Skryba
    
Z lektury poprzednich trzech  artykułów można było dowiedzieć się, jakie poglądy, mity i uprzedzenia  funkcjonują w świadomości społecznej oraz jakie są ich przyczyny. Teraz zajmę  się poglądami, uprzedzeniami i innymi postawami osób z uszkodzonym wzrokiem.  Wywierają one bowiem wpływ na psychikę niewidomych i słabowidzących, na ich  rehabilitację i społeczne funkcjonowanie. 
 
 
      Można powiedzieć, że ogół  wyznawanych poglądów dotyczących własnej niepełnosprawności i ludzi widzących  jest to "filozofia ślepoty". 
      System tych poglądów wywiera  wpływ pozytywny albo negatywny na różne dziedziny życia osoby z uszkodzonym  wzrokiem. 
      Mogą być różne poglądy, oceny i  różne postawy wobec niepełnosprawności, wobec ludzi i wobec siebie. 
      - Niektórzy uważają, że  niepełnosprawność jest karą za grzechy własne albo rodziców. W takim przypadku,  utrata wzroku wiąże się z poczuciem winy. Nie ma żadnych podstaw, żeby tak  uważać, ale to nie zawsze przeszkadza, żeby taki pogląd wyznawać. 
      - Są niewidomi, którzy uważają  się za ludzi lepszych od innych, że cierpią za grzechy ludzi widzących, że są  godni podziwu i szacunku. Burzy to podstawy kontaktów z osobami widzącymi i nie  sprzyja rehabilitacji psychicznej oraz społecznej. 
      Niektórzy niewidomi budują swoją  filozofię życiową na przekonaniu, że są bardziej wrażliwi, że wszystko  przeżywają głębiej, mocniej, że brak wzroku sprzyja skupieniu, przemyśleniom,  osiąganiu wyżyn szlachetności. To również nie ma nic wspólnego ze stanem  faktycznym i przy zderzeniu z rzeczywistością jest powodem frustracji. 
      - Wielu niewidomych uważa, że  mają doskonalszy słuch, dotyk, węch i mają szósty zmysł. Poglądy te weryfikuje  codzienne życie i powstają sprzeczne oceny. Niewidomy posiada wyostrzone  pozostałe zmysły, potrafi wykonywać różne czynności lepiej, niż to robią ludzie  widzący, ale wymaga ciągłej pomocy, bo jemu wszystko przychodzi trudniej, bo  nie wszystko może, bo wszystko jest dla niego niebezpieczne. 
      - Oczywiście, wielu niewidomych  realnie ocenia swoje możliwości i ograniczenia. Osoby te nie rezygnują z  niczego, co jest dla nich dostępne i nie nakreślają sobie nieosiągalnych celów  życiowych. Filozofia ślepoty oparta na realizmie jest korzystna, nie powoduje  dodatkowych trudności, nie wywołuje stresów itd. 
      W filozofii ślepoty mieści się  wiele różnych poglądów - prawidłowych, nieprawidłowych oraz z goła  karykaturalnych. 
      Niezmiernie ważny jest realizm -  prawidłowa ocena ograniczeń i możliwości, własnych albo osób bliskich czy  rehabilitowanych. Wszelkie stereotypy, mity, poglądy i wyobrażenia, niezależnie  od tego czy przeceniają, czy nie doceniają możliwości osób z uszkodzonym  wzrokiem, są szkodliwe i utrudniają proces rehabilitacji. Są więc wielką  przeszkodzą na drodze do usamodzielnienia. 
   
 
      Od czasów pierwszej wojny  światowej do czasów nam współczesnych w zbiorowej świadomości środowiska osób z  uszkodzonym wzrokiem funkcjonują dwie krańcowo różne oceny możliwości  niewidomych. Również wcześniej byli ludzie, którzy rozumieli potrzebę  kształtowania poglądów osób niewidomych, wytwarzania u nich poczucia godności  osobistej i realnej oceny własnych możliwości. Z pewnością osobą taką był  francuski niewidomy działacz z XIX wieku Ludwik Maurycy Monier de la Sizeranne.  Nie było jednak warunków do oddziaływania na szerokie rzesze niewidomych ani  podstaw społecznych, prawnych i ekonomicznych kształtowania ich prawidłowych  poglądów. O Ludwiku Maurycym Monier de la Sizeranne wspominałem kilkakrotnie w  artykułach tego cyklu. Jego skrócony życiorys znaleźć można w artykule 28.  "Niewidomi działający na rzecz niewidomych". Warunki niezbędne do  zmiany świadomości pojawiły się w okresie I wojny światowej. Pisałem o tym w  artykule 13. "Zatrudnienie niewidomych w niektórych krajach do czasów  współczesnych". 
      Teraz przybliżę czytelnikom  teorie, z których jedna ukształtowana została w XIX stuleciu, a druga zrodziła  się właśnie w czasie I wojny światowej. 
      Według pierwszej,  paternalistycznej, tej ukształtowanej w dziewiętnastowiecznych szkołach dla  niewidomych, niewidomi nie są zdolni do samodzielnego decydowania o swoim  losie, nie mają takich możliwości i od kołyski do trumny muszą korzystać z  pomocy i opieki. Na szczęście oficjalnie poglądy takie nie są chyba już  głoszone. Nieoficjalnie jednak są ludzie, którzy tak myślą. 
      Według drugiej teorii, której  początki sięgają okresu I wojny światowej, niewidomi wiele mogą, wiele  potrafią, są ludźmi sprawnymi, samodzielnymi, odpowiedzialnymi, a ich ślepota  jest niedogodnością, którą można pokonać. Niewidomi nie powinni korzystać z  pomocy innych ludzi, powinni radzić sobie sami, oczywiście, po przejściu  solidnego szkolenia rehabilitacyjnego. Taką filozofię ślepoty wyznaje i głosi  Amerykańska Narodowa Federacja Niewidomych. 
      Nie od razu teoria ta została  ukształtowana w tak radykalnej postaci. Rozwijała się stopniowo i nigdy nie  stała się powszechnie obowiązująca. 
      Żadna z tych filozofii nie jest w  pełni prawdziwa. Nie jest prawdą, że ślepota jest zaledwie drobną  niedogodnością, ale nie jest też prawdą, że jest najgorszym kalectwem i  największym nieszczęściem. 
      Oczywiście, teorie te rzadko  występują w czystej postaci. Najczęściej niewidomi wyznają umiarkowane poglądy,  chociaż mogą skłaniać się w kierunku jednej lub drugiej teorii. Niekiedy też  wyznają tę teorię, która aktualnie lepiej odpowiada ich potrzebom. Jeżeli  potrzebują pomocy socjalnej, są biedni, niezaradni, nieszczęśliwi. Jeżeli  starają się o pracę, a to wszystko mogą, wszystko potrafią. 
      Przedstawiłem ogólny zarys  poglądów osób z uszkodzonym wzrokiem na temat niepełnosprawności wynikającej z  braku lub ograniczonych możliwości widzenia. Poniżej postaram się bardziej  szczegółowo omówić niektóre poglądy. 
   
 
      Niektóre osoby niewidome  charakteryzuje nadmierna wiara w swoje możliwości. 
      Jeżeli w otoczeniu osoby z  uszkodzonym wzrokiem - dziecka lub człowieka dorosłego, panuje huraoptymizm,  zgodnie z poglądami, że niewidomi mają niezwykłe uzdolnienia, szósty zmysł, że  wszystko mogą i potrafią - to nie jest dobrze. Po pierwsze poglądy te nie  sprawdzają się w konkretnych przypadkach, po drugie tak naprawdę mało kto w nie  wierzy. Głoszenie tych poglądów jednak musi deprymować niewidomego, a głównie  nowo ociemniałego. "Inni mogą, ale ja nie. Przecież nie mam takich  zdolności. Punkty brajlowskie wyczuwam bardzo słabo, żadnego szóstego zmysłu  nie mam, słuchu absolutnego też nie, kolorów palcami nie rozpoznaję, więc nigdy  nie osiągnę tego, co ponoć osiągają inni niewidomi". Zapomina się przy  tym, że ci inni też tego wszystkiego nie mają. Dobre wyczucie w palcach przy  czytaniu pisma brajla wyrobili sobie w toku długotrwałych, żmudnych,  uciążliwych ćwiczeń. Słuchać też nauczyli się z konieczności. Wszystko, co  osiągnęli, jest wynikiem ich ciężkiej, wytrwałej, konsekwentnej pracy, a nie  szczególnych uzdolnień. Jeżeli mówi się o tym nowo ociemniałemu, odpowiada:  "No tak, ale ja w to nie wierzę, a i szczególnych zdolności nie mam. Muszę  więc pogodzić się z losem, bo i tak nic w życiu nie osiągnę". 
      Nadmierna wiara w możliwości osób  z uszkodzonym wzrokiem jest szkodliwa ze względów rehabilitacyjnych. Z drugiej  strony brak wiary jest również niekorzystny z tych samych względów. Konieczna  jest więc wiara, ale bez przesady. 
      Rehabilitacja jest procesem  trwającym przez całe życie. Podstawowe umiejętności można opanować na  specjalnych kursach rehabilitacyjnych albo w ośrodkach szkolno-wychowawczych  dla niewidomych czy innych zakładach. Umiejętności te jednak muszą być  doskonalone i opanowywane ciągle nowe. Dlatego niezwykle ważnym zadaniem  rehabilitacyjnym jest wytworzenie u osób z uszkodzonym wzrokiem wiary w ich  możliwości, która wynika z realnych przesłanek, a nie z mitów, pragnień i  ułudy. Jest to bardzo ważne, gdyż bez tej wiary osoba z uszkodzonym wzrokiem  nie może w pełni się realizować, osiągać dostępnych celów życiowych, a przede  wszystkim optymalnej samodzielności i niezależności od innych ludzi. 
      Przeciwieństwem nadmiernej wiary  we własne możliwości jest brak takiej wiary. 
      Są osoby z uszkodzonym wzrokiem,  które nie doceniają swoich możliwości. Taki pogląd jest również szkodliwy.  Osoby te nie podejmują zadań rehabilitacyjnych, zawodowych, społecznych i  życiowych, gdyż z góry zakładają, że im nie podołają. Niedocenianie swoich  możliwości jest więc przeszkodą na drodze do samodzielności, na drodze  kompleksowej rehabilitacji, w tym rehabilitacji psychicznej. 
      Osób, które charakteryzuje brak  wiary w możliwości niewidomych jest chyba jednak więcej niż tych, które skłonne  są przeceniać własne walory. 
      Z niedocenianiem możliwości osób  z uszkodzonym wzrokiem wiąże się często stosunek do ślepoty. Niewidomi i  ociemniali, podobnie jak ludzie widzący, często uważają, że ślepota jest  największym nieszczęściem, "dopustem bożym" i doskonałym wyjaśnieniem  oraz usprawiedliwieniem wszystkich ich niepowodzeń, kłopotów i przykrości. 
      Pogląd, że ślepota jest  najgorszym nieszczęściem i stereotypy niewidomego funkcjonujące w rodzinach  osób z uszkodzonym wzrokiem, w ich otoczeniu oraz w świadomości samych niewidomych  i słabowidzących poważnie utrudniają podjęcie decyzji o rozpoczęciu  rehabilitacji. Można spotkać się z wypowiedziami: "I tak nic to nie da.  Cokolwiek bym nie robił, zawsze będę niewidomym, ślepym, ciemnym, kaleką,  ułomnym, niepełnosprawnym. Zawsze będę nieszczęśliwy, niezależnie od tego, co  bym robił albo nie robił. Po co więc się wysilać?" Użycie wymienionych  określeń zależy od poziomu kulturowego środowiska. 
      Poglądy takie często wzmacniają  najbliżsi brakiem wiary w możliwości rehabilitacji i życie godne, bez  nadmiernego uzależnienia od pomocy osób widzących. 
      Ociemniały twierdzi, że po  utracie wzroku ludzie zaczęli traktować go jak zużyty mebel. Nawet żona nie  chciała mieć z nim nic wspólnego i postarała się o rozwód. Gdyby widział, nadal  żyłby jak człowiek. Na uwagę, że wielu niewidomych żyje jak inni ludzie -  pracują, wychowują dzieci, a ich żony nie myślą o rozwodzie - odparł, że są to  ludzie dobrze sytuowani, a ich żony lubią pieniądze. Nie przeszkadzało mu w  głoszeniu takich poglądów to, że był bardzo dobrze sytuowany, miał wysoką  górniczą rentę i dodatkowo dobrze zarabiał. O tym nie mówił. Nie mówił też o  tym, że lubi dużo i często wypić. 
      Inny niewidomy po pijanemu spadł  ze schodów w domu wczasowym. Złamał nogę, która się nie zrosła. Powstał rzekomy  staw, co poważnie utrudniało chodzenie. Był on święcie przekonany, że to nowe  nieszczęście jest wynikiem pierwszego, czyli utraty wzroku. 
      Niewidomy, zwolniony z pracy za  pijaństwo i burdy, nie chciał uznać swojej winy. Twierdził, że przy tak wielkim  nieszczęściu, jakie go spotkało, można czasami trochę wypić, aby zapomnieć o  kłopotach. Nikt o to nie powinien mieć pretensji. 
      Niektórzy niewidomi twierdzą, że  przyczyną wszystkich ich niepowodzeń jest przeklęta ślepota. Trudności z  wychowaniem dzieci, nabity guz, zabrudzone ubranie, samotność, brak przyjaciół,  wygodnego mieszkania, codzienne małe i duże kłopoty, to wszystko przez ślepotę.  Gdybym widział... to co by było? Ludzie widzący też się rozwodzą, mają  trudności w pracy i wychowawcze z dziećmi, nie wszyscy mają przyjaciół, są  zdrowi, nie wszyscy posiadają luksusowe mieszkania i osiągają wysokie zarobki.  Może warto rozejrzeć się wśród znajomych i zastanowić, czy ich życie pozbawione  jest trosk, czy jest szczęśliwe. Nie można twierdzić, że niewidomym żyje się  łatwiej, że ich życie jest dostatniejsze, szczęśliwsze niż ludzi widzących. Tak  nie jest. Człowiek, tracąc wzrok, traci bardzo dużo, ale nie to jest  najważniejsze. Ważne jest to, co mu pozostało, a nie to co utracił. I na tym  należy się skupić, to wykorzystać, a nie opłakiwać tego, co zostało utracone. 
   
 
      Wrogiem samodzielności osób  niewidomych, przede wszystkim nowo ociemniałych, jest nadzieja na odzyskanie  wzroku. Nadzieja ta jest rodzajem poglądu, przekonania, które wyrasta z  pragnień, a nie z wiedzy. 
      Z faktu, że nowo ociemniały i  jego rodzina najczęściej chcą wierzyć w możliwości odzyskania wzroku, wynika  bierne oczekiwanie na spełnienie ich nadziei. Nadzieja jest ważnym czynnikiem  zachowania zdrowia psychicznego, nadzieja umiera ostatnia, bez nadziei  pokonywanie wielkich trudności byłoby niemożliwe. Chodzi więc o to, żeby nie  zabijać wiary w okulistów, nadziei na odzyskanie wzroku i jednocześnie budować  wiarę w możliwości rehabilitacji. 
      Jest to trudne zadanie, gdyż  żywienie nawet nieuzasadnionej nadziei nie wymaga wysiłku, zaangażowania,  podejmowania trudu nauczenia się wykonywania wielu czynności metodami  bezwzrokowymi. Ponadto okuliści czasami, może dość często podtrzymują  nieuzasadnioną nadzieję na choćby częściowe odzyskanie wzroku. Twierdzą, że  obecnie nie dysponują skuteczną metodą leczenia, ale jednocześnie stwarzają  podstawy nadziei, bo postęp nauk medycznych jest tak wielki... 
      Prawda jest taka, że śmiało można  oczekiwać na postępy okulistyki i jednocześnie uczyć się żyć bez posługiwania  się wzrokiem. Przecież nauczenie się samodzielnego poruszania się poza własnym  mieszkaniem przy pomocy białej laski, wykonywania czynności samoobsługowych  metodami bezwzrokowymi, posługiwania się udźwiękowionym komputerem itp. nie  przeszkodzi w leczeniu oczu, jeżeli wyłoni się taka możliwość. Zanim jednak to  nastąpi, trzeba żyć, trzeba jakoś sobie radzić. Trzeba więc nauczyć się  wykonywania chociażby tylko najważniejszych czynności życiowych. Nadzieja na  odzyskanie wzroku czy wiara w umiejętności okulistów nie powinny osłabiać woli  walki z przeciwnościami. 
      Podobne trudności, jak nadzieja  na odzyskanie wzroku niekiedy pełni przecenianie możliwości, jakie stwarza  niewidomym sprzęt rehabilitacyjny, nowoczesna technika, technologia i  informatyka. Przykładem może być górnik, który stracił wzrok w wypadku. W  szpitalu dowiedział się, że opracowany został bardzo dobry, wszechstronny  aparat o nazwie Heliotrop. Aparat ten miał mu wzrok zastąpić. Nie chciał więc  niczego się uczyć i tylko czekał na produkcję Heliotropu. Aparat ten okazał się  zupełnie nieprzydatny, a ociemniały stracił wiele czasu i szansę na szybką  rehabilitację. Podobnie, niektórym osobom wydaje się, że udźwiękowiony komputer  rozwiąże wszystkie ich problemy, umożliwi pracę zawodową i stworzy podstawy  samodzielności. Oczywiście tak nie jest. Komputer może ułatwić np. pracę  zawodową, ale to niewidomy musi umieć pracować, myśleć i rozwiązywać problemy,  a nie komputer. 
      Wiara w możliwości, jakie daje  stosowanie sprzętu rehabilitacyjnego, jest zaraz po braku wiary w jakiekolwiek  możliwości niewidomych i przecenianiu osiągnięć medycyny, największą  przeszkodą, która hamuje podjęcie procesu rehabilitacji. Przykłady te świadczą,  jak wielki wpływ na życie człowieka mogą mieć jego poglądy. 
      Bez wątpienia w ostatnich  dziesiątkach lat powstały niebywałe możliwości zastosowania w rehabilitacji  niewidomych różnorodnych urządzeń. Trudno obecnie wyobrazić sobie młodego  niewidomego, który nie posługuje się komputerem z mową syntetyczną. Nawigatory,  GPS w telefonach komórkowych i inne urządzenia ułatwiają orientację  przestrzenną oraz samodzielne chodzenie i podróżowanie. 
      Nie oznacza to jednak, że  wszystkie problemy rozwiązuje technika. Bez własnego wysiłku, bez woli walki z  przeciwnościami, bez ćwiczeń i gromadzenia doświadczeń, niewidomy nie może  osiągnąć optymalnego stopnia samodzielności. Wiara w postęp techniczny,  niekiedy rozbudzana przez środki przekazu, często wspierana przez własne  wygodnictwo i miłość najbliższych są przyczynami gnuśności i szarego życia bez  przyszłości. 
      Niestety, żadne narzędzie, nawet  najbardziej wyrafinowane urządzenie, myśleć za nikogo nie będzie, za  niewidomego również nie. Może wydatnie pomóc w wykonywaniu wielu czynności. Są  też i takie czynności, których bez zastosowania odpowiedniego sprzętu niewidomy  wykonywać nie może. Nie można jednak przeceniać znaczenia sprzętu  rehabilitacyjnego i wierzyć, że przy jego pomocy da się rozwiązywać wszystkie  problemy. Mało tego, często posługiwanie się nowoczesnym sprzętem, w pierwszym  okresie, wymaga wielkiego wysiłku. Komputer ułatwia wykonywanie różnych  czynności, niektóre wręcz umożliwia, ale dopiero wówczas, gdy niewidomy opanuje  sprawne posługiwanie się nim. A to nie jest takie proste. 
      Znaczenia sprzętu w rehabilitacji  nie należy więc przeceniać. Trzeba wiedzieć, że niektórzy niewidomi osiągali  wielkie sukcesy w czasach, w których nie było dla nich żadnego sprzętu. I  trzeba też wiedzieć, że wielu nie osiąga żadnych sukcesów, chociaż mogą  korzystać z bardzo dobrego sprzętu. Wszystko zależy od człowieka, od  niewidomego, a nie od sprzętu i nawet nie od specjalistów rehabilitacji.  Wszystko to może pomóc, ale tylko wówczas, gdy niewidomy czy ociemniały sam  sobie pomoże, tj. zechce skorzystać z pomocy instruktorów i zechce nauczyć się  posługiwać dostępnym sprzętem. 
      Jeszcze lepszą pomoc, bardziej  wszechstronną niż sprzęt rehabilitacyjny, zapewnić może człowiek widzący. Każdy  człowiek musi korzystać z pomocy innych ludzi. Im jest lepiej przygotowany do  życia, tym jest bardziej samowystarczalny. Rzecz jasna, że niewidomi muszą  częściej korzystać z pomocy niż inni ludzie, często z takiej pomocy, z której  ludzie widzący nie korzystają. Dobór odzieży, zakupy w wielkopowierzchniowych  sklepach czy na bazarach, zakupy mebli, odczytanie szyldu czy nazwy ulicy,  znalezienie miejsca w autobusie czy pociągu i w wielu innych sytuacjach. 
      Zdarza się jednak, że niewidomy  uważa, iż pomoc należy mu się zawsze i wszędzie, że obowiązkiem ludzi widzących  jest udzielanie mu pomocy zawsze, kiedy tego potrzebuje. No i jest to fatalny  pogląd, który utrudnia współżycie z ludźmi. Poza tym niewidomy nie zawsze może  otrzymać pomoc, kiedy jej potrzebuje. Jeżeli uważa, że pomaganie niewidomym  jest obowiązkiem ludzi widzących, a pomocy nie otrzymuje, wpływa to na jego  negatywną ocenę ludzi widzących. 
      Niewidomy taki prosi o pomoc albo  nawet wymusza pomoc przy wykonaniu czynności, które może sam wykonać. Takie  postępowanie zraża do niego otoczenie i spotyka się z odmową pomocy. Wtedy jest  niezadowolony, ma pretensje do ludzi, że mu pomagać nie chcą. Wpływa to  negatywnie na jego psychikę i na kontakty społeczne. 
      Korzystanie z pomocy jest  konieczne, ale należy z niej korzystać z umiarem, taktownie, zawsze za nią  podziękować i nie odmawiać pomocy, której można udzielić innym osobom. 
   
 
      Z omówionymi wyżej poglądami  wiąże się ściśle samoocena niewidomych i słabowidzących, czyli ocena własnych  możliwości i ograniczeń, mocnych i słabych stron oraz cech osobowości. Ocena  własnych możliwości może być prawidłowa, zawyżona lub zaniżona. 
      Prawidłowa samoocena wynika z  realnej oceny swoich możliwości i ograniczeń. Zawyżona samoocena polega na  przecenianiu swoich możliwości i niedocenianiu ograniczeń. Zaniżona natomiast  wyolbrzymia ograniczenia i nie docenia możliwości. Niezależnie od tego, jaka  jest samoocena, wynika ona z wyznawanej filozofii ślepoty, z poglądów na jej  temat i wywiera wpływ na poglądy, na oceny siebie i innych ludzi oraz na  zachowania 
      Prawidłowa samoocena jest celem i  podstawą rehabilitacji, osiągania realnych celów, niepodejmowania nadmiernie  trudnych zadań oraz nierezygnowania z wysiłków, których celem jest  samodzielność. Osiągnięcia w tej dziedzinie powodują, że osoby z uszkodzonym wzrokiem  charakteryzują się pozytywnymi poglądami dotyczącymi własnej osoby, innych osób  niepełnosprawnych i ludzi widzących. Pozytywne poglądy stanowią dobrą podstawę  prawidłowych postaw wobec siebie, swojej niepełnosprawności i wobec ludzi  widzących. 
      Niektóre osoby z uszkodzonym  wzrokiem mają tendencję do przeceniania swoich możliwości oraz możliwości  innych niewidomych i słabowidzących. Twierdzą na przykład, że niewidomi niemal  wszystko potrafią, mogą być lepszymi pracownikami od osób widzących, mogą wykonywać  różne prace i czynności lepiej niż ludzie widzący. Niestety, takich możliwości  nie mają, a łudzenie się czymś nierealnym nie stanowi właściwej podstawy  rehabilitacji. 
      Są też niewidomi i słabowidzący,  którzy uważają, że ich niepełnosprawność jest tak wielka, uciążliwa, tak  ogranicza ich możliwości, że nie są zdolni niemal do niczego. Osoby te liczą  wyłącznie na pomoc innych osób oraz instytucji i nie podejmują wysiłków w celu  zdobycia samodzielności w dostępnym stopniu. Takie postawy również nie gwarantują  rehabilitacyjnych sukcesów. 
      Przykładem mogą być wypowiedzi  niektórych niewidomych na temat szybkości czytania systemem brajla. Twierdzą,  że niewidomy brajlista może czytać równie szybko jak ludzie widzący. Nie jest  to prawda. Głośno i wyraźnie może jeszcze da się porównać szybkość czytania  tymi dwoma sposobami. Po cichu jednak jest to zupełnie niemożliwe. Niektórzy  badacze podają, że dobry brajlista może osiągnąć szybkość czytania około 200  słów na minutę, inni natomiast uważają, że znacznie więcej. Szybkość  przeciętnego niewidomego jest jednak mniejsza i wynosi około 120 słów na  minutę. Osoby widzące, oczywiście takie, które dobrze opanowały tę czynność,  potrafią po cichu czytać z szybkością ponad 500 słów na minutę. Wynika to stąd,  że palce mają ograniczone pole dotyku, które jest znacznie mniejsze niż pole  obejmowane wzrokiem. 
      W rezultacie każda próba  dorównania osobom widzącym w szybkości czytania musi zakończyć się  niepowodzeniem i bolesnym rozczarowaniem. 
      W każdym przypadku, kiedy  niewidomy czy słabowidzący twierdzi, że osoba z uszkodzonym wzrokiem może  jakieś czynności wykonywać lepiej i szybciej niż ludzie widzący kieruje się  chęciami, a nie wiedzą i doświadczeniem. Nieskromnie powiem, że piszę więcej  niż większość osób widzących, ale przecież Henrykowi Sienkiewiczowi ani Adamowi  Mickiewiczowi nie dorównuję nawet w najmniejszym stopniu. Oczywiście niewidomy  Jerzy Szczygieł pewnie również tym dwum nie dorównywał, ale był znanym  pisarzem. Niewidomy może być lepszy tylko od słabszej od siebie osoby widzącej.  Jeżeli zestawimy dwie osoby równe pod względem inteligencji, wiedzy,  doświadczeń, uzdolnień i pod każdym innym, z pewnośsią osoba widząca zawsze  będzie sprawniejsza od osoby niewidomej. 
      Osoby z uszkodzonym wzrokiem,  które nie doceniają swoich możliwości, nie podejmują zadań rehabilitacyjnych,  zawodowych, społecznych i życiowych, gdyż z góry zakładają, że im nie podołają.  Niedocenianie swoich możliwości jest więc przeszkodzą na drodze do  samodzielności, na drodze kompleksowej rehabilitacji, w tym rehabilitacji  psychicznej. W rezultacie osoby psychicznie niezrehabilitowane charakteryzują  negatywne postawy wobec siebie i innych ludzi. 
      Samoocena powinna być realna, a  nie powodowana żalem, pretensjami do losu ani wybujałymi wyobrażeniami swoich  możliwości. Jest to warunkiem rehabilitacji kompleksowej, a przede wszystkim  psychicznej i społecznej. 
      Niestety, jak w każdym  środowisku, tak i wśród niewidomych są osoby, które głoszą sprzeczne opinie na  swój temat. Często twierdzą, że są ludźmi równie wartościowymi jak pozostali  ludzie, niczym się od nich nie różnią, z tym że są od nich lepsi lub gorsi.  Twierdzą, że wszystko mogą, wszystko potrafią, ale domagają się pomocy nawet w  sytuacjach, w których mogliby sobie sami poradzić. Twierdzą, że są pierwszorzędnymi  pracownikami i uważają, że pracodawcy powinni ich zatrudniać, mało od nich  wymagać, ale za to stwarzać im różne udogodnienia, ze skróconym wymiarem czasu  pracy włącznie. 
      Są też tacy, którzy obrażają się,  jeżeli ktoś chce im pomóc, a innym razem twierdzą, że ludzie widzący są  nieczuli i nie chcą im pomagać. Twierdzą, że są tacy sami jak inni, ale są  bardziej wrażliwi, wnikliwi, lepsi. Jeżeli poglądy podobne głoszą różne osoby,  jedna tak, druga inaczej, można to jeszcze zrozumieć. Jeżeli jednak ta sama osoba  wygłasza sprzeczne opinie na swój temat - nie ma to nic wspólnego z logicznym  myśleniem. 
      Niekonsekwentne poglądy osób  niewidomych na własny temat mogą być nieświadomą tendencją dostosowywania się  do sprzecznych oczekiwań otoczenia. Mogą też być próbami radzenia sobie z  teoretyczną wiedzą na temat możliwości niewidomych i świadomością własnych  ograniczeń. Mogą zależeć od zmiennych nastrojów, które przeżywa chyba każdy  człowiek. Mogą też być skutkiem systemu pomocy socjalnej, która przeznaczona  jest dla niezaradnych. Chęć skorzystania z pomocy wymaga wykazania swojej  niezamożności i niezaradności. Z drugiej strony psychika wzdraga się przed  uznaniem tego, co głosi się w celu uzyskania jakichś korzyści. 
      Zdarza się niekiedy, że ten sam  niewidomy wygłasza sprzeczne poglądy na temat możliwości niewidomych. Potrafi  głosić i uzasadniać na przykład, że niewidomi obdarzeni są niezwykłymi  uzdolnieniami, i że nic nie potrafią. Zdarza się, że wierzy on w to co mówi i  stara się poglądy swoje uzasadnić. 
      Znacznie częściej różni niewidomi  głoszą różne poglądy na ten sam temat. Warto przytoczyć tu jedną parę takich  sprzecznych poglądów. Jedna osoba niewidoma twierdzi, że "niewidomy może  być tak świetnie zrehabilitowany i tak się zachowywać, że ludzie widzący nie zauważają  jego niepełnosprawności". Inna osoba niewidoma twierdzi, że "nie jest  prawdą, że niewidomi sami chodzą po mieście i podróżują, a ci, którzy tak  twierdzą, przechwalają się i kłamią". 
   Niewidomy ten w pierwszym przypadku stara się  udowodnić rzecz niemożliwą, w drugim zaś nieprawdziwą. 
      Niewidomy nie może przez dłuższy  czas i w różnych warunkach zachowywać się tak, żeby jego niepełnosprawność nie  była widoczna. Jest to możliwe tylko przez krótki czas i w dogodnych warunkach,  np. kiedy nie musi chodzić, niczego szukać, nie jest narażony na pokazywanie  czegoś na zdjęciach czy rysunkach, na odbieranie pozasłownych sygnałów -  kręcenia głową, skinięcia głową, machnięcia ręką, wzruszenia ramionami. Ludzie  widzący, którzy długo pracują z niewidomymi poznają niewidomego nawet z tyłu i  to w sytuacjach, których zachowuje się on bardzo swobodnie. 
      Nie warto natomiast uzasadniać,  że niewidomi, nawet bez poczucia światła, mogą chodzić po ulicach miast i wsi  oraz podróżować po całym świecie, jeżeli znają języki. Możliwości te udowodniło  wielu niewidomych. 
      Sprzeczne, nielogiczne poglądy i  oceny są szkodliwe, bo prowadzą do izolacji, do oderwania się od realiów życia,  złego samopoczucia i stosowania mechanizmów obronnych, takich jak unikanie czy  zaprzeczanie. Jest to szkodliwe i z tego względu, że przyczynia się do  ograniczenia możliwości samodzielnego poruszania się, a przez to również wielu  innych. Takie poglądy są antyrehabilitacyjne. 
      Rozważania te nie dotyczą tylko  niewidomych. W otoczeniu każdego człowieka są również tacy, którzy swoje  szanse, sukcesy, dokonania i dążenia oceniają w zależności od nastroju i innych  okoliczności. W wygłaszaniu poglądów na swój temat różnią się nie tylko  poszczególni ludzie, ale i całe narody. Amerykanin, na pytanie: "Co  słychać?" albo "Jak leci?" zawsze odpowie:  "Znakomicie". Odpowie tak nawet wówczas, gdy jest bliski bankructwa i  ząb go boli. A Polak?... 
      Nie ma świata niewidomych i nie  ma świata widzących. Jest jeden świat, a na nim wielka różnorodność dosłownie  wszystkiego, ludzi również. I to jest rzeczywistość, którą należy uznać i  pogodzić się z nią. 
      Z niską samooceną wiąże się  poczucie niższości. Jest to tendencja do obniżania własnej wartości na skutek  niepowodzeń i ograniczeń, np. z powodu niepełnosprawności. 
      Poczucie to powstaje i rozwija  się u osób z uszkodzonym wzrokiem na skutek doświadczeń w kontaktach  społecznych i przy wykonywaniu różnych czynności, które sprawiają im trudność.  Porównywanie własnych ograniczeń z ludźmi, którzy ich nie mają, może prowadzić  do niskiej samooceny i poczucia niższości. Jest to duży problem  rehabilitacyjny. Sukcesy na drodze usamodzielnienia wymagają często  podwyższenia samooceny, przywrócenia poczucia własnej wartości i wzbudzenia  wiary we własne możliwości. 
      Z zawyżoną samooceną wiąże się  poczucie wyższości. Jest to tendencja do nadmiernej wiary we własną wartość i  ważność. U osób niepełnosprawnych, w tym u niewidomych i słabowidzących,  poczucie wyższości może powstać z przekształcenia poczucia niższości. Jest to  racjonalizacja polegająca na wyszukiwaniu takich cech, które mogą np.  niewidomego korzystnie wyróżniać na tle innych ludzi. Często jest to  przypisywanie sobie cech, których się nie posiada, np. absolutnego słuchu  muzycznego. czy zdolności całkowitego skupiania się na realizowanych zadaniach.  Prowadzi to m.in. do twierdzenia, że niewidomy może wykonywać jakieś czynności  lepiej niż osoba widząca. Czasami są to oceny natury moralnej. Niewidomi są  lepszymi ludźmi od osób widzących, a nawet cierpią za ich grzechy. Mówimy  wówczas o ekspiacji. No, nie jest to piękny pogląd dotyczący własnej osoby oraz  ludzi widzących. 
      Oczywiście, takie mechanizmy  obronne nie sprawiają, że niewidomi stają się lepsi i to zarówno w dziedzinie  funkcjonalnej, jak i moralnej. Jest to samooszukiwanie się, które na dłuższą  metę staje się przeszkodą w rehabilitacji podstawowej, zawodowej,  samorehabilitacji, przeszkodą we współżyciu z ludźmi, i powoduje wielkie  trudności natury psychicznej. 
   
 
      W poglądach niektórych osób  niewidomych dominuje przekonanie, że ich niepełnosprawność jest najważniejsza,  że wszystko z niej wynika, i że wszystko należy jej podporządkować. Mówimy  wówczas o tyflocentryzmie. 
      Określenie to składa się z dwóch  słów - greckiego typhlos - niewidomy i łac. centrum - środek. W podobny sposób  tworzonych jest wiele terminów, których treści odnoszą się do centrum, środka. 
      * Egocentryzm - ego łac., ja  jestem w środku, jestem najważniejszy, wokół mnie świat się obraca. Jest to  naturalna postawa dziecka w wieku przedszkolnym i z czasem zanika. Jeżeli  występuje w życiu człowieka dorosłego, jest objawem niedojrzałości,  niedostosowania do życia w społeczeństwie. Egocentryk nie jest zdolny do  akceptowania innych poglądów i postaw niż własne. Tylko jego zdanie się liczy,  tylko jego poglądy są prawdziwe, tylko jego potrzeby ważne. 
      * Polonocentryzm - Polska,  Polacy, polskość są najważniejsze. Świat powinien to doceniać, szanować,  wyróżniać. Tymczasem świat krzywdzi Polskę, jest wobec niej niesprawiedliwy,  wrogi, perfidny. 
      Podobnie tworzone są: heliocentryzm,  geocentryzm, teocentryzm i inne centryzmy. 
      * Tyflocentryzm jest to  traktowanie siebie przede wszystkim jako osoby niewidomej, znajdującej się w  centrum świata. Tyflocentryzm osłabia zdolność do akceptowania poglądów, postaw  i potrzeb innych ludzi, ludzi widzących. 
      Tyflocentryk postrzega i ocenia  otoczenie wyłącznie z własnego punktu widzenia. Wyolbrzymia przy tym znaczenie  własnych doświadczeń, obserwacji, przemyśleń i przeżyć, przy równoczesnym  negowaniu poglądów, opinii i potrzeb innych osób. Tyflocentryk jest przekonany,  że on i jego potrzeby są najważniejsze. Według tyflocentryka, bardzo liczne  osoby widzące źle traktują niewidomych, a tylko nieliczne są dla nich życzliwe,  chcą im pomagać, przyjaźnić się z nimi, utrzymywać kontakty towarzyskie itp. 
      Świat kręci się wokół  niewidomych, niewidomi są w centrum świata, są zawsze w porządku, a inni nie.  Ludzie widzący po to żyją i po to widzą, żeby być na usługi niewidomych, a że  niewielu jest takich, którzy chcą i potrafią sprostać ich oczekiwaniom, tyflocentrycy  są pełni żalu, rozgoryczenia, pretensji. Odstrasza to od nich ludzi, co z kolei  wzmacnia ich gorycz. 
      Może jest to przerysowany obraz  niewidomych tyflocentryków, ale przecież wśród niewidomych są i takie osoby. 
      Niewidoma przyszła do biura Polskiego  Związku Niewidomych z wielkimi pretensjami, że dźwiękowa sygnalizacja na  pobliskim skrzyżowaniu jest znowu popsuta. Pracownica PZN-u powiedziała, że zna  ten problem, że ciągle są interwencje w tej sprawie we właściwym urzędzie.  Ludzie jednak celowo psują tę sygnalizację, bo im przeszkadza. Dodała, że  trzeba ich zrozumieć, bo mieszkanie w pobliżu takiej sygnalizacji jest  uciążliwe. Na co oburzona niewidoma wykrzyknęła: "A co mnie ludzie  obchodzą? Ja chcę mieć bezpieczne przejście i tylko to mnie interesuje, a nie  ludzie! Mnie się to należy! Bezpieczeństwo jest najważniejsze!" 
      Oczywiście, że bezpieczeństwo  jest najważniejsze, ale i warunki życia ludzi widzących są ważne. Trudno w  lecie otworzyć okno i bez końca słuchać głośnych sygnałów ze skrzyżowania.  Trzeba szukać jakiegoś kompromisu, a nie twierdzić, że mnie ludzie nic nie  obchodzą. 
      Wszyscy członkowie rodziny muszą  postępować tak, żeby było to korzystne dla niewidomego - nie przesuwać, nie  przestawiać, nie zmieniać, nie pozostawiać uchylonych drzwi, mówić, że się coś  stawia, coś zabiera itd. Oczywiście, że jest to potrzebne, bo ułatwia życie  niewidomemu i chroni go przed bolesnymi uderzeniami, a także przed trudnym  poszukiwaniem potrzebnych mu przedmiotów, które zostały położone w inne  miejsce. Jeżeli jednak osoba niewidoma bezwzględnie wymaga przestrzegania tych  słusznych zasad, staje się bardzo uciążliwym współmieszkańcem, zwłaszcza dla  osób o bałaganiarskim usposobieniu. Tu też konieczny jest jakiś kompromis,  czasami zrezygnowanie ze swoich "praw", uznania upodobań innych osób.  Nie ma innych możliwości współżycia w jednym mieszkaniu. 
      W urzędzie, w lokalu  stowarzyszenia, w sklepie tyflocentryk zachowuje się arogancko, nie prosi, lecz  żąda. Twierdzi przy tym: "Wy tu po to jesteście, mnie się należy i  basta". 
      Wrażenie po takim zachowaniu jest  zawsze negatywne. Urzędnicy, podobnie jak inni ludzie, zapamiętują przede  wszystkim zachowania krańcowe - bardzo sympatyczne i chamskie. W tym ostatnim  przypadku, znowu podobnie jak większość ludzi, uogólniają i uważają, że tak  postępują niewidomi. Czasami nawet osoby widzące pracujące przez wiele lat z  niewidomymi, które powinny dobrze znać niewidomych i wiedzieć, że nie są oni  jednakowi, również uogólniają, przypisując wszystkim cechy negatywne. 
      Tyflocentryzm, postawy  roszczeniowe i nachalność w domaganiu się zaspokojenia swoich prawdziwych lub  urojonych potrzeb, skutecznie psuje stosunki międzyludzkie oraz uniemożliwia  niewidomym rehabilitację psychiczną i społeczną. 
      Tyflocentryzm komplikuje stosunki  z ludźmi widzącymi, ogranicza możliwości życiowe niewidomych, wykorzystanie ich  potencjału psychicznego i fizycznego. 
      Według tyflocentryków, ludzie  widzący uważają, że niewidomy nie może być w pełni wartościowym człowiekiem,  jest upośledzony pod każdym względem, chociaż ma niezwykłe zdolności.  Tymczasem, według tyflocentryków, to niewidomi są lepszymi, pełniejszymi  ludźmi, wszystko głębiej przeżywają, są wrażliwi, są lepszymi pracownikami, są  wyjątkowo uzdolnieni, mają doskonały słuch muzyczny, doskonały dotyk i szósty  zmysł. Niewidomi widzą duszą albo sercem, są szlachetni i cierpią za grzechy  osób widzących. 
      Tyflocentrycy, podobnie jak  egocentrycy, wszystko rozpatrują pod kątem własnego "ja". Ludzie  widzący powinni mnie podziwiać i pomagać zawsze i wszędzie. Taka jest ich rola. 
      Postawy tyflocentryczne  przejawiają niekiedy osoby, które sobie tego nie uświadamiają. Są głęboko  przekonane, że niepełnosprawność wyróżnia ich pozytywnie spośród innych ludzi,  niekiedy negatywnie, ale zawsze są oni nadzwyczajni. 
      Z poglądów tyflocentrycznych  wynika przecenianie wiedzy o sobie. 
      Niektórzy niewidomi uważają, że  wszystko o sobie wiedzą, że z racji swojej niepełnosprawności są specjalistami  rehabilitacji i tyflologii. Są przekonani, że dosłownie wszystko wiedzą o  funkcjonowaniu osób niewidomych i twierdzą, że tylko niewidomy może zrozumieć  niewidomych. Stanowczo twierdzą, że osoba widząca nie jest do tego zdolna. Jak  zawsze, tak i w tym przypadku, nie dotyczy to wszystkich niewidomych, lecz  wielu. 
      Jest w tym pewna prawda. Ludziom  widzącym wzrok utrudnia zrozumienie, jak można żyć bez możliwości posługiwania  się nim. Dotyczy to jednak ludzi, którzy nie znają niewidomych oraz tych,  którym się zdaje, że znają, a w rzeczywistości patrzą na niewidomych przez  pryzmat stereotypów, mitów, uprzedzeń i wszelkich wypaczonych poglądów na ich  temat. Nie dotyczy to natomiast osób, które są zdolne do samodzielnego myślenia  i znają dobrze niewidomych. Część członków rodzin osób niewidomych, część  fachowców zajmujących się rehabilitacją niewidomych oraz pracowników  stowarzyszeń i instytucji działających na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem  potrafi przezwyciężyć stereotypy i wczuć się w sytuację niewidomych. Są nawet  osoby widzące, które więcej wiedzą o niewidomych niż większość niewidomych wie o  sobie. 
      Wielu niewidomych, którzy  uważają, że wszystko wiedzą o naturze swojej niepełnosprawności, nigdy niczego  nie przeczytało na ten temat, nawet do prasy środowiskowej nie zaglądają.  Uważają, że sam fakt życia bez wzroku czyni z nich fachowców tyflologów.  Sprowadzając myśl do absurdu można powiedzieć, że tylko osoby z upośledzeniem  umysłowym mogą zrozumieć problematykę osób z taką niepełnosprawnością. 
      Fakt, że są niewidomi, którzy nie  pogłębiają wiedzy tyflologicznej, a jednocześnie są przekonani, że tylko oni są  znawcami problematyki niewidomych, utrudnia im i wielu innym kontakty z ludźmi  widzącymi. Jest to jedna z przyczyn izolacji społecznej, złego samopoczucia,  braku możliwości osiągania dostępnych celów rehabilitacyjnych i życiowych. 
   
 
      Z poglądami na temat własnej  niepełnosprawności, a także z warunkami życia wiąże się proceder żebractwa  niewidomych. Żebractwo jest rodzajem postawy, a raczej trzecim członem postawy,  czyli działaniem. 
      Niewidomi od prawieków zajmowali  się żebraniem. Obecnie nie jest to ich głównym zajęciem, ale ciągle można  spotkać niewidomego żebraka. 
      Dla niektórych może to być  konieczność życiowa, zwłaszcza dla mało zaradnych, niezrehabilitowanych, dla  takich którzy nie orientują się w możliwościach uzyskania pomocy. Niektórzy  jednak "poznali" swoją niepełnosprawność i ocenili, że może ona  przynosić korzyści materialne. Ich stosunek emocjonalny do niepełnosprawności  stopniowo zmieniał się z negatywnego na pozytywny. Ślepota wywołuje litość. Normalnie  niewidomi nie lubią, kiedy stają się przedmiotem litości. Inaczej jest u  niewidomych żebraków. Ich emocje uległy zmianie i litość stała się dla nich  źródłem dochodów, a więc czymś pozytywnym. Z tego poznania i z tych emocji  zrodziło się działanie, czyli żebranie w miejscach publicznych, w których  przebywa dużo ludzi. Im więcej litości wzbudzają, tym datki sypią się częściej  i są one bardziej szczodre, a przecież o to chodzi. 
      Niektórzy udoskonalili swoje  upodobania do żebractwa i nie żebrzą pod kościołami, lecz w instytucjach opieki  społecznej, stowarzyszeniach, w fundacjach i wszędzie tam, gdzie można coś  zyskać bez wystawiania czapki do przechodniów. 
      Istnieje również żebractwo  zinstytucjonalizowane. Na rzecz niewidomych i słabowidzących żebrzą organizacje  pozarządowe, stowarzyszenia i fundacje. Niestety, bez takiego żebractwa  organizacje te nie mogłyby działać na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem.  Państwo ani samorządy nie prowadzą takiej rehabilitacji, jaka jest potrzebna  tym osobom, nie finansują również działalności rehabilitacyjnej prowadzonej  przez organizacje pozarządowe, a tylko dofinansowują tę działalność. Zawsze  potrzebny jest wkład własny, którego organizacje te nie mają. Muszą więc szukać  sponsorów, muszą żebrać, żeby móc pomagać osobom niepełnosprawnym, w tym  niewidomym i słabowidzącym. 
      Żebractwo, niezależnie od jego  formy, jest żebractwem i szkodzi niewidomym. Utrwala bowiem stereotypy  niewidomych, które następnie wywierają negatywny wpływ na ich życie. 
   
      Na zakończenie omawiania poglądów  osób z uszkodzonym wzrokiem dotyczących norm postępowania w środowisku  niewidomych i słabowidzących warto przytoczyć opis pewnego epizodu. 
      Otóż w "Biuletynie  Informacyjnym" z sierpnia 1998 r., w rubryce "Interpretacje"  znajduje się opis sytuacji, która charakteryzuje świadomość, poglądy i postawy  niektórych osób z uszkodzonym wzrokiem. Czytamy: 
  "Na całym świecie, w różnych  sytuacjach, zapadają decyzje podejmowane przez wieloosobowe gremia. Decyzje  podejmowane przez jedną osobę, kierownika, dyrektora, ministra itp. wymagają  zastanowienia i wydania polecenia, podpisania dokumentu lub ustnego ogłoszenia  swojej woli. Decyzje podejmowane kolektywnie, wymagają ustalenia, ilu członków  zespołu decyzyjnego opowiada się za danym wnioskiem, ilu jest przeciwnych i ilu  wstrzymuje się od głosu, czyli nie zajmuje stanowiska w danej sprawie. 
      Głosowanie może być jawne lub  tajne. Odmianą jawnego głosowania, jest głosowanie imienne. 
      Najczęściej, w głosowaniu jawnym  stosuje się podniesienie ręki, mandatu lub legitymacji. 
      Jawność "jawnego  głosowania" polega na tym, że wszyscy, obecni w miejscu, w którym odbywa  się głosowanie, mają możliwość wiedzieć, kto, jak głosował. Przykładem może być  głosowanie w Sejmie. Instytucja ta posiada urządzenie do liczenia głosów. Nie  wystarczy jednak naciśnięcie przycisku. Każdy poseł musi podnieść rękę i  nacisnąć przycisk. Chodzi tu o to, żeby wszyscy posłowie mogli widzieć, kto,  jak głosuje. Żeby nie było żadnych wątpliwości, urządzenie liczące głosy,  rejestruje nazwiska i sposób głosowania wszystkich posłów. 
      Na całym, cywilizowanym świecie,  jawne głosowania wyglądają podobnie. A jak jest w Polskim Związku Niewidomych? 
      Na posiedzeniu Zarządu Głównego  PZN w dniu 28 czerwca 1998 r., odbywało się jawne głosowanie nad wnioskiem o  powołanie Józefa Mendrunia na stanowisko kierownika Związku. W głosowaniu tym,  trzy osoby były przeciwne tej kandydaturze. I było to ich dobre prawo.  Prowadzący zebranie, przewodniczący ZG PZN Sylwester Peryt, osoba całkowicie  niewidoma, zapytał, kto głosuje przeciw. No i podniósł się protest. Jedna z  osób, członek ZG PZN, przedstawiciel dużego okręgu, zaczęła krzyczeć, że jest  to dyskryminacja, że ona sobie nie życzy, że jeżeli tak ma być, to domaga się,  żeby zawsze informować, kto jak głosuje. Osoba ta stwierdziła, że będzie domagała  się zawsze imiennego głosowania. Podniosła się wrzawa. Prezes Peryt usiłował  wycofać pytanie, ale nie od razu udało mu się uciszyć zebranych. 
      Jak już napisano, jawność  głosowania polega na tym, że wszyscy zebrani mogą wiedzieć, kto jak głosuje. Mogą,  nie oznacza, że muszą wiedzieć. Jeżeli np. głosowanie odbywa się nad punktem  dotyczącym przyjęcia porządku obrad, wówczas nie wszystkich interesuje, kto jak  głosuje. Osoby, których to interesuje - mogą patrzeć, a te niezainteresowane,  nie muszą tego robić. 
      No i przechodzimy do sedna  sprawy. Z opisanego zachowania i protestów wynika, że osoby liczące głosy mogły  wiedzieć, jak kto głosował. Mogli też wiedzieć widzący pracownicy ZG PZN, inne  widzące osoby np. przewodnicy, jeżeli byli wówczas na sali. Mogły też wiedzieć  osoby słabowidzące. Tylko niewidomi członkowie ZG PZN, w tym jego  przewodniczący, nie mogli wiedzieć, jak kto głosuje". 
      Dodam, że niektórzy niewidomi i  słabowidzący mają pretensję do osób widzących, że ich nie rozumieją, że źle  traktują, że... Czy mają do tego prawo, skoro sami potrafią się tak zachowywać  w stosunku do niewidomych? I pomyślmy tylko, że tak zachowywali się niektórzy  członkowie Zarządu Głównego Polskiego Związku Niewidomych. Świadczy to o  poziomie świadomości społecznej tego środowiska. 
   
 
      Niewidomi na ogół mają pozytywny  stosunek do ludzi widzących. Wtedy cieszą się również pozytywnym stosunkiem  ludzi do nich. 
      Jest to dla nich niezmiernie  ważne. Wówczas jest im łatwiej zyskiwać przyjaciół i korzystać z pomocy. Jedno  i drugie pozytywnie wpływa na ich psychikę, na psychiczną rehabilitację. 
      Właściwy stosunek do ludzi wiąże  się z ufnością, z wiarą w uczciwość w kontaktach niewidomych i słabowidzących z  ludźmi widzącymi. Jednak nadmierna wiara w ludzi może świadczyć o naiwności i  narażać na niemiłe niespodzianki. Niektórzy ludzie wiarę taką wykorzystają ze  szkodą dla osoby niewidomej. Z drugiej zaś strony niewiara w ludzi utrudnia  życie osobom nieufnym. Jest to szczególnie ważne dla niewidomych, którzy muszą  ciągle korzystać z pomocy ludzi, a jednocześnie nie mogą łatwo oceniać ich  zachowania. Wydaje się jednak, że brak wiary jest bardziej szkodliwy niż nawet  nadmierne zaufanie. Nadmiar zaufania czasami naraża na straty czy na  przykrości. Brak zaufania natomiast jest stałym czynnikiem negatywnie  oddziaływującym na psychikę i na stosunki z ludźmi. 
      W poglądach osób niewidomych  występuje często przecenianie możliwości ludzi widzących, komfort i bogactwo  ich życia, przyjemności, z jakich korzystają w każdej godzinie. Porównują to  wszystko ze swoimi ograniczeniami i dochodzą do wniosku, że ich życie jest  bardzo ubogie, trudne. 
      Wywołuje to żal, a nawet  pretensje do ludzi widzących. Niektórzy, zwłaszcza samotni, głośno mówią o  swojej krzywdzie, zarzucają niewidomym, którzy założyli rodziny, że nic nie  rozumieją, bo mają zawsze na swoje usługi widzącego współmałżonka. Wyobrażają  sobie przy tym, że każde święto, imieniny, urodziny i wszystko inne jest  doskonałą okazją do spotkań rodzinnych, do zabawy, do wspaniałych przeżyć. W  ten sposób pretensje mają już nie tylko w stosunku do ludzi widzących, ale  również do niewidomych, którym nie wiadomo dlaczego powodzi się lepiej niż im. 
      Takie osoby nie kryją się ze  swoimi ocenami, pretensjami i żalem, ze swoim tyflocentryzmem. Mówią o tym,  kiedy tylko mają kogoś, kto chce ich słuchać. Na ogół ludzie nie lubią słuchać  o czyichś "cierpieniach", bólu, nieszczęściu. Unikają więc  niewidomych, którzy lubią się żalić. Ci z kolei czują się samotni,  nierozumiani, niedoceniani i przeżywają coraz większy żal do ludzi i coraz  większe własne nieszczęście. 
      Są też niewidomi, którzy nie  wykazują się konsekwencją w dążeniu do celu, wytrwałością, pracowitością,  zaradnością, odwagą i rozwagą. Nie mają więc w życiu liczących się sukcesów.  Przeciwnie, popełniają życiowe błędy, które komplikują im i tak trudne życie.  Oczywiście, za wszystkie ich niepowodzenia i brak osiągnięć odpowiedzialna jest  przeklęta ślepota. Gdybym widział... I co wówczas by było? 
      Niektórzy niewidomi przypisują  ludziom widzącym cechy negatywne i nie zauważają ich cech pozytywnych. 
      Ludzie widzący są nieuczciwi,  chętnie oszukują słabszych, a niewidomi są tymi słabszymi. Ludzie widzący  naśmiewają się z niewidomych, są wścibscy, niedelikatni, przyglądają się ich  nieporadności. Zamiast pomagać, bawią się ich kosztem. 
      Ludzie widzący porozumiewają się  bez słów przeciw niewidomym. Ludzie widzący są draniami i to wszyscy bez  wyjątku. 
      Rzeczywiście, zdarza się, że  złodziej okradnie niewidomego, że ktoś nieuczciwy go oszuka, że nie pomoże, że  będzie obserwował, wypowiadał swoje "mądrości" i zadawał niedelikatne  pytania w rodzaju: 
      - Co się stało, że pani, pan nie  widzi? 
      - A czy niewidomy może mieć  dzieci? 
      - Dlaczego ożeniłeś się z niewidomą?  Czy już nie było cię stać na lepszą? 
      - Dlaczego pani wyszła za  niewidomego? 
      - Nie dosyć, że jesteś taki  nieszczęśliwy, to jeszcze zachciało ci się dzieci na świat sprowadzić. 
      - Ja to bym wolał ręki czy nogi  nie mieć, byle widzieć. 
      - Tylko złego człowieka mogło  spotkać coś podobnego. 
      Pamiętajmy, że to się zdarza, a  nie jest regułą. Ludzie na ogół życzliwie traktują niewidomych. Jeżeli nawet  zadają niedelikatne pytania i robią grubiańskie uwagi, wynika to raczej z  niskiego poziomu kultury i prostactwa, a nie ze złośliwości. Niewidomi powinni  o tym wiedzieć, bo bez tego będą mieli wiele powodów do smutnych przeżyć. 
   
 
      W kontaktach z osobami z  uszkodzonym wzrokiem można spotkać się z różnymi postawami, charakterami,  upodobaniami i fanaberiami. Można spotkać osoby mądre, wrażliwe, wyrozumiałe,  którym nic zarzucić nie można, ale również osoby gruboskórne, które nawet nie  wiedzą, co to jest wrażliwość. Można spotkać ludzi uczciwych i bezmyślnych  drani, np. takich, którzy w czasie odbywania kary pozbawienia wolności  własnoręcznie się oślepili. Jeżeli ktoś spotka takiego oślepionego przestępcę,  który odbył karę pozbawienia wolności, nic nie wie o jego przeszłości. 
      Natomiast to, że jest on  niewidomy, każdy widzi. No i fakt, że osoba taka ma więcej cech złych niż  dobrych, dla powierzchownego obserwatora, który nie lubi zastanawiać się,  analizować i poszukiwać prawdy, ale łatwo uogólnia - wszyscy niewidomi są źli. 
      Prawda natomiast jest taka, że  niewidomi pod względem charakterów, postaw, moralności i inteligencji nie  różnią się od ludzi dysponujących dobrym wzrokiem. Wśród jednych i drugich  można znaleźć przykłady takich zachowań, jakie potrzebne są do udowodnienia  przyjętej tezy. Ktoś, kto przypisuje niewidomym same negatywne cechy, nie będzie  miał trudności, żeby znaleźć wystarczającą liczbę przykładów. I odwrotnie, ktoś  kto zechce wykazać, że niewidomi obdarzeni są pozytywnymi cechami osobowości,  również łatwo znajdzie przykłady na poparcie tego twierdzenia. 
      Prawdę tę staram się udowadniać w  artykułach cyklu "Z laską przez tysiąclecia". 
      W miarę postępów rehabilitacji i  poprawy warunków życia niewidomych zmieniały się ich poglądy na własną  niepełnosprawność, na możliwości i ograniczenia, które powoduje utrata wzroku  oraz na ludzi widzących. Zmieniały się też poglądy ludzi widzących na  niewidomych. Zmiany te jednak nie następują tak szybko, jak w innych  dziedzinach, np. tyflotechnice, metodach rehabilitacji czy prawie dotyczącym  osób niepełnosprawnych. Dlatego wciąż współistnieją różne poglądy na temat  niewidomych, niejednokrotnie sprzeczne, wzajemnie się wykluczające. 
      W następnym artykule omówię  czynniki wpływające na poglądy osób z uszkodzonym wzrokiem na temat ślepoty,  możliwości i ograniczeń niewidomych oraz na temat ludzi widzących.