WIEDZA i MYŚL
(Pr 2590)
INTERNETOWY MIESIĘCZNIK TYFLOSPOŁECZNY
Wydawca i redaktor naczelny
Stanisław Kotowski
Grudzień 2014
Rok VI
Nr 12(72)/2014
Czasopismo nie jest dofinansowywane ze środków publicznych ani żadnych innych. Wydawane jest bez nakładów finansowych. Osoby piszące artykuły oraz zaangażowane przy redagowaniu, adiustacji i korekcie oraz kolportażu nie otrzymują wynagrodzenia. Fundacja „Klucz” przetwarza „WiM” nieodpłatnie do standardu DAISY, a IVO Software Sp. z o.o. udostępnia bezpłatnie niezbędne do tego oprogramowanie.
Wersję dźwiękową oraz w formacie RTF można pobierać pod adresem:
oraz:
Pod tymi adresami można również pobierać numery archiwalne „WiM”.
Najnowszy numer w wersji DAISY znajduje się pod linkiem:
wypozycz.dzdn.pl/wim/WIM.zip
Najnowszy numer w formacie RTF pobierać można pod linkiem:
wypozycz.dzdn.pl/wim/WIMRTF.zip
ADRES REDAKCJI (wyłącznie internetowy):
TELEFON KOMÓRKOWY :
501-239-769
Na łamach „Wiedzy i Myśli” zamieszczamy różne opinie i poglądy, w tym takie, z którymi się nie zgadzamy.
1. WYDARZENIA, OGŁOSZENIA I INFORMACJE..5
1.1. Bogate zbiory wiedzy o środowisku Stanisław Kotowski6
1.2. "Teraz Rock" w e-Kiosku.7
1.4. Niewidzialna Galeria Sztuki9
1.5. Ścieżki dźwiękowe filmów z audiodeskrypcją na stronie Działu Zbioru dla Niewidomych GBPiZS.10
1.6. Szukamy niedorzeczności - konkurs-zabawa 12.11
1.7. Ponad pół miliarda złotych z 1 procent Mateusz Różański12
1.9. Zapraszamy do kontynuacji Sylwester Peryt15
1.10. FUNDACJA "BRAJLÓWKA" ZAPRASZA..17
2. KOMPLEKSOWA REHABILITACJA..20
2.2. Meandry rehabilitacji niewidomych i słabowidzących Aleksander Mieczkowski32
2.3. O zwykłych i niezwykłych czynnościach Surówki Zbigniew Niesiołowski34
3. NAUKA, OKULISTYKA, UDOGODNIENIA, SPRZĘT I POMOCE REHABILITACYJNE..36
3.1. Komórki macierzyste w leczeniu chorób oczu.36
3.2. Kolejki: dzieci czekają na wizytę u okulisty dłużej niż dorośli38
3.3. Stickers może pomóc również niewidomym..39
3.4. Udogodnienia telekomunikacyjne dla osób niepełnosprawnych.40
3.5. Udogodnienia dla osób niewidomych na przystankach.41
3.6. Rząd za ułatwieniami na dworcach.42
3.7. Stadion Wrocław w miniaturze. Sto razy mniejszy od oryginału.44
3.8. Wystawa dostępna dla wszystkich Mateusz Różański45
3.9. NIEWIDZIALNA GALERIA SZTUKI47
4.1. Z Antonim Szczucińskim rozmawia Józef Szczurek (cz. 3/3)54
4.2. Czy fizykę trzeba zobaczyć?.61
5. ORGANIZACYJNE, PRAWNE, PRAKTYCZNE, SPOŁECZNE I ŚWIADOMOŚCIOWE PROBLEMY..64
5.1. Polski Związek Niewidomych: Koło roku - rozstrzygnięcie konkursu 64
5.2. Oświadczenie władz Okręgu Mazowieckiego PZN..66
5.3. Tylko jeden wniosek Beata Kawecka.69
5.4. Drogi i bezdroża niewidomych Wykluczeni z godności Jerzy Ogonowski71
6. SZEŚĆ LAT WYDAWANIA "WiM".74
6.1. Kilka listów czytelników..75
6.2. Kot-redaktor z ostrym pazurem pełen wiedzy i myśli bogatej Piotr Stanisław Król78
6.3. Szkoda, że nie będzie już "WiM"Zenon Imbierowski
6.4. Pożegnanie Myśli Maria Marchwicka 87
6.5. "WiM" podsumowanie Stanisław Kotowski88
7. ZATRUDNIENIE, REHABILITACJA, PRAWO, EKONOMIA..98
7.1. Firmy dostaną więcej na niepełnosprawnych pracowników Michalina Topolewska, oprac.: GR..98
7.3. Nowa procedura grozi zwrotem dofinansowania Mateusz Rzemek, oprac.: GR..100
7.4. Będzie nowy wzór wniosku Michalina Topolewska, oprac.: GR..102
7.5. Resort pracy planuje zmiany w oskładkowaniu świadczeń Michalina Topolewska, oprac.: GR..103
7.6. Od stycznia łatwiej o środki na zatrudnienie Beata Rędziak.104
7.7. Wskaźnik zatrudnienia pracowników bez obniżki Michalina Topolewska, oprac.: GR..107
7.8. Wsparcie z PFRON w przypadku pracownika na rencie Kinga Romas, oprac.: GR..108
7.9. Refundacja składek mniej restrykcyjna Beata Rędziak.109
7.10. Rząd przyjął projekt dot. zatrudniania niepełnosprawnych.111
7.11. Trenerzy pomagają w znalezieniu zatrudnienia Michalina Topolewska 113
7.12. Mniej na kursy dla niepełnosprawnych Kwa, oprac.: GR..114
8. W PRAWIE, W POLITYCE I W PRAKTYCE..116
8.1. Niekonstytucyjny przepis dot. świadczeń na dzieci z niepełnosprawnością Beata Rędziak.116
8.2. Będą wyższe dopłaty do turnusów rehabilitacyjnych Michalina Topolewska, oprac.: GR..120
8.3. Wyższe dopłaty ograniczą liczbę beneficjentów Michalina Topolewska, oprac.: GR..121
8.4. Będzie odrębne finansowanie rehabilitacji dzieci Agnieszka Fiedorowicz 123
8.5. Spełnienie oczekiwań czy psucie systemu? Beata Rędziak.126
8.6. PYTANIA I ODPOWIEDZI (1)128
8.7. Pytania i odpowiedzi (2)129
9. WSPOMINAMY LUDZI I WYDARZENIA..131
9.1. Zrealizowanie dążeń Władysław Gołąb.131
9.2. Życie i działalność Modesta Sękowskiego.135
10.1. Polski Związek Niewidomych: kolejna pogawędka Bączek.156
10.2. Przeraźliwy wrzask Z.N.160
10.3. Nie ma to, jak być niewidomym! S.K.160
10.4. Dwa zdarzenia Zbigniew Macek.162
10.5. Mruczę i prycham Paskudna sprawa.162
Drodzy Czytelnicy!
Do Świąt Bożego Narodzenia jeszcze okrągły miesiąc, ale jest to grudniowe wydanie "WiM", a także ostatni numer mojego miesięcznika, czyli ostatnia okazja, żeby złożyć Państwu życzenia świąteczne i noworoczne.
Zatem Drodzy Czytelnicy i Współpracownicy, niechaj betlejemska nowina zagości w Waszych domach i sercach. Niechaj blask Betlejemskiej Gwiazdy opromieni Was radością tak wielką, jak ta z dziecięcych lat. Niechaj Boża Dziecina, która zstępuje z niebios w tę Świętą Noc błogosławi Wam i Waszym rodzinom na Święta Bożego Narodzenia oraz na cały rok 2015.
Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku życzy
Redakcja Wiedzy i Myśli
Coś się zaczyna i coś się kończy. Przed sześciu laty zacząłem wydawać "Wiedzę i Myśl". Teraz przyszedł czas, żeby zakończyć tę działalność. Trochę mi smutno, ale cóż - takie jest życie. Jeżeli są Państwo zainteresowani podsumowaniem tej sześcioletniej pracy redakcyjnej i wydawniczej, opiniami czytelników oraz moimi planami na najbliższe lata, proszę zajrzeć do działu 6.
Na pożegnanie gorąco pozdrawiam Czytelników oraz Współpracowników i życzę wszystkiego najlepszego.
Stanisław Kotowski
Źródło: Publikacja własna "WiM"
W październikowym wydaniu "Wiedzy i Myśli" w rubryce "Od redakcji" z żalem informowałem Czytelników o śmierci redaktora Józefa Szczurka. Zamieściłem również pod pozycją 8.1. Jego "Biografię prasową". Józek jest również obecny w moim miesięczniku w numerach listopadowym i grudniowym. Jego dorobek publicystyczny bowiem zawiera nieprzebrane źródło wiedzy o środowisku i myśli tyflologicznej. Czerpałem z tego dorobku pełnymi garściami w swojej publicystyce. Z wdzięcznością piszę te słowa. Dumny jestem, że mogłem Go uważać za przyjaciela.
Teraz pragnę poinformować, że redaktor Józef Szczurek zgromadził w pamięci swojego komputera olbrzymią liczbę publikacji środowiskowych - własnych i innych autorów z ostatnich kilkudziesięciu lat. Zgromadził też wiedzę historyczną ruchu niewidomych w Polsce z ostatnich 150 lat.
Z wielkim zadowoleniem informuję, że zbiory te przegląda żona śp. Redaktora Szczurka. Po ich uporządkowaniu zostaną przekazane do biblioteki Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach i do Głównej Biblioteki Pracy i Zabezpieczenia Społecznego w Warszawie przy Konwiktorskiej 7 (dawniej Biblioteka Centralna PZN). W ten sposób zgromadone publikacje będą dostępne dla osób zainteresowanych problematyką tyflologiczną.
Z wielkim zadowoleniem przyjąłem informację, że również otrzymam te materiały. Będę z nich korzystał, przede wszystkim przy opracowywaniu różnych haseł "Encyklopedii Tyflologicznej", którą zamierzam napisać.
Źródło: Informacja Stowarzyszenia "De Facto"
Data opublikowania: 2014-10-29
Szanowni Państwo, Drodzy Czytelnicy Kiosku z prasą dla niewidomych,
Mazowieckie Stowarzyszenie Pracy dla Niepełnosprawnych "De Facto", informuje o wprowadzeniu do oferty Kiosku nowego czasopisma:
"Teraz Rock" - to jedyne rockowe pismo w Polsce. Ukazuje się od 20 lat, wcześniej jako Tylko Rock. Jest to miesięcznik adresowany do czytelników dla których rock to nie tylko muzyka ale także forma relaksu i styl życia.
W redagowaniu gazety uczestniczy czołówka polskiego rocka. Swoje autorskie rubryki na łamach pisma maja m.in. Kazik Staszewski, Piotr Banach, Krzysztof Grabowski, Marek Piekarczyk czy Olaf Deriglasoff.
Od 1991 roku pismo ma niezmieniony skład redakcyjny. Redaktorem naczelnym jest Wiesław Weiss, a jego zastępcą Wiesław Królikowski.
Osoby zainteresowane prenumeratą powyższego czasopisma proszę o przesłanie zamówienia na adres poczty elektronicznej:
biuro@defacto.org.pl
Administrator Kiosku
Monika Lessnau
Źródło: Informator Obywatelski dla Osób Niewidomych NR 16
W dniu 1 września zostało uruchomione narzędzie internetowe, umożliwiające monitoring obywatelski Konwencji o prawach osób z niepełnosprawnościami.
Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego stworzyła bezpłatny, dostępny i łatwy w obsłudze system, który pozwala na zgłaszanie zarówno naruszeń praw osób z niepełnosprawnościami, jak i dobrych praktyk w obszarze zabezpieczenia ich spraw. Od 1 września, na stronie:
www.monitoringobywatelski.firr.org.pl
przyjmowane są zgłoszenia o naruszeniach i dobrych praktykach w obszarach takich jak: edukacja, praca, ubezpieczenie społeczne, dostępność informacji, wybory, ubezwłasnowolnienie, dostępność architektoniczna i psy przewodniki.
Każda informacja o łamaniu prawa (również anonimowa) trafi do ekspertów, specjalizujących się w danej dziedzinie, którzy bezpłatnie pomogą w rozwiązaniu sytuacji. Oprócz doradzania zgłaszającym, projekt przewiduje także prowadzenie interwencji na podstawie zgłoszeń oraz informowanie organów nadzorczych o naruszeniach. Na stronie dostępne są również wzory pism, które pomogą w walce o swoje prawa.
We wrześniu Polska przedstawi pierwsze sprawozdanie z realizacji postanowień Konwencji o prawach osób niepełnosprawnych. System monitoringu obywatelskiego zweryfikuje informacje w nim zawarte z rzeczywistością. Na koniec projektu powstanie raport opisujący poziom przestrzegania praw osób z niepełnosprawnościami w Polsce wraz z rekomendacjami, dotyczącymi poprawy tej sytuacji.
Gorąco zachęcamy do posługiwania się narzędziami oraz innymi produktami projektu. Korzystanie z nich, oprócz realnych efektów podejmowanych działań i interwencji, daje osobom z niepełnosprawnościami szansę wzmocnienia autoprezentacji oraz wiarę w możliwość samodzielnej zmiany swojej trudnej sytuacji życiowej. Docelowo doprowadzi to do powstania sieci ambasadorów zapisów Konwencji o prawach osób z niepełnosprawnościami, a tym samym zwiększy społeczną świadomość w tym obszarze.
Projekt jest realizowany w partnerstwie z: Fundacją Pies Przewodnik, Polskim Stowarzyszeniem na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym, Fundacją Aktywizacja, Polskim Bankiem Spółdzielczym, Polskim Forum Osób Niepełnosprawnych, Politechniką Gdańską, Polskim Związkiem Głuchych i Towarzystwem Pomocy Głuchoniewidomym.
Źródło: Informator Obywatelski dla Osób Niewidomych NR 16
Stowarzyszenie "De Facto" "otworzyło" Niewidzialną Galerię Sztuki dla Osób Niewidomych. Galeria jest dostępna na stronie
www.ekiosk.defacto.org.pl/Galeria.
W galerii udostępnione są deskrypcje najważniejszych dzieł sztuki z dziedziny malarstwa, rzeźby i architektury wybranych z ogólnoświatowego i polskiego dorobku kulturalnego. W galerii publikowane są regularnie nowe opisy. Do 31 grudnia 2014 roku dostępnych będzie minimum 156 opisów dzieł.
Dla osób, które nie posiadają dostępu do internetu wydawane będą raz w miesiącu albumy dzieł sztuki z zasobów galerii. W albumach będziemy starali się uzupełnić opisy dzieł sztuki dodatkowymi informacjami o dziełach, technikach czy epokach. Albumy wydawane będą w plikach: txt, html, audio i wysyłane pocztą elektroniczną lub nagrane na CD. Zostaną opracowywane zarówno dla osób dorosłych, jak i dla dzieci i młodzieży niewidomej. Albumy będziecie mogli Państwo znaleźć również na naszej stronie
www.defacto.org.pl.
Wszystkim dotychczasowym czytelnikom Kiosku z prasą dla niewidomych zapewnimy dostęp do zasobów galerii w formie, w jakiej korzystają z oferty Kiosku. Jeśli ktoś z Czytelników będzie chciał zmienić sposób dostępu, bądź skontaktować się w innych sprawach związanych z Niewidzialną Galerią Sztuki dla Osób Niewidomych prosimy pisać na adres e-mail:
agnieszka.kalna@defacto.org.pl
lub defacto.org@wp.pl
Nad doborem dzieł do zasobów galerii oraz poprawnością ich deskrypcji czuwa Rada Programowa galerii. Z jej pomocą zdecydowaliśmy, które dzieła z dziedziny malarstwa, rzeźby i architektury powinniśmy Państwu udostępnić w galerii.
W skład Rady Programowej wchodzą:
* Pani Dobrawa Bies
* Pani Anna Kaczmarczyk
* Pani Agnieszka Kotarba
* Pani Joanna Groszek
* Pani Alicja Nyziak
Twórcami deskrypcji dzieł z zasobów Niewidzialnej Galerii Sztuki dla Osób Niewidomych są:
* Pani Urszula Butkiewicz
* Pani Izabela Künstler ,
* Pani Urszula Wołos.
Serdecznie zapraszamy do logowania się, bądź rejestracji na stronie:
www.ekiosk.defacto.org.pl/Galeria.
Niewidzialna Galeria Sztuki jest współfinansowana przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Projekt realizowany przez Stowarzyszenie "De Facto" w okresie od 01.01.2014 do 31.12.2014
Źródło: Lista dyskusyjna Typhlos
Data opublikowania: 2014-11-24
Szanowni Państwo, dzięki uprzejmości Stowarzyszenia "De Facto" już wkrótce ścieżki dźwiękowe filmów z audiodeskrypcją realizowanych w ramach programu "IKFon- Pociąg" znajdą się na stronie Działu Zbioru dla Niewidomych GBPiZS.
Z poważaniem,
Monika Cieniewska
Zastępca Dyrektora
Główna Biblioteka Pracy i Zabezpieczenia Społecznego Dział
Zbiorów dla Niewidomych
ul. Konwiktorska 7,
00 - 216 Warszawa
Tel.: 22 33 20
Tel.kom.:607 663 777
E-mail: m.cieniewska@dzdn.pl www.dzdn.pl
Źródło: Publikacja własna "WiM"
W listopadowej "WiM", pod pozycją 2.1. znalazła sobie wygodne miejsce niedorzeczność o treści:
"Czołowe feministki zebrały się w dziewięciogwiazdkowym hotelu na Mazurach w celu przedyskutowania sposobów przeciwdziałania panoszenia się mężczyzn. Po trzech tygodniach intensywnych obrad uznały, że nadszedł wreszcie czas, żeby kobiety zajęły wszystkie najważniejsze stanowiska w kraju. Kobieta jest premierem, pięć kobiet jest ministrami, ale to przecież bardzo mało. Kobiety muszą jeszcze zostać: prezydentem RP, szefem Najwyższej Izby Kontroli, Trybunału Stanu i Trybunału Konstytucyjnego, prezesami Sądu Najwyższego, Naczelnego Sądu Administracyjnego i pozostałych sądów tej rangi, szefami wszystkich urzędów krajowych, przewodniczącymi partii politycznych, prezesami spółek itd. Dopóki się to nie stanie, kobiety będą:
- ubierać się w krynoliny do samej ziemi,
- rękawy będą takie długie, żeby tylko czubki palców było widać,
- twarze będą zasłaniały arabskimi burkami.
No i żadnych kontaktów z mężczyznami, dopóki nie powstanie całkowity matriarchat".
Niedorzeczność tę odnalazło i zgłosiło do losowania 27 osób. Los wybrał jako kandydata do nagrody pana Mariusza J. Niestety, znamy tylko imię i nazwisko p. Mariusza. Nie udało się skontaktować z p. Mariuszem, dlatego tylko tyle możemy podać na jego temat.
Szukamy kolejnej niedorzeczności. Czytelnicy mają czas na znalezienie i pochwalenie się znaleziskiem do 20 grudnia br., na adres:
st.k@onet.pl
W "temacie", jak zawsze, proszę napisać "niedorzeczność".
Pan Ryszard Dziewa postara się, żeby komuś opłaciła się ta zabawa.
Stanisław Kotowski
Źródło: Finansebezbarier.pl/POON Flash nr 27
Data opublikowania: 2014-10-02
506,6 mln - tyle wyniosła łączna kwota przekazana organizacjom pożytku publicznego przez podatników w ramach 1 proc. z rozliczenia podatkowego za 2013 r. Wolę przekazania części swojego podatku na rzecz fundacji i stowarzyszeń wyraziło 12 034 000 osób, czyli 45 proc. wszystkich podatników.
Dla porównania, w w zeznaniu podatkowym za 2012 rok zrobiło tak 11 165 578 osób, a organizacjom udało się zebrać 463,4 mln zł. Coraz więcej ludzi dostrzega więc korzyści płynące z działań sektora pozarządowego.
- Najwięcej pieniędzy z 1 proc. podatku za 2013 r., bo aż 127 036 846,65 zł, otrzymała Fundacja Dzieciom "Zdążyć z pomocą" (w zeszłym roku: 117 182 981,43 zł.).
- Na drugim miejscu znalazła się Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym "Słoneczko", której przekazano o prawie 110 milionów złotych mniej - 17 565 706,34 zł,
- na trzecim Avalon - Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym, która otrzymała 11 580 035,09 zł.
W pierwszej dziesiątce są również:
- Fundacja "Rosa" (8 725 398,97 zł),
- Fundacja Nasza Szkoła (6 197 199,99 zł),
- Dolnośląska Fundacja Rozwoju Ochrony Zdrowia (6 063 410,24 zł),
- Fundacja Studencka "Młodzi - Młodym" (6 057 750,01 zł),
- Fundacja Anny Dymnej Mimo Wszystko (5 222 930,29 zł),
- Fundacja "Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową" (4 854 643,32 zł),
- Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego (4 398 916,63 zł).
W sumie podatnicy przekazali 1 proc. na rzecz 7423 organizacji pożytku publicznego.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Źródło: Ogłoszenie osób badających dostępność serwisów internetowych
Niniejszą prośbę kierujemy do nauczycieli oraz innych osób w tym przedstawicieli firm przygotowujących materiały edukacyjne dla osób niewidomych i słabowidzących.
Wraz z Panem Adamem Pietrasiewiczem zajmujemy się szeroko rozumianą dostępnością dla osób niepełnosprawnych. Naszym podstawowym zajęciem jest badanie dostępności serwisów internetowych.
Obecnie dla projektu Centrum Cyfrowe Projekt: Polska Zajmujemy się przygotowaniem ekspertyzy dotyczącej otwartych zasobów edukacyjnych, które były by dostępne dla osób niepełnosprawnych.
Wdzięczni będziemy za udzielenie odpowiedzi na kilka pytań związanych z przygotowywanymi przez Państwa materiałami edukacyjnymi dla uczniów/osób z niepełnosprawnościami.
Zawarte odpowiedzi pozwolą nam na lepsze opisanie tematu, w którym należy chronić prawa autorów i twórców, ale jednocześnie udostępniać jak najwięcej materiałów na wolnych licencjach, w tym osobom niepełnosprawnym, a w szczególności najbliższym dla mnie - niewidomym.
Zawarte wypowiedzi nie będą cytowane a jedynie pozwolą nam na lepsze zrozumienie tematu oraz właściwe przedstawienie stanowiska, może obaw osób przygotowujących materiały edukacyjne dla osób niepełnosprawnych.
Ankieta jest możliwa do wypełnienia również w wersji elektronicznej i znajduje się pod adresem:
https://docs.google.com/forms/d/1MZfIEZKXAwSSY0ACzAX-GfKlH6j2U_y80ASsKQQcGt4/viewform?c=0&w=1
Lub pod adresem skróconym:
http://tiny.pl/qvn6g
Ankieta
1. Czy przygotowywane materiały edukacyjne na poziomie plików elektronicznych zdecydowaliby się Państwo udostępniać na wolnej licencji z możliwością wykorzystania ich przez wszystkich po pobraniu z Internetu. Naturalnie z podaniem autora.
Proszę uzasadnić, dlaczego Tak, jeżeli nie to też prosimy o uzasadnienie.
2. Jeżeli taka zgoda zostałaby wyrażona to prosimy o określenie o ile procent orientacyjnie wolna licencja podniosła by koszt przygotowania materiału źródłowego?
3. Jakie inne argumenty poza finansowymi przy udzielaniu wolnej licencji mają najistotniejsze znaczenie.
4. Wolna licencja może zakładać zmiany w dziele pierwotnym.
Czy merytoryczne zmiany w przygotowanych materiałach budzą Państwa obawy w sytuacji przygotowywania materiałów wysoce specjalistycznych przy obiektywnej niewielkiej ilości specjalistów w tej dziedzinie.
Proszę napisać czy mają Państwo takie obawy, czy ten argument jest nieistotny.
5 Jaki mają Państwo stosunek do wolnych licencji? Czy budzą one Państwa obawy?
6. Czy w Państwa wąskiej dziedzinie wolne licencje mogą mieć zastosowanie.
7. Kto powinien finansować przygotowywanie materiałów na wolnej licencji w Państwa dziedzinie. Na przykład: środki publiczne, PFRON, Ministerstwo Edukacji, instytucje, których tematyka dotyczy, odbiorcy ostateczni.
8. W jakiej dziedzinie zajmują się Państwo przygotowywaniem materiałów edukacyjnych. Z góry dziękuję za odpowiedź.
Odpowiedzi proszę wysłać na adres mailowy:
mateusz.ciborowski@wp.pl do końca grudnia 2014 roku.
Jeżeli Państwo będą zainteresowani przesłaniem przygotowanej ekspertyzy końcowej, proszę to zaznaczyć.
Ankieta jest możliwa do wypełnienia również w wersji elektronicznej i znajduje się pod wyżej podanym adresem.
Z wyrazami szacunku
Mateusz Ciborowski
Mateusz.ciborowski@wp.pl
tel. +48 696 190 310 (t-Mobile)
Źródło: Informacja Fundacji "Świat według Ludwika Braille'a"
Z ogromnym zaskoczeniem przeczytałem w poprzednim numerze "WiM" informację redaktora o zakończeniu działalności tego tak ważnego dla środowiska niewidomych periodyku.
Praca Twoja Staszku zdobyła uznanie wielu setek czytelników. W dzisiejszych niezmiernie skomercjalizowanych czasach to ewenement, aby ktoś przez tyle lat bez wynagrodzenia prowadził tak potrzebną dla wielu niewidomych działalność. Serdecznie Ci za to dziękuję. Z drugiej strony muszę zauważyć i ten fakt, że Twoja praca nie spotkała się z uznaniem ze strony oficjalnych władz PZN, nawet robiono wszystko, żeby uniemożliwiać Ci akredytację, jako obsługa prasowa ważnych dla naszego środowiska wydarzeń takich jak, Zjazdy czy obrady Zarządu Głównego. No cóż, takich dożyliśmy czasów, że na zaangażowanych niewidomych władzom PZN nie zależy. Raczej chodzi o to, aby gromadzić w PZN bezideowy tłum, żądny imprez, a nie systemowej działalności.
Ponieważ "Wiedza i Myśl" wypełniała bardzo ważną lukę w działalności wydawniczej PZN, uważam, że nie należy pozostawiać naszych Koleżanek i Kolegów bez należytej obsługi informacyjnej. Dlatego też Fundacja "Świat według Ludwika Braille'a" wychodzi z propozycją swoistej kontynuacji wydawania wolnego periodyku dla niewidomych.
W związku z tym, zapraszamy do współpracy autorów, którzy pisali do "WiM". W pełni zdajemy sobie sprawę, że zastąpienie Stanisława Kotowskiego jest niemal niemożliwe, ale lukę informacyjną trzeba jakoś zapełnić. Chętnych do współpracy z nami oraz wszystkich dotychczasowych prenumeratorów ""WiM-u" zapraszamy do przesłania do nas odpowiedniej informacji z Państwa danymi kontaktowymi na adres e-mailowy:
biuro@swiatbrajla.org.pl
Równocześnie ogłaszamy rozpoczęcie naboru na funkcję redaktora naczelnego nowego periodyku dla niewidomych. Pragniemy również zapewnić, że poczynimy starania o zdobycie środków na pokrycie kosztów nowego wydawnictwa. Ale na początek należy się nastawić, że trzeba zacząć z niczym, jeśli chodzi o finanse. Niemniej jednak, misja jest bardzo ważna i bezdyskusyjnie słuszna, więc spróbujmy.
Źródło: Informacja Fundacji "Brajlówka"
Uprzejmie informujemy, że postanowiliśmy założyć Fundację "BRAJLÓWKA". Chcemy w ten sposób zwiększyć możliwości aktywnego funkcjonowania osób niewidomych i słabowidzących w społeczeństwie.
Misją Fundacji jest "Niewidomy i słabowidzący społecznie użyteczny".
Chcemy, aby niewidomi byli bardzo dobrze zrehabilitowani i angażowali się w życie zawodowe (łącznie z zakładaniem własnej działalności gospodarczej). Zależy nam na tym, aby osoby z dysfunkcją wzroku angażowały się także w życie środowiska lokalnego, czynnie uczestniczyli w strukturach władzy lokalnej w gminie, dzielnicy, mieście czy województwie. Zamierzamy też proponować różne ciekawe formy życia kulturalnego, sportu i turystyki.
Chcemy stawiać głównie na dobrą jakość organizowanych działań i przygotowywać je w taki sposób, by były one w pełni dostępne dla osób całkowicie niewidomych.
Osoby, które chciałyby otrzymywać bieżące informacje z życia "BRAJLÓWKI", prosimy o kontakt telefoniczny
- tel. 504-285-254
lub mailowy fundacjabrajlowka@wp.pl .
Zapraszamy również na naszą stronę internetową:
www.brajlowka.eu.
Jesteśmy otwarci na Państwa propozycje i ciekawe pomysły. Zapraszamy do współpracy osoby z "otwartymi głowami".
Z pozdrowieniami
Kornel i Dorota Chmielowie
Założyciele Fundacji "BRAJLÓWKA"
Źródło: Informacja Fundacji KLUCZ
Rok 2014 wyróżnia się w wydawniczej działalności Fundacji Klucz bogatą ofertą literatury młodzieżowej i dziecięcej. Poza bajkami świata, wydanymi w październiku dla czytelników z Mazowsza, oraz ogólnopolskim czasopismem dla dzieci "Ścieżki Przyrody", którego pierwszy numer ukaże się z końcem tego roku, także w szeroko zakrojonym projekcie pt. "Książki z wielu półek w uniwersalnym standardzie DAISY" książki dla młodych czytelników zajmują poczesne miejsce. Zgodnie z tytułem są tu zarówno utwory zaliczane do największej klasyki światowej, np. "Boska Komedia" Dantego, "Tango" Mrożka, jak i polskie powieści przygodowe i fantastyczne, takie jak m.in. seria przygód Pana Samochodzika Zbigniewa Nienackiego, "Kroniki Archeo" Agnieszki Stelmaszyk czy "Zagubieni" Marcina Mortki.
Projekt "Książki z wielu półek w uniwersalnym standardzie DAISY" ma na celu wspieranie edukacji oraz upowszechnianie czytelnictwa wśród osób niepełnosprawnych wzrokowo w różnym wieku, ze szczególnym uwzględnieniem potrzeb i gustów młodego pokolenia. Realizacja projektu trwa przez cały rok 2014, a jest możliwa dzięki finansowemu wsparciu Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Efektem tego przedsięwzięcia będzie aż 50 tytułów, które wzbogacą zbiory ponad 100 bibliotek obsługujących osoby niepełnosprawne wzrokowo. Nakład 500 egzemplarzy pozwoli - w przekonaniu fundacji - zapewnić płynność wypożyczeń.
Ważnym udogodnieniem dla czytelników jest format pliku elektronicznego, w jakim zostaną wydane książki w ramach projektu "Książki z wielu półek w uniwersalnym standardzie DAISY" - czyli właśnie DAISY. To format opracowany specjalnie dla osób z uszkodzonym wzrokiem i najbardziej im przyjazny - uniwersalny standard, dostosowany do wielu typów przenośnych odtwarzaczy produkowanych na całym świecie i stale udoskonalany po to, aby jak najbardziej zbliżyć książkę w wersji dla osób niepełnosprawnych wzrokowo do czarnodrukowego oryginału. Książka DAISY jest bowiem zbudowana z dwóch warstw: dźwiękowej i tekstowej, a ich połączenie umożliwia wygodne nawigowanie (np. kartka po kartce) i korzystanie z książki w sposób wcześniej nieosiągalny. Usłyszany tekst można przeczytać przy użyciu monitora brajlowskiego, zobaczyć na monitorze komputera (opcja dla osób słabowidzących) oraz wydrukować. Zalety DAISY są nie do przecenienia. Jest to najnowocześniejszy format książek dla osób z uszkodzonym wzrokiem, dlatego też Fundacja Klucz przygotowuje książki właśnie w tym standardzie.
Dbając o jak najwyższą jakość publikacji, Fundacja Klucz nie poprzestaje na zapewnieniu maksymalnej funkcjonalności, choć oczywiście techniczna strona, pokrótce opisana powyżej, jest bardzo ważna. Nie mniej istotna w przypadku książki czytanej jest jednak strona artystyczna, czyli interpretacja lektora. Może ona mieć szczególne znaczenie dla młodego czytelnika, ponieważ wykreowany przez lektora-artystę świat zachwyca, porywa słuchacza i wciąga w pasję czytania. Właśnie z takimi znakomitymi lektorami współpracuje Fundacja Klucz. Są wśród nich Elżbieta Kijowska, Leszek Teleszyński, Roch Siemianowski, Leszek Filipowski, Jacek Kiss i inni.
Pora wymienić tytuły książek, które w interpretacji tych świetnych artystów ukażą się w ramach tegorocznego projektu "Książki z wielu półek w uniwersalnym standardzie DAISY", finansowanego przez PFRON. W kolejności alfabetycznej według nazwisk autorów są to: Dante Alighieri "Boska Komedia", Adam Bahdaj "Uwaga! Czarny parasol!", Robin Cook "Rok interny", Philip K. Dick "Teraz czekaj na zeszły rok" i "Cudowna broń", Frederick Forsyth "Pięść Boga", Irena Jurgielewiczowa "Inna?", Harry A. Knight "Carnosaur" i "Tunel", Astrid Lindgren "Ronja, córka zbójnika", Marcin Mortka "Zagubieni", Sławomir Mrożek "Tango", Zbigniew Nienacki - osiem książek z serii przygód Pana Samochodzika, Otto Skorzeny "Nieznana wojna", Agnieszka Stelmaszyk "Kroniki Archeo" (siedem części), Andrzej Szczypiorski "Na tropie Damiana", Juliusz Verne "500 milionów Begumy", "W puszczach Afryki" i "Czarne Indie", Holly Webb - 11 książek z serii o zwierzętach oraz bajki fińskie i baśnie spisane przez Oskara Kolberga w adaptacji Katarzyny Żytomirskiej.
Biblioteki i ośrodki zainteresowane bezpłatnym otrzymaniem książek wydawanych przez Fundację Klucz proszone są o kontakt. Adres i numer telefonu oraz wszelkie szczegółowe informacje znajdują się na stronie internetowej fundacji www.klucz.org.pl. Na stronie podany jest również numer KRS, który należy wpisać do rocznego zeznania podatkowego, jeżeli ktoś zechciałby wesprzeć działania fundacji przekazaniem 1 procent swojego podatku. Zachęcamy do tego, ponieważ każda złotówka wpłacona na konto Fundacji Klucz jest wykorzystywana do wydania kolejnych książek dla osób z dysfunkcją wzroku, przyczyniając się do likwidowania barier w dostępie do literatury.
Źródło: www.klucz.org.pl
Rehabilitacja psychiczna polega głównie na eliminacji kompleksów i nadmiernych mechanizmów obronnych oraz akceptacji niepełnosprawności.
Łatwo to stwierdzić, ale bardzo trudno jest zaakceptować niepełnosprawność. Trudno też jest wyeliminować kompleksy i nadmierne mechanizmy obronne.
Na temat rehabilitacji psychicznej niewidomych napisano grube tomy, a mimo to wiedza ta nie jest pełna, bo nie może być pełna, ostateczna, skończona. Wynika to stąd, że psychika człowieka jest bardzo skomplikowana, trudna do badania, słabo przewidywalna. Jeżeli taka jest psychika człowieka, psychika niewidomych nie może być inna, nie może być łatwiej poznawalna.
Znajomość zasad funkcjonowania psychiki, czynników, które na nią wpływają, różnic występujących między ludźmi, potrzeb psychicznych, postaw, charakterów, mechanizmów obronnych ma wielkie znaczenie w pracy z ludźmi, w pedagogice, w socjologii oraz w rehabilitacji niewidomych i słabowidzących. Dlatego ciągle podejmowane są badania, doskonalone metody badawcze, poszukiwane metody oddziaływań wychowawczych, a także przeciwdziałania negatywnym skutkom stresu, napięć psychicznych i innych sytuacji traumatycznych. Utrata wzroku, poważne jego osłabienie, życie z uszkodzonym wzrokiem dostarcza aż w nadmiarze sytuacji stresowych. Stąd wielkie znaczenie rehabilitacji kompleksowej, w tym rehabilitacji psychicznej.
Kompleksy wynikające z niepełnosprawności
Termin kompleks pochodzi z łaciny (complexio). Jest to, najogólniej ujmując, zespół myśli, słów, wyobrażeń, poglądów, przekonań, stereotypów silnie skojarzonych z jakąś ważną cechą lub myślą mocno zabarwioną emocjonalnie, która zwykle bywa wyparta ze świadomości. Myśl taką niektórzy nazywają jądrem kompleksu. Powrót do świadomości "jądra kompleksu" wywołuje najczęściej niemiłe odczucia, np. lęk, niepokój, wstyd.
Kompleksy wywierają silny wpływ na zachowanie człowieka i przejawiają się w różnych dążeniach, obawach, postawach wobec otoczenia, nierzadko w nerwicowych reakcjach. Kompleksy występują u ludzi z różnych powodów, a nie tylko z niepełnosprawności. Całe grupy społeczne, niekiedy wielkie na przykład narody, mogą być obciążone kompleksami. Najczęściej są to kompleks niższości i kompleks wyższości.
Pojęcie kompleksu było chętnie używane w psychoanalizie i stąd przeniknęło do potocznego języka. W potocznym rozumieniu kompleks kojarzy się przede wszystkim z jakimiś zaburzeniami.
Potocznie terminem kompleks określa się niemiłe, wstydliwe dla danej jednostki tematy związane z funkcjonowaniem społecznym, cechami wyglądu lub charakteru, których poruszenie wywołuje wstyd, lęk, niepokój i niekiedy przesadne reakcje. Wystarczy brak urody, zeszpecenie twarzy, otyłość, żeby nawarstwiały się kompleksy i utrudniały funkcjonowanie w grupie społecznej.
Kiedy mówimy o kompleksach u osób niewidomych lub słabowidzących, mamy na myśli zespół negatywnych odczuć, wyobrażeń, reakcji, wypowiedzi i zachowań, których przyczyna wiąże się z niepełnosprawnością.
Takie same przyczyny mogą wytworzyć różne kompleksy. W przypadku niewidomych jest to często kompleks niższości. Nie widzę, jestem gorszy od innych, nie dorównuję innym ludziom, wywołuję ich litość, niechęć, pogardę. Gdybym widział...
Ponieważ jestem niewidomy, jestem mniej wartościowy, jestem gorszy od innych ludzi, niewiele więc mogę osiągnąć. Dlatego usuwam się w kąt, rezygnuję ze wszystkiego, ograniczam cele życiowe.
Rzadziej, ale czasami również występuje kompleks wyższości. Jestem niewidomy, dużo cierpiałem, a cierpienie uszlachetnia, jestem więc lepszym człowiekiem od osób widzących. Czasami kompleks wyższości przyjmuje formę ekspiacji, czyli cierpienia za grzechy innych ludzi. Niewidomy cierpi za grzechy ludzi widzących, jest więc od nich lepszy.
Kompleks wyższości przejawia się również w poglądach, że niewidomi łatwiej skupiają się na tym, co robią, bo nic ich nie rozprasza. Mogą więc lepiej pracować niż ludzie widzący.
Czasami występują jednocześnie kompleks wyższości i kompleks niższości. Jestem niewidomy, mam specjalne uzdolnienia, których nie posiadają inni ludzie, ale nic ode mnie nie wymagajcie, bo jestem niewidomy i wszystko przychodzi mi bardzo trudno, bo niewiele mogę.
Ponieważ kompleksy wiążą się z niemiłymi doznaniami, psychika broni się przed nimi stosując mechanizmy obronne. Rehabilitacja psychiczna polega na eliminowaniu kompleksów. Po ich wyeliminowaniu znikną też mechanizmy obronne, bo psychika nie będzie miała przed czym się bronić.
Kompleksy można eliminować przez budowę poczucia własnej wartości opartej na realnych możliwościach, które są wcale nie tak małe. Trzeba je odkryć, rozwijać i wzmacniać. Mogą to być sprawne ręce, zdolności muzyczne, sprawny umysł, łatwość kontaktów z ludźmi, pozytywne cechy charakteru, wiedza itp. Podstawą przezwyciężania kompleksów nie mogą być urojone zdolności, możliwości, korzyści z braku wzroku lub jego poważnego osłabienia. Podstawą nie może być np. twierdzenie, że niewidomy coś głębiej przeżywa, że jego doznania i odczucia są bogatsze, pełniejsze i brzydoty świata nie widzi. Fałszywe przesłanki mogą chwilowo wywierać pozytywny wpływ na psychikę. Nie wytrzymają jednak konfrontacji z rzeczywistością, spowodują rozczarowanie i przyczynią się do większej frustracji. Będą więc, nie tylko nieskuteczne, ale szkodliwe dla osoby z uszkodzonym wzrokiem i jej otoczenia.
Mechanizmy obronne
Mechanizmy obronne - procesy, często o charakterze neurotycznym, są reakcją na kompleksy, na frustrację, która wynika z rzeczywistych i urojonych niepowodzeń, z utraty kochanej osoby, choroby, z bankructwa materialnego lub bankructwa idei, z wielu innych przyczyn. Nierzadko występują w wyniku zaistnienia niepełnosprawności, braku jej akceptacji i podświadomej obrony przed jej skutkami. Kompleksy mogą mieć charakter pozytywny lub negatywny.
Niepełnosprawność jest, albo może być, źródłem kompleksów, a więc i konieczności stosowania mechanizmów obronnych. Psychologowie wyodrębniają wiele takich mechanizmów. Nie będę ich wszystkich omawiał. Skupię się na kilku przykładach.
Najpierw kilka zdań na temat fizjologicznych mechanizmów obronnych. Należą do nich ból, odczuwanie głodu i pragnienia, odczuwanie zimna i gorąca, potrzeba wypoczynku, snu, strachu przed zagrożeniami.
Strach jest normalnym mechanizmem obronnym. Lecz o strachu możemy mówić tylko wtedy, gdy wiemy, czego się boimy. Trudno oczekiwać, że normalny człowiek nie będzie przestraszony, gdy dowie się, że z zoo uciekł lew i grasuje po ulicach, albo gdy dowie się, że jest nieuleczalnie chory. Jeżeli jednak ktoś boi się i nie wie czego, nie ma powodu do strachu - wówczas mówimy o lęku, który jest wynikiem stanów nerwicowych. Lęki występują często w pierwszym okresie po utracie wzroku i nie są to mechanizmy obronne. Strach natomiast jest takim mechanizmem, ponieważ pozwala unikać niebezpieczeństw.
Zatrzymam się nieco dłużej na bólu, jako na doskonałym przykładzie fizjologicznego mechanizmu obronnego. Ból ostrzega przed niebezpieczeństwem i zmusza do działania. Gdyby ludzie nie odczuwali bólu, nie wiedzieliby, co im grozi w różnych sytuacjach. Wyobraźmy sobie człowieka, który utracił odczuwanie bólu w stopach. Człowiekowi temu wpadł kamyk do buta, on tego nie czuje i chodzi, jakby nic się nie stało. Kamyk kaleczy stopę, krew bulgocze w bucie, a on o tym nie wie. Oczywiście, mogą być tego dalsze konsekwencje, rany, zakażenie, które może doprowadzić do poważnej choroby, a nawet do śmierci.
Można też wyobrazić sobie, że ktoś utracił w dłoniach zdolność odczuwania bólu. Człowiek ten zmarzł, przyszedł do pomieszczenia ogrzewanego piecem kaflowym. Oparł się plecami o piec, a dłońmi o rozpalone drzwiczki. Bólu nie poczuł, zaalarmował go dopiero swąd palonego ciała.
Przykłady te wskazują na pozytywną rolę bólu. Nie będę wnikał w rodzaje bólu. Dodam tylko, że ból wewnętrzny pobudza do ułożenia się w wygodnej pozycji, w cieple i czekania aż przejdzie. Jest to zrozumiałe, bo człowiek pierwotny nie mógł nic poradzić na ból serca, wyrostka robaczkowego czy innego organu wewnętrznego. Obecnie może już przeciwdziałać takiemu bólowi - po prostu wezwie lekarza, ale do czasu jego przybycia będzie leżał spokojnie, nie będzie podejmował zbędnej aktywności. Ból zewnętrzny natomiast skłania do działania, do ucieczki, do walki, do unikania bólu.
Warto wiedzieć, że ból może również pełnić rolę negatywną. Może on być tak wielki, że powoduje utratę przytomności i narażenie się na niebezpieczeństwo. Może też wystąpić nadmierne odczuwanie bólu. Jeżeli ktoś jest przewrażliwiony i odczuwa ból nieproporcjonalnie wielki w stosunku do bodźca, który go powoduje, każdy dotyk może być dla niego nie do zniesienia. Człowiek taki nie może normalnie funkcjonować.
Zdarza się też, że ktoś lubi ból, lubi jeść - drzwi już poszerzył, a głód nadal odczuwa. Ktoś inny odczuwa zadowolenie z psychicznego zadręczania się. Są to nieprawidłowości i należą do wyjątków.
Interesująca jest hipochondria, czyli nadmierna dbałość o stan swego zdrowia. Troska o własne zdrowie jest mechanizmem pożytecznym. Są jednak ludzie, którzy nadmiernie interesują się stanem swego zdrowia - hipochondrycy. Na ich przykładzie najłatwiej można pokazać skutki rehabilitacji psychicznej. Jeżeli hipochondryk utraci wzrok, natychmiast przestaje chorować na wszystkie pomniejsze przypadłości. Utrata wzroku jest tak ciężkim ciosem, że w pełni zaspokaja jego potrzebę absorbowania otoczenia swoimi problemami. Jeżeli jednak taki ociemniały hipochondryk osiągnie poważne sukcesy rehabilitacyjne, wracają jego poprzednie dolegliwości. Znowu zaczyna zanudzać, kogo się tylko da, swoimi chorobami. Na skutek rehabilitacji utrata wzroku przestała być dla niego "atrakcyjna" jako przedmiot użalania się nad sobą. Tak jest z tą naszą psychiką.
Żadne nadmierne mechanizmy obronne nie powodują poprawy funkcjonowania psychiki człowieka. Przeciwnie - przynoszą samo zło, zamiast przed nim chronić.
Jeżeli mechanizmy obronne utrudniają lub uniemożliwiają realizację celów życiowych, celów rehabilitacyjnych, jeżeli powodują wycofanie się, rezygnację, bezproduktywne użalanie się nad sobą, wywołują negatywne skutki, zatrzaskują drzwi w wielu dziedzinach życia. Jeżeli natomiast powodują chęć dorównania innym ludziom, upór i konsekwencję w dążeniu do celu, odrzucenie taryfy ulgowej itp. - ich skutki są pozytywne, są doskonałymi kluczami, które otwierają wiele różnych drzwi.
Podobnie jest z psychicznymi mechanizmami obronnymi. Do mechanizmów tych należą m.in. wyparcie, zaprzeczenie i projekcja.
Wyparcie - usunięcie ze świadomości lub utrzymywanie poza świadomością myśli, wyobrażeń i wspomnień, które są bardzo przykre, budzą lęk lub wstyd.
Niestety, niezmiernie trudno wyprzeć ze świadomości takiej przyczyny, jak brak wzroku, gdyż otoczenie fizyczne i społeczne nie pozwala na to. Niewidomy nie może funkcjonować jak osoba widząca, trudno więc mu zapomnieć, wyprzeć ze świadomości swojego defektu.
Zaprzeczenie - udawanie, że brak wzroku lub jego poważne osłabienie nie jest wielką dolegliwością, że można funkcjonować bez żadnych ograniczeń, podobnie jak inni ludzie. Takie zaprzeczenie występuje w filozofii Amerykańskiej Federacji Niewidomych. Oczywiście, tak naprawdę, nie da się zaprzeczyć skutkom utraty wzroku. Stosowanie więc tego mechanizmu obronnego prowadzi do dodatkowych ograniczeń, których można by uniknąć. Wyznawcy tej filozofii np. nie chcą korzystać z pomocy innych ludzi narażając się na niedogodności, a nawet na niebezpieczeństwa.
Projekcja - przypisanie własnego, nieakceptowanego uczucia innej osobie. Lęk neurotyczny przekształca się wówczas w obiektywny - z zagrożeniem zewnętrznym łatwiej sobie poradzić.
Niewidomy, który żywi negatywne uczucia wobec osób widzących uważa, że to one żywią takie uczucia wobec niewidomych. Ma to negatywny wpływ na całe jego postępowanie i życie.
Racjonalizacja - użycie samooszukujących się usprawiedliwień nieakceptowanego faktu, np. utraty wzroku. Wynajdujemy dobre strony ze wszech miar niekorzystnej dla nas sytuacji lub zdarzenia. Niewidomy np. twierdzi, że ponieważ nie widzi - ma lepszy słuch, łatwiej mu koncentrować się na trudnych problemach, nie widzi brzydoty świata.
Jak widzimy, nasza psychika, która umożliwia funkcjonowanie w otoczeniu, dostosowywanie się do warunków życia, tych fizycznych i tych społecznych, często potrafi zachowywać się tak, jakby jej zadaniem było utrudnianie życia, a nie jego umożliwianie.
Akceptacja niepełnosprawności
Akceptacja - wytworzenie pozytywnego stosunku do rehabilitacji oraz zmian wynikających z konieczności przystosowania się do nowych, trudniejszych warunków życia. Akceptacja to również pogodzenie się z utratą lub poważnym uszkodzeniem wzroku, ale niegodzenie się ze skutkami tego faktu. Jest to warunkiem rehabilitacji podstawowej, często zawodowej, zawsze psychicznej i społecznej.
Bez akceptacji niepełnosprawności nie jest możliwa realizacja celów rehabilitacyjnych, które są osiągalne bez posługiwania się wzrokiem. Brak akceptacji bowiem wywołuje napięcia psychiczne, a przez to negatywnie wpływa na wszystkie dziedziny życia.
Czy jednak możliwe jest pogodzenie się z niepełnosprawnością na przykład z utratą wzroku. Byłoby czymś nienaturalnym, gdyby osoba dotknięta tak ciężką niepełnosprawnością łatwo się z tym pogodziła, zaakceptowała, może cieszyła się z tego. Oczywiście, psychika ludzka jest bardzo skomplikowana, ale też elastyczna, więc wszystko może się zdarzyć. Będzie to jednak wyjątek a nie reguła. Będzie to czymś nienaturalnym, niezrozumiałym przez otoczenie i, jak twierdzą niektórzy badacze, niekorzystnym ze względów rehabilitacyjnych.
Według tych działaczy, jeżeli człowiek nie przeżyje szoku, nie odczuje wielkiej straty, nie osiągnie dna, dłużej trwać będzie jego proces przystosowawczy.
Zdolność dostosowania się psychiki do zmieniających się warunków życia jest zdumiewająco duża i umożliwia pogodzenie się z czymś, co jest faktem i czego zmienić nie można. Zdolności przystosowawcze psychiki, jej elastyczność umożliwia akceptację niepełnosprawności. Umożliwia wypracowanie kluczy, którymi można otwierać drzwi do życia bez kompleksów, a przez to do wielu dziedzin życia.
Tak będzie jednak tylko wówczas, jeżeli akceptacja niepełnosprawności nie będzie oznaczała rezygnacji z dążenia do samodzielności, do normalnego życia, do samorealizacji. Akceptacja nie może oznaczać pogodzenia się ze skutkami uszkodzenia wzroku. Przywrócić go nie można, ale można nauczyć się wykonywać wiele czynności życiowych metodami bezwzrokowymi. Udowodniły to rzesze osób niewidomych i słabowidzących.
Pogodzenie się ze skutkami niepełnosprawności oznacza zależność, ograniczenia, brak perspektyw życiowych. Wiele osób z uszkodzonym wzrokiem, mimo tak negatywnych skutków, pogodziło się z nimi. Osoby te zrezygnowały z wysiłków rehabilitacyjnych, godzą się ze wszystkimi lub z większością ograniczeń i nie żyją pełnią życia. Zdarza się, i to wcale często, że osoby takie wykorzystują nawet swoją niepełnosprawność w celu osiągania korzyści materialnych, unikania wykonywania prac domowych, usprawiedliwiania z niepodjęcia zatrudnienia, unikania odpowiedzialności za swoje czyny i swoje życie.
Ślepota wszystko wyjaśnia, wszystko tłumaczy, wszystko usprawiedliwia. Gdybym widział - świat stałby przede mną otworem, wspaniała kariera zawodowa, powodzenie w miłości i uznanie w towarzystwie - wszystko dostępne. Co jednak mogę skoro nie widzę? Nie jest przy tym ważne, że nie wszyscy ludzie widzący odnoszą sukcesy, że wielu życie się nie układa, a nawet jest im tak źle, że popełniają samobójstwa. O tym nawet nie myślę, bo gdybym widział...
Są to jednak pozorne korzyści. Zgoda na rezygnację z tego, co jest osiągalne, utrudnia akceptację niepełnosprawności i rehabilitację psychiczną, a przez to i rehabilitację kompleksową, całościową.
Prawdą jest, że niewidomemu wszystko przychodzi trudniej, oczywiście, jeżeli porównujemy dwie osoby o podobnych cechach fizycznych i psychicznych, podobnych uzdolnieniach, inteligencji i cechach osobowości.
Jeżeli porównujemy wybitnego niewidomego z przeciętną osobą widzącą, to jasne jest, że niewidomego stać na więcej, np. na osiągnięcie szczytów w muzyce, napisanie pięknej książki czy odkryć naukowych. Przeciętna osoba widząca tego nie potrafi. Jeżeli jednak porównamy dwie osoby wybitne, to widząca łatwiej osiągnie sukces. Tak samo przy porównaniu osób przeciętnych - widzącej niemal wszystko przychodzi łatwiej.
Jest to ocena realistyczna, bez kompleksów. Powinna ona skłaniać do zwiększonego wysiłku, a nie rezygnacji, bo jest mi trudniej. I żeby tak właśnie stawiać sprawy, potrzebna jest rehabilitacja psychiczna.
Brak akceptacji niepełnosprawności utrudnia również podjęcie nauki orientacji przestrzennej, nauki pisma punktowego, opanowania umiejętności posługiwania się komputerem z zastosowaniem mowy syntetycznej, wykonywania czynności samoobsługowych i wielu innych. Utrudnia też podjęcie rehabilitacji zawodowej i zatrudnienia.
W rezultacie brak akceptacji niepełnosprawności prowadzi do potęgowania trudności i ograniczeń z niej wypływających, a to z kolei negatywnie wpływa na psychikę i utrudnia akceptację niepełnosprawności. Koło się zamyka. Trzeba więc szukać możliwości przerwania tego zaklętego kręgu.
Brak akceptacji niepełnosprawności i akceptacja jej skutków jest zatrzaskiwaniem wielu drzwi do samodzielności i wyrzucaniem przez okno kluczy do nich.
Najczęściej samym przekonywaniem, pokazywaniem pozytywnych przykładów, uświadamianiem, czyli oddziaływaniem na umysł trudno jest osiągnąć akceptację niepełnosprawności i zadowalający stopień rehabilitacji psychicznej. Konieczne są oddziaływania na emocje, a przede wszystkim stwarzanie możliwości sprawdzenia się w działaniu, czyli w wykonywaniu czynności niezbędnych w życiu codziennym.
Właściwości ludzkiej psychiki powodują, że różne bodźce, różne oddziaływania wzajemnie na siebie wpływają, zazębiają się i ułatwiają albo utrudniają osiąganie zamierzonych celów. Brak akceptacji niepełnosprawności np. utrudnia naukę orientacji przestrzennej, a brak umiejętności poruszania się poza własnym mieszkaniem dodatkowo utrudnia akceptację niepełnosprawności. W ten sposób powstaje nakręcanie się spirali negatywnych skutków.
Z drugiej strony osiągnięcia w wykonywaniu prostych czynności, ale początkowo trudnych do wykonania bez kontroli wzrokowej, np. nalewanie herbaty do filiżanki, pisanie na klawiaturze komputera czy oznakowywanie części garderoby budzi wiarę we własne możliwości, przyczynia się do wzrostu poziomu akceptacji niepełnosprawności. To z kolei ułatwia naukę orientacji przestrzennej i samodzielnego poruszania się poza własnym mieszkaniem. Sukces w tej dziedzinie wzmacnia poziom akceptacji niepełnosprawności i staje się ważnym czynnikiem psychicznej rehabilitacji.
Jak widzimy, są to bardzo skomplikowane mechanizmy, wszystko zależy wzajemnie od siebie i powinno się dążyć do tego, żeby oddziaływań pozytywnych było więcej, niż tych negatywnych, żeby te pozytywne były silniejsze, trwalsze od tych negatywnych.
Jak już pisałem, rehabilitacja psychiczna nie może polegać wyłącznie na słownych oddziaływaniach. Potrzebne jest wykazanie istniejących możliwości każdej rehabilitowanej osobie, umożliwienie jej sprawdzenia w praktyce tych możliwości, wykazanie korzyści z osiągnięcia możliwie najwyższego poziomu samodzielności itd. Konieczne jest więc całościowe, wielokierunkowe oddziaływanie rehabilitacyjne.
Skutki psychicznej rehabilitacji lub jej braku
Nie ma możliwości poddawać każdej niewidomej osoby badaniom psychologicznym. Zresztą nie jest to koniecznie potrzebne. Bez tego również można zorientować się w stanie psychiki osoby z uszkodzonym wzrokiem.
Jeżeli ktoś twierdzi, że nie lubi przebywać z ludźmi widzącymi, a woli z niewidomymi, nie jest psychicznie zrehabilitowany. Jeżeli ktoś unika niewidomych, wstydzi się ich, udaje czy chce udawać człowieka widzącego - nie jest psychicznie zrehabilitowany. Nie jest też i ten, kto uważa, że z utratą wzroku wszystko przepadło, ani ten, kto uważa, że nic się wielkiego nie stało. Nie jest psychicznie zrehabilitowany człowiek, który uważa, że utrata wzroku jest największym nieszczęściem, ani ten, który twierdzi, że to nawet lepiej, bo przez brak wzroku wyostrzyły mu się inne zmysły, stał się lepszym człowiekiem itp. Nie jest psychicznie zrehabilitowany ten, kto otoczył się niewidzialnym pancerzem, uodpornił się niby na wszystko, u kogo narosły wielopiętrowe kompleksy, kto stosuje nieodpowiednie mechanizmy obronne.
Niewidomy jest psychicznie zrehabilitowany wówczas, kiedy znaczna część skutków niepełnosprawności zostanie przezwyciężona, kiedy stanie się człowiekiem samodzielnym, a jego psychika zacznie funkcjonować znacznie lepiej. Niestety, samodzielność to nie wszystko. Człowiek, na ogół, chce realizować się w różnych dziedzinach życia. Nawet bardzo samodzielna i zaradna osoba nie zawsze chce i może np. znaleźć partnera życia, założyć rodzinę i wychować dzieci. Jest to ważna potrzeba człowieka, a brak możliwości jej zaspokajania może mieć negatywne skutki psychiczne. Tak samo brak pracy, brak przyjaciół, trudności w zaspokajaniu potrzeb kulturalnych i wielu innych może skutki takie powodować.
Trzeba starać się zrozumieć samego siebie i przezwyciężać trudności. Najważniejszym problemem w rehabilitacji psychicznej jest to, że własnych problemów nie widzimy we właściwym świetle. Często wydaje się, że wszyscy są źli, krzywdzą nas, nie rozumieją, nieprawidłowo oceniają. Jeżeli po zastanowieniu się stwierdzimy, że wszyscy właśnie tak z nami postępują, jest to dowód, że to z nami jest coś nie w porządku. W takich przypadkach może okazać się konieczna pomoc psychologa klinicysty wyspecjalizowanego w pracy z niewidomymi, a w krańcowych przypadkach nawet lekarza psychiatry.
W łagodniejszych przypadkach problemów psychologicznych dobrą terapią na kompleksy i mechanizmy obronne jest zainteresowanie się problemami innych ludzi.
Zapomnimy wtedy o własnych.
Dobre jest każde zainteresowanie i jego rozwijanie, np.
zainteresowanie turystyką, polityką, literaturą, grą w szachy lub grami komputerowymi, dyskusjami na komputerowych forach.
Każde takie zainteresowanie może być kluczem do przezwyciężania trudności psychicznych i społecznych.
Podsumowanie
Na temat rehabilitacji psychicznej niewidomych można pisać grube tomy. Nie ma możliwości wyczerpującego zreferowania całego dorobku tyflopsychologii w jednym artykule. W tej publikacji starałem się tylko zasygnalizować niektóre zagadnienia rehabilitacji psychicznej. Chciałem zwrócić uwagę na przyczyny występowania kompleksów, na prawidłowe i nadmierne mechanizmy obronne, na konieczność pogodzenia się z faktem zaistnienia niepełnosprawności i koniecznością niegodzenia się z jej skutkami.
Tak rozumiana akceptacja niepełnosprawności jest uniwersalnym kluczem do racjonalnego postępowania z niepełnosprawnością, wytyczania i osiągania realnych celów rehabilitacji kompleksowej, do samodzielności i dobrego samopoczucia.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Hasła rehabilitacji w różnej formie i postaci wypisywał PZN na swoich sztandarach i w statucie od pierwszych dni istnienia. I słusznie, bo jest to bardzo ważne zadanie stowarzyszenia działającego na rzecz niewidomych i słabowidzących. Niestety, całkowicie słuszna idea rehabilitacji, jak wiele innych, ulegała przemianom i deformacjom.
Przede wszystkim, jak przedstawiał bydgoski kabaret "Ćwiek", wszystko, co było robione, stało się rehabilitacją. Kabaret śpiewał, że ludzie widzący na wczasach wypoczywają, a niewidomi się rehabilitują, ludzie widzący bawią się na zabawach, na dansingach i w innych miejscach, a niewidomi się rehabilitują, ludzie widzący grają w szachy, w brydża czy w pokera, a niewidomi, kiedy grają to nie grają, tylko się rehabilitują. I tak się działo z każdą czynnością, każdą formą działalności. Oczywiście, nie pamiętam dokładnie wszystkich przyśpiewek "Ćwieka" na ten temat, ale myśl przewodnia była właśnie taka.
Podobnie miała się sprawa ze sprzętem rehabilitacyjnym. Ludzie widzący posługiwali się odkurzaczami, froterkami, robotami kuchennymi, pralkami, lodówkami, a niewidomi, kiedy posługiwali się tymi urządzeniami, to nie był to sprzęt gospodarstwa domowego, tylko sprzęt rehabilitacyjny. W spółdzielniach niewidomych sprzętem rehabilitacyjnym była też glazura w łazienkach i dywany na podłogach w mieszkaniach spółdzielców.
Idea rehabilitacji ulegała ewolucji, zmianom, które również wyrodniały. Hasłem rehabilitacji stała się integracja. Piękne hasło, ale jego realizacja już mniej piękna. Każda zabawa w lokalu koła PZN, każde spotkanie opłatkowe, każda wycieczka, każda inna impreza organizowana dla niewidomych i słabowidzących była imprezą integracyjną. Celem rehabilitacji jest integracja niewidomych i słabowidzących ze społecznością, w której żyją. Imprezy organizowane specjalnie dla niewidomych są imprezami integracyjnymi, ale nie ze społecznością, w której żyją niewidomi i słabowidzący. Służą one integracji niewidomych i słabowidzących z osobami niewidomymi i słabowidzącymi. Nie sprzyjają więc integracji społecznej. Gdyby ich celem było pokazanie możliwości uczestnictwa, przekonanie, że jest to możliwe, nauczenie współżycia i współdziałania z ludźmi widzącymi, byłyby to imprezy integracyjne. Ponieważ jednak nie stawiane są takie cele, mają one raczej charakter izolacyjny, a nie integracyjny.
Kolejnym wytworem rehabilitacji jest niedyskryminacja. Znowu piękne hasło i szlachetny cel. Odwrotnością niedyskryminacji jest jednak dyskryminacja. I znowu piękne hasło zaczęło ulegać degeneracji. Według niektórych ideologów środowiskowych, a także według niektórych zwyczajnych osób niewidomych i słabowidzących, każda niepozytywna ocena ich zachowania jest przejawem dyskryminacji. Każde wymaganie wywiązywania się z obowiązków ucznia, studenta, pracownika, członka rodziny, jeżeli jest on niewidomy lub słabowidzący, jest przejawem dyskryminacji. Osoby z uszkodzonym wzrokiem można oceniać wyłącznie pozytywnie i przypisywać im zdolności oraz cechy, których nie posiadają, np. wyjątkowe uzdolnienia muzyczne, wspaniały słuch i dotyk, subtelność, wrażliwość, szlachetność. Oczywiście, niektórzy obdarzeni są takimi zdolnościami czy cechami, ale przecież nie wszyscy. Są również niewidomi, podobnie jak ludzie widzący, gruboskórni, leniwi, tępi i podli. Pisząc to jednak dopuszczam się dyskryminacji.
Dyskryminacją jest również brak dostosowania Giewontu tak, żeby niewidomi mogli na niego swobodnie wchodzić, brak brajlowskich napisów w miejscach, w których pojawia się niewidomy raz na dziewięć lat, brak oznakowań w morzu, które umożliwią niewidomym orientację przestrzenną i swobodne pływanie. Oczywiście, przesadzam, ale nie tak znowu wiele.
Według wielu dyskryminacją nie jest natomiast taryfa ulgowa stosowana w stosunku do niewidomych i słabowidzących uczniów szkół ogólnodostępnych, studentów i członków rodzin z uszkodzonym wzrokiem. Dyskryminacją nie jest też skrócony czas pracy niepełnosprawnych pracowników, wydłużone urlopy i inne uprawnienia, których nie mają inni pracownicy. A moim zdaniem właśnie to jest dyskryminacją, pozytywną, ale dyskryminacją.
Zasygnalizowałem tylko niektóre zwyrodnienia rehabilitacji niewidomych i słabowidzących, a raczej osób niepełnosprawnych. Takich zwyrodniałych działań jest znacznie więcej. Ot, chociażby przyznawanie niewidomym z upośledzeniem umysłowym komputerów i urządzeń peryferyjnych, z których oni nigdy korzystać nie będą, a nawet nie będą wiedzieli, do czego sprzęt ten służy. Taką mądrą działalnością jest przyznawanie niewidomym nowoczesnych, wypasionych aparatów niby-telefonicznych z kamerami do filmowania i setkami możliwości, z których oni nigdy korzystać nie będą, bo nie jest to im potrzebne.
Zwyrodnieniem idei rehabilitacji jest ustawowe wprowadzenie określenia "opiekun", które wchodzi, nie tylko do pism urzędowych, np. przy staraniu się o dofinansowanie pobytu na turnusach rehabilitacyjnych, ale również do środowiskowej publicystyki. Nożna np. przeczytać, że niewidomi byli w kinie z opiekunami. Dawniej byli to przewodnicy, a teraz są opiekunowie. Przewodnikiem może być pies i dziesięcioletnie dziecko, a opiekunem... Przewodnik nie nasuwa skojarzeń z ubezwłasnowolnieniem, a opiekun...
Jak już wspomniałem, jest wiele takich zwyrodniałych działań, pojęć i określeń. Warto się nad nimi zastanowić.
Z konieczności żegnam się z Czytelnikami "Wiedzy i Myśli" i zostawiam im te trudne problemy do przemyślenia.
Źródło: Publikacja własna "WIM"
Jest to ostatni artykuł z tego cyklu, który miał na celu przede wszystkim zachęcenie osób niewidomych do usamodzielnienia się w przygotowywaniu posiłków. Chciałem wykazać, że nie są to sprawy trudne i przy dobrej organizacji pracy każdy może stać się niezłym kucharzem. Jeśli kogoś zachęciłem do uwierzenia we własne siły, to bardzo się cieszę i gratuluję.
A teraz do rzeczy. Po omówieniu sałatek przychodzi czas na surówki spełniające ważną rolę w racjonalnym odżywianiu. Skoro do każdego posiłku powinniśmy włączać warzywa i owoce, to surówki doskonale mieszczą się w tych zaleceniach. W praktyce najczęściej spotykaną bazą jest biała kapusta. Warzywo jest bardzo cenne i tanie. Surówki te występują najczęściej z dodatkiem innych warzyw i owoców oraz specjalnych sosów. Ten rodzaj surówek pomijam ze względu na ich powszechność.
Zajmę się rzadziej spotykanymi surówkami na bazie marchwi lub selera korzeniowego. Warzywa rozdrabniamy przy pomocy malaksera lub tarki. Jako dodatki możemy wykorzystać ananasy (świeże lub z puszki), jabłka, gruszki lub inne owoce. Suszone owoce, takie jak żurawinę, rodzynki, figi należy wcześniej zaparzyć, by zmiękły i nabrały jędrności. Wszystkie składniki mieszamy, dodajemy do smaku cukier trzcinowy i jakiś rodzaj tłuszczu - śmietanę czy mleczko kokosowe. Jeśli lubimy surówki bardziej pikantne, to zamiast owoców dodajemy chrzan (ze słoika) i majonez.
Marchew może być dodatkiem do surówki z kiszonej kapusty z dodatkiem cebulki i oliwy. Warto zawsze pamiętać o dodaniu niewielkiej ilości cukru trzcinowego.
Innym cennym warzywem stanowiącym bazę różnego rodzaju surówek są buraki. Można je przygotowywać z buraków surowych lub lekko podgotowanych na parze (około 30 minut). Buraki obieramy i rozdrabniamy, po czym uzupełniamy dodatkami, np.: rozdrobnionymi oliwkami, konserwową cebulką lub czosnkiem. Do smaku dodajemy cukier trzcinowy i majonez. Zamiast tego ostatniego możemy dodać sos sałatkowy grecki, rozprowadzony z wodą i oliwą.
Przy komponowaniu surówek warto kierować się fantazją, nie obawiać się eksperymentowania. Jeśli jakieś zestawienie będzie niesmaczne, to nic innego nam nie pozostanie, jak zjeść surówkę osobiście. Jednak najczęściej nasze pomysły mają szansę sprawdzić się i zachwycić stołowników.
Na zakończenie przepis na moją ulubioną surówkę przyrządzaną na śniadanie.
Składniki przewidziane dla dwóch, trzech osób:
- 2 lub 3 gałązki kopru,
- 3 większe lub 6 mniejszych rzodkiewek, (zimą zastępowanych przez kawałek białej obranej rzodkwi),
- 2 łodygi selera naciowego,
- 1/4 czerwonej papryki,
- 4,5 liści cykorii,
- 1 średni pomidor,
- 2 łyżki łagodnego ketchupu,
- 2 łyżki majonezu,
- 1 łyżeczka "ziarenek smaku"
Koper i rzodkiewki rozdrabniamy w malakserze, przy pomocy ostrza przypominającego śmigło - przez 20, 30 sekund. Następnie ostrze zamieniamy na tarkę z wkładką do szatkowania na plastry i wszystkie pozostałe składniki rozdrabniamy przy jej pomocy. Zawartość przekładamy do dużej miski, dodajemy majonez, ketchup i "ziarenka smaku", dokładnie mieszamy i z wielkim apetytem zajadamy.
Źródło: www.pbkm.pl/"Gazeta Wyborcza"/, "Science"/POON Flash nr 27
Komórki macierzyste sprawiły nam kolejną niespodziankę. Okazało się, że są także w oku. A to oznacza, że możliwe będzie leczenie wielu beznadziejnych obecnie przypadków ślepoty - pisało "Science"
Czym dla oka jest siatkówka? Mniej więcej tym, czym klisza dla aparatu fotograficznego. Obie odbierają obraz skupiony przez soczewkę i odwrócony. O ile jednak soczewka jest stosunkowo prostym tworem mechanicznym, o tyle klisza i siatkówka pełnią rolę złożonego materiału światłoczułego. Pod tym względem oko przypomina aparat typu Polaroid, gdzie materiał światłoczuły wywoływany jest na miejscu. Biorąc pod uwagę nieporównanie większą szybkość, z jaką oko radzi sobie z "procesem wywoływania", można powiedzieć, że na tym wszelkie analogie do aparatu się kończą.
Wymiana zmętniałej (np. wskutek zaćmy) soczewki stała się rutynowym zabiegiem leczniczym. Gorzej z siatkówką. Jej uszkodzeń, zwanych retinopatiami, nie daje się leczyć. Możemy co najwyżej ograniczać ich skutki. A są one, niestety, dość częstą przyczyną utraty wzroku u chorych na tzw. genetyczne zwyrodnienie siatkówki (retinitis pigmentosa) oraz osób starszych, zwłaszcza cierpiących na cukrzycę czy nadciśnienie tętnicze.
- Mamy nadzieję, że w ciągu paru lat retinopatie będą uleczalne - stwierdził Vincent Tropepe z uniwersytetu w Toronto. Jego zespół dokonał odkrycia tyleż przełomowego, ile zaskakującego. Wykazał, że oko ma potencjalną zdolność do regeneracji uszkodzonej siatkówki. Zdolność tę zawdzięcza komórkom macierzystym, a więc takim, które mogą przekształcić się w dowolną tkankę organizmu. Przypomnijmy, że niedawno tygodnik "Science" obwołał komórki macierzyste "naukowym przebojem minionego roku", argumentując to tym, że "potwierdzają pokładane w nich nadzieje". Jak się okazało, także w okulistyce.
- Zachwyt nad nimi jest o tyle uzasadniony, że jako jedyne dzielą się przez całe życie i umożliwiają naprawę naszych zużywających się z dnia na dzień organizmów. Sęk w tym, że choć komórek takich pełno w naszych zarodkach, potem ostają się tylko w nielicznych miejscach, a głównie w szpiku. I wydawało się niemal pewne, że nie ma ich w naszej siatkówce. Okazuje się jednak, że są - zapewnia Tropepe.
Jego zdaniem ludzie mają prawo cieszyć się z tego - dokonanego u myszy - odkrycia. - Wiadomo było, że mają je dorosłe płazy i ryby. Teraz wiemy, że mają je też dorosłe ssaki. Więc na 99 proc. także i ludzie - zaznacza.
Niestety, u dorosłych ssaków komórki macierzyste siatkówki z niejasnych powodów są nieaktywne. - Najprawdopodobniej stoją za tym jakieś substancje, które blokują ich działanie - przypuszcza uczony. - Ale gdyby udało się przełamać ich opór...
Tropepe jest optymistą. Uważa, że poznanie enzymów hamujących aktywność komórek macierzystych siatkówki umożliwi niechirurgiczne leczenie retinopatii. - Wystarczyłoby podać substancję, która odblokuje komórki macierzyste, i czekać, aż uszkodzona siatkówka zacznie się regenerować. A jeśli nie zacznie?
- To pozostaje wariant awaryjny - nie daje za wygraną. - Rok temu moi koledzy z uniwersytetu w Wisconsin udowodnili, że komórki macierzyste dają się hodować w laboratorium. Skoro tak, to teoretycznie możliwe jest ich pobranie, namnożenie in vitro i powtórne wszczepienie pacjentowi.
Zdaniem komentatorów w tym przypadku niewiele musi dzielić teorię od praktyki.
- Na moje oko kilka lat - mówi prof. Derek van der Kooy z tego samego uniwersytetu.
- Oczywiście pierwszy wariant byłby lepszy. Pomóc oku wyleczyć się samemu? Rewelacja! Ale nawet jeśli nie wypali, to drugi jest na tyle obiecujący, że już teraz można mówić o wielkim, naprawdę wielkim sukcesie.
Źródło: Gazeta Krakowska/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-11-13
Dzieci, by dostać się do okulisty, muszą na wizytę czekać dłużej niż osoby dorosłe. Jeszcze dłużej czekają na zabieg okulistyczny. Najkrótsze terminy są na Śląsku. Na zabieg poczeka się tu kilka miesięcy, a nie wiele lat jak w niektórych regionach - informuje Gazeta Krakowska.
Jeżeli dziecko ma skierowanie na operację z powodu zeza to zabieg wykona tylko w specjalistycznej klinice. Na taką operację w Krakowie w ramach NFZ trzeba czekać nawet 4 lata. Operację można wykonać prywatnie, ale za jedno oko zapłacimy 3,2 tys. zł.
Najszybciej zeza zoperujemy w Uniwersyteckim Centrum Okulistyki i Onkologii Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. W tzw. trybie pilnym czekamy trzy miesiące.
Kolejnym utrudnieniem dla rodziców, których dziecko ma problem ze wzrokiem jest fakt, że od stycznia 2015 r. trzeba będzie mieć skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu na wizytę u okulisty.
Więcej: www.gazetakrakowska.pl
Sylwester Piekarski w dniu 20 listopada br. zamieścił na liście Typhlos poniższą informację. Jak się wydaje, nadajniki mogą przydać się nie tylko rowerzystom, ale również niewidomym.
Focus 10.2014
Niedawno pisaliśmy o tzw. beaconach - małych bezprzewodowych nadajnikach, którymi można oznaczyć jakieś miejsce (www.bit.ly/mikronaw). Takie znaczniki są wykrywane przez aplikację mobilną na smartfonie czy tablecie i pozwalają np. na szybkie zlokalizowanie konkretnego pokoju w dużym budynku.
Jeden z wiodących producentów beaconów - krakowska firma Estimote - pokazała niedawno nadajniki nowej generacji zwane Stickers. Są one tak małe, że można nimi oznakować różne przedmioty: od roweru po klucze do domu. Dzięki temu łatwiej będzie odnaleźć coś, co zginęło, albo monitorować trasę, jaką pokonaliśmy na dwóch kółkach. (Estimote Stickers zawierają m.in. czujniki ruchu).
Cena: 99 dolarów (przedsprzedaż dla twórców aplikacji).
Więcej: www.estimote.com
Źródło: INFORMATOR OBYWATELSKi DLA OSÓB NIEWIDOMYCH NR 17
10 października 2014 roku weszło w życie rozporządzenie Ministra Administracji i Cyfryzacji z dnia 26.03.2014 roku w sprawie szczegółowych wymagań dotyczących świadczenia udogodnień dla osób niepełnosprawnych przez dostawców publicznie dostępnych usług telefonicznych, wydane na podstawie art. 79c ust. 3 pt. "Nowelizacja ustawy z dnia 16 lipca 2004 roku Prawo telekomunikacyjne" (Dziennik Ustaw z 2014 roku, pozycja 243).
Dokument nakłada na dostawców publicznie dostępnych usług telefonicznych obowiązek świadczenia udogodnień dla osób niepełnosprawnych, będących użytkownikami końcowymi.
Nowe zapisy rozporządzenia regulują między innymi następujące kwestie:
- zapewnienie w jednostce obsługującej użytkowników końcowych danego dostawcy usług obsługi osób niepełnosprawnych na stanowisku wyposażonym w odpowiednie urządzenia,
- udostępnienie w jednostkach obsługujących użytkowników końcowych informacji o wszystkich udogodnieniach dla osób niepełnosprawnych, czy też ogólnych warunków umowy o świadczenie publicznie dostępnych usług telekomunikacyjnych, jej wzoru, cennika usług telekomunikacyjnych i regulaminu świadczenia publicznie dostępnych usług telekomunikacyjnych - w sposób jednoznaczny, łatwy i zrozumiały, sporządzony na papierze przy użyciu dużej czcionki oraz w postaci elektronicznej w formacie tekstowym na stronie internetowej,
- przekazywanie na każde żądanie abonenta z niepełnosprawnością informacji o oferowanych przez dostawcę usług, wszystkich udogodnieniach dla osób niepełnosprawnych, w postaci papierowej lub w postaci elektronicznej na udostępniony w tym celu przez abonenta adres poczty elektronicznej, z zastrzeżeniem, że w przypadku osoby niewidomej lub słabowidzącej takie informacje powinny być sporządzane na papierze w alfabecie Braille'a lub przy użyciu dużej czcionki, a w przypadku wysyłania ich pocztą elektroniczną w formacie tekstowym,
- zapewnienie modeli telefonów i innych urządzeń końcowych dostosowanych do potrzeb osób niepełnosprawnych (rozporządzenie określa ich parametry),
- zapewnienie pomocy w odpowiednim skonfigurowaniu urządzenia lub usługi telefonicznej,
- przystosowanie aparatów publicznych do potrzeb osób niepełnosprawnych,
- dostosowanie stron internetowych zgodnie z wytycznymi WCAG 2.0 w ciągu 24 miesięcy.
Źródło: PAP/INFORMATOR OBYWATELSKi DLA OSÓB NIEWIDOMYCH NR 17
Na ponad 40 przystankach w Radomiu zamontowano tablice świetlne, które informują o rzeczywistym czasie przyjazdu autobusów. Część z nich zaopatrzono w specjalne przyciski i głośniki, dzięki którym zapowiedź dźwiękową mogą usłyszeć też osoby niewidome lub słabowidzące.
Rzecznik Miejskiego Zarządu Dróg i Komunikacji w Radomiu Dariusz Dębski podkreślił, że tak zwany system dynamicznej informacji pasażerskiej został zaprojektowany tak, by był jak najbardziej pomocny osobom z niepełnosprawnością.
Na dwustronnych, czarnych tablicach wyświetlane są duże, żółto-pomarańczowe napisy, dzięki czemu osoby starsze lub słabowidzące mogą bez problemu odczytać komunikaty. Z kolei osoby niewidome, po naciśnięciu przycisku na słupie z tablicą, usłyszą informację głosową o czasie przyjazdu najbliższych autobusów.
Dębski zaznaczył, że komunikaty głosowe emitowane są także we wszystkich 185 autobusach kursujących po Radomiu. Informują one pasażerów o kolejnych przystankach. W autobusach znajdują się także poręcze koloru żółtego, ponieważ jest on widoczny nawet dla osób, które widzą bardzo słabo.
Według rzecznika, miasto stara się zapewniać osobom z niepełnosprawnością komfort podróży komunikacją miejską. Niemal wszystkie miejskie autobusy są niskopodłogowe, dzięki czemu łatwiej do nich wejść i wyjść. Pojazdy zaopatrzone są także w specjalną platformę umożliwiającą wjazd osobom na wózkach inwalidzkich.
Źródło: PAT/www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-11-12
Podróżujące autokarami osoby z niepełnosprawnością oraz o ograniczonej sprawności ruchowej będą mogły liczyć na pomoc m.in. przy wsiadaniu do pojazdu czy załadowaniu bagażu - przewiduje przyjęty w środę przez rząd projekt noweli ustawy o transporcie drogowym.
Projekt wprowadza do polskiego prawa przepisy unijne dotyczące praw pasażerów w transporcie autobusowym i autokarowym. Są one już stosowane we wszystkich państwach członkowskich od 1 marca 2013 r.
Nieodpłatna pomoc
Zgodnie z regulacją, w Polsce będzie wyznaczonych 21 dworców autobusowych i autokarowych, na których osobom niepełnosprawnym i o ograniczonej sprawności ruchowej będzie udzielana pomoc. Dworce będą znajdowały się w miastach liczących powyżej 50 tys. mieszkańców i obsługujących rocznie ponad 500 tys. pasażerów, w tym m.in. w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Rzeszowie i Lublinie.
Chodzi o nieodpłatną pomoc np. w przejściu z poczekalni na pokład pojazdu, wejściu do autokaru i znalezieniu siedzenia, załadowaniu i odebraniu bagażu, przewiezieniu psa przewodnika.
Dostosowanie do wymagań unijnych terminali na dworcach będzie zadaniem gminy. Pieniądze na sfinansowanie wydatków związanych z ich dostosowaniem będą pochodziły z opłat pobieranych przez właścicieli dworców od operatorów lub przewoźników drogowych.
- Minister transportu będzie dokonywał weryfikacji wniosków zgłoszonych przez jednostki samorządu terytorialnego. Po pozytywnej weryfikacji dworzec zostanie umieszczony w wykazie dworców wyznaczonych do udzielania pomocy osobom niepełnosprawnym i osobom o ograniczonej sprawności ruchowej - wyjaśniło Centrum Informacyjne Rządu.
Kontrole i skargi
CIR poinformowało ponadto, że dworce będą podlegały kontroli, a ich negatywny wynik może spowodować wykreślenie obiektu z wykazu. Oprócz tego dworce niewyznaczone do pomocy osobom z niepełnosprawnością będą mogły ubiegać się o umieszczenie w wykazie. Szczególnie chodzi o dworce znajdujące się w miejscowościach uzdrowiskowych i turystycznych.
Projekt reguluje ponadto kwestie związane z ochroną praw pasażerów, szczególnie ws. składania i rozpatrywania skarg. Chodzi m.in. o niedopełnienie pewnych obowiązków przez przewoźnika, w tym niezabezpieczenie podstawowych potrzeb pasażerów w trakcie podróży czy odpowiedniego stanu bezpieczeństwa.
- Organami właściwymi do rozpatrywania skarg na niewłaściwe wykonywanie obowiązków przez przewoźnika drogowego będą: organizator publicznego transportu zbiorowego oraz organ właściwy do wydawania zezwoleń w międzynarodowym transporcie drogowym. Marszałek województwa będzie natomiast rozpatrywał skargi na niewłaściwe wykonywanie obowiązków przez podmiot zarządzający dworcem, wyznaczonym do udzielania pomocy osobom niepełnosprawnym i osobom o ograniczonej sprawności ruchowej - zaznaczyło CIR.
- W przypadku, gdy dworzec jest własnością samorządu województwa, rozpatrywanie skarg będzie należało do obowiązków wojewody. Pasażer będzie mógł wnieść również skargę do marszałka województwa na niewłaściwe wykonywanie obowiązków przez organizatora turystyki lub pośrednika turystycznego - dodano.
CIR zwróciło uwagę, że za nieprzestrzeganie przepisów przewoźnik drogowy, podmiot zarządzający wyznaczonym dworcem, organizator turystyki lub pośrednik turystyczny będą podlegać karze w wysokości nie większej niż 30 tys. z
Źródło: Gazeta Wrocławska/INFORMATOR OBYWATELSKi DLA OSÓB NIEWIDOMYCH NR 17
Data opublikowania: 19.09.2014
Przed dzisiejszym meczem Śląsk Wrocław-Korona Kielce, odsłonięta została miniatura wrocławskiego stadionu. Wykonana z brązu rzeźba jest sto razy mniejsza od oryginału i pozwoli niewidomym zobaczyć arenę. Nasz obiekt z zamkniętymi oczami poznawali dziś również zawodnicy Śląska Wrocław.
- Makieta znajduje się na wysokości trybuny D i można ją obejrzeć zwiedzając esplanadę stadionu - mówi Adam Burak, dyrektor marketingu spółki Wrocław 2012, która zarządza stadionem.
Miniatura Stadionu Wrocław to kolejna inicjatywa, która sprawia, że obiekt dostępny jest dla wszystkich. Oprócz ponad dwustu specjalnych, podwyższonych miejsc na trybunach, które poprawiają widoczność osobom na wózkach, na każdym meczu osoby niewidome mogą posłuchać również audiodeskrypcji. To specjalny komentarz, do słuchania którego wystarczy radio w telefonie i słuchawki. Audiodeskrypcja dostępna jest na częstotliwości dziewięćdziesiąt cztery i pięć dziesiątych UKF
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-10-29
28 października 2014 r. uroczyście otwarto wystawę stałą Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.
Ekspozycja to multimedialna wycieczka po 1000-leciu historii współistnienia dwóch narodów. Od czasów średniowiecza, przez Rzeczpospolitą szlachecką i czasy zaborów, aż po Holokaust i wydarzenia marca 1968 roku. Dzięki staraniom Integracji, mogą z niej korzystać także osoby z niepełnosprawnością. Zapraszamy do wirtualnego spaceru po wystawie dostępnej dla wszystkich.
Pod koniec sierpnia tego roku eksperci Integracji przeprowadzili audyt architektoniczny budynku muzeum i dostępności ekspozycji. Wśród audytorów były osoby poruszające się o kulach i na wózku, osoby niesłyszące i niedosłyszące oraz osoby niewidome i niedowidzące. Później trenerzy Integracji przeprowadzili serie szkoleń dla pracowników muzeum. Szkolenia prowadzone przez Integracje dotyczyły m.in. obsługi odwiedzającego z niepełnosprawnością. W trakcie warsztatów pracownicy muzeum mogli na własnej skórze przekonać się, jak wygląda zwiedzanie wystawy z punktu widzenia osoby z niepełnosprawnością. Poruszając się po niej przy pomocy wózka inwalidzkiego lub z całkowicie zasłoniętymi oczami uczyli się jak najlepiej zaprezentować wystawę wszystkim zwiedzającym. Budynek muzeum jest w pełni przystosowany do potrzeb każdego odwiedzającego. Windy, kontrastowo oznaczone przeszkody i wygodne toalety to tylko niektóre udogodnienia. Sama wystawa także została zaprojektowana z myślą o potrzebach osób z niepełnosprawnością. Zwiedzający mogą dotknąć elementy wystawy. To rozwiązanie, szczególnie cenne dla osób niewidomych. Stoły, tablice informacyjne i dotykowe ekrany zostały umieszczone tak, żeby bez przeszkód mogły z nich korzystać osoby poruszające się na wózkach. Dzięki wiernej rekonstrukcji osoby niewidome mogą poznać nie tylko historyczne przedmioty, ale też całe wnętrza. Wystawa jest multimedialna. Odwiedzający mogą posłuchać o historii Żydów polskich, odtworzyć nagrania z fragmentami listów i artykułów.
Zapraszamy na wirtualną wycieczkę po muzeum. Na początek gmach POLIN od strony ul. Zamenhofa. Główne wejście ma kształt ostatniej litery hebrajskiego alfabetu - taw. Początek ekspozycji to galeria o nazwie "Las". To instalacja artystyczna, która przedstawia legendę o przybiciu Żydów do Polski i wyjaśnia pochodzenie nazwy muzeum - Polin (w języku hebrajskim Polska).
Wystawa składa się z ośmiu interaktywnych galerii poświęconych różnym okresom w dziejach.
Pierwszy z nich to średniowiecze, w którym zwiedzający mogą odwiedzić m.in. miejski targ. Atrakcja muzeum jest pieczołowicie odtworzony dach i sklepienie synagogi z Gwoźdzca (teren dzisiejszej Ukrainy).
XIX wiek to czas masowej emigracji ze względów ekonomicznych, ale i społecznych. W tym czasie Żydzi masowo opuszczali Polskę. Odtworzony dworzec kolejowy z tego okresu symbolicznie pokazuje migrację Żydów do zachodniej Europy, obu Ameryk, a nawet Afryki.
Multimedialna uliczka z okresu 20-lecia międzywojennego. Zwiedzający mogą wejść w bramy, znaleźć się w kinie lub kawiarni, gdzie toczy się bogate życie kulturalne tych lat. Jedną z nich jest Mała Ziemiańska w Warszawie, gdzie przesiadywali literaci m.in. Julian Tuwim i Antoni Słonimski. Tablica z ogłoszeniami w języku polskim i jidysz.
Okres międzywojenny to czas rozkwitu działalności politycznej. W tym czasie działy m.in. ruch syjonistyczny, broniąca wartości religijnych partia Agudas Jisroel czy socjalistyczny Bund.
Telewizory i "szczekaczki" ilustrują wydarzenia marca 1968 roku. Szacuje się, że w tym czasie Polskę opuściło około 14 tysięcy Żydów, głównie ze środowisk inteligenckich.
Ostatnią częścią wystawy jest przedstawienie najnowszej historii Polski.
Źródło: INFORMATOR OBYWATELSKi DLA OSÓB NIEWIDOMYCH NR 17
Dzieła z zasobów Niewidzialnej Galerii Sztuki dla Osób Niewidomych prowadzonej przez Stowarzyszenie "De Facto".
Ile osób mieściła widownia Koloseum? Co to jest falująca fasada? Czym zaskoczył wszystkich Filippo Brunelleschi? Dowiecie się tego, uczestnicząc w naszej wycieczce po wybitnych dziełach historii sztuki. Tym razem zawitamy do Włoch, tych starożytnych i współczesnych. Zatem zapraszamy Was na fascynującą przygodę z architekturą pachnącej słońcem i pomarańczami Italii!
Podróż zaczynamy od Rzymu i najpotężniejszej budowli jego starożytnego świadectwa, Amfiteatru Flawiuszów, znanego dziś głównie pod nazwą Koloseum. To monumentalna budowla antyczna, uznana za jeden z siedmiu nowych cudów świata!
Nazwa dzieła: Amfiteatr Flawiuszów (Koloseum)
Autor: nieznany budowa rozpoczęta z inicjatywy cesarza Wespazjana, kontynuowana przez kolejnych cesarzy z dynastii Flawiuszów
Wymiary: długość 188 metrów szerokość156 metrów, obwód 524 metry, wysokość 48,5 metra
Okres powstania: budowa trwała od około 70 do 82 naszej ery.
Miejsce ekspozycji: Rzym
Ten ogromny obiekt służyć miał rozrywkom starożytnych Rzymian. Odbywały się w nim igrzyska, które obejmowały między innymi zapasy, potyczki gladiatorów, walki z dzikimi zwierzętami oraz widowiska przedstawiające bitwy morskie tak zwane naumachie.
Co ciekawe, nazwa Koloseum nie wywodzi się od wielkich, "kolosalnych" rozmiarów budowli, lecz od znajdującego się w pobliżu ogromnego (greckie Kolossos) posągu cesarza Nerona!
Trzeba przyznać, że Rzymianie wiedzieli jak budować wielkie obiekty architektoniczne. Wielokrotnie uszkadzane przez pożary i trzęsienia ziemi Koloseum przetrwało i jest do dzisiaj najważniejszym symbolem starożytnego Rzymu, a na jego konstrukcji wzorują się współcześni architekci stadionów olimpijskich.
W cieniu Koloseum znajduje się również inna interesująca budowla Łuk Konstantyna Wielkiego, znany jako Łuk Triumfalny. Jest to budowla w kształcie monumentalnej, wolno stojącej bramy, postawiona w celu uhonorowania dziesięciolecia sprawowania władzy przez cesarza Konstantyna oraz dla uczczenia jego zwycięstwa nad Maksencjuszem. Należy pamiętać, że Łuk Konstantyna jest ostatnim wzniesionym łukiem triumfalnym starożytnego Rzymu!
Nazwa dzieła: Łuk Konstantyna Wielkiego
Autor: nieznany
Wymiary: szerokość 25,7 metra, wysokość 21,0 metrów, grubość. 7,4 metra
Technika: konstrukcja trójprzęsłowa
Okres powstania: 312 - 315 rok
Miejsce ekspozycji: Włochy, Rzym, Piazza del Coloseo
Co ciekawe, łuk ozdobiony został elementami pochodzącymi ze starszych zabytków. Dlaczego? Tłumaczone jest to krótkim czasem przeznaczonym na budowę łuku, bowiem powstał on w zaledwie w 3 lata!
Podobno w tym czasie brakowało dobrych i zdolnych artystów, dlatego też akceptowane było wykorzystywanie elementów architektonicznych z innych budowli.
Jedna z ostatnich hipotez donosi, że budowla ta powstała w wyniku przekształcenia łuku wzniesionego ku czci cesarza Hadriana. Jak było naprawdę, tego nie wiemy…
Kontynuując spacer docieramy do najważniejszego miejsca w rzymskich miastach - forum, prostokątnego placu, gdzie odbywały się sądy, a kupcy posiadali swoje stoiska. My dotarliśmy do największego - Forum Trajana, gdzie z wielką gracją prezentuje się Kolumna Trajana.
Nazwa dzieła: Kolumna Trajana
Autor: Appolodoros z Damaszku
Wymiary: wysokość 39,83 metrów (sam trzon kolumny ma wysokość 26,62 metrów)
Technika: zbudowana z 17 kamiennych bębnów, z marmuru kararyjskiego.
Okres powstania: około 113 roku
Miejsce ekspozycji: Rzym, Forum Trajana
Zazwyczaj kolumny stawiano, by upamiętnić jakieś ważne wydarzenie. Również i tym razem kolumna miała uświetnić zwycięstwo cesarza Trajana w bitwie z Dakami. W najniższej, nadziemnej część budowli tak zwanym. cokole zostały pochowane urny z prochami Trajana i jego żony Plotiny. Na szczycie kolumny, Trajan nakazał umieścić orła. Po jego śmierci, na polecenie kolejnego cesarza - Hadriana, orzeł został zastąpiony posągiem Trajana, który po 392 roku naszej ery został zrzucony z piedestału, przez chrześcijan. Dopiero 4 grudnia 1587 roku na jego miejsce postawiono posąg świętego Piotra i w takiej formie możemy go oglądać dzisiaj. Największą ozdobą kolumny jest kompozycja rzeźbiarska zwana reliefem, który wykonany techniką kontynuacyjnej narracji, opasa jak wstęga kolumnę w 23 skrętach. Przedstawiono na nim historię wojny z Dakami, od chwili przygotowań aż do zwycięstwa.
W dziewiętnastym wieku Kolumna Trajana służyła jako wzór dla innych budowli tego typu między innymi Kolumny Nelsona w Londynie czy Kolumny Napoleona w Paryżu.
Jedną z najlepiej zachowanych budowli z czasów starożytnego Rzymu jest Panteon, budowla poświęcona bóstwom planetarnym oraz ówcześnie panującemu cesarzowi. Posłuchajmy historii tej tajemniczej świątyni!
Nazwa dzieła: Panteon
Autor: budowla ufundowana przez cesarza Hadriana, budową kierował Apollodoros.
Wymiary: rotunda o średnicy 42,2 metrów i takiej samej wysokości
Technika: budowla na planie koła kryta kopułą z portykiem kolumnowym
Okres powstania: pierwsza budowla 72 rok przed naszą erą (spalona w 80 naszej ery ) forma obecna powstała w 125 roku naszej ery.
Miejsce ekspozycji: Rzym, dawne Pole Marsowe, obecnie Piazza della Rotonda
Niestety, budowie świątyni nie zawsze towarzyszyły chwalebne wydarzenia…
Apollodoros z Damaszku, architekt, który kierował budową został stracony później na rozkaz cesarza Hadriana za skrytykowanie zaprojektowanej przez niego, podwójnej świątyni Wenus i Romy.
Wewnątrz Pantenonu znajdował się ceremonialny ołtarz, gdzie składano ofiary bogom w postaci zwierząt. Dym wydobywał się przez otwór w wierzchołku kopuły, zwany "wszystkowidzące oko niebios". Na szczęście tym strasznym zwyczajom położono kres. W około 600 roku naszej ery Pantenon nazywany przez chrześcijan domem demonów przekształcony został w kościół, który dziś funkcjonuje jako Kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny od Męczenników, który słynie jako świątynia ślubna.
Trzeba przyznać, że ta tajemnicza budowla nadal fascynuje i zadziwia, jest też obiektem badań naukowców. Ostatnie przypuszczenia donoszą, że świątynia pełniła rolę kolosalnego zegara słonecznego!
Nie wszyscy wiedzą, że Pantenon służył również jako wzór dla Filippa Brunelleschi'ego, twórcy najwspanialszej kopuły w dziejach włoskiej architektury. Przenieśmy się więc do Florencji, by zobaczyć katedrę Santa Maria del Fiore z jej słynną renesansową kopułą!
Nazwa dzieła: Kopuła katedry Santa Maria del Fiore
Autor: Filippo Brunelleschi
Wymiary: ośmiokąt o rozpiętości 45,4 metrów i wysokości( wraz z bębnem) 70,0 metrów (z latarnią wysokość ta wynosi 107,0 metrów).
Technika: cegła układana w jodełkę oparta na kamiennym szkielecie
Okres powstania: 1416-1434 rok
Miejsce ekspozycji: Florencja
Historia zaczęła się od pierwszego w dziejach konkursu na projekt kopuły katedry. Projekt Brunelleschiego był bezkonkurencyjny. Podczas, gdy inni uczestnicy proponowali budowę masywnych rusztowań czy nawet kamiennej wieży w środku katedry, która miała zostać potem rozebrana, Brunelleschi gwarantował wzniesienie kopuły bez stawiania konstrukcji pomocniczych, czym zaskarbił sobie uznanie komisji. Oczywiście konkurencja poddawała w wątpliwość fakt, czy taka konstrukcja jest bezpieczna, kilka razy mistrza wyrzucono z sali obrad, gdy ten upierał się przy swoim, ale w końcu prace ruszyły i do dzisiaj możemy podziwiać osiągnięcie inżynierskie, otwierające nową epokę w dziejach cywilizacji.
Wdzięczna Florencja wystawiła Brunelleschiemu pomnik grobowy w katedrze, lecz właściwym pomnikiem dlań jest z pewnością jego kopuła, pod którą spoczywa.
Wróćmy zatem jeszcze na chwilę do Rzymu i zapoznajmy się z epoką baroku, zapoczątkowanego właśnie w tym mieście, bogatego, ciężkiego w swojej formie, ale zapierającego dech w piersiach swoją dekoracyjnością i pomysłowością. Poznajmy bliżej jednego z czołowych przedstawicieli tej epoki Francesco Boromini'ego. Jego prace nieco różnią się od klasycznych dzieł innych architektów, są bardziej malownicze, niespokojne w swych skomplikowanych układach przestrzennych. Taki jest właśnie Kościół San Carlo Alle Quatro Fontane!
Nazwa dzieła: Kościół San Carlo Alle Quatro Fontane
Autor: Francesco Borromini
Wymiary:
Technika: zbudowany w układzie centralno-podłużnym. Nawę główną, która miała rzut zbliżony do elipsy, definiują nieregularne kaplice oraz zakrystia.
Okres powstania: bryła powstała w latach 1638-1641, fasada została ukończona około 1667 roku
Miejsce ekspozycji: Rzym
Kościół mieści się na dość wąskiej ulicy, co mogło sprawiać, że jego fasada czyli ściana wejściowa, była mało widoczna. Borromini znalazł rozwiązanie tego problemu, stosując tak zwaną falującą fasadę. Ten zabieg sprawił, że kościół jest bardziej widoczny a tłumy zwiedzających przychodzą, żeby obejrzeć właśnie tą, dziwną, fasadę.
Opuszczamy na dobre Rzym i udajemy się do Pizy, by zwiedzić tam najbardziej słynny zespół budowli - Katedrę, Baptysterium i dzwonnicę zwaną Krzywą Wieżą!
Nazwa dzieła: Katedra Santa Maria Maggiore, Baptysterium Świętego Jana, dzwonnica zwana Krzywą Wieżą
Wymiary: katedra mierzy 48 metrów do szczytu kopuły, wysokość wieży - 54,98 metry.
Technika: pięcionawowa bazylika z trzynawowym transeptem (nawa poprzeczna) i apsydami, wykonana z białego i czerwonego marmuru cylindryczne babtysterium kryte kopułą campanilla wykonana z białego marmuru.
Autor: projekt katedry - Buscheto projekt Baptysterium - Diotisalvi, Giovanni i Nicola Pisano projekt Krzywej Wieży - Bonnano Pisano, Benenato, William z Innsbrucku, Tommaso Pisano projekt Camposanto - Giovanni di Simone
Okres powstania: katedra zbudowana w latach 1063 - 1118, następnie po pożarze z 1595 odbudowana w 1604 roku, dzwonnica budowana w latach 1174 - 1350
Miejsce ekspozycji: Piza, plac Campo dei Miracoli
Zespół reprezentuje styl romański i bez wątpienia, każda z tych budowli zasługuję na uwagę. Nie bez powodu zresztą mieści się on na Placu Cudów!
I tak mamy oryginalną katedrę z fasadą ozdobioną kolorowym piaskowcem oraz płytkami ze szkła i ceramiki. Przemiennie ułożony marmur jasny i ciemny zastosowany w bryle podkreśla doskonałość tego nietypowego stylu, będącego mieszanką wpływów lombardzkich, bizantyjskich, arabskich i normandzkich.
Dalej największe babtysterium we Włoszech, w którym mieszają się style gotycki, romański a nawet renesansowy. Wnętrze budowli pozbawione jest bogatych zdobień, charakteryzuje je prostota, ale na uwagę zasługuje marmurowa chrzcielnica autorstwa Guida Bigaralliego oraz ambona Nicoli Jednak to wykonana z białego marmuru dzwonnica, czyli tak zwana, Krzywa Wieża stała się symbolem Pizy. Poznajmy zatem jej historię!
Prace nad budową dzwonnicy ruszyły w 1174 roku i wkrótce po ich rozpoczęciu dzwonnica zaczęła płatać figle - wieża zaczęła odchylać się od pionu. Architekci głowili się, jak powstrzymać ten proces, próbowano korygować odchylenie poprzez wydłużenie kolumny po jednej stronie wieży, ale i to nie przyniosło pożądanego skutku. Mimo niebezpieczeństwa ukończono budowę wieży. W 1990 roku zamknięto ją jednak dla zwiedzających. Natomiast prace konserwatorskie przyczyniły się do tego, iż obecnie jest ona dostępna dla turystów, choć może przebywać na niej jednocześnie tylko 30 osób. Warto wiedzieć, że to cudo odchyliło się już od pionu o 5 metrów. Według badań jest to 1 milimetr rocznie.
Tak więc zapraszamy do Pizy, zwłaszcza tych, którzy spragnieni są mocnych wrażeń!
Na zakończenie naszej podróży zawitajmy do Rawenny, by obejrzeć najważniejszy przykład sztuki bizantyjskiej w Europie Zachodniej - Kościół San Vitale, wystawiony ku czci świętego Witalisa, męczennika. Jest to jedna z głównych atrakcji turystycznych na świecie. Tę tezę uzasadnia miejsce na liście światowego dziedzictwa UNESCO
Nazwa dzieła: Kościół San Vitale (świętego Witalisa)
Autor: nieznany
Okres powstania: 527-548 rok
Wymiary:
Technika: ośmioboczna budowla z 8 niszami na planie centralnym z obejściem i narteksem, przykryta kopułą
Miejsce ekspozycji: Włochy, Ravenna
Ta piękna budowla sakralna jest jedną z najstarszych na świecie. Postawiona na planie ośmioboku, zachwyca swoją rozbudowaną formą. Ale warto wiedzieć, że jej bogactwem są świetnie zachowane bizantyjskie mozaiki, przedstawiające cesarza Justyniana i jego dwór. Aż trudno sobie wyobrazić, że te mozaiki mają ponad 1500 lat!
Żegnamy się więc ze słoneczną Italią wizerunkiem tej zachwycającej świątyni, lecz pamiętajmy, że Włochy to nie tylko makarony i szybkie auta, ale przede wszystkim wspaniała architektura!
Źródło: Publikacja własna "WiM"
J.S. - Omówiliśmy Twoją pracę zawodową, działalność społeczną, Twoje zaangażowanie w organizowanie turystyki i udział w kulturze. Jestem przekonany, że liczne pasje nie miały negatywnego wpływu na życie rodzinne. Czytelnicy na pewno chcieliby wiedzieć, jaki przybrało ono kształt teraz, gdy już prawdopodobnie musiałeś zmniejszyć tempo pracy społecznej, choć na pewno z niej nie zrezygnowałeś
A.S. - Jako zodiakalny Byk troskę o dom mam zapisaną w gwiazdach. Zanim przeprowadziłem się z rodziną do Bielska-Białej, przez 18 miesięcy dojeżdżałem do pracy z Krakowa. Od poniedziałku do soboty pracowałem 90 kilometrów od domu, w którym czekały żona i córka. Sobotnie wieczory i niedziela były dla nas, to jest dla domu. W tej sytuacji człowiek czekał na urlop jak przysłowiowa kania na deszcz. Dopiero w maju roku 1977 moje trzy dziewczyny: żona i dwie córy zawitały do Bielska. W tej sytuacji miał kto dziewczynkom opowiadać bajki na dobranoc, ale wakacje były dla nas. Babcia z dziadkiem jak mogli wspierali żonę w wychowywaniu dwójki dzieci. Potem było przedszkole, szkoła, matura i z wolna zmiejszała się liczba domowników. Dzieciaki korzystały z dłuższego urlopu taty i ferie zimowe spędzaliśmy razem.
Moje pasje przekładały się na metody wychowawcze. Wspomniane bajki, to często były teksty utworów przygotowywanych na liczne konkursy. Starsza córka w wieku 3,5 roku swobodnie recytowała "Zaczarowaną dorożkę" Gałczyńskiego. Bajki Tuwima i Brzechwy przerabialiśmy na głosy. Każda z córek na swoje pierwsze urodziny "zdobyła" na plecach taty szczyt górski, a starsza w wieku 6 lat brała udział w spływie po jeziorach mazurskich. Sporą porcję bajkowej poezji zebrał starszy wnuk, a teraz czekają w kolejce dwie wnuczki. Kiedy wnuki przybywają do Bielska, do tradycji należy wyprawa w górki. Jednym słowem duch w rodzinie nie ginie. Od czasu do czasu uda mi się namówić chłopaków na partyjkę szachów lub warcabów stupolowych. Historia kołem się toczy i tak jak przed laty nasze dwie dziewczynki zabierały czas mamie, tak teraz dwie wnuczki absorbują babcię, ale już od września pójdą do przedszkola i będziemy mogli z babcią dłużej być dla siebie.
J.S. - To rzeczywiście dobre połączenie pasji z wychowaniem dzieci i wnuków. Masz bogate doświadczenia w różnych dziedzinach życia. Co z Twoich doświadczeń chciałbyś przekazać młodym niewidomym, którzy poszukują swojego miejsca w życiu?
A.S. - Myślę, że dobre kontakty z ludźmi są warunkiem osiągania pozytywnych rezultatów w pracy zawodowej, w działalności społecznej, w życiu rodzinnym i wśród ludzi.
J.S. - Tak, wokół Ciebie zawsze było dużo ludzi. Opowiedz o tych kontaktach.
A.S. - Moje pierwsze kontakty z Polskim Związkiem Niewidomych miały miejsce przez znajomość z kolegą niewidomym ze studiów, potem z gronem koleżanek i kolegów ze szkoły masażu, następnie z członkami Sekcji Młodzieży Uczącej się z członkami Sekcji Masażu przy Okręgu Krakowskim. W dalszym ciągu działałem w harcerstwie i utrzymywałem kontakt z koleżeństwem ze studiów, które opuściłem. Posiadane wtedy resztki wzroku pozwalały mi na swobodne poruszanie się i korzystanie z maszyny do pisania. Legitymacja związkowa dawała mi prawo do ulg w przejazdach z przewodnikiem.
Kiedyś kolega ze szkoły masażu, z którym jechałem autobusem, zapytał - co byś zrobił, gdybyś odzyskał wzrok? Poszedłbym kupić bilet na przejazd - odpowiedziałem.
Szkoła Masażu Leczniczego w Krakowie, ostatni roczny kurs masażu, (1965/66) prowadzona przez nieodżałowanej pamięci panią dyrektor Marię Urban była dla mnie nie tylko szkołą masażu, była również okazją poznania ludzi niewidomych. W trzydziestoosobowej grupie było 10 osób całkowicie niewidomych. Pozostałe osoby były słabo widzące. Każda z tych osób wiedziała, że zawód masażysty pozwoli jej na osiągnięcie samodzielności materialnej w życiu i pozwoli na snucie planów. Zwłaszcza młodzi ludzie mieli nadzieję na usamodzielnienie.
J.S. - Jak rozumiem, szkołę masażu cenisz nie tylko za to, że zdobyłeś tam dobry zawód, ale również za to, że mogłeś tam poznać osoby niewidome i słabowidzące. Myślę, że było to cenne doświadczenie. A jak sprawa ta wyglądała w dalszym ciągu Twojej drogi życiowej?
A.S. - Tak, znajomość niewidomych przydała się w pracy w Polskim Związku Niewidomych, ale najpierw pracowałem jako masażysta.
J.S. - Opowiedz o początkach Twojej pracy zawodowej.
A.S. - Kiedy ukończyłem szkołę masażu leczniczego, byłem w dobrej sytuacji, bo byłem mieszkańcem Krakowa i przychodnia, w której miałem praktykę stała się po ukończeniu szkoły moim pierwszym zakładem pracy. Osoby, które nie mieszkały w Krakowie, przy wsparciu dyrekcji miały wcześniej załatwione miejsca pracy w miejscach zamieszkania lub w pobliżu. Szkoła co roku wypuszczała na rynek ok. 30 masażystów. W roku 1968 rozpocząłem studia zaoczne, a rok później zmieniłem przychodnię na szpital.
J.S. Jak widać, nie poprzestałeś na masażu?
A.S. - Nie, bo chciałem się realizować w innej dziedzinie, działać na szerszym polu zawodowym. Obecnie zarówno na studia, jak i do szkoły w celu zdobycia zawodu masażysty można obecnie dostać się łatwiej. Gorzej jest z pracą po ukończeniu nauki, ale obecnie nawet specjaliści mają problemy ze znalezieniem pracy. W czasach mojej młodości, mimo pomocy PZN-u, też nie było łatwo.
Dlatego uważałem, że trzeba mieć przygotowanie do pracy nie tylko w jednym zawodzie.
J.S. - Myślę, że jest to ważne przesłanie, ważna zasada zawodowej rehabilitacji. Nie samą pracą i nauką żyje człowiek. Bardzo ważna jest też rodzina.
A.S. - Oczywiście, że bardzo ważna. Dlatego studia, praca zawodowa i praca w harcerstwie nie przeszkodziły mi w zawarciu związku małżeńskiego i założeniu rodziny.
J.S. - Jak przebiegała Twoja dalsza droga zawodowa?
A.S. - Studia skończyłem w przepisowym terminie i zostałem przez Związek wpisany na listę kadry rezerwowej. Kiedy nastała reforma administracyjna kraju (1975r.), Związek sięgnął do rezerw kadrowych i z masażysty stałem się pracownikiem administracji związkowej. W ten sposób zrealizowało się jedno z założeń, dla których podjąłem studia prawnicze. W nowej pracy zacząłem aplikację radcowską, aby pogłębić wiedzę prawniczą. Po zdaniu egzaminu radcowskiego podjąłem dodatkowo pracę w spółdzielni niewidomych na stanowisku radcy prawnego i jako radca dopracowałem do emerytury.
J.S. - Bogata była ta Twoja droga życiowa.
A.S. - Bogata i niełatwa, ale interesująca. Opisując moją drogę "przez życie", chcę pokazać, że młodości nie wolno zmarnować. Czekanie na cud i na to, że ktoś coś zrobi za nas, to z pewnością czas stracony.
Kiedyś Związek pomagał w uzyskaniu sprzętu ułatwiającego zdobywanie wiedzy przez niewidomych. Dzisiaj mamy "Komputer dla Homera" czy aktywny samorząd. Kiedyś wolontariusze nagrywali podręczniki akademickie, a dzisiaj można gotowe materiały ściągnąć z internetu. Ministerstwo Pracy organizuje akcje dla wsparcia niepełnosprawnych na rynku pracy. Co z tego, skoro Związek nie prowadzi już ewidencji kadry rezerwowej i nie interesuje się wykształconymi niewidomymi. Nic dziwnego, że w razie potrzeby obsadzenia jakiegoś stanowiska w strukturze związkowej, trzeba sięgać po przypadkowych kandydatów.
J.S. - Kiedyś pomagał Związek, teraz pomaga PFRON, ale czy to wystarczy?
A.S. - Nie, nie wystarczy. Konieczne jest zaangażowanie samego niewidomego. Jeżeli sobie sam pomoże, pomogą mu też inni.
J.S. - Na zakończenie może zechcesz powiedzieć nam, z których zainteresowań i pasji czerpałeś najwięcej satysfakcji?
A.S. - Mistrz nauki zawodu masażysty inżynier Roman Aksenti mówił nam, przyszłym adeptom sztuki masażu: - Kochani, praca masażysty jest ciężka i praktycznie niezapłacona. Największą satysfakcją dla masażysty jest, kiedy pacjent powie: panie pomogło mi.
Wykonując ponad dziesięć lat jeden z najpiękniejszych zawodów - zawód masażysty, miałem wielu takich momentów. Kiedy żegnałem się z tym zawodem, pani doktor powiedziała: - panie Antku, nie po to pan studiował, żeby trwać w tym zawodzie, ale niech pan wie, że służba zdrowia traci bardzo dobrego pracownika.
Kiedy grupa inicjatywna powołująca do życia Stowarzyszenie "Smrek" udała się do odpowiedniego Wydziału Urzędu Wojewódzkiego i zaprezentowała statut oraz cele działania Stowarzyszenia, naczelnik tego wydziału powiedziała: - skoro macie w swoim gronie pana Szczucińskiego, to nie musicie się martwić o powodzenie waszego Stowarzyszenia.
W ośrodku "Startu" w Kamieniu nad jeziorem Bełdany kierownik ośrodka przy pożegnaniu powiedział: - to był pierwszy obóz dla niewidomych, który miał program i go realizował. Kiedy razem ze starszą córką udałem się na jej obronę pracy magisterskiej na Wyższej Szkole Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej, pani dziekan po obronie wyszła i pogratulowała mi dyplomu córki mówiąc w tej pracy było widać Pana. O radości z pojawiania się na Tym świecie wnuków i wnuczek mógłbym mówić długo. Powiem jednak tylko tyle, że jest to naprawdę wielka radość.
J.S. - Czy tylko słowne uznanie Cię spotykało?
A.S. - Nie tylko. Szczególną satysfakcję dają mi odznaki i odznaczenia takie jak: Odznaka Ofensywy Zuchowej za pracę z dziećmi w wieku zuchowym tj. 1 do 4 klasy, Krzyż za Zasługi dla ZHP, Zasłużony Pracownik Służby Zdrowia, Zasłużony dla Rozwoju Bielska-Białej, srebrna Odznaka Recytatora, Zasłużony Działacz Kultury, nominacja do nagrody "Ikara", nagroda Prezydenta miasta Bielska za osiągnięcia w kulturze, Złota Honorowa Odznaka PZN, Złota Honorowa Odznaka PTTK. Srebrny Krzyż Zasługi...
J.S. - To jeszcze powiedz, co uważasz za swoje największe osiągnięcie życiowe?
A.S. - Niewątpliwie osiągnięciem życiowym jest fakt, że kiedy człowiek popatrzy w przeszłość i nie musi się rumienić. Osiągnięciem jest również umiejętność wychodzenia z kryzysów i zakrętów, z których trzeba wychodzić tak, żeby móc popatrzeć na siebie w lustrze. Kiedyś na Plantach w Krakowie obserwowałem człowieka niewidomego, był to elegancki pan z białą laską. Taki wzór niewidomego staram się lansować.
Rodzice, nauczyciele, instruktorzy harcerscy, starsi koledzy i koleżanki w Związku Niewidomych nauczyli mnie żyć i radzić sobie. Kochany ojciec, kiedy stanąłem przed pierwszym niepowodzeniem na studiach, powiedział: synu, póki ja żyję, możesz robić co chcesz, ale pamiętaj, jak umrę, nikt ci nie da. - Pamiętałem. Kiedy go zabrakło, wśród pamiątek po nim znalazłem Złoty Krzyż Zasługi. W harcerstwie była taka akcja pod hasłem "Synowie godni ojców". Pomyślałem, że kiedyś położę drugi taki krzyż obok ojcowskiego. Stało się, leżą obok siebie dwa Złote Krzyże Zasługi. Różnią się jedynie napisem w środku krzyża: na ojcowskim pisze PRL, a na moim RP.
J.S. - Gratuluję Twojego Złotego Krzyża Zasługi obok Złotego Krzyża Zasługi Twojego ojca. Dziękuję za interesującą rozmowę. Wierzę, że Czytelnicy również ją tak ocenią. Dziękuję i życzę jeszcze wielu lat życia bogatych w satysfakcję.
Źródło: "Życie Uniwersyteckie nr 6 (177) czerwiec 2008
Wydawca: Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
- Ludziom trudno było uwierzyć, że niewidomy fizyk może prowadzić badania naukowe.
Przeprowadzałem je i to z ludźmi, którzy często po raz pierwszy mieli przyrząd pomiarowy w dłoni.
Z dr. Przemysławem Kiszkowskim, emerytowanym pracownikiem Wydziału Fizyki UAM, współautorem artykułu "Radiestezja a nauka" rozmawia Magdalena Ziółek.
- Panie Doktorze, z wielką precyzją podał mi Pan drogę do swojego mieszkania?
- I pomyślała Pani, że to kpina: "prowadzi mnie niewidomy"!
Mam wyobraźnię ruchową, jadąc samochodem, zwykle dopytuję się o nowe "zasadzki". A tę drogę znam jeszcze z czasów, kiedy widziałem. Wie Pani, kiedy wszedłem w środowisko akademickie, zauważyłem, że ludzie mają problem z moim inwalidztwem. Wielokrotnie musiałem potwierdzać, że niewidomy może pracować naukowo.
- Krążą o Panu legendy. Podobno wyprowadza Pan wzory w pamięci?
- No tak! A właściwie, dlaczego wydaje się Pani to dziwne? Człowiek pewnych rzeczy może się nauczyć. Kiedy robiliśmy badania dla archeologów w Grzybowie, musiałem nauczyć się obsługi aparatury: elektronicznej, optycznej, aż do komputerowej włącznie. Policzyłem sobie, że na stanowisku pomiarowym znajdują się 24 wtyczki i nauczyłem się, jakie efekty mogą zaistnieć, kiedy któraś z nich nie kontaktuje.
W trakcie tych badań znaleźliśmy pierwotne grodzisko, pochodzące z początków X wieku, wytyczyliśmy przebieg jego wałów. Prof. Zofia Kurnatowska, dziękując nam za współpracę, powiedziała, że zaoszczędziliśmy im kilkadziesiąt lat pracy. A badania prowadziłem głównie z osobami z zewnątrz, większość z nich po raz pierwszy miała w ręku urządzenia pomiarowe.
- Na czym polegały te badania?
- To była tzw. metoda elektrooporowa, polegająca na mierzeniu oporu ziemi. W ten sposób można wykryć obiekty znajdujące się pod ziemią. Dopracowaliśmy ją razem z prof. Henrykiem Szydłowskim w trakcie przeszło 10-letnich badań nad radiestezją.
- Podobno zaczynał Pan pracę na uczelni jako entuzjasta różdżkarstwa? Czy to prawda?
- Tak, ale po 7 latach ciężkiej pracy doszliśmy do wniosku z prof. Szydłowskim, że nie jest to zjawisko naukowe i nie ma ono nic wspólnego z fizyką.
- Jak do tego doszło?
- Radiestezja składa się z trzech elementów. Po pierwsze, że istnieją żyły wodne, po drugie żyły te promieniują i w końcu, że radiesteta może to promieniowanie wykryć. W trakcie badań doszliśmy do wniosku, że wszystkie te trzy założenia są fałszywe. Żyły wodne są rzadkością, z reguły są to rozległe pokłady mokrego piasku. Z medycznego punktu widzenia nie ma organu, który reagowałby na promieniowanie. Sprawdziliśmy też, że różdżkarze potrafią nieznacznym ruchem ręki wprawić wahadełko czy różdżkę w ruch. Oczywiście, tego wszystkiego musieliśmy się dowiedzieć.
Koledzy nagrywali mi na taśmy literaturę na ten temat, słuchałem audycji radiowych. Nawiązywaliśmy współpracę z różdżkarzami, geografami i innymi specjalistami, uczyliśmy się obsługi urządzeń pomiarowych.
- Jak to się stało, że trafił Pan na fizykę?
- Wzrok traciłem powoli, to był zanik siatkówki. Pierwszą pomoc stanowił dla mnie magnetofon, pamiętam, że ważył około 20-30 kilogramów. Do doktoratu koledzy nagrywali mi na taśmę potrzebne książki i publikacje. Mój kolega, prof. Wojciech Nawrocik, załatwił dla mnie magnetofon szpulowy, potem inny kolega przyniósł mi magnetofon kasetowy. To, że studiowałem fizykę, cały czas mi pomaga, chociażby w nauce obsługi komputera. Jestem chyba jednym z niewielu niewidomych, pracujących w środowisku Linux. Szkoda, bo wszystkie problemy muszę sam rozwiązywać.
- Jak wspomina Pan swoje pierwsze lata pracy na UAM?
- Miałem kłopoty z ukończeniem doktoratu. Stosunki w zakładzie nie były najlepsze, poza tym "podpadłem" partii. Mój ojciec był podpułkownikiem i zginął w Starobielsku, lubiłem też opowiadać dowcipy polityczne. Uważano, że nie mogę mieć zajęć ze studentami i chciano mnie przenieść do PAN-u. Na szczęście prof. Arkadiusz Piekara przeciwstawił się i zaproponował mi etat techniczny. Zgodziłem się na to, kiedy okazało się, że będę mógł zająć się tym, co mnie najbardziej interesuje. Wtedy to była radiestezja. Razem z prof. Szydłowskim zaczęliśmy jeździć na obozy ze studentami, na których prowadziliśmy nasze badania.
- To były obozy naukowe?
- Tak, ale proszę pamiętać, że czasy były specyficzne. Był taki jeden obóz, przed którym siedziałem przy telefonie "z duszą na ramieniu" i czekałem, co się jeszcze wydarzy. Najpierw dowiedziałem się, że nie możemy liczyć na obiady na miejscu. Potem, kiedy (w ramach oszczędności) zdecydowaliśmy się sami je gotować, nie mogliśmy wypożyczyć uniwersyteckich butli gazowych, bo studenci wyjechali z nimi na Węgry i je sprzedali. W szkole, w której mieszkaliśmy, była awaria sieci wodociągowej. Mieliśmy wodę o zapachu gnojówki, a nasi studenci zostali zmuszeni do kopania rowu pod nową rurę. Na tym obozie wsławił się obecny dziekan fizyki, podobno najzręczniej podrzucał placki ziemniaczane na patelni. Zresztą tych przygód było znacznie więcej. Bywało, że nasi studenci wynajmowali się w gospodarstwach przy żniwach i w ten sposób "załatwiali dla nas obiady". Gospodynie, jak widziały te wystające żebra, obdarowywały ich prowiantem.
- Czym Pan się teraz zajmuje?
- Skończyła mi się praca dla archeologów, tu pod ścianą, widzi Pani, stoją urządzenia. Tego wszystkiego dorabialiśmy się latami. Teraz siedzę przed komputerem i przegrywam pewne rzeczy z kaset na mp3. W sumie szkoda mi tych obozów, dla mnie to była forma wypoczynku na świeżym powietrzu.
Dziękuję za rozmowę
Źródło: Biuletyn Informacyjny "Pochodni" nr 21 (90), październik
Prezydium Zarządu Głównego podjęło uchwałę zmieniającą w 2014 regulamin konkursu "Człowiek Roku im. Włodzimierza Kopydłowskiego" na "Koło Roku 2014 im. Włodzimierza Kopydłowskiego".
Założeniem konkursu było uhonorowanie Koła PZN, które wykaże się efektywną i skuteczną pomocą dla:
* samotnej osoby niewidomej
* osoby niewidomej z dodatkowymi niepełnosprawnościami
* całkowicie niewidomej pary małżeńskiej
* całkowicie niewidomej pary małżeńskiej wychowującej dzieci.
Warunkiem było zorganizowanie przez Koło konkretnych i wymiernych działań znacząco zmieniających sytuację życiową. Chodziło o pomoc tym, którym jest najtrudniej. Oczekiwano działań stałych, a jednym z warunków było to, by pomoc ta była kontynuowana w trakcie trwania konkursu.
Z przykrością stwierdzamy, że na 349 kół zgłoszenia wpłynęły tylko z trzech.
Były to koło okręgu śląskiego w Tychach i dwa koła okręgu mazowieckiego, tj. koło w Siedlcach i koło Warszawa Zachodnia.
Dwa koła z okręgu mazowieckiego przedstawiły swoje działania na rzecz osoby całkowicie niewidomej, uwieńczone sukcesem w postaci poprawy jej warunków życia przy wydatnej pomocy terenowych władz państwowych.
Koło w Tychach opisało codzienną działalność na rzecz różnych grup niewidomych, dołączając listy członków, zadowolonych z różnych zajęć, wyjazdów, udziału w projektach.
Wymienionym trzem kołom należą się słowa uznania za działania oraz za zgłoszenie się do konkursu. Zdaniem kapituły wszystkie trzy koła zasłużyły na wyróżnienie w postaci dyplomu, który zostanie przygotowany i wręczony Zarządom Kół w najbliższym czasie. Nie wyróżniono nikogo statuetką i tytułem "Koło Roku 2014 im. Włodzimierza Kopydłowskiego".
***
Prosimy zwrócić uwagę, że na 349 kół, tylko trzy zgłosiły udział w konkursie, a więc mniej niż jeden procent. Prosimy zwrócić uwagę, że przedmiotem konkursu była pomoc członkom, którzy najbardziej potrzebują pomocy.
Czy w tej sytuacji można mówić, że PZN efektywnie pomaga całkowicie niewidomym i innym osobom, którym pomoc jest najbardziej potrzebna?
Czy można mówić, że PZN jest stowarzyszeniem niewidomych? Raczej jest stowarzyszeniem słabowidzących.
Czy można mówić, że całkowicie niewidomi, niewidomi ze złożoną niepełnosprawnością, niewidomi rodzice wychowujący dzieci itd. mogą liczyć na pomoc PZN-u?
Czy twierdzenie, że całkowicie niewidomi są marginalizowani we własnym związku jest bezpodstawne?
Prosimy o zastanowienie się nad tymi problemami. A może Państwo zadadzą więcej podobnych pytań władzom PZN-u?
(przypis redakcji "WiM")
Warszawa, dn.19.11.2014r.
Redaktor Naczelny
Miesięcznika "Wiedza i Myśl"
p. Pan Stanisław Kotowski
W związku z zamieszczeniem w listopadowej "WiM" nr 11 (71) 2014r., pozycja 5.2. listu Zarządu Koła PZN Warszawa Śródmieście do członków, Prezes Zarządu OMaz., Dyrektor OMaz. PZN oraz Przewodniczący i V-przewodniczący Komisji Rewizyjnej Okręgu oświadczają, co następuje:
Wymieniony na wstępie "list do członków" stanowi stek kłamstw i pomówień, co do których zamierzamy się tu odnieść, a mianowicie:
* Podana na wstępie "listu " rzekoma kampania oszczerstw i pomówień nie zawiera konkretów, wymaga zatem doprecyzowania. Postaramy się wyjaśnić, skąd wzięła się i na czym "ta kampania" polegała.
Otóż ZK Śródmieście, a ściślej Prezes Zarządu J.W. Figiel pieniędzmi zebranymi ze składek członkowskich dysponował w sposób sprzeczny z przepisami, z dyscypliną finansową, a zwłaszcza z odnośną Uchwałą ZO Maz.
Nie odprowadzał gotówki na konto bankowe Okręgu (Koło nie posiada konta), mimo że nie ma sejfu do jej przechowywania, nie prowadzi raportów kasowych. Zapytany przez Prezes ZG PZN, gdzie zatem przechowuje pieniądze, odpowiedział "w bezpiecznym miejscu". Samowola p.W. Figla ujawniła się, zwłaszcza w rozrzutnej, nieodpowiedzialnej gospodarce pieniędzmi związkowymi. Oto dn. 05.10.2013r. ZK zorganizował w prywatnej restauracji bankiet z okazji tzw. "Białej Laski", zamawiając posiłki dla 120 osób za kwotę 4800,00 PLN. W ciągu 7 dni po zakończeniu tej imprezy Zarząd zobowiązany był rozliczyć się, a zwłaszcza przekazać do Biura Okręgu listę obecności, podpisaną przez członków, uczestniczących w tej imprezie. Pan Figiel nie dostarczył tej listy, zignorował również kilkakrotne ponaglenia wystosowane przez Dyrektor Okręgu. W tej sytuacji Komisja Rewizyjna Okręgu - po uprzednim, lecz bezskutecznym wezwaniu Komisji Rewizyjnej Koła Warszawa Śródmieście - postanowiła sama dokonać kontroli Zarządu Koła. Powiadomiony wcześniej o terminie kontroli prezes W. Figiel, w dniu planowanego jej rozpoczęcia, tj.dn.07.01.2014r. - zamknął biuro na klucz, a zobowiązaną do pełnienia dyżuru w tym dniu p.J. Kwiatowską, wysłał na "urlop na żądanie". Wezwany przez Dyrektor ZG PZN do wytłumaczenia się z tej samowoli, w czasie spotkania mediacyjnego w dn.09.01.2014r. p.W. Figiel nie miał nic do powiedzenia, a członek ZK, jego syn Piotr oświadczył, że: "Takim jak oni, to my nie damy dokumentów". Na tymże spotkaniu, pragnącej zabrać głos Przewodniczącej KRO p. P. Figiel i jego kolega G. Siekierzyński uniemożliwili wypowiedź, waląc pięściami w stół, a ten ostatni gromko oświadczył: "Ilekroć Pani zechce mówić, tylekroć ja to uniemożliwię. Daję na to słowo honoru".
Prawo Komisji Rewizyjnej Okręgu do kontroli zarządów kół określa par. 44 pkt.1 Statutu PZN, a nie p. Figiel!
Dla pełności obrazu oświadczamy, że zespół wyznaczony do w/w kontroli, to osoby o nieskazitelnej przeszłości: inż., były Prezes ZO oraz prawnik, emerytowany długoletni inspektor kontroli państwowej NIK, a także przedstawicielka ZG PZN, kier. Centrum Komunikacji.
* Rzeczywistym powodem odmowy dostarczenia w/w listy obecności uczestników bankietu, było sfałszowanie znacznej części podpisów na niej złożonych. Ponieważ około 50 osób wpisanych na tę listę nie uczestniczyło w bankiecie, ZK sam "wypełnił" brakujące podpisy, w związku z czym nie chciał ujawnić fałszerstwa. Uczciwym rozwiązaniem byłoby dokonanie zapłaty restauratorce nie 4800.00 PLN, jak to uczyniono jeszcze na 7 dni przed imprezą, lecz o 2000.00 PLN mniej (50x40). Ponadto Zarząd nie potrafił wyjaśnić, jakim sposobem wyselekcjonował te 70 czy 120 osób, skoro Koło liczyło 331 członków. Zarząd nie dysponował szczegółowymi danymi dot. np.: stopnia dysfunkcji narządu ruchu. Stwierdziliśmy, że w ewidencji członków Koła figurowały osoby nieżyjące od kilku - kilkunastu lat! Świadczy to o tym, jakie było zainteresowanie Zarządu sytuacją niewidomych.
Brak troski, brak jakichkolwiek działań ZK w kierunku ułatwienia życia członkom PZN, a nawet działania na ich szkodę (np. spowodowanie unieważnienia legitymacji PZN w komunikacji publicznej) - było przyczyną masowej rezygnacji z członkostwa. W I półroczu br. do sekretariatu Biura Okręgu Zarząd tego Koła złożył wykaz 163 członków, którzy odmówili dalszego płacenia składek, a tym samym zrezygnowali z członkostwa.
Do dziś ZK nie rozliczył się z Okręgiem ze składek za 2013r.
Trzeba również odnieść się do użytego w "liście" pojęcia "miażdżąca przewaga" w wyborach dn.25.05.br., jaką uzyskał i chwalił się p. W. Figiel.
Otóż we wspomnianych wyborach uczestniczyło ok. 30 osób, podczas gdy Koło liczyło 331. A zatem ta "miażdżąca przewaga" odnosi się do najwyżej 10 proc. członków!
Mija się z prawdą również zarzut, jakoby Prezes ZO kłamał twierdząc, że nie jest stroną w sprawie przeciwko Zarządowi Koła. Wystarczy spojrzeć, kto podpisał tekst doniesienia do Prokuratury, a podpisali go Przewodniczący i V-Przewodniczący KRO.
Zamieszczona pod listem informacja p. Przewodniczącego W. Figla o umorzeniu sprawy przez Sąd Koleżeński wymaga również sprostowania, gdyż wniosek KRO o wykluczenie z PZN W. i P. Figlów Sąd oddalił (a nie umorzył), ze względu na uchybienia formalne.
Poprzestajemy na tym, chociaż faktów łamania przez w/w Statutu PZN oraz powszechnie obowiązujących norm współżycia społecznego jest znacznie więcej.
Z poważaniem
Andrzej Mazur - Prezes Okręgu Mazowieckiego PZN
Dorota Data-Pawlak - Dyrektor (Sekretarz) - Okręgu Mazowieckiego PZN
Ewa Kotowska - Przewodnicząca Okręgowej Komisji Rewizyjnej
Bogusław Podogrodzki - Zastępca Przewodniczącej Okręgowej Komisji Rewizyjnej
Prosimy o publikację niniejszego tekstu na takich samych warunkach, jak "list" Zarządu Koła Warszawa Śródmieście.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Dawno już zwątpiłam w skuteczność pisania. Obserwowałam niewidomych w różnych okresach i w różnych sytuacjach. Wiem więc, że podobnie jak inni ludzie, jeżeli już coś wiedzą, to wiedzą i nic innego wiedzieć nie chcą. Ale władze PZN-u zaczęły organizować narady i poszukiwać możliwości lepszego działania na rzecz niewidomych. Postanowiłam więc dorzucić swój grosik do sumy realnych i nierealnych wniosków, jakie zostaną wypracowane w wyniku tych dyskusji.
Myślę, że nie da się wypracować nowych, lepszych form działalności. Nic nie pomogą deliberacje nad poszczególnymi zapisami statutowymi, nad zadaniami kół, okręgów i całości Związku. To wszystko na nic, bo wszystko sprowadza się do pieniędzy, a raczej do ich braku.
System dofinansowywania zadań, uznaniowość przyznawania tychże dofinansowań oraz całkowita nieprzewidywalność - czy, kiedy, na co i w jakiej wysokości zostanie przyznane dofinansowanie wyklucza niemal całkowicie możliwości sensownej działalności. Specjaliści, zamiast pomagać niewidomym, muszą myśleć, jak zdobyć pieniądze na tę pomoc.
Myślę więc, że jedynym wyjściem jest podjęcie zdecydowanej walki o zmianę tego karykaturalnego systemu. Na niektóre działania rehabilitacyjne, np. na rehabilitację nowo ociemniałych, na prasę środowiskową, na wybrane asortymenty sprzętu rehabilitacyjnego należy zapewnić środki finansowe, chociażby w minimalnej, ale stałej wysokości. Pieniądze te powinny być dostępne przez cały rok, a nie tylko w drugiej jego połowie.
Nie ma przy tym znaczenia, czy pomoc rehabilitacyjną świadczyć będą służby rządowe, samorządowe czy organizacje pozarządowe.
Zmiana systemu jednak wymaga zdecydowanych działań, Pisma i prośby nic tu nie pomogą. Konieczne są protesty oraz demonstracje. I to kupą mości panowie! Kupą, to znaczy wiele organizacji pozarządowych działających na rzecz osób niepełnosprawnych oraz wielu, bardzo wielu osób niepełnosprawnych. Bez tego nic się zrobić nie da. A już na pewno pisanie pism niczego nie zmieni. Ale czy na to odważą się władze PZN-u?
Z całą mocą podkreślam, że nie chodzi mi o "więcej pieniędzy". Niech ich będzie tyle, ile może być, ale od pierwszego stycznia i w latach następnych zawsze od początku roku.
Szkoda słów, czasu i pieniędzy na narady, bo i tak nic z nich dobrego wyniknąć nie może.
Pewnie nadmiernie uprościłam sprawę, ale uważam, że jedną z głównych przyczyn kiepskiej działalności PZN jest właśnie system dofinansowywania, zamiast finansowania i to stałego, przewidywalnego, ciągłego najważniejszych zadań rehabilitacyjnych. Wiem o innych problemach, o czynniku ludzkim, o wypaczeniach itp., ale gdyby nawet ich nie było, bez pieniędzy wiele zrobić się nie da.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Zwalczanie wykluczenia stało się modne. Jak 80-latek nie umie grać na komputerze albo nie ma w mieszkaniu kina domowego, to znaczy, że jest wykluczony ze społeczeństwa informacyjnego. I ostatnio wygląda mi jakoś tak, że jeżeli niewidomy czy inny niepełnosprawny nie śpiewa i nie gra publicznie na jakimś instrumencie, choćby byle jak, to jest wykluczony z kultury i trzeba go wkluczyć. Są nawet na to pieniądze, kto potrafi, to je pozyskuje i robi w celu wkluczenia jakąś imprezę. Pomyślałem sobie zatem: a co to ja gorszy? No i zdecydowałem się napisać o wykluczeniu z godności, tym bardziej że nie jest wcale takie pewne, czy coś takiego jak godność ma jeszcze to samo znaczenie, co od wieków miało i czy w ogóle istnieje.
Niedawno jedna z bliskich mi osób, pracująca od dłuższego czasu w Norwegii powiedziała, że gdyby nie była zmuszona do tego wyjazdu z Polski, to nie rozumiałaby do dziś, co to znaczy godnie zarabiać i godnie żyć jako pielęgniarka. A mnie się wtedy przypomniało, jak na plenum Zarządu Okręgu PZN ówczesny prezes Zarządu Głównego tejże organizacji wyjaśniał, że chodzenie po prośbie za pieniędzmi dla Związku, to nie jest żadne żebractwo, lecz funtraising. Niewątpliwie Anglikowi znacznie trudniej wymówić "żebractwo" niż "funtraising", ale czy to nadaje temu określeniu jakieś szczególne znaczenie, nie jestem zbyt pewny. Jeżeli pracodawca domaga się od Państwa coraz większych dotacji za zatrudnienie osoby niepełnosprawnej, a w związku z tym, aby swoje żądania uzasadnić, usiłuje dowieść, że ja jako niewidomy jestem tylko w trzydziestu procentach wart, to czy on uprawia funtraising, usiłuje wyłudzić od Państwa pieniądze, obraża niepełnosprawnych i chce za to pieniądze, czy też jest dobrodziejem nadającym niepełnosprawnym pełną godność jako osoby ludzkiej? A jeżeli społeczny działacz pozyskuje u różnych handlowców i producentów przeterminowane ciastka i kawę, jeżeli potem z tych pozyskiwanych darów urządza imprezę "białej laski" czy "czarnego luda", to mamy do czynienia z wykwitem dobroci ludzkiej, czy też sprytu i już nawet nieukrywanego poniżania?
Kiedy prezesowałem Wrocławskiemu Stowarzyszeniu Przyjaciół Dzieci Niewidomych, w pewnym momencie trafił do nas list zawiadamiający, że poszukiwane są środki na operację dla jakiegoś ciężko chorego dziecka. Nie było to związane z dziećmi niewidomymi, ale ponieważ jeden z członków zarządu akurat wybierał się do tego miasta, podjął się wybadać dokładniej, o co chodzi. Po powrocie zrelacjonował sprawę tak: "powiedzieli mi, że nie wiadomo, czy ta operacja będzie, ale pieniądze chętnie tak w ogóle przyjmą". Potem przewodniczący komisji rewizyjnej tego stowarzyszenia sprzedał zarządowi akcje banku, spodziewając się, że ten bank upadnie.
Niedawno kraj obiegła wiadomość, że jakiś właściciel rzekomo otrutego psa przewodnika wystąpił do sądu, bo fundacja zbierająca pieniądze na wytresowanie nowego psa nie przekazała mu wszystkiego, co zebrała, a tylko tyle, ile było trzeba na daną akcję. Resztę zostawiła dla kogoś innego z taką samą potrzebą. No i słynna sprawa Śpiewaka, który prowadził fundację dla dzieci wymagających szczególnej troski i rozbijał się po knajpach w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. I pytanie, kto tu i z czego jest wykluczony?
Kiedyś zgłosił się do mnie klient, który zapytał, czy mogę mu zrobić tłumaczenie nieodpłatnie, bo on jest z Caritasu. Dokument do tłumaczenia wcale nie dotyczył jakiejś dobroczynności, były to zaświadczenia, które klient składał gdzieś, starając się o pracę. Odmówiłem, bo pamiętałem inne zdarzenie sprzed lat: otóż jedna z moich koleżanek robiła przez kilka miesięcy tłumaczenia dokumentów osobie, która występowała we Francji o zwiększenie renty. Koleżanka uważała, że kobieta jest w ciężkiej sytuacji, trzeba więc jej pomóc. Kiedy przyszła decyzja, okazało się, że ta kobieta, która do tej pory pobierała rentę w wysokości dwunastu tysięcy, teraz po tych staraniach dostawać ma czternaście i pół i była zdziwiona, że tym razem tłumaczka wzięła od niej honorarium. I dla przeciwwagi: miewam niekiedy starszych klientów, którzy występują o jakieś odszkodowania z tytułu pobytu na zesłaniu na Syberii. Czasem widać, że są to osoby autentycznie biedne, więc proponuję, że zrobię im to nieodpłatnie. Najczęściej osoby te jednak odmawiają przyjęcia jałmużny, wysupłują ze starej portmonetki jakieś miedziaki, a czasem po prostu dają banknot i nie chcą reszty. I takim to sposobem - jak sądzę - udało się zilustrować pokrótce różne aspekty godności, niegodziwości, funtraisingu i różnorakiego diablingu.
Co zatem narusza godność osób niepełnosprawnych, niezależnie od zawiłości i wzniosłości używanych przy tej okazji słów, haseł i oszukańczych frazesów?
1. Traktowanie niepełnosprawnych jako ludzi trzydziestoprocentowych, za których stuprocentowy biznesmen musi dostawać pieniądze, żeby był w stanie zaakceptować ich istnienie.
2. Przyjmowanie niepełnosprawnych do pracy za psie pieniądze.
3. Powierzanie niepełnosprawnym nikomu niepotrzebnej pracy w celu wyłudzenia dotacji z PFRONu.
4. Wykonywanie przez osobę niepełnosprawną za wikt i opierunek pracy za granicą, za którą osoby pełnosprawne biorą wynagrodzenie.
5. Organizowanie kkursów rzekomo przygotowujących do podjęcia zatrudnienia, z którego nic nie wynika, a za które organizator pobiera pieniądze.
6. Organizowanie imprez rzekomo przeciwdziałających wykluczeniu, a faktycznie stanowiących imprezy ograniczone wyłącznie do osób niepełnosprawnych i pogłębiających izolację społeczną - a wszystko to za społeczne pieniądze.
7. Niedopuszczanie niepełnosprawnych do współdecydowania o charakterze i metodach ich rehabilitacji, a powierzanie tego zadania organom zatrudniającym niekompetentne osoby.
8. Przypadkowe powierzanie zadań dotyczących szeroko pojętej rehabilitacji osób z niepełnosprawnością bez możliwości kontaktu zainteresowanych z decydentami przyznającymi dofinansowania i odwołania się do nich od krzywdzącej decyzji.
9. Pomieszanie takich pojęć, jak sprzęt rehabilitacyjny umożliwiający samodzielne życie i pracę, pomoc materialna osobom o niskich zarobkach, zapomoga, świadczenie kompensujące niepełnosprawność itp.
10. Przyjęcie zasady, że osobami niepełnosprawnymi może zajmować się każdy, niezależnie od swej wiedzy, wykształcenia i poziomu moralnego.
Jest jednak i druga strona medalu: otóż wydaje się, że przytłaczająca większość niewidomych wcale nie czuje, iż jest traktowana jako ludzie drugiej albo i piątej kategorii. Łatwo przyjęli zaraz po przełomie ów funtraising, hasło "nic o nas bez nas" zostało zastąpione zawołaniem "praca to nie wszystko", a ponadto zaczęli różni domorośli dobrodzieje i prorocy twierdzić, że teraz dopiero nastąpi raj, bo w socjalizmie to niewidomi tylko robili szczotki i wyplatali koszyki. I tak nawet sami niewidomi zaczęli w ten sposób poniżać i obrażać wielkie osiągnięcia takich ludzi, jak matematyk prof. Płonka, muzyk zdobywający na konkursach międzynarodowych nagrody - pianista Edwin Kowalik, liczna grupa niewidomych nauczycieli, dziennikarze, poeci i pisarze, pracownicy kultury, bibliotekarze, psychologowie, prawnicy (adwokaci, notariusze) itp. I co ciekawsze, osiągali to wszystko bez całej nadbudowy w postaci komputerów, pełnomocników, rzeczników, przedłużonej nauki, nauczania indywidualnego i innych ułatwień, które powodują, że studentów to może i więcej, ale mało słychać o ich osiągnięciach, za to wiele jest hałasu o krótszą pracę, dodatkowe urlopy itp.
Mógłbym jeszcze długo tak ponarzekać bez obawy, że ktoś ze mną zechce wdać się w polemikę, bo jest to ostatni numer "Wiedzy i Myśli". A było to jedyne w kraju czasopismo, w którym niewidomi mogli się wypowiadać zgodnie ze swymi przekonaniami, nie licząc się ani z koniecznością funtraisingu, ani innych zależności, od których może głowa rozboleć. "Reszta jest milczeniem".
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Pragnę serdecznie podziękować osobom, które wyraziły swój stosunek do "Wiedzy i Myśli", które pozytywnie oceniły moją pracę i zachęcały mnie do jej kontynuowania. Pięknie dziękuję.
Kilkadziesiąt osób dzwoniło do mnie po ukazaniu się informacji, że grudniowy numer "WiM" będzie ostatni. Jeszcze więcej skorzystało z poczty elektronicznej, żeby mi podziękować, wyrazić żal, że to już koniec i wyrazić swoją opinię. Często były to krótkie listy, ale niektóre zawierały sporo treści.
Wybrałem kilka z nich i zamieszczam je poniżej.
Żeby nie powodować zakłopotania, bo może ktoś nie chciałby ujawniać swojego nazwiska, a jednocześnie nie chciałby mi odmawiać, nie pytałem o zgodę. Listy podpisałem dwiema literami.
Wszystkim Państwu raz jeszcze dziękuję za życzliwe przyjmowanie mojej pracy redakcyjnej, wydawniczej i publicystysznej.
***
Nie napiszę nic wielkiego, bo brak czasu, ale dzięki za "WIM". Fajne czasopismo. Byłem z Panem chyba od początku.
Nie namawiam do jeszcze jednego roku, gdyż zdaję sobie sprawę, że i tak dużo Pan zrobił, i wiem, że wszystko kiedyś się kończy.
Jeżeli jeszcze nie za późno to mam taką sugestię, żeby zebrał Pan wszystkie tytuły tyfloczasopism i opisał po zdaniu, żeby ludzie wiedzieli na co mogą się przerzucić.
A tak swoją drogą to Pana było uniwersalne, bo podejmowało wszystkie środowiskowe tematy.
Pozdrawiam.
M.P.
***
Szanowny Panie Stanisławie
Wpierw bardzo serdecznie chciałam Panu podziękować za prowadzenie wspaniałego czasopisma, w którym poruszał Pan tematy osób niepełnosprawnych oraz publikował wywiady z ciekawymi ludźmi.
Jeszcze raz bardzo serdecznie Panu dziękuję za wieloletnie prowadzenie tego cudownego czasopisma.
Z poważaniem
J.K.
***
Pięknie dziękuję za publikowanie tych wszystkich tekstów, które podsyłałem. Pięknie dziękuję za przeprowadzenie ze mną rozmowy i jej opublikowanie. Pięknie dziękuję za te wszystkie numery "Wiedzy i Myśli", które mogłem przeczytać.
Decyzję Pańską o zaprzestaniu wydawania "Wiedzy i Myśli" szanuję i rozumiem, lecz przyjmuję z żalem i smutkiem. Jednym słowem jest jakoś tak jesiennie...
Pozdrawiam
H.L.
***
Szanowny Panie Stanisławie!
Jestem stałym czytelnikiem Pańskiego pisma, a nawet miałem okazję, i przyjemność, kilkakrotnie coś w nim napisać. Dlatego też z wielkim smutkiem przyjmuję informację, że ten numer "WiM" jest numerem przedostatnim. Uważam, że te sześć lat, to kawał dobrej roboty na rzecz środowiska osób niewidomych. Niektórzy będą pewnie podkreślać słabsze strony Pańskiej działalności. Myślę jednak, że to nie jest dzisiaj ważne. Naprawdę ważne są setki pomocnych niewidomym informacji oraz ciągłe wracanie do, jakże często zapominanego, dorobku i etosu PZN. Osobiście bardzo Panu za tę pracę dziękuję.
Z poważaniem
J.S.
***
Serdecznie Pana Redaktora witam
Bardzo, bardzo zasmuciła mnie ostatnia wiadomość, dlaczego teraz kiedy jest Pan nam tak bardzo potrzebny. Swoimi wiadomościami pomagał nam wszystkim zrozumieć i zaakceptować nasze inwalidztwo. Ułatwiał Pan nam pracę w Kołach, a teraz kto mi pomoże, kto podpowie, dla mnie wiadomość, że nie będzie już "WiM" jest nie do przyjęcia.
Serdecznie Panu dziękuję za to, co Pan dla mnie zrobił przysyłając mi czasopismo, "Wiedzę i Myśl", z której się tak dużo dowiedziałam i tak dużo mi pomogła.
Z wielkim żalem mówię do widzenia życząc Panu jak najwięcej zdrówka i samych słonecznych dni.
A czy w ogóle będzie wysyłane czasopismo do nas pod Pana nieobecność?
Z pozdrowieniami
K.B.
***
Szanowny Panie Stanisławie!
To kolejny już bardzo smutny numer "Wiedzy i Myśli". Pańskie pismo jest dla mnie nieocenionym źródłem wielu interesujących informacji. Podobnie, jak Szanowna Redakcja - nie z wszystkim się zgadzam, ale z każdym przeczytanym numerem utwierdzałem się w przekonaniu, że to pismo trzyma wysoki poziom. Publikowane przez Pana treści w dużej części mają charakter ponadczasowy, więc ściągnąłem sobie także numery archiwalne.
Informacja, jaką znalazłem w ostatnim numerze jest dla mnie takim szokiem, że jeszcze nie mogę się z nią oswoić. Nie znam innego pisma dla niewidomych, które byłoby choć w części tak dobre jak "Wiedza i Myśl".
Z wywiadu, jaki Pan opublikował oraz z faktu, iż przez 6 lat bezinteresownie prowadził Pan działalność wydawniczą, wiem, że daje ona Panu w pełni uzasadniony powód do satysfakcji. O wysiłku, jaki Pan wraz z Zespołem wkładaliście w powstawanie kolejnych numerów mogę mieć tylko bardzo mgliste wyobrażenie. Wiem, że dla Pana podjęcie tej decyzji nie było rzeczą łatwą, dlatego przyjmuję ją ze smutkiem, ale i zrozumieniem.
Chciałbym Panu bardzo serdecznie podziękować za te numery, które mogłem otrzymywać i za te, które mogłem pobrać z archiwum. Wierzę, że zdoła Pan znaleźć inną formę działania, która nie będzie dla Pana takim obciążeniem, a dla nas wszystkich będzie równie pożyteczna jak "Wiedza i Myśl".
Łączę wyrazy szacunku
Z.G.
***
Dziękuję bardzo za kolejny numer "WiM" i za wszystkie dotychczasowe. Decyzja o zakończeniu wydawania "WiM" jest dla mnie pewnym zaskoczeniem, ale przyjmuję ją ze zrozumieniem, jako twój rówieśnik. Zgaduję też, że nie udało się znaleźć kontynuatora tego trudnego i pracochłonnego, ale bardzo pożytecznego zadania. W organach prasowych PZN zmian nie widać, nawet w sprawie pełnoprawnego "naczelnego" w "Pochodni". Mam nadzieję, że Twój e-adres będzie nadal aktualny i dostępny dla mnie.
Pozdrawiam
J.K.
***
Drogi Panie Stanisławie!
Zmartwiłem się wiadomością, że Pan zaprzestaje wydawania "Wiedzy i Myśli", dopiero co odszedł nam wspaniały kolega Józek, nie zdążyłem jeszcze o nim napisać Psalmu pochwalnego, a już znowu Pan mnie zaskakuje i zmartwił. Czy w miejsce Pana podejmie ktoś coś podobnego, bo "Pochodnia", to już nie ta "Pochodnia" i nie ten PZN.
Pozdrawiam bardzo serdecznie.
S.M.
Żródło Publikacja własna „WiM”
Przed kilkoma tygodniami otrzymałem od Stanisława Kotowskiego informację wraz z przesyłką kolejnego miesięcznika „Wiedza i Myśl”, że w grudniu br. ukaże się ostatni jego numer. Odpisałem do Staszka (jesteśmy po bruderszafcie, od kilkunastu lat na TY): dlaczego kończysz ten niezwykle wartościowy, medialny przekaz informacji? Odpowiedział, jak to On, krótko i rzeczowo, to koniec pewnego etapu w jego działalności redakcyjno-publicystycznej. Przed nim kolejne wyzwanie. Życzę mu spełnienia planów wydawniczych, a przy okazji pozwalam sobie na „skrobnięcie” kilku słów o tym wspaniałym Człowieku.
Ktoś powie, kadzisz mu, czy jak? Pamiętam, jak jakiś czas temu po spotkaniu w Domu Literatury ze znakomitym pisarzem, Bogdanem Bartnikowskim, zabrałem się do napisania artykułu o jego twórczości do miesięcznika „Myśl Literacka”. Powiedział wówczas do mnie: tylko proszę Ciebie, bez kadzenia i wazeliny, dobrze? Pamiętam, jak buchnęliśmy śmiechem, a ja w końcu wydusiłem z siebie: fakty, mój drogi, fakty i nic poza tym.
Pisząc o Stanisławie Kotowskim wspomnę wydarzenia z naszej znajomości, współpracy, a także koleżeńskiej serdeczności, choć czasem lekko naznaczonej ostrym pazurem. Kot był w starożytnym Egipcie niezwykle cenionym zwierzęciem, Kot(owski) wśród moich znajomych, bardzo cennym osobnikiem (zapewniam – nie tylko dla mnie).
Po raz pierwszy spotkałem go bodajże w 2001 roku, kiedy był skarbnikiem Zarządu Głównego Polskiego Związku Niewidomych i redaktorem naczelnym Biuletynu Informacyjnego PZN. Zaproponował mi pisanie artykułów w dziale „Słabo widzącym radzimy”. Jako założyciel i redaktor prowadzący strony internetowej RETINA FORUM (www.retina-forum.pl), zajmujący się publicystyką, tłumaczeniami wiedzy naukowej z całego świata dot. genetyki, w tym chorób oczu, a sam też zmagający się z jedną z nich, przyjąłem jego propozycję. Zaprosił mnie też do kolegium redakcyjnego (praca społeczne), a też przy okazji poprosił o dokładną analizę materiału przygotowywanego do druku pod kątem redakcyjno-korektorskim. Kilka miesięcy później zacząłem pisać pod pseudonimem, Bartosz Bitowski, cykl artykułów „Komputerowe potyczki”, które po jakimś czasie przeszły do miesięcznika „Pochodnia”.
Od lat pracując w różnych redakcjach (w tym w podziemu w latach 80-tych ubiegłego wieku) miałem spore doświadczenie w relacjach z ludźmi z tej branży. Stanisław Kotowski był jednym z nich, i tu muszę szczerze wyznać – bez „kadzidła i wazeliny”, to redaktor z wysokiej półki. Zarówno fachowiec, jak i znakomity współpracownik i... ciepły człowiek. Pamiętam nasze kolegialne spotkania, na początku rzeczowe, konkretne, wypełnione czasem ostrą dyskusją, a z czasem przeradzające się niemal w rodzinną atmosferę. Końcowym efektem był bardzo cenny Biuletyn, który mimo skromnego tytułu i wyglądu, był kopalnią wiedzy, świetnych dyskusji i wymiany poglądów bez cienia cięć i cenzury. O to już Staszek dbał. Lubił szczerość i jasność słowa, dbając jednocześnie o jego kulturę.
Z moich publikacji wspomnę pewien trzyczęściowy artykuł pt. „W osiemdziesiąt kliknięć dookoła świata”. Zbliżał się okres wakacyjny i Stanisław Kotowski powiedział do mnie: Bartku Bitowski, czas na wypoczynek i podróż, zabierz na nią naszych czytelników. I tak też zrobiłem.
Wyruszając na tę trzymiesięczną wirtualną podróż dookoła świata, nie wiedziałem, że spowoduje tak ożywioną reakcję czytelników. Może wynika to z tęsknoty za dalekimi podróżami, przygodą, a może była to okazja do chwilowego oderwania się od naszych przyziemnych, codziennych problemów. Wzruszył mnie e-mail pani Małgorzaty z Turku, osoby słabowidzącej. Pisała go o trzeciej w nocy, po kolejnej porażce w Biurze Pracy, w kiepskim nastroju psychicznym. Powiedziała, że dziękuje za tę niezwykłą podróż, oderwanie od codziennych trosk i kłopotów.
W tym miesięczniku była ożywiona dyskusja z czytelnikami, a to świadczyło o jego wartości, przejrzystej dostępności wiedzy, problematyki, a czasem i humoru.
W grudniu 2004 roku miesięcznik BI PZN został nagle zlikwidowany przez nowo wybrane władze PZN, a redaktor naczelny wyproszony z tego budynku. Pamiętam nasze ostatnie spotkanie redakcyjne w jakimś zagraconym pomieszczeniu (pokój redakcyjny nawet nie poczekał na ostatnią sesję). Ściągałem zakurzone stołki i krzesła, na jednym z nich stała skromna taca z kanapkami, a na półce obok dobry koniak. Była przyjemna atmosfera, ale jednocześnie jakiś przejmujący smutek. Patrzyłem na Staszka, człowieka z wielkim sercem, i zadawałem sobie w duchu pytanie: siedzimy tu już kilka godzin, gdzie są przedstawiciele nowych władz? Dlaczego nikt tu nie zajrzał, nie podał ci ręki?
Po siódmej wieczorem podaliśmy sobie na zaśnieżonej ulicy Konwiktorskiej ręce; przez dłuższy czas patrzyłem jak odjeżdżał taksówką w stronę ulicy Sanguszki. Było mi go ogromnie żal, a też zniszczenia czegoś, co było tu bardzo cenne, dobrego, profesjonalnego słowa.
Kilka lat później, będąc publicystą w miesięczniku „Pochodnia”, tocząc dalej „Komputerowe potyczki”, pisząc felietony w cyklu „Patrząc z ukosa”, prowadząc poradnictwo jako, Jan Porada, byłem świadkiem podobnego zdarzenia, tym razem z jej red. naczelną, Grażyną Wojtkiewicz. Kilka godzin przy kawie i kieliszku wina i... pustka, milczenie władz wobec niezwykle zasłużonej redaktorki tego pisma, pracującej w nim od niemal czterdziestu lat! Mógłbym użyć w tym miejscu ostrego słowa, ale pozostawiam to już historii i Tobie, Czytelniku.
Po jakimś czasie Staszek odezwał się do mnie, ku mojemu miłemu zaskoczeniu, jako redaktor naczelny pisma Biuletyn Informacyjny Trakt, wydawanego przez Stowarzyszenie Osób Niewidomych pod tą samą nazwą (był tam też wiceprezesem). Poprosił o jakieś artykuły. Z radością mu je przekazałem i pogratulowałem, że dalej działa w strefie dobrego słowa.
A sześć lat temu wskoczył na moją skrzynkę e-mailową pierwszy numer miesięcznika „Wiedza i Myśl” (w skrócie WiM). Kiedy przejrzałem istne morze wiedzy w szerokim spektrum: społecznym, medycznym, doradczym, prawnym, a także ostry pazurek i pomruki Kota, byłem pod wrażeniem. Pismo było niezależne, w pełni posiadania przez Stanisława Kotowskiego, a więc nie groziło mu pożegnanie na zakurzonym stołku w jakimś składowisku, jak przed laty. To mnie bardzo ucieszyło. Oczywiście skontaktował się ze mną, przekazywałem mu materiały z mojej strony RETINA FORUM, ukazywały się także, ku mojemu zaskoczeniu, teksty literackie (jestem skromnym poetą, pisarzem od kilkudziesięciu lat, zainteresowanych zapraszam do mojego Saloniku Literackiego: www.piotrstanislawkrol.pl). Bardzo to doceniłem, tego redaktora z pazurem, że literackie słowo zaprosił do tak fachowego, profesjonalnego wydawnictwa, gdzie paragrafy, nauki ścisłe, porady fachowców itp. To świadczy o jego szerokim horyzoncie intelektualnym. Dlaczego taki jest Kot? Za Sokratesem żartobliwie powiem: wim, że nic nie wim...
A propos humoru, Staszek jest nim przepełniony. Wielokrotnie wzbudzał we mnie śmiech i dobry nastrój. Pamiętam jedną z naszych dyskusji w redakcji Biuletynu Informacyjnego PZN (jaka szkoda, że to zostało zniszczone...), kiedy to zastanawialiśmy się nad przejrzystością i zrozumieniem jakiegoś tekstu. Opowiedział, jak to za młodu, będą w jakieś kawiarence, dyskutował w gronie znajomych o pewnym wierszu. O co tu właściwie chodzi? – dyskutowali, spierali się, a nawet wręcz kłócili. Do lokalu nagle wkracza... autor tegoż utworu. Zrywają się z miejsca i krzyczą, co w tym wierszu chciał pan przekazać? Ten spojrzał na utwór i po krótkim zastanowieniu odpowiedział: cholera wie... napisałem go nad ranem po jakiejś mocno zalewanej imprezie, hm, nie wiem o co tu chodzi... Interpretujcie sobie, jak chcecie! I udał się do barku, aby nawilżyć wysuszone gardło poety.
Jako doświadczony już publicysta, redaktor wielu pism, przypominam sobie pewną wypowiedź podczas szkolenia w podziemnej szkole życia w stanie wojennym. Pewien autorytet w tej dziedzinie powiedział tak: pamiętajcie, w czterech ścianach waszej redakcji możecie obrzucać się błotem, a najlepiej nawozem, ale efektem końcowym mają być z tego dobre owoce, dobre, niezależne i prawdziwe słowa w waszych pismach.
Stanisław Kotowski jest także dla mnie autorytetem w tej branży. Dlaczego? Bo zawsze dbał o wysoką jakość wydawniczą, a jednocześnie był i jest człowiekiem otwartym, serdecznym, pełnym humoru, choć czasem z ostrym pazurem. A „nawóz” w czterech ścianach redakcji? Merytoryczna dyskusja, czasem i spory, ale zasadne, dążenie do consensusu. to jego styl pracy i działalności. Będąc założycielem w kwietniu 2010 roku i redaktorem naczelnym niezależnego kwartalnika społeczno-kulturalnego „InterMOSTY” spotykałem się z bardzo ostrymi dyskusjami w czterech ścianach redakcji, ale moje doświadczenie, m.in. współpracy ze Staszkiem, pozwalało mi umiejętnie, asertywnie je wyciszać, co dawało w końcu dobre efekty, dobre owoce. Warto takich ludzi na drodze życia spotykać. Naprawdę warto.
Co do przeszłości, gdybym był we władzach PZN-u (nigdy do tego nie dążyłem) stworzyłbym Społeczną Radę Wiedzy i Myśli, ludzi takich jak Stanisław Kotowski i jemu podobnych. Doświadczenie, wiedza, profesjonalizm, inteligencja byłyby czymś, co być może uchroniłoby ten Związek od błędów, a często i poważnych szkód. To tylko taka moja refleksja, która pewnie będzie w zakurzonym składowisku, jak my ze Staszkiem i kolegami oraz koleżankami wywaleni na bruk.
Ostatni numer miesięcznika „Wiedza i Myśl” w grudniu 2014 roku, to nie koniec działalności jej założyciela i redaktora naczelnego. Ma w planie pisanie fachowych książek, zebrania w nich swojego wieloletniego doświadczenia. Będą to z pewnością kolejne jego dobre owoce słowa. To jest jego osobista decyzja, trzeba ją zrozumieć i uszanować.
Drogi Stanisławie, Kocie z ostrym pazurem, życzę udanej pracy i zadowolenia z jej efektów. Wręczam Ci wirtualny medal zasłużonego Mistrza Słowa.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
"Aniołowie nie muszą być uskrzydlonymi istotami.
Często przychodzą cicho, bez rozgłosu,
nie machając szumnie skrzydłami.
Aniołowie bywają starzy, brzydcy i mali…
Jak bardzo zmieniłby się otaczający świat,
gdybyśmy w innych zaczęli dostrzegać aniołów?" B. Jakob
Drogi Stanisławie,
Jest mi smutno, że kończysz działalność wydawniczą. Musiałeś mieć ważne powody, aby taką decyzję podjąć. Przyjmuję to do wiadomości. Wydając "WiM" zrobiłeś kawał pięknej roboty dla całego środowiska osób niewidomych i słabowidzących.
Szeroki wachlarz poruszanych problemów zasługuje na uznanie i podziękowanie. Byłeś wspaniałym wydawcom "WiM"u oraz redaktorem naczelnym.
Wydając i redagując "WiM", robiłeś coś pięknego, coś, czego nie da się przecenić. Całe środowisko ludzi niewidomych i słabowidzących oraz osób z nimi związanych z niecierpliwością oczekiwało kolejnych numerów Twego pisma. Przez lata stanowiło dla osób niewidomych nader istotny łącznik ze światem widzących. Przywykliśmy do niego, do tego otwartego na innych okna. Szeroki wachlarz poruszanych problemów zasługuje na szczególne uznanie i podziękowania.
Pustka spowodowana Twoją decyzją pozostanie dotkliwa. Ja jednak, a pewnie i wielu innych, pocieszam się, że choć przestajesz być wydawcą, to pozostajesz wspaniałym człowiekiem i serdecznym przyjacielem.
Z wyrazami szacunku
Zenon Imbierowski
były Dyrektor
SOSW im. L.Braille'a
w Bydgoszczy
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Po przeczytaniu pierwszych numerów "Wiedzy i Myśli", niezależnej, bo całkowicie społecznej inicjatywy tylko jednego człowieka - redaktora, wydawcy i dystrybutora, pomyślałam, że niewidomi otrzymują całkiem skuteczny oręż i zarazem trybunę do wymiany opinii, co jest nie tak, co mnie boli, i co zrobić, aby sytuację poprawić. Ucieszyłam się mając nadzieję na ciekawe propozycje i poglądy, i przeliczyłam się...
Bo też niewielu chętnych podjęło wezwanie i współpracę - niezawodny red. J. Szczurek, J. Ogonowski, kilka osób opowiedziało o swoich osiągnięciach, porażkach i pasjach. Trochę porad praktycznych, nieco kulinariów i tekstów z przymrużeniem oka.
Czyżby społecznikostwo zanikło wśród marazmu i narzekań, a przecież spraw do załatwienia jest bezlik i to spraw od dawna domagających się mniej lub bardziej radykalnych rozwiązań - choćby sprawa zatrudnienia nie tylko w ZPCh. Na ten temat z uporem i troską pisał red. Ogonowski i stawiam dolara przeciw orzechom, że miał absolutną rację.
W sytuacji biernej obojętności, ponieważ czytelników było sporo, ale biernie odbierających treści WiM, pismo z konieczności ratowało się przedrukami, szczególnie z Gazety Prawnej zamieszczającej ważne dla środowiska informacje prawne. W tym stanie rzeczy nawet takiemu zapaleńcowi - jak red. S. Kotowski musiały skrzydełka opaść. Bo po co, w imię czego i komu?
I tak mamy podzwonne wartościowej inicjatywy. Czy ktoś ją podejmie samozwańczo i bez dofinansowania?
Dziękuję Panie Redaktorze!
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Kiedy w styczniu 2009 r. ukazał się pierwszy numer "Wiedzy i Myśli" kilka osób wyraziło opinię. Były to wypowiedzi osób życzliwych, ale raczej wątpiących w powodzenie mojego zamysłu.
Osoba pierwsza - Po co dodatkowe czasopismo? Kto je będzie czytał?
Osoba druga - Chyba Pan sam będzie wszystko pisał, bo kto zechce się narażać i to za darmo?
Osoba trzecia - Niezależny miesięcznik jest bardzo potrzebny, ale czy dasz radę?
Dałem ogłoszenie na listę dyskusyjną, nie pamiętam czy była to Typhlos, czy ta PZN-u, której już nie ma, o rozpoczęciu wydawania "WiM", wtedy jeden z uczestników napisał, że powinienem poinformować szerzej o tym czasopiśmie, a nie tylko, że powstało i jak je zaprenumerować. Inny uczestnik listy odpisał mu, że skoro ja jestem redaktorem "WiM" na pewno warto ją czytać. Sprawił mi tym wielką przyjemność.
Takie były początki.
A teraz trochę liczb
W momencie rozpoczęcia wydawania mojego miesięcznika miałem około 50 adresów poczty elektronicznej czytelników "Biuletynu Informacyjnego Trakt". Teraz, kiedy kończę tę działalność "WiM" rozsyłam do 915 prenumeratorów, do około 50 bibliotek, które prowadzą działy dla niewidomych i słabowidzących oraz przesyłam do około 50 odbiorców za pośrednictwem listy dyskusyjnej Biblioteki Centralnej dla Niewidomych. Mój miesięcznik w wersji dźwiękowej oraz w formacie RTF zamieszczany jest na stronach internetowych BC i KLUCZa. Szacuję, że łącznie dociera do co najmniej 1200 odbiorców. Myślę, że jest to całkiem sporo, jeżeli się uwzględni, że czytelnikami są osoby niewidome i słabowidzące i to tylko te, które posługują się komputerami i korzystają z internetu.
Łącznie ukazały się 72 numery czasopisma. Prenumeratorzy otrzymywali je bardzo regularnie. Przez całe sześć lat nie było żadnych opóźnień.
Dodam tylko jeszcze, że było to największe czasopismo środowiskowe. Oczywiście, znaczną część stanowiły przedruki z innych czasopism, ale tekstów własnych, tj. pisanych specjalnie dla "WiM" było całkiem sporo. Każdy może to sprawdzić, bo zawsze podawałem źródło, z którego pochodzi publikacja.
Tak wyglądała "Wiedza i Myśl" pod względem formalnym.
Ocena merytoryczna nie należy do mnie, lecz do czytelników.
W odrębnej publikacji znajdą Państwo kilka wypowiedzi czytelników na ten temat.
Podziękowanie
Na podkreślenie zasługuje fakt, że nie tylko ja i moja żona, ale również autorzy tekstów, nie otrzymywali wynagrodzenia. Mimo to były osoby, które chciały współpracować z moim miesięcznikiem. Niektórzy autorzy jednak chcieli czynić to jawnie. Dlatego nie wszystkim mogę podziękować wymieniając ich imiona i nazwiska.
Do stałych współpracowników należeli:
Maria Marchwicka, Zbigniew Niesiołowski, Jerzy Ogonowski i Józef Szczurek. Do 2012 r. współpracowała z "WiM" Alicja Nyziak, która napisała 30 artykułów. Sporo osób pisało też pod różnymi pseudonimami. Z oczywistych względów ich nazwisk ujawnić nie mogę.
Wszystkim osobom wymienionym i niewymienionym serdecznie dziękuję za współpracę, za interesujące publikacje, za zaangażowanie w sprawy środowiska niewidomych i słabowidzących oraz za ich chęć dzielenia się własnymi przemyśleniami.
Z 26 osobami zostały przeprowadzone i opublikowane rozmowy, niektóre rozmowy były bardzo długie aż w pięciu odcinkach, a średnio jedna rozmowa publikowana była w trzech odcinkach. Ponadto kilka rozmów z osobami niewidomymi i słabowidzącymi zostało przedrukowane z innych czasopism, głównie ogólnodostępnych. Naszym rozmówcom i osobom prowadzącym rozmowy również serdecznie dziękuję. Ich doświadczenia i przemyślenia stanowią poważny dorobek nie tylko "Wiedzy i Myśli", ale również całego naszego środowiska.
Dziękuję też osobom, które pomagały mi w inny sposób niż pisanie i adiustowanie tekstów.
Pan Cyprian Bolda wyszukiwał dla mnie w internecie teksty, o których się dowiadywałem, a których sam znaleźć nie umiałem. Pomoc ta była potrzebna mi szczególnie w pierwszych latach wydawania "WiM". Później coraz łatwiej sobie sam radziłem.
Drugą osobą był pan Gustaw Żbikowski, który dbał o moje narzędzie pracy, czyli o komputer. Rozwiązywał większość moich technicznych problemów. Tylko w poważniejszych sprawach musiałem korzystać z pomocy informatyków.
Dziękuję Wam Panowie.
Fundacja "Klucz" w osobie pana Mariusza Maciejewskiego przetwarzała "WiM" nieodpłatnie do standardu DAISY, a IVO Software Sp. z o.o. udostępniała bezpłatnie niezbędne do tego oprogramowanie.
Centralna Biblioteka PZN, a następnie Główna Biblioteka Pracy i Zabezpieczenia Społecznego oraz Fundacja KLUCZ na swoich stronach zamieszczały "Wiedzę i Myśl" w wersji dźwiękowej w systemie DAISY oraz w wersji tekstowej.
Za pośrednictwem listy dyskusyjnej Biblioteki przesyłałem "WiM" do około 50 bibliotek, które prowadzą działy zbiorów dla niewidomych.
Dziękuję osobom i instytucjom, dzięki pomocy których, "WiM" docierała do wielu czytelników.
Na szczególne podziękowanie zasługuje moja żona Barbara, która zajmowała się adiustacją tekstów i udzielała mi rad w ważniejszych sprawach dotyczących publikacji zamieszczanych w miesięczniku. Żona współpracowała ze mną przez całe sześć lat.
W okresie tym było jednak kilka miesięcy, w których żona ze względów rodzinnych nie mogła poświęcać tej pracy dostatecznie dużo czasu. W okresie tym adiustację przejęły panie Małgorzata Zygmont i Anna Chamarczuk. Za tę pomoc również serdecznie dziękuję.
Kilka uwag natury ogólnej
Każdy, kto redagował środowiskowe czasopismo wie, jak trudne to zadanie. Większość znanych mi czasopism wydawanych jest lub było przez PZN. Dlatego skupię się na problemach redakcji tych czasopism.
Podstawowy problem polega na tym, że władze PZN-u, odkąd pamiętam, stosują cenzurę. Cenzura ta była od zawsze, chociaż w niejednakowym natężeniu i w niejednakowej formie. Nie wszystkich zagadnień też dotyczyła. Nie wolno było tylko, w mniejszym lub większym zakresie, krytycznie pisać właśnie o władzach PZN-u oraz o członkach tych władz. Zagadnienia dotyczące, m.in.: rehabilitacji, kultury, sportu, turystyki nie podlegały i chyba nie podlegają PZN-owskiej cenrzurze.
Był okres, w którym przewodniczący ZG PZN kazał dostarczać sobie wszystkie problemowe artykuły. Redakcja "Pochodni" musiała to czynić, bo przecież kto płaci, ten wymaga. Artykuły dostarczone panu przewodniczącemu nie wracały do redakcji i nie mogły być publikowane.
Jak już pisałem, cenzura w PZN-ie istniała zawsze, chociaż były okresy, w których nie była zbyt sroga. Nigdy jednak nie było takiego reżimu, jak jest obecnie.
Odwołam się do informacji z głębokiej przeszłości. Józef Szczurek w "Zapiskach autobiograficznych" pisze:
"Od tego czasu myśl o dziennikarstwie często powracała i idąc na studia, cel ten miałem na widoku.
Już na początku pierwszego semestru, prezes zarządu Głównego Polskiego Związku Niewidomych - mjr Leon Wrzosek poprosił mnie do siebie i po krótkiej rozmowie oświadczył, że Związek czeka na mnie, gdyż potrzebni są wykształceni niewidomi na odpowiedzialnych stanowiskach. Abym mógł się do tych zadań przygotować jak najlepiej, od tego czasu zapraszano mnie na zebrania plenarne Zarządu Głównego i ważniejsze konferencje krajowe na prawach aktywnego uczestnika".
Warto wiedzieć, że były to lata pięćdziesiąte ubiegłego stulecia, a więc okres stalinizmu. A teraz - od czasu kiedy p. Anna Woźniak-Szymańska została przewodniczącą ZG PZN, redaktorzy "Pochodni" nie są zapraszani na posiedzenia Prezydium ZG PZN, ani na plenarne posiedzenia Zarządu Głównego. Jeżeli redaktor czasopisma nie ma możliwości bezpośredniego obserwowania pracy organów związkowej władzy, jeżeli tylko zdawkowo dowiaduje się o omawianych problemach, jeżeli wszystko w PZN jest poufne, tajne i ściśle tajne, nie może redagować dobrego czasopisma. I nic tu nie pomogą narady, dyskusje, propozycje dotyczące poprawy jakości organu prasowego PZN.
W ostatnim okresie p. Anna Woźniak-Szymańska mianowała się członkiem kolegium redakcyjnego "Pochodni". W ten sposób będzie jej jeszcze łatwiej czuwać nad "prawidłową" linią tego czasopisma.
Oczywiście, cenzura nie dotyczyła "Wiedzy i Myśli". Władze Związku nie miały na nią najmniejszego wpływu. Nie znaczy to jednak, że nie wyrażały swojej negatywnej opinii. Opinie te jednak, najczęściej miały charakter nieoficjalny. Było to wyrażanie niezadowolenia w stosunku do osób, które przyznawały się do współpracy z moim miesięcznikiem, a przede wszystkim ignorowanie faktu jego istnienia. Oficjalnie, z tego co mi wiadomo, tylko raz dały wyraz swojego stosunku do "WiM" - odmówiły mi akredytacji na Krajowym Zjeździe Delegatów PZN.
Drażliwość działaczy i niektórych osób ze środowiska
Oprócz cenzury tej urzędowej, jest jeszcze olbrzymia presja wywierana na redakcje czasopism ze strony środowiskowych działaczy i nie tylko działaczy. O działaczach można pisać wyłącznie dobrze albo bardzo dobrze. Nie wolno krytycznie oceniać ich pracy, a nawet całkowitego braku aktywności. Jeżeli ktoś jest działaczem, jeżeli ma dostęp do "ucha" związkowych władców jest nietykalny. Redaktor Józef Szczurek narażony był wielokrotnie na pretensje, odgrażanie się, żądania sprostowań. Ja również, kiedy redagowałem "Biuletyn Informacyjny" spotykałem się z pretensjami działaczy i nie tylko.
Wrócę jednak do "WiM". Tu również spotykałem się z przewrażliwieniem niektórych osób. Przykre jest to, że osoby przewrażliwione nie podejmują dyskusji, nie uzasadniają swojego stanowiska, nie polemizują, nie walczą na argumenty, tylko się obrażają i pokątnie wyrażają swoją negatywną opinię. Nie chodzi mi o jakieś osobiste przykrości, które ich spotkały ze strony redakcji "WiM" czy autorów publikacji. To byłoby zrozumiałe. Sporo osób obraziło się za poglądy na różne sprawy dotyczące niewidomych i słabowidzących. Jeżeli np. ktoś uznał, że "ślepe krowy" są znakomitą formą popularyzacji naszej problematyki, a "WiM" opublikowała krytyczne stanowisko w tej sprawie, entuzjasta "ślepych krów" nie podejmował polemiki, chociaż miał taką możliwość, tylko się obrażał. Dodam, że chętnie zamieszczałem publikację, które prezentowały inne poglądy niż moje. Nawet zachęcałem do takich wypowiedzi. Zamiast podjąć temat, przytoczyć swoje argumenty, podważyć moje, wykazać błędne rozumowanie, następowała obraza i zerwanie prywatnych kontaktów, a "Wiedza i Myśl" zaczęła być oceniana jako szmatławiec, w którym nie ma ani wiedzy, ani myśli.
W redagowaniu "WiM" wielką przeszkodę stanowił strach różnych osób przed "gniewem" władz Związku. Bywało, że ktoś entuzjastycznie podejmował współpracę i jeszcze szybciej ją zrywał bez podawania jakichkolwiek powodów. Zdarzyło się nawet, że osoba, którą darzyłem wielką sympatią i starałem się jej pomóc, również bez jakichkolwiek wyjaśnień przestała ze mną rozmawiać. Być może została do tego skłoniona, ale może było inaczej.
Nie piszę tych słów dlatego, żeby się pożalić. "WiM" przestaje się ukazywać, ale nie z tego powodu. Lubię pracę redakcyjną, lubię wypowiadać się na tematy środowiskowe i wymieniać argumenty. "WiM" przestaję wydawać, ale przecież jakaś prasa środowiskowa będzie istniała. Redaktorzy tej prasy będą musieli liczyć się z niechęcią różnych środowiskowych władz do osób współpracujących z redagowanymi czasopismami, jeżeli będą one wykazywały chociażby minimalną niezależność od tych władz. Będą też musieli stawiać czoła nadwrażliwości niektórych czytelników, ich pretensjom, skargom, donsom. I trudno powiedzieć, co jest większym problemem - niechęć władz do przejawów samodzielnej myśli czy nadwrażliwość czytelników.
Piszę o tym, żeby redaktorzy środowiskowych czasopism wiedzieli, że nie tylko ich spotykają szykany, że nie tylko pod ich adresem zgłaszane są pretensje i nie tylko na nich obrażają się różne osoby. Jeżeli czasopismo jest coś warte, jeżeli podejmuje istotne problemy, zawsze spotykać się będzie z takimi reakcjami. Jeżeli natomiast będzie publikowało artykuły o niczym, o sprawach obojętnych albo ogólnych np. dotyczących władz państwowych, o podboju kosmosu, o uzależnieniach, będzie czasopismem mało wartościowym, nudnym i negatywnie ocenianym za bezideowość, za uciekanie od spraw ważnych dla niewidomych.
Myśli przewodnie mojej działalności
W środowisku niewidomych i słabowidzących, w spółdzielni niewidomych, w zakładzie rehabilitacji i w Polskim Związku Niewidomych, a także w Fundacji "Trakt" oraz w "Wiedzy i Myśli" przepracowałem etatowo i społecznie łącznie 57 lat. Nie zawsze miałem chociażby minimalny wpływ na bieg środowiskowych spraw. Były jednak długie okresy, w których mogłem na coś wpływać, albo tylko próbować wpływać. Tak było w Zakładzie Rehabilitacji I Szkolenia Inwalidów Wzroku w Chorzowie, w którym byłem psychologiem, potem zastępcą dyrektora ds. rehabilitacji i wreszcie dyrektorem, w chorzowskim Okręgu PZN, którego byłem kierownikiem, w biurze ZG PZN, w którym pełniłem różne funkcje kierownicze oraz w najwyższych władzach Okręgu Chorzowskiego i we władzach centralnych - w Prezydium Zarządu Głównego PZN.
Zawsze starałem się dbać o zaspokajanie potrzeb osób najbardziej potrzebujących - osób całkowicie niewidomych i niewidomych ze złożoną niepełnosprawnością. Zawsze starałem się odróżniać niewidomych od słabowidzących.
Jedną z moich czynności zawodowych w okresie zatrudnienia w biurze ZG PZN było opracowywanie regulaminów przyznawania różnych form pomocy. Związek wówczas przyznawał: zapomogi, dotacje na zakup sprzętu rehabilitacyjnego, stypendia lektorskie, lektoraty zawodowe i społeczne, skierowania sanatoryjne, prewentoryjne i wczasowe. Było więc co regulować. Starałem się różnicować tę pomoc m.in. ze względu na stopień utraty wzroku i towarzyszące niepełnosprawności. Muszę przyznać, że moje starania spotykały się niemal zawsze z oporami. Czasami udawało się coś przeforsować, a czasami nie. A bywało i tak, że coś się udało, a potem władze Związku wycofywały się z uchwalonych kontrowersyjnych rozwiązań, czyli różnicujących.
Teraz kończę redagowanie miesięcznika "Wiedza i Myśl". Wcześniej redagowałem "Biuletyn Informacyjny" i "Biuletyn Informacyjny Trakt". We wszystkich tych czasopismach starałem się wykazywać, że najwięcej pomocy potrzebują osoby najsłabsze, tj. całkowicie niewidome, osoby ze złożoną niepełnosprawnością, osoby samotne, niezaradne, biedne. Niemal zawsze spotykałem się ze sprzeciwem, z twierdzeniem, że jątrzę, napuszczam jednych na drugich, że tak nie można.
Drugim filarem mojej pracy redakcyjnej było propagowanie realizmu w rehabilitacji. Starałem się przeciwdziałać krańcowym postawom wobec rehabilitacji, niepełnosprawności i ludzi widzących. Starałem się wykazywać, że utrata wzroku nie jest największym nieszczęściem i nie oznacza końca świata. Z drugiej strony przeciwstawiałem się poglądom, że brak wzroku jest jedynie drobną niedogodnością, którą łatwo przezwyciężyć. Zwalczałem, jak mogłem, stereotypowe myślenie o niewidomych, mity na ich temat, błędne poglądy i opinie. Starałem się też zwalczać taryfę ulgową stosowaną wobec niewidomych w domu rodzinnym, w szkole, w pracy, w życiu społecznym. Państwo ocenią, czy tak należało postępować.
Myślę jednak, że coś z tych starań pozostanie w zbiorowej świadomości środowiska. Jeżeli się tak stanie, będę zadowolony, że moje wysiłki nie poszły na marne.
Refleksja dotycząca życia na emeryturze
PZN podziękował mi za pracę, kiedy miałem 67 lat, a więc tyle, ile wynosi obecnie podwyższony wiek emerytalny. Władze PZN-u uznały, że moja praca jest już zbędna, albo że będzie szkodliwa.
Niezależnie od motywacji za pracę mi podziękowano. Ja jednak czułem, że mogę robić jeszcze coś pożytecznego. Dodam, że robić a nie postulować, wnioskować, domagać się, żeby inni zrobili. Domagać się od innych wielu potrafi, ale osobiście coś robić... A to już nie.
Po przejściu na emeryturę jeszcze przez 4 miesiące redagowałem "Biuletyn Informacyjny" wydawany przez PZN do czasu jego zlikwidowania przez nowe władze. Następnie przez 44 miesiące, w tym przez 32 miesiące bez wynagrodzenia, redagowałem "Biuletyn Informacyjny Trakt" wydawany przez Fundację Trakt. Kolejnym czasopismem była "Wiedza i Myśl", którą redagowałem i wydawałem przez 72 miesiące. W sumie było to 120 miesięcy, czyli 10 lat. A więc ten "zabójczy" wiek emerytalny przekroczyłem o równe 10 lat.
Dodatkowo w tym okresie napisałem dwie książki - "Przewodnik po problematyce osób niewidomych i słabowidzących" wydany przez Fundację Trakt i "Cele rehabilitacji niewidomych i słabowidzących". Ta ostatnia książka nie została jeszcze wydana.
Oczywiście, zajmowałem się też innymi sprawami, o których nie będę pisał. Chciałem tylko zwrócić Państwa uwagę, że na emeryturze można zajmować się również pożyteczną pracą.
I co dalej?
Pisałem o swojej pracy, o realizowanych celach. Teraz chcę dodać, że nie zamierzam spocząć na laurach, bo i tych laurów nie mam. Chcę tylko już mniej intensywnie pracować, nie tak terminowo i bardziej spokojnie. Chcę też odciążyć żonę. Uważam, że i bez systematycznego zajmowania się adiustacją "Wiedzy i Myśli" ma ona co robić, a młodziutka już nie jest.
Napisałem, że chcę pracować spokojnie, miniej intensywnie i bez dotrzymywania terminów.
Ludzie mówią, że jeżeli ktoś chce rozśmieszyć Pana Boga, niech mu powie o swoich planach. Nie chcę rozśmieszać Pana Boga, ale nie mam nic przeciwko temu, żeby Państwo pośmiali się ze mnie. Sam śmieję się z siebie, a żona mówi, że nie będę miał kiedy umrzeć. Myślę jednak, że tak źle nie będzie i na to znajdę czas. Zanim jednak to nastąpi, poinformuję Państwo o swoich planach.
Otóż zamierzam napisać Encyklopedię Tyflologiczną. Będzie to duża praca - 300 do 400 haseł. Nie mamy takiej publikacji, a uważam, że jest ona potrzebna. Prawdę mówiąc zacząłem już ją pisać.
Napisanie encyklopedii, nawet tak specjalistycznej i stosunkowo niewielkiej, wymagałoby współpracy wielu osób. Ja mam zamiar zrobić to sam.
Zamierzam w mojej encyklopedii zamieścić krótkie definicje niektórych haseł, np. dotyczących budowy oka, drogi wzrokowej, wzrokowych pól mózgowych, chorób i wad wzroku. Natomiast hasła dotyczące rehabilitacji, integracji, dyskryminacji, sprzętu rehabilitacyjnego itp. chcę opracować szczegółowo, z wyrażaniem własnej opinii na różne tematy. Myślę, że praca ta wypełni mi czas przynajmniej przez dwa lata.
Muszę też przygotować do wydania "Cele rehabilitacji niewidomych i słabowidzących", tj. wszystko jeszcze raz uważnie przeczytać, nanieść niezbędne poprawki i sprawdzić informacje dotyczące różnych instytucji dla niewidomych i słabowidzących. Będzie to wymagało uzgodnienia tekstów z zainteresowanymi instytucjami i wprowadzenia niezbędnych poprawek.
Mam też inne plany, może mniej sprecyzowane, ale również czasochłonne, jeżeli uda się je wprowadzić w życie. Nie będę o nich pisał, dopóki nie zostaną sprecyzowane.
Jak Państwo widzą, nie będę się nudził, a plany, jak na osobę w moim wieku, do skromnych nie należą.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-11-07
Pracodawca otrzyma zwrot kosztów dostosowania miejsca pracy do potrzeb każdego pracownika z uszczerbkiem na zdrowiu, a nie tylko takiego, którego dysfunkcja powstała w trakcie zatrudnienia. Taką zmianę przewiduje rządowa nowelizacja ustawy z 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (t.j. Dz.U. z 2011 r. nr 127, poz. 721 ze zm.). Jej pierwsze czytanie odbyło się 7 listopada br. na komisji polityki społecznej i rodziny - donosi Dziennik Gazeta Prawna.
Projekt wprowadza ułatwienia dla firm. W przypadku przyjęcia do pracy nowej osoby z uszczerbkiem na zdrowiu otrzymanie wsparcia będzie możliwe, o ile spowoduje to wzrost zatrudnienia ogółem. Obecnie trzeba też dodatkowo wykazać wzrost zatrudnienia niepełnosprawnych pracowników.
Zmienione zostaną też przepisy dotyczące zwrotu pracodawcom, którzy mają status zakładu pracy chronionej, dodatkowych kosztów budowy lub przebudowy związanych z modernizacją obiektów i pomieszczeń firmy. Z kolei ze względu na nowe unijne przepisy regulujące udzielanie pomocy publicznej nowelizacja zmniejsza z 80 proc. do 70 proc. refundacji kosztów szkolenia niepełnosprawnego pracownika.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 7 listopada 2014 r.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Data opublikowania: 2014-11-20
Od 450 zł do 1,8 tys. zł miesięcznie może wynosić dofinansowanie do wynagrodzenia osoby niepełnosprawnej - czytamy w Dzienniku Gazecie Prawnej
Finansowane przez PFRON dopłaty do pensji pracowników z uszczerbkiem na zdrowiu są podstawową formą zachęcania przedsiębiorców do ich zatrudniania. Takie wsparcie przysługuje nie tylko zakładom pracy chronionej oraz firmom z 25 pracownikami i 6-proc. wskaźnikiem osób z dysfunkcjami, ale też tym, w których pracuje mniej niż 25 osób w przeliczeniu na pełne etaty.
Wysokość dofinansowania jest uzależniona od stopnia niepełnosprawności pracownika. Jeżeli jest on lekki, dopłata wynosi 450 zł miesięcznie. Przy umiarkowanym uszczerbku na zdrowiu pracodawca może otrzymać 1150 zł refundacji, a przy znacznym 1800 zł. We wszystkich przypadkach nie może to być jednak więcej niż 75 proc. faktycznie i terminowo poniesionych kosztów płacy. Ubieganie się o dofinansowanie do pensji wymaga od pracodawcy zarejestrowania się w PFRON i przesyłania odpowiednich dokumentów. Co do zasady, firma chcąca uzyskać takie wsparcie ma czas na złożenie wniosku WN-D oraz formularza INF-D-P do 25. dnia następnego miesiąca, następującego po tym, którego dopłata ma dotyczyć.
Ustawa z 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (t.j. Dz.U. z 2011 r. nr 127, poz. 721 ze zm.) przewiduje też inne rodzaje zachęt dla pracodawców. Może on uzyskać zwrot kosztów wyposażenia oraz przystosowania miejsca pracy osoby z dysfunkcją zdrowotną, np. tych poniesionych na adaptację zakładowych pomieszczeń do jej potrzeb.
Innym wydatkiem podlegającym refundacji jest szkolenie niepełnosprawnego pracownika.
Przedsiębiorca może otrzymać ponadto środki na pokrycie wydatków związanych z zatrudnieniem osoby, która będzie pomagać niepełnosprawnemu w wypełnianiu obowiązków zawodowych.
Z kolei od 1 stycznia 2015 r. dodana zostanie też możliwość refundacji kosztów jej szkolenia.
Nad nowelizacją ustawy, która zawiera taką zmianę, pracuje właśnie Sejm.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 20 listopada 2014 r.
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-11-20
Od miesiąca PFRON żąda wznowienia postępowania o wypłatę dofinansowania za okres, gdy niepełnosprawny czekał na przedłużenie orzeczenia - donosi Rzeczpospolita
Sprawa może dotyczyć w praktyce wszystkich firm korzystających z dofinansowań do pensji niepełnosprawnych pracowników. Chodzi o sytuację, w której zainteresowanemu kończy się dotychczasowe orzeczenie o niepełnosprawności. Na nowe musi czekać nawet dwa, trzy miesiące, aż komisja orzekająca o niepełnosprawności wyda mu odpowiednie orzeczenie.
W tym okresie pracodawca musiał traktować go jako pełnosprawnego pracownika. Wydłużał więc np. niepełnosprawnym w stopniu znacznym lub umiarkowanym czas pracy z siedmiu do ośmiu godzin. Wielu jednak tego nie robi, bo nowe orzeczenie o niepełnosprawności działa wstecz. Ta dodatkowa godzina okazuje się później niezgodna z prawem.
Skoro orzeczenie działa wstecz, a wskazuje na to art. 2a ustawy o rehabilitacji, to utartą praktyką stało się także występowanie przez pracodawców do PFRON o zaległe dofinansowanie do pensji takiego niepełnosprawnego pracownika. Do tej pory odbywało się to na podstawie korekty dokumentów rozliczeniowych (INF-D-P i WN-D).
Z informacji, które docierają do dziennika "Rz" od przedsiębiorców, wynika, że od miesiąca PFRON stosuje w tym zakresie nową procedurę, opartą na kodeksie postępowania administracyjnego.
Chodzi tu o art. 58 ust 1 i 2 k.p.a., w myśl których przedsiębiorca, któremu niepełnosprawny dostarczy po przerwie nowe orzeczenie potwierdzające jego inwalidztwo, ma siedem dni na złożenie do PFRON dokumentów rozliczeniowych za poprzednie miesiące uwzględniających dofinansowanie także za tego pracownika, wraz z wnioskiem o przywrócenie terminu na złożenie tych dokumentów.
Choć odmowy wypłaty zaległych dofinansowań dotyczą na razie nowych wniosków, nie ma gwarancji, że PFRON nie zacznie zaraz kwestionować swoich decyzji z poprzednich lat. Jeśli uzna, że wcześniejsze zasady wypłat zaległych dofinansowań były niezgodne z prawem, będzie mógł wystąpić o ich zwrot. Dla przedsiębiorców zatrudniających niepełnosprawnych może to oznaczać konieczność wpłacenia do PFRON kwot idących w setki tysięcy złotych.
Więcej w Rzeczpospolitej z 20 listopada 2014 r.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-11-17
70 proc. dla małych i średnich przedsiębiorców, a 60 proc. dla dużych firm wyniesie refundacja wydatków na szkolenie osoby z uszczerbkiem na zdrowiu - czytamy w Dzienniku Gazecie Prawnej
Takie stawki wprowadza projekt rozporządzenia ministra pracy i polityki społecznej w sprawie warunków i trybu dokonywania refundacji kosztów szkolenia pracowników niepełnosprawnych. Jego wydanie jest konieczne w związku z trwającymi w Sejmie pracami nad dostosowaniem ustawy z 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (t.j. Dz. U. z 2011 r. nr 127 poz. 721 ze zm.) do nowego rozporządzenia Komisji Europejskiej dotyczącego przyznawania pomocy publicznej.
Obecnie przepisy przewidują odrębne limity refundacji kosztów szkoleń dla małych, średnich i dużych przedsiębiorstw, z dodatkowym podziałem ze względu na to, czy kurs ma charakter ogólny czy specjalistyczny. Na przykład dla najmniejszych firm refundacja wynosi odpowiednio 55 proc. i 80 proc. kosztów szkolenia. Od 1 stycznia 2015 r., gdy zaczną obowiązywać nowe przepisy, będzie stosowana dla nich jedna stawka refundacji, wynosząca 70 proc. Bez zmian pozostaną natomiast inne zasady związane z wnioskowaniem do starosty o udzielenie takiej pomocy oraz rodzaje kosztów, które mogą być objęte zwrotem.
Ze względu na nowe unijne przepisy resort pracy przygotował też projekt rozporządzenia w sprawie zwrotu dodatkowych kosztów związanych z zatrudnianiem pracowników niepełnosprawnych, które również zastąpi od przyszłego roku obecne przepisy w tym zakresie. Uwzględnia ono fakt, że rozszerzona została grupa zatrudnionych, na których pracodawca może ubiegać się o refundację wydatków. Ponadto dodana została możliwość starania się o zwrot szkolenia pracownika wspierającego osobę z uszczerbkiem na zdrowiu w wykonywaniu obowiązków zawodowych.
Z tego powodu zmienił się wzór druku Wn-KZ,
Będzie się on składał z czterech części, a ostatnia z nich będzie się odnosić właśnie do refundacji wydatków na przeszkolenie pracownika pomagającego innemu zatrudnionemu.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 17 listopada 2014 r.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-11-14
Firmy, które po utracie statusu zakładu pracy chronionej przyznają pomoc na rehabilitację i leczenie niepełnosprawnych pracowników, nie będą musiały opłacać od nich należności na rzecz ZUS - czytamy w Dzienniku Gazecie Prawnej
Taka zmiana będzie możliwa dzięki nowelizacji rozporządzenia ministra pracy i polityki socjalnej z 8 grudnia 1998 r. w sprawie szczegółowych zasad ustalania podstawy wymiaru składek na ubezpieczenie emerytalne i rentowe (Dz.U. nr 161, poz. 1106 ze zm.). Resort pracy umieścił ją właśnie w wykazie swoich prac legislacyjnych, wskazując jako termin wydania marzec 2015 r.
Obecnie przewidziane we wspomnianym rozporządzeniu wyłączenia od konieczności opłacania składek na ZUS dotyczą pomocy przyznawanej z zakładowego funduszu rehabilitacji osób niepełnosprawnych przez firmy mające status ZPChr. Natomiast te, które przeszły na otwarty rynek pracy, ale dalej prowadzą fundusz, muszą od świadczeń odprowadzać należności na ubezpieczenia społeczne.
Nowelizacja rozporządzenia ma zrównać uprawnienia niepełnosprawnych korzystających ze wsparcia na rehabilitację bez względu na to, jaki jest status pracodawcy. Resort pracy już dawno deklarował zamiar zmiany przepisów, ale potrzebował danych od firm, aby oszacować skutki finansowe. O ich przekazywanie, na początku tego roku, zwracało się do nich biuro pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 14 listopada 2014 r.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-11-10
Łagodniejsze warunki uzyskania przez pracodawcę dofinansowania do zatrudnienia pracownika z niepełnosprawnością, zwrot kosztów zatrudnienia asystenta pomagającego w pracy osobie niepełnosprawnej czy szkolenie dla niego - to niektóre z projektowanych zmian w ustawie o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych, które mają wejść w życie 1 stycznia 2015 r.
- Konieczność ta jest powodowana wejściem w życie 1 lipca br. rozporządzenia Komisji Europejskiej nr 651/2014 z półrocznym vacatio legis, który to termin upływa 1 stycznia przyszłego roku - wyjaśniał 6 listopada br. na posiedzeniu sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny Jarosław Duda, pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych. Dodał, że zmiany w ustawie wiążą się także z nowelizacją czterech rozporządzeń, nad którymi trwają obecnie prace. - Zmiana jest konieczna, aby pracodawcom zatrudniającym osoby z niepełnosprawnością zapewnić ciągłość udzielania pomocy publicznej - powiedział minister Duda.
Nie tylko z urzędu
Pierwszą z istotnych nowości jest rozszerzenie kręgu pracowników z niepełnosprawnością, których zatrudnienie umożliwi pracodawcy otrzymanie zwrotu kosztów m.in. w zakresie adaptacji pomieszczeń zakładu pracy, adaptacji maszyn ułatwiających osobie z orzeczeniem wykonywanie pracy czy funkcjonowanie w zakładzie. Pracodawca będzie mógł liczyć na zwrot takich wydatków poniesionych na rzecz bezrobotnych lub poszukujących pracy i niepozostających w zatrudnieniu osób z niepełnosprawnością, zarejestrowanych w powiatowym urzędzie pracy, bez konieczności skierowania ich do pracy przez ten urząd. Wprowadza się także możliwość zwrotu tych kosztów za wszystkie osoby niepełnosprawne pozostające w zatrudnieniu. Dotychczas było to możliwe tylko w odniesieniu do pracowników zatrudnionych u danego pracodawcy, których niepełnosprawność powstała w trakcie zatrudnienia.
Zmieni się także sposób wykazywania przez pracodawcę wzrostu zatrudnienia, by przy zatrudnianiu nowych pracowników z niepełnosprawnością otrzymać dofinansowanie do ich wynagrodzeń. Dotychczas należało wskazać taki wzrost ogółem i w stosunku do samych osób z orzeczeniem teraz będzie trzeba wykazać tylko wzrost ogółem.
- To korzystna zmiana - podkreśliła Alina Wojtowicz-Pomierna, zastępca dyrektora Biura Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych.
Środki także na szkolenie asystenta
Po 1 stycznia 2015 r. pracodawca, oprócz możliwości uzyskania dofinansowania do zatrudnienia osoby pomagającej w pracy osobie z orzeczeniem, będzie mógł także postarać się o środki na szkolenie takiego pomocnika.
- Dotychczas nie było takiej możliwości - zaznaczył minister Duda. Wysokość takiego dofinansowania wyniesie 100 proc. poniesionych przez pracodawcę wydatków kwota nie będzie mogła być jednak wyższa niż równowartość najniższego wynagrodzenia. W ubiegłym roku ze wsparcia na rekompensatę za zatrudnienie pracowników pomagających w pracy osobom z orzeczeniem skorzystało 32 pracodawców - dla łącznie 130 pracowników.
Dziś, zgodnie z treścią ustawy o rehabilitacji, pracodawcy prowadzący zakłady pracy chronionej (zpchr) mogą ubiegać się o zwrot kosztów budowy lub rozbudowy obiektów i pomieszczeń zakładu. Od nowego roku pomoc ta obejmie także m.in. koszty budowy lub modernizacji jednostek produkcyjnych przedsiębiorstwa.
Zmieni się także wysokość dofinansowania kosztów szkolenia zatrudnionych pracowników z niepełnosprawnością. Obecnie może to być 80 proc. wydatków na cel, nie więcej jednak niż wysokość dwukrotnego przeciętnego wynagrodzenia na jedną osobę. 1 stycznia, po wejściu w życie zmian, wysokość ta zostanie zmniejszona do 70 proc. Do tej zmiany, w ramach konsultacji publicznych, zastrzeżenia wniósł Polski Związek Niewidomych, jednak nie zostały one uwzględnione ze względu na wymagania wynikające z rozporządzenia KE. Z dofinansowania na szkolenie pracowników z niepełnosprawnością skorzystało w 2013 r. zaledwie 7 pracodawców łącznie przeszkolono 17 pracowników z orzeczeniem.
"Zadania, o których mowa w projekcie ustawy, będą realizowane w ramach środków zaplanowanych przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, w tym w ramach puli środków wyodrębnionej łącznie na zadania realizowane przez samorządy powiatowe (przelewy redystrybucyjne). Zatem zmianie może ulec jedynie struktura wydatków w ramach zaplanowanych przez Fundusz i przekazanych samorządom środków" - czytamy w uzasadnieniu do proponowanych zmian.
Planowane zmiany będą wymagały także przebudowy systemu informatycznego PFRON. Szacunkowy koszt tej modernizacji to ok. 0,8 mln zł na 2015 r.
6 listopada na posiedzeniu sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny odbyło się pierwsze czytanie projektu zmian ustawy o rehabilitacji - został on przyjęty przez Komisję bez żadnego głosu sprzeciwu.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-11-13
Od 1 stycznia 2015 r. zacznie obowiązywać nowe rozporządzenie Komisji Europejskiej regulujące zasady udzielania pomocy publicznej przedsiębiorcom, w tym takim, którzy zatrudniają osoby z dysfunkcjami zdrowotnymi. W porównaniu z dotychczasowymi przepisami zawiera ono m.in. zmiany dotyczące definicji zatrudnienia chronionego. Od przyszłego roku ten warunek będzie spełniał pracodawca mający co najmniej 30 proc. osób niepełnosprawnych. Natomiast obecnie wymagane jest, aby takich pracowników było minimum 50 proc. - czytamy w Dzienniku Gazecie Prawnej
W związku z tą zmianą poseł Bogdan Rzońca wystąpił z interpelacją do Jarosława Dudy, wiceministra pracy i polityki społecznej oraz pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych. Pyta w niej, czy nowe unijne przepisy spowodują nowelizację art. 28 ust. 1 pkt 2 lit. a ustawy z 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnieniu osób niepełnosprawnych (t.j. Dz.U. z 2011 r. nr 127, poz. 721 ze zm.). Zgodnie z nim, aby firma miała status ZPChr, musi osiągać 50-proc. wskaźnik zatrudnienia pracowników z uszczerbkiem na zdrowiu, a co najmniej 20 proc. z nich powinna być zaliczona do umiarkowanego lub znacznego stopnia niepełnosprawności.
Jarosław Duda w odpowiedzi na interpelacje wskazuje, że obniżka wskaźnika nie jest planowana. Wyjaśnia, że rozporządzenie Komisji (UE) nr 651/2014 z 17 czerwca 2014 r. uznające niektóre rodzaje pomocy za zgodne z rynkiem wewnętrznym w zastosowaniu art. 107 i 108 traktatu (Dz.Urz. UE L187 z 26 czerwca 2014 r.), ustanawia jedynie warunki ramowe, które muszą spełnić kraje członkowskie. Nie mogą więc przyjąć łagodniejszych kryteriów niż te określone we wspomnianych przepisach, ale mogą je zaostrzyć. Jarosław Duda dodaje też, że za niezmienianiem obecnego wskaźnika przemawia to, że pomoc publiczna powinna przysługiwać zwłaszcza tym pracodawcom, którzy są ukierunkowani na zatrudnianie osób niepełnosprawnych. Co więcej, obniżenie wymogu stanowiącego warunek posiadania statusu ZPChr może doprowadzić do tego, że firmy będą zwalniały część takich pracowników.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 13 listopada 2014 r.
Źródło: GAZETA PODATKOWA/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-11-03
Chcę zatrudnić osobę na rencie, która ma stopień niepełnosprawności. Czy otrzymam za nią pełne dofinansowanie z PFRON? - pyta czytelnik Gazety Podatkowej
Jak odpowiada "GP" - fakt, że osoba pobiera rentę nie ma znaczenia w możliwości uzyskania wsparcia w postaci dofinansowania do jej wynagrodzenia. Ograniczenie dotyczy osób, które mają przyznane prawo do emerytury. Otóż w myśl regulacji zawartych w art. 26a ust. 1a1 ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (Dz. U. z 2011 r. nr 127, poz. 721 ze zm.) dofinansowanie do wynagrodzeń wypłacane ze środków PFRON nie przysługuje w odniesieniu do pracowników zaliczonych do umiarkowanego lub lekkiego stopnia niepełnosprawności, którzy mają ustalone prawo do emerytury.
W związku z tym uczestnik forum będzie mógł ubiegać się o wsparcie o ile zostaną spełnione wszelkie inne wymagania. W szczególności konieczne jest wykazanie wystąpienia efektu zachęty. Efekt zachęty może być wykazany:
- metodą ilościową - na podstawie art. 26b ust. 4 i 6 ustawy o rehabilitacji (...) - poprzez wykazanie jednoczesnego wzrostu netto stanu zatrudnienia osób niepełnosprawnych i stanu zatrudnienia ogółem w miesiącu podjęcia zatrudnienia przez pracownika, na którego pracodawca zamierza pobierać dofinansowanie, w stosunku do odpowiednich stanów z 12 miesięcy poprzedzających miesiąc podjęcia zatrudnienia przez tego pracownika lub
- metodą jakościową- poprzez wykazanie, że pracownik podjął pracę na wakacie zwolnionym w warunkach określonych w art. 26b ust. 4 pkt 1-6 i ust. 5 ustawy o rehabilitacji (...).
Należy w tym miejscu przypomnieć, że omawiane wsparcie nie przysługuje pracodawcom zatrudniającym w przeliczeniu na pełny wymiar czasu pracy co najmniej 25 pracowników i nieosiągającym wskaźnika zatrudnienia osób niepełnosprawnych w wysokości co najmniej 6 proc..
Czytelnik musi również pamiętać, że miesięczne dofinansowanie do wynagrodzeń przysługuje na niepełnosprawnych pracowników ujętych w ewidencji zatrudnionych osób niepełnosprawnych, którą prowadzi Fundusz. Pracownikiem, na którego przysługuje dofinansowanie, jest osoba zatrudniona zgodnie z przepisami prawa pracy, czyli zatrudniona na podstawie umowy o pracę, powołania, wyboru, mianowania bądź spółdzielczej umowy o pracę (art. 2 Kodeksu pracy - Dz. U. z 1998 r. nr 21, poz. 94 ze zm.). W związku z tym pomoc nie ma zastosowania w odniesieniu do osób, z którymi zawarto umowy cywilnoprawne (o dzieło, zlecenia).
Więcej w Gazecie Podatkowej z 3 listopada 2014 r.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-10-28
Osoby z niepełnosprawnością prowadzące działalność gospodarczą, rolnicy z niepełnosprawnością lub ci z nich, którzy opłacają składki za niepełnosprawnego domownika, a także pracodawcy osób z niepełnosprawnością mogliby ubiegać się o refundację składek na ubezpieczenie społeczne pod warunkiem opłacenia ich w całości do 14 dni. Tak zakłada projekt nowelizacji Ustawy o rehabilitacji, nad którym dyskutowano 22 października 2014 r. podczas posiedzenia sejmowej podkomisji stałej ds. rynku pracy.
Jest to senacki projekt, którego celem jest wprowadzenie mniej restrykcyjnego zapisu, gdyż obecnie nawet minimalne opóźnienie w opłacie składek uniemożliwia otrzymanie ich refundacji z PFRON. Równolegle członkowie podkomisji dyskutowali nad podobnym poselskim projektem, który zakłada możliwość otwartego terminu opóźnienia we wpłacania składek, a nie jak przewiduje projekt senacki - do 14 dni.
- Nierówne traktowanie polega na tym, że pracodawca, który się spóźni z opłaceniem składek, płaci odsetki za zwłokę. Chcemy tego samego. Musimy brać pod uwagę, że jest to szczególny pracodawca, który został pokrzywdzony przez los i zależy mu na refundacji, więc każdy rozsądny człowiek będzie o to dbał. A jeśli dużo się spóźni, zapłaci karę: odsetki - argumentowała przedstawicielka poselskiego projektu prof. Józefa Hrynkiewicz (PiS).
35 tys. osób z refundacją
Obecnie obowiązujący przepis jest zbyt restrykcyjny w kontekście uprawnień pracodawców, korzystających z dofinansowania do wynagrodzeń pracowników z niepełnosprawnością. W ich przypadku koszty płacy, a więc także obowiązkowe składki na ubezpieczenie społeczne, poniesione z opóźnieniem dłuższym niż dwa tygodnie, nie powodują utraty uprawnienia do dofinansowania do wynagrodzenia pracownika z orzeczeniem.
Alina Wojtowicz-Pomierna, zastępca dyrektora Biura Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych (BON), podkreśliła, że Rada Ministrów nie zgodziła się na tak otwartą propozycję, zawartą w projekcie poselskim, natomiast przychylna jest projektowi senackiemu.
- Co do celu regulacji nie ma żadnych wątpliwości - chcemy wyjść naprzeciw osobom z niepełnosprawnością, ale otwarty termin może spowodować, że Fundusz będzie musiał opłacić należność główną plus odsetki - zwróciła uwagę przedstawicielka BON. - Obecnie miesięcznie z refundacji składek korzysta 35 tys. osób - dodała.
Za tym rozwiązaniem opowiedziała się także Anna Dukat, ekspert BCC ds. osób z niepełnosprawnością, sama posiadająca orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu umiarkowanym. Zwróciła uwagę, że osoby z niepełnosprawnością, które decydują się na prowadzenie działalności gospodarczej, wiedzą, jak zarządzać finansami, więc wprowadzenie dwutygodniowej możliwości spóźnienia z opłaceniem składek jest wystarczające.
Podkomisja stała ds. rynku pracy wróci jeszcze do rozpoczętej w środę dyskusji.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-10-28
Zapewnienie ciągłości udzielania pomocy publicznej pracodawcom zatrudniającym osoby niepełnosprawne - to cel projektu, który we wtorek (28 października) przyjął rząd. Nowelizacja jest konieczna ze względu na zmiany unijnych przepisów.
Jak poinformowało we wtorek Centrum Informacyjne Rządu, Rada Ministrów przyjęła projekt nowelizacji ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych, przygotowany przez resort pracy i polityki społecznej.
Projekt dostosowuje polskie prawo do unijnego rozporządzenia (z 1 lipca br.), które uznaje niektóre rodzaje pomocy za zgodne ze wspólnym rynkiem wewnętrznym. Przyjęte rozwiązania zapewnią ciągłość pomocy publicznej udzielanej pracodawcom zatrudniającym (i zamierzającym zatrudnić) osoby niepełnosprawne.
Rozporządzenie to budziło duże obawy, ponieważ w pierwotnej wersji projekt przewidywał takie ograniczanie dopuszczalnej pomocy publicznej, które zagrażałoby Państwowemu Funduszowi Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. KE proponowała ograniczenie wymiaru pomocy do ok. 150 mln zł rocznie, a to kwota, którą PFRON wydaje w ok. trzy tygodnie na same dofinansowanie do wynagrodzeń dla pracowników niepełnosprawnych PFRON potrzebuje ok. 3 mld zł rocznie.
Ostatecznie jednak udało się wynegocjować korzystne dla Polski zapisy, które - jak podkreślał pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych, wiceminister pracy i polityki społecznej Jarosław Duda - nie zagrażają systemowi, dzięki któremu udało się zwiększyć poziom zatrudnienia osób z niepełnosprawnościami.
Obecnie pracodawca, który przez 36 miesięcy zatrudnia osoby niepełnosprawne, może uzyskać pomoc w formie zwrotu dodatkowych kosztów związanych z ich zatrudnieniem. Chodzi np. o koszty dostosowania pomieszczeń do potrzeb osób z niepełnosprawnościami, adaptacji lub zakupu urządzeń ułatwiających im wykonywanie pracy bądź funkcjonowanie w zakładzie pracy.
Dotyczy to osób niepełnosprawnych m.in. bezrobotnych lub poszukujących pracy, skierowanych do pracy przez powiatowy urząd pracy oraz pracowników, których niepełnosprawność powstała w okresie zatrudnienia. Nowe przepisy rozszerzają krąg osób, w związku z zatrudnieniem których przysługiwać będzie pomoc - obejmie wszystkich niepełnosprawnych pracowników zatrudnionych u danego pracodawcy.
Kolejna zmiana dotyczy zwrotu kosztów zatrudnienia pracowników pomagających osobie niepełnosprawnej w pracy, np. jeśli chodzi o komunikowanie się z otoczeniem lub czynności niemożliwe lub trudne do samodzielnego wykonania. Obecnie pracodawca może uzyskać zwrot wyłącznie kosztów zatrudnienia takich pracowników, nowe przepisy pozwolą na dofinansowanie szkolenia w zakresie sposobu wykonywania tej pomocy
Źródło: Gazeta Prawna 43 tydzień 2014
Zakończył się właśnie etap testowania nowego instrumentu wsparcia osób niepełnosprawnych, które nie są aktywne zawodowo. W szukaniu, a potem utrzymaniu zatrudnienia pomagali im specjalnie przeszkoleni trenerzy.
Projekt, którego celem jest wypracowanie standardów pracy takich osób, jest finansowany ze środków UE i realizowany przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON). Współpracuje przy nim z Polską Organizacją Pracodawców Osób Niepełnosprawnych (POPON) oraz Polskim Forum Osób Niepełnosprawnych (PFON).
- Trener pracy jest skierowany do osób z dysfunkcjami zdrowotnymi, które szczególnie utrudniają im podjęcie zatrudnienia i wymagają indywidualnego podejścia. Trener ma im pomóc w określeniu własnych możliwości i umiejętności oraz dopasowaniu do nich odpowiedniego stanowiska pracy - tłumaczy Krystyna Mrugalska, honorowy prezes PFON.
Na początku projekt zakładał prowadzenie w pięciu województwach rekrutacji osób, które chciały zostać trenerami pracy. Spośród ponad dwustu kandydatów wybranych zostało siedemdziesięciu dwóch. Wśród nich byli między innymi instruktorzy terapii zajęciowej, ale też osoby bez doświadczenia w pracy z niepełnosprawnymi. Ukończyli oni specjalne szkolenie, a niepełnosprawnych, którzy mieli korzystać z ich wsparcia, poszukiwali między innymi w urzędach pracy i powiatowych centrach pomocy rodzinie.
- Zgłosiło się do nich 490 osób, a wśród nich przeważały osoby z upośledzeniem umysłowym i chorobami psychicznymi - podkreśla Monika Zakrzewska z PFON.
W efekcie działań trenerów pięćdziesięciu trzem osobom udało się znaleźć i utrzymać pracę, kolejnych jedenastu rozpoczęło staże zawodowe finansowane ze środków urzędów pracy.
Adam Hadław, dyrektor do spraw problematyki pracodawców POPON, zwraca uwagę, że choć praca trenerów przynosi wymierne efekty, to nie zastąpi ona innych form wspierania zatrudnienia, takich jak na przykład dofinansowania do pensji niepełnosprawnych pracowników.
- Trenerzy od wielu lat z sukcesami działają w Irlandii, jednak ze względu na różnice między naszymi rynkami pracy oraz systemami prawnymi nie jest możliwe przeniesienie do nas zasad ich funkcjonowania w całości - wskazuje Adam Hadław.
Teraz projekt przewiduje oszacowanie skutków finansowych związanych z działalnością trenerów pracy. Dopiero potem okaże się, czy to narzędzie zostanie stałym elementem wspierania niepełnosprawnych.
Dwadzieścia dwa i cztery dziesiąte procenta wynosił w 2013 roku wskaźnik zatrudnienia osób niepełnosprawnych
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-10-29
Pracodawca zatrudniający osoby z orzeczeniem dopłaci do ich przeszkolenia 30 proc. zamiast 20 proc. - donosi Rzeczpospolita
Za dostosowanie pomieszczeń zakładu pracy do potrzeb niepełnosprawnych pracodawca uzyska zwrot. Obejmie on wszystkie osoby z orzeczeniem, a nie tylko te, których niepełnosprawność powstała w trakcie zatrudnienia.
Taką zmianę w ustawie o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych przewiduje projekt przyjęty 28 października br. przez rząd.
Nowelizacja jest konieczna, by zapewnić ciągłość udzielania pomocy publicznej pracodawcom zatrudniającym osoby niepełnosprawne. W lipcu weszło bowiem w życie nowe rozporządzenie Komisji Europejskiej dotyczące zgodności niektórych rodzajów pomocy z rynkiem wewnętrznym.
Po zmianach pracodawca prowadzący zakład pracy chronionej będzie mógł uzyskać zwrot kosztów budowy lub modernizacji obiektów i pomieszczeń zakładu, a nie jak dotychczas tylko kosztów ich budowy lub rozbudowy.
Obecne przepisy określają, że pracodawca może uzyskać zwrot ze środków PFRON jedynie kosztów zatrudnienia osób pomagających niepełnosprawnym w komunikowaniu się z otoczeniem czy wykonaniu czynności trudnych. Po zmianach będzie można się ubiegać o zwrot kosztów szkolenia osoby pomagającej pracownikowi niepełnosprawnemu w tych czynnościach. Przyjęto, że będzie to 100 proc. ceny szkolenia, nie więcej jednak niż równowartość najniższego wynagrodzenia.
Obniżono jednak dopłaty z PFRON do szkoleń dla samych niepełnosprawnych. Teraz mogą wynosić do 80 proc., nie więcej jednak niż dwukrotne przeciętne wynagrodzenie na jedną osobę. Ze względu na unijne wymogi maksymalna wysokość wsparcia wyniesie 70 proc. wynagrodzenia. Projektowane rozwiązania powinny wejść w życie 1 stycznia 2015 r.
Więcej w Rzeczpospolitej z 29 października 2014 r.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-11-19
Przepis, w myśl którego przyznaje się świadczenie pielęgnacyjne osobie uprawnionej, np. ojcu lub matce, tylko na jedno dziecko z niepełnosprawnością, a jest ich w rodzinie więcej i drugi rodzic już nie może otrzymać tego świadczenia, jest niezgodny z konstytucją - orzekł 18 listopada br. Trybunał Konstytucyjny (TK).
W marcu 2011 r. do TK wpłynęła skarga ojca, któremu odmówiono prawa do świadczenia pielęgnacyjnego na syna, gdyż jego żona pobierała już to świadczenie na drugie dziecko z niepełnosprawnością.
Zasadę tę reguluje art. 17 ust. 2 pkt 4 ustawy o świadczeniach rodzinnych z 28 listopada 2003 r.
Do skargi przystąpił Rzecznik Praw Obywatelskich (RPO). Według niego ustawodawca nie zauważył konieczności uregulowania sytuacji rodzin, które wychowują więcej niż jedno dziecko z niepełnosprawnością. W opinii prof. Ireny Lipowicz zaprzecza to konstytucyjnej zasadzie równości.
- Według RPO przepis ten jest niezgodny także z art. 69 konstytucji, dotyczącym konieczności zabezpieczenia bytu osób z niepełnosprawnością.
Nie widzę powodu, dla którego ustawodawca nie może ustanowić prawa zabezpieczającego takie sytuacje, kiedy oboje rodzice muszą zrezygnować z pracy, aby opiekować się niepełnosprawnymi dziećmi - mówił Lech Nawacki, reprezentujący RPO w Trybunale.
"Chodzi o zasadę i byt rodziny"
- W rodzinie, w imieniu której występuję, jest trójka dzieci z niepełnosprawnością. Ta sprawa nie dotyczy bardzo szerokiego kręgu podmiotów, ale chodzi o zasadę i byt tej konkretnej rodziny - mówił podczas rozprawy Paweł Bakun, pełnomocnik skarżącego przepisy ustawy o świadczeniach rodzinnych do TK. Według niego przepisy te pozostają w sprzeczności z konstytucyjnym prawem do równości wobec prawa, ochrony małżeństwa, rodziny, macierzyństwa i rodzicielstwa oraz do szczególnej pomocy rodzinom znajdującym się w trudnej sytuacji.
Posłanka Beata Kempa (Solidarna Polska), reprezentująca stanowisko Sejmu podczas rozprawy w TK zaznaczyła, że od momentu zaskarżenia przepisów trzykrotnie podlegały one nowelizacji.
- Jednak zmiany podtrzymały zasadę, że świadczenie pielęgnacyjne nie przysługuje rodzicom więcej niż na jedno dziecko z niepełnosprawnością - mówiła. - Proszę o umorzenie postępowania, choć dzisiejsza sprawa ma duży ładunek emocjonalny i zawsze będzie budziła kontrowersje - przyznała posłanka.
Należy pamiętać o tym, że gdy skarga dot. art. 17 ustawy o świadczeniach rodzinnych wpływała do TK, świadczenie pielęgnacyjne uzależnione było od kryterium dochodowego. Do czasu rozprawy w Trybunale przepisy się zmieniły i kryterium już nie obowiązuje przy tym świadczeniu.
W momencie wnoszenia skargi dochód na jednego członka rodziny, której skarga dotyczyła wynosił 231,91 zł.
- Dziś sytuacja jest jeszcze gorsza - podkreślił pełnomocnik skarżącego.
Około 5 tys. osób w podobnej sytuacji
Według mocno szacunkowych danych Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej osób w podobnej sytuacji w Polsce może być ok. 5 tys.
- Nie dysponujemy precyzyjnymi danymi w tym zakresie, gdyż badanie nie było reprezentacyjne. Według tych danych możemy mówić o kwocie 50-100 mln, która rozwiązywałaby te kwestie - mówił w TK Olgierd Podgórski, zastępca dyrektora Departamentu Polityki Rodzinnej MPiPS. Bardziej pewną daną jest kwota 11 mld rocznie, którą budżet państwa przeznacza na wsparcie osób z niepełnosprawnością.
- Połowa to świadczenia pieniężne, a połowa to inne formy wsparcia oraz np. dofinansowanie do zatrudnienia osób z niepełnosprawnością - mówił Podgórski. - W ostatnich latach kwota ta ma tendencje wzrostowe - zaznaczył.
Według Prokuratury Generalnej zaskarżony przepis jest zgodny z konstytucją.
- Pomoc państwa dla rodzin z kilkorga niepełnosprawnymi dziećmi jest konieczna, ale nie oznacza to, że kwestionowany przepis jest niezgodny z konstytucją. Świadczenie pielęgnacyjne jest równe dla wszystkich, nie jest ono przeznaczone tylko dla rodzin w trudnej sytuacji materialnej, tak więc nie ma ona znaczenia dla przyznania tego świadczenia - argumentowała prokurator Grażyna Grodzińska. Odwołała się także do argumentu, że zostałaby naruszona zasada równości wobec rodzin niepełnych, gdyby świadczenie mogli dostać oboje rodzice dzieci z niepełnosprawnością.
Konieczność zadbania o dobro rodziny
Trybunał Konstytucyjny w swoim wyroku podkreślił, że art. 17 ust. 2 pkt 4 jest niezgodny z art. 71 konstytucji, który podkreśla konieczność zadbania o dobro rodziny, a szczególnie tej w trudnej sytuacji materialnej i społecznej.
- Trudna sytuacja społeczna rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi wiąże się zazwyczaj z trudną sytuacją materialną. Konstytucja wymaga od państwa, aby zapewniło ono pomoc tym rodzinom. Trybunał uważa, że przyjęcie zasady jedno świadczenie dla jednej rodziny jest niewystarczające w większości przypadków. Nie można stawiać sprawy w ten sposób, że jeśli świadczenie skierowane jest do wszystkich, to można oszczędzać na tych rodzinach, gdzie jest kilkoro dzieci z niepełnosprawnością - uzasadniała wyrok TK sędzia sprawozdawca Teresa Liszcz. Podkreśliła także, że brak możliwości przyznania świadczenia obojgu rodzicom, gdy mają więcej niż jedno niepełnosprawne dziecko może skutkować koniecznością oddania dzieci do publicznego ośrodka opieki, co podniesie znacznie jej koszt i przyczyni się do rozpadu rodziny.
- Trzeba pamiętać też o tym, że gdy ojciec lub matka zwalnia miejsce pracy z powodu konieczności podjęcia opieki nad dzieckiem z niepełnosprawnością, może zająć je inny poszukujący pracy - dodała sędzia.
Rodzina wystąpi o zwrot niewypłacanych roszczeń
- Cieszymy się, że TK dostrzegł problem i zrobił to, co należy, a czego nie zrobił ustawodawca. Moją rolą jest pomóc teraz tej konkretnej rodzinie, która nie otrzymała tego, co powinna - komentował wyrok Paweł Bakun. - Oczywiście wystąpimy o zwrot roszczeń wstecz - dodał.
Beata Kempa podkreśliła, że Trybunał nie wypowiedział się na temat, czy prawo to będzie działało wstecz.
- Jednak ta rodzina zyskała niezwykle dużo dla całego środowiska osób z niepełnosprawnością i jest to absolutne zwycięstwo. Dzisiejszy wyrok TK oznacza, że nie tylko jeden rodzic będzie mógł otrzymać świadczenie pielęgnacyjne, jeśli oboje rodzice zrezygnowali z pracy, by opiekować się niepełnosprawnymi dziećmi - podkreśliła. W jej opinii wtorkowy wyrok Trybunału dał wyraźne wskazówki ministrowi pracy i polityki społecznej, w jakim kierunku winny iść dalsze prace nad ustawą o świadczeniach, tak, by zapewnić większą pomoc rodzinom z dziećmi z niepełnosprawnością.
- Należy rozpocząć jak najszybciej prace, bo jeśli będą nowe skargi na podstawie obowiązującego prawa, jak można domniemywać, będą uwzględnianie przez kolejne sądy i może to doprowadzić do kolejnego orzeczenia TK, a to jest niewskazane - podsumowała posłanka.
RPO: świadczenia rodzinne są obarczone błędami
Satysfakcji z wyroku TK nie krył przedstawiciel RPO.
- Zaskarżony przepis uniemożliwia rodzinom dotkniętym nieszczęściem zajmowania się niepełnosprawnymi dziećmi uzyskania wsparcia ze strony państwa. Jeśli z art. 71 konstytucji wynika zadanie szczególnej pomocy, to ta zasada nie była tego wyrazem - komentował Lech Nawacki.
Do biura RPO napływały skargi dotyczące podobnych sytuacji. Jedna ze skarg dotyczyła małżeństwa, w którym ojciec poprzednio pobierał świadczenie pielęgnacyjne, urodziło się drugie dziecko, żona skorzystała z przysługujących jej uprawnień do urlopu wychowawczego, a równocześnie wyeliminowało to zgodnie z przepisami prawo do świadczenia pielęgnacyjnego, co spowodowało, że ojciec nie mógł sprawować opieki nad tym pierwszym niepełnosprawnym dzieckiem.
- Naliczyłem w ostatnim czasie 6 orzeczeń Trybunału dotyczących świadczeń rodzinnych i myślę, że analiza wykładni tych orzeczeń będzie wskazaniem dla legislatorów jak to uregulować, aby uniknąć dotychczasowych błędów, bo nie ma co ukrywać, że świadczenia rodzinne obarczone są licznymi wadami legislacyjnymi, które są także oceniane jako niekonstytucyjne - skonkludował przedstawiciel RPO.
Wyrok Trybunału jest ostateczny.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Data opublikowania: 2014-11-06)
30 proc. przeciętnego wynagrodzenia będzie wynosić od przyszłego roku dofinansowanie do wyjazdu rehabilitacyjnego niepełnosprawnego dziecka. Obecnie jest to 27 proc. średniej pensji - donosi Dziennik Gazeta Prawna
Taką zmianę wysokości dopłat przewiduje projekt nowelizacji rozporządzenia ministra pracy i polityki społecznej z 15 listopada 2007 r. w sprawie turnusów rehabilitacyjnych (Dz.U. nr 230, poz. 1694). Zwiększenie kwot dofinansowania dotyczy wszystkich grup osób, które mogą o taką pomoc wnioskować w powiatowych centrach pomocy rodzinie. Dopłatę, wynoszącą 30 proc. przeciętnego wynagrodzenia w poprzednim kwartale, będzie mogło otrzymać niepełnosprawne dziecko, osoba mająca od 16 do 24 lat, pod warunkiem że się uczy, a także dorosły ze znacznym uszczerbkiem na zdrowiu.
Z kolei w przypadku osób z lekkim i umiarkowanym stopniem niepełnosprawności wysokość dopłaty wzrośnie odpowiednio z 23 proc. do 25 proc. oraz z 25 proc. do 27 proc. średniej pensji.
Nowelizacja przepisów obejmie też opiekunów osób niepełnosprawnych, którzy wspólnie z nimi wyjeżdżają na turnus oraz zatrudnionych w zakładach pracy chronionej (bez znaczenia na stopień niepełnosprawności). Dla nich dopłata wyniesie 20 proc., podczas gdy obecnie jest to 18 proc. przeciętnej płacy.
Nowelizacja przewiduje też, że wnioski złożone przed terminem jej wejścia w życie, co nastąpi od 1 stycznia 2015 r., będą rozpatrzone na podstawie dotychczasowych przepisów.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 6 listopada 2014 r.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-10-28
Samorządy sprzeciwiają się zwiększaniu dofinansowań do zakupu sprzętu rehabilitacyjnego i likwidacji barier architektonicznych. W przyszłym roku nie dostaną więcej pieniędzy na pomoc dla niepełnosprawnych - donosi Dziennik Gazeta Prawna
Propozycja podniesienia wysokości wsparcia znalazła się w nowelizacji rozporządzenia ministra pracy i polityki Społecznej z 25 czerwca 2002 r. w sprawie określenia zadań powiatu, które mogą być finansowane ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (tj. Dz.U. z 2013 r. poz. 1190 ze zm.). Przewiduje ono podwyższenie dofinansowania zakupu sprzętu rehabilitacyjnego - z 60 proc. do 80 proc. kosztu. Z kolei na likwidację barier architektonicznych można byłoby uzyskać dopłatę w wysokości do 95 proc. (obecnie maksymalnie 80 proc.) wydatków.
Zespół ds. ochrony zdrowia i polityki społecznej Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego już po raz drugi negatywnie zaopiniował ten projekt. Powiaty, które zajmują się przyznawaniem pomocy niepełnosprawnym, zwróciły uwagę, że taka zmiana przepisów może spowodować, iż mniej osób skorzysta ze wsparcia.
Święta Bożego Narodzenia, oprócz przeżyć religijnych, niosą wielki ładunek emocjonalny i estetyczny. A estetyka to śnieg piękny, czysty, skrzący się miliardami brylancików, to mróz szczypiący w uszy, to zieleń choinek i blask świateł na nich. Wszyscy się zgodzą, że święta Bożego Narodzenia bez śniegu i mrozu nie są najpiękniejsze. Muszą być białe i basta! Inaczej się nie da i tyle.
No tak, ale na półkuli południowej w grudniu jest lato i o żadnym śniegu mowy być nie może. I jak tam mają wyglądać te najpiękniejsze święta? Przecież to wielka niesprawiedliwość!
Otóż jest propozycja usunięcia tej niesprawiedliwości. Po reformie kalendarza liturgicznego Święta Bożego Narodzenia w latach nieparzystych będą, jak teraz, 25 grudnia. W latach parzystych natomiast w dniu 25 czerwca. W ten sposób zostanie przywrócona prosta sprawiedliwość i wszyscy będą mieli jednakową szansę na białe święta co drugi rok.
Wspaniała propozycja! Oby szybko została zrealizowana!
Jest to związane z tym, że w 2015 r., od kiedy mają zacząć obowiązywać wyższe limity pomocy, samorządy otrzymają z budżetu PFRON tyle samo pieniędzy, co w 2014 r. na wszystkie zadania związane z rehabilitacją społeczną i zawodową. To oznacza, że albo przy dzieleniu pieniędzy powiaty ograniczą ich pulę przewidzianą na pozostałe formy wsparcia, albo mniej osób otrzyma dopłaty do sprzętu rehabilitacyjnego bądź likwidacji barier.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 28 października 2014 r.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-10-30
Odrębne finansowanie kontraktów dla placówek rehabilitujących dzieci oraz wprowadzenie systemu monitoringu dzieci - to tylko niektóre z szykowanych zmian legislacyjnych, jakie zaprezentowano 29 października 2014 r. w Sejmie podczas konferencji "Prawa Dziecka - Pacjenta". Zorganizował ją Rzecznik Praw Dziecka we współpracy z Rzecznikiem Praw Pacjenta, Narodowym Funduszem Zdrowia i Ministerstwem Zdrowia.
Podczas spotkania Rzecznik Praw Dziecka, Marek Michalak i Rzecznik Praw Pacjenta, Krystyna Barbara Kozłowska, zaprezentowali uczestnikom - w tym dyrektorom szpitali pediatrycznych z całej Polski, konsultantom krajowym i wojewódzkim oraz parlamentarzystom - przygotowaną wspólnie Kartę Praw Dziecka - Pacjenta. Karta ma formę plakatu. Trafi do podmiotów leczniczych, m.in. szpitali, sanatoriów. Składa się z 13 punktów. Jest zestawieniem najważniejszych praw najmłodszych pacjentów. Prawa te wynikają z ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta oraz Konwencji o prawach dziecka.
- Karta przypomina o podmiotowości dziecka i o tym, że ma ono prawo do wyrażania własnego zdania we wszystkich sprawach, które go dotyczą. Personel medyczny i opiekunowie są zobowiązani do wysłuchania opinii dziecka - przypomniał Marek Michalak.
Dzieci głos mają
Przyjazne otoczenie i obecność najbliższych, a także godne traktowanie dziecka w placówce medycznej sprawiają, że przeżywa ono mniej stresu i szybciej zdrowieje.
- Z tej Karty możemy dowiedzieć się więcej o tym, do czego mamy prawo w szpitalu - mówił Mikołaj, jedno z dzieci goszczących na konferencji.
Zaproszone przez Marka Michalaka dzieci mówiły też, jak ważne jest prawo do prywatności, np. nie bycia badanym w obecności innych rodziców małych pacjentów na sali, prawo do nauki i zabawy w szpitalu oraz troska i zainteresowanie personelu.
- Ze względów zdrowotnych nie mogę spożywać części pokarmów, ale zdarzało się, że sama musiałam informować o tym personel i dopilnować, bym otrzymała właściwe jedzenie - mówiła Agata, nastolatka z niepełnosprawnością ruchową, uczestniczka debaty.
Zaproszone na konferencję dzieci opowiadały, dlaczego tak ważne jest wprowadzenie Karty Praw Dziecka.
Za karę na mróz
- Dzieci są najbardziej wrażliwą grupą społeczną, a w tej grupie najwrażliwsze są dzieci z niepełnosprawnościami - podkreślił w rozmowie z portalem Niepelnosprawni.pl Marek Michalak.
- Pracujemy z prezes PRFON nad przyjaznym przełożeniem na język dzieci Konwencji o prawach osób niepełnosprawnych, tak, aby i dzieci mogły praktycznie korzystać z zapisów tego aktu prawnego - dodał.
Marek Michalak podkreślił, że maleje liczba skarg do Biura Rzecznika, dotyczących zakazu przebywania opiekuna z dzieckiem w szpitalu. Placówki w miarę możliwości wprowadzają udogodnienia, takie jak pokoje gościnne dla rodziców, osobne sanitariaty i aneksy kuchenne, pokoje zabaw dla dzieci. Nie wszędzie jest jednak idealnie.
- Wciąż docierają do nas skargi dotyczące niewłaściwego traktowania dzieci przez personel w szpitalach psychiatrycznych - dodała Krystyna Barbara Kozłowska.
W jednym z przypadków, w którym interweniował Rzecznik Praw Dziecka, dzieci "za karę" wystawiano na pół godziny na mróz i podawano im zastrzyki z soli fizjologicznej.
Odrębne środki na rehabilitację dzieci
Zmiany zapowiedział też prezes Narodowego Funduszu Zdrowia, Tadeusz Jędrzejczyk.
- Zwiększenie dostępności opieki specjalistycznej dla dzieci oraz do rehabilitacji dzieci to priorytety Narodowego Funduszu Zdrowia - mówił.
NFZ chce polepszyć dostęp do rehabilitacji dla najmłodszych poprzez wyodrębnienie osobnego strumienia finansowania kontraktów na rehabilitację dla dzieci. Do tej pory ośrodki rehabilitujące dzieci musiały rywalizować o te same środki z placówkami, które zajmują się rehabilitacją dorosłych. Zdarzało się, że przegrywały lub dostawały za mało środków w kontakcie.
- Te zmiany są już w trakcie konsultacji - mówił w rozmowie z portalem Niepelnosprawni.pl Tadeusz Jędrzejczyk.
Prezes NFZ wyraził nadzieję, że zwiększy to ilość pieniędzy na rehabilitację dzieci, da to podstawę do konkursów uzupełniających, a w efekcie przyspieszy oczekiwanie na rehabilitację.
Dziecko nie zniknie z systemu
Trudności w dostępie do rehabilitacji dzieci z niepełnosprawnością to jeden z częstych tematów skarg, które wpływają do Rzecznika Praw Dziecka. W tej sprawie Rzecznik interweniował m.in. u ministra zdrowia, czego wynikiem są przygotowywane zmiany.
- To tylko jedno z rozwiązań, o które od sześciu lat zabiegam jako Rzecznik Praw Dziecka - mówił Marek Michalak.
Innym konkretnym rozwiązaniem jest wprowadzenie systemu monitoringu losów dziecka od urodzenia do 18. roku życia, nad czym pracowało Biuro Rzecznika Praw Dziecka wspólnie z Ministerstwem Zdrowia. Jednym z jego punktów jest wprowadzenie i prawne usankcjonowanie dokumentu medycznego - Książeczki Zdrowia Dziecka. Projekt zmian trafił już do Sejmu.
- Nie może być tak, że dziecko znika nam z systemu opieki zdrowotnej i społecznej, a odnajdujemy je dopiero, gdy ma iść do szkoły - tłumaczył Marek Michalak. - Dlatego według projektowanych rozwiązań, szpital oprócz zgłoszenia narodzonego dziecka do Urzędu Stanu Cywilnego zgłosi je także do wybranego przez rodziców lekarza pierwszego kontaktu i gminy, która będzie aktywnie obserwować, co się z tym dzieckiem dzieje - czy chodzi regularnie na wizyty, czy jest szczepione. Ile było opisanych medialnie przypadków dzieci chorych, zagłodzonych, które można by uratować, gdyby były monitorowane i w porę nastąpiła interwencja - podkreślił rzecznik.
Aleksander Sopliński, podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia, zapewnił też, że jego resort pracuje też nad polepszeniem standardów opieki pediatrycznej. W Polsce wciąż jest za mało pediatrów - niespełna 8 tys. Dlatego kształcenie nowych lekarzy tej specjalności jest jednym z priorytetów ministerstwa, które stworzyło także pięć nowych specjalizacji pediatrycznych, m.in. z zakresu endokrynologii, nefrologii czy pediatrii chorób metabolicznych. Lekarze podstawowej opieki zdrowotnej będą też mieli szerszą możliwość diagnostyki oraz leczenia w ramach tzw. szybkiej ścieżki onkologicznej, która zacznie obowiązywać od 1 stycznia 2015 roku.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-11-06
- Ustawa, którą przedstawiam (nowelizacja ustawy o emeryturach i rentach - przyp. red.), z jednej strony jest spełnieniem oczekiwań bardzo wielu, jeśli nie większości, emerytów, ale z drugiej strony nie niesie tak dobrych wiadomości, na jakie emeryci liczyli - powiedział senator Mieczysław Augustyn na posiedzeniu Senatu 5 listopada br.
Według niego dobrą wiadomością dla emerytów i rencistów jest to, że proponowana przez rząd waloryzacja świadczeń dla nich w przyszłym roku zmniejsza różnice pomiędzy wysokimi i najniższymi ich kwotami. Rządowy projekt nowelizacji ustawy o emeryturach i rentach zakłada połączenie dwóch systemów mechanizmu waloryzacji, czyli kwotowego i procentowego. Da to gwarancje minimalnej kwoty podwyżki świadczeń emerytalno-rentowych, która ma wynieść 36 zł brutto.
Według senatora Augustyna kwota ta z jednej strony zadba o tych pobierających najniższe świadczenia, ale z drugiej strony nie może wywołać euforii wielu grup emeryckich.
- Oczywiście w kontekście obecnej sytuacji budżetowej, którą wszyscy znają - myślę tu o obywatelach, a szczególnie o senatorach - podjęto spory wysiłek. Warto tutaj podkreślić, że słucha się emerytów, tych, którzy mają niskie świadczenia, że to jest krok w kierunku niwelowania różnicy - mówił senator.
Psucie systemu?
Waloryzacja rent i emerytur ma kosztować budżet w przyszłym roku dodatkowo więcej o 1 mld 700 mln zł. Dla senatora Jana Rulewskiego (PO) proponowane zmiany mogą rodzic poczucie niesprawiedliwości wśród świadczeniobiorców.
- Czy nie uważa pan, że politycznie kroplówkowana waloryzacja jest psuciem systemu ubezpieczeń? Zwłaszcza chodzi o zasade: tyle świadczeń, ile składek? Czy nie rodzi to poczucia niesprawiedliwości, że rząd dba tylko o wybrane grupy emerytów, którzy niedostatecznie troszczyli się o staż pracy, o odprowadzanie składek? Takie sygnały poczucia krzywdy odbieram od moich wyborców, że rząd dyryguje systemem ubezpieczeń, a poprzednio padały zapewnienia, że system już będzie apolityczny - pytał Marka Buciora, wiceministra MPiPS.
Ten zaś w odpowiedzi uzasadniał, że nie został zmieniony sposób waloryzacji.
- To jest waloryzacja niejako jedynie przełamana pewną gwarancją polegającą na tym, że procentowo zwiększamy tyle, ile wypada, ale nie mniej niż... I to oznacza tyle, że jeżeli w przypadku świadczeń wynoszących na przykład osiemset kilkadziesiąt złotych w wyniku tej waloryzacji - to będzie waloryzacja procentowa - wsparcie wyniosłoby, powiedzmy, 9 zł, to do tych 9 zł dodane zostanie brakujące 27 zł, żeby osiągnąc wsparcie w wysokości 36 zł. Ale w przypadku świadczeń wyższych o złotówke, kwote wsparcia podniesiemy tez o 36 zł, ale to dodatkowe wsparcie od państwa będzie mniejsze, bo procentowo wyniknie, że wzrost wsparcia będzie trochę większy niż w przypadku wczesniej wspomnianego świadczenia o złotówke, więc dodatkowe wsparcie od państwa wyniesie nie 27 zł, ale 26 zł. W przypadku świadczeń w wysokości około 3300 zł to wsparcie nie wyniesie 36 zł, bo osoby otrzymujące takie świadczenia praktycznie tyle sobie wypracowały. Tam zostanie dodane kilkanaście groszy albo złotówka - tłumaczył przedstawiciel resortu pracy.
Na środowym posiedzeniu Senatu zgłoszone zostały wnioski o charakterze legislacyjnym do nowelizacji ustawy o emeryturach i rentach. Jednak jeszcze tego samego dnia wieczorem Komisja Rodziny, Polityki Senioralnej i Społecznej przegłosowała przyjęcie nowelizacji bez poprawek. Teraz ponownie zostanie on przedstawiony na posiedzeniu Senatu.
Źródło: INFORMATOR OBYWATELSKI DLA OSÓB NIEWIDOMYCH NR 16
Renta szkolna a renta rodzinna
Pytanie:
Czy osoba posiadająca rentę szkolną może ubiegać się po stracie jednego z rodziców również o rentę rodzinną?
Jaka jest wysokość renty rodzinnej w takim przypadku? Czy trzeba stawać ponownie na komisję?
Odpowiedź prawna:
Renty szkolnej i renty rodzinnej nie łączy się. Jeżeli dana osoba jest uprawniona do uzyskania renty rodzinnej to może ona przejść z renty szkolnej na rentę rodzinną.
Podstawa prawna:
Ustawa z dnia 17 grudnia 1998 roku o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (Dziennik Ustaw z 2013 roku pozycja 1440, z późniejszymi zmianami).
Przejście na rentę rodzinną
Pytanie:
Kto jest uprawniony do przejścia na rentę rodzinną? Czy osoba która posiada niepełnosprawność od dziecka i ma w chwili obecnej 40 lub więcej lat jest na rencie szkolnej może się ubiegać po śmierci jednego z rodziców o rentę rodzinną?
Odpowiedź prawna:
Do renty rodzinnej mają prawo: dzieci własne, dzieci drugiego małżonka oraz dzieci przysposobione do ukończenia 16 lat, a po osiągnięciu tego wieku, pod warunkiem nauki w szkole, do ukończenia 25 lat oraz bez względu na wiek, jeżeli stały się całkowicie niezdolne do pracy do ukończenia 16 lat lub w czasie nauki w szkole do ukończenia 25 lat. Jeżeli dziecko osiągnęło 25 lat, będąc na ostatnim roku studiów w szkole wyższej, prawo do renty przedłuża się do zakończenia tego roku studiów.
Osoba która posiada niepełnosprawność od dziecka i ma w chwili obecnej 40 lub więcej lat jest na rencie szkolnej może ubiegać się po śmierci jednego z rodziców o rentę rodzinną jeżeli spełnia warunki powyżej wskazane.
Podstawa prawna:
Ustawa z dnia 17 grudnia 1998 roku o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych
(Dziennik Ustaw z 2013 roku, pozycja1440, z późniejszymi zmianami).
Źródło: INFORMATOR OBYWATELSKi DLA OSÓB NIEWIDOMYCH NR 17
Pobyt poza turnusem a ulga rehabilitacyjna
Pytanie:
Osoba ze znacznym stopniem niepełnosprawności ze względu na wzrok chce wyjechać na tygodniowy pobyt z opiekunem do ośrodka nie będącego w spisie ogólnopolskich ośrodków świadczących usługi rehabilitacyjne i bez dofinansowania z PCPR. Czy będzie mogła odliczyć koszt takiego pobytu w rozliczeniu rocznym w uldze rehabilitacyjnej? Jakie przesłanki muszą być spełnione, żeby móc skorzystać z takiego odliczenia?
Odpowiedź prawna:
Zgodnie z ustawą o podatku dochodowym od osób fizycznych prawo do odliczenia w ramach ulgi rehabilitacyjnej przysługuje w odniesieniu do wydatków poniesionych za pobyt:
1. na turnusie rehabilitacyjnym,
2. na leczeniu w zakładzie lecznictwa uzdrowiskowego,
3. w zakładzie rehabilitacji leczniczej,
4. w zakładzie opiekuńczo-leczniczym,
5. w zakładzie pielęgnacyjno-opiekuńczym.
Planowany pobyt nie odbędzie się w formie turnusu rehabilitacyjnego, który zgodnie z ustawą o rehabilitacji zawodowej i społecznej i zatrudnianiu osób niepełnosprawnych trwa co najmniej 14 dni i jest zorganizowaną formą aktywnej rehabilitacji dla grup co najmniej 20 osobowych.
Dlatego też skorzystanie z ulgi rehabilitacyjnej będzie możliwe tylko w sytuacji, gdy ośrodek będzie miał status jednego z zakładów wymienionych w punktach 2-5. Dodatkowo, w przypadku pobytu w zakładzie lecznictwa uzdrowiskowego (między innymi szpitale i sanatoria uzdrowiskowe) konieczne będzie wykazanie, że pobyt polegał na leczeniu. Oznaczać to będzie konieczność uzyskania dokumentacji medycznej potwierdzającej udzielenie świadczeń medycznych.
Ponadto, obok odpłatności za pobyt, w ramach ulgi rehabilitacyjnej, odliczyć można odpłatność za zabiegi rehabilitacyjne, z których skorzysta osoba niepełnosprawna.
Podstawa prawna:
Artykuł 26 ustęp 7a pkt 5 i 6 ustawy z dnia 26 lipca 1991 roku o podatku dochodowym od osób fizycznych (to jest Dziennik Ustaw 2012 roku, pozycja 361),
Artykuł 10c ustęp 1 i 5 ustawy z dnia 27 sierpnia 1997 roku o rehabilitacji zawodowej i społecznej i zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (to jest Dziennik Ustaw 2011 roku, Numer 127, pozycja 721).
Źródło: "Pochodnia" kwiecień 2007 r.
Pół wieku temu powołano pierwszą organizację niewidomych spółdzielców
29 marca 1957 r. w Warszawie odbył się pierwszy Krajowy Zjazd Delegatów Spółdzielni Niewidomych, na którym powołano Krajowy Związek Spółdzielni Niewidomych.
"Bywają chwile, których uroczysty charakter wyraża się nie fanfarą pięknych słów, lecz głębią prawdziwych wzruszeń" - tak o tym wydarzeniu pisała Jadwiga Stańczakowa. - "Słoneczny marcowy dzień, przywodził na myśl Październik - to właśnie polski Październik umożliwił niewidomym spółdzielcom zrealizowanie ich wieloletnich dążeń".
W zjeździe, poza delegatami reprezentującymi spółdzielnie niewidomych, wzięli udział liczni przedstawiciele władz, a wśród nich Stanisław Szwalbe - przewodniczący Rady Centralnego Związku Spółdzielczości Pracy i prof. Jan Wolski - wybitny teoretyk spółdzielczości. Powołany w styczniu 1957 r. Związek Spółdzielni Inwalidów reprezentował prezes zarządu - Kazimierz Zakrzewski. Zjazdowi przewodniczył działacz ze Śląska - Rudolf Wysocki.
W przemówieniu powitalnym prof. Wolski między innymi powiedział: "Wy, niewidomi, niewątpliwie staniecie się wzorem dla innych spółdzielców, bowiem bardziej od innych odczuwacie potrzebę zrzeszania się. Silniejsza jest zarazem wasza więź organizacyjna. Jako niewidomi posiadacie pewne uzdolnienia, rekompensujące częściowo brak wzroku, i dzięki nim w wielu czynnościach przewyższacie widzących. Dlatego wasze spółdzielnie są spółdzielniami przodującymi".
Słowa te nie były bezpodstawne, gdyż spółdzielnie niewidomych w owym czasie zaczęły odnosić wielkie sukcesy. Dla specjalistów z zagranicy spółdzielczość polskich niewidomych była wzorcowa.
Zjazd uchwalił też statut nowej organizacji, która według jego zapisów miała działać w ramach Związku Spółdzielni Inwalidów. Ten stan rzeczy w przyszłości okazał się źródłem ciągłych nieporozumień pomiędzy Związkiem Spółdzielni Inwalidów a ową organizacją spółdzielców niewidomych. Już w maju 1957 r. Rada Związku musiała zrezygnować w nazwie ze słowa "krajowy" i od tej chwili przez przeszło dwadzieścia lat spółdzielców niewidomych reprezentował Związek Spółdzielni Niewidomych - powszechnie znany jako ZSN.
Zjazd, w głosowaniu jawnym, przy ogromnym aplauzie wybrał nowe władze. Do zarządu weszli: Modest Sękowski - prezes, Stanisław Łuka i Czesław Wrzesiński - wiceprezesi urzędujący, Stanisław Ziemba i Stanisław Janczur - członkowie. Do Rady Związku weszli między innymi: Alojzy Satora - przewodniczący, Aleksander Król - wiceprzewodniczący, a jednocześnie przewodniczący komisji rewizyjnej, Zygmunt Turkowski - drugi zastępca przewodniczącego, Eugeniusz Donica - sekretarz i 17. członków, reprezentujących wszystkie spółdzielnie. Członkiem Rady został także przewodniczący Zarządu Głównego Polskiego Związku Niewidomych - Mieczysław Michalak oraz prezes największej spółdzielni - Władysław Poleski z Krakowa.
Z 27 wybranych naówczas do władz ZSN-u działaczy do dziś żyje tylko dwóch: Alojzy Satora i Marian Ostojewski. Ja również brałem udział w tym pierwszym zjeździe, ale do władz nie kandydowałem. Moim zadaniem było przygotowanie statutu Związku.
Pierwsze lata
Związek Spółdzielni Niewidomych mógł powstać dzięki ogromnemu wsparciu Polskiego Związku Niewidomych. Poza pomocą organizacyjną, PZN użyczył mu też lokalu. W pierwszych miesiącach współpraca pomiędzy nową organizacją i PZN układała się bardzo dobrze. Sytuacja uległa pogorszeniu, gdy z funkcji prezesa zarządu ZSN zrezygnował Modest Sękowski i jego miejsce objął Stanisław Łuka, a od 1961 r. Marian Golwala. Mimo to w owym czasie spółdzielnie niewidomych rozwijały się spontanicznie. W styczniu 1959 r. ZSN zrzeszał już 22 spółdzielnie, a w 1989 r. liczba ta wzrosła do 36, z zatrudnieniem blisko 16 tysięcy niewidomych spółdzielców.
Zjazd w marcu 1957 r. uchwalił też program dalszego działania, sprzyjający rozwojowi spółdzielni. W programie tym między innymi zalecano: rytmiczne zaopatrzenie w importowane i centralnie rozdzielane surowce, pomoc w organizacji zbytu, zaopatrzenie w nowoczesny park maszynowy, ubieganie się o wyłączność w typowych produkcjach, dostosowanych do możliwości niewidomych, wyszukiwanie nowych rodzajów produkcji dostępnych dla niewidomych, rozwijanie chałupnictwa, prowadzenie szkoleń samorządowych, zabieganie o zwolnienia podatkowe i wiele innych.
W 1958 r. ZSN przejął Ośrodek Szkoleniowy w Bydgoszczy, a następnie powołał na stanowisko dyrektora wybitnego działacza niewidomego - Józefa Buczkowskiego.
Na pierwszym zjeździe organizacja ta uznała ponadto "Pochodnię" za swój organ prasowy. Po kilku latach, w 1962 r., jako dodatek do "Pochodni", zaczął ukazywać się "Niewidomy Spółdzielca". W latach siedemdziesiątych "Spółdzielca" stał się miesięcznikiem. Podczas stanu wojennego było to czasopismo, na łamach którego swoje artykuły publikowali dziennikarze opozycyjni. Interwencje cenzury były odnotowywane na szpaltach czasopisma.
Różne koleje losu
Niestety dwa bliźniacze związki: Związek Spółdzielni Niewidomych i Związek Spółdzielni Inwalidów aż do lat osiemdziesiątych toczyły nieustanne wojny. ZSI obawiał się usamodzielnienia ZSN-u, gdyż obniżyłoby to jego rangę, bowiem ogromną większość w tej organizacji stanowili spółdzielcy zaliczeni do III grupy inwalidów, podczas gdy w ZSN większość stanowili inwalidzi I i II grupy. Dziś trudno oceniać ten konflikt, gdyż nie da się ustalić, gdzie przebiegała linia rzeczywistych interesów obydwu związków.
W 1983 r. zarówno ZSI, jak i ZSN uzyskały rangę centralnych związków spółdzielczych, a zatem w pełni się usamodzielniły. W roku 1990 uznano struktury organizacyjne spółdzielczości za pozostałość gospodarki socjalistycznej. Ustawą z dnia 20 stycznia 1990 r. definitywnie zlikwidowano centralne związki, a w tym i Centralny Związek Spółdzielni Niewidomych. Z kolei ustawą z dnia 7 lipca 1994 r. zezwolono na powoływanie związków rewizyjnych, w których mogą się zrzeszać również spółdzielnie niewidomych oraz na miejsce zlikwidowanej Naczelnej Rady Spółdzielczej powołano Krajową Radę Spółdzielczą. W ten sposób zamknięty został można powiedzieć "złoty wiek" spółdzielczości niewidomych. Dziś liczba zatrudnionych niewidomych spadła do jednej trzeciej, z czego większość spółdzielni po prostu wegetuje. Na ten stan rzeczy wpłynęła wolna konkurencja i nieograniczony import towarów z całego świata.
Wielu dawnych spółdzielców z łezką w oku wspomina dawne dobre czasy. Czy jednak były to rzeczywiście dobre czasy? Pamiętajmy, że wolność i pełna demokratyzacja życia społecznego i gospodarczego musi kosztować, a tylko wolność i demokratyzacja są jedyną drogą, prowadzącą do materialnego, kulturalnego i społecznego rozwoju ludzkości.
Źródło: "Wypisy Tyflologiczne" 1974 r.
Praca napisana specjalnie do niniejszego wydania "Wypisów Tyflologicznych".
W klinice chirurgicznej na sali siódmej leżał po ciężkiej operacji beznadziejnie chory niewidomy człowiek. Kilkadziesiąt osób czekało w kolejce, aby mu oddać krew, a łzy płynęły im spod powiek. Na korytarzach czekały dziesiątki innych ludzi z trwogą i bólem w sercach. Mieli głębokie przekonanie, że tracą kogoś niezastąpionego, kogoś, kto był im ojcem i przyjacielem, kogoś, komu w wielkiej mierze zawdzięczają wszystko czym są i co posiadają.
Telefony dźwięczały, bo lekarze opiekujący się chorym oblegani byli prośbami władz miasta i województwa, organizacji społecznych i spółdzielczych, różnych środowisk, aby ratowali życie tego człowieka. A on umierał mimo potęgi wiary i miłości, która go otaczała, mimo stosowania wszystkich dostępnych leków. I kiedy po 23 dniach męki oddał duszę Bogu jednocząc się z męką Zbawiciela, bardzo wielu ludzi ogarnęła żałoba. Na jego pogrzeb zjechały setki ludzi z całego kraju. Ze Szczecina, Słupska, Wrocławia, Katowic, Krakowa, Rzeszowa, Białegostoku, z Poznania, z Bydgoszczy, z Bytomia i z Kędzierzyna, z Warszawy, Lasek, Owińsk, z Elbląga i Olsztyna, jak Polska długa i szeroka, wszyscy przyjechali do Lublina. W ciągu dwóch dni tak się skrzyknęli i pokonując trudy podróży przyjechali, aby oddać hołd i ostatnią posługę pionierowi swojej sprawy.
Kim był ten człowiek, którego odejście stanowiło tragiczny wstrząs dla tak wielu jednostek, kręgów społecznych i środowisk? "To był wspaniały człowiek" - powiedział lekarz, w którego sali cierpiał heroicznie, pocieszając innych chorych, i w końcu umarł. "To był prawdziwy człowiek" - mówili ci, którzy go długo znali i z nim współpracowali. A przecież to był także człowiek niewidomy, inwalida, którego bezradność nikogo by nie zdziwiła. Ociemniały, którego tak często ludzie o czułym sercu nazywają nieszczęśliwym, a ludzie twardzi i brutalni ciemnym kaleką. Jego życie zadało kłam tak jednej jak drugiej opinii. Zwyciężył ślepotę, i to nie tylko własną, osiągając pełnię rozwoju osobistego i wysoką rangę społeczną, ale także zwyciężył skutki ślepoty tysięcy innych niewidomych, stwarzając im bezpośrednio lub pośrednio warunki pełnej rehabilitacji i dając jej przykład.
Pełna akceptacja swojej sytuacji życiowej, spowodowanej utratą wzroku w 11 roku życia, wynikała u niego z przekonania o celowości własnego kalectwa i z wiary w Opatrzność Bożą. Mawiał niekiedy: "Dlatego wzrok utraciłem, aby ratować innych niewidomych od biedy, załamania i bezradności". To przekonanie i konsekwentna działalność, zmierzająca do jego realizacji, jest jedną z głównych tajemnic wielkości, uznanej w nim przez wielu ludzi i tego, że przezwyciężył kalectwo. "Wartość życia człowieka nie mierzy się ilością zjedzonych przez niego bochenków chleba, ale ilością i jakością dokonań". Tak mówił kiedyś do swoich przyjaciół.
Postarajmy się więc zanotować materialną sumę osiągnięć jego życia. Oto one:
- Zorganizowanie pierwszej w Polsce spółdzielni pracy niewidomych, zatrudniającej po 25 latach istnienia 700 osób, produkujących wyroby wartości około 90 milionów zł rocznie. Spółdzielnia ta wytyczyła drogę rehabilitacji niewidomych poprzez spółdzielczość - która to forma nie istnieje w innych krajach wspólnoty socjalistycznej. Rozwinęła się ona i liczy obecnie w Polsce 28 placówek
- Wprowadzenie zatrudnienia niewidomych poza tradycyjną branżą szczotkarską - w branżach: elektrotechnicznej, metalowej, przy produkcji bezpieczników samochodowych, kapsli, palników do łazienkowych piecyków gazowych, wyłączników do pralek, zaciskaczy do transfuzji krwi i innych.
Rehabilitacja zawodowa systemem przywarsztatowym kilkuset niewidomych i zatrudnienie ich systemem nakładczym
- Zorganizowanie lubelskiego Okręgu Polskiego Związku Niewidomych
- Udział w zorganizowaniu i pełnienie funkcji pierwszego prezesa Związku Spółdzielni Niewidomych w Warszawie
- Udział w organizowaniu Związku Spółdzielni Inwalidów i Centralnego Związku Spółdzielczości Pracy, a następnie pełnienie funkcji w Radzie CZSp
- Zrealizowanie własną inicjatywą i pracą organizacyjną pięciu dużych inwestycji, a mianowicie: bloku produkcyjnego dla spółdzielni w Lublinie, bloku socjalnego, mieszczącego internat i urządzenia kulturalno-socjalne oraz leczniczo-rehabilitacyjne, bloku produkcyjnego, zatrudniającego systemem nakładczym niewidome podopieczne Zakładu Specjalnego w Żułowie, oraz dwóch bloków mieszkalnych dla inwalidów zatrudnionych w spółdzielni
- Inicjatywa i pomoc organizacyjna przy budowie Zakładu Specjalnego dla Dorosłych w Lublinie, który początkowo był przeznaczony dla spółdzielni niewidomych, ale ze względu na zapotrzebowanie społeczne został przekazany Wydziałowi Zdrowia i Opieki Społecznej, oraz przy budowie Szkoły Specjalnej dla Dzieci Niedowidzących w Lublinie.
Napisał pięknie o swoim zmarłym koledze dziennikarz i literat Jerzy Szczygieł. Przytaczam z pamięci treść jego artykułu, zamieszczonego w 1972 r. w czasopiśmie brajlowskim "Nasz Świat": "Tylko ten, kto pamięta sytuację niewidomych przed 1945 r., zrozumie na czym polegała wielkość dzieła Modesta Sękowskiego. Nie był znany powszechnie, ani tak popularny jak artysta czy mąż stanu. Przypadło mu w udziale zadanie - niewielka cząstka służby dla ludzkości. Opieka i pomoc kilkuset niewidomym z województwa lubelskiego. Jego dzieło to kilkuset niewidomych, jakby wyrwanych śmierci, a oddanych życiu. To mało, a zarazem tak bardzo wiele. Za swoją pracę, nieskazitelność moralną i siłę charakteru cieszył się powszechnym uznaniem. Ale osiągnął jeszcze coś więcej. Był kochany. Był kochany przez tych wszystkich, którzy mieli szczęście i zaszczyt z nim współpracować i współżyć.
Dlatego to dziś wszystkim się zdaje, że on nie umarł, ale że tylko pojechał w daleką podróż. Będziemy o sobie wzajemnie pamiętać, pomimo rozstania. Nie może bowiem umilknąć bez echa mocne i dobre serce prawdziwego człowieka".
Słowa te wprowadzają nas w drugą dziedzinę życia Modesta Sękowskiego. Wprawdzie bowiem słuszne jest stwierdzenie, że "wartość życia człowieka mierzy się ilością i jakością dokonań", jednak trzeba je uzupełnić zwróceniem uwagi na to, że wartość życia człowieka określa przede wszystkim to, kim on jest, to, czego dokonał w sobie.
Odległa była droga wiejskiego chłopca z Luberadza w powiecie ciechanowskim do Lublina. Prowadziła przez Laski Warszawskie, które odegrały decydującą rolę w rozwoju jego osobowości.
Urodził się dnia 25 grudnia 1920 r., a więc w święto Bożego Narodzenia. Można uważać to za znak, ukierunkowujący drogę jego życia na ślady Zbawiciela. Był synem rzemieślnika Stanisława Sękowskiego i Czesławy z Wieszczyńskich. Do 1928 r. ojciec Modesta pracował w majątkach ziemskich jako stelmach, a następnie osiadł na roli otrzymanej w spadku po teściach. Matka umarła mu bardzo wcześnie, bo już w 1925 r., osierocając troje drobnych dzieci. Ojciec ożenił się po raz drugi i z tego małżeństwa urodziło się znowu dwoje dzieci. Rodzina znalazła się w trudnych warunkach materialnych, a nerwowość macochy wprowadziła atmosferę napięcia i konfliktów do życia domowego.
W 1931 r. Modest Sękowski uległ wypadkowi, wskutek którego stracił wzrok. Miał poparzone rogówki, a opóźnienie pomocy lekarskiej spowodowało całkowite ich zbliznowacenie i zmętnienie. Do szpitala w Warszawie został przywieziony przez ojca w tydzień po wypadku. Wspominał potworny ból odklejania powiek od poparzonych wapnem gałek ocznych. Nie widział nic, pozostało mu tylko poczucie światła, jako pewne złagodzenie losu człowieka niewidomego, mające jednak znaczenie praktyczne jako odróżnianie światła od ciemności, nocy od dnia.
Rozpacz spowodowana utratą wzroku objęła żywego jak iskra, ruchliwego i towarzyskiego chłopca. Wydawało mu się, że to jego koniec, że to gorzej niż śmierć, że czeka go egzystencja na łasce rodziny, a później ludzi obcych. Sądził, że nie będzie już nigdy mógł uczyć się ani pracować, a jego środowisko utwierdzało go w tym mniemaniu. Na myśl o urąganiach i wyrzekaniach macochy ogarniało go przerażenie przed powrotem na wieś do domu.
W tę grozę przeżyć ociemniałego chłopca wdarł się promień nadziei. Do szpitala oftalmicznego przyszedł ktoś z Lasek i zapytał czy jest na oddziale niewidomy. Wyszukiwano tą drogą potrzebujących pomocy i nauki, a przede wszystkim niewidome dzieci. W ten sposób odnaleziono Modesta Sękowskiego i po porozumieniu się wychowawcy i samego chłopca ze zrozpaczonym ojcem zabrano go wprost ze szpitala do Zakładu dla Niewidomych w Laskach.
Przed utratą wzroku Modest był uczniem szkoły powszechnej na wsi odległej od jego miejsca zamieszkania o 5 km. Pokonywał tę odległość, idąc przez lasy latem czy zimą. Wspominał czasem w rodzinie tę piękną i nieraz urozmaiconą przygodami, ale udręczoną deszczem i mrozem drogę do szkoły. W momencie utraty wzroku kończył właśnie klasę trzecią. Uczył się dobrze, dobrze też czytał i pisał, a zajęcia szkolne interesowały go bardzo. Oczy miał szeroko na świat otwarte, chłonął piękno i radość życia.
Przychodząc do szkoły dla niewidomych w Laskach, musiał przede wszystkim opanować czytanie i pisanie alfabetem Braille'a. Pokonanie tego zadania otwierało przed nim możliwość kontynuowania nauki bez utraty roku - po wakacjach w klasie czwartej. Ale to było niełatwe zadanie.
W Laskach przyjęła go do Zakładu późnym wieczorem nieżyjąca już Siostra Martyna i zaprowadziła do domu chłopców. Od rana został wciągnięty do nauki i życia w gromadzie - tak samo jak on - niewidzących chłopców. To mu dodało otuchy, bo nie był już sam jeden między widzącymi - inny niż wszyscy - uważany za gorszego niż wszyscy... Niewidomi koledzy rozmawiali i bawili się, byli weseli i zaradni.
Poznawanie domu i jego okolicy - po niewidomemu - trafianie do Centrali, do kaplicy, spacer po lesie, którego piękno odnajdywał już tylko w dźwiękach i woni. Przy tym rozmowy z kolegami, rozpoznawanie głosów i kroków wychowawców, nawiązywanie znajomości i przyjaźni, pomimo to, że ludzi nie można zobaczyć. Jakie to wszystko nowe, jakie trudne dla świeżo ociemniałego, przybyłego z zupełnie innego środowiska chłopca. A jednak jakże szybko uczy się on żyć "po niewidomemu", jak świetnie i odważnie zdobywa orientację w otoczeniu, w terenie, jak z podziwu godną wytrwałością opanowuje umiejętności szkolne i praktyczne, potrzebne w życiu codziennym, usamodzielniające, uniezależniające niewidomego od stałej pomocy ludzi widzących. A wkrótce staje do rywalizacji z kolegami w grach sportowych, w biegach, w chodzeniu na szczudłach. Jest odważny, opanowany, ma silną wolę. Nie okazuje nikomu, że jest mu trudno, albo smutno, nie skarży się nigdy, ani w dzieciństwie, ani wtedy gdy już dorośnie. Jest dzielnym mężczyzną, zdobywającym wkrótce autorytet wśród kolegów i uznanie nauczycieli.
Uczy się brajla. Pisanie nie jest jeszcze takie trudne, jak mawiał, i można je wyćwiczyć, a punkty oznaczające litery zapamiętać. Najtrudniejsze jest czytanie palcami przez dotyk. Modest Sękowski nauczył się jednego i drugiego, ale biegle czytał tylko jednym palcem - wskazującym u lewej ręki - i dlatego w szkole nie zawsze miał z polskiego piątki. Brakowało mu cierpliwości - jak mawiał - nie wystarczało nerwowej odporności, aby wyćwiczyć w równym stopniu dotyk wszystkich palców i czytać prawidłowo. Zaważył tu na pewno pośpiech, chciał się nauczyć czytać szybko, jak najszybciej, za wszelką cenę. Jak większość ociemniałych, męczył się czytając palcami, choć czynił to zupełnie biegle i z piękną dykcją. On przecież wiedział jak szybko i łatwo czyta się wzrokiem.
Po nauczeniu się czytania i pisania alfabetem brajlowskim Modest Sękowski podjął naukę w szkole dla niewidomych już w klasie czwartej. Rozwijał się wszechstronnie, umysłowo, fizycznie - dzięki sportowi, który z zamiłowaniem i wytrwałością uprawiał - oraz duchowo - pod wpływem głęboko religijnej atmosfery Zakładu w Laskach.
W 1934 r., a więc w trzy lata po wypadku syna, umiera ojciec Modesta. Sieroctwo jego staje się więc zupełne. Wyjeżdża na wakacje do domu, w którym jest już tylko macocha, dwoje rodzonego i dwoje przyrodniego rodzeństwa. Macocha zabrania mu wracać do szkoły w Laskach, twierdząc, że nie może łożyć pieniędzy na jego utrzymanie i wykształcenie. Modest staje znów w obliczu klęski... Cóż może go czekać na wsi, bez ukończonej szkoły, bez zawodu, bez przyjaciół, samotnego niewidomego wśród społeczności widzących, ceniących w człowieku wyłącznie sprawność fizyczną i przydatność do pracy na roli? Jest pewien, że czeka go tam tylko poniewierka.
Wieśniacy mówią: "W tej szkole i tak cię niczego nie nauczą, bo czego może nauczyć się niewidomy"? Ale Modest jest energiczny, już wtedy w 14 roku życia i nie zamierza łatwo przegrać swojej szansy, próbuje walczyć do końca. Pisze brajlem list do Pana Ruszczyca: "Nie wrócę do Lasek, bo macocha nie ma pieniędzy". Pan Ruszczyc nie zwleka. Natychmiast jedzie na wieś do Dramina, gdzie mieszkają wówczas Sękowscy. I zaraz wraca do Lasek, ale nie sam, tylko z Modestem, biorąc go pod całkowitą opiekę Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi. Bo nie miał przecież rodziny. Ten kilkunastoletni chłopiec był już zupełnie samotny.
Od momentu powrotu do Lasek, za sprawą pana Ruszczyca zawiązała się między nimi dwoma - wychowawcą a wychowankiem - więź szczególnie serdeczna. Poczucie wdzięczności wychowanka za ratunek, za przywrócenie na drogę życia - tę jedną spontaniczną, krótką, szybką, zdecydowaną odpowiedź na dziecięcy list, którego alarmującą treść odczytać trzeba było pomiędzy wierszami.
Modest Sękowski ukończył w Laskach szkołę podstawową i zawodową. Jego zdolności i cechy charakteru zwróciły nań uwagę wychowawców i nauczycieli, a Matka Czacka prosiła, by nad nim czuwać, bo dobrze się zapowiada.
Już w roku szkolnym 1919/20 pierwszy niewidomy został skierowany przez Matkę Czacką do Seminarium Nauczycielskiego. W następnych latach pięcioro niewidomych ukończyło seminaria nauczycielskie prywatne lub państwowe. Po kilku latach praktyki nauczycielskiej w Laskach jako jedni z pierwszych uzyskali kwalifikacje wyższe w Państwowym Instytucie Pedagogiki Specjalnej, zorganizowanym przez M. Grzegorzewską. Ci właśnie niewidomi byli między innymi, nauczycielami Modesta Sękowskiego w szkole laskowskiej.
Krótko przed wybuchem II wojny światowej podjęto w Laskach nowy eksperyment pedagogiczny: wytypowano kilku absolwentów szkoły podstawowej i przerabiano z nimi kurs gimnazjum ogólnokształcącego. Dwaj z nich (w tym Modest Sękowski) zdali dobrze do gimnazjum im. Reytana i uczęszczali doń w latach 1937/38 i 1938/39. Następnie - już w czasie wojny - przerabiali kurs licealny i w 1942 r. złożyli na kompletach tajnego nauczania egzamin maturalny i uzyskali świadectwo dojrzałości. Obaj następnie ukończyli studia wyższe. Był to dalszy stopień próby wprowadzenia niewidomych do szkół średnich w integracji z młodzieżą widzącą, udostępnienia im studiów wyższych w znacznie poszerzonym zakresie specjalności, a tym samym uzdolnienia do pracy umysłowej.
Lata wojny nie były dla młodzieży jedynie latami nauki. Dotyczyło to także Modesta Sękowskiego. Przez okres wojny przebywał on w Laskach, pracując w szczotkarni Zakładu oraz pomagając w pracy wychowawczej. Warunki materialne Zakładu dla Niewidomych w Laskach były bardzo trudne. Brakowało środków na zakup żywności i odzieży, dom chłopców został zburzony w czasie działań wojennych 1939 r., więc dokuczała ciasnota. Zakład dawał schronienie licznym uchodźcom, osieroconym dzieciom, a także stanowił oparcie dla oddziałów partyzanckich walczących w Puszczy Kampinoskiej i dla oddziałów powstańczych walczącej Warszawy. Niewidomi uczestniczyli we wszystkich zadaniach podejmowanych przez Zarząd i Pracowników Zakładu. Uczestniczyli przede wszystkim przez współudział w cierpieniach ludności chroniącej się w Laskach, dzieląc się z nimi skromnymi środkami utrzymania, cierpiąc wraz z nimi głód i chłód bez słowa narzekania, które mógłby wycisnąć egoizm lub instynkt samozachowawczy. Wiele razy niewidomi narażali swoje bezpieczeństwo dla ukrycia prześladowanych, lub dla udzielenia pomocy akcjom konspiracyjnym skierowanym przeciw wrogowi.
W 1944 r. podczas powstania warszawskiego, toczyły się walki w Puszczy Kampinoskiej. Laski, z woli bohaterskiej Matki Czackiej, włączyły się bez zastrzeżeń w walkę o wyzwolenie Ojczyzny. Kiedy przestała funkcjonować zbombardowana Elektrownia Warszawska i zasilać prądem piekarnię w Laskach, Modest Sękowski wraz z kolegą podjął się ręcznego wyrabiania ciasta na chleb dla setek ludzi, mieszkających w Laskach, lub szukających w Zakładzie pożywienia, a także dla rannych, leżących w zaimprowizowanym szpitalu zakładowym. Cztery dni w tygodniu przychodzili na 1 - 2 godziny, czasem na dłużej, zastąpić siostrę w tej ciężkiej dla niej pracy. Był to duży wysiłek, nieefektowny, niezauważalny, ale tak potrzebny do życia jak chleb. Zorganizowano w laskach szpital polowy, zapewniono żołnierzom wyżywienie, a dowództwu łączność. Modest wraz z kilkoma kolegami, był wtedy także członkiem drużyny sanitarnej. Odbierali przywiezionych na teren Zakładu rannych i przynosili ich do szpitala. W przodzie noszy szedł szczątkowo widzący, w tyle zupełnie niewidomy. Pomagali także w szpitalu jako sanitariusze, dźwigając ciężko rannych, służąc im w miarę swych sił. Poległym zmarłym w szpitalu kopali groby. Trud to był ogromny, czasem połączony z dużym niebezpieczeństwem. Czynili to z prostotą i przekonaniem, że spełniają obowiązek żołnierski, że nie robią nic nadzwyczajnego. Niewidomi współdziałający w walkach powstańczych, to chyba zjawisko bez precedensu, godne podziwu i wzruszenia.
W okresie wojny, przez kilka miesięcy, Modest Sękowski, wraz z grupą innych, dorosłych wychowanków Lasek, przebywał w Żułowie. Zaraz po jej wybuchu Zakład zdecydował, że ze względu na brak środków utrzymania zostaną tam przeniesieni w miejsce bezpieczne i oddalone od frontu. We wrześniu 1939 r. wyruszyli w drogę. W Chełmie powitało ich na stacji straszliwe bombardowanie pociągu, które jednak wszyscy przeżyli. Wreszcie dotarli do Żułowa, dużego gospodarstwa rolnego należącego do Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi. Czy to miała być stacja docelowa drogi życiowej Modesta i jego kolegów? Pomagali w pracach gospodarczych, czuli się potrzebni, ale życie było tak monotonne, a na świecie działy się wielkie i tragiczne sprawy. Tęsknili do Lasek i wkrótce nadeszła decyzja Zarządu, że mogą tam wracać. Powrócili i dzięki temu przeżyli wojnę, okupację, a wreszcie Powstanie razem z Warszawą.
W 1941 r. Modest Sękowski ciężko zachorował. W 21 roku życia - aż dziwne, że tak młodo - zachorował na owrzodzenie żołądka i dwunastnicy. W świetle współczesnej patofizjologii korowotrzewnej, etiologia tej choroby ściśle jest związana ze stanem psychicznym pacjenta. Dotyczy to szczególnie jednostek wrażliwych, z przewagą procesów hamowania, nadpobudliwych nerwowo, a opanowanych. Te właśnie cechy systemu nerwowego charakteryzowały Modesta. A stresy psychiczne, które mogły leżeć u źródła choroby wrzodowej, łatwo jest wskazać. Podwójne osierocenie, utrata wzroku, pozbawienie środowiska rodzinnego, śmierć brata wcielonego siłą do wojska niemieckiego - jako zamieszkałego na terenie "Rzeszy" - śmierć siostry, codzienne cierpienie i stres ślepoty, bolesne przeżycia wojenne, lęk o los ojczyzny, o ludzi bliskich, a wreszcie ciągła frustracja potrzeb, aspiracji, uczuć i ambicji bardzo zdolnego i energicznego mężczyzny... To wiele sytuacji stresowych, a jeśli do tego dołączymy chłód, ciągłe niedojadanie, a nawet głód, który był udziałem społeczeństwa polskiego w okresie okupacji, to możemy zrozumieć dlaczego tak młody człowiek zapadł na chorobę wrzodową, która w 30 lat później odnowiła się i doprowadziła do przedwczesnej śmierci. Ale w latach 1941-43 Modest Sękowski - swoim zwyczajem - cierpiał w milczeniu. Okazał znowu jak silną ma wolę. Choć jednak był tak delikatny i nikogo nie chciał absorbować swoim cierpieniem, skierowano go do znanego internisty dr Wąsowicza, który starał się o zlikwidowanie wrzodu żołądka przez odpowiednią dietę i środki farmakologiczne. Niestety nie dało to pożądanego wyniku. Po dwóch latach choroby sam podjął decyzję ryzykowną, ale słuszną. Powiedział później: "Tak dalej nie mogłem żyć. Lepiej było umrzeć niż tak się męczyć. Poszedłem do Szpitala Ujazdowskiego i poddałem się operacji". Ciężka operacja - resekcja żołądka - w 1943 r. udała się. Pomimo ogólnego niedojadania, a nawet głodowania w okresie okupacji Modest Sękowski przez cały czas kuracji miał wszystko, co mu było potrzebne: bułki, masło, kasze, białe mięso itd. Pan Ruszczyc kazał mu to wszystko kupować. Dzięki temu pewno wyzdrowiał i wracał do sił. Był podobny do tego, który walczył jako 18- i 19-letni chłopiec w Biegach Narodowych, który uparcie i z zamiłowaniem trenował lekkoatletykę. Wracała mu energia i radość życia. Pracował nad sobą, miał ambitne plany, w których na pierwszym miejscu stawiał osiągnięcie mocnego, szlachetnego charakteru i osiągnięcie niezależności osobistej dzięki wykształceniu uzdalniającemu do pracy zawodowej. Był religijny w prawdziwym znaczeniu tego wyrazu jego stosunek do Boga był stosunkiem miłującego syna do wszechmocnego i dobrego Ojca.
W 1945 r. - na życzenie Zarządu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi, a zwłaszcza pana Ruszczyca, największego przyjaciela niewidomych wśród widzących - jak napisał jego wychowanek a obecnie działacz PZN Adolf Szyszko - Modest Sękowski podjął nowe pionierskie zadanie, wymagające pełnej dojrzałości. Przyjął odpowiedzialność za grupę niewidomych, podjął wraz z nią próbę całkowitego usamodzielnienia się, integracji ze społeczeństwem widzących, zorganizowania rehabilitacji niewidomych przez nich samych. Z roli podopiecznych społeczeństwa i Zakładu mieli dorosnąć do roli współpartnerów ponoszących pełną odpowiedzialność za siebie i za innych, potrzebujących pomocy bądź kierunku, do roli obywateli przyczyniających się do pomnażania majątku i kultury społeczeństwa.
I tak Modest Sękowski - zaraz po wojnie - wszedł w nowy, najbardziej twórczy i chyba najszczęśliwszy okres swego życia. 2 października 1945 r. przyjeżdża do Lublina, aby zająć się organizowaniem spółdzielni pracy niewidomych oraz podjąć studia uniwersyteckie. Zarówno pierwsze, jak i drugie zamierzenie było pionierskie. Ażeby to uzasadnić, należy w kilku przynajmniej zdaniach przedstawić sytuację niewidomych na Lubelszczyźnie w okresie międzywojennym (1918-1939).
Województwo lubelskie należało wówczas do tzw. Polski B, było słabo zaludnione, zacofane gospodarczo i zaniedbane pod względem kulturalnym. Nie istniał tam wówczas żaden ośrodek grupujący niewidomych. Inwalidzi wojenni z I wojny światowej, posiadali koncesje na prowadzenie sklepów z artykułami monopolowymi lub otrzymywali renty wojskowe. Renty otrzymywali również niewidomi inwalidzi pracy. Reszta niewidomych - w tym także dzieci - była często pozbawiona jakiegokolwiek oparcia i pomocy, pozostawała na utrzymaniu swych rodzin. Wielu z nich, nie mając żadnych środków utrzymania trudniło się żebraniną, pozorowaną niekiedy muzykowaniem, albo sprzedażą uliczną.
Zakład dla Ociemniałych w Laskach, Instytut Głuchoniemych i Ociemniałych w Warszawie i Zakład dla Ociemniałych przeniesiony ze Lwowa, z własnej inicjatywy penetrowały Lubelszczyznę, prowadząc nabór dzieci do szkół dla niewidomych. Zakłady te utrzymywały się z ofiar społeczeństwa, funduszy miast, w których się znajdowały i z opłat, jakie niekiedy uiszczali rodzice lub opiekunowie wychowanków. Ówczesne władze państwowe zapewniały jedynie nieliczne etaty nauczycielskie w Zakładach dla niewidomych dzieci. Niewidomi nie wiedzieli wówczas, że mogą pracować, uzyskać niezależność materialną i swoje miejsce w społeczeństwie. Na lubelszczyźnie wskutek ogólnego zacofania byli oni szczególnie bezradni i pozbawieni aspiracji usamodzielnienia się. Pojęcie rehabilitacji inwalidów było tam zupełnie nie znane. Po II wojnie światowej liczba inwalidów wzroku gwałtownie wzrosła: ociemniali żołnierze, ofiary wybuchów niewypałów, bombardowań, ludzie którzy utracili wzrok na robotach przymusowych i w obozach zagłady. A niedożywienie dzieci i matek, złe warunki higieniczne, brak pomocy lekarskiej, powodowały również wzrost liczby niewidomych. Temu właśnie tragicznemu stanowi rzeczy przyszedł zaradzić Modest Sękowski, który sam był ociemniały, a miał tylko 25 lat.
Przyjechał do Lublina z kilkoma kolegami, także wychowankami Lasek, którzy wspólnie z nim, początkowo pod kierunkiem H. Ruszczyca, podjęli trud zorganizowania środowiska niewidomych województwa i zapewnienia im pracy oraz warunków życia. Planowali także wyszukiwanie na wsiach niewidomych dzieci i kierowanie ich do szkół, a dorosłych ociemniałych na szkolenie przywarsztatowe lub do ośrodka rehabilitacji dla inwalidów wojennych, prowadzonych wówczas w Surhowie przez pana Ruszczyca.
Grupę założycieli pierwszej w Polsce Spółdzielni Inwalidów Niewidomych cechowała ofiarna i bezinteresowna, wręcz heroiczna postawa. Dawali jej wyraz choćby tylko w pokonywaniu trudów samodzielnego życia pozbawionego zabezpieczenia materialnego, sami w dwupokojowym mieszkaniu stutysięcznego miasta, bez pieniędzy i w skąpej odzieży, bez znajomości terenu, dając oparcie przez kilka pierwszych miesięcy jedynie w stołówce PCK.
Ruszczyc otrzymał w PCK przydział lokalu na ul. 1 Maja, co było znacznym sukcesem, ułatwił nawiązanie kontaktów z władzami, załatwiał wspólnie z M. Sękowskim sprawy w urzędach, służąc pomocą w pierwszym okresie zawsze, gdy zachodziła potrzeba. Zakład w Laskach podzielił się z nimi tym, czym mógł, ale mógł bardzo niewiele, bo był zrujnowany przez wojnę. Było "głodno, chłodno i do domu daleko", jak relacjonował jeden z nich, ale ani przez chwilę nie zrezygnowali z zadania, którego się podjęli. Byli pionierami, walczyli o byt i godność ludzką, o prawo do życia w społeczeństwie Polski Ludowej dla ludzi niewidomych. Oparcie moralne stanowiło dla nich serdeczne koleżeństwo i zaufanie wzajemne. Ich przywódcą, najpierw pełniącym rolę opiekuna, później kierownika, a wreszcie prezesa organizującego się zespołu późniejszej spółdzielni był od początku Modest Sękowski.
Równocześnie, w październiku 1945 r., podjął on studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, wybierając Wydział Humanistyczny, sekcję historii. Kierował się tutaj swoim zainteresowaniem, uzdolnieniami humanistycznymi, oraz realną oceną technicznych możliwości studiowania bez wzroku i bez oprzyrządowania, którego w tamtym czasie niewidomi nie posiadali. Był pierwszym niewidomym studentem w Lublinie i jednym z pierwszych w Polsce. A więc i w tej dziedzinie okazał się pionierem.
Początkowo odniesiono się z niedowierzaniem do jego aspiracji, później zaimponował profesorom i studentom głęboką kulturą osobistą, gruntownym wykształceniem na poziomie szkoły średniej, taktem w zachowaniu się, wreszcie nieprzeciętnymi uzdolnieniami i pilnością. Słuchał wykładów wybitnych uczonych, którzy w Lublinie wznawiali powojenną pracę naukową i dydaktyczną. Chodził po mieście zupełnie sam, podobnie jak kiedyś po Warszawie, mimo że nic nie widział. Jako człowiek młody, krępował się białej laski i niestety, nie używał jej, uważając, że budzi litość, której bardzo nie lubił doznawać. W ręce trzymał tylko krótki, brązowej barwy kijek, albo gałązkę z drzewa i lekko nią poruszał w razie potrzeby, aby odnaleźć np. bramę, drzwi czy sklep, który dokładnie lokalizował w swojej pamięci i wyobrażeniu przestrzennym. Zdumiewająca była jego znajomość miasta, umiejętność trafiania do celu. Aż trudno było uwierzyć, że był niewidomym. Poczucie światła, jakie mu pozostało po wypadku, służyło tu pewną pomocą, głównie jednak dzięki spostrzegawczości pozostałych zmysłów inteligentnie wnioskował i świetnie pamiętał. Wszystko to zawdzięczał treningowi, swojej wytrwałej pracy.
Dopóki w Lublinie nie było komunikacji miejskiej, codziennie przemierzał cztery razy odległość ok. 5-kilometrową z ul. 1 Maja na Aleje Racławickie, gdzie znajdował się Uniwersytet. Chodził przez tzw. Nową Drogę, która przecinała w poprzek miasto i skracała wędrówkę. Nie była ona oświetlona, brukowana, a nawet zrównana. Zdarzały się na niej doły i rowy, a co najgorsze, czaili się tam chuligani, którzy atakowali i rabowali przechodniów. Ludzie bali się tamtędy chodzić. A on często wracał późnym wieczorem do domu.
Jego tryb życia wyglądał wówczas następująco. Rano szedł na Uniwersytet na wykłady i ćwiczenia, a następnie załatwiał w Urzędach sprawy niewidomych i organizującej się ich placówki pracy. W porze obiadowej wracał na 1 Maja, bo przecież musiał się zatroszczyć, jak żyją jego koledzy, wydać dyspozycje wykonania potrzebnych czynności, podzielić się wiadomościami, jak postępuje załatwianie ich spraw wspólnych. Następnie znów wracał na Uniwersytet, aby studiować i nawiązywać kontakty z ludźmi, których należało zainteresować sprawą niewidomych. Wieczorem wracał do domu.
Był zawsze szczupły i delikatny. Wzrostu około 180 cm., blondyn o pociągłej sympatycznej twarzy budził sympatię otoczenia. Miał niezwykle miły, ujmujący uśmiech, a oczy, mimo że matowe - ze względu na przepaloną rogówkę - zachowały swój błękitny kolor i wyraz, który zmieniał się zależnie od jego nastroju. Najczęściej miały one wyraz spokoju, pogody i dobroci. Był bowiem łagodny i życzliwy, nawet postępując twardo i nieustępliwie, jeżeli uważał, że to jest słuszna metoda aby osiągnąć cel. Umiał nawiązywać i podtrzymywać serdeczny kontakt z ludźmi, obojętne, czy to z niewidomymi, czy z widzącymi. Ci ostatni często zapominali, że mają przed sobą niewidomego, któremu się współczuje, doznawali raczej wrażeń budzących w nich podziw, szacunek i sympatię dla tego człowieka. Zachowywał się bowiem z godnością i powagą, rozmawiał inteligentnie i ciekawie, potrafił żartować. A przy tym nigdy nie rezygnował ze sprawy, którą uważał za słuszną. Czuł się odpowiedzialny za los najpierw małej grupy, a później coraz większej gromady niewidomych, którzy mu zaufali i którzy na niego liczyli.
29 grudnia 1945 r. odbyło się zebranie organizacyjne członków spółdzielni. Wiosną 1946 r. prezes Sękowski uporawszy się z licznymi formalnościami koniecznymi dla zapewnienia podstaw prawnych nowo założonej spółdzielni, przystąpił do organizowania produkcji, a więc zaopatrzenia w surowce, zbytu wyrobów szczotkarskich, a następnie do kompletowania załogi oraz do zaspakajania potrzeb lokalowych.
Przede wszystkim położył nacisk na werbunek niewidomych zamieszkujących teren województwa lubelskiego. Chodziło tu o realizację zasadniczego celu działania, to jest o rozszerzenie zasięgu rehabilitacji społecznej i zawodowej niewidomych. Sękowski opracował krótki biuletyn informacyjny dla niewidomych Lubelszczyzny, informujący ich o powstaniu spółdzielni i możliwościach przeszkolenia, a następnie zatrudnienia inwalidów wzroku, a także włączenia ich do społecznej organizacji jednoczącej niewidomych, tj. Związku Pracowników Niewidomych.
Ten apel do wszystkich niewidomych województwa lubelskiego rozprowadzały Rady Narodowe wszystkich szczebli, Związek Samopomocy Chłopskiej, Polski Czerwony Krzyż, a także Kuria Biskupia - którą wówczas kierował obecny Prymas Polski - poprzez wszystkie parafie i punkty katechetyczne.
Pierwsza po wojnie rejestracja niewidomych na Lubelszczyźnie dała dobre wyniki, bo współdziałało w niej całe społeczeństwo, kierowane przez władze i organizacje, zjednane przez Modesta Sękowskiego dla sprawy niewidomych. Było wówczas tyle ważnych i pilnych spraw w tym gorącym powojennym okresie, że trzeba było gorącego rzecznika ok. 20000 rzeszy niewidomych polskich, aby znalazł się czas, miejsce i środki na objęcie ich opieką i rehabilitacją.
Wkrótce po rozesłaniu Biuletynu biuro spółdzielni - w którym pracowała już jedna widząca osoba poza Zarządem Spółdzielni - zaczęli odwiedzać niewidomi. W zależności od potrzeb, prezes albo starał się o umieszczenie niewidomego dziecka w szkole, albo o zapomogi i ulgi podatkowe dla rolników, albo też zatrudniał zdolnych do pracy w nowej spółdzielni. Doceniając wagę sprawy rejestracji, a następnie rehabilitacji niewidomych, prezes Sękowski nie szczędził czasu na rozmowy z coraz liczniej przybywającymi inwalidami. Przekonywał ich o możliwościach pracy i usamodzielnienia się, odbudowywał w nich chęć do życia, poczucie osobistej wartości i godności. Można powiedzieć, że prowadził rehabilitację psychiczną, ogromnie potrzebną: zwłaszcza tym, którzy niedawno wzrok stracili - ofiarom wojny.
Ale nie ograniczał się do oczekiwania w biurze spółdzielni na niewidomych, którzy przyjdą do niego. Wychodził im naprzeciw - szukał ich i znajdował, a każdym się szczerze radował. Chodził po szpitalach Lublina i miast powiatowych, pytając czy są w nich niewidomi inwalidzi. Znajdował ich często, czekali bez nadziei na przyszłość, często psychicznie załamani, pozbawieni rodzin i środków do życia. Szpitale nie wypisywały ich długo po wyleczeniu, bo nie było dokąd ich odsyłać, a przecież trudno wyrzucić niewidomego człowieka na ulicę. Więc niewidomi czekali "aż ich ktoś kupi", jak jeden z nich powiedział.
Zjawiał się w końcu prezes Sękowski, "kupował ich", zabierał do spółdzielni, a później do swego ciasnego mieszkania i dzielił się z nimi skromnym bochenkiem chleba. Potem uczył ich pracy "po niewidomemu" i zatrudniał.
Modest Sękowski szukał niewidomych nie tylko w szpitalach. Jeździł po wsiach, zapadłych osadach i wyszukiwał niewidome dzieci, aby je posłać do szkoły. Zbierał także spod kościołów żebrzących niewidomych i prowadził do spółdzielni. Przekonywał ich, że mogą pracować, że będą zarabiać, bo to wstyd być żebrakiem, to kompromituje wszystkich niewidomych.
Każdego nowego członka spółdzielni trzeba było zdobywać osobiście i oddzielnie. Nad każdym się Sękowski pochylał, każdemu podawał rękę, obdarowywał. Dlatego właśnie każdy był mu zawsze tak drogi. I dlatego niewidomi uznawali w nim nie tylko prezesa, ale także ojca.
Rosła spółdzielnia i zanim stała się bogata w pieniądze, budynki i maszyny, bogata była ilością niewidomych, których było coraz więcej. Wszyscy liczyli na prezesa, byli spokojni bo ufali, że on wszystkiemu zaradzi. A on musiał zapewnić im każdego dnia pracę, godziwe wynagrodzenie. Praca była dla nich nie tylko źródłem utrzymania, ale treścią życia, warunkiem rehabilitacji.
Potrzeby rosły. Na szczęście, po zaspokojeniu tych podstawowych - bytowych, budziły się potrzeby kulturalne, społeczne. Więc prezes organizował wyprawy do teatru i do operetki, zapewniał lektorów czasopism i książek, zaopatrywał w radio, a kiedy zaświeciło słońce, szli niewidomi ze swymi przyjaciółmi na wycieczki poza miasto.
Doceniając potrzebę i znaczenie popularyzacji sprawy niewidomych w społeczeństwie, Modest Sękowski umieszczał często krótkie wzmianki w miejscowej prasie i radio o działalności spółdzielni i jej problemach. W wyniku tej akcji, a także dzięki wytrwałym staraniom u Władz, Związek Rewizyjny Spółdzielni "Społem" i Związek Samopomocy Chłopskiej zasiliły fundusz zakładowy Spółdzielni Niewidomych dość znaczną - jak na owe czasy - kwotą. Umorzono także podatek dochodowy i zwolniono częściowo z podatku obrotowego niewidomych spółdzielców.
Modest Sękowski miał szczególną umiejętność pomyślnego załatwiania spraw urzędowych. W kontaktach z Instytucjami i ludźmi na eksponowanych stanowiskach - jak zresztą zawsze - był bardzo ujmujący. Miał ładny głos i pięknie się wypowiadał. Jego urok osobisty polegał chyba na tym, że z jednej stromy widziało się w nim bezbronność niewidomego, delikatność i wrażliwość, a z drugiej energię, siłę przekonania o słuszności sprawy, o którą walczy, nie lękając się niczego, ufając ludzkiej dobroci i sprawiedliwości. Każdy poznawał w nim człowieka całkowicie bezinteresownego i prawdziwie niezwykłego. Nie można mu było odmówić, kiedy zabiegał o dobro niewidomych i o rozwój ukochanej spółdzielni, warsztatu pracy dla nich. Ludzie podziwiali: jak to może być, że on nic nie widzi i we wszystkim się orientuje, tak wiele wie i o polityce, i o przemyśle, i o sporcie? Zna języki obce, a jakże się ich nauczył?
Charakterystyczna była dla niego szerokość zainteresowań. Wszystko chciał wiedzieć. Radio było dlań źródłem informacji, czytał wiele, dyskutował i miał swoje poglądy, swój sąd o zdarzeniach i postawach. Rozumował bardzo logicznie, dążył do maksymalnego obiektywizmu. Rozmawiał chętnie, dyskutował, pytał o wiele rzeczy, z którymi miał styczność, lub o których słyszał. Pytał zwłaszcza o to, co było mu potrzebne w jego odpowiedzialnej pracy. Pracował przecież na stanowisku prezesa zarządu, dyrektora średniego przedsiębiorstwa przemysłowego wielobranżowego, o profilu rehabilitacyjnym. Nie mając specjalistycznego wykształcenia ekonomicznego, stał się dzięki swym zdolnościom i praktyce cenionym organizatorem produkcji, działaczem spółdzielczym, piastującym wysokie godności i funkcje w polskim ruchu spółdzielczym i związkowym, a zwłaszcza w ruchu inwalidzkim.
Można sobie zadawać pytanie: czy wskutek utraty wzroku zdolności jego rozwinęły się, czy uległy ograniczeniu? Nie znajdujemy odpowiedzi, należy się jednak spodziewać, że człowiek tej miary co Modest Sękowski, dotkliwie odczuwał ograniczenia jakie narzuciła mu ślepota, a zwłaszcza społeczną, wciąż niedowartościowaną sytuację człowieka niewidomego. Skutki ślepoty, których przekroczyć się nie da, przyjął z całym realizmem i oddał je Bogu jako dar, którego On zażądał.
W 1951 r. Modest Sękowski ukończył studia historyczne na Uniwersytecie. Miał w indeksie same bardzo dobre oceny, a profesor filozofii twierdził, że był najzdolniejszym z jego studentów. Te studia pogłębiły jego kulturę ogólną, jego humanizm praktyczny, który realizował w codziennej trosce o każdego człowieka, w wiernej służbie ludziom, którym przewodził. Miał nastawienie życiowe raczej społecznika aniżeli intelektualisty, to też pracy naukowej się nie poświęcił.
W 1948 r. założył rodzinę. Małżeństwo z osobą widzącą, od 1946 r. współpracującą z niewidomymi, a później ojcostwo, umożliwiły mu jeszcze bardziej wszechstronny rozwój osobowości. Dzięki żonie i synom zyskał dom rodzinny, którego słodyczy i bezpieczeństwa u własnych rodziców tak wcześnie został pozbawiony. Synowie byli jego radością, dumą i nadzieją, a żona przyjacielem. Wracał do domu ze spółdzielni po ciężkim dniu pracy, a wychodził o szóstej rano, aby zdążyć przed pracą na Mszę św. Tak było przez 24 lata rodzinnego życia. Uważał, że jest potrzebny przede wszystkim swoim niewidomym, że musi być z nimi najdłużej. Brał udział w rozkwitającym bujnie kulturalnym, sportowym, młodzieżowym, a nie tylko produkcyjnym życiu spółdzielni.
Był prezesem, który zintegrował się ze swoim zakładem pracy i z jego załogą. A ona cała uważała, że ma do niego pełne prawo. Przychodzili do niego ludzie ze sprawami ważnymi i drobnymi, nieraz najbardziej osobistymi. Przychodzili do niego nie tylko do spółdzielni ale i do domu, nieraz późnym wieczorem. A on każdego wysłuchał, nikomu nie odmówił pomocy, nieraz skrytykował i kazał się zmienić człowiekowi, który źle postępował. Nikogo nie odesłał, mówiąc, że nie ma czasu. Czekali na niego już o szóstej rano przed domem, aby go odprowadzić do pracy i po drodze prosić o radę, obarczać swoimi kłopotami.
W stosunku do ludzi, w gotowości pomocy i umiejętności przejmowania się cudzymi sprawami, bardziej niż własnymi, przejawiała się ogromna dobroć Modesta Sękowskiego. Szczególnie opiekował się niewidomymi chorymi albo upośledzonymi oraz osamotnionymi staruszkami. Był kochającym wychowawcą dla dzieci i młodzieży, chociaż wymagał wiele, chciał żeby byli dzielni i prawi. Nikogo nie potępiał, nikim się nie brzydził, o nikim nie wyrażał się źle, a to jest wielką sztuką.
Bieg życia Modesta Sękowskiego był ściśle związany z dynamicznym rozwojem dzieła jego życia, to jest Spółdzielni Inwalidów Niewidomych w Lublinie. Od 1948 r. trwa ciągłość jej pracy produkcyjnej. W 1950 r. przeprowadza się pierwsze szkolenie przywarsztatowe grupy niewidomych z miasta i województwa lubelskiego. W 1951 r. powstaje Polski Związek Niewidomych i jego Okręg w Lublinie. Spółdzielnia otrzymuje nieco większy lokal, dzięki czemu można rozszerzyć produkcję i zatrudnienie, a przy tym rozwinąć w niej działalność kulturalno-oświatową, zespoły muzyczne, chóralne, recytatorskie oraz sekcje sportowe. Rozwija się też forma pracy nakładczej (chałupniczej) niewidomych na wsi, do której znaczenia rehabilitacyjnego prezes przywiązuje wielką wagę.
W 1959 r. są już wybudowane dwa bloki mieszkalne dla niewidomych i ich rodzin, a w 1963 r, zostaje oddany do użytku blok produkcyjny. Wprowadza się nowe asortymenty do produkcji, zwiększając znacznie liczbę zatrudnionych niewidomych. W 1969 r. spółdzielnia wzbogaciła się o blok socjalny i internat, a w 1972 zbudowano blok produkcyjny w Zakładzie Specjalnym dla Niewidomych Kobiet w Żułowie. To było ostatnie osiągnięcie Modesta Sękowskiego, kosztujące go bardzo wiele wysiłku - ze względu na położenie odległe od miasta - ale stanowiące potrzebę jego serca. Inwestycja w Żułowie jest wyrazem współpracy z Towarzystwem Opieki nad Ociemniałymi i troski o los tej trudnej do prowadzenia placówki, związanej przez pracę niewidomych podopiecznych ze spółdzielnią lubelską.
Modest Sękowski, poza funkcjami pełnionymi w spółdzielczości i ruchu związkowym niewidomych, był działaczem społecznym, zaangażowanym w prace Wojewódzkiej Rady Narodowej w Lublinie, w której funkcje radnego pełnił przez dwie kadencje jako przedstawiciel środowiska inwalidzkiego i spółdzielczości. Był członkiem i inicjatorem Polskiego Komitetu Zapobiegania Ślepocie, na czele którego stoi prof. dr Tadeusz Krwawicz oraz członkiem Polskiego Towarzystwa Walki z Kalectwem. Był również honorowym członkiem Związku Inwalidów Wojennych PRL i Związku Ociemniałych Żołnierzy, a także aktywnie działał w Towarzystwie Przyjaciół Dzieci.
Sukcesom, powodzeniu, coraz częściej zaczęły towarzyszyć chwile trudne, bowiem zawiść jest cieniem ludzkiego uznania i każdy podziwiany człowiek musi doznać jej goryczy. Był gotów odejść od swego Dzieła, kiedy się zorientował, że środowisko jest niechętne wymaganiom, które uważał za konieczne, atmosferze współżycia, którą tworzył, że chcą niektórzy przekształcić spółdzielnię w placówkę tylko ekonomiczną, z zaniedbaniem zadań rehabilitacyjnych i wychowawczych.
Ostatni rok życia był dla niego trudny. Dotychczas pracował dla spółdzielni, teraz zaczynał cierpieć dla niej. Zdawało się nieraz, że nawet najbliżsi przestają go rozumieć, przestają mu ufać.
Jako wychowanek Zakładu dla Niewidomych w Laskach do końca zachował głęboki i serdeczny z nim związek. Z wychowanka stał się współpracownikiem i wieloletnim członkiem Zarządu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi. Szczególne zasługi położył w dziedzinie eksperymentowania nowych kierunków szkolenia zawodowego niewidomych wspólnie z Henrykiem Ruszczycem, oraz w dziedzinie zatrudnienia absolwentów Zakładu w Laskach i poprawy warunków życia, łącznie z wprowadzeniem zatrudnienia pensjonariuszek w Żułowie.
Jego nieskazitelna uczciwość, bezinteresowność, umiejętność kierowania bardzo zróżnicowanym środowiskiem inwalidzkim, zasługi na polu rehabilitacji, to jest włączania niewidomych do produkcji i pracy społecznej, były ocenione wysoko przez władze państwowe. Został odznaczony Medalem X-lecia, Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kawalerskim, a następnie Oficerskim Orderem Odrodzenia Polski. Ponadto posiadał liczne odznaczenia spółdzielcze, społeczne, organizacyjne.
Wyniki pracy Modesta Sękowskiego można właściwie ocenić na tle sytuacji niewidomych przed rokiem 1945, w którym rozpoczynał swoją działalność. Był pionierem sprawy rehabilitacji inwalidów, był niewidomym, który wyzwolił niewidomych z nędzy i zacofania, zyskując dla nich uznanie i pełne prawa w społeczeństwie. Był wzorem zrehabilitowanego niewidomego, który heroicznym stosunkiem do swego ciężkiego kalectwa, potrafił nie tylko sam osiągnąć wysoki poziom kultury, uspołecznienia i samodzielności, ale także innych niewidomych wyzwolić z niedoli kalectwa i stworzyć im warunki oraz perspektywy pożytecznej i pogodnej afirmacji swego życia.
Jego ostatnie publiczne wystąpienie miało miejsce 29 marca 1972 roku. Było to powitanie - w imieniu niewidomych lubelskich - Matki Bożej z okazji peregrynacji kopii Cudownego Obrazu Pani Jasnogórskiej. W swoim przemówieniu, między innymi powiedział słowami św. Piotra: "Panie do kogo pójdziemy? Ty masz słowa Żywota Wiecznego..."
29 czerwca tego roku - a więc w trzy miesiące później - Modest Sękowski zakończył ziemskie życie. Był to dzień Świętych Apostołów Piotra i Pawła.
Żył za krótko - mógł jeszcze tyle dobrego dokonać. Osierocił dorastających synów, żonę, niewidomych przyjaciół... Powiedział ktoś: "Stojąc przy tym grobie ma się poczucie krzywdy, która się stała. Najszlachetniejszy człowiek, i takie ciężkie miał życie i taką bolesną śmierć".
To ludzkie rozumowanie musi ustąpić przed Wszechmocną Wolą Boga, który zabiera człowieka do Życia Wiecznego wtedy, gdy do niego człowiek dojrzeje - i wybranym swoim daje udział w Krzyżu Swego Syna, Zbawiciela świata. Dotykamy teraz najgłębszej tajemnicy siły i duchowej wielkości człowieka, który nas opuścił. Ta tajemnica to wiara, ufność i miłość do Boga. Codzienna Msza i Komunia św. o świcie, Różaniec, lektura Ewangelii w życiu tak zapracowanego, pochłoniętego działalnością społeczną i gospodarczą, obarczonego liczną rodziną człowieka - to są dowody prawdziwej wierności i łączności z Bogiem. Wyznawał Go przed ludźmi, nie wstydził się Wiary, a swoim pięknym życiem dawał świadectwo Prawdzie. Utrudniało mu to nieraz karierę i popularność w dobie urzędowej laicyzacji, ale miał cywilną odwagę, uczciwość i konsekwencję, a to budziło szacunek. Wiarę głęboką, potrzebę modlitwy, zasady moralne, siłę woli zawdzięczał wychowaniu w Laskach. One wyryły niezatarty ślad w jego duszy. Był dowodem prawdy słów Matki Elżbiety Czackiej: "Niewidomy, jeśli rozwinie wszystkie swoje możliwości i przyjmie wszystkie swoje ograniczenia, może dać widzącym, którzy zechcą ją przyjąć, cenną naukę życia".
Konając szeptał: "Mój Boże, ja oddaję Ci wszystko, wszystko: I moje życie i moją śmierć i moje cierpienie. Za Kościół, za Polskę, za jedność, za młodzież, Laski, Żułów, Piwną i moich ukochanych..."
To był jego ostatni czyn.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
"Debata to obrady, dyskusja o sformalizowanej formie, wymiana poglądów na dany temat, najczęściej w większym gronie osób. Na takie spotkanie przyjechało do Ośrodka Leczniczo-Rehabilitacyjnego PZN "Klimczok" w Ustroniu Morskim 38 przedstawicieli okręgów PZN oraz placówek PZN bez osobowości prawnej, aby zasiąść przy wspólnym stole i wziąć udział w dyskusji o przyszłości i rozwoju Związku" - czytam w Biuletynie Informacyjnym "Pochodni" nr 21 (90), październik.
Aby nie było wątpliwości, autor notatki zdefiniował pojęcie debaty akcentując jej sformalizowaną formę, a jednocześnie informując, że uczestnicy pracowali metodą burzy mózgów. Nie wiem wprawdzie, jak pogodzić formalizm debaty z nieskrępowaną wyobraźnią i inwencją, która leży u podstaw burzy mózgów, wprowadzonej do społecznego obiegu przez Amerykanina Osborne'a.
Nie wiem wprawdzie, jak tu pogodzić formalizm debaty z nieskrępowaną wyobraźnią i inwencją, która leży u podstaw burzy mózgów, którą wprowadził do społecznego obiegu Amerykanin Osborne. Okazuje się, że jak się organizator zaweźmie, to i wodę z ogniem pogodzić zdoła. Ale patrzmy dalej.
Pierwszy temat "Priorytetowe cele Związku w kontekście struktury organizacyjnej (tzn. jakie zadania są dla naszej organizacji najważniejsze i kto ma je realizować).
Wielce to brzmi uczenie i zagmatwanie, bo i priorytety, i kontekst. Dobrze, że litościwie w nawiasie wyjaśniono mniej bystrym czytelnikom, o co tutaj naprawdę chodzi.
Nie mogę wyjść ze zdumienia, że "była to pierwsza dyskusja na temat przyszłości PZN i odbyła się ona w dobrej i serdecznej atmosferze. Miała także charakter integracyjny, ponieważ wzięła w niej udział zarówno młoda kadra kierownicza Okręgów, jak i doświadczeni liderzy Związku".
O takich dyskusjach była mowa także w przeszłości, bo i kolejne zjazdy i posiedzenia plenarne... A zważywszy, że uczestnikami obrad byli dawniej i na ostatniej debacie kadra kierownicza okręgów i doświadczeni liderzy, to jestem pewien, iż skład obradujących, poza drobnymi przesunięciami, zasadniczo się nie zmienił. A że była integracja, oraz dobra i serdeczna atmosfera, nie wątpię, bo niby jak miało być... Ustalono tematy dyskusji i nie należało się wychylać.
"Niektóre wypowiedzi dotyczyły zmian zapisów w statucie, nie było to jednak celem tej debaty. Mieliśmy wyartykułować pomysły na dokonanie ewentualnych zmian w różnych obszarach działalności Związku, które w rezultacie mogą prowadzić do poprawek statutowych".
Jest chyba tajemnicą, dlaczego nie zaaprobowano propozycji zmian statutowych, które mogą być istotne w przyszłej polityce Związku, a poddanie ich szerszej publicznej debacie mogłoby być dla polityki PZN ożywcze.
Z szumnych i buńczucznych zapowiedzi, że "mieliśmy wyartykułować pomysły na dokonanie "ewentualnych" (podkr. Bączek) zmian..." ostało sie niewiele. I burzowo-mózgowe efekty debaty są wręcz zaskakujące, bowiem "wyartykułowano" propozycję wystosowania pisma do PFRON, aby środki finansowe przeznaczane na standardy rehabilitacji podstawowej były zapewnione w systemie ciągłym, bez konieczności aplikowania w konkursach - to mizerny efekt storm of brain.
Czy aby wystosować pismo tej treści, trzeba aż było zwoływać debatę, w dodatku traktować ją jako innowację...
To samo dotyczy propozycji "opracowania i wydania informatora o różnych schorzeniach wzroku, ich objawach, powikłaniach i chorobach współwystępujących, a także skutkach ograniczenia lub utraty widzenia". Planowany informator wydaje sie być "opasły", bo i schorzeń wzroku jest sporo, i metod leczenia, i rehabilitacji także do wyboru. Czy nie jest to projekt ponad możliwości wykonawcze Związku, chyba że będzie to broszurka jedna z wielu podobnych - płytkich i naskórkowych.
Może mi ktoś mądry wytłumaczy, o co tu chodzi w zapisie:
"podkreślono potrzebę kontynuowania wdrażania standardów obsługi klienta z dysfunkcją wzroku, zgłaszającego się do Okręgu, a przede wszystkim do Koła PZN".
Przecież to jeden z podstawowych obowiązków formalnych struktur PZN, po to one są służebnie powołane. I jakie standardy miało na myśli szanowne grono luminarzy debatujących nad żywotnymi sprawami organizacji. A co do kół, to pracują tak, jak potrafią, najczęściej zdane same na siebie.
Pozostałe wnioski z debaty są niemniej zdumiewające, bo też są o bardzo dużym stopniu ogólności. I tak:
- zwiększenie liczby szkoleń dla kadry specjalistycznej,
* jakich szkoleń dla jakich specjalistów i skąd środki,
- położenie większego nacisku na nauczanie pisma punktowego i uświadamianie, jakie płyną z tego korzyści,
* PZN jest organizacją długoletnią nominalnie prezentującą interesy niewidomych i wpisywanie takich zadań źle o niej świadczy, bo jest to jeden z obowiązków statutowych,
- poprawienie komunikacji wewnętrznej, lepszy przekaz informacji napływających od władz centralnych przez okręgi PZN do kół, oraz szersze propagowanie Biuletynu Informacyjnego oraz "Pochodni" na wszystkich szczeblach struktur Związku,
* doprawdy, jest to żenujące, że tak doświadczona organizacja do tej pory nie wypracowała i nie wdrożyła tych podstawowych spraw i w dobie telefonów, faksów, komputerów i wszelakiej rozwiniętej techniki komunikacyjnej informacja i łączność wewnętrzna nadal poważnie niedomaga. No i dlaczego tylko z góry na dół, od władz centralnych przez okręgi do kół? Dlaczego nie do członków? Czy to aby nie członkowie są najważniejsi? Przecież z "Pochodni" i "Biuletynu Informacyjnego Pochodni" wiele się nie dowiedzą.
A jak mają płynąć informacje od członków, od kół i od okręgów do władz centralnych? No, chyba że one już wszystko wiedzą. A może przywrócona zostanie Lista dyskusyjna PZN i to nie pod nazwą "Hyde Park"?
- zmniejszenie liczby i liczebności składu organów statutowych,
* Ten postulat przewija sie przez środowiskowe dyskusje od dawna. Ale tak trudno go zrealizować, lepiej nie wkładać kija w mrowisko wiernych i wypróbowanych.
- lepsza promocja problematyki osób niewidomych wśród osób widzących.
* I znowu falstart, inaczej hasło bez pokrycia, czyli kto to ma robić, w jaki sposób, jakimi środkami. Nie sądzę, że poprzez namalowanie kolejnego muralu z dziesiątkiem oczu, zorganizowanie jakiegoś happeningu na stołecznym Krakowskim Przedmieściu, ani też pod patronatem Anny Woźniak-Szymańskiej - Prezeski Zarządu Głównego PZN "Kreacja Integracja" z udziałem malarki, członkini PZN. Niewidomy wszystko potrafi, także malować obrazy, więc promujmy nasze nieprzeciętne umiejętności.
Jeśli planowane w przyszłości debaty będą mieć podobny charakter, to "pisz pan na Berdyczów".
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Spędzałem kiedyś z grupą znajomych wakacje nad morzem. Pogoda nie sprzyjała plażowaniu, w związku z tym chodziliśmy na basen położony niedaleko hotelu. Oprócz basenu do dyspozycji było kilka rodzajów sauny. Ponieważ lubię pływać, najpierw zanurzyłem się w basenie, skąd po kilkudziesięciu minutach wyciągnął mnie widzący kolega i zaprowadził do strefy sauny.
Odwiedzaliśmy wszystkie po kolei spędzając w każdej po kilka minut. Na koniec kolega zaprowadził mnie do dość chłodnego pomieszczenia, kazał zatrzymać się i dał do ręki uchwyt zwisający na łańcuszku.
- Co mam z tym zrobić - zapytałem.
- Pociągnij - zachęcił kolega.
Wykonałem zdecydowany ruch i na moje rozgrzane ciało runął kubeł lodowatej wody. Zaskoczony wrzasnąłem przeraźliwie, a po chwili do pomieszczenia wpadł ktoś z personelu z zapytaniem - co się tu dzieje? Wrzask był tak potężny, że nawet pływający w basenie zostali zaalarmowani.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Tak jest, być niewidomym to coś pięknego. Niewidomy jest osobą niepełnosprawną, ale bardzo sprawną, bardziej niż osoby widzące. Niewidomy wszystko potrafi, wszystko może, oczywiście, jeżeli chce. Jeżeli nie chce, albo chce chcieć, nic nie może, nic nie potrafi, bo mu tak wygodniej. Czy to nie cudowne?
Niewidomy jest wspaniałym pracownikiem, lepszym od pracowników widzących, chociaż jego wydajność pracy wynosi aż 30 procent normalnej wydajności. Ponieważ jest tak wydajny, może pracować w skróconym wymiarze czasu pracy i korzystać z dodatkowych dni urlopu. No, a czy to nie jest cudowne?
Nie będę się rozpisywaŁ, bo tak jak z pracą, jest z każdą dziedziną życia. Ot, chociażby zdolność do poruszania się po kraju i po świecie.
Niewidomy może i powinien samodzielnie podróżować. Przecież ktoś go może odprowadzić na dworzec czy na lotnisko, a tam odpowiednie służby się nim zajmą i poradzi sobie całkowicie samodzielnie. Na dworzec czy na lotnisko ktoś po niego przyjdzie i odwiezie na miejsce, do przyjaciół czy do hotelu. Dotrze tam bez trudu również całkowicie samodzielnie.
W hotelu też nie ma problemów. W razie potrzeby pomoże salowa albo ktoś inny z personelu. Przy śniadaniu, chociaż będzie szwedzki stół, też sobie bez trudu poradzi, bo ktoś mu poda potrawy, a że nie zawsze takie, jakie chciałby zjeść, a cóż to za problem. Jest całkowicie samodzielny i tylko to się liczy.
Zagraniczni policjanci i przechodnie chętnie pomagają. Tu podprowadzą, tam wsadzą, tu pomogą wysiąść, poinformują i samodzielność zapewniona.
Mógłbym jeszcze pisać o samodzielności w rodzinie, w której wyręcza go we wszystkim matka, siostra albo żona. On, oczywiście, nie przeszkadza robić wszystkiego za niego. W szkole, w której doskonale sobie radzi dzięki pomocy nauczycieli, kolegów albo członków rodziny, na wycieczce, w działalności społecznej i wszędzie indziej. Tak, tak, wszędzie sobie doskonale radzi i jeszcze mu pomagają, wyręczają, ułatwiają. No i czy to źle być niewidomym?
Źródło: Publikacja własna "WIM"
Zdarzenie pierwsze
Stoję sobie na przystanku autobusowym i pytam ludzi, jaki to autobus podjechał? Ludzie mi odpowiadają.
Pewnego razu podszedł starszy pan i zapytał, na który autobus pan czeka? Odpowiedziałem, że na osiemnastkę. Dowiedziałem się, że za chwilę podjedzie. A po tym pyta, skąd pan wie, gdzie wysiąść? Odpowiedziałem, że liczę przystanki.
Mój rozmówca - a jak się pan pomyli?
Ja bez zastanowienia, to liczę od nowa.
Po chwili ciszy zaczęliśmy się śmiać, po czym zapytał, a tak naprawdę?
Odpowiedziałem, że znam trasę albo pytam ludzi lub kierowcy.
Drugie zdarzenie
W Zakopanem pod Gubałówką byliśmy z żoną na wycieczce. Powiedziałem do żony, że chcę skorzystać z wygódki. Żona na to, nie wiem gdzie tu jest ustęp.
Zapytaj góralkę, sprzedaje różne rzeczy, to musi wiedzieć. Żona pyta, a góralka mówi "chań tu jest, chań tam jest". Żona się rozgląda, a tu same stragany. Pyta więc, a jak on wygląda?
Góralka na to "cy to ważne jak wyglądo, w każdym sie wy... możno".
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Wkurzył mnie mój protoplasta niesamowicie. Oj, wkurzył, wkurzył!
Kiedy napisałem te słowa, uświadomiłem sobie, że kieruje mną seksizm. Co to znaczy wkurzył? Przecież jest równość płci! Wszystkich wszystko wkurza, będę więc inny, postępowy. Tak więc, nie wkurzył mnie, tylko wkogucił.
Tak, właśnie wkogucił mnie decyzją o zaprzestaniu wydawania "Wiedzy i Myśli". Dzięki temu miesięcznikowi mogłem spotykać się z Wami w każdym miesiącu i przekazywać Wam moje myśli. A teraz? Szkoda gadać... I jak tu się nie wkogucić.
Mój pryncypał znajdzie sobie coś pożytecznego do roboty, oj znajdzie, a raczej już znalazł. Pisze o tym w artykule "WiM" podsumowanie pozycja 6.5. A ja? Kto i gdzie zechce publikować moje felietony? Nie znajdzie się żaden redaktor żadnego środowiskowego czasopisma, który się na to odważy.
Zacząłem rozważać swoją przyszłość i nie zobaczyłem w niej nijakiej jaśniejszej plamki - ciemność, głęboka ciemność i nic więcej. Nie znalazłem najmniejszej podstawy do nadziei. Pomyślałem "kaput Stary Kocur". Uświadomiłem sobie, że jestem zupełnie bezsilny, że nic zrobić nie mogę, że koniec ze mną. A jak ktoś czuje się bezsilny, nie widzi dla siebie żadnej przyszłości, ucieka w marzenia, które są bardzo miłe, ale całkowicie nieproduktywne. Wielu niewidomych szuka ukojenia w marzycielstwie i nie podejmuje wysiłku, zmierzającego do pokonania trudności. Marzenia zaczynają zastępować im rzeczywistość, zaczynają im wystarczać. Dlaczego ja nie miałbym marzyć?
A więc zacząłem marzyć, ale o czym można marzyć w moim wieku? Spróbowałem tak i siak i nic z tego nie wychodziło. Aż w końcu moje marzenia zaczęły krążyć wokół mojego pogrzebu. Wreszcie zacząłem marzyć o pięknym pogrzebie.
W marzeniach nieśli mnie pod brzozę w pięknej, dobrze wymoszczonej skrzynce. W kondukcie szły rzesze środowiskowych działaczy, którzy przyznawali mi pośmiertnie rację. Szeptali między sobą, że byłem wielki, genialny, że wszystkie moje negatywne oceny ich postaw i działalności, były prawdziwe. Mówili, że miałem rację twierdząc, iż nie stać ich na wyprowadzenie PZN-u z kryzysu, ani na stworzenie czegoś równie wielkiego, jak ongiś był PZN. Przyznawali, że są zbyt leniwi, że wolą podporządkowywać się dwóm paniom, niż przeciwdziałać złu, że są gnuśni, mało wiedzą i nie chcą wiedzieć więcej. Wszystkim przy tym łzy spływały po policzkach i głosy się załamywały.
Całkowicie zaskoczyła mnie postawa pani sekretarz generalnej. Płakała ona jak bóbr i głosu z gardła wydobyć nie mogła. Taki żal ścisnął jej serce. Nie wiem, co myślała, bo oprócz łkania nic usłyszeć nie mogłem.
Pani prezes natomiast spisała się na medal. Wygłosiła rzewną i zarazem płomienną mowę pożegnalną. Pod niebiosy wynosiła moje zasługi w pracy publicystycznej. Twierdziła, że aż co setny działacz czytał moje felietony, a jeden na tysiąc się nimi przejmował. Uważała, że jest to naprawdę imponujące, bo przecież działacze nic prawie nie czytają na tematy dotyczące niewidomych i słabowidzących ani organizacji pozarządowych, które to ponoć działają na ich rzecz. Według pani prezes działaczy interesują tylko i wyłącznie opinie na ich temat, oczywiście, wyłącznie te pozytywne. A że ja o działaczach pisałem zawsze superpozytywnie, dlatego aż co setny czytał moje felietony. A że czasami przez pomyłkę napisałem coś mniej pozytywnego, to jeden na tysiąc brał to sobie do serca. Inni, oczywiście ci, którzy czytali, myśleli sobie, że moje negatywne oceny dotyczą tylko tych, których oni nie lubią, a nie ich.
Pani prezes mówiła długo, pięknie, wzruszającą. Zapowiedziała, że wystąpi do ZG PZN o przyznanie mi pośmiertnie członkostwa honorowego, o nazwanie sali kolumnowej w gmachu przy Konwiktorskiej 9 Salą Kolumnową imienia Starego Kocura, że będzie wnioskowała o przemianowanie "Pochodni" na "Myszkę" itp., itd.
Jak widzicie, rozmarzyłem się, rozrzewniłem, rozczuliłem nad sobą i uwierzyłem w te wszystkie piękne słówka. Niestety, były to tylko marzenia, a rzeczywistość okazała się brutalna, twarda, paskudna. Okazało się, że te rzesze działaczy, zamiast płakać, z ulgą odetchnęły. No, nareszcie, pomyśleli wspaniali działacze, teraz nikt nie będzie szargał naszego dobrego imienia i nie będzie szkodził Polskiemu Związkowi Niewidomych, który nie jest stowarzyszeniem niewidomych.
A całe prześwietne Prezydium Zarządu Głównego PZN i dwie panie - bardzo się ucieszyły, że nikt już nie będzie im zakłócał dobrego samopoczucia, nie będzie podważał ich zasług dla stopniowej likwidacji PZN-u, nie będzie kłuł w oczy całkowicie niewidomymi i ich potrzebami. Z tej radości wszyscy wypili po kilka głębszych znakomitego koniaczku, co dodatkowo pozwoliło im spojrzeć przez różowe okulary na przyszłość niewidomych czyli na własną przyszłość.
Ot, co innego marzenia, a co innego rzeczywistość.
A może nikt się nie martwił, ani się nie cieszył? A może to moja zarozumiałość? Oceńcie to sami, bo ja nie jestem bezstronny odnośnie własnej kociej osoby.
Wkogucony Stary Kocur
Źródło: www.klucz.org.pl
Danuaria:
Słyszałam w radiu dyskusję, w której prowadzący pytał słuchaczy, czy oddaliby swoje dziecko do szkoły zawodowej. Ktoś z Ministerstwa Edukacji wypowiadał się na temat przywrócenia do łask szkół zawodowych i praktycznej nauki zawodu u przyszłych pracodawców. A ja się zastanawiam, czy istnieje w Polsce taki zawód, którego całkowicie niewidomy może się nauczyć w zasadniczej szkole zawodowej, i w nim pracować? W końcu nie każdy niewidomy uczeń, jak i nie każdy uczeń w ogóle jest na tyle zdolny, by skończyć liceum i zdać maturę. Mnie się wydaje, że takich zawodów już nie ma, ale może czegoś nie wiem? Może jednak jest jakiś zawód, którego niewidomy uczeń może nauczyć się w zawodówce?
Marcin B.:
Przy obecnym zmechanizowaniu pracy dla stricte niewidomych chyba nie ma takiego zawodu. W szkołach zawodowych kładłbym nacisk na naukę dobrej obsługi komputera, a wtedy może jakaś praca w call center po ukończeniu szkoły. Swoją drogą, ciekawe, jakie kierunki oferują teraz szkoły zawodowe w ośrodkach dla niewidomych.
Danuaria:
Zakładam, że do szkoły zawodowej idzie ktoś, kto się do liceum nie nadaje, a więc jest na niższym poziomie intelektualnym, a w call center oprócz obsługi komputera trzeba mieć to coś, co sprawi, że konsultant jest wiarygodny i przekonujący.
Mała:
Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych wielu niewidomych w szkołach zawodowych uczyło się dziewiarstwa. Nikt jednak nie dostał pracy w zawodzie. Część osób po zawodówce zdobywała średnie wykształcenie, ci, którzy nie podjęli nauki, siedzą w domach na rencie socjalnej. Kiedy dziewiarstwo wycofano, wprowadzono wikliniarstwo. Co dalej z wikliniarzami - zielonego pojęcia nie mam.
Anka F.:
Niewidomi po szkołach zawodowych mogliby skorzystać z warsztatów terapii zajęciowej albo zakładów aktywności zawodowej. Ale z tego, co wiem, niewidomych nie chcą przyjmować na warsztaty ani do zakładów aktywności.
Cyprian B.:
Potwierdzam - system wymyślił ustawą warsztaty terapii zajęciowej, zakłady aktywności zawodowej i zakłady pracy chronionej również dla grupy osób całkowicie niewidomych, czyli ze schorzeniami specjalnymi. Tylko że nie wszędzie w Polsce to działa.
Marek M.:
Może jeszcze robić to, co robił za zgniłej sanacji: stanąć pod kościołem i żebrać, bo w Polsce wracamy do najdoskonalszych wzorów sprzed drugiej wojny światowej.
Syser Kananeiczyk:
Znam pana, który (nie wiem, na ile to się opłaca) od lat pracuje na hali maszyn. Prasy, tokarki i takie tam. Lubi to i robi to, a nie widzi.
Giordino:
Potwierdzam, taka praca jest jak najbardziej możliwa, tylko niestety kto niewidomego w takim miejscu zatrudni? Miałem okazję zapoznać się bliżej z taką pracą i szczerze mówiąc, gdybym tylko miał możliwość, to chętnie bym ją wykonywał.
Syser Kananeiczyk:
A jeszcze dodam, że pod pewnymi względami faktycznie w czasach, gdy to państwo miało ci dać pracę, to było wygodne. Co prawda szczotkarstwo czy dziewiarstwo intelektualnie jakoś nie rozwijają, podobnie jak wikliniarstwo i tak dalej, ale bez przesady - nie każdy lubi i chce ten intelekt ciągle ćwiczyć. Problem jednak faktycznie jest. Niektórzy moi znajomi, co pędu do wiedzy nie mają, a to sobie pizzę porozwożą albo ulotki, a to na kontroli jakości popracują i jakoś leci, tylko że tam się oczko przydaje, praca niby prosta, ale tu prawo jazdy, tam skuteczność, a nawet z supernawigacją nie osiągniesz takiej skuteczności jak nawet lekko niedorozwinięty widzący, który sobie patrzy i idzie - tu klatka, tam klatka - i ulotek ubywa. Mnie kręciła kiedyś kontrola jakości, ale czas okazał się kluczowy - za mało czasu, aby łapami obgmerać opakowanie, czy nie jest pogniecione, a taśma zasuwa za szybko.
Faktycznie trzeba by stworzyć jakieś nowe niszowe warunki pracy. Może niewidomy operator drążarki gruntowej - tam i tak komputer steruje, a na żarówkach by się zaoszczędziło, albo górnik (chyba by się jakoś dało radę), windziarz (ładny garniak, ciemne okulary i wozisz od rana do wieczora prezesów windą). Moje osobiste zdanie jest takie, że w wielu sytuacjach po prostu nie jest dane niewidomym po zawodówkach przekonać się, co tak naprawdę daliby radę robić, a nie tylko teoretycznie.
jr:
W Białymstoku w spółdzielni niewidomi pracują na różnego rodzaju prasach, maszyny są z podwójnym zabezpieczeniem, czyli w hydraulicznych - dwie dźwignie lub dwa spusty w prasach zamachowych. Pracowałem kilka lat przy produkcji zamka do tortownic na akord.
Giordino:
Gdybym w swojej okolicy znalazł pracę w jakimś zakładzie, gdzie mógłbym pracować w takim zawodzie, to wierz mi, nie zastanawiałbym się nawet pięć minut nad zmianą roboty. Robię to, co robię, bo specjalnego wyboru nie mam, chociaż zawsze lubiłem inny rodzaj pracy. Ale jak wiadomo, ani na budowę, ani do fabryki czy w inne takie miejsce ślepego nie przyjmie nikt.
Grzegorz O.:
Ja też mam zawód ślusarz-tokarz obróbka skrawaniem metali, który zdobyłem w Chorzowie przed 15 laty, i chciałbym wykonywać taką pracę, ale w jej poszukiwaniu to szefowie tak na mnie patrzyli, jakbym z księżyca spadł.
Danuaria:
Wy tu o męskich pracach, a kobiety? Co mogłyby obecnie robić kobiety? Czy na rękodzieła jest jakiś popyt? Albo czy da się coś w tych czasach produkować po niewidomemu?
W mojej rodzinnej okolicy, czyli w Bielsku Podlaskim, spółdzielnia inwalidów wyrabia pudełka i różne stojaki na reklamy. Ale niewidomi chyba tam nie pracują.
W uzupełnieniu dyskusji - spis zawodów, których niewidomi mogą się uczyć w specjalnych ośrodkach szkolno-wychowawczych (źródło: www.pzn.org.pl ).
Bydgoszcz:
- sprzedawca,
- elektromechanik,
- mechanik monter maszyn i urządzeń,
- rolnik - gospodarstwo domowe,
- ślusarz,
- pracownik pomocniczy obsługi hotelowej,
Chorzów:
- ślusarz z innowacją pedagogiczną dotyczącą wytwarzania zabawek i pamiątek z różnych materiałów,
Dąbrowa Górnicza:
- ogrodnik,
- pracownik pomocniczy obsługi hotelowej,
Kraków:
- ogrodnik,
Laski:
- rękodzielnik wyrobów włókienniczych,
- ślusarz,
- introligator,
- szczotkarz,
- koszykarz,
- plecionkarz,
- ogrodnik,
Lublin:
- introligator,
Łódź:
- operator maszyn w przemyśle włókienniczym,
- kaletnik,
- cukiernik,
Owińska:
- tapicer,
- koszykarz-plecionkarz,
- ogrodnik,
Warszawa:
- kucharz,
- sprzedawca,
- ogrodnik,
- pomocnik hotelowy,
Wrocław:
- rękodzielnik wyrobów włókienniczych,
- mechanik - monter maszyn i urządzeń,
- kucharz małej gastronomii.
Jak już Państwo wiedzą, to już ostatni numer "WiM", a więc i ostatnia reklama produktów dystrybuowanych przez firmę P.H.U. Impuls. Ponieważ ten numer czasopisma otrzymają Państwo w okresie przedświątecznym, przygotowaliśmy ofertę dość wszechstronną tak, by można było wybrać coś dla siebie lub jako prezent dla najbliższych.
Gospodarstwo domowe
Separator do jajek
Prosty w użyciu przyrząd do oddzielania białka od żółtka. Wykonany z tworzywa sztucznego przeznaczonego do kontaktu z żywnością. Aby oddzielić białko od żółtka wystarczy położyć separator na szklance lub podobnym naczyniu, delikatnie rozbić jajko i przelać je na separator. Białko spłynie do naczynia, a na separatorze pozostanie samo żółtko. Cena 9, 00 zł.
Krajalnica do jajek
Wygodna i praktyczna krajalnica. Wykonana z tworzywa sztucznego i stali nierdzewnej. Posiada dwa gniazda do cięcia z dwoma osobnymi ramkami tnącymi - prostokątną z równoległymi stalowymi drutami do krojenia jajek w plastry lub kostkę oraz okrągłą z drutami ulokowanymi promieniście do krojenia na 6 cząstek. Cena 14, 00 zł.
Siekacz do cebuli
Siekacz z wygodnym pojemnikiem, idealnie nadaje się do siekania cebuli, czosnku czy natki pietruszki. Przyrząd bardzo wygodny w użyciu, wystarczy tylko wrzucić warzywa do pojemnika, naciskając przycisk w dół i posiekać warzywa, dopasowanymi ostrzami. Cena 59,00 zł.
Otwieracz do słoików regulowany
Dzięki funkcji regulowania otwieracz otworzy każdą pokrywkę lub korek w zakresie średnic - od 25mm do 102mm. Wygodny uchwyt pozwala bez użycia dużej siły odkręcić butelkę lub pokrywkę słoika. Po złożeniu zajmuje mało miejsca w szufladzie. Otwieracz wykonano z tworzywa w żywym zielono-żółtym kolorze, element dociskający pokrywkę - stalowy. Cena 71,00 zł.
Centymetr brajlowski
Centymetr krawiecki o długości 2 metrów, dwustronny, wykonany z wytrzymałego, giętkiego tworzywa. Obrajlowiony co 1,5 i 10 cm.
Centymetr ma wycięte kółka, co jeden centymetr pośrodku taśmy. Co pięć centymetrów wycięte jest półkole na jednej z krawędzi, natomiast, co dziesięć półokrągłe wycięcia są na obydwu krawędziach. Zmienny kontrast, co 10 cm. Cena 15,00 zł.
Ku różnym formom rekreacji
Urządzenia elektroniczno-akustyczne
Mówiący krokomierz
Krokomierz pomaga zmierzyć ilość spalonych kalorii, przebytą odległość, a także czas spędzony na chodzeniu podczas wykonywania codziennych czynności. Posiada między innymi następujące funkcje: głosowe ogłaszanie ilości spalonych kalorii, liczby wykonanych kroków, przebytej odległości, całkowitego czasu spędzonego na spacerowaniu lub joggingu oraz bieżącej godziny, automatyczny raport głosowy ogłaszający kalorie, odległość, liczbę kroków oraz czas spaceru według wcześniejszych ustawień, inteligentne liczenie - liczenie kalorii, odległości i czasu chodzenia oparte na prawdziwym chodzeniu, pomijające fałszywe kroki. Cena 30,00 zł.
Mówiący kalkulator
Kieszonkowy kalkulator mówiący w języku polskim. Urządzenie głośno odczytuje wyraźnym, damskim głosem wszystkie liczby oraz funkcje i działania wprowadzone przez użytkownika. Na ekranie LCD mieści się 8 znaków. Dodatkowo zegar, alarm i zmiana głośności. Cena 75,00 zł.
Mówiący zegarek
Elektroniczny zegarek mówiący wypowiada komunikat słowny o aktualnej godzinie w języku polskim, posiada duży wyświetlacz, plastikową obudowę, gumowy pasek. Dodatkowe funkcje to: kalendarz, dwie strefy czasowe, alarm (mówi: alarm włączony/wyłączony). Cena 55,00 zł.
Głośniki, ładowarka i słuchawka
1. TANI GŁOŚNIK BLUETOOTH Z MIKROFONEM MUSIC MINI BOX MA402
Marka: MANTA
Kolor: Srebrny
Opis szczegółowy GŁOŚNIK BLUETOOTH Z MIKROFONEM MUSIC MINI BOX MA402
Głośnik MA402 Manta Music Mini Box oferuje mocny, wyraźny i bogaty dźwięk. Stylowy, niewielki i elegancki wygląd urządzenia sprawia, że głośnik doskonale sprawdzi się podczas każdej podróży, spotkań biznesowych, na przyjęciach lub do słuchania muzyki ze znajomymi.
Głośnik został wyposażony w akumulator, który wystarczy na 5 godzin słuchania muzyki. Można go ładować za pomocą przewodu USB dołączonego do zestawu.
Głośnik MA402 umożliwia strumieniowe przesyłanie muzyki z urządzeń wyposażonych w Bluetooth takich jak telefony, tablety czy komputery. Dzięki temu można słuchać ulubionej muzyki bez używania kabli. Wbudowany mikrofon umożliwia użycie głośnika, jako zestawu głośnomówiącego i prowadzenie rozmów telefonicznych lub telekonferencji bez użycia rąk. Gdy ktoś zadzwoni, urządzenie wstrzymuje odtwarzanie muzyki. Dodatkowe gniazdo wejściowe Stereo AUX (mini jack) pozwala podłączyć głośnik do urządzeń, które nie zostały wyposażone w Bluetooth takich jak odtwarzacz płyt AudioCD lub MP3. Cena 50 zł.
2. TECHNAXX GŁOŚNIKI MINI MUSICMAN BLACK
Są też inne kolory: niebieski, srebrny, różowy, itp.
Marka: Musicman
Waga jednostkowa brutto: 0,12 kg
Wymiar opakowania jednostkowego (SxWxG): 5 x 5 x 5 cm
Mini przenośny głośnik musicman. Kompatybilny z wieloma urządzeniami, m.in. Telefonami, smartfonami, tabletami, odtwarzaczami cd/dvd czy notebookami.
Urządzenie wyposażone zostało w czytnik kart microsd. Dzięki wbudowanemu modułowi plików mp3, możliwe jest odtwarzanie muzyki bezpośrednio z pamięci przenośnej. Cały zestaw zamknięty został w estetycznej obudowie wykonanej z aluminium. Głośnik może być zasilany z zintegrowanego akumulatora, z portu usb lub zasilania sieciowego (ac). Idealny na długie podróże.
Cena 75 zł.
3. TECHNAXX GŁOŚNIKI MINI MUSICMAN BT-X2 BLUE (niebieski)
Głośnik Bluetooth
Marka: Musicman
Waga jednostkowa brutto: 0,4 kg
Przenośny system dźwiękowy mini bluetooth z bezprzewodowym transferem audio
cena 120 zł.
4. POWERBANK VAKOSS ® "TP-2578K"
Przenośna ładowarka
- pojemność: 8800 mAh (2 do 4 razy większa pojemność niż baterie smartfonów)
Doskonałe rozwiązanie problemu szybkiego wyczerpywania się baterii współczesnych smartfonów.
Marka: Vakoss
Kolor: Czarny
Waga jednostkowa brutto: 0,27 kg
Wymiar opakowania jednostkowego (SxWxG): 12,7 x 21,7 x 2,3
Przenośny powerbank VAKOSS daje perfekcyjną ochronę i wsparcie w ładowaniu wielu przenośnych produktów elektronicznych, niebywałą łatwość w użyciu. Jest to idealny produkt w podróży.
Cena 75 zł.
5. HAMA DYSK USB PROBO 64GB 45MB/S USB 3.0
Pendrive o dużej pojemności, w standardzie USB 3.0 za rozsądną cenę.
Marka: Hama
Pojemność: 64GB
Czas zapisu (MB/s): 45
Czas odczytu (MB/s): 45
Port USB: 3.0
Kolor: Czarny
- Umożliwia bezpośrednie nagrywanie i odtwarzanie filmów w formacie FullHD
Cena 79 zł.
Słuchawka Bluetooth PLANTRONICS M70
Lekka i komfortowa słuchawka Bluetooth wyposażona w system redukcji hałasu, szumu wiatru i echa,
zapewniając czysty dźwięk, w jakości HD. Tryb hibernacji DeepSleep oszczędza baterię nawet wtedy, gdy
Zapomnimy wyłączyć słuchawkę.
Maksymalny czas rozmów (h) Info 11
Maksymalny czas czuwania (h) Info 384
Regulacja głośności Info Przyciski
Typ Bluetooth Info Wersja 3.0 Z A2DP (oprócz rozmów obsługa muzyki i VoiceOvera - wszystko słychać w słuchawce po jej połączeniu ze smartfonem)
Obsługa połączeń Info Kończenie, Odbieranie, Odrzucanie
Dodatkowe funkcje Info Redukcja echa, Redukcja hałasu, Redukcja szumu wiatru, Wyciszanie mikrofonu
Inne Info Złącze micro USB do ładowania akumulatora, Tryb hibernacji DeepSleep
Fizyczne
Waga (g) Info 8
Ogólne
Kolor Info Czarny
Załączone wyposażenie Info Kabel USB, Uchwyt nauszny
Gwarancja Info 24 miesiące
Cena 115 zł.
Kapela Drewutnia zaprasza
Kapela Drewutnia gra utwory inspirowane tradycyjną muzyką Ziem II Rzeczpospolitej, a zwłaszcza muzyką terenów, gdzie stykały się i przenikały różne kultury i tradycje. W repertuarze znajdują się utwory łemkowskie, ukraińskie, rusnackie, jak i pieśni z Ziemi Lubelskiej, Śląskiej czy Małopolski. Celem Kapeli jest przybliżanie współczesnemu odbiorcy dawnych pieśni i piosenek ludowych we własnej interpretacji. Instrumentarium zespołu tworzą instrumenty tradycyjnie obecne w polskiej muzyce ludowej, jak akordeon, bęben, klarnet, mandola, mandolina, skrzypce, tamburyn, jak i inne, wykorzystywane w muzyce regionów, z których kultury czerpiemy - ukraińska sopiłka, huculski bęben, rosyjska wołynka czy bałałajki. Specyfiką muzyki zespołu jest łączenie tradycyjnego słowiańskiego folkloru z nowymi brzmieniami i własnym opracowaniem, dzięki czemu można usłyszeć również takie instrumenty, jak irlandzkie whistles, staropolska suka biłgorajska, południowo-amerykańskie reco - reco, czy mongolski toushpulur.
Kapela Drewutnia koncertuje na terenie całego kraju oraz poza granicami, uświetniając festiwale, imprezy plenerowe, folkowe zabawy taneczne, wesela i bankiety. Współpracuje z ośrodkami kulturalnymi Lubelszczyzny, Zakładem Tekstologii i Gramatyki Języka Polskiego UMCS, Muzeum Wsi Lubelskiej, mniejszościami etnicznymi i Stowarzyszeniem Integracji z Artystami Niepełnosprawnymi "Dom Muzyki".
Kapela jest też pomysłodawcą i głównym organizatorem pierwszego w Polsce międzynarodowego Folkowego Festiwalu Kolęd Słowiańszczyzny "Kolędowe Gody z Folkowej Zagrody".
Skład Kapeli Drewutni to:
Olga Iwanicka - śpiew, reco-reco, triangiel
Anna Różycka - skrzypce, suka biłgorajska, mandolina, mazanki, śpiew
Dariusz Banul - basy sądeckie
Konrad Jarski - akordeon, śpiew
Piotr Michalski - sopiłki, wołynka, gajdica, dżołomiga, fujara, śpiew
Dariusz Mikułowski - bałałajka, śpiew
Mariusz Wołkowicz - gitara, mandola, mandolina, toushpulur, śpiew
Piotr Ziółek - bęben huculski, tamburino, śpiew, prowadzenie zespołu
Dostępne w sprzedaży płyty CD:
1. Ej bida, bida..., Cena 30,00 zł.
2. "I uod sie i do sie", cena 30,00 zł.
3. Hej, wiśta, cena 30,00 zł.
4. Jako żywo, cena 30,00 zł.
5. Dźwięki ze stajenki, cena 30,00 zł.
Przekonani jesteśmy, że przedstawiona powyżej oferta jest interesująca i niecodzienna.
Serdecznie dziękujemy za użyczenie łamów "Wiedzy i Myśli" w celu informowania Państwa o naszej działalności i oferowanych usługach. Zachęcamy do dalszej współpracy i kontaktu z nami.
P.H.U. Impuls - Ryszard Dziewa
ul. Powstania Styczniowego 95d/2
20-706 Lublin
tel. 81 533 25 10
tel. kom. 693 289 020
e-mail: impuls@phuimpuls.pl
Nr Gadu-Gadu: 6429149
www.phuimpuls.pl