We wcześniejszych artykułach tego cyklu omówiłem  wiele aspektów życia niewidomych na przestrzeni tysięcy lat. Ich życie jednak  nie byłoby pełne, nawet jeżeli osiągaliby wielkie sukcesy w różnych  dziedzinach, gdyby życie rodzinne nie było dla nich dostępne. 
      Niektórzy psychiatrzy twierdzą, że człowiek, aby czuł  się dobrze, żeby mógł zachować równowagę psychiczną i zdrowie psychiczne,  podobnie jak alpinista, musi mieć trzy punkty oparcia. Musi mieć: na czym nogę  postawić, linę zabezpieczającą i chociażby tylko jednym palcem się o coś  zahaczyć. 
      Takimi punktami oparcia, ważnymi dla zdrowia  psychicznego są: rodzina, praca zawodowa i jeszcze coś mniejszego -  zainteresowania, hobby, turystyka, działalność społeczna itp. 
      Potwierdzenie tych prawd każdy może łatwo znaleźć w  swoim otoczeniu. Tak ważne dziedziny życia powinny być również i są udziałem  osób niewidomych i słabowidzących. 
      O pracy zawodowej pisałem w artykułach: 13.  "Zatrudnienie niewidomych w niektórych krajach do czasów  współczesnych", 14. "Zatrudnienie niewidomych po II wojnie światowej  w Polsce i w krajach tzw. demokracji ludowej ", 15. "Zatrudnienie  osób z uszkodzonym wzrokiem w Polsce po 1989 r." i 17. "Czynniki  ułatwiające i utrudniające zatrudnianie osób z uszkodzonym wzrokiem". O  korzystaniu z rozrywki, z literatury, dóbr kultury, sportu i turystyki napiszę  w przyszłości. A teraz zajmę się życiem rodzinnym osób z uszkodzonym wzrokiem. 
      Rodzina w rozumieniu socjologicznym jest komórką  społeczną, w rozumieniu religii katolickiej małżeństwo jest sakramentem, a w  rozumieniu poszczególnego człowieka - a to zależy od wielu okoliczności,  poglądów, doświadczeń, światopoglądu, uwarunkowań ekonomicznych, osobowości, od  usposobienia, uczciwości i tradycji środowiskowej. 
      O życiu rodzinnym osób z uszkodzonym wzrokiem można  napisać grubą książkę. Życie rodzinne bowiem obejmuje problematykę uczuciową,  prawną, religijną, ekonomiczną, społeczną, osobistą, kulturalną, obejmuje pracę  i wypoczynek, tradycję i nowoczesność, wiąże się z obowiązkami i umożliwia  zaspokajanie wielu potrzeb. Życie rodzinne niewidomych obejmuje wszystkie te  dziedziny, a ponadto wiąże się ściśle z rehabilitacją, z umiejętnościami  radzenia sobie w różnych sytuacjach życiowych bez posługiwania się wzrokiem,  albo przy możliwości korzystania z uszkodzonego wzroku. Sama problematyka  wychowania dzieci przez niewidomych rodziców wymagałaby obszernego opracowania  a nawet książki. Dlatego artykuł ten poświęcam tylko niektórym problemom życia  rodzinnego osób z uszkodzonym wzrokiem. 
      Nie znalazłem dostatecznych informacji, jak kształtowały  się stosunki rodzinne niewidomych w dawnych wiekach. Na podstawie doświadczeń  dwudziestego stulecia oraz tych skąpych informacji z przeszłości można jednak  wyciągać wnioski. Będą one niedostatecznie udokumentowane, ale mogą stanowić  przesłankę do dalszych przemyśleń. Życie rodzinne, jak już wspomniałem, jest  niezmiernie ważne dla człowieka. Warto więc zadać sobie trud i zastanowić się  nad sytuacją niewidomych w rodzinie. 
   
 
      Dla wielu podstawowym pytaniem jest, czy niewidomi są  zdolni do założenia rodziny i pełnienia roli matki lub ojca. Niewidomi, jeżeli  mieli wątpliwą przyjemność spotykać się z osobami mało kulturalnymi, mogli  usłyszeć pytanie kierowane wprost do nich - czy niewidomy może mieć dzieci, czy  może się ożenić, jak sobie radzi ze sprawami intymnymi? Widzące kobiety, żony  niewidomych niejednokrotnie spotykają się z pytaniem, dlaczego wyszły za  niewidomych. To samo dotyczy widzących mężów niewidomych kobiet, chociaż  rzadziej, gdyż jest mniej takich małżeństw i wścibscy mają mniej odwagi w  stosunku do mężczyzn niż do kobiet. 
      Jak zawsze, i jak w każdej sytuacji, w życiu  rodzinnym osób z uszkodzonym wzrokiem występuje wiele trudności i ograniczeń.  Nie są one jednak tak wielkie, żeby nie można było ich pokonać. Dotyczy to  trudności i ograniczeń, których źródłem jest bezpośrednio niepełnosprawność  wzrokowa. Dobrze zrehabilitowana, dobrze przygotowana do życia osoba z  uszkodzonym wzrokiem, przy pomocy innych członków rodziny, może je pokonywać. 
      Zawarcie małżeństwa ma wymiar uczuciowy, estetyczny,  ekonomiczny, społeczny, często religijny, biologiczny i prawny. Jest też  kompromisem ścierania się wielu wartości - estetycznych z osobowościowymi,  ekonomicznych z wyobrażeniami, kulturowych z potrzebami poszczególnych osób  itp. Brak wzroku nie jest wartością, podnoszącą atrakcyjność wymarzonego  partnera życia. Brak wzroku wszystko utrudnia, życie rodzinne również, a przede  wszystkim założenie rodziny, czyli znalezienie kandydata czy kandydatki na  współmałżonka. Dobrze jest, jeżeli niewidomy ma czym "wyrównać" brak  wzroku. Może to być talent, uroda, cechy osobowości, dobry zawód, usposobienie  czy podobne walory. Jednak żaden z nich nie jest wynikiem braku wzroku.  Niewidomi nie są bardziej utalentowani niż inni ludzie, nie jest łatwiej im  wykonywać szczególnie atrakcyjne zawody i nie jest łatwiej "patrzyć  głęboko w oczy". Nie muszą też mieć bardziej korzystnych cech charakteru. 
      Spośród wielu aspektów małżeństwa niewidomych  wyróżnić należy dziedziczenie ślepoty. 
      Dziedziczenie ślepoty wiąże się z najintymniejszą  sferą życia człowieka, jego uczuciowości, dążeń do przedłużenia swego istnienia  w życiu dzieci, wnuków, prawnuków. Instynkt macierzyński czy szerzej -  rodzicielski, należy do najsilniejszych u zwierząt i u ludzi. Dla wielu sensem  istnienia, pracy, wszelkich dążeń, marzeń i planów są ich dzieci. Wychowanie  następnych pokoleń ma zasadnicze znaczenie dla istnienia państwa, narodu,  religii i cywilizacji. Z tych względów nikt nie powinien być obojętny w  odniesieniu do możliwości dziedziczenia różnych schorzeń, w tym ślepoty. Nikt  nie chce, żeby jego dziecko było niewidome i stara się robić wszystko, żeby  uchronić je przed niepełnosprawnością z tego powodu. Nie chcą też tego osoby  niewidome, chociaż wiedzą, że można sobie radzić w życiu bez wzroku, osiągać  sukcesy w różnych dziedzinach działalności i mieć satysfakcję. Jest to istotne  w przypadku dziedziczenia ślepoty, które jest problemem moralnym, społecznym,  ekonomicznym, rehabilitacyjnym, osobistym i praktycznym. 
      Trudno rozwodzić się nad medyczną stroną  dziedziczenia. Warto jednak zauważyć, że jak na razie, badania genetyczne nie  są powszechnie stosowane. Mimo to niektóre sytuacje są aż nazbyt oczywiste. W  szkołach dla niewidomych znane są przypadki całych rodów. Uczył się tam  pradziadek, dziadek, ojciec i uczy się syn. W niektórych rodzinach jest po  kilkoro dzieci z poważnymi uszkodzeniami wzroku. W takich sytuacjach jest  niemal pewne, że mamy do czynienia ze ślepotą dziedziczną. 
      Należy jednak rozgraniczyć wady dziedziczne od  wrodzonych. Wady dziedziczne przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Nie  muszą one zawsze występować. Zdarza się, że rodzice obciążeni dziedzicznie mają  dzieci bez wad. Upośledzenia te wystąpić mogą znowu u ich wnuków czy prawnuków.  Prawdopodobieństwo wystąpienia wad dziedzicznych jest znacznie większe, jeżeli  oboje rodzice obciążeni są podobnymi wadami, uwarunkowanymi genetycznie. Jeżeli  tylko jedno z rodziców jest "nosicielem" wady dziedzicznej, cechy  drugiego z rodziców mogą okazać się silniejsze i wada nie wystąpi u potomstwa. 
      Wady wrodzone powstają w okresie życia płodowego i  nie są dziedziczone. Często myli się wady dziedziczne z wrodzonymi. Może  prowadzić to do błędnych wniosków, niepotrzebnych obaw lub niedoceniania poważnego  zagrożenia. Prawidłowe rozróżnianie tych pojęć ma więc dla niektórych  niewidomych i słabowidzących zasadnicze znaczenie. 
      Wielkim problemem jest decyzja o posiadaniu dzieci. Z  jednej strony mamy potrzeby biologiczne, psychiczne i społeczne. Z drugiej zaś  występuje kwestia odpowiedzialności. Wielu niewidomych stawia sobie pytania i  przeżywa rozterki. Wiedzą bowiem, że koszty ich decyzji ponoszą dzieci, a  następnie dorośli i społeczeństwo. Nikt nie ma prawa ingerować w czyjeś życie,  ale czy można godzić się na skazywanie własnych dzieci na życie bez wzroku? Czy  jest to zgodne z systemem wyznawanych wartości, z moralnością i ludzką  wrażliwością? Jest to tym bardziej ważne, że dziedziczna ślepota wiąże się  niekiedy z innymi upośledzeniami fizycznymi i umysłowymi. Czasami te dodatkowe  upośledzenia stanowią poważniejszy problem, niż sama ślepota. 
      Niewidomi niezrehabilitowani z upośledzeniem  umysłowym, niewidomi, którzy nie zaakceptowali niepełnosprawności, przejawiają  tendencję do szukania partnera życia wśród podobnych sobie osób, czyli  niewidomych lub słabowidzących. Może to powodować bardzo poważne, negatywne  konsekwencje. Dwoje ludzi niezaradnych razem - jest czymś więcej niż dwie,  niezaradne osoby oddzielnie. Ich wspólne życie często okazuje się tak uciążliwe,  że trudności te przerosłyby siły nawet sprawnych ludzi, a co dopiero  niewidomych i to nie najlepiej przygotowanych do samodzielnego życia,  niezaradnych. Podkreślić należy, że w takich przypadkach, dziedziczenie ślepoty  jest o wiele bardziej prawdopodobne. Wydaje się, że mimo trudności, każdy, kto  jest obciążony dziedziczną ślepotą, musi decydować o swoim losie i nie tylko o  swoim. Decyzje te muszą być świadome, a więc dobrze przemyślane. 
      Każdy, kto podejrzewa, że jego niepełnosprawność może  być dziedziczna, powinien starać się dowiedzieć, czy rzeczywiście tak jest.  Można spróbować dowiedzieć się, czy w rodzinie występowały i występują  przypadki ślepoty. Trzeba też przeprowadzić rozmowę z lekarzem okulistą. W  części przypadków potrafi on stwierdzić, czy dane schorzenie jest dziedziczne.  Może też zalecić odpowiednie badania, jeżeli możliwości i potrzeba takich badań  istnieje. 
      Badaniami dziedziczności zajmują się poradnie  genetyczne. Istnieją one w wielu miastach. Do poradni należy zgłosić się z wynikami  badań okulistycznych. Na ich podstawie specjaliści stwierdzą, czy istnieje  prawdopodobieństwo dziedziczenia. Jeżeli tak, w celu weryfikacji tych  podejrzeń, wykonują odpowiednie badania. 
      Mimo różnych ograniczeń, powstają małżeństwa z  udziałem osób niewidomych, a bywa że niektóre osoby tracą wzrok po zawarciu  małżeństwa. W jednym i w drugim przypadku konieczne jest przezwyciężenie wielu  trudności. Celem rehabilitacji jest przywrócenie utraconych możliwości, w tym  możliwości życia rodzinnego. 
      W każdej rodzinie musi być podział pracy. W rodzinie,  w której jeden z członków jest niewidomy lub słabowidzący jest to również  konieczne. Chociaż w wielu sytuacjach osoba taka potrzebuje pomocy, to jednak  może wykonywać wiele prac. 
      W rodzinie każdy jej członek pełni różne role -  matki, ojca, brata, siostry, dziecka. Opiekuje się innymi członkami rodziny, a  oni opiekują się nim. Tak jest, a przynajmniej powinno być w każdej rodzinie.  Osoby z uszkodzonym wzrokiem mogą także pełnić różne role w rodzinach. Nie występują  tu bariery przerastające ich możliwości. Niewidomy nie może wykonywać  niektórych zawodów, np. nie może być kierowcą, marynarzem, malarzem pokojowym  czy chirurgiem. W rodzinie takie "niemożliwości" nie występują. Można  by powiedzieć, że życie rodzinne jest dla niewidomych i słabowidzących w pełni  dostępne. I tak by było, gdyby wszystkie okoliczności od nich zależały. 
      Niestety, trudności otrzymania pracy i utrzymania się  w zatrudnieniu ograniczają te możliwości. Tak samo niektóre uprzedzenia  środowiska, w którym żyje osoba z uszkodzonym wzrokiem wpływają ograniczająco  na jej możliwości w tej dziedzinie. Mimo tych ograniczeń tysiące niewidomych w  Polsce pozakładało rodziny i wychowało dzieci i to wcale nie gorzej niż ludzie  widzący. Faktem jest jednak, że przed zmianą systemu społeczno-ekonomicznego w  naszym kraju, łatwiej było otrzymać pracę i spokojnie pracować do emerytury.  Teraz jest mniej takich możliwości. Nie oznacza to jednak, że ich nie ma. 
      Pisząc o rodzinie należy zaznaczyć, czy będzie to  traktat o wszystkich aspektach tego zagadnienia, czy zostanie ono ograniczone  do wybranych dziedzin życia rodzinnego. 
      Najogólniej mówiąc życie rodzinne można sprowadzić do  dwóch rodzajów rodzin: do rodziny pochodzenia i rodziny prokreacji. Przedmiotem  moich rozważań jest przede wszystkim rodzina prokreacji. Rodziny pochodzenia  bowiem sobie nie wybieramy, przez długi okres życia, często przez całe życie,  nie mamy zbyt dużego wpływu na jej funkcjonowanie. Inaczej jest z rodziną  prokreacji. Jej powstanie i funkcjonowanie zależy od wyboru i starań osób,  które ją założyły. Powstanie takiej rodziny poprzedza małżeństwo, a jeszcze  wcześniej narzeczeństwo. 
      Nie będę opisywał wszystkich aspektów życia  rodzinnego. Pominę role pełnione w rodzinie pochodzenia. Rodzina ta ma  przygotować człowieka do życia w społeczeństwie i do założenia własnej rodziny.  Normalnie, jeżeli młody człowiek osiągnie wiek dwudziestukilku lat powinien być  już samodzielny i opuścić rodzinę pochodzenia. Zajmę się więc życiem rodzinnym  osób niewidomych w rodzinie prokreacji, czyli rodziców i dzieci. Stadium  przygotowawcze rodziny stanowi małżeństwo. Dla lepszego zrozumienia wyjaśniam,  że chodzi tu o rodzinę, w której osoba z uszkodzonym wzrokiem pełni rolę żony  albo męża, matki albo ojca, a nie córki czy syna. 
      Fakt, że niewidomi są zdolni do życia rodzinnego nie  oznacza, że łatwo jest im założyć rodzinę. Ślepota nie czyni atrakcyjnym  kandydatki czy kandydata do małżeństwa. Żyjemy w kulturze hołdującej zdrowiu,  urodzie, sprawności, zgrabnej figurze i pięknu ciała ludzkiego. Brak wzroku nie  dodaje atrakcyjności pod wymienionymi względami. Dlatego niewidomym, zwłaszcza  kobietom, trudniej jest znaleźć kandydata na partnera życia. 
      Fizyczna atrakcyjność jednak nie przesądza  wszystkiego. Są ludzie, którzy zauważają inne walory człowieka - inteligencję,  charakter, cechy osobowości, uczciwość, zaradność życiową. Jeżeli osoba  niewidoma posiada takie walory, jeżeli jest bardzo dobrze zrehabilitowana, może  znaleźć kandydata na męża czy kandydatkę na żonę. 
      Ważne są również materialne podstawy założenia i  funkcjonowania rodziny. Te jednak tylko częściowo zależą od niewidomego  kandydata do małżeństwa. Jeżeli ma dobrą pracę, wysoką rentę albo inne stałe  źródła dochodów, jest dobrym kandydatem na współmałżonka. Jak już jednak  wspomniałem, nie wszystko zależy od niewidomego. Nie zawsze może liczyć na  dobrą pracę, a w dawnych stuleciach zupełnie nie mógł na nią liczyć. Obecnie, w  porównaniem z drugą połową XX stulecia, w naszym kraju nastąpiło pogorszenie  pod tym względem. Tylko nieliczni mają wysokie renty, nieliczni są też  utalentowani itd. Mimo to nawet w trudnych okresach, o czym poniżej, niewidomi  zakładali i zakładają rodziny. 
      Odrębnym zagadnieniem są małżeństwa zawarte przed  utratą wzroku przez jednego ze współmałżonków. Wówczas w zależności od motywów  zawarcia małżeństwa, od charakteru i uczciwości współmałżonków oraz od wielu  innych okoliczności, małżeństwa takie albo się umacniają i funkcjonują możliwie  dobrze, albo się rozpadają. 
      Po tych informacjach czas omawiane zagadnienia  prześledzić w perspektywie historycznej. 
   
      Nie znalazłem informacji dotyczących życia rodzinnego niewidomych w  starożytności. Na podstawie ogólnej wiedzy można jednak przypuszczać, że  niewidomi zakładali rodziny i ślepota występowała u współmałżonków, którzy  zakładali rodziny jako osoby widzące. Warunki jednych i drugich zależały od ich  statusu społecznego, od sytuacji ekonomicznej i od osobistych walorów  współmałżonków. 
      Bardzo niewiele zależało od niewolników, niezależnie  od tego czy byli widzącymi, czy niewidomymi. O wszystkim decydowali ich  właściciele - o założeniu rodziny również. Inaczej rzecz się miała z  niewidomymi wolnymi. 
      Jeżeli byli oni ludźmi bardzo zamożnymi, jeżeli przed  utratą wzroku zdobyli wykształcenie i pozycję społeczną, mogli zakładać rodziny  i żyć podobnie jak inne osoby z ich sfery. Dotyczy to jednak nielicznych  starożytnych niewidomych. 
      Józef Ignacy Kraszewski był podobnego zdania. Pisał  wprawdzie, nie o starożytności, lecz o dziewiątym czy dziesiątym wieku naszej  ery i nie o Grekach ani Rzymianach, lecz o Słowianach, ale przedstawił sytuację  ociemniałego z ówczesnej wyższej sfery. W "Starej baśni" napisał: 
  "Na wiecach późniejszych Miłosz stary, głowa  rodu, nie pokazywał się więcej. Ze ślepym Leszkiem swym zamknął się w  osamotnionym grodzie, obstawił strażą, podwoił załogę - siedział cicho. Starzec  teraz jedną tylko żył nadzieją, że się po oślepionym dziecięciu potomka doczeka  i we wnuku na nowo odrodzi. 
   Dla Leszka  wyszukano żony, stara macierz stała się piastunką dwojga dzieci, czuwając  ciągle nad nimi. Dano mu dziewczę piętnastoletnie, a że ślepota i jego uczyniła  dziecinnym, bawiło się ich dwoje pod dębami starymi przy matce, jak gdyby  zaledwie rozpoczynali życie. 
      Leszkowa żona, którą Biełką nazywano, ślepemu swemu  siedzącemu przy niej śpiewała, on grał na gęśli, a matka stara bajki im o  bohaterach prawiła, i tak dnie schodziły powoli. 
      Ojciec ukryty przysłuchiwał się czasem wesołemu  gwarowi smutnej pary, nie pokazując się i nie mieszając do rozmowy, aby słowem  jakim nieostrożnym boleści i nieszczęścia nie przypomniał. Osłodzić chciano  życie biednemu kalece, dla którego świat cały był w jednym głosie i sercu  jednym". 
   Oczywiście  jest to literacki opis, ale odnosi się w jakiś sposób do rzeczywistości.  Leszek, którego książę kazał oślepić, zachowuje się jak dziecko, a nie jak  mężczyzna. Cóż, w owych czasach mowy o rehabilitacji być nie mogło, a i  Kraszewski nie miał o niej zbyt bogatej wiedzy. 
      Z pewnością niewidomi jasnowidze i bardowie, którzy  cieszyli się szacunkiem i popularnością mogli żyć dosyć dostatnio. Mogli więc  również zakładać rodziny. Byli zdolni do zapewnienia warunków materialnego bytu  rodzinie, a ze względu na swój społeczny status, mogli być atrakcyjnymi kandydatami  na współmałżonków. Nie znalazłem informacji na ten temat i są to tylko  przypuszczenia, ale chyba dosyć wiarygodne. 
      Podobnie było z wolnymi żebrakami, którzy mogli  również zapewnić skromny, może nawet nędzny, byt rodzinie. W przypadku żebraków  jednak wszystko zależało od koniunktury. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa,  kiedy to najpierw indywidualnie, a potem w sposób zinstytucjonalizowany,  opiekowano się biednymi. Niewidomi żebracy w pełni korzystali z tej pomocy. Gdy  jednak w średniowieczu nastąpiły zmiany ekonomiczne, zaczęła rozwijać się  gospodarka towarowo-pieniężna, co wywołało wielki kryzys i przewartościowano  poglądy na temat jałmużny, żebraków zaczęto prześladować, wyganiać z miast,  karać za nielegalny powrót itp., los niewidomych uległ poważnemu pogorszeniu. 
      Z tego okresu można już znaleźć w literaturze opisy,  z których dowiadujemy się, jak ciężki był los niewidomych, ale również o tym,  że niewidomi żebracy mieli rodziny. 
      Max Schofler w książce "Niewidomy w życiu  narodu" przedstawia sytuację niewidomych żebraków w szesnastym stuleciu.  Czytamy: 
  "Zdrowi na ciele żebracy symulowali różnego  rodzaju kalectwo, udając ślepotę. Matki zasłaniały się swoimi okaleczałymi  dziećmi, wprawiając je do żebrania, a często zniekształcając je dla tego celu. 
   Prawdziwa  nędza i bezradność utonęły w tym wyuzdanym i zdemoralizowanym  "cierpiętnictwie". Obywatele miast widzieli się wkrótce zmuszeni do  zorganizowania rodzaju samoobrony, by przeciwstawić się powszechnej pladze  masowego żebractwa. Obrona ta polegała na stosowaniu drakońskich środków  zaradczych. Jak donosi kronika miejska Aukburga, ubodzy byli od czasu do czasu,  przy biciu dzwonów, wypędzani z miasta, przy czym nie wolno było tym  nieszczęśnikom, pod groźbą ciężkich kar cielesnych w ciągu trzech lat wrócić do  miasta. Gdy to jednak mimo to nastąpiło, stawiani byli pod pręgierz przez  wypalanie na ciele znamion i obcinanie uszu, oszpecano ich po wieczne czasy.  Ten nowy przepis miejski, jak kiedyś Caritas kościelny, nie robił różnicy  pomiędzy prawdziwą nędzą i potrzebą pomocy z jednej strony, a wyuzdanym  szelmostwem i zaniedbaniem z drugiej strony. 
      Tymi środkami zaradczymi pozbawiono oficjalnych  niegdyś praw związanych z rzemiosłem żebraczym również niewidomych i inne  kaleki, odbierając im ugruntowane przez stulecia podstawy bytu. Pozbawieni  prawa i obywatelstwa włóczyli się po świecie. "Z uprzywilejowanego  odbiorcy jałmużny, przemienił się zawodowy brat-żebrak wyciągający pokornie  rękę na placu czy ulicy, w wędrownego i bezczelnie żądającego datku, członka  bandy żebraczej. Pod kierownictwem przywódców i wślizgujących się do bandy  symulantów, rosła gromada coraz bardziej. Masowe występowanie niewidomych  żebraków, przybierało formę prawidłowego życia włóczęgów. Żyli oni i nocowali w  najpotworniejszych warunkach, ulegając demoralizacji razem ze swoimi  przewodnikami. 
      Zamiast wzbudzać litość i otrzymywać jałmużnę,  stawali się plagą kraju, narażali się na nienawiść ludu i popadali w konflikty  z porządkiem publicznym. To opłakane położenie socjalne niewidomych żebraków,  przedstawia Hans Saches (1494-1576) w dialogu: "Sowizdrzał i trzej  ślepi" w sposób następujący (treść wierszowaną podaje tłumacz prozą): 
      Sowizdrzał: 
  "Dokąd zdążacie niewidomi ludzie. Jest dzisiaj  diabelnie zimno i marznę pomimo że mam na sobie futro. Przy swoich lekkich  ubraniach powinniście pozostać w domu". 
      Pierwszy żebrak: 
  "Kochany panie, musimy z żonami i dziećmi, zimą  czy latem żebrać o wyżywienie". 
      Drugi żebrak: 
  "Do tego jeszcze mamy duże zmartwienie.  Gdziekolwiek bowiem przyjdziemy, pogardza się nami. Chłopi odpędzają nas sami  od swoich domów. Gryzą nas wszy. Nasz chleb zjadają myszy. Jesteśmy szczęśliwi,  gdy nocą możemy leżeć na słomie". 
      Sowizdrzał: 
  "Idźcież więc żebrać do miasta". 
      Trzeci żebrak: 
  "Panie, w miastach jest nam jeszcze gorzej.  Uważa się nas za zdrajców, podpalaczy, morderców i innych złoczyńców. Za  złodziei i chuliganów. Sędziowie każą nas łapać i zakuwać w dyby. Zabiera się  nam ubrania i zadaje plagi nam biednym ślepcom". 
   A więc  potrzeba życia rodzinnego jest tak silna, że nawet w niezmiernie ciężkich  warunkach niewidomi żebracy zakładali rodziny i mieli dzieci. Oczywiście, w tym  samym czasie niewidomi zamożni żyli niemal jak inni ludzie i mogli również  zakładać rodziny. Im również nie było łatwo, ale wysokie dochody umożliwiały  zaspokajanie ich potrzeb. 
      Warunki życia niewidomych ulegały stopniowej  poprawie. Powstawały szkoły dla niewidomych, uczono ich wykonywania niektórych  zawodów i prac, ale jeszcze przez prawie cztery stulecia niewidomych uważano za  ludzi niezaradnych, niesamodzielnych, którzy od kołyski do trumny potrzebują  pomocy i opieki. O metodach wychowawczych i stosunku do niewidomych  dziewiętnastowiecznych pedagogów pisałem w szesnastym artykule cyklu "Z  laską przez tysiąclecia" pt. "Jak było i jak jest z rehabilitacją  niewidomych". Nie ułatwiało to zakładania rodzin, gdyż żebractwo było  źródłem utrzymania rzesz osób niewidomych, no i stosunek do nich był godny  ubolewania. 
      Dopiero dwie wojny światowe przyniosły pozytywne  zmiany. Nie następowały one od razu dla wszystkich. Dotyczyły przede wszystkim  ociemniałych żołnierzy. 
      Pierwsza wojna światowa i potem druga, spowodowały  wzrost zapotrzebowania na pracowników. W wyniku niewidomi oraz ociemniali  żołnierze i cywile otrzymywali pracę z ekonomicznej i wojennej konieczności, a  nie na zasadach charytatywnych. Sprzyjało to przewartościowaniu stosunku do  osób z uszkodzonym wzrokiem oraz samych niewidomych i ociemniałych w stosunku  do siebie. Człowiek, który przestaje być przedmiotem działalności dobroczynnej,  a staje się podmiotem decydującym o własnym losie i pracownikiem wytwarzającym  zaopatrzenie dla wojska, inaczej zaczyna myśleć o sobie - rozwija się jego  poczucie własnej wartości. Inaczej też myśli o założeniu rodziny i ma większe  możliwości w tej dziedzinie. 
      Drugą sprawą, która sprzyjała niewidomym i  ociemniałym była duża liczba ociemniałych żołnierzy, których państwa nie mogły  pozostawić własnemu losowi ani działalności filantropijnej. Musiały objąć ich  działalnością rehabilitacyjną i wypłacać renty wojskowe. To również przyczyniło  się do poprawy pozycji społecznej, najpierw ociemniałych żołnierzy, a następnie  również niewidomych cywilnych. 
      Ostatnia sprawa, na którą chcę zwrócić uwagę, to  zdecydowana przewaga liczebna kobiet nad mężczyznami. Wielu mężczyzn ginęło w  czasie działań wojennych, wielu dostawało się do niewoli i wielu walczyło na  wszystkich frontach. Oczywiście, kobiety również ginęły, ale nie aż tak często,  jak mężczyźni. Fakt ten miał wielkie znaczenie dla niewidomych i ociemniałych.  Wydatnie zwiększył ich możliwości zawierania małżeństw i zakładania rodzin.  Oczywiście był on korzystny wyłącznie dla mężczyzn. Niewidome kobiety znalazły  się w jeszcze trudniejszej sytuacji - musiały rywalizować z kobietami  widzącymi, a to łatwe nie jest. 
      Nie znam badań dotyczących małżeństw osób  niewidomych. Nie mogłem też obserwować sytuacji w czasie pierwszej wojny  światowej i po jej zakończeniu. Z obserwacji lat po drugiej wojnie światowej  wynika, że powstawało wiele małżeństw, w których mężczyzna był niewidomy lub  ociemniały a kobieta widząca. 
      W Polsce Ludowej dodatkowym ułatwieniem w zakładaniu  małżeństw osób niewidomych była łatwość otrzymania pracy i niemal gwarancja, że  się jej nie utraci aż do emerytury. Szczególnie dogodne warunki zawierania  małżeństw, w tym dwojga niewidomych, stwarzała spółdzielczość niewidomych.  Dawała ona pracę, stosunkowo dobre zarobki, a także często możliwości  zamieszkania w internacie (w hotelu robotniczym) prowadzonym przez spółdzielnię.  Możliwość otrzymania mieszkania kwaterunkowego, korzystania ze stołówki  spółdzielczej i inne ułatwienia stwarzały poczucie stabilizacji życiowej,  poczucie bezpieczeństwa i własnej wartości, a to stanowiło dobrą podstawę  zakładania rodzin. 
      Po 1989 r. w naszym kraju nastąpiły zmiany ustrojowe,  a transformacja gospodarki z nakazowo-rozdzielczej na rynkową nie należała do  łatwych. W kraju wystąpiło wysokie bezrobocie, spółdzielnie poupadały albo  radykalnie ograniczyły zatrudnienie niewidomych i słabowidzących. Warunki życia  osób z uszkodzonym wzrokiem uległy znacznemu pogorszeniu. Pogorszenie to,  jeżeli nie ma nawet wymiaru materialnego, z pewnością relatywnie nastąpiło  znaczne pogorszenie sytuacji życiowej niewidomych i słabowidzących. Tak to oni  odczuwają. Nie ma już gwarancji trwałości zatrudnienia, a sytuacja materialna  niewidomych jest gorsza od przeciętnej w kraju. Musi to prowadzić do poczucia  braku stabilizacji, obniżenia oceny własnej wartości i zmniejszenia możliwości  zakładania rodzin. Poza tym zmniejszyły się dysproporcje liczebności kobiet i  mężczyzn w wieku, w którym zakłada się rodziny. 
      Dodatkową, wielką trudnością jest fakt, że obecnie  jest więcej młodych osób z uszkodzonym wzrokiem ze sprzężonymi  niepełnosprawnościami, przede wszystkim upośledzeniami umysłowymi. Często  bowiem ten sam czynnik, który powoduje uszkodzenie wzroku, powoduje również  inne uszkodzenia organizmu, wpływa na obniżenie sprawności psychomotorycznej. 
      Pozytywnym zjawiskiem jest zmniejszanie się liczby  młodych całkowicie niewidomych, a osobom słabowidzącym wszystko przychodzi  łatwiej niż niewidomym. Łatwiej więc jest im również znajdować kandydatów na  wspólne życie i zakładać rodziny. 
      Na koniec należy zauważyć, że zakładaniu rodzin nie  sprzyjają tendencje społeczne, które występują w krajach zamożnych i średnio  zamożnych. Młodzi ludzie w tych krajach mniej chętnie zakładają rodziny niż  miało to miejsce kilkadziesiąt lat wcześniej. Tendencje te dotyczą również  niewidomych i słabowidzących. 
   
 
      Jak możemy się przekonać na podstawie powyższych  informacji i ocen, na losy ludzi, w tym niewidomych i słabowidzących, przemożny  wpływ wywierają warunki, w jakich przyszło im żyć. Nie dotyczy to wyłącznie  sytuacji materialnej, ale również politycznej i społecznej, a także poziomu  świadomości i panujących tendencji, żeby nie powiedzieć mody. 
      Niewidomi są zdolni do życia rodzinnego. Wielu z nich  zakładało i zakłada rodziny, wychowuje dzieci i żyje podobnie, jak pozostali  ludzie. Powstaje wiele małżeństw mieszanych, tj. takich, w których jedno ze  współmałżonków jest osobą niewidomą lub słabowidzącą. Powstaje też wiele  małżeństw, w których oboje współmałżonkowie są osobami z uszkodzonym wzrokiem.  Są też małżeństwa, które powstały przed utratą wzroku przez jednego ze współmałżonków.  Każde z tych małżeństw może być dobre albo złe. Zależy to od wielu czynników.  Podobnie jest z małżeństwami, w których oboje współmałżonkowie są osobami  sprawnymi pod każdym względem. Brak wzroku nie sprawia, że małżeństwo jest  udane albo nieudane, dobre lub złe. Brak wzroku jednak w każdej sytuacji  życiowej jest utrudnieniem. Nie ułatwia również życia rodzinnego. Nie to jest  jednak decydujące - ważne jest, że nie jest przeszkodą w życiu rodzinnym,  której nie da się przezwyciężać. 
      W każdym małżeństwie człowiek zaspokaja wiele  różnorodnych potrzeb. Dotyczy to również osób niewidomych i słabowidzących.  Jeżeli są oni ludźmi odpowiedzialnymi, poważnymi, jeżeli posiadają wysokie  kwalifikacje zawodowe i dobrą pracę, jeżeli są dobrze do życia przygotowani, dobrze  zrehabilitowani, mogą być dobrymi współmałżonkami i dobrymi rodzicami. I to  jest najważniejsze. 
Skryba