WIEDZA i MYŚL
(Pr 2590)
INTERNETOWY MIESIĘCZNIK TYFLOSPOŁECZNY
Wydawca i redaktor naczelny
Stanisław Kotowski
Lipiec 2014
Rok VI
Nr 7(67)/2014
Czasopismo nie jest dofinansowywane ze środków publicznych ani żadnych innych. Wydawane jest bez nakładów finansowych. Osoby piszące artykuły oraz zaangażowane przy redagowaniu, adiustacji i korekcie oraz kolportażu nie otrzymują wynagrodzenia. Fundacja „Klucz” przetwarza „WiM” nieodpłatnie do standardu DAISY, a IVO Software Sp. z o.o. udostępnia bezpłatnie niezbędne do tego oprogramowanie.
Czytelnicy otrzymują „WiM” również bezpłatnie. Wystarczy napisać na adres: ST.k@onet.pl lub ST.k1@wp.pl i w każdym miesiącu znaleźć aktualny numer w swojej „Skrzynce odbiorczej”.
Wersję dźwiękową oraz w formacie RTF można pobierać pod adresem:
oraz:
Pod tymi adresami można również pobierać numery archiwalne „WiM”.
Najnowszy numer w wersji DAISY znajduje się pod linkiem:
wypozycz.dzdn.pl/wim/WIM.zip
Najnowszy numer w formacie RTF pobierać można pod linkiem:
wypozycz.dzdn.pl/wim/WIMRTF.zip
ADRES REDAKCJI (wyłącznie internetowy):
TELEFON KOMÓRKOWY :
501-239-769
Na łamach „Wiedzy i Myśli” zamieszczamy różne opinie i poglądy, w tym takie, z którymi się nie zgadzamy.
SPIS TREŚCI
1. WYDARZENIA, OGŁOSZENIA I INFORMACJE.5
1.1. KRAKOWSKA SZKOŁA MASAŻU zaprasza.5
1.2. Bezpłatne porady prawne.6
1.3. Kolejna edycja kampanii społecznej "Spójrz dziecku w oczy" oraz IV Dni Badań Okulistycznych. 7
1.4. Poradnik DGP: Kto otrzyma dofinansowanie do turnusu rehabilitacyjnego Michalina Topolewska.9
1.5. Jak odzyskać pieniądze za opiekę Beata Rędziak.15
1.6. Szukamy niedorzeczności - konkurs-zabawa 7.20
1.7. Premiera: "Misja Integracja" w TVP Regionalna Monika Kamińska 21
1.8. Już od poniedziałku nowy serwis integracja.org Dominik Paszkiewicz 23
1.9. Najnowsza wersja Grmapy Grzegorz Złotowicz.25
1.10. Brutalnie pobili niewidomego, bo zwrócił im uwagę.26
1.11. "Spotkania po latach" Zofia Krzemkowska.27
2. KOMPLEKSOWA REHABILITACJA..33
2.3.Problemy z akceptacją niepełnosprawności 55
2.4. 9 miesięcy był w śpiączce. Nie widzi. Chce studiować Marta Górna 65
2.5. O zwykłych i niezwykłych czynnościach Ryby i owoce morza Zbigniew Niesiołowski 67
3. NAUKA, OKULISTYKA, UDOGODNIENIA, SPRZĘT I POMOCE REHABILITACYJNE.69
3.1. Okuliści ostrzegają przed amebami 69
3.2. Co roku 2 tys. Polaków traci lub uszkadza wzrok z powodu urazów..71
3.3. Gminy wyznaczą dworce dla niepełnosprawnych Piotr Szymaniak.72
3.4. Firma z UK produkuje telefony dla niewidomych... drukarkami 3D..73
3.5. Ze smartfonem na kolanach T. M. 73
4.1. Ze Stanisławem Kotowskim rozmawia Józef Szczurek (cz. 2) 78
4.2. Ze spółdzielczości do Solidarności Rozmawiał Mateusz Różański 84
4.3. To już pewne. Mamy europosła z niepełnosprawnością! Tomasz Przybyszewski 90
4.4. Tandem to wolność Autor: rozm. Mateusz Różański 93
5. ORGANIZACYJNE, PRAWNE, PRAKTYCZNE, SPOŁECZNE I ŚWIADOMOŚCIOWE PROBLEMY..98
5.1. U niepełnosprawnych wzrokowo (cz. 11) Oni i my Aleksander Mieczkowski 98
5.2. Miało być elegancko, a wyszło arogancko Daniel 103
5.3. Niewidomi z żółtą opaską zamiast białej laski? Anna Łoś.106
5.4. Asystent osobisty osoby niepełnosprawnej - rozwiązanie systemowe, czy doraźne.108
5.5. ICF - aktywizacja zamiast pomocy Mateusz Różański 115
5.6. Drogi i bezdroża niewidomych No, to muszę raz jeszcze o godności Jerzy Ogonowski 118
6. ZATRUDNIENIE, REHABILITACJA, PRAWO, EKONOMIA..121
6.1. Duda: nie ma tąpnięcia na rynku pracy Beata Rędziak.121
6.2. Spadło zatrudnienie osób z niepełnosprawnością Tomasz Przybyszewski 124
6.3. Krótsza praca bez nowego zaświadczenia Michalina Topolewska, oprac.: GR 125
6.4. Dłuższa praca z zaświadczeniem lekarza Michalina Topolewska, oprac.: GR 126
6.5. Będzie łatwiej skrócić czas pracy Michalina Topolewska, oprac.: GR 127
6.6. Prezydent podpisał ustawę dot. krótszego czasu pracy niepełnosprawnych 128
6.7. Senatorowie: niepełnosprawni nie będą zwracać refundacji składek ZUS 129
6.8. Czy państwo daje przykład w zatrudnianiu? Mateusz Różański 130
6.9. Koniec dofinansowania do pensji osób z lekkim stopniem? Mateusz Różański 133
7. W PRAWIE, W POLITYCE I W PRAKTYCE.134
7.1. Jak odzyskać pieniądze za opiekę.134
7.2. Opiekunowie niepełnosprawnych wnoszą o zaskarżenie ustawy o zasiłkach 138
7.3. Co dalej z "okrągłym stołem"? Beata Rędziak.140
7.4. Szykują się zmiany w Ustawie z dnia 27 czerwca 2003 roku o rencie socjalnej 145
7.6. W Senacie m.in. o darmowych lekach dla seniorów..149
7.7. Chęć normalnego życia nie pozbawi świadczenia mrz, oprac.: GR..149
7.8. Czek opiekuńczy zwiększy aktywność zawodową i jakość usług Beata Rędziak 151
8. WSPOMINAMY LUDZI I WYDARZENIA 25 lat gadania Henryk Lubawy 153
9.1. Przydała się legitymacja PZN Z.N. 161
9.2. SOS - trzy kropki Bączek.162
9.3. Mruczę i prycham Potrzebny ktoś mądry.163
10. FAKTY, OPINIE, POGLĄDY I POLEMIKI 166
10.2. Głos niewidomych internautów Brajlowski telefon dla niewidomych - czy potrzebny?.169
11. REKLAMA Gry, wagi i coś jeszcze... 171
Mamy szczyt wypoczynkowy, urlopowy, wakacyjny. Wszystkim, którzy wypoczywają lub będą wypoczywali - dzieciom, młodzieży i dorosłym życzymy miłych przeżyć, interesujących kontaktów z ludźmi, pięknej pogody i wszelkich powodów do zadowolenia. Osobom, które chciałyby mieć po czym wypoczywać, życzymy znalezienia dobrej, dobrze płatnej pracy. Pozostałym Czytelnikom życzymy udanego lata, zdrowia i wszystkiego dobrego.
Osobom zainteresowanym turnusami rehabilitacyjnymi polecamy "Poradnik DGP: Kto otrzyma dofinansowanie do turnusu rehabilitacyjnego" pióra Michaliny Topolewskiej pozycja 1.4.
Osobom, które mimo wakacji zechcą głębiej zastanowić się nad filozofią pomocy osobom niepełnosprawnym polecamy publikację Mateusza Różańskiego pt.: "ICF - aktywizacja zamiast pomocy" pozycja 5.5.
Pozostałych Czytelników zachęcamy do przeczytania Spisu treści, w którym z pewnością znajdą Państwo dla siebie coś interesującego. Zachęcamy też do poszukiwania niedorzeczności.
Stanisław Kotowski
Źródło: Informacja Szkoły
TECHNIK MASAŻYSTA
Zawód poszukiwany w całej Unii Europejskiej
SZKOŁA POLICEALNA INTEGRACYJNA MASAŻU LECZNICZEGO NR 2
UL. KRÓLEWSKA 86,
30 - 079 KRAKÓW,
TEL. 12638-56-61
www.masaz.home.pl,
e-mail: spiml@kki.pl
· SZKOŁA BEZPŁATNA
· MATURA NIE WYMAGANA
· BEZ OGRANICZENIA WIEKOWEGO
· 2-LETNI CYKL NAUCZANIA ZAKOŃCZONY EGZAMINEM PAŃSTWOWYM
· NOWOCZEŚNIE WYPOSAŻONA BAZA DYDAKTYCZNA
· DODATKOWE, POZAPROGRAMOWE, ZAWODOWE KURSY DOKSZTAŁCAJĄCE
· PRAKTYKI ZAWODOWE W PLACÓWKACH SŁUŻBY ZDROWIA
· NAUKA JĘZYKA ANGIELSKIEGO ZAWODOWEGO
· NAUKA JĘZYKA MIGOWEGO
· INTERNAT I STOŁÓWKA W BUDYNKU SZKOŁY
· POLSKA I ANGIELSKA WERSJA DYPLOMU
Szczegółowe warunki rekrutacji (wykaz wymaganych dokumentów, wzór wniosku, terminy) znajdują się na stronie internetowej
www.masaz.home.pl
Źródło: Informacja przewodniczącej Komisji dialogu społecznego do spraw poradnictwa specjalistycznego w Warszawie zamieszczona przez Sylwestra Peryta na Liście dyskusyjnej Typhlos
Data zamieszczenia: 20-06-14
Zachęcamy Państwa serdecznie do korzystania z serwisu:
obywatelskieinfo.ngo.pl,
w którym oprócz darmowych i anonimowych porad on-line dla osób prywatnych oferujemy:
a) e-poradnik z podstawowymi informacjami prawnymi dotyczącymi spraw mieszkaniowych, rodzinnych, zadłużeń, emerytur itd.,
b) bieżące wiadomości związane z działalnością organizacji pomocowych,
c) informacje o konferencjach, szkoleniach itp.,
d) artykuły o ważnych problemach społecznych,
e) aktualności prawne.
Prosimy o pomoc w dotarciu z informacją o serwisie do osób z Państwa otoczenia, które potrzebują wsparcia w rozwiązywaniu codziennych problemów życiowych.
Pomagamy w sprawach mieszkaniowych, rodzinnych, zadłużeń, zatrudnienia, emerytur, prawa spadkowego, pomocy społecznej. Pomagamy bezpłatnie i anonimowo. Wystarczy wysłać pytanie przez formularz dostępny na stronie obywatelskieinfo.ngo.pl, a zespół doradców z Biur Porad Obywatelskich odpowie w ciągu 14 dni.
Prosimy Państwa również o umieszczanie w miarę możliwości materiałów informacyjno-promocyjnych dotyczących serwisu obywatelskieinfo.ngo.pl na Państwa stronach internetowych:
wiadomości o powstaniu serwisu i możliwości uzyskania darmowej porady on-line i/lub załączonych do maila materiałów (załączniki).
W imieniu Zespołu Informatora Obywatelskiego redaktorka serwisu obywatelskieinfo.ngo.pl
Beata Maria Kwiatkowska
Projekt "Serwis Edukacyjno-Poradniczy: e-przewodnik obywatelski" współfinansowany jest przez Szwajcarię w ramach szwajcarskiego programu współpracy z nowymi krajami członkowskimi Unii Europejskiej.
Źródło: Informacja Fundacji Vega
Pierwszego maja Fundacja na Rzecz Osób Niewidomych i Słabowidzących Vega rozpoczęła kolejną edycję kampanii społecznej "Spójrz dziecku w oczy" oraz IV Dni Badań Okulistycznych.
Akcja informacyjna potrwa do 31 sierpnia i swym zasięgiem obejmie województwo świętokrzyskie.
Tradycyjnie przebadamy wcześniaki, noworodki oraz niemowlęta przebywające w wybranych szpitalach województwa świętokrzyskiego na oddziałach neonatologicznych.
Badaniami obejmiemy także grupę dzieci niepełnosprawnych, podopiecznych kieleckiego koła Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym.
Dzieci zostaną przebadane przez doktora Krzysztofa Cieślika z Centrum Zdrowia Dziecka.
Podjęliśmy w tej edycji akcji trudną kwestię badań dzieci z niepełnosprawnością intelektualną. Ta grupa dzieci, ze względu na specyficzne trudności komunikacyjne i złożone kłopoty ze zdrowiem, wymaga profesjonalnego podejścia, kontaktu z doświadczonym specjalistą, cierpliwości badającego personelu, a także poświęcenia każdemu dziecku odpowiedniej ilości czasu.
Dotychczas dzieci z niepełnosprawnością sprzężoną kierowane były do placówek oddalonych o wiele kilometrów od miejsca zamieszkania, gdyż nie znajdowały potrzebnej pomocy w miejscu zamieszkania.
Badania w tej grupie dzieci mają na celu zwrócenie uwagi rodziców, wychowawców oraz lekarzy na odpowiednie diagnozowanie ewentualnych nieprawidłowości i wad wzroku u niepełnosprawnych dzieci. Jest to niezwykle ważne dla ich rozwoju, a prawidłowe widzenie pomaga im w nabywaniu nowych umiejętności i pokonywaniu codziennych trudności.
Pragniemy, aby w przyszłości dzieci niepełnosprawne znajdowały odpowiednią pomoc w diagnozowaniu i leczeniu wad wzroku na terenie województwa świętokrzyskiego.
Kampania i IV Dni Badań Okulistycznych dofinansowane zostały ze środków samorządu województwa świętokrzyskiego.
Więcej informacji na stronie akcji pod adresem:
www.spojrzdzieckuwoczy.pl
oraz na profilu akcji na facebooku.
Beata Zielińska
Fundacja Vega
Źródło: POON Flash nr 18
1363 złote wynosi obecnie maksymalna kwota dopłaty do wyjazdu służącego poprawie stanu zdrowia. Z tej formy wsparcia można skorzystać raz do roku pod warunkiem posiadania orzeczenia o niepełnosprawności lub jej stopniu
Czy obowiązuje kryterium dochodowe
Pan Andrzej chciałby skorzystać z oferty rehabilitacyjnej jednego z ośrodków. Czy o przyznaniu dofinansowania na ten cel ma znaczenie wysokość jego dochodów?
Tak
Co do zasady osoba niepełnosprawna może ubiegać się o dopłatę do turnusu ze środków PFRON, jeżeli jej przeciętny miesięczny dochód w rozumieniu przepisów o świadczeniach rodzinnych, podzielony przez liczbę osób i obliczony za kwartał poprzedzający miesiąc złożenia wniosku, nie przekracza kwoty pięćdziesięciu procent przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia na osobę lub sześćdziesięciu procent w przypadku osoby samotnie gospodarującej. Ponieważ w I kwartale średnia płaca wynosiła 3895,31 zł, to wspomniane kryterium dochodowe wynosi obecnie 1947,65 zł oraz 2337,18 zł. Przekroczenie tych kwot nie oznacza jednak, że osoba niepełnosprawna w ogóle nie otrzyma dofinansowania do turnusu. W takiej sytuacji wysokość pomocy jest pomniejszana o kwotę tego przekroczenia.
Podstawa prawna
Artykuł 10e ustęp 1 i 2 ustawy z 27 sierpnia 1997 roku o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (tekst jednolity Dziennik Ustaw z 2011 roku, numer 127 pozycja 721 ze zmianami).
Czy każdy niepełnosprawny otrzyma dopłatę
Pani Alicja została w ubiegłym roku poszkodowana w wypadku samochodowym. Ze względu na doznany uszczerbek na zdrowiu uzyskała orzeczenie zaliczające ją do umiarkowanego stopnia niepełnosprawności. Czytelniczka cały czas potrzebuje rehabilitacji ułatwiającej jej codzienne funkcjonowanie. Czy w związku z jej znacznymi kosztami może ubiegać się o dofinansowanie do zajęć?
Tak
Osoby wymagające aktywnej rehabilitacji połączonej z elementami wypoczynku, której celem jest ogólna poprawa psychofizycznej sprawności mogą brać udział w turnusach rehabilitacyjnych. Trwa on minimum 14 dni i jest dofinansowywany z środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON). Przyznawaniem dopłat do kosztów turnusu zajmują się powiatowe centra pomocy rodzinie (PCPR), w których trzeba składać wnioski wraz z dodatkowymi dokumentami. Podstawowym warunkiem skorzystania z tej formy pomocy jest posiadanie ważnego orzeczenia kwalifikującego do jednego z trzech stopni niepełnosprawności lub orzeczenia o niepełnosprawności (w przypadku dzieci do szesnastu lat). Innym dokumentem potwierdzającym uszczerbek na zdrowiu, który może okazać osoba zainteresowana dofinansowaniem jest orzeczenie o całkowitej lub częściowej niezdolności do pracy wydawane na podstawie odrębnych przepisów.
Podstawa prawna
Artykuł 10c ustęp 1 i 5 ustawy z 27 sierpnia 1997 roku o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (tekst jednolity Dziennik Ustaw z 2011 roku, numer 127 pozycja 721 ze zmianami).
Czy wysokość wsparcia jest zróżnicowana
Mama czytelniczki, która ma orzeczenie o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności, będzie składała wniosek o dofinansowanie do uczestnictwa w turnusie rehabilitacyjnym. Czy w związku z tym może otrzymać niższą pomoc niż gdyby miała znaczny uszczerbek na zdrowiu?
Tak
Wysokość dofinansowania stanowi określony procent przeciętnego wynagrodzenia z poprzedniego kwartału. Na najwyższą kwotę stanowiącą 27 procent tej płacy, a obecnie jest to 1051 złotych 73 grosze mogą liczyć osoby z znacznym stopniem niepełnosprawności, dzieci do szesnastego roku życia oraz osoby mające od szesnastu do dwudziestu czterech lat, które się uczą i nie pracują bez względu na poziom uszczerbku na zdrowiu. Z kolei dla osoby z umiarkowaną i lekką niepełnosprawnością dopłata wynosi odpowiednio 25 procent i 23 procent przeciętnego wynagrodzenia (973 złote 82 grosze oraz 895 złotych 92 grosze). Odrębna kwota pomocy przysługuje też niepełnosprawnemu zatrudnionemu w zakładzie pracy chronionej. Wynosi ona 701 złotych 15 groszy, co stanowi 18 procent wspomnianej płacy i również jest niezależna od stopnia dysfunkcji zdrowotnej. Przepisy przewidują też, że w przypadku uzasadnionym szczególnie trudną sytuacją życiową osoby niepełnosprawnej kwota dofinansowania do turnusu może być podwyższona do wysokości trzydziestu pięciu procent przeciętnej pensji. Obecnie taka maksymalna dopłata wynosiłaby więc 1363 złote 35 groszy.
Podstawa prawna
Paragraf 6 ustęp 1 i 2 rozporządzenia ministra pracy i polityki społecznej z 15 listopada 2007 roku w sprawie turnusów rehabilitacyjnych (Dziennik Ustaw numer 230 pozycja 1694).
Czy można wybrać dowolny ośrodek
Pani Krystyna będzie składać wniosek o dofinansowanie do turnusu rehabilitacyjnego dla niepełnosprawnej córki. Czy miejsce, do którego chce wysłać swoje dziecko może wybrać dowolnie?
Nie
Osoba, która ubiega się o dopłatę do wyjazdu musi wybrać ośrodek, który posiada wpis do specjalnego rejestru takich jednostek. Prowadzi go każdy wojewoda, ale na stronie internetowej www.ebon.mpips.gov.pl znajduje się centralna baza danych zawierająca aktualizowane na bieżąco dane o ośrodkach oraz organizatorach turnusów. Ponadto przy wybieraniu ośrodka należy sprawdzić to czy jest on uprawniony do przyjmowania osób niepełnosprawnych z określonymi w orzeczeniu lub wniosku lekarskim dysfunkcjami bądź schorzeniami. Ta sama zasada dotyczy też organizatora, który musi być uprawniony do prowadzenia turnusu odpowiadającemu potrzebom zdrowotnym osoby kierowanej.
Podstawa prawna
Paragraf 4 ustęp 1 punkt 3 i 4 rozporządzenia ministra pracy i polityki społecznej z 15 listopada 2007 roku w sprawie turnusów rehabilitacyjnych (Dziennik Ustaw numer 230 pozycja 1694).
Czy zawsze jest dopłata za opiekuna
Rodzic chciałby z chorującym na padaczkę synem wspólnie wyjechać na turnus rehabilitacyjny. Nie jest jednak w stanie sam sfinansować kosztów pobytu w wybranym ośrodku. Słyszał, że możliwe jest uzyskanie dopłaty na ten cel z PFRON. Czy każdy opiekun niepełnosprawnego dziecka może otrzymać taką pomoc?
Nie
Przepisy przewidują wprawdzie możliwość przyznania przez PCPR dofinansowania do wyjazdu na turnus dla opiekuna, jednak wymaga to spełnienia określonych warunków. Taka pomoc może być przyznana o ile zajmuje się osobą z umiarkowaną lub znaczną niepełnosprawnością lub dzieckiem nie mającym szesnastu lat. Ponadto wniosek lekarza kierujący na turnus musi zawierać wyraźne wskazanie wraz z uzasadnieniem obecności opiekuna. Dodatkowo opiekun nie może być członkiem kadry na takim turnusie, sam nie jest osobą niepełnosprawną i ukończył 18 lub 16 lat (o ile jest wspólnie zamieszkującym członkiem rodziny osoby z uszczerbkiem na zdrowiu). Wysokość dofinansowania dla opiekuna wynosi 18 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Obecnie jest to 701 złotych 15 groszy.
Podstawa prawna
Paragraf 4 punkt 2 rozporządzenia ministra pracy i polityki społecznej z 15 listopada 2007 roku w sprawie turnusów rehabilitacyjnych (Dziennik Ustaw numer 230 pozycja 1694).
Czy do wniosku potrzebne są dokumenty
Czytelniczka będzie ubiegać się o dofinansowanie do turnusu rehabilitacyjnego. Czy oprócz wniosku o jego przyznanie trzeba dołączyć też inne dokumenty?
Tak
Osoba niepełnosprawna lub jej opiekun musi wypełnić wniosek, którego wzór określa załącznik do rozporządzenia ministra pracy i polityki społecznej. Może go otrzymać w swoim PCPR. Do niego potrzebne będzie też kopia jednego z dopuszczonych przez przepisy orzeczeń oraz wniosek lekarza o skierowanie na turnus oraz oświadczenie o wysokości dochodu. Natomiast już po przybyciu na turnus, w przypadku gdy jego program przewiduje zajęcia fizjoterapeutyczne, osoba niepełnosprawna musi przedstawić zaświadczenie lekarskie o aktualnym stanie zdrowia. W szczególności powinno zawierać informacje o chorobie zasadniczej, uczuleniach i przyjmowanych lekach.
Podstawa prawna
Paragraf 4 ustęp 1 punkt 5 rozporządzenia ministra pracy i polityki społecznej z 15 listopada 2007 roku w sprawie turnusów rehabilitacyjnych (Dziennik Ustaw numer 230 pozycja 1694).
Czy są określone reguły pierwszeństwa
Czytelnik będzie po raz pierwszy składał wniosek o dofinansowanie do pobytu na turnusie rehabilitacyjnym. W swoim PCPR dowiedział się, że ze względu na ograniczoną pulę pieniędzy na ten cel nie wszystkie zostaną rozpatrzone pozytywnie. Czy przepisy określają zasady, kto ma pierwszeństwo w otrzymaniu pomocy?
Tak
Przy rozpatrywaniu wniosków o dofinansowanie brane są pod uwagę stopień i rodzaj niepełnosprawności osób, które je złożyły oraz wpływ dysfunkcji zdrowotnej na możliwość realizacji kontaktów społecznych w codziennym funkcjonowaniu. Uwzględnia się też na korzyść takiej osoby fakt, że nie korzystała z dopłaty w roku poprzednim, chociaż nie ma przeciwskazań, aby jeśli powiat dysponuje wystarczającymi środkami, mogła ona co roku otrzymywać takie dofinansowanie. Poza tym przepisy określają, że pierwszeństwo w uzyskaniu dofinansowania mają osoby z orzeczeniami o znacznym lub umiarkowanym stopniem niepełnosprawności (również im równoważnymi) oraz osoby niepełnosprawne nie mające ukończonych szesnastu lat albo dwudziestu czterech lat, jeżeli uczą się i nie pracują. W tym ostatnim przypadku nie ma znaczenia stopień uszczerbku na zdrowiu.
Podstawa prawna
Paragraf 5 ustęp 11 i 12 rozporządzenia ministra pracy i polityki społecznej z 15 listopada 2007 roku w sprawie turnusów rehabilitacyjnych (Dziennik Ustaw numer 230 pozycja 1694).
Czy powiat sprawdzi wybrany ośrodek
Pani Elżbieta złożyła wniosek o dopłatę do udziału w turnusie dla siebie i niepełnosprawnego dziecka. Czy miejsce, do którego chciałaby wyjechać zostanie zweryfikowane przez PCPR?
Tak
Po tym jak opiekun lub osoba niepełnosprawna złoży wniosek o dofinansowanie powiat ma 30 dni na jego rozpatrzenie. Jeżeli otrzyma on takie wsparcie będzie miał 30 dni od otrzymania powiadomienia w tej sprawie, ale nie później niż na 21 dni przed rozpoczęciem turnusu, na przekazanie informacji o dokonanym wyborze. Wówczas PCPR w ciągu siedmiu dni sprawdzi, czy ta jednostka znajduje się w rejestrze wojewody, czy spełnia warunki wynikające z konkretnego schorzenia osoby niepełnosprawnej oraz czy organizator turnusu ma uprawnienia do jego prowadzenia. Jeżeli któryś z tych warunków nie jest spełniony powiat ma tydzień na poinformowanie o konieczności wyboru innego ośrodka lub organizatora turnusu rehabilitacyjnego. Natomiast w sytuacji, gdy przesłanki te są wypełnione PCPR prześle przyznaną kwotę dofinansowania na rachunek bankowy organizatora.
Podstawa prawna
Paragraf 5 ustęp 8, paragraf 7 i paragraf 8 ustęp 1-3 rozporządzenia ministra pracy i polityki społecznej z 15 listopada 2007 roku w sprawie turnusów rehabilitacyjnych (Dziennik Ustaw numer 230 pozycja 1694).
Gminy wyznaczą wzorce dla niepełnosprawnych
Piotr Szymaniak
Obowiązki
Około 100 tysięcy złotych będzie kosztowało samorządy dostosowanie jednego dworca autobusowego dla potrzeb osób niepełnosprawnych. Chodzi o przebudowę kas, punktów informacyjnych, dostosowanie przechowalni bagażu, toalet czy stanowisk odjazdowych.
Zgodnie z projektem nowelizacji ustawy o transporcie drogowym jednostki samorządu terytorialnego będą musiały wyznaczyć dworce, w których będzie udzielana pomoc osobom niepełnosprawnym i z ograniczoną sprawnością ruchową. Chodzi o terminale zlokalizowane w miastach powyżej pięćdziesięciu tysięcy mieszkańców, w których rocznie obsługiwanych jest pół miliona pasażerów. By sfinansować koszty związane z dostosowaniem infrastruktury, przewidziane jest podniesienie maksymalnej stawki za zatrzymanie autobusu z jednego do dwóch złotych.
Projekt ma na celu wykonanie postanowień obowiązującego od początku 2013 roku rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady dotyczącego praw pasażerów w transporcie autobusowym.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-06-10
W połowie maja br. weszła w życie ustawa przywracająca pieniądze za opiekę osobom, które w lipcu 2013 r. straciły prawo do świadczenia pielęgnacyjnego. O to, kto i w jaki sposób może starać się o zasiłek dla opiekuna, zapytaliśmy eksperta.
15 maja 2014 r. weszła w życie Ustawa o ustaleniu i wypłacie zasiłków dla opiekunów osobom, które utraciły świadczenie pielęgnacyjne 1 lipca 2013 r. i nie spełniły kryterium dochodowego do uzyskania specjalnego zasiłku opiekuńczego.
Damian Napierała, zastępca dyrektora Poznańskiego Centrum Świadczeń, wyjaśnia:
"Nowe świadczenie - zasiłek dla opiekuna - przeznaczone jest dla osób, które do 30 czerwca 2013 r. pobierały świadczenie pielęgnacyjne i w związku ze zmianą przepisów utraciły do niego prawo od 1 lipca 2013 r. - wygasła bowiem ustawa przyznająca to świadczenie".
Warunek niezbędny do uzyskania zasiłku dla opiekuna - należy być w gronie osób, które pobierały wcześniej świadczenie pielęgnacyjne. Nie otrzymają go osoby, które chciałyby ubiegać się o ten zasiłek dziś, a wcześniej nie miały takiego uprawnienia.
Gdzie złożyć wniosek?
Osoba uprawniona powinna zgłosić się do organu, który wypłacał jej wcześniej świadczenie pielęgnacyjne, i tam złożyć wniosek. Powinna ona wcześniej być poinformowana przez dany urząd o możliwości złożenia wniosku oraz o zasadach, które obowiązują przy przyznawaniu zasiłku dla opiekuna. Urzędy miały na to czas do 30 maja br., na wydanie decyzji mają zaś 30 dni - zgodnie z Kodeksem postępowania administracyjnego. Ustawa mówi o tym, że zasiłek dla opiekuna przyznawany jest:
- za okres od 1 lipca 2013 r. do dnia poprzedzającego wejście w życie ustawy, czyli do 14 maja 2014 r.
oraz
- od 15 maja - np. na okres ważności orzeczenia osoby niepełnosprawnej, nad którą sprawujemy opiekę.
Z wywiadem środowiskowym czy bez?
W pierwszym przypadku, czyli w okresie do 14 maja br., ustawodawca nie przewidział konieczności robienia wywiadu środowiskowego w miejscu sprawowania opieki nad osobą z niepełnosprawnością, czyli w tej sytuacji świadczenie przyznaje się na podstawie złożonego wniosku; przyjmowane może być też, jak np. w Poznaniu, oświadczenie, że w okresie od 1 lipca 2013 do 14 maja br. opieka była sprawowana, a osoba w tym okresie nie uzyskała żadnego prawa do świadczeń emerytalno-rentowych bądź też nie pracowała. Takie oświadczenie składa się pod odpowiedzialnością karną i na podstawie tej dokumentacji zostaje przyznany zasiłek za okres do 14 maja br.
W przypadku zasiłku za okres po 15 maja br. obowiązkiem organu wypłacającego jest zlecenie Ośrodkowi Pomocy Społecznej wywiadu środowiskowego, który musi odbyć się w miejscu sprawowania opieki nad osobą z niepełnosprawnością. Wywiad środowiskowy jest gotowym kwestionariuszem, zgodnym z ustawą o pomocy społecznej. Jeśli wynika z niego, że osoba wnioskująca faktycznie sprawuje opiekę nad osobą niepełnosprawną i nie pracuje zawodowo, daje to podstawę do przyznania zasiłku dla opiekuna od 15 maja np. na okres ważności orzeczenia.
Jakie są terminy?
Na wydanie decyzji urząd ma zawsze 30 dni, choć organy, które rozpatrują wnioski, są uzależnione od przeprowadzenia wywiadu. Pracownik socjalny musi ustalić termin wywiadu z klientem i może się zdarzyć, że czas ten wydłuży się nieco ponad miesiąc. Zgodnie z Kodeksem postępowania administracyjnego, można go wydłużyć maksymalnie do 2 miesięcy.
Po stronie klienta najważniejsze jest przede wszystkim złożenie wniosku - ma on na to 4 miesiące od dnia wejścia w życie przepisów, czyli może to zrobić do 15 września 2014 r. Jeśli tego nie zrobi w tym czasie, nie będzie mógł otrzymać zasiłku dla opiekuna, nawet jeśli byłyby spełnione inne warunki.
Jakich potrzeba dokumentów?
Ustawodawca nie przewidział jednego, obowiązującego w całym kraju i wprowadzonego rozporządzeniem formularza wniosku o zasiłek dla opiekuna. Wskazano jedynie, że należy złożyć wniosek w tej sprawie, a gmina powinna go rozpatrzyć. Większość gmin stworzyła więc własny formularz.
Do wniosku należy dołączyć:
- oryginał lub kserokopię orzeczenia o niepełnosprawności albo oryginał lub kserokopię orzeczenia o znacznym stopniu niepełnosprawności,
- oświadczenie dotyczące formy wypłacania świadczeń.
Niektóre gminy mają dwa formularze:
- na okres od lipca 2013 r. do 14 maja br.,
- od 15 maja na okres np. ważności orzeczenia.
Może być także jeden formularz z możliwością zaznaczenia, czy ktoś chce otrzymać tylko i wyłącznie spłatę zaległego świadczenia czy też i spłatę, i bieżące świadczenie.
Jak odzyskać zaległe odsetki?
Ustawodawca przewidział, że za okres od 1 lipca 2013 r. do 14 maja 2014 r. osobom uprawnionym do zasiłku będą się należały odsetki, czyli kwota podstawowa zasiłku (520 zł) plus odsetki, tj. 279,40 zł za okres od lipca 2013 r. do kwietnia 2014 r.
Odsetki wypłacane są na podstawie rozporządzenia Rady Ministrów dotyczącego wysokości odsetek ustawowych w stosunku rocznym. W tej sytuacji ich stosunek roczny wynosi 13 proc. Zgodnie z ustawą o świadczeniach rodzinnych nalicza się je od miesiąca następującego po ostatnim miesiącu, w którym pobieraliśmy świadczenie.
UWAGA! Zasiłek dla opiekuna także dla pobierających SZO
Zgodnie z ustawą, zasiłek dla opiekuna przysługuje osobom, które do 30 czerwca 2013 r. pobierały świadczenie pielęgnacyjne. Mogła zdarzyć się taka sytuacja, że osoby te ponownie zawnioskowały w lipcu o świadczenie lub o specjalny zasiłek opiekuńczy (SZO), utraciły uprawnienia do starego świadczenia, ale zostały zakwalifikowane do SZO i do dziś go pobierają.
W takiej sytuacji jest możliwość, żeby osoby te zrezygnowały z SZO i rozważyły możliwość złożenia wniosku o zasiłek dla opiekuna. Nie dostaną oczywiście wyrównania ani odsetek, jeśli pobierały SZO, ale mogą otrzymać zasiłek dla opiekuna na stałe i nie muszą tego wniosku składać co rok, gdyż nie jest on (tak jak SZO) uzależniony od kryterium dochodowego. Należy pamiętać, że biorąc pod uwagę np. waloryzację emerytury, być może już w przyszłym roku kryterium dochodowe może zostać przekroczone, co może spowodować utratę SZO.
Najczęściej zadawane pytania
Odpowiada na nie Damian Napierała, zastępca dyrektora Poznańskiego Centrum Świadczeń.
Czy osoba, która w czasie, w którym nie pobierała żadnego świadczenia, podjęła zatrudnienie w okresie między lipcem 2013 r. a majem 2014 r. np. na miesiąc lub dwa, jest wykluczona z prawa do pobierania zasiłku dla opiekuna?
Za czas, w którym była zatrudniona, nie będzie jej przysługiwało świadczenie, ale może ubiegać się o nie np. teraz, od maja.
Czy zasiłek dla opiekuna należy się w sytuacji, gdy osoba, nad którą sprawowana była opieka, zmarła np. w kwietniu tego roku?
Faktyczna opieka była sprawowana od lipca do kwietnia i za ten czas opiekun może ubiegać się o spłatę. Procedura jest taka sama, jak pisaliśmy powyżej.
Czy zasiłek przysługuje, gdy utracę orzeczenie i czekam na nowy dokument?
Jak najbardziej tak, bo jeśli np. przyznane jest świadczenie do końca roku 2014, bo do tego czasu jest ważne orzeczenie, to jeśli osoba uda się po nowe orzeczenie i wróci z nim do urzędu, ma 3 miesiące od dnia uzyskania orzeczenia na wystąpienie z wnioskiem o zasiłek. Możemy więc powiedzieć, że te osoby, które do 30 czerwca 2013 r. pobierały świadczenie pielęgnacyjne i teraz o taką formę pomocy wystąpią i będą miały kontynuację orzeczenia, do czasu jego ważności zasiłek będą otrzymywały.
Czy jeśli od lipca 2013 r. do maja 2014 r. było się zarejestrowanym w urzędzie pracy, dyskwalifikuje to z otrzymania zasiłku dla opiekuna?
Nie - w tym okresie można być zarejestrowanym w urzędzie pracy i to nie ma wpływu na otrzymanie zasiłku. Miałoby to wpływ, gdyby pobierany był zasiłek dla bezrobotnych.
Czy zasiłek dla opiekuna mogą otrzymać rolnicy?
Rolnik może otrzymać to świadczenie, jeśli zrezygnuje z prowadzenia gospodarstwa rolnego i złoży pod odpowiedzialnością karną oświadczenie, że przechodzi na sprawowanie opieki nad osobą niepełnosprawną i tym samym rezygnuje z prowadzenia gospodarstwa.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
W czerwcowym wydaniu "WiM", pod pozycją 7.5. Koniec "okrągłego stołu" - powołano zespoły robocze, znalazła sobie miejsce niedorzeczność. Przytaczam jej treść.
"Kierowcy, którzy jadą z zachodu Polski do Warszawy załatwiać sprawy skarżą się, że mają zawsze słońce w oczy. Jadą rano na wschód, a więc pod słońce i wracają po południu - znowu pod słońce. Uważają, że nie jest to sprawiedliwe. Sejm RP uznał ich argumenty i postanowił przenieść stolicę Polski z Warszawy do Słubic. W ten sposób wszyscy będą jechali do stolicy ze słońcem, a kiedy będą wracali do domu, znowu będą mieli słońce w plecy, a nie w oczy".
Niedorzeczność tę wykryło i zgłosiło do konkursu 17 osób. Nagrodę wylosował p. Mateusz Przybysławski z powiatu Gnieźnieńskiego.
W lipcowym numerze "WiM" również ukryłem niedorzeczność.
Uwaga! Nie należy jej szukać w artykule Aleksandra Mieczkowskiego "Oni i my" pozycja 5.1. W artykule tym znajdują się cytaty z poglądami Janusza Korwin-Mikkego na temat osób niepełnosprawnych, które są potężnymi niedorzecznościami. Użyte zostały jednak jako ilustracje stawianych tez, przez co mają inny charakter.
Jeżeli uda się znaleźć niedorzeczność w innym miejscu, proszę napisać do mnie w terminie do 20 lipca na adres:
st.k.@onet.pl.
W "temacie" proszę napisać "niedorzeczność".
"Szukamy niedorzeczności" jest to konkurs-zabawa, a osoba dla której los okaże się łaskawy, otrzyma upominek wartości około 120 zł. Pan Ryszard Dziewa wcześniej uzgodni z zainteresowanym, co należy kupić.
Stanisław Kotowski
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-06-13
15 czerwca br. o godz. 9.00 na antenie Telewizji Polskiej pojawi się autorski program Fundacji Integracja. Widzowie mogą liczyć na wiele nowości i niespodzianek. Nowa będzie zarówno nazwa programu, jak i godzina emisji. Audycja nadawana będzie w nowej stacji telewizyjnej, pojawi się też nowa wirtualna scenografia oraz nowa oprawa graficzna i muzyczna. Ale przede wszystkim zaprezentowane zostanie nowe spojrzenie na niepełnosprawność.
W tym sezonie program, którego gospodarzem niezmiennie od wielu lat jest Piotr Pawłowski, zmieni nazwę na "Misja Integracja" i nadawany będzie w każdą niedzielę o godz. 9.00 na antenie TVP Regionalna. Prowadzący będzie zapraszał do studia gości - ekspertów, polityków, ale też gwiazdy, z którymi rozmawiać będzie na tematy ważne zarówno dla osób z niepełnosprawnością, jak i ich najbliższego otoczenia. Goście programu podczas rozmowy będą siadać na wózkach inwalidzkich.
- W naszym programie chcemy poszerzać horyzonty, pogłębiając i analizując temat niepełnosprawności widzianej z wielu różnych perspektyw. Niestety nadal większość z nas niewiele wie o niepełnosprawności. Brak bezpośrednich kontaktów z osobami z niepełnosprawnością w domu, pracy czy wśród znajomych powoduje, że nie potrafimy się swobodnie wobec nich zachować. Obawiamy się, że jakiś nasz gest lub słowo może ich urazić i wtedy poczujemy się niezręcznie. Dlatego chcemy, aby program "Misja Integracja" był dla naszych widzów przewodnikiem po świecie niepełnosprawności, który pozwoli im go lepiej poznać i zrozumieć. Podpowie, jak zachować się w kontaktach z osobami z niepełnosprawnością oraz jak przyjść im ze skuteczną i właściwą pomocą, gdy tego potrzebują. Chcemy być pomostem pomiędzy światem pełnosprawnych a światem osób z niepełnosprawnością - komentuje Piotr Pawłowski, prowadzący program.
- Z drugiej strony chcemy też, aby nasz program inspirował osoby z niepełnosprawnością do realizacji własnych pasji i zachęcał je do aktywności.
Do studia będziemy zapraszać gości wartych uwagi ze względu na swoją aktywność na różnych polach i udowodnimy widzom, że i oni w podobny sposób mogą urozmaicić swoje życie - dodaje Piotr Pawłowski.
W programie "Misja Integracja" zobaczymy także cykl felietonów z udziałem osób z różnymi rodzajami niepełnosprawności. Podzielą się oni z telewidzami swoimi doświadczeniami i pokażą, jak funkcjonują na co dzień. Wśród osób, które przedstawimy, jest Bogusia Siedlecka, niepełnosprawna blogerka i prowadząca wideobloga "Anioł na resorach".
Premierowy odcinek już w niedzielę
Najbliższy odcinek programu "Misja Integracja", którego emisja odbędzie się w niedzielę 15 czerwca, zostanie poświęcony pracy osób z niepełnosprawnością. Gościem programu będzie Jarosław Duda, sekretarz stanu i pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych. Piotr Pawłowski porozmawia z zaproszonym gościem m.in. o możliwościach podjęcia pracy przez osoby z niepełnosprawnością oraz problemie ich zatrudniania na otwartym rynku pracy i towarzyszącym temu barierom.
Premierowy odcinek programu
Gościem premierowego odcinka programu "Misja Integracja" będzie Jarosław Duda, pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych
Ponadto wspólnie z Bogusią Siedlecką sprawdzimy, jakie są sposoby poszukiwania pracy i jak się do tego dobrze przygotować, oraz ocenimy postawy pracodawców wobec pracowników z niepełnosprawnością.
Na kolejne odcinki programu "Misja Integracja" zapraszamy w każdą niedzielę o godz. 9.00 do TVP Regionalna.
Po emisji telewizyjnej odcinki będą dostępne na portalu www.niepelnosprawni.pl.
Program "Integracja" jest emitowany w telewizji już od 17 lat. To jedna z niewielu audycji telewizyjnych w całości poświęconych niepełnosprawności, a skierowana nie tylko do widzów z niepełnosprawnością. Powstało już ponad 500 cyklicznych odcinków programu. Od początku program prowadzi Piotr Pawłowski, prezes Integracji.
Przez ostatnie dwa lata audycja emitowana była w Polsat News, a od czerwca 2014 roku pod nową nazwą "Misja Integracja" można ją oglądać na antenie TVP Regionalna, we wspólnym paśmie 16 ośrodków terenowych.
Program "Misja Integracja" to element platformy informacyjnej stworzonej przez organizację Integracja. W skład platformy wchodzą także wydawany od 20 lat dwumiesięcznik "Integracja" oraz największy portal podejmujący tematykę niepełnosprawności www.niepelnosprawni.pl.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-06-13
W poniedziałek, 16 czerwca 2014 r., rusza nowy serwis internetowy Integracji - pod starym, dobrze znanym adresem integracja.org . Nowe treści i atrakcyjny wygląd - to jego niewątpliwe atuty. Co jednak najważniejsze, serwis będzie dostępny i przyjazny dla wszystkich.
Widok strony głównej integracja.org. Na stronie duże logo na 20-lecie Integracji, a pod nim trzy mniejsze zdjęcia - osoby niedosłyszącej pracującej na komputerze z podpisem
Strona główna nowego serwisu integracja.org
Co to znaczy "dostępny serwis"?
Aby uznać serwis za dostępny dla wszystkich, a przede wszystkim dla osób z różnymi niepełnosprawnościami, trzeba pamiętać o kilku warunkach:
*zgodności z WCAG (Web Content Accessibility Guidelines) 2.0
*przyjaznej i przemyślanej architekturze informacji
*przystępnych i zrozumiałych treściach
Przy projektowaniu naszej strony internetowej braliśmy pod uwagę wszystkie wyżej wymienione właściwości. Zwracaliśmy uwagę na najmniejsze szczegóły, tak aby nawigacja i poruszanie się po serwisie były intuicyjne i nie stanowiły barier dla jego Użytkowników.
Ciąg dalszy strony głównej serwisu integracja.org. W nagłówku napis
Dzięki nowemu serwisowi integracja.org łatwiej będzie dotrzeć do nas nie tylko firmom i instytucjom
Dostępność integracja.org
Jakie konkretnie warunki spełnia nasz nowy serwis?
1. Jest dobrze skontrastowany. Wyszliśmy daleko poza wymagany przez WCAG kontrast na poziomie 4,5:1. U nas jest minimum 10:1.
2. Wszystkie elementy, tj. linki, przyciski i pola formularzy są dostępne za pomocą klawiatury. Zastosowaliśmy bardzo mocny fokus, czyli ramkę wokół wspomnianych elementów, niezbędną przy nawigacji za pomocą tabulatora na klawiaturze.
3. Wszystkie zdjęcia i logotypy mają starannie przygotowane opisy alternatywne.
4. Serwis ma spójną strukturę nagłówkową, dzięki czemu osoby niewidome mogą łatwo "przeskanować" treść każdej strony za pomocą czytnika ekranu.
5. Serwis można powiększyć nawet o kilkaset procent. Sądzimy więc, że nasz serwis nie sprawi problemów osobom słabowidzącym.
Ciąg dalszy strony głównej serwisu integracja.org.
Dział Wydarzenia będzie regularnie aktualizowany
Dostępność a urządzenia mobilne
Już wkrótce Polacy będą częściej przeglądać internet na urządzeniach mobilnych, tabletach i smartfonach niż na laptopach i komputerach stacjonarnych. Dlatego dziś tworzenie serwisów, które działają zarówno na dużych ekranach komputerów, jak i na urządzeniach "kieszonkowych", jest jedynym wyborem, na jaki można sobie pozwolić.
Nasz serwis dostosowuje się do urządzeń mobilnych. Nawet na kilkucalowych ekranach tabletów i smartfonów jest łatwy do czytania.
Podstrona portalu Niepelnosprawni.pl w nowym serwisie integracja.org. Na stronie zdjęcie wyświetlonego na tablecie portalu, fragment tekstu i liczby obrazujące działania portalu
W nowym serwisie jest też oczywiście podstrona portalu niepelnosprawni.pl, prowadzonego przez Integrację.
Czekamy na uwagi!
Dostępność nigdy nie jest i nie powinna być zamkniętą kwestią. Jakie zadania są przed nami?
1. Musimy zadbać o bieżącą dostępność nowo publikowanych treści. Największym wyzwaniem będą z całą pewnością filmy.
2. Natychmiast będziemy eliminować najdrobniejsze błędy dostępności - naszym celem jest bycie wzorem.
Jeśli spotkają Państwo jakiekolwiek utrudnienia w nowym serwisie integracja.org, prosimy o przesłanie do nas krótkiej informacji na adres audyty@integracja.org.
Źródło: Lista dyskusyjna Typhlos
Data opublikowania: 2014-06-02
Co nowego w wersji 0.95 z dnia 2014.06
odtwarza 02
1. Dodana funkcja odtwarzania loga GPS w formacie NMEA (zapisanego np. w programie Loadstone).
Możliwe jest odtwarzanie w czasie rzeczywistym, wstrzymanie odtwarzania, automatyczne pomijanie postojów, przewijanie odtwarzanego loga o 10 sekund i minutę wstecz lub do przodu, monitorowanie zapisanego czasu, rozmycia precyzji HDOP i stanu satelitów.
2. Dodana łączność z urządzeniem GPS poprzez fizyczny lub wirtualny port szeregowy Com. Wykorzystanie odbiornika bluetooth jest możliwe po uprzednim sparowaniu go z komputerem i ustaleniu numeru portu wychodzącego, pod którym występuje w systemie (szczegóły w podręczniku użytkownika Grmapy).
3. Polecenie Zakładki: Otwórz folder (ctrl+e), pozwala otworzyć folder ostatnio wczytanego lub zapisanego pliku zakładek, automatycznie zaznaczając ten plik. Dzięki temu możliwe jest łatwe wykonanie dodatkowych operacji na pliku, np. przesłanie przez Bluetooth z menu kontekstowego.
4. Dźwięki programu są automatycznie wyciszane po otwarciu menu Grmapy i przywracane po wyjściu z menu.
5. Komunikaty o błędach krytycznych programu poszerzone o dodatkowe informacje, ułatwiające rozwiązanie problemu. W okienku błędów "Run-time error" działa klawisz ctrl+c, więc łatwo można skopiować treść komunikatu i przesłać ją mailem.
Zapraszam zatem pod adres:http://grmapa.zlotowicz.pl/
Źródło: TVN24/x-news
Data opublikowania: 2014-05-28
Pięcioro nastolatków napadło na 36-letniego niewidomego mężczyznę w jednym z łódzkich autobusów. Zaatakowali pasażera, bo ten zwrócił im uwagę na agresywne zachowanie. Napastnicy zostali zatrzymani chwilę po zdarzeniu. Chuliganom grozi kara do trzech lat więzienia. Do pobicia doszło na początku maja br.
"Serce Lasek"
s. Maria Gratia Zaleska
FSK
Wszystkie drogi do Ciebie biegną
Wszystkie drogi się wokół garną
Laskowy Królu wierny
Zorany bólem
Czarny
Sosnowe drogi śpiewne
Jak do miodnego ula
Do Ciebie płyną
Książę pokoju
One są wszystkie Twoje
Do Ciebie dążą
Giną Tobie
i z Ciebie biorą początek
Sosny z żywiczą korą
Dęby
Z krwawiącym złotym liściem
Do Ciebie idą Chryste
Rzędem
Kopiąc się poprzez piasek
I wszystko rośnie ciszą
I wszystko jest pokojem
Słyszę
Jak bije Serce Lasek.
To tu 14 km od Warszawy, na skraju Puszczy Kampinoskiej, znajdują się Laski Warszawskie, a w nich znany na całym świecie Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci i Młodzieży Niewidomej i Słabowidzącej, o charakterze katolickim, założony przez Matkę Elżbietę Różę Czacką.
W istniejącym Domu Rekolekcyjnym przez cały rok odbywają rekolekcje dla zorganizowanych grup i indywidualnie zgłoszonych osób, zwłaszcza młodych, szukających własnej drogi życiowej.
Niewidomi wybrali termin od 30 kwietnia do 3 maja 2014 - pierwszy długi majowy weekend. Tu co roku spotykają się niewidomi z całej Polski, by zanurzyć się w modlitwie.
Poprzednie rekolekcje, w których uczestniczyłam przed laty, prowadził krajowy duszpasterz niewidomych ks. dr Andrzej Gałka, który przygotował w brajlu materiały do indywidualnej medytacji. Zabieraliśmy je z sobą i wielokrotnie z nich korzystaliśmy w miejscu zamieszkania, udostępniając je tym, którzy posługują się brajlem, a z różnych przyczyn uczestniczyć w rekolekcjach nie mogą.
Dlaczego przyjeżdżamy na rekolekcje?
Na stronie internetowej Krajowego Duszpasterstwa Niewidomych znalazłam następującą definicję: - Rekolekcje to czas zatrzymania w drodze, czas wejścia w głębię własnego serca i słuchania co mówi Bóg. Czas wyciszenia, rozmów istotnych, pytań i odpowiedzi, szukania i znajdowania. Czas pustyni i zieleni, czas spotkania i zachwytu, czas modlitwy i umacniania w wierze. Czas rozpoznawania swojego powołania w życiu, i wyruszenia w drogę.
Ksiądz rekolekcjonista - Piotr Buczkowski - duszpasterz niewidomych Diecezji Bydgoskiej
W przeszłości - przed kapłaństwem - ukończył zaocznie Technikum Elektroniczne, pracował w zakładzie przemysłowym "Eltra", produkującym akcesoria dla radia i telewizji.
W przyszłym roku obchodzić będzie 25-lecie kapłaństwa. Jest doświadczonym kapłanem, przygotowywanym przez nieżyjącego, powszechnie znanego ks. kanonika Benona Kaczmarka, którego został następcą i kontynuatorem rozpoczętych dzieł, wzbogaconych o nowe inicjatywy. Ukończył Studium Tyflologiczne dla nauczycieli. Jest katechetą w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym im. Louisa Braille`a. Z paniami katechetkami uczy niewidome i słabowidzące dzieci i młodzież, także głuchoniewidome, przygotowując je do Pierwszej Komunii Świętej. Organizuje dla nich i dla dorosłych niewidomych, wraz z terapią zajęciową, coroczne rekolekcje. Jest kapelanem kaplicy pw. Rafała Archanioła działającej na terenie Ośrodka Rehabilitacji i Szkolenia Niewidomych im. Józefa Buczkowskiego - "Homer" w Bydgoszczy. Współdziała z Krajowym Duszpasterstwem Niewidomych, uczestnicząc w krajowych i zagranicznych pielgrzymkach np.: do Ziemi Świętej, do Meksyku, do Grecji śladami św. Pawła, w turnusach rehabilitacyjnych w Rabce. Znają go niewidomi z całej Polski. Jest wśród ludzi i dla ludzi. Twierdzi: - człowiekowi najbardziej potrzebny jest drugi człowiek, nie zastąpią go żadne urządzenia techniczne. Mimo tylu absorbujących obowiązków pomaga w parafii, w której mieszka, w kościele św. Antoniego. Jest opiekunem kilku grup parafialnych: Kościoła domowego, Ochotników cierpienia, Niepełnosprawnych - także z okolic Bydgoszczy. Jest członkiem kolegium redakcyjnego kwartalnika "Oko" Okręgu Kujawsko-Pomorskiego PZN. Na łamach tego pisma zamieszcza stały cykl: "Z duszpasterstwa niewidomych". Jest to swoista katecheza. Nawiązuje w niej do własnych przeżyć i przemyśleń. Jest chętnie czytana przez wiele osób. Odwiedza niewidomych w kołach PZN. W kontaktach z ludźmi jest radosny, chętnie ich słucha i rozmawia z nimi. W Laskach przeprowadzał rekolekcje czterokrotnie - dla dorosłych z całej Polski, dla sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża oraz dla głuchoniewidomych. Wszędzie jest ceniony i lubiany za przystępność głoszonych nauk i radość życia, jaką obdziela innych.
Tym razem tematem rekolekcji było: Miłosierdzie Boże. Oto dla ilustracji cytat z "Aktu zawierzenia Miłosierdziu Bożemu" - "Strzeż mnie o Jezu jako własności Twojej i chwały Twojej. Czasami drżę ze strachu uświadamiając sobie słabość moją. Jednak mam bezgraniczną ufność w Twoje miłosierdzie".
Pasją ks. Buczkowskiego jest fotografia. Wykonuje interesujące zdjęcia, którymi ilustruje prowadzone katechezy.
Program dnia
Obejmował: modlitwy poranne, 2 konferencje dziennie, codzienną Eucharystię, adorację Najświętszego Sakramentu, Koronkę do Miłosierdzia Bożego, udział w nabożeństwie majowym w Kaplicy Zakładowej, wyświetlanie wybranych filmów o tematyce religijnej, Apel Jasnogórski kończący dzień. Możność korzystania ze spowiedzi i rozmów indywidualnych z rekolekcjonistą, na które było szczególnie duże zapotrzebowanie, spacery po Laskach z nawiedzeniem laskowskiego cmentarza i wspomnieniami o spoczywających tam, a znanych nam osobach. Zwiedzanie Ośrodka, w którym uczy się młodzież.
Uczestnicy
Rekolekcje rozpoczęły się od zawiązania wspólnoty - wzajemne przedstawienie się. Było nas 72 osoby, z przewagą starszych. Wielu przybyło tu po raz pierwszy. Chętnych do udziału w rekolekcjach było więcej, ale trzeba było odmówić udziału z powodu braku wolnych miejsc. Najliczniejszą grupę stanowił Mikołów z Piekarami Ślaskimi - 16 osób.
6 osób przyjechało z Siedlec - części odmówiono udziału. Na czele grupy siedleckiej stała przewodnicząca koła PZN Anna Gębka. Koło zrzesza 300 członków, korzysta z pomocy wolontariuszy. Przewodnicząca jest doceniana przez władze centralne PZN. III kadencję pracuje w Głównym Sądzie Koleżeńskim. W laskowskich rekolekcjach uczestniczy po raz szósty. Nie wyobraża sobie roku bez nich. Szczególnie przydatna okazała się dla niej nauka dot. spowiedzi - porady praktyczne jak nawiązać kontakt z kapłanem nie widząc, o czym warto go poinformować. Mówi: - spotkałam wielu stałych bywalców rekolekcji. Zawsze mamy wiele sobie do powiedzenia o minionym roku.
Grupa bydgoska przyjechała w pięcioosobowym składzie. Po raz pierwszy znaleźli się w Laskach państwo Ewa i Norbert Głowikowie - pan Norbert - ociemniały cukrzyk, były dyrektor Zakładów Energetycznych w Bydgoszczy. Była również Krystyna Śmigielska, mieszkanka Domu Kombatanta z Warszawy, autorka książki: "Nadzieja herbu róży", bardzo poczytnej, dostępnej na czytaku. Poproszeni o opinię powiedzieli - tu wszystko było dla nas nowe - nieznane. Podziwialiśmy prostotę wnętrz i grobów na cmentarzu - prostotę prawdziwie franciszkańską. Aby pogłębić własne doznania, zakupiliśmy książkę Teresy Cwaliny "Kartki z cmentarza" - 400 stron, z indeksem: "Kto tu spoczywa". Jest w niej wiele wiadomości o Laskach. Wydanie 2010 rok, cena 22.5o zł. Warto ją nabyć, koniecznie przeczytać, dostępna jest również w brajlu.
Aby przygotować się do wyjazdu do Lasek, ściągnęliśmy z warszawskiej biblioteki pozycje dotyczące tego miejsca np.: Wywiad rzeka z Zofią Morawską, przeprowadzony przez Jacka Moskwę. Warto te wydawnictwa popularyzować. Są interesujące.
Młodzież reprezentowała na rekolekcjach Aleksandra Bohusz, która przebywała 9 lat w Laskach jako wychowanka i uczennica. Pracuje w charakterze przewodnika na warszawskiej wystawie: "Niewidzialni" - oprowadza wycieczki zwiedzających. Na rekolekcjach w Laskach była po raz drugi. Podobała się jej audiodeskrypcja oglądanych filmów prowadzona profesjonalnie przez księdza rekolekcjonistę. Ceni zaopatrzenie uczestników w brajlowską wersję zestawu modlitw do św. Jana Pawła II, rachunek sumienia dla dorosłych w oparciu o Dekalog opracowany specjalnie przez księdza rekolekcjonistę, "Akt zawierzenia się Miłosierdziu Bożemu" itp.
Była z nami od lat współpracująca z Krajowym Duszpasterstwem Niewidomych Irena Koch, która oprowadzała nas po laskowskim cmentarzu, znajdującym się w sosnowym lesie. Są na nim drewniane krzyże i drewniane kapliczki. W czasie naszego pobytu groby ukwiecone były bratkami i niezapominajkami.
Drugim ważnym miejscem jest centralna kaplica pw. Matki Boskiej Anielskiej, powstała w 1925 roku.
Na uwagę zasługuje aktywny udział uczestników w liturgii, którzy prowadzili: modlitwy poranne, Koronkę do Miłosierdzia Bożego, a przede wszystkim śpiewali. Przewodziła im Ewa Zadrożna, która akompaniowała na gitarze i śpiewała. Przyjechała z półtorarocznym Stasiem, który podbił serca uczestników, wpatrując się w księdza i ołtarz.
Najpopularniejszą pieśnią podczas rekolekcji była:
Nie bój się, nie lękaj się,
Wystarczy Bóg,
Nie bój się, nie lękaj się,
Czuwajmy razem,
Nie bój się, nie lękaj się,
Wypłynąć na głębię.
Prosimy o wcześniejsze podawanie na stronie internetowej i w elektronicznym "Biuletynie Informacyjnym Pochodni" - terminu, tematu, programu, nazwiska rekolekcjonisty, odpłatności za pobyt od osoby, do kiedy i do kogo należy się zwracać chcąc uczestniczyć w rekolekcjach. To ułatwi podjęcie decyzji i przygotowanie się do nich.
Podziękowania
Składamy serdeczne Bóg zapłać organizatorom naszych rekolekcji: Krajowemu Duszpasterstwu Niewidomych, księdzu rekolekcjoniście Piotrowi Buczkowskiemu za ubogacenie nas treściami w czasie konferencji. Przeniesiemy je do własnych wspólnot. Dziękujemy za wspólną modlitwę, którą przygotowali niewidomi uczestnicy rekolekcji. Siostrze Ludmile dziękujemy za ogrom pracy włożonej w przygotowanie rekolekcji i za kontakty z nami. Wszystkim siostrom, które zapewniły nam pomoc, zakwaterowanie i wyżywienie. Dziękujemy też sobie wzajemnie za okazywaną życzliwość, serdeczność, za spotkania po latach.
Niech naszym przesłaniem rekolekcyjnym będą słowa sługi bożego ks. Władysława Korniłowicza współpracującego z Matką Czacką. Oto one:
"Jezu! Bądź źródłem życia mego!...
Naucz mnie kochać.
Daj bym w ludziach Ciebie kochał".
Źródło: Publikacja własna "WiM"
"Turnus oznacza zorganizowaną formę aktywnej rehabilitacji połączonej z elementami wypoczynku, której celem jest ogólna poprawa psychofizycznej sprawności oraz rozwijanie umiejętności społecznych uczestników, między innymi przez nawiązywanie i rozwijanie kontaktów społecznych, realizację i rozwijanie zainteresowań, a także przez udział w innych zajęciach przewidzianych programem turnusu".
Taką definicję zawiera USTAWA z dnia 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych.
Zatem celem turnusów rehabilitacyjnych jest aktywna rehabilitacja, która jednak nie została dokładnie określona. Jest to ważna uwaga, gdyż turnusy rehabilitacyjne częściowo zastąpiły szkolenia rehabilitacyjne. Szkolenia rehabilitacyjne organizowane przez Polski Związek Niewidomych ukierunkowane są na opanowanie konkretnych umiejętności, które mają ułatwiać wykonywanie różnych czynności metodami bezwzrokowymi. Na turnusach natomiast kładziony jest nacisk, przede wszystkim na poprawę stanu zdrowia, na rozrywkę i wypoczynek, na uspołecznienie.
Turnusy rehabilitacyjne są dofinansowywane głównie przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Fundusz jednak nie wnika w potrzeby rehabilitacyjne uczestników poszczególnych turnusów. Wystarczy, żeby były: fizykoterapia, balneologia, gimnastyka, wycieczki, ognisko i wieczorki taneczne, i już impreza spełnia wymogi turnusu rehabilitacyjnego. No i jeszcze ważne jest, żeby obiekt, w którym organizowany jest turnus, spełniał określone warunki, które mają znaczenie, przede wszystkim dla osób z uszkodzonym narządem ruchu, np. żeby była winda.
Rzecz jasna, wielu osobom potrzebne jest leczenie fizjoterapeutyczne i klimatyczne, tylko że nic wspólnego nie ma ono z rehabilitacją niewidomych. Oczywiście, jeżeli organizator turnusu jest ambitny i chce czegoś nauczyć uczestników szkolenia, może to robić. Nikt jednak od niego tego nie wymaga. Ważne, żeby spełnił minimum programowe i uczestnicy otrzymają dofinansowanie.
Dodać należy, że uczestnicy najczęściej nie domagają się zajęć rehabilitacyjnych odpowiednich dla osób niewidomych. Wystarczą im zabiegi fizjoterapeutyczne i program rozrywkowy. Wiele osób niewidomych, głównie słabowidzących, nie docenia korzyści z rehabilitacji. Leczenie natomiast jest zrozumiałe dla wszystkich.
Częściowe zastąpienie szkoleń rehabilitacyjnych turnusami rehabilitacyjnymi jest niekorzystną zmianą. Turnusy bowiem są mniej efektywne od szkoleń rehabilitacyjnych i nie powinny zastępować szkoleń.
Oczywiście, PZN i inne stowarzyszenia organizują turnusy rehabilitacyjne z bardzo dobrym, intensywnym programem rehabilitacyjnym. Jest to jednak ich dobra wola, rozumienie potrzeb rehabilitacyjnych osób niewidomych, a nie wymóg wynikający z ustawy, ani wymóg, który należy spełnić, żeby jego uczestnicy mogli otrzymać dofinansowanie z PFRON-u.
Szkolenia rehabilitacyjne
Szkolenie rehabilitacyjne osób z uszkodzonym wzrokiem powinno być prowadzone na podstawie programu szkolenia, który przewiduje nauczenie wykonywania metodami bezwzrokowymi lub przy pomocy osłabionego wzroku czynności niezbędnych w życiu codziennym, w pracy zawodowej i w życiu społecznym.
Program powinien przewidywać również zastosowanie odpowiedniego sprzętu i pomocy rehabilitacyjnych.
Szkolenie powinno odbywać się w warunkach ułatwiających przystosowanie się osób z uszkodzonym wzrokiem do funkcjonowania poza własnym środowiskiem, poza własnym domem.
Polski Związek Niewidomych wypracował programy różnorodnych szkoleń rehabilitacyjnych o charakterze ogólnym i takich, których celem było opanowanie konkretnych umiejętności, np. pisma punktowego czy posługiwania się długą, białą laską i orientacji przestrzennej. Wypracowane zostały metody pokonywania wielu ograniczeń wynikających z utraty bądź poważnego osłabienia wzroku.
Proces rehabilitacji kompleksowej jest długotrwały i uciążliwy. Wymaga zaangażowania osób rehabilitowanych, przekonania ich o korzyściach ze szkolenia rehabilitacyjnego, wyposażenia w sprzęt rehabilitacyjny oraz spełnienia wielu innych warunków. Jednym z najważniejszych czynników, ułatwiających proces rehabilitacji i osiągnięcie zadowalających rezultatów, jest fachowa pomoc instruktorów rehabilitacji i praktyczne wykazanie istniejących możliwości. Dobre rezultaty najłatwiej osiągnąć w wyniku zorganizowanego szkolenia rehabilitacyjnego. Bez takiego szkolenia proces rehabilitacji przebiegałby znacznie dłużej i w zdecydowanej większości przypadków, nie dałoby się osiągnąć zadowalających wyników.
Szkolenie rehabilitacyjne wymaga prowadzenia różnorodnych zajęć, zastosowania różnorodnego sprzętu rehabilitacyjnego, wielu prób, wysiłku i wytrwałości. Dobrych rezultatów nie da się osiągnąć w czasie jednego szkolenia. Szkolenie to nie może być również wycinkowe, jednokierunkowe. Człowiek jest istotą złożoną. Niepełnosprawność wywiera negatywny wpływ na różne dziedziny życia, powoduje różnorodne skutki i ograniczenia. Dlatego też szkolenia rehabilitacyjne muszą być zróżnicowane i wielokierunkowe. Muszą być podejmowane niekiedy kilkakrotnie, aby można było osiągnąć dobre wyniki.
Najlepsze rezultaty można było osiągać na kilkumiesięcznych kursach rehabilitacji kompleksowej, organizowanych dawniej w ośrodkach rehabilitacji dla dorosłych osób z uszkodzonym wzrokiem w Bydgoszczy i w Chorzowie. Obecnie jednak możliwości takie nie istnieją w naszym kraju.
Obecnie mogą być organizowane różne szkolenia, najczęściej kilkunastodniowe i finansowane tak, jak turnusy rehabilitacyjne. Organizowane są też szkolenia indywidualne, które dobrze służą niewidomym i słabowidzącym, ale w toku takiego szkolenia występują też pewne niedogodności.
Poniżej wymienię różne rodzaje szkoleń rehabilitacyjnych i krótko scharakteryzuję.
Kursy rehabilitacji podstawowej o charakterze ogólnym dla nowo ociemniałych
Ich celem jest przygotowanie ociemniałych do aktywnego uczestnictwa w procesie rehabilitacji i samorehabilitacji. Dla realizacji tego celu konieczne jest praktyczne pokazanie możliwości niewidomych w różnych dziedzinach życia. Dlatego na kursach takich organizuje się ćwiczenia z wielu przedmiotów rehabilitacyjnych. Ich celem jest praktyczne pokazanie możliwości i zachęcenie do udziału w kursach tematycznych, których zadaniem jest nauczenie wykonywania konkretnych czynności.
Celem tych kursów powinno być również ustalenie potrzeb rehabilitacyjnych poszczególnych uczestników. Jednym z bardzo ważnych celów omawianych kursów jest stworzenie możliwości poznania środowiska niewidomych i przekonanie uczestników o korzyściach płynących z brania udziału w różnych formach działalności stowarzyszeń działających na rzecz niewidomych i słabowidzących, kontaktów z innymi osobami z uszkodzonym wzrokiem, angażowania się w działalność społeczną itp.
Kursy orientacji przestrzennej
Ich celem jest przywrócenie ociemniałym oraz niewidomym niezrehabilitowanym samodzielności w zakresie poruszania się po drogach publicznych i podróżowania. Jest to niezmiernie ważne w procesie kompleksowej rehabilitacji. Zadanie to jest jednocześnie niezmiernie trudne i wielu niewidomych nie osiąga w tym zakresie dostatecznej samodzielności. Aby cel ten osiągnąć, niezbędne jest przezwyciężenie lęków i skrępowania z powodu niepełnosprawności. Potrzebne jest też wytworzenie odporności na stresy, a głównie niewłaściwe zachowania ludzi wobec niewidomych.
Program kursu orientacji przestrzennej powinien przewidywać przede wszystkim: naukę technik posługiwania się białą laską, wyszukiwania i zapamiętywania punktów orientacyjnych, kształcenie umiejętności korzystania z informacji o otoczeniu, uzyskiwanych przy pomocy pozostałych zmysłów.
Powinien też zawierać:
- elementy ogólnego usprawnienia,
- zapoznanie z możliwościami posługiwania się pismem,
- wykonywania czynności samoobsługowych,
- przekazanie wiedzy o możliwościach i ograniczeniach osób niewidomych, wynikających z utraty wzroku, o działalności Polskiego Związku Niewidomych, innych organizacji pozarządowych itp.
Ukończenie kursu, w wielu przypadkach, daje niewidomemu znaczny stopień samodzielności i stanowi niezbędną podstawę dalszej samorehabilitacji.
Kursy nauki pisma punktowego - brajla
Celem jest przywrócenie ociemniałym możliwości posługiwania się dostępnym dla nich pismem, które może być stosowane do różnych celów. Głównym przedmiotem nauczanym na takim kursie jest pismo punktowe. Realizacja tego głównego celu wymaga oddziaływań psychologicznych, przywrócenia wiary we własne możliwości, stworzenia motywacji, zachęty do wytrwałej pracy. Na kursie więc należy prowadzić pogadanki tyflologiczne, zachęcać do dyskusji, wykazywać możliwości niewidomych najlepiej na przykładach dobrze zrehabilitowanych osób z uszkodzonym wzrokiem. Trzeba też prowadzić naukę wykonywania czynności samoobsługowych, samodzielnego poruszania się, zaznajomić z możliwościami pisania na klawiaturze komputerowej lub zwykłej maszynie do pisania. Niezbędne jest również przekazanie podstawowej wiedzy o działalności stowarzyszeń działających na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem, możliwościach pracy zawodowej itp.
Ukończenie kursu nie daje biegłości w posługiwaniu się pismem punktowym. Opanowanie umiejętności pisania nie jest trudnym zadaniem. Biegłe czytanie natomiast wymaga długotrwałych ćwiczeń. Jeżeli jednak absolwent uzna potrzebę opanowania tej umiejętności, może ćwiczyć czytanie w domu bez udziału instruktora.
Niektórym absolwentom może być potrzebna szersza znajomość pisma punktowego, to jest zapisywanie zadań i wzorów matematycznych, fizycznych i chemicznych, skrótów brajlowskich, nut. Umiejętności te można opanować na kursach dla zaawansowanych albo w systemie szkolenia indywidualnego. Niektórzy opanowują potrzebne im umiejętności we własnym zakresie, przy pomocy kolegów przez wymianę informacji. Kurs jednak jest podstawą dalszego kształcenia się albo samokształcenia.
Kursy pisania na zwykłej maszynie
Obecnie nauka pisania na maszynie jest raczej pomocna przy opanowaniu umiejętności posługiwania się komputerem. Klawiatura maszyny do pisania, w podstawowej swej części, jest taka sama jak klawiatura komputera. Dawniej jednak pisanie na maszynie umożliwiało jednostronny kontakt pisemny z osobami widzącymi i było stosowane przy niektórych pracach zawodowych.
Dawniej nauka pisania na maszynie organizowana była między innymi dla: niewidomych uczących się, niewidomych pracowników umysłowych, działaczy społecznych. Na kursach takich osoby z uszkodzonym wzrokiem uczyły się głównie pisać na maszynie. Dodatkowo były prowadzone inne przedmioty rehabilitacyjne, a przede wszystkim orientacja przestrzenna. Mogły też być wygłaszane wykłady i pogadanki poruszające problematykę związaną z pracą społeczną w PZN-ie. Miały one jednak charakter uzupełniający podstawową wiedzę tyflologiczną.
Obecnie opanowanie klawiatury i umiejętności pisania wszystkimi palcami niezbędne jest przy posługiwaniu się komputerem.
Szkolenia organizowane dla osób z uszkodzonym wzrokiem w podeszłym wieku
Celem kursów dla starszych niewidomych jest opanowanie umiejętności radzenia sobie z trudnościami zdrowotnymi i innymi wiążącymi się z podeszłym wiekiem, które nakładają się na trudności związane z niepełnosprawnością. Niezbędne jest zaznajomienie ze schorzeniami podeszłego wieku, zasadami żywienia, ubocznymi skutkami stosowania leków, zwłaszcza nasennych, znaczeniem ruchu itp. Ponadto celem tych kursów jest wskazanie możliwości interesującego wypełnienia nadmiaru wolnego czasu - korzystania z literatury, działalności kulturalnej organizowanej przez stowarzyszenia itd. Ważne jest również ułatwienie zrozumienia ograniczeń wynikających z podeszłego wieku i niepełnosprawności oraz potrzeby pogodzenia się z tymi ograniczeniami, których nie można przezwyciężyć. Osiągnięciu tych celów służą również kontakty z innymi niewidomymi, wymiana doświadczeń i poglądów.
Kursy posługiwania się techniką komputerową
Celem jest udostępnienie nowoczesnej techniki pracy o charakterze umysłowym, pracy z tekstem, korzystania z internetu itp. Wymaga to opanowania umiejętności biegłego pisania na maszynie, posługiwania się programami operacyjnymi np. Windows i Total Commander, programem udźwiękowiającym odczyt ekranu albo programem powiększającym obraz, posługiwania się edytorem tekstu, korzystania z poczty elektronicznej i z internetu. Niektóre osoby muszą opanować inne programy, np. Excel czy bazy danych.
Kursy prowadzenia gospodarstwa domowego
Celem tych kursów jest nauczenie wykonywania wielu czynności niezbędnych w codziennym życiu dla osób prowadzących gospodarstwa domowe. Ważne jest między innymi: nauczenie gotowania, prasowania, prania, dokonywania drobnych napraw odzieży i bielizny, utrzymania ładu i porządku w mieszkaniu. Ważna jest umiejętność oznakowania części garderoby, słoików i innych pojemników zawierających produkty żywnościowe, leki itp.
Ważnym zadaniem jest nauczenie dokonywania codziennych zakupów, posługiwania się pieniędzmi, przechowywania produktów spożywczych.
Wykonywanie wielu prac związanych z prowadzeniem gospodarstwa domowego sprawia niewidomym duże trudności. Odnajdywanie odzieży i bielizny o odpowiednich kolorach, właściwych produktów żywnościowych, potrzebnych przedmiotów itp. - bez kontroli wzrokowej nie jest rzeczą łatwą. Trudności te można znacznie złagodzić przez opanowanie technik wykonywania różnych czynności metodami bezwzrokowymi.
Inne kursy i szkolenia
Mogą być organizowane również inne szkolenia, których cele określane są w zależności od potrzeb.
W przypadku organizowania kursu prowadzenia działalności gospodarczej na własny rachunek, niezbędne jest zaznajomienie z podstawami prawnymi takiej działalności, możliwościami korzystania z pomocy finansowej PFRON, przysługującymi ulgami podatkowymi itp.
Celom rehabilitacji psychicznej i społecznej służy udział w różnorodnych szkoleniach, które uczyły wypełniania nadmiaru wolnego czasu - nauka języków obcych, tańca towarzyskiego, uprawy ogródka, gry w brydża oraz w szachy itp.
Celem kursów pielęgnacji niemowląt jest przygotowanie niewidomych do zajmowania się niemowlętami, żywienia niemowląt, radzenia sobie z problemami higieny itp.
Celem kursów wykonywania czynności samoobsługowych jest nauczenie wykonywania wielu czynności niezbędnych w codziennym życiu, jak posługiwania się sztućcami, robienia makijażu, golenia się, czyszczenia obuwia itd.
Nowszą tematyką szkoleń jest:
- pisanie wniosków o różnego rodzaju dofinansowania,
- ratownictwo medyczne,
- korzystanie z usług bankowych
- Nordic Walking,
- techniki wyborów.
Indywidualne szkolenia rehabilitacyjne niewidomych i słabowidzących
Szkolenia kursowe, z różnych względów nie zaspokajają wszystkich potrzeb rehabilitacyjnych osób z uszkodzonym wzrokiem. Dobrym i stosunkowo mało kosztownym rozszerzeniem oddziaływań rehabilitacyjnych jest organizacja indywidualnych szkoleń rehabilitacyjnych w miejscu zamieszkania niewidomych.
Celem indywidualnego szkolenia niewidomych w miejscu ich zamieszkania jest przygotowanie do samodzielnego radzenia sobie w różnych sytuacjach. W szkoleniach takich mogą brać udział, przede wszystkim osoby, dla których z powodów zdrowotnych, rodzinnych, zawodowych lub innych uczestnictwo w szkoleniu grupowym, organizowanym poza ich miejscem zamieszkania, jest niedogodne. Wielu niewidomych wymaga doszkalania z zakresu orientacji przestrzennej. Jest to wskazane niemal w każdym przypadku zmiany miejsca zamieszkania, podjęcia pracy czy nauki.
Podobnie jak nauka orientacji przestrzennej, najbardziej efektywne jest szkolenie indywidualne z zakresu pielęgnacji niemowląt, prowadzenia gospodarstwa domowego i wykonywania czynności samoobsługowych. Prowadzenie tego szkolenia w mieszkaniu niewidomego, może być bardziej dostosowane do jego potrzeb i warunków, jakimi dysponuje. W ten sposób mogą być organizowane między innymi: nauka brajla, pisania na zwykłej maszynie i posługiwania się komputerem, pielęgnacji niemowląt, prowadzenia gospodarstwa domowego, wykonywania czynności samoobsługowych, radzenia sobie z problemami wynikającymi z cukrzycy, przygotowywania posiłków i orientacji przestrzennej. Szkolenie to jednak ma i negatywne strony. Przede wszystkim nie stwarza ono możliwości wymiany doświadczeń i poglądów z innymi osobami z uszkodzonym wzrokiem. Nie ma możliwości również, w czasie takich szkoleń, wygłaszania pogadanek tyflologicznych, organizowania dyskusji i wymiany doświadczeń.
Dlatego w pewnych przypadkach korzystne jest organizowanie szkoleń grupowych poza miejscem zamieszkania osób z uszkodzonym wzrokiem, a w innych przypadkach szkoleń indywidualnych w miejscu ich zamieszkania.
W dwóch ostatnich artykułach tego cyklu pisałem o najważniejszych dziedzinach życia, tj. o życiu rodzinnym i o pracy zawodowej. Dziedziny te, chociaż uważam je za najważniejsze, nie wyczerpują bogactwa życia człowieka. Nie samym chlebem człowiek żyje, a więc również nie samą pracą, a rodzina nie może zamykać się we własnym gronie, ponieważ nie mogłaby zaspokajać wielu ważnych potrzeb swoich członków.
Niewidomi z racji niepełnosprawności mają poważnie utrudniony dostęp do udziału we wszystkich dziedzinach życia. Słabowidzący także muszą pokonywać różne przeszkody, pozamykane drzwi, w których jednak zamontowano mniej solidne zamki, niż te, z którymi borykają się osoby niewidome.
Drzwi częściowo zamknięte do udziału w życiu religijnym
Wydawałoby sIę, że uszkodzenie wzroku w żaden sposób nie utrudnia życia religijnego, udziału w praktykach religijnych, w modlitwie i w wierze. Można powiedzieć, że z grubsza tak jest, ale tylko z grubsza.
Nie będę rozważać głębi wiary osób niewidomych i słabowidzących. Jedni twierdzą, że brak wzroku ułatwia koncentrację na sprawach naprawdę ważnych, inni przeciwnie, że codzienne trudności i ograniczenia podważają wiarę, że skłaniają do pytań w rodzaju, dlaczego mnie to spotkało.
Pewnie jest i tak, i tak. Pewnie brak wzroku skłania osoby mocno wierzące do głębszego przeżywania prawd wiary. Pewnie osoby, których wiara jest mniej ugruntowana, nie zawsze pogłębią ją z powodu braku wzroku. Jak jednak zaznaczyłem, nie to jest przedmiotem moich rozważań. Nie mam kwalifikacji do wypowiadania się na ten temat. Chcę zastanowić się nad praktycznym udziałem w życiu religijnym osób z uszkodzonym wzrokiem, przede wszystkim całkowicie niewidomych. Ograniczę się przy tym do udziału w praktykach religijnych katolików, ponieważ innych nie znam tak dobrze.
Każdy katolik ma obowiązek uczestniczenia w niedziele i niektóre święta we Mszach Świętych. I pierwszy problem, jak trafić do kościoła i jak poruszać się po kościele. Gdy niewidomy mieszka z rodziną, której członkowie realizują ten obowiązek, nie ma sprawy. Jeżeli jednak mieszka samotnie, sprawa nie jest już tak prosta. Rzecz jasna, że nie jest wielką sztuką trafić do parafialnego kościoła. Trudniej chyba jest poruszać się po kościele, odnajdywać miejsce w ławce, konfesjonał, podejść do Komuni Świętej i wrócić na miejsce. Oczywiście, że można trudności te pokonywać. Nie każdy niewidomy jednak opanował umiejętności samodzielnego poruszania się po drogach publicznych i nie każdy przezwyciężył lęk, strach, skrępowanie z powodu niepełnosprawności. Dla wielu samodzielne wyjście z domu jest zbyt trudne, musi więc korzystać z pomocy osób widzących przy załatwianiu codziennych spraw - zakupy, sprawy urzędowe. W takich przypadkach samodzielne wyjście do kościoła jest niemal niemożliwe.
W kościele są też pewne trudności i to nawet wówczas, kiedy niewidomy uczestniczy w nabożeństwach z kimś bliskim. Na znak pokoju podajcie sobie ręce - proste, czy nie proste? Niewidomy nie może sięgać w przestrzeń w nadziei, że trafi na jakąś wyciągniętą do niego dłoń. Nie może też reagować na wyciągniętą do niego rękę. Problem niewielki, ale zawsze moment zażenowania. Sprawę wyjaśniłaby biała laska, ale chyba mało kto korzysta z tej pomocy w czasie nabożeństw. To też byłoby trochę niewygodne.
Warto wiedzieć, że niewidomi najgorzej się czują w sytuacjach, w których nie są pewni, że wszyscy wiedzą o ich niepełnosprawności. Jeżeli nie wiedzą, mogą wyciągać nieprawidłowe wnioski z ich zachowań i nieprawidłowo ich oceniać. Jeżeli niewidomy jest pewien, że jego niepełnosprawność jest znana osobom, które mogą go obserwować, nie czuje się skrępowany. W kościele jednak niewidomi nie mają takiej pewności.
Kolejna trudność, również niewielka, ale trochę kłopotliwa - głośniki. Nie było problemu dopóki w kościołach nie stosowano nagłośnienia. Proszę sobie wyobrazić Drogę Krzyżową w niewielkim kościele. Ksiądz stoi przy ołtarzu i przez mikrofon czyta przygotowane rozważania, a wierni obracają się w stronę kolejnych stacji. W takiej sytuacji niewidomy może być skłonny odwracać się w stronę najbliższego głośnika. Jasne, że można sobie z tym poradzić, jeżeli uczestniczy się w Drodze Krzyżowej z osobą bliską, ale nawet wówczas zawsze są momenty niepewności, czy zwróciło się we właściwym kierunku. Znacznie gorzej sprawa wygląda, kiedy niewidomy chciałby sam wybrać się do kościoła na to nabożeństwo. Wówczas nie będzie wiedział, jak się zachowywać.
Są to praktyczne trudności, a nie natury religijnej, ale zakłócają skupienie się na tym, co najważniejsze.
Praktyczne trudności nie wyczerpują jednak ograniczeń uczestnictwa w życiu religijnym, a zwłaszcza w praktykach religijnych.
Kościoły to piękna architektura, obrazy, witraże, chorągwie, świece, szaty liturgiczne, procesje, dziewczynki sypiące kwiaty, pięknie udekorowane choinki, żłóbki i groby Jezusa z ostatnich dni Wielkiego Tygodnia. Wszystko to jest źródłem przeżyć estetycznych, które wzmacniają przeżycia religijne. Zrozumiałe, że niewidomi nie korzystają z podobnych wzmocnień.
Nawet oprawa muzyczna nabożeństw zawiera pewne ograniczenia. Myślę o nowych pieśniach, których wierni jeszcze dobrze nie znają. Ich teksty są wyświetlane. No i niewidomy nie może śpiewać, chociaż bardzo by chciał.
Elementy życia religijnego, to również piękna choinka, pisanki, uroczyście przystrojony świąteczny stół. Wszystko to wzmacnia świąteczny nastrój i przeżycia religijne, niestety, wzmocnienie to działa głównie przez wzrok.
Życie religijne to również filmy o tej tematyce, to transmisje telewizyjne z różnych uroczystości, np. kanonizacji Jana XXIII i Jana Pawła II, papieskich audiencji czy pielęgrzymek. Niewidomy może z trudem zorientować się, co się dzieje, ale nie zobaczy papieża, jego stroju, tłumów na placu św. Piotra.
Ostatnia sprawa - prasa i literatura o tematyce religijnej. Oczywiście, że jest taka literatura w brajlu czy w wersji elektronicznej. Niewidomi nie mają jednak tak wielkiego wyboru, jak pozostali wierni, nie mogą łatwo zapoznać się z nowościami z tej dziedziny. Mogą wprawdzie kupić książkę i ją skanować. Wymaga to jednak dużo czasu, niekiedy zniszczenia książki (porozrywania, żeby można było dobrze położyć na skanerze). To samo dotyczy prasy religijnej, z tym że nie ma jej zupełnie albo prawie zupełnie w brajlu i niewiele jest w wersji elektronicznej.
Rzecz jasna, że wszystko to nie stanowi trudności, które uniemożliwiają udział w życiu religijnym, ale jednak wprowadza pewne ograniczenia i dyskomfort.
Kluczem do przezwyciężenia trudności w tej dziedzinie jest działalność duszpasterstwa niewidomych. Niestety, z tej pomocy korzystać mogą tylko niewidomi z większych skupisk osób z uszkodzonym wzrokiem. Poza tym duszpasterstwo niewidomych nie może usunąć wszystkich ograniczeń, np. estetycznych. Uniwersalnym kluczem jest nauczenie się radzenia sobie w różnych sytuacjach, a przede wszystkim nieprzywiązywanie nadmiernej uwagi do ewentualnych zachowań, które trochę odbiegają od ogólnie przyjętych.
Ograniczenia w korzystaniu z dóbr kultury
Korzystanie z dóbr kultury jest dla osób z uszkodzonym wzrokiem równie ważne jak dla pozostałych ludzi. Mimo ograniczeń niewidomi i słabowidzący posiadają w tej dziedzinie znaczne możliwości. Mogą pracować twórczo i odtwórczo, mogą pisać i czytać książki, muzykować i słuchać muzyki, komponować. Mogą zajmować się recytacją, gawędziarstwem, rzeźbiarstwem i uprawiać zbieractwo. Jest kilku światowej sławy muzyków i wokalistów. Prezentuję trzy notki najwybitniejszych z nich.
Włoch Andrea Bocelli - urodził się w 1958 r., niewidomy od urodzenia, uprawia muzykę operową i pop. Dysponuje wspaniałym tenorem.
Jeff Healey - urodził się w 1966, zmarł w 2008 r., był jednym z najwybitniejszych gitarzystów w skali światowej. Żył zaledwie 41 lat. Wzrok stracił na skutek nowotworu oczu. Na gitarze zaczął grać, gdy miał trzy lata. Komponował głównie utwory bluesowo-rockowe. Był twórcą trio Jeff Healey Band.
Amerykanin Stevie Wonder - urodził się w 1950 r. jako wcześniak. Wzrok zniszczył mu nadmiar tlenu w inkubatorze. Jest jednym z najbardziej znanych i cenionych muzyków w Ameryce i poza jej granicami.
Wypracował eklektyczny styl uprawiania muzyki. Styl ten zawiera elementy muzyki funk, soul, R&B, jazzu, bluesa, rock and rolla i progresywnego rocka.
Stevie Wonder osiągnął tak wielki poziom kunsztu muzycznego, że niewielu muzyków tego gatunku może mu dorównać. Brak wzroku od urodzenia mu w tym nie przeszkodził.
W Polsce chyba najwybitniejszymi niewidomymi muzykami byli Mieczysław Kosz i Edwin Kowalik.
Jest też wielu znanych pisarzy i poetów. Z polskich pisarzy i poetów można wymienić, np.: Jerzego Szczygła, Andrzeja Bartyńskiego, Eugeniusza Kurczaba, Jadwigę Stańczak, Michała Kaziowa, Jana Grabowskiego, Stanisława Leona Machowiaka.
W skali światowej chyba najwybitniejszym z niewidomych pisarzy był Taha Husajn, oczywiście nie licząc Homera.
Nie wszyscy jednak muszą być pisarzami czy muzykami, ani nawet aktywnie angażować się w muzykowanie, recytację, gawędziarstwo itp. Większość osób jest odbiorcami kultury i sztuki, a nie twórcami i odtwórcami. Niewidomi mogą być również odbiorcami sztuki, chociaż z pewnymi ograniczeniami.
Korzystanie z dóbr kultury jest ważnym czynnikiem rehabilitacji psychicznej i społecznej. Korzystanie z dóbr kultury stwarza dobre podstawy kontaktów z ludźmi. Najczęściej wiąże się z obecnością w miejscach, w których gromadzą się ludzie, a więc jest z nimi łączność. Ważniejsza jest jednak możliwość podejmowania dyskusji na temat przeczytanych książek, spektakli teatralnych, filmów, seriali telewizyjnych, oglądanych wystaw dzieł plastycznych.
W każdej z wymienionych dziedzin jednak są jakieś zamknięte drzwi, które trzeba otwierać, do których należy dobrać odpowiednie klucze.
Zacznę od literatury i prasy, przy korzystaniu z których jest może najmniej trudności. Dzięki działalności Mazowieckiego Stowarzyszenia Pracy dla Niepełnosprawnych "De Facto" niewidomi mają niewyobrażalnie wielkie możliwości korzystania z czasopism - chyba już z ponad 50 tytułów. Z tego dobrodziejstwa mogą korzystać jednak tylko niewidomi posługujący się komputerem i posiadający dostęp do internetu, czyli nie wszyscy. Ale nawet ci, którzy mają takie możliwości, nie zawsze mogą przeczytać artykuł, który polecany jest np. w radiowym przeglądzie prasy. Może bowiem on być w czasopiśmie, którego nie ma w e-Kiosku, albo zostanie w nim umieszczony z kilkudniowym opóźnieniem.
To samo dotyczy literatury. Pisałem o tym w poprzednim rozdziale. Literatury o tematyce ogólnej jest znacznie więcej niż tej religijnej, ale jednak nie wszystko jest dostępne, zwłaszcza nowości wydawnicze. Jeżeli modna jest akurat jakaś książka, np. Danuty Wałęsowej, Małgorzaty Tuskowej czy "Resortowe dzieci", niewidomi nie mogą się z nią zapoznać i włączyć się w dyskusję. Jeżeli nawet pozycja taka zostanie opublikowana za kilka czy kilkanaście miesięcy, straci już aktualność i przestanie być przedmiotem rozmów. Mało dostępna jest też literatura tematyczna, np. przyrodnicza czy popularnonaukowa z innych dziedzin. Najważniejszym dostawcą książek jest Główna Biblioteka Pracy i Zabezpieczenia Społecznego Dział Zbiorów dla Niewidomych (do niedawna była to Centralna Biblioteka Polskiego Związku Niewidomych). Niewidomych zaopatruje w książki również Fundacja Larix - książki mówione w kodzie "czytaka", Fundacja KLUCZ - książki mówione w systemie DAISY, Duszpasterstwo Niewidomych, Biblioteka Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach i kilkadziesiąt bibliotek publicznych prowadzących zbiory dla niewidomych. Dotyczy to jednak głównie "książek mówionych". Jeżeli jednak ktoś nie lubi słuchać, woli sam czytać, ma o wiele mniejsze możliwości. Książek brajlowskich jest bowiem znacznie mniej, a i znajomość brajla nie jest powszechna, zwłaszcza wśród ociemniałych.
Film, teatr, telewizja, kabaret - wszędzie występują poważne ograniczenia, chociaż ostatnio ulegają one złagodzeniu. Audiodeskrypcja ułatwia zrozumienie fabuły filmu czy spektaklu teatralnego. Nie przekaże jednak piękna wspaniałych kobiet, cudownych krajobrazów, szałowych strojów, gry aktorskiej, tj. mimiki, mowy ciała, gestykulacji. Są i takie spektakle, z których zupełnie niewidomi nie mogą korzystać. Myślę tu o pantomimie, ale i balet trudno odbierać bez posługiwania się wzrokiem.
Muzyka natomiast jest niemal w stu procentach dostępna. Piszę "niemal", bo bodźce wizualne są też ważne - wygląd muzyków, wystrój estrady, dyrygent... Tak sprawa wygląda w filharmonii, ale znacznie gorzej z koncertami muzyki rozrywkowej, gdzie efekty świetlne, ruch, gra całym ciałem itp. odgrywają znacznie większą rolę. Niewidomi i tu natrafiają na przymknięte drzwi, tj. nie w pełni korzystają ze wszystkich wrażeń oferowanych na koncertach.
Można wprawdzie słuchać muzyki z płyt czy przez radio, ale to przecież nie jest tym samym. Gdyby tak było, ludzie nie chodziliby na koncerty.
Całkiem kiepsko wygląda sprawa z muzeami, galeriami obrazów, architekturą, sztuką użytkową. Formy przestrzenne można przedstawić w postaci modeli, ale z różnych względów nie może być ich zbyt dużo - wysokie koszty wykonania i potrzeba przestrzeni do przechowywania. Poza tym trudno jest dotykiem odbierać piękno rzeźby, jej przekaz ideowy, subtelne szczegóły.
Jeszcze gorzej wygląda sprawa obrazów i widoków krajobrazów, zorzy polarnej, chmur i innych zjawisk przyrodniczych oraz astronomicznych. Kluczem jest audiodeskrypcja, ale nie jest to klucz idealny. Przy jego pomocy można uchylić zamknięte drzwi, ale nie na tyle, żeby przez nie swobodnie przechodzić. Pomyślmy tylko, ile treści zawierać może wyraz oczu, spojrzenie, uśmiech, mowa ciała. Taki przekaz zawiera wiele dzieł sztuki, rzeźb, obrazów i innych wytworów artystycznych. Wszystko to, mimo zastosowania audiodeskrypcji, jest bardzo słabo dostępne dla niewidomych. Przy jej pomocy można przekazać informację, co przedstawia obraz, w jakiej jest tonacji, jaki jest jego przekaz, ale przez to niewidomy nie odczuje piękna i artystycznych subtelności. A i sama audiodeskrypcja nie jest jeszcze powszechnie stosowana.
Kluczem do tych drzwi jest nauczenie się korzystania z tego, co jest dostępne, a nie ciągłe ubolewanie nad tym, z czego korzystać nie można. Kluczem jest też tworzenie warunków ułatwiających uczestniczenie osobom z uszkodzonym wzrokiem w życiu kulturalnym. Klucz ten jednak mają organizacje pozarządowe działające na rzecz niewidomych i słabowidzących oraz niektóre instytucje. Niewidomym i słabowidzącym pozostaje jedynie korzystanie z tego klucza.
Pozamykane drzwi w możliwościach korzystania ze sportu i turystyki
Ważnym czynnikiem rehabilitacji niewidomych i słabowidzących jest uprawianie sportu i turystyki oraz uczestniczenie w zawodach sportowych i imprezach turystycznych. "Sport to zdrowie" - jest to znane powiedzenie. Dodam, że uprawianie sportu ma wpływ nie tylko na prawidłowy rozwój fizyczny, ale również na psychikę.
Podobnie ma się sprawa z uprawianiem turystyki. Tu również mamy do czynienia z pozytywnym wpływem na stan zdrowia, prawidłowy rozwój fizyczny oraz na stan psychiczny i uspołecznienie.
Fakt, że coś ma duże znaczenie, nie oznacza, że można z tego korzystać. Sport, turystyka i rekreacja są dostępne, ale z ograniczeniami.
Ze sportu dostępne są tylko wybrane dyscypliny, które mogą być uprawiane w specjalnych warunkach. Biegi, skoki w dal, trójskoki, pchnięcie kulą, rzut oszczepem, gry zespołowe z zastosowaniem piłek dźwiękowych, kręgle i kilka innych dyscyplyn mogą uprawiać osoby niewidome. Ostatnio usiłują nawet grać w piłkę nożną, chociaż jest to dla nich chyba sport ekstremalny. Sport to ruch, to szybkość, zwinność, siła, a to wszystko stanowi zagrożenie dla ćwiczącej osoby niewidomej oraz dla osób znajdujących się w pobliżu. W każdym przypadku, może z wyjątkiem szachów, warcabów, brydża sportowego, strzelectwa elektronicznego, niezbędna jest pomoc osób widzących i specjalne warunki. Warunki takie tworzy przede wszystkim Stowarzyszenie Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących "Cross", ale korzystać z działalności "Crossu" mogą przede wszystkim niewidomi z większych skupisk osób z uszkodzonym wzrokiem. Niewidomi zamieszkali na wsiach i w małych miastach możliwości takich nie mają.
Podobnie ma się sprawa z turystyką, zwłaszcza z turystyką kwalifikowaną. Działalność ta wymaga także pomocy osób widzących i znacznych kosztów. Organizuje ją również "Cross". Turystykę popularną organizują też inne stowarzyszenia, m.in. PZN oraz Stowarzyszenie "Razem na Szlaku".
Warto nadmienić, że coraz bardziej popularny staje się nordic-walking. Chodzenie z kijkami jest dostępne dla niewidomych, pod warunkiem jednak, że mają osoby widzące do pomocy. Opracowanie specjalnej uprzęży przez Pawła Piechowicza, poważnie ułatwiło kijkowanie osobom niewidomym. Wygląda to tak, że osoba widząca albo słabowidząca idzie jako pierwsza, a za nią osoba niewidoma połączona z nią uprzężą, której części łączące obie osoby są elastyczne. Nie występuje więc wzajemne szarpanie np. przy potknięciu się czy przyśpieszeniu, no i ręce są wolne, mogą pracować kijkami. Jak widzimy, bez pomocy osób widzących kijkowanie nie jest dogodną metodą zażywania ruchu.
Niestety, nawet zwykła przechadzka, wyjście dla przyjemności do parku czy nad rzekę, nie jest dla niewidomych łatwym zadaniem. Celem przechadzki jest przyjemność, którą niekiedy całkowicie niweczy stres związany z samodzielnym poruszaniem się w miejscach publicznych. Dlatego niewidomi nawet dobrze zrehabilitowani często rezygnują z tej formy wypoczynku i rekreacji.
Żeby osoba z uszkodzonym wzrokiem mogła uprawiać sport albo turystykę, musi być dobrze zrehabilitowana. Jest to pierwszy klucz do tych drzwi. Kolejnym kluczem jest tworzenie odpowiednich warunków organizacyjnych i materialnych, które umożliwią uprawianie sportu lub turystyki. Trzecim wreszcie kluczem jest pomoc osób widzących.
Przy uprawianiu sportu, nie licząc szachów czy brydża sportowego, potrzebne są zabezpieczenia przed wypadkiem, kierowanie zawodników sygnałami dźwiękowymi, np. biegaczy, stosowanie piłek dźwiękowych, czuwanie osób widzących, żeby niewidomy nie zboczył z toru czy nie pchnął kuli w kierunku innych zawodników. A nawet przy grze w szachy, w warcaby i brydża, niezbędne są odpowiednie szachownice, figury szachowe, piony warcabowe oraz karty, które umożliwiają rozpoznawanie dotykiem ich koloru i wartości.
Udział w rajdach, wycieczkach, spływach, biwakach wymaga sprawności fizycznej i pomocy widzących przewodników. Są to klucze umożliwiające korzystanie z podobnych imprez.
Zamknięte drzwi w życiu towarzyskim
Życie towarzyskie, jeżeli niewidomy jest samodzielny finansowo, posiada więcej pieniędzy niż wymaga to zaspokajanie podstawowych potrzeb i jest towarzyski, ma przyjaciół, może bez większych trudności uczestniczyć w spotkaniach towarzyskich, biesiadach, spotkaniach na pogaduszki itp. Napisałem "bez większych trudności", bo trudności są zawsze i wszędzie, w kontaktach towarzyskich również. Oglądanie zdjęć, rozmowy na temat dzieł malarskich, porozumiewanie się pozasłowne, gestykulacja, komplementy dotyczące urody i stroju pań i wiele innych drobiazgów może utrudniać osobie niewidomej pełne uszestnictwo w życiu towarzyskim.
Poruszanie się po obcym mieszkaniu również może nastręczać trudności. Niewidomy musi zapamiętać układ mieszkań swoich przyjaciół, osób u których bywa na spotkaniach towarzyskich, umeblowanie, wyposażenie łazienki itp. Żeby to wszystko miało stały charakter, sprawa byłaby łatwiejsza. Tak jednak nie jest. Ludzie zmieniają meble, niekiedy je przestawiają, a samo skorzystanie ze spłuczki w toalecie może być kłopotliwe, gdyż istnieją różne mechanizmy służące do tego celu, a na domiar złego, mogą one być umieszczane w różnych miejscach.
Podobne trudności szczególnie są uciążliwe w mieszkaniach, w których niewidomy bywa niezbyt często.
Kłopot może sprawiać również orientacja w małej przestrzeni. Gospodarze częstują herbatą, kawą, alkoholem, ciastem albo obiadem. I zaczyna się zabawa. Jeżeli niewidomy znajdzie się przy stole z bliską mu osobą widzącą, sprawa jest prosta. W przeciwnym przypadku mogą wyłonić się trudności:
- gdzie jest filiżanka z kawą, gdzie kieliszek, cukier, ciasto?
- przy obiedzie - talerze, talerzyki, sztućce, wazy z zupą, co jest na talerzu, czym to się je?
- jak "poruszać się po stole", żeby nie rozlać, nie przewrócić, nie włożyć rękawa w sos.
Rozwiązanie jest proste. Gospodarze spotkania nie zawsze mają możliwości, żeby poświęcić niewidomemu dostateczną ilość czasu i uwagi. Muszą zajmować się wszystkimi gośćmi, zwłaszcza pani domu. Powinni natomiast zadbać, żeby niewidomy nie czuł się wykluczony z biesiady, żeby nie tylko słuchał pochwał różnych dań, ale mógł się nimi delektować. Powinni więc posadzić niewidomego koło osoby, która go zna i wie, jak się zachować, albo koło osoby uprzedzonej, że ma pomagać niewidomemu sąsiadowi.
Organizatorzy spotkań jednak nie zawsze o tym pomyślą. Niewidomy przed spotkaniem powinien poprosić ich o zabezpieczenie pomocy przy stole. Nie ma powodu się krępować, bo przecież chodzi o to, żeby niewidomy czuł się dobrze na uczcie czy choćby skromnym przyjęciu.
Kłopotliwe bywają zachowania niektórych osób w stosunku do niewidomych. Niektórzy sprawdzają, czy niewidomy pozna ich po głosie. Pytają - poznajesz mnie i dziwią się, że nie poznaje. Jeżeli komuś łatwo przychodzi rozpoznawanie ludzi, nie znajduje się zbyt często w kłopotliwej sytuacji. W przeciwnym razie sytuacje takie zdarzają się częściej.
Z rozpoznawaniem po głosie występują również inne trudności. Czasami mężczyzna mówi głosem żeńskim, a kobieta głosem męskim. Łatwo wtedy o pomyłkę i zwracanie się do mężczyzny per pani i do kobiety per pan. Tak samo nie zawsze łatwo da się rozróżnić głos dziecka i człowieka dorosłego. Oczywiście trudności z rozpoznawaniem po głosie dotyczą przede wszystkim osób nieznajomych, z którymi spotyka się niewidomy w różnych sytuacjach, w tym na spotkaniach u przyjaciół.
Trudności może stwarzać także powitanie. Niewidomy nie orientuje się, czy ktoś podaje mu rękę, nie zawsze trafi dobrze w wyciągniętą do niego dłoń, może się zdarzyć, że chce się z kimś przywitać, kto jest do niego odwrócony tyłem.
Jeszcze większy problem jest z witaniem się z kobietami. Przyjęte jest, że to kobieta podaję rękę, a nie mężczyzna. Tylko skąd niewidomy ma wiedzieć, że kobieta chce się z nim przywitać.
Częściowo zanikającym problemem jest całowanie kobiet w rękę przy powitaniu. Jeżeli niewidomy chce być elegancki w niecałkiem dawnym stylu, a ma trudności w rozpoznawaniu ludzi po głosie lub witane osoby mają nietypowe głosy i nietypowe dłonie, łatwo pocałować w rękę mężczyznę lub dziecko. No, miłe to nie jest.
Opisane trudności występują głównie przy spotkaniach z osobami nieznajomymi. Osoby znajome, na ogół, sprawy nie utrudniają, a raczej ułatwiają, z wyjątkiem tych sprawdzających, czy niewidomy poznaje.
Oprócz trudności, że tak powiem, natury technicznej, są też problemy natury psychologicznej. Jeszcze raz podkreślę, że niewidomi na ogół dobrze się czują wśród ludzi, jeżeli są pewni, że spotkane osoby wiedzą o ich niepełnosprawności. Jeżeli nie są tego pewni, obawiają się, że ktoś może źle zrozumieć ich zachowania, pomyłki, nieprawidłowe reakcje. Dobrze więc jest kwestię tę wyjaśnić w taktowny sposób. Mogą to zrobić gospodarze spotkania albo sama osoba niewidoma. Wymaga to jednak taktu, delikatności, umiejętności wykorzystania sytuacji - inteligentnego zachowania.
Pierwszym warunkiem przezwyciężania omawianych trudności jest samodzielność w zakresie poruszania się poza własnym mieszkaniem. Bez tej samodzielności, jeżeli niewidomy mieszka sam, jeżeli nie może brać udziału w spotkaniach towarzyskich czy koleżeńskich z bliską mu osobą widzącą, drzwi pozostaną przed nim zamknięte.
Drugim warunkiem, niemniej ważnym, a nawet ważniejszym, jest uodpornienie się na niemiłe niespodzianki, na pomyłki wynikające z niepełnosprawności i nieprzywiązywanie do nich nadmiernej wagi. Akceptacja niepełnosprawności jest niezbędna do tego, żeby dobrze czuć się wśród ludzi.
Na zakończenie warto dodać, że osoby słabowidzące, jak w każdej dziedzinie, tak i w wyżej opisanych mają mniej ograniczeń, mniej drzwi z solidnymi zamkami, które trzeba otwierać. Im ich stan wzroku jest lepszy, tym ograniczeń jest mniej. Nie znaczy to jednak, że słabowidzący nie mają problemów w kontaktach z ludźmi i z udziałem w opisywanych dziedzinach życia. Mają one może mniej problemów natury "technicznej", ale ich sytuacja psychologiczna może być nawet trudniejsza od tej, z jaką muszą sobie radzić niewidomi.
Najogólniej rzecz ujmując, słabowidzący posługują się osłabionym wzrokiem, co może prowadzić do przykrych pomyłek. Posługiwanie się osłabionym wzrokiem nie zawsze i nie od razu może być zauważane przez otoczenie. Może to prowadzić do chęci ukrywania niepełnosprawności. Osoba niewidoma nie może skutecznie ukrywać swojej niepełnosprawności i najczęściej nie ukrywa. Osoby słabowidzące częściej usiłują to czynić. Narażają się przy tym na wiele przykrych nieporozumień. Oczywiście, mogą tego uniknąć. Wystarczy zastosować prosty klucz - wystarczy nie udawać, że się dobrze widzi.
Z opisanych sytuacji wynika, że zawsze uniwersalnymi kluczami są: samodzielność, umiejętność radzenia sobie w różnych sytuacjach, dobre przygotowanie do życia, wysoki poziom zrehabilitowania. Jeżeli osoba z uszkodzonym wzrokiem nie chce rezygnować z niczego, z czego nie musi rezygnować, powinna postarać się o opanowanie niezbędnych umiejętności.
Źródło: POON Flash nr 18
Szok i rozpacz
Byłeś młody, miałeś tyle planów i marzeń. Tak jak inni chciałeś podbić świat, który stał przed tobą otworem. Chciałeś kochać do szaleństwa, żyć intensywnie, zwiedzić najodleglejsze i najciekawsze zakątki ziemi. Nagle, nieoczekiwanie straciłeś całkowicie lub bardzo znacznie wzrok. W jednej chwili wszystkie plany i niespełnione jeszcze marzenia z hukiem legły w gruzach, choć tyle czasu i energii włożyłeś w planowanie swojego przyszłego życia.
Podobnie jak młodzież w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi, z reguły buntuje się na istniejący porządek świata, tak samo osoba niewidoma przeżywa rozpacz i bunt. Trzeba przejść wiele trudnych etapów, by móc zaakceptować swoją niepełnosprawność. Niektórym, pomimo starań, nie udaje się tego osiągnąć przez całe życie.
Nie ma się tu czemu dziwić, gdyż każdy z nas jest inny i wiele jest okoliczności utraty wzroku, następuje to w różnym momencie życia. Jedni tracą go stopniowo, powoli, inni zaś gwałtownie i nieodwołalnie, bez najmniejszej nadziei na odzyskanie choćby poczucia światła.
Jak dalej żyć, jak poukładać na nowo priorytety? Jak dać sobie szansę na lepsze jutro? Gdy człowiekowi zawaliło się wszystko, nie cieszy nic absolutnie, chce się tylko ukryć przed całym światem i wyć, płakać, bić, gryźć… i tak bez końca. Ale to i tak nic już nie może zmienić. Łzy rozpaczy, bezsilności osoby niewidomej i jej bliskich nie mogą uleczyć, bo gdyby mogły, to nie jedna osoba miałaby w tej chwili sokoli wzrok.
Buntujesz się przeciwko wszystkiemu, światu, Stwórcy, cierpisz i już nie starasz się o nic. Na niczym ci nie zależy. Ten moment to nie życie, to wegetacja. To piekielnie trudny i dramatycznie wyniszczający okres.
Znajoma, która w wieku nastu lat straciła nagle wzrok w wypadku samochodowym opowiadała, jak z całego serca nienawidziła tego czarnego, pustego, przejmującego świata. Zawsze otaczała ją jedynie ta czarna przepaść, która ją wszechogarniała i niesamowicie przerażała. Była wokół niej i w środku. Chciała umrzeć tak jak jej już nic nieczujące, martwe oczy. To było jej jedyne marzenie, o niczym innym nie była w stanie myśleć. Nie chciała nikogo i niczego wokół siebie, chciała jedynie spać lub leżała odrętwiała całymi dniami i nocami. Nie czuła ani zapachów, ani smaków, głosów, nic zupełnie. Nie chciała widzieć tej czarnej matni, która każdego następnego dnia stawała się bardziej groźna i ponura. Nienawidziła całego świata. Życie pełnej energii nastolatki legło w gruzach. Nie chciała powrotu do normalnego życia, bo cóż to byłoby za życie. Być zdanym jedynie na pomoc innych. Nie chciała być pośmiewiskiem dla ludzi. Myślała o sobie jako o nieporadnej, niezręcznej, ślepej, kalekiej i ułomnej dziewczynie, która może wzbudzać jedynie śmiech i litość swoimi pustymi jak lunatyk oczami.
Gdy pierwszy raz wyciągnęła przed siebie ręce, by samodzielnie spróbować zrobić kilka kroków, natrafiła na pustkę, która bardzo ją zaskoczyła. Dziewczyna bała się, że jej chód będzie niezgrabny, słoniowaty i niezdarny. Miała "potwornego doła", czuła się ogromnie niezrozumiana, skołowana i samotna. Daleka od wszystkiego, co dzieje się wokół niej, daleka od bliskich. Tęskniła za światłem, za słońcem. Otaczająca dziewczynę ciemność sprawiała jej fizyczny ból. Tak potwornie znowu chciała widzieć. Trzymała się nadziei, że może kiedyś odzyska wzrok.
Dopiero pojawienie się miłości w jej życiu zmotywowało ją do walki o siebie, swoją godność i radość pomimo ciemności.
Jestem niewidomy
Oswajanie się z niepełnosprawnością to bardzo długi i niesłychanie trudny etap. Brak wzroku powoduje ograniczenie wolności, swobody i niezależności. Odziera życie osoby niewidomej ze spontaniczności. Trzeba przyznać, że to jest już zupełnie inne życie i wiele rzeczy jest już poza zasięgiem. Ponadto bardzo je utrudnia i ogranicza. Brak możliwości wzrokowego postrzegania świata, zmienia życie całkowicie i nieodwołalnie.
Pomocna dłoń
Mężczyzna, który w wieku dziewiętnastu lat na skutek odwarstwienia siatkówki stracił wzrok tłumaczył, że pierwszy rok został zupełnie wyjęty z życiorysu. Rozpacz, żal, niemoc i wszystko naraz. Nikt z bliskich i rodziny nie potrafił do niego dotrzeć, gdyż odrzucał najmniejsze choćby przejawy pomocy. Nie chciał litości i życia w wiecznej ciemności. Dopiero po roku zaczął powoli "wyczołgiwać się z dołka".
To było w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku i wtedy Polski Związek Niewidomych ze szpitali brał listę osób, które utraciły wzrok. Przyjeżdżali do domu, próbowali pomóc, pokazywali możliwości, zachęcali do aktywności. Mój znajomy miał to szczęście, że znalazł pomocną dłoń. Pojechał na turnus rehabilitacyjny dla nowo ociemniałych. Uczył się orientacji przestrzennej, alfabetu Braille`a. Poznał tam inne osoby w podobnej sytuacji, które pokazywały mu na swoim przykładzie, że trzeba przestawić się na nowe możliwości, wykorzystać szansę. Rodzice dopingowali, żeby spróbował zdobyć zawód, który pomoże mu się usamodzielnić. Deklarowali swoją pomoc, ale z drugiej strony pragnęli z całego serca, żeby się usamodzielnił, założył rodzinę i był tak zwyczajnie spełnionym, szczęśliwym facetem.
Pomagała mu świadomość, że inni niewidomi sobie radzą, to może i jemu się uda. Zachęcony przez innych masażystów wybrał szkołę masażu, gdyż to rozwojowa praca z ludźmi. Zaraz po ukończeniu szkoły podjął pracę w szpitalu wojewódzkim. Udało mu się przełamać barierę psychiczną i zaakceptował swoje nowe życie. Pogodził się ze swoją niepełnosprawnością. Założył rodzinę. W chwili obecnej szczęśliwy dziadek, który nieprzerwanie otwarty jest na ludzi i świat. Dzięki nowym technologiom i wspaniałemu poczuciu humoru, pokonuje bariery. Nigdy nie utracił nadziei, że jeszcze zobaczy kiedyś swoich bliskich.
Wieczny żal i rozgoryczenie
Znajomy opowiadał o swoim koledze, który także jest masażystą i podobnie jak on nie widzi od blisko czterdziestu lat, ale nigdy nie pogodził się z utratą wzroku. Jest wiecznie zły, najeżony i chamski. Ciągle marudzący, nastawiony wrogo i roszczeniowo do otaczającego świata. Nigdy nie odzyskał równowagi psychicznej, nie usunął bariery, która tak bardzo go ogranicza.
Próby wyjścia z depresji
Osoby, które utraciły wzrok dosyć często skarżą się, że zostały pozostawione same sobie. Nikt im nie pomagał w tych trudnych chwilach. Nie wiedziały, jak mają dalej funkcjonować, od czego powinny zacząć? Żadnego wsparcia psychologicznego czy też ze strony instytucji państwowej. Wiele z nich niepotrzebnie stało się na kilka lat więźniami czterech ścian.
Osamotnienie i izolacja powoduje przykre skutki. Brak akceptacji nowej sytuacji często staje się przyczyną depresji. Osoba, która świeżo doznała utraty wzroku, musi niestety zrozumieć, że nieodwołalnie utraciła jakąś cząstkę siebie i ma teraz odmienne możliwości. Poza utratą wzroku, zachodzi u niej dodatkowo niezgodność dotychczasowego fizycznego, psychicznego i społecznego postrzegania siebie z zaistniałym stanem rzeczy. Zmiany psychiczne muszą zajść w strukturze osobowości. Zmiany te bowiem stanowią podstawę akceptacji samego siebie jako osoby niewidomej. Chodzi o to, aby proces rehabilitacji przebiegał możliwie szybko i w sposób korzystny, w przeciwnym bowiem razie, będą mogły dokonywać się zmiany niepożądane i dające nieoczekiwane skutki.
Z procesem akceptacji łączy się powtórny proces socjalizacji, w wyniku którego osoba niewidoma powinna odnaleźć dla siebie nowe miejsce w życiu społecznym. Proces ten jest niestety bardzo czasochłonny i złożony. Człowiek z dysfunkcją wzroku musi opanować nowe umiejętności społeczne, zmienić wiele ze swoich postaw, utworzyć więzi z nową grupą ludzi, przejąć nowe role społeczne itd. Nie jest to zadanie łatwe, ale wsparcie ze strony bliskich i znajomych okazuje się zbawienne w wyjściu z depresji i podjęciu nowych działań. Znajoma powiedziała, że musiała nauczyć się nie litować się nad sobą, być dla siebie samej twardą i stanowczą.
Człowiek wychodząc z depresji doświadcza wielu przeżyć - radosnych i przykrych. Tych ostatnich jest więcej, ponieważ na nie zwraca się szczególną uwagę. Gdy w końcu po wielu ogromnie trudnych momentach osoba niewidoma doświadcza radości wynikających z przezwyciężenia kryzysów psychicznych i osiągania kolejnych poziomów niezależności społecznej, to duży postęp.
Leczenie depresji u osób niewidomych opiera się na ważnej roli kilku czynników: wsparcie społeczne, integracja, aktywizacja zawodowa, edukacja, farmakoterapia oraz psychoterapia. Trzeba dążyć do tego, aby osoba cierpiąca na depresję zaakceptowała swoje ograniczenia i nową sytuację życiową. Utrata sensu życia musi zostać przezwyciężona.
Wiele niewidomych osób podkreśla, że ogromnym motorem, który mobilizuje i dodaje siły, aby wrócić do normalnego życia, jest rodzina. To dla niej chcieli na nowo wszystko rozpoczynać i podźwignąć się z depresji. Starali się być przykładem dla dzieci. Pokazać im, że trzeba brać życie za bary, a nie usuwać się w cień.
Zaś dla młodych ludzi istotny jest fakt, że odnaleźli partnera życiowego, że ktoś może pokochać ich pomimo niepełnosprawności wzrokowej, pomimo tego, że nieco inaczej postrzegają świat. Daje im to ogromną motywację i chęć do życia.
Strach przed utratą wzroku
Ważnym problemem osób niedowidzących jest strach przed całkowitą utratą widzenia. Pogarszanie się osłabionego wzroku i jego utrata nie należą do rzadkości, np. na skutek odwarstwienia siatkówki. Strach ten więc jest uzasadniony. Życie jednak w ciągłym zagrożeniu jest obciążeniem psychicznym, które uniemożliwia realizację wielu celów.
Od urodzenia zmagam się z niepełnosprawnością wzrokową. Choroba ciągle postępuje. Moja siatkówka jest jak bomba, nigdy nie wiadomo, co i kiedy może się z nią zdarzyć. Przeszłam odwarstwienie siatkówki w obydwu oczach. Udało się uratować szczątkowe widzenie w jednym oku, ale na samo wspomnienie tego momentu mojego życia robi mi się nadal słabo i mam miękkie kolana. Staram się nie wracać pamięcią do tego czasu, gdyż staję się wtedy jak przed wielu laty bezsilna i potwornie powichrowana psychicznie. Pamiętam, że gdy lekarz powiedział mi, że już nie będę widziała, siatkówka znowu się odwarstwiła, zdruzgotana i bezsilna zapytałam, (choć w pamięci miałam zapewnienia z przed kilku dni, w trakcie samej operacji okulista zapewniał mnie, że będę widzieć), dlaczego tak się stało? Sucho stwierdził tylko, że tak się dzieje z siatkówkami. Taka moja uroda.
Nagle w środku wszystko zaczyna się kotłować, krzyczeć z rozpaczy i ciągle ta nawracająca myśl, dlaczego, dlaczego ja? Przecież tak uważałam, dbałam o siebie, przestrzegałam wszystkich zaleceń okulisty. Wiedziałam, że to, iż udało się szczątkowo uratować widzenie w jednym oku, to całe moje bogactwo, mój największy skarb, którego muszę strzec. Inne marzenia się nie liczą, jedyny i najważniejszy priorytet to utrzymanie wzroku za wszelką cenę.
Problemy po przywróceniu wzroku
Poznałam też historię mężczyzny, który jako trzyletnie dziecko na skutek wybuchu stracił wzrok i nie widział przez wiele, wiele lat i nagle pojawiła się możliwość przeszczepu komórek macierzystych rogówki. Mógł znowu odzyskać wzrok w jednym oku, długo nie potrafił podjąć decyzji o operacji. W końcu, gdy już na skutek dwukrotnego przeszczepu rogówki znowu widział, zupełnie nie mógł się odnaleźć w widzialnym świecie.
Choć operacja powiodła się, to jego mózg nie rejestrował tych obrazów. Widział jedynie ruch i kolory. Nie rozróżniał perspektywy, nie rozpoznawał twarzy, przedmiotów. Rehabilitacja była trudna i męcząca. Widzenie sprawiało mu ból, było ogromnym wysiłkiem. Ale gdy tylko pojawiło się zagrożenie, że może ponownie utracić wzrok na skutek odrzucenia rogówki podjął bardzo ryzykowną walkę. Wiedział, że nawet istnieje duże prawdopodobieństwo, że przyjmując bardzo silne leki naraża się na możliwość choroby nowotworowej, kontynuował leczenie. Nie potrafił już zrezygnować z widzenia. Chciał przecież tyle rzeczy zobaczyć, zwłaszcza tych, których nie można dotknąć.
Skarżył się, że nie ma żadnego wsparcia, nie ma żadnej instytucji, która ofiarowałaby pomoc. Wiele osób po odzyskaniu wzroku, nie odnajduje się w nowej sytuacji, popadają w depresję. Żyją nadal jak osoby niewidome, wiele czynności wykonują w ciemności, nie oglądają telewizji, nie wychodzą z domu.
Mój znajomy, jako niemowlę przeszedł operację, na skutek której jego źrenice nie są ułożone centralnie, otrzymał propozycję wykonania plastyki źrenic. Nie wiadomo jednak, czy mózg będzie w stanie się przestawić, jeżeli całe życie mężczyzna tylko w taki sposób patrzył. Istnieje ogromne ryzyko, że pomimo tego, że operacja powiedzie się, nie zmieni to ostrości wzroku, nie będzie efektów, jedynie ryzyko odwarstwienia siatkówki wzrośnie.
Wiele osób, które tracą wzrok powoli, stopniowo, chcą jeszcze wiele rzeczy zobaczyć i zapamiętać, aby najintensywniej wykorzystać ten czas.
Łagodna akceptacja
Znajoma kobieta, która powoli traciła wzrok na skutek powikłań cukrzycowych, wspominając ten czas powiedziała, że nikt o tym nie wiedział, gdyż odczuwała paniczny lęk przed powiedzeniem na głos tego, że nie widzi. Próbowała sobie radzić jakoś w tej nowej, trudnej sytuacji, jednocześnie mając wielką nadzieję, że jeszcze będzie mogła widzieć. W momencie, gdy okazało się, że medycyna jest bezsilna, nie można przywrócić jej wzroku, była już dosyć zrehabilitowana, dobrze radziła sobie w nowych okolicznościach.
Znajoma wykorzystując wrodzony optymizm i wiarę w to, że może jeszcze coś dobrego spotka ją w życiu, dość szybko i łatwo otrząsnęła się po utracie wzroku. Pracuje zawodowo, uprawia sport, jest aktywna towarzysko. Jednym słowem spełniona, zadbana i szczęśliwa kobieta.
Dystans do niepełnosprawności
Gdy w końcu uświadamiamy sobie, że to nie sen, naprawdę jestem niewidomy, podobnie jak alkoholik przyznaje się do choroby i do tego, że jest uzależniony, to dopiero wtedy zaczyna się proces akceptacji tego, że nie widzimy. Wiele osób podkreśla, że bardzo ważny jest dystans do swojej niepełnosprawności. Poczucie humoru i dystans do własnej osoby i ograniczeń potrafią przełamać lody pierwszego kontaktu i ogrzać atmosferę spotkań z mniej lub bardziej bliskimi ludźmi. Okazuje się, że wiele humorem, uśmiechem i pogodną twarzą można zyskać.
Przychylność drugiego człowieka, to zwłaszcza w naszej sytuacji osób z dysfunkcjami, które czasem potrzebują zwrócić się o pomoc do pełnosprawnych, jest nieocenione. Pragniemy być doceniani, ale nie znosimy objawów litości. Czasami chcemy we wszystkim dorównać ludziom widzącym i pokazać swoją niezależność. Nie zawsze to wychodzi, bo niekiedy trzeba zrobić nawet więcej, niż zdrowi ludzie, a efekty pracy i tak najczęściej nie są zadawalające. Instynkt kobiet niewidomych jest taki sam jak normalnie widzących. Powoduje, że bycie matką dodaje im skrzydeł, daje spełnienie.
Często ludzie obserwujący zmagania osób niedowidzących czy niewidomych mówią, że je szanują i podziwiają. To z kolei daje energię i napędza do dalszych działań. Koleżanka, która stopniowo traciła wzrok przyznała, że nie wie, kiedy nastąpiło przełamanie. Jakoś tak stopniowo i powoli. Bliscy i znajomi dziwnie nie podejmowali tematu, jakby był tabu. Owszem obserwowali, dyskretnie pomagali jej w zakresach, w których wydawało im się, że są potrzebni i są w stanie ułatwić jej to czy owo zadanie, ale z dystansem milczeli i nigdy nie pytali wprost.
Dumna była, gdy prawie obcej osobie mogła opowiedzieć o swoich problemach wzrokowych po raz pierwszy. Zdziwiła się, że tak łatwo przychodzi jej o tym mówić, a zadawane kolejne pytania nie wprawiają jej w zakłopotanie. Poczuła ogromną ulgę. Potem to już poszło lawinowo.
Odkryła, że brak wzroku wcale nie jest tak wielkim ograniczeniem, jak sądzą inni. Mimo szarości widzenia świata i perspektywy braku nawet poczucia światła, patrzy na rzeczywistość kolorową duszą i nie poddaje się. Dziś wie, że upór i konsekwencja w działaniu, to cechy wykształcone w niej przez mamę. Zawsze inicjatywna i rozważna, ale nigdy nadopiekuńcza. Dała jej akurat tyle swobody i jednocześnie poczucia bezpieczeństwa. Znajoma jest jej wdzięczna za to, że nie zrobiła z niej kaleki, którą trzeba trzymać pod kloszem. Zawsze wspierająca i gotowa do pomocy. Nie wykształciła w niej jak inni nadopiekuńczy rodzice strachu przed światem i rzeczywistością.
Niewspierająca rodzina
Często zdarza się właśnie tak, że bliscy nie pozwalają osobie niewidomej na samodzielność, na odcięcie pępowiny. Swoim parasolem ochronnym ograniczają i unieszczęśliwiają tę osobę. Takich przypadków jest wiele.
Mądra miłość nie uzależnia. Prawdziwa pomoc polega na takim pokierowaniu człowiekiem, by z upływem czasu coraz mniej tej pomocy potrzebował i tam, gdzie to jest możliwe, radził sobie sam.
Niestety, ludzie są tylko ludźmi, a nie każdy urodził się psychologiem. Jednak młodych, pozostających przez dłuższy czas pod czułą opieką rodziców, niezwykle trudno wyciągnąć z domu. Często nie udaje się to najlepszym rehabilitantom. Spod skrzydeł nad opiekuńczej rodziny wyrywają się jedynie jednostki o silnej osobowości i chęci bycia niezależnym.
Pomoc innym
Koleżanka odkryła później, że swoim przykładem i otwarciem daje innym niepełnosprawnym w mniejszym lub większym stopniu nadzieję i wskazówki do lepszej egzystencji, do zwiększenia dystansu do ułomności i zaakceptowania swojej inności, bo inny nie znaczy gorszy. Pomagała wyłuskać dobre strony życia, chowając głębiej przygnębienie czy żal do losu. Obserwowała, jak budzą się z odrętwienia i przygnębienia, stopniowo podnoszą się z marazmu i zaczynają "rozglądać się" wokół. Czasem tylko proszą o informację, czasem podejmują działania, a czasem rozpędzają się tak, że przeskakują szybciej kilka etapów powrotu do aktywności.
Pomoc w konkretnych, poważniejszych sytuacjach traktowała jak wyzwanie, że oto ona, osoba nie do końca sprawna, może zrobić coś dla tych, którzy niepełnosprawności nie mają orzeczonej. Bardziej życiowo zahartowana przez konieczność dostosowania się do warunków, w jakich przyszło jej egzystować, chciała koniecznie resztę niezaradnych za sobą pociągnąć, popchnąć do działania, wskazać drogę itp.
Poczucie dobrze spełnianych obowiązków było przyjemne, dowartościowujące i dawało energię do dalszych działań.
Nadzieja na przyszłość
Jak już pisałam na wstępie, życie potrafi napisać trudny, wręcz dramatyczny scenariusz. Każda choroba rodzi nowe spojrzenie na życie. Cóż wtedy znaczą pieniądze, uroda, uznanie. Stają się niczym w zderzeniu z chorobą, cierpieniem i bólem. Bliscy chcą jakoś pomóc w tych trudnych momentach, dać znać, że nie jesteś sam w tej sytuacji.
Chcesz płakać to płacz. Chcesz opowiadać o swoim smutku to mów. Chcesz posiedzieć w ciszy to nie wstydź się tego. Każdy przeżywa to w inny sposób, ale nie odrzucaj pomocnej ręki, nie bądź złośliwy. Nie bądź sztuczny, nie zgrywaj twardziela, gdy w środku wszystko się kotłuje. Nie atakuj przyjaciół tylko dlatego, że uważasz, że są szczęśliwcami i nic nie wiedzą o cierpieniu. Nie są przyczyną twojego smutku, chcą pomóc.
Praca nad sobą trwa wiele lat. Jest to diabelnie trudne, ale jak widać na przedstawionych przykładach możliwe. Każdy indywidualnie musi wypracować sobie system, który zdoła mu pomóc w radzeniu sobie ze swoją niepełnosprawnością, odpowiedni do temperamentu i charakteru. Nie należy skupiać się na tym, czego nie mogę w życiu robić. Nie podpierać się swoją ułomnością, własnym kalectwem i ślepotą. Postarać się odnaleźć inną percepcję spostrzegania świata. Nie poddawać się i usunąć bariery psychiczne z własnego wnętrza na własną miarę. W zależności, kto jaką miarę w sobie ma. Ale dzięki temu możemy osiągnąć bardzo dużo, dojść dalej niż myślimy. Nie tylko poprzez wytrwałość i upór w dążeniu do celu. Kierować się w życiu dewizą: "potrafię, nauczę się, opanuję, chcę i osiągnę". Czerpać wiedzę od tych, którym udało się zaakceptować swoją niepełnosprawność. Korzystać z ich wsparcia psychicznego i doświadczenia życiowego. Wyciągać wnioski i nie tracić nadziei na lepsze jutro!
Źródło: poznan.gazeta.pl
Data opublikowania: 2014-06-14
Marek nie widzi i porusza się z trudem. Nie przeszkodziło mu to jednak w ukończeniu filozofii i studiowaniu socjologii. Chce zacząć kolejne studia. W ich ukończeniu na pewno pomógłby nowy wózek elektryczny. Taki, który kosztuje 11 tys. zł.
Postronny obserwator pomyśli, że Marek dusi losowe przyciski. Że robi to na chybił trafił: dwa razy lewy, trzy razy prawy. Ale każdy z nich ma znaczenie. Tak jak to, ile razy Marek go naciśnie. Co to?
- To brajlowski notatnik - tłumaczy Marek.
Ubrany jest elegancko, w białą koszulę i zielonkawy garnitur Siedzi na wózku, w dłoniach trzyma urządzenie. Nie rozstaje się z nim, zawsze ma je przy sobie.
- Dzięki temu mogę notować na bieżąco. Kiedyś używałem dyktafonu, ale przepisywanie było uciążliwe - opowiada.
Szybkie notowanie bardzo mu się przydaje. Marek jest studentem. Skończył już filozofię, teraz studiuje socjologię. Nie przeszkodziło mu ani to, że nie może chodzić, ani to, że jest niewidomy. O Marku Suweździe już pisaliśmy. Wzrok stracił w wieku siedmiu lat. Potrącił go samochód, przez dziewięć miesięcy był w śpiączce. Kiedy zdał maturę w Owińskach, po 13 latach w ośrodku dla niewidomych postanowił studiować. Mówił:
- Jestem twardy. Za darmo skóry nie oddam.
Nie bał się wtedy samodzielnego życia w dużym mieście, na uczelni, w akademiku. Nie boi się też teraz. I słusznie. Po Wydziale Nauk Społecznych UAM porusza się na wózku. Bezbłędnie mija tłoczących się studentów, pewnie bierze zakręty.
- Na początku było strasznie - wspomina. - Zawsze, kiedy pojawiam się w nowym miejscu, natychmiast szukam punktów charakterystycznych. Na samym początku, w drodze na uniwerek, podążałem za sznurem studentów. Na wydziale pomocne były śmietniki, które mają jaskrawe kolory i są dla mnie wyjątkowo widoczne.
Ma 33 lata i obecnie mieszka w akademiku Zbyszko na Piątkowie.
- Przedtem mieszkałem w Jowicie, ale już za długo tam siedziałem. Po przeprowadzce musiałem się wszystkiego uczyć na nowo. Ściągnąłem do siebie na dwa dni siostrę, żeby pomogła mi się nauczyć, co gdzie jest. Najgorsze było to, że nie wiedziałem, gdzie zatrzymuje się autobus nr 82 z Ogrodów.
Stara się jeździć autobusami, a nie tramwajami, które rzadko są niskopodłogowe.
- Kiedyś chodziłem o kulach. Nawet nie chcę liczyć, ile razy się wtedy połamałem.
Nie lubi próżnej litości.
- Na uczelni wszyscy widzą, że sobie radzę. Ale czasami, kiedy czekam na tramwaj i pytam innych pasażerów, jaki podjeżdża właśnie na przystanek, ignorują mnie. Nie rozumiem tego.
W akademiku zajmuje "jedynkę". Duży pokój, z dużą łazienką - dostosowany dla osoby niepełnosprawnej. Mówi, że trudno nawiązuje kontakty, najpierw zwraca uwagę na głos i tak rozpoznaje znajomych.
- Kiedyś widziałem więcej, np. kontury przedmiotów. Teraz widzę tylko światło. Jak przestanę je widzieć, to będzie znak, że czas skończyć ze studiowaniem.
Na razie jednak Marek chce studiować. Zastanawia się nad pedagogiką, bo socjologia trochę go rozczarowała:
- Za mało wykładów - wyjaśnia.
Poruszanie się po mieście i po uniwersytecie na pewno ułatwiłby Markowi nowy wózek. Taki elektryczny, szybki. Najlepiej nowy, żeby posłużył Markowi jeszcze długi czas. Wydział Nauk Edukacyjnych zorganizował w maju na ten cel licytację prac studentów wydziału. Na razie udało się zebrać pieniądze na wózek używany za 2,5 tys. zł. Nowy kosztuje 11 tys. zł. NFZ nie zrefunduje go, ponieważ zrobił to już wcześniej płacąc za wózek manualny, na którym Marek porusza się po uczelni.
Jeśli chcesz pomóc Markowi, napisz do autorki:
marta.gorna@poznan.agora.pl
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Ryby
Dwadzieścia kilka lat temu spędzałem urlop w Beskidach. Nasza grupa założyła bazę wypadową w sympatycznym pensjonacie położonym na terenie Węgierskiej Górki. Stąd codziennie wyruszaliśmy na wielogodzinne eskapady po okolicznych szlakach. Po powrocie czekała na nas pyszna obiado-kolacja przygotowywana przez właścicielkę pensjonatu. Była ona świetną gospodynią, a szczególnie smakowały nam potrawy rybne. Nie omieszkałem więc zasięgnąć "języka", jak przyrządzać morskie ryby, aby nie smakowały tranem. Dowiedziałem się, że tajemnica tkwi w sposobie rozmrażania filetów. Należy je włożyć do mocno osolonej wody - po dwóch, trzech godzinach ryba jest rozmrożona i pozbywa się niezbyt przyjemnego posmaku. Po rozmrożeniu filety należy położyć na czystym, najlepiej lnianym ręczniczku i mocno odcisnąć.
Kolejny etap obróbki, to obtoczenie filetów w mące stanowiącej mieszaninę mąki pszennej i ziemniaczanej z dodatkiem przyprawy do ryb. Tak przygotowaną rybę smaży się na mocno rozgrzanym oleju po cztery minuty z każdej strony.
Czasem na obiad dostawaliśmy rybę panierowaną. Wówczas po etapie obtoczenia w mące filet zanurzamy w jajku roztrzepanym widelcem, a następnie w tartej bułce. Smażenie przebiega tak samo. Od tego czasu przygotowuję rybę w wyżej opisany sposób.
W wyniku prób doszedłem do wniosku, że ryby słodkowodne najlepiej smakują usmażone na klarowanym maśle, a ryby morskie powinny być smażone na oleju lub oliwie. Z olejów sprawdzają się dobrze: ryżowy, rzepakowy lub palmowy zmieszany z rzepakowym, sprzedawany pod nazwą "Carotino". O ile przygotowywanie posiłków z filetów rybnych jest stosunkowo proste, o tyle obróbka całej ryby jest bardziej skomplikowana. Najpierw należy wydobyć wnętrzności. W tym celu przecinamy w poprzek podbrzusze u nasady głowy. W powstały otwór delikatnie wkładamy mały nożyk i tniemy podbrzusze w kierunku ogona. Ostrożność jest uzasadniona, ponieważ niechcący możemy uszkodzić woreczek żółciowy, a żółć sprawi, że ryba stanie się gorzka. Po wyczyszczeniu i opłukaniu wnętrza ryby odcinamy głowę i ogon, bo te części świetnie nadają się jako składniki zupy rybnej. Jeśli ryba ma łuski, skrobiemy je specjalnym skrobakiem. Jest to umieszczony na trzonku pierścień z ząbkami na krawędzi. Doskonale sobie radzi z łuskami karpia, leszcza czy płoci. Oskrobaną rybę płuczemy i kroimy na dzwonka. Dalej postępujemy podobnie jak z filetami wydłużając o jedną do dwóch minut czas smażenia.
Filety z ryb, zwłaszcza słodkowodnych, doskonale nadają się do przyrządzania ryby w galarecie. Ostatnio dwa mrożone filety z tilapii, ważące około 400 gramów gotowałem około 10 minut w 0,8 litra wywaru z włoszczyzny. Po wyłączeniu płomienia wyjąłem rybę i przełożyłem do salaterki, w której był sok z połowy dużej cytryny. Rybę obracałem w naczyniu dokładnie, aby nasączyła się sokiem z każdej strony. Do gorącego wywaru wsypałem opakowanie żelatyny z przyprawami, przy czym z przepisu na torebce wynikało, że należy ją rozprowadzić w litrze płynu, jednak wówczas galareta jest zbyt rzadka, dlatego lepiej użyć 0,8 litra wywaru. Żelatynę należy bardzo dokładnie rozprowadzić mieszając najlepiej łopatką z końcówką silikonową. Pozwala to wyczuć czy na dnie nie pozostały resztki nierozpuszczonej żelatyny. Rybę zalewamy wywarem i pod przykryciem wkładamy na kilka godzin do lodówki.
Robię to wieczorem, by na śniadanie mieć smaczną rybkę.
Owoce morza
Rynek oferuje obfitość owoców morza. Dla mnie - osoby niewidomej - najwygodniejsze są mrożone mieszanki, w skład których wchodzą krewetki, małże, kawałki ośmiornicy, kalmarów itp. Porcje mrożonych owoców morza wrzucam na rozgrzaną oliwę lub olej i duszę, najlepiej w woku pod przykryciem, 15 - 20 minut mieszając co pewien czas. Gdy zawartość jest miękka, dodaję sos sojowy lub inny orientalny. Duży asortyment tych sosów oferują supermarkety. Owoce morza podajemy z ryżem lub makaronem ryżowym uzupełniając danie podsmażoną na oleju lub oliwie mieszanką chińską.
Źródło: Dziennik Zachodni/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-06-16
Specjaliści Uniwersyteckiego Centrum Okulistyki i Onkologii w Katowicach co miesiąc diagnozują około dziesięciu pacjentów z zapaleniem rogówki spowodowanym amebą - informuje Dziennik Zachodni.
Do placówki w Katowicach przyjeżdżają chorzy z całego kraju, bo ten szpital, jako pierwsza placówka w Polsce, ma mikroskop konfokalny, który skanuje wszystkie warstwy rogówki i pozwala znaleźć amebę, bardzo groźnego, czasem śmiercionośnego pasożyta.
Przywozimy ją nie tylko jako pamiątkę z egzotycznych podróży, ale niestety, możemy też ją spotkać w miejskich basenach, w warstwach osadowych ciepłych jezior i stawów. Człowiek zakaża się amebą spożywając zanieczyszczone jedzenie, wodę, a nawet kostki lodu (w akwenach do organizmu dostaje się przez nos).
Ameba najpierw zjada komórki węchowe, przedostaje się wzdłuż nerwów do mózgu i po prostu go zjada. W 1997 r. najwięcej pacjentów pochodziło z zachodniego pasa Polski, bo okazało się, że ówczesna powódź stworzyła dogodne warunki dla ameby, która lubi ciepło i wilgoć.
Jak wyjaśniają specjaliści, ameba poprzez enzymy rozpuszcza rogówkę. W formie przetrwalnikowej może przez dłuższy czas oczekiwać na dogodny moment, by rozpocząć inwazję.
Lekarze potrafią rozróżnić zakażenie bakteryjne czy wirusowe od tego, wywołanego przez amebę. Nie tylko pod mikroskopem. Specyficzny jest też niezwykle silny ból, który pacjenci opisują obrazowo, jakby ktoś biczem uderzał im w oczy. Mają zamglone widzenie, obrzęk powieki, światłowstręt. Zakażenie w pełnej postaci może prowadzić do powstania bielma i utraty wzroku.
Więcej: www.dziennikzachodni.pl
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-06-07
- Co roku u ok. 50 tys. Polaków dochodzi do urazów oczu, często zdarza się to podczas wakacji. U mężczyzn są to zwykle urazy mechaniczne, u kobiet zapalenia dróg łzowych wywołane używaniem kosmetyków - ostrzega okulista Radosław Różycki z Centrum Medycznego MML w Warszawie
U blisko 2 tys. osób urazy oczu każdego roku doprowadzają do trwałej utraty wzroku lub znacznego pogorszenia ostrości widzenia.
Urazy okulistyczne najczęściej przytrafiają się mężczyznom.
- Przypada na nich aż 73 proc. wszystkich tego rodzaju dolegliwości - podkreśla dr Radosław Różycki. Prawie co drugi zgłaszający się do okulisty pacjent z urazem oka jest w wieku od 18. do 45. lat. Co czwarty jest młodszy, poniżej 18 roku życia, i taki sam odsetek pacjentów jest powyżej 45. roku życia.
Większość osób sądzi, że urazy oczu zwykle przytrafiają się one na wolnym powietrzu, na przykład na plaży, podczas wycieczki lub uprawiania sportów. - Tak jednak nie jest, ponad 44 proc. urazów okulistycznych zdarza się w domu - wyjaśnia specjalista. Jedynie 15 proc. tego rodzaju kontuzji przytrafia się podczas wysiłku fizycznego, a drugie tyle ma miejsce w miejscu pracy. Na skutek wypadków komunikacyjnych dochodzi do 11 proc. urazów oczu.
Pacjenci najczęściej zgłaszają się do lekarza, ponieważ "coś im wpadło do oka". Urazy te stanowią 18 proc. wszystkich wizyt u okulisty powodowanych kontuzją oka. Ostre narzędzia są przyczyną ponad 13 proc. urazów oka, palec, pięść lub kolano - ponad 10 proc., a inne przedmioty trzymane w ręku - 9 proc. Do urazów oka doprowadza również używanie sprzętu sportowego (4,5 proc. takich przypadków), a do 3,5 proc. tych kontuzji dochodzi podczas coraz bardziej popularnych zawodów paintball.
Źródło: POON Flash nr 18
Obowiązki
Około 100 tysięcy złotych będzie kosztowało samorządy dostosowanie jednego dworca autobusowego dla potrzeb osób niepełnosprawnych. Chodzi o przebudowę kas, punktów informacyjnych, dostosowanie przechowalni bagażu, toalet czy stanowisk odjazdowych.
Zgodnie z projektem nowelizacji ustawy o transporcie drogowym jednostki samorządu terytorialnego będą musiały wyznaczyć dworce, w których będzie udzielana pomoc osobom niepełnosprawnym i z ograniczoną sprawnością ruchową. Chodzi o terminale zlokalizowane w miastach powyżej pięćdziesięciu tysięcy mieszkańców, w których rocznie obsługiwanych jest pół miliona pasażerów.
By sfinansować koszty związane z dostosowaniem infrastruktury, przewidziane jest podniesienie maksymalnej stawki za zatrzymanie autobusu z jednego do dwóch złotych.
Projekt ma na celu wykonanie postanowień obowiązującego od początku 2013 roku rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady dotyczącego praw pasażerów w transporcie autobusowym.
***
Powyższą informacją powinny zainteresować się jednostki organizacyjne PZN oraz inne stowarzyszenia działające na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem. Będzie to bowiem okazja dopilnowania, żeby dostosowywanie dworców nie ograniczyło się do potrzeb osób z uszkodzonym narządem ruchu. Potrzeby niewidomych i słabowidzących powinny być również uwzględnione.
(przypis redakcji "WiM")
Źródło: www.bankier.pl
W Wielkiej Brytanii rozpoczęto produkcję telefonu dla niewidomych, który wykorzystuje alfabet Braille'a. Według producenta jest to pierwszy taki telefon na rynku. Co ciekawe, do jego wytwarzania wykorzystuje się technologię wydruku 3D.
Brytyjska firma OwnFone, zajmująca się produkcją telefonów, rozpoczęła sprzedaż telefonu dla niewidomych. Jak podaje BBC, OwnFone jest pierwszym producentem, który przy wytwarzaniu sprzętu elektronicznego korzysta z technologii wydruków 3D. Drukarki 3D wytwarzają obudowę, podzespoły są już produkowane i montowane tradycyjnie.
Produkt może być stworzony specjalnie dla konkretnej osoby. Poprzez stronę internetową OwnFone możemy zamówić telefon, w którym od razu zostaną zaprogramowane nazwiska oraz numery osób, z którymi chcemy się kontaktować. Osoba niewidoma, dzięki wykorzystaniu alfabetu Braille'a, będzie mogła szybko i bez problemu zadzwonić do określonej osoby.
Źródło: youtube.pl
Według producenta jest to pierwszy dostępny w sprzedaży telefon, który wykorzystuje alfabet Braille'a. OwnFone w Wielkiej Brytanii kosztuje 60 funtów. Jest już dostępny na wyspach w sieci Vodafone, jednak nie daje on dostępu do usługi wiadomości tekstowych, roamingu, ani transmisji danych.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Nikogo nie trzeba chyba specjalnie przekonywać, iż rozwój techniki wywiera zbawienny wpływ na jakość życia osób z dysfunkcją wzroku. Mówiące wagi, programy udźwiękowiające komputery, urządzenia do nawigacji gps czy dostosowane do naszych potrzeb bankomaty - to zaledwie kilka przykładów zastosowania nowoczesnych rozwiązań. Niewidomi korzystają z nich na co dzień i choć dla reszty społeczeństwa wciąż są to tylko gadżety, to stały się obecnie częścią krajobrazu. Postronnemu obserwatorowi jest obojętne, czy niewidomy przy poruszaniu się po ulicach korzysta z pomocy psa przewodnika, czy nowoczesnego sprzętu do nawigacji gps. Oba te rozwiązania wydają się widzącym co najwyżej intrygujące, lecz z pewnością niekontrowersyjne. Zdarzają się i tacy, którym w tramwaju przeszkadza zapowiadanie przystanków, ale na szczęście stanowią oni zdecydowaną mniejszość. Granice tolerancji w przypadku nowinek, które ułatwiają życie konkretnej grupie ludzi, wydają się obecnie szersze niż jeszcze kilkanaście lat temu.
Mówienie o zbawiennym wpływie nowoczesnych technologii na życie osób z dysfunkcją wzroku zaczyna nabierać ostatnio także dosłownego znaczenia. Mam tu na myśli rozwiązania, które wkraczają w duchową sferę egzystencji. Do niedawna dostęp do publikacji religijnych, tekstów Pisma Świętego czy modlitewnych formuł był dość ograniczony. Opasłe tomiska ksiąg biblijnych drukowane pismem wypukłym pozwalały na lekturę raczej wyłącznie w zaciszu domowym, gdyż ich gabaryty wykluczały możliwość zabrania ze sobą w podróż lub na medytację do kościoła.
Pewnym rozwiązaniem są wersje audio. Te co prawda można śmiało zmieścić w odtwarzaczu niewielkich rozmiarów, ale za to nawigacja po tekście i wyszukiwanie konkretnych fragmentów mogą nastręczać problemy. Te ostatnie zostały rozwiązane w elektronicznych wariantach Biblii dostępnych na komputerach stacjonarnych. Trudno jednak nazwać je urządzeniami mobilnymi. Idealnym rozwiązaniem byłoby połączenie niewielkich gabarytów sprzętu z wygodną nawigacją po tekście. Opcja taka zadowoliłaby tych, którzy lubią mieć pod ręką Biblię do czytania, np. w autobusie, pociągu czy tramwaju.
Krokiem naprzód z pewnością było pojawienie się laptopów czy notebooków, ale prawdziwą rewolucją okazały się smartfony. Aplikacje na nie zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu. Kwestią czasu było udostępnienie na smartfony kompatybilnej wersji Pisma Świętego. Wkrótce okazało się, iż programiści poszli o krok dalej i poszerzyli ofertę produktów z dziedziny życia duchowego. Powstały aplikacje zawierające nie tylko tekst Biblii i to w różnych przekładach, ale także formuły modlitw, rozważania różańcowe czy wielkopostne, jak również gotowe rachunki sumienia, a nawet liturgię godzin, czyli brewiarz.
Osoby niewidome mogą z nich korzystać dzięki screenreaderom, które obecnie są częścią systemów operacyjnych stosowanych przez producentów smartfonów. Używam kilku takich aplikacji i właśnie korzystanie z nich skłoniło mnie do refleksji. Oto bowiem smartfon pod pewnym względem może stanowić substytut książeczki do nabożeństwa. Tę jednak wykorzystuje się nie tylko w domu podczas osobistej modlitwy, ale również zabiera do kościoła. Umożliwia ona niezwłoczne odprawienie pokuty po spowiedzi, gdy penitent nie zna na pamięć zadanej modlitwy lub pomaga aktywnie uczestniczyć w śpiewie litanii na nabożeństwach majowych i czerwcowych. Widok pochylonej nad książeczką do nabożeństwa postaci w kościelnej ławce nie wzbudza niczyjego zainteresowania ani kontrowersji.
Czy jednak reakcja byłaby taka sama, gdyby w ręce modlącego się tkwił nowoczesny smartfon? Oczywiście nie sądzę, aby w najbliższym czasie książeczki do nabożeństwa zostały wyparte przez smartfony czy tablety. W tym przypadku postęp, o ile w ogóle nastąpi, będzie raczej powolny. Sprawa jednak przedstawia się zgoła inaczej, gdy chodzi o osoby niewidome. W ich przypadku smartfon nie jest fanaberią, lecz funkcjonalnym urządzeniem, dzięki któremu mogą rozwijać swe duchowe życie i pełniej uczestniczyć w nabożeństwach.
Z teologicznego punktu widzenia nie ma różnicy między książeczką do nabożeństwa a elektronicznym urządzeniem. Problem tkwi jedynie w tym, że pierwsza jest od wieków kojarzona z liturgią i świątynią, zaś smartfon zdaje się nijak do tych rzeczywistości nie przystawać. Być może na taki stan rzeczy ma wpływ utarte kojarzenie kościoła ze wszystkim co konserwatywne? Wszelkie nowości napotykają tu na swoisty opór, co nie znaczy, iż całkowicie odmawia się im wstępu w mury świątyń. I nie mam tu na myśli wyłącznie oporu ze strony hierarchów. Myślę o odbiorze przez rzesze wiernych, którzy codziennie nawiedzają kościoły. Jak zareagowaliby na widok kogoś, kto zamiast książeczki do nabożeństwa dzierży w dłoni smartfon połączony ze słuchawką bluetooth? Biała laska stojąca obok byłaby z pewnością pewną podpowiedzią dla obserwatora, czy jednak wpłynęłaby znacząco na ocenę?
Konkluzja moich przemyśleń nie była zbyt optymistyczna. Po pierwsze doszedłem do wniosku, iż kontrowersji nie wzbudziłby niewidomy korzystający w świątyni z tekstów drukowanych pismem wypukłym. Alfabet Braille'a to coś, co nieodłącznie kojarzy się z nami. Sądzę, iż całkiem spora część społeczeństwa nie ma pojęcia, że potrafimy korzystać z komputerów. Różnica między niewidomym przesuwającym opuszkami palców po tekście zapisanym alfabetem Braille'a a muskającym dotykowy ekran, wymuszając reakcję syntezatora mowy, jest przecież wyłącznie techniczna. Widzący niejako skazują nas na pismo wypukłe i żadna alternatywa nie mieści się im w głowie. I to właśnie jest mało optymistyczne. Walka ze stereotypami okazuje się trudniejsza niż można byłoby przypuszczać.
Drugi wniosek również nie napawa zbytnim optymizmem. Niewidomy ze smartfonem w kościele byłby niezauważony, gdyby książeczki do nabożeństwa zostały powszechnie zastąpione tabletami lub innymi elektronicznymi gadżetami. Oznaczałoby to jednak, iż granice norm ustalane są przez widzących, zaś niewidomi mogą się do nich wyłącznie przystosować.
W kontekście norm obyczajowych społeczeństwu trudno jest kierować się rozumieniem czyichś potrzeb. Wykładnikiem staje się raczej powszechność występowania jakiegoś zjawiska. Częste i jednakowe zachowania dużej grupy ludzi szybciej spotykają się z aprobatą niż te, choćby i najbardziej racjonalne, lecz wyglądające na pierwszy rzut oka zaskakująco i nieszablonowo. Czy jednak fakt ów ma hamować wszelkie próby zmian? Myślę, że nie i choć nie jestem zwolennikiem spektakularnych działań ani krucjat, to uważam, że powinniśmy podejmować próby przekonania społeczeństwa do własnych racji. Innymi słowy niezabieranie smartfona do kościoła tylko dlatego, że może to zostać źle odebrane, wydaje mi się zwyczajnym, acz niepotrzebnym uleganiem presji. Ktoś musi przecież być pierwszy, a obawa, że zostanie wyśmiany lub oskarżony o nonkonformizm nie powinna wpływać na postępowanie. Tym bardziej, że wykorzystywanie smartfona podczas liturgii przez osobę niewidomą podyktowane jest potrzebą, a nie kaprysem. Można zapytać, czy to właściwy czas na takie eksperymenty? Sądzę, że na wszystko, co może ułatwić nam życie, a co nie stoi w rażącej sprzeczności z dobrem innych, właściwy czas jest zawsze. Rozumiem jednak dylematy tych, którzy mają na ten temat inne zdanie. Żyjemy bowiem w konkretnych warunkach i konkretnym społeczeństwie, więc pytania o zasadność takich czy innych zachowań będą się pojawiać.
Dylematy dylematami, a życie życiem.
Kto wie, co przeżywał ociemniały fotograf James Biggs, pomysłodawca białej laski, gdy pierwszy raz wychodził z nią na ulicę? Być może, gdyby nie zdecydował się na wówczas dosyć odważny krok, to do dziś chodzilibyśmy wyłącznie w towarzystwie widzących przewodników?
Nie każdy oczywiście musi podzielać moje poglądy. Można przecież obejść się bez smartfona w kościele. W końcu tyle lat nikt z nich nie korzystał. To samo jednak można powiedzieć o udźwiękowionych bankomatach lub urządzeniach do nawigacji gps. Myślę, że każdy sam powinien zdecydować, czy smartfon jest mu potrzebny podczas liturgii, czy nie. Wykładnię niech stanowi jednak nie obawa o naruszenie norm czy obyczajów, lecz czysto pragmatyczne podejście do tematu. Nie ma co zastanawiać się, ilu niewidomych zabiera smartfon na nabożeństwo. Jeśli ma on uczynić je bardziej zrozumiałym lub głębiej przeżywanym, to na pewno warto. Nowoczesność wkroczyła już w bardzo wiele dziedzin naszego życia, więc dlaczego płaszczyzna duchowa ma pozostać pod tym względem wyjątkowa?
Źródło: Publikacja własna "WiM"
J.S. - Omówiliśmy już zagadnienia dotyczące Twojej nauki, motywacji i działalności publicystycznej. To jednak nie wszystko, o czym warto porozmawiać.
S.K. - Rozmawiajmy zatem.
J.S. - Masaż leczniczy to dobry zawód dla niewidomych. Pozwala na dużą samodzielność w pracy, zaspokaja potrzebę pomagania bliźnim, stwarza możliwość szerokich kontaktów z ludźmi. Dlaczego więc, po ukończeniu kursu masażu, nie podjąłeś pracy w służbie zdrowia?
S.K. - Dobry jesteś. Przecież Ty również jesteś masażystą i porzuciłeś ten zawód dla dziennikarstwa. Ja podjąłem pracę jako masażysta. Zostałem zatrudniony w Miejskim Przedsiębiorstwie Przyrodo-Leczniczym Kraków-Swoszowice. Pracowałem tam jednak tylko dwa miesiące i 5 dni. Mogłem podjąć tę pracę dopiero po zdaniu egzaminów na UJ i musiałem ją zakończyć przed rozpoczęciem roku akademickiego. Później w Chorzowie pracowałem na pół etatu jako masażysta przez kilka miesięcy. Kiedy jednak zostałem zastępcą dyrektora do spraw rehabilitacji w chorzowskim zakładzie, musiałem zrezygnować z dodatkowej pracy. Nie było na to już czasu.
Praca masażysty ma rzeczywiście wiele dobrych stron i jest bardzo dobra dla niewidomych. Ja jednak miałem inne plany, a kurs masażu ukończyłem tak tylko na wszelki wypadek. W Białymstoku Spółdzielnia bardzo pomagała niewidomym, którzy chcieli się uczyć. Nie oznacza to jednak, że wszyscy spółdzielcy doceniali wysiłki zdobywających wiedzę. Mnie od rozpoczęcia nauki w klasie siódmej nazywali studentem, a kiedy poszedłem do szkoły średniej i zamierzałem uczyć się dalej, zapewniali, że miejsce przy warsztacie szczotkarskim będzie na mnie czekało. Pracy dla niewidomych z wyższym wykształceniem nie było tyle, żeby każdy mógł ją otrzymać bez trudu. Chciałem więc zabezpieczyć się przed tym "warsztatem szczotkarskim". Nie miałem nic przeciwko pracy przy warsztacie, ale była to już kwestia ambicji - pokażę wam i sobie, że nie wrócę do szczotek.
J.S. - Czym kierowałeś się, wybierając jako przedmiot studiów w Uniwersytecie Jagiellońskim psychologię. Czy już wtedy miałeś określoną koncepcję na życie?
S.K. - Nie, nawet nie miałem zamiaru studiować psychologii. Jak już wspomniałem, o pracę po studiach łatwo nie było. Usiłowałem więc zorientować się, jaki kierunek studiów może być najbardziej przydatny.
Na ten temat rozmawiałem z wieloma osobami, m.in. panią mgr Klawe (psycholog zatrudnioną wówczas w biurze ZG PZN) i z dyrektorem Henrykiem Ruszczycem. Kiedy powiedziałem panu dyrektorowi, że zamierzam studiować ekonomię, zastanowił się i zapytał, gdzie zamierzam pracować po tej ekonomii. Nie wiedziałem. Powiedział więc, że po żadnym kierunku nie ma gwarancji pracy, ale można studiować coś bardziej interesującego niż ekonomia. Zgodziłem się z tą opinią i wybrałem psychologię. Nie potrafię teraz powiedzieć, czy był to dobry wybór, czy może ekonomia albo jakiś inny kierunek byłby lepszy. Nie ma co teraz rozważać, co byłoby korzystniejsze. Skończyłem studia psychologiczne i zdobytą wiedzę starałem się i staram się jakoś wykorzystywać.
J.S. Od kilkudziesięciu lat, obok pracy zawodowej, dużo czasu i energii poświęcasz pracy społecznej. Z czego wynika to zaangażowanie? Kiedy i jak narodziła się Twoja pasja społecznikowska?
S.K. - W działalność społeczną starałem się włączyć już w czasie pracy w białostockiej spółdzielni. Zostałem opiekunem jednego z kół, którego nazwy nie ma potrzeby tu wymieniać. Wówczas była taka funkcja - opiekun koła z ramienia zarządu okręgu. Niewiele jednak tam zdziałałem, a raczej nic zgoła. Pojechałem do tego koła, żeby się zorientować w warunkach jego działalności. W rozmowie z przewodniczącym koła okazało się, że chce on mieć magnetofon. Wówczas na rynku były dwie marki magnetofonów - "Melodia" i chyba "Wilga", nie pamiętam. Zapytałem więc, który z tych magnetofonów chciałby mieć pan przewodniczący. Odpowiedział, że taki na słowa, a nie na melodie, bo on chce nagrywać rozmówców w urzędach. No i wtedy popełniłem fatalny błąd. Chciałem mu wytłumaczyć, że obydwa te magnetofony służą do nagrywania muzyki i słów. Pan przewodniczący obraził się na mnie, wyzwał od młodych i głupich, co to chcą uczyć go, człowieka doświadczonego. Kupiłem dla jego dzieci jakieś książeczki i kwiaty dla żony, no i przeprosiłem. Jakoś się udało, ale i na tym koniec. Zresztą funkcja opiekuna koła generalnie się nie sprawdziła i została zlikwidowana.
Tak na serio w pracę społeczną zacząłem się angażować w czasie studiów. Na uczelni włączyłem się w organizację klubów dyskusyjnych i zostałem kierownikiem jednego z nich. W PZN zaangażowałem się w pracę Okręgowej Sekcji Młodzieży Uczącej się w Krakowie i przez jakiś czas byłem jej przewodniczącym. Organizowaliśmy spotkania z ciekawymi ludźmi, wieczorki taneczne, pokazy pisma punktowego itp. Pamiętam, że stoisko PZN-u na Rynku w Krakowie, w czasie Dni Oświaty, Książki i Prasy, cieszyło się dużym zainteresowaniem. Przesiedziałem wiele godzin za stolikiem, pokazywałem, tłumaczyłem, wyjaśniałem. Podobnie postępowali inni niewidomi studenci.
Zostałem też członkiem zarządu Krajowej Sekcji Młodzieży Uczącej się. To były początki mojej pracy społecznej.
Potem tak się składało, że praca społeczna w znacznej mierze wiązała się z pracą zawodową, była jej rozszerzeniem, uzupełnieniem, wpływała na ukierunkowanie pracy zawodowej, a doświadczenia z pracy zawodowej wykorzystywane były w działalności społecznej. I nie jest prawdą, że wykonywanie pracy społecznej było kosztem pracy zawodowej. Tak też bywało, ale nie zawsze i nie w moim przypadku. Tak samo nie jest prawdą, że działalność taka zawsze wiązała się z jakimiś korzyściami materialnymi. Tak oczywiście również bywało i bywa, ale nie było to regułą.
J.S. - Jakie społeczne funkcje pełniłeś?
S.K. - Po studiach, w okresie aktywności zawodowej i po jej zakończeniu, społecznie pracowałem w różnych komisjach, radach i sekcjach, w zarządzie okręgu i w Zarządzie Głównym PZN, w "Crossie", w Polskim Forum Osób Niepełnosprawnych, w Fundacji "Trakt" oraz w Radzie Konsultacyjnej przy Pełnomocniku Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych i pewnie to nie wszystko.
Do najwyższych funkcji, które pełniłem można zaliczyć: udział w pracach Prezydium Zarządu Okręgu PZN w Chorzowie i Prezydium ZG PZN przez trzy kadencje, w tym dwie kadencje jako skarbnik, funkcję wiceprzewodniczącego Zarządu Głównego Stowarzyszenia Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących "Cross" oraz funkcję wiceprzewodniczącego Zarządu Fundacji Polskich Niewidomych i Słabowidzących "Trakt".
J.S. - Funkcje we władzach można różnie pełnić. Czy Twoja działalność ograniczała się do udziału w posiedzeniach tych gremiów?
S.K. - To prawda, że można różnie, ale ja:
- opracowywałem programy działania, wystąpienia do władz, referaty i koreferaty, statuty, regulaminy, instrukcje i inne dokumenty,
- uczyłem brajla, radziłem, przekonywałem i w ogóle, robiłem to, co było potrzebne.
Zawsze wolałem prace konkretne, takie które mogłem wykonać sam, bez angażowania zespołów ludzkich, dyskusji, głosowań, uchwał, protokołów itp. Praca ta zawsze dawała mi satysfakcję i daje ją nadal.
J.S. - W dawniejszych czasach praca społeczna w dużej mierze była podstawą działalności PZN, jak ta sprawa powinna się kształtować w w dzisiejszej polskiej rzeczywistości?
S.K. - Myślę, że rola działalności społecznej nie wyczerpała się, że działalność ta nadal jest i będzie potrzebna. Obawiam się jednak, że należy inaczej ją rozumieć. W środowisku naszym przyjęło się tak jakoś, że działaczem jest ten, kto pełni funkcję z wyboru - w zarządzie koła, w zarządzie okręgu, w komisji rewizyjnej, może w sekcjach. Nie jest to właściwe rozumienie tej roli. Oczywiście, taka praca jest również potrzebna, ale chyba nie jest najważniejsza.
Istnieje wiele konkretnych prac, które trzeba wykonywać na rzecz niewidomych i słabowidzących, a najczęściej nie ma pieniędzy na ich opłacanie. Wielu członków PZN-u i innych stowarzyszeń, a także działaczy fundacji, może indywidualnie uczyć brajla, pomagać rozwiązywać problemy komputerowe, osoby słabowidzące mogą pomagać niewidomym jako przewodnicy. Ja miałbym bardzo poważne trudności z komputerem, a raczej z jego numerami, jakie mi wycina od czasu do czasu, gdyby nie Gustaw Żbikowski. Jest on osobą całkowicie niewidomą, ale ma smykałkę w tym kierunku. Pewnie gdyby nie Gustaw, "WiM" nie mogłaby się ukazywać tak regularnie. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że Gustaw bez rozgłosu udziela mi pomocy, która umożliwia regularne wydawanie czasopisma. Dodam, że tylko w bardzo trudnych przypadkach muszę szukać pomocy fachowców, mniej poważne i średnio poważne problemy rozwiązuje Gustaw.
Dałem ten przykład po to, żeby wykazać znaczenie takiej konkretnej pracy. Kiedyś słyszałem rozmowę o jednym z działaczy Głównej Komisji Rewizyjnej. Był on członkiem tej komisji przez pewnie ze trzydzieści lat. Pytanie - co on robił w GKR przez tyle lat? Odpowiedź - jak to co, był.
Uważam, że poustawianie krzeseł i stolików na imprezę w kole, pozmywanie talerzyków i filiżanek po imprezie, parzenie i podawanie kawy jest wartościową pracą społeczną, bardziej przydatną niż tylko "bycie" w GKR przez kilkadziesiąt lat. Oczywiście, nie dotyczy to tylko GKR. Podobnie może być z "byciem" członkiem Zarządu Głównego, czy nawet w jego Prezydium.
J.S. - Nie cenisz zbyt wysoko funkcji z wyboru?
S.K. - Tak powiedzieć nie można. Jeszcze raz podkreślam, że w stowarzyszeniach ważny jest udział w zarządzaniu, w pracach ich organów decyzyjnych i kontrolnych, ale najważniejsze z punktu widzenia przeciętnego członka są prace konkretne, wymierne, które zaspokajają ważne jego potrzeby. Dlatego uważam, że należy organizować przede wszystkim te konkretne prace i można to robić społecznie. Taki organizator i koordynator wzajemnej pomocy będzie wykonywał bardzo ważne zadanie na rzecz wielu osób. Połączenie jego wysiłków z zaangażowaniem innych osób wykonujących niepozorne, ale bardzo potrzebne prace, będzie miało pozytywny wpływ na ocenę całego stowarzyszenia.
Tak rozumiem pracę społeczną i uważam, że w takim rozumieniu ma ona sens i przyszłość.
J.S. - Tak kwestię tę ustawiasz?
S.K. - Tak, ale muszę zauważyć, że od dawna istnieją pewne okoliczności, które zamazują jasny obraz działacza. Przez wiele lat były to lektoraty społeczne. Nie kwestionuję potrzeby tej formy pomocy niewidomym działaczom. Niestety, jak wiele innych form pomocy i ta idea została u nas wypaczona. Pomoc lektorską PZN przyznawał nie tylko niewidomym, ale również słabowidzącym, którzy jej nie potrzebowali. Przez wiele lat zajmowałem się lektoratami społecznymi i zawodowymi oraz stypendiami lektorskimi. Opracowywałem regulaminy i w pewnym stopniu kontrolowałem wykorzystywanie tej pomocy. Formą kontroli były przede wszystkim sprawozdania, w których należało podawać nazwiska lektorów. Znalazłem w nich i taki kwiatek, że jeden przewodniczący zarządu koła, który pobierał lektorat społeczny, był zatrudniony jako lektor przewodniczącego zarządu sąsiedniego koła. Podobne nadużycia występowały również w przypadku lektoratów zawodowych. Przez wiele lat walczyłem o wprowadzenie do odpowiednich regulaminów uzależnienia wysokości lektoratów i stypendiów lektorskich od stanu wzroku. Miałem nawet pewne sukcesy w tej dziedzinie, ale zawsze spotykało się to z wielką krytyką działaczy. Bywało, że trzeba było wycofywać już uchwalone regulacje tych zagadnień.
Piszę o tym dlatego, że lektoraty społeczne niejednokrotnie traktowane były jako forma wynagrodzenia za działalność społeczną. Było to niekorzystne, bo niekiedy powodowało konflikty na tym tle.
J.S. - To chyba już przeszłość?
S.K. - Teraz nie ma lektoratów, ale pojawiła się możliwość zatrudniania na etatach np. przewodniczących kół czy innych działaczy. Jak można wyczytać w rocznych sprawozdaniach PZN-u, Związek zatrudnia około 1100 pracowników na około 900 etatach przeliczeniowych, w tym ponad 350 osób z dysfunkcją wzroku.
Nastąpiło dalsze rozmycie pojęcia "działacz społeczny". Poza tym można przypuszczać, że nie zawsze zatrudniane są osoby, które posiadają odpowiednie kwalifikacje. Dotyczy to przede wszystkim osób z wyboru.
Mówię o trudnym problemie. Jeżeli jest możliwość zatrudnienia pracowników, w tym niewidomych czy z innymi niepełnosprawnościami, to dlaczego tego nie robić. Z drugiej strony, wszystkich działaczy pewnie nie da się zatrudnić, a to może prowadzić do nieporozumień, do zazdrości i konfliktów. Może to jednak tylko są moje przesadne obawy. Nie mam możliwości obserwowania tego zjawiska, więc mogę błędnie je oceniać.
J.S. - Miejmy nadzieję, że się mylisz. Na wyrażeniu tej nadziei przerwiemy naszą rozmowę. Jest jeszcze sporo zagadnień, o których chcę porozmawiać. Spotkamy się więc za miesiąc.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-06-04
4 czerwca to 25. rocznica pierwszych wolnych wyborów w Polsce po wojnie. To dobry moment, by przypomnieć o roli, jaką w działaniach opozycji demokratycznej odegrały osoby z niepełnosprawnością. O "gwiezdnym czasie" konspiracji i o mijającym ćwierćwieczu rozmawiamy z Ryszardem Dziewą, niewidomym współpracownikiem Komitetu Obrony Robotników, uczestnikiem strajków 1980 roku, działaczem społecznym i pracownikiem Spółdzielni Inwalidów Niewidomych w Lublinie, a dziś przedsiębiorcą.
Mateusz Różański: W którym momencie postanowił Pan sprzeciwić się systemowi?
Ryszard Dziewa: Taką kroplą, która przelała czarę goryczy, były wydarzenia Czerwca 1976 roku i to, jak władze postąpiły ze strajkującymi robotnikami. Wtedy właśnie poczułem, że muszę się zdeklarować. Albo jestem za systemem, albo przeciwko. Wtedy też niejako oficjalnie stałem się opozycjonistą, podpisując petycję z żądaniem powołania specjalnej komisji sejmowej do zbadania okoliczności wydarzeń czerwcowych. Można powiedzieć, że wtedy wszystko się zaczęło. Moje nazwisko padało w audycjach Radia Wolna Europa i na łamach pism podziemnych. Może była wtedy jakaś możliwość odwrotu, może wystarczyłoby pokajać się i dokonać samokrytyki, ale to zwyczajnie było sprzeczne z moimi przekonaniami.
Jaka była Pańska droga do opozycji?
Na to pytanie nie ma jednej wyczerpującej odpowiedzi. Złożyło się na to wiele spraw. Byłem wychowankiem szkoły dla niewidomych w Laskach, gdzie bardzo ważną rzeczą było kształtowanie charakteru, poznawanie historii ale też formowanie osobowości i postawy moralnej. Niezwykle ważnym miejscem była też Spółdzielnia Niewidomych w Lublinie i postać jej długoletniego prezesa, Modesta Sękowskiego. Był on niezwykle prawym człowiekiem, prawdomównym i dobrym wychowawcą młodzieży. Zaszczepił nam pewien wzorzec uczciwości wobec innych ludzi i siebie samego. Z drugiej strony my, młodzi ludzie, w tamtym czasie odczuwaliśmy chęć uczestniczenia w życiu społeczeństwa, kraju i zwyczajnie robienia czegoś dobrego dla innych. I tu pojawiał się problem. W czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej trudno byłoby działać, nie będąc członkiem żadnej organizacji i nie będąc uwikłanym w jakimś stopniu w system. Byłem też słuchaczem Wolnej Europy i innych stacji zachodnich, co też oczywiście wpłynęło na mój światopogląd. No i z tego względu, mówiąc kolokwialnie, miotałem się, biłem się z myślami i z odwiecznym pytaniem młodych ludzi - co robić?
Działał Pan również w PRL-owskich organizacjach.
Przyznaję, byłem w Związku Młodzieży Socjalistycznej, nawet jakiś czas pełniłem tam funkcję przewodniczącego. Wystąpiłem z niego w 1972 roku. Byłem też w Radzie Związków Zawodowych. Po prostu jako młody człowiek chciałem działać. Pracę zacząłem wcześnie - w wieku 17 lat - i od razu zostałem "wciągnięty" w system. Nawet jakiś czas (przez 1,5 roku) byłem członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
A jak przebiegała Pana działalność w opozycji? Mógłby Pan przytoczyć jakąś najciekawszą, najbardziej dramatyczną historię?
Byłem współpracownikiem Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, a także Komitetu Obrony Robotników, choć z tą drugą organizacją i jej przywódcami Jackiem Kuroniem, Wojciechem Onyszkiewiczem i Henrykiem Wujcem, z którym w moim mieszkaniu kolportowaliśmy pismo Robotnik, związany byłem bardziej. Nie byłem w pierwszym szeregu działaczy i nigdy do niego nie aspirowałem. Owszem, byłem w komitecie strajkowym podczas strajku w lipcu 1980 i sam organizowałem strajk w naszej spółdzielni, ale zawsze bardziej interesowało mnie działanie na rzecz konkretnych spraw, niż angażowanie się w wielką politykę. Moje mieszkanie było miejscem spotkań konspiracyjnych i kolportażu prasy podziemnej. Oprócz Robotnika przepisywano też u mnie magazyn Zapis, gdzie publikowano m.in. Miłosza i Konwickiego.
Czy miał Pan z tego tytuły nieprzyjemności?
Oczywiście zdarzały się urządzane przez milicję i Służbę Bezpieczeństwa rewizje, podczas których przetrząsano moje mieszkanie w poszukiwaniu nielegalnych materiałów. Kilka razy udawało się funkcjonariuszom znaleźć prasę opozycyjną czy maszynę do pisania. Z innych rzeczy mógłbym przytoczyć historię o tym, jak w naszej Spółdzielni Niewidomych puściłem w radiowęźle słuchowisko o Św. Maksymilianie Kolbe, co spotkało się z dość nerwową reakcją sekretarza komórki partyjnej. Chciano mnie i innych "podejrzanych" wyrzucić z pracy, jednak redakcje Tygodnika Powszechnego i Więzi wystosowały pisma protestacyjne do władz spółdzielni.
A stan wojenny?
Stan wojenny zastał mnie w środku nocy. Znajoma mnie obudziła i kazała wszystko chować. Jednak później był to okres dalszej pracy, którą cechował znacznie wyższy poziom konspiracji - dzięki temu tylko raz, w 1983 roku, mieliśmy rewizję. Tymczasem pisaliśmy odezwy, organizowaliśmy wystąpienia, zbieraliśmy pieniądze na pomoc robotnikom.
Czy w związku z działalnością konspiracyjną spotykały Pana i Pańską rodzinę jakieś szykany ze strony władz?
Przede wszystkim rewizje w domu i w pracy. Do tego ciągłe straszenie, że jeśli tak dalej będzie, to się ze mną "rozprawią", że mogą zrobić ze mną wszystko i nikt się o tym nie dowie. W marcu 1980 roku, czyli jeszcze przed "karnawałem Solidarności", moją żonę zatrzymano na przesłuchanie i przez osiem godzin tłumaczono jej, żeby wyperswadowała mężowi działalność antypaństwową. Żona oczywiście stanowczo odmówiła. Sądzę, że władze zwyczajnie bały się rozgłosu i skandalu. Byłem znany, choćby z audycji w Wolnej Europie, a komuniści zdawali sobie sprawę, że informacja o prześladowaniu czy znęcaniu się nad niewidomym raczej by się im nie przysłużyła. To w pewnym sensie zabezpieczało mnie przed jakimiś szczególnymi szykanami czy represjami. Mojego kolegę z opozycji, również niewidomego, podczas schodzenia ze schodów wzięli pod ręce dwaj esbecy. Gdy powiedział im, że bez problemu zejdzie sam, ci odpowiedzieli mu, że boją się, iż on celowo spadnie z tych schodów, by potem móc rozgłaszać, że "ubecja bije inwalidów".
Jak łączył Pan aktywność w podziemiu ze swoją pracą w spółdzielni i działaniem na rzecz osób niewidomych?
Większą część opozycyjnej "roboty" wykonywałem w czasie wolnym - w weekendy i popołudniami. Poza tym, ze względu na charakter działania w konspiracji, rzeczy typu kolportaż czy tajne spotkania odbywały się późną nocą. Druga rzecz, że gdy już zacząłem być postrzegany jako opozycjonista, to władze spółdzielni, gdzie byłem samodzielnym referentem do spraw socjalno-bytowych, właściwie wolały, żebym w pracy się nie pojawiał, gdyż obawiano się mojego wpływu na załogę. Odebrano mi więc większość obowiązków, dzięki czemu miałem dużo wolnego czasu, który mogłem przeznaczyć na działalność opozycyjną.
A jak z perspektywy czasu ocenia Pan transformację ustrojową i swój w niej udział?
Niestety, muszę przyznać, że moje oczekiwania wobec przemian ustrojowych rozminęły się z rzeczywistością. Zwłaszcza, że dwie partie, które odwołują się do dziedzictwa "Solidarności" i które są najbliżej siebie, jeżeli chodzi o program i wyznawane idee, są do siebie wrogo nastawione. Poza tym istnieje jakiś rozdźwięk, wrogość w społeczeństwie, której nie pamiętam z czasów, gdy działałem w opozycji. Wtedy istniało jakieś poczucie wzajemności i właśnie - solidarności. Myślano o wspólnym budowaniu kraju troszeczkę inaczej niż ma to miejsce dzisiaj. Jestem, przyznam się, zniesmaczony tym, co w tej chwili dzieje się w Polsce, zwłaszcza jeśli zestawić to z tym, co moglibyśmy osiągnąć, jak nasz kraj mógłby wyglądać i czego sam oczekiwałem. W tej chwili nie angażuję się szczególnie w żadną działalność polityczną, ale gdyby zaszła taka potrzeba, to chętnie bym się zaangażował.
Jak skomentowałby Pan wyniki sondy, w której zapytaliśmy naszych Czytelników o to, jak żyło im się przed 1989 rokiem? Ponad 50 procent z nich twierdzi, że żyło im się wtedy lepiej niż teraz.
Oni mają w tym dużo racji, choćby dlatego, że osobom przeciętnym żyło się wtedy dużo łatwiej. Poprzedni ustrój był zdecydowanie gorszy dla osób ambitnych, które chcą i mogą zdobywać wykształcenie i robić karierę. Można powiedzieć, że spółdzielnie inwalidów to było getto, ale ludzie mieli stałe zarobki i zajęcie, tak potrzebne w rehabilitacji. W tej chwili mamy do czynienia z problemem bezrobocia. Owszem, istnieje zatrudnienie na otwartym rynku, ale nie pokrywa ono zapotrzebowania na pracę. Do tego dochodzi kwestia wszystkich przywilejów dla osób niepełnosprawnych. Tych ułatwień niekiedy dziś brakuje. Ludzie, którzy krytycznie odnoszą się do transformacji ustrojowej, mają wiele racji. Być może nie są oni do końca obiektywni w swoim sądzie, ale nie zmienia to faktu, że należałoby stworzyć takie warunki, w których właśnie zwyczajni ludzie, którzy nie wybijają się ponad ogół jakimiś wybitnymi zdolnościami, mogliby znaleźć swoje miejsce. Dotyczy to zwłaszcza kwestii pracy i bezrobocia.
Czy Panu też żyło się wtedy lepiej?
Ja osobiście cieszę się z możliwości, które mam dzięki kapitalizmowi i przyznaję, że jestem w sytuacji komfortowej - mam swoją firmę i prowadzę satysfakcjonujące życie zawodowe. Ale z drugiej strony miło wspominam okres pracy w spółdzielni inwalidów. Mówiąc najkrócej - musimy podejść krytycznie do tego, co zaszło w Polsce przez ostatnie ćwierć wieku i zastanowić się, jak naprawić popełnione przez ten czas błędy.
Czy będzie Pan świętował 4 czerwca, rocznicę pierwszych wolnych wyborów?
Tego dnia będę wspominał i myślał, co mogę zrobić, by jednoczyć społeczeństwo i budować dialog, którego nam dziś tak bardzo brakuje.
Ryszard Dziewa - osoba niewidoma, opozycjonista, pracownik Spółdzielni Inwalidów Niewidomych w Lublinie. Wcześniej działacz ZMS, w latach 1975-1977 w PZPR. Od 1976 r. w kontakcie ze studenckim środowiskiem opozycyjnym w Lublinie. Po wydarzeniach Czerwca'76 współpracownik KOR i ROPCiO. 18 lipca 1980 r. współorganizator, uczestnik strajku w spółdzielni. Od października 1980 r. w "Solidarności ", przewodniczący Komitetu Założycielskiego w Spółdzielni Inwalidów Niewidomych w Lublinie. Obecnie właściciel Przedsiębiorstwa Handlowo-Usługowego Impuls w Lublinie. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2007).
Źródło: plura.pl/www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-05-26
Marek Plura, obecnie poseł RP z ramienia Platformy Obywatelskiej, uzyskał mandat do Parlamentu Europejskiego. W okręgu wyborczym nr 11 w Katowicach zdobył 9268 głosów.
"Być może będę tym, który będzie w Europarlamencie przecierać szlaki dostępności dla osób niepełnosprawnych" - mówi w rozmowie z naszym portalem.
- Unijne dyrektywy, rozporządzenia mają bezpośredni wpływ na to, co się dzieje u nas - podkreśla w rozmowie z nami poseł Marek Plura. - Widać to było choćby wówczas, gdy ważyły się losy ostatecznego kształtu rozporządzenia o pomocy publicznej.
Chodzi o projekt rozporządzenia Komisji Europejskiej z połowy 2013 r., który wprowadzał limity pomocy publicznej udzielanej przez państwa członkowskie UE. Miało to być 0,01 proc. PKB kraju członkowskiego z poprzedniego roku oraz równowartość 100 mln euro, które można będzie wydać w ramach jednego programu. W polskich warunkach byłoby to odpowiednio ok. 150 mln zł i 420 mln zł w ciągu roku.
Załamałoby to polski system wspierania zatrudnienia osób z niepełnosprawnością, ponieważ PFRON na dofinansowanie do ich wynagrodzeń przeznacza rocznie ponad 3 mld zł. Dlatego Polska wraz z wszystkimi pozostałymi krajami członkowskimi UE zgłosiła sprzeciw wobec tego projektu. Ostatecznie uznano, że dofinansowania do wynagrodzeń i rekompensata za podwyższone koszty zatrudnienia osób z niepełnosprawnością nie są niedozwoloną pomocą, która byłaby niezgodna z zasadami wspólnego rynku.
- Dla obecnego, polskiego systemu wspierania rynku pracy ta nowa formuła jest o tyle szczęśliwa, że nie ma tutaj jakiegoś dramatycznego burzenia zasad w ramach SODiR, czyli dofinansowania dla pracodawców - mówi poseł Plura. - To jeden z przykładów, które pokazują, że to, co się dzieje w Unii, może mieć bezpośredni wpływ na sytuację w Polsce.
Pomóc być aktywnym
Pytany o priorytety w pracy jako europoseł, Marek Plura odpowiada, że w Parlamencie Europejskim chciałby m.in. przeforsować powstanie Europejskiej Karty Osoby Niepełnosprawnej, zwanej też kartą mobilności. Umożliwiałaby ona większą swobodę w poruszaniu się po Europie, w tym w korzystaniu w innych krajach z udogodnień, przywilejów i ulg.
- Jednak z drugiej strony moja praca w Parlamencie Europejskim będzie polegała na przenoszeniu dobrych europejskich standardów na nasz grunt - mówi poseł. - Nie chodzi tylko o dyrektywy i rozporządzenia, ale rozwiązania, które spotkałem np. w Wielkiej Brytanii, czyli włączanie w rynek pracy z pomocą organizacji pozarządowych, rola asystenta osobistego, trenera pracy. To są rzeczy, które trzeba u nas ciągle budować, ugruntowywać, pokazywać, że to ma sens, że to jest skuteczne, że to pomaga ludziom być aktywnymi.
Zdaniem posła Plury także i my możemy się czymś w Unii pochwalić.
- Chciałbym, żeby te transfery wiedzy były i w drugą stronę, czyli żeby niektóre nasze dobre rozwiązania, nawet unikatowe, upowszechniać w krajach Unii czy nawet w unijnym prawodawstwie - podkreśla Marek Plura. - Myślę tu przede wszystkim o ustawie o języku migowym. Jestem przekonany, że to powinien być standard. Także w kwestii udogodnień wyborczych powinno być tak, żeby każdy Europejczyk z niepełnosprawnością mógł korzystać z tego, z czego można korzystać w Polsce.
Złe wspomnienia z Brukseli
Poseł Plura ma nadzieję, że nadal będzie uczestniczył w zmienianiu sytuacji osób z niepełnosprawnością w Polsce.
- Funkcjonuję w polityce, a to znaczy, że będę dalej współpracował z tymi, z którymi współpracowałem do tej pory w Sejmie, Senacie, wśród samorządów czy organizacji pozarządowych - zaznacza.
- To wprawdzie nie ja będę strzelał gole, jeśliby użyć porównań sportowych, ale mam nadzieję, że nadal będę pożyteczny.
Dla europosła poruszającego się na wózku bardzo ważna jest kwestia dostępności Parlamentu Europejskiego.
- Byłem tam kilka razy, poruszałem się w miarę swobodnie, chociaż Bruksela jako miasto nie pozostawia w mojej pamięci dobrych wspomnień - podkreśla poseł Plura. - Często krawężniki są bardzo wysokie, metro też nie zawsze jest dostępne, bo w znacznej części bardzo stare. Być może będę więc tym, który będzie w Europarlamencie przecierać szlaki dostępności dla osób niepełnosprawnych.
Społecznik, radny, poseł
Marek Plura urodził się w Raciborzu blisko 44 lata temu, mieszka w Katowicach. Jest żonaty, ma dwoje dzieci - 12-letnią Marysię i 8-letniego Beniamina. W wyniku postępującego zaniku mięśni porusza się na wózku elektrycznym. Ma wykształcenie wyższe, z zawodu jest pedagogiem. Od lat działa społecznie. Był założycielem Stowarzyszenia "Dobry Dom" i prezesem Śląskiego Stowarzyszenia Edukacji i Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych "Akcent".
Jest członkiem Platformy Obywatelskiej. Od 2006 r. był radnym i przewodniczącym Komisji Spraw Obywatelskich i Społecznych. Rok później został posłem na Sejm RP. W 2011 r. ponownie zdobył mandat poselski. Jest przewodniczącym sejmowej Podkomisji stałej do spraw osób niepełnosprawnych. Na Śląsku znany jest ze swojego zaangażowania w promowanie śląskiego języka i miejscowej tradycji. W 2004 r. Marek Plura został wyróżniony w plebiscycie Integracji "Człowiek bez barier".
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-06-04
Choć niektórym może wydać się to zaskakujące, jednym z najpopularniejszych sportów wśród osób niewidomych jest kolarstwo. Najbardziej znaną polską grupą rowerową, która zrzesza osoby z dysfunkcją wzroku, są "Niewidomi na Tandemach".
O tym, co w jeździe na rowerze jest dla osób niewidomych najbardziej pociągające, rozmawiamy z Waldemarem Rogowskim, pomysłodawcą i jednym z założycieli grupy "Niewidomi na Tandemach".
Dlaczego osoba niewidoma wsiada na tandem?
Są dwie grupy niewidomych rowerzystów. Pierwsza to osoby, które kiedyś widziały i jeździły na rowerze, a po utracie wzroku nie mogły rozstać się z tą formą rekreacji. Druga to ci, którzy nie mieli wcześniej do czynienia z kolarstwem - do tej aktywności zachęcili ich inni. Obydwie grupy łączy potrzeba poczucia wolności i kontaktu z przyrodą, jakie daje jazda na rowerze.
A Pan dlaczego jeździ?
To była moja pasja od dzieciństwa. Odkąd pamiętam, jeździłem na rowerze i zwyczajnie nie potrafiłbym porzucić tego sportu. Gdy straciłem wzrok, jedyną możliwością realizacji mojej pasji był tandem. Ale nie od razu - najpierw musiało minąć rozgoryczenie, że nie mogę jeździć samodzielnie. Dopiero później dowiedziałem się, że istnieje coś takiego jak tandem i - nawet nie widząc - mogę na nim jeździć.
A w którym momencie poczuł Pan, że tandem to jest to, czego Pan potrzebuje?
Po tych kilku latach, gdy nie jeździłem na rowerze, tandem pozwolił mi korzystać z formy ruchu, którą uwielbiałem jako osoba sprawna. To było niemal jak powrót do życia. Coś, co wydawało się, że wraz ze wzrokiem odeszło bezpowrotnie, zostało mi przywrócone.
Jakich wrażeń dostarcza osobie niewidomej jazda na rowerze?
Z mojej perspektywy wrażenia osoby niewidomej nie różnią się od tych, które mają osoby widzące. Jest to samo poczucie wolności, kontaktu z przyrodą, a przede wszystkim przyjemność, gdy człowiek zsiada z roweru zmęczony, wdrapuje się na trzecie piętro, nogi odmawiają posłuszeństwa, ale jednocześnie jest się niesamowicie szczęśliwym i pełnym pozytywnej energii.
A jak zachęciłby Pan inne osoby niewidome, by wsiadły na tandemy?
Po pierwsze, to jedna z niewielu form ruchu, które są dla nas w pełni dostępne. Druga rzecz to relacja z pilotem, który często już po kilku przejechanych wspólnie kilometrach przeradza się w przyjaźń. Właśnie ta integracja, wejście w środowisko osób widzących, możliwość robienia czegoś razem to są te naprawdę wielkie plusy. A po trzecie, jeżdżąc na rowerze, niejako pozbywamy się poczucia zależności - ja i pilot stajemy się równorzędnymi partnerami: razem wybieramy trasę, razem ją planujemy i razem w nią jedziemy. Na początku trzeba tylko pokonać lęk i zaufać siedzącemu z przodu pilotowi, potem można już czerpać czystą przyjemność.
A jak stał się Pan popularyzatorem sportu tandemowego?
Kilka lat po tym, gdy zacząłem jeździć na tandemie, odwiedziła mnie koleżanka i zaproponowała, byśmy wspólnie wybrali się w dłuższą trasę. Wtedy na jednym z forów środowiskowych zamieściłem pytanie, czy takim wyjazdem nie byłyby zainteresowane inne osoby. Ta koncepcja formowała się przez jakiś czas. Potem pojawił się pomysł rajdu wzdłuż Wisły. Spotkało się to ze sporym entuzjazmem ze strony środowiska - aż dwadzieścia siedem osób niewidomych chciało wziąć udział w naszym przedsięwzięciu. Pojawił się jednak problem: brak widzących pilotów. No i pytanie: skąd ich wziąć?
Czy wtedy pojawił się pomysł stworzenia grupy "Niewidomi na Tandemach"?
Właśnie podczas zorganizowanego przeze mnie rajdu od źródeł Wisły do jej ujścia (był to pierwszy w historii Polski rajd rowerowy organizowany przez osobę niewidomą), który odbył się w czerwcu 2013 roku, doszliśmy do wniosku, że to świetna sprawa, ale co dalej? Wśród rajdowiczów były osoby z całej Polski i nikomu nie chciało się przez wiele miesięcy czekać na następny rajd czy wyprawę, by móc jeździć na tandemach.
Po tygodniu jazdy właśnie wpadł nam do głowy pomysł stworzenia bazy tandemistów - zarówno osób niewidomych, jak i widzących pilotów. Pierwotnie baza miała funkcjonować przy piśmie "Rowertour"; potem doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy samodzielnej bazy. Po powrocie do domu zaczęliśmy pisać do mediów związanych z turystyką rowerową, a także rozpowszechniać pomysł w środowisku osób niewidomych. Idea przedsięwzięcia była taka, by nie musieć czekać na rajdy czy inne tego typu wydarzenia, tylko skontaktować się z osobą widzącą, która mieszka w naszej okolicy, i umówić się na przejażdżkę, kiedy tylko mamy na to ochotę.
A jak w tej chwili wygląda Wasza działalność?
Sam projekt ogranicza się zasadniczo do dwóch kwestii. Pierwsza to szukanie widzących pilotów wolontariuszy. Jeżeli zgłosi się do nas osoba niewidoma z jakiejś miejscowości, my - np. poprzez ogłoszenie w prasie lokalnej - staramy się skontaktować ją z widzącym rowerzystą, który zechciałby podzielić się przyjemnością jazdy na rowerze z osobą niewidomą.
Drugą formą działania jest promocja wszelkich inicjatyw zgłaszanych przez osoby umieszczone w bazie. Jeśli ktoś wpadnie na pomysł zorganizowania wyjazdu i chciałby zaprosić do udziału w nim innych tandemistów, to my staramy się to wypromować. Gdy np. grupa tandemistów wybiera się z Warszawy do Krakowa i szuka chętnych do wspólnej wyprawy, my umieszczamy ogłoszenie na stronie, a informację przesyłamy do osób z naszej bazy. Dzięki temu integrujemy środowisko niewidomych rowerzystów i popularyzujemy tę formę aktywności.
Jakie są plany "Niewidomych na Tandemach"?
Ostatnio w Krakowie zorganizowaliśmy zbiórkę starych rowerów, które w miarę możliwości będą cięte i spawane, by przerobić je na tandemy. Mamy nadzieję, że dzięki temu w Krakowie pojawi się nawet kilkadziesiąt nowych tandemów. Również z Krakowa rusza w tym miesiącu tandemowa pielgrzymka do Częstochowy. Cały czas zbieramy jakieś pomysły, ale raczej nie narzucamy nikomu naszych pomysłów, tylko wspieramy inicjatywy oddolne.
Co Pan myśli o trasach rowerowych w Polsce - czy są one dostępne dla osób z niepełnosprawnością? Czy w Malborku i okolicy można znaleźć dostosowane trasy?
Jazda tandemem po ścieżkach rowerowych to bardzo często duże wyzwanie. Tandem prowadzi się ciężej - jest dłuższa droga hamowania i większy promień skrętu. Także piesi, którzy spacerują po ścieżce, i parkujące samochody są wyzwaniem dla pilota. Osobiście wolę unikać ścieżek rowerowych; na zwyczajnej szosie czuję się bezpieczniej.
W Malborku mamy ścieżki rowerowe, ale jest ich niewiele. Jeśli wybieramy się na wycieczkę, musimy też pamiętać, że szlaki rowerowe nie zawsze są przejezdne dla tandemu. Tam, gdzie przejedziemy zwykłym rowerem, nie zawsze damy radę przejechać tandemem.
A jakie jest Pana największe marzenie związane z tandemami?
Na pewno chciałbym odbyć jakiś ekstremalny rajd - może objechać Saharę albo wjechać na jakiś szczyt - tak, by na własnej skórze poczuć prawdziwe zmęczenie i prawdziwe emocje.
I tego Panu życzymy. Dziękuję za rozmowę.
Pan Waldemar - mimo przeciwności losu - wciąż realizuje życiową pasję. Nie wszystkie miejsca są dostępne dla tandemów, dlatego na kolejne wycieczki szuka tras alternatywnych.
Jeżeli znasz ciekawe trasy i ścieżki rowerowe na Mazowszu, które są dostępne dla osób z niepełnosprawnością, podziel się swoją wiedzą, biorąc udział w konkursie "Rowerownik Bez Barier"!
***
Nie chcemy pomniejszać zaangażowania ani sukcesów p. Waldemara Rogowskiego. Jego działalność jest ważna i przynosi wielu osobom zadowolenie, może nawet radość życia. Z pewnością przyczynia się do przezwyciężania skutków niepełnosprawności. Musimy jednak sprostować twierdzenie:
"Właśnie podczas zorganizowanego przeze mnie rajdu od źródeł Wisły do jej ujścia (był to pierwszy w historii Polski rajd rowerowy organizowany przez osobę niewidomą), który odbył się w czerwcu 2013..." roku.
Otóż p. Waldemar Rogowski nie jest pierwszym niewidomym organizatorem rajdów na tandemach osób niewidomych.
W "Pochodni" z czerwca 2003 r. czytamy:
"Drugą wielką pasją Szczucińskiego stała się turystyka i rekreacja. W 1977r. wymyślił RIN - Rajd Inwalidów Niewidomych. Gdy pierwszy raz wyprowadził swoje "owieczki" w góry, otoczenie stukało się znacząco w głowy uważając, że pozabija ludzi. Kiedy wsadzał swoich nietypowych turystów na tandemowe rowery czy organizował spływy kajakowe, nikt już się nie dziwił. Rowerowy obóz wędrowny z Pól Grunwaldu do Bielska-Białej w 1979r. był wydarzeniem bez precedensu. Kiedy 22. lata później przejechał wraz ze swoją czeredą na rowerach z Kołobrzegu do Bielska, było to czymś normalnym".
Nie możemy z całą pewnością powiedzieć, że p. Antoni Szczuciński - osoba niewidoma z Bielska-Białej - był pierwszym organizatorem takich rajdów. Być może już wcześniej ktoś podejmował taką działalność. Z pewnością jednak p. Waldemar Rogowski pierwszy nie jest.
Raz jeszcze podkreślamy, że doceniamy działalność p. Waldemara Rogowskiego, ale chcemy być w zgodzie z prawdą historyczną. Prostujemy tę informację i dlatego, że zbyt często w naszym środowisku zapominamy o tym, co już było i usiłujemy zaczynać wszystko od początku. Podobnym zdarzeniem, tyle że o znacznie większym ciężarze gatunkowym, było zapomnienie Zarządu Głównego PZN o wcześniej ustanowionej Nagrodzie kpt. Jana Silhana i ustanowienie nagrody Włodzimierza Kopydłowskiego.
(przypis redakcji "WiM")
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Od dłuższego czasu rozważam różne uwarunkowania działalności PZN-u i innych stowarzyszeń osób z uszkodzonym wzrokiem. Może czas rozważania te rzucić na tło ogólnospołeczne. Niewidomi i słabowidzący są częścią społeczeństwa. Nie mogą więc różnić się zasadniczo od społeczeństwa, w którym żyją.
Władze naszego państwa, obecne, byłe i przyszłe są złe, nieudolne, myślą tylko o sobie, kradną, malwersują, marnują.
Politycy, wszyscy od lewa do prawa i od prawa do lewa to sami cynicy, oszuści, krętacze, kłamcy, dranie, jakich mało.
Społecznicy wszelkiej rasy i maści są interesowni, robią tylko to, co jest dla nich korzystne i nie przejmują się biednymi ludźmi.
Księża są pazerni, nieudani. E! Szkoda gadać.
Oni malują wulgarne grafity na murach, sypią wulgaryzmami w miejscach publicznych i przed kamerami telewizji. Tacy są oni, a my? A my zawsze idealni. Oni pozostawiają na chodnikach psie odchody, a my je rozdeptujemy, zwłaszcza my niewidomi.
Partie i organizacje pozarządowe są do niczego, nawet o nich nie warto wspominać.
Urzędnicy, nauczyciele, lekarze, pielęgniarki - samo barachło.
Wszyscy są do luftu i tyle!
A my? A my jesteśmy idealni.
Zaśmiecone lasy, parki, trawniki, ulice, wszędzie psie odchody - to oni, a nie my.
Połamane ławki w parkach, porozbijane przystanki tramwajowe i autobusowe, zdewastowane autobusy, wagony, budki telefoniczne, toalety i kto to robi? Oni!
Na meczach lepiej się nie pokazywać, bo burdy, bo bijatyki, bo niebezpiecznie. Tacy są kibice, kibole, oni!
A my? A my jesteśmy idealni!
Nawet palcem w bucie nie ruszymy, żeby zmienić to, co się nam nie podoba, bo nie warto. Warto natomiast na wszystko i na wszystkich narzekać.
Przyjdą wybory - jedne, drugie, trzecie i czwarte, ależ to nie nasza sprawa! My jesteśmy ponad to! Pójście do urn, a po co? I tak się nic nie zmieni! To po niżej naszej godności!
Niektórzy to są nawet dumni z tego, że na wybory nie chodzą i publicznie chwalą się tą cnotą.
Niektórzy poszliby nawet do lokalu wyborczego, ale może padać, ale jest zbyt ciepło, zbyt zimno, wiatr. Lepiej wyjechać za miasto, na ryby, na grzyby, na weekend, na piknik, iść do kumpla, piwko wypić, na telewizor się pogapić - wszystko stoi na przeszkodzie, bo wszystko jest ważniejsze od tego, kto rządzi naszym krajem, naszym miastem, naszą gminą.
A jak już się pofatygujemy do urn, to wielu z nas odda głos na Stanisława Tymińskiego, na bohatera z Big Brothera, na Polską Partię Piwa, a ostatnio na Kongres Nowej Prawicy.
Warto przypomnieć niektóre poglądy przewodniczącego Kongresu Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikkego dotyczące osób niepełnosprawnych. Wybrane fragmenty pochodzą z publikacji "Para-olimpiada czyli paranoja" (http://jkm.nowyekran.pl2012-09-04(. Publikacja ta została przedrukowana na łamach "WiM" w październiku 2012 r.
***
"Jednak ONI (budowniczy obecnej anty-cywilizacji) wielkie "halo" robią nie z okazji rozgrywek innych kategorii niepełnosprawnych - np. (istniejącej w USA!) ligi koszykówki dla niziołków, lub (nieistniejącej) olimpiady dla młodzików - lecz z okazji rozgrywek inwalidów, zwanych "Para-olimpiadą".
Dlaczego? To oczywiste. Cywilizacja europejska, która panowała nad światem, stawiała na najmądrzejszych, najsilniejszych, najinteligentniejszych, najszybszych - a obecna anty-cywilizacja za najważniejsze uważa forowanie biednych, głupich, niezaradnych - i również inwalidów.
W efekcie to nie my dziś kolonizujemy świat - to nas kolonizują. Ciekawe, czy jak dojdzie do rozgrywki, np. z muzułmanami, to bronić nas będą żołnierze bez ręki lub na wózkach inwalidzkich?
Ludzie z defektami odruchowo starają się je ukrywać. Inni starają się takich ludzi unikać. Kiedy kobieta ma pryszcz na twarzy - stara się nie wychodzić z mieszkania. Podobnie z inwalidami. I nie chodzi tu o względy estetyczne..."
***
"Tymczasem to wcale nie jest kretyn: p.Tadzio Turner, właściciel potężnej CNN, omal nie doprowadził jej do bankructwa pokazując bodaj osiem lat temu para-olimpiadę. Więc żadna "opinia" się nie wzburzyła, bo mało kto chce tę para-olimpiadę oglądać - i słusznie.
I nie chodzi o estetykę: w społeczeństwie obowiązuje zasada: "Z kim przestajesz, takim się stajesz", więc i oglądanie - godnych podziwu skądinąd - wysiłków para-sportowców może przynieść - przejściowe, na szczęście - zaburzenia w motoryce!
Jeśli chcemy, by ludzkość się rozwijała, w telewizji powinniśmy oglądać ludzi zdrowych, pięknych, silnych, uczciwych, mądrych - a nie zboczeńców, morderców, słabeuszy, nieudaczników, kiepskich, idiotów - i inwalidów, niestety.
***
"Przy okazji: obejrzałem sobie klasyfikację medalową para-olimpiady. Nie ma tam prawie w ogóle państw afrykańskich. Tam zaraza nie dotarła.
Ale to oznacza, że Murzyni niedługo podbiją świat. I wyrżną nas. Zaczynając od niepełnosprawnych".
***
"Podsumujmy: para-olimpiadę forują ci sami, którzy odbierają pieniądze dobrym pracownikom i dają je nierobom. Socjaliści. Ludzie żywiący nienawiść do naszej cywilizacji: do tych najlepszych, najwydajniejszych, najsprawniejszych. Kochający za to nieudaczników wszelkiej maści".
***
Kobieta zapytana na plaży, czy już głosowała, odpowiedziała, że nie i nie ma zamiaru. Dziennikarz zapytał, dlaczego. Dowiedział się, że nie ma na kogo.
Słusznie! Kilkudziesięciu kandydatów i wszyscy do niczego, wszyscy gorsi od tej kobiety.
Jak to się dzieję, że Janusz Korwin-Mikke, który głosi tak "pochlebne" poglądy na temat osób niepełnosprawnych i równie "pochlebne" na temat kobiet, osiągnął ponad 7 procent głosów osób uczestniczących w wyborach?
Gdyby tylko połowa osób niepełnosprawnych wzięła udział w wyborach i zagłosowała na którąś z partii, a nie na Korwin-Mikkego, Nowa Prawica nie przekroczyłaby progu wyborczego i nie kompromitowałaby nas wszystkich. A gdyby jeszcze kobiety poszły do wyborów i zagłosowały podobnie, pan Janusz Korwin-Mikke osiągnąłby wynik liczony chyba w promilach, a nie w procentach. Tym czasem aż jedna czwarta wyborców tego pana to kobiety! I kto to zrozumie?
Dlatego nie można mówić, że nie ma na kogo głosować, bo zawsze można wybrać kogoś lepszego od pana Korwin-Mikkego, a gorszego bardzo trudno.
Tak, głosowalibyśmy, żeby to nasze nazwiska figurowały na listach kandydatów, a nie oni. No tak, ale wówczas, jeżeli zostalibyśmy wybrani, natychmiast z "my" staliby się "oni", i co nam by pozostało? Jak my przerobieni w oni mielibyśmy narzekać i na kogo?
Niektórzy politologowie twierdzą, że Polacy tworzą bardzo słabe społeczeństwo obywatelskie. Ich zdaniem większość organizacji pozarządowych nie pełni statutowych zadań, niedostatecznie rozwija się wolontariat.
Jeżeli takie jest nasze społeczeństwo, to niewidomi i słabowidzący nie mogą być inni. Jest jeszcze gorzej, bo oni znacznie mniej wiedzą o swoim środowisku - o instytucjach, fundacjach i stowarzyszeniach w nim działających. Obywatele naszego kraju mają prasę codzienną i czasopisma, radio i telewizję oraz internet. Wszędzie tam jest mnóstwo informacji na tematy polityczne, gospodarcze, kulturalne oraz wszelkie inne, a wszystkie z małymi wyjątkami dotyczą problemów ludzi widzących. Osoby z uszkodzonym wzrokiem mają bardzo skromne możliwości pogłębiania swojej wiedzy na własny temat oraz na temat środowiska. Nic oprócz pochwał nie mogą dowiedzieć się na temat osób znaczących w tym środowisku. Może dlatego też nic, ale to zupełnie nic, nie zrobią, żeby poprawić funkcjonowanie PZN-u lub innego swojego stowarzyszenia. Tam działają oni, a my? My jesteśmy idealni i w coś takiego bawić się nie będziemy. Nie będziemy jeszcze i dlatego, że musielibyśmy walczyć z "zasłużonymi" działaczami, z przyzwyczejaniami, z układami, z upodobaniami, z niedorzecznymi zasadami zdobywania pieniędzy na działalność rehabilitacyjną i przede wszystkim z samymi sobą.
Czy więc można liczyć, że znajdą się siły, które będą zdolne przezwyciężyć kryzys stowarzyszeń zrzeszających osoby niewidome i słabowidzące? Czy mamy przywódców zaangażowanych, którym dobro wspólne środowiska leży na sercu?
W sytuacji, w jakiej znalazł się polski ruch niewidomych konieczny jest przywódca silny, zdecydowany, taki który wie, czego naprawdę potrzebują osoby z uszkodzonym wzrokiem i jak to osiągnąć. Przywódca taki musiałby być obdarzony wielką charyzmą, która umożliwiłaby mu przełamanie oporu tradycjonalistów, egoistów, biernotę i gnuśność, obojętność na sprawy ogólne. Przywódca ten musiałby potrafić zgromadzić wokół siebie grupę ludzi zdolnych do bezinteresownego, mądrego działania. Znam osoby ze środowiska obdarzone taką charyzmą, którą jednak wykorzystywały niezgodnie z interesami środowiska. Nie znam takich, którzy obdarzeni są rzeczywistymi cechami przywódczymi, wiedzą i wolą działania dla środowiska. Zawsze czegoś brakuje: cech przywódczych, charyzmy, wiedzy, uczciwości, a najczęściej woli działania wbrew wszystkiemu i wbrew wszystkim dla dobra ogółu osób z uszkodzonym wzrokiem.
Jeżeli nie mylę się w ocenach, autentyczny ruch niewidomych w Polsce będzie stopniowo zanikał. Na jego gruzach będą powstawały różne fundacje i stowarzyszenia, które dla własnych korzyści będą wykorzystywały pozytywny stosunek społeczeństwa i decydentów do niewidomych.
Jan Paweł II twierdził: "Jeżeli chcesz znaleźć źródło, musisz płynąć pod prąd". Właśnie, pod prąd, a nasi działacze tak lubią płynąć z prądem, chociażby sternik nawę stowarzyszenia kierował prosto na skały. Tak już było w niedawnej historii PZN-u. Mam nadzieję, że teraz aż tak nie jest, chociaż... Chyba w ten sposób do źródła nie dopłyniemy. Z prądem to wszystko spływa, ludzie bez charakteru również. Smutne to, ale może nieprawdziwe.., może się mylę, może nie jest aż tak źle?
Źródło: Publikacja własna "WiM"
W Polskim Związku Niewidomych już od ponad 10 lat niepodzielnie funkcje prezesa i dyrektora Związku pełnią dwie panie - p. Anna Woźniak-Szymańska i p. Małgorzata Pacholec. Nie bez kozery na początku użyłem słowa "niepodzielnie", bo wprawdzie PZN dysponuje mocno rozbudowanymi statutowymi organami kolegialnymi, jednak pod urokliwym wpływem liderek, organy te całe swe kompetencje złożyły do dyspozycji dwóch przewodzących Pań. I zarówno delegaci na krajowe zjazdy jak i członkowie Zarządu Głównego PZN głosowali w większości tak, jak pasowało to przywódczyniom. Żeby nie być gołosłownym, najpierw zwołano Krajowy Nadzwyczajny Zjazd Delegatów, podczas którego przegłosowano zmiany statutu PZN, a wśród nich i tę znoszącą kadencyjność władz Związku. Do tamtego momentu funkcję prezesa czy wiceprezesa można było sprawować co najwyżej przez dwie kadencje. Zaiste porażająca jest wola liderek - opanowały całą PZN-owską demokratyczną machinę władzy. Decyzje o wielkim znaczeniu gospodarczym i finansowym podejmowane są bez udokumentowanych analiz i prognoz. Jeżeli ktoś chciał wiedzieć coś więcej w tych sprawach, kończyło się to na werbalnych deklaracjach wyjaśnień - oczywiście przekazanych już po głosowaniu. Przykładem działań tego typu może być sprawa decyzji rozmontowujących potencjał poligraficzny i fonograficzny PZN. Otóż decyzją Pań, jako reprezentantek właściciela spółki pod nazwą "Wydawnictwa Polskiego Związku Niewidomych sp. z o.o.", firma ta przestała być własnością Polskiego Związku Niewidomych. Zdobywany wieloletnim wysiłkiem władz PZN majątek przeszedł w ręce kilku widzących pracowników byłej spółki. Gdy działacze podczas jednego z zebrań Zarządu Głównego PZN chcieli dowiedzieć się, na jakich zasadach następuje przejęcie drukarni przez nowy podmiot gospodarczy, otrzymali informację, że jest to tajemnica handlowa. Wyjaśnienie to nie budziło dalszych wątpliwości, a demontaż działalności gospodarczej PZN postępował dalej. W ramach prób naprawy sytuacji spółki "Wydawnictwa Polskiego Związku Niewidomych" sprzedano Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej "Curatum", zlikwidowano działalność drukarni w Lublinie na bazie dawnej sp. z o.o. "Print 6". Znaleziono nabywcę na 100 proc. udziałów spółki "Wydawnictwa Polskiego Związku Niewidomych" podobno za kwotę 60 tys. pln. I tak pozbyto się problemu. W wyniku takiej działalności niewidomi pracownicy pozostali bez pracy, bez wypłaty zaległych wynagrodzeń i należnych świadczeń pracowniczych.
Mimo braku własnego potencjału poligraficznego PZN nadal oferuje wydawanie i zaopatrywanie osób z dysfunkcją narządu wzroku w czasopisma drukowane brajlem i drukiem powiększonym. W tej sprawie dwukrotnie wystosowane zostało zapytanie ofertowe do wybranych jednostek świadczących usługi w tym zakresie. Nawet za pierwszym razem postępowanie rozstrzygnięto, PZN poznał ceny poszczególnych potencjalnych wykonawców, ale cena zwycięzcy wydała się zamawiającemu zbyt niska. Postanowiono jednak unieważnić postępowanie z powodu braku decyzji o przyznaniu środków na przedmiotowe zadanie. Gdy jednak środki zostały przyznane, ponownie wystosowano informację o postępowaniu przetargowym. Tym razem jednak firma, która poprzednio oferowała najniższą cenę, nie mogła w przetargu wystąpić, ponieważ nie spełniała jednego z warunków. Warunkiem tym było, że drukarnia nie może być dalej niż 30 km od siedziby Związku. Drukarnia zwycięskiej firmy natomiast znajduje się znacznie dalej. A więc jasno widać - choć sprawa dotyczy wydawnictw dla niewidomych - że chodziło o to, aby zamówienie realizował podmiot sercu Pań najbliższy - firma "EPE druk", mająca siedzibę przy Konwiktorskiej i mająca ponoć jakieś zadłużenie wobec PZN. Przyznać należy, że to dość mało skomplikowany sposób przepompowywania środków publicznych. Warto może w tym miejscu powiedzieć, że firmą dającą tę najniższą cenę wykonania zlecenia PZN-u jest przedsiębiorstwo kierowane od początku przez osobę całkowicie niewidomą.
I tu dotknąć trzeba jeszcze jednej płaszczyzny działalności wieloletniej wierchuszki PZN-owskiej. Otóż nie mogę nie wspomnieć o konsekwentnym deprecjonowaniu i bezdusznym traktowaniu niewidomych szefów PZN-owskich spółek i zakładów własnych. Mam tu na myśli zarówno np. Centralną Przychodnię Rehabilitacyjną, jak i spółki "Print 6" czy "Zakład Nagrań i Wydawnictw PZN". Zrobiono wiele, żeby na miejsce niewidomych menadżerów zatrudnić wyszukanych widzących mężów opatrznościowych - nie tylko mężczyzn, ale i matek opaczności, płacąc im wynagrodzenia wyższe niż ich niewidomym poprzednikom. Udzielano też im co roku absolutorium, mimo druzgoczących wyników gospodarczych.
I jeszcze jedna refleksja przy okazji rozważań dokonań liderek naszego Związku w ostatnim 10-leciu. Absolutny brak umiejętności zażegnywania konfliktów w okręgach. Wygląda to tak, jak by ogień gaszono benzyną. Wiemy, jakie są efekty. Niestety, PZN stracił to coś, co przyświecało działaczom przez całe lata, a mianowicie środowiskową solidarność. Ogromny odpływ członków, zwłaszcza całkowicie niewidomych, pokazuje, że PZN nie jest już ich organizacją.
Jeżeli nadal utrzymają się dotychczasowe tendencje działalności liderek, skrót PZN można będzie interpretować jako "Panie Zmarginalizowały Niewidomych".
***
Nie możemy sprawdzić informacji zawartych w powyższym tekście. Uniemożliwia to stosunek władz Związku do niezależnej prasy i zamiłowanie do tajności. Dlatego osoby, które chciałyby zamieścić na łamach "WiM" sprostowanie, wyjaśnienie, przedstawienie stanowiska władz Związku na tematy poruszone w artykule, prosimy o przygotowanie odpowiedniej publikacji. Zapewniamy, że ukaże się ona w najbliższym wydaniu "WiM".
(przypis redakcji "WiM")
Źródło: Głos Wielkopolski
Data opublikowania: 2013-12-12
Barbara Klak potrafi poruszać się po mieście bez białej laski, a o tym, że jest niewidoma informuje żółtą opaską na ramieniu
(Anna Łoś)
Powszechnie znanymi oznaczeniami osób niewidomych są: biała laska, pies przewodnik i czarne okulary. Żadnego z tych znaków nie używa Barbara Klak. O swojej niepełnosprawności informuje innych opaską, którą nosi na ramieniu. Zanim straciła wzrok, zdążyła doskonale poznać prawie cały Poznań i do tej pory obraz miasta ma w pamięci.
- Obrałam taki sposób poruszania się po mieście, że zaczepiam obce osoby i proszę ich o to, żebym mogła chwycić się ramienia i dojść z nimi tam gdzie chcę. Wtedy czuje się bezpiecznie i potrafię iść bardzo szybko. Nie potykam się o krawężniki nawet bez laski - tłumaczy Barbara Klak.
Jej zdaniem, to najlepsze wyjście dla niewidomych, bo ani biały kij, ani pies przewodnik nie wskaże jej drogi do apteki, czy do sklepu. A z racji tego, że mieszka sama, musi sobie jakoś radzić. Gdy niesie torby z zakupami, laska, jej zdaniem, zajmuje tylko niepotrzebnie ręce, w których trzyma reklamówki i torebkę. Często spotyka się jednak z niedowierzaniem, że rzeczywiście jest osobą niewidomą...
Jest zadbaną, umalowaną kobietą.
- Ludzie wyobrażają sobie, że jak ktoś straci wzrok, to nie powinien wychodzić z domu. A ja chcę normalnie żyć, tak jak wtedy, kiedy widziałam. I chce mieć prawo poruszać się bez laski, bo jest mi z nią niewygodnie - opowiada Barbara Klak.
Czas na nowy symbol
W internecie kupiła żółtą opaskę z trzema czarnymi kulami ustawionymi w kształt trójkąta i zawsze, kiedy porusza się po mieście, nosi ją na ramieniu Jej dystrybutor zapewnia, że to uznawane na Zachodzie oznaczenie niewidomych. W Polsce jednak mało kto o nim słyszał. Dlatego niewidoma chce opaskę rozpropagować. Zaczęła od swoich znajomych, a ludziom, którzy jej pomagają tłumaczy, co opaska oznacza.
- Zainteresowali się tym między innymi kontrolerzy w autobusie MPK. Zrobili mi nawet zdjęcie, żeby poinformować swoich kolegów o tym, że niewidomi mogą nosić taką opaskę - mówi Barbara Klak.
Opaski wywołują wstyd?
Polski Związek Niewidomych opasek wprowadzać nie chce. Dyrektor PZN w Poznaniu Aleksander Rodziewicz, uważa, że opaski jako rozpoznawalnego symbolu osób niewidomych i niedowidzących nie da się wprowadzić.
- To jest zły pomysł. Niewidomi będą się tego wstydzili, tak jak opasek nie noszą teraz cukrzycy. Opaska kojarzy się niektórym z czasami wojennymi - tłumaczy Aleksander Rodziewicz.
Głosowi temu wtóruje Fundacja Szansa dla Niewidomych. Jej przedstawiciele o systemie, jaki chciałaby wprowadzić Barbara Klak, nigdy nie słyszeli .Większość podopiecznych fundacji chce poruszać się po mieście bez pomocy innych. Dlatego korzystają z laski i łapią się za głowę słysząc o podchodzeniu do innych i proszeniu o pomoc.
- Opaska to nie jest to żaden sygnał, że mamy do czynienia z osobą niewidomą. Laska jest elementem odblaskowym, wyraźnie widocznym dla innych. Szczególnie ważne jest to dla kierowców: żeby oni dostrzegli opaskę i zachowali szczególną ostrożność, trzeba byłoby nosić ją na obu ramionach - wyjaśnia Kamila Wejman z Fundacji Szansa dla Niewidomych.
Czy niewidomi z laską w ręku mogą czuć się bezpiecznie na ulicach?
- Z tego co mi wiadomo, zdarzeń drogowych z niewidomymi było w ostatnich czasach bardzo mało. Biała laska przyjęła się u nas i wszyscy uczestnicy ruchu reagują na widok pieszego z nią - mówi Józef Klimczewski, naczelnik poznańskiej drogówki.
Źródło: POON Flash nr 17
Sporo czasu minęło, nim po utracie wzroku odnalazłam się w nowej sytuacji. Właściwie należałoby powiedzieć, że życie w ciemności to jak inna rzeczywistość. Nagle bowiem inaczej postrzega się otoczenie, inne bodźce stają się wyznacznikami codzienności. Z czasem udało mi się opanować wiele elementów życia, które składają się na miano - samodzielność. Oczywiście są dziedziny, w których nie da się obejść bez pomocy osoby widzącej, ale przecież tak naprawdę nikt nie jest samowystarczalny. Każdy w różnych sytuacjach potrzebuje większej lub mniejszej pomocy drugiego człowieka. To w pełni naturalne i zrozumiałe. Jak wiadomo każdy z nas ma inne predyspozycje ułatwiające funkcjonowanie, ale mamy także różne bariery utrudniające życie. Moją okazała się niesamodzielność w przestrzennym poruszaniu się. Początkowo nie dostrzegałam tego problemu, bo wstydziłam się białej laski, a i rodzina robiła wszystko żeby mnie do tego "kija" zniechęcić. Także zapewnienia bliskich, że zawsze będą mi pomagać uśpiły moją czujność. Przez wiele lat ten układ się sprawdzał, ale przyszedł czas, gdy rodzicom zaczęło brakować siły, a znajomi przestali być dyspozycyjni. Moje zapatrywania na samodzielność i potrzeby życiowe również uległy zmianie i kogo teraz winić za taką krótkowzroczność? Gdzie szukać pomocy?
To ostatnie pytanie sprowokowało mnie do rozejrzenia się za alternatywnym rozwiązaniem.
Pełna nadziei "zapukałam" do pracownika MOPS-u - ten rozłożył z bezradnością ręce. Potem udałam się do Rzecznika Osób Niepełnosprawnych przy Urzędzie Miasta - pani stwierdziła, że takimi sprawami to ona się nie zajmuje. Zaczęłam szukać wolontariatu - znalazłam, ale tam dowiedziałam się, że grupa składa się z młodzieży gimnazjalnej i chodzą jedynie do świetlic środowiskowych. Byłam również w kole PZN, bo to przecież organizacja samopomocowa, ale i tu nikt nie był mi w stanie pomóc. Pytałam w PCPR o wolontariat, asystenta osobistego lub o projekt, w ramach którego mogli by zorganizować kurs orientacji przestrzennej. Urzędniczka rozłożyła ręce - rozumie potrzebę, ale możliwości brakuje. Zapytałam o asystenta lub szkolenie z orientacji przestrzennej nawet w Urzędzie Pracy. Jaki bowiem ma sens proponowanie zatrudnienia niewidomemu jeśli nie ma on możliwości, aby dotrzeć do firmy? W odpowiedzi zaprezentowano mi zdumienie i zaskoczenie, bo o tym nikt nie pomyślał. Tylko raz zapytano mnie o barierę najbardziej utrudniającą mi życie - było to na komisji PCPR, kiedy pracownik socjalny przeprowadzał wywiad. Urzędniczka słysząc jaki mam problem, pokiwała głową i płynnie przeszła do kolejnego pytania.
Tak oto z przerażeniem odkryłam, że w moim powiatowym mieście nikt nie jest w stanie mi pomóc. Czyżbym w skali powiatu tylko ja potrzebowała pomocy wolontariusza/asystenta? Jeśli tak, to problem faktycznie jest marginalny, ale wiem, że nie jestem w moich obawach i potrzebach odosobniona.
Tak naprawdę problem ma zasięg globalny.
Kilka przykładów:
- Koleżanka mimo, że wiele lat edukacji spędziła w ośrodku dla osób niewidomych i słabo widzących nie opanowała samodzielnego poruszania się z białą laską. Miała kursy w szkole, a potem w miejscu zamieszkania, ale nie wiele to pomogło - lęk okazał się silniejszy od chęci! Zdaje sobie sprawę ze swojej zależności od męża i rodziny, ale godzi się z tą sytuacją, bo nie ma innego rozwiązania. Mieszka w moim mieście, a więc jesteśmy już dwie potrzebujące wsparcia osobistego asystenta.
- Inny ociemniały diabetyk mieszka na wsi, pozostał bezradny. Do stolicy powiatu ma ponad 30 kilometrów, autobusy trzy na krzyż, a pojechać z nim nie ma komu. Nie mając wyjścia zaczął korzystać z pomocy szczątkowo widzącego kolegi. Zdaje się, że trochę to wyglądało jakby dwóch facetów prowadziło się na (nie tylko) drugim gazie. Finał był taki, że idąc z przystanku do domu wpadli do rowu. Diabetyk skaleczył się w stopę, rana nie chciała się goić, musiano mu amputować palec. Dobrze, że nie całą stopę, ale teraz siedzi w domu i rozpacza, bo znikąd pomocy!
- Znajoma mieszka w małym miasteczku, gdy straciła wzrok ani ona, ani jej rodzina nie umieli sobie poradzić z nową sytuacją. Kiedy już się pozbierała, opanowała wiele, ale jedna "pięta achillesowa" pozostała - orientacja przestrzenna.
- Kolejna znajoma mieszka w dużym mieście, poza niewidzeniem ma jeszcze inne problemy zdrowotne. Jednak nie poddała się, skończyła studia, biegle włada trzema językami obcymi, koncertuje, jest osobą aktywną. Wszystko fajnie, ale co będzie, gdy rodzicom braknie sił? Dzisiaj to oni zapewniają jej możliwość samorealizacji, bo osobistego asystenta brak.
Przykłady można mnożyć i za każdym z nich kryje się człowiek potrzebujący pewnej pomocy, aby móc odpowiednio funkcjonować. Zbyt wiele wysiłku włożyłam w wypracowanie odpowiedniego podejścia do własnej dysfunkcji. Potem pracowałam nad pokazaniem otoczeniu, że mogę wiele zaoferować, mimo braku wzroku. Dlatego nie chciałabym w pewnym momencie zostać bezwolnym petentem pracownika opieki społecznej. Myślę, że istnieje coraz większa potrzeba aktywnego wdrożenia zawodu osobistego asystenta. W tym momencie pragnę podkreślić, że koncentruję uwagę na problemie związanym z codziennym życiem i brakiem rozwiązań systemowych w tym zakresie. To w znacznym stopniu zawęża spojrzenie i sprawia, że pomijam inne sfery życia i zrehabilitowania osób niewidomych/niepełnosprawnych. Trzeba bowiem dokonać wyraźnego podziału na:
asystent pracy osoby niepełnosprawnej, czyli osoba, która pomaga, w przypadku, gdy pracodawca zechce zatrudnić osobę niepełnosprawną. To jedna z form aktywizacji zawodowej osób ze stopniem znacznym lub umiarkowanym.
Trener pracy osoby niepełnosprawnej, czyli osoba, która wspiera osobę niepełnosprawną w miejscu pracy. Współpracuje z doradcą zawodowym i psychologiem.
Asystent osobisty osoby niepełnosprawnej, czyli wykonawca woli i poleceń osoby niepełnosprawnej w realizacji jej podstawowych, codziennych czynności. Jego rola polega na pomocy osobie niepełnosprawnej w wykonaniu podjętych przez nią działań. Ma także inspirować i zachęcać do aktywności - doradza, wspiera psychicznie i emocjonalnie. Asystent osobisty jest towarzyszem i przyjacielem, powinien ułatwiać (jeśli jest taka potrzeba) nawiązywanie nowych relacji społecznych. Zakłada się, że osobisty asystent potrzebny jest nie tylko najbardziej aktywnym niepełnosprawnym. Osoba niepełnosprawna, która otrzymuje wsparcie asystenta, nie zawsze może podjąć pracę. Jest to proces, w którym osoba niepełnosprawna może potrzebować asystenta tylko podczas: zakupów, wyjścia do kina, lekarza, urzędu, czy na spacer. Dla osoby niewidomej asystent będzie przewodnikiem i lektorem. To osoba niepełnosprawna decyduje, kiedy i do czego potrzebuje asystenta.
Jak więc przedstawia się kwestia asystenta w Polsce?
Czy myśli się o rozwiązaniach systemowych?
Obawiam się, że osobisty asystent osoby niepełnosprawnej w Polsce, to nadal mglista i bardzo daleka przyszłość. A przecież problem staje się coraz bardziej palący, bo wzrasta liczba osób niepełnosprawnych. A to ma wpływ na społeczną politykę lokalną oraz globalną. Osoby niepełnosprawne wymagają określonych usług opiekuńczych oraz szeroko pojętej rehabilitacji (medycznej, psychologicznej, społecznej i zawodowej). Okazuje się, że obecnie najlepiej funkcjonuje rehabilitacja środowiskowa, czyli wsparcie rodziny i społeczności lokalnej. Jednak czy tak powinno być, czy nie pora pomyśleć o kompleksowej rehabilitacji?
W tym momencie zaczęłam mieć nieprzyjemne odczucie, że staję się roszczeniowa wobec państwa. Jednak czy rzeczywiście? Przyzwyczajona do innego sposobu radzenia sobie z codziennością, aż boję się myśleć o tak luksusowym rozwiązaniu jak osobisty asystent. Czy słusznie, czy osobisty asystent oznacza jedynie dodatkowe koszty dla państwa? Dlaczego nikt nie zastanawia się nad zyskami, jakie przyniesie aktywizacja osób niepełnosprawnych? Przecież asystent ma być pomocny w sferach, w których sobie nie mogę sama poradzić. W żaden sposób nie ma mnie wyręczać. Dlaczego o dotacje na zatrudnienie asystenta osobistego starają się na ogół organizacje pozarządowe lub jednostki MOPS/GOPS? Dlaczego potencjalni beneficjenci takich projektów podchodzą do nich sceptycznie i z dużym dystansem?
Odpowiedź jest prosta. Chodzi właśnie o to, że są to tylko chwilowe rozwiązania, pozwalające na krótkotrwałe zatrudnienie małej liczby asystentów. To trochę tak, jakby dziecku przez chwilę pokazać cudowny świat bajek, pozwolić mu popatrzeć przez szybę, a potem opuścić zasłonę. Nikt nie zastanawia się nad skutkami takich działań, a mogą one doprowadzić niewidomego/niepełnosprawnego do frustracji i poczucia bezsilności. Znalazłam informację o przykładowym projekcie, który powstał z inicjatywy Gminy Wrocław. Realizowała go Fundacja "Spokojna Jesień". Był on odpowiedzią na potrzeby osób niepełnosprawnych, ich bliskich i opiekunów. Projekt realizowano w czasie od kwietnia do końca grudnia 2013r. z oferowanych usług asystenta osobistego mogły skorzystać jedynie osoby mieszkające na terenie miasta Wrocław. Zgodnie z założeniami projektu o przydzielenie asystenta mogły się starać osoby chcące być aktywne. Asystent miał za zadanie pomagać, a nie wyręczać niepełnosprawnego. Dzięki jego pomocy osoba niepełnosprawna miała szansę stać się bardziej samodzielna i niezależna. Zadanie asystenta polegało na kompensowaniu mniejszej sprawności, "zastępowaniu" dobrego wzroku, pomocy w dotarciu w wybrane miejsca. Dzięki wsparciu asystenta osoba niepełnosprawna bezproblemowo mogła dotrzeć do pracy, na rehabilitację, do lekarza, teatru, urzędu, na uczelnię itd. Usługi zapewniano od poniedziałku do piątku od godziny ósmej do dwudziestej pierwszej.
Program skierowany był do osób pełnoletnich, mieszkających we Wrocławiu. Chętni chcący skorzystać z pomocy asystenta musieli legitymować się ważnym orzeczeniem o stopniu niepełnosprawności - stopień znaczny lub umiarkowany - adekwatnie I oraz II grupa inwalidzka.
Warunkiem zapewniającym pomoc asystenta był także zapis w orzeczeniu o całkowitej lub częściowej niezdolności do samodzielnej egzystencji/pracy.
Odpłatność miał pobierać Asystent (z góry), koszt usługi to 1 zł. Wpłatę potwierdzał asystent wystawiając KP, opłata była jednorazowa i dobrowolna. Projekt przewidywał, że jedna osoba/rodzina będzie mogła skorzystać z pomocy asystenta dwa razy w tygodniu.
Założenia projektu dla mnie idealne, z ochotą skorzystałabym z oferowanej pomocy osobistego asystenta. Nawet jeśli po upływie trwania projektu miałabym poczuć się pozbawiona istotnego "narzędzia" dającego znacznie większe możliwości. Jednak skoro można poszukać rozwiązania na kilka miesięcy, dlaczego nie zrobić tego samego na stałe? Przecież zatrudnienie pracowników w zawodzie asystent osobisty wiąże się także z nowymi miejscami pracy. A to przekłada się na zmniejszenie bezrobocia, bo potrzeby są bardzo duże.
Znaczny krok w tym kierunku zrobiło Centrum Usług Socjalnych i Szkolenia Kadr Pomocy Społecznej "Ośrodek Nowolipie" w Warszawie. Od sierpnia 2006 roku realizuje on program "Asystent Osoby Niepełnosprawnej". Założenia projektu są bardzo podobne, jak w projekcie realizowanym we Wrocławiu. Oczywiście zakres oferowanych usług jest szerszy oraz inaczej wygląda monitorowanie asystentów. Podstawowy czas pracy asystenta wynosi trzy i pół godziny. Odpłatność wynosi 4 zł za czas podstawowy, potem asystent nalicza 1 zł za każdą rozpoczętą godzinę. Usługa rozpoczyna się wniesieniem przez klienta opłaty i wypisaniem przez asystenta potwierdzenia KP. Koniec usługi osoba niepełnosprawna potwierdza poprzez podpisanie Karty Zlecenia. Zaciekawiona zadzwoniłam do realizatora programu (tel.: 22 887-33-20) żeby dopytać, czy również osoby niepełnosprawne spoza Warszawy mogą skorzystać z pomocy asystenta? Okazało się, że jak najbardziej tak. Najlepiej potrzebę pomocy zgłosić na minimum dwa tygodnie wcześniej. Jeśli pojawi się nagła sytuacja koordynator również próbuje pomóc, ale wtedy nie mamy stuprocentowej pewności, że otrzymamy wsparcie asystenta. Otrzymane informacje potwierdziła koleżanka, która mieszka w pobliżu stolicy i pierwszy raz skorzystała z oferowanego wsparcia asystenta. Kompetencje i przygotowanie asystentów oceniła bardzo wysoko.
Więcej informacji odnośnie pomocy asystenta w stolicy można znaleźć na stronie projektu:
http://www.asystent.warszawa.pl/
Sprawdziłam jeszcze co o wyrównywaniu szans osobom niepełnosprawnym możemy przeczytać w konwencji ONZ?
W myśl zasady 4. (Standardowych Zasad Wyrównywania Szans Osób Niepełnosprawnych ONZ z 1993 r.) czytamy: "Państwa powinny zagwarantować osobom niepełnosprawnym opiekę w pełnym zakresie służb wspierających, włącznie ze wszelkimi urządzeniami pomocniczymi, po to, by pomóc im w podnoszeniu poziomu niezależności w życiu codziennym oraz w egzekwowaniu przysługujących im praw. Państwa powinny zapewnić usługi asystenta osobistego, przewodnika i tłumacza, zgodnie z potrzebami osoby niepełnosprawnej jako ważne narzędzie prowadzące do wyrównania szans. Usługi asystenckie powinny być ekonomicznie dostępne - darmowe lub tak tanie, aby osoby niepełnosprawne i ich rodziny było na nie stać. Programy dotyczące osobistego asystenta powinny zapewniać osobie niepełnosprawnej wpływ na decydowanie, w jaki sposób oraz w jakim zakresie asysta jest jej udzielana."
Bajka czy rzeczywistość?
Na zakończenie jeszcze słowo o usługach asystenta osoby niepełnosprawnej w krajach Unii Europejskiej:
"Zawód asystenta osoby niepełnosprawnej od wielu lat funkcjonuje w krajach Unii Europejskiej. Pojawił się nie tylko jako odpowiedź na zalecenia ONZ, ale także wraz z promocją tzw. "koncepcji niezależnego życia" (Independent Living). Koncepcja zakłada prawo osób niepełnosprawnych do niezależnego życia oraz odejście od zinstytucjonalizowanych form opieki na rzecz działań, które pozwalają osobie niepełnosprawnej na godne i możliwie aktywne życie w społeczności.
Zadaniem asystenta jest pomoc w umożliwieniu osobie niepełnosprawnej aktywnego uczestnictwa w życiu społecznym. Usługa ta polega na wykonaniu ściśle określonych zadań, przy czym nie są to zadania typowo opiekuńcze. Najczęściej asystent pomaga wykonywać codzienne czynności tj. prowadzenie gospodarstwa domowego, higiena osobista, towarzyszy osobie w podróży, pomaga w pracy i nauce. Istotne jest, że wsparcie udzielone może być osobie niepełnosprawnej w jej własnym miejscu zamieszkania, we własnym domu, miejscu pracy. W większości państw UE problem opieki nad osobą niepełnosprawną i pomocy leży po stronie instytucji państwa, nie po stronie samej osoby.
Zasady finansowania pracy asystenta osoby niepełnosprawnej są różne w poszczególnych krajach europejskich. Przyjęte rozwiązania systemowe lub lokalne pozwalają na to, by osoby niepełnosprawne same zatrudniały swojego asystenta osobistego lub też zakładają współpracę z agencjami komercyjnymi. Koszty są refundowane w całości lub w części"
Bajka, czy rzeczywistość? Niech w Polsce będzie to rzeczywistość!
Źródło: www.niepełnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-06-18
- Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) stworzyła ICF - dokument, który zrywa z pojęciem niepełnosprawności w klasycznym rozumieniu i mówi, że każdy z nas może być i jest niepełnosprawny. W zależności od tego, jaką miarę przyłożyć do każdego z nas, jesteśmy mniej lub bardziej niepełnosprawni - mówił dr Witold Dudziński, prezes zarządu Rehasport Clinic podczas konferencji "ICF - nowe spojrzenie na człowieka", zorganizowanej 17 czerwca 2014 r. przez Polskie Towarzystwo Orzecznictwa Lekarskiego w siedzibie ZUS w Warszawie.
Konferencja dotyczyła stosowania w praktyce opracowanej przez WHO klasyfikacji ICF, która pozwala w uniwersalny sposób opisać i zakodować informacje o stanie zdrowia. Innowacyjność klasyfikacji ICF polega na tym, że klasyfikuje ona "składniki zdrowia", czyli podkreśla pozytywne elementy i wyłapuje funkcje, które w związku z tymi elementami człowiek jest w stanie pełnić. W tej klasyfikacji ważne są także elementy składające się na tzw. dobrostan, czyli samopoczucie fizyczne i psychiczne. Za pomocą ICF klasyfikowane są więc funkcjonowanie człowieka i niepełnosprawność w powiązaniu ze stanem zdrowia.
W konferencji wzięli udział m.in. Jarosław Duda, pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych, Zbigniew Derdziuk, prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, Grzegorz Prądzyński, prezes zarządu Polskiej Izby Ubezpieczeń, Paulina Miśkiewicz, dyrektor Biura WHO w Polsce, a także osoby zajmujące się wdrażaniem ICF w krajach Europy.
Rozmowy przy płocie
Zdaniem dra Dudzińskiego i innych uczestników konferencji, stosowanie w praktyce ICF umożliwi zmianę podejścia do osób z niepełnosprawnościami - pozwoli nie opierać się już na hasłach "pomoc" i "wsparcie", tylko na rehabilitacji i aktywizacji.
Zdaniem Dudzińskiego, który zabrał głos w drugiej części konferencji, podstawową kwestią jest zmiana podejścia do niepełnosprawności. By to zilustrować, opisał dwie rozmowy sąsiadek przy płocie. W jej pierwszym wariancie obie kobiety mówią o mężczyźnie, który utracił obie nogi, kwitując swoją rozmowę tym, że na pewno otrzyma on jakąś pomoc od państwa (w domyśle: społeczeństwa). W drugim, opartym na myśleniu wedle wzorca zawartego w ICF, obie panie zastanawiają się, jaką pracę podejmie i jak będzie zarabiał na swoje życie.
Dudziński, jak i jego przedmówcy, zdaje sobie sprawę, że koszty opieki socjalnej i tzw. koszty zaniechania znacznie przewyższają koszty rehabilitacji i aktywizacji osób z niepełnosprawnościami.
- Żadne pieniądze wydane na rehabilitację nie są pieniędzmi zmarnowanymi - powiedział Dudziński.
Los człowieka
Jednak oprócz wymiaru czysto materialnego jest jeszcze wymiar ludzki, czyli sytuacja poszczególnego człowieka z niepełnosprawnością, którego obecny system niejednokrotnie wpędza w stan beznadziei i pozbawia widoków na przyszłość. Za przykład posłużył tu Janusz Świtaj - pierwszy człowiek w Polsce, który oficjalnie poprosił o eutanazję; dziś student prawa.
- Wystarczyła jedna rzecz, by zmienić o 180 stopni podejście tego człowieka do życia. Była nią praca - skomentował historię Janusza Świtaja dr Dudziński.
Po jego wystąpieniu odbyła się dyskusja panelowa na temat korzyści i wyzwań związanych z wdrożeniem ICF. Poza dren Dudzińskim wzięli w niej udział Jerome Bickenbach, członek Komitetu Sterującego Pionu Badawczego ICF, Soren Brage z Norweskiej Dyrekcji ds. Pracy i Opieki Społecznej oraz Anna Wilmowska-Pietruszyńska z Polskiego Towarzystwa Orzecznictwa Lekarskiego. Podczas tej dyskusji opowiedziano między innymi historię pacjentów szpitala psychiatrycznego, którzy podczas wojny zostali wysłani do pracy w fabrykach. Z pracą radzili sobie bardzo dobrze, głównie dzięki kreatywnym rozwiązaniom, np. malowaniu urządzeń na odpowiednie kolory. Jednak gdy tylko wojna się skończyła, zostali ponownie uznani za niezdolnych do pracy i wrócili do zakładu zamkniętego.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Chociaż już ktoś na naszych łamach jakoś tak z przekąsem zaznaczył, że ja ciągle o tej godności. Sądzę jednak, że sprawa jest istotna i warta uwagi. A postanowiłem po raz kolejny o tym pomówić w wyniku przeczytania artykułu Stanisława Kotowskiego, w którym dokonuje on porównania sytuacji niewidomych w PRL i RP. Jest tam znacząca uwaga, że nieco lepsze warunki życia niewidonych w PRL w porównaniu z ogółem dawały poczucie niewidomym, że nie są spychani na margines, dawały im poczucie godności i pewnej dumy. Warto dodać, że obowiązywało wówczas hasło "nic o nas bez nas". Jak ono było realizowane, to inna sprawa, zwłaszcza gdy różne przywileje i uprawnienia były nadawane z góry. Jednak, tak czy owak, praca nie tylko była, ale nawet po różnego rodzaju kursach dla nowo ociemniałych, na zakończenie przyjeżdżali prezesi spółdzielń i do pracy mocno zachęcali. Było więc z czego mieć poczucie dumy, bo to nie przyszło samo od nowych socjalistycznych władz, to było wypracowane przez samych niewidomych, ich ciężką pracą, społecznym zaangażowaniem i walką o tę godność właśnie.
Otóż zaraz po wojnie znalazła się względnie duża grupa niewidomych, często poszkodowanych czy to w samych walkach, czy to skutkiem wypadków z niewypałami, przy rozminowywaniu itp., która z wielkim zaangażowaniem wzięła się do organizowania życia inwalidów wzroku w kraju. Jeszcze może do dziś dałoby się znaleźć ludzi, którzy na własnych plecach nosili worki z papierem brajlowskim, maszynami i matrycami do druku książek czy czasopism, a także maszyn do produkcji szczotek czy innych akcesoriów potrzebnych po zniszczeniach wojennych. Byli to ludzie starsi i młodzież, i dzieci. Pamiętam, jak w zakładzie dla dzieci niewidomych we Wrocławiu, otoczonym gruzami, wyszukiwaliśmy w tych gruzach całe płyty chodnikowe, żeby ułożyć z nich chodnik łączący obydwa budynki zakładu. Wtedy w deszczowe dni dawało się przejść suchą nogą z internatu do budynku szkolnego. Podejrzewam, że gdyby tego zaangażowania nie było, sytuacja niewidomych byłaby znacznie gorsza. Nawiasem mówiąc, o ile o takie zaangażowanie dziś znacznie trudniej, to poczucie humoru nie opuszcza niepełnosprawnych ze względu na wzrok i różne inne niedogodności. Bo czymże innym można tłumaczyć fakt, że kiedy praktycznie pracy dla niewidomych brakuje, to oni domagają się, żeby ta praca, której wprawdzie nie ma albo jest bardzo mało, była mimo wszystko krótsza. W tamtych trudnych warunkach niewidomi po prostu stanęli na wysokości zadania. Różne przywileje, które uzyskały spółdzielnie inwalidów i spółdzielnie niewidomych, a także Polski Związek Niewidomych, były wynikiem starań, wysiłku, zaangażowania osób niewidomych i ociemniałych. Dążyli oni do tego, by być pełnowartościowym członkiem społeczeństwa. Dodam, że w wyniku ich starań PZN był jakby urzędem państwowym do spraw osób niewidomych.
Zaznaczyć należy, że z jednej strony warunki polityczne w sferze ideologicznej dążenia te ułatwiały, z drugiej zaś, w sferze ekonomicznej, w warunkach zimnej wojny i zniszczeń powojennych, znacznie je utrudniały. Nie można było liczyć na wysoki poziom życia. Nie można przecież było czerpać bezpośrednio z doświadczeń i pomocy wysoko rozwiniętych krajów kapitalistycznych. Było nawet i tak, że kiedy jeden z rodziców niewidomego chłopaka wystąpił do władz państwowych o udzielenie zezwolenia na wyjazd za granicę celem przeprowadzenia ewentualnej operacji okulistycznej, otrzymał odpowiedź, że powinien raczej włączyć się do odbudowy kraju, a nie oglądać się na imperialistów. Mój dziadek poszedł po lepszej, jak mogło się wydawać, linii politycznej i napisał prośbę do Stalina o umożliwienie wyjazdu do Związku Radzieckiego celem poddania mnie badaniom przez wybitnego wówczas radzieckiego światowej sławy okulistę, Fiłatowa. Ale po prostu nie otrzymał odpowiedzi.
Jeżeli zatem w takich politycznych warunkach niewidomi byli w stanie osiągnąć względnie wysoki poziom życia, wyłuskiwać na wsiach zaniedbane niewidome dzieci, odbywać studia przy nieporównywalnie niższych możliwościach technicznych i braku sprzętu informatycznego, to była właśnie zasługa przede wszystkim samych niewidomych. Powstaje zatem pytanie, jak to się dzieje, że w dobie znacznie większych możliwości rozwoju niepełnosprawni ze względu na wzrok nie wykazują ani tyle energii, ani poczucia godności, aby dorównać swym poprzednikom sprzed lat. Gorzej, bo chętnie powołują się często na jakieś bzdurne informacje np. o tym, że niewidomi kiedyś wyplatali koszyki i nic więcej nie mogli robić. Żeby chociaż taki informator mógł wskazać przynajmniej jednego wyplatacza koszyków, to bym może mu uwierzył. Znam jednak wielu niewidomych naukowców, artystów, nauczycieli, w tym także w szkołach ogólnodostępnych (sic) z tamtych właśnie czasów. Nie znajduję w obecnym 25-leciu nowego ustroju ani profesora podobnego Jerzemu Płonce, który figuruje w matematycznych encyklopediach międzynarodowych, nie znajduję artysty podobnego Edwinowi Kowalikowi, który występowałby na licznych międzynarodowych konkursach muzycznych nie tylko w Europie. A przecież nie da się zaprzeczyć, że warunki techniczne są coraz lepsze, istnieje też mnóstwo wyspecjalizowanych stowarzyszeń wspierających różne inicjatywy. Mamy więc chyba zjawisko wykraczające poza ideowo-polityczne uwarunkowania. Podejmowanie działań związanych z osiąganiem zawodowych sukcesów wiąże się w kapitalizmie często z poważnym ryzykiem. Wydaje się, że niewidomy woli obecnie mieć byle jakie zabezpieczenie w postaci renty socjalnej, niż podejmować ryzyko, żeby po latach dopiero zobaczyć, czy się udało. Uczestnictwo w rozlicznych akcjach mających na celu aktywizację niepełnosprawnych staje się czymś w rodzaju sposobu na życie, rzadko kończy się bowiem taka akcja znalezieniem porządnej pracy. Sądzę też, że zbyt dużo środków pochłania finansowanie tzw. pracodawców, którzy jednocześnie ciągle domagają się więcej. Ale niewidomi na to się godzą, nie ma więc rady. Dopiero zmiana postaw, wola wejścia na rynek ze wszystkimi skutkami podjęcia walki i konkurencji, potrzeba budowania własnej godności i dumy, dopiero mogą stworzyć grunt, na którym z czasem ukształtuje się nowa mentalność pełnowartościowych społecznie i psychicznie niepełnosprawnych z tytułu wzroku. Czy zatem jest zbyt łatwo, czy też zbyt trudno? O tym - jak sądzę - warto by szerzej pomówić, wykorzystując jednocześnie prawa, jakie realnie daje wolność i demokracja. Chodzi o to, żeby wziąć sprawy we własne ręce, jak to zrobili niewidomi po wojnie. Wiele przywilejów zostało odebranych, ale są nowe, chociażby te, ułatwiające podjęcie własnej działalności gospodarczej, możliwości uzyskania dotacji na stosowny sprzęt... Należy jednak pamiętać, że to sami niewidomi muszą się tym zająć bez oddawania spraw w ręce urzędników. Należy pamiętać, że urzędnik jest to pewna forma przejściowa pomiędzy materią nieożywioną i materią ledwo żywą.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-05-26
Niewielkie ruchy na rynku pracy osób z niepełnosprawnością, ale nie gwałtowne zmiany - ocenia sytuację dotyczącą zatrudniania osób z niepełnosprawnością minister Jarosław Duda. 22 maja w Senacie pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych przedstawił informację o realizacji ustawy okołobudżetowej w obszarze zmian wprowadzonych przez nią do ustawy o rehabilitacji.
Ustawa okołobudżetowa z końca ubiegłego roku wprowadziła m.in. zmianę do ustawy o rehabilitacji, polegającą na ustaleniu nowych zasad dofinansowania do zatrudniania osób z niepełnosprawnością, które weszły w życie 1 kwietnia br. Od tego czasu obowiązują takie same kwoty dofinansowań do wynagrodzeń osób z niepełnosprawnością na rynkach pracy otwartym i chronionym: 1500 zł dla pracownika ze znacznym stopniem niepełnosprawności, 1125 zł - ze stopniem umiarkowanym oraz 450 zł - z lekkim. Pracodawcy zatrudniający osoby ze schorzeniami specjalnymi otrzymają dodatkowe dofinansowanie w wysokości 600 zł.
Minister Duda podkreślił w Senacie, że na razie ocena sytuacji opiera się głównie na opiniach pracodawców, gdyż jest jeszcze za wcześnie na precyzyjne dane statystyczne. - Dopiero w sierpniu, po II kwartale, będziemy mieć pełną wiedzę o tym, jak zmiany w ustawie wpłyną na rynek zatrudnieniowy i wskaźnik zatrudnienia osób z niepełnosprawnością w Polsce. Z lekkim niepokojem czekamy na sprawozdawczość, ale z rozmów z pracodawcami wiemy, że zmiana ta nie dokonała tąpnięcia, jak niektórzy przepowiadali - mówił pełnomocnik rządu.
System do przebudowy
W marcu br. w systemie SOD w PFRON było zarejestrowanych 245 tys. pracowników z niepełnosprawnością i - w ocenie ministra - zmieniło się niewiele. Minister Duda przypomniał, że zasady dofinansowania do zatrudnienia osób z niepełnosprawnością od 2010 r. zmieniły się trzy razy, ale zmiany te nie wpłynęły niekorzystnie na sytuację osób z niepełnosprawnością na rynku pracy.
- Współczynnik aktywności zawodowej i wskaźnik zatrudnienia osób niepełnosprawnych w Polsce konsekwentnie rośnie. I tak w 2011 r. wynosił on średnio 22,2 proc., a w 2012 r. - 23 proc. I chcę powiedzieć, że odkąd ja mam zaszczyt pełnić funkcję pełnomocnika rządu, ten wskaźnik wzrósł o prawie 5 punktów procentowych - mówił minister. - Choć oczywiście chcemy, by był dużo wyższy - podkreślił.
Zwrócił także uwagę na to, że do tej pory zwiększanie środków na dofinansowanie do zatrudnienia nie przekłada się na zwiększenie liczby zatrudnionych osób.
- Dlatego konieczna jest przebudowana systemu, który dziś jest już nieco przestarzały, tak, by wesprzeć samą osobę niepełnosprawną, a nie pracodawcę - mówił pełnomocnik rządu.
W jego ocenie zbudowanie nowej ustawy o rehabilitacji i nowego porządku prawnego, a nie wprowadzenie kolejnej nowelizacji będzie możliwe w oparciu o stabilne prawo.
- Dzisiaj rano dowiedziałem się od naszego przedstawiciela w Brukseli, że Komisja Europejska uchwaliła rozporządzenie dotyczące pomocy publicznej z wyłączeniem obszaru niepełnosprawności, więc będziemy mogli w dalszym ciągu bez notyfikacji wspierać pracodawców i pracowników z niepełnosprawnością - tak, żeby mogli być oni konsekwentnie dofinansowywani. W jaki sposób? To już inne pytanie - mówił minister Duda.
Założenia nowej ustawy - w najbliższych miesiącach
Zapewnił także, że priorytetowo będą traktowane osoby z niepełnosprawnością znaczną i umiarkowaną oraz ze schorzeniami specjalnymi. - Chcielibyśmy w ciągu najbliższych miesięcy przedstawić założenia nowej, kompleksowej ustawy w obszarze wsparcia osób z niepełnosprawnością w Polsce - zapewnił pełnomocnik. Jednym z jej założeń ma być inny system wprowadzania na rynek pracy osób z niepełnosprawnością - nie przez urzędy pracy, ale przez wyspecjalizowane agencje oraz przy pomocy trenera pracy i asystenta osoby niepełnosprawnej.
16 czerwca wejdzie także w życie Karta Dużych Rodzin, która uwzględnia potrzeby rodzin wielodzietnych, w których często wychowywane są dzieci z niepełnosprawnością. - Opóźnienie w wejściu w obieg tej Karty było spowodowane także problemami tego obszaru związanego z niepełnosprawnością, którym się zajmuję, bo mieliśmy gorący czas dyskusji wsparcia opiekunów i rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi - mówił minister.
PFRON zachowa osobowość prawną
Wśród kwestii podnoszonych przez senatorów podczas posiedzenia znalazła się m.in. konieczność uporządkowania stawek wynagrodzenia za godzinę pracy osób z niepełnosprawnością.
- Rozwiązaniem byłoby uchwalenie stałej płacy minimalnej za godzinę, np. 10 zł. Chcielibyśmy, aby w obiegu było jak najmniej ustaw śmieciowych - zapewnił pełnomocnik. Podkreślił także, w odpowiedzi na pytanie senatora Krzysztofa Słonia, że PFRON zachowa swoją osobowość prawną. Obecnie trwają prace nad ustawą, która przypieczętuje jego status.
Senator Marek Borowski przypomniał swoją propozycję, przedstawioną podczas dyskusji nad ustawą okołobudżetową. Propozycja dotyczyła zmian w dofinansowaniu pracowników ze specjalnymi schorzeniami. Według niego kwota wsparcia mogłaby rosnąć schodowo - w zależności od stopnia niepełnosprawności osoby ze specjalnym schorzeniem. - Oszczędności mogłyby być przeznaczone dla organizacji pozarządowych, samorządów, które - można powiedzieć - przywracają ludzi do pracy; przywracają umiejętność pracy i możliwości pracy osobom niepełnosprawnym - mówił senator.
Minister Duda zapewnił, że trwają prace nad tą kwestią i w nowelizacji ustawy dotyczącej usytuowania PFRON i ta sprawa zostanie uwzględniona.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-06-12
Liczba zatrudnionych osób z niepełnosprawnością zmniejszyła się - wynika z najnowszych, opublikowanych 12 czerwca 2014 r., danych z Systemu Obsługi Dofinansowań i Refundacji PFRON (SODiR). Choć w dokumencie podkreślone jest, że dane mogą nie być pełne, widać jednak wyraźny spadek zatrudnienia w zakładach pracy chronionej (zpch), którego nie równoważy niewielki wzrost miejsc pracy na otwartym rynku.
O ile w marcu 2014 r. w SODiR zarejestrowanych było 247.612 pracowników z niepełnosprawnością, w kwietniu (choć dane mogą być niepełne) ich liczba spadła do 240.206. Dane te robią jeszcze większe wrażenie, gdy porównać je do zeszłorocznych 253 tys. (październik i listopad 2013 r.) pracowników, których pensje dofinansowywał PFRON.
Wyraźny spadek widać na rynku chronionym. Od marca do kwietnia pracę straciło tam 8359 osób z niepełnosprawnością. Lepiej jest na rynku otwartym, choć nie równoważy to ogólnego spadku zatrudnienia. Liczba zarejestrowanych w SODiR pracowników firm rynku otwartego wzrosła o 933.
Ten negatywny ruch na rynku pracy tłumaczyć trzeba obowiązującym właśnie od kwietnia 2014 r. zrównaniem kwot dofinansowania do zatrudnienia pracowników z niepełnosprawnością na rynkach otwartym i chronionym. Od 1 kwietnia kwoty te wynoszą: 1800 zł dla pracownika ze znacznym stopniem niepełnosprawności, 1125 zł z umiarkowanym i 450 zł z lekkim stopniem. Pracodawcy zatrudniający osoby ze schorzeniami specjalnymi otrzymują dodatkowe 600 zł.
Zapowiadane od lat zrównanie dofinansowań jest dobre dla pracodawców z rynku otwartego, jednak mniej korzystne jest dla zakładów pracy chronionej. Statystyki SODiR wydają się to potwierdzać, choć należy raz jeszcze podkreślić, że dane mogą być niepełne. Wprawdzie nie potwierdziły się prognozy o załamaniu rynku pracy osób z niepełnosprawnością, jednak spadek zatrudnienia jest niestety dość wyraźny.
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-05-28
Jeśli z nowego orzeczenia wynika ciągłość niepełnosprawności oraz jej stopnia, a pracownik w okresie oczekiwania na nie dłużej pracował, otrzyma dodatek za zatrudnienie w godzinach nadliczbowych - donosi Dziennik Gazeta Prawna. Tak wynika z odpowiedzi biura pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych na pytanie Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych.
Dotyczyło ono sytuacji pracownika, któremu 31 marca 2013 r. wygasło orzeczenie o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności. Dodatkowo miał on zaświadczenie lekarskie, które pozwalało mu na krótszą pracę (7 godzin dziennie, 35 tygodniowo). Zatrudniony był też objęty zakazem pracy w godzinach nadliczbowych oraz w porze nocnej, który wynika wprost z art. 15 ust. 3 ustawy z 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (t.j. Dz.U. z 2011 r. nr 127, poz. 721 ze zm).
Kolejne orzeczenie, zaliczające zatrudnionego od 1 czerwca 2013 r. do umiarkowanego stopnia niepełnosprawności i potwierdzające istnienie uszczerbku na zdrowiu od 2006 r., uzyskał on dopiero 1 sierpnia ubiegłego roku. W tym okresie był więc traktowany jako pełnosprawny pracownik.
POPON wystąpił o wyjaśnienie, czy w sytuacji, gdy pracował on przez 8 godzin dziennie i 40 tygodniowo, przysługuje mu dodatkowe wynagrodzenie.
Jak wskazuje BON, jeżeli z kolejnego orzeczenia wynika ciągłość trwania uszczerbku na zdrowiu i stopnia niepełnosprawności, a pracownik ma ważne zaświadczenie pozwalające mu krócej wykonywać obowiązki zawodowe, to przedsiębiorca powinien potraktować to jako pracę w godzinach nadliczbowych. Zatrudnionemu za okres od 1 czerwca do 1 sierpnia 2013 r. przysługuje więc dodatek do wynagrodzenia z tego tytułu. Dodatkowe pieniądze powinien również otrzymać za pracę od 1 do 31 maja, ponieważ w tym okresie może zostać wstecznie wliczony do stanu zatrudnienia osób niepełnosprawnych (tyle że bez ustalonego jej stopnia).
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 22 maja 2014 r.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-06-05
Pracownicy z umiarkowanym i znacznym uszczerbkiem na zdrowiu będą mogli krócej wykonywać obowiązki zawodowe - donosi Dziennik Gazeta Prawna.
Umożliwi im to przyjęta przez rząd nowelizacja ustawy z 12 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (t.j. Dz.U. z 2011 r. nr 127, poz. 721 ze zm.). Przewiduje ona zmiany związane z czasem pracy osób z dysfunkcjami zdrowotnymi, po tym jak Trybunał Konstytucyjny (sygn. akt K17/11) uznał, że obecne rozwiązania są sprzeczne z prawem Jednocześnie orzekł on, że zakwestionowany art. 15 ust 2 wspomnianej ustawy wygaśnie po 12 miesiącach od ogłoszenia wyroku w Dzienniku Ustaw. Nastąpi to 10 lipca br.
Przygotowana przez Rządowe Centrum Legislacji nowelizacja zakłada, że osoby z umiarkowanym oraz znacznym stopniem niepełnosprawności będą co do zasady pracować 7 godzin dziennie i 35 tygodniowo. Wydłużenie tego czasu wymagać będzie przedstawienia zaświadczenia lekarskiego. Tym samym nastąpi odwrócenie obowiązujących jeszcze przez półtora miesiąca rozwiązań, w których dla tej grupy pracowników normą jest właśnie dłuższa praca, a zmniejszenie dniówki wymaga przedstawienia dodatkowego dokumentu.
Teraz rządowy projekt trafi do Sejmu.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 28 maja 2014 r.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-06-01
Pracownicy z umiarkowanym i znacznym uszczerbkiem na zdrowiu nie będą już potrzebowali zaświadczenia lekarskiego, aby wykonywać swoje obowiązki przez 7 godzin dziennie i 35 tygodniowo - donosi Dziennik Gazeta Prawna.
Takie rozwiązanie przewiduje przyjęta przez Senat ustawa z 22 maja 2014 r. o zmianie ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych. Ma ona zrealizować wyrok Trybunału Konstytucyjnego (sygn. akt K17/11), który uznał, że obecne przepisy regulujące czas pracy osób z dysfunkcjami są niezgodne z prawem. Przewidują one bowiem, że aby pracownicy z umiarkowaną i znaczną niepełnosprawnością mogli skorzystać ze skróconej normy czasu pracy, muszą przedstawić zaświadczenie lekarskie o celowości jej stosowania. Nowelizacja zakłada odwrócenie tej zasady w taki sposób, że normą dla tej grupy osób będzie wykonywanie obowiązków zawodowych przez 7 godzin dziennie i 35 tygodniowo.
Natomiast wydłużenie czasu pracy będzie wymagało uzyskania zgody lekarza przeprowadzającego badania profilaktyczne lub w przypadku jego braku - tego, który nad nim sprawuje opiekę. To oznacza, że nastąpi powrót do zasady obowiązującej przed 1 stycznia 2012 r. a więc zanim zmieniły się zakwestionowane przez TK przepisy.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 23 maja 2014 r.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-06-20
Prezydent Bronisław Komorowski podpisał w piątek (20 czerwca) ustawę, która przywraca regułę, że osoby ze znacznym lub umiarkowanym stopniem niepełnosprawności pracują nie dłużej niż 7 godzin dziennie i 35 tygodniowo.
Nowelizacja ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych realizuje wyrok Trybunału Konstytucyjnego.
W 2012 r. wydłużono czas pracy osób niepełnosprawnych z 7 do 8 godzin dziennie. Pracownicy o znacznym lub umiarkowanym stopniu niepełnosprawności mogli pracować w skróconych normach czasu pracy tylko na wniosek lekarza. TK w czerwcu 2013 r. zakwestionował przepis uzależniający stosowanie skróconego wymiaru czasu pracy od uzyskania zaświadczenia od lekarza.
Trybunał wskazał, że przepis ten jest sprzeczny z konstytucją, m.in. dlatego że nie przewiduje żadnej procedury odwoławczej w razie odmowy wystawienia zaświadczenia o konieczności zastosowania skróconej normy czasu pracy.
Ustawa realizuje ten wyrok i przywraca stan sprzed 2012 r., kiedy to siedmiogodzinny czas pracy dla osób ze znacznym lub umiarkowanym stopniem niepełnosprawności obowiązywał z mocy prawa, bez wymogu uzyskiwania zaświadczeń lekarskich.
Zgodnie z ustawą czas pracy osoby niepełnosprawnej w stopniu znacznym i umiarkowanym nie będzie mógł przekroczyć 7 godzin na dobę i 35 godzin w tygodniu.
Projekt ustawy został przygotowany przez rząd i trafił do parlamentu jako pilny, ponieważ 10 lipca mija termin, jaki TK dał na wejście w życie nowych przepisów.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-06-23
Prowadzący działalność gospodarczą niepełnosprawni nie powinni być zmuszani do zwrotu refundacji z PFRON tylko dlatego, że kilka dni spóźniali się z opłacaniem składki ZUS - taki jest cel przygotowanego w Senacie projektu nowelizacji ustawy w tej sprawie.
Projekt nowelizacji ustawy o rehabilitacji zawodowej, społecznej i zatrudnieniu osób niepełnosprawnych jest inicjatywą senackiej Komisji Rodziny i Polityki Społecznej. Trafił niedawno do marszałka Senatu i na jednym z najbliższych posiedzeń zajmie się nim cała druga izba. Sprawozdawca projektu senator Jan Filip Libicki (PO) powiedział PAP, że projekt jest odpowiedzią na problem, jaki ma ok. 250 niepełnosprawnych, prowadzących działalność gospodarczą. Choć porozumieli się z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych, że będą opłacać składki z niewielkim, kilkudniowym opóźnieniem, tego porozumienia nie respektuje Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Uznaje, że skoro niepełnosprawni nie opłacali składek do dziesiątego dnia każdego miesiąca, muszą oddać PFRON-owi przekazane im pieniądze, stanowiące refundację składek ZUS.
W przygotowanej przez senatorów propozycji nowelizacji znalazło się zatem sformułowanie, że wniosek o refundację składa się po opłaceniu składki za dany miesiąc.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-05-28
Wymagany przez ustawę poziom zatrudnienia osób z niepełnosprawnościami to 6 procent. Tymczasem stanowią one zaledwie 3,4 proc. pracowników korpusu służby cywilnej. Jeszcze gorzej jest w urzędach marszałkowskich (2,3 proc.) oraz ministerstwach i urzędach centralnych (1,7 proc.). By rozwiązać ten problem, Biuro Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych prowadziło działania w ramach projektu "Staż w administracji publicznej wsparciem aktywizacji społecznej i zawodowej osób niepełnosprawnych oraz budowaniem pozytywnego wizerunku osób niepełnosprawnych na rynku pracy", współfinansowanego ze środków unijnego programu Kapitał Ludzki.
Jego realizacją zajęły się PFRON i Fundacja Instytutu Rozwoju Regionalnego. Celem projektu było wspieranie osób z niepełnosprawnością w zdobywaniu zatrudnienia w organach administracji publicznej, a także kreowanie wizerunku tych osób jako wydajnych i rzetelnych pracowników. Podsumowanie działań odbyło się podczas konferencji "Zatrudnienie osób z niepełnosprawnościami w administracji publicznej", która odbyła się 27 maja br. w Warszawie.
Przez staż do pracy
Głównym elementem trwającego od marca zeszłego roku projektu były staże rehabilitacyjne dla osób z niepełnosprawnościami realizowane w instytucjach publicznych, m.in. urzędach miast i gmin, prokuraturze czy ośrodkach pomocy społecznej, ale też w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Kancelarii Prezydenta RP. Beneficjentom zapewniono również wsparcie asystenta, trenera pracy i doradcy zawodowego.
Staże rehabilitacyjne udało się zorganizować dla 192 osób. Z tej grupy aż 31 beneficjentów podjęło pracę, a ponieważ część staży trwa nadal, liczba ta najprawdopodobniej wzrośnie do ponad czterdziestu.
Ze strony administracji publicznej 188 osób wzięło udział w spotkaniach świadomościowych, dzięki którym urzędnicy zdobyli wiedzę na temat niepełnosprawności.
Daleka droga do normalności
Zarówno uczestnicy projektu, jak i jego organizatorzy podkreślali, że ich wspólne działania to zaledwie krok na drodze do zwiększenia zatrudnienia osób z niepełnosprawnościami w instytucjach publicznych.
- Raporty Najwyższej Izby Kontroli wskazują jednoznacznie, że w dalszym ciągu borykamy się z niewystarczającym poziomem zatrudnienia osób niepełnosprawnych w organach administracji państwowej - mówił Robert Jakubowski z PFRON, otwierając konferencję.
Jedna z beneficjentek Karolina Sternicka przyznała, że, gdy po odbyciu stażu wysłała swoje CV do jednego z urzędów, który w swoim ogłoszeniu umieścił informacje o gotowości zatrudnienia osoby z niepełnosprawnością, otrzymała odpowiedź zwrotną, że wcale nie poszukują niepełnosprawnych kandydatów, a taką informację zamieścili tylko ze względu na wymogi prawne.
Tego typu barier jest znacznie więcej. Wynikają one zarówno z ostrej konkurencji na rynku pracy, jak i braku odpowiedniej motywacji do zatrudniania osób z niepełnosprawnościami. Ale przyczyna tkwi również w zdominowanym przez stereotypy myśleniu osób odpowiedzialnych za zatrudnianie w instytucjach publicznych.
Miejsce dla każdego
W trakcie konferencji odbył się panel dyskusyjny na temat poziomu zatrudnienia osób z niepełnosprawnością. Wziął w nim udział Bartosz Mioduszewski, prezes zarządu Fundacji Aktywizacja, i świeżo upieczony eurodeputowany Marek Plura.
- Brakuje zatem ciągle jeszcze tych dobrych praktyk, tego poczucia u wszystkich odpowiedzialnych, iż pracownik z niepełnosprawnością to ktoś, kto jest znakiem jakości pracy tej instytucji, i że zatrudnienie tej osoby świadczy o tym, że urząd wypełnia swoją rolę także w zakresie społecznym - tłumaczył europoseł. - Bo w administracji publicznej mamy do czynienia z kreowaniem bardzo wielu społecznych relacji. Często ten niepełnosprawny pracownik to także swoisty ambasador integracji, to ktoś, kto pokazuje innym, że w społeczeństwie jest miejsce dla każdego - stwierdził Plura.
Pozamerytoryczne kryteria
Podobnego zdania jest prezes Mioduszewski. - Wydaje mi się, że państwo może więcej - mówił Bartosz Mioduszwski. - Państwo to nie tylko administracja publiczna, ale też spółki skarbu państwa, które są jednymi z większych płatników i nie zatrudniają osób niepełnosprawnych, a także wiele innych instytucji, np. Poczta Polska; są różne stanowiska i nie wszystkie wymagają konkursów - dodał.
Prezes Fundacji Aktywizacja podkreślił również, że funkcjonujące w instytucjach państwowych procedury rekrutacyjne jego zdaniem wcale nie są nastawione na wybieranie najlepszych, tylko na to, by wybrani pracownicy spełniali odpowiednie, często pozamerytoryczne kryteria. Wedle Mioduszewskiego państwo powinno dawać przykład i zatrudniać więcej osób z niepełnosprawnosciami niż wymaga tego od firm prywatnych.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-06-06
- W przyszłym budżecie chcemy bardzo zmodernizować system wsparcia w obszarze pomocy ze środków PFRON. Co niewątpliwie wywoła też ogromną burzę wśród pracodawców, odstąpimy najprawdopodobniej już od nowego roku od wsparcia pracodawców osób z lekkim stopniem niepełnosprawności - zapowiedział Jarosław Duda, pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych.
Słowa te padły 5 czerwca 2014 r. podczas debaty "Dorosłe osoby z autyzmem w Polsce. Czy mają szanse na włączenie społeczne?", zorganizowanej w Sejmie przez Fundację Synapsis pod patronatem Parlamentarnej Grupy ds. Autyzmu, podczas której dyskutowano o tym, jak stworzyć mądry system wspierania osób autyzmem.
Wedle zapowiedzi ministra Dudy środki uzyskane w ten sposób będą mogły być przeznaczone na wsparcie rehabilitacji społecznej, w tym również osób z całościowym zaburzeniem rozwojowym. Te pieniądze mają trafić m.in. do warsztatów terapii zajęciowej i na program mieszkań wspomaganych.
- Jeśli w końcu inaczej dostrzeżemy potrzebę nie takiego prostego dofinansowania tylko miejsc pracy, w zależności od tego, jaki kto ma stopień niepełnosprawności, to tych środków będzie więcej - mówił minister Duda.
Minister podkreślił jednak, że będą bardzo trudne decyzje.
Całej jego wypowiedzi wysłuchać można na stronie internetowej Sejmu.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-06-10
W połowie maja br. weszła w życie ustawa przywracająca pieniądze za opiekę osobom, które w lipcu 2013 r. straciły prawo do świadczenia pielęgnacyjnego. O to, kto i w jaki sposób może starać się o zasiłek dla opiekuna, zapytaliśmy eksperta. 15 maja 2014 r. weszła w życie Ustawa o ustaleniu i wypłacie zasiłków dla opiekunów osobom, które utraciły świadczenie pielęgnacyjne 1 lipca 2013 r. i nie spełniły kryterium dochodowego do uzyskania specjalnego zasiłku opiekuńczego.
Damian Napierała, zastępca dyrektora Poznańskiego Centrum Świadczeń, wyjaśnia: "Nowe świadczenie - zasiłek dla opiekuna - przeznaczone jest dla osób, które do 30 czerwca 2013 r. pobierały świadczenie pielęgnacyjne i w związku ze zmianą przepisów utraciły do niego prawo od 1 lipca 2013 r. - wygasła bowiem ustawa przyznająca to świadczenie". Warunek niezbędny do uzyskania zasiłku dla opiekuna - należy być w gronie osób, które pobierały wcześniej świadczenie pielęgnacyjne. Nie otrzymają go osoby, które chciałyby ubiegać się o ten zasiłek dziś, a wcześniej nie miały takiego uprawnienia. Gdzie złożyć wniosek?
Osoba uprawniona powinna zgłosić się do organu, który wypłacał jej wcześniej świadczenie pielęgnacyjne, i tam złożyć wniosek. Powinna ona wcześniej być poinformowana przez dany urząd o możliwości złożenia wniosku oraz o zasadach, które obowiązują przy przyznawaniu zasiłku dla opiekuna. Urzędy miały na to czas do 30 maja br., na wydanie decyzji mają zaś 30 dni - zgodnie z Kodeksem postępowania administracyjnego.
Ustawa mówi o tym, że zasiłek dla opiekuna przyznawany jest: - za okres od 1 lipca 2013 r. do dnia poprzedzającego wejście w życie ustawy, czyli do 14 maja 2014 r. oraz - od 15 maja - np. na okres ważności orzeczenia osoby niepełnosprawnej, nad którą sprawujemy opiekę.
Z wywiadem środowiskowym czy bez?
W pierwszym przypadku, czyli w okresie do 14 maja br., ustawodawca nie przewidział konieczności robienia wywiadu środowiskowego w miejscu sprawowania opieki nad osobą z niepełnosprawnością, czyli w tej sytuacji świadczenie przyznaje się na podstawie złożonego wniosku. Przyjmowane może być też, jak np. w Poznaniu, oświadczenie, że w okresie od 1 lipca 2013 do 14 maja br. opieka była sprawowana, a osoba w tym okresie nie uzyskała żadnego prawa do świadczeń emerytalno-rentowych bądź też nie pracowała. Takie oświadczenie składa się pod odpowiedzialnością karną i na podstawie tej dokumentacji zostaje przyznany zasiłek za okres do 14 maja br.
W przypadku zasiłku za okres po 15 maja br. obowiązkiem organu wypłacającego jest zlecenie Ośrodkowi Pomocy Społecznej wywiadu środowiskowego, który musi odbyć się w miejscu sprawowania opieki nad osobą z niepełnosprawnością. Wywiad środowiskowy jest gotowym kwestionariuszem, zgodnym z ustawą o pomocy społecznej. Jeśli wynika z niego, że osoba wnioskująca faktycznie sprawuje opiekę nad osobą niepełnosprawną i nie pracuje zawodowo, daje to podstawę do przyznania zasiłku dla opiekuna od 15 maja np. na okres ważności orzeczenia. Jakie są terminy? Na wydanie decyzji urząd ma zawsze 30 dni, choć organy, które rozpatrują wnioski, są uzależnione od przeprowadzenia wywiadu. Pracownik socjalny musi ustalić termin wywiadu z klientem i może się zdarzyć, że czas ten wydłuży się nieco ponad miesiąc. Zgodnie z Kodeksem postępowania administracyjnego, można go wydłużyć maksymalnie do 2 miesięcy. Po stronie klienta najważniejsze jest przede wszystkim złożenie wniosku - ma on na to 4 miesiące od dnia wejścia w życie przepisów, czyli może to zrobić do 15 września 2014 r. Jeśli tego nie zrobi w tym czasie, nie będzie mógł otrzymać zasiłku dla opiekuna, nawet jeśli byłyby spełnione inne warunki. Jakich potrzeba dokumentów? Ustawodawca nie przewidział jednego, obowiązującego w całym kraju i wprowadzonego rozporządzeniem formularza wniosku o zasiłek dla opiekuna. Wskazano jedynie, że należy złożyć wniosek w tej sprawie, a gmina powinna go rozpatrzyć. Większość gmin stworzyła więc własny formularz. Do wniosku należy dołączyć: - oryginał lub kserokopię orzeczenia o niepełnosprawności albo oryginał lub kserokopię orzeczenia o znacznym stopniu niepełnosprawności, - oświadczenie dotyczące formy wypłacania świadczeń. Niektóre gminy mają dwa formularze: - na okres od lipca 2013 r. do 14 maja br., - od 15 maja na okres np. ważności orzeczenia. Może być także jeden formularz z możliwością zaznaczenia, czy ktoś chce otrzymać tylko i wyłącznie spłatę zaległego świadczenia czy też i spłatę, i bieżące świadczenie. Jak odzyskać zaległe odsetki? Ustawodawca przewidział, że za okres od 1 lipca 2013 r. do 14 maja 2014 r. osobom uprawnionym do zasiłku będą się należały odsetki, czyli kwota podstawowa zasiłku (520 zł) plus odsetki, tj. 279,40 zł za okres od lipca 2013 r. do kwietnia 2014 r. Odsetki wypłacane są na podstawie rozporządzenia Rady Ministrów dotyczącego wysokości odsetek ustawowych w stosunku rocznym. W tej sytuacji ich stosunek roczny wynosi 13 proc. Zgodnie z ustawą o świadczeniach rodzinnych nalicza się je od miesiąca następującego po ostatnim miesiącu, w którym pobieraliśmy świadczenie. UWAGA! Zasiłek dla opiekuna także dla pobierających SZO Zgodnie z ustawą, zasiłek dla opiekuna przysługuje osobom, które do 30 czerwca 2013 r. pobierały świadczenie pielęgnacyjne. Mogła zdarzyć się taka sytuacja, że osoby te ponownie zawnioskowały w lipcu o świadczenie lub o specjalny zasiłek opiekuńczy (SZO), utraciły uprawnienia do starego świadczenia, ale zostały zakwalifikowane do SZO i do dziś go pobierają. Pieniądze Fot.: www.sxc.hu W takiej sytuacji jest możliwość, żeby osoby te zrezygnowały z SZO i rozważyły możliwość złożenia wniosku o zasiłek dla opiekuna. Nie dostaną oczywiście wyrównania ani odsetek, jeśli pobierały SZO, ale mogą otrzymać zasiłek dla opiekuna na stałe i nie muszą tego wniosku składać co rok, gdyż nie jest on (tak jak SZO) uzależniony od kryterium dochodowego. Należy pamiętać, że biorąc pod uwagę np. waloryzację emerytury, być może już w przyszłym roku kryterium dochodowe może zostać przekroczone, co może spowodować utratę SZO. Najczęściej zadawane pytania Odpowiada na nie Damian Napierała, zastępca dyrektora Poznańskiego Centrum Świadczeń. Czy osoba, która w czasie, w którym nie pobierała żadnego świadczenia, podjęła zatrudnienie w okresie między lipcem 2013 r. a majem 2014 r. np. na miesiąc lub dwa, jest wykluczona z prawa do pobierania zasiłku dla opiekuna? Za czas, w którym była zatrudniona, nie będzie jej przysługiwało świadczenie, ale może ubiegać się o nie np. teraz, od maja. Czy zasiłek dla opiekuna należy się w sytuacji, gdy osoba, nad którą sprawowana była opieka, zmarła np. w kwietniu tego roku? Faktyczna opieka była sprawowana od lipca do kwietnia i za ten czas opiekun może ubiegać się o spłatę. Procedura jest taka sama, jak pisaliśmy powyżej. Czy zasiłek przysługuje, gdy utracę orzeczenie i czekam na nowy dokument? Jak najbardziej tak, bo jeśli np. przyznane jest świadczenie do końca roku 2014, bo do tego czasu jest ważne orzeczenie, to jeśli osoba uda się po nowe orzeczenie i wróci z nim do urzędu, ma 3 miesiące od dnia uzyskania orzeczenia na wystąpienie z wnioskiem o zasiłek. Możemy więc powiedzieć, że te osoby, które do 30 czerwca 2013 r. pobierały świadczenie pielęgnacyjne i teraz o taką formę pomocy wystąpią i będą miały kontynuację orzeczenia, do czasu jego ważności zasiłek będą otrzymywały. Czy jeśli od lipca 2013 r. do maja 2014 r. było się zarejestrowanym w urzędzie pracy, dyskwalifikuje to z otrzymania zasiłku dla opiekuna? Nie - w tym okresie można być zarejestrowanym w urzędzie pracy i to nie ma wpływu na otrzymanie zasiłku. Miałoby to wpływ, gdyby pobierany był zasiłek dla bezrobotnych. Czy zasiłek dla opiekuna mogą otrzymać rolnicy? Rolnik może otrzymać to świadczenie, jeśli zrezygnuje z prowadzenia gospodarstwa rolnego i złoży pod odpowiedzialnością karną oświadczenie, że przechodzi na sprawowanie opieki nad osobą niepełnosprawną i tym samym rezygnuje z prowadzenia gospodarstwa.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-06-18
Stowarzyszenie Opiekunów Osób Niepełnosprawnych "Stop Wykluczeniom" wystąpiło w środę (18 czerwca) do prezesa NIK i do prokuratora generalnego o zaskarżenie do Trybunału Konstytucyjnego ustawy o ustaleniu i wypłacie zasiłków dla opiekunów.
Zdaniem Stowarzyszenia uchwalona w kwietniu br. ustawa nie wypełnia wyroku Trybunału Konstytucyjnego z grudnia 2013 r. Trybunał zakwestionował wtedy nowelizację, która odebrała części opiekunów dorosłych niepełnosprawnych nabyte prawo do zasiłku.
Ustawa "nie przywraca w pełni praw nabytych do świadczenia pielęgnacyjnego, a jedynie daje możliwość ubiegania się o odmienną formę pomocy w postaci zasiłku dla opiekuna" - oceniło "Stop Wykluczeniom" w udostępnionych PAP pismach do prezesa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego i do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta.
Przed wejściem w życie nowelizacji uznanej przez TK za niekonstytucyjną świadczenie pielęgnacyjne przysługiwało wszystkim opiekunom w jednakowej wysokości. Na mocy zakwestionowanej przez Trybunał ustawy część opiekunów straciła prawo do świadczenia pielęgnacyjnego - zaczęło ono przysługiwać tylko rodzicom dzieci, których niepełnosprawność powstała przed osiągnięciem dorosłości. Od ub. roku dla opiekunów dorosłych przeznaczony jest specjalny zasiłek opiekuńczy w wysokości 520 zł, przy czym przysługuje on tylko wtedy, gdy łączny dochód dwóch rodzin - osoby sprawującej opiekę oraz wymagającej opieki - nie przekroczy kryterium dochodowego (obecnie 623 zł na osobę).
Stowarzyszenie ocenia, że ustawa "utrwala niczym nieuzasadnione bezprawne różnicowanie opiekunów osób niepełnosprawnych" w zależności od tego, kiedy powstała niepełnosprawność u ich podopiecznych.
Według Stowarzyszenia nowa ustawa "tylko teoretycznie" przywraca prawa do świadczenia pielęgnacyjnego w formie zasiłku dla opiekuna współmałżonkom - w praktyce ośrodki pomocy społecznej informują, że zasiłek się nie należy.
Ustawę uchwaloną w odpowiedzi na wyrok TK prezydent podpisał pod koniec kwietnia.
Zgodnie z ustawą opiekunowie osób niepełnosprawnych, którzy utracili prawo do świadczeń pielęgnacyjnych, otrzymają zwrot zaległych pieniędzy wraz z ustawowymi odsetkami (ok. 5,5 tys. zł). Przywrócone zostanie im również prawo do zasiłku, niezależnie od kryterium dochodowego, jednak w wysokości 520 zł - tyle wynosiło świadczenie pielęgnacyjne przed zakwestionowaną nowelizacją. Obecnie jest to 820 zł - takie świadczenie dostają w tej chwili rodzice niepełnosprawnych dzieci. Od maja świadczenia dla tej grupy wzrosną do 1 tys. zł, a w 2016 r. mają osiągnąć poziom płacy minimalnej.
Ustawa nie przywraca opiekunom dorosłych niepełnosprawnych prawa do świadczenia pielęgnacyjnego, ale wprowadza nowy rodzaj zasiłku przeznaczonego specjalnie dla tej grupy. To i zróżnicowanie świadczenia w zależności od tego, kiedy powstała niepełnosprawność, było powodem trwającego 30 dni protestu przed Sejmem. Opiekunowie niepełnosprawnych zapowiadali, że jeśli ustawa wejdzie w życie, dołożą starań, by ponownie trafiła do TK.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-06-02
Przed miesiącem rozpoczęły się obrady "okrągłego stołu" w sprawie wspierania osób z niepełnosprawnością. Powstało pięć zespołów tematycznych. Brak jednak doniesień o ich pracach. Skąd ta dziwna cisza? Sprawdziliśmy.
30 kwietnia br. w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej odbyło się pierwsze spotkanie w ramach okrągłego stołu dotyczącego wspierania osób z niepełnosprawnością. W wyniku tych obrad powstało pięć zespołów - do spraw: aktywizacji zawodowej i społecznej, kompleksowego rozwiązywania problemów rodziny z niepełnosprawnymi dziećmi, dorosłych osób z niepełnosprawnością, orzecznictwa oraz rehabilitacji i zdrowia. W każdym z nich uczestniczą przedstawiciele organizacji pozarządowych, same osoby z niepełnosprawnością, ich rodzice, opiekunowie oraz strona rządowa.
Otwartą formułę obrad podkreśla Krzysztof Kosiński, zastępca dyrektora Biura Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych.
- Każdy może zgłosić swój udział w obradach zespołów, jeszcze do obecnej chwili spływają zgłoszenia - zaznacza.
Brak informacji
Inaczej wygląda to z perspektywy Pawła Kubickiego ze Stowarzyszenia Nie-Grzeczne Dzieci.
- Konieczna byłaby lepsza organizacja samych spotkań. - podkreśla. - 16 maja mieliśmy pierwsze posiedzenie zespołu, ale nie wiemy, kiedy i czy w ogóle będzie kolejne spotkanie, co utrudnia zaplanowanie uczestnictwa w nim. Kluczowa jest też kwestia upublicznienia informacji o obradach zespołów - w mediach i na stronie ministerstwa.
Informacja, gdzie można zgłaszać swój udział w obradach zespołów, również nie jest powszechnie dostępna.
- Różne zespoły pracują różnymi metodami - zaznacza Krzysztof Kosiński, który uczestniczył w pierwszym posiedzeniu każdego z zespołów. - W przypadku zespołu ds. orzekania na pierwszym spotkaniu przedstawiliśmy, jak wygląda dziś system orzekania o niepełnosprawności, niezdolności do pracy, zapewniania specjalnych potrzeb w procesie kształcenia. Potem mieliśmy krótką dyskusję osób, które uczestniczyły w obradach. Staraliśmy się nie rozmawiać o błędach jednostkowych, które dziś funkcjonują, ale o tym, jak taki system powinien wyglądać w przyszłości.
Kolejne posiedzenie (28 maja br. - przyp. red.) miało służyć przedstawieniu, jak systemy orzekania funkcjonują w innych państwach, głównie w krajach członkowskich Unii Europejskiej, oraz dyskusji nad postulatami, które zostały zgłoszone na pierwszym spotkaniu. W przyszłości mają się też odbyć rozmowy o konkretach wypracowanych przez specjalistów.
Wśród kluczowych postulatów zgłoszonych na spotkaniu zespołu ds. orzekania znalazły się m.in. podniesienie kryteriów kwalifikujących do niepełnosprawności, czyli zawężenie kręgu osób, o których możemy mówić, że są osobami z niepełnosprawnością, czy konieczność zorganizowania jednej instytucji orzekającej przy rozłączeniu celów - np. zdolności do pracy bądź potrzeb związanych z edukacją.
System czy wycinkowe problemy?
Według Anny Woźniak-Szymańskiej, prezes Zarządu Głównego Polskiego Związku Niewidomych (PZN) oraz Koalicji na Rzecz Osób z Niepełnosprawnością, jakiekolwiek zmiany legislacyjne należy rozpocząć właśnie od zmiany systemu orzekania.
- Postulujemy to od kiedy istnieje Koalicja na Rzecz Osób z Niepełnosprawnością - podkreśla. Sama uczestniczyła w obradach zespołu ds. orzecznictwa oraz aktywizacji społeczno-zawodowej. - Dobrze, że takie gremium istnieje, że jest debata i że rząd zaproponował przestrzeń do dyskusji, podczas której mogą wypowiedzieć się przedstawiciele środowiska osób z niepełnosprawnością. Mam jednak wątpliwość, czy dyskusje w tak dużym gremium są dobrą formą do wypracowania zmian systemowych, ponieważ pojawia się wiele wycinkowych problemów, a rząd powinien proponować rozwiązania wieloaspektowe. A jeśli wypracujemy podwaliny systemu, to mam też wątpliwości, czy będzie wola polityczna, by go finansować - mówi prezes PZN.
Propozycją zgłoszoną przez Annę Woźniak-Szymańską podczas obrad zespołu ds. aktywizacji społeczno-zawodowej było m.in. zniesienie pułapki rentowej. Prezes PZN uważa też, że turnusy rehabilitacyjne powinny być profilowane w sposób uwzględniający wiek beneficjentów. Kolejne spotkanie podzespołu ds. aktywizacji społeczno-zawodowej odbędzie się 3 czerwca.
W obradach "okrągłego stołu" wzięli udział ministrowie pracy i zdrowia.
Ministerstwo Pracy nie przyjęło jednej formuły przebiegu spotkań.
- Część zespołów chce zebrać postulaty stosunkowo szybko i zamknąć temat, część zaś będzie pracowała na pewno zdecydowanie dłużej - mówi Krzysztof Kosiński. - Chcemy po prostu mieć dobrze przygotowane to wszystko, co pozwoli nam potem wypracować dobre rozwiązania legislacyjne, a być może omówić nawet część opracowań legislacyjnych na posiedzeniach tych zespołów.
Ministerstwo Pracy nie zaplanowało także terminu zakończenia obrad zespołów.
Bezowocne obrady
Zdaniem Pawła Kubickiego, obrady zespołu, w którym uczestniczył, dotyczącego dzieci i młodzieży, były bezowocne.
- Strona rządowa przyjęła przede wszystkim postawę "wysłuchującą". Dyskusja skupiła się głównie na edukacji,;głównym zgłoszonym postulatem była zamiana subwencji dla ucznia z niepełnosprawnością na dotację, gdyż obecnie pomoc ta nie dociera do szkoły i nie idzie za uczniem niepełnosprawnym - mówi. - Pojawiały się postulaty, ale nie było konkluzji. Moim zdaniem, nie będzie efektów tych spotkań, jeśli nie wzrośnie presja medialna - podkreśla.
Kubicki zwraca także uwagę, że nigdzie nie jest upubliczniona informacja, kto ze strony rządowej odpowiada za poszczególne zespoły.
Podczas obrad niewiele dzieje się także według Iwony Hartwich, matki syna z niepełnosprawnością, uczestniczki protestu rodziców dzieci z niepełnosprawnością, który odbył się w Sejmie wiosną tego roku.
- W czasie spotkań w zespołach absolutnie nic się nie dzieje - oprócz tego, że przez wszystkich obecnych, niestety nie zawsze kompetentnych, zostały przedstawione postulaty. Na tym koniec; czekamy na kolejne tury spotkań - mówi Iwona Hartwich.
Jej zdaniem, nie ma czasu na czekanie na zmianę całego systemu. - Zgłaszamy postulaty, które nie wymagają nakładów, więc już można je wdrażać w życie, np. pracownik ośrodka pomocy społecznej może przychodzić do rodziny niepełnosprawnego dziecka i już teraz badać jej potrzeby - tłumaczy.
Priorytetowym postulatem zgłoszonym przez rodziców na posiedzeniu zespołu ds. rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi była propozycja, aby świadczenie pielęgnacyjne przysługiwało dożywotnio po 20 latach sprawowania opieki nad dzieckiem niepełnosprawnym od urodzenia (którego niepełnosprawność powstała do 25. roku życia). Równałoby się to uzawodowieniu, a w przypadku śmierci dziecka przed upływem 20 lat sprawowania opieki rodzic miałby zapewniony tzw. okres przejściowy.
To nie nowela ustawy
Według Krzysztofa Kosińskiego wynikiem prac w zespołach okrągłego stołu powinna być ustawa.
- Pamiętajmy, że tematyka prac zespołów jest szeroka - od opieki przez wsparcie w edukacji, zatrudnieniu, codziennym funkcjonowaniu, uzyskaniu statusu osoby niepełnosprawnej, statusu opiekuna, pracodawcy - to nie jest 3,5-stronicowa nowela ustawy, to jest praktycznie stworzenie nowego systemu - podkreśla.
Zwraca uwagę, że wciąż dyskutowane jest to, czy ma to być ustawa kompleksowo regulująca sytuację osób z niepełnosprawnością, czy też element niepełnosprawności znajdzie się w wielu aktach prawnych.
- Nie jest tak, że wszystkie kwestie dyskutowane w zespołach są zupełnie nowe dla administracji, że wcześniej o nich nie słyszeliśmy czy sami nie zastanawialiśmy się nad nimi. Nie jest tak, że pracujemy w oderwaniu od strony społecznej, która zresztą także nie może pracować w oderwaniu od realnego budżetu. Na pewno wyniki prac zespołów znajdą odzwierciedlenie w nowych rozwiązaniach legislacyjnych - zapewnia.
Organizacje zawieszają udział
- Spotkania wyglądają tak, że rząd nie mówi, czy ma pieniądze na te zmiany. Ludzie przedstawiają swoje postulaty, każdy ma na to trzy minuty. Potem jest krótka dyskusja, kto jest za, kto przeciw. Czekamy, co dalej - mówi uczestniczka zespołów ds. orzecznictwa oraz dorosłych osób z niepełnosprawnością, która nie chce ujawniać swego nazwiska.
Kluczowym postulatem podczas obrad zespołu ds. dorosłych osób z niepełnosprawnością jest ten, by świadczenie pielęgnacyjne było dla wszystkich w takiej samej wysokości, bez względu na wiek wystąpienia niepełnosprawności. W grupie postulatów dotyczących wsparcia finansowego znalazła się propozycja czeku pielęgnacyjnego, zgłoszona przez senatora Mieczysława Augustyna.
- Jestem temu przeciwna, bo opiekun będzie mógł wybrać czek i pójść do pracy, a czekiem zapłacić za opiekę. Jednak co dalej? Za co sfinansuję resztę kosztów opieki nad mamą po powrocie z pracy? - zastanawia się wspomniana uczestniczka dwóch zespołów.
Zaczęła nawet rozważać, czy uczestnictwo w obradach ma sens. 22 maja udział w nich zawiesiło Stowarzyszenie Opiekunów Osób Niepełnosprawnych; STOP Wykluczeniom. W oświadczeniu jego przedstawiciele napisali, że MPiPS brak woli i koncepcji rzetelnego systemowego rozwiązania problemów osób niesamodzielnych oraz ich opiekunów.
"Przedmiotowe traktowanie uczestników dyskusji odbieramy jako wykorzystywanie przez Ministerstwo osób i organizacji społecznych biorących w nich udział do legitymizacji osiągnięcia swoich antyspołecznych założonych dążeń, stąd nasze zawieszenie udziału w tym "stole z kantami" do chwili ustania powodów, które stały się powodem zawieszenia naszego uczestnictwa" - głosi oświadczenie organizacji.
Stowarzyszenie Na Rzecz Pomocy i Wspierania Nikodema Bytnera "Nikoś" również odstąpiło od udziału w obradach. Opiekunowie zwrócili się do MPiPS o udostępnienie nagrań z obrad zespołów.
Zarzutowi o kanciasty stół dziwi się dyrektor Krzysztof Kosiński.
- To prawda, że w siedzibie Centrum Partnerstwa Społecznego "Dialog" nie mamy fizycznie okrągłego stołu - żartuje, ale poważnie już dodaje: - Panuje jednak pełna demokracja, każdy może zgłosić swoje postulaty, nie komentujemy ich. Nie jest tak, że jakiekolwiek rozwiązanie jest przesądzone. Część rozwiązań była już obiektem przemyśleń w poszczególnych resortach, ale nie jest prawdą, że już wiemy, jaki jest system, a spotykamy się tylko dla samych spotkań. Spotykamy się po to, by stworzyć realny system wsparcia, który będzie odpowiadał prawdziwym potrzebom.
Źródło: POON Flash nr 18
Blisko rok temu - 25 czerwca 2013 roku sędziowie Trybunału Konstytucyjnego orzekli o niezgodności z Konstytucją art. 2 pkt 1 Ustawy z dnia 27 czerwca 2003 roku o rencie socjalnej. W wyroku (sygn. akt P 11/12, Dz.U.2013, poz. 804) skład sędziowski doszedł do wniosku, że przyznanie i realizacja prawa do renty socjalnej nie mogą być uzależnione od wymogu przebywania na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej. Sędziowie argumentowali swój osąd kwestiami dyskryminacji i ograniczania wolności, gdyby bowiem przyjąć obowiązujące do tej pory przepisy za zgodnie z Konstytucją oznaczałoby to, że osoba pobierająca rentę socjalną, która wyjeżdża do innego państwa chcąc kontynuować naukę lub celem podjęcia leczenia, zmuszona jest automatycznie do rezygnacji ze świadczenia w postaci renty socjalnej.
Nad zmianą kształtu przepisów pracowało Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, które w przygotowanym projekcie poszło o krok dalej i stworzyło regulację, która nie ogranicza się jedynie do obywateli polskich. Projekt obejmuje swoim zakresem podmiotowym również wszystkich cudzoziemców zamieszkujących na terytorium RP na podstawie zezwolenia na pobyt stały, zezwolenia na pobyt rezydenta długoterminowego Unii Europejskiej, zezwolenia na pobyt czasowy udzielonego w związku z okolicznościami, o których mowa w Ustawie z dnia 12 grudnia 2013 roku o cudzoziemcach (Dz.U.2013, poz. 1650) oraz w związku z uzyskaniem w RP statusu uchodźcy albo ochrony uzupełniającej. Dodatkowo objęci nią mają być również cudzoziemcy posiadający kartę pobytu z adnotacją "dostęp do rynku pracy", jak również mający miejsce zamieszkania na terytorium naszego kraju obywatele Unii Europejskiej, państw członkowskich Europejskiego Porozumienia o Wolnych Handlu (EFTA) - stron umowy o Europejskim Obszarze Gospodarczym lub Konfederacji Szwajcarskiej oraz członkowie ich rodzin w rozumieniu Ustawy z dnia 14 lipca 2006 roku o wjeździe na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, pobycie oraz wyjeździe z tego terytorium obywateli państw członkowskich Unii Europejskiej i członków ich rodzin (Dz.U.2006, nr 144, poz. 1043 ze zm.), którzy posiadają prawo pobytu lub prawo stałego pobytu na terytorium Polski.
Przy okazji przypomnijmy komu i na jakich zasadach przysługuje renta socjalna. Świadczenie w postaci renty socjalnej przysługuje osobie pełnoletniej, całkowicie niezdolnej do pracy z powodu naruszenia sprawności organizmu, które powstało:
I. przed ukończeniem 18. roku życia,
II. w trakcie nauki w szkole lub w szkole wyższej - przed ukończeniem 25. roku życia,
III. w trakcie studiów doktoranckich lub aspirantury naukowej.
Renta socjalna może być stała (jeżeli całkowita niezdolność do pracy jest trwała) lub okresowa (jeżeli całkowita niezdolność do pracy jest okresowa).
Ustalenia całkowitej niezdolności do pracy dokonuje lekarz orzecznik Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Od jego decyzji przysługuje odwołanie do komisji orzeczniczej ZUS.
Wysokość renty socjalnej, zgodnie z art. 6 Ustawy o rencie socjalnej wynosi 84 proc. najniższej renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy określonej w Ustawie o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS). Podlega ona waloryzacji na zasadach i w trybie określonym dla emerytur i rent z FUS. Obecnie, od 1 marca 2014 roku wysokość renty socjalnej została ustalona na poziomie 709,34 zł.
Należy jednak pamiętać, że prawo do otrzymywania renty socjalnej może ulec zawieszeniu. Stanie się tak, gdy osoba uprawniona do pobierania świadczenia osiągnie w danym miesiącu przychód w łącznej kwocie przekraczającej 70 proc. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia (w marcu 2014 roku przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wyniosło 4 018 zł brutto). Przygotowana nowelizacja zakłada również zawieszenie prawa do renty socjalnej w przypadku osiągania przychodu za granicą (na takich samych zasadach, jak zarobkowanie w kraju).
Projekt, który został zaakceptowany przez Radę Ministrów czeka teraz na przedłożenie Marszałkowi Sejmu jako projekt rządowy i pierwsze czytanie w Sejmie.
Źródło: www.rynekzdrowia.pl
Bezpłatne zaopatrzenie w leki refundowane dla osób po 75. roku życia i z najniższą emeryturą lub rentą - przewiduje projekt nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej, którego pierwsze czytanie odbyło się we wtorek (20 maja) na posiedzeniu komisji senackich.
Z inicjatywą przyznania wszystkim emerytom i rencistom bezpłatnych leków wystąpiło do Senatu Stowarzyszenie "Dzieci wojny" oraz dwie osoby prywatne.
Projekt nowelizacji (ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty - PAP) przygotowała senacka Komisja Praw Człowieka, Praworządności i Petycji, ograniczając jednak to prawo do osób po 75. roku życia i o najniższych świadczeniach.
W uzasadnieniu czytamy, że dotyczyłoby to grupy ok. 108 tys. osób, a koszty z tym związane wyniosłyby ok. 214 mln zł rocznie.
Podczas pierwszego czytania projektu na połączonym posiedzeniu komisji zdrowia, komisji ustawodawczej oraz komisji rodziny i polityki społecznej senatorowie poparli projekt.
Zmian nie popiera resort zdrowia.
Jak mówił wiceminister zdrowia Aleksander Sopliński, nie ma możliwości weryfikacji faktycznych dochodów osób pobierających najniższe emerytury czy renty. Według niego korzystają one czasami z dodatkowych świadczeń z opieki społecznej. - Byłyby szalone problemy z weryfikacją pacjentów uprawnionych do bezpłatnych leków - zaznaczył.
Według niego wysokie wydatki starszych osób na leki wynikają m.in. z tego, że lekarze, którzy nie mają umowy z NFZ, przepisują im leki o 100 proc. odpłatności. Ponadto - jak mówił Sopliński - osoby starsze pod wpływem natarczywych reklam kupują także wiele suplementów diety.
Także Alicja Chybicka (PO) zaznaczyła, że "nikt nie kwestionuje potrzeby pomocy osobom starszym z najniższymi dochodami, ale projekt jest napisany tak, że prowadziłby do nadużyć".
Źródło: Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-06-06
Przepisy dotyczące darmowych leków dla seniorów oraz rozpatrzenie nowelizacji ustawy umożliwiającej prowadzenie lekkich motocykli osobom posiadającym prawo jazdy kategorii B - to niektóre z tematów rozpoczętego w czwartek (4 czerwca), zaplanowanego na dwa dni, posiedzenia Senatu.
Senatorowie rozpatrzą przygotowany przez senacką Komisję Praw Człowieka, Praworządności i Petycji projekt nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, który zakłada bezpłatne zaopatrzenie w leki refundowane osób pobierających najniższą emeryturę lub rentę, które ukończyły 75. rok życia.
W uzasadnieniu napisano, że dotyczyłoby to ok. 108 tys. osób, a koszty z tym związane wyniosłyby ok. 214 mln zł rocznie. Zmian nie popiera resort zdrowia, którego zdaniem byłyby problemy z weryfikacją uprawnionych do bezpłatnych leków.
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-06-01)
ZUS nie odbierze prawa do renty socjalnej osobie niepełnosprawnej od urodzenia tylko dlatego, że może podjąć pracę w warunkach chronionych - donosi Rzeczpospolita.
Sąd Najwyższy (sygn. akt: l UK 434/13) zajął się odwołaniem od decyzji ZUS uczennicy głuchej i niemej od urodzenia, która z tego tytułu pobierała rentę socjalną.
W lipcu 2011 r. ZUS uznał, że jest ona uczennicą III klasy liceum profilowanego dla osób głuchych i kontynuuje naukę bez przeszkód. Poza tym sprawnie posługuje się językiem migowym, a także korzysta z aparatu słuchowego. Z tego tytułu ma orzeczenie o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności. Zdaniem ZUS nie można jej więc uznać za całkowicie niezdolną do pracy.
Posiadanie orzeczenia o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności nie jest równoznaczne ze spełnieniem przesłanki całkowitej niezdolności do pracy. W myśl art. 4 ustawy z 27 czerwca 2003 r. o rencie socjalnej całkowita niezdolność do pracy z powodu naruszeń sprawności organizmu, które powstały przed ukończeniem 18. roku życia lub nauki w szkole, jest koniecznym warunkiem przyznania renty socjalnej.
Sąd okręgowy uchylił decyzję ZUS i przyznał zainteresowanej prawo do renty socjalnej. Sąd apelacyjny, do którego odwołanie złożył ZUS, zmienił to orzeczenie i odmówił jej prawa do świadczenia. Sąd uznał bowiem, że zgodnie z art. 12 ust. 2 ustawy o emeryturach i rentach z FUS całkowicie niezdolna do pracy jest osoba, która utraciła zdolność do wykonywania jakiejkolwiek pracy. Tymczasem jako głucha miała jedynie przeciwwskazania do podejmowania niektórych prac wymagających dobrego słyszenia, czyli na wysokości, przy wibracji czy hałasie.
Skarga kasacyjna uczennicy do Sądu Najwyższego okazała się bardzo skuteczna. Ten stwierdził bowiem, że najważniejsze w sprawie jest to, że ze względu na schorzenia uczennicy kontakt z nią jest utrudniony albo wręcz musi odbywać się za pośrednictwem tłumacza języka migowego. Trudno w takiej sytuacji uznać, że jest zdolna do wykonywania każdej pracy w normalnych (typowych) warunkach pracy.
Więcej w Rzeczpospolitej z 23 maja 2014 r.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-06-02
Więcej środków na aktywizację, a nie na funkcje opiekuńcze, decyzja samych osób niesamodzielnych i ich bliskich, na co wydać czek opiekuńczy, i likwidacja "podziemia opiekuńczego" - to spodziewane efekty przygotowywanej przez senatora Mieczysława Augustyna ustawy o czeku opiekuńczym.
- Czek opiekuńczy dostawałyby wszystkie osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności, które we wskazaniach uzyskałyby jeden ze stopni niesamodzielności, a byłoby ich trzy i w zależności od nich różna byłaby wartość czeku - od 650 zł do 1000 zł miesięcznie. I to właśnie niesamodzielni i ich bliscy decydowaliby, na jakiego rodzaju usługi przeznaczyć czek. Przede wszystkim pozwalałby on łączyć pracę zawodową z opieką, a dla tych, którzy opiekują się swoimi bliskimi i pozostają w domu, ale nie porzucili zatrudnienia, byłaby możliwość refundowania kwalifikowanych kosztów opieki w takiej wysokości, jak przysługujący dla danego stopnia niesamodzielności czek. Być może niektórym niepotrzebna jest usługa opiekuńcza, za to potrzebne są im np. catering, dowóz, kąpiel, więcej środków na rehabilitację, zakup odpowiednich preparatów, pieluchomajtek - i za to dostawaliby zwrot w ośrodku pomocy społecznej - wyjaśnia założenia ustawy o czeku senator Augustyn.
Skala niesamodzielności opierałaby się na skali ICF, gdyż skala Barthel głównie skupia się na niepełnosprawności fizycznej, a w założeniu projektodawcy ustawa ma służyć wszystkim, także osobom z niepełnosprawnością psychiczną.
Ścisłe kryteria
Senator podkreśla, że projekt ustawy o czeku wiąże się z reformą orzecznictwa. - Popełnilibyśmy duży błąd, mając nadmierne zaufanie do dzisiejszych powiatowych zespołów orzekających. One dziś są niczym dziurawy garnek i wydaje mi się, że aby można było zaufać temu orzecznictwu, trzeba by je odpowiednio zweryfikować. W sposobie orzekania o niesamodzielności powinny obowiązywać bardzo ścisłe kryteria ze skalami - podkreśla senator.
Równocześnie wyraża nadzieję, że trwające właśnie obrady zespołów w ramach okrągłego stołu dadzą impuls do takiej zmiany.
Aby umożliwić godzenie pracy zawodowej z opieką, ustawa przewiduje elastyczny czas pracy dla opiekunów i urlop opiekuńczy, czyli urlop na osobiste sprawowanie opieki. Wprawdzie byłby on bezpłatny, ale pokrywane byłyby koszty ubezpieczenia społecznego.
- Oczywiście to wszystko do czasu, dopóki ktoś nie postarałby się o orzeczenie o stopniu niesamodzielności, bo wtedy sytuacja tych osób by się zmieniła. Dziś mamy po prostu lukę, wyczerpujemy nasze 14-dniowe zwolnienie na opiekę, wyczerpujemy nasze urlopy pracownicze i nagle okazuje się, że nie ma dalej wyjścia, co prowadzi do dezaktywacji zawodowej osób, które, gdyby tylko chciały, mogłyby opiekować się bliskimi - zaznacza senator.
Prace koncepcyjne i merytoryczne nad ustawą już się zakończyły. Najpierw powstała zielona księga sytuacji w opiece długoterminowej, z rekomendacjami, potem wstępne założenia, następnie założenia do ustawy, aż w końcu sama ustawa. Obecnie jest ona w opracowaniu legislatorów w Senacie i prawdopodobnie będzie tak jeszcze w czerwcu i lipcu.
Trudne powiązania
- Ponieważ ma to być swego rodzaju nakładka na istniejące już ustawy; nie przewrót prawny, lecz uzupełnienie brakującego modułu, te korelacje z innymi ustawami są bardzo trudne - wyjaśnia senator. - Równoległe prof. Błędowski z gronem ekspertów pracuje nad przeliczeniem kosztów wdrożenia tej ustawy - dodaje.
Podkreśla też, że same koszty nie będą się dramatycznie zmieniały, natomiast zmieni się źródło finansowania. - Odstąpiliśmy od pomysłu, żeby finansować to kosztem dodatków pielęgnacyjnych, wiedząc, że byłoby to zbyt duże ryzyko polityczne; nasi emeryci 75-letni nie przyjęliby tego na pewno w spokoju. Natomiast chcemy, żeby weszły środki unijne, by część kosztów finansować z urzędów pracy oraz by można było użyć na ten cel także środków, które napłyną od 200 tys. nowych pracowników w tym sektorze i prawdopodobnie ok. 250 tys. asystentów osób niesamodzielnych, których zamierzamy wyciągnąć z szarej strefy - mówi senator.
- Dlaczego jesteśmy tak optymistycznie nastawieni? A to dlatego, że zmieniamy całkowicie bodziec - damy czek na zatrudnienie opiekuna do rodziny i sądzę, że większość rodzin zdecyduje się na taki ruch, bo mając do wyboru płacić z własnej kieszeni czy też płacić czekiem, prawdopodobnie wybierze czek. Korzyść zaś będzie taka, że to zatrudnienie będzie legalne, a asystent będzie musiał przejść przeszkolenie - tłumaczy parlamentarzysta.
To z kolei według niego zwiększy jakość usług opiekuńczych i państwo zyska rekomendowanych asystentów, którzy teraz funkcjonują poza wszelkimi standardami i podatkami. - Bo nie jest tak, że dziś rodziny same opiekują się swoimi niesamodzielnymi członkami - jak podają statystyki jest ich 80 proc. Zaś pozostali opiekują się, zatrudniając nieformalnie różnych opiekunów, często bez przygotowania. Chcemy to zmienić, bo opieka nad niesamodzielnymi to ryzyko - mówi senator.
Zakłada, że ustawa będzie uchwalona i wejdzie w życie już w 2015 r. Parlamentarzysta pokłada duże nadzieje w koalicji na rzecz osób niesamodzielnych, która zgromadziła już ok. 500 podmiotów i będzie się tego domagać - już teraz robi to przy okazji obrad "okrągłego stołu".
W czerwcowej "Wiedzy i Myśli", jako że był to czerwiec po 25 latach od przełomowych wyborów parlamentarnych, które zmieniły tak wiele w naszym kraju, nie dało się uniknąć wspomnień tamtych czasów i zmian, jakie wówczas zostały zapoczątkowane. Dla wielu z tych zmian dzień 4-tego czerwca był faktycznie przełomowy, ale dla większości z nich jest to data umowna. Pewne procesy zostały przecież zapoczątkowane znacznie wcześniej, a ich owoce musiały dojrzewać jeszcze przez długi czas. Dla wielu ludzi początek czerwca przed 25 laty, być może, był dniem takim jak inne. Czytając jednak opublikowane w poprzednim numerze "WiM" teksty przypomniałem sobie o pewnych, może symbolicznych, ale bardzo istotnych dla środowiska niewidomych w Polsce wydarzeniach, jakie wówczas miały miejsce. Kiedy w nich uczestniczyłem, nie do końca rozumiałem, że to czego jestem świadkiem jest tak ważne i przełomowe. A po latach napisałem na ten temat tekst przy okazji dwudziestej rocznicy.
Teraz nie zdążyłem wstrzelić się w czerwcowy numer. To jednak nie jest tak istotne, gdyż wydarzenie, które dla mnie ma znamiona symbolu, miało miejsce pod koniec czerwca, a nie na początku, tak jak wybory parlamentarne. Ponieważ "Wiedza i Myśl" ukazuje się akurat właśnie zawsze w okolicach 25-go każdego miesiąca, więc postanowiłem przypomnieć tamten tekst, który pierwotnie ukazał się w numerze 2(4) 2009 kwartalnika Tyfloświat pod tytułem "20 lat gadania, i co?". Zmieniam więc nieco poprzedni tytuł dodając te minione pięć lat. Myślę, że tyle można i należy zrobić. To co już minęło, niewiele się zmieni. Chcąc uniknąć sytuacji, kiedy to im więcej czasu mija od historycznych wydarzeń, tym bardziej kwieciście i z większą ilością szczegółów są one przedstawiane, pozwalam sobie przytoczyć tamten tekst bez zmian. Pozwolą Państwo, Drodzy Czytelnicy "Wiedzy i Myśli", że przedstawię tamten tekst. Proszę jednak, aby Państwo pamiętali o dodaniu tych minionych 5 lat. Być może, w ten sposób i za kolejne 5 lub 10 lat tekst ten nadal będzie aktualny.
Rocznicowe gadanie
Źródło: kwartalnik Tyfloświat numer 2(4) 2009
Gdyby z każdego gadania w naszym kraju wynikało tyle, ile z tego, które zaczęło się w Polsce w czerwcu 1989 roku i trwa do dziś w różnych wariantach, to żylibyśmy w kraju mlekiem i miodem płynącym.
Jak to napisać?
W jaki sposób napisać artykuł porównujący dwa produkty? I to tak, aby się nikomu nie narazić. Podobno reklama porównawcza jest zabroniona. A ja mam porównać dwa urządzenia dla niewidomych i do tego jestem przekonany, że "moje" rozwiązanie jest lepsze! Jak to napisać? Zestawię kilka faktów, wnioski będą oczywiste. No tak to dobry pomysł, do pracy. No proszę, pomysł chyba dobry, bo zestawiając same nazwy Readboard i Apollo, korzystniej wypada ta druga. Chwalą się, że sprzedają własny syntetyzator mowy, polski produkt, a nazwa tak dziwacznie angielska. No i jeszcze to, mój Apollo mówi "podkreślenie", a ich syntetyzator, podobno polski, mówi "anderrrlajn". I to ich "r". No tak, ale Apollo też nie całkiem radzi sobie z "r".
Tylko, co mam zrobić, gdy dojdzie do omawiania ceny, "ich" produkt jest dostępny za kilkaset złotych, a za "mój" trzeba wyłożyć kilkaset funtów brytyjskich i do tego sprawa jeszcze nie jest załatwiona, bo należy kupić program HAL za prawie drugie tyle. No, ale przecież "mój" syntetyzator jest lepszy. Tylko jak to zgrabnie napisać?
Takie pytanie i dylematy pojawiły się na początku lat 90-tych, dziś już trzeba dopisać minionego wieku, gdy otrzymałem zamówienie na napisanie artykułu do wydawanego przez PZN miesięcznika Pochodnia. Tekst wówczas nie powstał. Wir spraw codziennych jakoś nie pozwolił na umiejętne przelanie na papier porównania dwóch urządzeń dla niewidomych. A chodziło wówczas o program ReadBoard produkowany przez firmę Altix z Warszawy i brytyjski produkt firmy Dolphin, dystrybuowany przez poznańską firmę Harpo, w której wówczas pracowałem.
Zaczęło się na spływie kajakowym
To był może rok 1985, a może rok później, gdy zadzwonił do mnie Kuba spod Rzeszowa. Jest spływ kajakowy. Super ekipa z Gdańska. Płyniemy Krutynią. Płyniesz z nami? Popłynąłem wówczas z nimi. I była to pierwsza wspólna wyprawa. Potem miały miejsce jeszcze inne. Na spływach tych poznałem dr. inż. Ryszarda Kowalika, elektronika pracującego na Politechnice Gdańskiej. Kuba był po informatyce na UJ. Niewiele widział, ale akurat w nieco inny sposób niż ja, ze względu na rodzaj wady wzroku. Zmagałem się wówczas ze studiami na fizyce na UAM w Poznaniu. Wszystkim marzyła się wówczas praca przy komputerach. Dywagowaliśmy raczej o niej niż mogliśmy jej w pełni zasmakować samodzielnie, bez pomocy widzącego lektora. Ryszard nie widział nic. Miał największe życiowe, a przede wszystkim zawodowe, doświadczenie. Byliśmy wówczas na wakacjach, więc niechętnie odpowiadał na nasze pytania. Naciskaliśmy, zachęcany opowiedział o rozwiązaniu technicznym umożliwiającym niewidomym samodzielną pracę na pojawiających się wówczas na rynku komputerach osobistych, jak to się wówczas mówiło kompatybilnych z IBM PC, o syntezie mowy. Technika interesowała mnie od zawsze, a od kilku lat w szczególny sposób chłonąłem wszystko to, co mogło pomóc niedowidzącemu studentowi fizyki. Syntetyzator mowy - to było coś nowego, w praktyce jeszcze nieznanego w naszym kraju?
Pionierskie czasy
Trzeba pamiętać, że w owych czasach Pecet też był nie do końca znanym, a tym bardziej powszechnie używanym sprzętem. Dziś trudno uwierzyć, że tak kiedyś było. Pod strzechy zaczęły już trafiać, tak zwane, komputery domowe, jak Atarii, ZX Spectrum czy Commodore. Były one jednak całkowicie niedostępne dla niewidomych, a słabowidzący męczyli się i, jeśli cokolwiek oczywiście mogli dojrzeć na migoczącym ekranie to to, na co pozwalały im jeszcze resztki wzroku, gdyż maszyny te podłączano do zwykłych telewizorów. Bursztynowy monitor ze stabilnym obrazem, bardzo droga gratka dla profesjonalistów, nie mógł zaspokoić potrzeb wszystkich. No i nie były to prawdziwe pecety.
W 1988 roku trafiłem do firmy Harpo. Ponieważ czasy były pionierskie, firma rozwijała się nadspodziewanie szybko. Nie była to firma garażowa, choć każdy z nas marzył wówczas, aby zacząć wzorem światowego giganta branży informatycznej właśnie w garażu! Mieściła się w mieszkaniach szefa i pracowników.
Chciałem stworzyć sobie naprawdę profesjonalne stanowisko pracy. Firma, w której można to było zrobić już była. I udało się. W 1989 roku, po jednym z takich spływów z ekipą z Gdańska, trafił do mnie, poprzez Ryszarda Kowalika, brytyjski syntetyzator mowy Apollo. Dzięki staraniom Kowalika, mówił on już wówczas, po polsku. I zaczęło się! Zaczęło się moje profesjonalne zainteresowanie sprzętem dla niewidomych i słabowidzących. Firma Harpo także zainteresowała się sprzedażą tego urządzenia. Z wielką pasją zabrałem się do pracy. Oferta ciągle się powiększała, ale pierwszym był syntetyzator mowy Apollo.
Pokaz w Warszawie
W dniach 23 i 24 czerwca 1989 roku, w siedzibie Zarządu Głównego Polskiego Związku Niewidomych przy ulicy Konwiktorskiej odbyło się spotkanie niewidomych informatyków, w którym miałem przyjemność uczestniczyć. W relacji z tamtego spotkania, opublikowanej na łamach Pochodni 1 można przeczytać, że zebranie poprowadził dr Stanisław Jakubowski, którego ówczesny prezes Związku określił jako głównego specjalistę PZN do spraw informatyki. Odbyło się, wzbudzające wielkie zainteresowanie zwiedzanie drukarni brajlowskiej Zakładu Wydawnictw i Nagrań, gdzie najpierw goście zapoznali się z tradycyjną technologią produkcji książek i czasopism brajlowskich, następnie Igor Busłowicz zaznajomił ich z technikami nowoczesnego druku komputerowego. Z relacji wynika, że zebrani byli pod wrażeniem ogromnego skoku technologicznego.
Z drukarni zwiedzający przenieśli się do pracowni informatycznej ZWiN, gdzie można było zapoznać się ze stanowiskami komputerowymi dla niewidomych i nawet próbowano na nich pracować. Jednak prawdziwy zachwyt wzbudzał skaner wraz z węgierskim programem Recognita. Przeprowadzona próba rozpoznania tekstu czarnodrukowego i wydrukowania go w wersji brajlowskiej wypadła bardzo dobrze.
To nie były jednak wszystkie atrakcje kończącego się już pomału pierwszego dnia spotkania. W tym miejscu pozwolę sobie zacytować wspominaną relację, gdyż miało miejsce wówczas wydarzenie niezwykle istotne.
Otóż ?na tym jednak nie zakończono pobytu w pracowni, bo dr Ryszard Kowalik z Gdańska przywiózł niewielką skrzyneczkę, przypominającą radio tranzystorowe, które po podłączeniu do mikrokomputera okazało się końcówką mówiącą i to w języku polskim. Opracowała je zaledwie w ciągu miesiąca angielska firma Dolphin System na podstawie materiałów nadesłanych z Polski. Język polski nie jest jeszcze doskonały, brzmi nieco z angielska, ale końcówka w czasie prób poradziła sobie bardzo dobrze z tak trudnym polskim zdaniem jak: chrząszcz brzmi w trzcinie. Okazało się jednak, że nie jakość polskiej mowy syntetycznej, lecz rewelacyjne możliwości operacyjne angielskiej końcówki spotykają się z pełnym uznaniem informatyków.?. Następuje wymienienie jeszcze kilku zalet prezentowanego urządzenia, zwanego końcówką z podkreśleniem faktu, że jest ona dwujęzyczna. To jednak nie koniec atrakcji tego dnia. Dalej można przeczytać: ?Kolejnym punktem spotkania była autorska prezentacja polskiej końcówki mówiącej, opracowanej przez niewidomego informatyka mgr Marka Kalbarczyka i widzącego elektronika mgr inż. Jana Grębeckiego. Jakością mowy przewyższa ona znacznie końcówkę angielską, ustępując jej jednak pod względem walorów operacyjnych. Z wyjaśnień twórcy wynikało, że praca nad polską końcówką mówiącą trwała zaledwie kilka miesięcy i po sprzedaniu jej Fundacji Pomocy Niewidomym w Polsce autorzy przestali się nią zajmować. Gdyby prace trwały nadal, możliwości operacyjne tej końcówki były by znacznie większe. Udoskonalona wersja końcówki znajdzie się wkrótce w produkcji w firmie Interglobal zamówiona przez Fundację i PZN seria 20 końcówek znajdzie się wkrótce w rękach niewidomych informatyków.
Na tym kończy się relacja z pierwszego dnia spotkania. W drugim dniu zebrani dyskutowali nad planami informatyzacji środowiska niewidomych w Polsce.
Było trudno
W kilka miesięcy później syntetyzatory mowy trafiły do sprzedaży. Jednak niezwykle trudno było wówczas przekonać niewidomych do zakupu pomagającego im sprzętu ze względu na dwa powody: niezwykle wysoką cenę urządzenia oraz niewiedzę na temat możliwości wykorzystania komputera.
Niewidomych, wiedzących, do czego może być przydatny komputer osobisty było w owym czasie zaledwie kilku. Z pewnością jedną z takich osób był wspominany już dr inż. Ryszard Kowalik, a także Marek Kalbarczyk.
W Poznaniu była w owym czasie spora grupa niewidomych pracujących na otwartym rynku pracy. Zrzeszyli się oni w działającej przy Polskim Związku Niewidomych Sekcji Zatrudnionych na Otwartym Rynku Pracy. Miałem kontakty z tą sekcją, czyli z ludźmi, dla których nowoczesna technika była wielką nadzieją na utrzymanie się na, właśnie uwolnionym z pomysłów socjalizmu, rynku pracy.
Działacze Sekcji już od kilku lat uczestniczyli w szkoleniach i pisali kolejne wersje ?projektu programu informatyzacji środowiska niewidomych?. W prasie brajlowskiej pojawiały się teksty zatytułowane "Informatyzacja rzecz nieunikniona". Jednak ciągle brakowało dostępnego sprzętu. I to do tego stopnia, że powołany w lutym 1988 roku przy Okręgu Warszawskim PZN klub mikrokomputerowy nie rozpoczął swojej działalności.
Wszystko wskazywało, że uda się odnieść sukces biznesowy.
Nie tylko te dwa czynniki, cena i niewiedza, ograniczały sprzedaż sprawdzonego przez wielu niewidomych na świecie produktu, jakim był Apollo. Przeszkadzała też konkurencja w postaci założonej w 1989 roku i prowadzonej przez Marka Kalbarczyka firmy Altix z Warszawy. Po roku czy dwóch, pojawiła się kolejna firma - E.C.E. ze swoim syntetyzatorem mowy polskiej, czyli SMP.
Po latach
W tej chwili patrzę na pewne rozwiązania techniczne z punktu widzenia niezależnego uniwersyteckiego specjalisty. Nie muszę przejmować się interesami żadnej z firm, tylko dobrem niewidomych studentów. Chcąc napisać to, co w tym wszystkim jest najistotniejsze, nie mogłem się jednak obejść bez wspomnień tamtych chwil i wydarzeń, w których miałem przyjemność uczestniczyć.
Gdy dziś wspominam tamte pionierskie czasy, gdy królował system operacyjny DOS, a synteza mowy zwana "końcówką mówiącą" lepiej sprawdzała się, gdy była generowana przez specjalizowane układy elektroniczne zamknięte w osobnym pudełku, jak Apollo czy SMP, bo komputery pracujące z częstotliwością zegara taktującego 12 MHz nie dawały sobie z nią rady, pewne sprawy przestają być istotne. Nie ważne, kto w istocie był pierwszy. Być może było tak, że Readbord Marka Kalbarczyka był pierwszym komercyjnie dostępnym systemem mowy polskiej, zapewniającym niewidomym samodzielną obsługę komputera. Być może Apollo powstał znacznie wcześniej w brytyjskiej firmie Dolphin, a po polsku zaczął mówić nieco później. Być może SMP powstał znacznie przed nimi, gdzieś w laboratoriach Instytutu Biocybernetyki, z których został wydobyty na świat troszkę później. Być może dałoby się to ustalić, spotykając się z dawnymi konkurentami. Być może opowieści byłyby długie i niejedną beczułkę trzeba by opróżnić. Być może? To wszystko nie jest ważne.
Ważna jest jedna sprawa. Niewidomi w Polsce mają dostęp do nowoczesnej techniki komputerowej ułatwiającej im życie pracę i zabawę już od dwudziestu lat.
Na zakończenie
Jednej jedynej sprawy, moim zdaniem, przez te dwadzieścia lat nie udało się rozstrzygnąć w sposób zadowalający, mianowicie nazwy urządzenia, które jest tak pomocne niewidomym. Dochodząca z niego mowa jest mową syntetyczną, więc moim zdaniem, powinien to być syntetyzator mowy a nie tak jak jest to w powszechnym użyciu syntezator mowy. A może warto wrócić do określenia "końcówka mówiąca"?
Być może tym zdaniem wywołam ożywioną dyskusje. Może na jej finał trzeba będzie poczekać do kolejnej rocznicy. Dziś jest istotne, że mowa syntetyczna pomagająca niewidomym ma 20 lat, a pierwsza publiczna prezentacja polskiej syntezy mowy odbyła się w dniu 23 czerwca 1989 roku.
Henryk Lubawy
1. Zygmunt Swędrzyński, "Kolejny krok ku informatyzacji", Pochodnia miesięcznik społeczny Polskiego Związku Niewidomych nr 10/1989, s.20-22.
2. Zbigniew Niesiołowski, "Komputeryzacja - rzecz nieunikniona", Pochodnia miesięcznik społeczny Polskiego Związku Niewidomych nr 6/1989, s.21-22
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Byłem kiedyś na turnusie rehabilitacyjno-lingwistycznym. Jeden z uczestników opowiedział jaka przygoda spotkała go, gdy jechał na turnus.
Znajdował się w przedziale pierwszej klasy pociągu ekspresowego. Był sam i słuchał muzyki z walkmana. W pewnym momencie do przedziału weszło czterech - jak mu się wydawało - dobrze zbudowanych facetów. Panowie bezceremonialnie dobrali się do jego bagażu opowiadając sobie, co w nim znaleźli. Jego protesty zbywali powiedzonkami "spoko, spoko".
W pewnym momencie kolega wpadł na pomysł by odwołać się do ich sumień. Spytał, czy honorowo jest obrabiać niewidomego człowieka. "Dlaczego niewidomego" żachnęli się. "No bo przecież ja jestem niewidomy". Nie przyjęli tego do wiadomości i zarzucili mu oszustwo. Na to kolega wyjął legitymacje PZN i poprosił by ją przeczytali. Zrobili to i ich stosunek całkowicie się zmienił. Zaczęli go przepraszać i po chwili rozpoczęli przyjazną pogawędkę. Interesowało ich wszystko. Dokąd jedzie, czego słucha w walkmanie itp.
Wtedy do przedziału wszedł konduktor i okazało się, że panowie mają bilety drugiej klasy. Wobec tego serdecznie pożegnali się z kolegą i przeszli do swojego wagonu.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Wędrując po kraju zaturlałem się tym razem do Poznania, w którym to mieście spotkała mnie niecodzienna i zaskakująca przygoda. Podziwiałem sobie spokojnie w pełni ładnie zachowaną secesję, gdy nagle zostałem boleśnie potrącony. Odwróciwszy się ujrzałem całkiem apetyczną damę z przedziwną szeroką opaską na prawym ramieniu. Na żółtym tle pyszniły się duże trzy kropki ułożone w trójkąt.
- Ki licho - przemknęła mi przez głowę alarmująca myśl - kobietka pod napięciem czy w jakiś inny sposób niebezpieczna, bo przecież wszelkie ostrzeżenia są pisane na żółtym tle.
Sprawa się wyjaśniła, gdy nieznajoma poprosiła mnie o pomoc w dostaniu się do jednego z banków. Na pytanie o znaczenie opaski, kojarzącej się z wojennymi obrazami kwalifikowanych w ten sposób Żydów, kobieta wyjaśniła, że jest to symbol niewidomych.
Zdumiałem się, znam niewidomych chodzących z białą laską, albo sympatycznym czworonogiem w specjalnej uprzęży, ale opaska... nigdy jej nie spotkałem.
Zgodnie z filozofią mojej rozmówczyni, naramienna żółta opaska to jest to, ponieważ obie ręce są wolne, można nieść i parasolkę, i torebkę.
- Ale z otwartą parasolką może pani wpaść na kogoś i drutem uszkodzić mu oko, albo zrobić inną krzywdę - replikowałem.
- To ludzie muszą uważać na mnie, bo przecież nie widzę.
- A przeszkody, bez laski trudno je zlokalizować.
- Po co mi ten kij. Zawsze proszę ludzi o pomoc.
- Stojąc na ulicy i wyciągając ręce, albo wpadając na przechodniów, tak jak to miało miejsce w moim przypadku?
- Przecież nic się panu nie stało - zareplikowała właścicielka trzech kropek.
Pani nie dała się przekonać, w jej przeświadczeniu laska jest niewygodna i kojarzy się z bezradnością, a poza tym na widok białej laski ludzie odwracają się i omijają jej posiadacza.
- A na widok opaski nie? - zapytałem.
- Zawsze, kiedy zaczepiam kogoś, to udziela mi pomocy.
- A z własnej inicjatywy ktoś do pani podszedł?
Zapadło długie, długie milczenie...
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Oj, potrzebny, potrzebny i mam kogoś takiego na widoku - osoba mądra, doświadczona i skuteczna. Czegoż można więcej wymagać?
No tak, ale Wy nie wiecie, gdzie i po co ta mądra, doświadczona i skuteczna osoba ma być zastosowana. Nie wiecie, bo i skąd macie wiedzieć. Przecież to nie Wy jesteście tą mądrą, doświadczoną i skuteczną osobą. Zatem muszę sprawę dokumentnie wyłożyć.
Otóż w dniu 10 czerwca br. Sejm Najjaśniejszej Rzeczypospolitej wykazał się według jednych wielką mądrością, a według innych wielką głupotą. Nie będę rozstrzygać co to było, mądrość czy głupota. Przerasta to moje kocie możliwości intelektualne. Coś jednak udało mi się wyrozumować i tym czymś chcę się z Wami podzielić.
Otóż Sejm radził nad wielce ważną sprawą, tak ważną, że obrady zostały utajnione. No i pierwsza głupota... I tak wszyscy, no może oprócz posłów, wiedzą, o czymże to była ta utajniona debata. Jeżeli więc wszyscy wiedzą, po diabła było ją utajniać?
Jest jednak i gorsza sprawa - otóż słuchałem radia Tok fm. Dziennikarze zastanawiali się, czy aby posłowie wiedzą, dlaczego podjęli taką decyzję. Zadzwonili więc do kancelarii Sejmu i zapytali, ilu posłów przeczytało uzasadnienie w tej to sprawie. Dowiedzieli się, że dziewięciu. Tak, tak, nie przesłyszeliście się, aż dziewięciu. Wprawdzie w następnych dniach podawano, że liczba ta wzrosła aż do dziesięciu. Myślę, że wiecie, iż jest 460 posłanek i posłów, czyli jeno nieco ponad 2 procent tego towarzystwa zapoznało się ze sprawą, ważną i poważną, ale decyzja zapadła... Wiadomo, posłowie są srodze przepracowani, ale że kancelaria Sejmu udziela takich informacji dziennikarzom, tym gadułom... To przechodzi moje kocie pojęcie i moją kocią zdolność rozumienia.
To jednak pestka. Jeżeli już Sejm RP miał taką fantazję, żeby sprawę utajnić, trzeba było uczynić to w sposób absolutnie skuteczny. A tu proszę - od ręki informacja, ilu posłów wiedziało, co popiera albo czemu się przeciwstawia. Mało tego, każdy, kto chce, bez trudu może dowiedzieć się, jak głosowali poszczególni posłowie - popierali czy zwalczali.
Do skutecznego zapewnienia tajności jednak Sejm RP zdolny nie jest. Konieczna jest mu, to jest Sejmowi, fachowa pomoc. Śpieszę z taką pomocą. Nie będzie to właściwa pomoc, lecz jedynie wskazanie osoby mądrej, doświadczonej i skutecznej, która pomocy takiej udzieli.
Uwaga! Uwaga! Uwaga! Osobą tą jest przewodnicząca Zarządu Głównego Polskiego Związku Niewidomych. Tak, tak - jest to osoba mądra, doświadczona i skuteczna. Zaraz sami będziecie mogli to ocenić. Nie musicie wierzyć mi na słowo.
Otóż moja kandydatka do poskromienia Sejmu RP, wprowadzenia tam dyscypliny i rzeczywistej tajności, niepodzielnie włada PZN-em już ponad 10 lat. I wyobraźcie sobie, że nikt jej nie podskoczy - Prezydium ZG, cały Zarząd Główny, krajowe zjazdy delegatów robią to, co chce pani przewodnicząca, a co chce i czego nie chce, nikt nie wie. Taka jest skuteczna tajność. Wszystko w PZN-ie jest tajne i wszystko skutecznie tajne. I właśnie taką tajność pani przewodnicząca, jeżeli zostanie powołana na funkcję marszałkini Sejmu RP zaprowadzi w tym rozgadanym towarzystwie.
W PZN-ie nie ma spraw jawnych, są tylko tajne i tak być powinno. Żeby możliwa była taka tajność, dziennikarzy trzeba gonić precz od Sejmu tak, jak zostali przepędzeni od PZN-u. I dobrze. Bez dziennikarzy, nawet jeżeli coś wycieknie, to nie wiadomo - prawda czy nieprawda, a może tylko prawda częściowa. Każda prawda, kiedy przejdzie przez kilka ust, uszu i mózgów, ulegnie zniekształceniu. Ot, np. PZN sprzedał dwa lokale sklepowe, które posiadał w Olsztynie. Po kilku dniach dowiedziałem się, że sprzedany został "Labirynt", czyli dom pomocy społecznej dla niewidomych, mieszkania chronione, warsztat terapii zajęciowej i kilka innych firm tam działających. Przyznacie, że to drobna różnica.
Swoją drogą 450 posłanek i posłów powinno otrzymać dyscyplinarne zwolnienie. Jak można tak pracować? Ale jak to zrobić? Przecież zostali oni wybrani przez lud. Wiadomo, że vox populi, vox Dei. Pani przewodnicząca, jako marszałkini Sejmu RP, i z tym sobie poradzi. Spokojna głowa, da radę. Wprowadzi wybory na wzór tych Pezetenowskich, tj. jeżeli nikt nic wiedzieć nie będzie, bo wszystko będzie tajne, tak jak to jest w PZN-ie, to samodzielnie głosować nie będzie mógł. Pani przewodnicząca nie pozostawi go z tym kłopotem bez pomocy. Powie mu, jak ma głosować i sprawa załatwiona.
Jeżeli bym Was zapytał o osoby, które są wiceprzewodniczącymi ZG PZN, kto jest sekretarzem generalnym, kto skarbnikiem - pewnie byście mi nie odpowiedzieli, bo nie wiecie. Przyznam się bez bicia, że również nie pamiętam wszystkich nazwisk, a jest ich tylko sześć - cztery pamiętam, a dwóch nie. A co dopiero z członkami Głównej Komisji Rewizyjnej? Lepiej nie mówić. Tak samo lepiej nie mówić o tym, kto jest dobry, kto dobrze radzi, dobrze pracuje, a kto przeszkadza. To nawet nie tylko lepiej nie mówić, ale nawet nie da się mówić, bo tego nigdzie dowiedzieć się nie można. Jak więc można głosować, jeżeli osoby te wystartują w kolejnych wyborach? Można tylko posłuchać, kogo rekomenduje pani przewodnicząca i zrobić zgodnie z tymi rekomendacjami.
A i na czytanie materiałów jest sposób. Trzeba robić tak, jak robią władze PZN-u, czyli dostarczać jak najmniej opracowań na piśmie, lepiej wcale, i nie będzie problemu ich przeczytania. Członkowie Zarządu Głównego PZN i jego Prezydium takich problemów nie mają, bo mają bardzo mało do czytania, a może nie mają nic zgoła.
Dodatkową korzyścią, ale bardzo ważną, z powierzenia pani przewodniczącej ZG PZN funkcji marszałkini Sejmu będzie zrobienie porządku z opozycją. Przecież słuchać się nie da obrad Sejmu, tak się pieklą. Pani przewodnicząca zrobi z tym porządek - zlikwiduje opozycję. Będzie tylko koalicja, a wtedy nikt z nikim kłócić się nie będzie. Jeżeli nawet coś komuś się pomyli i przemówi niezgodnie z ustaloną linią, nikt tego się nie dowie. W ramach pełnej jawności i przejrzystości, w rozumieniu Pezetenowskim, pani przewodnicząca zlikwiduje transmisje telewizyjne obrad Sejmu, dziennikarze nie będą mogli nawet chodzić ulicą Wiejską i będzie wspaniale, cudownie, jednomyślnie i korzystnie - dla władz oczywiście.
Szanowni władcy trzeciej RP! Sprawa jest prosta. Trzeba tylko skorzystać z pomocy osób, które mogą udzielić skutecznej pomocy. Osobę taką Wam wskazałem. Niech to będzie mój wkład w proces uzdrawiania trzeciej RP. Nawet nie chcę za to żadnej nagrody, żadnego odznaczenia ani awansu, to tak pro publico bono.
Niemądry, niedoświadczony i nieskuteczny Stary Kocur
Źródło: www.klucz.org.pl
Dyskusja została sprowokowana artykułem zamieszczonym w Internecie:
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Brutalnie-pobili-niewidomego-bo-zwrocil-im-uwage,wid,16636624,wiadomosc.html.
Z ofiarą pobicia przeprowadzono także wywiad:
http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/pobili-niewidomego-bo-zwrocil-im-uwage,124806.html.
Monika Z.:
I tak wyjdą bez żadnej kary, może jakieś lekkie zawiasy, phi.
Danuaria:
Wniosek: jak się jest na pozycji słabszego, najlepiej się nie wtrącać, nie mieszać. Dobrze, że go nie zabili. Moja mama określiłaby taką postawę niewidomego bardziej dosadnie, ale nie zacytuję.
Stanisław K.: Nowo wybrani polscy eurodeputowani zamierzają wyjść z inicjatywą ustawodawczą wprowadzenia pełnego parytetu w europarlamencie i wszystkich parlamentach krajów członkowskich Unii Europejskiej. Zgodnie z tym parytetem parlamenty będą się składały:
- 75 procent kobiet,
- 75 procent mężczyzn,
- 75 procent osób niepełnosprawnych.
W ten sposób parlamenty będą w pełni reprezentatywne.
Domra:
Taka postawa to danie przyzwolenia na zło i nie chodzi mi tylko o chuliganerię w autobusie, bo tu akurat słabszy pojedynczo nie wskóra. Chodzi mi o obojętność na krzywdę innego - "przecież mnie to nie dotyczy". A płacz zaczyna się wówczas, gdy krzywda nas spotka. Wówczas wyrzekamy na znieczulicę i obojętność, zapominając o naszej wcześniejszej postawie.
Fandango:
Wszystko to prawda, ale realia są takie, że na zwracanie uwagi chuliganom może sobie pozwolić człek silny, który sprawnie i szybko rozprawi się z kim trzeba. Niewidzący ryzykuje tym, że kiedy chuliganeria przeniesie agresję na niego, nikt go nie obroni.
sq9hht:
Prawda, jak zwykle, prawie na pewno leży gdzieś pośrodku... Może z czasem się dowiemy, jak było faktycznie...
Danuaria:
Np. że ten niewidomy był słabowidzący.
Janusz R.:
Facet ma 2 metry wzrostu, jest dobrze zbudowany i pokiereszował nieco tych dwóch. Jednego nieco więcej, bo jakoś trafił w odpowiednim momencie, drugiego nieco mniej. Nic tam takiego chłopakowi się nie stało, a media miały się czym zająć.
Fandango:
Czyżby właściwy człowiek z krzepą znalazł się w miejscu, gdzie należało się go spodziewać?
Karol O.:
Podobno Marcin miał na sobie koszulkę Widzewa. Ciekawe, czy to dodatkowo nie potęgowało agresji u tych łobuzów. Jeśli to ten sam Marcin, to wydaje mi się, że kilka lat temu zrobiono o nim reportaż.
A w ogóle, jakoś dzień czy dwa po tym pobiciu zadzwoniła do mnie moja pacjentka z pytaniem, czy to aby czasem nie ja. A tutaj reportaż z udziałem Marcina:
http://www.youtube.com/watch?v=yeAdnQOo2JU.
Rafał K.:
Mówią, że reklama jest dźwignią handlu i kolega Marcin dokładnie wie, co robi. Kiedyś miał on taki przypadek, że potrącił go samochód tuż przed szpitalem i oczywiście była to ewidentna wina kierowcy, ale jakoś nikt nie wspomniał o tym, że Marcin miał słuchawki na uszach.
Janusz R.:
Na początku tego tygodnia potrącił go autobus na przejściu dla pieszych. Policja obdarzyła kierowcę mandatem 500 złotych i chyba 8 punktów karnych.
Co do tamtej awantury, to trafił jednego, a że rączkę ma niczego sobie, to i nieco facjatę uszkodził. Drugi był ostrożniejszy i dlatego mniej oberwał.
Danuaria:
Po obejrzeniu materiału telewizyjnego moje stanowisko w tym temacie nieco złagodniało. Kiedy czytałam wiadomość z Internetu, wyobrażałam sobie niewidomego ciapciaka, który zwraca uwagę chuliganom, bo jest szczery do bólu i prosty jako dziecię, no i go biją, a tu telewizja zrobiła z niego bohatera, uznając, że ma siłę, bo był masażystą. Ciekawe, czy tego typu informacja dla gawiedzi zmieni stosunek społeczeństwa do niewidomych.
Źródło: www.klucz.org.pl
Jarek:
Podobno na rynku pojawił się brajlowski telefon dla niewidomych. Nie wiem, czy takie info już wcześniej tu trafiło. Jeśli nie, to odsyłam do tekstu:
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Firma-z-UK-produkuje-telefony-dla-niewidomych-drukarkami-3D-3129380.html
Guldog:
Mam wątpliwości, czy przy urządzeniach teraz dostępnych - myślę tu o iPhonach i telefonach na Androidzie - taki produkt ma rację bytu. Sam wolałbym wydać te 300 zł na telefon z Androidem niż produkt opisany w artykule, bo mogę z niego tylko dzwonić i nic więcej.
Hanna P.:
Po co komu telefon bez SMS-ów i roamingu? Gdyby miał brajlowski ekran, na którym można by przeczytać SMS-y, według mnie miałoby to sens, zwłaszcza w przypadku osób głuchoniewidomych.
Mała:
Z radością syntezę zastąpiłabym ekranem brajlowskim.
Jacek Z.:
Ten telefon ma wyłącznie klawisze z alfabetem brajla. Telefon z funkcjonalnością sprzed dwóch dekad (tylko dzwonienie) i każdy klawisz oznaczony sześciopunktem... Kolejne dziwactwo po polskim SeeYou Phone, bo niewidomi to idioci i do tej pory nie używali telefonów.
Danuaria:
Może to taki odpowiednik telefonu dla seniora. Ktoś chce tylko dzwonić, to niech ma. Ale pewnie się to zbytnio nie rozpowszechni. Już przecież kilka razy czytałam newsy o podobnych wynalazkach koreańskich czy innych azjatyckich.
Domra:
Do licha, co za jakaś maniera - gdy wchodził na rynek see assistent (nie pamiętam nazwy) czy wchodzi jakiś inny prosty sprzęt, od razu na liście pojawiają się wskazania, że dla seniora. Tak jakby seniorzy byli ograniczeni ruchowo, nie potrafili znaleźć się wobec bardziej skomplikowanych wyzwań. To brzmi jak zwykła wiekowa arogancja.
Kamil B.:
Nawet jeśli coś takiego już istnieje, to telefony z Symbianem dają niewidomym większe możliwości, nie mówiąc o iPhone czy telefonie z Androidem. Gdybym miał możliwość, chętnie bym to zobaczył, ale używać na co dzień - odpada.
Sławomir W.:
No tak, ale telefonów z Symbianem już praktycznie prawie nie ma w sprzedaży. Ja uważam, że taki telefon ma sens, jeśli ktoś chce tylko dzwonić, pisać i czytać SMS-y. Cena chyba jest rozsądna.
Danuaria:
Ale w tym telefonie akurat nie było możliwości pisania SMS-ów, tylko dzwonienie, więc jeżeli ktoś chce tylko dzwonić, jak np. mój ojciec, to ten telefon jest dla niego.
***
Artykuł informujący o telefonie dla niewidomych, który wywołał dyskusję, można przeczytać pod pozycją 3.4.
(przypis redakcji "WiM")
W tym odcinku polecamy Państwu sprzęty codziennego użytku, dzięki którym możemy miło spędzić czas, poznać wagę swoją i nie tylko.
Mówiąca waga łazienkowa została zaprojektowana zarówno dla słabowidzących, jak i niewidomych użytkowników. Wyposażona jest w wyraźny wyświetlacz, polską informację głosową. Ponadto wyróżnia się precyzyjnością oraz prostą obsługą.
Parametry:
- Wyraźne komunikaty w języku polskim (Głos Jacek firmy IVONA software)
- Cztery precyzyjne czujniki obciążenia
- -Estetyczna tafla z hartowanego szkła
- Wyświetlacz LCD
- Solidna plastikowa obudowa
- Zakres pomiaru: 5 Kg do 180 Kg
- Dokładność: 100 g
- Dopuszczalna tolerancja 300 g
- Włącznik: czujnik wibracji
- Wyłączanie: automatycznie 10 sek. po pomiarze
- Sygnalizacja przeciążenia 180+ kg
- Antypoślizgowe gumowe podłoże
- Zasilanie: 2 X (SPRZEDAWANE OSOBNO)
- Wymiary
- Długość: 28 cm
- Szerokość: 28 cm
- Grubość: 2 cm
- Waga: 1,7 kg
Cena 290,00 zł.
Mówiąca waga kuchenna posiada kwadratową powierzchnię do ważenia o wymiarach 14x14 cm, dzięki czemu z łatwością ustawimy na niej dowolnej formy i wielkości miski oraz pojemniki. Posiada funkcję dodawania dokonanych pomiarów (można doważać kolejne porcje do już znajdujących się na wadze, ustawiając wagę na 0 - tara), funkcję regulowania głośności (6 stopni poziomu głośności), funkcję powtarzania aktualnego pomiaru.
Parametry:
- specyfikacja wagi: kg i g
- funkcja tary
- pomiar: 0-5 kg
- duże klawisze
- klawisz powtórzenia pomiaru
- klawisz blokady przycisków
- wymiary: 220 x 145 x 26 mm
- duże cyfry: 2.5 cm
- kontrola głośności
- waga urządzenia: 588 g
- kolor: zielony
- zasilanie: baterie 4 szt. 1.5 V
- gniazdo słuchawkowe i zasilania
- opcjonalnie: słuchawki/zasilacz (można dokupić dodatkowo)
Cena 599,00 zł.
Szachy i warcaby dla osób niewidomych. W zestawie znajduje się drewniana plansza o wymiarach 33 x 33 cm, na której białe pola szachownicy są wklęsłe, natomiast czarne pola wypukłe. Konstrukcja szachownicy jak i figur zapewniają stabilną ich pozycję podczas gry. Zestaw zawiera komplet drewnianych figur szachowych i komplet pionków do gry w warcaby. Czarne pionki oznaczone są metalowym punktem.
Cena 280,00 zł.
Karty do gry - zestaw zawiera 54 karty z powiększoną grafiką kolorów oraz znakami brajlowskimi. Talia kart umieszczona jest w estetycznym pudełku.
Cena 62,00 zł.
Scrabble wersja angielskojęzyczna - gra polega na układaniu na planszy powiązanych ze sobą słów przy użyciu płytek z literami o różnej wartości - przypomina to budowanie krzyżówki. Celem gry jest uzyskanie jak najwyższego wyniku.
Każda litera jest powiększona oraz oznaczona w systemie Braille'a. Plansza wyposażona jest w system blokady, dzięki czemu litery przy obracaniu planszy nie przesuwają się. Na planszy znajdują się dodatkowe, dotykowe oznaczenia specjalnych, premiowanych pól.
Zestaw zawiera: planszę, 100 płytek, woreczek, 4 stojaki na płytki, instrukcję brajlowską w języku angielskim.
Cena 270,00 zł.
Elegancki zegarek brajlowski na skórzanym pasku.
Wprawdzie szczęśliwi czasu nie liczą, ale zawsze muszą wiedzieć, która jest godzina. Lepiej jest, gdy możemy to sprawdzić przy pomocy porządnego zegarka. Specyfikacja techniczna:
- dotykowe znaki na tarczy
- godzina 12, 3, 6 i 9 oznaczona dwoma sztucznymi diamentami
- pozostałe pozycje zegarowe oznaczone są pojedynczym sztucznym diamentem
- czarne cyfry widnieją na godzinach 12, 2, 4, 6, 8 i 10
- wskazówki pokryte złotą farbą
- tarcza koloru białego
- pokrętło zegarka na godzinie 3
- otwieranie koperty na godzinie 6,
- skórzany, czarny pasek imitujący skórę krokodyla
Cena 670,00 zł.
Zapraszamy do kontaktu z nami w celu uzyskania informacji o wielu innych przedmiotach i sposobach radzenia sobie z codziennymi problemami.
P.H.U. Impuls Ryszard Dziewa
ul. Powstania Styczniowego 95D/2
20-706 Lublin
tel.: (81) 533 25 10, 505 953 460
adres e-mail: impuls@phuimpuls.pl
strona internetowa: www.Phuimpuls.pl