokiej klasy i wspaniałym nauczycielem" (I.W.)
"Do pracy z nami podchodził naukowo, to znaczy opowiadał nam, z jakimi chorobami spotyka się w szpitalu, jakie stosuje zabiegi i jakie są tego, w określonych przypadkach, rezultaty. Uczył nas rozpoznawać dotykiem obrzęki, wysypki, wewnętrzne stwardnienia i inne patologiczne odchylenia w układzie kostno-mięśniowo-stawowym" (U.G. )
"Miał bardzo dobre podejście do uczniów. Był ofiarny i ogromnie cierpliwy przy nauczaniu i ćwiczeniu, stwarzał dobrą atmosferę na lekcjach. Nikt się nie denerwował" (M.Sz.)
"Uczył nas nie tylko masażu, ale również pracował nad kształtowaniem naszego zawodowego charakteru, zmuszając słuchaczy do uczciwej pracy. Nie pozwalał na próżnowanie, uniki, czy łatwizny. Szybko wykrywał i pilnował takiego cwaniaka" (M.Z.)
"Był bardzo kulturalny i dobry. Kochał swoją matkę" słuchacze często odprowadzali go do domu (W.W.)
"Przekazywał nam wszystko, co wiedział i co umiał, niczego nie zostawiał dla swojego wyłącznego użytku, czy raczej pożytku" (J.S.).
Wszyscy rozmówcy zachowali swojego instruktora w żywej i wdzięcznej pamięci. Wiadomość o jego śmierci, którą przeżyli osobiście boleśnie wszystkich zaskoczyła i znalazła odbicie w profesjonalnej prasie:
"W Krakowie zmarł 20 grudnia ubiegłego roku, po długich i ciężkich cierpieniach, w wieku 63 lat kolega Roman Axenti. Przez 20 lat był on wysoko kwalifikowanym, cenionym i ofiarnym fizykoterapeutą w szpitalu im. Biernackiego i przez 15 lat wielce zasłużonym i cenionym nauczycielem masażu w krakowskiej szkole niewidomych masażystów. Był też czynnym członkiem Wojewódzkiej Sekcji Masażystów PZN i gorącym aktywnym działaczem ruchu esperanckiego. Wiadomość o jego zgonie poruszyła wszystkich, którzy znali tego szlachetnego, skromnego i nader gorliwego pracownika. W szczególności głęboko odczują tę stratę niewidomi masażyści, byli uczniowie zmarłego, którzy w liczbie 400 pracują w całym kraju, korzystając z umiejętności nabytych pod jego kierunkiem. /.../
Wspomnienie naszego drogiego Przyjaciela, zasłużonego działacza i obywatela, pozostanie zawsze żywe we wdzięcznej pamięci tych, co go znali i cenili /.../".
Oprócz napisanych słów pozostał ponadto trwały wyraz pamięci, o którym mówi następny artykuł :
***
"W Polsce pracuje obecnie ponad 600 niewidomych masażystów, będących w swej znacznej większości uczniami śp. Romana Axentiego długoletniego instruktora szkoły masażu dla niewidomych w Krakowie.Wszyscy oni wspominają swego mistrza z serdeczną wdzięcznością a zgon jego w grudniu 1969 roku przyjęli z głębokim żalem. Ostatnio, na posiedzeniu Zarządu krajowej Sekcji Masażystów w Warszawie, prezes Janusz Farcinkiewicz poddał myśl, by wśród wszystkich niewidomych masażystów przeprowadzić zbiórkę na ufundowaniena grobie Romana Axentego osobnej tablicy pamiątkowej /.../"
Napis na nagrobku: "Ś. P. Roman Axenti lat 63 zm. 20. XII.1969 - nieutulona w żalu żona. Jezu zbaw ich dusze".
Tablica II: "Drogiemu Koledze Romanowi Axentiemu, długoletniemuinstruktorowi szkoły niewidomych w Krakowie, w uznaniu zasług tablicę tę ofiarowuję wychowankowie z całej Polski".
W nauczaniu"masażu zastąpił go były jego uczeń, magister pedagogiki, Anicet Zborowski.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Są miasta, w których taksówkarze nie cieszą się dobrą opinią. Szczególnie przy dworcach lub lotniskach działają tzw. mafie taksówkowe bezwzględnie łupiące niezorientowanych lub naiwnych. Miałem w życiu okres, kiedy często dojeżdżałem na zebrania do innego miasta.
Wyruszałem porannym ekspresem, jednak niekiedy, aby zdążyć na posiedzenia zmuszony byłem brać taksówkę. Z reguły towarzyszył mi przewodnik, dzięki czemu kurs odbywał się bez niespodzianek najkrótszą trasą i rachunki były powtarzalne.
Pewnego razu przewodnik miał do załatwienia sprawę w innym miejscu, wsadził mnie do taksówki i odjechał w innym kierunku.
Od samego początku kurs wydał mi się dziwny. Nie te zakręty, nie takie światła, no i w sumie czas przejazdu dwukrotnie dłuższy. Gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce, taksówkarz zażyczył sobie o sto procent wyższą kwotę. W ręku trzymałem odliczone pieniądze, zgodnie z poprzednimi doświadczeniami i taka sumę wręczyłem kierowcy.
Jego reakcja była bardzo gwałtowna. Potraktował mnie grubym słowem i zażądał dopłaty. Oznajmiłem mu, że bardzo często jeżdżę tą trasą i wiem ile wynosi taryfa. Nie mam zamiaru płacić za wycieczkę, którą mi urządził, bo jako całkowicie niewidomy nie byłem w stanie skorzystać z niewątpliwie interesujących widoków. Dodałem, że jeśli chce, to może wezwać organy porządkowe i wspólnie wyjaśnimy nieporozumienie.
Skończyło się na tym, że kazał mi natychmiast wysiadać. Po tym doświadczeniu, wybierając się do innego miasta dzwonię do tamtejszej korporacji taxi i pytam o koszt przejazdu na przewidywanej trasie.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
"Mamy złe wieści dla Czytelników "Pochodni", "Naszych Dzieci", "Światełka" i "Promyczka". - donosi dramatycznie Instytut Tyflologiczny Polskiego Związku Niewidomych - Wydawanie naszych czasopism dla osób niewidomych i słabowidzących stanęło pod znakiem zapytania. Po raz pierwszy bowiem w historii Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych nie przyznał Polskiemu Związkowi Niewidomych dofinansowania na wydawnictwa".
Po przeczytaniu tego wstrząsającego komunikatu pozostaje tylko się załamać i popaść we wtórny analfabetyzm, bo przecież brak prasy zawęża horyzonty, odsyła niewidomych na obrzeża kultury, a nawet skazuje na wykluczenie. No, bo jak tu nie uradować niewidomego wieścią, że szefostwo uradzało nad losem oddanej pod opiekę trzódki w egzotycznym Bangkoku czy innym Vientianie. Tyle samozaparcia, bo przecież tam tak parno, gorąco i daleko od domu. Ale nie bądźmy zawistni. Sztandarowa tuba - ups - organ prasowy ZG PZN rzetelnie informował, a to o ważnej naradzie, a to o konferencji, o spotkaniu z władzami, czasami nawet z kołami... Spływały w lud pełnymi garściami wieści o tym, jak "góra" się stara i jak zabiega Bóg wie o co. A że nie było odzewu z dołu, tym lepiej... doły mają jedynie słuchać a podziwiać starania i troskę o rzesze. Nawet wówczas, kiedy te starania dotyczą głównie potrzeb samych władz.
A tu taki despekt, taka krzywda... odmówiono pieniędzy na tak szczytne cele.
Z czasopism środowiskowych może warto powalczyć o "Nasze dzieci", zawierały bowiem wskazówki i porady dla rodziców dzieci z dysfunkcją wzroku. Pozostałe czasopisma były powieleniem tego, co się wydaje na rynku prasy dziecięcej i młodzieżowej. Mamy coraz więcej e-gazet, e-booków, a także urządzeń skanujących i odczytujących zeskanowany materiał. Mamy szeroki wybór i pism, i sposobów ich przyswajania, a że "Pochodnia" chwieje się i przygasa...
Trochę więcej inwencji twórczej, ciekawych materiałów i większej troski o czytelników. Dlaczego "Pochodnia" ma być dofinansowywana, jeśli pozostałe tytuły na rynku prasowym rządzą się prawami popytu, a ona mało różni się od nich tematyką i unika środowiskowych problemów, są takie męczące i niewygodne...
Źródło: Publikacja własna "WiM"
W dniu 28 marca br. siedziałem pod stołem kiedy mój protoplasta ze swoją małżonką jedli śniadanie. Zwykle przy śniadaniu słuchają radia, więc i ja słuchałem. Usłyszałem, że jeden z protestujących pod Sejmem RP opiekuje się niewidomą żoną i domaga się...
Mój protoplasta powiedział do swojej lepszej połowy: "Idź i Ty protestować, dyć opiekujesz się niewidomym mężem". Jego połowica na to, żeby się nie wygłupiał. Człowieków bardzo trudno zrozumieć, a człowieczyce jeszcze trudniej. To mężowi niewidomej się należy, a żonie niewidomego nie... No i gdzie tu jest jakiś sens?
Na starość zrobiłem się refleksyjny. Zadumałem się więc nad tą radiową informacją i nad rozmową człowieków przy śniadaniu. Nic wymyślić nie mogłem, więc zacząłem szukać w internecie i w prasie. No i się doszukałem.
"Mamy te same żołądki! Chcemy tych samych praw! Precz z dzieleniem opiekunów na lepszych i gorszych!" - takie hasła skandują opiekunowie dorosłych osób z niepełnosprawnością podczas protestu, który rozpoczął się 27 marca 2014 r. przed siedzibą Sejmu.
A to mi dopiero klina zabili...
Rozumiem, że te żołądki to symbol wszystkich potrzeb człowieka, a nie tylko żywieniowych. Moim kocim zdaniem, nie tylko potrzebami żywieniowymi ludzie się różnią, ale wszystkimi innymi. Jedni jedzą dużo, inni mało, jedni są mięsożerni, inni są jaroszami - no i dobrze. Gdy jednak zastanowimy się nad wszystkimi potrzebami fizjologicznymi, potrzebami bezpieczeństwa, seksualnymi, społecznymi, estetycznymi, altruistycznymi, religijnymi, kulturalnymi, potrzebą uznania, potrzebą podporządkowania się i potrzebą dominowania, potrzebą sukcesu, potrzebą posiadania i pozostałymi, okaże się, że u różnych ludzi występują one w różnym natężeniu, a nawet niektóre z nich nie występują zupełnie. Jeżeli jednak ten żołądek traktujemy jako symbol, jako reprezentację wszystkich potrzeb, skupmy się na nim.
Czy żołądek anorektycznej modelki wielkości dorodnej czereśni jest tym samym żołądkiem jaki ma rekordzista świata wagi superciężkiej w podnoszeniu ciężarów? Toż chyba nie! Ich żołądki nie są ani te same, ani takie same. W ogóle, moim zdaniem, nie wszystkie żołądki człowieków są te same, ani takie same. Jeden potrafi zjeść konia z kopytami i jeszcze mu mało, a drugiemu wystarczy pół małej bułeczki. I jakie to te same, jakie takie same? Nawet ten sam człowiek jako kilkunastolatek je bez końca i, można powiedzieć, jest ciągle głodny i chudy, a emeryt je połowę tego, co ten młodzieniaszek albo i mniej, a brzuch mu rośnie aż pod nos. I jakie to te same?
Ale nie koniec mojego zdumienia. Czytałem dalej i wyczytałem.
"- Nie ma niepełnosprawnych lepszych i gorszych i nie ma opiekunów lepszych i gorszych. Wszyscy wykonują ciężką pracę i wszyscy powinni być równo traktowani - mówił Alfred Surma ze Stowarzyszenia Niepokonani 2012, jeden z protestujących".
Doczytałem się też, że protestujący odrzucili propozycję zróżnicowania pomocy w zależności od stopnia niesprawności ich dzieci.
Prawda, że nie ma niepełnosprawnych lepszych i gorszych, ale prawdą też jest, że są niepełnosprawni całkiem niesprawni i bardzo sprawni, a także sprawni inaczej. Prawdą też jest, że jedni opiekunowie wykonują katorżniczą pracę, a inni chcą wykorzystać swoich dość sprawnych podopiecznych, żeby zyskać tyle samo, co ci pracujący ponad siły.
Są niepełnosprawne dzieci i niepełnosprawni dorośli, którzy nie potrafią wykonać ani jednego celowego ruchu, nie rozumieją i nie potrafią wypowiedzieć ani jednego słowa z sensem, nie panują nad czynnościami fizjologicznymi. Trzeba ich karmić, nakładać im pieluchomajtki, myć, przewracać itp. Prawda, że to krańcowy przykład, ale jak on się ma do niewidomej żony? Spróbujcie robić to wszystko z człowiekiem, który waży 80 kilogramów.
Są też niepełnosprawni nawet bardzo sprawni fizycznie, ale intelektualnie zupełnie niesprawni. Zdarza się, że taki niepełnosprawny potrafi zjeść kwiat z doniczki razem z ziemią i własny kał, potrafi dźgać się nożem po udach, wyć z bólu i dalej dźgać. I jak on się ma do mojego protoplasty, który jest niepełnosprawny w stopniu znacznym, a redaguje czasopismo, codziennie chodzi trzy godziny po lesie i jak go żona nagoni, obierze ziemniaki, powiesi firany i zasłony, a także żyrandole. Mój protoplasta ludzi nie widzi, czytać nie może, ale na spacerach spotyka niewidomego niepełnosprawnego w stopniu znacznym, który go z daleka pozdrawia i gazety czyta. To w stopniu znacznym, ale są też stopnie umiarkowane i lekkie. A od jednej niepełnosprawności - tej najgorszej, do drugiej - tej najlżejszej, jest mnóstwo stadiów pośrednich. I to wszystko niby takie same, wymaga takiej samej opieki, takiej samej pracy?
Przecież ta niewidoma żona, jeżeli jest tylko niewidoma, a nie dodatkowo sparaliżowana, to może wykonywać mnóstwo prac domowych.
Jednego niepełnosprawnego nie można na chwilę zostawić samego, bo sobie krzywdę zrobi, a drugi niepełnosprawny obiad ugotuje, pozmywa, posprząta, pracuje, zarabia i rodzinę utrzymuje. Czy to tacy sami niepełnosprawni? Czy ich opiekunowie mają z nimi tyle samo pracy?
Ale doskonale rozumiem, że sytuację należy wykorzystać i używać przy tym mocnych argumentów. Nie jest ważne, czy są one prawdziwe, czy tylko dobrze trafiają w czułe punkty władz i wywołują litość.
Wyczytałem też, że niektórzy potrafią wprost idealnie wykorzystać nadarzającą się okazję otrzymywania trochę grosza bez pracy. Wyczytałem, że np. student mieszkający w Gdańsku opiekuje się swoją babcią mieszkającą pod Przemyślem. No, nie jest to nic dziwnego. Pewnie stosuje telepatię, telekinezę, bilokację i lewitację. Nie wykluczone też, że ta babcia opiekuje się dzieciakami swojej córki.
Takie podejście do sprawy nie jest niczym nowym i nie jest stosowanym tylko przez opiekunów osób niepełnosprawnych. Sami niepełnosprawni też nie są lepsi.
Mój protoplasta pracował mnóstwo lat w Polskim Związku niewidomych, w którym są prawie sami słabowidzący. Otóż dostał kiedyś polecenie napisania do premiera wniosku o przyznanie niewidomym specjalnego dodatku na wzór niemieckiego blindengelt. Miał przy tym powołać się na niemieckie prawo. Polecenie to wydał mu wiceprezes odpowiedzialny za podobne sprawy. Mój protoplasta zapytał, jak wyszacować liczbę osób, którym ten dodatek powinien być przyznany. Pan wiceprezes powiedział, że nie trzeba szacować, bo są statystyki, a Związek ma zarejestrowanych 83 tysiące niewidomych.
Mój protoplasta na to, ale w Niemczech blindelgelt otrzymują tylko osoby, których ostrość widzenia nie przekracza 2 procent, a Związek zrzesza również takie osoby, których ostrość widzenia nie przekracza 10 procent. Dodał, że władze to sprawdzą.
Usłyszał w odpowiedzi, że ma pisać 83 tysiące, bo inaczej to słabowidzący rozniosą w pył władze Związku.
Miał rację. Blindengelt nie został przyznany, ale za to odpowiada premier, a nie władze Związku. Gdyby jednak PZN wystąpił o blindengelt dla sześciu tysięcy naprawdę niewidomych, a władze państwowe, co nie daj Boże, by przyznały ten dodatek, to słabowidzący spaliliby na stosie złożonym z brajlowskich czasopism wszyskich członków Prezydium Zarządu Głównego, a stos ten podpaliliby brajlowską "Pochodnią".
Dodam, że nie był to jedyny przypadek twierdzenia, że słabowidzący są takimi samymi niewidomymi jak niewidomi. Ba, niektórzy nawet twierdzili, że im się gorzej żyje, bo muszą leki na oczy kupować.
Ej, myślenie jest bardzo szkodliwe - można się tęgo narazić. Bezmyślne krzyczenie, że dać, że się wszystkim równo należy, że wszyscy mają jednakowe żołądki, a wszyscy niepełnosprawni są jednakowi, niczym nie grozi. Ba, może nawet pomóc zostać parlamentarzystą albo europarlamentarzystą.
Niestety, z moimi poglądami nie ma co liczyć na karierę polityczną, ani nawet na uznanie słabowidzących. Mimo to gromko wykrzyczę:
Nie wszystkie żołądki są jednakie!
Nie wszyscy niepełnosprawni są jednakowi!
Nie wszyscy opiekunowie muszą równie ciężko pracować!
Niektórzy niepełnosprawni i ich "opiekunowie" wcale łatwo zarabiają na niepełnosprawności!
Stary Kocur z nie takim samym żołądkiem
Źródło: www.klucz.org.pl
Na stronie internetowej Polskiego Związku Niewidomych pojawiła się informacja, z którą można się zapoznać pod linkiem
http://www.pzn.org.pl/pl/aktualnosci/1404-pomocie-nam-tworzy-czasopisma.html.
Informacja ta sprowokowała dyskusję na liście Typhlos.
Jarosław G.:
Mnie tam najbardziej żal "Promyczka" i "Światełka". Uważam bowiem, że jeśli nauczyliśmy dzieci czytania i pisania brajlem, to powinniśmy im dać też możliwość wykorzystania tych umiejętności nie tylko na podręcznikach szkolnych. Pozostałe mogą od biedy być wydawane elektronicznie.
Giordino:
A mnie tam nie żal. Uważam, że nie ma sensu tworzyć znów czegoś specjalnego. Niech będzie wydawane coś w brajlu, ale niech będzie to przedruk jakiegoś normalnego pisma, do którego mają dostęp wszystkie dzieciaki, a nie - zamkniętego pisma specjalnego dla niewidomych.
Magdalena S.:
No właśnie, ciekawe, że jakoś nikt na to nie wpadł przez tyle lat. Sama pamiętam, jak się czułam jako dziecko czy nastolatka, jeszcze zanim miałam udźwiękowiony komputer i dostęp do prasy. Zawsze bardzo lubiłam czytać i czytałam praktycznie wszystko, co mi się pod rękę nawinęło, ale nie mogłam zrozumieć, czemu ja mam "Promyczek", kiedy inne dzieci czytały np. "Płomyczek". Dlaczego nie mogłabym mieć w brajlu tego, co inni czytają w normalnym druku?
Poza tym, skoro druk brajlowski jest taki drogi, to czy nie lepiej drukować jakieś sensowne książki, podręczniki itd. niż czasopisma, które można przeczytać w wersji elektronicznej?
Jarosław G.:
Nie sądzę, aby pomysłu nie było. Patrz: przykład czasopisma "Nasz Świat", gdzie były w zasadzie przedruki z wydań drukowanych, ale dla dorosłych. Myślę, że rozbiło się o koszty. Chociaż, faktycznie, za czasów PRL-u chyba byłoby łatwiej z przepchnięciem takiej inicjatywy, ale wtedy pojęcie integracji w szerokim rozumieniu dopiero się krystalizowało.
Patryk M.:
Ja również muszę przyznać, że brakowało mi kiedyś - gdy nie miałem komputera - czasopism, które czytali inni moi rówieśnicy. "Promyczek" czy "Światełko" czytałem, bo wszystko czytałem, co było... Ciekawszą gazetą - też niestety tylko dla niewidomych - był "Nowy Magazyn Muzyczny", drukowany i przygotowywany przez Toccatę, ale uległ likwidacji z powodu zbyt małej liczby prenumeratorów i braku dotacji...
Jestem zdecydowanie za tym, że skoro uczymy dziecko brajla, powinno czytać - nawet, jeżeli potem będzie miało komputer. Ale rzeczywiście dobrze, gdyby drukowano coś, co jest również ogólnie dostępne... Bo potem okazuje się, że niczego podobnego taki rówieśnik niewidomego dziecka nie czytał.
Danuaria:
Kiedy byłam w wieku promyczkowym, było mi wszystko jedno, co czytają dzieci widzące i czy ja czytam to samo co one. Może dlatego, że uczyłam się w Laskach, bywałam w domu cztery razy w roku jak zdecydowana większość uczniów i miałam dużo młodszą siostrę. I nie przypominam sobie, żebym pytała widzące dzieci, co one czytają i czy ja czytam to samo co one.
W wieku światełkowym czytanie wydawało mi się czynnością nudną i oczekiwałam więcej artykułów o piosenkarzach i zespołach muzycznych, zazdrościłam słabowidzącej koleżance, która co tydzień jeździła do domu i przywoziła jakieś młodzieżowe gazety, ale wtedy też nie zastanawiałam się, czy czytam to samo, co dzieci widzące.
W liceum w ogóle nie interesowało mnie czytanie czasopism, więc kompletnie nie zastanawiałam się nad tym, co czytają moje koleżanki z klasy. Nie było mi to potrzebne do szczęścia.
Kiedy zaczęło wychodzić czasopismo "Życiu naprzeciw", faktycznie naśmiewałyśmy się z koleżanką z tego, co tam było drukowane, i wolałybyśmy przeczytać w tym piśmie o czymś innym.
Zakładam, że w tym czasie, kiedy chodziłam do szkoły, czyli w latach 80., nie było dostępu do elektronicznej wersji, powiedzmy, "Płomyczka". Nawet gdyby PZN w tym czasie drukował to samo, co czytają dzieci widzące, byłoby to robione z opóźnieniem i rodziło podobne kompleksy wśród dzieci, które chciały czytać to samo co ich widzący rówieśnicy. Włożono by w druk tyle samo pracy co w druk "Promyczka", boteż trzeba by to było przepisać, ktoś musiałby to dyktować.
Teraz piszecie, że powinno być drukowane coś, co czytają dzieci widzące. Pytanie: co? Jak się przedrukuje jedno czasopismo, to ktoś będzie miał pretensje, czemu akurat to, a nie jakieś inne. Pytanie, czy takie przedrukowane czasopismo byłoby dostępne w tym samym czasie co zwykły egzemplarz. Jak było z podręcznikami? Dzieci widzące mają duży wybór podręczników, a w brajlu drukuje się tylko jeden do danego przedmiotu i większość niewidomych dzieci uczących się w zwykłych szkołach i tak ma problem, bo akurat wydrukowano nie ten podręcznik, co trzeba. Podobnie może być z czasopismami. Pytanie, czy nie wymagałyby adaptacji z powodu zbyt dużej ilości obrazków? Przydałyby się też takie artykuły, które posłużyłyby wyłącznie dzieciom niewidomym. Przykładem może być artykuł o emotikonach. Dzieciom widzącym takich rzeczy nie trzeba tłumaczyć, niewidomym trzeba.
Pamiętam, że w "Życiu naprzeciw" były artykuły z cyklu "Dbaj o siebie". Kpiłyśmy z nich z koleżanką, ale teraz myślę sobie, że młodym niewidomym dziewczynom takie porady mogły być potrzebne. Widzącym takich rzeczy, jakie tam były napisane, tłumaczyć nie trzeba.
Dzieci powinny coś czytać, a nie tylko słuchać. Należy pamiętać, że osoba widząca bez względu na to, czy czyta książkę papierową, elektroniczną, czy korzysta z Internetu, cały czas ma kontakt z tekstem poprzez jego czytanie. Tymczasem niewidomi mimo większego dostępu do informacji prawie wyłącznie ich słuchają, co moim zdaniem jest uwsteczniające i prowadzi do analfabetyzmu wtórnego. Nie wiem natomiast, czy takie czasopismo powinien drukować PZN, czy inna organizacja, czy może prywatna firma, i kto powinien za to płacić.
Magdalena S.:
To oczywiste, wszyscy wokół ciebie czytali wtedy "Promyczek", jeśli w ogóle coś czytali, więc to było w pewnym sensie normalne. Ja natomiast pamiętam doskonale, że brak możliwości czytania tych samych czasopism i książek stanowił kolejny element poczucia odmienności niewidomego dziecka w normalnej szkole. Dzisiaj na pewno nie jest to już tak istotne, bo istnieje dostęp do elektronicznej prasy, no i skanery. Pamiętam jednak, że szczególnie w liceum było to dla mnie frustrujące, bo chociaż czytałam bardzo dużo, to jak przychodziło co do czego, nie było możliwości porozmawiania o tym z kolegami i koleżankami z klasy, bo ja czytałam to, co było dostępne w brajlu, ewentualnie na kasetach, a to się rzadko kiedy pokrywało z tym, co akurat było na fali. To akurat bardziej dotyczy książek niż prasy.
Wacław R.:
Tam były same bzdety i pierdoły, że się tak wyrażę. Trzeba drukować coś, co wychodzi normalnie, a nie tworzyć wszystko specjalne. Z tzw. "Promyczkowej poczty" to tylko do tej pory konsumuję pizzę z ich przepisu.
Kolega Jarek wydawałby środki na takie dramatyczne gazetki miast dążyć do zwiększenia świadczeń (pieniężnych), a wtedy ktoś sobie sam kupi czasopismo, zeskanuje je i przeczyta, bo będzie miał za co.
Danuaria:
A skąd wiesz, co było w czasopismach dla widzących? Może też "bzdety i pierdoły"?
Jarosław G.:
Czy na pewno? Nie znam treści tych czasopism, bo nie musiałem ich czytać. Domniemywam jednak, że zawierały w swej treści przekazy pozwalające niewidomemu dziecku odnajdywać się w rzeczywistości. Merytorycznie trochę różni się to od przekazów pism ogólnie dostępnych.
Magdalena S.:
Oj, Jarku, jakby tak było, to pewnie nic bym nie mówiła.
Nie wiem, jak potem, ale za moich czasów nie kojarzę zupełnie w tych "Promyczkach" i "Światełkach" żadnych tekstów skierowanych wyraźnie do dzieci niewidomych. "Światełko" już mniej czytałam, ale "Promyczki" tak, i w ogóle sobie takiego czegoś tam nie przypominam. Były jakieś wierszyki, opowiadania, ciekawostki i tego typu rzeczy, ale nic tyflologicznego.
Jarosław G.:
No cóż, odarłaś mnie, Magdo, z tak miłych wyobrażeń o zawartości czasopism dla dzieci. A te wyobrażenia były takie, takie akuratne.
A może to ja źle sobie myślę, że takie czasopismo powinno nie dość, że przekazywać te wartości co inne czasopisma dla dzieci, to jeszcze umieszczać je w realiach otoczenia i relacji dziecka niewidomego. Cóż, pozostał tylko argument dotyczący obcowania z pismem brajla.
Danuaria:
Na koniec dodam, że PFRON nie dał w tym roku pieniędzy nie tylko na czasopisma, ale także na nagrywanie książek mówionych. Oznacza to, że dla decydentów czytelnictwo niewidomych jest nieważne. Kto ma komputer i skaner, będzie czytał to, co będzie chciał, ale są jeszcze w Polsce ludzie, którzy się nie skomputeryzowali i tego nie zrobią, a chcą słuchać książek.
Głos w tej dyskusji zabierali dorośli niewidomi, którzy mają dostęp do prasy w Internecie. Nie wiemy więc, co na ten temat myślą potencjalni czytelnicy "Promyczka" i "Światełka", a także ci czytelnicy "Pochodni", którzy nie nauczyli się obsługi komputera i nie mają dostępu do Internetu.
W tym miesiącu pragniemy polecić Państwu 3 szczególne wydawnictwa powstałe dzięki PHU "Impuls". Bajeczki dla dzieci z nadrukiem brajlowskim na przezroczystej folii.
Bajeczki do wspólnego czytania.
Są to książeczki czarnodrukowe z obrazkami, uzupełnione brajlowskim tekstem, wydrukowanym na przezroczystej folii. Jest to doskonała pomoc dydaktyczna dla dzieci uczących się czytać, ponieważ umożliwia wzajemną zabawę, naukę, współpracę z osobami widzącymi. Dodatkową zaletą są trwałe punkty wydrukowane na folii, które nie ulegają zacieraniu, mimo wielokrotnego czytania. Polecamy szczególnie niewidomym rodzicom i dziadkom.
Ucz się i podróżuj z Multimedialną Encyklopedią Geografii
Multimedialna Encyklopedia Geografii wydana przez P.H.U. "Impuls" stanowi idealne rozwiązanie dla słabowidzących i niewidomych uczniów, studentów oraz innych osób, które pragną zdobyć wiedzę na temat jednego z kontynentów Ziemi, jakim jest Europa.
Multimedialna Encyklopedia Geografii zawiera najświeższe dane geograficzne, szczegółowe informacje o państwach, ciekawostki, turystyczne mapy państw, flagi oraz hymny. Dzięki zastosowaniu formy multimedialnej wzbogaconej o zeszyty brajlowskie jest bogatym i ciekawym źródłem informacji, daje możliwość podróżowania bez wychodzenia z domu. Dodatkową ciekawostkę stanowią quizy, dzięki którym każdy użytkownik programu może w atrakcyjny sposób sprawdzić i ugruntować zdobytą wiedzę.
Jeszcze nigdy nauka nie była tak przyjemna.
Multimedialna Encyklopedia Geografii zawiera:
1. Płytę CD z programem
2. Instrukcję obsługi w brajlu
3. Zeszyt z brajlowskimi mapami
4. Zeszyt z wypukłymi rysunkami flag poszczególnych państw.
Zachęcamy Państwa do zakupu. Cena 1 egzemplarza to 250 zł. W okresie promocyjnym przy zakupie więcej niż jednej sztuki cena wynosi 200 zł.
Z przyjemnością informujemy, że została wydana płyta audio pt. "Żyć pełniej dla siebie i innych" - Medytacja i trening autogenny w oparciu o koncepcję Johannesa Schultza. Autorem płyty jest dr Tomasz Sękowski, wykładowca w Zakładzie Psychologii Wychowawczej i Psychologii Rodziny Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
Trening autogenny jest powszechnie uznaną i stosowaną techniką relaksacyjną, prowadzącą do osiągnięcia wewnętrznego spokoju oraz harmonii ciała i psychiki. Jego skuteczność była wielokrotnie weryfikowana i potwierdzana w terapii ludzi w różnym wieku i z różnymi problemami, a szczególnie z trudnościami radzenia sobie ze stresem.
Metoda ta ma bardzo szerokie zastosowanie zarówno w przypadku osób z różnego rodzaju problemami emocjonalnymi, jak i tych, które chcą pracować nad doskonaleniem swojego funkcjonowania i nad własnym rozwojem.
Medytacja pomaga w spokojnym, pogłębionym spotkaniu z samym sobą, pełnym angażowaniu się w sprawy i relacje z ludźmi, życiu tu i teraz, byciu tu i teraz.
Płyta "Żyć pełniej dla siebie i innych" składa się z dwóch zasadniczych części: medytacji i treningu, które poprzedzone są stosownymi wstępami. Całość trwa blisko 78 minut.
Płyta zawiera:
1. Wstęp do medytacji - 3:38
2. Medytacja - 44:04
3. Wstęp do treningu autogennego - 2:01
4. Trening autogenny - 28:12
Cena jednej płyty wynosi 35 zł.
Zachęcamy do zakupu.
Więcej informacji o naszych wydawnictwach, i nie tylko, znajdą Państwo na stronie internetowej:
www.Phuimpuls.Pl
Zamówienia można składać za pośrednictwem maila:
impuls@phuimpuls.pl
lub telefonicznie pod numerami:
(81) 533 25 10,
693 289 020.
Numer konta:
97 1020 3176 0000 5702 0166 9043, PKO Bank Polski
Przypominamy Państwu, że trwa nabór wniosków w Programie "Aktywny Samorząd". Służymy ciekawą ofertą i pomocą przy wyborze odpowiedniego sprzętu i oprogramowania. Możemy też pomóc przy wypełnianiu wniosków.
P.H.U. "Impuls" Ryszard Dziewa,
ul. Powstania Styczniowego 95d/2,
20-706 Lublin,
tel. 81 533 25 10,
kom. 693 289 020
E-mail: impuls@phuimpuls.pl,
strona WWW: www.phuimpuls.pl
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-04-15
Sejm i Senat kończą prace nad zmianami w systemie świadczeń dla rodziców i opiekunów osób z niepełnosprawnością. Ponieważ powstało przez to małe zamieszanie, podajemy w pigułce informacje o zmianach, czyli: co, dla kogo i w jakiej kwocie.
Rodzaj świadczenia - Dla kogo (w skrócie)
Kwota (na rękę)
Od kiedy
Kryterium dochodowe
Świadczenie pielęgnacyjne Rodzice dzieci z niepełnosprawnością:
- od 1 maja 2014 r. 1000 zł
- od 1 stycznia 2015 r. 1200 zł
- od 1 stycznia 2016 r. 1300 zł.
Specjalny zasiłek opiekuńczy - Opiekunowie dorosłych osób z niepełnosprawnością 520 zł - od 1 lipca 2013 r.
Zasiłek dla opiekunów - Opiekunowie dorosłych osób z niepełnosprawnością, którzy z dniem 1 lipca 2013 r. stracili świadczenie pielęgnacyjne 520 zł - prawdopodobnie od maja 2014 r.
ŚWIADCZENIE PIELĘGNACYJNE
Przysługuje wyłącznie rodzicom lub opiekunom dzieci z niepełnosprawnością, powstałą do 18. roku życia lub do 25. roku życia - w przypadku gdy dziecko było w trakcie nauki.
Kto może otrzymywać świadczenie pielęgnacyjne?
Świadczenie pielęgnacyjne przysługuje z tytułu rezygnacji z zatrudnienia lub innej pracy zarobkowej:
1. matce bądź ojcu dziecka,
2. faktycznemu opiekunowi dziecka,
3. osobie będącej rodziną zastępczą spokrewnioną,
4. innym osobom, na których - zgodnie z przepisami Kodeksu rodzinnego - ciąży obowiązek alimentacyjny (z wyjątkiem osób o znacznym stopniu niepełnosprawności). Przy tym osobom innym niż spokrewnione w pierwszym stopniu z osobą wymagającą opieki przysługuje świadczenie pielęgnacyjne, gdy spełnione są łącznie następujące warunki:
- rodzice osoby wymagającej opieki nie żyją, zostali pozbawieni praw rodzicielskich lub legitymują się orzeczeniem o znacznym stopniu niepełnosprawności,
- nie ma innych osób spokrewnionych w pierwszym stopniu, są małoletnie lub legitymują się orzeczeniem o znacznym stopniu niepełnosprawności,
- nie ma faktycznego opiekuna dziecka ani osoby będącej rodziną zastępczą spokrewnioną lub legitymują się one orzeczeniem o znacznym stopniu niepełnosprawności.
Wysokość świadczenia pielęgnacyjnego
Obecnie parlament pracuje nad zmianami w przyznawaniu świadczenia pielęgnacyjnego - głównie nad podwyższeniem jego kwoty. Na obecnym etapie tych prac nowe kwoty wyglądają następująco:
1. od 1 maja 2014 r. - 1000 zł netto. Na kwotę tę składają się: 800 zł świadczenia i 200 zł dodatku z rządowego programu. Kwota brutto, czyli wraz z ubezpieczeniem emerytalno-rentowym oraz zdrowotnym, wynosić ma łącznie 1321 zł;
2. od 1 stycznia 2015 r. - 1200 zł netto; kwota brutto ze składkami - 1576 zł;
3. od 1 stycznia 2016 r. - 1300 zł netto; kwota brutto ze składkami - 1703 zł.
Świadczenie pielęgnacyjne będzie co roku waloryzowane, a jego wzrost będzie proporcjonalny do procentowego wzrostu płacy minimalnej.
O zmiany prawne w zakresie przysługujących świadczeń walczyli rodzice i opiekunowie osób z niepełnosprawnością podczas protestów w Sejmie i pod Sejmem.
SPECJALNY ZASIŁEK OPIEKUŃCZY
Przysługuje osobom, na których ciąży obowiązek alimentacyjny, a od 1 stycznia 2015 r. także małżonkom.
Kto może otrzymywać specjalny zasiłek opiekuńczy?
By go otrzymywać, osoby te muszą zrezygnować z zatrudnienia lub innej pracy zarobkowej w związku z koniecznością sprawowania stałej opieki nad osobą legitymującą się:
1. orzeczeniem o znacznym stopniu niepełnosprawności
lub
2. orzeczeniem o niepełnosprawności łącznie ze wskazaniami: konieczności stałej lub długotrwałej opieki lub pomocy innej osoby w związku ze znacznie ograniczoną możliwością samodzielnej egzystencji oraz konieczności stałego, codziennego współudziału opiekuna dziecka w procesie leczenia, rehabilitacji i edukacji (czyli p. 7 i 8 w orzeczeniu dla osób do 16. r.ż.).
UWAGA!
Od 2015 r. prawo do specjalnego zasiłku opiekuńczego będzie przysługiwało także tym opiekunom, którzy nie podejmują pracy ze względu na opiekę nad osobą z niepełnosprawnością, a nie tylko tym, którzy zrezygnowali z pracy. Będzie ich jednak obowiązywało kryterium dochodowe.
Kiedy specjalny zasiłek opiekuńczy nie przysługuje?
Specjalny zasiłek opiekuńczy nie przysługuje, jeżeli:
1. osoba sprawująca opiekę:
a) ma ustalone prawo do emerytury, renty, renty rodzinnej z tytułu śmierci małżonka przyznanej w przypadku zbiegu prawa do renty rodzinnej i innego świadczenia emerytalno-rentowego, renty socjalnej, zasiłku stałego, nauczycielskiego świadczenia kompensacyjnego, zasiłku przedemerytalnego lub świadczenia przedemerytalnego,
b) podlega obowiązkowo ubezpieczeniom emerytalnemu i rentowym z innych tytułów,
c) ma ustalone prawo do specjalnego zasiłku opiekuńczego lub świadczenia pielęgnacyjnego,
d) legitymuje się orzeczeniem o znacznym stopniu niepełnosprawności;
2. osoba wymagająca opieki została umieszczona w rodzinie zastępczej, z wyjątkiem rodziny zastępczej spokrewnionej, w rodzinnym domu dziecka albo - w związku z koniecznością kształcenia, rewalidacji lub rehabilitacji - w placówce zapewniającej całodobową opiekę, w tym w specjalnym ośrodku szkolno-wychowawczym, z wyjątkiem podmiotu wykonującego działalność leczniczą, i korzysta w niej z całodobowej opieki przez więcej niż 5 dni w tygodniu;
3. na osobę wymagającą opieki inna osoba ma ustalone prawo do wcześniejszej emerytury;
4. członek rodziny osoby sprawującej opiekę ma ustalone prawo do otrzymywania dodatku do zasiłku rodzinnego, specjalnego zasiłku opiekuńczego lub świadczenia pielęgnacyjnego;
5. na osobę wymagającą opieki jest ustalone prawo do otrzymywania dodatku do zasiłku rodzinnego, prawo do specjalnego zasiłku opiekuńczego lub prawo do świadczenia pielęgnacyjnego;
6. na osobę wymagającą opieki inna osoba jest uprawniona za granicą do świadczenia na pokrycie wydatków związanych z opieką, chyba że przepisy o koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego lub dwustronne umowy o zabezpieczeniu społecznym stanowią inaczej.
Wysokość specjalnego zasiłku opiekuńczego
Specjalny zasiłek opiekuńczy przysługuje w wysokości 520 zł netto miesięcznie.
Kryterium dochodowe
Specjalny zasiłek opiekuńczy zależny jest od dochodu. Przysługuje, jeżeli łączny dochód rodziny osoby sprawującej opiekę oraz rodziny osoby wymagającej opieki w przeliczeniu na osobę nie przekracza kwoty 623 zł. W przypadku nieznacznego przekroczenia kryterium dochodowego na osobę, zasiłek opiekuńczy przysługuje, jeżeli przysługiwał on w poprzednim okresie zasiłkowym.
Za dochód rodziny osoby wymagającej opieki uważa się dochód następujących członków rodziny:
1. w przypadku gdy osoba wymagająca opieki jest małoletnia:
a) osoby wymagającej opieki,
b) rodziców osoby wymagającej opieki,
c) małżonka rodzica osoby wymagającej opieki,
d) osoby, z którą rodzic osoby wymagającej opieki wychowuje wspólne dziecko,
e) pozostających na utrzymaniu osób, o których mowa w lit. a-d, dzieci w wieku do ukończenia 25. roku życia, ale do członków rodziny nie zalicza się dziecka pozostającego pod opieką opiekuna prawnego, dziecka pozostającego w związku małżeńskim, pełnoletniego dziecka posiadającego własne dziecko, a także rodzica osoby wymagającej opieki zobowiązanego tytułem wykonawczym pochodzącym lub zatwierdzonym przez sąd do alimentów na jej rzecz;
2. w przypadku gdy osoba wymagająca opieki jest pełnoletnia:
a) osoby wymagającej opieki,
b) małżonka osoby wymagającej opieki,
c) osoby, z którą osoba wymagająca opieki wychowuje wspólne dziecko,
d) pozostających na utrzymaniu osób, o których mowa w lit. a-c, dzieci w wieku do ukończenia 25. roku życia, z tym że do członków rodziny nie zalicza się dziecka pozostającego pod opieką opiekuna prawnego, dziecka pozostającego w związku małżeńskim, a także pełnoletniego dziecka posiadającego własne dziecko.
UWAGA!
Przepisy przejściowe obejmą grupę opiekunów dorosłych osób z niepełnosprawnością, którzy nie zakwalifikowali się do uzyskania specjalnego zasiłku opiekuńczego (SZO), gdyż 1 stycznia 2013 r. nie mieli ważnego orzeczenia o niepełnosprawności w stopniu znacznym z powodu wygaśnięcia decyzji w tym zakresie z końcem roku 2012. Osoby, które nie miały prawa do zasiłków w okresie 31 grudnia 2012 r. - 30 czerwca 2013 r., a wcześniej pobierały świadczenie pielęgnacyjne, będą mogły otrzymywać specjalny zasiłek opiekuńczy. Zgodnie z przepisem przejściowym, osoby z tej grupy będą mogły ubiegać się o SZO bez kryterium rezygnacji z zatrudnienia.
ZASIŁEK DLA OPIEKUNA
Zasiłek dla opiekuna jest realizacją wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 5 grudnia 2013 r., który zakwestionował część nowelizacji Ustawy o świadczeniach rodzinnych. Trwają nad nim prace w parlamencie. Poniżej wyjaśniamy, jak jego zasady wyglądają na dziś (po zakończeniu prac Senatu).
Kto może otrzymywać zasiłek dla opiekuna?
Zasiłek dla opiekuna jest skierowany wyłącznie do osób, które na wskutek ww. nowelizacji utraciły 1 lipca 2013 r. prawo do świadczenia pielęgnacyjnego i nie spełniły kryterium dochodowego do otrzymania specjalnego zasiłku opiekuńczego, pozostając bez wsparcia państwa.
Zwrot odebranych świadczeń był jednym z postulatów opiekunów protestujących przez Sejmem.
Kiedy zasiłek dla opiekuna nie przysługuje?
Zasiłek dla opiekuna nie przysługuje za okresy, w których:
1. osoba ubiegająca się o zasiłek dla opiekuna miała ustalone prawo do specjalnego zasiłku opiekuńczego lub świadczenia pielęgnacyjnego
lub
2. na osobę wymagającą opieki inna osoba miała ustalone prawo do specjalnego zasiłku opiekuńczego lub świadczenia pielęgnacyjnego.
Co ważne, zarejestrowanie się w Powiatowym Urzędzie Pracy jako osoba poszukująca pracy lub posiadanie statusu osoby bezrobotnej nie ma wpływu na uprawnienie do zasiłku dla opiekuna w okresie od 1 lipca 2013 r. do dnia złożenia wniosku o ustalenie zasiłku dla opiekuna.
Wysokość zasiłku dla opiekuna
Zasiłek dla opiekuna dorosłej osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności wyniesie 520 zł netto wraz z ustawowymi odsetkami za czas niepobierania świadczenia (będzie to kwota ok. 5,5 tys. zł jednorazowej wypłaty).
Procedowana w parlamencie ustawa wejdzie w życie 14 dni od jej ogłoszenia w Dzienniku Ustaw. Ośrodki Pomocy Społecznej będą miały wówczas dwa tygodnie na poinformowanie o tej zmianie osoby, które 1 lipca 2013 r. utraciły prawo do świadczenia pielęgnacyjnego. Osoby te w ciągu 4 miesięcy będą musiały złożyć odpowiednie dokumenty.
Prawo do zasiłku dla opiekuna ustala się na czas nieokreślony, chyba że orzeczenie o niepełnosprawności lub orzeczenie o stopniu niepełnosprawności zostało wydane na czas określony. Uprawnienie do pobierania zasiłku dla opiekuna będzie jednak weryfikowane co pół roku. W tym celu przeprowadzany będzie wywiad środowiskowy. Wywiad ten będzie także przeprowadzany wówczas, gdy zaistnieją wątpliwości co do faktu sprawowania opieki przez osobę pobierającą zasiłek dla opiekuna.
UWAGA!
Wymienione zasiłki i świadczenia pielęgnacyjne należą się także rolnikom, jeśli ci zrezygnowali z pracy w gospodarstwie rolnym na rzecz opieki nad osobą z niepełnosprawnością.
ŹródŁo: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-04-16
Gdy skończą się prace parlamentarne nad ustawą podwyższającą świadczenia pielęgnacyjne, zaplanujemy "okrągły stół" ws. niepełnosprawnych; obecnie trwają przygotowania - powiedział minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz.
Podczas prac nad ustawami ws. świadczeń pielęgnacyjnych dla rodziców niepełnosprawnych dzieci oraz przywrócenia zasiłków dla opiekunów dorosłych osób niepełnosprawnych minister przekonywał, że potrzebny jest kompleksowy system wsparcia zarówno dla osób niepełnosprawnych, jak i ich opiekunów. Jak mówił, jego resort chce przedstawić taki system jeszcze w tym roku. Zapowiedział w tej sprawie "okrągły stół" i zaprosił do udziału w nim przedstawicieli wszystkich zainteresowanych środowisk.
Na pytanie, kiedy zbierze się "okrągły stół", Kosiniak-Kamysz odpowiedział, że ustalane są terminy, zbierana jest też lista chętnych do udziału.
- Chcemy jeszcze przeprowadzić przez Sejm ustawę podwyższającą świadczenia pielęgnacyjne, do której w Senacie zgłoszono poprawkę. Głosowanie w tej sprawie będzie w przyszłym tygodniu, czyli zaraz po świętach, i to będzie zamknięcie tego tematu. Zaraz potem wracamy z "okrągłym stołem" - poinformował Kosiniak-Kamysz.
Pytany, czy grupy, które protestowały w Sejmie i przed Sejmem, spotkają się przy "okrągłym stole", minister odpowiedział, że trzeba będzie precyzyjnie wyodrębnić obszary dyskusji i zapraszać do nich poszczególne osoby.
- Warto rozmawiać o całym zagadnieniu związanym z niepełnosprawnością, dojść do rozwiązań całościowych, ale nie tracąc z pola widzenia grup, które sobie wyodrębniliśmy - dodał.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-04-22
Jak podało Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, 30 kwietnia odbędzie się "okrągły stół" ws. osób niepełnosprawnych. Ma być okazją do dyskusji nt. systemu wsparcia osób niepełnosprawnych i ich opiekunów.
"Dotrzymujemy słowa. Parlament już przyjął ustawę przywracającą wsparcie finansowe dla opiekunów dorosłych osób niepełnosprawnych. W tym tygodniu Sejm powinien uchwalić podwyżkę świadczeń dla rodziców niepełnosprawnych dzieci. Tuż po tym, 30 kwietnia, spotkamy się z przedstawicielami środowisk osób niepełnosprawnych przy okrągłym stole" - zapowiedział minister Władysław Kosiniak-Kamysz, cytowany w komunikacie przesłanym we wtorek (22 kwietnia) przez MPiPS.
Spotkanie pod hasłem "Jak wspierać osoby niepełnosprawne?" odbędzie się w środę, 30 kwietnia w siedzibie resortu pracy, o godz. 10.
Do udziału zostali zaproszeni przedstawiciele wszystkich zainteresowanych środowisk, m.in. osób niepełnosprawnych i ich opiekunów, ekspertów zajmujących się tą problematyką, organizacji pozarządowych, rządu, samorządów oraz parlamentu.
"Okrągły stół", podczas którego rozpocząć się ma dyskusja na temat kompleksowego systemu wsparcia dla osób z niepełnosprawnościami, zapowiedziany został przez Kosiniaka-Kamysza podczas parlamentarnych prac nad ustawami dotyczącymi finansowego wsparcia dla opiekunów dzieci oraz dorosłych osób niesamodzielnych.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Data opublikowania: 2014-04-04, 04.04.2014
Maja Szulc wczoraj w Sejmie: - Kto mnie zatrudni, jeśli będzie wiedział, że muszę być w domu na każde zawołanie?
- Jak ktoś się zajmuje dzieckiem 24 lata i dziecko mu umiera na rękach, to jest w bardzo złym stanie zdrowotnym - mówi Maja Szulc, jedna z okupujących Sejm, matka niepełnosprawnego syna.
Dominika Wielowieyska: Nie zamierzacie opuścić Sejmu?
Maja Szulc: Absolutnie nie.
Rozważacie zawieszenie protestu?
- Rozważaliśmy. Ale okazało się po wtorkowym posiedzeniu sejmowej komisji, że po raz kolejny zostaliśmy oszukani. Premier powiedział nam: 1000 zł od maja, od 2015 r. - 1200 zł, a od 2016 r. - suma równa pensji minimalnej, czyli 1300 na rękę.Już wtedy podejrzewaliśmy podstęp, i nasze podejrzenia się sprawdziły. Dopiero we wtorek dowiedzieliśmy się, że kwoty się zgadzają, ale ta suma równa pensji minimalnej nie będzie waloryzowana, tylko będzie weryfikowana co trzy lata. To tak naprawdę zamrażarka. I np. w 2020 r. pensja minimalna będzie wynosiła 2 tys. zł, a my i tak będziemy mieli 1300 na rękę.
To nie oznacza, że to świadczenie opiekuńcze będzie stało w miejscu.
- Ale my chcemy, aby jego wysokość była powiązana ze średnią pensją, bo to gwarantuje regularny wzrost tego świadczenia.
I opuściłyby panie Sejm i zawiesiły protest, gdyby ta kwota 1300 zł na rękę była co roku waloryzowana?
- Tak, ale tylko zawiesiły, bo są inne sprawy do załatwienia.
Czy nie lepiej opuścić Sejm i siąść do okrągłego stołu i zastanowić się nad kompleksową zmianą w systemie wsparcia dla opiekunów osób niepełnosprawnych?
- Jesteśmy za taką dyskusją. My mamy swoje 14 postulatów, ale premier przyszedł do nas i powiedział, abyśmy wybrali jeden najistotniejszy, więc wybraliśmy wysokość świadczenia pielęgnacyjnego.
Ale wiele z tych postulatów jest nierealnych. Chcecie, by państwo wypłacało świadczenie pielęgnacyjne opiekunom nawet wtedy, gdy osoba czy dziecko, którym się opiekowali, nie żyje.
- To nie tak. Wcześniej osobom opiekującym się niepełnosprawnym dzieckiem przysługiwały wcześniejsze emerytury i ten rodzic był jakoś zabezpieczony. A teraz tych wcześniejszych emerytur nie ma. Jeżeli dziecko - nie daj Boże - umrze, to rodzic zostaje z niczym.
Ci opiekunowie mogliby podjąć pracę, to byłoby dla nich lepsze z wielu powodów: psychologicznych, finansowych. Państwo płaci też za rodziców opiekujących się dziećmi niepełnosprawnymi składki zdrowotne i emerytalne, co w przyszłości da im prawo do najniższej emerytury po osiągnięciu wieku emerytalnego.
- Jak ktoś się zajmuje dzieckiem 24 lata, i dziecko mu umiera na rękach, to jest w bardzo złym stanie zdrowotnym. Dawno wypadł z rynku pracy. To jak znajdzie zajęcie w wieku 50 lat?
Państwo musi tej osobie pomóc w aktywizacji zawodowej, lepiej, aby skończyła kursy i poszukała pracy, bo to zazwyczaj oznacza lepszy status finansowy niż życie na zasiłkach.
- To bzdury! O jakiej aktywności zawodowej pani mówi? My jesteśmy wypalone przez tę opiekę nad dzieckiem. Byłam na kursie asystenta osoby niepełnosprawnej, no i niech mi pani da pracę! Już teraz!
Nie mogę, nie jestem pracodawcą. A może dla wszystkich opiekunów niepełnosprawnych lepiej by było, aby dostawali świadczenie, ale żeby też mogli dorabiać. Teraz nie mogą.
- Wiele pań składało wniosek o opiekę nad dzieckiem do ośrodków pomocy społecznej. Na osiem godzin, proszę bardzo niech ktoś przyjdzie i popilnuje dziecka. No i jeszcze dwie dodatkowe godziny na dojazd w obie strony. Nikt mi tego nie zagwarantuje! To ja mam to dziecko na śmietnik wyrzucić? Zresztą pracownik socjalny boi się zajmować tak niepełnosprawnym dzieckiem. A poza tym za takiego pracownika trzeba płacić.
(W tym momencie protestujący pokazują mi pismo, z którego wynika, że płatność za godzinę to 2,25 zł).
Minister pracy mówi, że projekt ustawy był gotowy, ale pani i inni nie chcieli się zgodzić na to, by różnicować pomoc ze względu na stopień niepełnosprawności.
- Ale to świadczenie już przysługuje tylko tym, którzy opiekują się dziećmi o znacznym stopniu niepełnosprawności. Tu już nie ma co różnicować. A poza tym my mówimy o świadczeniu dla rodzica, a nie dla dziecka.
A czy nie można zmienić systemu tak, że w przypadku dzieci o znacznym stopniu niepełnosprawności znosi się zakaz pracy dla opiekunów, ale jednak to świadczenie jest zróżnicowane. I jeśli to dziecko np. chodzi do szkoły integracyjnej, rodzic ma jednak kilka godzin wolnego w ciągu dnia, to świadczenie jest niższe. A jeśli opieka jest całodobowa, bo stopień niepełnosprawności jest najwyższy, to świadczenie jest najwyższe.
- A ja tu muszę panią ostudzić, bo jeśli nawet dziecko chodzi do szkoły integracyjnej, to nie jest tak, że rodzic ma czas wolny. Ja mam dziecko w normie intelektualnej, które obejmuje obowiązek szkolny. On idzie do szkoły, ale ja muszę być pod telefonem, bo moje dziecko ma padaczkę. Kto by mnie zwolnił z pracy, gdybym miała telefon ze szkoły, że coś się dzieje?
Kodeks pracy nakazuje pracodawcy, aby dał pani taką możliwość. Ale wciąż myślę raczej o jakimś elastycznym zajęciu, nie w pełnym wymiarze godzin.
- Ale kto by mnie zatrudnił, wiedząc, że ja jestem w takiej sytuacji, i muszę być w domu na każde zawołanie? A przecież ja też muszę odpocząć i to jest ten czas, gdy mój syn jest w szkole. Nie dam rady.
Minister pracy mówi, że sumując wszystkie świadczenia, opiekunowie dostają w sumie 1,5-2 tys. zł. Ile pani dostaje w sumie pieniędzy?
- Ja dostaję w tej chwili 620 zł na rękę plus 200 zł rządowej pomocy jako rodzic, który musiał zrezygnować z pracy na rzecz opieki nad dzieckiem niepełnosprawnym. A moje dziecko dostaje na rehabilitację 153 zł.
W sumie teraz jest to około tysiąca złotych.
- Tak, ale zaznaczam, że nie można tego tak sumować, bo to są dwa świadczenia. Jedno jest dla rodzica, drugie dla dziecka.
Resort twierdzi, że możecie występować o rozmaite zasiłki celowe: na opał, na leki, na mieszkanie.
- Ja z tego nie korzystam, bo to jest obwarowane progiem dochodowym i to mi się już nie należy. Mam zdrową córkę i pracującego męża. To trzeba naprawdę przymierać głodem, żeby te zasiłki dostać. Próg to na rękę ok. 620 zł dochodu na osobę.
Opiekunowie dzieci niepełnosprawnych mogą dostać dofinansowanie do turnusu rehabilitacyjnego.
- Turnus kosztuje 3-4 tys. zł, a my musimy to dofinansować. Nie stać nas.
Ministerstwo twierdzi, że taki turnus kosztuje 1,5 tys. zł, z czego np. 20 proc. musi zapłacić rodzina.
- Nie ma takich turnusów za 1,5 tys. zł. A poza tym nie chcemy jeździć do sanatorium, gdzie głównym punktem są wieczorki zapoznawcze. Chcemy rehabilitacji z prawdziwego zdarzenia. My ministrowi mówiliśmy, jak to wygląda.
Do sprzętu rehabilitacyjnego państwo dopłaca 80 proc.
- Ale taki sprzęt kosztuje 20-40 tys. zł. To niech pani sobie policzy te 20 proc. Dla nas to gigantyczny wydatek. Z czego te kilka tysięcy dołożyć? Z tych 600 zł, które dostajemy na rękę?
(Jedna z protestujących pokazuje mi dokument: 4,5 tys. zł ze środków własnych za sprzęt, a NFZ zapłaciło 3 tys. zł).
Jak panie reagują na oskarżenia internautów, że jedna z protestujących zamieściła na Facebooku zdjęcia z wakacji w Chorwacji, a przecież tylu ludzi nie stać na takie wakacje?
- Tak, była na wakacjach. A to my mamy we włosiennicach chodzić? A czy rodzina nie może pomóc i zrobić zrzutki na sfinansowanie takiego wyjazdu, żeby mieli choć trochę radości i dziecko zobaczyło trochę świata? Już taka zawiść? Ktoś chce się z nią zamienić? Ja też jednorazowo mogę dostać pomoc od rodziców, ale to jest raz na jakiś czas. Takie oskarżenia to obelgi.
Inni też wyciągają rękę po pomoc, tylko skąd wziąć na to wszystko? Trzeba komuś zabrać. A wy postrzegacie każdego, kto do was przyjdzie, jako wroga, który ma górę pieniędzy, ale ze złej woli nie chce wam dać.
- Nie, wcale tak tego nie postrzegamy.
Premiera nazwałyście oszustem i kłamcą. Przecież należy mu się minimum szacunku.
- Oszukał nas, mówił, że system się zmieni. I co?
Przecież w ciągu kilku lat to świadczenie pielęgnacyjne wzrosło o 100 proc. Wiem - jest małe, ale rośnie.
- Tak, wzrosło. Ale my każde kolejne 100 zł musiałyśmy wydrzeć protestami. Ja nie chcę obrażać obecnie rządzących, bo te zaniedbania są wieloletnie, z czasów, gdy Tusk nie był premierem. Każda partia ma swoje za uszami.
Niektórych przyjmujecie ciepło, np. Arkadiusza Mularczyka, który też kiedyś był w partii rządzącej, a przepędziłyście Piotra Ikonowicza, który broni najmniej zamożnych.
- Rozmawiamy z różnymi politykami, ale nasz protest nie jest upolityczniony. Tego Ikonowicza nie znam. On tu chciał zakłócić protest, kiedy rozmawiałyśmy z premierem. Mówił o tych eksmisjach, chciał załatwiać swoje sprawy, a my nie o tym wtedy rozmawialiśmy.
Lider "S" Piotr Duda do was przyszedł i zachęcał do wydzierania pieniędzy z gardła rządowi, ale jakoś nie mówił, skąd je wziąć. A przecież sporo pieniędzy marnuje się na przywileje związkowe.
- My to wiemy. Różne osoby przychodzą do nas, ale dla nas jest najważniejsze dobro naszych dzieci. I my i tak, bez ich rad, wiemy, co mamy robić.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-03-21
Od środy w Sejmie trwa protest okupacyjny rodziców dzieci z niepełnosprawnością. Opinie na temat ich żądań są jednak różne, także wśród samych rodziców. Komentarz do tych wydarzeń napisała na naszą prośbę pani Dorota Próchniewicz, matka chłopca z autyzmem.
Trwają protesty rodziców w Sejmie. Są różne rodzaje niepełnosprawności, różne sytuacje rodzinne, nie można wszystkiego wrzucać do jednego worka. Ale jako matka chłopca z autyzmem, zależnego od osób drugich, dobrze rozumiem wypalenie, bezradność, obawy o przyszłość. I wściekłość na to, że rządzący (od dawna) nie zauważają naszych problemów. Rozumiem emocje. Ale nie zgadzam się ze wszystkimi postulatami. Nie chcę na przykład, byśmy byli pokazywani niemal wyłącznie w kontekście domagania się podwyżek świadczeń pieniężnych.
Tak, świadczenia te są tragicznie małe. Za małe.
Tak, rodzice dzieci niepełnosprawnych każdego dnia podejmują gigantyczną pracę, by zajmować się swoimi dziećmi, by stworzyć im warunki do życia, terapię, leczenie, edukację.
Tak, państwo powinno wspierać osoby niepełnosprawne i ich rodziny, ale na pewno nie tylko poprzez bezpośrednią pomoc finansową, lecz na przykład poprzez umożliwienie rodzicom osób z niepełnosprawnością wykonywania pracy zawodowej.
Brakuje usług asystenckich
Dobrze zorganizowane środowisko szkolne to podstawa, byśmy mogli planować życie zawodowe. Jest ustawa, są pieniądze z subwencji oświatowej. A mimo to problem ze szkołami (przedszkolami) tzw. integracyjnymi wydaje się kluczowy. Brak dobrej woli ze strony dyrektorów, nauczycieli, obojętność, niewiedza. Wielu z nas traci czas na upominanie się o to, co ustawowo należy się dzieciom, np. o przyjęcie dziecka do szkoły, realizowanie indywidualnego programu edukacyjno-terapeutycznego, zatrudnienie specjalistów.
Może trzeba przeszkolić szkolne kadry w tematyce integracji? O tym ustawodawcy najwyraźniej zapomnieli, każąc realizować szczytne cele ludziom do tego nieprzygotowanym. Subwencja powinna być indywidualnie rozliczana, iść za konkretnym dzieckiem.
Potrzebne są lepsze regulacje prawne, dotyczące zawodu asystenta osoby niepełnosprawnej. Asystentów powinny zapewniać nam OPS-y w ramach specjalistycznych usług opiekuńczych. Jest ustawa, są pieniądze. W praktyce dostajemy zbyt mało godzin, są odmowy, przerwy w usługach, co nie służy beneficjentom. Asystenci pracują na umowę zlecenie, zarabiają mało (bo ten wygrywa przetarg, kto da najniższą stawkę), jest więc duża rotacja, wykwalifikowani odchodzą z dnia na dzień.
Rodziny osób z niepełnosprawnością powinny mieć szeroki dostęp do usług asystenta rodziny, który pomoże w sprawach domowych. Podobnie jak do opieki wytchnieniowej, specjalistycznych hosteli dla dzieci na czas, gdy nie mogą się nimi zająć się rodzice. Niekoniecznie z powodu wyjazdu na wczasy (co też jest dla ludzi), ale np. z powodu choroby. Jednak takie świadczenia w Polsce nie istnieją. Co podkreślają też protestujący.
Rodzicom nie przysługuje nic
Trudno zrozumieć, dlaczego rodzic pobierający świadczenie pielęgnacyjne w kwocie 620 zł nie może do tego świadczenia dorobić, np. do wysokości średniej krajowej, a mogą dorobić emeryt, rencista, poseł...
Tym rodzicom, którzy podejmują wysiłek łączenia pracy zawodowej z opieką nad dzieckiem z niepełnosprawnością bądź chcieliby to robić (i płacić podatki!), nie przysługuje właściwie nic. A to chyba na nich powinna się skoncentrować uwaga rządzących (a może też mediów, które zdają się być coraz bardziej zainteresowane tematem niepełnosprawności, ale jednocześnie mało w nim zorientowane); powinni oni, zależnie od potrzeb, zyskać takie udogodnienia, jak na przykład:
- możliwość dorabiania do świadczenia pielęgnacyjnego,
- ubezpieczenie zdrowotne przy pracy na umowę o dzieło,
- ulgi w ZUS przy prowadzeniu działalności gospodarczej, na którą wielu się decyduje, nie chcąc rezygnować z własnych dochodów, a mając problem z zatrudnieniem na etat,
- elastyczny czas pracy, praca zadaniowa, częściowa telepraca zamiast 8-godzinnego "przesiadywania" w miejscu zatrudnienia,
- możliwość zmiany kwalifikacji zawodowych, bezpłatnych szkoleń, by móc skorzystać z powyższych.
Rodzice, a nie narzędzia do opieki
Nawet kilka lat intensywnej opieki nad osobą zależną może wypalić do cna. Odczuwalne zubożenie, brak odpoczynku, stres, związany z trudnym dostępem do leczenia i terapii, brak kontaktu ze światem zewnętrznym (w tym - rozrywek, wyjazdów). Wiele rodzin rozpada się, ale rodzic, który porzuca niepełnosprawne dziecko, nie ponosi konsekwencji nierealizowania prawnego obowiązku opieki. Czemu nie da się szybko i skutecznie nakładać oraz egzekwować chociażby alimentów?
Rodziny potrzebują systemowego wsparcia. Dostępu do leczenia, terapii, edukacji, dóbr kultury. Prostszych procedur w pozyskiwaniu świadczeń (mniej papierologii, więcej nowych technologii), psychologa, asystenta. Skutecznego prawa rodzinnego. Świadczenia finansowe, nawet podwyższone, za kilka lat znów okażą się za niskie. Żaden budżet tego nie wytrzyma.
Uzawodowienie opieki - tak, jako wybór, w uzasadnionych przypadkach. Rodzice dzieci z niepełnosprawnością często mówią o sobie, że są jak "narzędzia do opieki", nie osoby. Może więc moglibyśmy przynajmniej wybrać sobie zawód, pracować w możliwym zakresie, płacić podatki?
Zarówno osoby z niepełnosprawnością, jak i ich rodziny nie powinny być wykluczone, zamknięte w gettach swoich problemów, ale w pełni obecne w społeczeństwie.
Michalina Topolewska
Źródło: Gazeta Prawna13 tydzień 2014
180 milionów złotych więcej trafi na świadczenia dla opiekunów niepełnosprawnych dzieci. Przez to mniej będzie pieniędzy na remonty schetynówek
Gminy niecierpliwie czekają na decyzję rządu, jak duże dostaną ostatecznie w tym roku wsparcie na przebudowę lokalnych dróg. Miało być to 900 milionów złotych, jednak po obietnicy premiera złożonej w weekend protestującym rodzicom niepełnosprawnych dzieci kwota ta się zmniejszy. Z budżetu na schetynówki ma bowiem pochodzić 180 milionów złotych na podwyższenie świadczeń pielęgnacyjnych. Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji pospiesznie zmienia więc projekt nowelizacji uchwały w sprawie ustanowienia programu wieloletniego pod nazwą "Narodowy program przebudowy dróg lokalnych - Etap drugi Bezpieczeństwo-Dostępność-Rozwój". Dziś zajmie się nim Rada Ministrów.
Nie było gwarancji
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami rządu w tym roku wydatki na schetynówki miały wzrosnąć z dwustu pięćdziesięciu milionów złotych do dziewięciuset milionów złotych. Dodatkowe 650 milionów złotych miały dołożyć Lasy Państwowe (LP). Nowelizacja ustawy o lasach z 24 stycznia 2014 roku (Dziennik Ustaw, pozycja 222) zobowiązała je bowiem do zasilenia w tym roku budżetu państwa kwotą ośmiuset milionów złotych. Rząd zapewniał, że większa część tych pieniędzy zasili konta samorządów i przyczyni się do inwestycji w lokalną infrastrukturę. DGP informował jednak, że w nowelizacji ustawy o lasach nie ma żadnego przepisu, który gwarantowałby, że więcej pieniędzy trafi właśnie na drogi.
- W uzasadnieniu do nowelizacji wskazano, że część tej kwoty (650 milionów złotych) powinna zostać przeznaczona na budowę i modernizację dróg lokalnych - zapewniała Joanna Józefiak z Ministerstwa Środowiska.
Już wiadomo jednak, że mimo dopłaty od lasów do Narodowego programu przebudowy dróg lokalnych (NPPDL) funduszy może być mniej, niż wskazywał rząd. Zgodnie z zapowiedzą premiera Donalda Tuska część z tych środków będzie przesuniętych na świadczenia pielęgnacyjne dla osób opiekujących się niepełnosprawnymi dziećmi. Gminy będą wypłacać osobom uprawnionym do świadczenia pielęgnacyjnego o 180 złotych więcej niż obecnie. Od 1 maja 2014 roku wsparcie dla nich wzrośnie z ośmiuset dwudziestu złotych (620 złotych samego świadczenia oraz 200 złotych dodatku, którego przyznawanie zostało właśnie przedłużone do końca tego roku specjalnym rządowym programem) do tysiąca złotych (800 złotych świadczenia plus 200 złotych dodatku) na rękę. Potrzebnych jest na to 180 milionów złotych.
Na razie Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji (MAiC) nie informuje, o ile zmniejszy się planowana kwota dziewięciuset milionów złotych na przebudowę dróg.
- Trwają jeszcze prace nad zmianą projektu. Jakie to ostatecznie będą kwoty, zostanie wypracowane na posiedzeniu Rady Ministrów - przyznaje biuro prasowe MAiC.
Bufor budżetu
Bogdan Pęk, senator PiS, wskazuje, że rząd potraktował wpłatę od lasów jako bufor dla budżetu. - Jeśli rząd zmniejszy planowaną kwotę wydatków na schetynówki, oznaczać to będzie, że premier nie potrafi wywiązać się ze złożonych przez siebie obietnic. Sytuacja budżetu państwa musi być jeszcze gorsza, niż twierdzi rząd, ponieważ szuka pieniędzy w NPPDL, który zasilą lasy - uważa Bogdan Pęk.
Zdaniem niektórych ekspertów zmniejszenie budżetu NPPDL doprowadzi do jego załamania.
- Wojewodowie nabrali wniosków o modernizację schetynówek, ponieważ byli zapewnieni, że będzie na to właśnie 900 milionów złotych. Jeśli rząd się z tego wycofa, samorządy nie będą miały pieniędzy na realizację inwestycji - ocenia Edward Trojanowski ze Związku Gmin Wiejskich Rzeczypospolitej Polskiej.
Dodaje, że o ile jest uzasadnione przekazanie przez LP funduszy na lokalne drogi (leśnicy przewożą po nich ciężkie ładunki z drewnem), to nie znajduje wyjaśnienia na to, że pieniądze te trafią do opiekunów niepełnosprawnych dzieci.
- To nieroztropne. Na dziurawych drogach będzie po prostu więcej wypadków - mówi Edward Trojanowski.
Skąd w przyszłości
Nie wiadomo jednak, z jakich źródeł rząd sfinansuje wyższe świadczenia pielęgnacyjne w kolejnych latach. Od 1 stycznia 2015 roku wysokość świadczenia pielęgnacyjnego będzie wynosić netto 1200 złotych, a od 2016 r. - 1300 złotych. Docelowo spowoduje to, że wsparcie osiągnie poziom najniższego wynagrodzenia za pracę. Kwoty te mają być wpisane do projektu nowelizacji ustawy, który został przygotowany przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, ale będzie procedowany jako inicjatywa poselska.
- W ten sposób projekt zostanie szybciej uchwalony, niż gdyby miał być wnoszony drogą rządową. Pozwala bowiem uniknąć etapu konsultacji międzyresortowych - podkreśla Sławomir Piechota (PO), przewodniczący sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny.
Jutro ma się odbyć pierwsze czytanie projektu.
- W naszym przypadku podwyżka świadczeń będzie wymagać zmiany około dwustu pięćdziesięciu decyzji. Co więcej, już wkrótce będziemy też realizować ustawę, która po wyroku Trybunału Konstytucyjnego przywraca wsparcie dla osób opiekujących się niepełnosprawnym dorosłym członkiem rodziny. Lepiej gdyby te dwie zmiany przepisów nie wchodziły jednocześnie w życie - uważa Marzena Szuleta, kierownik biura świadczeń rodzinnych Urzędu Miasta w Kaliszu.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-04-01
Pomoc dla rodzin, które całodobowo opiekują się niepełnosprawnym, rośnie w Polsce szybciej niż dla kogokolwiek innego - powiedział we wtorek (1 kwietnia) premier Donald Tusk. Szef rządu chciałby, żeby protest rodziców niepełnosprawnych dzieci w Sejmie zakończył się jak najszybciej.
- Postulaty rodziców dzieci niepełnosprawnych, wymagających opieki całodobowej, są spełniane w tempie szybszym niż się do tego zobowiązałem, a nie wolniejszym - powiedział premier podczas konferencji prasowej po posiedzeniu rządu.
W ubiegły wtorek Rada Ministrów zaakceptowała projekt przewidujący, że świadczenie pielęgnacyjne od maja wzrośnie do 1000 zł, od 2015 r. do 1200 zł, a od 2016 r. do 1300 zł netto. We wtorek (1 kwietnia) po południu, na posiedzeniu sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny, obędzie się pierwsze czytanie projektu.
- Ja wiem, że to jest za mało i za wolno, i zawsze będzie z punktu widzenia potrzebujących, natomiast staramy się to robić odpowiedzialnie, tzn. deklarujemy to, co jest możliwe z punktu widzenia nie tylko budżetu państwa, ale także logiki takiego pomysłu - powiedział premier.
Podkreślił, że nie są to proste decyzje, bo mogą uruchomić lawinę wydatków, która będzie nie do zatrzymania.
Tusk zaznaczył, że w Polsce miliony osób potrzebowałyby wsparcia ze względu na opiekę nad dzieckiem, ale państwo nie może zastąpić rodziców czy bliskich w sfinansowaniu pełnej opieki nad chorymi i niepełnosprawnymi w rodzinie.
Dodał, że ze względu na zdrowie i kondycję dzieci i rodziców, którzy od blisko dwóch tygodni przebywają w Sejmie i domagają się podwyższenia świadczenia pielęgnacyjnego do poziomu płacy minimalnej już teraz, chciałby, by ich protest zakończył się jak najszybciej.
Rodzice zapowiedzieli we wtorek, że nawet, jeżeli opuszczą Sejm w piątek, kiedy planowane jest głosowanie nad projektem ustawy podnoszącej wysokość świadczenia, to będzie to tylko zawieszenie ich protestu.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-04-04
Jest ona odpowiedzią na trwający od ponad dwóch tygodni protest rodziców niepełnosprawnych dzieci. Według ustawy świadczenie od maja wzrośnie do 1000 zł, od 2015 r. do 1200 zł, a od 2016 r. do 1300 zł netto.
Za przyjęciem ustawy głosowało w piątek w Sejmie 436 posłów, jedna osoba była przeciwko, a dwie wstrzymały się od głosu.
Nowelizacja ustawy o świadczeniach rodzinnych podwyższa świadczenia pielęgnacyjne dla rodziców, którzy rezygnują z pracy zawodowej, żeby opiekować się niepełnosprawnymi dziećmi. Protestujących w Sejmie rodziców ta propozycja nie zadowala. Domagają się podwyżki do poziomu płacy minimalnej już teraz (w 2014 r. wynosi ona 1680 zł brutto, czyli 1237 zł netto) i corocznej waloryzacji świadczeń.
Projekt przygotował rząd, jednak, aby skrócić proces legislacyjny, został on wniesiony do Sejmu jako poselski przez posłów PO i PSL.
Sejm nie przyjął żadnego z wniosków mniejszości zgłoszonych przez PiS oraz SLD, ani poprawek proponowanych przez opozycję. Zakładały one m.in. szybszą podwyżkę świadczeń, niż zaproponowano w ustawie.
Wniosek PiS zakładał, że świadczenie pielęgnacyjne wzrosłoby do poziomu 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia, z ostatniego kwartału poprzedniego roku - co wprowadziłoby stały mechanizm zapewniający regularną waloryzację. Byłaby to kwota zbliżona do zaproponowanej przez rząd - 1327 zł netto. Rozwiązanie to miało obowiązywać już od maja tego roku.
Wniosek SLD zakładał, że od przyszłego roku rodzice niepełnosprawnych dzieci otrzymywaliby w sumie 1300 zł - 1200 zł świadczenia i 100 zł dodatku finansowanego z Funduszu Pracy.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-04-09
09-04-2014 13:16
Waloryzacja świadczeń pielęgnacyjnych dla rodziców dzieci niepełnosprawnych możliwa będzie częściej niż raz w roku, jeśli częściej będzie podnoszona wysokość płacy minimalnej - mówił minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz w Senacie.
Podczas senackiej debaty nad nowelizacją ustawy o świadczeniach rodzinnych, która podwyższa świadczenia pielęgnacyjne, minister podziękował senatorom za zaproponowanie do ustawy poprawki gwarantującej regularną waloryzację świadczeń, proporcjonalnie do wzrostu płacy minimalnej.
Poprawkę zgłosił Jan Libicki (PO). Wprowadzenie takiej zmiany na etapie prac senackich Kosiniak-Kamysz zapowiadał już podczas uchwalania ustawy w Sejmie.
Minister podkreślił, że waloryzacja świadczeń pielęgnacyjnych możliwa będzie częściej niż raz w roku, jeśli częściej będzie podnoszona wysokość płacy minimalnej.
Jan Rulewski (PO) pytał, dlaczego rząd różnicuje opiekunów osób niepełnosprawnych ze względu na wiek, w którym powstała niepełnosprawność ich podopiecznych. Podkreślił, że już obecnie mogą się zdarzyć sytuacje, gdy opiekunowie osób w tym samym wieku i z takim samym rodzajem niepełnosprawności otrzymują zupełnie inne wsparcie, ponieważ jedna z nich nabyła orzeczenie o niepełnosprawności przed osiągnięciem dorosłości, a druga - w wieku dorosłym. Wskazywał, że Trybunał Konstytucyjny nakazał jednakowe traktowanie obu grup opiekunów.
Minister argumentował, że sytuacja rodziców niepełnosprawnych dzieci, które nigdy nie miały szansy na podjęcie pracy, jest inna niż opiekunów osób, których niepełnosprawność powstała w dorosłym wieku i które miały szansę wypracować sobie składki.
Kolejnym punktem posiedzenia Senatu będzie ustawa dotycząca zasiłków dla opiekunów dorosłych osób niepełnosprawnych.
Źródło PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-04-09
W środę, 9 kwietnia, w Senacie odbyła się debata nt. ustawy podnoszącej świadczenia pielęgnacyjne dla rodziców, którzy rezygnują z pracy zawodowej, by opiekować się niepełnosprawnymi dziećmi. Senatorowie chcą wprowadzenia poprawki zapewniającej coroczną waloryzację świadczeń. Głosowanie poprawek - w czwartek.
Nowelizacja ustawy o świadczeniach rodzinnych podwyższa świadczenia pielęgnacyjne - od maja do 1000 zł, od 2015 r. do 1200 zł, a od 2016 r. do 1300 zł netto. Jest ona odpowiedzią na protest grupy rodziców niepełnosprawnych dzieci, którzy przez ponad dwa tygodnie okupowali Sejm.
Komisja rodziny i polityki społecznej zaproponowała do ustawy jedną poprawkę, realizującą zapowiedź ministra pracy i polityki społecznej Władysława Kosiniaka-Kamysza. Przed piątkowym głosowaniem w Sejmie minister mówił, że na etapie prac w Senacie do ustawy zostanie zgłoszona poprawka gwarantująca coroczny wzrost świadczenia pielęgnacyjnego proporcjonalnie do minimalnego wynagrodzenia.
Ma ona spowodować powiązanie wzrostu świadczenia pielęgnacyjnego z procentowym wzrostem płacy minimalnej. Realizuje ona jeden z postulatów protestujących rodziców, którzy domagali się waloryzacji świadczeń. Poprawkę zgłosił Jan Libicki (PO). Kosiniak-Kamysz mówił, że waloryzacja świadczeń pielęgnacyjnych możliwa będzie częściej niż raz w roku, jeśli częściej będzie podnoszona wysokość płacy minimalnej.
Do ustawy zgłoszony został także wniosek mniejszości z inicjatywy senatora Waldemara Kraski (PiS), który chciał m.in., aby świadczenie pielęgnacyjne wzrosło do poziomu 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia z ostatniego kwartału poprzedniego roku, co wprowadziłoby stały mechanizm zapewniający regularną waloryzację. Byłaby to kwota zbliżona do zaproponowanej przez rząd - 1327 zł netto.
Poprawki do ustawy zgłosił również Jan Rulewski (PO). Pierwsza z propozycji dotyczy dodatku do świadczeń rodzinnych z tytułu wychowywania dziecka niepełnosprawnego. Obecnie dodatek ten wynosi 80 zł na dziecko, jednak nie więcej niż 160 zł na wszystkie dzieci. Oznacza to, że tyle samo pieniędzy dostaje rodzina z dwójką i rodzina z większą liczbą, np. z czwórką niepełnosprawnych dzieci. Rulewski chce skreślenia zapisu o maksymalnej kwocie, aby na każde niepełnosprawne dziecko przysługiwał dodatek. Kolejna poprawka podwyższa zasiłek pielęgnacyjny ze 144 zł do 202,76 zł miesięcznie. Inna zmiana podwyższa świadczenie pielęgnacyjne do kwoty odpowiadającej minimalnej pensji już od przyszłego roku.
Rulewski pytał, dlaczego rząd różnicuje opiekunów osób niepełnosprawnych ze względu na wiek, w którym powstała niepełnosprawność ich podopiecznych. Podkreślił, że już obecnie mogą się zdarzyć sytuacje, gdy opiekunowie osób w tym samym wieku i z takim samym rodzajem niepełnosprawności otrzymują zupełnie inne wsparcie, ponieważ jedna z nich nabyła orzeczenie o niepełnosprawności przed osiągnięciem dorosłości, a druga - w wieku dorosłym. Wskazywał, że Trybunał Konstytucyjny nakazał jednakowe traktowanie obu grup opiekunów.
Minister argumentował, że sytuacja rodziców niepełnosprawnych dzieci, które nigdy nie miały szansy na podjęcie pracy, jest inna niż opiekunów osób, których niepełnosprawność powstała w dorosłym wieku i które miały szansę wypracować sobie składki sprawnego personelu.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-04-04
Rodzice, którzy od 17 dni protestują w Sejmie, poinformowali dzisiaj, że zawieszają swoją akcję. Stało się to po przyjęciu przez Sejm ustawy dotyczącej zasiłków i świadczeń.
Wojciech Kalinowski z grupy opiekunów protestujących w Sejmie, poinformował że powodem zawieszenia protestu jest uchwalenie tego dnia przez Sejm ustawy podwyższającej świadczenia pielęgnacyjne dla rodziców niepełnosprawnych dzieci.
Dodał, że protestujący mają zaproszenie na komisję senacką w sprawie tej ustawy. Liczą też na spełnienie obietnic zorganizowania okrągłego stołu w całej sprawie.
Protest trwał od ponad dwóch tygodni na sejmowym korytarzu z udziałem m.in. niepełnosprawnych dzieci. Rodzice zadeklarowali, że dzisiaj opuszczą budynek Sejmu.
Jeszcze dzisiaj zapowiadali kontynuowanie protestu. Przed południem rodzice niepełnosprawnych dzieci zapowiadali, że będą kontynuowali protest co najmniej do najbliższego posiedzenia Senatu. Zapowiedź ta została złożona po tym jak Sejm uchwalił ustawę podwyższającą świadczenia pielęgnacyjne dla rodziców niepełnosprawnych dzieci.
Minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz zadeklarował, że podczas dalszych prac w Senacie zostanie zgłoszona poprawka według, której wzrost świadczenia pielęgnacyjnego będzie następował co roku i będzie proporcjonalny do wzrostu minimalnego wynagrodzenia.
Rodzice, którzy śledzili obrady z sejmowej galerii mówili dziennikarzom, że muszą czekać do posiedzenia Senatu, bo nie wierzą w deklaracje ministra.
- Musimy tego pilnować dlatego, że nie wierzymy. Przez pięć lat jeździliśmy i błagaliśmy o pomoc i za każdym razem nam obiecano i nie dotrzymano obietnicy. Będziemy tak długo, aż Senat nie przyjmie tej poprawki - powiedziała jedna z protestujących matek, Iwona Hartwich. Najbliższe posiedzenie Senatu zaplanowane jest na 9 i 10 kwietnia.
Rodzice podkreślali, że są oburzeni i czują się zlekceważeni zachowaniem niektórych parlamentarzystów podczas głosowania. - Uważam, że w Sejmie powinien być szacunek dla każdego - powiedziała Hartwich.
Uchwalona przez Sejm ustawa jest odpowiedzią na trwający protest rodziców niepełnosprawnych dzieci. Według ustawy świadczenie od maja wzrośnie do 1000 zł, od 2015 r. do 1200 zł, a od 2016 r. do 1300 zł netto.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-03-27
"Mamy te same żołądki! Chcemy tych samych praw! Precz z dzieleniem opiekunów na lepszych i gorszych!" - takie hasła skandują opiekunowie dorosłych osób z niepełnosprawnością podczas protestu, który rozpoczął się 27 marca 2014 r. przed siedzibą Sejmu.
Postulaty uczestników protestu dotyczyły dwóch spraw. Przede wszystkim domagali się oni przywrócenia stanu sprzed lipca 2013 r., kiedy to wielu opiekunom odebrano świadczenia pielęgnacyjne. Stanowczo odrzucają proponowane przez rząd rozwiązanie w postaci przyznania im zasiłku i chcą przywrócenia świadczenia pielęgnacyjnego.
- Mieliśmy bezterminowo przyznane świadczenie pielęgnacyjne. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że odebranie nam go było niezgodne z konstytucją i nakazał naprawienie tej szkody. Oczekujemy więc, że będzie nam przywrócone świadczenie, a nie zasiłek, który w każdej chwili będzie można nam odebrać - powiedziała nam pani Małgorzata, jedna z uczestniczek protestu.
Nie ma lepszych i gorszych opiekunów
Drugim ważnym postulatem było równe traktowanie wszystkich opiekunów osób z niepełnosprawnością, niezależnie od stopnia pokrewieństwa.
- Nie ma niepełnosprawnych lepszych i gorszych i nie ma opiekunów lepszych i gorszych. Wszyscy wykonują ciężką pracę i wszyscy powinni być równo traktowani - mówił Alfred Surma ze Stowarzyszenia Niepokonani 2012, jeden z protestujących.
Protestujący w większości nie chcieli mówić o kwotach, których oczekiwaliby od rządu. Przyznawali jednak, że powinny one być takie same, jak te wypłacane rodzicom dzieci z niepełnosprawnością.
Innym podnoszonym przez protestujących postulatem była budowa systemu wspierania opiekunów.
- Przydałyby się ośrodki, w których można byłoby zostawić osobę niepełnosprawną choć na kilka godzin - mówiła Lidia Bieńkowska z Komitetu Obrony Seniora.
Protest coraz bardziej polityczny
Protestujących wsparła niemała grupa działaczy społecznych, związkowców, m.in. z OPZZ i Sierpnia 80. Nie zabrakło również polityków - i to różnych opcji.
- Świadczenia i zasiłki przyznawane przez rząd dla opiekunów osób niepełnosprawnych były niewystarczające. Dopiero protest rodziców, który trwa w Sejmie od dziewięciu dni, spowodował, że znalazły się środki na zwrot świadczeń, które zostały odebrane w lipcu - mówił Arkadiusz Mularczyk.
Jego zdaniem, rząd postąpił w sposób cyniczny, przesuwając pieniądze na świadczenia z funduszów przeznaczonych wstępnie na drogi. Dodał jednak, że tylko wywierając presję na rząd poprzez protesty, można cokolwiek osiągnąć. Na zakończenie polityk zaapelował o współpracę między opiekunami dorosłych i dzieci z niepełnosprawnością.
- Nie dajcie się podzielić, wasze postulaty są słuszne! - skandował.
Oprócz Arkadiusza Mularczyka do protestujących wyszedł poseł Twojego Ruchu Artur Bramora oraz posłowie PiS Janusz Śniadek i Stanisław Szwed.
Protestujący zapowiedzieli, że jeśli do siedemnastej nie dostaną od rządu satysfakcjonującej odpowiedzi, to rozbiją miasteczko namiotowe i będą protestować do skutku.
Po godzinie 14.00 z protestującymi spotkał się minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz. Wysłuchał ich postulatów, po czym zaprosił na rozmowy przedstawicieli protestujących.
Opiekunowie dorosłych osób z niepełnosprawnością zgodzili się na rozmowy. Postawili jednak warunek, by uczestniczył w nich przynajmniej jeden dziennikarz. W spotkaniu biorą udział też wiceminister Elżbieta Seredyn i pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych Jarosław Duda.
Trybunał po stronie opiekunów
Przypomnijmy, że w lipcu zeszłego roku, wskutek nowelizacji ustawy o świadczeniach rodzinnych, część opiekunów osób z niepełnosprawnością straciła prawo do świadczenia pielęgnacyjnego. Od połowy ub.r. świadczenie to przysługiwało tylko niepracującym rodzicom i najbliższym krewnym osób z niepełnosprawnością, jeśli niepełnosprawność powstała przed osiągnięciem dorosłości (do 18. lub 25. roku życia - w przypadku osób uczących się).
Wcześniej świadczenie mogli pobierać także krewni osób niepełnosprawnych, których niepełnosprawność powstała w późniejszym wieku, a więc np. dzieci niepełnosprawnych rodziców lub wnuki - w przypadku gdy chodzi o dziadków.
Teraz dla tej grupy osób przeznaczony jest specjalny zasiłek opiekuńczy w wysokości 520 zł, przy czym przysługuje on tylko wtedy, gdy łączny dochód dwóch rodzin - osoby sprawującej opiekę oraz osoby wymagającej opieki - nie przekroczy, w przeliczeniu na osobę, dość niskiego ustawowego limitu.
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej (MPiPS) zmieniło zasady przyznawania świadczeń m.in. po to, by ograniczyć grono osób nadużywających prawa do tego rodzaju pomocy. Ze statystyk MPiPS wynika, że wśród osób pobierających świadczenia pielęgnacyjne aż 83 proc. stanowiły osoby inne niż rodzice niepełnosprawnych dzieci, do których początkowo kierowana była ta pomoc. Według MPiPS w 2013 r., po wprowadzeniu zmian, prawo do świadczenia pielęgnacyjnego miało ok. 100 tys. osób, zaś utraciło je ok. 140 tys. osób.
Ustawa w drodze
Wprowadzone w lipcu zmiany wywołały falę niezadowolenia społecznego. Przepisy zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego rzecznik praw obywatelskich Irena Lipowicz. 5 grudnia 2013 r. Trybunał uznał, że utrata prawa opiekunów dorosłych osób z niepełnosprawnością do świadczenia pielęgnacyjnego jest niezgodna z Konstytucją RP, i ogłosił, że przywrócenie tego prawa wymaga natychmiastowej interwencji ustawodawcy.
Projekt ustawy przyznającej prawo do zasiłków opiekunom osób z niepełnosprawnością, którzy utracili świadczenia pielęgnacyjne po 30 czerwca 2013 r., został 5 lutego br. przekazany przez MPiPS do uzgodnień międzyresortowych i konsultacji społecznych oraz podany do publicznej wiadomości. 28 lutego otrzymał go Komitet Rady Ministrów.
Podczas posiedzenia Rady Ministrów - we wtorek 25 marca - przyjęto projekt ustawy, która jest realizacją wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Już dzień później nad projektem debatowano w czasie posiedzenia sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny.
Zgodnie z projektem ustawy, zasiłek dla opiekunów, którzy utracili świadczenie 1 lipca ub. r., będzie wynosił 520 zł miesięcznie. Wypłacany ma być wraz z odsetkami za każdy miesiąc, w którym nie pobierali oni świadczenia. Ośrodki Pomocy Społecznej będą miały dwa tygodnie na poinformowanie świadczeniobiorców o tej zmianie, a ci w ciągu 4 miesięcy będą musieli złożyć odpowiednie dokumenty. Koszt realizacji tych zobowiązań w tym roku wyniesie 1 mld 372 mln, a w 2015 r. - 900 mln zł. Środki te pochodzą z rezerwy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-04-15
- Zachęcamy do kompromisu, ale ten kompromis musi być przemyślany - powiedziała PAP wiceminister pracy i polityki społecznej Elżbieta Seredyn we wtorek (15 kwietnia) po spotkaniu z protestującymi przed Sejmem opiekunami dorosłych osób niepełnosprawnych. Kolejne spotkanie zaplanowane jest na środę.
Przed Sejmem od blisko trzech tygodni trwa protest opiekunów dorosłych osób niepełnosprawnych, którzy domagają się m.in. przywrócenia zasiłków odebranych w ub. roku, a także podwyższenia ich wysokości.
Seredyn poinformowała, że na środowe spotkanie przedstawiciele protestujących mają przygotować projekt porozumienia. - Zobaczymy, co w nim będzie - powiedziała.
Jak dodała, podczas wtorkowego spotkania przedstawiciele MPiPS i protestujących dyskutowali głównie o ustawie o ustaleniu i wypłacie zasiłków dla opiekunów, która czeka na podpis prezydenta; omawiali m.in., jak będą wypłacane zasiłki dla opiekunów.
- My zachęcamy do kompromisu, ale ten kompromis musi być przemyślany, chcemy się spotkać przy okrągłym stole zapowiedzianym przez ministra Władysława Kosiniaka-Kamysza, po to, żeby wypracować rozwiązanie dobre dla protestujących opiekunów i dla wszystkich, którzy korzystają ze świadczeń z tytułu opieki nad niepełnosprawnym członkiem rodziny - powiedziała Seredyn.
Podczas prac nad ustawą w parlamencie Kosiniak-Kamysz mówił, że zdaje sobie sprawę, iż ustawa nie rozwiązuje problemów osób niepełnosprawnych, ponieważ potrzebny jest kompleksowy system wsparcia. Jak mówił, jego resort chce przedstawić taki system jeszcze w tym roku. Zapowiedział w tej sprawie "okrągły stół" i zaprosił do udziału w nim przedstawicieli wszystkich zainteresowanych środowisk.
Przedstawicielka protestujących opiekunów Marzena Kaczmarek wyraziła nadzieję, że w środę uda się wypracować z MPiPS konkretne propozycje. - Na chwilę obecną jeszcze żadnych konkretów nie ma, są wstępne rozmowy - powiedziała.
Jak dodała, rozmowy dotyczą realizacji postulatów, z którymi przyszli uczestnicy protestu, m.in. ustawy o wypłacie zasiłków.
- Bardziej byśmy chcieli spotkać się z ministrem finansów i panem premierem, bo to są osoby bardziej decyzyjne. Ale skoro nie chcą i podchodzą w ten sposób do protestu, to trudno - mówiła Kaczmarek.
Uchwalona 4 kwietnia, a w zeszłym tygodniu poparta przez Senat ustawa o ustaleniu i wypłacie zasiłków dla opiekunów miała być odpowiedzią na jeden z postulatów protestujących. Powstała po tym, gdy Trybunał Konstytucyjny zakwestionował część zapisów obowiązującej od zeszłego roku nowelizacji ustawy o świadczeniach rodzinnych, na mocy której część opiekunów straciła prawo do świadczenia pielęgnacyjnego.
Od ub. roku świadczenie pielęgnacyjne przysługuje tylko rodzicom dzieci, których niepełnosprawność powstała przed osiągnięciem dorosłości, zaś dla opiekunów dorosłych przeznaczony jest specjalny zasiłek opiekuńczy w wysokości 520 zł, jednak tylko wtedy, gdy łączny dochód dwóch rodzin - osoby sprawującej opiekę oraz wymagającej opieki - nie przekroczy kryterium dochodowego (623 zł na osobę).
Ustawa stanowi, że opiekunowie osób niepełnosprawnych, którzy utracili prawo do świadczeń pielęgnacyjnych, otrzymają zwrot zaległych pieniędzy wraz z ustawowymi odsetkami (ok. 5,5 tys. zł). Przywrócone zostanie im również prawo do zasiłku, niezależnie od kryterium dochodowego, jednak w wysokości 520 zł - tyle wynosiło świadczenie pielęgnacyjne przed zakwestionowaną nowelizacją. Obecnie jest to 820 zł - tyle otrzymują rodzice niepełnosprawnych dzieci.
Ustawa nie przywraca opiekunom dorosłych prawa do świadczenia pielęgnacyjnego, ale wprowadza nowy rodzaj zasiłku przeznaczonego specjalnie dla tej grupy. Z tego powodu opiekunowie, którzy protestują przed Sejmem uważają, że ustawa nie realizuje wyroku TK.
We wtorek wieczorem pikietę poparcia dla protestujących przed Sejmem zorganizowały przedstawicielki kobiecych organizacji pozarządowych: Stowarzyszenia Inicjatyw Kobiecych, Fundacji MaMa i Porozumienia Kobiet 8 Marca.
W demonstracji przed Sejmem udział wzięli również reprezentanci innych stowarzyszeń i organizacji, m.in. Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. "Zapłacić opiekunom!", "Wstyd i hańba!" - skandowano.
- Wsparcia i opieki niepełnosprawni potrzebują przez całą dobę, za co ich opiekunowie otrzymują jedynie 520 zł zasiłku. My domagamy się, żeby opiekunowie i opiekunki dorosłych osób niepełnosprawnych otrzymywali przynajmniej minimalne wynagrodzenie za swoją pracę - w wysokości minimalnej pensji - zaznaczyła w rozmowie z PAP Anna Góral ze Stowarzyszenia Inicjatyw Kobiecych.
Góral wyraziła żal, że medialne zainteresowanie protestującymi w namiotach pod Sejmem opiekunami w ostatnim czasie się zmniejszyło.
W oświadczeniu wydanym przez Stowarzyszenie Inicjatyw Kobiecych, Fundację MaMa i Porozumienie Kobiet 8 Marca napisano: "Kolejny dzień opiekunki i opiekunowie dorosłych osób niepełnosprawnych protestują i głodują w namiotach pod Sejmem, domagając się spełnienia ich postulatów. 15 kwietnia minie 20. dzień ich protestu. Ich postulaty zostały opublikowane 27 marca i do tej pory nie zostały spełnione, a nawet wysłuchane i przeanalizowane".
"Pora zauważyć wreszcie codzienną pracę opiekunów i opiekunek, nastawioną na to, by ich bliscy mogli godnie żyć - na przekór trudnościom materialnym i stanowi zdrowia. To nie tylko czas; to również ogromna praca fizyczna w przenoszeniu, przewijaniu i dbaniu o higienę. Bez pomocy, bez urlopu, bez środków na rehabilitację bliskich, w samotności i najczęściej w biedzie" - napisały w oświadczeniu organizacje.
Źródło: Gazeta Prawna13 tydzień 2014
Uprawnienia
Gminy będą wypłacać wsparcie osobom zajmującym się dorosłymi niepełnosprawnymi krewnymi, które bezprawnie straciły świadczenia pielęgnacyjne. Przywrócenie pomocy przewiduje projekt ustawy o ustaleniu i wypłacie zasiłków dla opiekunów, który wczoraj przyjął rząd. Dotyczy on osób, które zyskały prawo do świadczenia pielęgnacyjnego przed 1 stycznia 2013 roku, a po upływie półrocznego okresu przejściowego, czyli od 1 lipca ubiegłego roku, straciły do niego prawo, ponieważ nie były w stanie spełnić nowych warunków do jego uzyskania. Trybunał Konstytucyjny stwierdził (sygnatura akt K 27/13), że było to bezprawne i orzekł o konieczności przywrócenia pomocy.
Wspomniany projekt wprowadza dla tych osób świadczenie w formie zasiłku dla opiekuna. Wynosi on 520 złotych miesięcznie i będzie przysługiwał za dwa okresy. Pierwszy z nich obejmuje zaległe wsparcie, które zostanie wypłacone za kolejne miesiące od 1 lipca 2013 roku do momentu wejścia w życie ustawy (nastąpi to po czternastu dniach od publikacji w Dzienniku Ustaw).
- Zasiłki za wcześniejsze miesiące będą zwiększone o odsetki, dzięki czemu opiekunowie jednorazowo otrzymają około pięciu tysięcy złotych - informował wczoraj Władysław Kosiniak-Kamysz, minister pracy i polityki społecznej.
Z kolei w drugim okresie zasiłek będzie wypłacany na bieżąco, czyli od obowiązywania nowych przepisów aż do czasu wygaśnięcia orzeczenia o znacznym stopniu niepełnosprawności.
Aby otrzymać pomoc - zarówno zaległą, jak i bieżącą - opiekun będzie musiał złożyć wniosek. Będzie miał na to 4 miesiące od dnia, kiedy zacznie obowiązywać ustawa. O takiej konieczności zostanie powiadomiony przez gminę.
- Takie informacje będziemy wysyłać do ponad czterystu osób. Nie planujemy jednak opracowania druku wniosku, który będzie potrzebny do odzyskania pomocy - mówi Anna Kwaśniewska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Koninie.
Zanim zostanie wydana decyzja przyznająca zasiłek, pracownik socjalny przeprowadzi wywiad środowiskowy z opiekunem. Gmina opłaci też za niego składki na ubezpieczenia emerytalno-rentowe od zaległych świadczeń, a od tych wypłacanych na bieżąco dodatkowo będzie odprowadzać składkę zdrowotną.
Pierwotnie resort pracy szacował, że pomoc odzyska 140 tysiąca osób. Wypłata dla nich zasiłków za okres lipiec - grudzień 2013 roku oraz cały 2014 rok miała kosztować 1 i pięćdziesiąt siedem setnych miliarda złotych. Jednak z najnowszych wyliczeń, które uwzględniają przypadki śmierci osób niepełnosprawnych, podjęcie zatrudnienia przez opiekunów lub nabycia przez nich prawa do emerytury lub renty, wynika, że uprawnionych jest mniej - około stu siedemnastu tysięcy. W takiej sytuacji budżet będzie musiał wydać na zasiłki jeden i trzydzieści dwie setne miliarda złotych.
Rząd zajął się też propozycją nowelizacji przepisów przyspieszającą wzrost wysokości świadczenia pielęgnacyjnego dla rodziców niepełnosprawnych dzieci. Zgodnie z zapowiedziami od 1 maja pomoc będzie wynosić 1 tysiąc złotych, od 1 stycznia 2015 roku - 1200 złotych, a od 2016 roku - 1300 złotych netto.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-04-04
Sejm uchwalił w piątek (4 kwietnia) ustawę przywracającą prawo do zasiłków opiekunom dorosłych osób niepełnosprawnych, którzy stracili je w ub.r. Ustawa realizuje grudniowy wyrok Trybunału Konstytucyjnego.
Za przyjęciem ustawy głosowało 431 posłów, nikt nie był przeciwko, a jedna osoba wstrzymała się od głosu (Przemysław Wipler).
Ustawa o ustaleniu i wypłacie zasiłków dla opiekunów została przygotowana przez rząd w odpowiedzi na wyrok TK, który zakwestionował część zapisów nowelizacji ustawy o świadczeniach rodzinnych obowiązującej od zeszłego roku. Uchwalona w piątek ustawa przywraca świadczenia pielęgnacyjne odebrane opiekunom dorosłych osób niepełnosprawnych na mocy przepisów znowelizowanej ustawy o świadczeniach rodzinnych.
Teraz dla tej grupy przeznaczony jest specjalny zasiłek opiekuńczy w wysokości 520 zł, przy czym przysługuje on tylko wtedy, gdy łączny dochód dwóch rodzin - osoby sprawującej opiekę oraz wymagającej opieki - nie przekroczy, w przeliczeniu na osobę, ustawowego limitu (obecnie 623 zł).
Posłowie wprowadzili w piątek do ustawy kilka poprawek. Zaakceptowali poprawkę PO (zaproponowaną przez MPiPS), dotyczącą grupy ok. 5 tys. opiekunów, którzy nie zakwalifikowali się do specjalnego zasiłku opiekuńczego ze względu na to, że 1 stycznia 2013 r. nie mieli ważnego orzeczenia o niepełnosprawności w stopniu znacznym, bo czasowe decyzje w tym zakresie wygasły 31 grudnia 2012 r. W myśl poprawki osoby, które nie miały prawa do zasiłków w okresie 31 grudnia 2012 r. - 30 czerwca 2013 r. (a wcześniej pobierały świadczenie pielęgnacyjne), będą mogły otrzymywać specjalny zasiłek opiekuńczy.
Podczas prac sejmowych wprowadzono do ustawy m.in. propozycję klubu PSL zmierzającą do wyeliminowania rozbieżności interpretacyjnych i jednoznacznego wskazania, że zasiłki i świadczenia pielęgnacyjne należą się też rolnikom - jeśli zrezygnują z pracy w gospodarstwie.
Posłowie zgodzili się także, by od 2015 r. prawo do specjalnego zasiłku opiekuńczego przysługiwało także tym opiekunom, którzy nie podejmują pracy ze względu na opiekę nad osobą niepełnosprawną, a nie tylko tym, którzy zrezygnowali z pracy. Będzie ich jednak obowiązywało kryterium dochodowe.
Źródło: Gazeta Prawna 15 tydzień 2014
Posłowie złagodzili zasady uzyskania wsparcia przez osoby zajmujące się niepełnosprawnymi krewnymi. Zyskają małżonkowie, rolnicy i bezrobotni.
Już w maju rodzice niepełnosprawnych dzieci otrzymają pierwszą z trzech planowanych podwyżek świadczenia pielęgnacyjnego. Wkrótce pomoc odzyskają też osoby bezprawnie jej pozbawione od 1 lipca 2013 roku. To jednak nie koniec nowości, które czekają zarówno gminy przyznające wsparcie, jak i osoby zajmujące się krewnymi z uszczerbkiem na zdrowiu. Posłowie uchwalając w piątek zmiany, dodatkowo zliberalizowali niektóre warunki niezbędne do otrzymania świadczeń.
Podwyżki co 3 lata
Na ustawę z 4 kwietnia 2014 roku o ustaleniu i wypłacie zasiłków dla opiekunów czekają od ponad dziewięciu miesięcy osoby, którym gminy wygasiły z urzędu prawo do świadczenia pielęgnacyjnego nabyte przed 1 stycznia 2013 roku. Po jej wejściu w życie, co nastąpi po czternastu dniach od publikacji w Dzienniku Ustaw, będą one mogły zgłosić się do gminy po zaległe pieniądze powiększone o odsetki oraz uzyskać bieżące wsparcie. Na złożenie wniosku w tej sprawie będą miały cztery miesiące. Poprawka, która przewidywała zniesienie tego wymogu, przepadła w trakcie głosowania.
Akceptacji nie zyskały też propozycje posłów podwyższające wysokość zasiłku, który będzie wynosił 520 złotych, a więc tyle, ile opiekunowie otrzymywali w momencie wygaszenia uprawnień. Nie oznacza to jednak, że ta forma wsparcia nie będzie w ogóle zwiększana, bo już na etapie prac w komisji do projektu zostały dodane przepisy, które mają umożliwić w przyszłości podwyżkę. Będzie ona przeprowadzana na takich samych zasadach, jak w przypadku świadczeń rodzinnych, czyli co trzy lata (począwszy od 2015 roku).
Pieniądze dla rolników
W ustawie wprowadzającej zasiłek dla opiekuna Sejm postanowił też uregulować i doprecyzować niektóre przepisy związane z uzyskaniem świadczenia pielęgnacyjnego i specjalnego zasiłku opiekuńczego. To drugie zostało wprowadzone od 1 stycznia 2013 roku dla osób zajmujących się dorosłymi niepełnosprawnymi krewnymi. W przypadku świadczenia pielęgnacyjnego ostatecznie przesądzono, że prawo do niego mają rodzice będący rolnikami, ich współmałżonkami oraz domownikami.
Ta zmiana, o którą od dawna apelował między innymi rzecznik praw obywatelskich, stała się konieczna ze względu na uchwałę Naczelnego Sądu Administracyjnego z 11 grudnia 2012 roku (sygnatura akt jeden OPS 5/120), który uznał, że wspomniane osoby nie mają prawa do świadczenia pielęgnacyjnego. Jednocześnie Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej twierdziło, że pomoc im się należy.
- W konsekwencji gminy wydawały w tej sprawie różne decyzje, a większość sądów administracyjnych oddalała skargi rodziców, dlatego dobrze, że kwestia ta będzie wprost wynikać z przepisów - uważa Beata Lipiec z Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Busku-Zdroju.
Na podobną zmianę zdecydowano się też w przypadku specjalnego zasiłku opiekuńczego, bo obecnie artykuł 16a ustawy z 28 listopada 2003 roku o świadczeniach rodzinnych (tekst jednolity Dziennik Ustaw z 2013 roku, pozycja 1456) zawiera przesłankę wykluczającą przyznawanie go rolnikom.
Tej formy wsparcia dotyczą również kolejne ważne zmiany. Pierwsza z nich to wskazanie, że specjalny zasiłek opiekuńczy będzie też przysługiwał małżonkom. Część gmin odmawiała go, ponieważ w tej kwestii również istnieją rozbieżności interpretacyjne prawników, samorządowych kolegiów odwoławczych (SKO) i sądów związane z tym, że kodeks rodzinny i opiekuńczy nie wymienia wprost męża i żony jako osób zobowiązanych do alimentacji.
- Nasze SKO oraz sąd administracyjny stały na stanowisku, że taka pomoc im się należy, więc przyznawaliśmy specjalny zasiłek małżonkom - mówi Eliza Dygas, kierownik działu świadczeń rodzinnych MOPS w Płocku.
Ponadto gmina przyznając specjalny zasiłek nie będzie badać, czy opiekun zrezygnował z posady z powodu konieczności zajęcia się niepełnosprawnym krewnym. Po nowelizacji przepisów wystarczy, że nie podejmuje on pracy. Oznacza to przyjęcie takiej samej zasady, która obowiązuje obecnie przy świadczeniu pielęgnacyjnym.
- Brak rezygnacji z pracy w większym stopniu niż kryterium dochodowe był powodem, dla którego odmawialiśmy zasiłku. Zmiana ta na pewno wpłynie więc na to, że będziemy przyznawać więcej świadczeń - wyjaśnia Natalia Siekierka, zastępca kierownika działu świadczeń MOPS we Wrocławiu.
Właśnie ze względu na zwiększenie kosztów, które wiążą się z prawem do pomocy dla małżonków i niepodejmujących pracy, będą oni mogli starać się o specjalny zasiłek dopiero od 1 stycznia 2015 roku (taki termin wejścia w życie został przewidziany tylko dla tego jednego przepisu).
- Tak często przeprowadzane nowelizacje związane ze świadczeniami za opiekę powodują, że zarówno osoby starające się o pomoc, jak i przyznające ją organy są zdezorientowane co do zasad uzyskania wsparcia - podkreśla Natalia Siekierka.
Zdaniem Elizy Dygas zmiany te mogą spowodować powrót do sytuacji sprzed 2013 roku, gdy zbyt liberalne przepisy prowadziły do nadużyć i prób wyłudzenia świadczeń przez osoby, które w rzeczywistości w ogóle nie zajmowały się niepełnosprawnym krewnym.
Jak najniższa płaca
Drugą przyjętą na ostatnim posiedzeniu przez Sejm ustawą jest ta podwyższająca wysokość świadczenia pielęgnacyjnego, które docelowo w 2016 roku ma wynosić 1300 zł. Zachowuje ona zaproponowany przez rząd mechanizm wzrostu (wsparcie 1000 złotych od 1 maja 2014 roku, 1200 złotych od 1 stycznia 2015 roku), bo odrzucone zostały wszystkie poprawki przyspieszające ten proces. Jednocześnie minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz, zapowiedział, że w Senacie zgłoszona zostanie jeszcze jedna zmiana. Jej celem będzie ściślejsze powiązanie świadczenia pielęgnacyjnego z najniższym wynagrodzeniem, tak aby od 2017 roku rosło ono o procent, o jaki będzie podwyższana minimalna pensja.
Źródło: Gazeta Prawna 15 tydzień 2014
Uzależnienie prawa opiekunów do otrzymywania wsparcia od daty powstania niepełnosprawności u ich krewnych jest sprzeczne z ustawą zasadniczą. Takie stanowisko przedstawił Robert Hernand, zastępca prokuratora generalnego, w opinii przekazanej do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie wniosku złożonego przez posłów PiS (sygnatura akt K 38/13). Parlamentarzyści zaskarżyli w nim artykuł 16 ustęp 2-5 oraz artykuł 17 ustęp 1b ustawy z 28 listopada 2003 roku o świadczeniach rodzinnych (tekst jednolity Dziennik Ustaw z 2013 roku, pozycja 1456).
Pierwszy z tych przepisów wskazuje, że prawo do specjalnego zasiłku opiekuńczego przysługuje, jeżeli dochody rodziny osoby składającej wniosek oraz rodziny krewnego, którym się zajmuje, nie przekraczają sześciuset dwudziestu trzech złotych. Z kolei z drugiego wynika, że świadczenie pielęgnacyjne może być przyznane, jeżeli niepełnosprawność podopiecznego powstała przed ukończeniem przez niego osiemnastu lat albo w trakcie nauki w szkole lub na uczelni (o ile nastąpiło to przed dwudziestym piątym rokiem życia). Zdaniem posłów przepisy te bezprawnie różnicują sytuację grupy podobnych podmiotów, czyli osób, które zrezygnowały z pracy, żeby opiekować się krewnym. Ten nieuzasadniony podział ma charakter podwójny, bo oparty jest na kryteriach wieku oraz wysokości dochodu.
Te argumenty przywołuje też prokurator generalny.
- Rodzice dziecka, u którego niepełnosprawność powstała po osiągnięciu pełnoletniości, charakteryzują się takimi samymi cechami jak opiekunowie małoletniego i inne osoby sprawujące opiekę, uprawnione do świadczenia pielęgnacyjnego - wskazuje Robert Hernand w opinii dla TK.
Podkreśla, że takie zróżnicowanie nie realizuje ustawowego celu, dla którego wprowadzony został specjalny zasiłek opiekuńczy oraz świadczenie pielęgnacyjne. Skoro mają one rekompensować zarobki utracone z powodu rezygnacji z pracy, to z tego punktu widzenia nie ma znaczenia ani wiek, w jakim powstał uszczerbek na zdrowiu u dziecka, ani wysokość dochodu w rodzinie opiekuna i osoby wymagającej opieki.
Oprócz naruszenia zasady równości prokuratura zwraca uwagę, że zaskarżone przepisy są w sprzeczności z zasadą proporcjonalności oraz sprawiedliwości społecznej. Powołuje się przy tym na uzasadnienie ustawy nowelizującej z 7 grudnia 2012 roku, która jako powód ich wprowadzenia podała konieczność ograniczenia liczby osób uprawnionych do wsparcia i kosztów ponoszonych przez budżet na wypłatę świadczeń.
- W tej sytuacji nie można uznać, że wzrost wydatków na świadczenia pielęgnacyjne, utrudniający realizację innych zadań w sferze pomocy dla rodzin, może stanowić wystarczający argument dla ograniczeń wprowadzanych przez omawiane kryteria - stwierdza Robert Hernand.