Logo 1%

Przekaż 1% naszej organizacji

Logo OPP


Logo 1%
Dołącz do nas na Facebooku

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zaduma nad okruchami historii (cz. 28)

Przegląd najważniejszych wydarzeń w środowisku niewidomych i słabowidzących po II wojnie światowej (cz. 2)

Stanisław Kotowski

Wydarzenia dotyczące organizacji pozarządowych działających w środowisku osób z uszkodzonym wzrokiem
Stanisław Kotowski

W pierwszej części "Przeglądu" opisałem wydarzenia, które dotyczą władz Polskiego Związku Niewidomych. Tę część poświęcam innym organizacjom pozarządowym, tj. stowarzyszeniom i fundacjom działającym w środowisku osób z uszkodzonym wzrokiem. Są to stowarzyszenia regionalne i ogólnopolskie oraz duże i małe fundacje.
W dalszym ciągu podstawą przeglądu jest "Zestaw wydarzeń" opracowany przez Józefa Szczurka na pięćdziesięciolecie zjednoczenia ruchu niewidomych w Polsce. Tak jak w pierwszej części zapowiedzi wydarzeń z "Zestawu wydarzeń" Józefa Szczurka poprzedzam literami J.S. a swoje uzupełnienia, komentarze i opinie literami S.K.

Nie ma możliwości omawiania regionalnych stowarzyszeń działających w naszym środowisku. Jest ich zbyt dużo - tylko stowarzyszeń rodziców dzieci niewidomych i słabowidzących działa co najmniej kilkanaście. Ponadto nie wszystkie mają w nazwie określenia: "niewidomych" czy "słabowidzących". Stąd trudności w ich wyszukaniu.
Do stowarzyszeń regionalnych, które nie mają w nazwie "niewidomych" ani "słabowidzących" należy m.in. Mazowieckie Stowarzyszenie Pracy dla Niepełnosprawnych "De Facto". Stowarzyszenie to, mimo że nie ma w nazwie określenia rodzaju niepełnosprawności, skupia się przeważnie na działalności na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem.
Oprócz wielu realizowanych różnorodnych zadań, wymienić trzeba dostosowywanie prasy do potrzeb osób z uszkodzonym wzrokiem. "De Facto" przetwarza i dostarcza osobom z uszkodzonym wzrokiem z całego kraju około 60 tytułów czasopism wydawanych w Polsce. Są to tygodniki i inne czasopisma dostępne na polskim rynku prasowym.

J.S. Rok 1945 - Wznowienie działalności Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Towarzystwo zostało założone przez Różę Czacką w 1911 roku. Jego celem jest kształcenie i wychowywanie niewidomych dzieci, przygotowanie ich do samodzielnego życia.
S.K. - Dodam, że Towarzystwo jest stowarzyszeniem, które posiada bardzo bogate osiągnięcia, przede wszystkim w edukacji dzieci i młodzieży z uszkodzonym wzrokiem, wychowaniu religijnym i przygotowaniu kadr działaczy do pracy w Towarzystwie, w Polskim Związku Niewidomych, w spółdzielczości niewidomych oraz w innych organizacjach pozarządowych i w instytucjach. Pomaga też niewidomym w innych krajach, przede wszystkim na Ukrainie, ale również we Włoszech, w Indiach oraz w Rwandzie.
Towarzystwu temu, ze względu na jego szeroką działalność i osiągnięcia można by poświęcić odrębny przegląd wydarzeń. Ograniczę się jednak do zamieszczenia odpowiedniego hasła z "Popularnej Encyklopedii tyflologicznej mojego autorstwa.
"Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi Laski, ul. Brzozowa 75, 05-080 Izabelin
Tel.: centrala: (22) 752-30-00
e-mail: tono@laski.edu.pl
www.laski.edu.pl
Posiada status organizacji pożytku publicznego. Jest jedną z najstarszych organizacji pozarządowych w Polsce. Powstało w 1908 r., tj. jeszcze w okresie zaborów, a kilka lat później zostały nakreślone zadania Towarzystwa.
(Wyjaśnienie rozbieżności - w 1908 r. Róża Czacka rozpoczęła działalność na rzecz niewidomych. W 1910 r. założyła Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi, które zostało zarejestrowane w 1911 r.).
Czytamy dalszy ciąg hasła z "PET":
"Towarzystwo może: zakładać i prowadzić przytułki, ochronki i szkoły z wykładowym językiem polskim, warsztaty, biura pośrednictwa pracy, czytelnie, biblioteki, ambulanse, lecznice, szpitale itd. Może również urządzać dla ociemniałych odczyty, koncerty, wycieczki, prowadzić drukarnię, udzielać pożyczek itd., słowem może otoczyć ich opieką rozumną i celową w najobszerniejszym zakresie, rozciągając przy tym działalność swoją na całe Królestwo".
Pamiętamy, że był to zabór rosyjski. Zgodę władz carskich na nauczanie w języku polskim należy uznać za wielki sukces. Fakt skutecznego starania się o tę zgodę, świadczy o zaangażowaniu Towarzystwa również w walkę o polskość.
Towarzystwo powstało dzięki staraniom Róży Czackiej, ociemniałej wielkiej społecznicy i patriotki. Była osobą głęboko wierzącą. Toczy się jej proces kanonizacyjny. W 1918 r. założyła Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, które miało współdziałać w pracy wychowawczej, edukacyjnej i rehabilitacyjnej prowadzonej przez Towarzystwo. Zgromadzenie w dalszym ciągu zajmuje się niewidomymi dziećmi i młodzieżą. Angażuje się również w działalność na rzecz dorosłych niewidomych.

Uzupełnienie: W "Popularnej encyklopedii tyflologicznej" napisałem, że toczy się proces kanonizacyjny Róży Czackiej. "Encyklopedia" została wydana w 2020 roku, a Róża Czacka ogłoszona została błogosławioną w dniu 12 września 2021 r.

Towarzystwo prowadzi bardzo szeroką, ważną i pożyteczną działalność. Podstawowym zadaniem Towarzystwa jest wychowanie, nauczanie i rehabilitacja niewidomych i słabowidzących dzieci oraz młodzieży. Cel ten realizuje przede wszystkim Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Laskach. Ośrodek prowadzi w Laskach i w innych miejscowościach placówki opiekuńcze i edukacyjne:
- Dom Dziecka Niewidomego na Saskiej Kępie w Warszawie,
- przedszkole,
- placówkę wczesnego wspomagania rozwoju niewidomego dziecka w Laskach i jej filię w Gdańsku-Sobieszewie,
- szkołę podstawową,
- szkołę podstawową specjalną w Rabce,
- Dział Głuchoniewidomych,
- branżową szkołę (rękodzielnik wyrobów włókienniczych, ślusarz, koszykarz-plecionkarz),
- szkołę zawodową specjalną (dziewiarz maszynowy, ślusarz, introligator, koszykarz, plecionkarz),
- technikum o kierunkach masażu leczniczego i informatycznym.
W Ośrodku prowadzone są różnorodne, bogate zajęcia internatowe i pozalekcyjne.
Prowadzone są także zajęcia w szkole muzycznej i ognisku muzycznym w trzech działach: podstawowym, umuzykalniającym i muzykoterapeutycznym. Wychowankowie uczą się gry na fortepianie, organach, flecie poprzecznym, gitarze, skrzypcach, altówce, trąbce oraz perkusji. Poza tym w ramach szkoły muzycznej prowadzone są przedmioty specjalistyczne: muzykografia, gra liturgiczna, fortepian z zasadami muzyki, emisja i terapia głosu, nauka akompaniamentu oraz improwizacje fortepianowe. Uczniowie mają możliwość regularnych konsultacji u wybitnych specjalistów z dziedziny metodyki nauczania gry na fortepianie.
Głównymi celami wychowawczymi Ośrodka są: wychowanie religijne, społeczno-moralne, patriotyczne, estetyczne i kulturowe, a przez to przygotowanie do życia samodzielnego i społecznie wartościowego.
Oprócz działalności na rzecz niewidomych dzieci i młodzieży, Towarzystwo udziela pomocy w różnych formach dorosłym osobom z uszkodzonym wzrokiem.
Kolejną, ważną formą działalności Towarzystwa jest Dział Niewidomych Dorosłych prowadzony w ścisłej współpracy ze Zgromadzeniem Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. Dział ten współpracuje z Krajowym i Diecezjalnym Duszpasterstwem Niewidomych, podejmuje działania na rzecz środowiska niewidomych: absolwentów Lasek i innych ośrodków oraz osób nowo ociemniałych. Dział ten prowadzi działalność charytatywną na rzecz środowiska niewidomych i świadczy różnego typu pomoc doraźną - zakupy, sprzątanie, sprawy lekarskie, urzędowe itp. Na terenie Warszawy prowadzi stołówkę, z której korzystają mieszkanki domu przy ul. Piwnej, osoby przychodzące z miasta oraz osoby, którym posiłki dostarczane są do domu. Pomocą objęte są osoby starsze, chore, samotne oraz niektóre rodziny wielodzietne.
Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi prowadzi też następujące placówki:
a) Zakład Opiekuńczo-Rehabilitacyjny dla Niewidomych Kobiet w Żułowie, który ma status domu pomocy społecznej oraz Warsztaty Terapii Zajęciowej funkcjonujące przy tym zakładzie,
b) Dom dla Niewidomych Mężczyzn w Niepołomicach,
c) Ośrodek Rehabilitacyjno-Wypoczynkowy w Sobieszewie dysponujący 102 miejscami, w którym organizowane są turnusy rehabilitacyjne i wypoczynek.
Zgromadzenie udziela też pomocy niewidomym w innych krajach. A oto zagraniczne placówki, w działalność których angażują się Siostry Franciszkanki Służebnice Krzyża: we Włoszech (Asyż), w Indiach (Bangalore i Kotagiri), na Ukrainie (Stary Skałat, Charków, Żytomierz), w RPA (Siloe) oraz w Rwandzie (Kibeho).

J.S. Październik 1946 - Zjednoczenie na zjeździe w Chorzowie związków regionalnych i powołanie ogólnopolskiej organizacji pod nazwą Związek Pracowników Niewidomych RP. Przewodniczący Zarządu Głównego dr Włodzimierz Dolański.
S.K. W "Popularnej Encyklopedii tyflologicznej" czytamy:
Związek Pracowników Niewidomych RP powstał 6 października 1946 r. na zjeździe w Chorzowie jako ogólnopolska federacja stowarzyszeń osób niewidomych, które reaktywowały działalność po II wojnie światowej.
Starania o zjednoczenie ruchu cywilnych niewidomych w Polsce podejmowali niektórzy niewidomi już przed II wojną światową. Udało się to dopiero w 1946 r.
Ówcześni działacze wychodzili z założenia, że o wszystko należy zabiegać, starać się, że skutecznie pomagać niewidomym może tylko silna, samorządna, samopomocowa organizacja.
Głównym zadaniem Związku było tworzenie warunków zatrudnienia niewidomych. Było to bardzo ważne, gdyż w wyniku wojny było wielu ociemniałych żołnierzy oraz cywilnych ofiar wojny. Związek organizował więc własne warsztaty, w których zatrudniał niewidomych. Zabiegał również o zatrudnianie niewidomych na otwartym rynku pracy.
Ważnym zadaniem była też odbudowa szkolnictwa dla niewidomych i walka z analfabetyzmem. Związek zorganizował dwa biura ręcznego przepisywania książek i podręczników brajlem. Później uruchomił brajlowską drukarnię i wznowił wydawanie "Pochodni", a następnie zaczął wydawać dla dzieci "Światełko". Ważną formą działalności było wydawanie miesięcznika w zwykłym druku pt. "Przyjaciel Niewidomych".
Związek organizował działalność w oparciu o doświadczenia z lat międzywojennych. Nie było to zgodne z polityką władz Polski Ludowej. W 1949 r. zakłady pracy tworzone przez Związek zostały przekształcone w spółdzielnie niewidomych i włączone do Centrali Spółdzielni Inwalidów. W ten sposób ekonomiczne podstawy działalności Związku zostały zniweczone. Następnie władze PRL zawiesiły Zarząd Związku i powołały kuratora, którego zadaniem było połączenie Związku Pracowników RP i Związku Ociemniałych Żołnierzy RP w jeden związek.
Zjazd zjednoczeniowy zorganizowano w dniach 16 i 17 czerwca 1951 r., na którym powołano Polski Związek Niewidomych.
Dodam, że Związek Pracowników Niewidomych RP, chociaż działał krótko, bo tylko ponad 4 lata, rozwinął szeroką działalność w dziedzinie edukacji, kultury, spraw socjalnych, a przede wszystkim w dziedzinie zatrudnienia niewidomych. Związek powołał wiele warsztatów produkcyjnych, w których zatrudniał niewidomych pracowników. Stowarzyszenie to jest ważnym ogniwem w historii ruchu niewidomych w Polsce.

J.S. Rok 1945 - Wznowienie działalności Związku Ociemniałych Żołnierzy RP. Związek powołany został w 1919 roku. W okresie międzywojennym jego prezesem był mjr Edwin Wagner.
S.K. W uzupełnieniu tej informacji podam za "Popularną encyklopedią tyflologiczną" kilka faktów dotyczących działalności tego stowarzyszenia.
Do 1939 r. był to Związek Stowarzyszeń Ociemniałych Żołnierzy Rzeczypospolitej Polskiej. Powstał w 1929 r. z połączenia trzech Związków zrzeszających ociemniałych żołnierzy. Były to: Związek Ociemniałych Wojaków założony w 1918 r. w Poznaniu, Małopolski Związek Ociemniałych Żołnierzy Spójnia, który powstał w 1922 r. we Lwowie oraz Związek Ociemniałych Inwalidów Wojennych i Ofiar Wojny, który powstał w 1926 r. w Warszawie.
Podczas II wojny światowej członkowie ZOŻ RP brali udział w konspiracji, a Związek działał legalnie. Niemcy zgodzili się na to. Po wyzwoleniu działalność Związku była kontynuowana. W 1951 r. na mocy decyzji władz państwowych ZOŻ został połączony ze Związkiem Pracowników Niewidomych RP i w ten sposób powstał Polski Związek Niewidomych. W 1956 r. ponownie rozpoczął działalność jako samodzielne stowarzyszenie o nazwie Związek Ociemniałych Żołnierzy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (ZOŻ PRL). W 1990 r. powrócił do nazwy - Związek Ociemniałych Żołnierzy RP. W 2009 r. zawiesił działalność, głównie z powodu stałego zmniejszania się liczby członków i trudności finansowania działalności.
Głównym zadaniem Związku było:
- udzielanie pomocy rehabilitacyjnej i socjalnej ociemniałym żołnierzom i ich rodzinom,
- udzielanie pomocy prawnej w sprawach dotyczących świadczeń z tytułu ubezpieczeń społecznych i stosunku pracy,
- otaczanie opieką wdów i sierot po ociemniałych żołnierzach,
- kultywowanie patriotycznych tradycji walk o wolność i niepodległość.

J.S. Luty 1945 - Powołanie Związku Zawodowego Pracowników Niewidomych w Warszawie.Przewodniczący zarządu - Michał Lisowski.
S.K. Informację tę uzupełniam cytatem z artykułu Władysława Gołąba "Jubileusz zjednoczenia" opublikowanego w "Pochodni" z października 1991 r. Czytamy:
"W Warszawie w lutym 1945 r. powstał Związek Zawodowy Pracowników Niewidomych, który zastąpił: Zjednoczenie Pracowników Niewidomych RP i Towarzystwo Niewidomych Muzyków. Przewodniczącym zarządu tej organizacji został Michał Lisowski, z zawodu księgowy. Związek w lokalu przy ul. Widok 22 prowadził biuro i warsztat szczotkarski".

J.S. Marzec 1945 - Utworzenie Związku Niewidomych Miasta Łodzi. Przewodniczący zarządu - Adam Tobis.
S.K. Informację tę uzupełniam cytatem z wyżej wymienionej publikacji Władysława Gołąba. Czytamy:
"Także w pierwszych miesiącach 1945 r., z inicjatywy J. Buczkowskiego, który w tym czasie przeniósł się do Łodzi, aby tam tworzyć szkoły dla niewidomych dzieci, powstaje Związek Niewidomych miasta Łodzi. Na przewodniczącego zarządu wybrano Adama Tobisa, ociemniałego żołnierza, z zawodu masażystę, pełniącego tę funkcję w organizacji łódzkiej do września 1939 r. Związek łódzki odzyskał swój przedwojenny lokal przy ul. Żwirki 20, gdzie poza biurem powstał warsztat szczotkarski".
S.K. Od siebie dodam, że niewidomi polscy zaczynali organizować się na terenach, z których Niemcy zostali wyparci, kiedy trwała jeszcze II wojna światowa.

J.S. Maj 1945 - Wznowienie działalności Stowarzyszenia Niewidomych Województwa Śląsko-Dąbrowskiego. Przewodniczący zarządu - Paweł Niedurny.
S.K. Powyższą informację uzupełniam również cytatem z publikacji Władysława Gołąba z października 1991 r. Czytamy:
"W maju 1945 r. reaktywowało działalność Stowarzyszenie Niewidomych Województwa Śląsko-Dąbrowskiego, w dawnej swej siedzibie przy ul. Hajduckiej 22 w Chorzowie. Stowarzyszenie uruchomiło przedwojenne warsztaty w Chorzowie i Bytomiu. Funkcję przewodniczącego zarządu objął Paweł Niedurny, późniejszy prezes zarządu spółdzielni chorzowskiej".

J.S. Wrzesień 1945 - Utworzenie Związku Niewidomych Bydgoszczy. Przewodniczący zarządu - Władysław Winnicki.
S.K. Jak się wydaje, nie jest to ścisła informacja. Władysław Gołąb pisze w "Pochodni" z października 1991 r.:
"We wrześniu 1945 r. wznowił działalność Związek Cywilnych Niewidomych na Wielkopolskę, z siedzibą w Bydgoszczy przy ul. Kołłątaja. Przewodniczącym zarządu został Władysław Winnicki, z zawodu nauczyciel.

Informacja podana przez Władysława Gołąba jest szersza i bardziej oddaje stan faktyczny. Wynika z niej, że stowarzyszenie istniało już wcześniej, a we wrześniu 1945 r. wznowiło działalność.
Ewa Grodecka w pracy "Historia niewidomych polskich w zarysie" pisze:
/... powstał Związek Cywilnych Niewidomych na Wielkopolskę /1923/ z siedzibą w Bydgoszczy, który w następnym roku i Pomorze objął swą działalnością.
Celem Związku było "polepszenie doli niewidomych". Wzrastająca stale liczba członków w roku 1939 doszła do 110".
I dalej Ewa Grodecka pisze:
"Zarząd Związku, którego prezesem prawie przez cały okres istnienia był Władysław Winnicki, znajdował się stale w trudnej sytuacji materialnej i musiał kierować się daleko idącą oszczędnością.
W czasie wojny Związek nadal opiekował się swymi członkami, o ile tylko było to możliwe. Niemcy bowiem po wkroczeniu do Bydgoszczy rozwiązali go oficjalnie wraz z innymi organizacjami, konfiskując ulokowane w banku fundusze".

J.S. Wrzesień 1948 - początki działalności wydawniczej, uruchomienie drukarni brajlowskiej w Gdańsku, powołanie do życia miesięcznika "Pochodnia" wydawanego w brajlu.
S.K. - Rozpoczęcie działalności wydawniczej było dziełem Związku Pracowników Niewidomych RP. I było to ważnym wydarzeniem w historii ruchu niewidomych w Polsce po II wojnie światowej.

J.S. Marzec 1950 - Odwołanie przez władze państwowe Włodzimierza Dolańskiego z funkcji prezesa, zawieszenie Zarządu Głównego Związku Pracowników Niewidomych RP, powołanie mjr Leona Wrzoska na kuratora Związku.
S.K. Był to początek likwidacji Związku Pracowników niewidomych RP, a także likwidacji samorządności polskich niewidomych. Formalnie samorządność ta istniała, ale PZN, który powstał w wyniku działalności majora Leona Wrzoska nadzorowany był, początkowo przez Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej a następnie przez Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej, przede wszystkim jednak przez Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

J.S. - Rok 1950 - Przeniesienie z Gdańska do Warszawy drukarni brajlowskiej a także redakcji czasopism i książek.
S.K. Był to początek szybkiego rozwoju drukarni, wydawania książek w brajlu oraz rozpoczęcie produkcji "książek mówionych", początkowo na magnetofony szpulowe, następnie na kasetowe i wreszcie w zapisie cyfrowym. Na podkreślenie zasługuje szybki rozwój prasy dla niewidomych. W okresie najlepszym pod tym względem ukazywało się kilkanaście tytułów czasopism.
Drukarnia przekształcona została w Zakład Wydawnictw i Nagrań Polskiego Związku Niewidomych, następnie w jednoosobową spółkę PZN-u, która była niewydolna ekonomicznie i w 2013 r. została zlikwidowana.

J.S. - Rok 1956 - Reaktywowanie Związku Ociemniałych Żołnierzy PRL.
S.K. - Jak pisałem wyżej, ZOŻ działał do 2009 r. na rzecz ociemniałych żołnierzy i ich rodzin.

J.S. - Rok 1966 - Józef Buczkowski powołuje do życia Towarzystwo Przyjaciół Niewidomych w Bydgoszczy. Głównym celem organizacji jest wybudowanie nowego obiektu dla Ośrodka Szkolenia Zawodowego Niewidomych. Pierwszym przewodniczącym Zarządu Głównego nowej organizacji został Józef Buczkowski. Towarzystwo Przyjaciół Niewidomych rozwiązało się w lutym 1991 roku.
S.K. - Towarzystwo spełniło swoją rolę, obiekt został wybudowany. Oddanie do użytku nowego budynku dla Krajowego Centrum Kształcenia Niewidomych nastąpiło w roku 1981.

J.S. - rok 1987 - Powołanie do życia Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom Niewidomym i Niedowidzącym "Nadzieja" w Radomiu. Prowadzi ośrodek szkolno-wychowawczy dla dzieci niewidomych w Radomiu.

J.S. - Rok 1990 - Powołanie do życia w Warszawie Stowarzyszenia Rodziców i Przyjaciół Dzieci Niewidomych i Słabowidzących "Tęcza". Prowadzi ośrodki dla dzieci z dysfunkcją wzroku ze sprzężonym kalectwem.
S.K. - Po 1989 r. powstało jeszcze kilkanaście, może więcej, stowarzyszeń rodziców i opiekunów dzieci z uszkodzonym wzrokiem. Nie zajmuję się nimi, gdyż nie jest łatwe dotarcie do informacji o ich działalności.
Są one stowarzyszeniami samopomocowymi. Ich celem jest rehabilitacja dzieci i młodzieży z uszkodzonym wzrokiem oraz pomoc rodzicom w rozwiązywaniu problemów rehabilitacyjnych i wychowawczych. Niektóre z tych stowarzyszeń mają duże osiągnięcia w pracy na rzecz dzieci i młodzieży z uszkodzonym wzrokiem, zwłaszcza z niepełnosprawnością złożoną.

J.S. - Rok 1991 - Powołanie do życia Stowarzyszenia Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących "Cross".
S.K. - Jest to ważne stowarzyszenie, które tworzy niewidomym i słabowidzącym warunki do aktywności, przede wszystkim fizycznej. Posiada kluby w wielu miastach, prowadzi treningi i organizuje zawody oraz mistrzostwa.

J.S. - Rok 1991 - Powołanie do życia Stowarzyszenia Niewidomych Cywilnych Ofiar Wojny z siedzibą w Gdańsku.
S.K. - Stowarzyszenie działało bardzo aktywnie pod kierownictwem Ryszarda Rutki. Dzięki staraniom Stowarzyszenia niewidomi cywilne ofiary wojny zostali zwolnieni z podatku od renty lub emerytury oraz otrzymują samoistne świadczenie w wysokości 50 % kwoty najniższej renty wypadkowej. Ponieważ świadczenie to przysługuje niezależnie od otrzymywanych świadczeń rentowych i emerytalnych, stanowi znaczną pomoc materialną.

J.S. - Listopad 1991 - Powołanie do życia na pierwszym zjeździe w Warszawie Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym
S.K. - W "PET" czytamy: "TPG działało aktywnie pod przewodnictwem Józefa Mendrunia. Było to stowarzyszenie działające na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem i słuchem. Jego członkami były osoby, które chciały pomagać głuchoniewidomym.
Celem Towarzystwa było zapewnienie pomocy i opieki osobom głuchoniewidomym. W ramach Towarzystwa istniała sekcja zrzeszająca rodziców dzieci głuchoniewidomych. Jej zadaniem była aktywizacja rodziców i włączanie ich w prace na rzecz dzieci.
TPG było członkiem Europejskiej Unii Głuchoniewidomych.
Po zmianach na funkcji prezesa Zarządu TPG na skutek różnych trudności Stowarzyszenie zostało rozwiązane".

S.K. - W podsumowaniu części dotyczącej organizacji pozarządowych należy dodać, że po roku 1989 powstały w naszym kraju liczne stowarzyszenia i fundacje. Nie sposób opisać je wszystkie. Mogę tylko przekazać za "PET" kilka informacji na ich temat.
"Fundacje działające na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem są organizacjami pozarządowymi. Działają w różnych dziedzinach, w tym na rzecz osób niepełnosprawnych, niewidomych i słabowidzących i odgrywają ważną rolę w ich rehabilitacji.
Zasady tworzenia i funkcjonowania fundacji określa Ustawa z dnia 6 kwietnia 1984 r. o fundacjach.
Fundacje różnią się od stowarzyszeń przede wszystkim tym, że nie zrzeszają członków. Fundację może powołać nawet tylko jedna osoba fizyczna lub prawna. Od stowarzyszeń nie muszą natomiast różnić się rodzajem działalności. W środowisku osób z uszkodzonym wzrokiem działają fundacje i stowarzyszenia. Prowadzą one podobną działalność. Jednak fundacje, na ogół, podejmują zadania w znacznie mniejszym zakresie niż stowarzyszenia, zwłaszcza te wielkie. Fundacje, podobnie jak stowarzyszenia, mogą posiadać status organizacji pożytku publicznego.
Trudno ustalić liczbę tych fundacji, gdyż nie wszystkie mają w nazwie określenia: "niewidomi", "słabowidzący", "osoby z uszkodzonym wzrokiem" lub podobne.
Jako przykłady wymienić można:
Fundację Pomocy Niewidomym w Polsce z siedzibą w Warszawie, Fundację Instytut Rozwoju Regionalnego z siedzibą w Krakowie, Regionalną Fundację Pomocy Niewidomym z siedzibą w Chorzowie, Fundację "Vis Maior" z siedzibą w Warszawie, Fundację "Szansa dla Niewidomych" z siedzibą w Warszawie, Fundację Polskich Niewidomych i Słabowidzących "Trakt" z siedzibą w Warszawie, Fundację na rzecz Edukacji i Upowszechniania Czytelnictwa Osób Niewidomych i Słabowidzących "KLUCZ" z siedzibą w Warszawie, Fundację "Audiodeskrypcja" z siedzibą w Białymstoku, Fundację "Świat według Ludwika Braille`a z siedzibą w Lublinie.
Odgrywają one ważną rolę w środowisku osób z uszkodzonym wzrokiem i przyczyniają się do zaspokajania wielu ich potrzeb".
Dodam jeszcze, że duża liczba małych organizacji pozarządowych nie musi być korzystna dla ogółu osób z uszkodzonym wzrokiem. Może jest korzystna dla wielu, a może tylko dla nielicznych.
Na łamach "Wiedzy i Myśli" z sierpnia 2011 r. znajdują się trzy publikacje na temat wielkich i małych organizacji. Warto je przypomnieć.

Małe prężne
Stanisław Kotowski

Polski Związek Niewidomych jest zabytkiem z minionej epoki, niereformowalnym molochem, nie spełnia już pozytywnej roli i powinien być zlikwidowany.
Tylko małe, prężne organizacje mogą pracować efektywnie, mogą dobrze zaspokajać potrzeby niewidomych i słabowidzących.

Jacek Zadrożny w rozmowie opublikowanej w numerze 11(23)/2010 "WiM" powiedział:
"Ten ruch przeżywa przemianę, która jest konieczna. Odchodzimy powoli od monopolu PZN w kierunku mniejszych, a za to prężniej działających organizacji skupiających się na konkretnych obszarach działalności. O kryzysie możemy mówić w wypadku PZN, który nie potrafi odnaleźć się w tej nowej sytuacji. Traktuje inne organizacje jak wrogów, a przynajmniej jak konkurencję, a przecież współpraca może przynieść korzyści obu stronom. Dopóki władze PZN tego nie dostrzegą - będą powstawały kolejne organizacje, bo ich założyciele będą wychodzić z założenia, że w ramach PZN wielu rzeczy nie da się zrobić.
Wbrew temu bowiem, co myślą niektórzy ludzie, w działalności pozarządowej nie liczy się masa, lecz aktywność. Mała grupka ludzi skupiona wokół pewnego obszaru działalności może zdziałać więcej, niż licząca kilkadziesiąt tysięcy członków organizacja. To trochę jak z malowaniem mieszkania - jeden człowiek pomaluje je w trzy dni, trzech ludzi w jeden dzień, a trzydzieści nie pomaluje go nawet w miesiąc, bo będą sobie nawzajem przeszkadzać. Jakie może być stanowisko PZN w konkretnej sprawie? Przecież nie da się go uzgodnić z kilkudziesięcioma tysiącami członków".
Józef Szczurek w artykule "Wierzę w ludzi" opublikowanym w numerze 4(26)/2011 "WiM" napisał:
"Wydaje mi się, że powinny powstawać niewielkie stowarzyszenia i zespoły fachowców, które specjalizowałyby się w określonych dziedzinach, na przykład - w organizowaniu pomocy socjalnej - głównie w kontaktach z urzędami samorządowymi i państwowymi, w poszukiwaniu pracy zawodowej, w organizowaniu i realizowaniu programów kulturalnych oraz w nauce obsługi komputera, w korzystaniu z możliwości rehabilitacji podstawowej, udzielaniu pomocy prawnej. Jestem przekonany, że małym organizacjom, pozbawionym cech masowości, łatwiej będzie włączyć się aktywnie do realizacji przyjętych programów. Powinno się w większym stopniu angażować do pracy społecznej ludzi widzących, zwłaszcza emerytów, którzy mając dużą teoretyczną i praktyczną wiedzę oraz sporo wolnego czasu, mogliby w istotny sposób przysłużyć się sprawie pomocy niewidomym i słabowidzącym".

Nie można lekceważyć opinii autorów, z których jeden posiada olbrzymią wiedzę tyflologiczną i jest "żywą historią" ruchu niewidomych w Polsce, a drugi - człowiekiem ociemniałym, który przeszedł z powodzeniem długą i wyboistą drogę do samodzielności. Czy jednak autorzy tych wypowiedzi trafnie oceniają możliwości małych stowarzyszeń?
Ich opinię podziela wielu niewidomych i słabowidzących. Prezentowane są one na listach dyskusyjnych i w prywatnych rozmowach. Tylko oficjalne czynniki, w tym pezetenowska prasa milczą na ten temat, zresztą na inne, trudne tematy również.

Rzetelna ocena możliwości wielkich i małych organizacji wymaga uwzględnienia możliwie wszystkich czynników, a przede wszystkim unikania schematyzmu i posługiwania się utartymi stwierdzeniami. Z pewnością wszystkich czynników, które mają wpływ na funkcjonowanie stowarzyszeń i innych organizacji nie będę mógł uwzględnić w jednym artykule. Postaram się jednak spojrzeć możliwie obiektywnie na to zagadnienie.

Przede wszystkim należy stwierdzić, że duże organizacje wcale nie muszą źle funkcjonować. Mamy w Polsce duże stowarzyszenia, których działalność nie budzi większych zastrzeżeń. Oczywiście, nie mam podstaw do ich oceny - zbyt mało wiem na temat ich działalności. Mogę jednak postawić pytanie, czy PCK, Caritas, Ochotnicze Straże Pożarne, Związek Powiatów Polskich i wiele innych działają źle, beznadziejnie i nie mają przed sobą przyszłości? Myślę, że tak nie jest.
Z drugiej strony, czy wszystkie małe organizacje są prężne i świetnie działają? Tak również nie jest.
Znam wielkie organizacje, które źle działają, a Ogólnopolski Sejmik Osób Niepełnosprawnych w ogóle nie działa i nawet rozwiązać się nie potrafił. A była to wielka organizacja - zrzeszała ponad sto stowarzyszeń osób niepełnosprawnych.
Znam też małe organizacje, którym wystarczyło sił jedynie na zarejestrowanie się i może zorganizowanie czegoś raz czy kilka razy. Tylko w Warszawie powstały co najmniej dwa, może więcej, stowarzyszeń osób całkowicie niewidomych i żadne nie działa.

Spróbujmy odpowiedzieć sobie, czy małe organizacje mogą działać dobrze, prężnie i zaspokajać w zadowalającym stopniu potrzeby swoich członków. Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta.
Myślę, że bardzo dużo zależy od ludzi, którzy angażują się w ich działalność. To jednak nie jest ani odkrywcze, ani niczego nie wyjaśnia. Od ludzi zależy również jakość działalności wielkich stowarzyszeń, np. Polskiego Związku Niewidomych.
Myślę, że małe organizacje pozarządowe mogą efektywnie działać na małą skalę, na rzecz niewielkiej grupy osób, realizować jedno lub dwa zadania, działać na niewielkim obszarze itd. W takim wymiarze, małe organizacje mogą mieć liczące się osiągnięcia.
Z pewnością na słowa wielkiego uznania zasługuje tworzenie niewidomym możliwości korzystania ze zwykłych czasopism. "De Facto" udostępnia już ponad 40 tytułów. Pracę tę rozpoczęła mała organizacja - Fundacja Polskich Niewidomych i Słabowidzących "Trakt" i kontynuuje również mała organizacja - Fundacja "De Facto". No i wykonuje wspaniałą pracę.
Niewielka organizacja Fundacja "Audiodeskrypcja" ma wielkie osiągnięcia w tworzeniu niewidomym łatwiejszych warunków korzystania z dóbr kultury i sztuki.
Tak samo projekt "Zobaczyć morze" tworzy niewidomym i słabowidzącym warunki do uprawiania żeglugi morskiej, a stowarzyszenie "Razem na szlaku" do uprawiania turystyki pieszej.
Oczywiście, organizacje te podejmują też inne zadania, ale mają one wąski charakter i ograniczony zakres tematyczny.
Dodam, że przy zawężeniu zadań, nawet osoby indywidualne, bez tworzenia specjalnej organizacji, a nawet działając jednoosobowo, mogą mieć liczące się osiągnięcia.
Przykładem może tu być uświadomienie władzom i społeczeństwu potrzeby stworzenia niewidomym warunków do pełnego korzystania z czynnego prawa wyborczego. Wystarczyło zaangażowanie Jarosława Gniatkowskiego i Jacka Zadrożnego oraz poparcia kilku innych osób, żeby problem zaistniał w przestrzeni publicznej.
Czy jednak mała organizacja, stowarzyszenie lub fundacja może działać w szerokim zakresie na terenie całego kraju, a chociażby tylko na terenie jednego województwa? Oczywiście, że nie.
Gdyby taka organizacja chciała, np. wydawać prasę, organizować szkolenia rehabilitacyjne oraz imprezy turystyczne i sportowe, działalność socjalną i świetlicową, musiałaby przekształcić się w dużą organizację, a to oznacza, że nie byłaby już organizacją małą.
Raz jeszcze podkreślam, że mała organizacja może zajmować się jakąś działalnością na niewielką skalę. Może zaopatrywać niewidomych w prasę ogólnodostępną, może wydawać własną prasę, może wydawać książki, opracowywać mapy, podejmować się opracowania jakiegoś rehabilitacyjnego tematu, organizować turystykę górską, nizinną lub morską itp. Nie może jednak robić tego wszystkiego, bo wymaga to zaangażowania wielu osób, administracji, księgowości, lokali, ogniw terenowych itd., a więc przekształcenia w wielką organizację. Dodam, że żadna mała organizacja nie może objąć chociażby minimalną pomocą rocznie kilku tysięcy nowo ociemniałych i wielu tysięcy osób z uszkodzonym wzrokiem, które potrzebują pomocy rehabilitacyjnej.
I jeszcze jedno, małe organizacje działają, można powiedzieć, punktowo. W takim jednym punkcie - wydawania miesięcznika, organizowania turystyki dla grona znajomych czy mieszkańców jednego miasta, organizowania szkoleń rehabilitacyjnych itp. może mieć wspaniałe wyniki. Niestety, wyniki te dotyczą tylko tego punktu. W sąsiednim mieście już może nie być żadnych imprez turystycznych, żadnych szkoleń rehabilitacyjnych, żadnej pomocy socjalnej. Oczywiście, tak też może być z wielką organizacją, np. z kołami PZN. Tu też jedno koło może pracować wspaniale, a sąsiednie istnieć na papierze. Teoretycznie jednak, praktycznie również, jest to możliwe. W dużej organizacji jest jakiś koordynator, zarząd, który mobilizuje, wspiera, pomaga, dopinguje, ocenia, porównuje. Fakt, że nie zawsze tak jest, ale tak powinno i może być. Przy wielu małych organizacjach, jest całkowita dowolność, bez możliwości jakiejkolwiek koordynacji, zorganizowanej pomocy wzajemnej, wymiany doświadczeń ani niczego podobnego.

Małymi organizacjami są koła Polskiego Związku Niewidomych. Jeżeli przyjąć, że "małe są prężne", koła PZN powinny działać bardzo prężnie i niektóre działają, ale nie wszystkie.
Dlaczego więc, chociaż są małe, prężnie nie działają? Przecież im nikt w tym nie przeszkadza. Z pewnością, nie przeszkadzają władze centralne ani okręgowe - może nie pomagają jak należy, ale nie przeszkadzają. Gdyby więc recepta była tak prosta - wielkie be, a małe cacy, to koła PZN powinny być właśnie cacy. Warto więc zastanowić się, dlaczego tak jest, dlaczego chociaż są małe, niektóre z nich mało działają.

Polski Związek Niewidomych już dawno przestał być monopolistą, przestał reprezentować wszystkich niewidomych i słabowidzących. Czy się nam to podoba, czy nie, jest to faktem, a faktom nie można przeczyć. Powstały dziesiątki stowarzyszeń i fundacji, które w swoich statutach mają zapisaną działalność na rzecz niewidomych i słabowidzących. Taka jest prawda i nic nie wskazuje na to, żeby sytuacja ta miała ulec zmianie.
Fakt, że PZN przestał być monopolistą ruchu niewidomych w Polsce, nie oznacza, iż przestał być potrzebny. Jest to wielkie stowarzyszenie, które posiada terenowe struktury i różne placówki. Posiada więc wielkie, potencjalne możliwości.
Myślę, że wszystkim nam powinno zależeć na tym, żeby PZN działał dobrze, żeby zaspokajał różnorodne potrzeby swoich członków. Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy widzieć mankamentów, nieprawidłowości i niedociągnięć w jego pracy. Musimy zastanawiać się nad tym, dlaczego tylu rzeczywiście niewidomych opuściło jego szeregi i dlaczego słabowidzący z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności tego nie czynią. Rozważania nasze jednak, powinny iść w kierunku, co należy i można poprawić w PZN, co zrobić, żeby wyeliminować nieprawidłowości, jak doskonalić jego działalność, a nie jak go zwalczać, ograniczać i zlikwidować. Jest to konieczne, gdyż nie ma innej, równie silnej organizacji, która miałaby podobne możliwości, jakie ma PZN, a co najgorsze, nic nie wskazuje na to, żeby organizacja taka miała powstać.
Należy jeszcze dodać, że nie wolno utożsamiać PZN-u z jego władzami. Adolf Szyszko ciągle powtarzał: "Dłużej klasztora niż przeora". Władze, a raczej ich działalność możemy i powinniśmy oceniać, nawet bardzo krytycznie, jeżeli na to zasługują. Sam Związek jednak, to już inna sprawa. Nie jest on z natury ani dobry, ani zły. Jest taki, jakich ma działaczy, jakie ma kierownictwo i jeżeli Związek nie spełnia naszych oczekiwań, winni są działacze i kierownictwo oraz warunki zewnętrzne, a nie PZN.
Pamiętać też należy, że te dziesiątki małych organizacji, które działają w naszym środowisku, również posiadają wielki potencjał, którego nie wolno marnować. Myślę, że konieczne jest głębokie zastanowienie się nad tworzeniem przyjaznych warunków współistnienia i współdziałania wszystkich organizacji działających w naszym środowisku. Myślę, że sytuacja powoli dojrzewa do powołania jakiejś formy federacji lub konfederacji tych organizacji. Nie może jednak być to federacja lub konfederacja zdominowana przez jedno, wielkie stowarzyszenie. Tak być nie może, bo małe organizacje nie pogodzą się z tym i się nie sfederują. Ale to już inne zagadnienie. Zajmę się nim w przyszłości.

Czytelnicy o małych i wielkich stowarzyszeniach
Opracowała Kaktus

Rafał Lewandowski - Szanowny Panie Stanisławie!
Podzielam Pańskie zdanie, że tylko silna i prężna organizacja, działająca na rzecz niewidomych jest w stanie załatwić wiele dla naszego wspólnego dobra.
Oczywiście, różnego rodzaju małe organizacje trzeba także wspierać i z nimi współpracować, jeśli są prężne i mają coś dobrego do zaoferowania naszemu środowisku. Należy tak współdziałać, aby niewidomym w Polsce żyło się lepiej.
Uważam także, że Związek czy jest dobry, czy też zły, to zależy tylko i wyłącznie od ludzi, którzy mają w nim coś do powiedzenia.
Również potrzebne jest zaangażowanie w działalność jego członków. Musimy być zjednoczeni i silni, gdyż tylko wtedy możemy wiele wywalczyć i wypracować dla naszego dobra.
Uważam, że jedna duża i silna organizacja jest potrzebna, ponieważ łatwiej jest jej wywrzeć wpływ na decydentów i łatwiej jest takiej organizacji się przebić ze swoimi żądaniami.
Bardzo leży mi na sercu przede wszystkim sprawa osób całkowicie niewidomych, do których również się zaliczam. My całkowicie niewidomi często czujemy się w Związku tłamszeni przez większość członków słabowidzących. Przejawia się to na każdym kroku naszego związkowego życia. Bardzo często całkowicie niewidomi traktowani są marginalnie.
Jest tak w przypadku wybierania nowych władz okręgów, w załatwianiu spraw codziennego życia, jak również na różnego rodzaju imprezach turystycznych. Na tych ostatnich jesteśmy bardzo niemile widziani przez słabowidzących kolegów i koleżanki. Właśnie pod tym względem powinno się wiele zmienić w naszym Związku.
Już słyszę, jak słabowidze na mnie będą pomstować i zarzucać mi, że jestem wobec nich zawistny i zazdroszczę im resztek wzroku. Nie, szanowni słabowidzący, nie jestem zawistny, tylko pragnę, żeby ten Związek był dla nas wszystkich i żeby każdy z nas mógł dobrze się w nim czuć. Pragnę też, żeby przede wszystkim niewidomi znajdowali w nim odpowiednie miejsce.
Osoby całkowicie niewidome wcale nie są istotami gorszymi od tych jeszcze posługujących się wzrokiem. Mają też duży potencjał umiejętności i różnego rodzaju talentów, które należy dostrzegać i promować. Każda jednostka ludzka jest jedyna w swoim rodzaju i niepowtarzalna, dlatego wnosi coś dobrego w ogólną całość.
Jeśli więc skończymy z taką niezdrową mentalnością, będzie nam łatwiej współdziałać w Związku dla wspólnej korzyści, a efekty na pewno będą z czasem odpowiednie.
Jeśli każdy będzie się w tym Związku dobrze czuł, to sądzę, że chętniej będzie się angażował w jego działalność.

Kuba J. - Sprawa jest bardzo prosta i dziwię się, że dotychczas nie została załatwiona. Wystarczy dać kołom osobowość prawną i będą hulały jak te "małe prężne".
Kiedy przed laty była dyskusja nad przyznaniem okręgom osobowości prawnej, bardzo się one tego domagały, a teraz kołom nie chcą jej przyznać. Dlaczego? Według mnie, rozwiązałoby to wiele problemów i działalność kół byłaby o wiele lepsza.

Stal - Jeśli nie będzie chęci działania, pomysłów na zrobienie czegoś, zachęcania do pojawiania się nowych ludzi, ale nie tylko po to, by zagrać w warcaby czy szachy, wypić herbatę czy kieliszek, poplotkować i krytykować, to nigdzie w żadnym przypadku nic się nie osiągnie. Zgodzę się z tym, że jeśli koła miałyby większą autonomię, to w wielu przypadkach działałyby pewnie lepiej. Ale zależałoby to wtedy właśnie od ludzi w zarządach tych kół.

Jacek P. - Zawracanie kijem Wisły! A co da nasza dyskusja? Jest to retoryczne pytanie, bo wiem, że nic. W moim kole jest tylko jedna mądra osoba. Jest nią pan prezes i on wie wszystko najlepiej. Tak było przed wyborami i tak jest po ponownym jego wyborze, i nic ani nikt, tego nie zmieni. W kole marazm, nic się nie dzieje, a zarząd okręgu ma to w d...
- Proszę więcej nie przysyłać mi żadnych artykułów do konsultacji. Takie konsultacje to Zarząd Główny i Zarządy Okręgów powinny prowadzić, a nie, za przeproszeniem, Pan Kotowski. A ponieważ Zarządy PZN nic nie konsultują, nie mam zamiaru się wypowiadać.

H.L. - Panie Kotowski, nie wiem, dlaczego Pan broni PZN-u. Wszyscy, którzy chcą, wiedzą, że z tej organizacji już nic nie będzie. A Pan naprawdę tego nie wie? To mnie dziwi, bo myślałem, że Pan jest mądrzejszy.

J.S. - Szanowny Panie Redaktorze Naczelny i... cała reszta funkcji i tytułów z należytym szacunkiem!
Po zapoznaniu się z treścią Pana artykułu "Małe prężne" mogę tylko jedno: podpisać się obiema rękami i na tym zakończyć dyskusję.
To przecież nie PZN działa dobrze lub źle. To ludzie wybrani do zarządów kół, okręgów i Zarządu Głównego działają zadowalająco, bądź stwarzają pozory działalności. Oczywiście, im większa organizacja, tym większe możliwości. Tyle tylko, że nie sama wielkość, jak zresztą Pan pisze, jest ważna.
Nie wiem, jakie stanowisko i z kim udało się panu J. Zadrożnemu uzgodnić. Moje koło liczyło kiedyś ok. 390 członków, a aktywistów było może 12. Nie przeszkadzaliśmy sobie wzajemnie, każdy miał swoją "działkę" i w miarę sił i czasu, jaki mógł poświęcić, tę "działkę uprawiał". Toteż zdanie: "Mała grupka ludzi skupiona wokół pewnego obszaru działalności może zdziałać więcej, niż licząca kilkadziesiąt tysięcy członków organizacja", uważam za pozbawione sensu. Nie widzę też sensu w zdaniach: "Jakie może być stanowisko PZN w konkretnej sprawie? Przecież nie da się go uzgodnić z kilkudziesięcioma tysiącami członków".
Po rozeznaniu potrzeb grupy (inwalidów wzroku) pewne stanowiska trzeba narzucać, a nie uzgadniać, bo gdzie trzech Polaków, tam pięć zdań. W czasie mojej działalności w kole zdobyliśmy pieniądze, załatwiliśmy autokar i postanowiliśmy zorganizować wycieczkę dla dzieci z okazji Dnia Dziecka do wesołego miasteczka. Gdyby nie fakt, że wycieczka została narzucona rodzicom, a nie uzgodniona z nimi, to nie doszłoby do jej realizacji. Znalazły się bowiem mamuśki, które uważały, że powinnam pieniądze podzielić i dać mamusiom, a one same zorganizują swoim pociechom Dzień Dziecka. Argumentem mateczek było, że ich dzieci do wesołego miasteczka wcale nie chcą jechać. Oczywiście, było to zdanie mamuś, a nie dzieci. Organizacja wycieczki w kole jest "pryszczykiem" w porównaniu z tematami, jakimi powinien zajmować się ZO czy ZG PZN, ale nie problem w uzgadnianiu stanowiska z poszczególnymi członkami, powinien być problemem głównym.
Z jednym Pana zdaniem, niestety, się nie zgadzam. Pisze Pan:
"Musimy zastanawiać się nad tym, dlaczego tylu rzeczywiście niewidomych opuściło jego szeregi i dlaczego słabowidzący z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności tego nie czynią". Otóż szeregi PZN-u opuszcza wielu ludzi, niezależnie od stopnia utraty wzroku. Kiedy pytałam moich znajomych, dlaczego wypisują się ze Związku, usłyszałam: "Po co mam należeć, nic z tego nie mam". Szkoda pieniędzy. I wcale nie byli to ludzie niewidomi. Zadzwoniłam właśnie do mojego koła. Zapytałam o to, kto rezygnuje z przynależności i czy zaobserwowali jakąś prawidłowość. Niestety, prawidłowości nie zaobserwowano, a dane na dzień dzisiejszy są takie:
I gr. mężczyźni - 74
II gr. Mężczyźni - 55
I gr. kobiety - 101
II gr. kobiety - 87
młodzież - 16
Ile całkowicie niewidomych - brak rozeznania.
Nie wiem, po co powstają nowe organizacje, działające na rzecz inwalidów wzroku - może należałoby o to spytać założycieli tychże stowarzyszeń. Czy wiedzieli o istnieniu PZN-u, czy działali w jego ramach, co przeszkadzało im w efektywnej działalności na rzecz innych, dlaczego założyli nową organizację i co przez to osiągnęli? Boję się, że często chodziło tylko o prestiż, a może o pieniądze. Nie wierzę też w federację powstałych organizacji. Skoro są tacy, którzy uważają, że tylko małe potrafią być prężne i to oni pozakładali te małe prężne, to federacja będzie dla nich molochem jeszcze większym niż PZN, i tym bardziej nie będą w stanie uzgodnić wspólnego stanowiska. Pomijam fakt, że każdy przedstawiciel tej małej prężnej będzie ważny jak magi w zupie, a może i ważniejszy.
kkk
Nie podejmowałem wówczas polemiki z osobami uczestniczącymi w dyskusji. Teraz, w kwietniu 2023 r., to czynię.
J.S. Zakwestionował fakt zmniejszania się liczby członków PZN, przede wszystkim całkowicie niewidomych. Stwierdził, że odchodzą członkowie niezależnie od stanu wzroku. Otóż czym innym są luźne spostrzeżenia, a czym innym statystyki. Nie dysponuję najnowszymi statystykami, gdyż w ostatnich latach są one niepełne, nie obejmują wszystkich okręgów. Trudno więc jest je porównywać. Przytaczam więc te sprzed jedenastu lat, gdyż są one wymowne.
Wyjaśniam jeszcze, że inicjały J.S., w tym przypadku, nie oznaczają redaktora Józefa Szczurka. Tak podpisał się inny czytelnik "Wiedzy i Myśli", który zabrał głos w dyskusji.
W miesięczniku "Wiedza i Myśl" z lutego 2014 r. w artykule "Opinia - na jakiej podstawie?" Aleksander Mieczkowski przedstawia garść statystyk sporządzonych na podstawie sprawozdań Zarządu GŁównego PZN dotyczących zmniejszania się liczby członków PZN-u.
Czytamy fragmenty publikacji:
"Na koniec 1998 r. PZN zrzeszał 83973 zwyczajnych i podopiecznych członków, a na koniec 2012 roku - 59876 osób. Ogólna liczba członków zmniejszyła się więc o 24097 osób, tj. o 28,7 procent".
Następny fragment:
"Powyższe liczby nie pozwalają ocenić, jaki jest stopień atrakcyjności PZN-u dla osób niewidomych, a jaki dla słabowidzących. Popatrzmy więc na kolejne porównania.
Przed czternastu laty całkowicie niewidomych zwyczajnych członków PZN-u było 5848, a na koniec 2012 r. - 3151 osób. Ze Związku ubyło 2697 osób, spadek wyniósł więc 46,1 procent.
Liczba członków ze znacznym stopniem niepełnosprawności przez 14 lat spadła z 50663 do 30435, czyli o 20228 osób - 39,9 procent.
A teraz dane dotyczące osób z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności. Ich liczba w grudniu 1998 r. wynosiła 26736, a czternaście lat później - 24697 - ubyło 2039 osób, czyli 7,6 procent".
Jak widzimy, proporcjonalnie znacznie więcej ubyło osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności - 39,9 procent, a całkowicie niewidomych najwięcej - 46,1 procent. W tym samym czasie słabowidzących z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności ubyło tylko 7,6 procent".

Wiesław S. - Witam szanowną redakcję!
Nie sądzę, żeby PZN przeżywał jakiś kryzys. To, że wielu członków odeszło, nie jest problemem. Jest to ich wybór i do tego mają prawo. Warunki są trudne. Mam tu na myśli finansowanie działalności PZN-u. Dotyczy to wszystkich organizacji, a nie tylko naszego Związku. Jeżeli ktoś tego nie rozumie, to niech sobie idzie. Jego strata. Wielu zostało i dobrze czuje się w swoim środowisku. A ci, którzy tylko chcą korzystać, niech korzystają gdzie indziej.
To nie wina władz PZN-u, że na nic pieniędzy nie ma. Dawniej, kiedy PZN podlegał ministerstwu zdrowia, pieniądze zawsze były. Cóż, te dobre czasy chyba prędko nie wrócą. Nie wróci też chyba PZN, który będzie dawał pralki, lodówki, maszyny do pisania, magnetofony, skierowania wczasowe, leczenie uzdrowiskowe, zegarki, lektoraty i wiele innych. Dawałby i teraz, gdyby miał, ale ministerstwo zdrowia już nie daje pieniędzy, a PFRON... lepiej nie mówić.
Szkoda słów, bo to i tak nic nie pomoże. Ci, którzy odeszli, nie wrócą i nie ma czego żałować.
Moje koło organizuje tyle ciekawych imprez, tyle spotkań, a zawsze jest kawa i ciasto. I dobrze, że tak jest. Ja jestem zadowolony, że jestem członkiem i nie mam zamiaru przestać nim być. A że na te spotkania przychodzi mało ludzi - przecież nikt ich wołami przyciągać nie będzie.
Ciekawy jestem, czy Stary Kocur rzucił legitymację PZN-u? A redaktor "Wiedzy i Myśli"?
S.K. - Informuję Czytelników, że nadal jestem członkiem PZN-u. Od kilkudziesięciu lat nie korzystam z żadnej pomocy PZN-u - nie ma takiej potrzeby, ale w przeszłości Związek poważnie ułatwiał mi życie, a nawet pomógł rozwiązać niektóre bardzo ważne problemy życiowe.

Duże niemrawe czy małe prężne?
Maria Marchwicka

W artykule "Małe prężne" red. Kotowski przytacza wypowiedzi dwóch opiniotwórczych osób. "Nie można lekceważyć opinii autorów, z których jeden posiada olbrzymią wiedzę tyflologiczną i jest "żywą historią" ruchu niewidomych w Polsce, a drugi - człowiekiem ociemniałym, który przeszedł z powodzeniem długą i wyboistą drogę do samodzielności".
Pozwolę sobie zauważyć, że cytowane przez red. Kotowskiego osoby wypowiadały się konkretnie o kondycji i klimacie panującym w PZN i do tej organizacji należy zawęzić rozważania typu duży-mały. Oczywiście, jest wiele prężnie działających organizacji, rozbudowanych i zasobnych w wiele oddziałów, ale czy ten fakt zmienia cokolwiek w odczuciach niewidomych związanych z PZN?
Rolę PZN upatruję przede wszystkim jako organizacji opiniotwórczej, lobbystycznej i trzymającej "rękę na pulsie" w fazie tworzenia aktów normatywnych, tropiącej biurokrację i nieżyciowe przepisy wykonawcze. Organizacji, która ściśle współpracuje z PFRON na etapie powstawania programów celowych, aby w mądry sposób chronić interesy medycznie niewidomych. PZN to także stowarzyszenie pomocowe, w którym opiekę i wsparcie uzyskają przede wszystkim niewidomi, a nie ich namiastka, czyli ludzie o osłabionym wzroku z tytułu, np. krótkowzroczności czy wieku. Medycznie niewidomych lub prawie niewidomych jest w PZN około 6 proc. Właśnie oni powinni mieć przede wszystkim możliwość zakupu sprzętu rehabilitacyjnego na dogodnych warunkach finansowych, możliwość wyjazdu do naszych ośrodków z opłacanym przewodnikiem, chociaż raz na trzy lata.
Rolą PZN jest wsparcie i pomoc w organizowania i działalności poradni rehabilitacji wzroku, szczególnie dzieci, ścisła współpraca z placówkami oświatowymi w sprawie edukacji i jej technicznego zaplecza.
Odnoszę wrażenie, że PZN miota się od pomysłu do pomysłu, a raczej od pisma do pisma i to bez większych efektów. Ewidentnym przykładem jest milczenie PZN, kiedy tworzono zapis dotyczący ulgi na przewodników dla osób niewidomych I i II grupy. Wiadomo przecież, że wiele osób z tych grup dobrze posługuje się wzrokiem, a pomiędzy niewidomym i niedowidzącym jest znaczna różnica w samodzielnym poruszaniu się, przy wykonywaniu innych czynności również. Oczywiście, takie stanowisko PZN byłoby "niepolityczne" i budziłoby sprzeciw osób z II grupą. A tak, mamy teraz wszyscy kłopot z przewodnikiem, ale najbardziej dostało się medycznie niewidomym, a przecież to oni powinni być osią tej organizacji.
Owszem, PZN i jego "centrala" powinny sprawdzać się w zmienionym profilu, natomiast małe organizacje, o których była mowa, są potrzebne, konieczne, a nawet niezbędne, ponieważ kanalizują obszary niezagospodarowanych potrzeb i energii społecznej. I choć ich efekty mieszczą się w kilku zaledwie imprezach czy dokonaniach, to jest dobrze. Robią bowiem wiele rzeczy dobroczynnie i na miarę posiadanych możliwości finansowych i lokalowych, a przede wszystkim napędzane są pasją ludzi w nich działających.

S.K. - Tak wyglądała dyskusja zainicjowana przez "Wiedzę i Myśl". Przedstawiłem fakty dotyczące stowarzyszeń, PZN-owi poświęciłem cały duży artykuł z cyklu "Zaduma nad okruchami historii" nr 27 pt. "Rozwój i kryzys Polskiego Związku Niewidomych" oraz przedstawiłem dyskusję z "Wiedzy i Myśli" z sierpnia 2011 r. na temat wielkich i małych organizacji. Wiem, że nikt z władz PZN-u nie przejmie się moimi poglądami ani poglądami innych dyskutantów. To prawda, ale "kropla drąży skałę". Ponieważ niewidomi oraz słabowidzący są i pewnie zawsze będą, trzeba myśleć, co i jak możemy dla siebie zrobić. No i musimy wiedzieć, że jedna osoba wiele nie dokona, że musi być jakieś stowarzyszenie, które skupi wysiłki, ukierunkuje je i będzie dążyło przez dłuższy czas do realizacji istotnych celów.
W trzeciej części przeglądu wydarzeń zajmę się ruchem spółdzielczości niewidomych w Polsce.