Skryba
W poprzedniej części "Z laską przez tysiąclecia" omawiałem życie ludzi w okresie wspólnoty pierwotnej, w którym panowały niezmiernie trudne warunki bytowania. W okresie tym niewidomi mieli prawo do życia tylko w sytuacjach, kiedy była względnie wystarczająca ilość pożywienia. Często jednak zdarzały się okresy bardzo trudne, w których plemiona musiały zmieniać miejsce pobytu, żeby uniknąć niebezpieczeństwa albo w poszukiwaniu pożywienia. Wówczas niewidomych pozostawiano na pewną, okrutną śmierć z zimna, z głodu lub od kłów drapieżnych zwierząt. Być może, szybka śmierć zadana maczugą byłaby bardziej humanitarna, niż samotne oczekiwanie na jej nieuchronne nadejście.
Postępem cywilizacyjnym było wprowadzenie rytualnego  zabijania takich osób. Kiedy nie byli zdolni już do ciężkiej pracy, do  polowania, do przemieszczania się na duże odległości, zamiast zostawiać ich na  pastwę losu, zabijano. Z czasem dorobiono do tego rytuał ofiarny. Ludzi tych  ofiarowywano bogom w celu ubłagania obfitych łowów, deszczu czy innych,  pomyślnych zdarzeń. Śmierć nabierała sensu, stawała się łatwiejsza, pożyteczna  dla ogółu. I był to wielki postęp.  
      Takie było prawo, wynikające z konieczności życiowej i  uświęcone tradycją. W klimacie arktycznym na przykład były bardzo trudne  warunki życia. Dlatego starych niedołężnych i niepełnosprawnych pozostawiano na  mrozie, żeby zamarzli albo duszono. W ten sposób zmniejszano liczbę osób do  wyżywienia.  
      W miarę rozwoju kultury, gospodarki, rodziny, prawa,  zmieniał się stosunek do osób niepełnosprawnych. Zagadnienia te zaczęto prawnie  regulować, ale prawo dotyczyło tylko dorosłych osób wolnych. Inaczej było w  przypadku niewolników i dzieci.  
      Prawodawstwo Likurga (900 r. p.n.e.) nakazywało  zabijanie dzieci z niepełnosprawnością. Również Solon (640 r. p.n.e.) nakazywał  tak czynić. W podstawowym prawie rzymskim czytamy: "Ojciec rodziny  obowiązany jest niemowlę, które urodziło się z wpadającymi w oczy ułomnościami,  niezwłocznie uśmiercić". W Sparcie istniał obowiązek przynoszenia  niemowląt przed rodową radę starców, która nakazywała niemowlęta z defektami  fizycznymi zrzucać do przepaści w górach Taygetos. W Atenach dzieci takie  wkładano do glinianych naczyń i pozostawiano na pustkowiu, w Rzymie w  wiklinowych koszykach wrzucano do Tybru.  
      Zakaz zabijania istniał tylko u Żydów i  Tybetańczyków. W Tybecie niepełnosprawne dzieci oddawano na wychowanie państwu,  które je sprzedawało z przeznaczeniem na prostytutki, na niewolników i  żebraków. Religia Mojżeszowa zakazywała zabijania (piąte przykazanie boskie).  Dotyczyło wszystkich, więc i niepełnosprawnych dzieci.  
      U Rzymian, kiedy dziecko przyjęto do rodziny, nie  wolno było już go zabić. W takim przypadku, w zależności od statusu majątkowego  rodziny, niewidome dziecko było pielęgnowane, uczone przez niewolników, albo  prowadziło żebracze życie.  
      Max Schoffler w "Niewidomy w życiu narodu" pisze: 
  "Fakt porzucenia ma swoje źródło w prawie przyrody,  jakim jest twarda walka o byt. Natomiast zadawanie śmierci jest raczej prawem  obyczajowym, które niejednokrotnie ubiera się w kult religijno-magiczny. Kult  ten uprawiany jest również wówczas, gdy nie ma bezpośredniego zagrożenia  egzystencji szczepu. Od dawna już starał się człowiek ideologicznie maskować  swoje egoistyczne cele życiowe. Celom tym podporządkowano pierwsze prymitywne  próby tworzenia kultury duchowej, dla pozbycia się starych i ułomnych, sposobem  rytualnym. Prymitywnemu sposobowi życia tych narodów odpowiadają również ich  prymitywne pojęcia socjalne. Jednostka jest środkiem, a związek - celem  istnienia. Włączenie ułomnych do gospodarczo pożytecznej wspólnoty takiego  prymitywnego zespołu szczepowego, jest niemożliwe zarówno u myśliwych i  koczowników, jak i u osiadłych narodów pierwotnych. Podział pracy stanowi tu  najsilniejszą siłę w rozwoju cywilizacji, już w jej pierwszych początkach.  Poszczególne dziedziny wspólnie pożytecznej pracy, wymagają u dziko żyjących  gromad, pełnię sił fizycznych i umysłowych każdej jednostki. Przy tej  prymitywnej organizacji pracy, człowiek ułomny nie jest w zasadzie zdolny do  wykonywania funkcji dla gromady pożytecznej. Z góry więc jest on uważany za  jednostkę bezużyteczną. Dotyczy to w wysokim stopniu niewidomego członka rodu,  którego pozycja życiowa, wskutek ubytku tego najważniejszego zmysłu, jest  szczególnie wyjątkowa. W pierwotnej gromadzie nie może być jego udziałem żadne  inne przeznaczenie społeczne, jak tylko - porzucenie, śmierć, lub cierpliwe  znoszenie go tak długo, dopóki gromada jest w stanie wyżywić go, bez narażenia  własnej egzystencji. To prawiekowe prawo przyrody przetrwało do późniejszych  okresów rozwojowych społeczności, jako przepis prawny lub zwyczajowy. Nawet w  średniowieczu spotykamy się jeszcze z takimi zwyczajami. Mieszkańcom Islandii,  po wprowadzeniu w XI wieku chrześcijaństwa, pozwolono zabijać niemowlęta, które  urodziły się jako ułomne. 
      O Prusach zamieszkujących okolice Wisły i wymarłych w XVII  wieku, pisze Practorius: starych i słabych rodziców - zabijał syn, ślepe,  zezowate i zrośnięte ze sobą dzieci - zabijał ojciec przez utopienie, spalenie  lub mieczem, chorych i niewidomych parobków - wieszał gospodarz na drzewach,  które siłą przeginał do ziemi, a następnie wypuszczał z rąk, by szybko się  wyprostowały. 
      Również u Słowian uśmiercanie starych i niezaradnych było  jeszcze w XVII wieku prastarym zwyczajem. Na ogół jednak, zabijanie starych,  chorych i ułomnych, po przejściu na wyższy szczebel kultury i po wprowadzeniu  chrześcijaństwa, zostało zabronione". 
      W artykule "Rzym okrutny i krwawy" zamieszczonym  w Archiwum Przeglądu, pod datą lipiec 25, 2010, czytamy:  
  "W każdym razie pewne jest jedno. W starożytności  grecko-rzymskiej niechciane niemowlęta zabijano lub porzucano na niemal pewną  śmierć bez żadnych wyrzutów sumienia. Niemal pewną, ponieważ teoretycznie  istniała możliwość, że ktoś dziecko znajdzie i wychowa na swego niewolnika. Ale  malcom z Yewden Villa nie dano nawet takiej szansy. Porzucanie niemowląt było  powszechną praktyką. Znany jest zachowany na papirusie, pochodzący z I w. n.e.,  list pewnego mężczyzny do żony:  
  "Wciąż jestem w Aleksandrii. Proszę cię i błagam,  abyś troszczyła się o nasze małe dziecko, a gdy tylko otrzymamy swoją zapłatę,  przyślę ją tobie. 
      Jeśli w tym czasie, oby los ci sprzyjał, urodzisz, jeśli  to będzie chłopiec, pozwól mu żyć, jeżeli dziewczynka - porzuć ją".  
      Tych praktyk zakazali dopiero chrześcijańscy cesarze w IV  wieku". 
      Jeżeli tylko fakt, że urodziła się dziewczynka był  wystarczający do tego, żeby ją porzucić, to bez wątpienia dzieci  niepełnosprawne nie miały niemal żadnych szans i musiały ginąć. 
      Chrześcijańscy cesarze zakazali zabijania niemowląt, ale  jak wynika z powyższych cytatów, zakaz ten jeszcze długo nie był przestrzegany. 
      Warto dodać, że najwybitniejsi filozofowie starożytnej  Grecji uważali, że tak naprawdę ludźmi są tylko wolni ludzie i to tylko ci,  którzy nie pracują fizycznie. Niewolnicy nie są ludźmi i można z nimi robić, na  co właściciel ma ochotę. Podobnie było w starożytnym Rzymie.  
      W książce "Od czarów do medycyny współczesnej"  pióra Samuela Leff i Very Leff czytamy: 
  "Rzymianie zbudowali na jednej z wysp Tybru w 291  roku p.n.e.  Świątynię Asklepiosa  przeznaczoną dla leczenia chorych niewolników. Wprawdzie kierowano ich tam  raczej na śmierć niż na kurację, lecz był to krok naprzód w porównaniu ze  zwyczajem uprawniającym właścicieli do porzucenia chorego niewolnika, aby umarł  w opuszczeniu. Powszechnie stosowanym środkiem leczniczym dla niewolników była  kapusta. Jeśli niewolnik jest chory, mawiał Katon, i kapusta go nie uleczy,  wtedy należy się go pozbyć. Byłaby to zła gospodarka żywić ludzi, którzy nie są  w stanie pracować. Szpital nad Tybrem chronił tych biedaków przed aktem  ostatecznego okrucieństwa, a w latach późniejszych zapewniał również  schronienie ubogim chorym".  
      Autorzy nie podają, o którego Katona chodzi. Było ich  dwóch - Katon Młodszy i Katon Starszy. Ten ostatni urodził się w 234 roku  p.n.e. Obaj byli wybitnymi mężami stanu. Od imienia Katon Młodszy bierze się  określenie "katon", które oznacza człowiek surowy o nieugiętych  zasadach. Ładne mi zasady... 
      Katon Starszy był mówcą, politykiem, pisarzem i zdolnym  dowódcą. 
      A więc, niezależnie od tego, który z nich był autorem  cytowanych słów, słowa te świadczą o mentalności, moralności i wrażliwości  epoki. Możemy sobie wyobrazić niewolnika, który traci wzrok, w sytuacji, w  której obowiązują podobne zasady i podobne poglądy, a lekarstwem dla  niewolników jest jedynie kapusta.  
 Karol Marks  twierdził: "Byt kształtuje świadomość". Warunki bytu w dawnych  tysiącleciach były okrutne, a więc i świadomość społeczna musiała być okrutna.  Nie oznacza to jednak, że nie była celowa, korzystna dla plemienia, dla  starożytnego państwa, dla społeczności. 
      Duża liczba osób niepełnosprawnych, niezdolnych do  zdobywania pożywienia nie mogła znaleźć miejsca w ówczesnych społeczeństwach,  nie mogła znaleźć zrozumienia i humanitarnego traktowania. Fakt jednak, że  zakazano zabijania dorosłych wolnych niepełnosprawnych spowodował, że w  starożytności spotykamy wielu niewidomych bardów i żebraków. Spotykamy też  niewidomych wioślarzy na galerach i przy innych, ciężkich prymitywnych pracach.  To jednak nie jest przedmiotem obecnych moich informacji i rozważań. Zajmę się  ich losem w przyszłości. 
      Warunki życia były wciąż bardzo trudne, mimo coraz  lepszych narzędzi, coraz lepszej wydajności pracy. Dlatego niewolni niewidomi  musieli ginąć, zresztą nie tylko oni.  
      W średniowieczu na wyposażeniu rycerzy znajdowały się,  wśród innych rodzajów broni, krótkie miecze zwane mizyrekordią. Służyły one do  dobijania rannych na pobojowiskach. Istotna jest tu nazwa miecza mizyrekordia -  po łacinie oznacza miłosierdzie. A więc chodziło o skrócenie męczarni, ale  chyba nie tylko.  
      Henryk Sienkiewicz w "Krzyżakach" opisuje  sytuację po bitwie pod Grunwaldem w 1410 r. Czytamy:  
  "Na to twarz Maćka ściągnęła się złowrogo i stała się  zupełnie do paszczy wilczej podobna.  
      - Kunonie Lichtenstein - rzekł - miecza na bezbronnego nie  wzniosę, ale to ci powiadam, że jeśli mi walki odmówisz, tedy cię każę jak psa  na powrozie powiesić.  
      - Nie mam wyboru, stawaj ! - zawołał wielki komtur.  
      Na śmierć, nie na niewolę - zastrzegł raz jeszcze Maćko. -  Na śmierć.  
      I po chwili starli się z sobą wobec niemieckich i polskich  rycerzy. Młodszy i zręczniejszy był Kunon, lecz Maćko tak dalece siłą rąk i nóg  przeciwnika przewyższał, że w mgnieniu oka obalił go na ziemię i kolanem brzuch  mu przycisnął.  
      Oczy komtura wyszły z przerażenia na wierzch.  
      - Daruj! - jęknął wyrzucając ślinę i pianę ustami.  
      - Nie! - odpowiedział nieubłagany Maćko.  
      I przyłożywszy mizerykordię do szyi przeciwnika pchnął  dwukrotnie, a tamten zacharczał okropnie, fala krwi buchnęła mu ustami, drgawki  śmiertelne wstrząsnęły jego ciałem, po czym wyprężył się i wielka uspokoicielka  rycerzy uspokoiła go na zawsze". 
      Panowie umówili się na walkę do śmierci. Ale można  zapytać, czy były wówczas warunki zaopiekowania się setkami rannych rycerzy. Przecież  nie było lekarzy, szpitali, antybiotyków, karetek pogotowia. Być może nazwa  "mizyrekordia" była uzasadniona. Była uzasadniona czy nie była, ale  bez wątpienia broń ta świadczy o odmiennym pojmowaniu humanitaryzmu, niż  obecnie.  
      Starożytność, średniowiecze, dawne wieki, prymitywne ludy,  ale przecież to nie wszystko. Przecież i obecnie mamy do czynienia z  dzieciobójcami. Obecnie uznawane to jest za wielką zbrodnię, za zwyrodnienie.  Warto jednak zastanowić się, jak mogła wyglądać sytuacja, kiedy prawo dawało  rodzicom pełnię władzy nad dziećmi, do ich porzucania albo zabijania włącznie.  A jak wyglądałaby ta sytuacja obecnie, gdyby dzieciobójstwo byłoby prawnie  dopuszczane i moralnie akceptowane...   
Mówimy o zbrodniach, ale zło tkwi również w postawach,  które nie są zbrodniami.  
      Jeszcze w drugiej połowie ubiegłego stulecia w Polsce  odnajdywano niewidomych, którzy żyli w zupełnej poniewierce. Zdarzały się  rodziny, które wstydziły się niewidomego dziecka i nie starały się zapewnić mu  prawidłowych warunków życia. Były nawet przypadki, że niewidomy do  trzydziestego roku życia przetrzymywany był w chlewiku. Jest to drastyczny  przykład, ale prawdziwy.  
      Osobom pracującym w środowisku niewidomych znane są  przypadki, kiedy rodzice odrzucają niewidome dziecko tylko dlatego, że nie  widzi. Znane są przypadki złego traktowania dzieci i dorosłych niewidomych.  Oczywiście, przypadków takich w przeszłości było więcej, a obecnie nie są one  zbyt liczne. Tak jest w epoce humanitaryzmu, w której każde życie jest  wartością, jest cenne i chronione. Nie można więc się dziwić, że w dawnych  wiekach drastycznych przypadków było mnóstwo. Obecnie grzechem rodziców jest  raczej nadmierna troska, ale inne postawy również się zdarzają.  
      Ciągle są ludzie, którzy mają wyjątkowo podłe poglądy  dotyczące osób niepełnosprawnych i je głoszą. W Polsce takim głosicielem  dyskryminujących poglądów jest Janusz Korwin Mikke. Nie wzywa on wprawdzie do  zabijania, ale to co głosi, przerasta wyobrażenia normalnego człowieka. Jego  zdaniem osoby niepełnosprawne powinne siedzić w domach i ludziom się nie  pokazywać, tak jak kobieta, która ma pryszcze nie pokazuje ich ludziom. Uważa  też i głosi, że niepełnosprawnością można się zarazić. 
      Może warto przeczytać kilka cytatów z jego wypowiedzi  dotyczących osób niepełnosprawnych.  
      Wybrane fragmenty pochodzą z publikacji  "Para-olimpiada czyli paranoja"  (http://jkm.nowyekran.pl2012-09-04).  
"Jednak ONI (budowniczy obecnej anty-cywilizacji)  wielkie "halo" robią nie z okazji rozgrywek innych kategorii  niepełnosprawnych - np. (istniejącej w USA!) ligi koszykówki dla niziołków, lub  (nieistniejącej) olimpiady dla młodzików - lecz z okazji rozgrywek inwalidów,  zwanych "Para-olimpiadą".  
      Dlaczego? To oczywiste. Cywilizacja europejska, która  panowała nad światem, stawiała na najmądrzejszych, najsilniejszych,  najinteligentniejszych, najszybszych - a obecna anty-cywilizacja za  najważniejsze uważa forowanie biednych, głupich, niezaradnych - i również  inwalidów. 
      W efekcie to nie my dziś kolonizujemy świat - to nas  kolonizują. Ciekawe, czy jak dojdzie do rozgrywki, np. z muzułmanami, to bronić  nas będą żołnierze bez ręki lub na wózkach inwalidzkich? 
      Ludzie z defektami odruchowo starają się je ukrywać. Inni  starają się takich ludzi unikać. Kiedy kobieta ma pryszcz na twarzy - stara się  nie wychodzić z mieszkania. Podobnie z inwalidami. I nie chodzi tu o względy  estetyczne..."       
"Tymczasem to wcale nie jest kretyn: p.Tadzio Turner,  właściciel potężnej CNN, omal nie doprowadził jej do bankructwa pokazując bodaj  osiem lat temu para-olimpiadę. Więc żadna "opinia" się nie wzburzyła,  bo mało kto chce tę para-olimpiadę oglądać - i słusznie. 
      I nie chodzi o estetykę: w społeczeństwie obowiązuje  zasada: "Z kim przestajesz, takim się stajesz", więc i oglądanie -  godnych podziwu skądinąd - wysiłków para-sportowców może przynieść -  przejściowe, na szczęście - zaburzenia w motoryce!  
      Jeśli chcemy, by ludzkość się rozwijała, w telewizji  powinniśmy oglądać ludzi zdrowych, pięknych, silnych, uczciwych, mądrych - a  nie zboczeńców, morderców, słabeuszy, nieudaczników, kiepskich, idiotów - i  inwalidów, niestety". 
"Przy okazji: obejrzałem sobie klasyfikację medalową  para-olimpiady. Nie ma tam prawie w ogóle państw afrykańskich. Tam zaraza nie  dotarła. 
   Ale to oznacza, że  Murzyni niedługo podbiją świat. I wyrżną nas. Zaczynając od  niepełnosprawnych".  
"Podsumujmy: para-olimpiadę forują ci sami, którzy  odbierają pieniądze dobrym pracownikom i dają je nierobom. Socjaliści. Ludzie  żywiący nienawiść do naszej cywilizacji: do tych najlepszych,  najwydajniejszych, najsprawniejszych. Kochający za to nieudaczników wszelkiej  maści".  
      I jeszcze jeden cytat z Maxa Schofflera:  
  "Wydarzenia polityczne roku 1933 rzuciły cień na  całość zagadnienia. 
      Motto z Fryderyka Schillera: 
  "Biada tym, którzy wiecznie ślepym pożyczają  niebiańską pochodnię światła. Ona mu nie świeci, ona może tylko zapalać i  obracać w zgliszcza miasta i kraje". 
      Duchowa i polityczna ślepota ogarnęła Niemcy. W skutkach,  pozostawiła zgliszcza. Światopogląd, swoiste pojmowanie życia i polityka  zmilitaryzowanego faszyzmu nie dawały miejsca dla etycznych, humanitarnych i  socjalnych celów sprawy niewidomych. Jedno i drugie wykluczało się wzajemnie.  Te proste prawdy powinni byli zrozumieć w pierwszym rzędzie niewidomi. Należy  na marginesie zaznaczyć, że między niewidomymi znaleźli się niektórzy oślepli  nie tylko fizycznie, lecz i duchowo występując jako "niewidomi narodowi  socjaliści". Fiasko musiało wkrótce nastąpić. 
      Zasadniczo uchodzili niewidomi, według pojęcia  narodowosocjalistycznego, za "niewartych by żyć". Ruch eutanazji  (niszczenie życia, które stało się bezwartościowe) rozpoczął się praktycznie w  Niemczech w 1935 r. Ograniczał on się przede wszystkim do chorych umysłowo,  którzy, jak wiadomo, byli masowo niszczeni. To, że te zarządzenia nie zostały  rozszerzone również na niewidomych, należy zawdzięczać jedynie okoliczności, że  panowanie tego politycznego systemu, trwało tylko 12 lat oraz, że II wojna  światowa 1939-1945, zepchnęła działanie polityki wewnętrznej na drugi plan.  Znajduje to swoje potwierdzenie w następujących faktach: narodowosocjalistyczny  pisarz Ernest Mann opublikował już w 1927 r. pismo, w którym między innymi  postawił następujące zadanie: "Ociemniali wskutek działań wojennych,  powinni dokonać ostatniego mężnego czynu" (samobójstwo, by nie być  ciężarem dla państwa). 
      I coś takiego mogło być napisane w języku niemieckim! Ten  szał panował później również i w niektórych zakładach dla niewidomych. Jak  głęboko przeżarł on moralność, niech świadczy wstrząsający wypadek, jaki  wydarzył się w jednej z organizacji w środkowych Niemczech: było to w roku  1935, gdy delegacja niewidomych kobiet i dziewcząt, chciała dyrektorowi R.  przedłożyć zażalenie. Została ona odprawiona słowami: "Co wam się roi, czy  nie wiecie wy, że właściwie nie macie żadnego prawa do życia?" 
      Eutanazja należała do filarów narodowosocjalistycznego  pojmowania życia. Praktyczne jej skutki byłyby dla niewidomych nieuchronnie  nastąpiły. Niewidomi żydowskiego pochodzenia zostali po zajęciu Czechosłowacji,  zamknięci w obozie koncentracyjnym Theresienstadt. Tam założono specjalne  "getto dla niewidomych", do którego zawleczono wszystkich niewidomych  Żydów z krajów podbitych podczas wojny. Był to tylko punkt przejściowy. Celem  ostatecznym były komory gazowe Oświęcimia, Sobiboru i inne. Szacunkowo straciło  w ten sposób życie około 5000 niewidomych Żydów".  
      Można wątpić, czy tych 5 tysięcy niewidomych Żydów zginęło  dlatego, że byli oni niewidomymi. Widzącym Żydom Niemcy gotowali taki sam  los.  
      Jeżeli można było tak traktować ludzi w dwudziestym  stuleciu, to chyba można zrozumieć te prymitywne ludy z dawnych wieków.  
      Nie szukajmy jednak niemieckich zbrodniarzy. Ich idee i  działania były tragicznie zbrodnicze. To jednak działo się przed  kilkudziesięciu laty. Ale ten nasz "wielki człowiek"... Ale te pół  miliona naszych współobywateli, którzy głosowali na tego "wielkiego  człowieka"... Dodam, że pewnie byłoby ich znacznie więcej, gdyby nie  długi, polityczny skok w bok Pawła Kukiza. I wyobraźmy sobie, że na Janusza  Korwin Mikkego głosowali nawet niepełnosprawni, i nawet kobiety. 
      A tym ostatnim to nawet wielce eleganckie poglądy na ich  temat naszego "wielkiego człowieka" nie przeszkadzały. Otóż twierdzi  on, że dziewczęta nie powinny być nauczane, bo po piętnastym roku życia spływa  na nie mądrość wraz z plemnikami mężczyzny. Kobiety należy też pozbawić praw  wyborczych.  
      Jeżeli na takiego kogoś głosuje osoba niepełnosprawna, to  chyba tylko wtedy, kiedy jej niepełnosprawność jest natury intelektualnej, i to  w stopniu znacznym. Jeżeli głosuje kobieta, to chyba tylko taka, która myśli,  że myśli. Można stwierdzić, że każdy wyborca, który w dniu 10 maja 2015 r.  zagłosował na tę osobę, powinien natychmiast udać się do bardzo dobrego lekarza  psychiatry, bo tylko dobry chyba mu nie pomoże. 
      Nawiasem mówiąc, pan ten uważa, że demokracja jest złym  systemem rządzenia. W demokracji decyduje większość, a większość jest głupia. I  chyba się pomylił, bo gdyby jego ocena była prawdziwa, byłby już naszym  prezydentem.  
Niezależnie od współczesnych zbrodni, głupoty i  bezmyślności, stosunek do niewidomych ulega stałej poprawie. Idą tu w parze  prawodawstwo i zmiana świadomości. Są ludzie, którzy głoszą obłędne poglądy na  temat osób niepełnosprawnych i są ludzie, którzy ulegają tym poglądom, ale  obecnie polscy niewidomi mają jakiś byt zapewniony i mogą wychodzić na ulicę  bez obawy, jak wszyscy inni obywatele naszego kraju. Pewnie, że wielu polskich  niewidomych żyje na skraju ubóstwa, albo wręcz w biedzie. Zrozumienie ich  potrzeb przez władze i społeczeństwo jest coraz pełniejsze. Pewnie, że polscy  niewidomi nie dorównują poziomem życia niewidomym niemieckim, ale jest  nadzieja, że będzie lepiej, że poziom życia w naszym kraju będzie wzrastał. Polska  dobrze rozwija się gospodarczo i ten rozwój, wcześniej czy później, przełoży  się na poziom życia wszystkich obywateli, niewidomych również. Ważne jest  jednak, żeby starać się zrozumieć, dlaczego długo trzeba było czekać na  pozytywne zmiany i jak nasze życie się różni od tego z przeszłości.  Starsi niewidomi pamiętają, że za czasów ich  dzieciństwa i młodości stosunek do niewidomych był gorszy niż jest obecnie.  Poziom kultury i świadomości społecznej uległ poważnym zmianom, a zmiany te w  ostatnich dziesięcioleciach uległy przyśpieszeniu. Bez wątpienia, nie jest to  jeszcze stan idealny i chcielibyśmy, żeby poprawa szybciej następowała. Mimo  obecnych niedostatków niewidomi mogą się cieszyć, że nie żyli w dawnych  wiekach, a nawet nie w pierwszej połowie wieku dwudziestego. Powinni zauważyć  powolny, lecz stały postęp, zmiany stosunku do niewidomych oraz możliwości,  które istnieją, mimo ograniczeń.  
      W kolejnych odcinkach tego cyklu postaram się wykazać, że  niewidomi nie czekali wyłącznie na pomoc, na opiekę, na jałmużnę, ale potrafili  walczyć o lepszą przyszłość, o lepsze traktowanie, o ludzką godność. Potrafili  walczyć i, co ważniejsze, potrafili pracować dla lepszej przyszłości swojej  oraz innych niewidomych. Zanim to jednak nastąpi, przedstawię jeszcze trochę  makabrycznych wydarzeń, jeszcze sporo głupoty i bezsilności. Warto jednak  uświadomić sobie, że postęp następuje w różnych dziedzinach życia, w życiu  niewidomych i w stosunku do nich również.
Nadchodzi lato. Jest to okres, który nie sprzyja czytaniu.  Dlatego życzę Państwu miłych przeżyć na łonie natury, w słońcu, w zieleni i w  miłym towarzystwie. A spotkamy się na www.klucz. Org.pl we wrześniu.
      Skryba