Wiosną tego roku jeden z  uczestników listy dyskusyjnej szukał tekstów z przedwojennych gazet na temat  życia niewidomych w tamtych czasach, a następnie dzielił się nimi z  uczestnikami listy dyskusyjnej. Po dwóch takich wpisach rozwinęła się dyskusja  dotycząca odwiecznego problemu, jakim jest bezpieczne przechodzenie przez  ulicę.
W jednym z artykułów  można przeczytać:
„Jednakże laska biała,  noszona przez ociemniałego, będzie naprawdę wtedy tylko dlań oznaką widomą, o  ile zostaną spełnione dwa podstawowe warunki: 
a) o ile niewidomy  będzie przechodził przez ulicę nie w każdem dowolnem miejscu, lecz tylko na  narożnikach, co wyczuje, uderzając laską o kant chodnika, zatrzyma się na  chwilę, podnosząc laskę do góry i zaczeka; 
b) o ile znajdujący się  w pobliżu przedstawiciel władz bezpieczeństwa, lub któryś z przechodniów (a  jest to obowiązkiem każdego) wezmą niewidomego za rękę i przeprowadzą na drugą  stronę ulicy."
JG:
          Owo podnoszenie w górę  białej laski, jak to opisano w drugim tekście, czeka nas ponownie już niedługo.  Przy rozwijającej się motoryzacji napędzanej przez silniki elektryczne bez  uwzględnienia postulatów, aby jednak pojazdy te wydawały dźwięki, nie będzie innego  wyjścia, jak zwracać się o pomoc widzących przy przejściu przez jezdnię. Mam  wrażenie, że protesty środowisk osób z dysfunkcją wzroku w tej sprawie są zbyt  ciche.
Jacek Z.:
          Protesty środowiska są  mało słyszalne, bo głosy są rozproszone i niespójne. Zwróćcie uwagę na dyskusję  odnośnie do psów przewodników. Jest wywalczony przepis skierowany do osób  niewidomych poruszających się z psami przewodnikami. Na liście niewidomych zaś  atakowana jest osoba, która chce z tego przepisu skorzystać. (...) Teraz zbyt  ciche samochody elektryczne i zielone strzałki – i znowu nie da się dogadać.  Może się odechcieć robienia czegokolwiek.
Sylwek P.:
          Ale czy w ogóle takie  protesty środowiska w sprawie elektrycznych samochodów były? Ja o niczym nie  wiem. A gdyby nawet były, to jak to sobie wyobrażasz? Przecież nikt nie zmusi  producentów do wprowadzania dodatkowych sygnałów dźwiękowych, bo jedną z zalet  samochodów elektrycznych jest ich cicha praca, co w mieście, w którym poziom  hałasu i tak jest duży, to wielka zaleta. 
          Słyszałem wprawdzie o  takich głosach, ażeby dla większego bezpieczeństwa samochody te były  głośniejsze, ale nie były to głosy organizacji działających dla osób  niewidomych, tylko osób pełnosprawnych. Teraz jakoś sprawa ucichła. Myślę  jednak, że najlepszym rozwiązaniem będzie przeorganizowanie ruchu – i tu trzeba  połączyć siły, bo obecnie istnieje zagrożenie nie tylko dla osób niewidomych.
Jacek Z.:
          W Polsce nie było. Były  w USA. Efektem są nowe przepisy odnośnie do wydawania hałasu przez pojazdy  elektryczne. Można o tym przeczytać choćby tutaj:
  http://www.theverge.com/2016/11/16/13651106/electric-car-noise-nhtsa-rule-blind-pedestrian-safety.
          Teraz czekam na głosy,  że to my powinniśmy się dostosować do otoczenia, a nie otoczenie do nas, oraz o  nadmiernej roszczeniowości.
Iland222:
          Oczywiście, że to  roszczeniowość. Moim zdaniem taniej byłoby każdemu ślepcowi dać asystenta lub  jeszcze taniej – zafundować taksówkę, choćby do pracy i z powrotem. Po co ma  się pętać po ulicach, stresując siebie i otoczenie.
Giordino:
          He, he, to ci się zaraz  dostanie za nazywanie rzeczy po imieniu. Trudno określić to inaczej niż postawą  roszczeniową, skoro stosunkowo niewielka grupa niewidomych miałaby domagać się  zmodyfikowania samochodów elektrycznych tak, by robiły więcej hałasu, niż  robią, bo owa grupa czuje się zagrożona. To może zacznijmy od zmuszenia  transportu miejskiego do spowodowania, aby autobusy jeździły głośniej, gdyż te  nowoczesne poruszają się bardzo cicho i też można pod nie wpaść. A w ogóle to  najlepiej, by samochody po drogach się nie poruszały, bo mogą niewidomego  przecież rozjechać. Ulice dla niewidomych, samochody na złom.
Marcin Z.:
          Gdzieś czytałem o  autach elektrycznych i przyszłości aut. I było brane pod uwagę bezpieczeństwo,  czyli wymóg słyszalności auta. Niestety miałem już nie raz do czynienia z  jadącym za mną lub obok autem, którego pomimo dobrego słuchu wcale nie słyszałem,  ale to była jazda w tempie pieszego, więc wielkiego zagrożenia nie było.
          Ważne jest, aby  środowisko osób niepełnosprawnych, w tym niewidomych, trzymało rękę na pulsie i  wykrywało takie potrzeby (…).
Iland222:
          Trzeba mieć nadzieję,  że jakoś przeżyjemy epokę pojazdów elektrycznych, bo już wkrótce nowa rewolucja  – pojazdy bez kierowców.
Sylwek P.:
          Pojazd bez kierowcy  wbrew wszelkim obawom może być bezpieczniejszy aniżeli ten prowadzony przez  człowieka. Komputer się nie męczy, nie denerwuje, nie jest rozpraszany, tak  samo widzi w nocy, jak i w dzień i nie przeszkadzają mu warunki atmosferyczne.  Poza tym szybciej aniżeli człowiek analizuje sytuację. Ostatnio nawet doszedłem  do wniosku, że biorąc pod uwagę dość wysokie nerwowe pobudzenie społeczeństwa,  do czasu wprowadzenia samochodów autonomicznych należałoby przejść na  indywidualny transport konny, a zmechanizowany zostawić tylko w gestii  transportu publicznego. Koń na przejściu raczej człowieka nie stratuje, no  chyba że jest rozjuszony, ale i tak lepiej chyba mieć do czynienia z  rozjuszonym koniem, którego słychać z daleka, aniżeli z siedzącym za kierownicą  rozjuszonym kierowcą, który jest nieprzewidywalny.