Skryba
W poprzednich odcinkach cyklu "Z laską przez  tysiąclecia" omówiłem m.in. problemy z udostępnianiem pisma niewidomym i  rozwój szkolnictwa dla ich. Czytelnicy mogli dowiedzieć się, jak były to trudne  zadania, ile trudności trzeba było pokonać, ile błędów zostało popełnionych i  jak wspaniałe rezultaty zostały osiągnięte w obydwu dziedzinach. Nie oznacza  to, że obecnie nie ma żadnych trudności, problemów i błędnych rozwiązań.  Oznacza natomiast, że postęp jest imponujący, że obecnych możliwości osób  niewidomych oraz ich warunków życia, nie da się nawet w przybliżeniu porównać z  tymi z dawnych tysiącleci, a nawet tylko wieków. Twierdzenie to dotyczy krajów  cywilizowanych, bogatych, bo jeszcze nie wszędzie jest dobrze. Z pewnością w  naszym kraju niewidomi nie mają tak dobrze, takiej pomocy, takich udogodnień  jak na przykład w Niemczech, w Holandii czy w Szwecji. U nas jednak również  postęp jest olbrzymi, pomoc coraz lepsza, możliwości znaczne, chociaż występuje  wiele nieprawidłowości, mankamentów, a nawet patologii w dziedzinie  zatrudnienia osób niepełnosprawnych, w tym niewidomych i słabowidzących. Nasze  bolączki nie są nawet w przybliżeniu tak wielkie, jakie były jeszcze przed  drugą wojną światową. 
Kiedy chcemy rozpatrywać zagadnienia związane z  rehabilitacją zawodową i zatrudnieniem, musimy stwierdzić, że celem pracy  zawodowej jest zdobywanie środków utrzymania pracownika i jego rodziny, środków  zaspokajania różnorodnych potrzeb. Niestety, nie każde zatrudnienie można uznać  za godne człowieka, nie każde spełnia wymogi rehabilitacji i nie każde zapewnia  dochody pozwalające na zaspokajanie najważniejszych potrzeb. Do takich form  zarobkowania można zaliczyć prace niewolnicze, prostytucję i żebractwo.  Oczywiście, również różnego rodzaju działalność przestępczą - indywidualną i  zorganizowaną, ale takimi sposobami zdobywania środków utrzymania zajmować się  nie będę, chociaż i w tej dziedzinie niewidomi mają jakieś  "osiągnięcia". Przykładem może być wyłudzenie w 2015 r. z Państwowego  Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych grubej forsy przez szajkę z  udziałem osoby niewidomej. Jak jednak wspomniałem, nie będę zajmował się tego  rodzaju działalnością. Niech zajmują się nią organy ścigania. 
 W  starożytności, jak wiemy, ludzkość dzieliła się na ludzi wolnych i niewolników.  Omawiając prace wykonywane przez niewidomych w tym okresie, fakt ten należy  uwzględnić. Inna była bowiem sytuacja wolnych niewidomych, a inna niewolników.  Wolni niewidomi, co jest zrozumiałe, mieli więcej możliwości niż niewidomi  niewolnicy. Tak też było wśród ludzi widzących - warunki życia ludzi wolnych  były bez porównania lepsze niż niewolników. Wprawdzie nie było w tym okresie  zorganizowanego nauczania niewidomych, ale osoby wykształcone, bogate, które  traciły wzrok, zachowywały majątek, stanowiska wcześniej zajmowane i wpływy.  Osobami tymi zajmę się w kolejnych artykułach. W jednym z najbliższych odcinków  tego cyklu omówię również życie, znaczenie i rolę niewidomych bardów, muzyków i  recytatorów. Teraz omówię niegodne życie i niegodne zdobywanie środków  utrzymania przez zwykłych, przeciętnych ludzi wolnych, bez szczególnych  uzdolnień oraz zwykłych niewolników. Podkreślam tę zwykłość, tę przeciętność,  gdyż osoby wybitnie uzdolnione, nawet niewolnicy, żyli lepiej, niż ci zwykli,  przeciętni. 
      W starożytności możemy wyodrębnić trzy rodzaje zajęć,  które były dostępne dla zwykłych niewidomych niewolników i zwykłych  niezamożnych niewidomych. Ludzie mówią, że bogatemu to diabeł dziecko kołysze,  a biednemu to zawsze wiatr w oczy. I jest to dosadnie, ale prawdziwie ujęty  problem. 
      Otóż nie licząc bogatych i wybitnie uzdolnionych,  niewidomi w starożytności mogli: 
      - wykonywać bardzo proste, ciężkie prace fizyczne, 
      - uprawiać prostytucję, 
      - zajmować się żebractwem. 
      Dwa pierwsze "zawody" omówię skrótowo, bo i  wiele nie da się powiedzieć na te tematy. Żebractwo natomiast omówię bardzo  dokładnie, i to w różnych wymiarach, gdyż istnieje ono do czasów nam  współczesnym i to również w różnych wymiarach. 
      Wracając jednak do starożytności - Max Schofler w  książce pt. "Niewidomy w życiu narodu" pisze: 
   "Zdolności  ślepego niewolnika były wprawdzie ograniczone, ale zapobiegało jego ucieczce, a  do użycia go, jako siły napędowej, wzrok nie był mu potrzebny. Tak więc używano  ślepych niewolników jako siłę napędową do wioseł na galerach, do poruszania młynów  ręcznych, do mieszania mleka przy wyrobie masła, w kamieniołomach przy  przetaczaniu bloków skalnych lub w kopalniach rudy przy łamaniu, sortowaniu i  mieleniu rudy. Kto nie był niewidomy, tracił wkrótce wzrok podczas  niebezpiecznych prac i w niehigienicznych warunkach. Sprowadzeni raz do kopalni  nieszczęśnicy, nie opuszczali jej więcej. 
      Plutarch pisze na ten temat: "Robotnicy byli  przeważnie zakuci w łańcuchy i ginęli w tych zapowietrzonych  pomieszczeniach". Pozbawieni wzroku, strąceni na samo dno ciemnoty  społecznej i wyrzuceni poza nawias pulsującego życia, żyli przeklęci jak  robactwo w brzuchu matki ziemi tak długo, aż wyczerpały się ich siły, ciała  zżerane chorobą rozpadały się i uchodziło z nich życie. Umysł i duch, zwiędły  im już dawno". 
      Dalej ten sam autor: 
   "Wyjątek  istnieje również w ustawodawstwie tybetańskim. Porzucanie lub uśmiercanie  niemowląt było tam zabronione. Czy było to wyrazem jakichś wyższych pojęć  moralnych, czy też zmierzało to do nieograniczonego pomnażania liczby  niewolników, nie da się na podstawie istniejących źródeł ustalić. Ubogi  Tybetanin mógł swoje dziecko oddać władzom państwowym, które z kolei  sprzedawały je za niedużym odstępnym. Nabywca wychowywał je jako niewolnika i  korzystał z jego pracy bez wynagrodzenia. Prowadziło to do wynaturzeń,  ujawniających pełnię zła i wyzysku, do którego może być zdolny człowiek wobec  człowieka. 
      Tak zwani nutricatores, to jest rodzaj ludzkich  bestii, którzy robili sobie z tego zawód, wychowywali dziewczęta na prostytutki  i osiągnęli zysk z sutenerstwa, chłopców zaś sprzedawali jako niewolników lub  po okaleczeniu, zmuszali ich do uprawiania żebractwa. Na tym społecznym i  obyczajowym podłożu, los niewidomych dzieci był na ogół przesądzony. Jeśli  ułomność widoczna była już przy urodzeniu, czekała je zagłada. W ten sposób  ulegała wydatnej redukcji duża ilość niewidomych noworodków. Jeśli jednak  ślepota noworodka nie została zauważona i dziecko zostało przyjęte do rodziny,  nie wolno było już go porzucić. Jeśli jednak takie dziecko zostało przekazane  władzy państwowej i sprzedane, jego wartość gospodarcza dla nabywcy polegała na  tym, że po odchowaniu, w wypadku gdy chodzi o chłopca, spędzał życie zakuty na  galerze jako wioślarz lub przy obracaniu kamieni młyńskich, przy sortowaniu i  rozbijaniu brył kruszcowych w kopalni, względnie wszędzie tam, gdzie używane  były proste urządzenia, nie wymagające posługiwania się wzrokiem. Natomiast  niewidome dziewczęta wychowywano na prostytutki. Dzieci ułomne i ślepe,  wysyłano jako żebraków-niewolników, by swoim stanem wywołującym litość żebrały  o jałmużnę, którą następnie oddawać musiały swoim panom. Zawodowi ci  przedsiębiorcy okaleczali nawet zdrowe dzieci, przy czym najchętniej stosowane  było oślepianie z uwagi na to, że ślepota wzbudzała szczególną litość, a tym  samym sprzyjała otrzymywaniu większej jałmużny, a co za tym idzie, zwiększała  dochody właściciela żebraka-niewolnika". 
      Mamy więc opis życia niewidomych niewolników w  starożytnych państwach. Z pewnością do uprawiania najstarszego zawodu świata  oczy nie są niezbędne. Potrzebna była dobra figura i uroda. Jeżeli do  wykonywania tego hańbiącego zawodu dodamy brak skutecznych środków  antykoncepcyjnych, brak higieny i bardzo niski poziom medycyny, podobnej raczej  do magii, niż do nauki, możemy sobie wyobrazić życie niewolnych niewidomych  dziewcząt. Pracowały jako prostytutki dopóki były młode i zdrowe. Później mogły  być tylko żebraczkami. 
      Tak samo wioślarzowi na galerach, zatrudnionemu w  ciemnościach kopalni czy przy obracaniu kamienia młyńskiego wzrok nie był koniecznie  potrzebny. Nie trzeba widzieć bata nadzorcy, żeby usłyszeć jego świst i poczuć  ból. Najgorsze chyba jednak było to, że całe życie miało tak wyglądać. Nie było  żadnej nadziei na jego zmianę, a raczej była pewność, że będzie gorzej.  Niewolnik, który tracił siły z powodu choroby czy starości, stawał się  niepotrzebny, zbędny i nie warto było łożyć na jego utrzymanie. Można było go  po prostu wyrzucić, zabić albo wykorzystywać jako żebraka.  
 Jest rodzajem  postawy, a raczej trzecim jej członem, czyli działaniem. 
      Termin "postawa" oznacza stosunek człowieka  do siebie, do innych ludzi, do zwierząt, ojczyzny itp. Postawy składają się z  części poznawczych, emocjonalnych i działania lub gotowości do działania. 
   Najpierw  musimy wiedzieć, z czym mamy do czynienia, czyli poznać człowieka, zwierzę,  ideę itp. Na tej podstawie wytwarza się nasz stosunek do tego, co poznaliśmy -  miłość, życzliwość, niechęć, strach lub inne uczucia. Trzecim członem jest  działanie albo gotowość do działania. Przykładem może być pożar. Wywołuje on  zainteresowanie, chęć dowiedzenia się, co się pali, czy komuś zagraża, czy mnie  zagraża. Wytwarza się stosunek emocjonalny do tego, czego się dowiadujemy i  chęć działania. Działanie to może polegać na ucieczce albo włączeniu się w  ratowanie. 
   Niewidomi od  prawieków zajmowali się żebraniem. Obecnie nie jest to ich głównym zajęciem,  ale ciągle można spotkać niewidomego żebraka. 
      Niektórzy "poznali" swoją niepełnosprawność  i ocenili, że może ona przynosić korzyści materialne. Ich stosunek emocjonalny  do niepełnosprawności stopniowo zmieniał się z negatywnego na pozytywny.  Ślepota wywołuje litość. Normalnie niewidomi nie lubią, kiedy stają się  przedmiotem litości. Inaczej jest u niewidomych żebraków. Ich emocje uległy  zmianie i litość stała się dla nich źródłem dochodów, a więc czymś pozytywnym.  Z tego poznania i z tych emocji zrodziło się działanie, czyli żebranie w  miejscach publicznych, w których przebywa dużo ludzi. Im więcej litości  wzbudzają, tym datki sypią się częściej i są one bardziej szczodre, a przecież  o to chodzi.  
Już parę razy wspominałem o uprawianiu tego  "zawodu". Teraz przyszedł czas na pogłębienie zagadnienia. 
      Niewidomych żebraków można podzielić na: 
      - niewidomych niezamożnych, ale wolnych żebraków, 
      - niewidomych niewolnych żebraków wykorzystywanych  przez ich panów, którzy prowadzili przedsiębiorstwa żebracze. 
      Max Schofler pisze: 
  "Gdy ślepota wystąpiła u dziecka po przyjęciu go  do rodziny, wówczas zazwyczaj nie pozbywano się go. Rosło ono jak normalne  dziecko i nie popadało już w stan niewolnictwa. Tym tłumaczy się jakkolwiek na  ogół rzadko, że urodzeni jako ślepi lub później oślepli, trafiają do literatury  antycznej. Ich warunki socjalne tym różnią się od niewidomych niewolników, że  nie popadają w zależność niewolniczą. Na ogół prowadzą oni wolne życie  żebracze. Tacy, którzy oślepli w starszym wieku lub na skutek przebytych  chorób, okalali ulice i place, oblegali świątynie i pałace, dopraszając się  jałmużny. 
      Ślepota i kij żebraczy, były z reguły nierozerwalnie  złączone. Kalectwo to uchodziło za największe nieszczęście zesłane przez bogów  lub zadawane sobie wzajemnie przez ludzi. I tak będzie, dopóki będzie istniał  świat. Ludzi tak upośledzonych przez los, prawie u wszystkich narodów  antycznych, darzono specjalnymi względami. Niewidomy żebrak mógł zająć miejsce  na takich placach, które dla innych ludzi były zabronione. Wyraża się to  trafnie w przysłowiu arabskim: "Zanim wybudowano meczet, już ustawiali się  przy nim niewidomi". 
      Życie wolnych niewidomych żebraków było więc znośne w  porównaniu z niewidomymi "pracownikami przedsiebiorstw żebraczych".  Ci ostatni i ich ślepota byli wykorzystywani do pomnażania dóbr swych panów, za  co otrzymywali nędzne łachy i baty". 
   Max Schofler  powołując się na bbb Sencea pisze na ten temat: 
   "Dla  korzyści swoich panów, słaniają się niewidomi niewolnicy wsparci o swoje kije  żebracze. Gdy pan, obliczając całodzienny plon zdobytej jałmużny uzna, że  dochód jest za mały, rzuca się na nieszczęśnika bijąc go i przeklinając i woła:  za mało przyniosłeś. Możesz teraz lamentować i błagać o litość. Trzeba było  robić to wobec przechodniów. Otrzymałbyś wówczas większe datki i mógłbyś mi  więcej przynieść". 
      I dalej czytamy tego autora: 
  "W namiętnej mowie oskarżycielskiej w procesie  przeciwko właścicielowi przedsiębiorstwa żebraczego, maluje Cassius Severus  poglądowy obraz tych wszystkich okaleczeń, jakich dopuścił się oskarżony na  swoich ofiarach, by przysposobić je do zawodu żebraka. 
      Nas interesować może tylko fakt, że oślepianie  biednych stworzeń, odgrywało tu istotną rolę. Wyrażało się to w następujących  wypowiedziach: "Żebrak ten ma świetne oczy i dlatego należy wyrwać je z  korzeniami". Również inny mówca przytacza podobne wypowiedzi jak te:  "Spojrzyjcie na zniekształcone członki tych nieszczęśników. Nie wiem w  jaki sposób jednych pozbawiono rąk, innym wyrwano oczy, a jeszcze innym  połamano nogi. Dlaczego was to przeraża? Tak współczuje ten oto zbrodniarz.  Tyle członków zostaje połamanych, by napełnić jeden jedyny brzuch i - nowy  rodzaj okropności - zdrowych, wyżywiają kalecy". 
      I dalej: 
      Położenie socjalne niewidomych w Rzymie obrazuje  następujący opis: "Klepią oni biedę jako nędzni i poniewierani żebracy,  chwytając okruchy ze stołu państwa i bogaczy. Prowadzeni przez psa, przeciągają  ulicami, starając się swoim kalectwem wzbudzić miłosierdzie. Ich schronieniem  było może otwarte sklepienie, ich pies był może jedynym towarzyszem ich nędzy,  ich pożywieniem - chleb przeznaczony dla psa, ich jedynym majątkiem - kij  żebraczy, koc, słomianka i wózek. Śmierć w odludnym kącie, była ich  wybawieniem". 
      Ale wystarczy tych makabrycznych opisów. Czas płynie,  wszystko mija, przeminęła również starożytność. Nie wszystko jednak od razu  uległo zmianie na lepsze, ale zmiany zostały zapoczątkowane. 
 Nauka  chrześcijaństwa przyjęła za najważniejszą wartość duszę człowieka i Boga. Nauka  ta głosiła miłość do wszystkich cierpiących nędzę, ucisk i prześladowanie. Jej  wyznawcy jednoczyli się w związki religijne, które interesowały się również  materialnymi potrzebami życia człowieka. Chrześcijaństwo zostało uznane za  religię państwową przez cesarza Konstantego (274-337). 
      Przemiany etyczno-społeczne uległy wówczas  zasadniczym przemianom. W rezultacie pozycja społeczna niewidomych i innych  osób niepełnosprawnych uległa zmianie. 
      Podstawą zmian stosunku do niewidomych stał się  fragment Ewangelii św. Jana: 
  "Nauczycielu powiedz, kto zgrzeszył, on czy jego  rodzice, że on urodził się ślepy? - Ani on, ani jego rodzice nie zgrzeszyli,  tylko dzieła boże miały być na nim objawione". I Chrystus uleczył ślepego  Bartymeusa". 
      Kolejny fragment Ewangelii: "Co uczyniliście  najbiedniejszemu z moich braci, uczyniliście mnie". 
      Max Schofler pisze: 
  "Poprzez liczne ustępy tekstu Biblii odnoszące  się do sprawy ślepoty, stał niewidomy - jak żaden inny ułomny - w centralnym  punkcie religijnych rozważań i działalności młodego chrystianizmu. Został on  nie tylko przyjęty jak brat - wyznawca do chrześcijańskiej gminy, lecz również  został zrównany towarzysko, na skutek czego, został on nie tylko wydźwignięty z  pozycji pariasa - żebraka, lecz również został wyposażony w pewnego rodzaju  nimb religijny. Na nim miały być objawione dzieła boże, do których należała również  miłość bliźniego. W ten sposób zyskali niewidomi w szczególnej mierze opiekę  gminy w pierwszym okresie chrześcijaństwa i od tego momentu zasadniczo zmieniła  się ich sytuacja życiowa na lepsze. Dobre uczynki wyświadczone niewidomemu  miały szczególną wagę dla osiągnięcia zbawienia duszy. Kto bowiem mógł  udowodnić, że prowadzi Bogu miłe życie, a czynili to wszyscy pobożni  chrześcijanie i kierownicy ich placówek, ten nigdy nie omieszkał wyraźnie  podkreślić, że jego miłosierna działalność dotyczyła niewidomych. Tak więc  znajdujemy w najwcześniejszym chrześcijaństwie w całym piśmiennictwie  średniowiecznego kościoła, ciągłe powracające wskazania na pomoc udzielaną  niewidomym. Wskazania te występują w niepokojącej obfitości, z czego należy  wnioskować, że w owych czasach było bardzo wielu niewidomych. 
      Charytatywna działalność wczesnochrześcijańskich gmin  rozciągała się od człowieka do człowieka, a więc miała czysto indywidualny  charakter. W tej postaci doszła zasada miłości bliźniego do najpełniejszego  wyrazu..." 
   Rozpoczęło się  średniowiecze, a wraz z upadkiem rzymskiego imperium nastąpiła niezwykła nędza.  W tej sytuacji gminy chrześcijańskie przyjęły publiczne zadanie opieki nad  ubogimi. Ruch charytatywny rozrósł się i zatracił indywidualny wymiar. Miłość bliźniego  przestała działać na zasadzie od człowieka do człowieka i powstały instytucje  kościelne: schroniska, szpitale, bractwa, klasztory i fundacje. Udzielały one  pomocy anonimowym rzeszom nędzarzy. 
   Max Schofler  pisze: 
  "Jałmużnictwo stało się religijnym celem samym w  sobie. W przytułkach, bractwach, klasztornych szpitalach i temu podobnych  urządzeniach, karmiono ubogich, pielęgnowano chorych. Poszukującym dachu nad  głową udzielano schronienia, a opuszczone i kalekie dzieci gromadzono i  wychowywano. Ta wielkoduszna opieka nad ubogimi, obejmowała, oczywiście,  również niewidomych, a nawet dawała im pierwszeństwo przed innymi. Mała jednak  tylko część spośród nich, mogła w takim szpitalu znaleźć stały pobyt, gdyż  ilość chorych była zbyt duża. Zostawali oni jednak obdarzeni przywilejem, jaki  miał kościół do rozdania w ramach systemu jałmużniczego. Jak w czasach  przedchrześcijańskich przy świątyniach i świętościach, tak i teraz, siadywali  znowu niewidomi masowo na ożywionych ulicach i placach. Ciągnęli oni gromadami  do miejsc odpustowych i do miejsc, do których robione są pielgrzymki. Otaczali  wejścia do bazylik, kościołów i furt klasztornych. Spotykano ich na wszystkich  uroczystych okazjach. Obraz bytu żebraczego niewidomych w życiu publicznym,  kreślił Dante Alighieri (1265-1321) w swojej "Boskiej komedii" pieśń  XIII, wiersz 59, w następujących słowach: (treść podana prozą przez tłumacza) 
  "... Podobni niewidomym, cierpiącym nędzę i  głód, stoją oni głowa przy głowie na placu odpustowym, żebrząc i pochylając  się. Dla poruszenia serc bliźnich wzbudzają litość nie tylko pożałowania godnym  wyglądem, lecz pełnymi narzekań słowami". 
      Otrzymujący jałmużnę, nie był w chrześcijańskim  średniowieczu pogardzany lecz z religijnych pobudek społeczeństwa, skazany na  żebranie. Jego pozycja społeczna była zalegalizowana. Podczas tego okresu  średniowiecza, rosła liczba niewidomych i kalek potwornie. Porzucanie i  zabijanie nienormalnych niemowląt było przez chrześcijaństwo zwalczane i  zabronione". 
      Dalej Max Schofler pisze: 
  "Na niewidomych miały się objawiać boże dzieła,  a nędza istniała po to, by na niej można było z wewnętrznych pobudek  religijnych uprawiać dzieła miłości bliźniego". 
      I jeszcze cytat z Maxa Schoflera: 
  "W wyniku wojen krzyżowych i innych wojennych  poczynań, straciło wzrok na skutek gwałtownych oślepień, bezpośrednio  odniesionych poranień oczu, zaraźliwych chorób oczu (np. egipskie zapalenie  itd.) bardzo wielu ludzi. Dla nich zakładano w różnych miastach szpitale, w  których żyli zorganizowani w "bractwa niewidomych". Największym  przedsięwzięciem tego rodzaju był "przytułek pod trzydziestym  piątym", który ufundował Ludwik Pobożny w 1256 r. w Paryżu dla 300  niewidomych. Te religijne bractwa żyły z jałmużny udzielanej przez obywateli  miasta, w zamian za co, niewidomi modlili się za swoich dobroczyńców i śpiewali  msze. 
      W miarę rozkwitu miast, podejmowały również gminy  fundację tego rodzaju przytułków. W jakim duchu to się działo, wynika z  uchwały, podjętej przez obywateli miasta Hanoweru w 1256 r. Brzmiała ona: 
  "Powodowani wielką gorliwością i zachęceni przez  Ducha Świętego, bez którego nie może być nic dobrego i trwałego, postanawia się  założyć przytułek pod wezwaniem Ducha Świętego, by mógł służyć za schronisko  dla pielgrzymów i innych wędrowców oraz by ślepi, chorzy lub obarczeni innymi  chorobami, mogli być przyjęci i pielęgnowani". 
      Jakkolwiek niewidomi w tego rodzaju przytułkach i  szpitalach znajdowali warunki stałego pobytu, niemniej jednak byli zmuszeni  oddawać się żebractwu. Ich kalectwo zapewniało im większe zyski z jałmużny niż  innym ubogim potrzebującym pomocy. Musieli oni nawet ze swoich dochodów,  częściowo pokrywać koszty utrzymania tych instytucji. Co się tyczy lokatorów  "Przytułku pod trzydziestym piątym" zaznacza np. francuski satyryk  Ruebe: "Nie rozumiał, dlaczego król kazał w tym domu umieścić trzystu  niewidomych, którzy gromadami przeciągają ulice Paryża i jak długo trwa dzień,  nie ustają krzyczeć. Potrącają się wzajemnie, zadając sobie uszkodzenia ciała,  gdyż nikt ich nie prowadzi". 
   Niewidomi  żebracy weszli do literatury, jako przykłady ludzkiej nędzy. Jest sporo takich  przykładów, ale przytaczam tylko jeden. 
      Teofil Gautier w powieści "Kapitan  Fracasse" nakreślił obraz niewidomego żebraka, który wzbudza litość i  odrazę. Poczytajmy: 
   "Dokoła  nie było widać żywej duszy, tylko na skraju drogi stał ślepy żebrak w  towarzystwie chłopca, liczący zapewne na miłosierdzie przejeżdżających tędy  ludzi. 
   Ten niewidomy,  wyglądający na bardzo sędziwego, śpiewał przez nos pieśń, w której opłakiwał  swą ślepotę i błagał przechodniów o litość, przyrzekając im swe modły i  gwarantując raj w zamian za jałmużnę. Już od dłuższego czasu jego żałobny głos  docierał uszu Izabeli i Sigognaca, uparcie przeszkadzając rozmowie zakochanych. 
   Baron zaczął  się już niecierpliwić, gdyż przykro jest słyszeć kruka, gdy śpiewa słowik. 
   Kiedy byli już  blisko starego nędzarza, ten ostatni, na znak dany przez swego przewodnika,  podwoił jęki i błagania. Aby podniecić hojność przechodzących, potrząsał  drewnianą miseczką, w której brzęczało kilka groszy, denarów, srebrników i  różnych innych monet. Na głowie miał dziurawą szmatę, a plecy, zgarbione jak  łuk mostu, okrył brązową derką z szorstkiej i ciężkiej wełny, odpowiedniejszą  raczej dla zwierzęcia niż dla człowieka i odziedziczoną chyba po jakimś mule  zdechłym na nosaciznę lub parchy. Wywrócone oczy ślepca świeciły białkami i  sprawiały ohydne wrażenie na ciemnej i pomarszczonej twarzy. Dolna jej część  była pokryta długą aż do pasa, siwą brodą, godną kapucyna lub pustelnika,  stanowiącą jakby drugi biegun uwłosienia głowy. Z całego ciała widoczne były  tylko drżące ręce, które wydobywały się poprzez otwór siermięgi, aby potrząsać  miseczką. Na znak pokory i poddania woli Opatrzności żebrak ukląkł na garści  słomy bardziej wygniecionej i zgniłej niż legowisko Hioba. Litość dla tego  ludzkiego łachmana musiała się mieszać z odrazą i, rzucając mu jałmużnę, nie  można było nie odwrócić głowy". 
   
   W Europie  następowały dalsze przemiany społeczno-gospodarcze. W ich wyniku nastąpiła  zmiana stosunku do żebraków. Zaczęto wypędzać ich z miast, wydawać zarządzenia,  których celem było wyelimninowanie żebractwa bez wyeliminowania jego przyczyn. 
   Max Schofler  omawiając dalsze przemiany społeczno-gospodarcze średniowiecznej Europy pisze: 
  "Ruch ten przeszedł również na wydziedziczonych  i pozbawionych praw. Cielesna ułomność i prawdziwa bezradność wynikająca z  nędzy, musiały z jednej strony bronić się przed włóczęgostwem zdemoralizowanych  mas, z drugiej zaś strony, przed drakońskimi zarządzeniami ustanowionymi dla  walki z żebractwem, godzącymi we wszystkich ubogich. Tak więc powstały również  wśród kalek i niewidomych takie "wolne bractwa". Poddawały się one z  miejsca pod opiekę jakiejś gminy kościelnej, co jednak było możliwe tylko w  większych miastach. Tak np. spotykamy się z bractwami niewidomych w XV wieku w  Strasburgu, w Zurychu, we Frankfurcie nad Menem i w innych miastach różnych  krajów Europy. W tych stowarzyszeniach stało się niewidomym możliwe, również i  w najcięższych warunkach w dalszym ciągu wykonywać zawód żebraka, nie narażając  się na skutki wyjętego spod prawa bytu żebraczego pozostałych żebraków nie  stowarzyszonych. Wobec tego, że obecnie jałmużna dawana była nie tylko w  naturaliach lecz również w pieniądzach, stwarzało to warunki szybszego  zaopatrywania się". 
      Stowarzyszenia "cechy" niewidomych  żebraków, które powstały jeszcze w średniowieczu były początkiem ruchu  niewidomych. Miały one swoje władze i instruktorów, zwanych mistrzami, którzy  uczyli nowo przyjętych rzemiosła, czyli zasad cechu żebraków i śpiewania pieśni  pobożnych. Mistrzowie zbierali się co roku w różnych tajnych miejscach, w  karczmach stojących wśród bagien, w zapomnianych chatach gajowych i radzili nad  przyjęciem nowych członków oraz sprawować sądy. 
      Dopiero Marcin Luter przeciwstawił się średniowiecznej  filozofii żebractwa. Stwierdził on: "Kto nie pracuje, ten nie będzie  jadł". Pracę zawodową uznał za "służbę bożą". Było to nowe  podejście do problemu żebractwa, do pracy i do służby bożej. 
   Marcin Luter  uważał, że każdy powinien pracować, a jeżeli nie mógł, społeczność powinna  zapewnić mu warunki egzystencji. Pracy dla niewidomych jednak nie było i  żebractwo kwitło nadal. Stopniowo jednak zmianom ulegał sposób myślenia o  niewidomych. Jednak dopiero pod koniec osiemnastego stulecia zaczęto ich  nauczać przedmiotów ogólnych i niektórych zawodów. Pisałem o tym w jedenastym  odcinku mojego cyklu.  
Wynalezienie pisma dla niewidomych, rozwój szkolnictwa i zatrudnianie niewidomych w niektórych zawodach nie wyeliminowało żebractwa. Nadal dla wielu było ono podstawowym źródłem utrzymania. Niemal cała pomoc organizowana dla niewidomych, powstawanie szkół, wydawanie książek, a nawet zatrudnianie opierało się na zasadach charytatywnych. Oprócz indywidualnego żebractwa niewidomych rozwinęło się na znaczną skalę żebractwo zinstytucjonalizowane w postaci działalności charytatywnej. Praca dla niewidomych była szczytną ideą, ale głównie tylko ideą. W praktyce nadal rzesze niewidomych wegetowały na utrzymaniu rodzin albo utrzymywały się z żebractwa. Tak było do pierwszej wojny światowej. Wtedy zatrudnianie niewidomych okazało się koniecznością, a nie dobroczynnością im świadczoną. To jednak inne zagadnienie i zajmę się nim w przyszłości.
 Obecnie w  Polsce i w innych krajach zdarzają się przypadki niewidomych żebraków  uprawiających ten proceder w miejscach publicznych - pod kościołami, na  dworcach, na ulicach miast. W Nowym Jorku na lotnisku pewien dowcipny, a  zarazem precyzyjny niewidomy żebrał z tabliczką na piersiach takiej oto treści:  "Jestem niewidomy i prawdopodobnie czarny, proszę o wsparcie". No  tak, skąd on mógł wiedzieć, jaki ma kolor jego skóra. Tak mu mówiono, ale czy  to prawda - stąd to "prawdopodobnie". 
      Indywidualne żebractwo nie występuje jednak już na  masową skalę w miejscach publicznych. Rozwinęło się natomiast żebranie w  instytucjach i instytucjonalne żebractwo. 
      Niektórzy niewidomi, ci rzeczywiście niewidomi i ci,  którzy są uznawani za niewidomych, wyspecjalizowali się w korzystaniu z pomocy  różnych instytucji. Są oni stałymi klientami powiatowych i miejskich ośrodków  pomocy społecznej, Caritasu i innych instytucji. Ślepota nadal uważana jest za  największe nieszczęście. Ułatwia to uzyskiwanie pomocy. Przesadnie  przedstawiają oni swoją sytuację, jako niezmiernie trudną i uzyskują pomoc. 
      Nie piszę o osobach znajdujących się w wyjątkowo  trudnych warunkach, które nie są zdolne do zapewnienia sobie materialnych  podstaw życia. Osoby te zmuszone są korzystać z pomocy instytucji do tego  powołanych. 
      Mam na myśli takie osoby, które doskonale wiedzą,  gdzie i kiedy można otrzymać jakąś pomoc. Korzystają z zasiłków, z paczek  żywnościowych, z odzieży, z dofinansowań na udział w turnusach  rehabilitacyjnych oraz dofinansowań na inne cele itd. Dodam, że korzystają w  dużym wymiarze, tak że żyją całkiem nieźle. Korzystają również z takiej pomocy,  która nie jest im niezbędna, a nawet całkowicie niepotrzebna. Jeżeli niewidomy  stara się o dofinansowanie drogiego sprzętu komputerowego, tabletu czy  podobnych urządzeń, których nie potrafi obsługiwać i nie chce się nauczyć, bo  urządzenia te nie znajdują zastosowania w jego życiu, jest to czysta forma  żebractwa. Niewidomy ten ubiega się o pomoc nie dla siebie, tylko dla dzieci  czy wnuków. 
      Za formę żebractwa uznaję również udział w różnych,  często całkowicie zbędnych szkoleniach, np. szkoleniach poszukiwania pracy,  wówczas kiedy nie mają zamiaru pracy poszukiwać ani podejmować. Powstało wiele  stowarzyszeń i fundacji, które organizują różne, przeróżne szkolenia, a  niektóre osoby z uszkodzonym wzrokiem chętnie biorą w nich udział. Korzystają z  darmowego wyżywienia, przebywają wśród ludzi i nic więcej im nie trzeba. W  zajęciach uczestniczą, a jak się da to nie uczestniczą i uważają, że jest  świetnie. Zdarza się, że taki "wieczny student" jedzie z jednego  szkolenia na drugie, bez przerwy między nimi. 
      Moim zdaniem formą żebractwa jest również  wykorzystywanie niepełnosprawności w celu uzyskania korzyści. Mogą to być różne  korzyści: materialne, finansowe, w postaci usług, zwolnienia z obowiązków,  które nie są nadmiernie trudne, uznawanie uprawnień, które nie przysługują  innym, za naturalne, chociaż są one szkodliwe np. skrócony czas pracy. 
      Wszelkie postawy roszczeniowe są formą współczesnego  żebractwa. Osoby z takimi postawami nie liczą się z potrzebami i możliwościami  innych ludzi czy instytucji i wymuszają wszystko, co uznają za korzystne dla  nich. To się nam należy i basta, i tylko to ich obchodzi. 
      Na szeroką skalę rozwinęło się żebractwo w imieniu  niewidomych. Stowarzyszenia zrzeszające niewidomych i słabowidzących oraz  fundacje działające na ich rzecz żebrzą w ich imieniu wszędzie, gdzie się tylko  da. Żebrzą na kawę i ciastka, na imprezy integracyjne, na wycieczki, na rajdy,  na pielgrzymki, na paczki dla niewidomych, na sprzęt rehabilitacyjny, na szkoły  i na inne cele, jakie tylko uda się wymyśleć. Część tej działalności można  uznać za potrzebną, za celową, ale nie każda jest naprawdę potrzebna. Wydaje  się, że pomoc w zapewnieniu znośnych warunków życia jest uzasadniona, ale czy  dotyczy to również wyścigów samochodowych niewidomych czy głuchoniewidomych. 
      Od czasu do czasu dowiadujemy się o dziwnych  działaniach na rzecz niewidomych, o próbach dostosowania szlaków górskich do  potrzeb osób niewidomych, tak żeby mogli z nich korzystać bez przewodników, o  miasteczkach komunikacyjnych do nauki orientacji przestrzennej, o ogrodach z  brajlowskimi podpisami roślin i Bóg wie jeszcze o czym. 
      I byłoby wszystko w porządku, gdyby bogaci niewidomi  zaspokajali swoje fanaberie z własnych pieniędzy. Tak jednak nie jest. Każde z  takich cudownych przedsięwzięć finansowane jest z wyżebranych pieniędzy w  Państwowym Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, w samorządzie miasta  czy województwa, w firmach i wszędzie, gdzie się tylko da. 
      Uważam, że jest to bardzo negatywne zjawisko, które  prowadzi do obniżania poczucia własnej wartości niewidomych i godzi w ich  ludzką godność. 
 Współczesność  nie jest pełna samych dobrych działań na rzecz niewidomych. W czasach  współczesnych występuje wiele negatywnych zjawisk, o których jeszcze nie raz  będę pisał. Czasy współczesne są jednak dla niewidomych bez porównania lepsze  od tych, dawno i niedawno minionych. Mogliśmy przekonać się o tym czytając  opisy Maksa Schoflera. Musimy przyznać, że obecnie nie ma już aż takiej nędzy,  że godność niewidomych nie jest aż tak poniewierana, jak to było w dawnych  wiekach. Oczywiście chcielibyśmy, żeby zniknęły wszystkie mankamenty z naszego  życia, ale chyba nigdy tak nie będzie, żeby na Ziemi Raj zapanował. Porównując  jednak warunki, w jakich żyli niewidomi w starożytności, w średniowieczu i  później, możemy stwierdzić, że oddaliliśmy się od piekła i przybliżyliśmy się  do Raju. 
      I jeszcze jedno - dokonując przeglądu warunków życia  niewidomych na przestrzeni stuleci i tysiącleci staram się podkreślać ich  dążenia do poprawy swojego losu i ich rolę w rozwoju instytucji, urządzeń i  prawa. Już w średniowieczu powstawały cechy niewidomych żebraków, które starały  się wpływać na "warunki pracy" swoich członków, wspierać w  sytuacjach, w których sobie nie radzili i regulować wzajemne stosunki.  Niewidomy Ludwik Braille wynalazł pismo punktowe, inni konstruowali sprzęt i  pomoce rehabilitacyjne, jeszcze inni zakładali szkoły, biblioteki, zakłady  pracy, stowarzyszenia i fundacje. Wybitni niewidomi przyczyniali się do rozwoju  nauki, tworzyli dzieła literackie i muzyczne, byli i są wirtuozami światowej  sławy. Tysiące niewidomych angażowało się i angażuje w pracę na rzecz innych,  setki tysięcy niewidomych na świecie utrzymywało się i utrzymuje z własnej  pracy oraz zapewnia utrzymanie swoim rodzinom. O tym też warto wiedzieć i o tym  będę pisał w przyszłości. Chcę ograniczać negatywne oddziaływanie na naszą  świadomość różnych form żebractwa oraz innych dziwnych poczynań w imieniu  niewidomych. Mamy powody do dyskomfortu psychicznego, ale mamy też powody do  dumy z osiągnięć niewidomych. Jedno i drugie jest naszym udziałem, naszą  rzeczywistością, częścią naszego społecznego życia.