Logo 1%

Przekaż 1% naszej organizacji

Logo OPP


Logo 1%
Dołącz do nas na Facebooku

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zaduma nad okruchami historii (cz. 12)

Walka o "blindengelt"

Stanisław Kotowski

Podstawą rozważań jest wypowiedź osoby niewidomej zamieszczonej w moim artykule "To się nam należy" ("Pochodnia", lipiec 1994 r.).
"Niewidomy woła z oburzeniem: "Co wy w tym Zarządzie Głównym robicie? Już dawno powinien być załatwiony kompensacyjny blindengelt! To żaden przywilej, to się nam należy! Przecież dążymy do Europy". Na uwagę, że w państwie jest wiele niezaspokojonych potrzeb, padła odpowiedź: "Co mnie państwo obchodzi? To się nam należy!".
Żądanie przyznania polskim niewidomym specjalnego dodatku na wzór niemieckiego blindengeltu jest ciągle żywe w naszym środowisku. Wysuwane było co najmniej przed kilkoma zjazdami PZN-u. Zawsze jednak żądanie to było odwoływaniem się do doświadczeń niemieckich i ich blindengeltu, ale tylko w części dotyczącej idei głównej, tj. przyznanie niewidomym specjalnego dodatku. Zawsze przy tym pomijano fakt, że w Niemczech dodatek ten przysługuje tylko osobom, których ostrość widzenia nie przekracza 2 procent normalnej ostrości i nie we wszystkich landach jest wypłacany w jednakowej wysokości. Polscy członkowie PZN-u żądali takiego dodatku dla wszystkich niewidomych i słabowidzących, to jest osób ze znacznym i z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności z tytułu utraty lub osłabienia wzroku. Gdyby wzorować się na niemieckim blindengelt - należałoby przyznać go tylko części niewidomym ze znacznym stopniem niepełnosprawności. Jak wiemy, znaczny stopień niepełnosprawności orzekany jest u osób, których ostrość widzenia nie przekracza 5 procent normalnej ostrości. Przyjmując niemieckie zasady, dodatku tego nie otrzymywałyby osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności, których ostrość widzenia mieści się w granicach trzy do pięciu procent normalnej ostrości. Mowy nie mogłoby być, żeby taki dodatek przyznać osobom z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności.
Kto jednak odważyłby się zaproponować takie rozwiązanie? Przecież w PZN zdecydowaną większość członków stanowią osoby słabowidzące, których ostrość widzenia przekracza 2 procent normalnej ostrości.
Stary Kocur w "Wiedzy i Myślli" napisał felieton pt. "Nie te same i nie takie same". Powodem napisania kpiarskiego felietonu była odmowa uznania potrzeby zróżnicowania uprawnień opiekunów osób niepełnosprawnych w zależności od stopnia niepełnosprawności podopiecznych. Opiekunowie demonstrowali pod Sejmem RP w 2014 r. Przytaczam fragment tego felietonu:
"Ale doskonale rozumiem, że sytuację należy wykorzystać i używać przy tym mocnych argumentów. Nie jest ważne, czy są one prawdziwe, czy tylko dobrze trafiają w czułe punkty władz i wywołują litość.
Wyczytałem też, że niektórzy potrafią wprost idealnie wykorzystać nadarzającą się okazję otrzymywania trochę grosza bez pracy. Wyczytałem, że np. student mieszkający w Gdańsku opiekuje się swoją babcią mieszkającą pod Przemyślem. No, nie jest to nic dziwnego. Pewnie stosuje telepatię, telekinezę, bilokację i lewitację. Nie wykluczone też, że ta babcia opiekuje się dzieciakami swojej córki.
Takie podejście do sprawy nie jest niczym nowym i nie jest stosowanym tylko przez opiekunów osób niepełnosprawnych. Sami niepełnosprawni też nie są lepsi.
Mój protoplasta pracował mnóstwo lat w Polskim Związku Niewidomych, w którym są prawie sami słabowidzący. Otóż dostał kiedyś polecenie napisania do premiera wniosku o przyznanie niewidomym specjalnego dodatku na wzór niemieckiego blindengelt. Miał przy tym powołać się na niemieckie prawo. Polecenie to wydał mu wiceprezes odpowiedzialny za podobne sprawy. Mój protoplasta zapytał, jak wyszacować liczbę osób, którym ten dodatek powinien być przyznany. Pan wiceprezes powiedział, że nie trzeba szacować, bo są statystyki, a Związek ma zarejestrowanych 83 tysiące niewidomych.
Mój protoplasta na to, ale w Niemczech blindelgelt otrzymują tylko osoby, których ostrość widzenia nie przekracza 2 procent, a Związek zrzesza również takie osoby, których ostrość widzenia nie przekracza 10 procent. Dodał, że władze to sprawdzą.
Usłyszał w odpowiedzi, że ma pisać 83 tysiące, bo inaczej to słabowidzący rozniosą w pył władze Związku.
Miał rację. blindengelt nie został przyznany, ale za to odpowiada premier, a nie władze Związku. Gdyby jednak PZN wystąpił o blindengelt dla sześciu czy dziesięciu tysięcy naprawdę niewidomych, a władze państwowe, co nie daj Boże, by przyznały ten dodatek, to słabowidzący spaliliby na stosie złożonym z brajlowskich czasopism wszystkich członków Prezydium Zarządu Głównego, a stos ten podpaliliby brajlowską "Pochodnią".
Dodam, że nie był to jedyny przypadek twierdzenia, że słabowidzący są takimi samymi niewidomymi jak niewidomi. Ba, niektórzy nawet twierdzili, że im się gorzej żyje, bo muszą leki na oczy kupować.
Ej, myślenie jest bardzo szkodliwe - można się tęgo narazić. Bezmyślne krzyczenie, że dać, że się wszystkim równo należy, że wszyscy mają jednakowe żołądki, a wszyscy niepełnosprawni są jednakowi, niczym nie grozi. Ba, może nawet pomóc zostać parlamentarzystą albo europarlamentarzystą".
Trudno jest odpowiedzialnie oszacować liczbę niewidomych, których ostrość widzenia wynosi 2 procent lub mniej normalnej ostrości. Można zakładać, że liczba ta nie przekracza 10 tysięcy. Słabowidzących natomiast, których ostrość widzenia wynosi więcej niż dwa procent jest 100 może 200 tysięcy.

"WIEDZA i MYŚL" z maja 2009 zamieściła fragment wywiadu z Leszkiem Balcerowiczem opublikowanego w "Rzeczypospolitej" z dnia 30 marca 2009 r.
"Kryzys jest dobrym czasem na reformy. Co rząd powinien rozpocząć już dziś?
Za bardzo ważne uważam dalsze reformowanie finansów publicznych. Wspomniałem, że w Polsce mamy ogromne wydatki w relacji do PKB - ponad 40 proc., o wiele wyższe niż w Szwecji, kiedy w latach sześćdziesiątych miała porównywalny do nas PKB. Wydatki niewiele przekraczały tam 30 proc. PKB. W związku z tym dyskusja o ciężarach podatkowych w oderwaniu od wydatków nie ma sensu.
Duża część wydatków socjalnych jest źle adresowana. Jesteśmy rekordzistami, jeśli idzie o wykładanie pieniędzy na niepełnosprawnych czy koszty zwolnień lekarskich. A niewiele pieniędzy trafia do ludzi, którzy naprawdę potrzebują wsparcia.
Poza tym myślenie, że państwo ma być monopolistą w dziedzinie pomocy socjalnej, jest archaiczne. Gdzie jest rola rodziny, społeczeństwa obywatelskiego, Kościołów?
Im większa ekspansja państwa socjalnego, tym mniejsza rola tych innych instytucji. Rozdęte państwo socjalne wypiera autentyczną solidarność".
Wypowiedź tę skomentowałem w następujący sposób.
"Profesor Leszek Balcerowicz poruszył niezmiernie ważną sprawę - wysokość nakładów na pomoc osobom niepełnosprawnym. Wcześniej na przerost wydatków na ten cel i ich niewłaściwe adresowanie zwracał uwagę wicepremier Jerzy Hausner i inni politycy oraz międzynarodowe instytucje finansowe. W raporcie z 2003 r. czytamy:
"Niezbędną, choć nie jedyną, częścią reformy finansów publicznych musi być reforma wydatków o charakterze socjalnym. Musi mieć ona na uwadze zarówno cele makroekonomiczne, jak i społeczne. Musi spowodować wyższy wzrost gospodarczy, podnieść zatrudnienie i aktywność ekonomiczną Polaków oraz spowodować zwiększenie adekwatności i skuteczności świadczeń społecznych tak, aby pomoc publiczna trafiała do tych, którzy jej naprawdę potrzebują, nie wywołując jednocześnie dużych zniekształceń na rynku pracy, jak to ma miejsce obecnie. Celem reformy powinno być podniesienie tempa wzrostu gospodarczego, ale także skuteczniejsze radzenie sobie z problemami społecznymi wymagającymi dziś i w przyszłości interwencji państwa".
Problem reformy finansów państwa wraca jak bumerang i chyba kiedyś reforma taka zostanie dokonana, bo jest ona konieczna. Domaga się tego wielu ekonomistów i polityków.
Odkąd pamiętam, uważamy, że na pomoc osobom niepełnosprawnym jest zbyt mało pieniędzy i porównujemy sytuację polskich niewidomych z niewidomymi z najbogatszych krajów np. z Niemiec. Dokonujemy przy tym dużych uproszczeń i pomijamy wszystko, co nie odpowiada naszym chęciom. Doskonałym przykładem jest blindengeld wypłacany niewidomym w Niemczech. Powołujemy się na tę pomoc i nie przyjmujemy do wiadomości, że otrzymują ją niewidomi, których ostrość widzenia nie przekracza 2 procent normalnej ostrości. My natomiast chcielibyśmy, żeby pomocą taką objąć osoby niewidome i słabowidzące ze znacznym oraz umiarkowanym stopniem niepełnosprawności. Obecnie starania takie nie są chyba już podejmowane, ale w przeszłości osoby słabowidzące stanowczo uważały, że im również należy się polski blindengelt.
Takie wypowiedzi, jak ta Leszka Balcerowicza - po pierwsze nie tworzą dobrej atmosfery dla osób niepełnosprawnych w odbiorze społecznym, po drugie - świadczą o konieczności zmian.
Zwróćmy uwagę na słowa: "Jesteśmy rekordzistami, jeśli idzie o wykładanie pieniędzy na niepełnosprawnych czy koszty zwolnień lekarskich. A niewiele pieniędzy trafia do ludzi, którzy naprawdę potrzebują wsparcia". I jest to rzeczywisty problem - wielkie wydatki, a niewielka pomoc. Jak to zmienić? Kto ma to zmienić? Kto będzie miał wpływ na decyzje, jeżeli już dojdzie do zmian?
Zwróćmy tylko uwagę na dodatek pielęgnacyjny. Jest on wypłacany w jednakowej wysokości osobom, które ukończyły 75 lat, osobom, które posiadają użyteczne resztki wzroku oraz osobom, które wymagają stałej opieki i pielęgnacji, np. całkowicie sparaliżowanym, osobom z głębokimi upośledzeniami umysłowymi i osobom ze złożoną niepełnosprawnością. Znam przypadek osiemdziesięcioletniego mężczyzny, który był zapalonym myśliwym i uczestniczył w polowaniach. Oczywiście, pobierał dodatek pielęgnacyjny. Każdy z nas zna osobiście lub ze środków przekazu osoby powyżej siedemdziesiątego piątego roku życia, które świetnie radzą sobie w życiu i całkiem sprawne osoby niepełnosprawne, które dodatek ten pobierają. Ilu znamy takich, którzy świetnie sobie radzą, bo są sprawni, sporo widzą, a dodatek pobierają, bo orzeczono u nich znaczny stopień niepełnosprawności.
Gdyby dodatek ten przyznawać osobom, które rzeczywiście potrzebują takiej pomocy, można by znacznie podnieść jego wysokość i jeszcze budżet państwa sporo by zaoszczędził.
Stary Kocur w miesięczniku "Wiedza i Myśl" z maja 2010 r., w felietonie "Schizofrenia" określił postawy niewidomych wobec różnych uprawnień: Podaję fragment tego felietonu:
"Łatwo jest kadzić niewidomym, tak jak to robił brygadzista Tolek, i wmawiać im, że są do wszystkiego zdolni. Niestety, łatwo też wmówić, że nie są zdolni do niczego. Słysząc to przez całe dziesięciolecia, niewidomi uwierzyli, że jak jest to dla nich korzystne, są zdolni niemal do wszystkiego, a jak korzystniej jest, żeby nie być zdolnymi, to nie potrafią prawie nic. Gdy chodziło o pracę, mogli być świetnymi pracownikami, ba, nawet lepszymi od pracowników widzących, a kiedy rzecz dotyczyła zapomóg, stawali się biednymi niewidomymi, a wiadomo, że ślepota jest najgorszym kalectwem. W pracy byli całkowicie samodzielni i wydajni, a w innych sytuacjach - o, działo się z nimi kiepsko, bardzo kiepsko. Na każdym kroku wymagali pomocy, opieki i wsparcia. Trzeba więc im pomagać na potęgę.
Wzmianka o brygadziście Tolku dotyczy rzeczywistej wypowiedzi brygadzisty działu metalowego białostockiej spółdzielni niewidomych. Otóż powiedział on, że gdyby mu dać dobre maszyny to z niewidomymi pracownikami mógłby samoloty produkować. Cóż, pan Tolek miał niewielkie pojęcie o budowie samolotów i chyba również o możliwościach niewidomych pracowników. No, ale niewidomi z przyjemnością słuchali takich wypowiedzi.
Oczywiście, są niewidomi upośledzeni umysłowo i z tego powodu niezdolni do samodzielnego życia. Są chorzy psychicznie. Są też starzy, niezaradni, zaniedbani rehabilitacyjnie. Ale tu nie o to chodziło. Wszyscy niewidomi, nawet ci, którzy gazety czytają bez okularów i świetnie jeżdżą na rowerze, a nawet prowadzą samochody i motocykle, byli i są zdolni albo niezdolni, w zależności od potrzeb. Wiem, co mówię. Mój protoplasta w swoim długim życiu napisał dwieście wniosków do władz, w których udowadniał, że niewidomi mogą być świetnymi pracownikami i osiągać dobrą wydajność, i napisał dwieście wniosków do tych samych władz, w których udowadniał, że niewidomi są ciężko poszkodowanymi inwalidami i wymagają stałej pomocy, opieki, dodatków, sprzętu rehabilitacyjnego, lodówek, pralek, wczasów i tysiąca innych form pomocy. A wszystkie te wnioski dotyczyły 80 tysięcy niewidomych, w tym kierowców, cyklistów i miłośników codziennej prasy".
W miesięczniku "WIEDZA i MYŚL" z sierpnia 2009 znajdziemy publikację pt: "Kto jest niewidomym?"
Czytamy:
"T.S. - Kiedyś interesowałem się tematem rozróżnienia osób niewidomych i słabowidzących. Poniżej fragment z rubryki "Flash z Konwiktorskiej". "Pochodnia", marzec 2009 r.
19 marca br. PZN skierował pismo do Jarosława Dudy - Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych, w sprawie wyjaśnienia definicji "osoba niewidoma". Na stronie internetowej Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej została zamieszczona definicja zawężająca określenie tego pojęcia wyłącznie do osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności. Związek stanowczo protestuje przeciw takiej definicji, ponieważ z długoletniej praktyki i unormowań zawartych w różnych przepisach prawnych wynika, że osoba niewidoma to osoba legitymująca się znacznym i umiarkowanym stopniem niepełnosprawności. PZN także od dawna honoruje taką właśnie definicję niewidomego.
Gdyby Pezetenowi udało się doprowadzić do zmian, to moja koleżanka z II grupą/ umiarkowanym stopniem byłaby niewidoma, chociaż ma prawo jazdy i swobodnie porusza się bez laski. Ma astygmatyzm i nic więcej. Ale po zmianach byłaby niewidoma.
W Białymstoku osoby niedowidzące (umiarkowany stopień niepełnosprawności), nazywające siebie "prawnie niewidomymi", przed wyborami do europarlamentu otrzymały takie same ulgi w środkach komunikacji miejskiej, jak osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności tzn. mają 100 proc. ulgi na bilet dla siebie i 100 proc. ulgi dla swojego przewodnika.
Oczywiście, PZN wspierał ich roszczenia, a że opozycja temat podłapała, to przed wyborami sprawa została załatwiona.
S.K. - T.S. Poruszył odwieczny problem różnicowania uprawnień osób niepełnosprawnych oraz prawnego zróżnicowania osób z uszkodzonym wzrokiem. Z problemem tym zmagałem się przez co najmniej kilkanaście lat. Nawet nie próbowałem zmieniać coś w obowiązującym prawie. Groziło to natychmiastowym linczem. Przez kilkadziesiąt lat nie przebiła się do świadomości również konieczność zmiany nazwy Polskiego Związku Niewidomych tak, żeby odpowiadała niepełnosprawności jego członków. I faktycznie chyba tak jest, że zgodnie z prawem osoba z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności jest traktowana tak, jak niewidoma.
Usiłowałem wprowadzać do wewnętrznej regulacji prawnej zróżnicowanie członków na niewidomych i słabowidzących oraz na osoby z uszkodzonym wzrokiem ze złożoną niepełnosprawnością. Z wielkim trudem udawało się wprowadzać takie zróżnicowanie do regulaminów: przyznawania stypendiów lektorskich oraz społecznych i zawodowych zasiłków lektorskich, przyznawania dofinansowania na zakup sprzętu rehabilitacyjnego oraz specjalistycznego sprzętu rehabilitacyjnego, dofinansowania do wczasów oraz pomocy socjalnej. Z trudem to się udawało, ale nie na stałe. Przy pierwszej okazji, tj. zjazdów i wyborów zróżnicowanie to było łagodzone.
Dodam, że regulacja ta dotyczyła pieniędzy, którymi dysponował PZN, a mimo to, nie było łatwo różnicować uprawnienia. A co tu mówić o pieniądzach, którymi dysponuje samorząd lub państwo? To już zupełnie poza zdolnością rozumienia wielu osób. Jak to? Pies ogrodnika - sam nie zje i innemu nie da. Wiadomo, że państwowe znaczy niczyje i chyba jeszcze sporo czasu musi upłynąć, żeby zdecydowana większość obywateli naszego kraju zrozumiała, że państwo nie ma nic, czego nie wypracują jego obywatele, i że pieniądze podatników, to nasze pieniądze. Nie powinno więc nam być obojętne, na co zostają wydawane.
Od czasów PRL-u tkwi w naszej świadomości magia wielkich liczb - jest nas ponad 5 milionów, muszą się z nami liczyć. Jest nas niewidomych ponad 80 tysięcy - to wielka siła. A prawda jest taka, że ta masa jest wielką słabością, a nie siłą.
Można wydatnie pomóc pięciu tysiącom osób, ale pięciu milionom już nie. Na to nie stać nawet krajów znacznie bogatszych od Polski.
Dobrym przykładem mogą być uprawnienia niewidomych cywilnych ofiar wojny. Ponieważ osób takich jest niewiele i są to osoby rzeczywiście niepełnosprawne, Sejm RP przyznał im liczącą się pomoc. PZN starał się od dawna o podobną pomoc dla "niewidomych", czyli niewidomych i słabowidzących. Ponieważ jest ich ponad 80 tysięcy, nic z tego nie wyszło".
/.../
"Władze PZN-u zależą od wyborców, a to są w zdecydowanej większości osoby słabowidzące. Nie ma więc co się dziwić, że chcą utrzymać tę fikcję, że słabowidzący są niewidomymi".
Rozważania moje nie dotyczą tylko osób z uszkodzonym wzrokiem. Osoby z każdym rodzajem niepełnosprawności, niezależnie od jej natężenia, chcą otrzymywać jak największą pomoc. Te spośród nich, których niepełnosprawność nie jest zbyt uciążliwa, mają większe możliwości działania, organizowania się i wywierania nacisku na władze. Władze natomiast wolą pozostawiać sprawy w takim stanie, w jakim są, bo to niczym nie grozi. Próby porządkowania, różnicowania, lepszego adresowania pomocy, jak dotąd, zawsze kończą się niepowodzeniem.
W tym miejscu muszę dodać, że osoby z wyższym stopniem niepełnosprawności niekonsekwentnie wykazują nieprawidłowości w orzecznictwie. Nie zawsze zauważają konieczność dopasowania pomocy do potrzeb osób z różnymi rodzajami niepełnosprawności, która występuje w różnym natężeniu. Jest to uwarunkowane, po pierwsze, przekonaniem, że im jest nas więcej, tym łatwiej coś osiągnąć. Decydenci bowiem liczą się z potrzebami dużej liczby osób, które mogą odmówić im swojego głosu przy najbliższych i kolejnych wyborach. Po drugie, osoby z wyższym stopniem niepełnosprawności, często, może bardzo często, a może tylko czasami nie chcą głośno wyrażać swoich poglądów na ten temat, bo to nie wypada, bo może będą potrzebowały pomocy tych sprawniejszych, bo pomoc finansowana jest z funduszy państwowych, a nie moich, więc dlaczego mam się sprzeciwiać.
Przyznanie niewidomym cywilnym ofiarom wojny korzystnych uprawnień, o czym pisałem powyżej, wyraźnie świadczy, że wielka liczba osób niepełnosprawnych wcale nie ułatwia uzyskania dla nich większej pomocy. Przeciwnie, zadanie to utrudnia, gdyż wymaga wielkich nakładów, chociaż jednostkowa pomoc jest nieduża. Dobrym przykładem są tu dodatki pielęgnacyjne, o których pisałem wyżej. Nie rozwiązują one żadnych problemów osób niepełnosprawnych i osób w podeszłym wieku a kosztują bardzo dużo, gdyż otrzymują je miliony osób.
Odnośnie możliwości wywierania nacisku na decydentów - być może wielka liczba osób mogłaby wpływać na władze, gdyby osoby te były dobrze zorganizowane i gdyby przemawiały jednym głosem. Tymczasem, jak już pisałem, osoby z lekkim stopniem niepełnosprawności mają mniejsze potrzeby, ale większą możliwość domagania się ich zaspokajania.
Spróbujmy zastanowić się tylko nad sytuacją osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności. Są to osoby bardzo zróżnicowane pod względem natężenia niepełnosprawności oraz występowania niepełnosprawności i schorzeń towarzyszących utracie lub osłabieniu wzroku.
a) Są niewidomi, którzy nie potrafią wykonać ani jednego celowego ruchu, ani wypowiedzieć nawet prostego zdania ze zrozumieniem. Niewidomi ci wymagają pielęgnowania, mycia, wymiany pampersów, karmienia, jednym słowem całodobowej opieki. Osoby te nie sygnalizują potrzeb fizjologicznych ani żadnych innych. Nie mogą więc domagać się przyznania im jakichkolwiek uprawnień.
b) Są niewidomi z ciężkimi upośledzeniami umysłowymi, którzy są nawet bardzo dobrze rozwinięci fizycznie, ważą 80 lub 90 kg, mają dużo siły fizycznej i są agresywni. Jednocześnie ich poziom intelektualny nie pozwala na samodzielne zaspokajanie jakichkolwiek potrzeb. Osoby te również trzeba pielęgnować, przewijać, myć i karmić, a dodatkowo konieczne jest czuwanie, żeby sobie lub komuś z otoczenia krzywdy nie wyrządziły.
U osób wymienionych w punktach a i b brak wzroku jest zupełnie bez znaczenia, gdyż dominuje upośledzenie umysłowe.
c) Wiele osób niewidomych jest upośledzonych umysłowo w mniejszym lub większym stopniu i nie mogą samodzielnie zaspokajać własnych potrzeb. Osoby te muszą być reprezentowane przez rodziny lub innych prawnych opiekunów. I to opiekunowie muszą w ich imieniu zabiegać o pomoc materialną, rehabilitacyjną oraz każdą inną.
d) Niewidomi z umiarkowanym stopniem upośledzenia umysłowego mogą pracować na dobrze dobranych stanowiskach, samodzielnie zaspokajać wiele potrzeb, ale wymagają wiele różnorodnej pomocy. Nie są oni jednak zdolni do definiowania własnych potrzeb i domagania się ich zaspokajania.
e) Inaczej muszą być traktowani całkowicie niewidomi bez dodatkowych niepełnosprawności i schorzeń o przeciętnej inteligencji. Ich możliwości są znacznie większe, a więc potrzebują mniej pomocy.
f) Inną kategorię stanowią medycznie niewidomi o wysokim poziomie inteligencji. Niewidomi ci są zdolni do pracy zawodowej i do pełnienia wielu ról społecznych. Nie oznacza to jednak, że nie potrzebują pomocy. Wykażę to nieco później.
g) Niewidomi wymienieni w punktach od c do f mogą być osobami z poczuciem światła oraz z ostrością widzenia do 5 procent albo nawet do stu procent, jeżeli ich pole widzenia jest zawężone do 20 stopni. Ich sytuacja jest lepsza od sytuacji całkowicie niewidomych.
h) Niewidomi, oprócz utraty wzroku, mogą być: sparaliżowani całkowicie lub częściowo, mogą nie mieć kończyny dolnej lub górnej albo dwu czy nawet czterech kończyn, mogą być głusi całkowicie lub częściowo, mogą mieć zaburzoną równowagę, zanik czucia, węchu i smaku, mogą być chorzy na dziesiątki chorób psychicznych i fizycznych.
Widzimy, że zróżnicowanie osób z uszkodzonym wzrokiem ze znacznym stopniem niepełnosprawności jest bardzo duże. Jeżeli dodalibyśmy do tego osoby z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności, które PZN chce traktować tak samo, jak osoby niewidome, zróżnicowanie to byłoby jeszcze większe.
Przy tak wielkim zróżnicowaniu ograniczeń wynikających z niepełnosprawności, nonsensem jest twierdzenie, że osoby te mają jednakowe potrzeby i wymagają jednakowej pomocy.
Osoby wymienione w punktach a i b potrzebują tylko i wyłącznie pielęgnacji i opieki. Im niepełnosprawność występuje w mniejszym natężeniu i jest ona jednorodna, tym możliwości osób nią dotkniętych są większe i tym mniej potrzebują one pomocy, chociaż nie zawsze musi tak być, ale o tym za chwilę.
Innej pomocy potrzebują osoby niewidome, innej głuche, innej głuchoniewidome i innej z każdą z pozostałych niepełnosprawności.
Pomoc osobom niepełnosprawnym powinna mieć charakter wyrównywania ich szans życiowych, a ponieważ te szanse są mocno zróżnicowane, to i pomoc powinna być zróżnicowana.
Pomoc typu niemiecki blindengelt stanowi wielką pomoc materialną i przyczynia się do poprawy warunków życia i to tym bardziej, że nie jest uzależniana od dochodów osoby niewidomej. Nie rozwiązuje ona jednak wszystkich problemów i nie zaspokaja wszystkich potrzeb. W wielu przypadkach potrzebne jest szkolenie rehabilitacyjne, a wcześniej przekonanie osoby z niepełnosprawnością, że jest ono jej potrzebne. W wielu przypadkach niezbędny jest sprzęt rehabilitacyjny, którego potrzeba zależy od różnych czynników, a nie tylko od samej niepełnosprawności. Zwolnienie z opłat za przejazdy środkami komunikacji miejskiej jest nie tylko pomocą natury socjalnej, ale również ułatwieniem w poruszaniu się tymi środkami. Niewidomy nie musi szukać kasownika, co nie zawsze jest łatwe. Ulga na bilety do teatru, filharmonii i podobnych instytucji, do których niewidomy chodzi z przewodnikiem powoduje, że nie ponosi kosztów z tego tytułu. Podobne formy pomocy jednak mają to do siebie, że jedna osoba korzysta z wielu takich pomocy, a inna z żadnej.
Bywa i tak, że osoba bardzo inteligentna potrzebuje więcej pomocy niż przeciętna.
Franciszek Huber urodził się w 1750 r. w Genewie. Wzrok stracił we wczesnej młodości. Zajmował się działalnością naukową w dziedzinie, która zupełnie nie odpowiadała ówczesnym wyobrażeniom o możliwościach osoby ociemniałej. Obecnie też trudno to sobie wyobrazić. Prowadził badania nad życiem pszczół i stworzył fundamentalne dzieła z teorii i praktyki pszczelarstwa. Pracował przy pomocy kamerdynera, który pod jego kierownictwem prowadził obserwacje, opisywał spostrzeżenia, a Franciszek Huber dokonywał analiz i uogólnień, wyciągał wnioski i planował dalsze eksperymenty oraz obserwacje.
Na szczęście był on człowiekiem zamożnym i mógł sobie pozwolić na zatrudnianie odpowiednio inteligentnego kamerdynera. Bez jego pomocy nie mógłby pracować. Gdyby nie był zamożny, gdyby samodzielnie nie mógł finansować niezbędnej pomocy, potrzebowałby większego wsparcia niż łącznie kilka osób mniej uzdolnionych.
Podobnie ma się sprawa z Karolem Szajnochą.
Urodził się on w 1818 r., zmarł w 1868 r. Był polskim patriotą i wybitnym historykiem, ale nie będę opisywać jego życiorysu. Dodam tylko, że jako ociemniały napisał kilka wartościowych dzieł z historii Polski.
Prace swoje pisał ołówkiem przy pomocy skonstruowanej przez siebie tablicy. Na tej tablicy układał listewki o takiej szerokości, jak wysokość liter. Po napisaniu każdego wiersza odkładał jedną listewkę i pisał wiersz następny. Tym sposobem napisał własnoręcznie wiele dzieł historycznych i literackich. Ołówkowe rękopisy zachowały się w bibliotece Ossolineum we Wrocławiu.
Karola Szajnochę wysoko cenili współcześni mu: Zygmunt Krasiński, Kornel Ujejski, Narcyza Żmichowska, Henryk Sienkiewicz.
Informacje o Karolu Szajnosze zaczerpnąłem z publikacji Teofila Sygi i Stanisława Szenica zamieszczonej w "Wypisach tyflologicznych", w opracowaniu siostry Cecylii Gawrysiak.
On również potrzebował więcej pomocy niż przeciętni ociemniali. Praca historyka wymaga czytania dokumentów, poszukiwań w archiwach, zapoznawania się ze starodrukami i rękopisami, w tym również w językach obcych. Samodzielnie nie może tego robić osoba ociemniała. Ale też nie każda osoba widząca potrafi osiągnąć chociażby drobną część tego, co osiągnął Karol Szajnocha.
Osobą, która osiągnęła bardzo dużo i wymagała bardzo dużo pomocy był Stephen William Hawking z Cambridge. Był osobą niepełnosprawną w stopniu, który powinien przekreślić wszystkie jego możliwości życiowe. Od 22 roku życia chorował na stwardnienie zanikowe boczne. Z tego powodu był prawie całkowicie sparaliżowany, poruszał się na wózku inwalidzkim. Nie mógł też mówić. Z ludźmi porozumiewał się przy pomocy syntezatora mowy. Wypowiedzi swoje pisał przy pomocy klawiatury. Dodać należy, że miał również niesprawne ręce, mógł poruszać tylko dwoma palcami jednej ręki.
Mimo to dokonał rzeczy wielkich. Był wybitnym astrofizykiem i kosmologiem, jednym z najwybitniejszych fizyków teoretyków na świecie, a także pisarzem. Pracował jako profesor matematyki na uniwersytecie Cambridge i w Kalifornijskim Instytucie Technologii w Pasadenie. Był członkiem Royal Society, laureatem wielu nagród i doktoratów honoris causa.
Zwiększona pomoc takim osobom, o jakich pisałem wyżej oraz wielu innym chociażby Michałowi Kaziówowi i Januaremu Kołodziejczykowi, jest celowa i opłacalna.
Podane przykłady świadczą o tym, jak trudnym zagadnieniem jest dobre adresowanie pomocy świadczonej osobom niepełnosprawnym, jak musi być ona zróżnicowana i od wielu czynników zależy. Sama pomoc materialna w rodzaju blindengeltu nie wystarczy, chociaż jest najlepszą formą pomocy jaką znam. U nas podobną pomocą jest przyznany niektórym osobom niepełnosprawnym od 2020 r. specjalny dodatek w wysokości 500 zł miesięcznie. Pomoc ta jednak różni się od tej niemieckiej tym, że uzależniona jest od dochodów pochodzących ze środków publicznych. Różni się też tym, że w Niemczech blindengelt otrzymują niewidomi, a u nas osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności, bez względu na rodzaj niepełnosprawności. Z lepszej pomocy korzystają u nas niewidomi cywilne ofiary wojny, o których wspomniałem wyżej. Dodam, że korzystają oni ze specjalnego dodatku w wysokości 50 procent najniższej renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy, który uzależniony jest jedynie od stanu wzroku i przyczyny jego utraty.
Na koniec należy stwierdzić, że chociaż pomocy w rodzaju blindengeltu nie udało się u nas uzyskać, to jednak jest stały postęp w prawodawstwie dotyczącym osób niepełnosprawnych i w zakresie udzielanej pomocy.
Nadmienić jeszcze należy, że podjęto prace nad reformą orzecznictwa polegające na przyjęciu funkcjonalnych kryteriów orzekania, zamiast stosowanych kryteriów medycznych.
TOK FM i Rynek Zdrowia podały 27 listopada 2020 r., że "Szykują się zmiany w systemie orzekania o niepełnosprawności". Czytamy fragmenty wypowiedzi Pawła Wdówika:
"Pełnomocnik rządu do spraw osób niepełnosprawnych Paweł Wdówik poinformował w Senacie, że trwają prace nad projektem dotyczącym zmian w systemie orzekania.
Jedną z zapowiedzi jest scentralizowanie orzecznictwa.
Zamiast dwóch orzeczeń jak jest obecnie (orzeczenie o niepełnosprawności oraz orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego) ma być jedno. Wydawać je będzie Krajowe Centrum Orzecznictwa i jego terenowe oddziały. Teraz jedno orzeczenie wydają specjalne miejskie/powiatowe zespoły, a drugie - poradnie psychologiczno-pedagogiczne - informuje TOK FM".
I dalej:
"Z zapowiedzi ministra Wdówika wynika, że po zmianach orzeczenia mają być wydawane na podstawie specjalnej klasyfikacji ICF (Międzynarodowa Klasyfikacja Funkcjonowania, Niepełnosprawności i Zdrowia). Chodzi o orzekanie wyłącznie na podstawie rozmowy z osobą niepełnosprawną czy obserwacji jej zachowania przed zespołem orzekającym".
Rząd podjął bardzo trudne zadanie, co jasno wynika z podanych wcześniej przykładów, ale bardzo ważne. Dobrze byłoby, żeby prace te zakończyły się sukcesem, chociaż raz jeszcze podkreślam, że jest to niezmiernie trudne zadanie i może nie zakończyć się osiągnięciem zamierzonego celu.