Stanisław Kotowski
Adolf Szyszko na łamach "Pochodni"  (maj-czerwiec 1973) opublikował artykuł "Włodzimierz Dolański - Jego życie  i praca". Czytamy fragment tej publikacji: 
  "Po wojnie już w maju 1945 r.  Włodzimierz Dolański opracował memoriał pt. "Szkic o sprawie niewidomych w  Polsce", który skierował do Prezydium Rządu. W memoriale tym poddał ostrej  krytyce niedostateczne przygotowanie zawodowe niewidomych oraz niewłaściwe  formy pomocy ze strony społeczeństwa i państwa, wynikające z niezrozumienia  specyficznych potrzeb inwalidów wzroku. W nim też sformułował zasadniczą tezę,  stojącą u podstaw prawidłowej organizacji pomocy niewidomym, której motto  brzmiało: "Nic o nas bez nas". 
          Wywarła ona korzystny wpływ na rozwój  późniejszych wzajemnych stosunków między niewidomymi i ich organizacjami a  innymi instytucjami współpracującymi. Tylko na zasadzie zrozumienia potrzeb  niewidomych i życzliwej pomocy ze strony osób widzących, często  niewykluczającej wzajemności, mogliśmy uzyskać obecne osiągnięcia". 
          
          Jak widzimy, ten wybitny niewidomy, zresztą  nie tylko on, w niezwykle trudnych czasach tuż po zakończeniu okrutnej wojny,  podejmował starania o tworzenie lepszych warunków życia niewidomym. 
          Dr Ewa Grodecka w "Pochodni" z  grudnia 1956 r. opublikowała artykuł o Włodzimierzu Dolańskim pt. "Życie,  które uczy żyć". Opisała w nim całą drogę życiową i działalność znanego w  naszym środowisku tyflologa i działacza społecznego Włodzimierza Dolańskiego.  Czytamy fragment tego artykułu: 
          "W  tym czasie otrzymuje Dolański radosną wieść o powstaniu rządu w Lublinie i jego  składzie. Wiadomość ta jest dla niego tym radośniejsza, że minister  Skrzeszewski był w latach paryskich jego przyjacielem i miłym towarzyszem w  czasie wycieczki po Francji. Opierając się na materiałach, wspólnie z kolegami  opracowanych, Dolański formuuje "Pobieżny szkic w sprawie niewidomych w  Polsce" i po raz pierwszy rzuca w nim stale aktualne hasło niewidomych:  "Nic o nas bez nas". Nawiązuje kontakt z ministrem Skrzeszewskim i  wręcza mu dwa maszynowe egzemplarze "Szkicu": jeden dla niego, drugi  - z prośbą o wręczenie premierowi. Tą drogą postulaty polskich niewidomych  dostają się w ręce rządu i wywołują konferencję przedstawiciela kontroli  państwa z kolegą Dolańskim. Kontrola ta uzupełnia i potwierdza treść  "Szkicu". 
          
          Z cytowanego fragmentu dowiadujemy się, że  bezpośrednio po II wojnie światowej władze starały się podejmować problematykę  niewidomych i pomagać im. Skontrolowały informacje zawarte w "Szkicu"  Włodzimierza Dolańskiego i potwierdziły je. Dowiadujemy się, jak ważne mogą być  osobiste kontakty z przedstawicielami najwyższych władz państwowych oraz bliższe  poznanie przez przedstawiciela władz wykształconego, kulturalnego niewidomego. 
          Nie to jednak jest przedmiotem mojej zadumy  i moich rozważań. Jest nim hasło: "Nic o nas bez nas", na które przez  dziesiątki lat powoływali się niewidomi. Hasło to pojawia się wiele razy na  łamach prasy środowiskowej. Przytaczam dwie wypowiedzi na ten temat. 
          W publikacji "Musimy pomóc sobie  sami" ("Pochodnia" sierpień 1990 r.) Kazimierz Lemańczyk omawia  trudną sytuację warszawskiej Spółdzielni "Nowa praca niewidomych" w okresie  przemian społeczno-ekonomicznych w Polsce. Czytamy fragment tej publikacji: 
  "Środowisko niewidomych jest  specyficzne i musimy pamiętać o tym, by nasze sprawy trzymać we własnych  rękach. Nie można dopuścić, by zajmować się nami zaczęli ludzie, którzy będą  decydować za nas, ale nie będą kompetentni w naszych sprawach. Dlatego  szczególnie teraz powinniśmy pamiętać, że nic o nas bez nas. Musimy być w  środku tych wszystkich zagadnień, spraw. W tej trudnej sytuacji ekonomicznej  szybko możemy stracić efekty naszej kilkudziesięcioletniej pracy /.../". 
          Antoni  Szczuciński w artykule "Z czym do rzeczywistości "  ("Pochodnia" grudzień 1997 r.) pisze: 
  "Rzeczywistość oczekuje od nas i od  naszego Związku, że w sposób odpowiedzialny i fachowy zajmiemy się tymi najtrudniejszymi  problemami, wynikającymi z inwalidztwa. Na nas spoczywa obowiązek wskazywania  akceptowanych przez środowisko rozwiązań. Od nas będzie się oczekiwało  doradztwa w działaniach integracyjnych. Hasło: "Nic o nas bez nas" -  trzeba umieć obronić. Jeżeli temu nie sprostamy, to wiele problemów rozwiąże  się bez nas, czyli bez uwzględnienia naszych potrzeb". 
          
          Warto zastanowić się, czy hasło to jest  nadal aktualne i czy może być wykorzystywane w kontaktach z przedstawicielami  władzy ustawodawczej i wykonawczej. 
          Bez wątpienia niewidomi chcieliby mieć wpływ  na rozwiązania prawne, które ich dotyczą i na decyzje podejmowane w ich  sprawach. Zanim jednak wspólnie zastanowimy się nad tym zagadnieniem,  przypomnijmy sobie, skąd wzięło się to hasło. W odniesieniu do niewidomych, jak  już wiemy, po raz pierwszy hasło to zastosował Włodzimierz Dolański już w 1945  r. Czy jednak jest to hasło oryginalne, czy może było stosowane w odniesieniu  do innych czasów, spraw i osób. 
          W  Wikipedii czytamy: 
  "Nihil novi (łac. "nic  nowego") - potoczna nazwa konstytucji sejmowej z 1505, poważnie  ograniczającej kompetencje prawodawcze monarchy I Rzeczypospolitej. 
          Pełna formuła łacińska brzmiała nihil novi  sine communi consensu (nic nowego bez powszechnej zgody, co należy rozumieć jako:  nie można uchwalić nowego prawa, na które nie zgodzi się Sejm reprezentujący  powszechny interes szlachty). 
          Konstytucja ta została uchwalona przez sejm  radomski w kościele farnym pw. św. Jana Chrzciciela. Jej nazwę (Nihil novi sine  communi consensu, łac. "nic nowego bez zgody ogółu") potocznie  tłumaczy się jako "nic o nas bez nas". Zakazywała ona królowi  wydawania ustaw bez uzyskania zgody szlachty, reprezentowanej przez Senat i  izbę poselską. 
          Król mógł wydawać samodzielne edykty tylko w  sprawach miast królewskich, Żydów, lenn, chłopów w królewszczyznach i w  sprawach górniczych". 
          A więc Włodzimierz Dolański zastosował tę  dawną zasadę do innych spraw i innych ludzi w XX stuleciu. No i zasada ta, w  propozycji Dolańskiego, w przeciwieństwie do tej sprzed wieków, nie miała  ograniczać władz państwowych. Chodziło o to, żeby władze konsultowały ze  środowiskiem niewidomych sprawy dotyczące tego środowiska i korzystały z jego  wiedzy oraz propozycji przy rozwiązywaniu problemów osób niewidomych. I w tym  sensie hasło to jest aktualne w dalszym ciągu. 
          Dzięki przyjaźni Włodzimierza Dolańskiego z  ministrem Skrzeszewskim konsultacje były możliwe. No i nie bez znaczenia był  fakt, że Włodzimierz Dolański dysponował wiedzą tyflologiczną i był  niekwestionowanym autorytetem. Nie było wówczas silnych stowarzyszeń osób  niewidomych. Przedwojenne lokalne stowarzyszenia zaledwie wznawiały  działalność, a Związek Pracowników Niewidomych RP powstał dopiero w grudniu  1946 r. W tych latach możliwe było też inne traktowanie niewidomych niż  pozostałych osób niepełnosprawnych, jak to wówczas określano - inwalidów. 
          Obecnie prawo w naszym kraju, z niewielkimi  wyjątkami, dotyczy ogółu osób niepełnosprawnych, przy czym liczy się przede  wszystkim stopień niepełnosprawności, a nie jej rodzaj. Władze starają się też  traktować osoby niepełnosprawne jako jedno środowisko, jedna grupa - wszyscy  jednakowi. Zmienił się też zakres pojęć "niepełnosprawność" i  "osoby niepełnosprawne". Pojęcia te stały się tak pojemne, że mamy w  kraju kilka milionów osób niepełnosprawnych. 
          Jak pisze Małgorzata Pacholec w artykule  "Koordynowane wsparcie dla osób, które tracą wzrok" -  ("Pochodnia" nr 3 czerwiec 2020 r.) tylko osób z uszkodzonym wzrokiem  jest prawie 3 miliony. Czytamy początkowy fragment tego artykułu: 
  "Aż 2796700 osób miało w 2016 r.  uszkodzenia i choroby narządu wzroku (wg danych GUS). 42000 osób deklaruje, że  w ogóle nie widzi. Co 4. niepełnosprawność spowodowana jest znaczną dysfunkcją  narządu wzroku po schorzeniach narządu ruchu, układu krążenia i  neurologicznych. Równocześnie, co trzeci Polak nigdy nie był u okulisty  (badania TNS Polska)". 
          Dopóki  będziemy rozważali potrzebę pomocy tak wielkiej liczbie osób niepełnosprawnych  (samych osób z uszkodzonym wzrokiem prawie 3 miliony), nie będzie możliwe  objęcie efektywną opieką i pomocą tych, którzy naprawdę potrzebują pomocy i  opieki. Przecież zdecydowana większość tych osób potrzebuje jedynie okularów  albo soczewek kontaktowych. Myślę też, że większość z tych 40000 osób, które  twierdzą, że nic nie widzą, w rzeczywistości dysponują użytecznymi resztkami  wzroku. Przypuszczam, że całkowicie niewidomych nie ma więcej niż 10000. To  jednak są tylko moje przypuszczenia. Żeby podane liczby zweryfikować, konieczne  byłyby rzetelne badania i to nie przez naukowców o poglądach reprezentowanych  przez prof. Grabską-Liberek, która uważa, że 40 proc. normalnej ostrości  kompletnie wyklucza możliwość pracy zawodowej. Przypomnę, że pani profesor jest  okulistką, więc powinna głosić bardziej obiektywne poglądy. 
          Wśród osób z uszkodzonym wzrokiem mamy osoby  całkowicie niewidome, z niewielkimi możliwościami widzenia aż do prawie dobrze  widzących. 40 proc. widzenia pozwala funkcjonować niemal bez ograniczeń, a  całkowita utrata wzroku powoduje wielkie ograniczenia. Dodajmy osoby o różnym  stopniu uszkodzenia wzroku z dodatkowymi niepełnosprawnościami występującymi  także w różnym stopniu, a będziemy mieli zróżnicowanie tzw. naszego środowiska. 
          Podobne zróżnicowanie występuje wśród osób z  innymi niepełnosprawnościami. Wśród głuchych jest wielu, którzy mają jedynie  osłabiony słuch, ale świetnie radzą sobie, korzystając z aparatów słuchowych.  Wśród osób z uszkodzonym narządem ruchu są tacy, którzy nie są zdolni do  wykonywania kończynami górnymi i dolnymi żadnych ruchów i tacy, którzy mają  amputowaną jedną kończynę albo tylko przy chodzeniu posługują się laską  podpórczą. Wśród osób z upośledzeniem umysłowym są tacy, którzy nie są zdolni  zrozumieć czegokolwiek, nawet prostego pytania czy polecenia i tacy, u których  niepełnosprawności otoczenie nie zauważa albo niemal nie zauważa. 
          Jak w takiej sytuacji znaleźć wspólne  potrzeby, jak je artykułować, jak uzgadniać stanowiska. 
          Zastanówmy się nad taką sytuacją, w której  przedstawiciel PZN-u lub Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi prezentuje  ministrowi możliwości niewidomych, a wspomniana pani profesor przedstawia swój  pogląd. Nietrudno zgadnąć, że pan minister albo pani minister, uwierzy raczej  profesorowi lekarzowi okuliście, a nie przedstawicielom osób niewidomych. No,  chyba że zna osobiście dobrze zrehabilitowanych, wykształconych niewidomych,  którzy pracują na odpowiedzialnych stanowiskach, na przykład zna Pawła Wdówika.  No i wyobraźmy sobie, że przedstawiciele osób z różnymi niepełnosprawnościami  będą ministrowi przedstawiali wykluczające się propozycje. Wówczas najprostszym  rozwiązaniem dla ministra będzie stwierdzenie: "Uzgodnijcie, co chcecie  osiągnąć i wówczas przyjdźcie do mnie". 
          Wspomniałem wyżej, że ważne mogą być  osobiste kontakty z przedstawicielami najwyższych władz państwowych oraz  bliższe poznanie przez przedstawiciela władz wykształconego, kulturalnego  niewidomego. Obecnie Pełnomocnikiem Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych jest osoba  całkowicie niewidoma - Paweł Wdówik. Władze więc mają możliwość bezpośredniej oceny,  do czego może być zdolna osoba prawnie uznana za niezdolną do pracy. 
          W tym miejscu warto zwrócić uwagę Szanownych  Czytelników na różnicę możliwości Włodzimierza Dolańskiego I Pawła Wdówika.  Włodzimierz Dolański był osobą całkowicie niewidomą i Paweł Wdówik jest osobą  całkowicie niewidomą. Pierwszy miał znajomego ministra, a drugi jest  podsekretarzem, Pełnomocnikiem Rządu. Jednak możliwości Pawła Wdówika wcale nie  muszą być większe niż te, jakie miał Włodzimierz Dolański. Wprawdzie Paweł  Wdówik może w pewnym zakresie działać bezpośrednio, a Włodzimierz Dolański mógł  tylko prosić, argumentować, uzasadniać i wnioskować. Miał jednak tę przewagę  nad Pawłem Wdówikiem, że reprezentował interesy niewidomych i tylko  niewidomych. Nie musiał więc liczyć się z potrzebami, opiniami i żądaniami osób  z innymi rodzajami niepełnosprawności. Paweł Wdówik natomiast musi uwzględniać:  potrzeby i możliwości wszystkich osób niepełnosprawnych, ich opinie i żądania.  A jak staram się wykazać, nie jest to łatwe zadanie. 
  "Memoriał" Włodzimierza  Dolańskiego i jego hasło: "Nic o nas bez nas" zgłoszone zostały w  bardzo trudnej, powojennej sytuacji - kraj zrujnowany, społeczeństwo  wycieńczone, mnóstwo inwalidów wojennych oraz niepełnosprawnych cywilnych ofiar  wojny. Niełatwo było wówczas podejmować trudne zadania i je realizować. 
          Obecnie również nie jest łatwo. Paweł Wdówik  w dniu 7 stycznia 2020 r. został powołany na stanowisko Pełnomocnika. Razem z  nim nastała w Polsce pandemia Covidu19 a zanim ona całkowicie wygasła, Rosja  napadła na Ukrainę i w Polsce znalazło się ponad 2 miliony ukraińskich  uchodźców. No i mamy największą inflację od ponad dwudziestu lat. Nie są to  sprzyjające warunki do podejmowania zdecydowanych działań na rzecz osób  niepełnosprawnych. Włodzimierz Dolański osiągnął sporo i osoby niepełnosprawne  w Polsce sporo osiągnęły. W Polsce Ludowej osoby niepełnosprawne, w tym  niewidome i słabowidzące, korzystały z wielu uprawnień i ułatwień m.in. w  dziedzinie rehabilitacji zawodowej i zatrudnienia. W RP po 1989 r. wprowadzono  różne udogodnienia i rozwiązania korzystne dla osób niepełnosprawnych, np.  powołano Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i uchwalono  ustawę regulującą wiele zagadnień dotyczących zatrudnienia takich osób. W 2019  r. przyznano części osób niepełnosprawnych niezdolnych do samodzielnej  egzystencji, czyli ze znacznym stopniem niepełnosprawności "Świadczenie  uzupełniające" tzw. "500 plus dla niepełnosprawnych", a  wcześniej uchwalona została renta socjalna. 
          Obserwujemy więc stałą poprawę w zakresie  różnorodnej pomocy osobom niepełnosprawnym. Nie zawsze natomiast realizowane  jest hasło: "Nic o nas bez nas". Czy jednak może ono być stosowane? 
          Obecnie mamy co najmniej kilka stowarzyszeń  i związków stowarzyszeń, które chcą całościowo albo tylko wycinkowo  reprezentować interesy osób niepełnosprawnych. A i w naszym środowisku nie  byłoby łatwo wyłonić przedstawicielstwo, które nie budziłoby wątpliwości i  zastrzeżeń. 
          Niełatwo również ustalić katalog spraw,  który wszyscy uznaliby za własny. Inne potrzeby mają niewidomi a inne  słabowidzący, inne dzieci, inne młodzi i inne starsi. Nasze środowisko  zróżnicowane jest pod każdym względem i jego potrzeby są zróżnicowane. 
          Wspomniałem o niewidomych i słabowidzących,  ale przecież są osoby z uszkodzonym wzrokiem ze złożoną niepełnosprawnością. Są  osoby uznawane za niewidome, których druga niepełnosprawność jest tak ciężka,  że przy niej brak wzroku nie ma żadnego znaczenia. Są osoby z uszkodzonym  wzrokiem, z tak głębokim niedorozwojem umysłowym, że nie są zdolne do wykonania  ani jednego celowego ruchu i niezdolne do wypowiedzenia ani jednego zdania, a  nawet słowa. U tak poszkodowanych osób tylko z trudem można zauważyć czy one  widzą, czy nie. 
          Są niewidomi, którzy poruszają się na  wózkach inwalidzkich, są chorzy na cukrzycę i na różne inne choroby, są  głuchoniewidome i są chore psychicznie. No i są opiekunowie niektórych osób  niepełnosprawnych, którzy mają różne potrzeby i zgłaszają różne wnioski. 
          Warto dodać, że nawet dwie osoby o  jednakowym stopniu i rodzaju niepełnosprawności mogą mieć, i w wielu  przypadkach mają, różne potrzeby. Całkowicie niewidomy prawnik ma inne potrzeby  niż całkowicie niewidomy emeryt albo sportowiec. 
          Wszystko to komplikuje ustalenie listy  najważniejszych potrzeb i sposobów ich zaspokajania. Gdyby pieniędzy było w  bród, gdyby można było zaspokajać potrzeby wszystkich osób i wszystkie  potrzeby, te rzeczywiste i te urojone, albo wynikające z chęci zaspokajania  potrzeb osób bez niepełnosprawności, sprawa nie byłaby zbyt trudna. Wiemy  jednak, że pieniądze przeznaczane na pomoc osobom niepełnosprawnym i ich  opiekunów są ograniczone. Wiemy też, że niektóre osoby niepełnosprawne są  bardzo pazerne i chciałyby wszystko otrzymywać czy jest im to potrzebne, czy  nie, bo się im należy. Wiemy, że niektóre osoby niepełnosprawne, na poczet  swojej niepełnosprawności, chciałyby wyposażać dzieci i wnuków w drogi sprzęt -  tablety czy komputery. 
          Nie bez znaczenia jest również sposób  rozumienia niepełnosprawności i wynikających z niej potrzeb. Jedni uważają, że  taka niepełnosprawność jak brak wzroku, jest największym nieszczęściem i  przekreśla wszystkie możliwości człowieka. Inni twierdzą, że ślepota jest  niewielką dolegliwością, której skutki można dość łatwo przezwyciężyć. Między  tymi krańcowymi ocenami mieści się wiele odcieni nachylonych w jedną lub drugą  stronę oraz oceny realistyczne, które uznają wielkie znaczenie utraty wzroku i  jednocześnie są przekonani, że skutki tej tragedii można w znacznej mierze  przezwyciężać w procesie rehabilitacji. Od poglądów na niepełnosprawność zależy  oczekiwanie opieki albo dużej lub niewielkiej pomocy. 
          Ponieważ nie ma dostatecznie dużych  pieniędzy na zaspokajanie potrzeb osób niepełnosprawnych, istnieje potrzeba  ustalania jakiejś herarchii potrzeb i kolejności ich zaspokajania. 
          Przez wiele lat do moich obowiązków należało  opracowywanie regulaminów przyznawania stypendiów lektorskich oraz lektoratów  społecznych i zawodowych, skierowań na wczasy, skierowań do sanatoriów i  prewentoriów, sprzętu rehabilitacyjnego i dotacji na jego zakup, psów  przewodników i może czegoś jeszcze. Tak, tym wszystkim kiedyś zajmował się PZN.  Obecnie nikt nie opracowuje żadnych regulaminów tego rodzaju, ponieważ Związek  nie zajmuje się dystrybucją tego rodzaju dóbr. Ponieważ wiele lat zajmowałem  się podobnymi sprawami, wiem, jak są one trudne i jak różne mogą być poglądy. 
          Jako przykład posłużę się sprzętem  rehabilitacyjnym dla niewidomych. Obecnie sprawa jest uproszczona - sprzętem  rehabilitacyjnym są urządzenia techniczne produkowane lub adaptowane do potrzeb  osób niewidomych, np. zwykły komputer nie jest sprzętem rehabilitacyjnym, gdyż  produkowany jest do powszechnego użytku. Komputer udźwiękowiony jest sprzętem  rehabilitacyjnym, gdyż jest dostosowany do potrzeb osób niewidomych. No i  zaczynają się schody... 
          Niektórzy chcieliby przyjąć, że komputer nie  jest sprzętem rehabilitacyjnym, a sprzętem takim jest jedynie udźwiękowienie  komputera. Na szczęście PFRON tak nie uważa. 
          Byłem kiedyś świadkiem ostrego sporu dwóch  działaczy, kierowników okręgów, członków ZG PZN. Dodam, że były to całkowicie  niewidome osoby. Powinne więc łatwo dojść do porozumienia, a jednak... Otóż  jeden z tych działaczy stanowczo twierdził, że automatyczna pralka nie jest  sprzętem rehabilitacyjnym. Sprzętem takim jest tylko obrajlowiony programator.  Drugi działacz równie stanowczo twierdził, że samym programatorem prać się nie  da i cała pralka jest sprzętem rehabilitacyjnym. 
          Na tym przykładzie widać, jak różne poglądy  mogą być na ten sam temat. Dawniej uznanie, co jest sprzętem rehabilitacyjnym,  a co nie jest, zależało od posiadanych pieniędzy. Spółdzielnie niewidomych  dysponowały dużymi funduszami na cele rehabilitacyjne. Umożliwiało to uznawanie  niemal wszystkich aparatów służących w gospodarstwie domowym za sprzęt  rehabilitacyjny. Słyszałem, że w niektórych spółdzielniach nawet dywany i  glazurę łazienkową uznawano za sprzęt rehabilitacyjny i przyznawano dotację na  zakup tych dóbr. PZN nie dysponował tak wielkimi pieniędzmi, dlatego mniej  asortymentów uznawano za sprzęt rehabilitacyjny. 
          Zatrzymałem się nad tym sprzętem, żeby  pokazać, że podobne sprawy nie są tak jednoznaczne, jak mogłoby się wydawać. 
          Jeżeli jeszcze uwzględnimy fakt, że komputer  z programem powiększającym jest potrzebny osobom słabowidzącym, dla niewidomych  zupełnie nieprzydatny, że słabowidzący potrzebują pomocy optycznych, w tym lup  elektronicznych, a dla niewidomych są ważne drukarki brajlowskie itd., sprawy  stają się jeszcze trudniejsze. 
          Łatwo możemy się zgodzić, że wszystkim  osobom niepełnosprawnym trzeba pomagać. To oczywiste i nie budzi wątpliwości.  Jeżeli jednak zgodzimy się z tym ogólnym stwierdzeniem i przejdziemy do  szczegółów, bez wątpienia napotkamy na wielkie trudności. Wystąpią one w ramach  niby jednorodnej grupy osób niepełnosprawnych, jaką są niewidomi i  słabowidzący, a co dopiero wśród przedstawicieli różnych rodzajów  niepełnosprawności. Wspomniałem wyżej, ale przypomnę, że władze nie lubią  różnicowania osób niepełnosprawnych. 
          Konsultacje z przedstawicielami osób z  różnymi niepełnosprawnościami nie są łatwe, gdyż każdy doskonale rozumie własne  trudności, ograniczenia i potrzeby. Te własne są zrozumiałe i wielkie, a te  inne niekiedy zupełnie niezrozumiałe i przez to nieważne. 
          Jako przykład podobnych trudności powołam  się na naradę w PFRON-ie na temat dofinansowywania prasy środowiskowej.  Uczestniczyłem w tej naradzie jako przedstawiciel PZN. 
          Pozostali uczestnicy, którzy reprezentowali  osoby z różnymi niepełnosprawnościami, zrozumieć nie mogli, dlaczego wydawnictwa  dla niewidomych mają być dofinansowywane w większym stopniu niż inne.  Twierdzili, że im wystarczy pięćdziesięcioprocentowe dofinansowanie, a  niewidomi chcą więcej. Nie trafiały do nich argumenty, że druk brajlem jest  droższy, że papier jest droższy, że podręczniki wymagają dostosowania, a nie  tylko przedruku w brajlu, że nie może być rysunków, a jak są, muszą być  uproszczone i wymagają opisów. W końcu wpadłem na pomysł, żeby porównać  wydawnictwa dla niewidomych z wydawnictwami dla głuchych i dla osób z  upośledzeniem umysłowym. W tych przypadkach tekst musi być uproszczony, zdania  krótkie, proste, a w tekście nie może być przenośni, mniej popularnych  synonimów ani abstrakcyjnych pojęć. I to zostało zrozumiane. Zyskałem poparcie  przedstawiciela głuchoniemych oraz osoby pracującej z dziećmi i młodzieżą z  upośledzeniami intelektualnymi. 
          Piszę o tym, gdyż władze wolą unikać  oddzielnych konsultacji z przedstawicielami różnych rodzajów  niepełnosprawności. Wolą prawo tak formułować, żeby miało zastosowanie do  wszystkich rodzajów niepełnosprawności. 
          No i jak tu wspólnie konsultować, skoro są  aż tak duże rozbieżności oczekiwań. Dla osób poruszających się na wózkach  inwalidzkich ważne jest, żeby panele domofonów znajdowały się nisko, a dla  słabowidzących, żeby były wysoko. Dla głuchych ważne są aparaty słuchowe, pętle  indukcyjne i podobne urządzenia, a dla osób z głębokim niedorozwojem umysłowym  całodobowa opieka i pielęgnacja. Takich rozbieżnych interesów można by  wymieniać więcej, ale wracam na nasz grunt. 
          Tu też nie byłoby łatwo uzgodnić, co jest  najważniejsze, jakie potrzeby powinny być zaspokajane w pierwszej kolejności. Z  pewnością każdy z nas łatwo znajdzie różnice potrzeb między niewidomymi i  słabowidzącymi, między dorosłymi osobami z uszkodzonym wzrokiem a młodzieżą i  dziećmi oraz ich rodzicami. Jeżeli uwzględnimy osoby ze złożoną  niepełnosprawnością i ich potrzeby, sprawa staje się niemal beznadziejna. Ot,  chociażby głuchoniewidomi, którzy potrzebują takich pomocy jak niewidomi i jak  głusi, a są osobami niepełnosprawnymi w stopniu znacznym, takimi jak  słabowidzący, których ostrość widzenia wynosi 3/60 normalnej ostrości. Tak samo  niewidomi poruszający się na wózkach inwalidzkich. Ich sytuacji nie można  porównywać ani z sytuacją niewidomych, ani z sytuacją "wózkowiczów",  jest znacznie trudniejsza. 
          Tak dochodzimy do tego, że nie ma osób,  które mogłyby reprezentować interesy wszystkich rodzajów niepełnosprawności i  to niepełnosprawnych w różnym stopniu. Trudność polega i na tym, że im  niepełnosprawność jest mniejsza, tym łatwiej zabiegać o zaspokajanie własnych  potrzeb. Natomiast osoby z najcięższą, złożoną niepełnosprawnością, zwłaszcza  intelektualną, zupełnie nie są zdolne do starań o zaspokajanie jakichkolwiek  własnych potrzeb. 
          Niełatwo również od strony organizacyjnej  wyłonić reprezentanta np. niewidomych. PZN jest ciągle największym  stowarzyszeniem osób z uszkodzonym wzrokiem. Jego zdolności do reprezentowania  ogółu niewidomych nie wszyscy uznają. Poza tym PZN jest raczej stowarzyszeniem  słabowidzących, a nie niewidomych. Chociażby z tego względu nie bardzo może  reprezentować interesy osób całkowicie niewidomych, których zrzesza  wielokrotnie mniej niż słabowidzących. 
          Wielką przeszkodą w definiowaniu potrzeb  jest bardzo prymitywne zasady orzekania stopni niepełnosprawności. Pisałem o  tym w pierwszym artykule cyklu "Zaduma nad okruchami historii". 
          W okresie II Rzeczypospolitej  niepełnosprawność, czyli jak to wówczas określano "utratę zdrowia",  orzekano w procentach. Można było na przykład orzec 100 procent utraty zdrowia  ze względu na utratę wzroku i na przykład 70 procent ze względu na uszkodzenia  narządu ruchu. W ten sposób można było orzec 170 procent utraty zdrowia.  Umożliwiało to chyba dokładniej określać stopień niepełnosprawności, a przez to  poziom niezbędnej pomocy. Tymczasem w Polsce współczesnej ciągle orzekane są  tylko trzy stopnie niepełnosprawności. No i chyba będzie bardzo trudno uzgodnić  zmiany tej sytuacji, chociaż jest to konieczne. Konieczne jest większe  zróżnicowanie osób niepełnosprawnych ze względu na natężenie niepełnosprawności  oraz występowanie dwóch lub więcej niepełnosprawności jednocześnie. 
          Niestety,  uważam że wprowadzenie takiego zróżnicowania będzie niezmiernie trudne, gdyż  zdecydowanie przeciwstawiać się będą osoby mniej poszkodowane i opiekunowie  osób mniej poszkodowanych. Tak to wygląda, że osoby z najcięższą  niepełnosprawnością nawet nie uświadamiają sobie własnych potrzeb, nie mówiąc  już o domaganiu się ich zaspokajania. Im mniejsze ograniczenia powoduje  niepełnosprawność, tym większe możliwości artykułowania własnych potrzeb i  organizowania nacisku na ich zaspokajanie. Protesty opiekunów osób  niepełnosprawnych z pierwszej połowy 2014 r. dobitnie to wykazały. Pisałem o  tym w pierwszym artykule tego cyklu pt. "Problemy z orzekaniem  niepełnosprawności" oraz w artykule ósmym "Problemy związane ze  stanowieniem prawa". Mimo to przypomnę te żądania raz jeszcze, gdyż  dobitnie wskazują one na trudności pogodzenia różnych oczekiwań. 
          
  "Mamy te same żołądki! Chcemy tych  samych praw! Precz z dzieleniem opiekunów na lepszych i gorszych!" - takie  hasła skandowali opiekunowie dorosłych osób z niepełnosprawnością podczas  protestu, który rozpoczął się 27 marca 2014 r. przed siedzibą Sejmu. 
  "Nie ma niepełnosprawnych lepszych i  gorszych i nie ma opiekunów lepszych i gorszych. Wszyscy wykonują ciężką pracę  i wszyscy powinni być równo traktowani - mówił Alfred Surma ze Stowarzyszenia  Niepokonani 2012, jeden z protestujących". 
          Były również wypowiedzi, że osób, które są  niepełnosprawne w stopniu znacznym nie można różnicować, bo u nich został  orzeczony najwyższy stopień niepełnosprawności. Przecież nic nie może być  wyższe od najwyższego. 
          Tak więc protestujący odrzucili propozycję  zróżnicowania pomocy w zależności od stopnia niesprawności. Wiemy, że osoby  niepełnosprawne są bardzo zróżnicowane pod każdym względem, w tym pod względem  poziomu zrehabilitowania, zachowanych sprawności, występujących u nich  ograniczeń i posiadanych możliwości. Wydawałoby się, że wymusi to zróżnicowanie  zakresu i jakości pomocy rehabilitacyjnej, socjalnej i innej, która okaże się  niezbędna. 
          Wiemy też, że są osoby ze znacznym stopniem  niepełnosprawności, zwane "roślinami", które nie są zdolne do  niczego, do wykonania żadnego celowego ruchu ani wypowiedzenia nawet jednego  słowa ze zrozumieniem. Niektóre osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności  są silne, fizycznie dobrze rozwinięte, ale o bardzo niskim poziomie  inteligencji i przy tym agresywne. Mogą one sobie lub innym osobom wyrządzić  krzywdę - potrafią zjeść ziemię z doniczki, własny kał albo dźgać się nożem,  wyć z bólu i nadal wbijać nóż we własne ciało. 
          Jak więc można twierdzić, że wszystkie osoby  niepełnosprawne należy traktować jednakowo, że nie można różnicować udzielanej  im pomocy. Każdy kto wie, o czym mówi, nie będzie opowiadać takich głupstw,  chyba że ma w tym interes. 
          Hasło: "Nic o nas bez nas" wymaga  też odpowiedzi na pytanie: bez kogo? 
          Bez głuchych, bez niewidomych, jak głuchych  i jak niewidomych, bez upośledzonych umysłowo - w jakim stopniu itd. 
          
        Zwykle staram się wzmacniać optymizm, a tu  smutne są te moje rozważania. Bez wątpienia hasło "Nic o nas bez nas"  jest ciągle aktualne, ale niezwykle trudne do zastosowania w praktyce.  Zróżnicowanie osób niepełnosprawnych pod względem rodzaju niepełnosprawności i  stopnia jej natężenia powoduje konieczność różnicowania pomocy pod względem  jakości i zakresu. Z drugiej strony, zróżnicowanie to utrudnia wypracowanie  optymalnych form pomocy w zależności od rodzaju niepełnosprawności i stopnia  jej natężenia. Mimo opisanych i nieopisanych trudności, konieczne jest  poszukiwanie najlepszych rozwiązań i domaganie się wprowadzania ich w życie.  Trzeba przy tym uznać, że wbrew głoszonym poglądom, nie wszyscy niepełnosprawni  są jednakowi.