Skryba
    
Z poprzednich artykułów wiemy, że na temat  niewidomych w świadomości społecznej funkcjonuje wiele nieprawidłowych  poglądów, stereotypów, mitów i uprzedzeń. Od podobnych uwarunkowań nie jest  wolna również świadomość osób z uszkodzonym wzrokiem. W artykule 44  "Źródła niewłaściwych poglądów na temat niewidomych" pisałem o  przyczynach kształtujących świadomość społeczną ludzi widzących. Obecnie  zastanowimy się, co wpływa na świadomość niewidomych i słabowidzących. 
Na wstępie należy zaznaczyć, że czynniki, które  kształtowały i kształtują poglądy ludzi widzących na temat niewidomych i  słabowidzących, kształtują również poglądy osób z uszkodzonym wzrokiem na temat  swojej niepełnosprawności, swoich możliwości i ograniczeń. Niewidomi i  słabowidzący żyją wśród ludzi o określonej mentalności, którą przejmują, i  którą kierują się w życiu, w ocenach rzeczywistości i wyborach sposobów  zachowania. Są jednak również czynniki wpływające na świadomość osób z  uszkodzonym wzrokiem, które nie występują w przypadku osób widzących.  Czynnikami tymi są warunki ich życia, ograniczenia powodowane  niepełnosprawnością oraz postawy ludzi widzących w stosunku do niewidomych,  reakcje w kontaktach z niewidomymi, błędy rehabilitacyjne, kumulacja przykrych  doświadczeń. Czynniki te omówię w dalszych częściach artykułu. 
 
 
      Nie znam opracowań traktujących o poglądach i  postawach osób niewidomych w dawnych wiekach i tysiącleciach. Znając jednak  warunki życia niewidomych możemy wyobrazić sobie, jakie były ich poglądy na  życie i jakie postawy. 
      Trudno oczekiwać, żeby niewidomy zmuszony do  żebrania, katowany, jeżeli zbyt mało użebrał albo człowiek przykuty do wioseł  na galerach czy żyjący w głębi ziemi, w kopalni kruszcu, z której nigdy nie  wychodził na powierzchnię, mógł żyć jak człowiek. Jego myśli i uczucia musiały  ograniczać się do tego, jak unikać nadmiernego wysiłku i bicia. Jego marzenia  mogły dotyczyć tylko chwili wytchnienia, zaspokojenia głodu i uniknięcia bata  nadzorcy. W takich warunkach nie mogły powstawać uczucia wyższe ani myśli o  szerszym charakterze. Strach, ból, nadludzki wysiłek czy upokarzające żebranie  o jałmużnę, eksponowanie swojej niedoli, nędzna wegetacja i podobne, prowadziły  raczej do zezwierzęcenia, a nie do tego, co ludzkie. 
      Podobnie w średniowieczu i aż do pierwszej wojny  światowej warunki życia nie sprzyjały rozwojowi intelektualnemu ani pozytywnych  postaw. Nastąpiła znaczna poprawa sytuacji niewidomych, przynajmniej tych,  którzy mogli się uczyć, ale nawet naukę dawano niewidomym jak jałmużnę.  Większość jednak utrzymywała się z żebractwa. 
      Uwagi te dotyczą niezamożnych niewidomych, którzy  trudnili się żebractwem albo korzystali z innych form dobroczynności, za którą  musieli wyrażać wdzięczność. Inaczej było z niewidomymi pochodzącymi z rodzin  zamożnych albo z utalentowanymi w jakiejś dziedzinie, ludźmi wybitnymi. 
      Niewidomi bardowie i jasnowidze w starożytności  cieszyli się szacunkiem i żyli lepiej od ogółu osób niepełnosprawnych. Ich  poglądy na własną niepełnosprawność musiały być inne, bardziej korzystne dla  psychiki i dla kontaktów z ludźmi. Nie znalazłem jednak zapisków na ten temat.  Muszę więc zadowolić się przypuszczeniami. 
      O podobnych sprawach pisałem w artykule 21  "Niewidomi bardowie, grajkowie, jasnowidze". 
      Sytuacja zaczęła zmieniać się na lepsze pod koniec  XVIII wieku wraz z powstawaniem szkół dla niewidomych. Niestety, w szkołach  tych nie tworzono warunków, które umożliwiałyby rozwój poczucia godności osobistej,  wiary we własne siły, poczucie własnej wartości. Towarzystwa charytatywne i  filantropijne traktowały nauczanie niewidomych jako rodzaj dawanej im jałmużny  i wymagały wdzięczności. Niewidomych uczniów nie traktowano tak jak uczniów  widzących. Dorosłych absolwentów szkół również nie traktowano z szacunkiem  należnym osobom dorosłym. W artykule 16 pt. "Jak było i jak jest z  rehabilitacją niewidomych" pisałem o popełnianych błędach wychowawczych i  rehabilitacyjnych. Cytowałem przy tym informacje Maxa Schoflera zawarte w pracy  "Niewidomy w życiu narodu". Teraz tylko podkreślam, że w  dziewiętnastowiecznych szkołach dla niewidomych, może nie we wszystkich, ale z  pewnością w wielu, popełniano sporo błędów wychowawczych i rehabilitacyjnych,  które wpływały negatywnie na kształtowanie cech osobowości wychowanków i na ich  świadomość. 
      Tak naprawdę poprawa w traktowaniu niewidomych i  stosunku do nich rozpoczęła się dopiero od czasów pierwszej wojny światowej.  Zmiana spowodowana była dwoma czynnikami. Były to: 
      - olbrzymie zapotrzebowanie na różne produkty  milionowych armii walczących na wszystkich frontach, brak sił roboczych,  zatrudnianie niewidomych z konieczności, a nie z łaski, 
      - wstępowanie w szeregi niewidomych ociemniałych  żołnierzy oraz dorosłych osób cywilnych, które utraciły wzrok z różnych  przyczyn związanych z wojną. 
      Niewidomi, którzy zostali zatrudnieni w fabrykach, w  warsztatach, w biurach, w szkołach na takich samych warunkach jak pozostali  pracownicy, zaczęli zmieniać poglądy na swoją niepełnosprawność, zaczęli  buntować się przeciwko traktowaniu ich w sposób paternalistyczny. 
      Ociemniali żołnierze oraz cywile wnosili do ruchu  niewidomych ukształtowane poglądy, które nie były obciążone błędami  wychowawczymi i rehabilitacyjnymi, występującymi w szkołach dla niewidomych i  kształtowały świadomość wychowanków. Obciążeni byli oni błędnymi poglądami na  temat niewidomych, stereotypami niewidomych i brakiem rzetelnej wiedzy na ich  temat, ale przyzwyczajeni byli do samodzielności, do podejmowania decyzji, do  odpowiedzialności za własne losy i za losy innych osób. Dotyczy to przede  wszystkim ociemniałych żołnierzy, zwłaszcza oficerów. 
      Czynniki te doprowadziły do przewartościowania  poglądów, opinii i wiedzy na temat osób niewidomych. Stworzyły podstawy do  rozwoju stowarzyszeń samopomocowych zrzeszających osoby niewidome i ociemniałe  oraz do świadomych żądań poprawy losu rzesz osób niewidomych. 
      Zaczęły zmieniać się warunki życia niewidomych i  zaczęła się zmieniać ich świadomość. Chociaż po wojnie zapanowało znowu  bezrobocie, a wraz z nim bieda i konieczność korzystania z żebractwa czy  dobroczynności, zmiany zostały rozpoczęte. Niestety, postęp, zwłaszcza w  dziedzinie świadomości, nie jest tak szybki, jak byśmy chcieli. 
      Więcej informacji na podobne sprawy znaleźć można w  artykule 13. "Zatrudnienie niewidomych w niektórych krajach do czasów  współczesnych". 
      Wielki skok rozwoju świadomości niewidomych nastąpił  po drugiej wojnie światowej, w tym w krajach tzw. demokracji ludowej. Kraje te  tworzyły niewidomym dogodne warunki życia i rozwoju. Wprawdzie ich życie było  bez porównania skromniejsze niż niewidomych w Europie Zachodniej czy w USA, ale  było relatywnie lepsze niż życie przeciętnych obywateli tych krajów. Dotyczy to  przede wszystkim niewidomych i słabowidzących pracowników spółdzielni  niewidomych. Pisałem o tym w artykule 14. "Zatrudnienie niewidomych po II  wojnie światowej w Polsce i w krajach tzw. demokracji ludowej".  Doprowadziło to nawet do nadmiernego poczucia własnej wartości i godności oraz  nazbyt wysokiej oceny swoich możliwości. W niektórych przypadkach duma z  własnych osiągnięć zawodowych i materialnych doprowadziła nawet do buty, do  kształtowania negatywnych postaw w stosunku do ludzi widzących. 
      Po upadku systemu zwanego ustrojem sprawiedliwości  społecznej, zmianie uległy warunki życia niewidomych. Nawet jeżeli są one  lepsze w porównaniu z tymi z okresu PRL-u, są gorsze od warunków życia  przeciętnych obywateli naszego kraju. I znowu warunki te wpływają na  kształtowanie poglądów i postaw osób z uszkodzonym wzrokiem - tym razem  niekorzystnie. 
   
 
      Jest wiele czynników natury ekonomicznej, prawnej,  psychicznej i społecznej. Postawy te i poglądy wpływają na możliwości życiowe  niewidomych, wywołują różnorodne skutki, które następnie wpływają na  świadomość, na poglądy i postawy. 
   
      Wpływ warunków, które nie wynikają bezpośrednio z  niepełnosprawności oraz postępowania osób widzących na świadomość niewidomych i  słabowidzących 
   
      Ważny wpływ na świadomość osób z uszkodzonym wzrokiem  mają ich bliscy, którzy powinny zachęcać do samodzielności, do wysiłku, do  walki z przeciwnościami życia bez wzroku. Ważne jest, żeby wzmacniali oni wiarę  w możliwości osoby z uszkodzonym wzrokiem, a nie siali zwątpienia, nie hamowali  dążeń do samodzielności, nie odradzali wysiłku. Niestety, zdarza się, że  najbliżsi postępują zupełnie inaczej - odradzają wysiłek, wyręczają, zachęcają  do odpoczynku, straszą wypadkami itd. W ten sposób skutecznie kształtują  nieprawidłowe poglądy i postawy niewidomych. 
      Bywa i tak, że najbliżsi zgodziliby się na  samodzielność niewidomego członka rodziny, na jego rehabilitację, ale obawiają  się "opinii publicznej", zwłaszcza w małych miastach i na wsiach.  Dostosowują się do poglądów otoczenia i odradzają wysiłek, ryzyko, udzielają  pomocy, zapewniają opiekę, niekiedy wyraźnie nadmierną. 
      W ten sposób wypaczanie psychiki i poglądów oraz  postaw dzieci i młodzieży z uszkodzonym wzrokiem rozpoczyna się już w domu  rodzinnym. To samo dotyczy osób ociemniałych. W ich przypadku niejednokrotnie  rodziny wywierają negatywny wpływ odradzając rehabilitację, zniechęcając do  samodzielności, zapewniając przesadną pomoc i opiekę. 
      Oczywiście zdarza się również, że rodziny dzieci i  młodzieży oraz osób ociemniałych wstydzą się ich, ograniczają kontakty z  ludźmi, źle traktują. To również nie sprzyja prawidłowemu kształtowaniu  poglądów na temat niepełnosprawności, na temat niewidomych i ludzi widzących. 
      W rodzinach popełnianych jest wiele błędów, które  wywołują antyrehabilitacyjne skutki. Mam tu na myśli takie postępowanie wobec  osób z uszkodzonym wzrokiem, które ma być dla nich korzystne, a jest szkodliwe  z punktu widzenia rehabilitacji. 
      Rodzice, rodzeństwo, dzieci, współmałżonkowie często  starają się "nieba przychylić" osobom tak nieszczęśliwym, tak ciężko  poszkodowanym. Zabija to samodzielność, zaradność, ambicję, chęć  usamodzielnienia. Prowadzi do zależności, do utraty woli walki z  przeciwnościami, do oczekiwania ciągłej pomocy. Wypacza również psychikę,  prowadzi do zawyżania albo zaniżania samooceny, wypełnia świadomość  nieprawidłowymi obrazami ludzi widzących, niewidomych, słabowidzących i siebie  samego. 
      Takie błędy, chociaż są najczęściej popełniane ze  szlachetnych pobudek, wyrządzają niewidomemu lub słabowidzącemu dziecku, osobie  młodej i dorosłemu człowiekowi z uszkodzonym wzrokiem wielką krzywdę, szkodę,  którą trudno jest naprawić w toku dalszego życia. 
      Obecnie w Polsce osoby z uszkodzonym wzrokiem mają  dogodne warunki do nauki, do zdobywania wykształcenia na wszystkich poziomach,  do studiów wyższych włącznie. Ośrodki szkolno-wychowawcze dla uczniów z  uszkodzonym wzrokiem dostosowane są do ich potrzeb. Na wyższych uczelniach  działają pełnomocnicy rektorów do spraw studentów niepełnosprawnych, którzy  udzielają im różnorodnej pomocy. Jest to bardzo pozytywne, chociaż może  powodować również niekorzystne zmiany w psychice. Myślę tu o obniżaniu ambicji,  wytwarzaniu poczucia, że lepsze traktowanie niewidomego studenta niż  pozostałych jest zawsze niezbędne i bezwzględnie mu się należy. 
      Niestety, znacznie gorzej jest z wykorzystaniem  zdobytej wiedzy. Wybitni niewidomi, osoby o wysokim poziomie inteligencji,  osoby utalentowane znajdują swoje miejsce w życiu, interesującą, pożyteczną  pracę, warunki rozwoju talentu, kariery zawodowej czy osiągania sukcesów w  wybranych dziedzinach działalności. Tak zawsze było i tak jest obecnie. 
      Gorzej mają osoby przeciętne. Mimo olbrzymiego  postępu technologicznego, który stworzył im niebywałe możliwości korzystania ze  słowa pisanego i pracy z tekstem, bardzo często nie znajdują oni odpowiedniego  zajęcia, satysfakcjonującej pracy, możliwości rozwoju kariery zawodowej. Postęp  technologiczny, który w dziedzinie korzystania ze słowa pisanego spowodował  wielki skok cywilizacyjny niewidomych, jednocześnie w innych dziedzinach  poważnie ograniczył ich możliwości. W wyniku tego postępu niemal wszystkie  prace o charakterze powtarzalnym, które wykonywali niewidomi, wykonują maszyny,  automaty, agregaty, którymi sterują komputery. Niewidomi stracili tradycyjne  prace, a nowe dziedziny ich możliwości nie zostały jeszcze odkryte. 
      O współczesnych trudnościach w wyszukiwaniu  odpowiednich prac dla niewidomych pisałem w artykule 13. "Zatrudnienie  niewidomych w niektórych krajach do czasów współczesnych". 
      W rezultacie tych trudności, przynajmniej w naszym  kraju, praca dawana jest niewidomym niemal jak jałmużna. Państwowy Fundusz  Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych na dofinansowanie płac pracowników  niepełnosprawnych przeznacza rocznie ponad 3 miliardy złotych, a pracodawcy  osób niepełnosprawnych ciągle narzekają, że jest to zbyt małe wsparcie, że  zatrudnianie osób niepełnosprawnych jest mało opłacalne. 
      Pracodawcy niewidomych wyliczyli nawet, że wydajność  osób z uszkodzonym wzrokiem wynosi zaledwie 30 procent normalnej wydajności. 
      Prawda, że niewidomi mogą uprawiać sport i turystykę,  że mogą korzystać z dóbr kultury i rozrywki, ale nie może to zastąpić  odpowiedniej pracy. I nie jest ważne, czy wydajność pracy niewidomych jest tak  niska, jak głoszą to ich pracodawcy, jak opłacalne jest zatrudnianie  niewidomych, ważne jest to, że nie odbywa się na zdrowych zasadach i nie może  być przedmiotem wysokiej samooceny, przedmiotem dumy, nie może pozytywnie  wpływać na psychikę, na poglądy, postawy i na świadomość. I następuje bolesne  zderzenie przekonań, postaw i poglądów ukształtowanych w szkołach i na studiach  z twardą rzeczywistością. Nie jest to i nie może być korzystne ze względów  psychicznych i społecznych. 
      Osoby z uszkodzonym wzrokiem przez całe życie  spotykają się z zachowaniami ludzi widzących, które wpływają na ich świadomość. 
   Niektórzy  ludzie używają określeń, które sprawiają przykrość osobom niepełnosprawnym, w  tym niewidomym i słabowidzącym. Określeniami takimi są: kaleka, matołek, debil,  idiota, ślepy, ciemny, niedorozwinięty, niedojda i podobne. Obecnie określenia  takie są rzadziej używane, ale ciągle np. niewidomi spotykają ludzi, którzy  czują się uprawnieni do zadawania im nietaktownych pytań  "ozdobionych" przymiotnikami: ślepy i ciemny. 
      Trudno stwierdzić, że nawet najbardziej eleganckie  określenie niepełnosprawności, odnoszące się do konkretnej osoby, może  powodować jej zadowolenie. Znaczna, uciążliwa niepełnosprawność nie daje  powodów do satysfakcji. Określenie - osoba niepełnosprawna, niewidoma czy  głucha jest obojętne. Jeżeli jednak ktoś używa takich określeń zamiast imion  czy nazwisk, stają się przykre, dyskryminujące. Nie mogą więc sprawiać  satysfakcji. A zdarza się, że zamiast powiedzieć Paweł Nowak ktoś mówi: ślepy,  ciemny albo niewidomy. 
      Powodem zadowolenia, a nawet dumy, mogą być natomiast  sukcesy w eliminowaniu skutków niepełnosprawności, sukcesy w nauce czy pracy, w  sporcie, sukcesy towarzyskie itp. 
   Człowiek z  natury jest istotą społeczną. Niewidomy czy słabowidzący żyje w środowisku  społecznym. Psychika człowieka jest bardzo skomplikowana i jeszcze słabo  poznana. Z tych skomplikowanych istot składa się społeczeństwo. Dlatego  zachowania, stosunki społeczne, mechanizmy rządzące grupami społecznymi muszą  być i są bardzo złożone. Powoduje to, że funkcjonowanie społeczne osoby  niepełnosprawnej nie jest łatwe i zależy w znacznej mierze od czynników  zewnętrznych. 
      Jedną z bardziej uciążliwych cech niektórych osób  widzących jest obserwowanie i komentowanie życia, postępowania i zachowań osób  z uszkodzonym wzrokiem. Następuje stała poprawa w tej dziedzinie, ale daleko  jeszcze do stanu zadowalającego. 
      Anonimowość życia w wielkich miastach w pewnym sensie  chroni przed wścibstwem, ale nie do końca. Znacznie gorzej sprawa wygląda w  środowiskach wiejskich i małomiasteczkowych. Tu wszystko jest oceniane i  komentowane - zawarcie małżeństwa, urodzenie dziecka, konflikty rodzinne.  Jeżeli komentarze te dotyczą osoby z uszkodzonym wzrokiem, jej zachowania,  trudności, konflikty kładzione są na karb niepełnosprawności. Po co za niego  wychodzi? Taki nieszczęśliwy, a dzieci mu się zachciewa? No, nic dziwnego, że  taki zazdrosny. Pije, bo i co mu pozostało? Oceny takie miłe być nie mogą i nie  ułatwiają społecznego funkcjonowania, kształtowania świadomości społecznej osób  z uszkodzonym wzrokiem. 
      Często zdarzają się komentarze w rodzaju: powinna to  zrobić a nie wymagać od niewidomego, dlaczego niewidoma musi gotować i chodzić  na zakupy, czy nie można od dzieci wymagać... 
      Małżeństwo wychowuje troje dzieci. On jest osobą  niewidomą, ona ma dobry wzrok. On pracuje w biurze, ona jest nauczycielką.  Godziny ich pracy nie pokrywają się. Niewidomy pracuje znacznie dłużej, a jego  żona ma więcej obowiązków domowych. Na czas, w którym oboje pracują, zatrudniają  piastunkę do dzieci. On jeździ do pracy autobusem, a ona samochodem. Sąsiedzi  komentują tę sytuację, oczywiście, na niekorzyść kobiety. Rozbija się  samochodem, a ten nieszczęśliwy musi jeździć autobusem. I nie jest ważne, że  dzieci, z których żadne jeszcze nie chodzi do szkoły, nie można samych  zostawić, że gdyby chciała go odwozić, piastunka musiałaby pracować znacznie  dłużej, a to kosztuje. 
      Niewidomy jeździ z żoną do pracy. On wykonuje wolny  zawód i nieźle zarabia. Ona prowadzi dom, zajmuje się dziećmi i jemu pomaga.  Wracają do domu, on wysiada, bierze siatki z zakupami i idzie kilkadziesiąt  metrów do domu. Ona odprowadza samochód na parking. I znowu - paskudna baba  wykorzystuje biednego niewidomego. Powinna najpierw go odprowadzić, zanieść  zakupy, a potem zająć się samochodem, a że obiad byłby później, a że dziecko  trzeba odebrać ze szkoły czy przedszkola, a co to sąsiadów obchodzi. Oni tylko  widzą nieszczęśliwego niewidomego z zakupami w rękach. 
      Podobne sytuacje i przykrości nie wynikają bezpośrednio  z niepełnosprawności. Ich przyczyny tkwią w naturze ludzkiej, która sprawia, że  ludzie mówią, oceniają, krytykują bez znajomości tego, co krytykują. I na dobrą  sprawę, nie ma na to rady. Oczywiście, czasami można coś wytłumaczyć. Częściej  jednak można spotkać się z kolejnymi niepochlebnymi wypowiedziami. Jeżeli osoba  widząca starałaby się wyjaśnić przyczyny takiego czy innego postępowania,  wniosek byłby jasny - czuje się winna i tłumaczy się. Jeżeli wyjaśniałaby to  osoba niewidoma, również wniosek jest oczywisty - nie dosyć, że jest  krzywdzona, to jeszcze wstydzi się za swoją żonę czy męża. Co jej innego  pozostało. 
      Nadmienić należy, że podobne zachowania są bardziej  przykre dla widzącego współmałżonka niż dla niewidomego. Bo i negatywne oceny  kierowane są przede wszystkim pod jego adresem. Niewidomego, co najwyżej,  krytykują za to, że nie potrafi się bronić przed tak niecnym traktowaniem. 
      Ludzie widzący popełniają różne błędy w kontaktach z  niewidomymi. Oto kilka przykładów. 
      Zdarza się w urzędach, na pocztach, w przychodniach  lekarskich, że pracownicy tych instytucji zwracają się do przewodnika osoby  niewidomej, zamiast bezpośrednio do niej. 
      O szczytowym osiągnięciu w tej dziedzinie świadczy  następująca scenka. Przed laty, wieczorowe liceum dla pracujących nawiedziła  wizytacja z kuratorium. Pani wizytator szła korytarzem z dyrektorem szkoły.  Spotkali niewidomego ucznia, człowieka dorosłego, pracującego i za kilka  miesięcy maturzystę. Dyrektor skorzystał z okazji, żeby pochwalić się, jakiego  ma ucznia. I nie pomylił się. Prezentacja zrobiła należyte wrażenie. Pani  wizytator zadawała niewidomemu mnóstwo wnikliwych pytań, rzecz jasna, zwracając  się do dyrektora. 
      - Panie dyrektorze, proszę zapytać go, jak on pisze. 
      Niewidomy, nie czekając na powtórzenie pytania przez dyrektora, odpowiedział,  że brajlem. 
      - Panie dyrektorze, proszę zapytać go, czy matematykę też można brajlem  zapisywać. 
      Niewidomy odpowiedział, a pani wizytator zadała jeszcze kilka pytań, w równie  inteligentny sposób. Przecież słyszała, że niewidomy odpowiada po polsku. Mogła  zwracać się bezpośrednio do niego. Stereotyp jednak silniejszy był od jej  zmysłów i rozumu. 
      Takie drastyczne przypadki zdarzają się raczej  rzadko. Często natomiast osoby widzące pomijają w rozmowach osobę niewidomą. Rozmawiają  między sobą tak, jakby jej z nimi nie było, zwracają się wyłącznie do siebie i  nawet nie zauważają, że mogą tym sprawiać przykrość. Zachowanie takie z  pewnością nie świadczy o złej woli. Świadczy natomiast o zahamowaniu zdolności  myślenia przy zetknięciu się z niewidomym, o schematach myślowych i o  stereotypach. 
      Wniosek ten potwierdza "umiejętność"  obserwacji pewnej dziennikarki. Otóż zwiedziła ona zakład rehabilitacji  niewidomych. Zobaczyła niewidomych obsługujących centralkę telefoniczną, wyrabiających  szczotki, montujących sznury przyłączeniowe oraz pracujących na tokarkach,  prasach, gwinciarkach i wiertarkach. No i napisała ładny artykuł, z którego  czytelnicy dowiedzieli się, że niewidomi robią szczotki i wyplatają koszyki. I  tu stereotyp zwyciężył bezpośrednie spostrzeżenia. To, co dziennikarka  "wiedziała", okazało się silniejsze od tego, co widziała. 
      Bardzo często ludzie widzący nie rozumieją potrzeb  osób niewidomych, a raczej rozumieją je po swojemu. Sąsiad ostrzega  niewidomego: "Uważaj! Tu postawili skrzynię z piaskiem! Barany jedne!  Mogli dalej przesunąć... A tu aż na chodniku stoi". 
      Niewidomy zbadał sprawę i powiedział:  "Chciałbym, żeby skrzynia ta już na zawsze tu pozostała". Okazało  się, że wcale mu nie przeszkadza, przeciwnie, ułatwia znalezienie ścieżki  prowadzącej do osiedla. 
      Niewidomy pyta żonę: "Czy na tym wąskim trawniku  przy nowej ulicy krzewy posadzili, czy to chwasty tak wyrosły?" Żona  odpowiada, że przy tej ulicy nie ma trawnika. Niewidomy upierał się, że jest.  Poszli więc sprawdzić. Okazało się, oczywiście, że trawnik jest. Dla  niewidomego jest on ważnym punktem orientacyjnym, ułatwia chodzenie i trafianie  do domu. Jego żona natomiast na takie szczegóły nie musi zwracać uwagi. Nie są  one jej potrzebne. 
      I na tym polega problem, że niewidomemu potrzebne są  inne informacje, z konieczności co innego go interesuje, na inne szczegóły  zwraca uwagę. Informacje typu: jest tam wielki neon z napisem "Lody"  albo biały dom w głębi ogrodu, są dla niego całkowicie bezużyteczne. Nie są one  bowiem wykrywane słuchem, dotykiem, węchem ani innym zmysłem oprócz wzroku. 
      Osoby widzące popełniają błędy z braku wiedzy, braku  taktu, z grubiaństwa, z bezmyślności, z niezdrowego zainteresowania. Rzadko  niewłaściwy stosunek do niewidomych wynika ze złośliwości, z chęci wyrządzenia  przykrości, ze złej woli. 
      Niewidomi powinni o tym wiedzieć, powinni rozumieć,  ale nie jest łatwo pogodzić się z grubiaństwem. Nawet kiedy niewidomy dokładnie  rozumie, wie, zna przyczyny niewłaściwych reakcji, które jego dotyczą, niełatwo  je zaakceptować. W niektórych przypadkach negatywne spostrzeżenia kumulują się  w psychice i wypaczają poglądy dotyczące ludzi widzących oraz własnej  niepełnosprawności. 
      Niewidomi powinni też wiedzieć, że to, co dla nich  jest bardzo ważne, dla osób widzących może nie mieć znaczenia. W przypadku  informacji dotyczących np. drogi, elementy terenu istotne dla niewidomych nie  są zauważane i nie są uwzględniane w przekazywanych informacjach. Powinni  również starać się zrozumieć sposoby funkcjonowania osób widzących. Powinni to  i wiele jeszcze więcej wiedzieć i rozumieć, ale czym innym jest wiedza i  rozumienie, a czym innym odczuwanie. 
      Szczególną trudność w kształtowaniu świadomości osób  niewidomych, tworzenia zdolności dostosowawczych do życia w grupie, zdolności  do właściwych reakcji itp. jest brak tzw. "społecznego lustra". 
      Każdy człowiek świadomie i nieświadomie naśladuje  innych ludzi. W ten sposób upodabnia się do osób z otoczenia, uczy się reagować  i postępować w sposób przyjęty w społeczności, w której żyje, uczy się  społecznego funkcjonowania. Niewidomy, z natury rzeczy, nie może uczyć się w  ten sposób. Dlatego jego zachowania mogą odbiegać od normy kulturowej  obowiązującej w danym środowisku czy społeczności. 
      Każdy obserwuje reakcje ludzi na jego zachowania.  Widzi czy zachowanie to jest akceptowane, czy spotyka się z negatywnymi  reakcjami - z uśmiechem politowania, zdziwieniem, naganą. Na tej podstawie  dostosowuje swoje zachowanie do społecznych oczekiwań. I znowu niewidomy nie  może korzystać z tego "społecznego lustra" i nie może dostosowywać  swego postępowania do obowiązujących norm kulturowych. 
      Podobnie ma się sprawa z ubiorem, z modą, z doborem  kolorystycznym części garderoby oraz dodatków. Tu również niewidomy nie może  bez pomocy dostosowywać swego wyglądu do panującej mody, zachować własnego  stylu, wyglądać elegancko. Nie może nawet wiedzieć, czy ma plamy na odzieży,  czy nałożył jednakowe skarpetki, czy jego wygląd podobny jest do wyglądu innych  ludzi. 
      Brak tego "społecznego lustra" jest dużą  przeszkodą w rehabilitacji społecznej, wywiera negatywny wpływ na psychikę i na  świadomość. 
      Dla ilustracji tego problemu posłużę się wypowiedzią  niewidomego księdza Roberta Hetzyga, opublikowaną na łamach "Wiedzy i  Myśli" w lutym i w marcu 2013 r. Poniżej zamieszczam dwa pytania i dwie  odpowiedzi księdza Roberta. 
   "S.K. -  Proszę coś więcej opowiedzieć o okresie ucznia-Roberta, Roberta-licealisty,  Roberta-alumna czy studenta. Czy spotykał się Ksiądz z życzliwością i pomocą?  Kto Księdzu pomagał - koleżanki i koledzy, nauczyciele, inne osoby? 
      R.H. W szkole podstawowej szło mi nie najgorzej.  Zawsze miałem świadomość, że byłem w pewnym sensie uprzywilejowany. Ja po  lekcjach wracałem do domu, a większość moich kolegów pozostawała w internacie.  W związku z tym miałem możliwość rozszerzania moich zainteresowań. W tamtych  czasach dla kogoś, kto nie korzystał ze wzroku, podstawowym źródłem informacji  było radio, ewentualnie telewizja w pewnym zakresie, a ja byłem dość uważnym  słuchaczem. To jakoś przekładało się na wyniki w nauce. Potem w szkole średniej  szanse się wyrównały, a w pewnym sensie trochę pozostałem w tyle, bo trzeba  było podciągnąć się nieco z przedmiotów, które nie były moją najmocniejszą  stroną. Znacznie niższa średnia ocen dobrze ilustrowała sytuację. 
      Najważniejsze jednak było to, czego w liceum  nauczyłem się o sobie. Usiłując zaadaptować się do nowej sytuacji, musiałem  zacząć uważnie słuchać mojego otoczenia, bo mój sposób bycia nie wszystkim  przypadł do gustu. Na Pańskie pytanie o ludzką życzliwość odpowiedziałbym więc  nieco przewrotnie: to ja musiałem nauczyć się delikatności i wyczucia w  sytuacji, kiedy nie odbierałem sygnałów pozawerbalnych. Wśród niewidomych  komunikujemy się tak, że wszystko jest na ogół jasne. Kiedy osoba widząca się  odzywa, zazwyczaj jest to już kolejny etap jej reakcji na jakąś sytuację,  poprzedzony zwykle zmianami w spojrzeniach i mimice. Jeśli do tego ten  komunikacyjny problem pojawia się na linii "jeden facet - cała  klasa", to rozumie Pan, że sytuacja robi się napięta. I tak się właśnie  zdarzyło ze mną. Rzecz narastała do połowy III klasy, aż w końcu zrobiło się  boom, które wciągnęło do akcji wychowawczynię i otworzyło mi oczy na różne moje  wady, które bez lustra społecznego jakoś do mnie nie docierały. No, ale jak już  się wszystko uspokoiło, to moje relacje z kolegami z klasy stały się znacznie  cieplejsze i głębsze. Bardzo mile wspominam moją klasę i do dziś mam z tego  czasu prawdziwych przyjaciół, a wśród nich naszą wychowawczynię. 
      S.K. - Może zechciałby Ksiądz trochę więcej  powiedzieć o tym "boom". O swoich wadach niełatwo mówić, ale może  warto. Może to ułatwi innym młodym niewidomym zrozumienie siebie i łatwiejszą  adaptację społeczną. 
      R.H. - Nie ma co owijać w bawełnę: egocentryzm i  myślenie o sobie w zestawieniu z brakiem zwrotnych komunikatów pozawerbalnych  stanowią prawdziwą mieszankę piorunującą, choć z opóźnioną nieco reakcją.  Napięcie narasta z wolna, bo otoczenie nie bardzo wie, jak podejść do osobnika,  który się zachowuje jak by był sam na świecie. Przez delikatność najpierw się  nie zwraca uwagi na jakieś niestosowne zachowania. A potem jest trochę za  późno, bo napięcie dochodzi do poziomu wybuchowego. Najgorsze, że wtedy  wszystkie żale wylewają się naraz. Bardzo trudno w takich warunkach przyjąć  jakąkolwiek krytykę, bo skoro wszyscy jednocześnie mają o wszystko pretensje (a  przynajmniej takie można odnieść wrażenie), to znaczy, że świat się na mnie  uwziął i należy się przed nim bronić. I wtedy ratunkiem jest mediacja kogoś, do  kogo mam zaufanie i kto rozumie racje obu stron. Na szczęście ja miałem takie  osoby". 
      Jak widzimy, występują tu problemy, o których nawet  nie pomyśleliśmy. Niektórzy niewidomi w podobnych sytuacjach są skłonni winę  przypisywać widzącym koleżankom i kolegom, współpracownikom, członkom rodziny,  a nawet osobom postronnym. Nie są natomiast skłonni zauważać własnych błędów  czy niewłaściwych form zachowania. Dlatego warto dobrze się zastanowić nad  słowami Księdza Roberta. 
   Ludzie mają  skłonność do uogólnień. Gdyby koleżanki i koledzy uznali, że zachowanie  niewidomego kolegi, późniejszego księdza Roberta jest typowe dla niewidomych,  staliby się pewnego rodzaju specjalistami, tyflologami. Przecież wiedzą z  własnego doświadczenia, że z niewidomym trudno jest się porozumiewać i trudno  utrzymywać z nim kontakty. A przecież wszyscy mamy mniejszą lub większą  skłonność do uogólnień, do wyciągania ogólnych wniosków z jednostkowych  zachowań, zwłaszcza gdy dotyczą one osób różniących się od reszty społeczności.  Na szczęście, dzięki mądrej wychowawczyni tak się nie stało. 
      Funkcjonowanie społeczne, wzajemne komunikowanie się  między ludźmi, wymiana poglądów i opinii bardzo często polega na operowaniu  gotowymi schematami, stereotypami, utartymi poglądami i zwrotami językowymi.  Zdecydowana większość wypowiedzi, poglądów, postaw jest naśladownictwem,  powtarzaniem za innymi. Jednak taki sposób postępowania i porozumiewania się  jest dla niewidomych niekorzystny, niejednokrotnie przykry i negatywnie wpływa  na ich świadomość. 
   
 
      W życiu niewidomych i słabowidzących występuje wiele  trudności i ograniczeń wynikających bezpośrednio lub pośrednio z ich  niepełnosprawności. Często też spotykają się z różnymi nieprawidłowymi  zachowaniami wobec nich ludzi widzących. O tych ograniczeniach, o trudnościach  i zachowaniach ludzi widzących, które sprawiają przykrość, nieco więcej  znajdzie czytelnik w dalszych fragmentach artykułu. Teraz chcę tylko zwrócić  uwagę, że wywołują one silne emocje. 
      Termin emocje dotyczy reakcji psychicznej ludzi na  bodźce, które nie są obojętne. Uszkodzenie wzroku jest "bodźcem"  wzbudzającym bardzo silne emocje. Emocje w tym przypadku mają szerszy zasięg i  poważniejsze podstawy. Brak wzroku bowiem często naraża na niemiłe zdarzenia. 
      Emocje więc wiążą się ze wzrokiem, światłem i jego  brakiem. 
  "Chronić jak źrenicę oka", "jest jego  oczkiem w głowie", "jest światłem jego oczu", "a światłość  wiekuista niechaj mu świeci" - z przytoczonych słów wynika, jak wielkie  znaczenie ma dla człowieka wzrok i światło - bez światła wzrok jest zupełnie  nieprzydatny. 
      Ze znaczenia tego biorą się poglądy na ślepotę, na  możliwości osób niewidomych, lęk przed utratą wzroku. "Wolałbym ręki i  nogi nie mieć, byle widzieć", "ślepota jest najgorszym  kalectwem", "lepiej, żebym umarł, jeżeli mam być ślepy". 
      Doświadczenia ludzkości utrwalone w psychice  człowieka wiążą się z warunkami życia u zarania gatunku ludzkiego. Pierwotny  człowiek świetnie funkcjonował w blasku słońca, w dzień. Miał doskonały wzrok,  który sygnalizował mu zagrożenia na wielką odległość - pozwalał uniknąć  niebezpieczeństw. Sygnalizował mu też możliwość zdobycia pożywienia i  zaspokojenia innych ważnych potrzeb. To znaczenie wzroku zostało utrwalone w  języku i psychice ludzi jako wielkie dobro. Stąd dbałość o źrenicę oka i  najwyższy stopień zaangażowania uczuciowego przez porównanie kogoś do oczka w  głowie. Fakt, że ta ocena kształtowała się przez tysiące i dziesiątki tysięcy  lat spowodował, iż utrwalona została w najgłębszych warstwach psychiki człowieka. 
      Podobnie ma się sprawa z brakiem światła. Wzrok jest  całkowicie bezradny w ciemnościach. Ciemność więc jest czymś bardzo złym. Dla  człowieka pierwotnego ciemność oznaczała wielkie zagrożenia, niebezpieczeństwa,  z którymi nie mógł sobie radzić, bo wzrok nie ostrzegał przed nimi. Noc i  ciemność to czas polowań drapieżników, to brak możliwości szybkiego reagowania  na zbliżające się zagrożenie. Ciemność więc wiązała się ze strachem i z lękiem,  często z trwogą, z paniką, a więc z negatywnymi emocjami. I ten lęk przed  ciemnością, który był również kształtowany przez dziesiątki tysięcy lat, wrył  się bardzo głęboko w psychikę. Stąd ślepota jest najgorszym kalectwem. 
      Te pozytywne i te negatywne emocje utrwalane w ciągu  wieków i tysiącleci pogłębiane są w toku życia każdego człowieka. Ciemność to  trudności kontroli otoczenia, to nabite guzy, potrącenia, wpadanie na  przeszkody itp. Niekiedy u dzieci, już od niemowlęcia, ciemność kojarzy się z  odejściem mamy, samotnością, brakiem kontaktu wzrokowego ze wszystkim, co  gwarantowało bezpieczeństwo. 
      Doświadczenia gatunkowe i osobnicze ukształtowały  psychikę człowieka tak, że wzrok i światło równa się bezpieczeństwo, czyli  pozytywne emocje, a ciemność - zagrożenie, niebezpieczeństwo, czyli emocje  negatywne. 
      Na tych negatywnych emocjach zbudowane zostały  stereotypy osób niewidomych i powstało mnóstwo nieprawidłowych, nieprawdziwych  poglądów na ich temat, funkcjonujących w świadomości społecznej ludzi widzących  oraz niewidomych i słabowidzących. 
      Człowiek, który traci wzrok, oprócz mnóstwa trudności  i ograniczeń, przeżywa negatywne emocje wynikające z obiektywnych trudności,  ale również z tych, które są głęboko zakorzenione w jego psychice. Jeżeli rodzi  się człowiek jako niewidomy, negatywne emocje przekazywane są mu przez jego  otoczenie, przez najbliższych, przez zatroskanych rodziców. 
      Emocje te w wielu przypadkach utrudniają podjęcie i  kontynuowanie procesu rehabilitacji. Mogą też mobilizować do wysiłku, do  poszukiwania metod radzenia sobie z problemami wynikającymi ze ślepoty, do  uczenia się życia bez wzroku. Emocje więc mogą wywierać negatywny albo  pozytywny wpływ na psychikę osoby z uszkodzonym wzrokiem. Jaki jest ten wpływ  zależy od wielu czynników. Chyba jednak częściej jest to wpływ negatywny niż  pozytywny. 
      Już samo porozumiewanie się z ludźmi może być  stresujące, może wywoływać silne emocje i wpływać na świadomość, na poglądy, na  postawy osób z uszkodzonym wzrokiem. 
      Wydawałoby się, że słowne porozumiewanie się  niewidomych z ludźmi nie sprawia szczególnych trudności, że tu nie ma żadnych  problemów, a jednak... 
      Osoby, które urodziły się jako niewidome lub wzrok  utraciły do piątego roku życia, nie posiadają dokładnych wyobrażeń otaczającego  ich świata. Ich wyobrażenia wynikają z doświadczeń dotykowych, słuchowych, bólowych,  zapachowych, smakowych, termicznych - słowem zdobytych wszystkimi zmysłami  oprócz wzroku. A więc cechy otoczenia, które mogą być postrzegane wyłącznie  wzrokiem są dla niewidomych nieuchwytne, nie istnieją. Oczywiście, wiedzą oni,  że są kolory, ich odcienie, jakaś perspektywa, że przedmioty dalekie widać jako  małe, ale co to oznacza? Czym jest kolor? Czym jest gra światła i cieni? Czym  perspektywa? Wreszcie, czym widzenie? Takich wyobrażeń niewidomi nie posiadają.  A więc część słów wypowiadanych przez osoby widzące, a także przez niewidome,  to puste dźwięki, które nie niosą zmysłowej treści. Rozumowo są one jakoś  opanowane, ale to czysta teoria. 
      Tak samo dużym utrudnieniem są słowa: tu, tam, obok,  na itp. Słowom tym zwykle towarzyszą gesty, wskazanie ręką, głową, wzrokiem, a  tego właśnie niewidomi nie postrzegają. 
      Mogą natomiast w pełni korzystać z informacji  zawartych w głosie osoby mówiącej. Po głosie łatwo rozpoznać płeć osoby  mówiącej, chociaż czasami można się pomylić. Można poznać, czy mówi dziecko,  czy osoba dorosła, czy stara, chociaż i to może być mylące. Można ocenić, czy  ktoś mówi czule, czy ze złością, czy jest zdenerwowany, czy się uśmiecha, czy  pochyla głowę i wiele innych. Nie jest to pewne źródło informacji, ale  niewidomi na ogół opanowują umiejętność korzystania z nich i dobrze one im  służą. Są jednak sytuacje trudne, zwłaszcza w kontaktach z wieloma osobami  jednocześnie. Wówczas mogą występować pomyłki, a to wywołuje niemiłe emocje. 
      Duże znaczenie ma rozpoznawanie ludzi po głosie. Niektórzy  doskonale sobie z tym radzą. Dotyczy to ludzi widzących i niewidomych. 
      Niestety, niektórzy niewidomi mają poważne trudności  w rozpoznawaniu ludzi po głosie. Prawie dla wszystkich jest to bardzo trudne w  przypadku kontaktów z osobami niedawno poznanymi lub rzadko spotykanymi.  Wówczas łatwo o pomyłkę, skierowanie słów do osoby, dla której nie były  przeznaczone. Można pomylić też płeć rozmówcy i jego wiek. 
      Są to sytuacje deprymujące i nie ułatwiają swobodnych  rozmów. Zdarza się, że dla uniknięcia czy ograniczenia tych trudności,  niewidomy nie włącza się w rozmowę. Woli milczeć, żeby nie narażać się na  pomyłki, a to ogranicza jego kontakty z ludźmi. 
      Jak widzimy, nawet słowne porozumiewanie się  niewidomych z ludźmi widzącymi ma pewne ograniczenia. Nie są one jednak tak  wielkie, jak te pozasłowne. 
      W znacznie korzystniejszej sytuacji pod tym względem  są osoby słabowidzące. Wykorzystują one pozostałe możliwości widzenia i  korzystają z pozasłownych informacji odbieranych wzrokiem. Zakres korzystania  jest tym większy, im wzrok jest mniej uszkodzony, im lepsza jest jego ostrość i  szersze pole widzenia. 
      Jeżeli słabowzroczność nie jest zbyt wielka,  porozumiewanie się pozasłowne nie jest zbytnio utrudnione, a jeżeli znaczna -  ograniczenia są również znaczne. Osoby sławowidzące nie mają jednak takich  problemów jak niewidome w porozumiewaniu się słownym z ludźmi widzącymi. 
      Pewną trudność w porozumiewaniu się z ludźmi  widzącymi stanowi żargon, którym posługują się niektórzy niewidomi. 
   Termin  "żargon" oznacza nazwę języka specjalnego, którym posługują się  niektóre grupy społeczne. Określenie to ma zabarwienie ujemne, pogardliwe. Mamy  żargon złodziejski, urzędniczy, więzienny, gwary zawodowe itd. Ze względu na  pejoratywne zabarwienie obecnie w nauce używa się terminu slang. W języku  potocznym natomiast nadal funkcjonuje termin żargon. 
   Środowisko  niewidomych, jak każde częściowo zamknięte, wytwarza własny żargon, którym się  posługują jego członkowie. Wynika to z uwarunkowań społecznych, z częstego przebywania  w grupie społecznej o podobnych trudnościach. 
      Niewidomi z konieczności muszą używać określeń,  których nie używają inni ludzie. Nikt nie mówi np. "ludzie widzący".  Mówi się po prostu "ludzie" i wszystko jasne. W środowisku  niewidomych nie jest to jednak tak jednoznaczne. Rozmówcy chcą wiedzieć czy  mówią o niewidomych, czy o widzących. 
      Tak samo bliższego określenia wymaga, np. zegarek -  brajlowski, mówiący czy po prostu zegarek, książka, jaka książka - zwykła,  brajlowska czy mówiona. 
      Ludzie widzący nie potrzebują takich dodatkowych  określeń. Dla nich: książka czy zegarek w samej nazwie zawiera niezbędne  informacje. Niewidomym jednak one nie wystarczają. 
      Nie jest niczym niewłaściwym używanie takich  rozróżnień. Mimo to powodują one, że język niewidomych staje się nieco inny od  tego, którym posługują się pozostali ludzie. 
      Gorzej jest, jeżeli niewidomi używają określeń  właściwych tylko dla nich. Ludzie widzący, jeżeli nie mają stałych kontaktów z  niewidomymi, nie używają określeń: brajlak, brajlaczyna, brajlować, ślepuszek,  słabowidz. Bywa tak, że niewidomi używają określeń powszechnie stosowanych, ale  w innym znaczeniu. Dla ludzi widzących przewodnik, to osoba oprowadzająca  wycieczki po zabytkowych obiektach, prowadząca wycieczki w górach albo przewodnik  duchowy. Dla niewidomych - przewodnik, to osoba, która ułatwia im poruszanie  się po drogach i budynkach. 
      Podobne określenia nie są niczym złym, ale bez  potrzeby powodują, że język niewidomych różni się od powszechnie używanego. 
      Źle jest, jeżeli niewidomi używają określeń, które w  jakiś sposób są mało przyjemne dla ludzi widzących. Jeżeli niewidomy mówi, że  lektor czy przewodnik jest dla niego jak proteza, albo że jego oko poszło do  miasta i on potrzebuje jakiejś drobnej pomocy, może to być odbierane jako  przejaw lekceważenia. No i oczywiście, pogłębia różnicę języka, którym  posługują się niewidomi i tego ogólnie używanego. 
      Czasami dla zachowania logiki języka wprowadza się  określenia logiczne, ale takie, których nie używają ludzie widzący. Niektórzy niewidomi  mówią: słucham książki, słucham filmu - logicznie rzecz ujmując, mają rację,  ale ludzie widzący czytają książki i oglądają filmy. Niewidomi również powinni  mówić, że czytają i oglądają. 
      Jeżeli tylko można, niewidomi powinni używać takich  słów, jakich używa ich otoczenie i nadawać im taki zakres znaczeniowy, jaki  jest ogólnie przyjęty. Powinni unikać słów, jeżeli jest to tylko możliwe,  którymi nie posługują się inni ludzie i nie nadawać słowom nowego znaczenia. 
      Język służy do porozumiewania się ludzi. Powinien być  jasny, zrozumiały, a nie wprowadzać w błąd. Niestety, nie zawsze tak jest w  życiu społecznym i nie zawsze tak jest w odniesieniu do osób z uszkodzonym  wzrokiem. 
      Pierwszym takim określeniem, które jest niemal  urzędowo przyjęte w organizacjach pozarządowych działających w tym środowisku,  które wprowadza w błąd i utrudnia życie, jest określenie "niewidomy".  Termin "niewidomy" jest jak najbardziej prawidłowy i z pewnością nie  należy do żargonu. Jest on też powszechnie rozumiany. Niewidomy w języku  potocznym oznacza człowieka, który nie widzi. Inaczej termin ten jest rozumiany  w środowisku osób niewidomych i słabowidzących. 
      Zakres znaczeniowy terminu "niewidomy"  został niezmiernie rozszerzony i obejmuje osoby rzeczywiście niewidome oraz  wielkie rzesze osób słabowidzących. Używa się przy tym różnych dodatkowych  określeń, które niewiele wyjaśniają, wprowadzają natomiast zamęt pojęciowy.  Mamy więc "praktycznie niewidomych", "szczątkowo  niewidomych", "prawnie niewidomych" "niewidomych z  resztkami wzroku". 
      Tymczasem nie są to niewidomi, którzy trochę widzą,  niewidomi z resztkami wzroku, ale osoby widzące, które gorzej widzą, niekiedy  bardzo słabo. Osoby te przecież posługują się wzrokiem przy wykonywaniu wielu  czynności życiowych i zawodowych. Najczęściej same nie uważają się za  niewidomych, czują i myślą jak ludzie widzący. Z drugiej strony przyjmują nazwę  "niewidomi", gdyż ich zdaniem ułatwia to korzystanie z różnych  uprawnień oraz różnych form pomocy. I rzeczywiście tak jest - korzystają oni z  uprawnień i pomocy przewidzianych dla niewidomych. Z tych powodów niektórzy  zaczynają się utożsamiać z niewidomymi. Niewidomymi jednak nie są, wzrokiem  posługują się w codziennym życiu, dochodzą do wniosku, że życie niewidomych  podobne jest do ich życia, a więc nie tak trudne. 
      Jeżeli ktoś jest niewidomy, oznacza to, że stan jego  wzroku jest na tyle zły, że nie ma zastosowania ani znaczenia. W przeciwnym  razie mamy osoby słabowidzące, a więc widzące, chociaż słabo, a nie niewidome.  Nazywanie słabowidzących niewidomymi możemy więc uznać za określenie żargonowe. 
      Na tej samej zasadzie, jako określenie żargonowe,  można uznać nazwę Polski Związek Niewidomych, gdyż nie jest to związek  niewidomych, tylko raczej związek słabowidzących. 
      Niektórzy tyflopedagodzy, instruktorzy rehabilitacji,  działacze społeczni i niektóre osoby z uszkodzonym wzrokiem uważają, że należy  zachować pełną logiczność języka, którym posługują się niewidomi, i który  dotyczy niewidomych, w języku wyrażać stosunek do niepełnosprawności itd. 
      Język, którym się posługujemy, nie zawsze jest  logiczny i nie zawsze musi być logiczny. Musi natomiast być zrozumiały. Z  pewnością logiczne nie są określenia: "wieczne pióro", "kolorowa  bielizna", "tu jest pies pogrzebany", "mam na głowie całą  firmę", "wykonać telefon", "rzucić okiem" i wiele  podobnych. Określenia te jednak są przyjęte, zrozumiałe i używane. Nie ma  powodu, w imię logiki, ich zmieniać. Zresztą nie ma takich możliwości. Język  żyje swoim życiem, słowa zmieniają swój zakres treściowy i na to nie ma rady.  Takie są prawa języka i takie pozostaną. Tymczasem niektórzy tyflopedagodzy i  inni specjaliści, w imię logiki języka, wprowadzają określenia logiczne, ale  brzmiące dziwacznie, np. dalsza i bliższa część kartki. Takim językiem trudno  porozumiewać się z ludźmi widzącymi. Dla nich bowiem jest górna i dolna część  kartki. 
      Złą przysługę oddają również "dobrodzieje",  którzy chcą pomniejszać skutki niepełnosprawności przez wprowadzanie  dziwacznych określeń. W negatywnym sensie furorę zrobiło określenie "sprawni  inaczej". Określenie osoba niepełnosprawna dobrze oddaje istotę rzeczy.  Wiadomo, że osoba ta ma jakieś dodatkowe trudności i ograniczenia. Gdyby ich  nie miała, nie byłaby osobą niepełnosprawną. Mimo że określenie "sprawni  inaczej" zostało dokumentnie wyśmiane przez satyryków i jego parodie  weszły do języka potocznego, niektórzy nadal go używają. Uważają bowiem, że  jest delikatniejsze, milsze dla ucha osób niepełnosprawnych, lepiej oddające  istotę niepełnosprawności. Cóż, przynajmniej dzięki tej twórczości nasz język  wzbogacił się o określenia: "mądry inaczej", "uczciwy  inaczej", "ładna inaczej" i podobne. 
      Niektórzy lansują określenie "osoba z  niepełnosprawnością". Określenie to ma kłaść nacisk na słowo osoba, a nie  na niepełnosprawność. Może to i słuszne, jednak nie w każdym przypadku da się  zastosować. Trudno byłoby chyba używać określeń: "osoba z  niewidomością", "osoba ze ślepotą", "osoba ze  słabowidzeniem". 
      Ciągle pojawiają się nazwy konkursów, wydawnictw itp.  w rodzaju: "widzący duszą", "sprawni niepełnosprawni",  "Światłownia","głosy z ciemności", "Pochodnia",  "Światełko", "Promyczek", "Gwiazda zaranna" i  podobne. Takie określenia nic nie wnoszą oprócz zamieszania terminologicznego. 
      Od dawna już wiadomo, że nazwy instytucji  opiekuńczych dla osób w podeszłym wieku nie powinny nawiązywać do przemijania,  do końca czegoś w rodzaju "Dom zachodzącego słońca", "Słoneczne  popołudnie", "Ostatni etap". Instytucje te nie powinny znajdować  się również w pobliżu cmentarzy, bo to powoduje zwracanie uwagi pensjonariuszy  na ich starość, stan zdrowia, czekającą śmierć. 
      Tak samo nazwy instytucji, wydawnictw, zespołów nie  powinny nawiązywać do światła i ciemności. Czas już pożegnać  dziewiętnastowieczne teorie rehabilitacji niewidomych i dziewiętnastowieczne  metody upoglądowiania problematyki osób niewidomych przejawiającej się w  nazwach, o których było nieco wcześniej, albo demonstrowanie broszur z czarną  stroną tytułową, której celem było zwrócenie uwagi na ciężki los niewidomych,  wyciśnięcie łez i datków. 
   
 
      Takie porozumiewanie się, w przeciwieństwie do  słownego, jest niemal całkowicie niedostępne dla niewidomych. Ponieważ jednak  jest stałą formą porozumiewania się ludzi, negatywnie wpływa na kontakty  niewidomych z ludźmi widzącymi, a przez to na ich psychikę i świadomość. 
      Pomyślmy tylko, ile informacji można wyczytać z oczu.  Może on zawierać różne treści i mieć różne odcienie i różne znaczenia. Wzrokiem  można się porozumiewać, potwierdzić i zaprzeczyć, można przekazać zachętę,  zaproszenie, można odpychać, wyrazić zgodę i odmówić, coś wskazać, ostrzec.  Wyraz oczu może być smutny, radosny, szczery, otwarty, zimny, płomienny,  ponury, twardy, łagodny, przyjazny, zdziwiony, nienawistny, zabójczy, bolesny,  ekscytujący, tryumfujący, przenikliwy, miłosny, figlarny, zagadkowy,  roztargniony, zamyślony, nieprzytomny. Oczy mogą być maślane, lśniące,  zamglone, szeroko otwarte, nieobecne, okrągłe ze zdziwienia, pełne bólu, harde,  uległe, pełne wyrazu, inteligentne, tępe i jakie jeszcze? Z oczu można wyczytać  zrozumienie, pogardę, wyrzut, oskarżenie, życzliwość, zdumienie, serdeczność,  niepewność, ugodowość, bojaźliwość, zapalczywość, łagodność, intrygę. Patrzeć  można krzywo, bykiem, wilkiem, spode łba, spod oka, obleśnie, z wdzięcznością,  z nadzieją, łakomie, zawistnie, wzrokiem można rozbierać. Oczy mogą ciskać  błyskawice i pioruny, żeby wzrok mógł zabijać... 
      Właśnie, patrzenie w oczy jest wyrazem szczerości.  Przeciwnie, uciekanie oczu w bok, spuszczanie oczu może świadczyć o wstydzie, o  kłamstwie, o braku szczerości. 
      Mamy bogactwo treści przekazywanych bez słów, jednak  niewidomi z takiego przekazu korzystać nie mogą. W towarzystwie, na zebraniu  organizacyjnym, politycznym czy naukowym, niewidomemu umyka mnóstwo ważnych  informacji. Czasami może się zdarzyć, że te informacje mają być dla niego  niedostępne, skierowane przeciwko niemu, jego dotyczyć, ale to tylko czasami.  Najczęściej ludzie zachowują się naturalnie i nic nie knują przeciwko obecnemu  wśród nich niewidomemu. 
      Trudności te pogłębia fakt, że oczy osoby niewidomej  nic nie mówią, nic nie przekazują, nic z nich wyczytać się nie da. 
      Podobnie jest z wyrazem twarzy. Mówimy - z twarzy  radość promieniuje, ma twarz pokerzysty, twarz zacięta, zła, twarz szczera,  anielska, niewinna, inteligentna, mądra, pogodna, wyraz tępy, twarz szlachetna,  za sam wygląd 5 lat. Z twarzy można wyczytać napięcie i ulgę, nerwowość i  spokój, wewnętrzny stan ducha. Nie potrafi nic ukryć, czytam z twarzy jak w  otwartej książce. Ile jeszcze takich określeń używamy na co dzień, ile treści  one zawierają? 
      Pewnie, że niejednokrotnie można się pomylić. Zdarza  się, że ktoś o szczerym obliczu okazuje się oszustem, albo że sadysta ma bardzo  łagodny wyraz twarzy. Nie zmienia to faktu, że wygląd i wyraz twarzy odgrywa  wielką rolę w kontaktach międzyludzkich. Tymczasem niewidomi nie postrzegają  wyrazu twarzy rozmówcy czy osób znajdujących się w pobliżu. Mało tego,  niewidomi tj. osoby, które urodziły się bez możliwości widzenia albo utraciły  wzrok we wczesnym dzieciństwie, na ogół nie opanowały mimiki twarzy, a nawet  zdarza się, że nieświadomie demonstrują jakieś grymasy, które nie  odzwierciedlają ich uczuć i nic nie mają wspólnego z sytuacją, w jakiej  występują. Nie mogą więc być środkiem przekazu skierowanym przez niewidomych do  ludzi widzących. 
      Dlatego mimika, wyraz twarzy i jej wygląd nie  stanowią podstawy komunikowania się niewidomych z widzącymi. W rezultacie  wzajemne kontakty stają się uboższe, mniej pełne i czasami nie odpowiadają  wzajemnym intencjom. W tym miejscu wypada podkreślić, że więcej tu zależy od  niewidomych niż od osób widzących. Niewidomi powinni wiedzieć, jak ważny jest  wyraz ich twarzy i starać się opanować umiejętność panowania nad swoją mimiką.  W przypadku niewidomych od urodzenia, potrzebna jest pomoc najbliższych,  wychowawców i nauczycieli, którzy powinni zwracać uwagę na wygląd niewidomych,  w tym na ich mimikę. 
   
      Kolejnym sposobem pozasłownym przekazywania  informacji jest uśmiech. 
      Niby sprawa prosta. Ludzie uśmiechają się w różnych  sytuacjach, do innych ludzi i do siebie. Uśmiech jest ważnym czynnikiem  porozumiewania się pozasłownego. 
      Nie zawsze uśmiech jest jednakowy i nie zawsze znaczy  to samo. Jest wiele rodzajów uśmiechu, a każdy z nich zawiera informacje, które  nie docierają do osób niewidomych. Ludzie widzący natomiast korzystają z nich  bez ograniczeń. 
      Pomyślmy tylko, ile rodzajów uśmiechu znalazło swoje  miejsce w naszym języku. 
      Uśmiech uroczy, zagadkowy, skąpy, półuśmieszek,  uśmiech radosny, szeroki, piękny, wesoły, smutny, życzliwy, złośliwy, głupawy,  markotny, zgryźliwy, obleśny, figlarny, drwiący, aprobujący, wstydliwy, miły,  odrażający, nijaki, uczciwy, pogodny. Uśmiechać się można z politowaniem, ze  współczuciem, ze zrozumieniem, wyrozumiale, pobłażliwie i chyba jeszcze  znalazłby się jakiś uśmiech. 
      Każdy z wymienionych rodzajów uśmiechu, każdy sposób  uśmiechania się zawiera określone treści. Ludzie widzący, kiedy spojrzą na  twarz jakiegoś człowieka, kiedy zobaczą jego uśmiech, wiedzą czy można z nim  nawiązać kontakt, czy lepiej omijać z daleka. Jeżeli człowiek widzący przebywa  z osobą znajomą, od razu wie, jak ta osoba reaguje na różne sytuacje, zanim  swoje odczucia ubierze w słowa. Często jednak nie ma takiej potrzeby, bo i bez  tego od razu wiadomo, co o danym zdarzeniu myśli. 
   
      Nie można też pominąć znaczenia mowy ciała w  kontaktach międzyludzkich. 
      Mowa ciała jest to określenie z zakresu psychologii  społecznej, które obejmuje komunikaty pozasłowne, tj.: gesty i ruchy ciała,  mimikę, uśmiech, postawę i ukierunkowanie ciała, ruchy i wyraz oczu, sposób  poruszania się wśród ludzi. 
      Mowa ciała odgrywa dużą rolę w kontaktach z ludźmi.  Przy jej pomocy można przekazać mnóstwo informacji bez słów. Dotyczy to przede  wszystkim: nastroju, zadowolenia, złości i innych uczuć, akceptacji, sprzeciwu,  zachęty i odmowy. 
      Mowa ciała świadczy o nastawieniu człowieka, o jego  samopoczuciu, radości czy przygnębieniu, o stosunku do rozmówcy. 
      Mowy ciała ludzie uczą się, podobnie jak słów przez  naśladownictwo. Niewidomi nie mogą obserwować zachowań innych ludzi i nie mogą  uczyć się takich zachowań przez naśladownictwo. Jeżeli natomiast nie opanują  podstawowych reguł mowy ciała, trudno im poruszać się w przestrzeni społecznej,  wśród ludzi. Trudność ta może wywoływać negatywne emocje i wpływać na opinie  dotyczące ludzi widzących oraz na postawy w stosunku do ludzi widzących. 
   
      Porozumiewanie się pozasłowne, chociaż odgrywa tak  wielką rolę w życiu ludzi widzących, dla niewidomych jest tylko częściowo  dostępne. Mogą oni starać się wyrównywać te braki przy pomocy innych zmysłów,  np. słuchu. Jeżeli jednak niewidomy przebywa wśród osób widzących i żadna z  nich nie mówi, nic nie wie, mimo że pozostali uczestnicy spotkania zauważyli  coś interesującego, niezwykłego, bulwersującego czy miłego i bez słów ustaliły,  co o tym myślą. 
      Trudno temu zaradzić. Trzeba tylko o tym wiedzieć i  starać się pozyskiwać informacje innymi sposobami, z kontekstu rozmów, z  brzmienia głosów, dźwięków z otoczenia. Nie będą to dokładne informacje i  często można się pomylić. Ważne, żeby wiedzieć, że właśnie można błędnie ocenić  jakąś sytuację, reakcję osób widzących, ich wzajemne stosunki i stosunek do  niewidomego. Najważniejsze jest jednak, żeby niewidomy wiedział, że to  bezsłowne porozumiewanie się nie jest skierowane przeciwko niemu. A tak łatwo  uznać, że właśnie jego dotyczy. Tymczasem jest to normalne zachowanie osób  posługujących się wzrokiem. Oczywiście, może się zdarzyć, że wymiana  pozasłownych informacji będzie dotyczyła zachowania czy wypowiedzi osoby  niewidomej. Trzeba jednak ciągle pamiętać, że tak się może zdarzyć, ale nie  jest to regułą. 
      Są to prawdy obiektywne, ale nie zawsze są tak  odbierane. Czasami niewidomy ma nadmierną skłonność do podejrzliwości. Wówczas  wszystko, czego z braku pozasłownych informacji nie może w pełni zrozumieć,  będzie tłumaczył sobie w sposób dla siebie niekorzystny. Jeżeli na te naturalne  trudności nałoży się nieufność do ludzi, niewidomy będzie tyflocentrykiem i nie  potrafi poruszać się w gąszczu informacji, z których tylko część jest dla niego  dostępna, ma potężne trudności w kontaktach z ludźmi. 
      Trzeba znać te ograniczenia i uczyć się radzić sobie  z podobnymi trudnościami. Trzeba, ale nie jest to łatwe, zakłóca kontakty z  ludźmi i niekiedy powoduje powstawanie uprzedzeń, negatywnych ocen ludzi  widzących, wypacza psychikę i świadomość niewidomych. 
      Zatrzymałem się dłużej na trudnościach porozumiewania  się z ludźmi. Trudności te bowiem nie są doceniane. Porównuje się nawet  niewidomych z głuchymi mówiąc: głuchy traci kontakt ze światem ludzi, a  niewidomy ze światem rzeczy. Z powyższych rozważań jednak wynika, że w prawdzie  niewidomy nie traci kontaktu z ludźmi, ale kontakty te są poważnie ograniczone  i wpływają na jego świadomość. 
   
 
      Bywa, że twórcy prawa wprowadzają określenia  niekorzystne dla niewidomych. Wprowadzenie do ustawy o rehabilitacji zawodowej  i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych określenia  "opiekun", które niemal wyparło określenie "przewodnik",  chociaż to drugie pozostało w ustawie, jest przykładem zapewne nieświadomego,  ale niefortunnego określenia. Na tej podstawie przyjęło się, że osoby  niepełnosprawne, w tym niewidome, wyjeżdżają na turnusy z opiekunami. Podobnie  w innych sytuacjach używane jest określenie "opiekun" zamiast  "przewodnik". Przewodnikiem może być pies i trzynastoletnie dziecko.  Tak stanowi prawo, ale praktycznie przewodnikiem może być dziecko znacznie  młodsze. Czy jednak dziecko może być opiekunem osoby dorosłej? Oczywiście, że  nie. Jeżeli niewidomy musi udać się gdzieś z opiekunem, czuje się jakby był  ubezwłasnowolniony. 
      Zło tkwi w samej istocie prawa, tj. w ustawie z dnia  27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu  osób niepełnosprawnych. W ustawie tej czytamy: 
  "Art. 4. 1. Do znacznego stopnia  niepełnosprawności zalicza się osobę z naruszoną sprawnością organizmu,  niezdolną do pracy albo zdolną do pracy jedynie w warunkach pracy chronionej i  wymagającą, w celu pełnienia ról społecznych, stałej lub długotrwałej opieki i  pomocy innych osób w związku z niezdolnością do samodzielnej egzystencji". 
   Jeżeli kogoś  określa się jako osobę niezdolną do pracy i do samodzielnej egzystencji, to  niezależnie od różnych złagodzeń tej definicji, jest ona niekorzystna ze  względów rehabilitacyjnych i negatywnie wpływa na rehabilitację zawodową oraz  na rehabilitację psychiczną i społeczną, na kształtowanie świadomości osób  niepełnosprawnych. Może jednym ze skutków niekorzystnego prawa i nie zawsze  właściwego poziomu świadomości jest bardzo niski wskaźnik zatrudnienia osób  niepełnosprawnych w naszym kraju. W publikacji pt. "Ucz się, do łopaty cię  nie wezmą" zamieszczonej na portalu E-informator portalu  www.niepelnosprawni.pl w dniu 11. grudnia 2019 r. znajdujemy informację, że  wskaźnik ten wynosi w Polsce za drugi kwartał 2019 r. 29,6 proc. Mówiąc  inaczej, ponad 70 proc. osób niepełnosprawnych nie pracuje. Informacja ta nie  zawiera danych dotyczących stopnia niepełnosprawności zatrudnionych  niepełnosprawnych pracowników. Można jednak przyjąć, że osób ze znacznym  stopniem niepełnosprawności pracuje więcej niż 70 proc. a niewidomych ze  znacznym stopniem niepełnosprawności, pewnie około 90 proc. Oprócz  niekorzystnego prawa, jak się wydaje, olbrzymi wpływ na ten stan rzeczy ma  spaczona świadomość wielu osób niepełnosprawnych, konieczność udowadniania  swojej niezaradności, żeby skorzystać z różnych uprawnień, błędy wychowawcze i  rehabilitacyjne oraz zaniżone wymagania w stosunku do niewidomych dzieci,  niewidomej młodzieży, i tak przez całe życie osoby z uszkodzonym wzrokiem. 
      W tym miejscu warto nadmienić, że mamy dwa kryteria  orzekania niepełnosprawności, tj. kryterium medyczne, czyli uszkodzenie  organizmu i kryterium funkcjonalne, czyli uwzględniające pozostałe możliwości  osoby niepełnosprawnej. Dodam, że kryteria te mają wady i zalety. Pierwsze z  nich nie uwzględnia wielu czynników determinujących sprawność i możliwości  człowieka. Drugie natomiast może przeciwdziałać wykorzystywaniu wszystkich sił  w celu osiągnięcia samodzielności ekonomicznej i życiowej. Poprawa stopnia  samodzielności na skutek wysiłków rehabilitacyjnych, zdobywania wykształcenia,  zastosowania sprzętu i pomocy rehabilitacyjnych może wpłynąć na pozbawienie lub  ograniczenie pomocy socjalnej. Jest to ważnym czynnikiem kształtującym  świadomość w kierunku niekorzystnym ze względów rehabilitacyjnych. 
   
 
      Trudności i ograniczenia niewidomych są zrozumiałe,  doceniane, a nawet przeceniane. Możliwości natomiast nie są doceniane. Dlatego  trudnościom i ograniczeniom poświęcam w tym artykule niewiele uwagi. Postaram  się wymienić tylko kilka najważniejszych grup trudności i ograniczeń, gdyż  wpływają one na stan świadomości osób niewidomych i słabowidzących: 
      1) trudności wykonywania czynności samoobsługowych  bez kontroli wzrokowej, 
      2) trudności prowadzenia gospodarstwa domowego, 
      3) poruszania się poza własnym mieszkaniem,  dokonywania zakupów, załatwiania spraw w urzędach, a nawet uczestnictwa w życiu  religijnym, 
      4) korzystania z pisma i zdobywania wykształcenia, 
      5) otrzymania pracy, utrzymania się w zatrudnieniu i  awansu zawodowego, 
      6) trudności założenia rodziny i pełnienie roli męża,  żony, matki lub ojca, 
      7 ograniczenia w kontaktach międzyludzkich, 
      8) ograniczenia w realizacji zainteresowań, 
      9) ograniczenia w uprawianiu sportu i turystyki, 
      10) ograniczenia i utrudnienia uczestnictwa w  praktykach religijnych. 
      Tej ostatniej grupie utrudnień wypada poświęcić kilka  zdań. Mogłoby bowiem wydawać się, że nie ma tu żadnych ograniczeń. A jednak są. 
      W artykule 35. "Udział osób z uszkodzonym wzrokiem  w życiu religijnym" pisałem o możliwościach i postępie w tej dziedzine.  Postęp jest niewątpliwy, ale to, co jest trudne, oddziałuje na wyobraźnię i na  świadomość. 
      Chociażby taki drobiazg - "Na znak pokoju  podajcie sobie ręce". No właśnie, gdzie te ręce są? W którą stronę sięgać,  żeby trafić na dłoń, a nie np. na twarz albo w próżnię? Drobiazg, ale jednak  sytuacja stresująca. 
      A jak niewidomy samodzielnie, bez pomocy może  przystąpić do spowiedzi czy do Komunii Świętej? Jak znaleźć konfesjonał,  ustalić swoją kolejność, wiedzieć, kiedy podejść? 
      W kościele, jeżeli niewidomy nie ma miejsca w ławce,  łatwo może zwrócić się w stronę głośnika, zamiast w stronę ołtarza. Nie może  czytać wyświetlanych tekstów pieśni. Nawet złożenie ofiary na tacę jest  problemem. 
      Wszystko to musi oddziaływać i oddziałuję na  psychikę, na świadomość i na postawy. Wpływ ten jednak nie musi być negatywny,  ale o tym pisałem już wyżej.